Polonia Winnipegu
 Numer 103

      3 grudnia 2009      Archiwa Home Kontakt

Wydawca


Bogdan Fiedur
Bogdan Fiedur
 

 

zapisz Się Na Naszą listę


Proszę kliknąć na ten link aby dotrzeć do formularza gdzie można zapisać się na listę dystrybucyjną i w przyszłości otrzymywać biuletyn bezpośrednio od nas.

Aby zapisać się szybko bez wypełniania formularza, proszę wysłać E-mail bez żadnego tekstu poprzez kliknięcie tego linku.

 

 

Przyłącz się

Jeśli masz jakieś informacje dotyczące polskich wydarzeń i chciałbyś albo chciałabyś podzielić się nimi z naszymi czytelnikami, to prześlij je do nas. Mile widziane są wywiady, felietony, zdjęcia i poezja. Proszę informować nas o wszystkich wydarzeniach polonijnych.

 

 

Promuj polonię

Każdy z nas może się przyczynić do promowania Polonii w Winnipegu w bardzo prosty sposób.  Mój apel jest aby dodać dwie linie do waszej stopki (signature) aby zacząć promować Polonijne wydarzenia w Winnipegu kiedykolwiek wysyłamy maila.

Tutaj są instrukcj
e jak dodać stopkę używając Outlook Express.

Kli
knij Tools-->Options --> Signatures

Zaznacz poprzez kliknięcie
Checkbox gdzie pisze

Add signature to all outgoing messages


W pole gdzie jest napisane Edit Signature proszę wpisać.

Polonijny link Winnipegu
http://www.polishwinnipeg.com

albo

Polish Link for Winnipeg
http://www.polishwinnipeg.com


Po tym kliknij Apply

I to wszystko. Od tej pory będziemy promować polskie wydarzanie w Winnipegu automatycznie kiedy wyślemy maila do kogoś. Wszystkie programy mailowe mają taką opcję tzw. signature i sposób jej dodania będzie bardzo podobny do tego co opisałem dla Outlook Express

Polonijny Biuletyn Informacyjny w Winnipegu


INDEX

 

WIADOMOŚCI PROSTO Z POLSKI

Wtorek, 2009-12-01

Obama dzwonił do Tuska, prosił o żołnierzy

Premier Donald Tusk rozmawiał telefonicznie z prezydentem Stanów Zjednoczonych Ameryki Barackiem Obamą. Trwająca pół godziny rozmowa odbyła się z inicjatywy strony amerykańskiej i dotyczyła nowej strategii sił NATO w Afganistanie.

Politycy podkreślili wagę solidarności w działaniach Sojuszu Północnoatlantyckiego oraz respektowania zapisów art. 5. Traktatu Waszyngtońskiego. Artykuł ten w przypadku zbrojnej napaści na państwa NATO nakłada na pozostałych członków Paktu Północnoatlantyckiego obowiązek udzielenia niezwłocznej pomocy.

Obaj przywódcy wyrazili także zadowolenie z zakończenia negocjacji w sprawie umowy SOFA. Umowa regulująca zasady stacjonowania w Polsce wojsk amerykańskich ma zostać podpisana w przyszłym tygodniu.

Premier Donald Tusk powiedział w TVN24, że w przypadku Amerykanów chodzi o 30 tys. dodatkowych żołnierzy. Premier powiedział, że nie ma jeszcze decyzji, o ile zwiększy się polski kontyngent. - Mówimy o kilkuset żołnierzach - dodał. Jak ocenił, misja w Afganistanie to "jest inwestycja w bezpieczeństwo Polski".

Szef rządu zaznaczył, że Obama zapewnił go, że wysłanie do Afganistanu nowych żołnierzy ma doprowadzić w efekcie do rozpoczęcia redukcji zaangażowania wojskowego "już po osiemnastu miesiącach".

Prezydent USA Barack Obama ma zamiar ogłosić o godz. 20 (czasu lokalnego, o 2 nad ranem czasu polskiego) plan wysłania do Afganistanu dodatkowych wojsk w liczbie 34 tysięcy żołnierzy. Obama przedstawi ten plan w przemówieniu w Akademii Wojskowej West Point, transmitowanym bezpośrednio przez telewizję.

Administracja amerykańska liczy także na wysłanie przez sojuszników USA co najmniej 5 tysięcy nowych żołnierzy do sił NATO w Afganistanie.

Wraz z nowymi oddziałami liczebność sił USA w Afganistanie wzrośnie do około 100 tysięcy żołnierzy. Razem z kontyngentami z krajów sojuszniczych będzie to ponad 140 tysięcy, wliczając w to siły wsparcia (które nie są uwzględniane w niektórych relacjach).

Oznacza to niemal potrojenie militarnej obecności USA w Afganistanie od czasu, kiedy Barack Obama objął władzę. Prezydent nazwał w lecie operację afgańską "wojną z konieczności, nie z wyboru".

Obama przez ponad trzy miesiące wahał się z decyzją o zwiększeniu kontyngentu w Afganistanie, czego dowódca sił USA i NATO w tym kraju, generał Stanley McChrystal, domagał się od końca sierpnia.

W USA znacznie spadło poparcie dla wojny w Afganistanie w związku z pogorszeniem się tam sytuacji militarnej i rosnącymi stratami wojsk amerykańskich. Przywódcy Demokratów w Kongresie byli przeciwni wysyłaniu dodatkowych wojsk, podobnie jak wiceprezydent Joe Biden.

Nowe siły będą przybywać do Afganistanu etapami, począwszy od stycznia. Większość żołnierzy będzie rozmieszczonych na południu kraju w prowincji Kandahar, która jest główną bazą talibów.

W przemówieniu w West Point Obama ma także powiedzieć, jak rząd sfinansuje zwiększone zaangażowanie w Afganistanie. Podkreśli również, że amerykańscy żołnierze nie pozostaną tam bez końca i przedstawi ramowy plan ich wycofania w miarę stabilizowania się sytuacji.

Tempo wycofywania się wojsk - podkreślił rzecznik Białego Domu Robert Gibbs - będzie zależeć od postępów w szkoleniu armii i policji afgańskiej, które będą stopniowo przejmować od sił USA i NATO zadania ochrony bezpieczeństwa kraju.

Administracja skorygowała jednak w dół początkowy ambitny plan wyszkolenia wojska i policji w sile 400 tysięcy ludzi. Obecnie zamierza się ich wyszkolić znacznie mniej.

Brytyjski premier Gordon Brown powiedział w poniedziałek, że liczebność armii afgańskiej ma zostać zwiększona do 134 tysięcy w przyszłym roku.

Obama ma w swoim przemówieniu wyznaczyć też szereg celów, które powinien osiągnąć rząd afgański i prezydent Hamid Karzaj. Cele te będą warunkiem dalszego zaangażowania USA w Afganistanie. Chodzi m.in. o skuteczniejszą walkę z korupcją - plagą kraju, która ułatwia zadanie talibom.
(PAP)


Polskie wojsko zakończyło udział w misji ONZ w Libanie

Po 17 latach Polska zakończyła swój udział w oenzetowskiej misji w Libanie; ostatni polscy żołnierze opuszczą ten kraj w połowie grudnia. Symboliczna ceremonia przekazania obowiązków Duńczykom odbyła się we wtorek w bazie Naqoura.

Podstawą decyzji o zakończeniu misji była rządowa strategia przyznająca priorytet operacjom NATO i UE. Drugim powodem była - jak wielokrotnie informowali przedstawiciele resortu obrony - także chęć poszukiwania oszczędności. Z tych samych względów Polska wycofuje obecnie swych żołnierzy także z misji ONZ w Czadzie oraz na Wzgórzach Golan.

- Musimy wycofać się z misji w Libanie ponieważ od początku roku realizujemy inne priorytety związane z naszą obecnością w misjach natowskich i unijnych; misje oenzetowskie są misjami trzeciej kolejności ważności - powiedział dziennikarzom w Bejrucie wiceszef MON Stanisław Komorowski. Jak zastrzegł, nie oznacza to, że "nie będziemy nigdy w przyszłości takich (ONZ) misji realizować". Zapewnił, że Polska wciąż pozostaje głęboko zainteresowana sytuacją na Bliskim Wschodzie.

Komorowski przyznał, że konieczność wycofania żołnierzy wynika z ograniczonych możliwości - zarówno finansowych jak i osobowych. - Ogólnie jesteśmy w stanie mieć równocześnie w jednym momencie ok. 3,2 tys. do 3,8 tys. żołnierzy na misjach zagranicznych. (...) Ograniczenie zaangażowania na Bliskim Wschodzie i w Czadzie da nam możliwość ewentualnego zwiększenia obecności w innych misjach - powiedział.

- Jeżeli chcemy - a rozważamy taką możliwość - wysłania większej ilości żołnierzy do Afganistanu, o czym mówi premier Donald Tusk, to musimy ograniczyć naszą obecność gdzie indziej, tak by takie potencjalne wysłanie żołnierzy było możliwe - dodał.

Obecnie w ramach misji ISAF w Afganistanie służy ok. dwóch tysięcy polskich wojskowych, kolejnych 200 jest gotowych do wysłania w rejon misji w ramach strategicznego odwodu w kraju.

- Mogę powiedzieć to, co premier, że decyzja będzie podejmowana i będziemy się kierować naszym polskim interesem oraz polską racją stanu, ale również będziemy uwzględniali to, że nasza obecność w NATO, w misji ISAF jest inwestycją w bezpieczeństwo Polski na przyszłość - powiedział Komorowski.

Pytany o bilans naszej obecności w Libanie, Komorowski ocenił, że 17 lat było świetną okazją, by polscy żołnierze działali w strukturach międzynarodowych, poznali ich standardy i specyfikę. - Dzięki takim misjom jak ta i innym, nasi żołnierze są znacznie lepiej przygotowani do pełnienia podstawowej misji, jaką wojsko polskie ma, czyli dbania o bezpieczeństwo naszego własnego terytorium - ocenił Komorowski.

Część wojskowych ekspertów uważa, że oszczędności z tytułu wycofania naszych żołnierzy w misjach ONZ są pozorne, bo organizacja ta zwraca ok. 60% kosztów. Minister pytany o ograniczenie nakładów podał, że jest to tylko jeden z argumentów, który przemawiał za takimi a nie innymi decyzjami ws. misji.

- Misje ONZ są znane z tego, że znaczna cześć kosztów była zwracana, czasem po wielu latach, ale była, do budżetu polskiego. To (zmniejszenie wydatków) nie jest pierwszym i podstawowym argumentem, którym się kierowaliśmy. Głównym argumentem było to, że w innych misjach potrzebujemy większych kontyngentów - wskazał.

Jak przekonywał w rozmowie z dziennikarzami, "czasy się zmieniają, pojawiają się nowe misje i nowe wyzwania". - My idziemy gdzie indziej, inni przychodzą tu. Społeczność międzynarodowa dba o stabilizację i wypełnianie mandatu ONZ. My będziemy robić co innego, inni będą wypełniać nasze zadania, na tym polega solidarność międzynarodowa - mówił Komorowski. W misji UNIFIL służy obecnie ok. 12 tys. żołnierzy. Komorowski pytany jakie to uczucie "gasić światło" odparł, że "zawsze trzeba myśleć o tym, że gdzieś się gasi, żeby gdzie indziej zapalić".

Ostatnia, 31. zmiana polskiego kontyngentu w Libanie liczyła około 500 żołnierzy. Do ich zadań należało m.in. transportowanie i magazynowanie towarów oraz obsługa i naprawa sprzętu technicznego. - W tej chwili w Libanie jest jeszcze dwustu kilkudziesięciu żołnierzy; w dwóch turach wrócą do Polski. Grupa likwidacyjna powróci ok. 10-12 grudnia i wtedy już nie będzie nikogo - podał wiceszef MON.

Jak poinformował dowódca 31 polskiego kontyngentu ppłk Piotr Walczak, sprzęt, który w związku z zakończeniem misji ma zostać przetransportowany do Polski, trafi tam drogą morską z Bejrutu. - Pozostawiamy oczywiście sprzęt oenzetowski. Zabieramy nasz sprzęt, wykorzystywany głównie przez kompanię manewrową, m.in. samochody ciężarowe i terenowe - podał.

Przez długi czas o wyjazdach na misję UNIFIL mówiono w polskiej armii "WDW Liban - Wojskowy Dom Wypoczynkowy". Warunki w porównaniu z tymi, jakie czekały na żołnierzy w Iraku bądź Afganistanie były i są tu "sprzyjające". Jak wszędzie, także i w Libanie przez kilkanaście lat żołnierze "oswoili" rzeczywistość. W bazie Naqoura polskie kontenery stały przy "ulicach" - Wspólnej i Alternatywy. Był budynek zwany Hiltonem, a na ławeczce przed nim napisy "ławka dla emerytów" oraz "ławka dla inwalidów". Między budynkami rosną kaktusy, agawy i palmy; za ogrodzeniem - rozciąga się kamienista plaża, choć żeby wykąpać się w morzu, trzeba przejechać ok. 20 kilometrów. Budynki gdzie mieszkali polscy żołnierze czeka teraz gruntowny remont i przebudowa. - Praktycznie wszystkie pomieszczenia zostaną rozebrane, a na ich miejsce pojawią się nowe - mówi ppłk Walczak.

Geneza misji ONZ w Libanie sięga końca lat 70. W marcu 1978 r. palestyńscy komandosi przeprowadzili rajd na terytorium Izraela i porwali autobus z turystami - zginęło 37 osób a 76 zostało rannych. W odpowiedzi oddziały Izraelskich Sił Obronnych przeprowadziły "Operację Litani", atakując bazy Palestyńczyków i zajmując terytorium na południe od rzeki Litani, wyłączając Tyr i jego najbliższe okolice.

Rada Bezpieczeństwa ONZ przyjęła rezolucję wzywającą Izrael do przestrzegania integralności terytorialnej i bezwarunkowego wycofania się z okupowanego terytorium Libanu i kolejną - powołującą Tymczasowe Siły Narodów Zjednoczonych w Libanie (ang.: United Nations Interim Force in Lebanon - UNIFIL). Jako główne zadania UNIFIL określono potwierdzenie wycofania wojsk izraelskich, przywrócenie pokoju i bezpieczeństwa oraz wsparcie rządu libańskiego w przejęciu kontroli nad okupowanym obszarem.

Polski kontyngent w misji UNIFIL rozpoczął wykonywanie zadań w 1992 r., początkowo jako kompania medyczna, na bazie której sformowano polowy szpital. Potem w rejon misji przybywały kolejne polskie pododdziały - m.in. batalion logistyczny.

Przez 17 lat udziału polskich sił w misji w Libanie doświadczenie zdobyło tam ok. 10 tys. żołnierzy. Życie straciło siedmiu wojskowych: mjr Marek Kaletka, sierż. Andrzej Wojda, st. chor. szt. Zbigniew Jaszdejewski, st. sierż. Andrzej Malinowski, st. sierż. Kazimierz Boroch, st. chor. szt. Mieczysław Jaszczuk i sierż szt. Bogusław Gibas.
(PAP)

Poniedziałek, 2009-11-30

Internauci WP: boimy się szczepionki, nie grypy!

- Nie zaszczepię ani siebie, ani swojej rodziny czymś, co nie jest dobrze wyprodukowane! - pisze ada, Internautka wp.pl podająca się za pielęgniarkę. Opinie na forum potwierdziły wyniki ankiety przeprowadzonej przez Wirtualną Polskę. Większość użytkowników deklaruje, że nie skorzysta ze szczepień przeciw wirusowi A/H1N1.

Zwolennicy i przeciwnicy szczepionek wypowiedzieli się na forum pod artykułem Anny Kolacińskiej Polacy boją się szczepionki przeciw A/H1N1.

Zdecydowaną mniejszość w dyskusji Internautów stanowią osoby, które chciałyby uniknąć zachorowania korzystając z biopreparatu w strzykawce. Wśród nich jest myślęsamodzielnie. Nie chorowała od lat, bo regularnie sczepiła się przeciw sezonowej grypie. Teraz też nie ma obaw i chętnie kupiłaby szczepionki dla całej rodziny. "Szczepili cię przeciw ospie, gruźlicy i nikt nie pytał o skład" - przypomina Iwona.

Użytkownik jack uważa, że panikę wśród ludzi celowo wywołał rząd: "chyba tylko on boi się szczepionki, bo kasa jest pusta!". Opinię tą popiera Jane. "W Wielkiej Brytanii szczepionkę podaje się już od pół roku i jeżeli byłoby coś nie tak, to dawno byłaby już wycofana" - przekonuje. Także Anna nie ma nic przeciwko. Jej zdaniem szczepionka pozytywie przeszła testy, a "każda inna jak i leki mogą wywołać skutki niepożądane". Intenautka kasia.brzozowska1 przestrzega przed histerią: "ludzie nie dajcie się zwariować!". Te argumenty nie przekonują jednak większości użytkowników forum.

Ich zdaniem szczepionka zabija

"Szczepionka nie ma podanych skutków ubocznych i nie została przetestowana" - pisze nieważne. Zdaniem użytkownika, aż 80% szczepionych na nią osób umiera. Dimall źle wspomina szczepienie na sezonową grypę. Długo po niej chorował, dlatego z całym przekonaniem pisze "tej na pewno nie wezmę". Niepewny jest też Polak: "Szczepionki są niebezpieczne, a ta grypa nie jest straszna". I dodaje, że więcej osób umarło na zwykłą grypę niż na świńską.

"Nie dajmy się wymordować" - nawołuje Andreas, który także jest przeciwny szczepionkom. Minka pisze, że wycofano całe partie w Kanadzie. "Dlaczego pomimo dostępności szczepionek nie chcą się szczepić Niemcy i Francuzi?" - zastanawia się. "Szczepionki to czysty biznes" - uważa oświecona. Internautka babette także jest zdania, że zastraszenie społeczeństwa miało na celu przynieść korzyści finansowe firmom farmaceutycznym. Odrzuca wyniki badań WHO i pisze "pandemia to fikcja".
Monika Szafrańska, Wirtualna Polska (wp.pl)


Korwin-Mikke spalił flagę Unii Europejskiej

Janusz Korwin-Mikke spalił przed Uniwersytetem Warszawskim flagę Unii Europejskiej. Polityk uważa, że 1grudnia - w dniu, kiedy zacznie obowiązywać Traktat z Lizbony - Polska straci suwerenność, a UE stanie się formalnie państwem, którego nasz kraj będzie jedynie częścią. Korwin-Mikkemu towarzyszyła grupa zwolenników; spaleniu flagi przyglądali się także przechodnie.

- Dzisiaj o północy Rzeczypospolita Polska traci suwerenność nad ziemiami polskimi. Od tej chwili suwerenem Polski nie jest już Rzeczypospolita Polska, ale Bruksela i Sejm Wiejskiej staje się sejmikiem lokalnym - powiedział Korwin-Mikke.

Zaznaczył, że władze w Polsce stracą od wtorku zupełnie na znaczeniu, bo - w jego opinii - Warszawa nie będzie miała możliwości sprzeciwienia się decyzjom, które zapadną w Brukseli. Korwin-Mikke podkreślił, że wszelkie dyrektywy, które zostaną przyjęte przez UE, będą obowiązywały w kraju.

Korwin-Mikke mówił, że zdumiewa go, iż Polaków "ta sprawa najwyraźniej mało interesuje". Jego zdaniem, świadczy to o tym, że państwo polskie nie funkcjonuje już od dawna.

Poinformował, że tworzy nową prawicową partię "Wolność i Praworządność". - Byłem wieloletnim członkiem najpierw Stronnictwa Demokratycznego, potem Unii Polityki Realnej, w tej chwili jest to trzecia partia i chyba ostatnia, w której jestem. Bardzo rzadko zmieniam partię - raz na 20 lat - dodał.

Wchodzący w życie 1 grudnia unijny Traktat z Lizbony ma usprawnić funkcjonowanie rozszerzonej UE dzięki uproszczonemu procesowi podejmowania decyzji i odejściu od prawa weta w ok. 40 dziedzinach. Weto utrzymano jednak w tak zasadniczych kwestiach, jak zmiany w traktatach, poszerzenie UE, polityka zagraniczna i obronna, zabezpieczenie socjalne, podatki i kultura.
(PAP)

Niedziela, 2009-11-29

Złote Berło dla Krzysztofa Pendereckiego

W warszawskiej Bibliotece Uniwersyteckiej Krzysztof Penderecki odebrał nagrodę Złotego Berła. Laureatem "Małego Berła" został wiolonczelista Rafał Kwiatkowski.

Kapituła Nagrody uhonorowała kompozytora i dyrygenta "za całokształt twórczości kompozytorskiej, w której nowatorska ekspresja muzyczna posłużyła do wyrażenia uniwersalnych treści duchowych oraz wprowadzenie dawnej i nowej muzyki polskiej w główny nurt światowego życia muzycznego".

Mistrz Penderecki odbierając statuetkę Złotego Berła - podkreślił, że tematy wielkie i uniwersalne są tym, co interesuje go najbardziej. - Wychodzę z założenia, że szkoda czasu na drobiazgi i rzeczy błahe - tłumaczył kompozytor i dodał, że stara się pokazać przestrzeń dobrą, a w jego utworach miłość, wiara i nadzieja zawsze przezwyciężają śmierć.

Penderecki, to nazwisko rozpoznawane w całym świecie - powiedział w uroczystej laudacji prof. Wiktor Osiatyński. To co, wyróżnia laureata - to odwaga w doborze podejmowanych tematów trudnych. Niewielu ludzi miałoby odwagę skomponować utwór z okazji 3000 lat istnienia Jerozolimy, niewielu też kompozytorów miało odwagę zmierzenia się z problemami historii naszego kraju, czy świata - podkreślał Wiktor Osiatyński.

Laureatem "Małego Berła" został wiolonczelista Rafał Kwiatkowski. Do nagrody nominował go sam Krzysztof Penderecki. Nagrody złotego i małego berła po raz 11 przyznała Fundacja Kultury Polskiej. Dotąd Złotym Berłem zostali wyróżnieni: Jerzy Giedroyć, Wojciech Kilar, Stanisław Lem, Roman Polański, Ewa Podleś, Sławomir Mrożek, Janusz Gajos, Tadeusz Różewicz, Maria Fołtyn i Wojciech Młynarski.
(IAR)

Nowy prymas zdecydował: będzie nosił kardynalską purpurę

Abp Henryk Muszyński zdecydował, że jako prymas będzie nosił strój kardynalski - ustalił portal tvp.info. Metropolita gnieźnieński skorzysta tym samym z przywileju nadanego jego poprzednikom w 1749 roku przez papieża Benedykta XIV. Z kolei kard. Józef Glemp będzie używał tytułu „Prymas senior”.

Metropolita gnieźnieński obejmie urząd prymasa Polski 19 grudnia. Dzień wcześniej kard. Józef Glemp skończy osiemdziesiąt lat i - zgodnie z decyzją Benedykta XVI sprzed trzech lat - przekaże tytuł prymasa abp. Henrykowi Muszyńskiemu. Wiele wskazuje zresztą na to, że nie na długo, gdyż już w marcu także abp Muszyński przechodzi na emeryturę. Jeśli Benedykt XVI nie przedłuży mu po raz kolejny urzędowania i mianuje nowego arcybiskupa gnieźnieńskiego, tytuł prymasa na początku przyszłego roku powędruje do innego, młodszego hierarchy.

Powstał problem, czy abp Muszyński, jako prymas nie będący kardynałem, ma nosić strój arcybiskupi (fioletowy) czy kardynalski (purpurowy). - Arcybiskup Muszyński będzie korzystał z przywileju papieskiego i jako prymas Polski będzie używał purpury kardynalskiej - wyjaśnia portalowi tvp.info ks. Zbigniew Przybylski, rzecznik prasowy Kurii Metropolitarnej w Gnieźnie.

Przekazanie przez kard. Glempa tytułu prymasowskiego do Gniezna nie wymaga żadnej papieskiej nominacji. - Nie należy się spodziewać żadnego dodatkowego aktu prawnego ze strony Stolicy Apostolskiej, gdyż list Benedykta XVI z 1 listopada 2006 roku rozstrzygnął już kwestię prymasostwa w Polsce i termin przejęcia urzędu - dodaje ks. Przybylski.

Jak ustalił portal tvp.info, uroczystość inauguracji urzędu prymasowskiego przez abp. Muszyńskiego odbędzie się 19 grudnia. Od tego dnia kard. Glemp będzie używał tytułu „Prymas senior”.

W Polsce po raz pierwszy dochodzi do sytuacji, w której prymas przechodzi na emeryturę i przekazuje swój urząd następcy (poprzednicy kard. Glempa pełnili go dożywotnio). Pierwszy raz od 1946 roku prymas będzie też rezydował poza Warszawą.

Tradycyjnie tytuł prymasa Polski (obecnie wyłącznie honorowy) przysługuje arcybiskupom gnieźnieńskim, jednak od 1946 roku do 1992 roku metropolita gnieźnieński był równocześnie arcybiskupem stolicy - dlatego kolejni prymasi rezydowali w Warszawie. Później Stolica Apostolska pozostawiła ten tytuł kard. Glempowi jako "kustoszowi relikwii św. Wojciecha", zaznaczając jednak, że w przyszłości będą się nim posługiwali nie metropolici warszawscy, lecz gnieźnieńscy.

Ukończenie przez kard. Glempa osiemdziesiątego roku życia wiąże się też z tym, że straci on prawo do udziału w konklawe. Oznacza to, że w wyborze papieża będzie mogło uczestniczyć tylko trzech Polaków: kardynałowie Stanisław Dziwisz. Stanisław Ryłko i Zenon Grocholewski. Tego prawa nie mają natomiast Henryk Gulbinowicz, Franciszek Macharski, Stanisław Nagy, Andrzej Maria Deskur oraz Marian Jaworski.
Marcin Dzierżanowski (tvp.info)

Kulisy rezygnacji Bieleckiego - nie odszedł dobrowolnie

Jan Krzysztof Bielecki nie zrezygnował ze stanowiska prezesa Pekao SA dobrowolnie - ustalił "Wprost". Dymisję złożył pod naciskiem Włochów z UniCredit. Powodem miały być pogarszające się wyniki polskiego banku i coraz większe zaangażowanie prezesa w sprawy polityczne.

O możliwym odejściu ze stanowiska Jana Krzysztofa Bieleckiego mówiło się już w połowie listopada 2009 roku w Rzymie, podczas walnego zgromadzenia akcjonariuszy UniCredit, którego częścią jest Pekao.

Po połączeniu z BPH w 2007 roku Pekao SA był największą polską instytucją finansową. Jeszcze w 2008 roku górował nad konkurentami w najważniejszych kategoriach - liczbie udzielonych kredytów, przyjętych depozytów i wartości aktywów. Dziś kurczy się w oczach. Tylko wartość aktywów Pekao zmniejszyła się ze 132 mld zł na koniec roku 2008 do 124 mld zł.

Włoskim szefom UniCredit zaczęło przeszkadzać, że prezes Pekao SA coraz częściej zaczyna się udzielać w polityce - twierdzą informatorzy "Wprost". Sam Bielecki nie chciał tego komentować. Tajemnicą poliszynela jest jednak, że to jedna z najbardziej wpływowych postaci w otoczeniu obecnego rządu. W dodatku w jednym z wywiadów Bielecki sugerował, że gdyby pojawiła się odpowiednia propozycja, mógłby wrócić do polityki.
(IAR)

Sobota, 2009-11-28

Czubaj tegorocznym laureatem Nagrody Wielkiego Kalibru

Mariusz Czubaj, autor książki "21:37", otrzymał tegoroczną Nagrodę Wielkiego Kalibru dla najlepszej polskiej powieści kryminalnej lub sensacyjnej wydanej w 2008 r. Nagrodę wręczono we Wrocławiu podczas Międzynarodowego Festiwalu Kryminału.

Tegoroczna nagroda ma wartość 25 tys. zł. Ufundowana została przez prezydenta Wrocławia Rafała Dutkiewicza.

W tegorocznej edycji do nagrody zostało nominowanych siedem powieści: "21:37" Mariusza Czubaja, "Wilcza wyspa" Tomasza Konatkowskiego, "Aleja samobójców" Marka Krajewskiego i Mariusza Czubaja, "Elektryczne perły" Konrada T. Lewandowskiego, "Jedenaście" Marcina Świetlickiego, "Zabili mnie we wtorek" Piotra Wereśniaka oraz "Komisarz Maciejewski. KinoVenus" Marcina Wrońskiego .

"21:37" Mariusza Czubaja rozpoczyna cykl powieści kryminalnych "Polski psychopata", których głównym bohaterem jest komisarz Rudolf Heinz. Komisarz zajmuje się tropieniem sprawców najbardziej brutalnych i tajemniczych przestępstw. Wiosną 2007 r. Rudolf Heinz dołącza do specjalnej grupy operacyjnej, która ma wyjaśnić sprawę makabrycznego morderstwa dwóch młodych mężczyzn - studentów seminarium duchownego. W kontekście morderstwa pojawiają się dwie tytułowe liczby - 21 i 37.

Jak pisze wydawca powieści, Wydawnictwo W.A.B, "21:37" to klasyczny kryminał osadzony w polskich współczesnych realiach. "Napisany z mistrzowską precyzją i antropologiczną wyobraźnią. A komisarz Heinz - niczym inspektor Maigret Simenona - nie spocznie, póki nie wyjaśni każdej, najbardziej nawet demonicznej zagadki".

Nagroda Wielkiego Kalibru przyznawana jest od 2004 r. Otrzymuje ją autor najlepszej powieści kryminalnej lub sensacyjnej, która została wydana w roku poprzedzającym przyznanie wyróżnienia. W 2004 r. jako pierwszy Nagrodę Wielkiego Kalibru otrzymał Marek Krajewski za powieść "Koniec świata w Breslau".

W tym roku organizatorzy Międzynarodowego Festiwalu Kryminału po raz pierwszy przyznali również Nagrodę Małego Kalibru, którą otrzymują autor lub instytucja szczególnie zasłużeni dla promowania literatury kryminalnej wśród dzieci i młodzieży. Laureatem tego wyróżnienia zostało Wydawnictwo W.A.B.

W ramach Międzynarodowego Festiwalu Kryminału, który potrwa we Wrocławiu do czwartku odbywają się spotkania z autorami, warsztaty literackie, wykłady, panele dyskusyjne i projekcjie filmów kryminalnych.
(PAP)

Znaleźli Jagdpanzera IV - to "historyczny rarytas"

Pozostałości po zniszczonym, niemieckim niszczycielu czołgów Jagdpanzer IV znaleziono w Poznaniu w okolicy Cytadeli. Zdaniem kpt. Tomasza Ogrodniczuka, kustosza Muzeum Broni Pancernej w Centrum Szkolenia Wojsk Lądowych, znalezisko jest historycznym rarytasem.

Jagdpanzer IV został prawdopodobnie zniszczony podczas walk o Poznań w 1945 roku. Wykopany i wydobyty w sobotę pojazd po pracach konserwacyjnych stanie w poznańskim Muzeum Broni Pancernej.

- Zadzwoniła do mnie właścicielka posesji, która mieszka w okolicy poznańskiej Cytadeli, mówiąc, że ma w ogródku zakopany czołg, prawdopodobnie T-34. Po ustaleniach z konserwatorami zabytków przystąpiliśmy do prac wydobywczych. Wtedy tym niby radzieckim pojazdem okazał się pojazd niemiecki - powiedział Ogrodniczuk.

Jak dodał, znalezisko jest pewnego rodzaju sensacją, bo w żadnych historycznych źródłach dotyczących bitwy o Poznań taki pojazd nie występuje.

- Dla nas wszystkich to jest zaskoczenie, teraz będziemy dochodzić do tego, skąd ten pojazd mógł się znaleźć przy Cytadeli. Takie pojazdy to rzadkość w zbiorach muzealnych w Polsce - powiedział.

Znalezisko zostanie zmontowane i trafi na muzealną ekspozycję. Jak zaznaczył kpt. Ogrodniczuk nie ma szans, by pojazd przywrócić do dawnej świetności. - Złożymy tylko te elementy, które zostaną wydobyte. Pojazd jest dość poważnie uszkodzony, lufa jest u wylotu rozdęta, uszkodzony jest oporopowrotnik. Znalezione elementy to przednia płyta pancerna, jarzmo armaty, kawałek działa i cała komora nabojowa - wyjaśnił.

Wykopanego Jagdpanzera IV będzie można zobaczyć w Muzeum Broni Pancernej prawdopodobnie za kilka tygodni.

Jagdpanzer IV to niemieckie działo pancerne z okresu II wojny światowej. Używane było głównie jako niszczyciel czołgów. Pojazd miał prawie 26 ton, 8,5 m długości i 3 m szerokości, uzbrojony był w armatę kalibru 75 mm. Załogę stanowiły cztery osoby.

Poznańska placówka muzealna ma duże doświadczenie w przywracaniu do życia wykopanych pojazdów z czasów II wojny światowej. We wrześniu w poznańskim Muzeum Broni Pancernej pokazano odrestaurowane działo Sturmgeschuetz IV wyciągnięte w 2008 roku z rzeki Rgilewki w gminie Grzegorzew.

Konstruktorzy pracowali przy nim przez wiele miesięcy, by doprowadzić je do stanu sprzed ponad 60 lat. Po renowacji pojazd jeździ, można też z niego strzelać.
(PAP) 

Piątek, 2009-11-27

Antoni Macierewicz zaskarżył Traktat z Lizbony

Poseł PiS Antoni Macierewicz zwrócił się do Trybunału Konstytucyjnego. Chce wydania orzeczenia, że Traktat z Lizbony jest niezgodny z Konstytucją RP. Pod wnioskiem podpisało się 61 posłów PiS i dwóch niezrzeszonych.

Autorzy wniosku twierdzą - jak napisano w uzasadnieniu - że Traktat z Lizbony jest niezgodny z zasadą pierwszeństwa polskiej konstytucji przed każdym innym unormowaniem prawnym. Wnioskodawcy twierdzą również, że przepisy Traktatu mogą doprowadzić do sytuacji, że Polska będzie musiała zaakceptować rozstrzygnięcia unijnych organów, nawet jeśli polskie władze nie będą ich akceptować. Taka sytuacja zaś - ich zdaniem - godzi w zasadę suwerenności narodu, który bezpośrednio lub przez swoich przedstawicieli, czyli władze, decyduje o sprawach swego państwa.

Autorów wniosku niepokoi zmiana regulacji wynikających z innych traktatów, zwłaszcza rezygnacja z systemu nicejskiego, korzystniejszego z polskiego punktu widzenia. - Rzeczpospolita może znaleźć się w sytuacji, że nie akceptując danej zmiany ustawowej, będzie musiała ją przyjąć - mówi Antoni Macierewicz.

Wnioskodawcy zaskarżyli art. 1 i 2 Traktatu Lizbońskiego "w tym zakresie, w jakim zmienione przez niego artykuły Traktatu o UE dopuszczają stanowienie przez Radę Unii Europejskiej wbrew stanowisku RP aktów prawnych obowiązujących na terytorium RP lub wiążących ją w stosunkach zewnętrznych".

Według wnioskodawców przepisy te są niezgodne z art. 90 ust. 1 i 3 Konstytucji RP. Przewiduje on, że RP może na podstawie umowy międzynarodowej przekazać organizacji międzynarodowej kompetencje organów władzy państwowej w niektórych sprawach oraz, że wyrażenie zgody na ratyfikację takiej umowy może być uchwalone w referendum ogólnokrajowym.

Ponadto, jak podkreślono, przepisy art. 1 i 2 Traktatu są niezgodne z przepisem ustawy zasadniczej, stanowiącym, że konstytucja jest najwyższym prawem RP. "W szczególności oznacza to niezgodność z wyrażoną w preambule Konstytucji RP zasadą suwerennego i demokratycznego stanowienia Rzeczypospolitej Polskiej o losie Ojczyzny oraz zasadą nadrzędności Konstytucji RP nad wszelkim prawem obowiązującym w RP" - czytamy w uzasadnieniu wniosku.

Równocześnie wnioskodawcy - na wypadek gdyby TK nie orzekł o niezgodności z konstytucją zaskarżonych przez nich postanowień Traktatu - zwracają się o orzeczenie niezgodności z ustawą zasadniczą art. 1 ustawy o ratyfikacji Traktatu z Lizbony. - Ustawa zezwoliła na ratyfikację, nie wskazując na konieczność dołączenia do Traktatu ustaw okołotraktatowych, które pozwoliłyby na akceptację unijnego ustawodawstwa podejmowanego większością głosów poprzez uprzednie przyjmowanie ustaw sejmowych - powiedział Macierewicz.

- Aby Traktat mógł być uznany za zgodny z konstytucją, musiałyby istnieć ustawy okołotraktatowe, które mówiłyby, że przed rozważaniem przez przedstawiciela Polski wniosku, który jest głosowany większością w Unii Europejskiej, każdorazowo musiałaby być ustawa sejmu, senatu lub referendum, dokładnie tak jak jest w Niemczech i Czechach - mówił Macierewicz.

W Niemczech w związku z Traktatem Lizbońskim parlament przyjął ustawy kompetencyjne. Bundestag będzie m.in. wyrażał zgodę w przypadku przeniesienia kompetencji na UE w takich dziedzinach jak prawo karne, polityka obronna, ochrona środowiska, prawo rodzinne w aspekcie transgranicznym czy prawo pracy i sprawy socjalne, a także w przypadku zastosowania tzw. klauzuli elastyczności, która daje UE możliwość podejmowania działań w sferach nieprzewidzianych traktatem.

Macierewicz przyznał, że miał wątpliwości, czy można złożyć wniosek do Trybunału, w sytuacji gdy - jak to jest obecnie - Traktat z Lizbony nie jest jeszcze opublikowany w polskim Dzienniku Ustaw. - Brałem to pod uwagę. Po opublikowaniu w Dzienniku Ustaw UE takie wątpliwości powinny ustąpić. Czekanie w nieskończoność byłoby nieracjonalne - podkreślił.

Macierewicz zaznaczył, że gdyby wniosek był zakwestionowany ze względów formalnych, złoży go ponownie, po publikacji Traktatu w polskim Dzienniku Ustaw.

W ocenie posła PiS, jeżeli Trybunał nie przychyli się do wniosku, to "popełni samobójstwo", bo pozbawi się kompetencji do orzekania o zgodności unijnego prawa z konstytucją i przyjmie jego wyższość nad polskim ustawodawstwem.

Podobny wniosek do TK ma przygotowany grupa senatorów PiS. Jak powiedział senator Piotr Andrzejewski ze złożeniem wniosku czekają do czasu opublikowania Traktatu z Lizbony w polskim Dzienniku Ustaw.
(PAP)

Już wiadomo, kto zastąpi Janusza Lewandowskiego w PE

Marszałek województwa pomorskiego Jan Kozłowski wejdzie na miejsce Janusza Lewandowskiego do Parlamentu Europejskiego (PE). Z kolei Kozłowskiego na stanowisku marszałka zastąpi dotychczasowy wicemarszałek - Mieczysław Struk. Takie zmiany szykują się po wyborze Lewandowskiego na komisarza do spraw budżetu UE.

W ostatnich wyborach do europarlamentu Jan Kozłowski (PO), pod względem liczby zdobytych głosów, znalazł się na trzecim miejscu w okręgu obejmującym woj. pomorskie. Wyprzedzili go Janusz Lewandowski i Jarosław Wałęsa, którzy dostali się do PE.

Po tym, jak przewodniczący Komisji Europejskiej Jose Barroso ogłosił, że Lewandowski ma objąć tekę komisarza do spraw budżetu UE, jego miejsce w PE automatycznie zajmie Kozłowski. Funkcję tę będzie mógł objąć 1 lutego (wcześniej propozycja Barroso dotycząca Lewandowskiego musi uzyskać aprobatę PE).

Jan Kozłowski powiedział, że zaraz po tym, jak PE formalnie zatwierdzi zaproponowany przez Barroso podział tek między komisarzy, złoży on rezygnację z fotela marszałka. - Będzie to automatyczne z rezygnacją całego zarządu - zaznaczył.

Jak dodał, po jego rezygnacji, sejmik wybierze nowego marszałka, a ten zaproponuje nowych członków zarządu (będą oni musieli zostać także zatwierdzeni przez sejmik).

Według Kozłowskiego, z góry wiadomo, iż nowym marszałkiem woj. pomorskiego zostanie dotychczasowy wicemarszałek - Mieczysław Struk. - PO ma w sejmiku większość i już dawno uzgodniliśmy kandydaturę pana Struka, którą zresztą zaaprobował także premier Tusk - powiedział Kozłowski.

63-letni Kozłowski jest absolwentem Wydziału Budowy Maszyn Politechniki Gdańskiej. W latach 1969-72 był pracownikiem naukowo-dydaktycznym Politechniki Gdańskiej. Następnie pełnił funkcję kierownika w Centrum Techniki Okrętowej w Gdańsku, gdzie był jednym z założycieli Solidarności. Po wprowadzeniu stanu wojennego zwolniono go z pracy za niepodpisanie deklaracji lojalności wobec władz.

W latach 1992-98 był prezydentem Sopotu. W latach 1998-2001 pełnił funkcję wiceprezesa Urzędu Kultury Fizycznej i Sportu. Od 2003 roku, już drugą kadencję, pełni funkcję marszałka województwa pomorskiego. W tym samym roku został wybrany na przewodniczącego pomorskiej Platformy Obywatelskiej, którą to funkcję pełni do dzisiaj.

Po objęciu mandatu europosła Kozłowski ma zamiar walczyć o jak najkorzystniejszy dla Polski podział środków unijnych na lata 2014-2020. - Biorąc pod uwagę fakt, że Jerzy Buzek jest przewodniczącym PE, a Janusz Lewandowski będzie komisarzem do spraw budżetu, możemy być skuteczni - powiedział Kozłowski.
(PAP)

Czwartek, 2009-11-26

Miał odebrać order od L. Kaczyńskiego; czuje się poniżony

Znany rosyjski dziennikarz i obrońca praw człowieka Aleksander Podrabinek nie odbierze Orderu Zasługi Rzeczypospolitej Polskiej od Lecha Kaczyńskiego. Jak napisał w liście otwartym do polskiego prezydenta, "szokującą okolicznością" jest, że zgodę na jego odznaczenie musi wydać prezydent Rosji Dmitrij Miedwiediew. Kancelaria Prezydenta RP wyjaśnia w specjalnym komunikacie: "przepisy niektórych państw przewidują konieczność uzyskania zgody władz tych państw na przyjęcie przez ich obywateli odznaczeń państwowych państw obcych".

Prezydent Rzeczypospolitej Polskiej w ubiegłym tygodniu podjął decyzję o uhonorowaniu zasług 17 działaczy zasłużonych w działalności na rzecz przemian demokratycznych w Europie Środkowo-Wschodniej i wspierających dążenia niepodległościowe Polski. Był wśród nich także Podrabinek.

Jak wyjaśnia kancelaria prezydenta z tej grupy 14 osób odebrało odznaczenia 20 listopada br. w Belwederze. Pozostałe 3 osoby są obywatelami państw, w których wymagana jest zgoda władz tych państw na przyjęcie przez ich obywateli odznaczeń państwowych państw obcych. Przepisy takie obowiązują m.in. w Białorusi, Federacji Rosyjskiej, ale również w Kanadzie, Republice Francuskiej, Republice Włoskiej, Wielkiej Brytanii i Irlandii Północnej i innych.

Zgodnie z obowiązującym prawem - tłumaczy Kancelaria Prezydenta RP - wystąpiono do Ministerstwa Spraw Zagranicznych o podjęcie niezbędnych kroków w celu uzyskania wymaganej zgody. Procedura jej uzyskania trwa. Po potwierdzeniu przez MSZ uzyskania takiej zgody możliwe będzie podpisanie postanowienia przez Prezydenta RP i przekazanie odznaczeń.

"Podczas ceremonii - wspomina w liście Podrabinek - okazało się, że wręczenie orderu opóźni się, ponieważ zgody nie wyraził prezydent Rosji Dmitrij Miedwiediew. Okazało się, że istnieją dwustronne porozumienia przewidujące taką procedurę. Jest to dla mnie szokująca okoliczność, dlatego mimo wdzięczności wobec pana prezydenta za honor, jestem zmuszony odmówić przyjęcia nagrody - podkreśla w liście Podrabinek.

W liście otwartym do Lecha Kaczyńskiego Podrabinek napisał: "Proszę przyjąć wyrazy mojego szczerego współczucia dla narodowej niezależności i suwerenności Polski, skoro wręczenie obcym obywatelom polskich odznaczeń państwowych wymaga zgody dyktatorów i prezydentów, którzy we własnych krajach nie mają społecznej legitymacji".

W czwartek rozgłośni "Echo Moskwy" dziennikarz uznał za "niedopuszczalne", że władze polskie, które chcą go nagrodzić, "pytają o zgodę prezydenta Miedwiediewa". - Uważam to za poniżające - powiedział Podrabinek.

Podrabinek wywołał wściekłość zbliżonego do Kremla ruchu młodzieżowego "Nasi", potępiając w swym artykule mera Moskwy, który nakazał przemianować otwartą w lipcu w Moskwie restaurację "Antysowiecka" na "Sowiecka". Władze tłumaczyły, że nazwa obraża starsze pokolenie Rosjan.
(PAP)

Wstrząsający raport nt. tragedii w kopalni "Wujek-Śląsk"

W kopalni "Wujek-Śląsk", gdzie we wrześniu zapłon i wybuch metanu zabiły 20 górników, złamano procedury dotyczące przebywania ludzi w strefach szczególnego zagrożenia. 12 ofiar tragedii było w miejscach, gdzie w ogóle nie powinno ich być - ustaliła komisja Wyższego Urzędu Górniczego (WUG).

Wyjaśniająca przyczyny katastrofy komisja zebrała się w Katowicach na czwartym posiedzeniu. Eksperci potwierdzili wcześniejsze przypuszczenia, że stosowane w rejonie wypadku urządzenia elektryczne były w złym stanie. Prawdopodobnie któreś z nich dało iskrę, która zapaliła metan.

O tym, że w rejonie katastrofy w rudzkiej kopalni było więcej górników, niż przewidują to przepisy, mówiono już krótko po katastrofie. Komisja WUG potwierdziła, że tak było, jednak ustalenie szczegółów wymagało m.in. żmudnych przesłuchań świadków. Jak dotąd przesłuchano ponad 120 osób, niektóre wielokrotnie. 33 z nich to poszkodowani w katastrofie.

Rzecznik WUG Krzysztof Król poinformował, że w strefie, gdzie powinny przebywać maksymalnie trzy osoby, było ich siedem - wszyscy zginęli. W innym miejscu, gdzie były 23 osoby, ze względu na zagrożenie tąpaniami nie powinno być nikogo. Pięciu górników z tej grupy zginęło. Komisja wyjaśnia, kto i dlaczego skierował górników w ten rejon, z naruszeniem przepisów.

- Można jednoznaczne powiedzieć, że jest to nieprawidłowość, która wykraczała poza przepisy i ustalenia, jakie kopalnia miała w tym zakresie. To, że było tyle osób w strefach, w których nie powinni być, oraz to, w jakim stanie był sprzęt, na pewno jest zaniedbaniem. Natomiast jest zbyt wcześnie, żeby jednoznacznie wyrokować co do winy i ostatecznej przyczyny katastrofy - ocenił Król.

Badania ekspertów, którzy zbadali dotąd trzy czwarte zabranych po wypadku do laboratoriów podziemnych urządzeń, potwierdziły bardzo zły stan techniczny wielu z nich. - Były uszkodzone, nie spełniały wymogów ognioszczelności, nie miały obudowy przeciwwybuchowej. Każde z tych urządzeń, czy nawet kabli albo złączek, mogło spowodować zapłon metanu - powiedział Król, zastrzegając, że wciąż nie ma pewności, czy tak właśnie było.

Eksperci umiejscowili zapłon metanu między połową ściany wydobywczej a jej wylotem. Dokładnego miejsca wciąż nie określono. Już wcześniej badania (m.in. pobranych prób pyłu węglowego) wykazały, że zapalenie nastąpiło w ścianie, gdzie przedostał się metan ze zrobów (miejsca po eksploatacji węgla). Przemieszczając się w kierunku zrobów płomień mógł napotkać większą ilość metanu i doszło do wybuchu. Potem miało także miejsce wypalenie, choć nie wybuch, pyłu węglowego.

Do kolejnego posiedzenia komisji, które zaplanowano na początek stycznia, będą zbadane urządzenia z rejonu, gdzie prawdopodobnie nastąpił zapłon. Będzie też sprawdzone, które z nich były wówczas pod napięciem oraz które kable były podłączone. - Być może pozwoli to na wskazanie konkretnego urządzenia, czyli miejsca, gdzie ten zapłon mógł nastąpić - wyjaśnił Król.

Komisja docieka także, skąd w wyrobisku pojawiła się nagle duża ilość metanu. Zaplanowano m.in. symulację pod ziemią, z wykorzystaniem takiego samego wentylatora, jak pracował wówczas. Chodzi o sprawdzenie jego oddziaływania na przepływ powietrza i stwierdzenie, czy mogło to zaburzyć stabilizację układu wentylacyjnego. Komisja ma zakończyć prace do końca marca.

Obecnie ściana, gdzie doszło do katastrofy, jest odizolowana od pozostałych wyrobisk specjalnymi tamami. Druga ściana, w pobliżu, ruszy, gdy zostaną spełnione warunki bezpieczeństwa. Jeden z ważniejszych to ograniczenie wielkości wydobycia o ponad 30 proc.

Innym warunkiem eksploatacji w tym miejscu jest skrócenie chodników przyścianowych do 3-4 metrów. Komisja wyjaśniająca przyczyny katastrofy ustaliła wcześniej, że chodniki przy feralnej ścianie były znacznie dłuższe niż przewidywał projekt techniczny. Mógł tam gromadzić się metan. Stąd m.in. warunek, by tym razem chodniki były odpowiednio krótkie.

Zdecydowano także o zwiększeniu w przywracanej do eksploatacji ścianie liczby czujników metanu z 9 do 12 i wprowadzenie dodatkowego, dźwiękowego sygnału w sytuacji, kiedy stężenie metanu będzie zbliżać się do niebezpiecznego poziomu. Obecnie przy stężeniu ok. 2% czujniki odcinają prąd do pracujących pod ziemią urządzeń. Tak będzie nadal, ale o zbliżaniu się takiego momentu górnicy dowiedzą się odpowiednio wcześniej, z sygnału dźwiękowego.

Do zapalenia i wybuchu metanu w kopalni doszło 18 września 1050 metrów pod ziemią. W dniu wypadku zginęło 12 górników, ośmiu kolejnych zmarło w następnych dniach w szpitalach. Rannych zostało ponad 30 osób. Kilkanaście z nich nadal leczonych jest w Centrum Leczenia Oparzeń w Siemianowicach Śląskich. Przyczyny katastrofy, oprócz komisji WUG, wyjaśnia także prokuratura.
(PAP)

Polscy duchowni biją na alarm: to godzina próby dla wiary

- To godzina próby dla naszej wiary. Biskupi i katolicy nie mogą milczeć - tak o wyroku Europejskiego Trybunału Praw Człowieka w Strasburgu w sprawie dopuszczalności obecności symboli religijnych w miejscach publicznych powiedział przewodniczący Konferencji Episkopatu Polski abp Józef Michalik.

Episkopat Polski wyraził swój protest wobec wyroku Europejskiego Trybunału Praw Człowieka w Strasburgu, dotyczącego obecności symboli religijnych w miejscach publicznych. Na początku listopada Trybunał orzekł, że wieszanie krzyży w klasach to naruszenie "prawa rodziców do wychowania dzieci zgodnie z własnymi przekonaniami" oraz "wolności religijnej uczniów".

- Krzyż to nie tylko ozdoba i kultura. To najważniejszy moment w historii, gdy Jezus umarł za nas na krzyżu. Ten wyrok musiał nas wszystkich zaboleć - mówił arcybiskup Józef Michalik po zakończeniu obrad Konferencji Episkopatu Polski na Jasnej Górze. Jak dodał, "dziś krzyż jest przeszkodą, a jutro będzie człowiek o niebieskich oczach albo czarnych oczach, albo długim nosie".

- Ja wiem, za co mego ojca zwalniali z pracy, gdy nie chciał zgodzić się na zdjęcie krzyża w biurze, w którym pracował. Trzeba było robić różne preteksty, urządzać drugie malowanie biura, żeby ten krzyż zdjąć. Myśmy przechodzili różne "Włoszczowe", które nam dawały lekcje, jak się zachowywać w takich sytuacjach - mówił przewodniczący KEP (w 1984 roku we Włoszczowie skazano dwóch księży za kierowanie strajkiem młodzieży z tamtejszego Zespołu Szkół Zawodowych; w proteście przeciw konfiskacie symboli religijnych uczniowie bojkotowali zajęcia i okupowali szkołę; niektórych z nich relegowano ze szkoły, innych nie dopuszczono do matury; księża zostali w 1990 r. uniewinnieni przez Sąd Najwyższy).

Abp Michalik wyraził uznanie i podziękował europosłom, którzy zwrócili się o zachowanie "wolności dla prezentowania krzyży w przestrzeni publicznej".

W komunikacie, wydanym po zebraniu plenarnym Konferencji Episkopatu Polski, hierarchowie wyrazili sprzeciw wobec przejawów wrogości wobec znaku krzyża, jakie przy okazji orzeczenia Trybunału miały miejsce w Polsce. Według biskupów, prawa niewierzącej mniejszości powinny być łączone z obowiązkiem respektowania praw większości ludzi wierzących. "Nie wolno ranić uczuć osób, dla których krzyż jest symbolem największych wartości" - stwierdzili hierarchowie.

Podziękowali również wszystkim osobom zaangażowanym w obronę życia poczętego. Szczególną wdzięczność wyrazili tym spośród polskich parlamentarzystów oraz profesorów i lekarzy, którzy działają na rzecz całkowitej ochrony życia ludzkiego i prawnego zakazu stosowania zapłodnienia in vitro.

Podczas uroczystej Mszy św. w Kaplicy Jasnogórskiej biskupi podziękowali kardynałowi Józefowi Glempowi za jego długoletnią posługę Prymasa Polski. Wyrazili także wdzięczność abp. Józefowi Kowalczykowi za 20-letnią misję Nuncjusza Apostolskiego w Polsce.
(PAP)

INDEX


Copyright © Polonijny Link Winnipegu
Kopiowanie w całości jest dozwolone bez zgody redakcji pod warunkiem nie dokonywania zmian w dokumencie.

23-845 Dakota Street, Suite 332
Winnipeg, Manitoba
R2M 5M3
Canada
Phone: (204)254-7228
Toll Free US and Canada: 1-866-254-7228