zapisz
Się Na Naszą listę |
Proszę
kliknąć na ten link aby dotrzeć do formularza gdzie można zapisać się
na listę dystrybucyjną i w przyszłości otrzymywać biuletyn bezpośrednio od nas.
Aby zapisać się szybko bez wypełniania formularza, proszę wysłać
E-mail bez
żadnego tekstu poprzez kliknięcie tego
linku.
| |
Przyłącz się |
Jeśli masz jakieś informacje
dotyczące polskich wydarzeń i chciałbyś albo chciałabyś podzielić się nimi z
naszymi czytelnikami, to prześlij je do
nas. Mile
widziane są wywiady, felietony, zdjęcia i poezja. Proszę informować
nas o wszystkich
wydarzeniach polonijnych. | |
Promuj polonię |
Każdy z nas może się przyczynić do promowania Polonii w
Winnipegu w bardzo prosty sposób. Mój apel jest aby dodać dwie
linie do waszej stopki (signature) aby zacząć promować Polonijne
wydarzenia w Winnipegu kiedykolwiek wysyłamy maila.
Tutaj są instrukcje jak dodać stopkę używając Outlook Express.
Kliknij Tools-->Options -->
Signatures
Zaznacz poprzez kliknięcie Checkbox
gdzie pisze
Add signature to all outgoing messages
W pole gdzie jest napisane Edit Signature proszę wpisać.
albo
Po tym kliknij Apply
I to wszystko. Od tej pory będziemy promować polskie wydarzanie w
Winnipegu automatycznie kiedy wyślemy maila do kogoś. Wszystkie programy
mailowe mają taką opcję tzw. signature i sposób jej dodania
będzie bardzo podobny do tego co opisałem dla Outlook Express | |
|
Polonijny
Biuletyn Informacyjny w Winnipegu |
INDEX
Powrót..
FAKTY ZE ŚWIATA
|
Środa, 2010-03-24
Naukowcy odkryli
nieznanego dotąd przodka człowieka
Badania genetyczne wskazują na istnienie hominida, który żył na południu
dzisiejszej Rosji około 40 tysięcy lat temu. Opis sensacyjnego odkrycia
zamieszcza prestiżowy tygodnik naukowy "Nature".
Naukowcy zbadali mały fragment kości palca znaleziony w 2008 roku w
jaskini Denisowa w górach Ałtaj na południu Syberii. Szczegółowej
analizie poddano DNA mitochondrium - małej struktury komórkowej, która
ma własne DNA niezależnie od jądra. Mitochondrialne DNA przekazywane
jest po linii matki. Kość znajdowała się w warstwie archeologicznej
datowanej na 48-30 tys. lat. Prawdopodobnie należała do kobiety, którą
nazwano "kobietą X".
Materiał genetyczny sekwencjonował ekspert niemieckiego Instytutu Maxa
Plancka - Johannes Krause. W rozmowie z "Nature" zapewnia, że zrobił to
bardzo dokładnie: - Wykonaliśmy mnóstwo testów, by wykluczyć pomyłkę.
Jesteśmy pewni, że DNA należy do nieznanego dotąd hominida, różniącego
się od neandertalczyków czy ludzi współczesnych - mówi.
Badania wskazują, że nowo odkryty gatunek żył od 48 do 30 tysięcy lat
temu w centralnej Azji. Jego przodkowie prawdopodobnie wyemigrowali z
Afryki niezależnie od przodków neandertalczyka i człowieka współczesnego.
Niewykluczone, że grupy tych wszystkich trzech gatunków żyły w środkowej
Azji obok siebie, w tym samym czasie.
Zbadane DNA mitochondrialne wskazuje, że neandertalczycy, ludzie
współcześni i nowo odkryci hominidzi mieli wspólnego przodka. W
badaniach brali udział naukowcy z Niemiec, Austrii, Rosji i Stanów
Zjednoczonych.
(IAR)
List Hitlera "z nadzieją na serdeczne relacje" sprzedany 2010-03-24
(17:15)
List Adolfa Hitlera z 1931 roku został sprzedany za 8 tys. funtów (równowartość
ok. 35 tys. zł) na aukcji w londyńskim domu aukcyjnym Bonham - podały
brytyjskie i amerykańskie media. W liście Hitler wyraża nadzieję na "prawdziwie
serdeczne relacje" między Wielką Brytanią a Niemcami.
W niecałe półtora roku po napisaniu tego listu Hitler został w 1933 roku
kanclerzem Niemiec.
Jednostronicowy list datowany na 30 września 1931 roku był odpowiedzią
Hitlera na "uprzejme zaproszenie" wystosowane przez brytyjskiego
dziennikarza Seftona Delmera, by napisał artykuł o kryzysie gospodarczym,
przed jakim staje Wielka Brytania. Delmer był wówczas berlińskim
korespondentem "Daily Express" i wkrótce stał się pierwszym brytyjskim
dziennikarzem, który przeprowadził wywiad z Hitlerem i towarzyszył mu w
samolocie podczas kampanii wyborczej w 1932 roku.
Prośbie Delmera Hitler odmówił, a w liście wyraża nadzieję na nowe
porozumienie miedzy Niemcami a Wielką Brytanią w miejsce powojennego
stanu rzeczy ukształtowanego Traktatem Wersalskim z 1919 roku.
Hitler napisał: "Mam nadzieję, że z tego kryzysu wyrośnie nowa gotowość
w Wielkiej Brytanii do poddania przemyśleniom ostatnich 12 lat".
Nabywca z Ameryki, Kenneth Rendell, który jest właścicielem muzeum II
wojny światowej w stanie Massachusetts, ocenił, że była to "nieprawdopodobna
okazja". Dodał, że byłby gotów zapłacić za list nawet 50 tys. funtów -
pisze "The Times".
Według cytowanego przez CNN brytyjskiego historyka wojskowości i
polityki Andrew Robertsa, list był typowym przykładem usypiania
czujności zachodnich demokracji. Jak mówił Roberts Hitler wielokrotnie
podkreślał wspólnotę interesów Niemiec i Wielkiej Brytanii, i napisał
wiele takich listów. W ten sposób skłaniał do polityki ustępstw wobec
Niemiec. - Polityka ustępstw była jego zasadniczym przesłaniem aż do
wybuchu wojny - przypomniał Roberts.
Politykę ustępstw w stosunku do Niemiec prowadziła Wielka Brytania i
Francja zwłaszcza w drugiej połowie lat 1930.; jej kulminacją była
konferencja monachijska z 1938 roku, na której zgodzono się na
przyłączenie Kraju Sudeckiego do Rzeszy.
(PAP)
Litewski rząd zaakceptował ustawę o pisowni polskich nazwisk
Litewski rząd na środowym posiedzeniu zaaprobował projekt ustawy o
pisowni nazwisk, który zezwala na zapis imion i nazwisk w paszportach
nie tylko w języku litewskim, lecz także w innych językach, opartych na
alfabecie łacińskim, m.in. po polsku.
Jak poinformowała szefowa wydziału prawnego urzędu premiera Litwy
Weronika Baliuniene, "zaaprobowany projekt ustawy jest jedynie
poprawionym wcześniejszym rządowym projektem ustawy o pisowni nazwisk,
który miał być już omawiany w Sejmie w ubiegły wtorek, ale został
wycofany spod obrad".
Projekt ustawy był wycofany w celu dostosowania go do wymogów
konstytucji. Jak zaznaczył premier Andrius Kubilius, w celu rozwiania
wszelkich wątpliwości, proponuje się też Sejmowi, by w sprawie pisowni
nazwisk zwrócił się do Sądu Konstytucyjnego raz jeszcze.
- Jesteśmy zdecydowani prosić o wyjaśnienie - powiedział Kubilius po
środowym posiedzeniu rządu.
Jesienią ubiegłego roku Sąd Konstytucyjny orzekł, że obywatele Litwy
narodowości nielitewskiej, w tym Polacy, w paszportach mogą mieć
zapisane nazwiska w formie oryginalnej, ale nie na pierwszej stronie
dokumentu, tylko na dalszych stronach, jako zapis pomocniczy.
Po orzeczeniu Sądu Konstytucyjnego premier Kubilius oznajmił, że nie
jest to ostateczne rozstrzygnięcie kwestii pisowni nazwisk na Litwie.
Zauważył, że przy rozwiązaniu tego problemu "trzeba mieć na uwadze fakt,
że prawa do autentycznego imienia i nazwiska broni Europejski Trybunał
Praw Człowieka".
Na początku br. rząd przygotował projekt ustawy o pisowni nazwisk, który
zadowala Polaków mieszkających na Litwie, ma on jednak w Sejmie wielu
przeciwników, m.in. w partii konserwatywnej Kubiliusa, którzy twierdzą,
że jest on sprzeczny z konstytucją.
Kwestia pisowni nazwisk polskich na Litwie jest od lat jednym z
najbardziej drażliwych problemów w stosunkach polsko-litewskich.
Wprowadzenie pisowni nazwisk polskich na Litwie i litewskich w Polsce z
użyciem wszystkich znaków diakrytycznych przewiduje traktat
polsko-litewski z 1994 roku.
Aleksandra Akińczo (PAP)
Zniknęła wyspa, o którą walczyły dwa państwa
Przez ponad 30 lat Indie i Bangladesz spierały się o kontrolę nad
skalistą wysepką w Zatoce Bengalskiej. Niedawno problem rozwiązał się
sam. Rosnący poziom wód w zatoce sprawił, że wyspa całkowicie zniknęła
pod wodą - pisze agencja Associated Press.
Zarówno Indie i Bangladesz zgłaszały prawa do długiej na 3,5 i szerokiej
na 3 km niezamieszkanej wysepki. Bangladesz nazywał ją South Talpatti, a
Indie New Moore. Na wyspie nie było żadnych stałych budowli. W 1981 roku
Indie wysłały na nią żołnierzy, którzy zatknęli flagę tego kraju.
- To, czego te dwa kraje nie mogły osiągnąć przez lata negocjacji,
zostało rozwiązane przez globalne ocieplenie - zauważa Sugata Hazra,
oceanograf z Uniwersytetu Jadavpur w Kalkucie. Dodaje, że z badań
przeprowadzonych przez jego uczelnię wynika, iż do 2000 roku poziom wód
wzrastał o około 3 milimetrów rocznie, a w ciągu ostatniej dekady wzrost
wynosił 5 milimetrów rocznie.
Sąsiednia wyspa Lohachara została zalana w 1996 roku, a jej mieszkańcy
musieli przenieść się na kontynent. Pod wodą znalazła się też połowa
wyspy Ghoramara. Zagrożonych jest co najmniej 10 innych wysp w okolicy.
Pomimo zatopienia spornej wyspy, ustalenie granicy morskiej i
rozwiązanie kwestii kontroli nad pozostałymi wysepkami pozostają otwarte
- podkreśla przedstawiciel indyjskiego MSZ.
(PAP)
Miliardowe zyski dla koncernów, oto cała reforma Obamy
Według analityków reforma służby zdrowia zatwierdzona przez amerykańską
Izbę Reprezentantów, stwarza przede wszystkim perspektywy długofalowego
dochodu dla koncernów farmaceutycznych. Jak mówi jeden z analityków:
główna zmiana polega na tym, że koncerny zyskają 32 miliony nowych
klientów. Rząd amerykański nie wprowadzi przy tym sztywnych cen leków,
ani nie wprowadzi zmian w regulacjach dotyczących długości trwania
patentów na leki.
(REUTERS)
Program obchodów piątej rocznicy śmierci Jana Pawła II
Watykańskie obchody piątej rocznicy śmierci Jana Pawła II rozpocznie
msza pod przewodnictwem Benedykta XVI w poniedziałek o godz. 18 w
bazylice św. Piotra. Polskiemu papieżowi dedykowane będą w części
medytacje podczas Drogi Krzyżowej w Koloseum 2 kwietnia.
Msza za Jana Pawła II odbędzie się cztery dni przed rocznicą jego
śmierci, co ma związek z kalendarzem liturgicznym Wielkiego Tygodnia. W
Wielki Piątek, kiedy przypada rocznica, nie odprawia się mszy. Do
Watykanu przybędzie na poniedziałkową liturgię osobisty sekretarz
papieża Polaka, metropolita krakowski kardynał Stanisław Dziwisz.
Wszystko na to wskazuje, że w tym roku, także ze względu na uroczystości
Wielkiego Tygodnia, wyjątkowo nie odbędzie się tradycyjna msza przy
grobie Jana Pawła II w Grotach Watykańskich. Na 2 kwietnia, czyli Wielki
Piątek, Watykan nie zapowiedział żadnych uroczystości, upamiętniających
Jana Pawła II. Można oczekiwać, że do rocznicy nawiąże w kazaniu
kaznodzieja Domu Papieskiego ojciec Raniero Cantalamessa podczas
nabożeństwa Męki Pańskiej w bazylice św. Piotra o godzinie 17 pod
przewodnictwem Benedykta XVI. Nie wyklucza się, że po nabożeństwie
papież zejdzie do Grot, by oddać hołd swemu poprzednikowi.
O godzinie 21.15 w rzymskim Koloseum Benedykt XVI przewodniczyć będzie
Drodze Krzyżowej. W tym roku zadanie napisania towarzyszących jej
rozważań powierzył kardynałowi Camillo Ruiniemu, który w 2005 roku tuż
po śmierci Jana Pawła II i po konklawe zwrócił się w imieniu
kilkudziesięciu kardynałów do Benedykta XVI o wyrażenie zgody na
otwarcie procesu beatyfikacyjnego polskiego papieża.
Rocznicowe uroczystości przełożyła na czas poświąteczny ambasada RP przy
Stolicy Apostolskiej. 13 kwietnia odbędzie się zorganizowany przez
polska placówkę koncert chopinowski, dedykowany pamięci Jana Pawła II. Z
recitalem wystąpi młody pianista Wojciech Waleczek.
Sylwia Wysocka
(PAP)
Wtorek, 2010-03-23
Obama podpisał ustawę o
reformie ochrony zdrowia
Prezydent USA Barack Obama podpisał podczas uroczystości w Białym Domu
historyczną ustawę o reformie opieki zdrowotnej. Zapewnia ona
ubezpieczenie medyczne dotychczas nieubezpieczonym ponad 30 milionom
Amerykanów.
Według amerykańskiego prezydenta ustawa ta "wyznacza nową erę w Stanach
Zjednoczonych".
Nowe prawo, wprowadzające najpoważniejszą od niemal pół wieku reformę
służby zdrowia, obejmuje głównie osoby pracujące na własny rachunek, a
więc tych, którym ubezpieczenia nie zapewnia pracodawca - jak w wypadku
około 70% mieszkańców USA. Wiele z nich nie ma ubezpieczenia, gdyż są
one niezmiernie drogie.
Przeciwników ustawy chcą ją "odkręcić"
Kilkanaście stanów kwestionuje prawomocność konstytucyjną podpisanej we
wtorek przez prezydenta Baracka Obamę ustawy o reformie opieki
zdrowotnej. Zdaniem prawników, nie ma jednak na to szans.
Przedstawiciele władz tych stanów - zwykle prokuratorzy generalni -
zaskarżają do sądów przede wszystkim przepis ustawy o reformie
wprowadzający obowiązek zakupu ubezpieczenia zdrowotnego przez obywateli,
którzy go nie posiadają.
Ich zdaniem, kłóci się to ze swobodami obywatelskimi i oznacza
niedopuszczalną ingerencję rządu federalnego w prywatne życie ludzi i
prawa stanów, a więc jest sprzeczne z konstytucją.
Przeciw reformie wystąpiły w ten sposób do sądów władze stanów: Floryda,
Alabama, Nebraska, Dakota Północna, Dakota Południowa, Pensylwania,
Karolina Południowa, Teksas, Utah, Waszyngton, Luizjana, Wirginia.
Dalszych dwadzieścia parę stanów rozważa podobne kroki.
Prawnicy konstytucyjni uważają jednak, że pozwy nie mają praktycznie
szans na sukces. Podkreślają oni, że konstytucja daje Kongresowi bardzo
rozległe prawa regulowania rozwiązań prawnych w kraju.
Działania władz stanowych mają jednak znaczenie polityczne, mobilizując
opozycję przeciw zmianom wprowadzonym przez demokratyczny Kongres i
administrację Obamy.
W Kongresie Republikanie nie rezygnują z prób odwrócenia biegu wydarzeń.
Republikański senator Jim DeMint i kongresmenka Michele Bachman z tej
samej partii zapowiedzieli wniesienie projektów ustaw odwołujących
reformę.
Partia Republikańska zapowiada też, że kiedy odzyska większość w
Kongresie, podpisana przez Obamę ustawa zostanie uchylona.
(PAP)
Jest im dobrze, więc nie potrzebują Unii Europejskiej
Poparcie Norwegów dla przystąpienia do Unii Europejskiej spadło do
30,6%. Jest to najniższy wskaźnik od pięciu lat. Nie podoba im się
rosnące bezrobocie w Unii, deficyt budżetowy w poszczególnych krajach i
ostry kryzys finansowy w Grecji.
Jedynie 30,6% badanych popiera wstąpienie Norwegii do Unii, o 7,5% mniej
niż w lutym bieżącego roku, a opozycja wobec Unii wzrosła z 49,3% do
55,8% - wynika z sondażu ogłoszonego w państwowej telewizji NRK.
- Ludzie uważają, że Norwegia ma się dobrze, a więc Unii Europejskiej
nie potrzebujemy - powiedział dziennikarz NRK, Kyrre Nakkim.
Bezrobocie w Norwegii wyniosło w lutym bieżącego roku 3,2%, a w
eurostrefie - 9,9%. Norwegia była jednym z pierwszych krajów, który
wyszedł z recesji w trzecim kwartale 2009 roku.
Norwegowie dwukrotnie odrzucili w referendach akces do Unii Europejskiej
- w 1972 i 1994 roku.
(PAP)
Dla większości Ukraińców Bandera nie jest bohaterem
Ponad połowa Ukraińców chciałaby skasowania dekretu Wiktora Juszczenki
nadającego status Bohatera Ukrainy Stepanowi Banderze. Takie są wyniki
sondażu przeprowadzonego przez związaną z ugrupowaniem władzy Partią
Regionów agencję Research and Branding.
Co piąty mieszkaniec Ukrainy uważa, że Stepan Bandera zasłużył na miano
Bohatera Ukrainy. Przeciwnego zdania jest aż 2/3 badanych. Odwołania
dekretu chciałoby jednak mniej Ukraińców, bo 56%, a jego pozostawienia -
co czwarty.
Były prezydent Wiktor Juszczenko, który nadał Stepanowi Banderze tytuł
Bohatera Ukrainy, oświadczył, że nie można go unieważnić do czasu
werdyktu Trybunału Konstytucyjnego. Obecny szef państwa Wiktor
Janukowycz powiedział wcześniej w Moskwie, że dekret zostanie skasowany
do 9 maja, czyli dnia, kiedy na Ukrainie i innych krajach byłego ZSRR,
obchodzona jest rocznica zakończenia II wojny światowej.
Ma to znaczenie symboliczne bowiem na tym terytorium określenie „banderowiec"
oznacza ukraińskiego nacjonalistę współpracującego z faszystami. Na
przykład nowy gubernator obwodu odesskiego Eduard Matwijczuk oświadczył,
że będzie czcił prawdziwych bohaterów II wojny światowej, "a nie
fałszywych, którzy strzelali naszym dziadkom w plecy".
Zdaniem komentatorów, Wiktor Janukowycz prawdopodobnie sam nie odwoła
dekretu Wiktora Juszczenki, a zrobi to jeden z sądów. Ma ku temu dwa
powody: tytuł Bohatera Ukrainy może być nadany jedynie osobie żyjącej i
obywatelowi tego kraju. Te dwa warunki nie były spełnione w przypadku
Stepana Bandery.
(IAR)
Lista Schindlera na sprzedaż
Za 2,2 mln dolarów kupi listę Schindlera ten, kto pierwszy zaoferuje
taką kwotę - informuje "Daily Telegraph". Jedna z pięciu zachowanych
notatek Oskara Schindlera - ta, która znajdowała się w rękach prywatnych
- właśnie trafiła na aukcję.
Jak przypomina brytyjski dziennik, istniało siedem wersji tzw. listy
Schindlera z nazwiskami 801 uratowanych przed zagładą Żydów. Do dziś
zachowało się pięć takich dokumentów. Jeden jest w posiadaniu
amerykańskiego Muzeum Holokaustu, jeden w niemieckim archiwum w
Koblencji, dwa w izraelskim muzeum Yad Vashem.
Dokument wystawiony właśnie na sprzedaż, był dotąd w rękach prywatnych.
Nie odbędzie się jednak licytacja, w której chętni do kupna przebijają
cenę. Dokument nabędzie ten, kto pierwszy zaoferuje żądaną kwotę - 2,2
mln dolarów.
(Daily Telegraph)
Poniedziałek,
2010-03-22
Unia Europejska potępia
Izrael za osiedla w Jerozolimie
UE potępiła Izrael za plany budowy nowych osiedli we wschodniej części
Jerozolimy nazywając to przeszkodą w wysiłkach pokojowych. Były
brytyjski premier Tony Blair wierzy jednak, że Izrael i Palestyńczycy
chcą kontynuacji procesu pokojowego.
- Unia Europejska potępiła wszelkie działania związane z osadnictwem -
powiedział hiszpański minister spraw zagranicznych Miguel Angel
Moratinos, którego kraj sprawuje obecnie przewodnictwo w Unii. -
Apelujemy o całkowite zamrożenie tych działań - powiedział na spotkaniu
ministrów spraw zagranicznych UE w Brukseli.
Premier Izraela Benjamin Netanjahu zapowiedział jesienią częściowe
dziesięciomiesięczne zamrożenie budowy osiedli. Wyłączył jednak z tego
wschodnią część Jerozolimy i przyległe tereny Zachodniego Brzegu Jordanu.
Izrael uważa Jerozolimę za stolicę państwa. Wschodnia Jerozolima została
wcielona do Izraela w wyniku wojny sześciodniowej w roku 1967.
Wstrzymanie budowy osiedli przez Izrael jest głównym żądaniem
negocjatorów z tzw. kwartetu bliskowschodniego (ONZ, UE, USA, Rosja),
którzy próbują doprowadzić do wznowienia rozmów między Izraelem a
Palestyńczykami.
Blair, który jest wysłannikiem kwartetu na Bliski Wschód, zrelacjonował
UE przebieg spotkania tego gremium w ubiegłym tygodniu w Moskwie.
Podkreślił, że sytuacja w ostatnich tygodniach bardzo się skomplikowała,
lecz główną rzeczą jest powrót na właściwą drogę.
- Wierzę, że niezależnie od wydarzeń ostatnich dni, zarówno Izraelczycy,
jak i Palestyńczycy pragną tego - powiedział brytyjski polityk.
(PAP)
Historyk: w czasie II wojny Hollywood walczył z Polską
Na rynku amerykańskim ukazała się książka pt. "Hollywood's War With
Poland, 1939-1945" (Wojna Hollywood z Polską 1939-1945) na temat
negatywnego obrazu Polaków w filmach amerykańskich w czasie II wojny
światowej i źródeł tych nieprzychylnych stereotypów.
Autor książki M.B.B. Biskupski jako przykłady produkcji powielających
antypolskie stereotypy podaje takie filmy jak "In Our Time" (W naszych
czasach) i "None Shall Escape" ("Nikt nie ucieknie"), oba z 1944 roku, a
także popularną komedię "To Be Or Not To Be" ("Być albo nie być") z 1942
r.
Biskupski, historyk z Central Connecticut State University, opisuje te
filmy jako przejawy wojennej propagandy - prezentowania II wojny
światowej zgodnie z ówczesną linią polityki USA. Były one w sojuszu ze
Stalinem i ignorowały fakty niezgodne z pozytywnym obrazem ZSRR, np.
prześladowania Polaków na wschodnich terytoriach II RP zajętych 17
września 1939 r.
W ramach tej polityki - zdaniem autora - mieściło się pomijanie i
pomniejszanie Polski. Biskupski zwraca tu też uwagę na wpływ lewicowych,
sympatyzujących z komunizmem ekspertów i polityków w administracji
prezydenta Franklina Delano Roosevelta.
Innym czynnikiem przedstawiania Polaków w złym świetle w filmach - uważa
autor książki - jest fakt, że ich producentami byli na ogół amerykańscy
Żydzi, zwykle imigranci z Polski, którzy wynieśli stamtąd wspomnienia
antysemityzmu i dyskryminacji.
(PAP)
Polski film na
prestiżowym festiwalu w Chicago
Film "Zero" w reżyserii Pawła Borowskiego, jako jedyny w tym roku obraz
z Polski, został zaprezentowany na 13. Festiwalu Filmów Krajów Unii
Europejskiej w Chicago. Przegląd odbywa się w Centrum Filmowym im. Gene
Siskela, nieżyjącego już krytyka filmowego.
- To tradycyjna impreza na mapie kulturalnej Chicago, która promuje
filmy, zrealizowane w całej Unii Europejskiej; od tych wielkich krajów
jak Francja czy Niemcy po te najmniejsze jak Malta czy Luksemburg -
powiedział Zbigniew Banaś, krytyk filmowy mieszkający w USA.
Debiut reżyserski Pawła Borowskiego, który prezentowany będzie jeszcze w
Chicago 25 marca, został bardzo dobrze przyjęty w niedzielę przez
festiwalową publiczność.
- Ten nowy polski film, który nie miał innych pokazów w Chicago, ukazuje
pewien fragment życia współczesnej Polski w interesującej formie
strukturalnej - ocenia Zbigniew Banaś. W marcu i kwietniu film "Zero"
będzie promowany na innych festiwalach odbywających się w amerykańskich
miastach.
W ramach 13. edycji festiwalu prezentowanych jest 59 filmów z wszystkich
krajów Unii Europejskiej, w tym nominowana do Oscara w kategorii filmu
nieanglojęzycznego "Biała wstążka" (produkcja Niemiec i Austrii)
austriackiego reżysera Michaela Hanekego.
Przegląd filmów europejskich w Chicago rozpoczął 5 marca pokaz
hiszpańskiej produkcji "The Dancer and the Thief" Fernando Trueby, gdyż
tradycyjnie festiwal otwiera film z kraju aktualnie przewodniczącego
Unii Europejskiej.
Impreza zakończy się 1 kwietnia projekcją "Sekretów księgi z Kells",
irlandzką produkcją nominowaną do Oscara w kategorii pełnometrażowego
filmu animowanego. Pokazy odbywają się w dwóch salach w Centrum Filmowym
im. Gene Siskela w centrum Chicago.
Paweł Borowski jest absolwentem Akademii Sztuk Pięknych w Warszawie (kierunek
malarstwo i film animowany). Jest autorem filmów: "Przeznaczenie" (2009,
oświetlenie), "Zero", (2009, reżyser, scenarzysta i koproducent), "Kocham
cię" (2003, reżyser, scenariusz, zdjęcia), "Love Gamestation" (2001,
reżyser). (PAP)
Joanna Trzos
(PAP)
Archeolodzy odkryli
nietypową studnię sprzed 1000 lat
Archeolodzy odkryli w południowo-wschodnich Chinach niezwykłą studnię
sprzed około 1000 lat - informuje serwis internetowy Crienglish.
W okrągłej, kamiennej pokrywie studni - o średnicy 3,4 m - znajduje się
sześć otoczonych kamiennymi kołnierzami otworów, które były miejscami
czerpania wody. Jak poinformował archeolog Liu Zhicheng, studnia została
zbudowana w okresie panowania Północnej Dynastii Song (960-1127 r. n.e.).
Według naukowców, starożytne studnie o wielu otworach są rzadko
spotykanymi konstrukcjami, a znalezisko w Quanzhou odzwierciedlać może
dużą gęstość zaludnienia miasta w czasach jego rozkwitu.
Badacze odkryli studnię na stanowisku w prowincji Fucien w Quanzhou -
mieście portowym nad Cieśniną Tajwańską.
Od czasów Dynastii Tang (618-907 r. n.e.) Quanzhou było jednym z
najważniejszych chińskich portów, a okres największej świetności miasta
nastąpił w czasach Dynastii Song, kiedy mieszkało tu około 500 tysięcy
osób, w tym duża grupa cudzoziemców.
Zdaniem Liu Zhichenga, dzięki zamontowanej na pokrywie studni
konstrukcji z krążkami linowymi - których użycie ułatwiało wydobycie
wody i oszczędzało czas - nawet sześć osób jednocześnie mogło czerpać
wodę.
Zastosowanie sześciu osobnych, mniejszych otworów w dużej i szczelnej
pokrywie ograniczało też możliwość zanieczyszczenia wody oraz
zapobiegało wypadkom, np. wpadnięciu dziecka do studni.
(PAP)
Niedziela,
2010-03-21
Wielki triumf lewicy we
Francji - pomógł sojusz z ekologami
Według sondaży exit polls po drugiej turze wyborów regionalnych we
Francji lewica będzie kontrolować 21 regionów metropolitarnych. Partia
UMP prezydenta Nicolasa Sarkozy'ego utrzyma się w Alzacji.
Sondaże ośrodka OpinionWay mówią, że lewica na czele z Partią
Socjalistyczną (PS) zdobyła w wyborach 54,3% głosów, a rządząca Unia na
rzecz Ruchu Ludowego (UMP) - 36,1% głosów. Trzeci w kolejności
nacjonalistyczny Front Narodowy (FN) Jean-Marie Le Pena uzyskał - w
świetle wyników tego samego ośrodka - 8,7%.
Zgodnie z tymi ocenami lewica będzie kontrolować 21 z 22 regionów
metropolitarnych. UMP utrzyma się w bastionie prawicy - Alzacji, choć
wydawała się tam zagrożona. Centroprawica zwyciężyła też w jednym z
regionów zamorskich Francji, na Reunionie.
Dobry wynik osiągnął także Front Narodowy, który w dwóch regionach -
PACA (Prowansja-Alpy-Lazurowe Wybrzeże) i Nord-Pas-de-Calais uzyskał
blisko jedną czwartą głosów.
Spektakularny sukces lewicy był możliwy dzięki temu, że po pierwszej
turze wyborów socjaliści zawarli ogólnokrajowy sojusz z ekologami i
innymi ugrupowaniami lewicowymi, tworząc z nimi wspólne listy.
Klęska prawicy
Przegrana centroprawica otwarcie przyznała się do dotkliwej porażki.
Premier Francois Fillon skomentował pierwsze wyniki mówiąc, że "potwierdzają
one sukces list lewicowych". - Nie umieliśmy przekonać. Biorę na siebie
swoją część odpowiedzialności i będę o tym rozmawiał od jutra rana z
prezydentem Nicolasem Sarkozym - powiedział.
Po ogłoszeniu exit polls wielka radość zapanowała w Partii
Socjalistycznej. Szefowa ugrupowania Martine Aubry oceniła, że głosując
na lewicę "Francuzi wyrazili swój sprzeciw wobec polityki prezydenta
Republiki i rządu".
Według OpinionWay frekwencja w drugiej turze była o 4% wyższa niż w
pierwszej i wyniosła 50,5%
Francuzi wyłonili w tych wyborach blisko 1900 lokalnych radnych w 26
metropolitalnych i zamorskich regionach kraju.
Francuskie rady regionów mają znaczne kompetencje. Decydują m.in. o
budowie i utrzymaniu publicznych liceów, organizacji transportu
regionalnego, zagospodarowaniu przestrzennym oraz wspierają rozwój
gospodarczy lokalnej społeczności.
(PAP)
Zaskakujące fakty dotyczące kochanki Hitlera
Eva Braun, wieloletnia towarzyszka życia Adolfa Hitlera, nie była naiwną
i nieświadomą blondynką u boku dyktatora, lecz odgrywała znaczącą rolę w
jego otoczeniu - twierdzi niemiecka historyk Heike Goertemaker, autorka
pierwszej naukowej biografii Braun.
Książka pt. "Eva Braun. Życie z Hitlerem", która ukazała się w tym roku
w Niemczech nakładem wydawnictwa C.H. Beck, jest wśród bestsellerów.
Goertemaker koryguje w niej obraz Evy Braun, jaki utrwalił się przez
minione dziesięciolecia w odbiorze niemieckiej opinii publicznej.
- Uważano zawsze, że była ona głupawą blondynką, a w najlepszym razie
miłą dziewczyną z sąsiedztwa, która miała to nieszczęście zakochać się w
potworze. Moim zamiarem było jednak, by spojrzeć, co kryje się za
legendą, kim była naprawdę ta kobieta, która żyła i umarła z Hitlerem.
Ukazał mi się inny obraz - powiedziała Goertemaker na spotkaniu z
zagraniczną prasą w Berlinie.
Jak oceniła autorka, z upływem lat Eva Braun odgrywała coraz ważniejszą
rolę w otoczeniu Hitlera. Była nietykalna i nie była pasywną,
niepolityczną osobą.
Samo to, że Hitler miał partnerkę przez 14 lat i poślubił ją tuż przed
samobójstwem obojga 30 kwietnia 1945 r., było dla Niemców sensacją,
ujawnioną dopiero po śmierci dyktatora. Cenzura w III Rzeszy blokowała
wszelkie informacje o towarzyszce Hitlera, gdyż nie pasowała ona do
utkanego mitu fuehrera żyjącego w samotności i odosobnieniu.
Według dostępnych źródeł Hitler poznał 17-letnią wówczas Braun w 1929 r.
w zakładzie swego osobistego fotografa Heinricha Hoffmanna, gdzie
pracowała. Jak pisze Goertemaker, Hoffmann wyszkolił Braun i
wykorzystywał potem jej dostęp do Hitlera. Mogła go fotografować,
filmować, a następnie sprzedawała swe fotografie Heinrichowi Hoffmannowi.
- W rezydencji Berghof pomagała przedstawić Hitlera jako troskliwego
przywódcę, zatem współtworzyła wizerunek fuehrera - powiedziała
Goertemaker. Według niej, Braun podzielała przekonania Hitlera, dawała
mu psychologiczne wsparcie, utwierdzała go w urojeniach u kresu wojny i
wraz z nim polowała na rzekomych zdrajców. - Stała się wspólnikiem -
oceniła historyk.
Przyznała, że na wiele pytań dotyczących Evy Braun nie znajduje
odpowiedzi w dostępnych źródłach: protokołach z przesłuchań ludzi z
otoczenia Hitlera, ich wspomnieniach, zwłaszcza architekta Alberta
Speera, zachowanych listach i dokumentach, jak 22-stronicowy fragment
pamiętnika Evy Braun, którego autentyczność podważano.
Nie ma natomiast żadnych wypowiedzi Hitlera, które wskazywałyby na rolę
Braun w jego otoczeniu. Dyktator na tydzień przed samobójstwem polecił
zniszczyć swoje osobiste dokumenty i korespondencję.
Eva Braun starała się z kolei zachować swoje dokumenty. W jednym z
ostatnich listów do siostry pisała, by wszystkie listy fuehrera do niej
oraz jej odpowiedzi opakować wodoszczelnie i zachować. - Chciała, by
świat dowiedział się o jej związku z Hitlerem. Uważała, że umrze
bohaterską śmiercią i chciała przejść do historii - ocenia autorka. -
Nigdy nie znaleziono jednak tych listów.
Goertemaker twierdzi, że jej książka to także rozprawa z obrazem kobiet
w narodowym socjalizmie. - O kobietach jako sprawcach mówiło się rzadko.
Zazwyczaj uchodzą one za niewinne, co utrwala także literatura
wspomnieniowa mężczyzn, którzy podkreślają, jak niepolityczną rolę one
pełniły i niewiele wiedziały, co rozgrywało się wokół. Z góry oceniano,
że były bez znaczenia - powiedziała historyk.
Ten stereotyp częściowo pozwalał na odrzucenie współodpowiedzialności za
zbrodnie III Rzeszy. - Dopiero w latach 90. zaczęto to podważać. Obraz
kobiet w narodowym socjalizmie jest rewidowany - dodała Goertemaker.
(PAP)
Wulkan obudził się po 187 latach - ewakuowano 500 osób
Na południu Islandii w rejonie lodowca Eyjafjallajokull doszło do
erupcji wulkanu - podało islandzkie radio publiczne RUV.
500 osób zostało ewakuowanych ze strefy zagrożonej w pobliżu wulkanu -
poinformowały lokalne władze.
Eyjafjallajokull jest małym lodowcem o powierzchni 107 km. Ostatnie
wybuchy wulkanu, który znajduje się pod lodowcem miały miejsce w 1821 i
1823 roku.
(PAP)
Sobota, 22010-03-20
Konkurenci pomagają
British Airways
Wynikiem rozpoczętego w sobotę trzydniowego strajku 12 tys. pracowników
pokładowych British Airways jest przejęcie części pasażerów BA przez
konkurentów, w tym PLL LOT - informuje ośrodek informacyjny BA.
LOT może skierować do Wielkiej Brytanii większe maszyny, przez co liczba
oferowanych miejsc wzrośnie mniej więcej o 1/3. Za przelot LOT-em,
zamiast BA, pasażerowie BA nie muszą dodatkowo płacić.
Strajk nie ma wpływu na loty z Polski do Wielkiej Brytanii, choć może
oznaczać niedogodność dla podróżnych z Polski, przesiadających się na
którymś z brytyjskich lotnisk na dalszy lot z BA.
Część pasażerów BA przejął niskobudżetowy Ryanair, oferując im przelot
po specjalnej cenie 69,99 funta, a także fińskie linie Air Finland.
Podróżni, których lot został odwołany, mogą go przebukować w ciągu roku,
zmienić trasę, lecieć innymi liniami bądź uzyskać zwrot pieniędzy za
bilet.
BA liczy, że zdoła obsłużyć 1100 z 1950 lotów dziennie (ok. 65%).
Przewoźnik przygotował awaryjne plany na wypadek strajku, m.in. szkoląc
około tysiąca ochotników z personelu naziemnego w wykonywaniu prac
pokładowych.
Na zasadzie leasingu BA przejęła 22 maszyny wraz z załogą od innych
przewoźników. W większym zakresie BA korzysta z lotniska London City
Airport. Do obsługi pasażerów włączono pracowników ze stanowisk
kierowniczych.
Na lotnisku Heathrow 60% lotów na dalekich trasach ma się odbyć
normalnie, ale tylko 30% lotów na krótkich trasach. Na Gatwick utrzymano
wszystkie dalekie loty i ponad połowę na krótkich trasach.
BA lata do Warszawy i Krakowa z Gatwick, a LOT jest jednym z niewielu
europejskich przewoźników korzystających z Heathrow. Również z Gatwick
lata do Warszawy irlandzki flagowy przewoźnik Aer Lingus, choć od 31
marca zawiesza to połączenie.
Druga runda strajku została wyznaczona na 27-30 marca. Pracownicy
protestują przeciwko pogorszeniu warunków pracy i płacy, postawie
zarządu, który oskarżają o odgórne narzucanie im zmian, podyktowanych
dążeniem do redukcji kosztów.
Według współsekretarza generalnego związku zawodowego Unite Tony'ego
Woodleya, szef BA Willie Walsh chce złamać związkowców, idąc z nimi na
konfrontację. Woodley wskazuje, iż ostateczna oferta kierownictwa była
gorsza niż oferta wstępna.
Plan oszczędnościowy BA przewiduje zamrożenie płac w 2010 r.,
przeniesienie około 3 tys. pracowników z etatów pełnych na niepełne i
redukcję personelu kabinowego na dalekich trasach. Kierownictwo spółki
zagroziło, iż pracownicy, którzy wezmą udział w strajku, stracą
przywileje, w tym możliwość tanich przelotów.
Tymczasem strajk, przypadający nie tylko w gorącym okresie
przedświątecznym, ale także wyborczym, stał się dla opozycyjnej partii
konserwatywnej okazją do zaatakowania rządu.
Lider konserwatystów David Cameron oskarżył rząd, że niewystarczająco
zdecydowanie zareagował na groźbę strajku ze strony Unite, co
wytłumaczył tym, że związek ten finansuje Partię Pracy.
Premier Gordon Brown oświadczył, że pierwszy od 13 lat strajk BA nie
leży w niczyim interesie, i wezwał obie strony do powrotu do negocjacji
w jak najkrótszym terminie. Wybory parlamentarne w Wielkiej Brytanii
spodziewane są 6 maja.
W IV kwartale 2009 r. strata BA przed opodatkowaniem wyniosła 50 mln
funtów, a za 9 miesięcy do końca grudnia ub. r. 342 mln funtów. Za cały
ostatni rok obrachunkowy (do końca marca 2009 r.) strata sięgnęła 401
mln funtów. Plan restrukturyzacji BA ma zaoszczędzić przewoźnikowi 62,5
mln funtów rocznie. Przewoźnik zatrudnia ok. 38 tys. pracowników.
(PAP)
Czarne chmury nad projektem muzeum wysiedleń
Obecna dyskusja wokół projektu berlińskiego muzeum poświęconego
wysiedleniom Niemców sugeruje, że zamierzeniu temu do końca towarzyszyć
będzie konflikt - ocenił Basil Kerski, redaktor naczelny
polsko-niemieckiego kwartalnika "Dialog".
Po zażegnaniu w lutym tego roku politycznego sporu o kandydaturę
przewodniczącej Związku Wypędzonych (BdV) Eriki Steinbach do władz
fundacji "Ucieczka, Wypędzenie, Pojednanie", która stworzyć ma muzeum,
ujawnił się spór merytoryczny o to, jak przedstawić historię wypędzeń.
BdV i Steinbach stoją na stanowisku, że centralnym elementem przyszłej
wystawy ma być los milionów niemieckich wypędzonych w trakcie i po II
wojnie światowej, a w historycznym kontekście należy także uwzględnić
inne przymusowe wysiedlenia w Europie.
Zdaniem Kerskiego można oczekiwać "poważnego konfliktu po stronie
niemieckiej", gdyż najwyraźniej Steinbach dąży do "zredukowania
historycznego kontekstu" wysiedleń Niemców. - Kościoły, które mają swych
przedstawicieli we władzach fundacji, niemieccy socjaldemokraci oraz
Centralna Rada Żydów nie wyobrażają sobie wystawy bez tego kontekstu -
ocenił publicysta.
Jak zauważa, metoda szefowej Związku Wypędzonych polega na zestawieniu w
jednym szeregu różnych przymusowych migracji - od Ormian, poprzez
Polaków, Żydów, Niemców, aż po Bałkany.
- W takim obrazie Niemcy są jako naród ofiarą i należą do europejskiej
narracji ofiar - wyjaśnia Kerski. Umieszczenie zaś wysiedleń Niemców w
kontekście historycznym oznacza, że Niemcy są też ofiarami, ale
pozostają tymi, którzy ponoszą odpowiedzialność polityczną.
Przed próbą przedstawienia wysiedleń Niemców w oderwaniu od II wojny
światowej i zbrodni nazistowskich ostrzegł w zeszłym tygodniu
przedstawiciel niemieckiej Centralnej Rady Żydów w fundacji "Ucieczka,
Wypędzenie, Pojednanie" Salomon Korn. Powiedział on tygodnikowi "Der
Spiegel", że Rada "nie chce służyć za alibi".
Także dyrektor Muzeum Żydowskiego we Frankfurcie na Menem Raphael Gross,
który zasiada w radzie naukowej fundacji, ocenił w jednym z wywiadów, że
porównywanie "wypędzeń Niemców na przykład z wypędzeniami w byłej
Jugosławii albo wypędzeniem Palestyńczyków, Greków i Turków, usuwa
kontekst historyczny. - Wówczas niemożliwe będą historyczne różnice oraz
osądy - także moralne - dodał w rozmowie z "Sueddeutsche Zeitung".
Wobec różnic merytorycznych już w grudniu z członkostwa w radzie
naukowej fundacji zrezygnował jedyny zasiadający w niej polski historyk
Tomasz Szarota. Z kolei kilkanaście dni temu uczyniła to czeska historyk
Kristina Kaiserova, krytykując zbytnie upolitycznienie całego
zamierzenia.
Z gremium tego wystąpiła także niemiecka publicystka Helga Hirsch,
bliska BdV. Swoją decyzję uzasadniła niezdrową atmosferą, jaką politycy
mieli stworzyć wokół fundacji.
Według mediów Hirsch powierzono przygotowanie wystawy objazdowej o
wysiedleniach, która pokazywana byłaby zanim ukończony zostanie remont
przeznaczonego na muzeum budynku Deutschlandhaus w Berlinie.
Przedstawiona przez Hirsch koncepcja wystawy miała się jednak spotkać z
krytyką części rady naukowej.
W niedawnej rozmowie ze stacją Deutsche Welle Hirsch oceniła, że "zasadniczym
pytaniem jest, czy wypędzenia należy postrzegać tylko jako skutek II
wojny światowej, czy są one bardziej wynikiem polityki narodowej w
Europie".
Publicystka zarzuciła m.in. politykom SPD, że "w imię źle pojętego
pojednania z Polską patrzą na wypędzenia tylko jako konsekwencję
narodowego socjalizmu, co uniemożliwia szeroką debatą na temat
wszystkich aspektów tego problemu".
W ocenie Basila Kerskiego, podejmując zobowiązanie ustanowienia w
Berlinie Widocznego Znaku dla upamiętnienia wysiedleń (jak roboczo
nazywano projekt muzeum), niemieccy politycy i rząd Angeli Merkel "nie
zdawali sobie sprawy, jakie to wyzwanie".
Już chwili tworzenia koncepcji fundacji "Ucieczka, Wypędzenie,
Pojednanie" zabrakło zasadniczej refleksji nad tym, co Niemcy chcą
pokazać w planowanym muzeum. "Ustawa z 2008 r. powołująca fundację
została przygotowana bez jakichkolwiek dokumentów merytorycznych czy
opinii ekspertów" - zauważył publicysta.
Szanse na stworzenie nowych podstaw fundacji daje planowana na lato bądź
jesień nowelizacja ustawy, uzgodniona w lutym z BdV w zamian za
rezygnację z nominowania Steinbach do władz fundacji.
Według kompromisu rada fundacji zostanie zwiększona z 13 do 21 członków.
BdV otrzyma dwa razy więcej miejsc - sześć zamiast obecnych trzech.
Dwóch dodatkowych reprezentantów uzyska też Bundestag (obecnie ma dwóch),
a po jednym miejscu więcej przypadnie Kościołom ewangelickiemu i
katolickiemu oraz Centralnej Radzie Żydów w Niemczech.
Rząd zachowa trzech przedstawicieli, nominowanych przez MSZ, MSW i
pełnomocnika ds. kultury i mediów. Zgodnie z kompromisem to Bundestag, a
nie rząd - jak przewiduje obecna ustawa - będzie powoływał członków rady
fundacji.
Zdaniem Kerskiego planowane zmiany umożliwią m.in. pozyskanie do
współpracy większej liczby kompetentnych ekspertów, zajmujących się II
wojną światową, a także klarowne zdefiniowanie roli rady naukowej (ma
ona zostać poszerzona z 9 osób do 15), która dotąd pełniła raczej rolę "listka
figowego". Za pozytywne Kerski uznaje też to, pojawiła się poważna
debata o historii BdV. Latem Związek ma opublikować opracowanie na temat
nazistowskiej przeszłości swych pierwszych działaczy.
- Piłeczka jest po stronie rządu Niemiec - ocenił Kerski. Kanclerz
Angela Merkel zadeklarowała jedynie, że gotowa jest kontynuować prace
nad muzeum. - Warto usunąć obecne problemy - powiedziała na dorocznym
przyjęciu BdV w miniony wtorek. Przyznała jednak: "Nie będzie łatwo".
Obecne problemy wokół fundacji "Ucieczka, Wypędzenie, Pojednanie" będą
tematem posiedzenia jej rady, która zbiera się w poniedziałek.
(PAP)
Piątek,
2010-03-19
Polski samolot
wyciągnięty z jeziora
Estońscy ratownicy wyciągnęli na brzeg polski samolot transportowy
An-26, który w czwartek wylądował awaryjnie na zamarzniętym jeziorze
Ulemiste w pobliżu lotniska w Tallinie - podała agencja BNS.
Przed wznowieniem prac w piątek samolot znajdował się w odległości około
20 metrów od brzegu i, jak pisały agencje, nie groziło mu zatonięcie.
Do wyciągnięcia samolotu i przetransportowania na brzeg wykorzystano dwa
20-tonowe dźwigi samochodowe marki mercedes z wciągarką i specjalne
pontony należące do estońskich sił zbrojnych.
Do awaryjnego lądowania na jeziorze doszło, gdy piloci zameldowali wieży
kontrolnej na lotnisku w Tallinie awarię jednego z silników, a samolot
miał przechył w lewą stronę. Gdy okazało się, że samolot nie może i za
drugim razem wylądować na lotnisku, piloci postanowili lądować na
jeziorze. Na pokładzie samolotu znajdowało się sześć osób, z których
jedna - 60-letni pilot - odniosła obrażenia. Talliński szpital, do
którego trafił ranny, poinformował w piątek, że obrażenia nie są poważne
i pilot wkrótce opuści klinikę.
W zbiornikach samolotu były trzy tony paliwa, z czego połowa wyciekła
wkrótce po lądowaniu maszyny. Część paliwa udało się zebrać za pomocą
specjalnych pochłaniaczy.
Samolot należy do polskiej firmy lotniczej EXIN. Świadczy ona usługi
czarterowe dla firmy kurierskiej DHL na linii Helsinki-Tallin-Helsinki.
Na pokładzie maszyny lecącej z Finlandii było czterech polskich członków
załogi i dwóch pracowników DHL.
(PAP)
Europa pilnie potrzebuje polskich historyków
Europarlament wraca do kontrowersyjnego projektu Domu Historii
Europejskiej. W poniedziałek postępy prac nad projektem omówią
europosłowie, a sekretariat PE już szuka historyków do pracy przy
powstawaniu muzeum - dowiedział się serwis internetowy tvp.info.
Dom Historii Europejskiej to projekt powstający z inicjatywy
poprzedniego szefa europarlamentu Hansa-Gerta Pötteringa. W Muzeum ma
być pokazana historia krajów UE.
Projekt wzbudził w poprzedniej kadencji kontrowersje, bo w dokumencie,
który w skrócie opisywał historię Europy zabrakło odniesień do ważnych
wątków z historii niektórych państw.
W części o Polsce zabrakło m.in. informacji o zaborach, wojnie
polsko-bolszewickiej, Armii Krajowej, Powstaniu Warszawskim czy Okrągłym
Stole. Serwis tvp.info już wcześniej alarmował o zastrzeżeniach części
historyków. Do ostatecznego tekstu koncepcyjnego muzeum załączono
polskie poprawki.
W Brukseli spotkała się właśnie polityczna rada nadzorująca prace nad
projektem. Jak przyznaje jej członek prof. Wojciech Roszkowski, historyk
i były eurodeputowany PiS, prace nad projektem powoli przyspieszają. -
Parlament Europejski chce teraz zatrudnić 14 osób, w tym dyrektora i
dziewięciu pracowników historycznych - mówi serwisowi tvp.info prof.
Roszkowski.
PE chce zatrudnić historyków specjalizujących się w różnych okresach
historycznych - starożytności i średniowieczu, historii nowożytnej,
pierwszej połowie XX wieku czy okresie najnowszym, po zakończeniu II
wojny światowej oraz muzeologów. - Ten konkurs odbywa się w dość szybkim
tempie i nie jest do końca jasne, kto ostatecznie zdecyduje o wyborze
historyków. Mam nadzieje, że opinia rady nadzorczej i rady naukowej
będzie wzięta pod uwagę. Swoje aplikacje można wysyłać do 23 kwietnia i
mam nadzieję, że będzie dużo kandydatów z Polski - podkreśla prof.
Roszkowski.
Dodaje, że w europarlamencie rozpoczęto też rozmowy o gromadzeniu
eksponatów do muzeum. - Na razie zwrócono się do unijnych instytucji.
Ale ja zaproponowałem, żeby także zwrócić się do parlamentów krajowych,
bo np. Polska na pewno chętnie przekaże jakieś eksponaty - dodał
Roszkowski.
W poniedziałek projektem Domu Historii zajmą się europosłowie na
posiedzeniu komisji kultury. To będzie pierwsze w tej kadencji spotkanie
poświęcone projektowi.
(tvp.info)
Czwartek, 2010-03-18
Międzynarodowe banki
staną przed włoskim sądem
Cztery duże międzynarodowe banki zostały oskarżone we Włoszech o
oszustwo przy sprzedaży derywatów - rodzaju papierów wartościowych -
wyemitowanych przez władze miejskie Mediolanu.
Jak podkreślają włoskie media, to pierwszy na świecie przypadek
pociągnięcia do odpowiedzialności karnej banków inwestycyjnych.
Na początku maja na ławie oskarżonych zasiądą przedstawiciele banków JP
Morgan, Deutsche Bank, UBS i Depfa. Z ich winy władze Mediolanu straciły
100 milionów euro. Tę sumę kierownictwo czterech banków wpisało do
swoich aktywów zaraz po zawarciu umowy w sprawie derywatów wartości
miliarda 68 milionów euro, które mediolański ratusz miał im zwrócić do
2035 roku.
Zgodnie z prawem w tej fazie kwota stu milionów euro miała być "wirtualna",
tymczasem została uznana przez wierzycieli za ich zarobek. Doszło więc
do oszustwa.
Działania mediolańskiej prokuratury oraz planowany proces czterech
znanych banków są bezprecedensowe i mogą znaleźć naśladowców - pisze
prestiżowa prasa finansowa.
(IAR)
Po lądowaniu AN-26 na jeziorze: Polacy w dobrym stanie
Wszyscy członkowie polskiego samolotu, który awaryjnie lądował w Estonii
czują się dobrze - zapewnia polski konsul w Tallinie Piotr Starzyński.
Samolot transportowy AN-26 z sześcioma osobami na pokładzie leciał z
Helsinek do Tallina. W pewnym momencie posłuszeństwa odmówił lewy silnik,
a próba uruchomienia dodatkowego silnika skończyła się niepowodzeniem.
Załoga zdecydowała się wówczas na lądowanie na zamarzniętej tafli
jeziora Ulemiste.
Konsul Piotr Starzyński powiedział, że dwie spośród sześciu osób
odniosły niegroźne obrażenia. - Jeden członek załogi ma lekkie
zadraśnięcie na głowie. Główny pilot miał ucisk na piersi od drążka.
Pojechał do szpitala i po sprawdzeniu okazało się, że nie ma żadnego
złamania. Czuje się dobrze - dodał konsul.
Ratownicy, którzy są w tej chwili na miejscu wypadku próbują wyciągnąć
samolot na ląd i nie dopuścić, by maszyna zatonęła. Do wody przedostała
się już co najmniej połowa paliwa ze zbiorników. Estończycy będą musieli
przepompować wodę z jeziora, bo jest ono głównym zbiornikiem wody dla
Tallina.
Samolot AN-26 należał do polskiej firmy transportowej. Jutro jej
szefowie mają pojawić się w Tallinie.
Na pokładzie samolotu było pięciu polskich członków załogi i Holender,
przedstawiciel firmy kurierskiej.
(IAR)
Byli gestapowcy służyli po wojnie w wywiadzie RFN
W 1960 roku co najmniej 200 z 2450 pracowników wywiadu RFN służyło
wcześniej w narodowosocjalistycznym aparacie terroru - wynika z akt
niemieckiej Federalnej Służby Informacyjnej (BND), które opisuje
dziennik "Frankfurter Allgemeine Zeitung".
Dokumenty dotyczą wewnętrznego dochodzenia, które przeprowadził w latach
60. specjalny wydział wywiadu RFN, nazwany Organisationseinheit 85.
Gazeta uzyskała wgląd w dokumenty, zgromadzone przez Centralę Ścigania
Zbrodni Narodowosocjalistycznych w Ludwigsburgu.
"Późniejsi pracownicy BND, którzy sprawowali w latach 1933-1945 rozmaite
funkcje - od zwykłego wyższego sekretarza policji w Gestapo aż po
Oberfuehrera SS - brali udział w zamordowaniu milionów europejskich
Żydów, masowych egzekucjach oraz prześladowaniach przeciwników Hitlera.
Po powierzchownej 'denazyfikacji' oraz upiększeniu ich życiorysów
zostali ponownie wykorzystani w szpiegowskiej wojnie przeciw Związkowi
Sowieckiemu. Do ich zatrudnienia dochodziło przeważnie za zgodą bądź
milczącym przyzwoleniem amerykańskich tajnych służb" - pisze "FAZ".
W połowie lat 60. BND pozbyła się kilkudziesięciu byłych funkcjonariuszy
Głównego Urzędu Bezpieczeństwa Rzeszy (RSHA), Gestapo, Służby
Bezpieczeństwa (SD) i Tajnej Żandarmerii Polowej ze względu na
udowodniony udział w nazistowskich aktach przemocy.
Kompromitujące sprawy
Na denazyfikację zdecydowano się po kompromitującej sprawie
zdemaskowanego podwójnego agenta Wernera Felfe, który szpiegował dla
ZSRR. Podczas procesu ujawniono, że Felfe i jego wspólnik Johannes
Clemens pracowali do 1945 roku dla RSHA. Padły pytanie, jak wielu byłych
nazistów jest jeszcze w BND.
W 1961 roku ówczesny szef wywiadu Reinhard Gehlen powierzył wewnętrzne
dochodzenie wtedy 32-letniemu Hansowi-Henningowi Crome. W ciągu dwóch
lat Crome przesłuchał 146 pracowników BND, którym udowodniono zbrodniczą
przeszłość.
Wśród przykładów "FAZ" opisuje przypadek byłego komisarza kryminalnego
Georga W. z Pomorza, który w wieku 24 lat rozpoczął pracę w Gestapo w
Koszalinie, a w sierpniu 1939 roku został członkiem Einsatzkommando
IV/2. Ten 300-osobowy oddział rozstrzelał po przemarszu niemieckich
wojsk tysiące Polaków, "zaliczanych do szeroko rozumianej inteligencji:
nauczycieli, adwokatów, kupców". Wykonywał m.in. egzekucje w lesie
palmirskim.
Według Cromego szef BND Gehlen nie chciał niczego wiedzieć o prowadzonym
dochodzeniu, "bo ludzie ci zostali zwerbowani na jego odpowiedzialność".
Śledztwo dotyczyło tylko tych, którzy służyli w jednostkach pod
rozkazami Heinricha Himmlera. Byli żołnierze Wehrmachtu i zwykli
członkowie SS nie byli kontrolowani.
Raport zamknięty w szafie
Jak pisze "FAZ" końcowy raport Hansa-Henniga Cromego i jego
współpracowników zawierał zarzut, że BND przez wiele lat patrzyła przez
palce na zbrodniczą przeszłość wielu swych funkcjonariuszy. Przez
czterdzieści pięć lat raport leżał zamknięty w szafie pancernej, dopiero
niedawno na jego odtajnienie zdecydował się szef wywiadu Ernst Uhrlau.
Crome twierdzi, że w trakcie swej późniejszej pracy w BND zdarzyło mu
się spotkać kilka osób, które wcześniej przesłuchiwał. Ze służby w
wywiadzie zwolniono 71 osób ze względu na uwikłanie w zbrodnie
narodowosocjalistycznej. Według "FAZ" jeszcze mniej spraw znalazło finał
przed sądem, a wielu z tych, których oskarżono, zostało uniewinnionych.
(PAP)
|
|
INDEX
Powrót..
|