Część Pierwsza
Na
obcej ziemi
Rozdział 1
: Scena kanadyjska
Przed drugą
wojną światową Dominium Kanadyjskie było kra-jem półkolonialnym,
biednym, bardzo zacofanym i niedoludnionym. Dopiero w czasie
pięciu lat wojny rząd federalny wy-pracował dla kraju nową
formułę państwowości i wytyczył dla Kanady nową drogę rozwoju.
W ciągu całej
dekady lat trzydziestych ubiegłego wieku Dominium Kanadyjskie
przeżywało ciężki kryzys gospodarczy, który pochłaniał zasoby
finansowe kraju i cofał jego rozwój społeczny. Ludność składała
się ze słabo ze sobą powiązanych grup o różnych korzeniach
etnicznych, religijnych i kulturowych. Między tymi grupami
brakowało kontaktów zawodowych i kulturalnych oraz osobistego
zaangażowania w tworzenie ponad-grupowych wspólnot
obywatelskich.
W Dominium
tamtych czasów istniało poza tym silne poczucie życia z dala od
wielkiego świata, w którym ciągle coś się zmieniało, a często
gotowało, podczas gdy w Kanadzie wszystko pozostawało niezmienne,
niezależne od obcych wpływów i cywilizacji. Dominium Kanadyjskie
żyło „w domu zabezpieczonym przed ogniem, daleko od źródeł
pożaru”,
oparte na silnym poczuciu odrębności każdej z grup etnicznych
rozsianych na ogromnym terytorium. Nakazem chwili było unikanie
kontaktów uprzywilejowanych z dyskryminowanymi, którzy stanowili
znaczną część siły roboczej całego kraju. Ludność anglosaska
uważała się za panów kraju niezależnie od tego, czy traktowała
Kanadę z pozycji kolonizatora czy też czuła się jej gospodarzem.
Wśród niej także występowały ogromne podziały oparte na
nierównościach ekonomicznych i kulturowych (angielskich,
szkockich, walijskich, irlandzkich), ale były też i wewnętrzne
powiązania: anglosaska kultura narodowa, rodzinne tradycje,
przynależność do kościołów protestanckich.
Potomkowie
imigrantów ukraińskich, niemieckich, skandynawskich, polskich,
włoskich, greckich i innych, rozproszeni na olbrzymim terytorium
kanadyjskim, mieli świadomość swojej obcości wobec angielsko i
francuskojęzycznej ludności i od dawna ustalonego porządku
„dziobania” (według dziewiętnastowiecznej hierarchii narodów „pecking
order” ustalało
własne zasady dyskryminacji etnicznej, często o
charakterze rasistowskim). Indianie i Inuici nie liczyli się
zupełnie i byli traktowani jako niepełnoprawni
mieszkańcy kraju. Społeczna zasada europejskiej
klasowości była wprawdzie odrzucona, lecz zastępował ją podział
na stopnie uprzywilejowanych i dyskryminowanych, traktowany jako
podstawowy czynnik struktury społecznej, a silne antagonizmy
społeczne podtrzymywane były różnicami językowymi, religijnymi,
podziałem geograficznym na Kanadę Wschodnią i Zachodnią oraz na
mieszkańców miast i wsi.
Krajem rządzili
Anglosasi i Szkoci, chociaż do grupy rządzącej wchodzili także
nieliczni bogaci Quebekczycy, prze-ważnie powiązani z
Anglosasami mieszaniną pokrewieństw, asymilacji lub wreszcie
biznesem. Grupa rządząca była stosunkowo niewielka i składała
się z potentatów finansowych, magna-tów kolejowych, górniczych i
handlowych, dyrektorów ważnych banków oraz intelektualistów
interesujących się polityką. Wszyscy z racji swoich stanowisk
lub zainteresowań mieli za sobą podróże do Stanów Zjednoczonych
i czasem do Europy, co pozwalało im na lepsze rozeznanie
sytuacji gospodarczej Kanady oraz na znajomość najważniejszych
trendów gospodarczych i kulturalnych Europy. Istniało wśród nich
przywiązanie do Wielkiej Brytanii jako do kraju przodków, lub do
brytyjskiego systemu imperialnego, który w ich pojęciu był
podstawą równo-wagi całego świata. Od czasu pierwszej wojny
światowej obok grupy anglosaskiej powoli rosła słabo zauważalna
nowa siła w postaci drugiego lub trzeciego pokolenia imigrantów
już zupełnie skanadyzowanych i sięgających po swoje obywatelskie
prawa. W miarę upływu lat było ich coraz więcej, a przez to
stawali się bardziej widoczni; byli wyraźnymi patriotami Kanady.
Dla nich, podobnie jak i dla Quebekczyków, Kanada była jedyną
ojczyzną i jej interesy stawiali na pierwszym miejscu. Grupa
anglosaska także była bardzo patriotyczna, z tym że ten jej
patriotyzm miał dwa warianty - jeden reprezentował umysłowość
angielskich kolonizatorów, drugi natomiast Kanadyjczyków
czujących się gospodarzami kraju, w którym się urodzili i żyli.
Część ludności
nadal pamiętała o stratach w ludziach poniesionych podczas
pierwszej wojny światowej, więc głosiła przekonania
pacyfistyczne, a nawet izolacjonizm, przekonywając do nich
rosnące kręgi ważnych postaci z politycznej sceny kraju. Jednym
z patriotów pacyfistów kanadyjskich był, pochodzący ze starej
anglosaskiej rodziny torontońskiej, William Lyon Mac-kenzie
King, wnuk znanego polityka Williama Lyona Mackenzie, człowiek
bardzo zdolny, doktór nauk ekonomicznych z Uni-wersytetu
Harvarda i wytrawny polityk kanadyjski. W połowie lat
trzydziestych został premierem Kanady, przejmując urząd od
premiera R. B. Bennetta, człowieka o ciasnym umyśle
konser-watysty, który oburzony przegranymi wyborami opuścił
Kanadę i na stałe przeniósł się do Anglii. Mackenzie King
przejął kiero-wanie nawą państwową w 1935 roku, kiedy Kanada
była jeszcze skupiona na kryzysie gospodarczym, choć kraje
europejskie już oczekiwały wybuchu wojny prowokowanej przez
Hitlera.
Podział na
izolacjonistów-pacyfistów i zwolenników idei im-perialnej nie
wywoływał w Kanadzie wielkich publicznych starć, przebiegając w
różny sposób w ramach poszczególnych klas.
Anglosasi średniozamożni lub nawet ubodzy, dla których
Zjedno-czone Królestwo było ojczyzną przodków, rozumowali w
kategoriach tradycji. Ich akceptacja związków ze Zjednoczonym
Królestwem była emocjonalna, choć większość z nich już nie
odwiedzała Anglii. W pojęciu tej grupy polityka wewnętrzna
Kanady miała pierwszeństwo przed polityką zagraniczną
kontro-lowaną przez Wielką Brytanię.
Niechęć do
„obcych”, nawet jeżeli to byli od dawna miesz-kający w Kanadzie
imigranci, miała kilka źródeł. Podłożem jed-nego z nich była
powszechna pseudonaukowa teoria o wyższości pewnych ras ludzkich
nad innymi, utrzymująca się w całej Ameryce Północnej jeszcze od
XIX wieku. W gruncie rzeczy była to nieudana i prymitywna próba
zaadaptowania teorii ewolucji Darwina do rozwoju społeczeństw
ludzkich. Innym źródłem był żenujący brak znajomości Europy
kontynentalnej i jej historii przez Kanadyjczyków. Uwidoczniało
się to szcze-gólnie wśród biedniejszych Anglosasów i pozostawało
w odwrotnym stosunku do stopnia wykształcenia i obycia się ze
światem zewnętrznym. Niektórzy anglojęzyczni mieszkańcy Dominium
mieli niejasne poczucie wahania się między swoją kanadyjską
tożsamością, słabo jeszcze wykształconą, a poczu-ciem obowiązku
walki w obronie Anglii. Sprzeczność tę opisał znany kanadyjski
pisarz i humorysta Stephen Leacock, który na krótko przed
wybuchem drugiej wojny światowej w czasopiśmie „Atlantic Monthly”
w czerwcu 1939 roku zamieścił następującą fikcyjną dyskusję
z anonimowym Kanadyjczykiem: „Jeślibyś zapytał
kogokolwiek z Kanadyjczyków (w domyśle anglosaskiego
pochodzenia - MAJ), czy musisz iść na wojnę, jeśli Anglia
ruszyłaby do niej, Kanadyjczyk odpowiedziałby bez
wahania: ‘O nie!’ Gdybyś następnie zapytał: a czy poszedłbyś na
wojnę, gdyby Anglia była w nią zamieszana?, wówczas
odpowiedziałby: ‘O tak!’, a gdybyś następnie zapytał go,
dlaczego - zastanowiłby się chwilę i odpowiedziałby:
‘Widzisz, powinniśmy’”.
W ten sposób Stephen Leacock przedstawił emocjonalną zależność
Kana-dyjczyków grupy anglosaskiej od losów Wielkiej Brytanii.
Jednak nawet na
krótko przed wybuchem wojny nikt z Kana-dyjczyków nie domyślał
się, że właśnie rok 1939 będzie momen-tem przełomowym w
odrzuceniu przedwojennego kanadyjskiego świata biedy i zacofania
i w otwarciu nowej epoki, która miała wkrótce nadejść, chociaż
nic nie wskazywało jeszcze na jej wyjątkowość. Nikt bowiem nie
był w stanie przewidzieć, że cała dekada lat trzydziestych,
będąca widownią wielkiej klęski - beznadziejnej walki z
kryzysem, suszą i plagami rolniczymi w zachodniej Kanadzie -
nagle się skończy. W 1939 roku jedna trzecia
dziesięciomilionowej ludności Dominium jeszcze ciągle żyła z
zasiłków rządowych, było ogromne bezrobocie i zastój w miastach.
Rząd federalny, który na zasiłki dla ludności wydał prawie
miliard dolarów, w przededniu wojny nie miał w kasie państwowej
pieniędzy na dozbrojenie i unowocześnienie kana-dyjskiej armii.
Kryzys lat
trzydziestych, czyli wielka depresja, bardzo silnie odbił
się na Kanadzie i zubożył całe społeczeństwo. Dla
Domi-nium eksport produktów rolnych i górniczych stanowił
podstawę gospodarki, więc kiedy go zabrakło społeczeństwo
kanadyjskie nie było zdolne samodzielnie dźwignąć z marazmu
zamkniętych zakładów górniczych i przemysłowych. Bezrobocie
objęło nie tylko ludzi pracujących na eksport, ale także
wszystkich, którzy byli uprzednio zatrudnieni w rolnictwie, przy
wydobyciu rud metali i innych produktów górniczych, w zakładach
przemysłu ciężkiego, także na eksport, oraz we wszystkich innych
działach gospodarki, które pracowały na zamówienia zagraniczne.
To oczywiście pogłębiło trudności wewnętrznego rynku
kana-dyjskiego, który był za mały i zbyt słaby, aby wchłonąć
bezro-botnych i rozruszyć gospodarkę. Stagnacja gospodarcza,
która nastąpiła po pierwszych latach bezrobocia, po prostu
utrwalała kryzys, a za mała i źle zorganizowana pomoc rządowa
nie miała wpływu na jego zmniejszenie. Funkcjonowały tylko takie
działy gospodarcze, jak kolejnictwo i jego obsługa,
administracja fede-ralna i samorządowa, organy porządkowe,
podstawowy handel miejski i tym podobne dziedziny. Ludność
Kanady była więc bezbronna wobec rosnącego bezrobocia, które -
jak początkowo mówiono - zostało spowodowane przez imigrantów
zabierają-cych pracę Kanadyjczykom.
Skład zawodowy
bezrobotnych był zróżnicowany. Obok wars-twy robotników,
bezrobotnymi byli majstrzy, kierownicy działów produkcji
średniego szczebla, właściciele małych przedsiębiorstw
rzemieślniczych i handlowych, które bankrutowały, drobni kupcy,
młodzież, która dorosła już w czasie kryzysu i dlatego
nie mogła znaleźć pracy. Najpierw nieliczni, a później
coraz licz-niejsi, zaczynali więc szukać zatrudnienia po całej
Kanadzie. Podróżowali koleją, bez biletu - bo przecież nie stać
ich było na bilet; liczba ich rosła i
wszędzie oskarżano ich o żebractwo i złodziejstwo, i
przeganiano. Doszło do tego, że liczba niele-galnych podróżników
wynosiła rocznie od 70 000 do 100 000
młodych mężczyzn, prawie zawsze jeszcze nieżonatych i nadaremnie
poszukujących pracy. Stali się plagą kanadyjskich pociągów
dalekobieżnych. Po paru latach poszukiwań pracy po całej
Kanadzie, wielu z nich stawało
się prawdziwymi trampami -„hoboes” - włóczęgami
zniechęconymi do dalszego szukania pracy, ale kontynuującymi
swoje podróże kolejowe jako nowy sposób przeżycia kryzysu.
Bezpieczniej bowiem sypiało się w jadących wagonach towarowych
niż na ulicach lub przy drogach. Na dworcach można było taniej
niż gdzie indziej kupić kiście przejrzałych bananów, które dla
wielu trampów były jedynym dość regularnym posiłkiem. Przy
dobrej dyscyplinie wewnę-trznej, przy jednym posiłku dziennie,
kiść bananów wystarczała na kilka dni. W toaletach dworcowych
można się było umyć i ogolić, zachowując pozory ubogich, ale
legalnych pasażerów. Czasami, choć rzadko, można było nawet
znaleźć jakąś dorywczą pracę i zarobić parę groszy. Bezrobotni
doświadczeni „hoboes” jeździli więc po całym terytorium Kanady i
podczas tych podróży zdobywali nową wiedzę. Wiedzieli na
przykład, że warto za-chować w bucie jedyny banknot
pięciodolarowy, aby w razie potrzeby pokazać go służbie
kolejowej jako ekwiwalent biletu. Mieli też swoją własną etykę -
pomagali sobie nawzajem, unikali bijatyk i kłótni. Bardziej
doświadczeni uczyli początkujących jak bezpiecznie wskakiwać do
pociągów zwalniających na zakrętach lub przed mostami, jak się
chować przed strażą kolejową, co można, a czego nie wolno robić
podróżując na gapę i wreszcie kiedy przed zimą kończyć podróże,
bo otwarte wagony towarowe pędzącego pociągu łatwo mogły się
stać przyczyną zamarznięcia. Między innymi, te podróże bez
biletu powoli przełamywały nie-chęć Kanadyjczyków do imigrantów,
w których zobaczono takich samych bezrobotnych biedaków, tylko
jeszcze bardziej doświadczonych przez los wskutek statusu
imigranta. Kiedy wojna światowa nagle przerwała spiralę kryzysu
i wielu „hoboes” znalazło się w wojsku, wiedza nabyta w czasie
tych podróży przydawała się wielu, a parę lat później, w dobie
powojennego dobrobytu, z niejednego trampa uczyniła
pisarza publikującego opisy przygód z czasu tych wojaży na
gapę. W latach kryzysu jednak przygody „hoboesa”
złapanego przez straż kolejową kończyły się zwykle w „relief
camps”, czyli „obozach pomocy” - specjalnych obozach dla
bezrobotnych i bezdomnych, które zorganizował jeszcze rząd
federalny premiera Bennetta.
Obozy te były
drugą plagą kryzysu. Oficjalnie nazywane obo-zami pomocy,
stanowiły etap pośredni pomiędzy amerykańskimi „relief camps”,
organizowanymi przez prezydenta
Roosevelta podczas wielkich prac przy budowie dróg, a obozami
dla robot-ników pracujących przy wyrębie lasów. Ze względu na
odcięcie od świata zewnętrznego, zapobiegające ucieczkom, oraz
na warunki bytowania, przebywający w nich pensjonariusze
nazy-wali je obozami niewolników. Nie było w nich opieki
lekarskiej, dentystycznej ani jakiejkolwiek opieki społecznej,
której zada-niem mogło być wypełnienie godzin wolnych od pracy
jakimiś zajęciami sportowymi lub rozrywkami kulturalnymi.
Organiza-torem „obozów pomocy” był gen. McNaughton, który
wierzył w zbawienny wpływ paramilitarnej dyscypliny oraz w
spartańskie warunki życia kształtujące charakter młodych ludzi.
W wielu obozach jednak przesadzano i z dyscypliną, i ze
spartańskimi warunkami życia. Wyżywienie było niedostateczne i
niesmaczne, a ciężka praca fizyczna oraz poczucie odseparowania
od świata wywoływało skargi wysyłane nawet do członków
Parlamentu. Ideą gen. McNaughtona było uchronienie młodych
bezrobotnych przed wpływami kanadyjskich komunistów, ale zła
organizacja, korupcja i nieodpowiednie warunki powodowały, że
właśnie „relief camps” stały się rozsadnikami ideologii
komunizmu. Wielokrotne prośby o łagodniejsze traktowanie
pensjonariuszy wysyłane do rządu w Ottawie, a także interpelacje
sejmowe, nie przynosiły jednak rezultatów, ponieważ premier
Bennett i jego rząd nie tylko bardzo się obawiali komunizmu, ale
także nie wiedzieli, jak z nim walczyć.
Trzecią plagą
czasów kryzysu lat trzydziestych było wykorzys-tywanie
bezrobocia do bezwzględnego obniżania wynagrodzenia tym, którzy
jeszcze pracowali. Wielkie magazyny handlowe, jak Eaton’s,
Kresge czy Woolworth korzystały z tego, że przed bramą
przedsiębiorstwa zawsze stało kilkunastu bezrobotnych, którzy
czekali na okazję zatrudnienia, więc w razie odmowy przyjęcia
przez pracującego robotnika coraz gorszych warunków
proponowanych przez pracodawcę, bez trudu można go było
zastąpić. Możliwość obniżania cen bez tracenia zysków prędko
zamieniła się w wojnę cen pomiędzy największymi domami
handlowymi, to zaś wyrażało się obniżkami cen
sprzedawanych towarów, a więc
powodowało zadowolenie klientów.
Mniejsi producenci postępowali podobnie. Cały proceder
prowadził do fizycznego wyniszczenia robotników, którzy
pracowali coraz dłużej, nieraz po 60, a nawet 80 godzin
tygodniowo, za wyna-grodzenie odpowiadające 40 lub 50 godzinom
pracy. Zdarzyło się nawet, że pracodawca wymagał 100 godzin
pracy tygod-niowo, zanim ten eksces trafił do publicznej
wiadomości. Dopiero w 1934 roku grupa młodych ekonomistów pod
egidą Harry’ego Herberta Stevensa, Ministra Handlu w gabinecie
premiera Bennetta, zainteresowała się tego rodzaju praktykami w
dziale handlu i żywienia publicznego. W wyniku przepro-wadzonego
wówczas dochodzenia wprowadzono ustawową minimalną stawkę
wynagrodzenia za godzinę, a wyzyskiwacze zostali ukarani
częściową zapłatą za nadużycia.
W okresie
wielkiego kryzysu w społeczeństwie Kanadyjczy-ków istniały
zasadniczo tylko dwie grupy ludzi: ci, którzy co-dziennie jedli
normalne posiłki i mieszkali we
własnych mieszkaniach lub domach, oraz inni, którzy musieli się
zadowalać jednym posiłkiem dziennie, często chodzili głodni i
całe ich życie obracało się wokół szukania pracy, pożywienia
oraz opału. Ta druga grupa żyła z żebractwa i drobnych kradzieży
żywności i opału na zimę. Złapanych przeważnie karano
wię-zieniem, ponieważ nie stać ich było na zapłacenie grzywien.
Rząd udzielał pomocy żywnościowej, ale trzeba było składać
uzasadnione podania. Uprawnieni do pomocy byli tylko stali
mieszkańcy miast i osiedli, którzy potrafili udowodnić, że
bezpośrednią przyczyną ich bezrobocia był kryzys. Stąd też, na
przykład, pomocy rządowej nie
otrzymywały opuszczone żony bezrobotnych, młodzi ludzie, którzy
przed kryzysem nie zdążyli rozpocząć pracy oraz imigranci
uważani za „obcych”. Reprezentowano pogląd, że imigrantom pomoc
się nie należy. Już samo złożenie przez imigranta podania o
zasiłek powodowało rozpoczęcie procesu deportacji. W
dziesięcioleciu kryzysu Kanada deportowała około 26 000
imigrantów obojga płci na podstawie jednego z trzech powodów:
prośby o zasiłek, dobro-wolnej zgody na deportację oraz braku
stałego miejsca zamieszkania.