Przyjazd polskich żołnierzy, weteranów II-ej wojny światowej,
do Winnipegu w latach 1946/47 był wielkim wydarzeniem w życiu
miejscowej Polonii. Znalazł swoje odbicie w publikacjach tygodnika
"CZAS". Rola tej gazety polegała nie tylko na relacjonowaniu wydarzeń.
"CZAS", z ówczesnym redaktorem Dr. Adamem Synowieckim, czynnie włączył się w
proces organizowania i ułatwiania kombatantom osiedlenia się na nowym
kontynencie. Dlatego, aby lepiej zrozumieć wspomnienia żołnierzy, które są
tematem tej książki, warto rzucić okiem na pożółkłe już karty tygodnika i
przypomnieć o czym pisał po zakończeniu wojny, gdy świat usiłował otrząsnąć
się z ogromu zniszczeń.
Polscy żołnierze znaleźli się wśród milionów ludzi,
których wojna wyrwała z miejsc zamieszkania, rzuciła na poniewierkę, na
niepewny los. Ci, którym udało się przeżyć sowieckie obozy pracy na
"nieludzkiej ziemi", wyjść wraz z armią generała Andersa poprzez Persję,
Egipt i uczestniczyć w działaniach wojennych we Włoszech przy boku aliantów,
znaleźli się wobec trudnego wyboru. Domy rodzinne większości z nich
pozostały po wschodniej stronie nowej granicy narzuconej jałtańskim
porządkiem. Wracać tam nie było po co.
Powrót do Polskiej Rzeczpospolitej Ludowej, rządzonej przez komunistów nie
uśmiechał się im również. Nie po to walczyli. Pozostawała emigracja. Kanada
należała do tych krajów, które tradycyjnie, aczkolwiek nie zawsze chętnie,
przyjmowały masy uchodźcze. Po wojnie wytworzyło się duże zapotrzebowanie na
siłę roboczą szczególnie w rolnictwie. Od potencjalnych emigrantów wymagało
się podpisania dwuletnich kontraktów do pracy na farmach. Trudności nie
zrażały zdemobilizowanych żołnierzy, Przyjazd setek i tysięcy młodych ludzi
do Kanady odbijał się głośnym echem w kraju a szczególnie w środowiskach
polonijnych. Tygodnik "CZAS" wiernie relacjonował o tych wydarzeniach.
Już 25-go września 1946-go roku wydał "CZAS", do
czytelników i przyjaciół, odezwę następującej treści: "W najbliższych już
dniach przybywają do Kanady pierwsze transporty polskich żołnierzy, którzy
będą osiedleni po farmach. Minister Pracy Pan Mitchell oświadczył, że z
początkiem października przybędzie pierwszy transport naszych żołnierzy
liczący 2000 osób. Zwracamy się z gorącym apelem do wszystkich naszych
rodaków, szczególnie w zachodnich prowincjach, aby witali serdecznie naszych
nowych osadników, którzy tu będą pracować dla dobra Polski i Kanady. .....
Nie znają oni jeszcze języka angielskiego i dlatego tym bardziej będą
potrzebowali naszej pomocy i rady. Starajmy się sami odszukać ich po farmach
w swoim sąsiedztwie, gdy tylko dowiemy się z gazet, że polscy żołnierze już
przybyli do Kanady. ........ Pismo nasze stanęło zdecydowanie w obronie
polskich żołnierzy, gdy wrogowie Polski i Kanady usiłowali rzucać
oszczerstwa na dobre imię polskich bohaterów wojennych. Pragniemy tym naszym
nowoprzybyłym służyć wszelką pomocą - jako niezależne czasopismo polskie i
dlatego prosimy naszych obecnych czytelników i przyjaciół "CZAS"u, by
ułatwili nam nawiązanie kontaktu z nowymi osadnikami polskimi w Kanadzie i
zachęcili ich do zaprenumerowania naszego pisma." W numerze CZAS-u z 13-go
listopada 1946-go roku ukazał się na pierwszej stronie numeru duży napis :
"WITAMY SERDECZNIE ŻOŁNIERZY POLSKICH W KANADZIE"
oraz artykuł p.t.: "Okażmy im jak największą pomoc" , w
którym
czytamy:
"W dniu 12-go listopada stanęli na ziemi kanadyjskiej pierwsi
żołnierze polscy w liczbie 1700, którzy będą tu osiedleni na
farmach". W artykule powtórzony jest apel o jak największą pomoc. Na tej
samej stronie jest również notatka p.t. "Farmerzy w Albercie domagają się
przydzielenia im polskich żołnierzy. Tak wielkie jest zapotrzebowanie na
przydział polskich żołnierzy, że nie wszystkie podania farmerów będą
mogły być załatwione." Już w następnym numerze z 20-go listopada wielka
czołówka na pierwszej stronie :
"WINNIPEG WITA MANIFESTACYJNIE ŻOŁNIERZY POLSKICH"
Pod tym zdjęcie z podpisem:
"Dnia 12 bm.. do portu w Halifax zawinął statek "Sea Robin"
wiozący na swym pokładzie 1700 żołnierzy polskich, którzy,
podczas minionej wojny walczyli w szeregach II Korpusu polskiego pod
rozkazami generała Władysława Andersa. Na powitanie tych żołnierzy udał się
na miejsce lądowania prezes Zarządu Głównego Kongresu Polonii Kanadyjskiej
p. mecenas Grocholski........ Na załączonym zdjęciu widzimy p.
Grocholskiego w otoczeniu żołnierzy, zajętego rozmową z komendantem
przybyłej grupy p. por. Czubakiem w asyście przedstawiciela prasy p. H.
Prysky'ego." Dalej artykuł p.t.
"TYSIĘCZNE ZASTĘPY WITAŁY ICH NA DWORCU".
Czytamy w nim: " Dzień 15.listopada b.r. pozostanie na długo w pamięci całej
POLONII w Winnipegu. Już na długo przed zapowiedzianym na godz. 12:30 w
południe przyjazdem polskich żołnierzy olbrzymie tłumy polskiej ludności z
Winnipegu i okolicy zaczęły się gromadzić przed dworcem kolejowym C.P.R.
Wkrótce cały plac przed dworcem, oraz hala dolna i górna zostały wypełnione
tłumami publiczności liczącej około 1500 osób. Na powitanie przybyli prezesi
polskich stowarzyszeń i organizacji w Winnipegu. Przybyli również dowódca
Okręgu Wojskowego Nr 10 Brygadier R.O.G. Morton wraz z oficerami sztabu. Po
uroczystym i niezwykle serdecznym powitaniu, żołnierze nasi w liczbie
350-ciu odjechali do Fort Osborn, gdzie o godzinie 3-ciej po południu
nastąpiło ponowne ich powitanie w wielkiej hali rekreacyjnej. Przemówienia
wygłosili brygadier Morton, mecenas Dubieński, ks. Prokop, prezes
Stowarzyszenia
Polaków, Kapelan 10. Okręgu. Wieczorem odbyło się w Sali Towarzystwa św.
Jana Kantego wielkie przyjęcia dla polskich żołnierzy, zorganizowane przez
Stowarzyszenie św. Jana Kantego, Stowarzyszenie "Sokół" oraz Stowarzyszenie
Polskich Obrońców Ojczyzny. Zebrało się tam ponad 700
osób. Napływ przybyłych był tak duży, że niestety nie wszyscy mogli się
pomieścić. ................ Na przemówienia powitalne odpowiedzią w imieniu
przybyłych żołnierzy porucznik Bolesław Czubak. W sobotę 16 listopada
żołnierze polscy zostali zaproszeni na bankiet urządzony przez Klub Polskich
Kobiet Pracujących. W niedzielę 17 listopada o godzinie 9 tej rano odbyły
się w obu polskich rzym. kat. kościołach uroczyste nabożeństwa, w czasie
których niezwykle serdeczne i gorące słowa powitania skierowali do polskich
żołnierzy ks. prałat Zielonka, ks. proboszcz Wachowicz oraz ks. Prokop.
Resztę niedzieli spędzili nasi żołnierze po domach polskich przyjmowani i
goszczeni serdecznie przez poszczególne rodziny polskie miasta Winnipegu."
Kongres Polonii Kanadyjskiej ogłosił w tym czasie apel o zbiórkę 50 000
dolarów na DAR NARODOWY. Fundusze przeznaczone są głównie na : ratunek
dzieci polskich, szerzenie prawdy o Polsce, oświatę dla młodzieży oraz na
pomoc byłym żołnierzom polskim. Apel ten był ilustrowany bardzo wymownymi
rycinami. Nie wszystko odbywało się tak gładko jak w Winnipegu : W numerze
"CZAS"u z 27-go listopada 1946-go roku czytamy w artykule:
"NIE POZWOLONO WITAĆ ŻOŁNIERZY POLSKICH W LETHBRIDGE ALBERTA"
" .... Jeszcze przed przybyciem pociągu, gwardziści, ci sami co
pilnowali jeńców niemieckich, uzbrojeni, otoczyli pociąg, usuwając
wszystkich i nie dopuszczając nikogo do Polaków, weteranów, ani weteranom
nie wolno się było zbliżać do ludzi. Miało się wrażenie, że to nie
bohaterzy, zdobywcy Tobruku i Monte Cassino, ale jacyś okropni zbrodniarze
do których nie
wolno się nikomu ani zbliżyć ani im do nikogo........... Jedno jest pewne,
że komuś zależało na tym, żeby tak było, jak było. A że w Lethbridge i
okolicy jest silne gniazdo bolszewickie, które ma wielkie wpływy, więc nic
dziwnego, że nie mogąc wstrzymać przyjazdu tych nieszczęśliwych weteranów do
Kanady starają się w wszelki możliwy sposób życie im zatruć. Nadmieniamy, że
na meetingu w pobliskim mieście Calgary przywódca komunistów kanadyjskich
Tim Buck zaatakował gwałtownie żołnierzy polskich nazywając ich "faszystami"
widocznie za to, że we Włoszech przelewali oni swoją krew w walce z wojskami
hitlerowskimi i faszystowskimi, podczas gdy szkalujący ich dziś "bohaterzy"
siedzieli bezpiecznie w spokojnej Kanadzie, tysiące mil od frontu." W tym
samym numerze czytamy:
"PRZYJĘCIE ŻOŁNIERZY POLSKICH w FORT WILLIAM i PORT ARTHUR":
" We czwartek dnia 14 listopada b.r.
Polonia tutejsza miała zaszczyt przywitać Polskich żołnierzy na Stacji CPR w
Fort William, z których 340 pojechało do Lethbridge, Alberta a 350 do
Winnipegu, Man. Stacja była przepełniona naszymi rodakami a nawet Polacy z
okolic tutejszych przyjechali specjalnie do miasta, by zobaczyć naszych
bohaterów. Prezes Kongresu Polonii pan Dominik Kirejczyk powitał żołnierzy w
imieniu miejscowych organizacji. Następnie przemówił, bardzo mile wyrażając
słowa podziękowania i radości kapitan Józef Kaczmarek.....
Nadmienić należy, że pomimo to, iż drugi pociąg przejeżdżał przez Fort
William o godzinie 2:30 w nocy to jednak dziewczęta polskie i niemal cała
Polonia gromadnie spotkała tak pierwszy jak i drugi pociąg....... Wieczorem
został sporządzony przez Grup“ 19-ta Z.P. w K. w Sali Chorwackiej
Pearl S. Port Arthur wielki bankiet, na którym obecni byli wszyscy
żołnierze. ... Bankiet był tak huczny, jakiego tu jeszcze nigdy nie było."
I jeszcze jedna krótka notatka p.t.
" ŻOŁNIERZE POLSCY WITANI W PARAFII MATKI
BOSKIEJ CZĘSTOCHOWSKIEJ W WINNIPEGU - POLSKI
NARODOWY KATOLICKI KOŚCIÓŁ" :
" W sobotę dnia 16
listopada Parafia Matki Boskiej Częstochowskiej gościła u siebie w sali
parafialnej całą grupę pięćdziesięciu żołnierzy polskich przybyłych z Włoch.
Podczas bankietu serdecznymi słowami powitali tułaczy, bohaterów wielu walk
na różnych polach bitew o wolność Polski i innych krajów pan M. Benczarski,
przewodniczący zarządu parafialnego oraz pan Jan Maciurzyński."
W numerze z 11-go grudnia 1946-go roku ukazał się w "CZAS"ie
pierwszy
"BIULETYN STOWARZYSZENIA POLSKICH KOMBATANTÓW (SAMOPOMOC) W KANADZIE".
Czytamy w nim m.in.. :
Korzystając z uprzejmości gazety "CZAS", która odstąpiła
nam część szpalt Zarząd Stowarzyszenia Polskich
Kombatantów tą drogą pragnie podawać kolegom wszelkie
wiadomości, które dotycz naszego bycia w nowym dla nas Kraju - Kanadzie. ........ W tych dniach odbyła się“
konferencja
w Ottawie urzędników sprawujących opiekę nad polskimi
weteranami celem ułożenia jednolitego sposobu załatwiania
spraw. W połączeniu z tym przedyskutowałem z panem
Krystianson następujące sprawy:
1) Na jakich warunkach może nastąpić zmiana miejsca pracy.
2) Opieka społeczna (lekarska)
nad weteranami.
3) Przekazanie pieniędzy z banków
angielskich do banków kanadyjskich.
4) Wypłata pieniędzy nadwyżkowych złożonych w Neapolu.
5) Warunki nabywania własnych farm.
6) Sprawa zawierania ma»óe˝stw przez kombatantów.
7) Kooperacja S.P.K. z czynnikami rządowymi
kanadyjskimi.
8) Sprawa przenoszenia niezdolnych do pracy
na farmach - do innych działów pracy. .......
Nadmieniamy, że dział porad prawnych dla naszego Stowarzyszenia podjął się
prowadzić bezinteresownie pan mecenas B.B. Dubieński.
Porady te będą zamieszczane w tygodniku CZAS. Podpisany
B. Czubak - Prezes SPK oraz St. Ilkow - Sekretarz P.P.W."
W tym samym numerze czytamy
"POWITANIE ŻOŁNIERZY POLSKICH NAD
PACYFIKIEM":
" ....... W dniu 16.XI. 1946 o godzinie 6:12
rano, wielu Polaków z dalszych okolic już w dniu 15-go wyjechało autobusami,
aby w godzinie ich przybycia powitać swych Rodaków. ........ Przed godzin
6-t rano na małym
dworcu w Chilliwack zaroiło się“ od przyjeżdżających taksówek
i aut prywatnych, by powitać tych spod Tobruku, Monte
Cassino. Po godzinie 6- tej zajechał pociąg i z pierwszego
wagonu za lokomotyw wysiadło 50-ciu nie faszystów ani żydów jak to szerzyła
usłużna Rosji wroga propaganda, ale
50- ciu polskich bohaterów bez ojczyzny. Po kilku minutach
przesiedli się oni na oczekujące ich auta, które przewiozły tułaczy do koszar. .... O godzinie jedenastej przeszli badania
lekarskie, po których nastąpiło przyjęcie w wielkiej sali
jadalnej. Po odśpiewaniu "Jeszcze Polska nie zginęła"
pierwszy powitał ich prezes Polskiego Towarzystwa Zgoda ob.
J. Marczak, potem ks. proboszcz Kozakiewicz oraz ob. J.
Kataba. Z ramienia władz kanadyjskich witał kapitan Millan
oraz st. sierżant sztabowy p. Lane, na którego cześć długo nasi
żołnierze wznosili okrzyki " Niech żyje !", gdyż pan Lane był
ich opiekunem od Halifax do Chilliwack. Wyraził się on, że z
wieloma grupami żołnierskimi przejeżdżał, lecz nigdy nie
spotkał tak wzorowo zachowujących się żołnierzy." Oczywiście za tak serdeczne przywitania
również i żołnierze
nie pozostawali dłużni.
W tym samym numerze ukazał» się“ również artykuł :
"PODZIĘKOWANIE ŻOŁNIERZA POLSKIEGO":
Byliśmy wzruszeni do łez widząc i słysząc na stacjach
kolejowych ojczystą mowę“ i słowa pociechy. " Nie martwcie się, będzie Wam tu dobrze ", tak
mówiła jakaś poczciwa Polka,
która mimo, że się“ tu urodziła, mowy ojczystej nie zapomniała.
Polska jako państwo jest mała, ale Naród Polski jest ogromny. Każdy Polak uzbrojony jest w
miłość Boga i Ojczyzny i tego
nikt mu nie odbierze. My weterani Armii Polskiej z dumą i radością możemy
stwierdzić, że Polska nie zniknie z mapy świata, że Polski nie będzie deptał but
azjatów kiedy mamy tak silną i niezłomną wiarę w przyszłość naszego Kraju. .......
Kończąc, jeszcze raz dziękuję kochanej Polonii za powitanie tu
w Kanadzie a szczególnie w Winnipegu, gdzie naprawdę zaznaliśmy dużo
szczęścia i serdeczności i spędziliśmy bardzo
mile nasz pobyt. Niech Wam Bóg podziękuje i ma Was w
Swej pieczy. Podpisany : CZERNIK EDMUND."
W numerze z 4-go grudnia 1946 -go roku czytamy :
"POWITANIE DRUGIEGO TRANSPORTU ŻOŁNIERZY
POLSKICH W WINNIPEGU":
"W śródę 27-go listopada
przybył na stacje CPR w Winnipegu drugi transport witany na
stacji przez tłumy Polaków z Winnipegu i okolicy. Po południu tego samego dnia
odbyło się powitanie przez
kanadyjskie władze w Fort Osborn Barracks. Przemawiali,
brygadier Morton, mecenas Dubieński, ks. Prokop i dr. Adam
Synowiecki. Wieczorem 28 listopada odbył się bankiet
powitalny w sali Sokoła. Za serdeczne przyjęcie podziękował Polonii w
Winnipegu w imieniu obecnych 200 żołnierzy podchorąży Józef Kiryluk, odznaczony
Krzyżem Virtuti
Militari za bohaterstwo wykazane przy zdobywaniu Linii
Gotów we Włoszech."
Na następnej stronie zamieszczone jest zdjęcie p.t.
"POLACY W PORT ARTHUR I FORT WILLIAM
WITAJĄ
POLSKICH ŻOŁNIERZY".
Pod nim napis :
" Witali ich tam p. Dominik Kirejczyk prezes KPK Oddział
Port Arthur i Fort William, p. Paweł Orzechowski prezes
grupy 19-tej Związku Polaków w Kanadzie, p. Stefan Nerheim
w imieniu Polskiego Towarzystwa Wzajemnej Pomocy im. Marszałka J.
Piłsudskiego, ks. C.J. Kisiel w imieniu Parafii św.
Kazimierza, p. Adam Grodzki w imieniu Polskiego Klubu Weteranów i panna Janina Sobstyl w imieniu
Polsko-Kanadyjskiego Klubu Młodzieży."
Na następnej stronie kolejne dwa zdjęcia : Górne przedstawia moment
powitania żołnierzy Polskich w Halifax przez Prezydenta Kongresu
Polonii Kanadyjskiej J.S.W. Grocholskiego. Zdjęcie dolne przedstawia
moment wypłacania weteranom polskim ich ostatniego żołdu
wojskowego bezpośrednio przed ich wyjazdem pociągami C.P.R. w głąb Kanady.
W numerze z 22-go stycznia 1947-go roku zamieszczony jest
Komunikat nr 7 Polskich Kombatantów, z którego dowiadujemy się, że:
"... utworzono Tymczasowy Fundusz Zapomogowy, który jest
przeznaczony wyłącznie dla tych, którzy w pierwszych miesiącach swego pobytu w Kanadzie z powodu choroby i
wypadków napotkali na duże trudności.
Dobrowolne składki kierować na adres:
Polish Combatants Association, 848 Main
Street Winnipeg. Manitoba. Komunikat zawiadamia również, że w Port Arthur i Fort William
zostało utworzone Koło SPK
Nr 1. Prezesem został wybrany p. Dudziński Stefan a
sekretarzem p. Szczepański Ryszard. Na Rejon London i
Stratford Ontario, powstało Koło Nr 2. Prezesem został mgr. Sokołowski Tadeusz, sekretarzem p.
Hładki Bolesław. W
British Columbia powstało Koło Nr 3 z nazw "B.C."
Prezesem został wybrany p. Gajda Józef, sekretarzem p.
Zakrzewski Władysław."
W numerze z dnia 29-go stycznia 1947-go roku, w komunikacie Nr 8 :
czytamy :
" Prezes SPK odwiedził naszych kolegów, którzy przebywaj
na leczeniu w szpitalu w Brandonie. Według oświadczenia
pana Czubaka wszyscy chorzy maj bardzo dobrą opiekę lekarską. .... Cała
obsługa szpitala pracuje z największym
oddaniem się dla weteranów. W Brandonie powstał Komitet
Pomocy dla Chorych Weteranów pod przewodnictwem ks.
Podbielskiego i pana Grabowskiego."
Aby umieścić powyższe wydarzenia we właściwej perspektywie
czasowej, zacytujmy z tego samego numeru notatkę o sytuacji w Kraju:
"Krakowski Sąd Wojskowy na sesji wyjazdowej w Myślenicach ogłosił wyroki na 23
członków grupy " Mściciela". członkowie tej grupy działali w okolicach
Myślenic i Nowego Targu. Sześciu oskarżonych skazano na śmierć, dwóch na
dożywotnie więzienie a resztę na kary więzienia od jednego do piętnastu lat."
A na następnej stronie :
"Delegacja Nowej Funlandii ma przybyć w krótkim czasie do
Ottawy, aby omówić z Rządem Kanadyjskim możliwości i
warunki, na jakich Nowa Funlandia mogłaby się stać częścią składową Dominium Kanady."
I z bardziej przyziemnych spraw:
"Notowania cen targowych : kury poniżej 4 funtów - 22 centy;
bydło na ubój - od 6 do 15 dolarów za sztukę."
W numerze z 16-go kwietnia 1947-go roku czytamy na temat
warunków pracy Kombatantów Polskich na farmach w Kanadzie.
"W dniu 13 marca 1947 w "The Farmers Advocate" ukazała
się notatka:
"Polish Veterans and the contracts: If after
thorough investigations it is found that the employer, has lived
up to the terms of the contract but the Polish veterans has not
and refuse to do so, then deportation proceeding should be
taken at once.
" (Weterani polscy a kontrakt: Jeżeli po szczegółowym zbadaniu okaże
się, że pracodawca spełnił
swoje zobowiązania, a weteran polski ich nie spełnił i odmawiaich spełnienia, wtedy
należy natychmiast wszcząć postępowanie deportacyjne.)
Odpowiada na to Andrzej Manteuffel, przewodniczący Koła
Kombatantów w Ontario,East :
"....Większość polskich weteranów i to przeważająca większość otrzymała dobre warunki pracy i dobre traktowanie,
humanitarne i sprawiedliwe. Pozostałe wypadki należy podporządkować pod ową
niedojrzałość społeczną. .... Nie można generalizować takich wypadków. ... Jestem
zdeklarowanym przeciwnikiem tego rodzaju zbiorowych
wystpień jak w London,Ontario, .... jak długo nie zostały
wyczerpane drogi normalnych zażaleń. Widzimy bowiem, że
efekt tego wystąpienia w London przyniósł niemiłe refleksje w społeczeństwie
kanadyjskim. Jednak i stanowisko głoszone
przez "The Farmers Advocate" jest nie do przyjęcia.
"Contract
is contract"... a przecież kontrakt ten podaje, że najniższa
płaca ma być 45 dolarów miesięcznie. Przeważająca większość
polskich weteranów nie bierze więcej od tej najniższej stawki. Na jednej
farmie pracuje Kanadyjczyk i Polak. I są różnie
traktowani. Kanadyjczyk, ex-żołnierz bierze 100 dolarów a to
samo robiący i bardzo chwalony za pracę Polak, otrzymuje 45
dolarów. Są wypadki, że niektórzy chłopcy nie maj wolnej
niedzieli i nie mogą bywać w kościele. Niektórzy farmerzy
zalegają z wypłatą i tak minimalnych zarobków. Praca trwa często od 10 do 16 godzin, z tym,
że jeśli nie ma bieżącej
roboty, to się ją wynajdzie, by robotnik stale pracował. Mówi
się o niewykwalifikowaniu a przecież większość z nas wyrosła
na gospodarstwie. Jest już i żniwo wypadków, 3 zabitych,
kilku poranionych czy potłuczonych. Chociaż możemy nie znać pewnego użycia maszyn, czy systemu gospodarki, to
jednak praca przy koniach czy krowach jest taka sama wszędzie. W razie wypadku musimy
płacić w szpitalach sumy
przekraczające nasze wynagrodzenia. Chociaż stosunkowo mało, są i wypadki takiego traktowania, o których wprost
wstyd mówić i pisać. Nikt z nas nie spodziewał się dostać w
Kanadzie coś za nic. Rozumiemy, że "bussiness is bussiness"
czy też "contract is a contract", lecz nikt nam też nie robi
łaski.
Kanadzie brak pracowników rolnych, myśmy przyjęli
propozycje i podpisali kontrakt, by swoją pracą uzupełniać te
braki. Jest to podwójny interes: pracownika i pracodawcy.
Niektórzy Kanadyjczycy przywykli do typu emigranta przybyłego z głębokich prowincji państw europejskich. I stąd
to straszenie deportacją. Nas, proszę, tym nie straszyć. Za
wiele przeszliśmy w życiu, by się tych gróźb bać. Groźby te są
tylko dla nas przykrością a świadczą o nie bardzo
gentelmańskim podejściu tych, co o tych deportacjach piszą. Nie sztuką jest
grozić przy pierwszej błahej okazji
ludziom,
którzy nie mogą wrócić do Ojczyzny i którzy nie są pod opieką żadnego prawa. To
można porównać do ubliżania i bicia
bezbronnego. Winszuję przeto autorom !
Nie naszą jest winą,
że nie możemy wrócić do swojego Kraju, za wolność którego
złożyliśmy wysoką daninę. Daninę krwi, życia i zdrowia. Jesteśmy tu bez rodzin i z naszego skromnego wynagrodzenia
ślemy jeszcze paczki naszym braciom czy matkom w kraju. Często zdrowie swoje
straciliśmy w niewolach, na frontach. I jeżeli dziś pracujemy po 12 godzin za 45 $, to
niechże ta praca
nie będzie nam umilana jeszcze groźbami deportacji.
Skarżą się niektórzy farmerzy na trudności językowe. Czyżby one
rzeczywiście tak bardzo przeszkadzały nam w rozrzucaniugnoju na polu, czy
obrządzaniu chudoby ? A ileż nam czasuzostaje na naukę tego języka przy
długich godzinach pracy?Nie zrażamy się jednak tymi trudnościami. Wierzę, że je
przetrwamy i przełamiemy. Faktem jest, że podejrzliwe
traktowanie nas przez niektórych farmerów oraz niskie stawkipłacy, robienie z
człowieka robota a nie myślącego,zainteresowanego swą pracą pracownika, chęć wyzyskania nas
w niektórych wypadkach wpływa ujemnie nie tylko na naszą
kieszeń, ale i na ambicje człowieka. Każdy z nas kocha pracę
na roli i często jest do niej bardziej przywiązany niż
Kanadyjczyk. Lecz można mu tę pracę obrzydzić, można nas
do niej zniechęcić. My, w przeciwieństwie do tutejszego młodego pokolenia nie pragniemy
przenosić się masowo do
miast. Pragnęlibyśmy się osiedlić na stałe i pracować na roli. I
dlatego przetrzymamy i te niskie stawki początkowej płacy, i długie godziny
pracy, i groźby deportacji. Nikt z nas nie
zamierza z pozwoleniem czy bez opuszczać pracę na roli. Proszę się tego nie
bać , panowie Kanadyjczycy. Potrafimy być bowiem lojalni. Byliśmy lojalnymi
jako żołnierze
brytyjskiemu sojusznikowi i stąd dziś jesteśmy poza własnym
krajem i może dlatego wysłuchiwać musimy gróźb o
deportacji."
W numerze z 30-go kwietnia 1947-go roku zamieszczono artykuł p.t.
"CZY ARGENTYNA PRZYJMIE 250 000 POLAKÓW?"
Czytamy w
nim:
"... Rząd argentyński pragnie m. inn. sprowadzić ok. 3000 sławnych polskich lotników, którzy byli by zatrudnieni
jako
instruktorzy dla wojska lub piloci linii handlowych. Jak
bowiem wiadomo, na ogólną liczbę 14 500 polskich lotników
wojskowych, ponad dwa tysiące poległo na polu chwały a
drugie dwa tysiące wraca do kraju. Pozostaje jeszcze około
10 000 lotników w różnych krajach. W Anglii zatrudniono już
ponad 300, do Brazylii zaangażowano 500, do Francji i
Holandii 215, do Południowej Afryki i Kanady po kilkudziesięciu. Najwyższą ofert jest
więc propozycja
Argentyny - 3000 lotników."
21-go maja 1947-go roku zamieszczono artykuł:
"POLSKI WETERAN CIĘŻKO POBITY I SKOPANY!
"Yorkton, Sask. Farmer Jacob Mensch lat 44, pochodzenia
niemieckiego, został skazany na 2 miesiące ciężkiego więzienia
i koszta sądowe za pobicie i znęcanie się nad polskim
weteranem Aleksandrem Krasnodemskim zatrudnionym na
farmie u tego niemieckiego rolnika. Farmer Mensch pobił
ciężko widłami polskiego weterana, obalając go w stajni na
ziemię i tratując go i kopiąc nogami tak, że Krasnodemski musiał iść na dwa
miesiące do szpitala. Osada Langenburg,
gdzie polski weteran pracował jest niemiecka. Sędzia S.S.
Potter, wydając wyrok stwierdził brak opieki ze strony władz
nad losem polskiego kombatanta. O zaciekłości tego farmera świadczy fakt, iż w swej furii
powiedział do Krasnodemskiego iż " dziwi się“, że Hitler, który
wymordował 12 milionów
Polaków i jego (Krasnodemskiego ) nie zastrzeli. Lekarz sądowy dr. McManus stwierdził u polskiego kombatanta
ciężkie uszkodzenie ciała a poza tym wyraźne dowody niedożywienia." Prasa w Winnipegu
poświęciła temu
wydarzeniu całe frontowe strony, potępiając bestialstwo
niemieckiego farmera: " Wielki Dziennik Free Press w artykule
redakcyjnym stwierdza, że są oni traktowani jak przedmioty a
nie jako ludzkie istoty i że są narażeni na najcięższe nadużycia.
Winnipeg Free Press domaga się, by posłowie
Parlamentu Federalnego w Ottawie zajęli się losem i
warunkami pracy polskich weteranów zatrudnionych na
farmach w Kanadzie. Minister MacNamara stanł w obronie
weteranów i dodał, że należy zapewnić wszystkim polskim weteranom w Kanadzie
dobre traktowanie. Jednocześnie poinformował, że liczba nowych polskich
weteranów mających przybyć do Kanady zostanie podwyższona z 1000 na 1500.
Pierwszy kontyngent z tej grupy w liczbie 500 weteranów ma przybyć do Kanady z
początkiem czerwca b.r. Dalsze
kontyngenty maj liczyć od 400 do 500 żołnierzy. Minister
Rolnictwa Saskatchewan I.C. Nollet oświadczył, że
przeprowadzi dochodzenia co do warunków pracy polskich
kombatantów. Szkoda, że trzeba było dopiero bestialskiego
pobicia polskiego weterana przez niemieckiego farmera, by zwrócić uwagę na stosunki
panujące na niektórych farmach w
tej prowincji."
W tym samym numerze czytamy :
"NAGONKA NA KOMBATANTÓW POLSKICH. Ottawa.
Na terenie Parlamentu rozpoczęto nagonkę na byłych polskich
żołnierzy przybywających do Kanady do prac rolnych.
Nagonka ta nosi znamiona zorganizowanej kampanii. Z mową
przeciwko Polakom wystąpił poseł T.L. Church oraz
konserwatysta H.O.White z okręgu Middlesex z okolic
Londonu. Temu ostatniemu nie podoba się, że polscy weterani maj odwagę
upominać się o lepsze warunki pracy i o lepsze
wynagrodzenie."
Już w następnym numerze:
"PARTIA KONSERWATYWNA PRZEPRASZA POLSKICH
WETERANÓW
i odcina się od wystąpienia Mr. Churcha stwierdzając, że wygłaszał on
wyłącznie swoje osobiste poglądy. Również Poseł Timmins z Okręgu Parkdale na
depeszę Kongresu Polonii Kanadyjskiej w tej sprawie
odpowiedział, że wypowiedzi pana Church krzywdzące
Polaków były nie na miejscu i że partia do której on należy nie występuje przeciwko
żołnierzom polskim, a wręcz odwrotnie
ma dla tych żołnierzy największy szacunek i poważanie."
"CZAS" z 4-go czerwca 1947-go roku podaje :
"WINNIPEG WITAŁ SERDECZNIE ŻOŁNIERZY
POLSKICH.
Mimo późnej pory wielkie zastępy Polonii w
Winnipegu przybyły na Stacje CPR w śród“ 28 maja by powitać przybywających polskich
żołnierzy. Około 300 z nich ruszyło dalej na zachód do Alberty zaś 198
zostało
zakwaterowanych w Fort Osborn Barracks. W czwartek 29 maja odbyło się uroczyste powitanie polskich weteranów w
wielkiej sali Towarzystwa św. Jana Kantego. Przemówienia
powitalne wygłosili p. J. Kubas, prezes Zjednoczonego
Komitetu Polsko-Kanadyjskiego w Winnipegu, ks. S. Prokop,
prezes Stowarzyszenia Polaków w Manitobie i p. B.Czubak,
prezes Stowarzyszenia Polskich Kombatantów w Kanadzie. W
imieniu przybyłych żołnierzy podziękował por. Kazimierz
Klimaszewski......".
"CZAS" z 11-go czerwca 1947-go roku zamieścił ciekawy artykuł
Romana Roka pod tytułem:
"PIONIERZY EMIGRACJI WOJENNEJ W KANADZIE.
Leży właśnie przede mną plik listów żołnierskich - pierwsze wrażenia z pracy na kanadyjskich farmach.
Posłuchajmy, co
opowiadaj ci pierwsi pionierzy emigracji żołnierskiej w
Kanadzie:
"Warunki na farmie są znośne. Kontrakt podpisaliśmy na jeden rok po 45 dolarów
miesięcznie, lecz
letnią porą mają nam płacić więcej. Pracuje się ciężko, np. ja
wstaję o godzinie 6-tej rano, mam jedną godzinę przerwy
obiadowej i pracuję do 7-mej wieczorem. Wykonuje się
wszystkie roboty, jak dojenie krów, karmienie świń i t.p.
Najgorsze dla mnie jest czyszczenie tego wszystkiego - człowiek jest cały umazany w nawozie. Lecz ja
osobiście nie
mogę narzekać, mam bardzo dobrego farmera (Kanadyjczyka),
który traktuje mnie jak członka rodziny.
Inaczej ocenia pracę
na farmie autor listu, który zapewne już z Polski jest
rolnikiem:
"Pracy jest dużo, lecz to jest rzecz normalna na
farmie. Wstaj“ o godzinie 7.30- koniec pracy o godz 17.30. W
niedzielę pracuję również, lecz po południu jest około 2
godziny przerwy. Ogólnie da się wytrzymać".
A oto mniej pocieszająca wiadomość
"Jestem w okolicy, gdzie przeważa ludność pochodzenia niemieckiego i u jednego z takich
pracuję. Praca naogół nie jest ciężka, lecz nie ma ściśle
określonych godzin. Przeważnie pracuję około 10 godzin na dobę. Najgorsze to,
że nie mam wolnych niedziel i świt. W
dnie te pracuję tak samo jak w dnie powszednie, z tą różnicą, że rano mam prawo
pójść do kościoła. Warunki higieniczne są
bardzo złe. Jestem już na farmie przeszło miesiąc i ani razu
nie byłem w łaźni, ani nawet nie mam możności wymyć nóg. Ludzie, u których pracuję potrafi,
dosłownie wszyscy,
tzn. 3
osoby - umyć się w szklance wody. Wyżywienie naogół jest znośne.
Naogół jednak żołnierze oceniają pozytywnie swą nową pracę. Dużo zależy od
szczęścia, jak kto trafił np.:
"..warunki mam dobre, bo jestem na farmie, gdzie są tylko
same indyki", ".... warunki na farmie mam dosyć dobre. Tylko
z kolegami nie mogę się skontaktować ponieważ jestem trzy
kilometry od małego miasteczka Borrks, a jest bardzo dużo śniegu i drogi są
zasypane." "Warunki na farmie mam bardzo
dobre, ale z kolegami trudno się skontaktować."
Oddajmy
znów głos pechowcom:
"Na farmie pracuję już dość dawno,
warunki są nienajgorsze, ale tu świat nie do życia. Jedna chata
w okolicy a starych Polaków nie ma w całej prowincji. Dobre
czasy jakie były w wojsku już się skończyły, wszelkie przyjemności i
wygody."
Ton innego listu jest pesymistyczny:
"Farma duża , 32 krów dojnych, 5 koni, 2 traktory. Mężczyźni doją krowy, - .... Kobiety na farmach nic nie robi, tylko przy
piecu. Łaźni nie ma. Rodzina niemiecka mieszka ciasno. 9 członków rodziny i dwóch robotników, ja i
jakiś Austriak. Dogadać się dobrze nie mogę. Chcę wiedzieć, czy można wrócić do Korpusu. Niestety prawdopodobnie nie. Bo i
kontrakt się podpisało i Korpusu już nie ma. Większość to
rozumie i stara się jak najprędzej pokonać pierwsze trudności.
Dlatego prawie wszyscy proszą o samouczki języka
angielskiego i słowniki. Prawie wszyscy też pragną prenumerować polskie
gazety i czasopisma, szczególnie prasę
II Korpusu, z którą się zżyli. Stale przychodzące polskie
czasopisma będą dla większości jedynym, prawdziwym
łącznikiem ze społeczeństwem polskim, bo przy tak dużym rozproszeniu
wszelkie inne formy łączności będą bardzo
utrudnione. Poczucie osamotnienia przebija się przez treść każdego listu, brak
znajomości języka angielskiego pogłębia tę
samotność. I właśnie teraz, kiedy tak trudno montować sieć organizacyjną,
żołnierze piszą do Stowarzyszenia Polskich
Kombatantów, chcą należeć, proszą o kontakt, o pomoc, chociaż moralną - na progu nowego
życia. Tym większy obowiązek usilnej pracy społecznej spada na barki tych,
którym los oszczędził jeszcze stawiania pierwszych kroków na obcym gruncie.
Pomagając kolegom w Kanadzie, pomożemy
sobie, bo każdy z nas znajdzie się w mniej lub więcej
podobnych warunkach." Tyle listy.
W numerze "CZAS"u z 30-go lipca 1947-go roku znajdujemy artykuł
p.t.
"WALNY ZJAZD KOMBATANTÓW POLSKICH
MANITOBY.
W dniu 20.lipca 1947 w Winnipegu odbył się
pierwszy Zjazd Kombatantów Polskich z Manitoby. Urządzenie zjazdu natrafiało na przeszkody natury
technicznej. Zima z jej zasypanymi drogami, wiosna z
pilnymi pracami w polu nie przyczyniła się w żadnym
wypadku do przyspieszenia zjazdu. Pierwsza chwila wolna została wykorzystana i zjazd odbył się. 250 kombatantów
wzięło udział w zjeździe. Należy zaznaczyć, że przeciętna
odległość do Winnipegu prawie dla wszystkich uczestników
zjazdu wynosiła około 150 mil. Koszta podróży, wynoszące w
wielu wypadkach nawet 25 dolarów nie były przeszkodą w
tym względzie. Obrady zjazdu odbywały się w sali Tow.
Gimnastycznego "SOKÓŁ" w Winnipegu. Obrady zostały poprzedzone
przez Mszę św. na intencji Kombatantów w
Kościele św. Ducha. Pan T. Wlizło, przewodniczący
Tymczasowego Komitetu Organizacyjnego przywitał delegata
"Canadian Legion". Obradom przewodniczył p. B. Czubak
Prezes Zarzdu Głównego SPK w Kanadzie. Do Zarządu Koła
w Manitobie weszli: prezes K. Klimaszewski, wice-prezesi -
A. Świrski i A. Mossakowski; sekretarz A. Wawrzyńczyk i
skarbnik J. Kiryluk. W wolnych wnioskach mówcy dosadnie
przedstawili i porównali warunki na jakich zostali dopuszczeni
do Kanady polscy weterani a inni emigranci i popierali
wniosek domagający się skrócenia kontraktu. Kwestą jest
przede wszystkim wysokość zarobków. Uchwalono też
rezolucję - protest w sprawie komunikatów informacyjnych
wydawanych przez Ministerstwo Pracy: "Czujemy się obrażeni iż w komunikatach wydawanych przez Min. Pracy
został podany nam adres gazety komunistycznej "Kronika
Tygodniowa". Podkreślamy, iż "Kronika Tygodniowa" nie
jest gazetą polską i żaden z naszych Kolegów poglądów wyrażanych przez tę gazetę nie podziela !" Zadecydowano
również o przystąpieniu do Canadian Legion z zachowaniem swej niezależności. Uchwalono
również rezolucję z podziękowaniami dla całej Polonii Kanadyjskiej za nadzwyczaj
miłe przywitanie i pomoc okazywaną we wszystkich
wypadkach. Jakoby dalszym ciągiem tej rezolucji była uchwała ufundowania chorgwi do
kościoła polskiego w
Beausejour pod wezwaniem Matki Boskiej Królowej Korony
Polskiej."
W tym samym numerze z 30-go lipca 1947-go roku ukazał się ciekawy
artykuł redakcyjny p.t.
"DAWNA I NOWA EMIGRACJA POLSKA DO KANADY.
W czasach niewoli, kiedy rządy zaborców opanowały ziemię polską i kraj ojczysty, naród polski począł z nadzieją
zwracać
uwagę za Oceany na daleki kraj bogatej Ameryki i Kanady.
Wielu z naszych rodaków, jedni z pobudek prześladowania
politycznego ze strony zaborców, inni w poszukiwaniu pracy i
w pogoni za lepszym losem zaczęło porzucać swoją ojczyznę i udawać się za morze. W tej wędrówce po nieznanej ziemi
padał biedny i bezbronny emigrant ofiarą wyzyskiwaczy i
niesumiennych agentów rozmaitych nieuczciwych kompanii,
które rozwoziły nowo- przybyłych emigrantów za bardzo wygórowane i wysokie
wynagrodzenia. Zaiste straszny to był
"kęs białego chleba".... Ale większość emigrantów zacięła się
i wytrwała. Ci choć pogardzani i poniżani na każdym kroku,
licho wynagradzani niepewni jutra i nieubezpieczeni na
wypadek choroby czy wypadku przy pracy pracowali ciężko i
mozolnie. Nikt z nas nie jest w stanie podać liczby nieszczęść i
wypadków jakim podlegali pierwsi nasi bracia emigranci. .....
Przypominamy te ciężkie chwile pierwszych naszych
wychodzców- nie dla utyskiwań i daremnych żalów, ale
dlatego by natchnąć wiarą i nadzieją lepszej przyszłości
naszych nowych emigrantów, bohaterskich żołnierzy z pod
Tobruku, Ankony i Monte Cassino. Wychodźcy nasi, którzy
przybyli do Kanady trzydzieści czy czterdzieści lat temu- mieli stokroć gorsze
początki i trudności w urządzaniu sobie życia w
tym kraju. Polscy Kombatanci przybyli obecnie- korzystaj z
życzliwej opieki Rządu Kanadyjskiego, z porady i pomocy
starej emigracji polskiej i dlatego nie powinni się zrażać
pierwszymi trudnościami jakie każdy człowiek w każdym kraju ma na początku na nowej ziemi. Weterani, którzy
przetrwali lasy i tajgi syberyjskie i obozy niemieckie- dadzą
sobie tym bardziej radę na preriach kanadyjskich i staną się użytecznymi i
wartościowymi członkami społeczeństwa
kanadyjskiego i wzmocni szeregi Polonii Kanadyjskiej, która
ich wita serdecznie w swym gronie."
I tak po kilku dziesiątkach lat możemy sobie powiedzieć, że życzenia i prognozy Redakcji "CZAS"u skierowane wówczas pod
adresem polskich kombatantów zrealizowały się dokładnie. Weterani,
którzy przetrwali lasy i tajgi syberyjskie i obozy niemieckie, dali sobie
radę na preriach kanadyjskich, stali się użytecznymi i wartościowymi
członkami społeczeństwa kanadyjskiego i wzmocnili szeregi Polonii
Kanadyjskiej. Ich losy, opowiedziane w dalszej części książki, niech
będą tego najlepszym dowodem.