Diaspora- Narodziny polskiej emigracji do Kanady 1940-1960
   
Index

Uciekinierki polskie z Londynu

 

   W dniu 11 lipca 1940 roku polski poseł pełnomocny przy rządzie federalnym w Ottawie, Wiktor Podoski, wysłał do Sekre-tarza Stanu do Spraw Zewnętrznych list, w którym, powołując się na swoje poprzednie pismo z 24 czerwca tego samego roku dotyczące polskich uciekinierów z Anglii, zawiadamiał, że dwa polskie statki wynajęte przez Brytyjskie Ministerstwo Spraw Morskich (British Ministry of Shipping) są w drodze do Kanady i wiozą pewną liczbę osób - rodzin polskich urzędników państwo-wych, wojska i marynarki.

   MS „Lewant” miał na pokładzie 24 osoby, a MS „Batory” liczbę bliżej nie określoną.[1] Wszyscy znajdujący się na pokła-dach obu statków posiadali w swoich paszportach dyploma-tycznych lub służbowych kanadyjskie wizy albo mieli specjalne upoważnienie od Wysokiego Komisarza Kanady w Londynie. W dalszym ciągu tego listu Wiktor Podoski prosił rząd kanadyjski o przyjęcie osób znajdujących się na wyżej wymienionych statkach bez odprawy celnej. Prosił także o zwolnienie z odprawy celnej całego ładunku „Batorego”, który wiózł skrzynie ze skarbami wawelskimi oraz z tajnym archiwum rządu polskiego, wysłane przez rząd polski w Londynie razem z polskimi uciekinierkami.[2]

   „Lewant” był frachtowcem nieprzystosowanym do przewozu pasażerów, ale ponieważ znalazł się w porcie angielskim akurat w czasie bombardowania Anglii, kiedy to grupa Polaków w pośpiechu szukała środków transportu do Kanady dla swoich rodzin, został wykorzystany do tego celu. Przyjął na pokład kilkanaście osób, w większości rodzin pracowników ambasady polskiej w Paryżu, którzy parę tygodni wcześniej uciekli z Francji przed nadchodzącymi wojskami niemieckimi, a teraz chcieli uciec z Anglii. Załoga odstąpiła im swoje kabiny[3] i statek przyłączył się do konwoju statków płynących pod eskortą okrętu wojennego i samolotu. Mimo tej ochrony, niemiecka łódź podwodna storpedowała i zatopiła jeden z konwojowanych statków, wobec czego kapitan „Lewanta” zaryzykował oderwanie się od konwoju i - mając silniejsze maszyny - szybko ruszył w kierunku Kanady. Bez dalszych przygód dopłynąl do ujścia rzeki Saguenay i dotarł nią do miasta St-Jean na Labradorze w Quebecu, gdzie miał odebrać ładunek węgla. Następnie popłynął do Halifaksu w Nowej Szkocji.

   MS „Batory”, przedwojenny statek pasażerski, który także płynął pod tą samą eskortą, dopłynął do Halifaksu nieco później. Na pokładzie znajdowało się około 18 członków rodzin generalicji polskiej oraz duża grupa dzieci żydowskich w wieku od sześciu do czternastu lat, wysłanych do Kanady bez rodziców przez rząd polski w Londynie. Wiktor Podoski we wspomnianym już liście z 11 lipca 1940 roku napisał, że Kanadyjski Narodowy Komitet do Spraw Uciekinierów został wcześniej powiadomiony o przybyciu tych dzieci do Kanady i że miał obietnicę Rady Żydowskiej z Ottawy oraz Federacji Polskich Żydów z Mont-realu i Toronto zapewnienia im opieki na czas wojny.

   Trzeci polski statek z uciekinierami polskimi z Londynu, „Lechistan”, przypłynął do portu w Halifaksie na przełomie lata i jesieni 1940 roku, wioząc grupę Polek z dziećmi - razem około 25 osób - przeważnie rodzin wyższych wojskowych.

   Nie jest jasne, ile transportów polskich uciekinierów przybyło w sumie do Kanady, ponieważ cała szeroko zakrojona akcja wysyłania tu „bouches inutiles”[4], czyli obcokrajowców, którzy nie pracowali na potrzeby związane z wojną, a korzystali z an-gielskich racji żywnościowych, została nagle przerwana. Nastą-piło to w momencie, gdy jeden ze statków wiozących angielskie kobiety i dzieci został storpedowany przez niemiecką łódź podwodną i prawie nikt się nie uratował.[5] Od tego momentu statkami płynącymi przez Atlantyk podróżowali przede wszy-stkim wojskowi lub cywile obarczeni wojskowymi lub politycznymi misjami. Jednak zdarzało się, że niektóre Polki- uciekinierki z prywatnych powodów wsiadały na statki płynące do Anglii; społeczność polska w Montrealu nie odnotowała wśród tych statków żadnego zatonięcia.

   Po zakończeniu wojny, kiedy wiadomo już było, że Polacy są bezpaństwowcami, wszyscy zostali objęci specjalnym rozporzą-dzeniem (P.C. 6687) rządu federalnego, nadającym im prawo ubiegania się o stały pobyt w Kanadzie oraz o zezwolenie na sprowadzenie rodzin.

   Według Anny Reczyńskiej[6], Wiktor Podoski w liście z 24 czerwca 1940 roku pisanym do Sekretarza Stanu do Spraw Zagranicznych w Ottawie, zwrócił się z prośbą o przyjęcie do Kanady około 2 000 uciekinierów polskich z Anglii. Powołał się na instrukcję rządu polskiego otrzymaną z Londynu i „Użył przy tym między innymi argumentu, że społeczność polonijna może udzielić pomocy nowo przybyłym”.[7] Nie wiadomo jednak, czy wymieniając tak wysoką liczbę uciekinierów wliczał w nią dzieci z Gdańska, a nawet może „wypożyczonych” Kanadzie inżynie-rów i techników polskich[8] i czy pisząc o pomocy polonijnej wliczył w nią pomoc Federacji Żydów Polskich dla dzieci z Gdańska. Wiadomo natomiast, że konsul polski w Montrealu, Tadeusz Brzeziński, skorygował opinię Wiktora Podoskiego twierdząc, że Polonia kanadyjska była zbyt biedna, aby mogła udzielić pomocy uchodźcom z Anglii. Anna Reczyńska pisze, że strona polska zmniejszyła następnie liczbę osób, dla których prosiła o przyznanie wiz, ograniczając ją do 500[9]. Znów jednak nie wiadomo, kto był wliczony do tego szacunku. Porozumienie między rządami musiało jednak zaistnieć, ponieważ wszyscy uchodźcy, którzy przybyli do Kanady na trzech polskich statkach w lecie i jesienią 1940 roku, mieli zezwolenie na pobyt w Kanadzie i bez żadnych trudności znaleźli się w Montrealu. Równocześnie z wystąpieniami Polaków o wizy do Kanady, występowały o to również inne państwa okupowane przez wojska niemieckie. Na przykład wtedy właśnie przybyła z Anglii do Kanady królowa holenderska Wilhelmina ze swoją rodziną i dworem. Jej córka, księżniczka Juliana, spodziewała się dziecka i kiedy zbliżało się rozwiązanie, rząd holenderski otrzymał od parlamentu Kanady zgodę na chwilowe wydzielenie z terytorium kanadyjskiego części szpitala i uznanie jej za chwilowe tery-torium holenderskie. Dzięki temu nowo narodzona księżniczka Margiet Francisca urodziła się na terytorium holenderskim i w kolejności następstwa utrzymała prawo dziedziczenia tronu holenderskiego.[10] Po zakończeniu wojny, z wdzięczności za po-byt w bezpiecznej Kanadzie i za zapewnienie małej księżniczce prawa do tronu, Królestwo Niederlandów ofiarowało Kanadzie tysiące cebulek tulipanów i prezent ten ponawiało przez wiele lat. Tulipany są do dziś wiosenną ozdobą Ottawy. Takie gesty były oczywistym dowodem, że rząd federalny Kanady miał wiele wyrozumienia dla uciekinierów przed Hitlerem i swoją pomoc humanitarną traktował bardzo poważnie.                                        

   Rodziny wysokich urzędników przedwojennego rządu pol-skiego i jego generalicji wsiadały na statki w czasie natężenia Bitwy o Anglię, a więc w wielkim pośpiechu. Płynęły do niezna-nej sobie Kanady przeważnie bez żadnego przygotowania, często nie mając finansowego zaplecza, a nawet odzieży zimowej. W porcie Halifaksu oczekiwali na nie przedstawiciele polskiego poselstwa z Ottawy z posłem Wiktorem Podoskim na czele, którzy od razu lokowali je w żeńskich klasztorach w Montrealu, gdzie były dla nich wynajęte pokoje. Można także przypuszczać, że polski konsul w Montrealu, Tadeusz Brzeziński, powszechnie znany ze swej życzliwości dla polskich imigrantów i ucieki-nierów w Kanadzie, wkrótce odwiedził Polki i zapewne udzielił im także wiele dobrych rad. Jednak wśród nawału spraw i poleceń z Londynu oraz kontaktów ze stroną kandyjską, problem kilkudziesięciu uciekinierek z dziećmi prędko stał się sprawą drobną i nie bardzo ważną. Tak się więc stało, że polskie poselstwo w Ottawie, licząc na ich własną pomysłowość, pozo-stawiło je własnemu losowi.

   Jeszcze w czasie pobytu w klasztorze uciekinierki dowiedziały się, że w Kanadzie nie ma opieki społecznej tak zorganizowanej jak w Anglii i że ich pierwszym zadaniem będzie znalezienie sobie mieszkania, bo pokoje w klasztorze opłacone były tylko na krótki pobyt. Większość z nich słabo władała językami angiel-skim lub francuskim, albo wcale ich nie znała. Na podstawie biografii Wandy Stachiewiczowej[11] wiadomo na przykład, że na „Batorym”, którym płynęła, tylko ona i jeszcze jedna Polka znały oba języki i mogły służyć jako tłumaczki. Uciekinierki nie miały też pojęcia o kanadyjskiej zasadzie samodzielności i oczywiście nie wiedziały, jak się poruszać w zupełnie obcym mieście bez pieniędzy i bez czyjejkolwiek pomocy. Zapewne przyjmujące je siostry zakonne, widząc że są bezradne, zawiadomiły o ich przybyciu Kanadyjski Komitet Pomocy Uchodźcom, który działał już w Montrealu od dwóch lat, kiedy to do Kanady przybywali Żydzi uciekający przed okrucieństwami Hitlera. Ów Komitet składał się z żon bogatych montrealczyków i miał rozliczne znajomości w świecie montrealskim, dzięki czemu jego działalność filantropijna miała szerokie poparcie wśród dobrze sytuowanych mieszkańców miasta. Zapewne także spotkanie polskich uciekinierek z bogatymi montrealkami odbyło się w atmosferze skarg i narzekań Polek, które jeszcze niedawno należały do elity społeczeństwa uchodźczego w Anglii i nagle znalazły się w sytuacji ubogich uciekinierek bez dachu nad głową.

   Panie z Komitetu bardzo prędko zorientowały się, że ucie-kinierki należały do elity społeczeństwa polskiego, i zostały tym zafascynowane; bardzo się też przejęły ich dolą wychodźczą. Wkrótce znalazły dla nich duży stary dom, który stał nieza-mieszkany. Jego właściciel mieszkał poza Montrealem, a w Montrealu musiał płacić podatki miejskie za swoją posiadłość. Warunkiem zgody na bezpłatne zamieszkanie w nim uciekinierek z „Batorego” było uzyskanie od zarządu miasta Westmount (część Wielkiego Montrealu) zwolnienia od płacenia podatków miejskich.

Grupa Polek wybrała wówczas Wandę Stachiewiczową jako swoją reprezentantkę wobec zarządu miasta Westmount. Ku zdziwieniu jej i pozostałych uciekinierek, ojcowie miasta prośbę o zwolnienie z podatku potraktowali bardzo życzliwie i w efekcie uciekinierki zamieszkały w najelegantszej dzielnicy miasta, w pięknym domu otoczonym dużym ogrodem. Trzeba dodać, że dom przy ulicy 9 Breaside prędko się zapełnił, tak że dla Polek, które przypłynęły później, nie było już w nim miejsca i musiały same sobie radzić, licząc tylko na siebie.

   Dom przy 9 Breaside stał się wkrótce dodatkową przyczyną nieporozumień między Polonią przedwojenną a uciekinierkami z Anglii. Po ich przybyciu do Kanady, redakcja „Związkowca”, największego polskojęzycznego tygodnika w Kanadzie, opubli-kowała bowiem kilka niepochlebnych artykułów na ich temat. Używając ironicznego określenia „ladies”, podkreślała różnice klasowe pomiędzy starą, przedwojenną emigracją i ucieki-nierkami z Anglii, które - jak pisali autorzy tych artykułów - oczekiwały w Kanadzie wygodnego życia. I właśnie piękny dom w eleganckiej dzielnicy Montrealu stał się mimowolnym i koronnym dowodem różnicy w traktowaniu polskich imigrantów. Zamieszczane w „Związkowcu” niewybredne dowcipy na temat „ladies”, połączone z uszczypliwymi komentarzami dotyczącymi klęski wrześniowej, miały podteksty polityczne i ideologiczne, co sugerowało, że redakcja „Związkowca” pozostawała pod wpły-wami legalnie istniejącej KPK - Kanadyjskiej Partii Komu-nistycznej. Apogeum całej sprawy nastąpiło około roku 1944, po ogłoszeniu w „Związkowcu” informacji, że Polki przybyłe z Anglii odmówiły przyjęcia pomocy ze strony ubogich przed-wojennych osadników polskich, ponieważ wiązało się to z mieszkaniem i pracą na farmach. Nie wiadomo, jak i gdzie zrodził się podobny pomysł, nie wiadomo nawet, czy w ogóle zaistniał. Pytane przeze mnie osoby, które przypłynęły   „Bato-rym”, „Lewantem” lub „Lechistanem”, zapewniały mnie, że nigdy nie słyszały o takiej propozycji. Wiadomo było, że polsko-kanadyjskie negocjacje poprzedzające przyjazd Polek z dziećmi, zapewniły wszystkim przybywającym z Anglii prawo do zejścia na ląd kanadyjski i zobowiązały rząd polski w Londynie do opieki nad nimi podczas ich pobytu w Kanadzie. Być może, jakieś informacje dotyczące wcześniejszego rozpoznania terenu prowadzone przez posła Podoskiego i konsula Brzezińskiego wydostały się z poselstwa polskiego w Ottawie i po pewnym czasie stały się podstawą fikcji o litościwych polskich farmerach i niewdzięcznych „ladies”. Być może także, cała historia była inspirowana przez Komunistyczną Partię Kanady w ramach oczerniania Polaków przed Kanadyjczykami i przedwojennymi polskimi osadnikami. Dowody takiej działalności KPK zamieścił Edward Sołtys.[12] Sprawa artykułów obgadujących „ladies” ucichła dopiero wówczas, kiedy kilku inżynierów polskich pracujących w zakładach lotniczych zainteresowało się kalum-niami rzucanymi na Polaków na łamach „Związkowca” i spowo-dowało zmiany w składzie redakcji.

   W latach czterdziestych, mimo wielkich przemian, które nastąpiły już w kanadyjskim społeczeństwie, kobiety emigrantki miały małe szanse znalezienia innej pracy niż fizyczna. Montrealczycy uważali, że polskie uciekinierki mogą pracować w charakterze pomocy domowych, kucharek i nianiek. Zawsze były też wolne miejsca w fabrykach odzieżowych[13] lub prze-mysłu zbrojeniowego oraz możliwości dorywczego zatrudnienia na pograniczu prac tak zwanych białych kołnierzyków, a więc dozór dzieci na obozach letnich, nisko płatne prace biblioteczne i ewentualnie dawanie prywatnych lekcji gry na fortepianie itp. Nic więc dziwnego, że niektóre żony generałów, jeszcze nie-dawno stojące na świecznikach społeczeństwa polskiego w Anglii, miały trudności z dostosowaniem się do tej nowej roli skromnych uciekinierek. Jednak nawet w tak trudnych wa-runkach kilka z nich, bardziej przedsiębiorczych i znających język angielski lub francuski, znalazło sobie prace biurowe. Maria Róża Frankowska dzięki dobrej znajomości angielskiego dostała się do biura amerykańskiej kompanii RCA.[14] Wanda Stachiewiczowa, zbyt wątła aby pracować fizycznie, musiała się zadowolić dorywczymi pracami w bibliotekach lub przy dzie-ciach, polecanymi jej przez znajomych Kanadyjczyków. Wre-szcie w roku 1942 została zatrudniona na stałe jako tłumaczka przez Międzynarodową Organizację Pracy z siedzibą w Genewie, która w obawie przed możliwą inwazją hitlerowską została cza-sowo przeniesiona do Montrealu. Te niewielkie sukcesy pojedyn-czych uciekinierek wśród pozostałych Polek pracujących w fabrykach lub, rzadziej, sprzątających w prywatnych domach, wywoływały fale niechęci lub zazdrości. Dopiero po wojnie, kiedy ograniczenia wojenne zostały zapomniane i życie gospo-darcze zaczęło się szybko rozwijać, niedawne robotnice fa-bryczne znajdywały prace w handlu i usługach w wielkich magazynach lub jako urzędniczki w biurach. Tymczasem w 1940 roku, mając do wyboru pracę w charakterze pomocy domowej u montrealczyków lub pracę w fabrykach, większość Polek wybie-rała pracę w fabrykach, najczęściej odzieżowych.

   Tylko nieliczne uciekinierki zdołały zabrać z Europy jakieś oszczędności i w Montrealu próbowały zużyć je na stworzenie swojej rodzinie zaplecza finansowego. Należała do nich Maria Zofia Pinińska, żona attaché lotnictwa przy ambasadzie polskiej w Paryżu, która przypłynęła „Lewantem” razem z dwiema cór-kami i po rozejrzeniu się w sytuacji w Montrealu postanowiła założyć pensjonat dla studentów McGill University. W tym celu wynajęła dom przy University Street blisko Uniwersytetu McGill i - jak pisze jej córka Maria Księżopolska - „Kazała odmalować i odnowić wszystkie pokoje. Jej partnerem był p. Zieliński, jego żona pracowała w polskim konsulacie. Matka miała wizję, że będą tam zamieszkiwać studenci McGill i że będziemy mogły się z tego utrzymywać, ale zjawili się tam tylko inni uciekinierzy, którym było trudno płacić, więc po jakimś czasie pensjonat się zamknął. W czasie weekendów podawałam do stolu i byłam znana jako vacuum cleaner, bo jak tylko ktoś odłożył widelec, zmiatałam jego talerz z błyskawiczną szybkością. Miało to na celu przyspieszenie posiłku, ażeby mi ułatwić pójście do kina[15] z Marychną Gieysztor, której rodzice i siostry mieszkały w pensjonacie. Matka moja była bardzo dzielna, bo podjęła się gotować nie mając żadnego pojęcia o gotowaniu. P. Zieliński miał sprzątać, ale zajmował się głównie uprawianiem yogi. W międzyczasie mój ojciec, ciągle czekając na obiecany przydział (wojskowy - MAJ), w Anglii został wciągnięty do Komitetu Pomocy Rodzinom Wojskowym, organizowanym przez żonę gen. Sikorskiego i potem z rozkazu Sztabu został wysłany do Kanady, żeby przygotować raport o założeniu Pomocy Rodzinom Wojskowym w Kanadzie[16]. Dostał przydział na statek i rozkaz stawienia się w Konsulacie w Montrealu, gdzie miały go oczekiwać dalsze instrukcje.”[17]

   Podpułkownik Franciszek Piniński raport napisał i wysłał go do Londynu, ale to nie polepszyło życia polskich uciekinierek. W swojej biografii Wanda Stachiewiczowa[18] wspomina, że dopiero wówczas, kiedy rząd kanadyjski upomniał rząd polski w Londynie o jego obowiązkach wobec polskich rodzin uchodź-czych w Kanadzie, niektóre rodziny uciekinierek zaczęły otrzy-mywać miesięczny zasiłek rodzinny, który na cztery osoby wynosił 80 dolarów. Nie była to suma pozwalająca na zbytki, ale rodzinom pozostającym w bardzo trudnych warunkach umożli-wiała pokrycie minimum środków potrzebnych do życia. Ta krótka wzmianka w opublikowanej biografii Wandy Stachie-wiczowej pozwala się domyślać, że uciekinierki polskie były pod dyskretną obserwacją kanadyjską i wszystko, co się działo w środowisku nowo przybyłych, było znane władzom kanadyjskim.

   Po przyjeździe do Montrealu, podpułkownik Piniński, nie mogąc się doczekać następnych poleceń z Londynu, znalazł pracę mechanika w fabryce samolotów na Dorvalu, przedmieściu Montrealu, i w ten sposób zarabiał na utrzymanie rodziny. Póź-niej dostał się do Royal Ferry Command jako inspektor samolotów wysyłanych do Anglii.[19]

 

[1] Według Marii Księżopolskiej, która jako kilkunastoletnia dziewczyna płynęła na „Lewancie”, było na tym statku 16 pasażerów.

[2] Aloysius Balawyder, The Odyssey of the Polish Treasures, Ap-pendices, s. 89, St. Francis Xavier University Press, Antigonish, Nova Scotia 1978.

[3] Według relacji Marii Księżopolskiej.

[4] Juliet Gardiner, op. cit., pisze, że akcja ta obejmowała też obco-  krajowców (na przykład uciekinierów niemieckich, austriackich i żydowskich) podejrzewanych przez rząd brytyjski o sympatie pronie-mieckie i z tej racji przetrzymywanych w obozach odosobnienia w Anglii lub na jej wyspach przybrzeżnych.

41 j. w., s. 399 - 406.

[6] Anna Reczyńska, Piętno wojny. Polonia kanadyjska wobec polskich problemów lat 1939 - 1945. Prace Instytutu Polonijnego Uniwersytetu Jagiellońskiego, Kraków 1997, s.122.

[7]   Anna Reczyńska, j. w.

[8] Równolegle z rozmowami na temat uciekinierów polskich z bom-bardowanej Anglii toczyły się rozmowy polsko-kanadyjskie na temat „wypożyczenia” Kanadzie dużej grupy inżynierów i techników pols-kiego przemysłu lotniczego, ukrywających się we Francji. Nie wia-domo, czy w pośpiechu negocjacji poseł Podoski dobrze segregował te wszystkie kategorie różnych polskich „war refugees”.

[9]   Anna Reczyńska, op. cit., s. 122.

[10] Prawo holenderskie zabraniało kandydowania do tronu osobom uro-dzonym poza Holandią.

[11] Wanda Stachiewicz, Journey Through History, Memoirs, s. 92, The Canadian Polish Research Institute, Toronto, około 1988.

 [12] Edward Sołtys (red.), przy współpracy z Historical Committee of the Polish Combatant’s Association in Canada, Road to Freedom 1946-1996, s. 49, The Polish Combatants’ Association in Canada, Toronto 1997.

 [13] Nawet po wojnie, kiedy zaczęły przyjeżdżać rodziny dipisów, wiele Polek zaczynało od pracy w fabryce. Stąd w latach pięćdziesiątych i sześćdziesiątych istniało porzekadło, że emigrantki polskie zaczynają swoje życie w Kanadzie od przyszywania guzików.

[14] Pracowała tam przez lata, dochodząc do coraz wyższych stanowisk.

[15] Maria Pinińska miała wtedy 15 lat.

[16] Skargi uciekinierek na trudności życia w Kanadzie dotarły aż do Londynu.

[17] Z listu Marii Księżopolskiej z domu Pinińskiej do mnie, z dnia 19 czerwca 2008.

[18] Wanda Stachiewicz, op. cit., s. 97.

[19] Według listu Marii Księżopolskiej.

 

Powrót...

Zapisz się na naszą listę
Email
Imie i nazwisko

 

 

Spis Książek Biblioteki SPK
Polsat Centre
Człowiek Roku 2008

 

Polskie programy telewizyjne w Twoim domu 17 kanałów

TVP1, TVP2, TVN, TVN24, TVN7, Polsat, Polsat2 ,TV Polonia, TVPuls, Eurosport, Polsatsport, Discovery, History, Cartoon, TV4, Viva,TRWAM

IPMG to system który umożliwi Ci stały odbiór tych programów To nie jest Slingbox czy Hava Potrzebny Telewizor, IPMG box, Router i internet
Box kosztuje 200CDN, miesięczna opłata 50CDN i jednorazowa opłata za aktywacje 50CDN Dzwoń na
282-2090 do Janusza  

 

 

Czyszczenie Wentylacji
Duct cleaning


1485 Wellington Avenue
Winnipeg, MB, R3E OK4
Phone: (204) 284-6390
Cell: (204) 997-2000
Fax: (204) 284-0475
email

clean@advancerobotic.com

Kliknij tutaj aby zobaczyć ofertę


 


Kliknij tutaj aby zobaczyć ofertę


 



Irena Dudek zaprasza na zakupy do Polsat Centre Moje motto: duży wybór, ceny dostępne dla każdego, miła obsługa. Polsat Centre217 Selkirk Ave Winnipeg, MB R2W 2L5, tel. (204) 582-2884

Kliknij tutaj aby zobaczyć ofertę


 

 Polskie programy telewizyjne w Twoim domu 16 kanałów

TVP1, TVP2, TVN, TVN24, TVN7, Polsat, Polsat2 ,TV Polonia, TVPuls, Eurosport, Polsatsport, Nsport, AXN/Discovery, Boomerang, TV4,

Viva IPMG to system który umożliwi Ci stały odbiór tych programów To nie jest Slingbox czy Hava Potrzebny Telewizor, IPMG box, Router i internet
Box kosztuje 200CDN, miesięczna opłata 50CDN i jednorazowa opłata za aktywacje 50CDN Dzwoń na
282-2090 do Janusza


 



189 Leila Ave
WINNIPEG, MB R2V 1L3
PH: (204) 338-9510



 

 

Kliknij tutaj, aby wejść na stronę gdzie można ściągnąć nagrania HYPERNASHION za darmo!!!

 


 

Royal Canadian Legion
Winnipeg Polish Canadian Branch 246
1335 Main St.
WINNIPEG, MB R2W 3T7
Tel. (204) 589-m5493

 


 

 

189 Leila Ave
WINNIPEG, MB R2V 1L3
PH: (204) 338-9510

“Klub 13”
Polish Combatants Association Branch #13
Stowarzyszenie Polskich Kombatantów Koło #13
1364 Main Street, Winnipeg, Manitoba R2W 3T8
Phone/Fax 204-589-7638
E-mail: club13@mts.net
www.PCAclub13.com


 

Zapisz się…
*Harcerstwo
*Szkoła Taneczna S.P.K. Iskry
*Zespół Taneczny S.P.K. Iskry
*Klub Wędkarski “Big Whiteshell”
*Polonijny Klub Sportowo-Rekreacyjny