Polonia Winnipegu
 Numer 93

     24 września 2009      Archiwa Home Kontakt

Wydawca


Bogdan Fiedur
Bogdan Fiedur
 

 

zapisz Się Na Naszą listę


Proszę kliknąć na ten link aby dotrzeć do formularza gdzie można zapisać się na listę dystrybucyjną i w przyszłości otrzymywać biuletyn bezpośrednio od nas.

Aby zapisać się szybko bez wypełniania formularza, proszę wysłać E-mail bez żadnego tekstu poprzez kliknięcie tego linku.

 

 

Przyłącz się

Jeśli masz jakieś informacje dotyczące polskich wydarzeń i chciałbyś albo chciałabyś podzielić się nimi z naszymi czytelnikami, to prześlij je do nas. Mile widziane są wywiady, felietony, zdjęcia i poezja. Proszę informować nas o wszystkich wydarzeniach polonijnych.

 

 

Promuj polonię

Każdy z nas może się przyczynić do promowania Polonii w Winnipegu w bardzo prosty sposób.  Mój apel jest aby dodać dwie linie do waszej stopki (signature) aby zacząć promować Polonijne wydarzenia w Winnipegu kiedykolwiek wysyłamy maila.

Tutaj są instrukcj
e jak dodać stopkę używając Outlook Express.

Kli
knij Tools-->Options --> Signatures

Zaznacz poprzez kliknięcie
Checkbox gdzie pisze

Add signature to all outgoing messages


W pole gdzie jest napisane Edit Signature proszę wpisać.

Polonijny link Winnipegu
http://www.polishwinnipeg.com

albo

Polish Link for Winnipeg
http://www.polishwinnipeg.com


Po tym kliknij Apply

I to wszystko. Od tej pory będziemy promować polskie wydarzanie w Winnipegu automatycznie kiedy wyślemy maila do kogoś. Wszystkie programy mailowe mają taką opcję tzw. signature i sposób jej dodania będzie bardzo podobny do tego co opisałem dla Outlook Express

Polonijny Biuletyn Informacyjny w Winnipegu

O` Canado! czyli zmagania lekarza emigranta książka doktora
Jerzego Pawlaka.

INDEX

O`KANADO! CZYLI ZMAGANIA LEKARZA EMIGRANTA

Zaczynam wracać do przeszłości i mogłoby się wydawać, że wspomnienia się
wyczerpują. Tak naprawdę to jest ich bardzo wiele, choć prawdę mówiąc to dość ciężko
mi rozpocząć te następne.
Ponownie czarne burzowe chmury pojawiły się nad moją kliniką, a konkretnie nad
moją głową. Któregoś dnia przywieziono na wózku młodą kobietę, która wielokrotnie
przed tym zgłaszała się do kliniki z różnymi problemami. Z trudnością poruszała się
i weszła do pokoju lekarskiego do połowy zgięta. Nie była w stanie usiąść, jedynie utrzymywała pozycję zgiętą w tułowiu, opierając się o stół egzaminacyjny. Skarżyła się
na bardzo silne bóle lewego pośladka oraz trudności w staniu czy chodzeniu. Podawała
również, że kilka dni temu z powodu tych bólów udała się do szpitala, gdzie leczono
ją na silnie zaawansowany artretyzm w lewym stawie krzyżowo-biodrowym. Prosiła
o wypisanie środków przeciwbólowych, które właśnie jej się skończyły. Niezwłocznie
przystąpiłem do jej badania i stwierdziłem, że istotnie cała okolica stawu krzyżowobiodrowego jest niezwykle bolesna uciskowo. Postanowiłem zastosować blokadę
tej okolicy i oczywiście przepisałem środek przeciwbólowy oraz przeciwartretyczny
zwany arthrotec. Pacjentka została odwieziona do domu na wózku przez matkę, a ja
w jakiś sposób zadowolony, że ulżyłem jej bólom udałem się jak zwykle po ciężkim
dniu do domu.
W dwa dni później kiedy przybyłem do pracy zobaczyłem faks przesłany do mnie
ze szpitala ginekologiczno-położniczego, w którym informowano mnie, że pacjentka
doznała poronienia cztero i półmiesięcznej ciąży, którego przyczyną był zapisany
przeze mnie lek arthrotec. W kilka dni po otrzymaniu tego faksu tak jak można było się
spodziewać przyszedł list opatrzony pieczęcią

„CONFIDENTIAL”

Doskonale wiedziałem co on zawierał, ale mimo wszystko otwierałem ten list
bardzo szybko. Moja instytucja kontrolująca domagała się pełnych wyjaśnień z mojej strony
dotyczących tego przypadku. W międzyczasie otrzymałem następny list ze szpitala
z którego dowiedziałem się, że przyczyną jej wcześniejszego tam przyjęcia był urazy
brzucha i lewej strony miednicy, które nastąpiły na skutek kilku kopnięć w tę okolicę,
zadanych przez jej znajomego po sprzeczce ulicznej.

Podejrzewano nawet pęknięcie kości krzyżowej oraz zagrożenie poronienia. Do
poronienia jednak nie doszło, a zdjęcia rentgenowskiego nie wykonano ponieważ
pacjentka była w ciąży. List ten nie uspokoił mnie jednak i postanowiłem w trybie
doraźnym skontaktować się z adwokatem.

Adwokatem okazała się miła, młoda kobieta, która widząc mój niepokój starała
się mnie uspokoić tłumacząc, że taka sprawa może zdarzyć się każdemu ponieważ
jesteśmy tylko ludźmi. Oczywiście napisaliśmy ten list wspólnie. Faktem było, że lek
ten przepisałem a pacjentka go zażyła i według ginekologa ta jedna zażyta tabletka
była powodem jej poronienia. Nie mogłem zrozumieć również tego, że pacjentka nie
otrzymała informacji o leku od farmaceuty, czy też nie przeczytała na pojemniku,
w którym znajdował się lek, że zabronione jest jego używanie w ciąży. Jednak te fakty
nie miały już teraz żadnego znaczenia dla mnie. Wiedziałem, że oczekiwać będę bardzo
długo na zakończenie tej sprawy, bo nabyłem już trochę doświadczenia z podobnymi
sprawami w tym kraju. Oczekiwanie przerażało mnie zwłaszcza, że w pierwszych
paru dniach po tym zajściu przestałem w ogóle sypiać. Nie pomagały zażywane środki nasenne i natrętne myśli ciągle nurtowały moją głowę.
Mimo tego starałem się pracować, nie wyobrażałem sobie, że mogę teraz zaniechać
pracy i pogrążyć się w tych strasznych rozmyślaniach poczucia winy za zniszczenie
istnienia ludzkiego. Pierwszy tydzień był koszmarny i poczułem się jeszcze gorzej kiedy
pewnego dnia zobaczyłem moją pacjentkę w klinice. Siedziała na wózku inwalidzkim
i oświadczyła mi, że teraz po poronieniu zrobiono jej zdjęcie i kość krzyżowa jest
pęknięta. Prosiła o środki przeciwbólowe i nasenne. Oświadczyła mi też, że ma czworo
dzieci, ale to ostatnie jest dla niej żałosną stratą. Była młodą 24-letnią Indianką. Dzieci
zostały jej odebrane, bo miała problemy z alkoholizmem oraz pobierała nadmiar leków
uspakajających oraz nasennych. Nie wiedziałem jak się mam zachować w takiej sytuacji
i jak prowadzić tę niezręczną rozmowę. Nie była wrogo ustosunkowana do mnie,
a przecież chyba została poinformowana o leku, który ja przepisałem i który wywołał
to poronienie. Pojawiła się jeszcze kilkakrotnie w klinice, za każdym razem prosząc
o to samo. Każda jej wizyta pogarszała mój stan psychiczny. Stroniłem od towarzystwa
i chyba zacząłem spożywać więcej alkoholu przy jakichkolwiek spotkaniach. Wypijany
alkohol przez moment blokował natrętne myśli, a czasami pozwalał na sen.

Pamiętam jak kiedyś z przyjaciółmi spotkaliśmy się nad jeziorem, był piękny
słoneczny dzień a ja kilkoma kieliszkami wina próbowałem jak najszybciej zablokować
koszmary. Po tym wybrałem się pływać i kiedy byłem już dość daleko od brzegu,
postanowiłem ukarać sam siebie i więcej do tego brzegu nie powrócić.

Płakałem, bo trochę mi mimo wszystko tego życia i ludzi tam pozostawionych było
żal. Jednak w tym momencie wydawało mi się, że jest to najwłaściwsza droga. Jakby
na przekór wszystkiemu wzmogła się fala podążająca od środka jeziora i utrudniająca
moje pływanie. W pewnym momencie duża silna fala zalała moją głowę. Nie byłem na
nią przygotowany i zacząłem się krztusić, co w jakiś sposób przywróciło mi zdrowy
rozsądek i zmieniło mój punkt widzenia na moje życie. Zawróciłem i słaniając się na
nogach wyszedłem na brzeg.

Kto ma sumienie ten cierpi napisał Dostojewski. A może cierpiący stają się lepsi
w swoim dalszym życiu, przekonam się na własnym przykładzie.

W trzy miesiące później otrzymałem odpowiedź na moje wyjaśnienia, które okazały
się w pełni wystarczające aby sprawa została zamknięta.

Ucieszyło mnie to bardzo mimo wszystko po latach mogę stwierdzić, że ta rana
zagoiła się wprawdzie, ale pozostawiła dość duża bliznę w mojej lekarskiej psychice.
No cóż w takiej sytuacji nie pozostało mi nic innego jak kontynuować swoją pracę
mając jednocześnie nadzieję, że nic podobnego mi się już więcej nie przytrafi . Choć
w tym nowoczesnym kraju zwanym Kanadą wszystko może się zdarzyć. Pacjenci
chodzą od lekarza do lekarza wymuszając na nim swoje żądania. My z kolei jako
lekarze nie mamy żadnej nad tym kontroli. Od lat dyskutuje się nad wprowadzeniem plastikowych kart indywidualnych dla pacjentów, które umożliwiłyby lekarzom wgląd
w pełną historię choroby pacjenta i jego aktualnego leczenia. Niestety ciągle są to tylko
rozmowy i plany, a głównie zachodzi obawa aby te wiadomości nie dostały się do firm
ubezpieczeniowych, które tylko na tak smakowite” kęsy” czekają. I w taki oto sposób
pozostawia się stan rzeczy niezmienny i nienaruszalny. Stan rzeczy, w którym łatwiej
jest popełnić pomyłkę nie znając dokładnie faktów. Gdy prawie cały nowoczesny świat
medyczny używa komputerów, tutaj z przymrużeniem oka akceptuje się ręcznie pisane
historie choroby czy też konsultacje specjalistów w Izbach Przyjęć. Ale z drugiej strony
chwalimy się, że jesteśmy jednym z najbardziej nowoczesnych krajów świata.
Wydaje mi się, że ponownie zbyt zagalopowałem się w moich rozważaniach, a tu
przecież pełna poczekalnia nowych pacjentów, których trzeba przyjąć, wysłuchać
i rozwikłać ich problemy zdrowotne. Zobaczyłem, że do kliniki weszła młoda matka,
której dwumiesięczne niemowlę bardzo źle toleruje pożywienie, a konkretnie mleko
przyrządzone z mleka sproszkowanego. W ostatnim tygodniu była to już jej trzecia
wizyta, dziecko nie przybrało na wadze, a ja nie miałem już za wiele koncepcji. Matka
ta nie była w stanie karmić dziecka piersią, a ostatnia wizyta u pediatry nie była dla niej
i dziecka zbyt owocna. Myślałem z uporem i nagle coś zaczęło się pojawiać na moim
myślowym horyzoncie. Przypomniała mi się sprawa z Polski, kiedy to odbywałem
staż pediatryczny. Na oddziale mieliśmy dziecko niezwykle wyniszczone, które jak to
niemowlę nie tolerowało posiłków sporządzonych z mleka w proszku. Część matek,
których dzieci były w szpitalu przychodziła regularnie aby karmić piersią swoje
pociechy. My stażyści mieliśmy za zadanie werbować niektóre matki aby oddały część
swojego mleka dla biednego niemowlaka.
I proszę sobie wyobrazić, że to nam się nawet udało, stan dziecka bardzo szybko się
poprawił a dziecko stało się maskotką oddziałową i dopiero po pięciu miesiącach zostało
wypisane do domu dziecka. Z tym niemowlakiem kojarzy mi się dość zabawna historia.
Otóż pewnego dnia do pokoju lekarskiego zgłosiła się kobieta prosząc o informacje
w sprawie jej dziecka. Sądząc po ubiorze mieszkała na wsi koło Łodzi. Zasugerowaliśmy
jej aby przyjeżdżała do szpitala i karmiła swoją pociechę piersią. Ponieważ mieszkała
dość daleko od szpitala zdecydowała się na dojeżdżanie tylko dwa razy w tygodniu, na
co oczywiście my wyraziliśmy pełną aprobatę. W pewnym momencie powiedziała, że
ma bardzo dużo mleka i doprawdy nie wie co z nim robić.
Wszyscy zerwaliśmy się z miejsca i zaczęliśmy ją gorąco namawiać aby ten nadmiar
pokarmu przekazała potrzebującemu niemowlęciu. Wysłuchała nas w milczeniu, przez
moment stała w bezruchu, potem zaczęła przestępować z nogi na nogę, po czym dość
szybko oświadczyła:

„Nie, nie, to za duży kłopot. Ja nastawiam to mleko na zsiadłe, a mój chłop
wszystko wypija.”

Staliśmy bez ruchu, spoglądając na siebie i zachowując powagę...

Doradziłem mojej pacjentce aby popróbowała znaleźć kogoś ze znajomych czy
koleżanek właśnie karmiących swoje dzieci piersią. Błysk radości w jej oczach:

„Bardzo dziękuję mam dwie kuzynki, zaraz z nimi się skontaktuję, może to
mojemu dziecku pomoże. One na pewno na to się zgodzą.”


Z innych ciekawostek lekarskiej pracy dotyczącej karmienia piersią - miałem
w swoim gabinecie pacjentkę z sześcioletnim chłopcem, który w trakcie wizyty domagał
się przysłowiowego „cyca”, bo mu się chciało pić. Matka oświadczyła, że do tej pory
w taki właśnie sposób go karmi, bo jest to dla niej bardzo wygodne.
Popatrzyłem na dość rosłego chłopaka i zapytałem matkę, czy wie, że w jego wieku
samo jej mleko nie jest wystarczające.
Odpowiedziała, że wie, a syn ma dobry apetyt, ale lubi popijać jej mlekiem, w czym
ona nie będzie mu przeszkadzać. Pomyślałem, że dobrze byłoby zobaczyć ich ponownie
za 10 albo 15 lat.

Corocznie mamy w okresie jesiennym szczepienia grypy, którymi są objęci pacjenci
powyżej lat 65 oraz młodsi jeśli mają poważniejsze medyczne problemy, takie jak na
przykład cukrzyca, choroba wieńcowa, astma, choroby nowotworowe itp.

Pewnego dnia zgłosiła się na szczepienie siedemdziesięcioletnia kobieta polskiego
pochodzenia, która rozpoczęła swoją rozmowę od tego, że kiedyś w Polsce była
pielęgniarką. Po krótkiej rozmowie zorientowałem się, że ma na” bakier” z pamięcią
i najprawdopodobniej początki choroby Alzheimera. Zrobiłem jej zastrzyk, zaklejając
miejsce plastrem z opatrunkiem. Kobieta podziękowała po czym dość pośpiesznie
opuściła pokój lekarski. Nie minęło pięć minut, pojawiła się ponownie prosząc o zastrzyk.
Wytłumaczyłem jej, że zastrzyk już otrzymała i może powrócić do domu, po czym
ponownie wyszła, aby znów powrócić powtarzając to samo żądanie. Powróciła jeszcze
dwukrotnie, a za ostatnim razem nie reagowała na moje wyjaśnienia domagając się dość
agresywnie zastrzyku. Ponieważ byłem w pokoju z następnym pacjentem to próbowałem
wyprowadzić ją na korytarz, ale protestowała. Wtedy odsłoniłem jej ramię i pokazałem
przyklejony tam bandaż po zastrzyku. Na to ona spokojnie odpowiedziała:
„Dlaczego tego zaraz Pan mi nie powiedział.” - i spokojnie udała się do swego
domu.

Moi pacjenci bardzo często pytają się czy ja też szczepię się przeciwko grypie,
podziwiając moją odporność na choroby z którymi się stykam. Oczywiście przestrzegam
wszystkich szczepień, a co do chorowania to różnie z tym bywa. Przypominam sobie
w jaki sposób dostałem ostatnie zapalenie płuc od pacjenta. Jeden z moich długoletnich
pacjentów, który był cukrzykiem, miał nadciśnienie oraz wszczepiony rozrusznik
i niedawno przebył operację resekcji płuca z powodu raka. Upłynęło parę miesięcy po
operacji i stan mojego pacjenta znacznie się poprawił po prostu zaadaptował się do
nowych warunków życia z jednym płucem.

Któregoś dnia przybył do kliniki i od razu zobaczyłem, że coś bardzo złego się
z nim dzieje. Był bardzo blady, miał duszność i bardzo powoli chodził. Gdy wszedł
do pokoju skierował się w moją stronę. Wstałem aby się z nim przywitać i wraz
z uściskiem ręki otrzymałem dawkę zarazków z jego jedynego płuca. Pacjent po
prostu bezwiednie zakasłał prosto w moją twarz stojąc blisko mnie. Po jego zbadaniu
stwierdziłem, że ma zapalenie płuc i oczywiście przepisałem mu silny antybiotyk.
W cztery dni później zacząłem kasłać i odpluwać żółto-zieloną plwocinę. Zbadałem
sam siebie i zdiagnozowałem podobnie jak mego pacjenta, a więc zacząłem używać
tego samego antybiotyku. W kilka dni później zadzwoniłem do niego, pytając o stan
zdrowia. Okazało się, że on znacznie wcześniej czuł się lepiej w porównaniu do swego
lekarza. Mój stan zdrowia poprawił się dopiero po dwóch tygodniach. Jednak ja miałem
trochę więcej szczęścia bo żyję, jego stan zdrowia zaczął się jednak pogarszać, a było
to spowodowane przerzutami raka płuc do wątroby. Oczywiście prosty wniosek, że
powinno się używać masek ochronnych. Ale przyznam szczerze, że tu w Kanadzie nie
ma takiej tradycji wśród lekarzy. Natomiast lekarze dentyści przestrzegają tego dość
skrupulatnie.

 

 
INDEX


Copyright © Polonijny Link Winnipegu
Kopiowanie w całości jest dozwolone bez zgody redakcji pod warunkiem nie dokonywania zmian w dokumencie.

23-845 Dakota Street, Suite 332
Winnipeg, Manitoba
R2M 5M3
Canada
Phone: (204)254-7228
Toll Free US and Canada: 1-866-254-7228