Salon Kultury i Sztuki

 

Marek Ring w wywiadzie dla polishwinnipeg o poezji mówi :"uważam, że poezji wcale nie należy rozumieć - trzeba ja przyjąć, przeżyć i niekoniecznie zaakceptować jako swój punkt widzenia świata czy zjawisk. Ważne natomiast jest, żeby poezja rozbudziła wyobraźnię i pewną osobistą uczuciowość, która gdzieś zawsze drzemie w nas i niechętnie się ujawnia. Często nie zdajemy sobie nawet sprawy z naszych odczuć i poezja powinna pomoc nam je uczłowieczyć.

Wywiad z Markiem Ringiem
 

 

Do przyjaciół

Raz jeszcze dziękuję
Za rozproszenie mroków duszy
W takim dniu gdzie pamięć
Cofa się w pogoni
Za dziecięcym uśmiechem
I tak na zawsze utraconym
Wyobrażeniu o raju
Tam kędy stąpać nam
Po całunach wzorzystych
Jak tu pośród tak realnego
Przeżuwania kęsa chleba
Chwaląc dzień pański
Słotny w klęski
I radosny dotknięciem
Ręki przyjaciela
 
na polskiej ziemi

jak tam na polskiej ziemi
czy spadają pod nogi rude kasztany
czy wiatr śpiewa w kominie
na dwa świerszcze i kontrabas
w mgielno świetlisty krajobraz
po jeszcze jednej nieważnej już zgoła bitwie

a tam przy waszym rodzinnym stole
mama pewnie dzieli misternie poranny chleb
uszczknij i dla mnie choć okruszynę
by posilić stroskane serce
gdzieś w dalekim kraju
gdzie chłód już gra swe jesienne nutki
na skotnialej z zimna okarynie
Portret

Pogadaj ze mną miła
Z tym co nie ma za wiele
By pomieścić to wszystko
I ciebie w chwale
I poświeceniu i miłości może
Jeśli to się tak naprawdę nazywa
Ty sama będąc w zwierciadlanym pokoju
Oglądasz mnie czasem
Wtedy uśmiech zastyga na spotniałych wargach
Bo wiesz dokładnie
Co niezrealizowane
Co wyśnione
Co niedotykalne
I tak śpią nasze lata
Pośród drzew i łąk
Spływa noc i deszcz
Aż w końcu nikt nie rozpozna
Nawet błagających o litość cieni


 
wznosisz dom

oto świt rozpościera swe blaski promienne
w tak dobrze znajomych perspektywach
tu twoje miejsce
przekute w kamieniu
pośród tamtych brzóz, maków i pocałunków

uśmiechasz się wstydliwie
do swych proroczych snów
tak uparcie przemierzając drogi ku doskonałości
wsłuchany w księżycowy rytm deszczu w
paprociach
podając dłoń
żebrzącemu o zmiłowanie przy drodze

tak w wiecznych wędrówkach ustały

wznosisz dom

by nie czuć bólu nieustannej tymczasowości
pod obcym niebem
tulisz ufnie wiośniany krzew bzu
i ścielesz przyjazny spokój w podcieniach klonów

tu kiedyś wreszcie odwiesisz
swój wysłużony stethoskope