Środa, 2010-05-26
Prom kosmiczny Atlantis wylądował po raz ostatni
Amerykański prom kosmiczny Atlantis wylądował w Centrum Kosmicznym im.
Kennedy'ego na Florydzie. Sześcioosobowa załoga zakończyła 12-dniową misję
polegającą na dostarczeniu na Międzynarodową Stację Kosmiczną kolejnych
elementów konstrukcyjnych i zaopatrzenia.
Atlantis wylądował o 8.48 czasu miejscowego (14.48 czasu polskiego), godzinę
wcześniej opuścił orbitę i rozpoczął opadanie.
Był to ostatni zaplanowany lot promu, kończący jego 25-letnią służbę. NASA
planuje jeszcze dwa loty na Międzynarodową Stację Kosmiczną (ISS): we
wrześniu poleci tam Discovery, a w listopadzie Endeavour.
Amerykańska agencja kosmiczna chciałaby, aby Atlantis wrócił na ISS w
czerwcu przyszłego roku, jednak dopóki zgody na to nie wyrazi Biały Dom, nie
wchodzi to w grę. Wahadłowiec będzie jednak w pogotowiu, by wykonać
ewentualne misje ratunkowe podczas dwóch ostatnich lotów.
Jak wylicza agencja Associated Press, podczas budowy Międzynarodowej Stacji
Kosmicznej Atlantis wykonał 32 loty, podczas których pokonał 193 mln km.
Wahadłowce zaczęły latać w kosmos w 1981 roku. Obecnie są wycofywane z
powodu wysokich kosztów eksploatacji i ze względów bezpieczeństwa.
Atlantis przywiózł na ISS nowy rosyjski moduł dokujący i laboratorium
badawcze oraz świeże baterie i zapasową antenę komunikacyjną.
(PAP)
Rosja: nie mamy nic do ukrycia ws. katastrofy
Przewodniczący Komisji Spraw Zagranicznych Dumy Państwowej, izby wyższej
parlamentu Rosji, Konstantin Kosaczow oświadczył, że jego kraj nie ma nic do
ukrycia w sprawie katastrofy polskiego Tu-154M pod Smoleńskiem.
- Rosja nie ma tutaj nic do ukrycia. Nie ma żadnych szczegółów tej strasznej
tragedii, które byłyby nieznane szerokiej opinii publicznej - oznajmił
Kosaczow w wywiadzie dla telewizji informacyjnej Rossija-24.
Szef Komisji Spraw Zagranicznych Dumy, który w czwartek przyjedzie do Polski,
podkreślił, że wszystkie szczegóły powinny być opublikowane, by nie było
żadnych insynuacji, iż Rosja po raz kolejny coś uknuła lub próbuje coś ukryć.
Kosaczow przekazał, że o ile wie, Rosja zakończyła swoją część prac
związanych z odczytywaniem czarnych skrzynek z rozbitego Tupolewa. -
Skrzynki te razem z rozszyfrowanymi informacjami zostaną "za pokwitowaniem"
przekazane stronie polskiej do dalszych badań, choć badania (w Rosji) były
prowadzone wspólnie, i co najważniejsze - do opublikowania - powiedział
parlamentarzysta.
Przekazanie przez Rosję nagrań z rejestratorów pokładowych prezydenckiego
samolotu, który rozbił się 10 kwietnia pod Smoleńskiem, planowane jest na
poniedziałek (31 maja). W tym celu w Moskwie oczekiwany jest polski minister
spraw wewnętrznych i administracji Jerzy Miller.
Premier Donald Tusk zapowiedział we wtorek, że materiały te w formie
pisemnej zostaną natychmiast upublicznione.
(PAP)
"USA dały Polsce rakiety, a Rosja pomoc humanitarną"
"USA dostarczyły Polsce rakiety, a Rosja - pomoc humanitarną" - pisze
dziennik "Wriemia Nowostiej", anonsując zapowiedzianą na ten dzień
uroczystość oficjalnego powitania w Morągu pierwszej amerykańskiej baterii
rakietowej Patriot.
Rosyjska gazeta zaznacza, że rakiety zostaną rozmieszczone w odległości 70
km od obwodu kaliningradzkiego.
"Wriemia Nowostiej" informuje, że włączenie Patriotów do systemu obrony
przeciwlotniczej Polski zaplanowano na 2012 rok. Do tego czasu - podaje
dziennik - amerykańscy specjaliści powinni przeszkolić swoich polskich
kolegów.
"Dotychczas USA dostarczyły wyrzutnie Patriot - oprócz Niemiec - także
Holandii, Egiptowi, Arabii Saudyjskiej, Tajwanowi i Japonii. Teraz będą
również w Polsce" - pisze "Wriemia Nowostiej".
Zdaniem gazety, "jest jednak wątpliwe, by amerykańskie rakiety pocieszyły
obywateli Polski, która zmaga się z klęską żywiołową". "Polakom potrzebne są
teraz środki ratownicze, mogące obronić przed szalejącym żywiołem" -
wskazuje "Wriemia Nowostiej".
Dziennik informuje, że we wtorek wieczorem na polecenie prezydenta Rosji
Dmitrija Miedwiediewa samolot Ministerstwa ds. Sytuacji Nadzwyczajnych
dostarczył do Warszawy pomoc humanitarną - 18 pomp o dużej wydajności, 34
gumowe łodzie i pięć mobilnych elektrowni.
Swój tekst "Wriemia Nowostiej" tytułuje "Bateria przeciwlotnicza, która nie
tonie".
(PAP)
Wtorek, 2010-05-25
Włochy pilnie potrzebują 24 mld euro
Włoski rząd przyjął dekret, którego celem jest uzyskanie dodatkowych 24
miliardów euro w latach 2011-2013. Gabinet Silvio Berlusconiego przyznaje,
że te "ciężkie wyrzeczenia" są konieczne, by uchronić Włochy przed takim
kryzysem, jaki panuje w Grecji.
Program przyjęła rada ministrów. Jego celem jest uzyskanie dodatkowych 24
miliardów euro. Służyć temu mają m. in. zamrożenie płac w strefie budżetowej
na cztery lata, zmniejszenie kosztów utrzymania centralnych urzędów o 10%, a
o połowę wydatków na partie polityczne.
Rząd zapowiedział też zdecydowaną walkę z plagą oszustw podatkowych, a także
z nielegalnym hazardem. Dalsze oszczędności mają przynieść skrupulatne
kontrole zakupu leków i negocjowanie korzystnych cen z ich dostawcami.
Oszczędności, do jakich zobowiązano urząd prezydenta i premiera oraz obie
izby parlamentu, zasilą fundusz płac pracowników przemysłu, wysyłanych na
przymusowe urlopy. Trzynaście miliardów mają przynieść cięcia w budżecie
samorządów lokalnych.
(IAR)
Rodzina chce uznać zbrodniarza za zmarłego
Rodzina Ratko Mladicia, byłego dowódcy sił Serbów bośniackich, poszukiwanego
przez haski trybunał ds. zbrodni wojennych na obszarze dawnej Jugosławii,
zamierza wystąpić o uznanie go za zmarłego - poinformował austriacki "Der
Standard".
Gazeta przypomina, że w Serbii od lat krążą pogłoski o tym, że Mladić już
dawno nie żyje i że jego ludzie pochowali go w tajemnicy, by utrzymać "legendę".
Prawnik Milosz Saljić powiedział, że do końca maja rodzina Mladicia złoży w
sądzie w Belgradzie wniosek o uznanie go za zmarłego.
Saljić wyjaśnił, że rodzinie chodzi nie tylko o zamrożony majątek
poszukiwanego Mladicia, ale także o "ciągłe szykany", na jakie - jak
twierdzi - jest narażona.
"Der Standard" zwraca uwagę, że zgodnie z serbskimi przepisami prawa za
zmarłą można uznać osobę, która ma więcej niż 70 lat i o której brak
wiarygodnych informacji za ostatnie pięć lat. Mladić urodził się jednak
przed 68 laty, więc w jego przypadku konieczne byłoby udowodnienie, że
okoliczności, w jakich zaginął, wskazują, że prawdopodobnie nie żyje.
Saljić zwraca uwagę, że Mladicia nie widziano od siedmiu lat. Wiadomo, że
cierpiał na poważne przypadłości żołądkowe i kardiologiczne, z powodu
których wielokrotnie przebywał w szpitalu. Prawnik dochodzi do wniosku, że
jako uciekinier Mladić praktycznie nie miałby szans na przeżycie. W
połączeniu z faktem, że nie dają rezultatu intensywne poszukiwania,
prowadzone przez "lokalne i międzynarodowe tajne służby oraz różnych łowców
głów", można - zdaniem Saljicia - wyciągnąć logiczny wniosek, że Mladić nie
żyje.
Przewodniczący serbskiego gremium ds. współpracy z ONZ-owskim trybunałem
Rasim Ljajić nazywa plany uznania Mladicia za zmarłego "kpiną z instytucji
państwowych". Jest przekonany, że rodzina "urządza teatr", bo dobrze wie, że
Mladić żyje. Zapewnia, że poszukiwania byłego dowódcy sił Serbów bośniackich,
odpowiedzialnego m.in. za masakrę Muzułmanów w Srebrenicy w 1995 roku, będą
kontynuowane.
(PAP)
"Obama ustępuje Rosji i płaci za to wysoką cenę"
W sprawie polityki Rosji wobec Iranu administracji prezydenta Obamy nie
udało się zyskać nic więcej niż to, co osiągnęła już administracja
poprzedniego prezydenta Busha, ale zapłaciła za to wyższą cenę - ocenia w
"Washington Post" Robert Kagan.
Komentując porozumienie USA z Rosją co do najnowszych sankcji Rady
Bezpieczeństwa ONZ wobec Iranu, neokonserwatywny politolog i publicysta
wyraża opinię, że mają one równie niewielkie znaczenie, jak trzy kolejne
rezolucje ONZ o takich sankcjach, wynegocjowane z Moskwą przez ekipę
George'a Busha.
Kagan zwraca uwagę, że w toku rozmów z Rosją administracja Baracka Obamy nie
uzyskała jej aprobaty dla kluczowych propozycji, które miały się znaleźć w
rezolucji o sankcjach.
Nie ma w niej restrykcji odnoszących się do lukratywnego dla Iranu handlu
ropą naftową, ani zakazu transakcji finansowych z irańską Gwardią
Rewolucyjną. Nie ma też zakazu sfinalizowania przez Rosję sprzedaży rakiet
ziemia-powietrze S-300 do Iranu, które mogą dostarczyć reżimowi islamskiemu
potężnej broni przeciw ewentualnemu atakowi USA lub Izraela na irańskie
instalacje nuklearne.
Stary dywan za nową cenę
Dziwne, że administracja Obamy uważa obecne sankcje za wynik swojej
dyplomacji "zresetowania" stosunków z Rosją - wywodzi Kagan. "Moskwa
prowadzi tę grę od lat. Sprzedawała ten sam dywan już wiele razy. Jedyna
rzecz, która się zmieniła, to wyższa cena, jaką USA gotowe były tym razem
zapłacić" - pisze.
"Administracja Obamy zapłaciła wysoko. W zamian za rosyjską współpracę
prezydent porzucił planowany system obrony antyrakietowej w Polsce i
Czechach. Obama publicznie zadeklarował, że ciągła nielegalna okupacja
wojskowa Gruzji przez Rosję 'nie jest żadną przeszkodą' dla
rosyjsko-amerykańskiej współpracy nuklearnej. A niedawna umowa między Rosją
a Ukrainą, gwarantująca Rosji kontrolę bazy morskiej na Krymie, została
zlekceważona przez oficjeli Obamy, podobnie jak sugestia Putina, żeby
przemysły rosyjski i ukraiński się połączyły" - czytamy w artykule.
"Co najmniej jednym skutkiem 'zresetowania' stosunków z Rosją było
wytworzenie poczucia niepewności i zagrożenia w Europie Środkowej i
Wschodniej, gdzie narody zaczynają się obawiać, czy mogą dalej liczyć, że
USA będą je chronić przed ekspansją Rosji" - konkluduje autor.
(PAP)
Wizy do USA będą jeszcze droższe
Rząd amerykański podniósł opłaty za wnioski o wizy do Stanów Zjednoczonych,
tłumacząc to rosnącymi kosztami rozpatrywania podań o wizy.
Obecne opłaty w wysokości 131 dolarów za wnioski o wizy turystyczne (typu B1
i B2) oraz studenckie (typu F, M, J) zostają podwyższone do 140 dolarów.
Opłaty za inne rodzaje wiz nieimigracyjnych - dla pracowników tymczasowo
zatrudnianych w USA, sportowców, artystów i naukowców wybierających się do
USA w ramach wymiany kulturalno-naukowej, a także duchownych udających się
do pracy w USA (typu H, L, O, P, Q, R) - podnosi się do 150 dolarów.
Nowe opłaty wchodzą w życie od 4 czerwca.
- Departament Stanu zwiększa opłaty, aby zapewnić właściwe środki na
pokrycie rosnących kosztów załatwiania wiz imigracyjnych - poinformowano w
komunikacie resortu.
(PAP)
Ma sto lat, przyjął 18 tys. porodów i nadal pracuje
Doktor Walter Watson z USA ma sto lat i mimo podeszłego wieku wciąż pracuje
na oddziale położniczym. Uważa się, że jest najstarszym praktykującym
lekarzem na świecie - czytamy na stronie internetowej brytyjskiego dziennika
"The Daily Telegraph".
Lekarz skończył sto lat 25 lutego. Zaawansowany wiek nie przeszkadza mu
jednak prowadzić normalnej praktyki lekarskiej w szpitalu w miejscowości
Augusta w amerykańskim stanie Georgia.
Watson zdobył dyplom lekarza w 1947 roku. W ciągu 63-letniej kariery przyjął
ok. 18 tys. porodów - pisze brytyjski dziennik. Wprawdzie nie asystuje już
przy porodach, z powodu pogarszającego się wzroku i słuchu, ale wciąż odbywa
dyżury w szpitalu.
- Kocham medycynę i kocham kontakt z ludźmi. Daje mi to powód do wstawania z
łóżka każdego ranka - mówi cytowany przez gazetę stulatek.
Poprzednią rekordzistką była dr Leila Denmark, również ze stanu Georgia,
praktykująca do swoich 102. urodzin w 2000 roku - pisze "The Daily
Telegraph".
Zobacz zdjęcie stuletniego lekarza na stronie "The Daily Telegraph"
(wp.pl)
Pniedziałek,
2010-05-24
Izrael posiada bombę atomową - są dowody
Pojawiły się pierwsze dowody na to, że Izrael posiada broń nuklearną -
donosi brytyjski "Guardian". Ponad 30 lat temu Izrael zaproponował
rasistowskiemu reżimowi w RPA sprzedaż głowic jądrowych. Dziennik
opublikował zdjęcia umowy między Szimonem Presem ówczesnym ministrem obrony
(obecnym prezydentem Izraela) a premierem południowoafrykańskiego rządu -
Pieterem Willem Bothą.
Brytyjski dziennik powołuje się na odtajnione dokumenty
południowoafrykańskie i podkreśla, że po raz pierwszy ujawnione zostały
pisemne dowody na to, że Izrael posiada broń nuklearną.
Oznaczone jako "ściśle tajne" protokoły spotkań wysokich rangą
przedstawicieli władz obu krajów w 1975 roku wskazują, że ówczesny minister
obrony RPA Pieter Willem Botha zwrócił się o głowice nuklearne, a Szimon
Peres, wtedy minister obrony, obecnie prezydent Izraela, zaoferował takie
głowice "w trzech rozmiarach".
Odtajnione dokumenty
"Guardian" informuje, że dokumenty te odkrył amerykański naukowiec Sasha
Polakow-Suransky podczas zbierania materiałów do książki o bliskich
stosunkach między Izraelem a RPA. Książka ta pt. "The Unspoken Alliance"
ukazała się w USA w tym tygodniu.
Dokumenty te są dowodem - twierdzi brytyjski dziennik - że Izrael posiada
broń nuklearną, choć z zasady ani tego nie potwierdza, ani nie dementuje.
"Guardian" napisał, że władze izraelskie próbowały powstrzymać rząd RPA
przed odtajnieniem tych dokumentów na wniosek amerykańskiego naukowca.
Polakow-Suransky pisze w swej książce, że na spotkaniu 31 marca 1975 roku
przedstawiciele strony izraelskiej "formalnie zaoferowali sprzedanie Afryce
Południowej pewnej liczby pocisków rakietowych Jerycho, zdolnych do
przenoszenia głowic jądrowych".
Ówczesny szef sztabu sił Afryki Południowej, generał R.F. Armstrong
natychmiast sporządził notatkę, w której wskazał na korzyści, jakie
wynikałyby z pozyskania pocisków Jerycho, ale tylko pod warunkiem, że byłyby
one wyposażone w głowice nuklearne.
Spotkanie w Zurychu
4 czerwca 1975 roku Botha i Peres spotkali się w Zurychu. Projekt sprzedaży
pocisków rakietowych miał już wtedy kryptonim "Chalet". "Guardian" pisze,
powołując się na odtajniony protokół z tego spotkania, że Botha wyraził
zainteresowanie "ograniczoną liczbą jednostek (projektu) Chalet, o ile
dostępny będzie odpowiedni ładunek" (który pociski te miałyby przenosić).
Peres odpowiedział, że "odpowiedni ładunek jest dostępny w trzech rozmiarach".
"Guardian" pisze, że eufemizm "trzy rozmiary" - w zestawieniu ze wspomnianą
notatką Armstronga - mógł oznaczać tylko jedno - Afryka Południowa była
zainteresowana pociskami Jerycho wyłącznie jako środkami przenoszenia broni
nuklearnej.
Fiasko porozumienia
Ostatecznie transakcji nie zawarto; dla strony południowoafrykańskiej
przeszkodą były m.in. koszty - wskazuje "Guardian". Dodaje, że ostatecznie
Afryka Południowa skonstruowała własną broń nuklearną, "być może z pomocą
izraelską".
Rzeczniczka Peresa oświadczyła, że prezydent kategorycznie zaprzecza, jakoby
w 1975 roku oferował głowice nuklearne Afryce Południowej. Dodała, że nigdy
nie było takich negocjacji, o jakich pisze "Guardian".
(PAP)
Ekspert: wulkan Eyjafjoell już nie wybucha
Geofizyk z Uniwersytetu Islandzkiego w Rejkiawiku, Magnus Gudmundsson,
oświadczył, że wulkan Eyjafjoell, który przez miesiąc zakłócał komunikację
lotniczą w Europie, już nie wybucha.
Zaznaczył jednak, iż jest zbyt wcześnie, aby jednoznacznie stwierdzić, czy
erupcja zakończyła się definitywnie, czy też tylko czasowo. - To, co mogę
potwierdzić, to fakt, że aktywność krateru została przerwana. Nie ma już
wypływającej magmy - powiedział naukowiec w rozmowie z AFP. - Erupcja
zatrzymała się przynajmniej na tę chwilę. Obecnie z krateru nie wydobywa się
nic innego niż dym - wyjaśnił.
Erupcja Eyjafjoell trwała od 14 kwietnia. Wulkan wyrzucił z siebie chmurę
pyłów, która sparaliżowała transport powietrzny na całym kontynencie.
Eksperci zamierzają w najbliższych tygodniach nadal obserwować jego
aktywność.
- Jeśli nie dojdzie do nowych wstrząsów i wybuchów, będzie oznaczało, że to
koniec - mówił Gudmundsson. Jego zdaniem potrzeba jednak dużo czasu, aby
określić to z pewnością. - Jeśli zadzwonią państwo do mnie za rok, mogę być
praktycznie pewny - dodał.
Przypomniał też, że ostatnia erupcja Eyjafjoell z lat 1821-1823 trwała 13
miesięcy.
(PAP)
Rosja pomoże Polsce w walce z powodzią
Prezydent Rosji Dmitrij Miedwiediew polecił ministrowi ds. sytuacji
nadzwyczajnych Siergiejowi Szojgu, by jego resort udzielił Polsce wszelkiej
niezbędnej pomocy w związku z powodzią, która pociągnęła za sobą ofiary w
ludziach - poinformowała służba prasowa Kremla.
Według służby prasowej Kremla, Szojgu przekazał prezydentowi, że
przygotowywane są już do wylotu do Polski samoloty z pomocą humanitarną,
pompami i generatorami prądu.
Informując o poleceniu wydanym przez Miedwiediewa, agencja ITAR-TASS
zauważyła, że rosyjsko-polskie porozumienie o pomocy wzajemnej zostało
podpisane w 1993 roku, jednak dopiero po raz pierwszy Polska z niego
skorzystała, zwracając się do Rosji z prośbą o pomoc.
W zeszłym tygodniu Polska poprosiła partnerów z UE o dalszą pomoc w ramach
Europejskiego Mechanizmu Obrony Cywilnej, by przeciwdziałać powodzi i jej
skutkom. Dotychczas Polacy otrzymali pomoc m.in. z Francji, Niemiec, Czech i
krajów bałtyckich, które przysłały pompy i ekspertów. Pomoc, w tym jeszcze
więcej pomp, jedzie do Polski także z Litwy i Ukrainy.
(PAP)
Niedziela,
2010-05-23
Znamy zdobywcę Złotej Palmy i najlepszych aktorów
Złotą Palmę, najważniejsze wyróżnienie, na 63. Międzynarodowym Festiwalu
Filmowym w Cannes otrzymał film "Uncle Boonmee who can recall his past
lives" z Tajlandii w reżyserii Apichatponga Weerasethakula. Nagrodę za
najlepszą reżyserię otrzymał film Francuza Mathieu Amalrica "Tournee".
Najlepsi tegoroczni aktorzy to ex aequo Hiszpan Javier Bardem za rolę w
filmie "Biutiful" i Włoch Elio Germano za "La Nostra vita".
Francuska aktorka Juliette Binoche została uznana za najlepszą aktorkę za
rolę w filmie "Copie conforme".
W konkursie głównym tegorocznego festiwalu walczyło 19 filmów, m.in.:
"Hors-la-loi" ("Outside of the Law") Rachida Bouchareba, "Biutiful"
Alejandro Gonzaleza Inarritu, "Spaleni słońcem 2" Nikity Michałkowa, "Fair
Game" Douga Limana, "Another Year" Mike'a Leigh, "Outrage" Takeshiego
Kitano, "Route Irish" Kena Loacha, "Copie conforme" Abbasa Kiarostami.
W jury konkursu głównego zasiedli m.in.: amerykański reżyser Tim Burton (przewodniczący),
portorykański aktor Benicio Del Toro, brytyjska aktorka Kate Beckinsale,
francuski kompozytor muzyki filmowej Alexandre Desplat i reżyser z Indii
Shekhar Kapur.
W ciągu trzech ostatnich lat Złote Palmy zdobyły filmy: "Biała wstążka"
Michaela Hanekego (Austria/Niemcy) - w 2009 r., "Klasa" Laurenta Canteta (Francja)
- w 2008 r., "4 miesiące, 3 tygodnie i 2 dni" Cristiana Mungiu (Rumunia) - w
2007 r.
(PAP)
Nowe baterie w stacji kosmicznej starczą na 10 lat
Dwaj amerykańscy astronauci przez prawie siedem godzin przebywali w otwartej
przestrzeni kosmicznej. Dokończyli wymianę akumulatorów odbierających prąd z
baterii słonecznych Międzynarodowej Stacji Kosmicznej. Żywotność kosmicznych
baterii wyniesie 10 lat.
(REUTERS)
Specjalna komisja zajmie się zanieczyszczeniem wód Zatoki Meksykańskiej
Prezydent USA Barack Obama poinformował, że powołał komisję do wyjaśnienia
okoliczności zanieczyszczenia wód Zatoki Meksykańskiej. Komisji
przewodniczyć będą: były senator Bob Graham i były szef Agencji ds. Ochrony
Środowiska William Reilly.
Graham jest Demokratą i byłym gubernatorem Florydy. Reilly jest natomiast
Republikaninem. Kierował agencją EPA w okresie rządów republikańskiej
administracji George'a H.W. Busha. Za jego kadencji doszło w 1989 r. do
katastrofy tankowca "Exxon Valdez" u wybrzeży Alaski i katastrofy
ekologicznej na olbrzymią skalę.
Komisja, w której skład wejdzie jeszcze 5 osób, ma zbadać wszystkie
okoliczności wybuchu 20 kwietnia na platformie wiertniczej koncernu BP
Deepwater Horizon. W rezultacie tego wybuchu zginęło 11 osób i doszło do
trwającego do dzisiaj wycieku ropy naftowej do wód Zatoki Meksykańskiej w
tempie ok. 210 tys. baryłek dziennie.
Stale powiększająca się plama ropy grozi wymarciem flory i fauny morskiej a
także na wybrzeżach Zatoki i w konsekwencji katastrofą ekologiczną na
olbrzymią skalę.
Republikanie krytykują postępowanie administracji Obamy w tej sprawie. Ich
zdaniem, jest oczywiste, że koncern BP nie daje sobie rady w usiłowaniach
zatamowania wycieku i władze federalne powinny przejąć inicjatywę.
Republikański senator z Luizjany David Vitter skrytykował Demokratów za fakt
powołania komisji. - Czas na przesłuchania przed komisją będzie po
zatamowaniu wycieku, a nie wcześniej - powiedział.
Komisja ma przeanalizować też szerszy problem bezpieczeństwa podmorskich
wierceń i przydzielania zezwoleń na te wiercenia przez władze federalne.
Komisja ma opublikować swój raport za 6 miesięcy.
(PAP)
Sobota, 22010-05-22
13-latek najmłodszym zdobywcą Everestu
Trzynastoletni Amerykanin Jordan Romero został najmłodszym człowiekiem, jaki
zdobył Mount Everest.
Romero ze szczytu zadzwonił do swojej matki, Leigh Anne Drake, by pochwalić
się swym wyczynem. - Mamo, dzwonię do ciebie ze szczytu świata - powiedział
- oznajmiła matka, która obserwowała postępy syna z domu w Big Bear w
Kalifornii dzięki GPS.
- Było sporo łez i okrzyków Kocham cię!. Powiedziałam mu tylko, żeby
zabierał się do domu - relacjonowała Leigh Anne Drake.
Nastolatek, który w wieku 9 lat zdobył Kilimandżaro, twierdzi, że
zainspirował go obraz w szkolnym korytarzu, przedstawiający najwyższe
szczyty wszystkich siedmiu kontynentów. Od tego czasu jego marzeniem stało
się zdobycie ich wszystkich.
Po Kilimandżaro wspiął się m.in. na Mont Blanc i najwyższy szczyt Ameryki
Północnej McKinley na Alasce. Ten ostatni przez wielu alpinistów jest
uważany za trudniejszy do zdobycia niż Mount Everest.
Młodemu zapaleńcowi w wyprawie towarzyszył jego ojciec wraz ze swoją życiową
partnerką oraz trzech Szerpów.
Teraz przed Jordanem ostatni szczyt do zdobycia - Masyw Vinsona na
Antarktydzie. Ekipa Jordana wyruszy tam w grudniu. - To już pikuś - twierdzi
jego matka.
Także w sobotę swój życiowy rekord pobił nepalski Szerpa, 50-letni Appa,
wspinając się na Everest po raz 20. Po raz pierwszy zdobył szczyt w 1990 r.
i od tego czasu wraca tam co roku - podała agencja Kyodo.
(PAP)
Dalajlama na Twitterze odpowiedział na pytania
Zwierzchnik buddyzmu tybetańskiego i Tybetańczyków Dalajlama XIV odpowiadał
w piątek w serwisie społecznościowym Twitter na pytania o przyszłość Tybetu.
Do godzinnej sesji na Twitterze doszło na prośbę mieszkającego w Pekinie
chińskiego pisarza Wanga Lixionga, który nawrócił się na buddyzm tybetański.
Wang Lixiong spotkał się z Dalajlamą XIV w hotelu w Nowym Jorku, skąd
prowadzili rozmowę na Twitterze.
Za pośrednictwem chińskiego tłumacza dalajlama przekazał krytyczne uwagi o
polityce chińskich władz w Tybecie i słowa powitania dla obywateli Chin.
Nie jest jasne, ilu ludzi w Chinach zapoznało się z tymi uwagami. W Chinach
dostęp do Twittera jest zablokowany, niemniej usługa ta jest bardzo
popularna wśród tysięcy Chińczyków, szczególnie wśród działaczy, którzy
jakoś potrafią ominąć blokadę.
Zapis rozmowy z dalajlamą umieszczony na profilu Wanga na Twitterze śledziło
ponad 8 tys. osób.
Chiny utrzymują, że Tybet od wieków stanowi część ich terytorium, a
Tybetańczycy - że ich ojczyzna przez większą część historii cieszyła się
niezależnością i uważają Dalajlamę XIV, który od 1959 roku żyje na wygnaniu
w Indiach, za swego prawowitego przywódcę.
Chiny twierdzą, że dalajlama narusza suwerenność Chin, usiłując doprowadzić
do niezależności Tybetu; dalajlama natomiast mówi, że chce tylko autonomii
dla swoich rodaków, kulturowo i językowo odrębnych od Chińczyków.
Dalajlama powiedział, że przepaść dzieląca Tybetańczyków i stanowiących
chińską większość Hanów "pogłębia się coraz bardziej" i że w niektórych
rejonach dochodzi do tak dramatycznego wzrostu liczby Hanów, że "kultura
tybetańska przeżywa wielki kryzys".
Według Wanga pytania do rozmowy nadesłało ponad 1200 osób; dalajlama
odpowiadał na te, które powtarzały się najczęściej.
Tybetańczycy w Chinach od dawna skarżą się na restrykcje, z jakimi spotyka
się wyznawany przez nich buddyzm, na kampanie propagandowe władz przeciwko
dalajlamie i napływ Hanów do regionów (tzw. Wielkiego Tybetu poza granicami
autonomicznego regionu, czyli obecnych chińskich prowincji) od wieków
zamieszkiwanych przez Tybetańczyków.
Sytuacja ta leżała u podłoża zamieszek w 2008 roku, w których zginęło według
strony tybetańskiej i działaczy praw człowieka około 200 osób; wielu ludzi
zostało poddanych później prześladowaniom przez chińskie władze.
- To rząd wywołał te napięcia, nie ludzie - powiedział dalajlama.
Kilka z pytań dotyczyło przyszłości Tybetu po śmierci Dalajlamy XIV.
- Przeżyłem wiele epok i widziałem duże zmiany - odpowiedział Dalajlama XIV.
Wskazał, że już obecnie część emerytowanych członków partii i rządu, jak
również intelektualistów uważa, że chińska polityka etniczna nie jest
sprawiedliwa i wymaga przemyślenia.
Wyraził też nadzieję, że "w nie tak odległej przyszłości dojdzie do zmiany i
problemy zostaną rozwiązane".
W piątkowej rozmowie nie było wzmianki o jego powrocie do Chin.
(PAP) Piątek,
2010-05-21
Polscy archeolodzy nie mają zgody na wjazd do Smoleńska
Dopiero w piątek Polska poprosiła Rosjan o pozwolenie na przyjazd
archeologów do Smoleńska - podaje Radio Zet.
Na pomysł wyjazdu grupy polskich archeologów do Rosji naukowcy z Instytutu
Archeologii i Etnologii Polskiej Akademii Nauk i Uniwersytetu Marii Curie-Skłodowskiej
w Lublinie wpadli jeszcze pod koniec kwietnia. Jednak nie zostały wówczas
podjęte żadne kroki w celu załatwienia pozwoleń na przyjazd.
- Wydaje się, że to jest dobre rozwiązanie dlatego, że profesjonalnie,
fachowo, z użyciem odpowiednich narzędzi cały ten teren można przebadać,
szukając wszystkich pozostałości - mówił na początku maja minister Michał
Boni na konferencji prasowej.
Jak podaje Prokuratura Okręgowa w piątek sformułowano pismo o pomoc prawną.
Polegałaby ona na wydaniu zgody na powtórne przeszukanie miejsca katastrofy
pod Smoleńskiem przez polskich archeologów i geofizyków. Polscy specjaliści
jeszcze raz przeszukaliby teren i pozbierali wszelkie szczątki samolotu,
rzeczy należące do ofiar i ewentualne szczątki ludzkie.
- Pismo do Rosjan już wysłano - powiedział Radiu Zet prokurator pułkownik
Zbigniew Rzepa.
Zanim zapadnie decyzja, pismo musi przejść długą formalną drogę.
(Radio Zet)
Wszczepili sztuczne DNA bakterii - stworzyli nowy gatunek
Amerykańscy naukowcy wyprodukowali pierwszą na świecie syntetyczną komórkę.
J. Craig Venter i jego zespół wszczepili syntetyczne DNA bakterii,
zmieniając ją w całkiem nowy gatunek.
(APTN)
Polska prosi o dalszą pomoc w obliczu powodzi
Komisja Europejska poinformowała, że Polska poprosiła partnerów z UE o
dalszą pomoc w ramach Europejskiego Mechanizmu Obrony Cywilnej, by
przeciwdziałać powodzi i jej skutkom.
- Polska zwróciła się o kolejnych pięć wysoko wydajnych pomp wraz z
obsługującymi je załogami - powiedział rzecznik KE ds. reagowania
kryzysowego Ferran Tarradellas.
Dotychczas Polacy otrzymali pomoc z Francji, Niemiec, Czech i krajów
bałtyckich, które przysłały pompy i ekspertów. Była to odpowiedź na
aktywowanie przez polski rząd w środę nad ranem Europejskiego Mechanizmu
Obrony Cywilnej.
- W ciągu dziesięciu godzin zgłoszone zapotrzebowanie zostało mniej więcej
pokryte - powiedział Ferran Tarradellas. Dodał jednak, że w czwartek Polska
zgłosiła zwiększenie potrzeb pomocy do 15 pomp. - To o 5 więcej niż prosiła
początkowo - sprecyzował.
Na nową prośbę odpowiedziała już strona niemiecka. - Dodatkowe zespoły z
Nadrenii-Palatynatu z dwiema pompami wysokiej wydajności są w drodze do
Polski - powiedział rzecznik.
Koordynacją unijnej pomocy dla Polski zajmuje się Komisja Europejska.
Tarradellas powiedział, że udział KE polega także na częściowym finansowaniu
wspólnego 19-osobowego zespołu ratownictwa z Litwy, Łotwy i Estonii,
wysłanego do Polski. Od dwóch lat jego członkowie szkolili się w walce z
powodzią w ramach dofinansowywanego przez UE projektu BaltFloodCombat. W KE
działa też kryzysowy Ośrodek Monitoringu i Informacji, który skierował do
koordynacji pomocy w obliczu powodzi w Polsce oraz w Czechach i na Węgrzech
oficera łącznikowego.
KE poinformowała, że także Hiszpania zaoferowała kilkanaście pomp różnej
mocy, ale Polska nie przyjęła tej pomocy z uwagi na znaczną odległość
dzielącą oba kraje.
Od środy KE zapewnia, że jest gotowa pomóc Polsce w napisaniu wniosku o
wsparcie z unijnego Funduszu Solidarności, gdzie rocznie dla krajów
członkowskich dostępnych jest miliard euro na usuwanie szkód związanych z
klęskami żywiołowymi, takimi jak powodzie, pożary lasów, trzęsienia ziemi,
burze i susze. Zgodnie z regulaminem kraje mają 10 tygodni na złożenie
wniosku. Po jego przeanalizowaniu KE występuje z propozycją uruchomienia
środków do rządów państw członkowskich i Parlamentu Europejskiego, które
podejmują ostateczną decyzję. Polska nigdy jeszcze nie wystąpiła o wsparcie
z Funduszu Solidarności UE. Od jego powstania w 2002 r. środki pomocowe
zostały przyznane 33 razy.
Zdaniem przewodniczącego Parlamentu Europejskiego Jerzego Buzka, który
spotkał się w czwartek z komisarzem ds. polityki regionalnej Johannesem
Hahnem, nie będzie problemów z uzyskaniem przez Polskę środków z unijnego
Funduszu Solidarności na pomoc dla powodzian.
Konferencja Przewodniczących Grup Politycznych PE podjęła w czwartek decyzję,
że na następnej sesji parlamentu (16 czerwca) odbędzie się debata poświęcona
sytuacji powodziowej. Inicjatywę w sprawie debaty o powodzi w Polsce zgłosił
eurodeputowany PiS Tomasz Poręba. Szef największej frakcji chadeckiej Joseph
Daul opowiedział się za tym, by dotyczyła ona wszystkich dotkniętych krajów
Europy Środkowej i Wschodniej.
- Nasi węgierscy przyjaciele są w takiej sytuacji, co polscy - powiedział
Daul. - UE powinna okazać solidarność i zapewnić wsparcie wszystkim
dotkniętym krajom. Sytuacja w Europie Środkowej i Wschodniej jest krytyczna,
tysiące domów są pod wodą, a straty sięgają milionów euro i stale rosną -
skomentował.
(PAP)
Karta Polaka: na Wschodzie nikt nie szturmuje konsulatów
Dotychczas Kartę Polaka otrzymało blisko 32 tys. osób, zamieszkałych za
wschodnią granicą. Najwięcej wniosków wpływa do konsulatów we Lwowie,
Grodnie, Brześciu, Łucku, Mińsku, Wilnie i Kijowie - wynika z informacji
sejmowej Komisji ds. Łączności z Polakami za granicą.
Karta Polaka funkcjonuje w 15 krajach, powstałych po rozpadzie ZSRR.
Najwięcej wniosków wpływa do konsulatów na Ukrainie i Białorusi, na które
przypada 87% wszystkich wniosków. Blisko 40% Kart wydanych zostało
dotychczas przez konsulat we Lwowie.
Dotychczas zgłoszono ponad 47 tys. wniosków. Karty wydano 31884 osobom.
Odrzucono jedynie 172 wnioski. Na Ukrainie najwięcej wniosków wpłynęło do
konsulatów we Lwowie, Łucku i Kijowie, gdzie trafiło ponad 50% wszystkich
wniosków. Podjęto też decyzję o utworzeniu urzędu konsularnego w Winnicy.
Planowane jest otwarcie konsulatu w Sewastopolu.
Mniejsze niż planowano zainteresowanie Kartą Polaka jest w Rosji i w
Kazachstanie.
Konsulowie podają, że nie jest sprecyzowana procedura przyznawania Karty
Polaka osobom niepełnoletnim, także w przypadku gdy rodzice dziecka nie żyją
(ustawa wymaga zgody rodziców). Poza tym wymogiem koniecznym do uzyskania
Karty Polaka jest znajomość języka polskiego.
Karta Polaka przyznawana jest osobom polskiego pochodzenia w krajach za
wschodnią granicą, które nie uznają podwójnego obywatelstwa. Karta umożliwia
m.in. refundację wizy, dostęp do polskich szkół i uczelni oraz ułatwienia w
uzyskiwaniu stypendiów, a także podejmowanie pracy i prowadzenie
działalności gospodarczej w Polsce.
Osoby ubiegające się o Kartę Polaka muszą wykazać znajomość języka polskiego
i polskich zwyczajów. Muszą też wykazać polskie korzenie bądź przedstawić
zaświadczenie organizacji polonijnej o swej działalności na rzecz polskości.
(PAP)
Czwartek, 2010-05-20
Bundestag uchwalił ustawę o muzeum wysiedleń
Niemiecki Bundestag uchwalił w czwartek późnym wieczorem nowelizację
ustawy w sprawie utworzenia w Berlinie muzeum poświęconego wysiedleniom
Niemców. Nowela ta jest wynikiem kompromisu chadecko-liberalnej koalicji
ze Związkiem Wypędzonych (BdV).
Za przyjęciem ustawy głosowali posłowie frakcji tworzących koalicję
rządzącą: chadeckiego bloku CDU/CSU i liberalnej FDP. Przeciwko były
wszystkie partie opozycyjne: SPD, Zieloni oraz Lewica, które krytykowały
podczas debaty zwiększenie wpływu BdV we władzach przyszłego muzeum.
Wprowadzone zmiany przewidują m.in. rozszerzenie z 13 do 21 członków
rady fundacji "Ucieczka, Wypędzenie, Pojednanie", która stworzyć ma
berlińskie centrum muzealno-informacyjne na temat wysiedleń. Liczba
przedstawicieli BdV w tym gremium zostanie podwojona z trzech do sześciu.
Po dwóch członków rady zgłaszać mają Kościoły ewangelicki i katolicki
oraz Centralna Rada Żydów (dotychczas miały po jednym przedstawicielu).
Czterech członków rady nominuje Bundestag, a po jednym - MSZ, MSW i
pełnomocnik rządu ds. kultury i mediów.
Zmieni się również sposób powoływania rady, której nie będzie już
mianował rząd, lecz Bundestag - głosując en bloc na listę zgłoszonych
kandydatur.
Zwiększy się również rada naukowa fundacji - z obecnych dziewięciu do 15
członków.
O powołaniu niesamodzielnej fundacji "Ucieczka, Wypędzenie, Pojednanie"
Bundestag zdecydował w grudniu 2008 r., głosami rządzącej wówczas w
Niemczech wielkiej koalicji CDU/CSU i SPD.
Nad projektem przez wiele miesięcy ciążył jednak konflikt o kandydaturę
szefowej BdV Eriki Steinbach do rady fundacji. Ze względu na krytyczne
stanowisko Polski nominację tę blokowały najpierw SPD, a następnie nowy
partner koalicyjny chadeków - liberalna FDP.
Dopiero w lutym tego roku Erika Steinbach zrezygnowała z kandydowania do
rady fundacji "Ucieczka, Wypędzenie, Pojednanie" w zamian za
wprowadzenie do ustawy o fundacji zmian, zgodnych z postulatami BdV.
- Mamy nadzieję, że wraz z przyjęciem ustawy czas zadrażnień i sporów
się skończył - powiedział podczas debaty Bundestagu poseł bawarskiej CSU
Stephan Mayer. Jego zdaniem to Steinbach wyciągnęła rękę do porozumienia,
rezygnując z należnego jej - zdaniem Mayera - prawa do reprezentowania
swej organizacji we władzach przyszłego muzeum.
Polityk SPD Wolfgang Thierse skrytykował przygotowaną przez koalicyjne
partie nowelizację, jako "wynik szantażu" ze strony Związku Wypędzonych.
Jego zdaniem istnieje zagrożenie, że fundacja stanie się "przedłużonym
ramieniem BdV". - Wprowadzono kosmetyczne zmiany, by zwiększyć wpływ
Związku - mówił.
Thierse uważa, że projekt upamiętnienia wysiedleń Niemców ma szanse na
powodzenie tylko wówczas, jeśli nie będzie on projektem narodowym
Niemiec, lecz uwzględni perspektywę historyczną wschodnich sąsiadów.
- Historia Niemiec nie należy tylko do nas, Niemców, lecz jest sprawą
europejską - powiedział Thierse. Zaapelował o włączenie do rady naukowej
fundacji ekspertów o międzynarodowej renomie.
Posłanka Zielonych Tabea Roessner oceniła, że ustawa jest "kamuflażem" i
"zgniłym kompromisem", który ma na celu tylko usunięcie sporu w koalicji
chadeków i liberałów. "Świadczy to o słabości rządu Angeli Merkel" -
oceniła.
Zdaniem niemieckich komentatorów, nowelizacja ustawy w sprawie fundacji
"Ucieczka, Wypędzenie, Pojednanie" nie kończy sporów na jej temat.
Kontrowersje wzbudzi zapewne kształt wystawy w przyszłym muzeum.
Merytoryczny spór ujawnił się już jesienią zeszłego roku, gdy z rady
naukowej fundacji wystąpił jedyny zasiadający w niej polski historyk
Tomasz Szarota. Wiosną zaś uczyniła to czeska naukowiec Kristina
Kaiserova, a po niej niemiecka publicystka Helga Hirsch.
Bojkotem inicjatywy zagroził również przedstawiciel Centralnej Rady
Żydów Salomon Korn, ostrzegając przed próbą ukazania wysiedleń Niemców w
oderwaniu od II wojny światowej i zbrodni nazistowskich.
Aby zakończyć spekulacje na temat treści ekspozycji w przyszłym muzeum,
zdecydowano, że najpóźniej do jesieni tego roku powstanie szkic wystawy.
Pracuje nad nim obecnie dyrektor fundacji "Ucieczka, Wypędzenie,
Pojednanie" prof. Manfred Kittel.
W ocenie pełnomocnika niemieckiego rządu ds. kultury i mediów Bernda
Neumanna muzeum nie powstanie wcześniej niż za trzy lata. Najbardziej
czasochłonne będą remont i dostosowanie pomieszczeń w przeznaczonym na
placówkę budynku Deutschlandhaus niedaleko Placu Poczdamskiego w
Berlinie.
Lutowy kompromis koalicji z BdV przewiduje, że zwiększona zostanie
powierzchnia przyszłej placówki - z przewidywanych obecnie 2252 metrów
kw. do 3000 metrów kw. Zgodzono się też na postulat BdV, by fundacja
zajęła się digitalizacją i udostępnieniem opinii publicznej dokumentów i
danych przechowywanych w archiwum funduszu rekompensat dla wysiedlonych
w Bayreuth.
(PAP)
Obama: USA będą dążyć do nowych sankcji wobec Iranu
Prezydent USA Barack Obama oświadczył, że Stany Zjednoczone będą dążyć
do uchwalenia przez ONZ nowych sankcji przeciwko Iranowi, bowiem
ostatnie działania Teheranu "nie budują zaufania".
W rozmowie telefonicznej z premierem Turcji Tayyipem Erdoganem Obama
podkreślił, że społeczność międzynarodowa wciąż ma fundamentalne
zastrzeżenia wobec irańskiego programu nuklearnego.
Niedawno Turcja i Brazylia zawarły porozumienie o dostawach paliwa
nuklearnego do Iranu.
We wtorek administracja Obamy opublikowała projekt rezolucji, uzgodniony
przez wszystkich pięciu stałych członków Rady Bezpieczeństwa ONZ, w tym
także przez Chiny i Rosję, wzywającej do nowych sankcji przeciwko
Iranowi.
(PAP)
.
|