Środa, 2010-05-12
"Polacy porównali nagrodę dla Tuska z Noblem
dla Obamy"
Polscy komentatorzy ze zdziwieniem, a częściowo nieprzychylnie, zareagowali
na decyzję o przyznaniu premierowi Donaldowi Tuskowi niemieckiej Nagrody
Karola Wielkiego - pisze dziennik "Sueddeutsche Zeitung".
Według niemieckiej gazety, decyzję kapituły nagrody w Akwizgranie
porównywano do przyznania Pokojowej Nagrody Nobla prezydentowi USA Barackowi
Obamie, który został wyróżniony "nie za czyny, lecz zapowiedzi".
"SZ" wskazuje, że w uzasadnieniu kapituła Nagrody Karola Wielkiego za
zasługę Tuska uznała to, że Polska podpisała unijny Traktat Lizboński.
Tymczasem "Tusk nie musiał pokonywać wielkich przeszkód, by przeforsować
Traktat. Trzy czwarte Polaków popiera dalszą integrację ich kraju ze
strukturami UE i ufa bardziej europejskim instytucjom niż krajowym" - pisze
"SZ".
Jak dodaje, także tragicznie zmarły przed miesiącem prezydent Lech Kaczyński
nie wyrażał w czasie swojej kadencji wątpliwości co do członkostwa Polski w
UE. Groził jednak blokadą, co było kontynuacją taktyki socjaldemokratycznego
rządu przed 2005 rokiem, który w ten sposób chciał uzyskać dla Polski
korzyści przy podziale unijnych pieniędzy - ocenia gazeta.
Według "SZ", w Warszawie wskazuje się na to, że "kierowana przez Tuska
Platforma Obywatelska początkowo próbowała sabotować Traktat Lizboński".
Premier również bardzo późno włączył się w polsko-niemiecki spór o planowane
berlińskie centrum dokumentacji na temat wypędzeń. "Uczynił to dopiero
wówczas, gdy spór mógł zagrozić stosunkom z niemieckimi chadekami" - pisze
bawarski dziennik.
W związku z czwartkową uroczystością wręczenia Nagrody Karola Wielkiego w
Akwizgranie portret Donalda Tuska zamieszcza w środę berliński dziennik "Der
Tagesspiegel". Jak pisze, polski premier stał się w minionych latach jednym
z bardzo niewielu polityków w Europie, którzy wiarygodnie reprezentują ideę
zjednoczenia kontynentu". Według dziennika, zasługą Tuska jest
przeforsowanie Traktatu Lizbońskiego wbrew ostrożnym pragmatykom oraz
zainicjowanie Partnerstwa Wschodniego UE.
"Tagesspiegel" uważa Polskę za "najskuteczniejszy obecnie kraj w Europie".
(PAP)
Rosjanie planowali porwanie samolotu z Berlina
Dwóch Rosjan zatrzymała na berlińskim lotnisku Tegel niemiecka policja,
zaalarmowana przez kobietę, która słysząc ich rozmowę odniosła wrażenie, że
zamierzają porwać samolot lecący do Moskwy.
Zatrzymani Rosjanie, w wieku 49 i 26 lat, mieli licencje pilotów.
Rozmowę, prowadzoną po rosyjsku, podsłuchano przy kasach biletowych około
godziny 12.40.
- Dwaj mężczyźni zostali zatrzymani po tym, gdy jeden z pasażerów odniósł
wrażenie, że planują oni porwanie samolotu linii Air Berlin, lecącego do
Moskwy. Z samolotu ewakuowano ludzi, maszyna została sprawdzona, a
pasażerowie przesłuchani - poinformował rzecznik prasowy miejscowej policji.
Pracownik lotniska powiedział natomiast, że cała sytuacja wyglądała raczej
na fałszywy alarm.
Po ewakuowaniu samolotu linii Air Berlin 132 pasażerów umieszczono w innych
maszynach, lecących do stolicy Rosji.
(PAP)
Obama: siły w Afganistanie odwracają bieg wydarzeń
Prezydent USA Barack Obama oświadczył po spotkaniu z prezydentem Afganistanu
Hamidem Karzaiem, że siły koalicji międzynarodowej w Afganistanie zaczęły
odwracać bieg wydarzeń w walce z rebelią i zrobią wszystko, by uniknąć ofiar
cywilnych w trwającym tam konflikcie.
Obama dodał też, że Stany Zjednoczone popierają afgańskie wysiłki mające na
celu otwarcie na umiarkowanych talibów, którzy wyrzekli się przemocy i
powiązań z Al-Kaidą.
(PAP)
David Cameron ogłosił skład koalicyjnego rządu
Nowy premier Wielkiej Brytanii, konserwatysta David Cameron, stojący na
czele koalicyjnego rządu, ogłosił skład swego gabinetu. W jego skład wejdzie
m.in. pięciu polityków z partii Liberalnych Demokratów oraz jedna kobieta.
Liderowi liberalnych demokratów Nickowi Cleggowi przypadła funkcja
wicepremiera. Najważniejsze stanowiska objęli William Hague (MSZ), George
Osborne (finanse), Liam Fox (obrona) oraz Theresa May (MSW).
Liberałom przypadły cztery ważne resorty dające im wpływ na politykę
gospodarczą, finansową, energetyczną i szkocką. Ministrem ds. biznesu został
medialny i popularny Vince Cable, który zanim przeszedł do liberałów,
pierwsze kroki w polityce stawiał w opozycyjnej obecnie Partii Pracy.
Będzie mu podlegać dawny resort lorda Petera Mandelsona - biznes i
innowacje. Wcześniej był rzecznikiem liberałów ds. finansów. Jest
zwolennikiem głębokiej reformy bankowości polegającej m. in. na oddzieleniu
bankowości inwestycyjnej od detalicznej i usunięciu luk podatkowych w
bankach.
Vince Cable w okresie, gdy przejściowo pełnił funkcję lidera partii, bywał
nazywany "najlepszym premierem, którego Wielka Brytania nigdy nie miała".
Wsławił się m. in. słynnym porównaniem premiera Gordona Browna do pechowca
Jasia Fasoli. W rządzie Camerona Cable będzie odpowiadał za politykę rządu
wobec banków. Nie jest jednak jasne, w jakim stopniu będzie ją kształtował.
Polityka energetyczna będzie w gestii liberalnego polityka Chrisa Huhne'a,
szkolnego kolegi lidera partii Nicka Clegga z ekskluzywnej szkoły
Westminster i podobnie jak on w przeszłości posła do PE. W 2007 r. Huhne i
Clegg konkurowali ze sobą o objęcie kierownictwa partii liberalnej. Huhne
był rzecznikiem liberałów ds. polityki wewnętrznej.
Dwie wschodzące gwiazdy liberałów to David Laws i Danny Alexander. Pierwszy
ma za sobą karierę w londyńskim City i będzie pierwszym sekretarzem
(wiceministrem) finansów, drugi - ministrem ds. Szkocji. Obaj odegrali ważną
rolę w negocjowaniu układu koalicyjnego z konserwatystami. Przypisuje im się
zasługę za wynegocjowanie dla liberałów dużych ustępstw ze strony torysów.
Alexander jest autorem manifestu liberałów i szefem wyborczego sztabu
Clegga.
Nowy szef MSZ William Hague uważany jest za prawą rękę Camerona. Był jego
doradcą i faktycznie zastępcą. W latach 1997-2001 Hague stał na czele partii
konserwatywnej, która wówczas lizała rany po druzgocącej klęsce zadanej jej
przez laburzystów pod wodzą Tony'ego Blaira.
Hague jest doskonałym mówcą. W przemówieniu wygłoszonym w Międzynarodowym
Instytucie Studiów Strategicznych w lipcu ub. r. mówił o nowych zagrożeniach
dla bezpieczeństwa świata stwarzanych przez "zbójeckie państwa" i
zaangażowaniu w Afganistanie. Jego idolem jest polityk i premier William
Pitt Młodszy (1759-1806), o którym napisał książkę.
Odegrał on kluczową rolę w negocjacjach prowadzących do utworzenia Klubu
Konserwatystów i Reformatorów w PE z udziałem PiS-u i bronił jego
przewodniczącego Michała Kamińskiego przed atakami w mediach i ze strony
Partii Pracy.
Minister finansów George Osborne jest przyjacielem Camerona. Obaj studiowali
razem w Oksfordzie. Należeli do tego samego ekskluzywnego klubu Bullingdon i
zostali posłami Izby Gmin w tym samym czasie (2001 r.). Osborne odegrał
ważną rolę w kampanii wyborczej torysów, ale trzymał się w cieniu, po to, by
nie ściągać na siebie gromów ze strony Partii Pracy i nie straszyć wyborców
cięciami rządowych wydatków.
Za swój priorytet Osborne uznał reformę systemu podatkowego, by był on
sprawiedliwszy dla ludzi o niskich i średnich przychodach, a także redukcję
strukturalnego deficytu. Przyjrzy się też systemowi świadczeń socjalnych,
finansowaniu oświaty i sektorowi bankowemu.
Wyniesienie Theresy May na szefową MSW uważane jest za dużą niespodziankę.
Do tej pory nie miała ona porównywalnie dużego zakresu odpowiedzialności i
największą uwagę zwracała upodobaniem do egzotycznego obuwia. Odpowiadać
będzie również za społeczną równość kobiet.
Minister obrony Liam Fox należy do prawicowego skrzydła torysów. W ub.r. w
wywiadzie prasowym zaproponował, by Polacy odciążyli Brytyjczyków w
obowiązku obrony Niemiec (i wzięli na siebie część wynikających stąd
kosztów). Do jego pilnych zadań należy strategiczny przegląd obronności.
Nieoczekiwaną nominację na ministra sprawiedliwości otrzymał weteran
poprzedniego rządu konserwatywnego Johna Majora Ken Clarke, były minister
finansów (1993-97). Jest on traktowany nieufnie we własnej partii z racji
proeuropejskich sympatii, ale uważany za polityka rzeczowego i medialnego.
Cable i Clarke, jak sądzą komentatorzy, będą wspierać za kulisami Osborne'a,
gdyby miało się okazać, że sobie nie daje rady.
Ministrem oświaty został szybko pnący się w górę Michael Gove, w przeszłości
publicysta "Timesa", poseł do Izby Gmin od 2005 r. Za resort pracy i
emerytur będzie odpowiadał weteran partii konserwatywnej, jej były lider
(2001-05) Iain Duncan Smith, który ma za sobą karierę wojskową i długi staż
parlamentarzysty (od 1992 r.).
W ostatnich latach IDS, jak się go nazywa, kierował ośrodkiem badawczym
Centre for Social Justice, który wypracował koncepcję dysfunkcyjnego
społeczeństwa - jednego z głównych wątków w kampanii wyborczej torysów.
(PAP)
Wtorek, 2010-05-11
Wielka Brytania ma nowego premiera
Królowa Elżbieta II powierzyła misję utworzenia nowego rządu liderowi Partii
Konserwatywnej Davidowi Cameronowi, którego partia zdobyła największą liczbę
głosów w wyborach. Wielka Brytania będzie miała pierwszy od kilkudziesięciu
lat rząd koalicyjny - Partii Konserwatywnej i Liberalnych Demokratów
David Cameron w pierwszym przemówieniu po otrzymaniu misji stworzenia rządu
podkreślił, że z koalicyjnym partnerem nie łączyło go wiele. Zaznaczył
jednak, że dla dobra kraju on i lider Liberalnych Demokratów Nick Clegg
odłożyli na bok polityczne różnice.
Cameron stanie na czele pierwszego konserwatywnego rządu od czasów Johna
Majora (1991-97). W wieku 43 lat jest najmłodszym premierem W. Brytanii od
1812r.
Plany polityczne
Jako priorytety dla nowego gabinetu nowy premier wymienił odbudowę zaufania
do klasy politycznej i reformę parlamentu. Podkreślił też konieczność
przeglądu wydatków władzy publicznej. David Cameron zapowiedział, że jego
rząd będzie się opiekował najsłabszymi. Dodał, że politycy powinni służyć
społeczeństwu, a nie wyłącznie nim kierować. Wskazał także na wartości,
którymi będzie się kierował - będą to "wolność, sprawiedliwość i
odpowiedzialność".
W pierwszej kolejności nowy premier zostanie zapoznany z sytuacją w zakresie
bezpieczeństwa państwa, ponieważ odpowiada za niezależny potencjał
nuklearnego odstraszania. W drugiej kolejności zajmie się formowaniem rządu.
Stanowisko wicepremiera Cameron powierzył przywódcy Liberalnych Demokratów
Nickowi Clegg'owi. - Jej Wysokość Królowa z zadowoleniem zaaprobowała
nominację Nicka Clegga na stanowisko wicepremiera - oświadczył rzecznik
Camerona. Dodał, że obie koalicyjne partie - konserwatyści i liberałowie -
uzgodniły, iż w nowym rządzie, w sumie pięć stanowisk (łącznie z
wicepremierem) przypadnie Liberalnym Demokratom.
Według źródeł, w Partii Konserwatywnej, nowym ministrem spraw zagranicznych
będzie były przywódca konserwatystów William Hague a stanowisko ministra
obrony obejmie konserwatywny deputowany Liam Fox, znany ze swoich
"jastrzębich" poglądów.
Fox jest zwolennikiem twardej polityki wobec Iranu i jego kontrowersyjnego
programu nuklearnego oraz zdecydowanie popiera utrzymanie przez Wielką
Brytanię nuklearnego potencjału odstraszającego. Te same źródła twierdzą, że
szefem resortu skarbu zostanie inny konserwatywny deputowany George Osborne.
"Polityka nie ulegnie zmianie"
Zdaniem politologa, profesora Wawrzyńca Konarskiego, polityka brytyjska nie
ulegnie zmianie po objęciu funkcji premiera przez Davida Camerona. Profesor
Konarski podkreśla, że brytyjskie rządy od wieków kierują się przede
wszystkim własnym interesem w sprawach zagranicznych i nie należy spodziewać
się, że rząd Camerona będzie postępował inaczej. Jego zdaniem, Polska nie
jest szczególnie ważnym partnerem dla Londynu.
Konarski uważa, że chociaż obydwie partie dzielą duże różnice programowe, to
konserwatystom koalicja wyjdzie na dobre. Partia Camerona nie będzie rządzić
samodzielnie, a więc nie powinna popełnić błędu Partii Pracy, czyli
popadnięcia w arogancję - tak charakterystyczną dla partii rządzących -
uważa politolog.
Zdaniem Marka Cajznera, dyrektora Programu dla Zagranicy Polskiego Radia
oraz wieloletniego szefa polskiej redakcji BBC, zapowiedź powstania rządu
koalicyjnego, którą złożył David Cameron nie oznacza jeszcze powstania
koalicji. Cajzner przypomina, że obydwie partie muszą zaakceptować umowę
koalicyjną, a to wcale nie jest przesądzone.
Cajzner uważa,że nowy rząd wielkiej Brytanii będzie realizował plan
gospodarczy konserwatystów, zakładający duże cięcia budżetowe. Liberałowie
będą prawdopodobnie domagać się zmian w ordynacji wyborczej, która od lat
ich dyskryminuje. Według Cejznera, Partia Konserwatywna poprze pomysł
referendum w tej sprawie, ale będzie prowadzić kampanię przeciwko zmianom w
ordynacji.
Obydwie partie znacząco różnią się jeśli chodzi o stosunek do integracji
europejskiej. Konserwatyści są tradycyjnie sceptyczni wobec Unii
Europejskiej, natomiast Liberalni Demokraci są najbardziej entuzjastycznie
nastawieni do idei integracji spośród wszystkich brytyjskich partii.
Cameron - kariera polityczna
Cameron jest posłem od 2001 r. i liderem partii od 2005 r. Jest 19.
absolwentem ekskluzywnej szkoły Eton, który doszedł do funkcji premiera.
Studiował w Oksfordzie politykę, filozofię i ekonomię.
Po studiach był specjalnym doradcą konserwatywnego ministra finansów Normana
Lamonta, a także specjalnym doradcą szefa MSW Michaela Howarda. Przez siedem
lat był dyrektorem medialnej firmy Carlton Communications.
Do swoich sukcesów Cameron zalicza nadanie Partii Konserwatywnej nowego
oblicza - partii przyjaznej środowisku naturalnemu, gejom, otwartej na ludzi
ze społecznych nizin - oraz utworzenie własnego klubu Europejscy
Konserwatyści i Reformatorzy w PE (wraz z europosłami PiS).
W wyborach 6 maja konserwatyści zdobyli 306 mandatów, laburzyści 258, a
Liberalni Demokraci 57. Mniejsze partie zdobyły łącznie 29. Do bezwzględnej
większości potrzeba 326 mandatów. Koalicja konserwatystów z liberałami
będzie miała 363 mandaty
Z gratulacjami do Camerona, telefonował prezydent USA Barack Obama. Cameron
wraz z żoną otrzymał zaproszenie do złożenia w lecie wizyty w Waszyngtonie.
Rozmawiał też przez telefon z kanclerz Niemiec Angelą Merkel.
(PAP)
Po 130 latach "wąż morski" pojawił się na plaży
Na zachodzie Szwecji znaleziono w zeszłym tygodniu ponadtrzymetrowy okaz
wstęgora królewskiego zwanego również królem śledziowym. Ryby tej, która
jest źródłem legend o wężach morskich, nie widziano od ponad 130 lat -
poinformowała agencja AFP.
Na wstęgora śledziowego (Regalecus glesne) natknął się podczas spaceru w
Bovallstrand, wiosce rybackiej między Goeteborgiem a granicą
norwesko-szwedzką, Kurt Ove Eriksson.
- W pobliżu wody leżało coś wielkiego. Na początku myślałem, że to duży
kawałek plastiku. (...) Podszedłem bliżej do brzegu. Wtedy zdałem sobie
sprawę, że to jakaś wyjątkowo dziwna ryba - opowiedział spacerowicz gazecie
"Svenska Dagbladet" (dziennik opublikował zdjęcie ryby).
- Ostatni raz król śledziowy był widziany w szwedzkich wodach w 1879 roku.
Nie wiemy o nim wiele, ale uważa się, że żyje na dużych głębokościach, nawet
1000 metrów. Niektórzy są zdania, że wstęgor jest źródłem mitów o wężach
morskich - poinformował w komunikacie pracownik muzeum "Dom oceanu" w
Lysekil na południowym-zachodzie Szwecji, do którego przetransportowano
okaz. Możliwe, że wstęgor będzie prezentowany na wystawie o morskich
potworach, która zostanie otwarta w tym roku.
Najdłuższe okazy wstęgora królewskiego mogą mieć nawet kilkanaście metrów.
Jest to również największa ryba kostnoszkieletowa.
Nazwa "król śledziowy" odnosi się nie tylko do rozmiarów ryby, ale również
do tego, że od wieków skandynawscy rybacy wierzą, iż wstęgor przewodzi
ławicom śledzi.
(PAP)
Niemcy: 123 mld euro dla państw UE z problemami
Rząd w Berlinie przyjął projekt ustawy w sprawie udziału Niemiec w
europejskim mechanizmie poręczeń kredytowych dla państw strefy euro, które
popadną w problemy finansowe. Niemcy wyłożą na ten cel 123 mld euro.
Projekt ustawy przewiduje możliwość, że wysokość gwarancji ze strony Niemiec
zostanie podwyższona do 148 mld euro, jeśli inne państwa uczestniczące w
mechanizmie same będą potrzebować wsparcia. Poręczenia mają obowiązywać
przez trzy lata.
Jeszcze we wtorek nad projektem ustawy debatować mają frakcje parlamentarne.
Głosowanie w Bundestagu odbędzie się prawdopodobnie dopiero w czerwcu.
Niemiecka opozycja podkreśla, że ma wiele wątpliwości co do Europejskiego
Mechanizmu Stabilizacyjnego. Socjaldemokratyczna Partia Niemiec (SPD)
zarzuciła chadeckiej kanclerz Angeli Merkel, że ukryła ona przed opinią
publiczną prawdziwą skalę problemów wspólnej waluty europejskiej.
- Byliśmy już sceptyczni, gdy w (zeszły) piątek Bundestag musiał podjąć
decyzję w sprawie pomocy dla Grecji. Jeszcze nie wysechł atrament na
podpisie prezydenta pod tamtą ustawą, a już kanclerz federalna negocjowała w
Brukseli z szefami państw i rządów o pakiecie stabilizacji euro na 750 mld
euro. To pokazuje nam: W Bundestagu nie informowano o prawdziwych rozmiarach
kryzysu - powiedział polityk SPD Thomas Oppermann w rozmowie z telewizją
ARD.
Uzależnił on poparcie nowej ustawy przez SPD od podjęcia zobowiązań,
dotyczących regulacji rynków finansowych, w tym wprowadzenia podatku od
transakcji finansowych oraz udziału banków oraz funduszy hedgingowych w
mechanizmie stabilizacyjnym.
Zaakceptowany w nocy z niedzieli na poniedziałek przez ministrów finansów UE
mechanizm pomocy dla zadłużonych państw strefy wspólnej waluty opiewać ma
nawet na 750 mld euro, z czego 220-250 mld udostępni Międzynarodowy Fundusz
Walutowy.
500 mld ma pochodzić ze środków europejskich, z czego 60 mld euro zapewnić
ma Komisja Europejska dzięki pożyczkom na rynkach kapitałowych,
gwarantowanym z nieuruchomionych środków w wieloletnich ramach budżetowych
UE. Kolejne 440 mld euro to pożyczki i gwarancje kredytowe, udzielane
krajowi w potrzebie przez inne kraje strefy euro i ewentualnie spoza tego
obszaru.
Anna Widzyk (PAP)
Pniedziałek,
2010-05-10
Obama chwali Miedwiediewa za krytykę ZSRR
W oświadczeniu wydanym z okazji 65. rocznicy zakończenia II wojny światowej
w Europie prezydent USA Barack Obama wyraził uznanie prezydentowi Rosji
Dmitrijowi Miedwiediewowi za potępienie stalinowskiej przeszłości ZSRR.
- Prezydent Miedwiediew wykazał godne uwagi przywództwo honorując ofiary
tych, którzy żyli przed nami (minionego pokolenia) i mówiąc tak otwarcie o
stłumieniu przez Związek Sowiecki "elementarnych praw i swobód" - stwierdził
prezydent USA nawiązując do wywiadu Miedwiediewa, który został opublikowany
w dzienniku "Izwiestija".
- Jego słowa przypominają nam, że wszyscy musimy razem działać dla dobra
świata, w którym elementarne prawa człowieka, na które wszyscy ludzie
zasługują, są chronione - dodał Obama.
We wspomnianym wywiadzie rosyjski prezydent oświadczył, że "reżimu, jaki
panował w ZSRR, nie można określić inaczej, niż jako totalitarny". -
Niestety, był to reżim, przy którym tłumiono elementarne prawa i swobody. I
nie tylko wobec własnych ludzi - powiedział. - Tak było również w innych
krajach socjalistycznych. Nie da się tego wykreślić z historii - podkreślił
Miedwiediew.
(PAP)
Chcą zamknąć wyciek drugą kopułą
British Petroleum, właściciel platformy "Deepwater Horizon", która zatonęła
w Zatoce Meksykańskiej powodując groźny wyciek ropy, spróbuje umieścić nad
uszkodzonym szybem drugą, mniejszą kopułę zamykającą - poinformował dyrektor
generalny koncernu.
Według Tony'ego Haywarda mniejsza kopuła mogłaby być umieszczona nad szybem
w ciągu 72 godzin. Byłaby mniej podatna na wpływ związków metanu.
Zakończona już próba opanowania wycieku przy wykorzystaniu stalowej kopuły i
systemu rur, którymi ropa miała być przepompowywana do zbiorników na statku,
poniosła fiasko. Gdy kopułę opuszczono na głębokość 1500 metrów, okazało
się, że przepompowywanie ropy nie będzie możliwe, ponieważ jej wnętrze
pokrył tzw. metanowy lód (krystaliczna substancja, złożona z cząstek metanu
i wody), co zdestabilizowało całą konstrukcję, a otwory, którymi miała być
przepompowywana ropa zostały zatkane.
W poniedziałek zdalnie sterowane łodzie podwodne opryskiwały szyb, z którego
wydobywa się 795 litrów ropy dziennie, chemikaliami mającymi zmniejszyć jej
gęstość.
Jednocześnie trwa wiercenie szybu pomocniczego, który uważany jest na razie
za najbardziej skuteczne sposób na powstrzymanie wycieku, jednak jego budowa
może potrwać nawet do trzech miesięcy.
Od 20 kwietnia, kiedy na platformie "Deepwater Horizon" doszło do wybuchu, w
którym zginęło 11 osób i który doprowadził do jej zatonięcia, do wody mogło
przedostać się 13 mln litrów ropy. Jeśli szybu nie uda się zatkać za około
miesiąc rozmiary katastrofy w Zatoce Meksykańskiej przekroczą, tę do której
doszło w 1989 roku w wyniku uszkodzenia tankowca Exxon Valdez u wybrzeży
Alaski.
(PAP)
Jarosław Kaczyński zainteresował rosyjskie media
Media w Rosji zwróciły uwagę na przemówienie Jarosława Kaczyńskiego do
Rosjan, w którym lider PiS podziękował im za pomoc i życzliwość okazaną
Polakom po katastrofie pod Smoleńskiem.
Przemówienie Kaczyńskiego streściły agencje ITAR-TASS i Rosbałt. Ta pierwsza
podkreśliła, że wyraził on wdzięczność Rosjanom za każdą łzę, świeczkę i
słowo współczucia. Obie agencje odnotowały, że kandyduje on w wyznaczonych
na 20 czerwca wyborach prezydenckich w Polsce.
Wystąpienie przywódcy PiS na swoich stronach internetowych zamieściły radio
Echo Moskwy i gazeta "Komsomolskaja Prawda". Echo Moskwy wybiło, że
"brat-bliźniak poległego prezydenta Polski i przywódca największej w tym
kraju partii opozycyjnej" powiedział Rosjanom, iż "nowe stosunki między
dwoma krajami można budować tylko na prawdzie, nawet jeśli jest ona gorzka".
"Polacy pamiętają kule katów z NKWD, jednak pamiętają też, jak w
najtrudniejszym czasie Rosjanie wyciągnęli do nich pomocną rękę" - cytuje
"Echo Moskwy" słowa Kaczyńskiego, zachęcając do wysłuchania jego
przemówienia.
Natomiast "Komsomolskaja Prawda" eksponuje ten fragment wystąpienia, w
którym lider PiS przypomniał, że to jego brat, Lech Kaczyński, miał być w
niedzielę na placu Czerwonym w Moskwie.
(PAP)
Wiedzą, że oszczędności są potrzebne, ale i tak protestują
Jak wynika z trzech sondaży opublikowanych w greckiej prasie, tamtejsze
społeczeństwo zdaje sobie sprawę, że cięcia wydatków budżetowych i podwyżki
podatków są konieczne, jednocześnie jednak popiera protesty przeciwko tym
środkom oszczędnościowym.
55,2% respondentów sondażu, który ukazał się w tygodniku "To Wima",
przyznało, że drastyczne cięcia płac i podwyżki podatków są niezbędne, aby
Grecja uniknęła bankructwa. Jednocześnie 53,2% ankietowanych oświadczyło, że
protesty przeciwko przyjętemu przez rząd programowi oszczędnościowemu
powinny być kontynuowane.
Z kolei wyniki sondażu opublikowane w tygodniku "Proto Thema" wskazują, że
54,2% z 1000 respondentów woli podporządkować się reformom fiskalnym, do
których Grecja zobowiązała się w zamian za pomoc od innych państw strefy
euro oraz Międzynarodowego Funduszu Walutowego, niż pozwolić na bankructwo
kraju. Jednocześnie jednak aż 74% ankietowanych uznało, że protesty w
"rozsądnych" granicach są uzasadnione.
Według sondażu w dzienniku "Kathimerini", 77% Greków uważa zaproponowane
przez rząd reformy za niesprawiedliwie. Jednocześnie 79% jest zdania, że
zostaną one przeprowadzone.
W zamian za pożyczki o wartości 110 mld euro w ciągu trzech lat, rząd w
Atenach zobowiązał się do zmniejszenia w tym czasie deficytu budżetowego z
13,6% PKB w 2009 r. do 2,6%. PKB. W tym celu m.in. podniesiony zostanie
podatek VAT (z 21 do 23%) oraz akcyza na alkohol, tytoń i paliwo. W sektorze
publicznym płace zostaną zamrożone, a premie będą odebrane lub ograniczone.
Stopniowo wydłużany ma być również wiek emerytalny.
- Greckiemu rządowi należy się pochwała za zobowiązanie się do historycznych
działań, które dadzą temu dumnemu narodowi szansę wyzwolenia się od obecnych
problemów i zapewnią Grekom lepszą przyszłość - powiedział dyrektor
zarządzający MFW Dominique Strauss-Kahn. Instytucja ta zatwierdziła swój
opiewający na 30 mld euro udział w linii kredytowej dla rządu w Atenach.
(PAP) Niedziela,
2010-05-09
Porażka Angeli Merkel - traci większość
Koalicja chadeckiej CDU i liberalnej Partii Wolnej Demokratów (FDP) straciła
większość w parlamencie niemieckiego landu Nadrenia Północna-Westfalia -
wynika z pierwszych cząstkowych wyników wyborów regionalnych.
Rezultat ten jest niekorzystny dla federalnego rządu kanclerz Angeli Merkel;
rządząca w Niemczech od jesieni koalicja chadeckiego bloku CDU/CSU oraz FDP
traci większość w drugiej izbie niemieckiego parlamentu (Bundesrat), w
której zasiadają przedstawiciele landów.
Według pierwszych cząstkowych wyników wybory wygrała minimalnie
Socjaldemokratyczna Partia Niemiec (SPD), na którą głosowało 34,4%. - SPD
wróciła do gry! - mówiła przewodnicząca ugrupowania w Nadrenii Hannelore
Kraft, która może stanąć na czele nowego rządu tego landu.
CDU, kierowana przez premiera landu Juergena Ruettgersa, zdobyła 34,1% (aż o
10,7 punktu procentowego mniej niż w 2005 r.).
To ciężki wieczór dla CDU- Osobiście ponoszę polityczną odpowiedzialność za
ten wynik - powiedział Ruettgers po ogłoszeniu wyników. Dodał, że zamierza
rozmawiać z pozostałymi siłami politycznymi - z wyjątkiem postkomunistycznej
Lewicy - w sprawie utworzenia stabilnego rządu w landzie.
Wielki sukces odnieśli Zieloni, którzy zdobyli 12,4% (plus 6,2 punktu). Na
FDP głosowało 6,7% (plus 0,5).
Po raz pierwszy do parlamentu krajowego wejdzie też Lewica, która uzyskała
6%.
Według cząstkowych wyników koalicja SPD i Zielonych miałaby minimalną
większość w landtagu - 92 mandaty na 183 miejsca. Może się to jednak zmienić
po podliczeniu głosów ze wszystkich okręgów. Zdaniem komentatorów
prawdopodobnym wariantem jest wielka koalicja CDU i SPD oraz - w mniejszym
stopniu sojusz CDU i Zielonych.
Wybory w najludniejszym, blisko 18-milionowym landzie Niemiec były pierwszym
ważnym testem dla rządu federalnego kanclerz Angeli Merkel od jesiennych
wyborów do Bundestagu.
Zdaniem komentatorów wyborcy ukarali rząd chadeków i liberałów m.in. za
liczne spory koalicyjne, a także manewry w sprawie pomocy finansowej dla
zadłużonej Grecji. Niemcy zobowiązały się wesprzeć Ateny kwotą 22,4 mld euro
do 2012 r. w ramach europejskiego pakietu ratunkowego, który opiewa na 110
mld euro.
Utrata władzy w Nadrenii oznacza, że Merkel zmuszona będzie do kompromisów z
opozycją, by ważne ustawy uzyskały poparcie Bundesratu.
Dotychczas koalicja dysponowała w drugiej izbie parlamentu Niemiec 37
głosami na 69. Bez sześciu głosów przypadających na Nadrenię
Północną-Westfalię straci bezwzględną większość. - To oznacza koniec
wielkich projektów koalicji, jak reformy systemu podatkowego i służby
zdrowia - powiedział w telewizji ZDF redaktor naczelny tygodnika "Die Zeit"
Giovanni di Lorenzo.
(PAP)
Moskwa, Smoleńsk, Katyń - Komorowski z wizytą w Rosji
Marszałek sejmu, p.o. prezydenta RP Bronisław Komorowski oraz polska
delegacja uczestniczyli w mszy świętej na Polskim Cmentarzu Wojennym w
Katyniu. Stamtąd delegacja udała się do Witebska na Białorusi, skąd polska
delegacja wyleciała do kraju. O 23.00 samolot z marszałkiem Sejmu na
pokładzie wylądował w Warszawie. wróci do kraju około północy.
Marszałek wraz z generałem Wojciechem Jaruzelskim, szefem Biura
Bezpieczeństwa Narodowego Stanisławem Koziejem oraz reżyserem Andrzejem
Wajdą, a także gubernatorem Smoleńska Siergiejem Antufiewem, złożyli kwiaty
na Polskim Cmentarzu Wojennym w Katyniu oraz przy prawosławnym krzyżu
znajdującym się na części rosyjskiej, upamiętniającym ofiary katyńskie.
Po mszy świętej Komorowski powiedział dziennikarzom, że według niego
"wszyscy mogli przeżyć bardzo głęboko, takie swoiste dokończenie
pielgrzymki, która zakończyła się dramatem samolotu prezydenckiego pod
Smoleńskiem". - To takie szczególne miejsce - wskazał.
Wyraził zadowolenia, że mógł przybyć do Katynia, wracając z Moskwy, a
wcześniej do Smoleńska, na miejsce, gdzie rozbił się samolot prezydencki, w
którym zginęło 96 osób.
Jesteśmy tutaj z nadzieją, że zbliża się moment końca kłamstwa katyńskiego-
A więc, że zbliża się moment satysfakcji wielu, wielu ludzi, i Rosjan, i
Polaków, którzy głęboko zawsze wierzyli w to, że prawda zwycięży, że prawdy
nie da się zabić - podkreślił Komorowski.
Reżyser Andrzej Wajda odnosząc się do przekazania przez Rosję 67 tomów akt
śledztwa katyńskiego, powiedział: cieszą się nasze serca, ponieważ chcemy
widzieć w tym fakcie następny krok polsko-rosyjskiego zbliżenia.
Jak podkreślił Wajda, na przeszkodzie dalszych kroków tego zbliżenia ciągle
stoi zbrodnia katyńska i prawda o niej.
- Spoczywajcie w pokoju bohaterowie Katynia - powiedział Wajda.
Wcześniej polska delegacja odwiedziła miejsce katastrofy prezydenckiego
samolotu pod Smoleńskiem. Bronisław Komorowski złożył w wieniec kwiatów przy
kamieniu upamiętniającym ofiary katastrofy.
Kwiaty złożył również gubernator Smoleńska Siergiej Antufiew.
Bronisław Komorowski podkreślił na krótkiej konferencji prasowej w
Smoleńsku, że polskiej stronie bardzo zależy, aby miejsce katastrofy
polskiego samolotu było odpowiednio zabezpieczone i stale pilnowane.
Marszałek zaznaczył, że nie można było, będąc w Moskwie, nie przyjechać na
miejsce katastrofy, gdzie zginął prezydent Polski, tylu wybitnych ludzi,
wśród nich także wielu jego dobrych przyjaciół.
Komorowski powiedział, że chciałby w sposób symboliczny dokończyć tamtą
wizytę i odwiedzić groby polskich oficerów w Katyniu.
Jak zaznaczył, na ziemi smoleńskiej jest "drugie miejsce naznaczone polską
krwią, polskim dramatem", gdzie 10 kwietnia zginęło 96 naszych rodaków w
wyniku dramatycznej katastrofy lotniczej.
Komorowski podziękował za pomoc i życzliwość społeczeństwa rosyjskiego, jaką
okazano po katastrofie.
Bronisław Komorowski powiedział, że Polska oczekuje, iż wszystkie dokumenty
ze śledztwa katyńskiego zostaną nie tylko odtajnione, ale też w pełni
upublicznione.
- Bo przecież prawda o zbrodni katyńskiej i przełamanie tej
kilkudziesięcioletniej bariery kłamstwa katyńskiego leży także w interesie
nowej Rosji - powiedział.
Prezydent Rosji Dmitrij Miedwiediew przekazał Komorowskiemu podczas
sobotniego spotkania na Kremlu 67 tomów akt śledztwa, które w latach
1990-2004 w sprawie zbrodni katyńskiej prowadziła Główna Prokuratura
Wojskowa FR.
Prezydent Rosji powiedział - podkreślił marszałek - że jest to początek
procesu przekazywania nieznanych jeszcze dokumentów opisujących zbrodnię
katyńską.
Jak poinformował Komorowski, dokumenty przekazane przez Miedwiediewa
przylecą z polską delegacją do kraju. I od poniedziałku polscy historycy i
eksperci będą mogli zapoznać się z tymi materiałami.
Zdaniem marszałka wówczas będziemy mogli ocenić, jaka część tych dokumentów
była do tej pory zupełnie nieznana w Polsce, a jaka była znana prokuratorom.
Jak dodał, z jego informacji wynika, że część dokumentów nie była znana
polskiej stronie.
(PAP)
Sobota, 22010-05-08
Obama: sojusz ZSRR i USA
miał wielkie znaczenie
Prezydent Barack Obama w wywiadzie dla rosyjskiej telewizji Wiesti określił
sojusz ZSRR-USA w czasie II wojny światowej jako jeden z najważniejszych
przykładów współpracy wojskowej w dziejach.
- 9 maja, dzień święta dla wszystkich, przypomina nam o nadzwyczajnych
ówczesnych poświęceniach Związku Radzieckiego i o tym, jak silny był sojusz
między Stanami Zjednoczonymi i narodem rosyjskim - powiedział Obama w
wywiadzie, który został nadany przez Wiesti w przeddzień obchodów rocznicy
zwycięstwa.
Dodał, że nie tylko dla Rosjan, ale dla wielu Amerykanów II wojna światowa
wiąże się z osobistymi przeżyciami. Przypomniał, że jego dziadek walczył pod
dowództwem generała Pattona, a brat jego babki uczestniczył w wyzwalaniu
obozu koncentracyjnego w Buchenwaldzie.
- I my, w naszej rodzinie czcimy pamięć tych krewnych - podkreślił Obama.
Amerykański prezydent przypomniał również, że Joseph Beyrle, ojciec obecnego
ambasadora Stanów Zjednoczonych w Moskwie Johna Beyrle, dostał się w czasie
II wojny światowej do nazistowskiej niewoli, ale zdołał stamtąd uciec i
wstąpił w szeregi Armii Czerwonej, aby walczyć wspólnie z radzieckimi
żołnierzami.
- To symbol tego, jak nasze wspólne wysiłki pozwoliły wówczas zgnieść
faszyzm - podkreślił Obama. Ówczesny sojusz prezydent nazwał "jednym z
najważniejszych sojuszów wojskowych wszystkich czasów".
W ubiegłym tygodniu szef wydziału administracyjnego Kremla Władimir Kozin
poinformował, że prezydent USA nie będzie obecny na defiladzie wojskowej,
która odbędzie się w niedzielę, 9 maja, na Placu Czerwonym dla uczczenia 65.
rocznicy zwycięstwa nad faszystowskimi Niemcami w II wojnie światowej.
Na czele amerykańskiej delegacji na defiladę, w której po raz pierwszy wezmą
udział żołnierze ze Stanów Zjednoczonych, W.Brytanii, Francji Polski, będzie
stał ambasador Beyrle.
(PAP)
Ważąca 100 ton kopuła ma uratować USA przed katastrofą
Ekipy koncernu BP opuściły na miejsce wycieku ropy w Zatoce Meksykańskiej
stalową kopułę, która ma zapobiec katastrofie ekologicznej.
Według pracowników koncernu BP, wybuch na platformie wiertniczej spowodowało
uwolnienie się dużej ilości metanu z podmorskiego złoża ropy naftowej.
Ważąca pond 100 ton stalowo-betonowa kopuła w kształcie dzwonu jest
zaprojektowana tak, by zebrać 80% ropy wypływającej z szybu i przesłać ją do
zbiornika znajdującego się na powierzchni wody. Obecnie montowana jest rura
łącząca kopułę ze zbiornikiem, do którego ma być odprowadzana ropa. Cały
system ma być gotowy do niedzieli.
Opary unoszące się nad plamą ropy opóźniły opuszczanie kopuły, ponieważ
obawiano się, że przypadkowa iskra może spowodować pożar. Operację
rozpoczęto w piątek nad ranem czasu polskiego.
Technologię tę wykorzystano już kilkakrotnie na płytkich wodach, ale nigdy
na głębokości 1,5 km.
12-metrowa kopuła musiała być umieszczona na miejscu wycieku precyzyjnie,
tak aby jeszcze bardziej nie uszkodzić szybu. Zdalnie sterowane łodzie
podwodne oczyściły rejon wokół szybu ze szczątków platformy by uniknąć
uszkodzenia kopuły.
Inne zagrożenia dotyczą m.in. zatorów w odprowadzającej ropę rurze lub
eksplozji mieszanki ropy, benzyny i wody unoszącej się powyżej szybu.
Jeśli metoda się sprawdzi zostanie zbudowana druga kopuła, która zostanie
umieszczona nad mniejszym wyciekiem.
Tymczasem z wyjaśnien złożonych przez pracowników BP, którzy uratowali się z
katastrofy platformy "Deepwater Horizon" 20 kwietnia wynika, że wyciek ropy
spowodowało nagłe uwolnienie się i wybuch dużej ilości metanu.
Z uszkodzonego szybu pod platformą wydobywa się około 750 tys. litrów ropy
dziennie. Plama ropy rozprzestrzenia się na znacznym obszarze i zagraża
wybrzeżom kilku stanów leżących nad Zatoką Meksykańską, głównie Luizjany.
Trwa akcja jej opanowania i neutralizacji.
(PAP)
"112 akt katyńskich pozostaje nieznanych"
Zdaniem członka Polsko-Rosyjskiej Grupy ds. Trudnych prof. Wojciecha
Materskiego, przekazane przez prezydenta Miedwiediewa akta dotyczące Katynia
były już wcześniej znane i jawne, dlatego ich przekazanie to "bez wątpienia
ładny gest", ale nie posuwający naszej wiedzy.
Prezydent Rosji Dmitrij Miedwiediew przekazał Bronisławowi Komorowskiemu 67
tomów akt śledztwa, które w latach 1990-2004 w sprawie zbrodni katyńskiej
prowadziła Główna Prokuratura Wojskowa Federacji Rosyjskiej.
- Kontaktowałem się z Moskwą dosłownie przed chwilą i wiem, że przekazane
zostały kserokopie, i że data uwierzytelnienia, która na nich figuruje, to
30 kwietnia 2010 roku, czyli zostały uwierzytelnione specjalnie na tę
wizytę. Zbieżność jest bardzo znaczna z tymi aktami, które do tej pory
poznaliśmy, czyli z 67 aktami procesu. 112 nadal pozostaje nieznanych;
domagaliśmy się właśnie ich odtajnienia i przekazania nam - powiedział prof.
Materski.
W jego ocenie, dostaliśmy akta, które nie były utajnione i w tej czy innej
formie były już znane. - Jako całość oczywiście przekazany zbiór jest bardzo
ważny, bo wcześniej dostęp do tych akt był tylko na zasadzie zrobienia
wypisów, a teraz mamy komplet kserokopii całości, natomiast nie posuwa to
naszej wiedzy o śledztwie rosyjskim, ani o powodach jego utajnienia, ani o
innych ważnych materiałach - podkreślił historyk.
Jak zaznaczył, przekazanie akt wydaje się być gestem mówiącym: "co możemy to
wam dajemy", natomiast strona polska czeka na odtajnienie pozostałych akt,
przede wszystkim uzasadnienia wyroku o umorzeniu śledztwa, który - w opinii
Materskiego - był z naszego punktu widzenia skandaliczny.
- Wiem od uczestnika delegacji towarzyszącej marszałkowi Komorowskiemu, że
przekazaniu akt towarzyszyła deklaracja o odtajnieniu dalszych dokumentów.
Więc teraz będziemy na to czekać. Dzisiejszy gest jest ładny, ale
prawdopodobnie nie posuwa naszej wiedzy. Należy oczekiwać, że kiedyś
będziemy mieć dostęp do pełnej wiedzy o Katyniu, jednak powinniśmy pamiętać,
że dla strony rosyjskiej jest to sprawa z różnych względów trudna -
powiedział członek Polsko-Rosyjskiej Grupy ds. Trudnych.
(PAP)
Sarkozy odwołał podróż do Moskwy z powodu kryzysu
Prezydent Francji Nicolas Sarkozy odwołał podróż do Moskwy na obchody 65.
rocznicy zakończenia wojny, by zajmować się kryzysem w strefie euro -
poinformował rzecznik Pałacu Elizejskiego. W Moskwie nie będzie też kilku
innych przywódców europejskich.
Wcześniej w sobotę agencja Ansa poinformowała, że wizytę w Moskwie odwołał
premier Silvio Berlusconi, aby śledzić na bieżąco negocjacje w sprawie
kryzysu wspólnej waluty europejskiej w rezultacie wydarzeń w Grecji.
Na niedzielnych obchodach w Moskwie nie będzie też premiera W. Brytanii
George'a Browna, ale to z powodu sytuacji po niedawnych brytyjskich wyborach
parlamentarnych.
Przywódcy państw strefy euro na zakończonym w nocy z piątku na sobotę
szczycie w Brukseli porozumieli się w sprawie stworzenia stałego,
antykryzysowego mechanizmu dla ratowania krajów w potrzebie, a także
zapowiedzieli wzmocnienie koordynacji polityk gospodarczych i dyscypliny
budżetowej. Ostatecznie zatwierdzili też pakiet pomocy dla Grecji w
wysokości 110 mld euro do 2012 roku.
(PAP)
Berlusconi nie jedzie do Moskwy
Premier Włoch Silvio Berlusconi oficjalnie potwierdził informacje, że
odwołał swój wyjazd do Moskwy na niedzielne uroczystości z okazji
65.rocznicy zakończenia drugiej wojny światowej.
Podczas wieczornej rozmowy z rosyjskim przywódcą Dmitrijem Miedwiediewem,
Silvio Berlusconi wyraził żal, że nie może uczestniczyć w obchodach - podała
kancelaria premiera w Rzymie.
W wydanej nocie poinformowano, że szef włoskiego rządu wyjaśnił
Miedwiediewowi, że wraz z innymi europejskimi liderami podejmuje wysiłki w
związku z kryzysem finansowym. To zaś wymaga stałych kontaktów i koordynacji
działań uniemożliwiając obecność w stolicy Rosji w niedzielę - napisano.
(PAP) Piątek,
2010-05-07
Pomoc dla Grecji
zatwierdzona na szczycie w Brukseli
Przywódcy państw strefy euro ostatecznie zatwierdzili uruchomienie pakietu
pomocy dla Grecji w wysokości 110 mld euro, którego realizacja będzie
rozłożona na 3 lata. Wcześniej podobną decyzję podjęli ministrowie finansów.
Według źródeł dyplomatycznych w Brukseli, 16 przywódców państw strefy euro
podkreśliło też konieczność podjęcia "dodatkowych wysiłków na rzecz
konsolidacji budżetu" i wzmocnienia dyscypliny budżetowej w państwach tej
strefy.
Pakiet przewiduje pomoc w wysokości 80 mld euro, z których 30 mld ma być
udzielonych Grecji jeszcze w tym roku. Pozostałe 30 mld ma udzielonych przez
Międzynarodowy Fundusz Walutowy (MFW).
19 maja przypada termin spłaty przez Grecję kolejnej raty wcześniej
zaciągniętych kredytów.
Uczestnicy szczytu osiągnęli też porozumienie w sprawie wzmocnienia Paktu
Stabilizacyjnego, którego celem jest ograniczenie rozmiarów zadłużenia
publicznego poszczególnych krajów strefy euro. Ostatni kryzys w Grecji
wykazał małą skuteczność tego instrumentu.
Ceną za wsparcie z udziałem MFW są drastyczne reformy budżetowe, do których
zobowiązała się Grecja pod naciskiem MFW, Komisji Europejskiej (KE) i
Europejskiego Banku Centralnego (EBC). Plan zakłada zredukowanie deficytu
budżetowego z 13,6 proc. PKB w ub.r. do 2,6 proc. w roku 2014. Bieżący rok
ma się zakończyć deficytem w wys. 8 proc. PKB.
Taki kalendarz formalnie wyznaczy Grecji unijna rada ministrów finansów
Ecofin. Decyzja, która ma być przyjęta na najbliższym posiedzeniu 18 maja,
określa szczegółowo termin kolejnych reform i cięć budżetowych Grecji.
Co kwartał KE koordynująca bilateralne pożyczki będzie sprawdzać realizację
programu, uzależniając od tego wypłatę kolejnych transz. Pierwsze pieniądze
mają popłynąć do Aten szybko - przed 19 maja, gdy staną się wymagalne
obligacje, których wykup będzie kosztował rząd w Atenach ok. 9 mld euro. W
budżecie brak tych pieniędzy, a na skutek utraty wiarygodności Grecja nie ma
już możliwości finansowania swojego zadłużenia na rynkach finansowych -
dlatego zwróciła się o pomoc do eurostrefy i MFW.
Przywódcy strefy euro spotkali się w Brukseli przede wszystkim, by wyciągnąć
pierwsze lekcje z greckiego kryzysu i powstrzymać jego rozprzestrzenianie
się na inne kraje strefy euro. Według źródeł dyplomatycznych, zgodzili się
już co do zasady na wzmocnienie dyscypliny budżetowej w unijnym Pakcie
Stabilności i Wzrostu, ale wciąż nie ma między krajami zgody co do
konkretnych środków, w tym na proponowane przez Niemcy zawieszenie prawa
głosu w unijnej Radzie Ministrów dla niesubordynowanych członków.
Przywódcy kontynuują dyskusje, które dotyczą tego, jak zapobiec rozlaniu się
greckiego kryzysu na kolejne kraje, takie jak Hiszpania, Portugalia, czy
Włochy i Irlandia. Szef Europejskiego Banku Centralnego Jean-Claude Trichet
przyznał, że chodzi o "kryzys systemowy", czyli zagrażający całej strefie
euro. Wśród rozważanych propozycji jest powołanie funduszu, który w razie
konieczności miałby wspierać kraje pogrążone w tarapatach, zasilany np.
przez EBC.
- Chodzi o to, by zapewnić rynki finansowe o zdecydowanych działaniach
opartych na silnych fundamentach, jakie podejmiemy w przyszłości - tłumaczył
dyplomata, który zastrzegł sobie anonimowość.
Przywódcy państw strefy euro na zakończonym w nocy z piątku na sobotę
szczycie w Brukseli porozumieli się również w sprawie stworzenia stałego,
antykryzysowego mechanizmu dla ratowania kraju strefy euro w potrzebie -
powiedziały źródła dyplomatyczne.
Mechanizm będzie musiał być formalnie zaaprobowany przez wszystkie 27 krajów
UE, dlatego na niedzielę zwołano posiedzenie ministrów finansów państw UE,
tzw. Ekofin.
(PAP)
Chmura pyłu kolejny raz komplikuje loty
Chmura pyłu wulkanicznego znad Islandii, rozciągająca się na obszarze o
średnicy ok. 2 tys. km nad północnym Atlantykiem, zmusza samoloty lecące
między Ameryką Północną a Europą do nadkładania drogi - poinformowały
europejskie władze lotnictwa cywilnego.
Prognozy mówią, że w sobotę chmura dotrze nad południową Grenlandię i
północno-zachodnią Hiszpanię. Już teraz ponad 500 samolotów ok. 40 linii
lotniczych musi zabierać na loty przez Atlantyk dodatkowe ilości paliwa,
ponieważ konieczność omijania chmury pyłu wulkanicznego wydłuża lot o jedną
do dwóch godzin.
Eksperci wskazują, że obecnie chmura nie stwarza aż takiego zagrożenia, żeby
konieczne było zamykanie lotnisk. Samoloty lecące przez Atlantyk będą ją
jednak musiały omijać, nadkładając drogi. Europejska Organizacja ds.
Bezpieczeństwa Żeglugi Powietrznej Eurocontrol podkreśliła, że przelatywanie
nad chmurą pyłu nie jest już bezpieczne, ponieważ osiągnęła ona wysokość
10500 metrów, czyli typową wysokość przelotową w komunikacji lotniczej.
Jeszcze kilka dni temu popiół pozostawał na wysokości poniżej 6 tys. metrów.
Konieczność omijania chmury spowodowała, że tłoczno zrobiło się w
hiszpańskiej przestrzeni powietrznej, ponieważ tam kierowane są maszyny,
które w normalnych warunkach leciałyby przez Atlantyk trasami nad Irlandią.
(PAP)
Ostateczne wyniki wyborów - torysi bez większości
Konserwatyści - 306 mandatów, laburzyści 258, a Liberalni Demokraci - 57
mandatów - takie są ostateczne wyniki wyborów parlamentarnych w Wielkiej
Brytanii - podałybrytyjskie media. Na pozostałe partie przypada 28 mandatów.
Przywódca konserwatystów David Cameron nie ma jednak większości, aby
stworzyć stabilny rząd. Dlatego zwrócił się do Nicka Clegga,
przewodniczącego Liberalnych Demokratów, aby ten przystąpił do rządowej
koalicji.
(PAP)
Czwartek, 2010-05-06
Parlament w Belgii się rozwiązał, wybory
13 czerwca
Na skutek dymisji rządu Yvesa Leterme'a belgijski parlament zadecydował
o swym rozwiązaniu, otwierając drogę do przedterminowych wyborów
parlamentarnych, które mają się odbyć 13 czerwca, krótko przed objęciem
przez Belgię unijnej prezydencji.
Izba deputowanych podjęła taką decyzję, przyjmując na wniosek rządu
listę 50 artykułów konstytucji, które mają mają być zrewidowane przez
parlament następnej kadencji. Zgodnie z prawem, jej przyjęcie skutkuje
automatycznym rozwiązaniem parlamentu i rozpisaniem przedterminowych
wyborów w ciągu 40 dni.
- Data wyborów jest ustalona na 13 czerwca - ogłosił przewodniczący Izby
Deputowanych Patrick Dewael, nie czekając na decyzję rządu w tej
sprawie, która formalnie ma być podjęta w piątek.
Przedterminowe wybory są skutkiem kolejnego fiaska prób przezwyciężenia
animozji między Flamandami, którzy stanowią 60% ludności w ponad
10-milionowej Belgii, a francuskojęzycznymi mieszkańcami Walonii i
Brukseli.
Nie powiodły się negocjacje, które miały położyć kres zadawnionym sporom
koncentrującym się wokół wyborczych i językowych praw frankofonów
mieszkających we flamandzkich gminach pod Brukselą. Celem rządu
Leterme'a było rozwiązanie tego konfliktu do czasu belgijskiej
prezydencji. Gdy to się nie udało, premier podał się do dymisji 22
kwietnia, przyznał się do porażki i przywództwo w swojej partii
flamandzkich chadeków przekazał eurodeputowanej Marianne Thyssen.
Po wyborach Belgia na nowo będzie musiała budować w bólach koalicję
rządzącą, choć komentatorzy chcą wierzyć, że perspektywa unijnej
prezydencji rozpoczynającej się 1 lipca skłoni polityków do schowania
personalnych animozji do kieszeni i konstruktywnego, szybkiego
działania. Przewodniczący Dewael wezwał przyszłych deputowanych, by
"wytrwale pracowali na rzecz budowy przyszłości kraju zarówno na
poziomie krajowym, jak i międzynarodowym".
Nie czekając na oficjalne ogłoszenie daty wyborów, partie rozpoczęły już
kampanię wyborczą, stawiając warunki przyszłych sojuszy i wzajemnie
oskarżając się o fiasko negocjacji nad zakończeniem konfliktu
flamandzko-frankofońskiego. Są obawy przed dalszym wzrostem
autonomicznych dążeń we Flandrii. Najnowsze sondaże pokazują rosnące
poparcie dla flamandzkiej partii niepodległościowej NVA, obecnie w
opozycji, która wyprzedziła dominujących dotąd chadeków, osiągając
22,9%.
Wieczorne posiedzenie parlamentu zakłócił jeden z posłów skrajnej,
izolowanej na scenie politycznej partii flamandzkich nacjonalistów
Vlaams Belang, który wstał, krzycząc: "Niech żyje wolna Flandria, a
Belgia niech zdechnie!".
Yves Leterme wrócił na stanowisko premiera w listopadzie ubiegłego roku,
po wyborze dotychczasowego szefa rządu, Hermana Van Rompuya, na
stanowisko przewodniczącego Rady Europejskiej. Przez ostatnie pięć
miesięcy z trudem starał się odbudować reputację po swoich rządach w
2007-2008 roku, które przebiegły pod znakiem niekończącego się kryzysu
politycznego na skutek sporów Flamandów i frankofonów i kiedy
kilkakrotnie składał dymisję.
Nowy parlament będzie musiał wyłonić nową koalicję rządzącą, która na
nowo zajmie się rozwiązaniem flamandzko-francuskojęzycznego konfliktu, i
nic nie zapowiada, by były na to większe szanse niż w kończącej się w
złej atmosferze kadencji.
Niektórzy Belgowie zaczynają już wykazywać zniecierpliwienie i brak
zrozumienia dla ciągłych kryzysów politycznych w swoim kraju. Na
popularnym portalu internetowym Facebook kilka tysięcy osób zapisało się
do grupy "13 czerwca zamiast na wybory idę na basen", nie bacząc, że w
Belgii głosowanie jest obowiązkowe i za niedopełnienie obywatelskiego
obowiązku teoretycznie grozi grzywna.
(PAP)
"Wydarzenie tysiąclecia" - miasto Nashville zalane
Leżące w stanie Tennessee miasto Nashville, zostało zalane wodami rzeki
Cumberland. W niektórych miejscach woda jest tak głęboka, że nawet
ciężarówki nie są w stanie przejechać - jedynym sposobem na transport są
łodzie. Korpus Inżynierów Armii Amerykańskiej nazwał powódź "wydarzeniem
tysiąclecia".
(REUTERS)
Ponad milion dolarów za zbiór znaczków "Polska nr 1" 2010-05-06 (05:10)
Za ponad 1 mln dolarów dom aukcyjny Warwick & Warwick sprzedał unikalny
zbiór pierwszych polskich znaczków "Polska nr 1", należący do kolekcji
Włodzimierza Rachmanowa. Od chwili jego śmierci w 1968 r. kolekcja
spoczywała w bankowym sejfie.
Najwięcej, 51 tys. funtów (nie licząc premii domu aukcyjnego i
podatków), zapłacono za list adresowany do Banku Polskiego w Warszawie,
wysłany z Kalwarii przez Mariampol. List opłacono jedyną znaną dwójką
(dwoma złączonymi znaczkami) "Polska nr 1" z marginesem i pustopolem
między sektorami arkusza. Jest to jedna z najwyższych, jeśli w ogóle nie
najwyższa cena aukcyjna za polski walor filatelistyczny. Cena wywoławcza
wynosiła 5 tys. funtów (24 tys. zł).
30,5 tys. funtów zapłacono za list z jedyną znaną czwórką znaczków nr 1.
Cena wywoławcza wynosiła 800 funtów. Za nr 1 cięty skasowany na liście
(sprzedawany przez dom aukcyjny bez gwarancji autentyczności) wysłanym z
Warszawy do hrabiny Ledóchowskiej w majątku Zaborol zapłacono 22 tys.
funtów.
Wiele listów oferowanych na aukcji było adresowanych do historycznych
postaci, m.in. hrabiego Augusta Zamoyskiego, znanego fabrykanta
Stanisława Lilpopa, konsulów cesarstwa Austrii w Warszawie, adwokatów
sądu apelacyjnego, zarządców dóbr ziemskich itd.
- Aukcja była wspaniała. Takich cen jeszcze nie było. Dobrze, że jest
tak duże zainteresowanie polską filatelistyką - powiedział jeden z
największych polskich kolekcjonerów Stanisław Mikulski, który własny
zbiór "Polski nr. 1" wystawi w najbliższych tygodniach w Zamku
Królewskim w Warszawie.
Uczestnicy aukcji wyrażali zdziwienie, że tak wyjątkowy zbiór
filatelistyczny trafił do stosunkowo mało znanego domu aukcyjnego na
angielskiej prowincji, zamiast na licytację do Nowego Jorku czy Londynu.
Średnio oferowane loty sprzedawały się z czterokrotnym przebiciem ceny
wywoławczej. Rekord przebicia ustanowiła nieużyta polska koperta z
odciśniętą czerwoną pieczęcią o nominale 1,5 kopiejki. Walor ten
sprzedał się za 6250 funtów, w porównaniu z ceną wywoławcza na poziomie
100 funtów.
Wysokie ceny płacono za niekasowane znaczki "Polska nr. 1", ponieważ są
to prawdziwe rarytasy, listy odbite kasownikiem w innym kolorze niż
czarny, a także za znaczki rosyjskie użyte pocztowo w Polsce. Najdroższy
z nich z kasownikiem warszawskim poszedł za 7 tys. funtów.
W aukcji brało udział ok. 30 osób, wśród których była grupa
kolekcjonerów z Polski licząca ok. 10 osób. Ceny windowały także osoby
licytujące przez telefon. Na sam koniec zlicytowano medale otrzymane
przez Rachmanowa na różnych wystawach. Spośród ponad 300 zaoferowanych
walorów sprzedano wszystkie z wyjątkiem dwóch.
Pierwszy polski znaczek pocztowy wprowadzono do obiegu 1 stycznia 1860
r. na podstawie rozporządzenia autonomicznych władz Królestwa Polskiego.
Znaczek wyobrażał herb Królestwa Polskiego i przypominał znaczki
rosyjskie, choć różnił się od nich kolorem i napisem "Za łót kop.
(kopiejek - przyp. red.) 10". Łut, pisany wówczas przez "ó", to około
12,8 grama.
Znaczek wycofano z obiegu i unieważniono 13 kwietnia 1865 r. w ramach
likwidacji autonomii Królestwa Polskiego po klęsce Powstania
Styczniowego. Niewykorzystane znaczki komisyjnie zniszczono.
(PAP)
|