Środa, 2010-07-21
Lek na raka okazał się skuteczny, są jednak
skutki uboczne
Nowe badania budzącego kontrowersje leku na raka firmy La Roche nie wykazały
większych odchyleń od normy, którą były wcześniejsze badania. Stosunkowo
wysoka skuteczność Avastinu jest okupiona skutkami ubocznymi, które
zniechęciły wielu lekarzy do jego przepisywania.
(REUTERS)
Do 2014 roku NATO powinno wycofać się z Afganistanu
Afgańskie siły powinny w roku 2014 całkowicie przejąć odpowiedzialność za
bezpieczeństwo w kraju - to najważniejsze z ustaleń międzynarodowej
konferencji na temat odbudowy Afganistanu. Oznacza to, że wojska NATO
powinny w 2014 roku wycofać się z Afganistanu.
W spotkaniu w Kabulu wzięli udział przedstawiciele 70 państw. Do afgańskiej
stolicy przyjechali między innymi szefowie dyplomacji Stanów Zjednoczonych,
Niemiec i Francji, a także sekretarz generalny ONZ. Polskę reprezentował
szef MSZ Radosław Sikorski.
Dziennikarzom w Kabulu powiedział, że polski kontyngent zostanie zmniejszony
już w 2012 roku. - Wykorzystamy najbliższe 2 lata do wyszkolenia afgańskiego
wojska i policji. Współpracujemy politycznie z gubernatorem Ghazni. Jeśli
jemu uda się wytrzebić korupcję i zaprosić do współpracy w ramach
konstytucyjnego porządku tych, którzy do tej pory z legalnymi władzami
walczyli, to będziemy mogli się wycofać z Afganistanu po dobrze wykonanym
zadaniu - dodał szef MSZ.
Radosław Sikorski podkreślił, że rok 2012 nie będzie jednak końcem naszej
misji w Afganistanie. - Chcielibyśmy pod koniec 2012 roku naszą brygadę
wycofać i ewentualnie wspierać Afgańczyków w innej formie - poprzez
szkolenie sił bezpieczeństwa, a także kadr urzędniczych i tak jak do tej
pory, realizację projektów rozwojowych - powiedział Sikorski.
Uczestnicy spotkania poparli także plan prezydenta Afganistanu, by
przeciągnąć na stronę rządu część talibów i zobowiązali Hamida Karzaja do
skuteczniejszej walki z handlem opium. W czasie konferencji ustalono też, że
połowa pieniędzy, jaką społeczność międzynarodowa przekazuje na odbudowę
Afganistanu, będzie przechodzić przez afgański rząd. Do tej pory tą drogą
szło 20% pieniędzy pomocowych. Zwiększenia domagał się prezydent Hamid
Karzaj, który argumentował, że zbyt wiele pieniędzy jest marnotrawionych.
(IAR)
Grożą śmiercią królowej - będzie miała specjalną ochronę
Belgia obchodzi święto narodowe, którego kulminacyjnym punktem jest defilada
wojskowa przed pałacem królewskim w Brukseli. Pod szczególną ochroną służb
bezpieczeństwa jest królowa-wdowa Fabiola, która ponownie stała się obiektem
pogróżek.
Według prasy, policja bierze na serio groźby, jakie nadeszły pod jej adresem
do pałacu królewskiego w okolicach 1 lipca. Ma chodzić o kartkę pocztową, na
której figuruje trumna i ostrzeżenie, że 82-letniej królowej, wdowie po
poprzednim królu Baldwinie, zostało tylko 21 dni życia. Pałac królewski nie
potwierdza istnienia tej przesyłki, ograniczając się do zapewnień, że w
sprawie bezpieczeństwa Fabioli resort spraw wewnętrznych przedsięwziął
szczególne środki.
W ciągu ostatnich lat Fabiola dostała co najmniej cztery takie pogróżki.
Mimo to zachowała pogodę ducha, a na defiladzie rok temu postanowiła zakpić
z autorów, pozując na trybunie z jabłkiem w ręku - co miało być aluzją do
historii o szwajcarskim bohaterze Wilhelmie Tellu. Według belgijskich mediów,
w tym roku policja poprosiła Fabiolę, by nie prowokowała w podobny sposób
potencjalnych zamachowców. Tym bardziej, że królowa stanowczo odmówiła
noszenia pod ubraniem choćby najbardziej dyskretnej kamizelki kuloodpornej.
Według dziennika "La Derniere Heure" prokuratura bada obecnie co najmniej
dwie groźby pod adresem Fabioli. W zeszłym roku śledztwo nie doprowadziło do
zatrzymania autorów pogróżek - dwie zatrzymane w tej sprawie osoby zostały
po przesłuchaniach zwolnione z braku dowodów.
W tym roku tematem przewodnim defilady, którą odbiera szwagier Fabioli, król
Belgów Albert II wraz z rodziną, w obecności rządu i korpusu dyplomatycznego,
jest belgijska prezydencja w UE. Dla Belgów tymczasem święto narodowe 21
lipca (upamiętniające złożenie przysięgi na konstytucję przez pierwszego
króla Leopolda w 1831 r.) jest co roku okazją do poznania listy nowych
osobistości, którym król nadał tytuły szlacheckie. W tym roku wyjątkowo
nowej szlachty brak - z powodu dymisji rządu premiera Yvesa Leterme'a, który
zajmuje się wyłączenie sprawami bieżącymi, listy nie można było zatwierdzić.
Dziennik "La Libre Belgique" ironizował, że szlachectwo w Belgii do spraw
bieżących nie należy. Przy okazji ujawnił, że zainteresowani muszą słono
płacić za uzyskany tytuł. Co prawda wieloetapowa procedura najpierw w
Komisji a potem Radzie ds. Szlachectwa jest bezpłatna, ale sam dyplom,
stworzony na zamówienie przez artystę, kosztuje ok. 3 tys. euro. Zaś rodzaj
"wpisowego" do odpowiednich rejestrów to co najmniej 750 euro. Mimo to,
chętnych oczywiście nie brakuje.
Poza defiladą i poranną uroczystą mszą w brukselskiej katedrze z
odśpiewaniem hymnu "Te Deum" ("Ciebie, Boga, wysławiamy") święto narodowe ma
w Belgii przede wszystkim charakter zabawy i rodzinnego pikniku. Już we
wtorek wieczorem w Brukseli odbył się tradycyjny "bal ludowy" z udziałem 15
tys. osób. W środę festyny i koncerty będą trwały w Brukseli do wieczora.
(PAP)
Prezydent Rosji uderza w opozycję
Wysokie grzywny za brak posłuszeństwa, aresztowania i więzienie obywateli
bez wyroku sądowego - takie uprawnienia zyskała rosyjska Federalna Służba
Bezpieczeństwa. Wszystko na wniosek prezydenta i za zgodą parlamentu.
Batalia o rozszerzenie uprawnień FSB rozpoczęła się kilka tygodni temu.
Uchwalenia specjalnej ustawy w tej sprawie domagał się zresztą sam prezydent
Dmitrij Miedwiediew. W piątek przegłosowała ją Duma Państwowa. Za ustawą
opowiedziało się 354 deputowanych. Jedynie 96 było przeciw. Nie powinno to
jednak dziwić, skoro dominującą partią w Dumie jest Jedna Rosja premiera
Władimira Putina.
Wczoraj podobną decyzję podjęła niemal jednogłośnie Rada Federacji, wyższa
izba parlamentu rosyjskiego. Przeciwko był tylko przewodniczący Siergiej
Mironow. Jak potem tłumaczył, obawiał się, że ustawa pozwala FSB na zbyt
dowolne działania. Teraz jednak, aby przepisy weszły w życie, potrzeba już
tylko podpisu Miedwiediewa.
Zwolennicy zmian przekonują, że ustawa będzie zapobiegać przestępstwom i
odstraszać potencjalnych zbrodniarzy. Jej przeciwnicy twierdzą jednak, że
narusza ona prawa człowieka i jest krokiem w stronę totalitaryzmu. Nowe
przepisy pozwalają bowiem FSB wezwać i ostrzec osoby podejrzewane o to, że "stwarzają
warunki lub tworzą przyczyny do popełnienia przestępstwa". W praktyce znaczy
to, że FSB będzie mogło przesłuchiwać każdego Rosjanina w związku z
przestępstwami, których jeszcze nie popełnił. Obywatelom, którzy nie
podporządkują się woli pracownika FSB, grozi natomiast grzywna od 500 do 50
tys. rubli . FSB będzie mogła również, bez wyroku sądowego, a nawet bez
postawienia zarzutów, zatrzymać i aresztować podejrzanych nawet na 15 dni.
Już sam projekt zmian rozszerzających uprawnienia FSB budził wiele
kontrowersji. W trakcie piątkowego posiedzenia Dumy Państwowej przed
budynkiem parlamentu protestowali w działacze opozycyjnej partii Jabłko.
Teraz kolejnymi protestami grozi nie tylko opozycja, ale także organizacje
broniące praw człowieka (m.in. Memoriał), które - jak same wyjaśniają -
obawiają się głównie zalegalizowania procederu przetrzymywania ludzi w
areszcie bez nakazu sądu. Niepokój wzbudza również zagrożenie dla wolności
słowa i gromadzenia się obywateli. Ustawa forsowana przez Miedwiediewa
będzie bowiem pozwalała skutecznie udaremniać przeprowadzanie demonstracji i
protestów. - Będziemy walczyć przeciwko tej ustawie, która narusza nasze
konstytucyjne prawa - deklaruje szefowa Moskiewskiej Grupy Helsińskiej
82-letnia Ludmiła Aleksiejewa. - Te przepisy to cios w społeczeństwo
obywatelskie, to powrót do najgorszych praktyk ZSRR - dodaje Lew Ponomariow,
lider Ruchu na rzecz Praw Człowieka.
Również zdaniem rosyjskich politologów takie zmiany w prawie mogą przynieść
więcej szkody niż pożytku. - Parlament wspólnie z prezydentem ustanowili
kolejny mechanizm umożliwiający zatrzymywanie działaczy opozycji i
niezależnych dziennikarzy - mówią. Co jeszcze ważniejsze, to stanowisko
podzielają też sami politycy. Jak powiedział Polskiej Agencji Prasowej były
wicepremier Rosji, opozycyjny liberał Borys Niemcow, ustawa jest skierowana
przeciwko opozycji. - To jest drakońskie prawo, które nie ma precedensu w
świecie i kojarzy się z naszą represyjną przeszłością - ocenił.
Federalna Służba Bezpieczeństwa to państwowe siły specjalne działające w
Rosji od 1995 r. Powszechnie uważa się ją za bezpośrednią następczynię KGB i
NKWD. Tyle że dotąd miała ona dużo mniejsze od totalitarnych służb
kompetencje. FSB z główną siedzibą na placu Łubiańskim (w budynku dawnego
KGB) zajmowała się głównie zapewnieniem bezpieczeństwa wewnętrznego Rosji,
działalnością kontrwywiadowczą, antyterrorystyczną oraz walką z przemytem
narkotyków. Funkcjonariusze FSB współpracowali też z GRU i specnazem, w
Czeczenii, Osetii Południowej i Abchazji.
Artykul polecany: Armia prywatnych szpiegów działa na zlecenie rządu USA.
(Polska)
Wtorek, 2010-07-20
Powstał żel, który ochroni przed HIV
Czy to będzie przełom w badaniach nad profilaktyką wirusa HIV? Naukowcy
opracowali specjalny żel, który uchroni kobiety przed zakażeniem. Dzięki
temu, ich zdrowie nie będzie już zależało od tego, czy mężczyzna użyje
prezerwatywy w trakcie stosunku seksualnego.
Badania nad żelem były prowadzone w centrum badawczym Uniwersytetu w KwaZulu
w Południowej Afryce.
Rewolucyjny żel zawiera stosowany w terapii HIV/AIDS lek antyretrowirusowy –
tenofovir. Naukowcy przebadali 900 kobiet z RPA. Przez kilka lat kobiety
stosowały specjalny specyfik. Okazało się, ze aplikowanie żelu przed każdym
stosunkiem o połowę obniża ryzyko zakażenia. Zdaniem naukowców, przy
regularnym, codziennym stosowaniu specyfiku wskaźnik może być jeszcze wyższy.
Dostęp do żelu jest jeszcze ograniczony, ale kobiety zapowiedziały, że będą
chciały go używać.
Według statystyk, mieszkańcy Krajów Trzeciego Świata są najbardziej
zagrożeni zarażeniem wirusem HIV - 60% zakażonych to kobiety.
(guardian.co.uk)
ONZ ustalił: 18 lipca to dzień Nelsona Mandeli
Były prezydent RPA, Nelson Mandela obchodził 92. urodziny. Podczas
prywatnego przyjęcia towarzyszyła mu najbliższa rodzina - w tym
kilkanaścioro wnucząt i prawnucząt. Podczas oficjalnej uroczystości, która
odbyła się w rodzinnej wiosce byłego prezydenta poinformowano, że 18 lipca
został ustanowiony przez ONZ Dniem Nelsona Mandeli.
(REUTERS)
Nowe ustalenia rosyjskiej komisji ws. katastrofy
Warunki atmosferyczne na lotnisku w Smoleńsku nie spełniały 10 kwietnia
wymogów lądowania - poinformował Międzypaństwowy Komitet Lotniczy (MAK) w
Moskwie, który bada okoliczności katastrofy polskiego samolotu
prezydenckiego Tu-154M. Komitet dodał, że wylatując z Warszawy załoga nie
miała danych meteorologicznych, podobnie jak trzy dni wcześniej, kiedy do
Smoleńska leciał premier Donald Tusk.
- Siły Powietrzne - jak powiedział ich rzecznik ppłk Robert Kupracz -
wstrzymują się z komentarzami ws. katastrofy, do czasu zbadania wszystkich
jej okoliczności. Z informacji przekazywanych przez wojsko krótko po
katastrofie wynika, że prognoza pogody przed wylotem pokazywała, że są
zachowane warunki do realizacji zadania.
Wskazywano wówczas, że lotnisko w Smoleńsku nie jest objęte międzynarodowym
system zbierania - co godzinę - depesz z lotniskowych biur meteorologicznych,
a w takich sytuacjach dane meteo są przesyłane co trzy godziny z innych
ośrodków. W przypadku Smoleńska, feralnego dnia, dane o pogodzie o godz. 8
zostały wprowadzone przez stację meteorologiczną oddaloną od lotniska o ok.
10 km.
Po zakończeniu analizy warunków atmosferycznych i stopnia poinformowania
załogi Tu-154M o pogodzie komitet podał, że załoga była terminowo
informowana o trudnych warunkach meteorologicznych, w których podchodzono do
lądowania.
Według MAK, o godz. 10.41 warunki atmosferyczne były następujące: "wiatr
przy gruncie 110-130 stopni, prędkość wiatru 2 m/s, widoczność 300-500 m,
mgła, zachmurzenie 10 stopni warstwowe, dolna granica 40-50 m, temperatura:
plus 1 - plus 2 stopnie C". "Warunki atmosferyczne na lotnisku w Smoleńsku (Siewiernyj)
nie spełniały wymogów lądowania, o czym załoga była niejednokrotnie
uprzedzana przez organy kierowania ruchem powietrznym oraz polską załogę
samolotu Jak-40, lądującą na lotnisku w Smoleńsku wcześniej" - czytamy.
Jak podkreśla komisja, "organizacja obserwacji meteorologicznych na lotnisku
w Smoleńsku (Siewiernyj) pozwoliła terminowo informować załogę o pogarszaniu
się warunków meteorologicznych". Jednocześnie MAK pisze, że "wylot samolotu
z Warszawy nastąpił bez znajomości prognozy i stanu faktycznego pogody na
lotnisku docelowym". "Wspomnianych dokumentów załoga nie otrzymała" -
napisano w informacji MAK. Jak pisze komisja, "niedociągnięcia polegające na
braku danych meteorologicznych na lotnisku docelowym występowały także przy
lotach z Warszawy 07.04.2010". Tego dnia do Smoleńska leciał premier Donald
Tusk.
Komisja zwraca też uwagę, że pogoda na lotniskach w Mińsku i Moskwie
pozwalała 10 kwietnia na bezpieczne lądowanie. MAK kończy swój komunikat
informacją, że trwa analiza materiałów z otrzymanego od firmy producenckiej
(z USA) końcowego sprawozdania na temat oceny informacji zapisanych przez
pokładowy system ostrzegania przed zderzeniem z ziemią TAWS oraz pokładowe
komputery FMS w samolocie.
(PAP)
"Wywiad USA rozrósł się, ale czy jest skuteczny?"
Amerykańskie tajne służby rozrosły się do niespotykanych dotąd rozmiarów -
uważa Dana Priest, dziennikarka śledcza "Washington Post". Dziennik ten
opublikował pierwszy z serii raportów "Top secret America" dotyczący tajnego
rządowego programu, który USA stworzyły do walki z terroryzmem po zamachach
z 11 września 2001 roku w Nowym Jorku.
Z opublikowanych danych wynika, że 1271 rządowych agencji wspólnie z 1931
prywatnymi firmami działa w 10 tys. placówek na terenie całych Stanów
Zjednoczonych. Dostęp do najbardziej tajnych informacji ma 854 tys. osób,
czyli 1,5 razy tyle, ile mieszka w amerykańskiej stolicy.
- Zajęliśmy się ściśle tajnym programem tylko dlatego, że po tym jak
zaczęliśmy się przyglądać pracy służb wywiadowczych na niższym poziomie,
określanym jako "poufny", liczba zaangażowanych firm prywatnych była
praktycznie nie do ogarnięcia - powiedziała w wywiadzie dla telewizji NBC
Dana Priest. Dodała, że do poufnych informacji ma dostęp 250 tys. prywatnych
kontraktorów.
Od czasów zamachów z 2001 r. tylko w Waszyngtonie i okolicach powstały 33
budynki, które zajmują pracownicy agencji wywiadowczych. Autorzy pierwszego
z raportów, który ukazał się w "Washington Post" podkreślają, że stworzono
olbrzymich rozmiarów administrację, której skuteczność trudno ocenić.
W dodatku wiele agencji do walki terroryzmem zajmuje się tym samym. Na
przykład 51 agencji federalnych i wojskowych w 15 amerykańskich miastach
prowadzi raporty dotyczące finansowania organizacji terrorystycznych.
Wiele zatrudnionych osób pracujących w amerykańskich służb wywiadowczych nie
ma do tego odpowiednich kwalifikacji."W momencie zatrudniania typowy
analityk wie bardzo niewiele na temat najważniejszych dla wywiadu państw -
Iraku, Iranu, Afganistanu i Pakistanu - i nie włada ich językami" - czytamy
w raporcie "Washington Post".
Budżet wszystkich amerykańskich agencji wywiadowczych szacowany jest w
bieżącym roku na ponad 75 mld dol. Dla porównania - w 2007 r. oceniany był
na 40 mld dol., a w 1997 roku wynosił 26,6 mld dolarów.
Fala krytyki spadła na amerykańskie agencje wywiadowcze po tym, jak doszło
do kilku groźnych incydentów terrorystycznych; strzelaniny w bazie wojskowej
Fort Hood w listopadzie 2009 r., próby zamachu w samolocie do Detroit w
grudniu ub. roku i próby ataku bombowego na Times Square w Nowym Jorku w
maju bieżącego roku.
Prezydent USA Barack Obama odwołał krajowego dyrektora wywiadu Dennisa
Blaira i mianował na to stanowisko emerytowanego generała Jamesa Clappera.
Joanna Trzos (PAP)
Poniedziaek, 2010-07-19
Katastrofa ekologiczna w USA
pochłonęła już 4 mld dolarów
Koncern BP poinformował w poniedziałek, że wyciek ropy do Zatoki
Meksykańskiej kosztował już firmę 3,95 mld USD, co obejmuje powstrzymanie
wycieku, oczyszczanie wód zatoki oraz odszkodowania przekazane mieszkańcom
nadbrzeżnych stanów i władzom federalnym.
Jak podało BP w komunikacie, do tej pory rozpatrzono ponad 67,5 tys.
indywidualnych wniosków odszkodowawczych na sumę 207 milionów dolarów.
Łącznie do firmy wpłynęło 116 tys. roszczeń.
Koncern przypomniał, że zgodził się na utworzenie funduszu wysokości 20 mld
dolarów, z którego wypłacane będą odszkodowania dla ofiar katastrofy na
południowych wybrzeżach USA. Na sumę tę złożą się po części dywidenda,
odebrana akcjonariuszom do końca br., cięcia wydatków oraz sprzedaż aktywów.
Zdaniem BP, jest na razie za wcześnie, aby określić ostateczną sumę
odszkodowań, a także całkowity koszt wycieku ropy.
Przed miesiącem brytyjskie media podały, że BP chce zebrać 50 mld USD, by
mieć pewność, że sprosta kosztom usuwania skutków wycieku ropy w Zatoce
Meksykańskiej i odzyska zaufanie rynków. 10 mld USD z tej sumy pochodziłoby
z emisji obligacji, 20 mld USD z bankowych pożyczek, a pozostałe 20 mld USD
ze sprzedaży części majątku.
Jak poinformowały w niedzielę amerykańskie władze, specjaliści monitorujący
miejsce uszkodzonego odwiertu odkryli nowy wyciek ropy. Admirał Thad Allen,
nadzorujący z ramienia rządu USA operację w zatoce, zażądał od BP
natychmiastowego raportu o aktualnej sytuacji i sugerował, że nie wierzy, by
BP udało się rzeczywiście zahamować wyciek, o czym od piątku zapewniali
szefowie koncernu. Tymczasem rzecznik naftowego giganta powiedział w
telewizji CNN, że nic nie wie o nowym wycieku.
Wyciek ropy z odwiertu pod dnem Zatoki Meksykańskiej to największa w
historii USA katastrofa ekologiczna.
(PAP)
Z okazji rocznicy Amerykanie oddali zagrabione skarby
Amerykański ambasador przekazał kambodżańskiemu Muzeum Narodowemu siedem
niezwykle cennych zabytków. Symboliczny gest towarzyszył obchodom 60.
rocznicy nawiązania stosunków dyplomatycznych między USA a Kambodżą.
(REUTERS)
Izrael kończy próby nowego systemu antyrakietowego
Izraelski system zdolny zestrzeliwać pociski rakietowe bliskiego zasięgu
przeszedł końcowe próby i zostanie w listopadzie zainstalowany w pobliżu
granic Izraela - poinformowało izraelskie ministerstwo obrony.
Prezydent USA Barack Obama zwrócił się w maju do Kongresu o 205 mln dolarów
na wsparcie konstruowania Żelaznej Kopuły do przechwytywania rakiet
bliskiego zasięgu w rodzaju tych, których używają bojownicy palestyńscy w
Strefie Gazy i libański Hezbollah.
Według izraelskiego ministerstwa obrony, w trakcie niedawnych prób system
poradził sobie z unieszkodliwieniem salwy kilku rakiet. Szef resortu Ehud
Barak twierdzi, że Żelazna Kopuła może być gwarancją bezpieczeństwa
Izraelczyków na wypadek wycofania się z okupowanego Zachodniego Brzegu
Jordanu w ramach porozumienia pokojowego z Palestyńczykami.
Jak oświadczył w ubiegłym tygodniu wyższy przedstawiciel Departamentu Stanu
USA Andrew Shapiro, poparcie Stanów Zjednoczonych dla Żelaznej Kopuły "zapewni
Izraelowi potencjał i zaufanie, jakiego potrzebuje do podjęcia trudnych
decyzji przed zawarciem trwałego pokoju".
Wyprodukowana przez państwową firmę zbrojeniową Rafael Advanced Defence
Systems Żelazna Kopuła wykorzystuje naprowadzane radarem pociski kierowane
do zestrzeliwania rakiet typu Katiusza oraz pocisków moździerzowych na
dystansach od 5 do 70 kilometrów. Jej opracowanie przyspieszyły walki z
Hezbollahem w Libanie w 2006 roku oraz akcja przeciwko Hamasowi w Strefie
Gazy półtora roku temu, gdy praktycznie nie było środków obrony dla
izraelskich miast, znajdujących się w strefie rażenia rakiet przeciwnika.
Udostępnione przez ministerstwo obrony nagranie wideo pokazuje, jak rakiety
Żelaznej Kopuły omijają pociski błądzące, kierując się wyłącznie ku tym,
które mogłyby trafić w rejony zamieszkane. Dwa ruchome zestawy antyrakietowe
tego typu osiągną gotowość bojową w listopadzie.
Żelazna Kopuła ma stanowić najniższy poziom izraelskiej obrony
przeciwrakietowej, sięgającej aż do współfinansowanego przez USA systemu
Strzała (Arrow), który przechwytuje pociski balistyczne ponad atmosferą
ziemską.
(PAP)