Dlaczego płacimy ubekom za ich zbrodnie?
Autor: Leszek Żebrowski
20.10.2008.
Po 1989 r. jednym z głównych problemów państwa polskiego, mozolnie
odzyskującego niepodległość,
była kwestia, co zrobić z najbardziej rażącymi pozostałościami PRL.
Dotyczyło to przede wszystkim PZPR - partii politycznej,
sprawującej nieprzerwanie (1944-1989) dyktaturę z nadania wrogiego
mocarstwa, jakim był Związek Sowiecki, oraz tajnych służb (cywilnych
i wojskowych), które były tej partii największą podporą;
umożliwiały bowiem zwalczanie wszelkiej prawdziwej i potencjalnej
opozycji. Było oczywiste, że bez delegalizacji PZPR i jej
tajnych służb nie będzie dekomunizacji, a bez tego - nie nastąpi
szybki powrót do normalności.
Kolejne ekipy po 1989 r. (z wyjątkiem krótkotrwałego rządu Jana
Olszewskiego) aż po 2005 r. i zwycięstwo wyborcze PiS nawet
nie markowały takich zamiarów. PZPR dokonała "ucieczki do przodu",
zmieniając nazwę oraz wymieniając część prominentnych działaczy.
Bezpieka cywilna została
zreformowana tylko częściowo, zachowując twardy kościec w postaci
zasiedziałych na stanowiskach
kierowniczych funkcjonariuszy po sowieckich kursach. Służby wojskowe
nie przeszły nawet kosmetyki -
zmieniono im tylko nazwę na WSI.
Podobny zabieg zastosowano, o czym już mało kto pamięta, w 1956 roku.
Urzędy Bezpieczeństwa
wówczas faktycznie częściowo zreformowano, przesuwając "do cywila"
najbardziej skompromitowanych
funkcjonariuszy. Osławiona Informacja Wojskowa zmieniła zaś tylko
nazwę.
Nie było dekomunizacji, więc nie było dezubekizacji
Jednym z oczywistych zadań powinna być likwidacja najbardziej
rażących przywilejów materialnych i
niematerialnych dla oprawców z okresu komunistycznego. Należą do
nich przede wszystkim bardzo
wysokie renty i emerytury funkcjonariuszy aparatu partyjnego (sekretarzy
PZPR różnych instancji) oraz
funkcjonariuszy ścisłego aparatu represji. Okazało się, że wybrano
zupełnie inną drogę - np. Tadeusz
Mazowiecki, jako premier kończący urzędowanie, w ostatnich dniach
sprawowania funkcji hojnie
przyznawał "renty specjalne" dla skompromitowanych ludzi aparatu
władzy. Ręka mu przy tym nie
drżała, bo to my płaciliśmy i płacimy je z naszych podatków.
Sprawa emerytur dla UB dwukrotnie stawała na porządku dziennym: raz
zablokował przyjęcie takiej
ustawy prezydent Lech Wałęsa, drugi raz zrobił to prezydent
Aleksander Kwaśniewski. Nietrudno
zrozumieć takie, a nie inne ich posunięcia...
Obecnie mamy do czynienia z pomysłem ograniczenia emerytur dla
ubeków ze strony rządu Platformy
Obywatelskiej. Co ciekawe, pomysł ten pojawił się nagle (nie było
tego przecież w programie wyborczym tej partii) i prawie
natychmiast został przygaszony przez zaniepokojone media, "autorytety"
i usłużnych prawników. Dość zgodny chór narzekaczy twierdzi
bowiem, że zrobić tego nie można i mnoży przeszkody. A to
niekonstytucyjność, a to "prawa nabyte", a to starzy i chorzy ubecy
też wymagają troski państwa... I ogromna liczba "problemów"
szczegółowych, polegająca na dzieleniu każdego włosa na czworo tak,
aby nic z tego nie wyszło. Co ciekawe, obecny pomysł również
nie objął służb wojskowych, które - szczególnie w okresie
stalinowskim - były jeszcze bardziej okrutne niż UB.
Przypomnijmy zatem, komu i za co płacimy do dziś horrendalnie
wysokie emerytury. Przecież są to
ludzie, którzy w ogromnej większości przypadków nigdy nie skalali
się żadną pożyteczną pracą, a ich
ówczesna działalność powinna być publicznie piętnowana!
Sowieckie początki 1940-1944
Wbrew obiegowej opinii Urzędy Bezpieczeństwa Publicznego nie
pojawiły się "same z siebie" w lipcu 1944 roku. Ich kadry i
zalążki struktur były szykowane przez Stalina już od 1940 r., jako
przygotowanie do realizacji dalekosiężnego celu - podbicia
Polski i utrzymania jej w całkowitej podległości od komunistów.
Już od września 1940 r. organizowano w Smoleńsku ok. 200-osobowy
batalion NKWD (była to tzw.
Aleksandrowskaja Szkoła) dla potrzeb przyszłego aparatu
bezpieczeństwa w Polsce. W jego skład
wchodzili Polacy, Żydzi, Ukraińcy i Białorusini, jako rzekomi
reprezentanci ziem wcielonych do Związku
Sowieckiego w 1939 roku. Pierwsi absolwenci kursów wojskowych,
wywiadowczych i politycznych
(zakończonych w marcu 1941 r.) otrzymali zadania "operacyjne". Nie
ma wątpliwości, że brali oni udział
w represjach wobec ludności polskiej, nabierając odpowiednich
doświadczeń. Natomiast grupa uznanych
za zdolniejszych została skierowana do dalszego szkolenia w Gorkim.
Takie kursy ukończyli m.in.
późniejsi najbardziej prominentni funkcjonariusze aparatu
bezpieczeństwa w Polsce Ludowej, jak:
Aleksander Kokoszyn (m.in. szef Informacji Wojskowej LWP), Władysław
Spychaj vel Sobczyński (m.in.
Niezależny Serwis Informacyjny
http://iskry.pl Kreator PDF
Utworzono 3 April, 2009, 02:35
szef WUBP w Rzeszowie i Kielcach, dyrektor Biura Paszportów
Zagranicznych MBP), Mieczysław Moczar vel Mikołaj Demko (m.in.
wiceminister bezpieki, minister spraw wewnętrznych), Konrad Świetlik
(dowódca KBW, wiceminister bezpieki) czy Józef Czaplicki vel Izydor
Kurc (m.in. dyrektor Departamentu
MBP).
W latach 1942-1943 pod Moskwą szkolono podobne grupy. Wśród nich
byli m.in. Jan Frey-Bielecki
(później m.in. szef WUBP w Katowicach i Krakowie) oraz Stefan
Antosiewicz (m.in. dyrektor
Departamentu I MBP). Przyszłych kadr było jednak ciągle za mało, jak
na przewidywane potrzeby. W
związku ze zbliżaniem się Armii Czerwonej do granic II RP z
inicjatywy Stanisława Radkiewicza
(późniejszego szefa MBP) w miejscowości Biełoomot pod Moskwą
powołano Samodzielny Batalion
Szturmowy (SBS), przekształcony wkrótce w Polski Samodzielny
Batalion Specjalny (PSBS). Szkolono w nim wybranych żołnierzy
do przyszłych zadań w aparacie bezpieczeństwa. Kierowali nim
oficerowie NKWD i NKGB. Spośród nich oraz innych
wyselekcjonowanych (wg bardzo ostrych kryteriów politycznych) osób z
różnych jednostek 1. DP i Armii Czerwonej wybrano następnych
kandydatów do przyszłej bezpieki.
Szkolenie tej grupy odbywało się wiosną 1944 r. w Kujbyszewie, w
Obwodowym Zarządzie NKWD, w
"Szkole Oficerskiej nr 366".
Zgromadzeni tam kandydaci od początku zostali poddani bardzo
szczegółowym badaniom
kontrwywiadowczym i politycznym ze strony NKWD. Komendantem szkoły i
kursu "polskiego" był płk
Dragunow (oficer śledczy NKWD), jego zastępcą ds. wyszkolenia - płk
Somow. Jedynym wykładowcą,
znającym język polski, był ppor. Lajb Ajzen-Wolf (vel Leon Ajzen,
później Andrzejewski, dyrektor
Departamentu MBP), wówczas zastępca komendanta szkoły ds.
polityczno-wychowawczych. 31 lipca
1944 r. absolwenci uzyskali tzw. charakterystyki, uprawniające ich
do określonego rodzaju zadań
operacyjnych (wywiadowczych i kontrwywiadowczych, agenturalnych i
śledczych). Skierowano ich do
Lublina, do dyspozycji ówczesnego płk. Stanisława Radkiewicza,
kierownika resortu bezpieczeństwa
publicznego PKWN. Obejmowali najważniejsze funkcje w centrali
resortu oraz tworzonych jednostek
terenowych (Powiatowych i Wojewódzkich UB). Jednak bardzo szybko
rozrastający się resort bezpieki
cierpiał cały czas na dotkliwe braki kadrowe. W związku z tym
rozpoczął się kolejny kurs w Kujbyszewie, a jego absolwenci od
marca 1945 r. trafiali do centrali MBP i jednostek terenowych. Ci
właśnie, wcześniej przeszkoleni agenci sowieccy, zakładali
trzy szkoły oficerskie na potrzeby MBP: Szkołę Oficerów
Bezpieczeństwa, Szkołę Oficerów Polityczno-Wychowawczych i Centralną
Szkołę Oficerów Liniowych. Tak właśnie z sowieckiego nadania i
oddania Sowietom powstała osławiona bezpieka, przez szereg lat
budząca grozę wśród Polaków. Można sobie wyobrazić, że gdyby Adolf
Hitler zechciał tworzyć namiastkę państwa polskiego, to
również "polskie" gestapo czy SS powstawałoby z renegatów,
folksdojczów i fanatycznych członków NSDAP...
Państwo w państwie Bezpieka była nadzorowana przez Biuro
Polityczne KC PPR (następnie PZPR). Na jej czele stali obywatele
sowieccy, członkowie WKP(b): gen. Stanisław Radkiewicz (szef resortu)
oraz gen. Natan Grünspan-Kikiel vel Roman Romkowski i gen.
Mojżesz Bobrowicki vel Mieczysław Mietkowski (jako zastępcy).
Początkowo powołano dwa piony: polityczny oraz gospodarczy,
które były później szczegółowo rozbudowywane. Na terenach
zajętych przez Armię Czerwoną od lipca 1944 r. do resortu
przyjmowano przede wszystkim członków PPR i AL oraz
partyzantki sowieckiej, a także elementy kryminalne (tylko do 1946
r. zwolniono dyscyplinarnie za "nadużycie władzy i
przestępstwa pospolite" ok. 25 tys. funkcjonariuszy!).
Od 1 stycznia 1945 r. dotychczasowy resort bezpieczeństwa
publicznego przekształcono formalnie w
Ministerstwo Bezpieczeństwa Publicznego, składające się z 9
wydziałów (na prawach departamentów).
W czerwcu 1945 r. został powołany nowy pion: Wydział do spraw
Funkcjonariuszy, kontrolujący lojalność funkcjonariuszy
resortu. W strukturze organizacyjnej bezpieki przeprowadzano bardzo
częste
reorganizacje, zmieniając nazwy i numery wydziałów (departamentów),
powołując nowe jednostki (biura,
inspektoraty i szefostwa). MBP kierowało Wojewódzkimi UBP oraz
Powiatowymi i Miejskimi UBP. W
gminach były placówki podlegające pod PUBP. W grudniu 1944 r.
bezpieka liczyła ok. 3 tys.
funkcjonariuszy, rok później - już 24 tysiące. W 1953 r. było ich
ponad 33 tys., z tego w samej centrali
ok. 7,5 tysiąca.
Do 1954 r. w ramach MBP działały także: Milicja Obywatelska (48 tys.
funkcjonariuszy w kwietniu 1945
r., a już 70 tys. na koniec tego roku), Ochotnicza Rezerwa Milicji
Obywatelskiej (125 tys. członków w
1946 r.), Korpus Bezpieczeństwa Wewnętrznego (41 tys. żołnierzy i
oficerów), Wojska Ochrony
Pogranicza (32 tys. żołnierzy i oficerów) oraz więziennictwo i obozy
pracy (ok. 10 tys. funkcjonariuszy),
Straż Przemysłowa (ok. 32 tys. pracowników) oraz inne służby (np.
Wydział Cenzury, Biuro ds. Dowodów Osobistych, Biuro
Paszportów Zagranicznych, Departament Techniki Operacyjnej,
Centralne Archiwum, Biuro Wojskowe). MBP zajmowało się
wywiadem, kontrwywiadem, zwalczaniem organizacji
Niezależny Serwis Informacyjny
http://iskry.pl Kreator PDF Utworzono 3 April, 2009, 02:35
niepodległościowych, Kościoła katolickiego i innych wyznań, opozycji
politycznej (PSL, SP); kontrolowało działalność wszystkich
instytucji politycznych, społecznych, gospodarczych i religijnych;
przygotowywało procesy polityczne (pokazowe i tajne);
infiltrowało instytucje opozycyjne i emigracyjne.
Było to niewątpliwie państwo w państwie, nad którym nadzór powinna
sprawować partia komunistyczna,
tej jednak władza nad bezpieką wymknęła się z rąk. Nawet członkowie
Biura Politycznego PPR/PZPR mieli niewiele do powiedzenia,
jeśli nie uzyskali na to zgody w Moskwie. Tej zaś wygodnie było
trzymać w szachu swych podwładnych za pomocą tak sprawnego
straszaka.
Na wszystkich szczeblach organizacyjnych od początku istnienia
resortu bezpieczeństwa publicznego
funkcjonowali tzw. sowietnicy, czyli doradcy sowieccy z NKWD, którzy
mieli nieformalny nadzór nad pracą i działalnością wszystkich
pionów. Przy S. Radkiewiczu funkcjonowali I. Sierow, N. Seliwanowski,
S. Dawydow, S. Lalin, G. Jewdochimienko, szefowie WUBP i PUBP
- inni doradcy. Było ich kilkuset; choć działali od początku,
o przysłanie ich z NKWD zwrócono się dopiero... w styczniu 1945 roku.
Ich sztab mieścił się w ambasadzie sowieckiej w Warszawie,
dysponowali własną siecią agenturalną, inspirowali działania
resortu, zakulisowo kierowali grupami operacyjnymi, organizowali
m.in. procesy pokazowe, dokonywali na własną rękę aresztowań i
organizowali akcje przeciwko oddziałom podziemia
niepodległościowego. Ich dziełem było także fałszowanie wyników tzw.
referendum w 1946 r. (mjr Aaron Pałkin) i "wyborów" w 1947
roku. Ich działalność trwała aż do stycznia 1957 roku. Ale nie
całkiem zniknęli - w następnym okresie część z nich pozostała
w PRL jako członkowie oficjalnej "misji KGB".
Zbrodnie, zbrodnie, zbrodnie
W swej działalności bezpieka stosowała metody zbrodnicze i
przestępcze, dokonując m.in. masowych
zabójstw w celu zastraszenia społeczeństwa. Między innymi w Mińsku
Mazowieckim w nocy z 2 na 3
marca 1945 r. zamordowano 7 osób, w tym b. burmistrza z ramienia
Delegatury Rządu na Kraj; w
Hrubieszowie w nocy z 3 na 4 marca 1945 r. - kilkanaście osób z AK;
w Gutach-Bójkach 7 marca 1945 r. - 9 osób; w Siedlcach w nocy
z 12 na 13 kwietnia 1945 r. - 17 osób z AK i NSZ. Przeprowadzano
pacyfikacje wsi, podejrzanych o sprzyjanie podziemiu (dziełem UB
było spalenie Wąwolnicy 2 maja 1946 r. przez grupę operacyjną
PUBP Puławy). Akcje represyjne zawsze były połączone z rabunkiem
mienia ludności, co nazywano eufemistycznie "konfiskatą".
W wyniku prowokacji operacyjnych MBP przejmowano kontrolę nad
oddziałami podziemia
niepodległościowego. Największa z nich to operacja "Lawina"
przeciwko NSZ na Podbeskidziu -
zamordowano bez sądu ok. 150-200 żołnierzy ze zgrupowania VII Okręgu
NSZ kpt. Henryka Flamego ps. "Bartek" w ramach "Planu
likwidacji "B". Kierowali nią osobiście: gen. Roman Romkowski i płk
Józef Czaplicki, a głównymi wykonawcami byli Henryk Wendrowski,
Czesław Krupowies, Józef Kratko i Marek Fink. W ramach "działań
operacyjnych" rozbijano całe organizacje. Tak było np. z utworzeniem
fikcyjnego tzw. V Zarządu WiN w latach 1948-1953 (Operacja "Cezary").
Bezpieka powoływała tzw. bandy pozorowane - prowokacyjne oddziały
pozorujące działalność
niepodległościową, dokonujące pospolitych morderstw i rabunków;
tajne bojówki bezpieki ("szwadrony
śmierci") mordowały ujawnionych żołnierzy AK i NSZ, działaczy PSL,
niekiedy także członków PPR, aby zastraszyć własnych
zwolenników; stosowały terror wobec opozycyjnie nastawionych
działaczy
politycznych i społecznych. W ramach "Operacji 'K'" (przygotowanej w
październiku 1950 r. przez płk. J.
Czaplickiego) wytypowano do aresztowań prawie 14 tys. osób (z
opozycyjnie nastawionej inteligencji oraz "kułaków"). W ciągu
jednej nocy aresztowano prawie 5 tys. ludzi, uznanych arbitralnie
jako "wrogi
element".
W aresztach i więzieniach MBP podejrzani o działalność "kontrrewolucyjną"
przebywali często latami bez sankcji; niektórych w śledztwie
mordowano. Tak zginęli m.in. Tadeusz Łabędzki - przywódca Młodzieży
Wszechpolskiej i działacz SN; Leopold Rutkowski - dyrektor
Departamentu Spraw Wewnętrznych Delegatury Rządu na Kraj; Jan
Rodowicz - żołnierz AK z batalionu "Zośka"; światowej sławy uczeni,
jak prof. Marian Grzybowski - dermatolog; prof. Władysław
Tarnawski - wybitny anglista.
Agentura, kontrola społeczeństwa i więzienia
Bezpieka dysponowała szeroką siatką konfidentów i donosicieli: w
1948 r. było 5 tys. agentów i 48 tys.
informatorów (łącznie do 1956 r. przewinęło się przez nią milion
osób!) - z tego ponad 70 proc. zwerbowano na podstawie "materiałów
kompromitujących", czyli pod przymusem; znaczna ich część
wywodziła się z organizacji konspiracyjnych oraz z opozycyjnych
partii politycznych: PSL i SP, ale w 1948 r. aż 30 proc.
konfidentów było członkami PPR, ponadto istniały tzw. kontakty
obywatelskie (byli to przede wszystkim członkowie PPR-PZPR,
którzy nie podpisywali zobowiązań i nie zakładano im "teczek").
Sieć agenturalna była tworzona we wszystkich środowiskach i
zakładach pracy; zakaz werbowania młodzieży poniżej 17. roku
życia nie był powszechnie respektowany. Pułkownik J. Czaplicki na
odprawie
Niezależny Serwis Informacyjny
http://iskry.pl Kreator PDF Utworzono 3 April, 2009, 02:35 szefów
WUBP 10 grudnia 1954 r. cynicznie przyznał: "Najostrzejszy oręż
naszej walki, jaką jest agentura, rozpowszechniliśmy w
zastraszający sposób, dając prawo każdemu werbować. Werbowaliśmy na
ilość, instruowaliśmy i polecaliśmy werbować i jeszcze raz
werbować. Każda akcja państwowa, społeczna i polityczna w
praktyce naszego aparatu mnożyła sieć agenturalną. W ten sposób
niemały procent naszego społeczeństwa przewertowaliśmy".
Bezpieka kontrolowała wszelkie przejawy życia społecznego, ingerując
także w życie prywatne obywateli.
Na przykład w 1953 r. skontrolowano 3,6 mln listów i przesyłek
zagranicznych oraz 12,4 mln krajowych!
Decydowano o zatrudnieniu poszczególnych obywateli, miejscu
zamieszkania czy dostępie do oświaty i
nauki. Jedną z form kontroli społeczeństwa była "Kartoteka
ogólnoinformacyjna", w której
ewidencjonowano wszystkich aresztowanych, zwolnionych z więzień i
obozów, ujawnionych podczas
amnestii z lat 1945 i 1947, z czasem także wszelkich "podejrzanych":
osoby współpracujące z
podziemiem, obywateli obcych państw, osoby przybyłe z zagranicy,
repatriantów, członków
przedwojennych partii politycznych, zatrudnionych w przedwojennej
administracji państwowej, Policji
Państwowej, Straży Granicznej, Straży Celnej, żandarmerii, Korpusie
Ochrony Pogranicza,
przemysłowców, kupców, członków arystokracji rodowej itp. W 1948 r.
w "Kartotece" było 1,2 mln kart, a w 1953 r. już 5,2 mln kart.
Według innych danych, w 1954 r. było to 10 mln kart "wrogów
klasowych",
ale w latach 1955-1956 część z nich zniszczono.
Bezpieka posiadała własny aparat śledczy, którym od 1944 r. kierował
płk Józef Goldberg vel Różański. W czerwcu 1947 r. powołano
Departament Śledczy, który zasłynął szczególnie okrutnym
postępowaniem wobec osób aresztowanych. Jego praca polegała
głównie na wymuszaniu fałszywych zeznań przy stosowaniu
najbardziej wyszukanych tortur: były to przesłuchania ciągłe przy
pozbawieniu snu (tzw. konwejer), bicie na wszelkie sposoby,
pozbawianie pożywienia i wody, osadzanie w "karcerach" itp.
Formalnie był on kontrolowany przez organa prokuratorskie, w
praktyce było to całkowitą fikcją w kontekście dyspozycyjności
i lojalności prokuratury i sądów wobec bezpieki. Aresztowań często
dokonywano w sposób "tajny" (bez świadków) i więźniów przetrzymywano
miesiącami bez nakazu prokuratorskiego. Według raportu
prokuratora wojewódzkiego w Białymstoku z października 1946 roku:
"na 110 osób przebywających w areszcie tylko jednej osobie wydano
nakaz aresztu przez prokuratora".
W przypadku zbyt "intensywnego" śledztwa (gdy np. aresztowany zmarł
na skutek tortur) nakaz
prokuratorski był antydatowany.
MBP dysponowało własnym państwem "gułagów", czyli więzieniami:
centralnymi, karno-śledczymi i
karnymi, aresztami WUBP i PUBP oraz obozami pracy. We wrześniu 1944
r. było ich "tylko" 13, ale w
1954 r. już 179. Na wzór NKWD zorganizowano obozy pracy,
wykorzystujące pracę więźniów w
przedsiębiorstwach produkcyjnych podległych MBP (w tym w
kamieniołomach i kopalniach węgla). W
1952 r. przebywało w nich 41 proc. wszystkich więźniów karnych.
Panujące w niektórych z nich warunki
sanitarno-bytowe, dyscyplina i zakres władzy oprawców nad więźniami
nie różniły się od warunków
panujących w hitlerowskich obozach koncentracyjnych. Więźniowie byli
bowiem bardzo źle odżywiani,
zbiorowo zapadali na choroby zakaźne, wybuchały epidemie. Na jednego
więźnia przypadało mniej niż 1
m kw. powierzchni.
W więzieniach istniały ponadto Działy Specjalne zajmujące się
tworzeniem agentury tzw. celowej.
Werbowano ich spośród więźniów, a także wprowadzano do cel agentów,
którzy nie byli więźniami. Ich
zadanie polegało na rozpracowywaniu więźniów dla potrzeb dalszego
śledztwa. Ogółem przez więzienia,
areszty i obozy pracy UB w latach 1944-1956 przewinęło się ok.
miliona osób uznanych za "wrogów
klasowych". Wykonano w nich ok. 5 tys. wyroków śmierci, ale
dwukrotnie więcej, bo ok. 10 tys.,
zamordowano bez sądu. Część skazanych i aresztowanych zmarła na
skutek niezwykle ciężkich śledztw i warunków panujących w
więzieniach i aresztach. Ponadto w wyniku obław, pacyfikacji terenu,
zbiorowych represji i operacji przeprowadzanych przez UB lub
pod kierunkiem funkcjonariuszy tego resortu zginęło
kilkadziesiąt tysięcy ludzi.
Reorganizacje i pozorne rozliczenia
W grudniu 1954 r. MBP zostało zreorganizowane, rozwiązano osławiony
Departament X (ochrony PZPR) i zwolniono kilkunastu
najbardziej skompromitowanych funkcjonariuszy. W jego miejsce
powołano Komitet do spraw BP, któremu przewodniczył z ramienia
KC Władysław Dworakowski (do marca 1956 r.), następnie Edmund
Pszczółkowski (do listopada 1956 r.); pierwszym zastępcą
przewodniczącego został Naum vel Antoni Alster (do grudnia
1956 r.).
Równolegle utworzono wówczas Ministerstwo Spraw Wewnętrznych (MSW),
któremu podporządkowano
m.in. MO, ORMO, więziennictwo i KBW. Poza nazwami niewiele się
zmieniło, cały aparat centralny i
terenowy bezpieki pozostał nietknięty. 13 listopada 1956 r. Komitet
został zlikwidowany i wszystkie jego
komórki organizacyjne weszły w skład MSW, od stycznia 1957 r. pod
zmienioną nazwą - jako Służba
Bezpieczeństwa. W latach 1956-1957 kilku wyższych oficerów bezpieki
zostało skazanych na kary
więzienia (m.in. wiceminister R. Romkowski, dyrektor Departamentu
Śledczego Józef Goldberg vel
Różański i dyrektor Departamentu X Anatol Fejgin), ale śledztwo
wobec nich nie objęło najcięższych
zbrodni. Po 1990 r. wprawdzie zostało wszczętych kilkaset śledztw
wobec byłych funkcjonariuszy MBP,
Niezależny Serwis Informacyjny
http://iskry.pl Kreator PDF Utworzono 3 April, 2009, 02:35
ale z tego tylko kilkanaście zakończono wyrokami. 16 listopada 1994
r. Sejm RP podjął uchwałę "w
sprawie zbrodniczych działań aparatu bezpieczeństwa państwowego w
latach 1944-1956": "Sejm
Rzeczypospolitej Polskiej stwierdza, że struktury Urzędu
Bezpieczeństwa (...), które w latach 1944-1956 były
przeznaczone do zwalczania organizacji i osób działających na rzecz
suwerenności i niepodległości Polski, są odpowiedzialne za
cierpienia i śmierć wielu tysięcy obywateli polskich. Sejm potępia
zbrodniczą działalność tych instytucji". Co z tego, skoro
powyższa uchwała nie ma żadnej mocy prawnej. W dodatku ten sam
Sejm nie zdołał rozciągnąć tej uchwały na następne lata. Czyżby
uznano, że w 1956 r. Polska odzyskała niepodległość?
W latach 1957-1990 działalność bezpieki (już jako Służby
Bezpieczeństwa) nie była aż tak krwawa jak w okresie
stalinowskim (bo już nie istniała taka potrzeba), ale nie stanowiła
ona praworządnej służby
niezawisłego państwa. Była ona lojalna przede wszystkim wobec swych
moskiewskich mocodawców.
Drogi do kariery torowały ukończone kursy w Związku Sowieckim i
całkowita lojalność wobec sowieckich towarzyszy. W dalszym
ciągu popełniano zbrodnie, dochodziło do skrytobójstw (także poza
granicami kraju), represji wobec społeczeństwa oraz ogromnych
nadużyć finansowych. Stalinowskie doświadczenia przydały się
bezpiece w okresie "Solidarności" (1980-1981), gdy wdrożono na
ogromną skalę działania operacyjne wobec legalnie działającego
związku zawodowego i jego działaczy, a przede wszystkim - po
wprowadzeniu 13 grudnia 1981 r. stanu wojennego. Wówczas bezpieka
nie była już skrępowana żadnymi pozorami i pokazała, że nadal
jest "bijącym sercem partii".
Po 1989 r. dokonano pozornej weryfikacji jej kadr, ale większość
funkcjonariuszy albo "uciekła" do służby w MO czy w centrali
MSW (trafiając na eksponowane stanowiska) lub do działalności "biznesowej",
mając - na skutek sieci nieformalnych powiązań i dostępu do
tajnych informacji - bardzo ułatwiony start w tej dziedzinie.
Sama weryfikacja była bardzo liberalna, zresztą część
niezweryfikowanych funkcjonariuszy odwoływała się do
ówczesnego ministra spraw wewnętrznych w rządzie T. Mazowieckiego,
Krzysztofa Kozłowskiego, który dobrotliwie przywracał ich do
służby.
Tę sprawę załatwić trzeba
Do dziś pojęcie "ubek" jest synonimem zbrodni i łamania prawa. Nic
dziwnego, skoro resortem tym
kierowali ludzie, którzy równie dobrze mogliby funkcjonować w
służbach nazistowskich, jak np. gen.
Stefan Kilianowicz vel Grzegorz Korczyński, który w 1945 r.
proponował uruchomienie krematoriów do
palenia ludzi! Niektórzy funkcjonariusze UB przyznawali wprost, że
wiedzę o skutecznych metodach
śledczych czerpią także z... podręczników gestapo. Władza bezpieki
nad społeczeństwem w latach po
1944 r. to nieprzerwane pasmo zbrodni, represji i łamania sumień.
Obecnie zaś jakoby nie można
dokonać żadnych rozliczeń zbrodniczego resortu. Mijają lata, ubecy
mają się całkiem dobrze i nie
narzekają na swój status materialny. Wszelkie próby odebrania im
specjalnych przywilejów, jakimi sami
się przecież obdarzyli, wywołuje natychmiast medialny rejwach, że to
"zbiorowa odpowiedzialność" i
zamach na... prawa człowieka. A przecież chodzi tylko o odebranie im
tego, co im się nie należy, czyli
szczególnych przywilejów materialnych.
Siła ubeckiego środowiska leży nie tylko w ich co najmniej
kilkudziesięciotysięcznej liczbie. Przecież są
jeszcze ich dzieci i wnuki. Wielu z nich zajmuje eksponowane
stanowiska w polityce, szeroko pojętej
"kulturze", mediach, finansach i biznesie, z czego nie bardzo
zdajemy sobie sprawę. Oni też nie życzą
sobie "nieeuropejskiego grzebania w życiorysach".
Czy zatem tym razem dojdzie wreszcie do "emerytalnej" próby sił ze
środowiskiem ubeckim? Powinniśmy do tego dążyć z całych sił, bo
utrzymywanie nienaturalnie wysokiego statusu materialnego tych
darmozjadów, kosztem całego społeczeństwa (w tym także ich licznych
ofiar!) - jest po prostu
niemoralne.
Leszek Żebrowski
[ z listów do redakcji ]
Niezależny Serwis Informacyjny
http://iskry.pl Kreator PDF Utworzono 3 April, 2009, 02:35
|