Środa, 2010-05-19
Sytuacja
powodziowa w Polsce - najświeższe meldunki
Południowa Polska nadal walczy z powodziami, ale w wielu miejscach sytuacja
powoli się stabilizuje, a prognozy przewidują niewielką poprawę pogody -
opady będą mniej intensywne, choć wystąpią burze. W wielu rejonach kraju
wciąż jednak trwa dramatyczna walka z wielką wodą. Jak brzmią najświeższe
meldunki władz i meteorologów?
Według synoptyków, poziom opadów w najbliższych dniach powinien kształtować
się w granicach 5-15 mm na całym obszarze kraju. W czwartek i piątek
spodziewane są burze; opady będą zatem większe - na poziomie 30-50 mm.
Instytut Meteorologii i Gospodarki Wodnej zwraca jednak uwagę, że będą one
występować tylko lokalnie.
Główny meteorolog IMiGW Marianna Sasim poinformowała, że fala wezbraniowa na
Wiśle spływa już do środkowego biegu rzeki. Wciąż jednak się ona formuje, bo
nie spłynęła jeszcze woda ze wszystkich dopływów rzeki. W dorzeczu górnej
Wisły poziom wody obniżył się i jest niższy od stanów ostrzegawczych.
W weekend fala wezbraniowa dotrze do Warszawy; Instytut prognozuje, że
będzie ona wyższa niż podczas powodzi w 2001 r., gdy osiągnęła 705 cm. Rano
poziom Wisły w stolicy wynosił 341 cm, w czwartek ma to być 415 cm, w piątek
- 750 cm, a w sobotę - 800 cm.
Dramatyczna sytuacja w Sandomierzu
Bardzo trudna sytuacja jest w Sandomierzu. Prawobrzeżna cześć miasta jest
prawie całkowicie zalana.
Służby ratownicze szacują, ze z dotkniętych powodzią terenów trzeba będzie
ewakuować około pięciu tysięcy osób. Na prawym brzegu rzeki trwa dramatyczna
walka o uratowanie huty szkła, w której pracuje dwa tysiące mieszkańców. W
dwóch miejscach wał przy hucie zaczął przeciekać. Na miejsce cały czas są
dowożone worki z piachem. Zastępca Komendanta Wojewódzkiego Państwowej
Straży Pożarnej w Kielcach Stanisław Woś powiedział, że jeśli nie będzie
większej fali, to zakład powinien zostać uratowany.
Około 22.00 ratownicy zakończyli ewakuację mieszkańców z prawobrzeżnej
części miasta. Ewakuowano wszystkich , którzy tego chcieli. Rano ewakuacja
zostanie wznowiona. Przez całą noc specjalne patrole mają czuwać nad tym, by
w opuszczonych przez ludzi domach nie dochodziło do kradzieży czy aktów
wandalizmu.
Dla ewakuowanych przygotowywano sale w miejscowym gimnazjum. Po lewej
stronie Wisły miastu nic nie grozi, ponieważ ta cześć Sandomierza - w tym
zabytkowe centrum - to cześć położona na górze.
Wkrótce do Sandomierza powinny dotrzeć dodatkowe oddziały wojska i dodatkowy
sprzęt, potrzebny do ewakuacji. Według sztabu kryzysowego, woda na Wiśle
powoli opada.
Poziom wody w rzekach w Świętokrzyskiem powoli opada - poinformowało Centrum
Zarządzania Kryzysowego Wojewody świętokrzyskiego . Taka tendencja utrzymuje
się m.in. na Wiśle, Kamiennej, Nidzie i Czarnej. Służby ratownicze
monitorują sytuację. Sprawdzane są przede wszystkim wały .
Poprawia się sytuacja w Połańcu. Poziom wody w Wiśle i Czarnej opada.
Specjalnie wybudowane obwałowania uratowały stary Połaniec przed zalaniem.
Nie doszło też do zalania Elektrowni Połaniec. Zakład ochronił betonowy mur,
który zbudowano po powodzi w 1997 roku.
Teraz problemem jest cofająca się woda w kanale Strumień. Tutaj doszło do
uszkodzenia wałów. Powstała wyrwa wielkości ok. 20 metrów. Woda dostaje się
między Wisłę a kanał Strumień i zalewa miejscowości w międzywalu. Do
dyspozycji ratowników są dwie amfibie. Problemy występują również na wałach
w miejscowości Rybitwy. Uszczelniane są tam przecieki spod korony wałów.
Podobna sytuacja jest w miejscowości Łęk. W gminie i mieście Połaniec
pracuje obecnie 240 strażaków i blisko 150 żołnierzy.
Stabilizuje się również sytuacja powodziowa w Nowym Korczynie. Woda w Wiśle
opada. Wciąż jednak ok. 200 strażaków monitoruje wały, które są mocno
przesiąknięte wodą. Nadal ulica Partyzantów jest zalana przez Nidę .
Tarnobrzeg tonie
Woda przerwała wały wiślane i wdziera się na teren tarnobrzeskich osiedli
zamieszkałych przez kilka tysięcy ludzi. W mieście ewakuowano już 1800 osób,
drugie tyle jest w trakcie ewakuacji. Wielu mieszkańców nie chce jednak
opuszczać swoich domów. Po południu pękł także wał na rzece Trześniówka w
okolicach Tarnobrzega - poinformował rzecznik prasowy podkarpackiej straży
pożarnej Marcin Betleja.
- Po południu zalane zostało tarnobrzeskie osiedle Sobów, gdzie mieścił się
sztab akcji ratowniczej. Sztab został przeniesiony do komendy straży
pożarnej - powiedział Betleja. Dodał, że strażacy ewakuują "każdego kto chce".
- Namawiamy też tych, którzy nie chcą ewakuować się, choć nie jest to łatwe
- powiedział.
Sytuacja w Tarnobrzegu jest wynikiem nocnego nadejścia fali kulminacyjnej na
Wiśle z Małopolski. Wody Wisły wtargnęły m.in. na tarnobrzeskie osiedla
Wielowieś, Zakrzew, Sobów i Sielec.
Późnym popołudniem nie udało się uratować wału na rzece Trześniówka w
miejscowości Trześń k. Tarnobrzegu. - Oprócz Trześni częściowo zalane są
także Sokolniki, woda w niektórych miejscach podchodzi aż pod wieś Furmany -
powiedział Betleja. W woj. podkarpackim w konsekwencji podstopień
nieprzejezdnych jest prawie 40 odcinków dróg.
Zablokowana jest droga krajowa nr 19 Rzeszów-Lublin, w okolicach Jasionki,
gdzie woda zalała jezdnie. W pow. mieleckim nieprzejezdne są: droga w
Ziempniowie oraz most w Gawłuszowicach k. Mielca. Nieprzejezdne są także
drogi w miejscowościach: Książnice, Zabrnie, Wampierzów, Wola Wadowska. W
samym Mielcu nieprzejezdnych jest kilka bocznych ulic od strony Wisłoki. W
Tarnobrzegu z ruchu wyłączono ulicę Warszawską oraz drogę Tarnobrzeg -
Sandomierz.
Na terenie pow. łańcuckiego wyłączone z ruchu są drogi: powiatowa w
Białobrzegach i w Markowej, a także odcinki drogi Dąbrówki-Czarna,
Kraczkowa-Albigowa. Zamknięta jest droga wojewódzka nr 881 (Łańcut-Sokołów
Małopolski) w Czarnej, ulica 29 listopada w Łańcucie oraz most w Budach
Łańcuckich.
Z kolei w pow. stalowowolskim, na drodze krajowej nr 77 między Stalową Wolą
a Sandomierzem zalecany jest objazd miejscowości Zaleszany (w kierunku na
Sandomierz) przez Radomyśl i most na Wiśle w Annopolu. Natomiast w pow.
rzeszowskim nieprzejezdne są drogi gminne relacji Mogielnica-Boguchwała,
Babica-Lubenia-Błażowa oraz most w Trzebownisku.
Według Wojewódzkiego Centrum Kryzysowego w Rzeszowie, na Podkarpaciu w
działaniach ratowniczych uczestniczy ponad 600 strażaków, 160 policjantów i
100 żołnierzy. W odwodzie wojewody podkarpackiego przygotowany jest
pododdział Bieszczadzkiego Oddziału Straży Granicznej: 70 osób, osiem
samochodów i śmigłowiec. W środę wieczorem na Podkarpaciu alarm powodziowy
obowiązywał w 17 powiatach.
Premier Donald Tusk zapewnił w Tarnobrzegu, że nikt poszkodowany przez
powódź nie zostanie pozostawiony samemu sobie. Szef rządu odwiedził po
południu tereny zalanych przez wody Wisły tarnobrzeskich osiedli.
Premier pytany na jaką pomoc mogą liczyć mieszkańcy poszkodowani przez
żywioł odpowiedział, ze wszystko zależy od skali zniszczeń w całym kraju.
Donald Tusk podkreślił, że teraz działania koncentrują się głównie na
ratowaniu ludzi, bo sytuacja jest dramatyczna. Przekroczone stany alarmowe
na Dolnym Śląsku
Na wodowskazach w woj. dolnośląskim odnotowano 13 przekroczonych stanów
alarmowych oraz 11 przekroczonych stanów ostrzegawczych.
Uruchomiono polder przeciwpowodziowy Lipki-Oława o pojemności 38 mln metrów
sześciennych. Przeprowadzono ewakuację dwóch wsi znajdujących się na terenie
zalewowym (Stary Górnik i Stary Otok).
W czwartek w godzinach rannych planowane jest uruchomienie polderu
Trestno-Bizantowice, w wyniku czego zostanie zalana droga dojazdowa do
Opatowic. Obecnie prowadzona jest akcja informacyjna oraz ewentualna
ewakuacja mieszkańców Opatowic.
W zależności od sytuacji hydrologicznej i meteorologicznej jeżeli zajdzie
taka konieczność, na terenie województwa zostanie uruchomiony również polder
Oławka.
Kędzierzyn-Koźle pod wodą
Doszło do zalania miasta Kędzierzyn-Koźle piwnic i kilku ulic z rejonu
budowy obwodnicy miasta, gdzie trwa budowanie tymczasowego wału.
W gminie Dąbrowa przygotowana jest ewakuacja miejscowości Niewodniki, Narok,
Żelazna i trwa umacnianie wałów.
W związku z zaistniałą sytuacją Wojewódzki Inspektorat Ochrony Środowiska w
Opolu przeprowadził ustalenia w sprawie zabezpieczenia instalacji i
magazynów substancji niebezpiecznych w miejscowościach: Kędzierzyn-Koźle,
Krapkowice, Brzeg, Kotorzu i Bierdzanach.
Opolski Państwowy Wojewódzki Inspektor Sanitarny na bieżąco monitoruje
sytuację ujęć wodnych.
Poziom wód w Małopolsce obniża się
Służby prasowe wojewody małopolskiego poinformowały, że poziom wód w
Małopolsce obniża się. Stan alarmowy na rzekach przekroczony jest w 16
miejscach, stan ostrzegawczy w sześciu miejscach.
W środę wieczorem w Gręboszycach w powiecie oświęcimskim znaleziono ciało
57-letniego mężczyzny. Według małopolskich strażaków, którzy o tym
poinformowali, to ofiara powodzi.
Nadal nieznany jest los mężczyzny, którego w poniedziałek porwał nurt
Koszarawy na Żywiecczyźnie. Wraz z synem obserwował nurt rzeki. W pewnym
momencie dziecko wpadło do wody. Rodzic wskoczył w toń, by ratować dziecko.
Zdołał je wypchnąć na brzeg, jednak sam został porwany przez nurt.
Najtrudniejsza sytuacja jest we wschodniej części województwa. Z powodu
przerwania wałów na Wiśle - przy dopływie rzeki Breń na terenie województwa
podkarpackiego - woda zalewa gminę Szczucin w powiecie dąbrowskim. Najgorsza
sytuacja jest w miejscowości Maniów, ale - jak zapewnia sekretarz gminy
Zofia Korczak - newralgiczne miejsca są zabezpieczone i na bieżąco
monitorowane. Poziom Wisły w tej okolicy lekko spada, w ciągu ostatnich
godzin o cztery centymetry.
Gmina Szczurowa (powiat brzeski) - uszkodzony został wał na Uszwicy. Zalane
są miejscowości Kwików, Księże i Kopacze oraz podtopionych jest wiele
budynków w miejscowościach na terenie gminy. Wyłączone 2 przepompownie
melioracyjne Natków i Wola Rogowska. Woda przemieszcza się w kierunku Woli
Przemykowskiej. Ewakuowano ludność z miejscowości Kwików, Księże i Kopacze.
W powiecie wadowickim we wsi Lipowa (gmina Spytkowice) ewakuowano
mieszkańców. W miejscowości Brzegi (powiat wielicki) pęknięte są wały na
Wiśle, nie ma wycieków. Do ewakuacji są przewidziane miejscowości Brzegi,
Grabie, część Niepołomic. Zagrożone są wały wiślane w Woli Batorskiej (powiat
wielicki). W powiecie proszowickim ewakuowano 20 osób z miejscowości Witów,
Sokołowice, Krępa Sobołowicka, Przemyków. Zarządzono ewakuację gminy Drwinia
(powiat bocheński) - tam woda z Wisły przesiąka przez wały.
W powiecie wielickim z powodu pęknięcia wałów na Wiśle w miejscowości Brzegi
do ewakuacji są przewidziane miejscowości Brzegi, Grabie i część Niepołomic.
Zagrożone są też wały wiślane w Woli Batorskiej. W powiecie bocheńskim
zarządzono ewakuację gminy Drwinia - tam woda z Wisły przesiąka przez wały.
Na terenie powiatu gorlickiego odwołano stan pogotowia przeciwpowodziowego w
Bieczu, Ropie, Lipinkach, Uściu Gorlickim i Gorlicach.
Udało się załatać przerwany wał w Krakowie
Prezydent Krakowa Jacek Majchrowski zaznaczył, że obecnie największym
problemem są wały przeciwpowodziowe, które nasiąknięte wodą zaczynają
przeciekać. W środę wieczorem strażakom, po kilkunastu godzinach pracy,
udało się zatkać wyrwę w wale przeciwpowodziowym na Wiśle przy ul. Na Zakolu
Wisły. Obecnie trwa jego umacnianie.
Wał został przerwany w nocy w środę. Woda zalała m.in. ul. Nowohucką,
Wojewódzką Bazę Przeciwpowodziową, kilka firm i ogródki działkowe. - Proces
budowy wału - przy tak silnym nurcie i tak głębokim wyżłobieniu dna - jest
bardzo skomplikowany. Opracowaliśmy strategię, która się sprawdziła. Budowa
była mozolna i wymagała dużej pracy strażaków i pomocy wojska - ocenił
komendant miejski Państwowej Straży Pożarnej w Krakowie Ryszard Gaczoł .
Prezydent Majchrowski, który wrócił z rekonesansu powietrznego Wisły,
zaznaczył, że jest jeszcze kilka miejsc, gdzie wały lekko przeciekają. Są
one na bieżąco monitorowane i zabezpieczane.
Największe niebezpieczeństwo przerwania wału groziło w środę w rejonie ulicy
Wioślarskiej w okolicach mostu Zwierzynieckiego na Salwatorze. Tam cały czas
pracują ekipy zabezpieczające nadwątlony wał. Majchrowski podziękował
mieszkańcom miasta za stosowanie się do apeli służb oraz wolontariuszom za
pomoc.
W Krakowie wodowskaz na Wiśle w Bielanach wskazywał wczesnym wieczorem 872
cm, czyli 352 cm powyżej stanu alarmowego - to jednak o ok. 80 cm mniej niż
wynosił najwyższy stan rzeki z ubiegłej nocy.
W Krakowie nieczynne są przeprawy przez Wisłę - stopień Dąbie, most
Nowohucki, most Dębnicki. Ograniczenia w ruchu na moście Wandy zostały
cofnięte. Częściowo przywrócono komunikację w Płaszowie.
Obsunął się wał wiślany w Tyńcu. Poziom rzeki w tym miejscu nie stwarza
jednak zagrożenia dla kilku znajdujących się w okolicy budynków. Na miejsce
skierowano 20 żołnierzy i 50 strażaków w celu zabezpieczenia wału.
Z powodzią w Małopolsce walczy ponad sześć tysięcy strażaków i strażaków
ochotników. 350 żołnierzy działa na terenie Krakowa, głównie w rejonie ul.
Nowohuckiej, a także w Szczucinie (powiat dąbrowski), Szczurowej (powiat
brzeski), Czernichowie (powiat krakowski), Liszkach (powiat krakowski),
Alwernii (powiat chrzanowski). W związku z powodzią w środę około 100 szkół
i przedszkoli musiało odwołać zajęcia, dopóki sytuacja się nie unormuje -
poinformowało Małopolskie Kuratorium Oświaty. Frekwencja w wielu szkołach
wynosi 20%-40%.
Część małopolskich szkół jest wykorzystywana, jako miejsce ewakuacji
ludności z zalanych obszarów.
Zarząd Wojewódzkiego Funduszu Ochrony Środowiska i Gospodarki Wodnej w
Krakowie podjął uchwałę o przeznaczeniu 10 mln zł na potrzeby związane z
usuwaniem skutków majowej powodzi.
Marszałek województwa Marek Nawara deklaruje, że chce przeznaczyć 20 mln zł
z budżetu województwa na pomoc gminom w usuwaniu szkód spowodowanych przez
powódź. - Tak się stanie, jeśli moją propozycję zaakceptuje zarząd
województwa - zaznacza Marek Nawara.
Domy zagrożone zawaleniem
Około 30 domów zagrożonych jest zawaleniem w Podchybiu i Łaśnicy w gminie
Lanckorona w woj. małopolskim. To efekt osuwisk w Beskidach, które powstają
w wyniku ulewnych deszczów - poinformował rzecznik wadowickich strażaków
Jerzy Walczak.
- Dotychczas runęły już cztery domy, w tym jeden z dużym zakładem stolarskim.
Część rodzin z zagrożonych posesji została ewakuowana, ale nie wszyscy się
na to zdecydowali - powiedział.
Walczak dodał, że poprawiła się sytuacja w Spytkowicach, gdzie od wielu
godzin strażacy walczyli o uratowanie wału. Gdyby powstała wyrwa - woda z
Wisły zagroziłaby blisko 1,4 tys. mieszkańcom. - Obroniliśmy wał. Koledzy
właśnie wrócili z akcji - mówił zadowolony rzecznik straży.
W Wadowicach mieszkańcy powoli zaczynają usuwać skutki żywiołu. Mnóstwo
pracy mają energetycy, mechanicy samochodowi i firmy ubezpieczeniowe.
W Czechowicach-Dziedzicach, gminie najdotkliwiej poszkodowanej przez powódź,
sytuacja poprawia się. Wały na Wiśle są jednak nadal znacznie obciążone, co
zwiększa ryzyko ich rozmycia bądź przerwania w rejonie Zabrzega i Ochodzy.
Tereny Renardowic, Liszki i Kopalni również są zagrożone w mniejszym stopniu.
Woda w kranach na terenie całej gminy nie jest skażona; wolno ją pić.
Wody ubywa na Śląsku Cieszyńskim. Rozpoczyna się wielkie pompowanie wody z
piwnic, sprzątanie i pierwsze przymiarki do szacowania strat.
Synoptycy przestrzegają, że w czwartek mogą wystąpić burze, którym będzie
towarzyszył silny wiatr.
Pogarsza się sytuacja na Mazowszu
W województwie mazowieckim wprowadzone zostało pogotowie alarmowe dla gmin i
powiatów nadwiślańskich.
W związku z podniesieniem się stanu wody na Wiśle alarm przeciwpowodziowy
ogłoszono dla powiatów: lipskiego, zwoleńskiego, kozienickiego,
garwolińskiego oraz grójeckiego,
Pogotowie przeciwpowodziowe zostało ogłoszone dla powiatów (oraz miast na
prawach powiatu): otwockiego, piaseczyńskiego, legionowskiego,
nowodworskiego, warszawskiego zachodniego oraz dla Miasta Stołecznego
Warszawy.
Sytuacja powodziowa w gminie Maciejowice w województwie mazowieckim w
miejscowościach położonych wzdłuż Wisły pogarsza się. Tylko metra wody
brakuje do przelania wałów, a poziom wody cały czas rośnie.
Najbardziej zagrożone powodzią są: Ostrów, Kępa Podwierzbiańska, Pasternik,
Kraski Nowe, Kraski Górne, Kraski Dolne, Topolin, Oblin - Grądki, Antoniówka
Świerżowska, Antoniówka Wilczkowska.
W pobliżu wałów dyżuruje około 100 osób. Są to głównie strażacy ochotnicy i
mieszkańcy miejscowości gminy Maciejowice, którzy zapowiedzieli, że będą
czuwać przez całą noc. Do uszczelnienia wałów zostało przygotowanych około
20 tysięcy worków z piaskiem.
Na razie z najbardziej zagrożonych terenów przewożone są, w wyższe rejony,
zwierzęta gospodarskie. Ewakuacja mieszkańców nie jest obowiązkowa, lecz na
wypadek takiej konieczności - dla powodzian przygotowano miejsca w szkołach.
Wcześniej władze gminy Maciejowice zdecydowały o odwołaniu zajęć we
wszystkich szkołach w czwartek i piątek.
Prawdopodobnie do gminy Maciejowice fala powodziowa na Wiśle dotrze po
północy.
Wysoka fala na Wiśle przepływa przez Lubelszczyznę
Wisła na Lubelszczyźnie w środę po południu płynęła powyżej stanów
alarmowych w Annopolu, Puławach i Dęblinie. Kilkadziesiąt gospodarstw jest
podtopionych. Część mieszkańców z terenów zagrożonych powodzią została
ewakuowana.
W Annopolu rzeka płynie o dwa metry powyżej stanu alarmowego, choć w ciągu
dziewięciu godzin w środę po południu jej poziom obniżył się o 10 cm. Wzrósł
za to gwałtownie w niżej położonych Puławach, gdzie rzeka przekracza stan
alarmowy o metr - oraz w Dęblinie, gdzie płynie o pół metra powyżej stanu
alarmowego.
Stan alarmowy utrzymuje się na Krznie w Malowej Górze i został przekroczony
o 43 centymetry.
Szczególnie trudna sytuacja jest w okolicach miejscowości Parchatka pomiędzy
Puławami, a Kazimierzem Dolnym. Tam cały dzień na długości 1300 metrów
wzdłuż wału układane były worki z piaskiem. Teraz strażacy wraz z
ochotnikami układają rękaw wodny, aby podnieść i wzmocnić koronę wału.
Decyzją wójta gminy Łaziska rozpoczęła się ewakuacja mieszkańców z
miejscowości Kępa Chotecka i Kępa Gostecka w powiecie opolskim na
Lubelszczyźnie. Łącznie z obu miejscowości zostanie ewakuowanych około 460
osób.
Na tym terenie w wielu miejscach wały przesiąkają dlatego w obawie przed ich
zerwaniem zapadła taka decyzja - powiedział Radiu Lublin szef Centrum
Zarządzania Kryzysowego wojewody lubelskiego Włodzimierz Stańczyk.
Jak powiedział dyrektor Wojewódzkiego Centrum Zarządzania Kryzysowego
Włodzimierz Stańczyk, sytuacja jest dynamiczna, ale wiadomo na pewno, że
fala będzie bardzo wysoka i bardzo długa. Może płynąć przez Lubelszczyznę
przez kilka dni, co stwarza ryzyko przesiąkania i uszkodzenia wałów.
Wysoki poziom Wisły powoduje tzw. cofki na jej dopływach - rzece Sannie i
Wyżnicy. Na skutek cofania się wody w Sannie podtopionych zostało
kilkanaście gospodarstw w miejscowościach Zabełcze, Janiszów i Kosin w
gminie Annopol - z zagrożonych terenów ewakuowano tam ok. 100 mieszkańców.
Cofająca się woda Wyżnicy podtopiła natomiast kilkanaście gospodarstw w
miejscowości Basonia w gminie Józefów nad Wisłą.
20 osób ewakuowano z Gminnego Ośrodka Pomocy Społecznej w Wilkowie. - Osoby
w nim przebywające wymagają stałej opieki. Trzy z nich zostały przewiezione
do szpitala w Puławach, a pozostałe do rodzin i do pobliskiej szkoły w
Rogowie - poinformował Rafał Przech z zespołu prasowego Urzędu Wojewódzkiego
w Lublinie.
O ewakuację proszą mieszkańców samorządy Puław i Kazimierza Dolnego.
Burmistrz Kazimierza poprosił policjantów, aby informowali o tym mieszkańców
ulicy Puławskiej w Kazimierzu oraz zagrożonych zalaniem miejscowości -
Bohotnica i Parchatka. Do ewakuacji nakłaniani są także mieszkańcy położnych
najbliżej Wisły trzech ulic w Puławach.
Według służb kryzysowych, prognozowane wzrosty wody na Wiśle na
Lubelszczyźnie są bardzo niepokojące - fala w Annopolu może przekraczać
wysokość 7,5 m, a to oznacza, że będzie podobna do tej z 2001 r., kiedy w
powiecie opolskim Wisła wylała i doszło do powodzi.
Trwa umacnianie wałów
Od dwóch dni trwają intensywne prace przy umacnianiu wałów
przeciwpowodziowych. Po środowym posiedzeniu zespołu zarządzania kryzysowego
wojewoda lubelski Genowefa Tokarska informowała dziennikarzy, że najbardziej
zagrożone są te miejsca, gdzie na wałach rozpoczęto prace remontowe - m.in.
zerwano darń z powierzchni wałów. Chodzi o okolice Janiszowa koło Annopola i
wały w gminie Wilków. Wały w tych miejscach są dodatkowo zabezpieczane.
Pracuje tam m.in. ponad kilkuset strażaków. Powierzchnia wałów została
zafoliowana, obłożona geowłókniną, dużą warstwą ziemi i workami z piaskiem.
Specjalnymi płytami obkładany jest też wał w okolicach Bochotnicy w gminie
Kazimierz Dolny.
Strażacy walczą o most na Chodelce w miejscowości Szczekarków pod Wilkowem.
W tej chwili trasa przez most jest jedyną drogą dojazdową do wału. Na
miejscu ciągle pracują strażacy, umacniając konstrukcję workami z piaskiem.
Jednak woda przesącza się pod zaporą, a jej poziom stale rośnie
Od wtorku we wszystkich nadwiślańskich gminach Lubelszczyzny - Józefów nad
Wisłą, Łaziska, Wilków, Annopol, Kazimierz Dolny, Puławy, Janowiec, Stężyca,
Dęblin - obowiązuje alarm przeciwpowodziowy.
Wieprz i Bug coraz wyżej
W związku z prognozowanymi intensywnymi opadami w ciągu najbliższych godzin
IMiGW spodziewa się gwałtownego wzrostu stanów wody do i w strefie stanów
wysokich - na Wieprzu oraz przy lokalnie przekroczonych stanach
ostrzegawczych i alarmowych - na Bugu i Krznie .
Może to skutkować zagrożeniem dla obszarów zalewowych, możliwością
wystąpienia wody z koryt rzecznych i zalania przybrzeżnych terenów.
Gwałtowny wzrost stanów wód może także uniemożliwić prowadzenie prac
hydrotechnicznych, utrudnienie funkcjonowania komunikacji lądowej i żeglugi
wodnej oraz lokalne podtopienia.
Instytut zaleca ostrożność i podkreśla konieczność śledzenia komunikatów i
rozwoju sytuacji meteorologicznej i hydrologicznej.
Stabilizuje się sytuacja na Śląsku
W większości śląskich rzek woda powoli opada. Poziom Kłodnicy w nocy spadł o
kolejne pół metra. Spada też poziom na Odrze w Chałupkach i Krzyżanowicach.
Podobnie sytuacja wygląda na Olzie w Cieszynie. Nieznacznie opadła woda w
Wiśle na terenie Podbeskidzia. niż wczoraj.
Powoli stabilizuje się także sytuacja w Bieruniu, który w środę był w
najgorszej sytuacji. Woda sukcesywnie opada. W sumie ewakuowano tam ponad 7
tysięcy osób. Większość z nich, blisko 5 tysięcy, mogła już wrócić do swoich
domów. Do Czarnuchowic sprowadzono z Czech bardzo wydajną pompę, która
przerzuca masy wody z zalewiska do międzywala i do koryta Wisły.
Trudna sytuacja jest w Poraju. Najgorsze mają już za sobą mieszkańcy Zabrza
i Gierałtowic, gdzie sytuacja - zdaniem służb - była katastrofalna.
Do tej pory na Śląsku ewakuowano 1460 osób. Wojewoda zaznaczył, że w tej
kwestii jest chaos informacyjny. Wiele osób ewakuowało się jednak na własną
rękę i ich już policzyć się nie da.
Administratorzy cieków i rzek maja do czwartku przygotować raporty dotyczące
inwestycji jakie były tam wykonane po powodzi w 1997 roku. - W ten sposób
dowiemy się kto jest za taki stan odpowiedzialny - powiedział wojewoda.
Wojewoda zwrócił się do Ministerstwa Finansów o uruchomienie 12 milionów
złotych pomocy dla regionu. Uruchomiono już pomoc żywnościową.
Tymczasem jak informuje Instytut Meteorologii i Gospodarki Wodnej, w ciągu
najbliższej doby w zlewni Warty poniżej zbiornika Poraj w dalszym ciągu ma
podnosić się poziom wody. Na wodowskazach Poraj i Bobry (Warta) oraz Niwki i
Kule (Liswarta) będzie przekroczony stan alarmowy.
W zlewni Warty powyżej zbiornika Poraj woda będzie opadać, na wodowskazie
Kręciwilk (Warta) stany wody opadną poniżej stanu alarmowego.
Instytut ostrzega, że wystąpi zagrożenie dla obszarów przybrzeżnych oraz
utrudnienia w prowadzeniu prac hydrotechnicznych w korycie rzeki i w strefie
przybrzeżnej.
Istnieje zagrożenie dla życia ludzi i dóbr materialnych zlokalizowanych w
pobliżu rzek - przypomina IMiGW.
Pogotowie przeciwpowodziowe w stolicy
Prezydent Warszawy w związku z ogłoszeniem po południu pogotowia
przeciwpowodziowego dla stolicy, uruchomił procedury dotyczące reagowania
kryzysowego.
Służby monitorują stan miejskich wałów i ewentualnych przesiąków. Strażnicy
miejscy sprawdzają tereny znajdujące się między wałami, a także ostrzegają
przed zagrożeniem posiadaczy działek tam się znajdujących.
Policja rzeczna uprzedziła użytkowników barek o możliwym zagrożeniu i
prosiła o zacumowanie ich na czas weekendu w portach: czerniakowskim,
żerańskim lub praskim.
Według prognoz hydrologów w piątek, stan wody w Wiśle wyniesie 7,5 metra.
Jednocześnie w najbliższych dniach nie ma być ciągłych, intensywnych opadów,
co sprzyja spłaszczeniu nadchodzącej z południa fali kulminacyjnej.
Sytuacja w Łódzkiem może się pogorszyć
W 20 gminach w Łódzkiem ogłoszono już alarm powodziowy. W 10 obowiązuje stan
pogotowia przeciwpowodziowego. Najgorsza sytuacja jest w powiatach: łaskim,
łęczyckim, poddębickim i radomszczańskim. Minionej doby strażacy
interweniowali prawie 700 razy.
Większość interwencji dotyczyła wypompowania wody z zalanych posesji.
Prowadzono też prac przy umacnianiu wałów, m.in. w miejscowości Zimne w
powiecie łęczyckim, gdzie pobliskim gospodarstwom zagrażają wezbrane wody
Neru.
Lokalne podtopienia występują m.in. w miejscowościach: Grabno, Zamość,
Żagliny, Pruszków, Brody, Brzeski, Kustrzyce, Kozuby, Korczyska i Marzenin.
Rzeki: Moszczenica, Malina, Struga zalewają pola. Dochodzi do podtopień
domów i upraw rolniczych m.in. w Piątku, do którego, z powodu zawalenia się
niewielkiego mostu, nie dojedzie się od strony Mąkolic. Zalany został
również most na Moszczenicy na drodze krajowej nr 72.
Z wodą walczą też m.in. mieszkańcy Kutna, Opoczna, Tomaszowa Mazowieckiego i
Wieruszowa. W całym województwie ewakuowano 10 osób. Strażacy podkreślają,
że mieszkańcy terenów zagrożonych zalaniem niechętnie opuszczają swoje
domostwa. W miejscowości Małe w gm. Poddębice ewakuowano 40 krów z
gospodarstwa rolnego. Z podtopionych gospodarstw ewakuowana jest również
trzoda chlewna i ptactwo.
Zwiększony został odpływ wody ze Zbiornika Jeziorsko. W związku z tym
spodziewane jest przekroczenie stanu alarmowego w Uniejowie na Warcie. Na
tej samej rzece stany alarmowe będą również przekroczone w Bobrach,
Działoszynie, Osjakowie, Burzeninie i Sieradzu.
Podobna sytuacja jest na innych rzekach woj. łódzkiego, m.in. na Nerze w
Poddębicach i Lutomiersku, na Grabi w Łasku oraz w zlewni Pilicy i Bzury. W
czwartek sytuacja może się jeszcze pogorszyć, gdyż prognozy przewidują, że
po południu w Łódzkiem mogą wystąpić burze z gwałtownymi opadami deszczu.
(PAP), (Powódź gorsza niż w 1997 r.? fot. PAP / Jacek Bednarczyk)
Trwa zabezpieczanie mienia po trąbie
powietrznej
W pięciu wsiach Suwalszczyzny, nad którymi przeszła trąba powietrzna, trwa
zabezpieczanie zniszczonego mienia. Żywioł pozrywał dachy i linie
energetyczne, połamał drzewa. Uszkodzonych zostało kilkanaście kilometrów
dróg.
Jak poinformowała sekretarz gminy Rutka Tartak Daniela Jurewicz, trzeba
zabezpieczyć folią wszystkie domy i budynki gospodarcze. Mieszkańcy pomagają
także w odbudowie dróg, które zostały podmyte w wyniku ulewnych deszczów.
- Trzeba pozasypywać wielkie wyrwy w drogach i doprowadzić je do użytku.
Oprócz firm pomagają w tym mieszkańcy i strażacy - powiedziała Jurewicz.
Trąba powietrzna przeszła przez wsie Pobondzie, Potopy, Rowele, Marianka i
Kadaryszki w gminie Rutka Tartak. Ich mieszkańcy mówią, że trąba powietrzna
trwała kilka, może kilkanaście sekund.
Uszkodzonych zostało siedem domów mieszkalnych i 16 obiektów gospodarczych.
Największe straty są we wsi Pobondzie. Niektóre budynki są całkowicie
zniszczone. Na innych zawaliły się dachy. Podczas żywiołu nie ucierpieli
ludzie.
Gmina Rutka Tartak przygotowuje wniosek do wojewody o pomoc. Po
zabezpieczeniu wszystkich budynków i udzieleniu pomocy ludziom rozpocznie
się szacowanie strat.
Wojewoda podlaski Maciej Żywno, który był we wtorek późnym wieczorem na
miejscu, zadeklarował pomoc poszkodowanym - albo ze środków wojewódzkich,
albo centralnych.
Rzecznik wojewody podlaskiego Jolanta Gadek powiedziała, że wojewoda
przekaże zapomogi dla poszkodowanych rodzin - po 6 tys. zł. Pieniądze po
wniosku wójta gminy będą przekazywane przez Gminny Ośrodek Pomocy Społecznej.
(PAP)
5 sekund przed katastrofą w Tu-154 wyłączono autopilota
Prezydencki Tu-154 podchodził do lądowania na autopilocie, który sterował
wysokością, kursem i silnikami. Częściowo wyłączono go dopiero na pięć
sekund przed uderzeniem w pierwszą przeszkodę. Autopilota sterującego kursem
wyłączono po uderzeniu w trzecią przeszkodę - informuje TVN24.
Międzypaństwowy Komitet Lotnictwa (MAK) przedstawił wstępny raport,
dotyczący katastrofy prezydenckiego samolotu pod Smoleńskiem. Na konferencji
nie wspomniano o autopilocie, ale informacja o tym była opisana w rozdanych
dziennikarzom materiałach.
Komisja techniczna nie stwierdziła żadnego ataku terroru. Natomiast
stwierdzono, że w kabinie pilotów znajdowały się dwie osoby, które nie
należały do załogi samolotu prezydenckiego. Według Polskiej Agencji Prasowej,
jedną z nich był generał broni Andrzej Błasik, dowódca sił powietrznych.
Głos jednej z tych osób jest nadal identyfikowany - informuje Komitet
Lotnictwa.
Rosjanie poinformowali, że katastrofa nastąpiła o godzinie 10.41 czasu
rosyjskiego. Samolot nie rozpadł się w powietrzu, nie doszło na jego
pokładzie do eksplozji ani pożaru. System TAWS dał ostrzeżenie na 18 sekund
przed katastrofą.
Rosjanie twierdzą, że załoga Tu-154 nie przechodziła regularnych ćwiczeń
oraz została sformowana kilka dni przed katastrofą.
Prezydencki samolot Tu-154 rozbił się 10 kwietnia na lotnisku pod
Smoleńskiem. Zginęli wszyscy pasażerowie i załoga - 96 osób. Polska
delegacja leciała na uroczystości do Katynia.
(TVN24)
Wtorek, 2010-05-18
P.o. dowódcy sił powietrznych podał się do
dymisji
Gen. dyw. Krzysztof Załęski, pełniący obowiązki dowódcy Sił Powietrznych po
tragicznej śmierci gen. Andrzeja Błasika, podał się do dymisji.
Biuro Prasowe Dowództwa Sił Powietrznych potwierdziło "informację o
wypowiedzeniu stosunku służbowego" przez generała Załęskiego. Rzecznik MON
na razie nie komentuje tej informacji.
Wiadomość o podaniu się do dymisji przez czasowo pełniącego funkcję dowódcy
SP gen. dyw. Krzysztofa Załęskiego jako pierwsza podała TVP Info.
(wp.pl)
Sto lat temu zmarła Orzeszkowa - pozytywistyczna feministka
Eliza Orzeszkowa zajmuje w polskiej literaturze szczególne miejsce jako
autorka z kanonu "bogoojczyźnianych" lektur szkolnych, a jednocześnie ikona
polskich feministek. We wtorek 18 maja mija setna rocznica jej śmierci.
- Chwalona przez współczesnych za "głowę jakby męską" morderczą pracą
zdobyła sobie szacunek i miejsce w literaturze. Ceniona i szanowana za życia,
Orzeszkowa z czasem przeistoczyła się w szkolną piłę, dręczycielkę młodzieży
odpytywanej z usypiających, bogoojczyźnianych lektur. Ta matka-założycielka
polskiej myśli feministycznej wciąż czeka na odczytanie - mówi o Orzeszkowej
Kazimiera Szczuka.
Eliza Orzeszkowa urodziła się 6 czerwca 1841 roku w zamożnej szlacheckiej
rodzinie w Miłkowszczyźnie koło Grodna. Kiedy miała dwa lata umarł jej
ojciec. W latach 1852-1857 uczyła się na pensji sakramentek w Warszawie,
gdzie zawarła przyjaźń z Marią Konopnicką. Naukę na pensji wspominała jako
stratę czasu. Uważała, że po jej opuszczeniu była pogrążona w bezmyślności i
razem lekkomyślności. Później w swoich utworach ("Marta", "Pamiętnik Wacławy",
"Nad Niemnem", "Kilka słów o kobietach") krytykowała sposób edukacji
dziewcząt.
W 1858 roku, w wieku 17 lat, wyszła za mąż za dużo od niej starszego Piotra
Orzeszka i zamieszkała w jego majątku w Ludwinowie. Związek zaaranżowała
rodzina Elizy, a ona sama zgodziła się na niego aby uniezależnić się od
matki. Małżeństwo nie było udane, ale pobyt w Ludwinowie stał się dla
przyszłej pisarki pierwszą okazją do zaangażowania w życie społeczne. W
litewskich komitetach ziemiańskich trwała właśnie dyskusja na temat sposobów
uwłaszczenia chłopów i Orzeszkowa zaangażowała się - ku niezadowoleniu męża
- po stronie rozwiązań demokratycznych. Wymusiła też na Orzeszce zgodę na
prowadzenie w Ludwinowie szkoły dla dzieci wiejskich.
Tymczasem wybuchło powstanie styczniowe i Orzeszkowa, która czuła się
związana z obozem demokratycznym, pomagała w ukrywaniu i przewożeniu przez
granicę Romualda Traugutta, była łączniczką partyzantów, zaopatrywała ich w
żywność. Konsekwencje jej działań poniósł mąż, który po klęsce powstania
został zesłany do guberni permskiej, a jego majątek w Ludwinowie został
skonfiskowany. Po powstaniu dobrze widziane było żeby żona pojechała na
zesłanie razem z mężem. Orzeszkowa, choć małżonek płacił zesłaniem za jej
własne sympatie polityczne, nie uczyniła tego. Wróciła do majątku rodziców
na Miłkowszczyźnie. W 1867 roku, po powrocie Orzeszki z zesłania, wystąpiła
z pozwem o rozwód i uzyskała go. Kilka lat później związała się z
Stanisławem Nahorskim, z którym żyła przez lata bez ślubu siejąc zgorszenie
w środowiskach ziemian. Ślub wzięli dopiero w 1894 roku.
Tymczasem w majątku rodziców czekała na Orzeszkową - wreszcie samodzielną i
decydującą o samej sobie - wielka biblioteka ojca z działami klasyków XVIII
i XIX wieku - nie tylko literaturą piękną, ale też dziełami filozoficznymi,
socjologicznymi i ekonomicznymi. Wyznaczyła sobie ścisły reżim godzin
studiowania i konsekwentnie go realizowała nie chcąc okazać kobiecej
słabości i niedołęstwa - jak pisała wspominając ten okres. Lata spędzone w
majątku rodziców były ważnym okresem w dojrzewaniu pisarki.
Miłkowszczyzna tymczasem borykała się z takimi samymi trudnościami, jak
większość ziemiańskich majątków na Litwie po upadku powstania - represjami
ekonomicznymi, trudnościami z dostosowaniem do nowej sytuacji gospodarczej
po uwłaszczeniu. Miłkowszczyzna nie wytrzymała tych obciążeń, około 1870
roku trzeba było ją sprzedać. Orzeszkowa zamieszkała w Grodnie. W latach
1879-82 przebywała w Wilnie, gdzie była współwłaścicielką księgarni
wydawniczej publikującej książki, kalendarze i pismo humorystyczne. Celem
tego przedsięwzięcia miało być wyparcie z polskiego rynku księgarskiego na
Litwie klerykalnej i sensacyjnej literatury wydawanej przez konserwatystów.
Władzom carskim nie podobała się ta działalność. Wydawnictwo zamknięto, a
pisarkę skazano na przymusowe osiedlenie w Grodnie.
W tym też czasie Orzeszkowa rozpoczęła pracę pisarską, nawiązała kontakty ze
środowiskiem "Tygodnika Ilustrowanego" i "Przeglądu Tygodniowego". Jako
pisarka zadebiutowała opowiadaniem pt.: "Obrazek z lat głodowych", które
ukazało się 1886 r. w "Tygodniku Ilustrowanym". Orzeszkowa zgodnie z
tendencją pozytywistyczną ceniła głównie powieść i przyznawała jej funkcję
kształtowania świadomości społecznej. Stąd dydaktyzm i tendencyjność jej
powieści, które często drażnią współczesnego czytelnika. W takich
powieściach jak "Pamiętnik Wacławy" czy "Na prowincji" postaci i konflikty
są przerysowane, pojawiają się wręcz z komentarzem autorskim zwracającym się
wprost do czytelnika ("Autor, natchnionym słowem depcący zło, a podnoszący
dobro i prawdę, z ciemności tworzy światło, dzieci podnosi do godności
człowieczeństwa" - pisała Orzeszkowa).
Z czasem jednak dydaktyzm przekształcił się w dojrzały realizm. Powieści
Orzeszkowej przestają być jedynie ilustracją założonej tezy, pisarka zaczyna
przedstawiać złożoność życia. "Dziurdziowie" i "Cham" to książki dające
obraz polskiego społeczeństwa drugiej połowy XIX wieku, "Nad Niemnem" to
cała panorama popowstaniowej grodzieńszczyzny. Orzeszkowa była jedną z
pierwszych polskich kobiet, które publicznie zabierały głos w sprawie
emancypacji. "Marta" to jedna z pierwszych polskich powieści feministycznych
o prawie kobiet do wykształcenia i pracy. O konieczności wyzwolenia kobiet z
mieszczańskiej obyczajowości, usamodzielnienia się ich Orzeszkowa pisała w
1870 roku w rozprawie: "Kilka słów o kobietach". W 1886 zostaje powołana
tajna organizacja Koła Kobiet Korony i Litwy pod patronatem Orzeszkowej i
Marii Konopnickiej.
Inną sprawą, w którą Orzeszkowa gorąco się angażowała, była sytuacja
polskich Żydów. Uważała, że przez ich poznanie prowadzi droga do zrozumienia
i akceptacji inności. Orzeszkowa dziwiła się, jak to jest możliwe, że żyjąc
obok siebie przez tyle wieków nadal wzajemnie się nie znamy, nie rozumiemy,
nie jesteśmy w stanie przyjaźnie współistnieć. "Nieznajomość nasza Żydów
jest faktem zdumiewającym" - pisała w rozprawie "O Żydach i kwestii
żydowskiej". Powieść "Meir Ezofowicz" poprzedziły gruntowne studia
judaistyczne, Orzeszkowa przedstawia w niej trudności w asymilacji z
polskością z punktu widzenia żydowskiego.
Dwukrotnie w 1905 i 1909 roku Orzeszkowa była nominowana do nagrody Nobla,
choć nigdy jej nie dostała. Zmarła 18 maja 1910 roku w Grodnie i tam została
pochowana. Także w Grodnie mieści się muzeum Orzeszkowej.
(PAP)
Polska walczy z kataklizmem - najnowsze meldunki
Żołnierze wyposażeni w ciężki sprzęt, strażacy, górnicy i ludność cywilna -
wszyscy angażują się w walkę z sytuacją, która ma miejsce w Polsce. Sytuacją,
którą patrząc przez pryzmat wydarzeń w Krakowie szef MSWiA nazwał
kataklizmem. Przed ewentualnymi problemami z funkcjonowaniem sieci
komórkowej ostrzega jeden z operatorów. Sytuacji nie poprawią zapowiadane
opady. Światełkiem w tunelu jest opadający stan wód w Czechach i obietnice
naszych wschodnich sąsiadów o utrzymaniu na tym samym poziomie zrzutów wody
z ich zbiorników.
Natura pokazała swoją potęgę - zobacz zdjęcia internautów.
Strażacy walczą o most w Krakowie.
Jak poinformował jeden z operatorów telefonii komórkowej może dojść do
okresowych problemów z funkcjonowaniem sieci.Taka sytuacja dotyczyć będzie
południowej Polski, w tym obszarów, nie dotkniętych bezpośrednio przez
powódź.
Według przedstawiciela sieci Plus, służby techniczne tej firmy będą w
pierwszej kolejności pracować nad zapewnieniem połączeń głosowych, w tym ze
służbami ratowniczymi i medycznymi.
Wielka fala i kataklizm
- Fala kulminacyjna na Wiśle przechodzi przez Kraków, po południu poziom
wody w rzece osiągnął 955 cm, a wieczorem obniżył się o centymetr -
poinformował wieczorem Filip Szatanik, kierownik biura prasowego urzędu
miasta. Według szacunków miejskich służb zarządzania kryzysowego, wysoki
poziom wody w Wiśle może się utrzymać nawet dwie doby.
Tak wysoki poziom wody w Wiśle jest notowany po raz pierwszy od 40 lat.
Przekroczył on stan alarmowy o 435 cm. We wtorek przed południem został
zamknięty dla ruchu Most Dębnicki. Rzeka wezbrała do tego stopnia, że
zamknęła prześwit pod przęsłami mostu. Na jego przyczółkach zostały
rozłożone gabiony, tj. umocnienia mające chronić miasto przed zalaniem.
Dramatyczną walkę o ocalenie Mostu Dębnickiego w Krakowie prowadzą strażacy.
Rzeka wezbrała do tego stopnia, że zamknęła prześwit pod przęsłami mostu i
grozi jego zniesieniem. Z kolei z powodu rozszczelnienia wału
przeciwpowodziowego wzdłuż Wisły zamknięto dla ruchu most na Wiśle na ulicy
Nowohuckiej. Woda wlewa się na położone wzdłuż wału ogródki działkowe. Na
miejscu są strażacy, którzy uszczelniają wał workami z piaskiem.
Kilkadziesiąt osób z gminy Igołomia Wawrzeńczyce pod Krakowem opuściło swoje
domy i zostało ewakuowanych. W ewakuacji pomagają policja i służby, a 12
jednostek Ochotniczej Straży Pożarnej tamuje przecieki u podnóża wałów
płynącej przez gminę Wisły.
W Żywcu trwa walka o utrzymanie mostu "trzebińskiego". - Wozimy głazy, by
zabezpieczyć osuwisko. Później damy nawierzchnię i uruchomimy most. Zależy
nam by go utrzymać, bo sąsiednia przeprawa jest w naprawie - powiedział
burmistrz Żywca Antoni Szlagor.
Auschwitz-Birkenau zagrożone
Powódź poważnie zagraża Państwowemu Muzeum Auschwitz-Birkenau. Szczególne
groźna sytuacja jest w byłym obozie Auschwitz II-Birkenau. W niektórych
barakach na podłodze pojawiła się woda - powiedział Bartosz Bartyzel z biura
prasowego placówki. W środę muzeum będzie nieczynne.
Pełna mobilizacja do walki z żywiołem
Na Śląsku w akcję walki z wodą zaangażowane są wszystkie służby. Straż
pożarną wspomagają jednostki z całego kraju. Do walki z wodą włączyli się
także mieszkańcy Śląska. Ludzie przychodzą i w różny sposób pomagają służbom
ratowniczym. Wiele firm i osób prywatnych oferuje pracę, a także
specjalistyczny sprzęt: koparki, samochody - wszystko jest wykorzystywane w
akcji - dodaje Wojtasik.
Straż pożarna cały czas przyjmuje zgłoszenia od mieszkańców regionu, o
nowych podtopieniach i zalaniach. Najbardziej dotknięte tereny województwa
to część Podbeskidzia, Zabrze - Makoszowy, Częstochowa i okolice.
Opole czeka na nadejście fali kulminacyjnej na Odrze. Ma ona dotrzeć o
godzinie 13:00. Przez całą noc zalewane były inne tereny, na wschodzie
województwa opolskiego. Walka z żywiołem trwa w miejscowościach wzdłuż Małej
Panwi, która przekroczyła poziom z 1997 roku. W Kielczy ewakuowano
kilkadziesiąt osób z zalanych terenów po północnej stronie rzeki. Pod wodą
znalazły się Kielcza, Żędowice i część Zawadzkiego. Pogarsza się sytuacja w
Kędzierzynie-Koźlu i w powiecie kędzierskim.
W Brennej na Śląsku Cieszyńskim zeszła błotna lawina. Nikomu nic się nie
stało. Ziemia osuwa się także w Cieszynie na jednej z ulic. Nie dociera tam
prąd i gaz.
Z kolei w województwie świętokrzyskim w nocy ewakuowano mieszkańców trzech
miejscowości w gminie Nowy Korczyn, trwa ewakuacja dziewięciu miejscowości w
gminie Pacanów. Około 50 osób ewakuowano w gminie Bejsce. Strażaków
wspomagają w akcji żołnierze.
Szczęście w nieszczęściu
O ogromnym szczęściu może mówić 56-letni rowerzysta, który wpadł do Wisły w
Bąkowie. Rzecznik komendanta Śląskiego Oddziału Straży Granicznej Cezary
Zaborski powiedział, że zdołał on złapać się rosnącego drzewa, opierając się
rwącemu nurtowi. Na pomoc ruszyli policjant i funkcjonariusz Straży
Granicznej, którzy zdołali uratować tonącego rowerzystę.
Wieści z Czech - tym razem nas nie zaskoczą?
Pozytywne informacje napływają jednak z Czech. Poziom wezbranych wód powoli
opada. Mimo to w wielu miejscach obowiązuje jeszcze najwyższy stopień
zagrożenia powodziowego. Dodatkowo - jak poinformował Jerzy Miller - Czesi
nie postąpią jak w trakcie powody w 1997 r. i nie zaskoczą nas nagłym
spuszczeniem wielkiej ilości wody ze zbiorników. Czesi obiecali Millerowi
utrzymanie zrzutu wody na stałym poziomie.
Z zupełnie innymi problemami borykają się mieszkańcy Suwalszczyzny.
Pozrywane dachy, połamane drzewa i zerwane linie energetyczne - to efekt
trąby powietrznej, która przeszła nad gminą Rutka Tartak na Suwalszczyźnie (Podlaskie).
Trąba powietrzna na Suwalszczyźnie - czytaj więcej.
(wp.pl)
.
Pniedziałek,
2010-05-17
Czeskie zbiorniki zaporowe w dorzeczu Odry są
pełne
Wszystkie jeziora zaporowe w dorzeczu czeskiego odcinka górnej Odry są
całkowicie zapełnione i nie mogą zatrzymywać napływającej nadal wody -
poinformował agencję CTK rzecznik przedsiębiorstwa gospodarki wodnej Povodi
Odry Czestmir Vlczek.
Jako pierwsze zapełniły się mniejsze jeziora zaporowe Oleszna i Cierlicko.
Trzy inne duże zapory - Szance, Moravka i Żermanice - miały rezerwy od
jednego do trzech metrów wysokości lustra wody mniej więcej do godziny
17.00, ale ich rezerwa retencyjna jest obecnie również wyczerpana.
(PAP)
Polska pod wodą - utonęło dziecko, podczas akcji ratunkowej zmarł strażak
W wielu miejscowościach na południu Polski ogłoszono stany pogotowia
przeciwpowodziowego oraz alarmy powodziowe. W całym kraju wciąż intensywnie
pada deszcz i zdaniem meteorologów sytuacja będzie się pogarszać. Są cztery
ofiary śmiertelne, w tym jeden strażak, który brał udział w akcji ratunkowej
oraz 8-letnie dziecko.
Trzy osoby utonęły w województwie małopolskim. Jednią z nich jest 8-letni
chłopczyk, który jeździł samotnie na rowerze i wpadł do wezbranego potoku w
Krakowie. Chłopca znalazł sąsiad, mimo reanimacji i wysiłków lekarzy z
Uniwersyteckiego Szpitala Dziecięcego w Prokocimiu nie udało się go uratować.
Dwie pozostałe osoby to 60-letnia kobieta i 45-letni mężczyzna. Nadal też
poszukiwany jest mężczyzna, który wpadł do rzeki Koszarawa w Przyborowie na
Żywiecczyźnie. W czasie akcji ratowniczej, prawdopodobnie na zawał serca,
zmarł 50-letni strażak z Ochotniczej Straży Pożarnej.
Najtrudniejsza sytuacja jest w województwie małopolskim. Woda sieje
spustoszenie także w województwach śląskim i podkarpackim. W akcji
ratowniczej biorą udział wszystkie służby. Straż pożarna interweniowała 5
tys. razy - pomagała mieszkańcom wypompowywać wodę z zalanych piwnic, garaży,
udrażniając rowy melioracyjne oraz zabezpieczając worki z piaskiem przed
napływem wody do budynków. W całym kraju ewakuowano 1440 osób.
Do akcji ratowniczej zaangażowano wojsko. W gotowości jest osiem tysięcy
żołnierzy wyposażonych w specjalistyczny sprzęt, m.in. pływające
transportery, łodzie saperskie, ciężki sprzęt inżynieryjny, samochody
terenowe i śmigłowce. Minister obrony narodowej na wniosek wojewodów
małopolskiego i śląskiego uruchomił pomoc wojskową dla pięciu gmin w tych
województwach.
Z danych zgromadzonych przez MSWiA wynika, że alarmy powodziowe ogłoszone
zostały m.in. w gminie Głogówek (woj. opolskie), a także w woj. małopolskim:
w powiecie krakowskim (gmina Liszki, Skawina), bocheńskim (gmina Rzezawa i
Łapanów), suskim, tarnowskim, myślenickim, brzeskim (gmina Gnojniki,
Borzęcin), gorlickim (gmina Bobowa, Łużna i Ropa), oświęcimskim,
nowosądeckim (gmina Grzybów, Łabowa i Grygów), wadowickim (gmina Andrychów)
i dąbrowskim oraz w Dąbrowie Tarnowskiej, Bochni, Krakowie i Nowym Sączu.
W woj. śląskim alarm powodziowy ogłoszono na terenie sześciu powiatów:
bieruńsko-lędzińskiego, bielskiego, cieszyńskiego, pszczyńskiego,
raciborskiego, wodzisławskiego oraz gminy Zebrzydowice. Najgorsza sytuacja
panuje w powiatach żywieckim, bielskim (z miastem Bielsko-Biała),
cieszyńskim i gliwickim (z miastem Gliwice). W Zabrzu możliwa jest ewakuacja
ok. 200 osób, wystąpiło bowiem zagrożenie przerwania wałów na Kłodnicy.
Na terenie województwa opolskiego najbardziej zagrożone zalaniem i
podtopieniami są tereny położone w dolinie rzeki Odry - gminy Cisek, Bierawa
i Skorogoszcz, w woj. podkarpackim alarm powodziowy ogłoszono w powiecie
ropczycko-sędziszowskim, jasielskim (miasto Jasło, Kołaczyce oraz w gminach
Skołyszyn, Jasło, Brzyska), powiecie strzyżowskim (gmina Czudec, Frysztak,
Niebylec, Strzyżów, Wiśniowa) i rzeszowskim (gmina Lubenia).
Małopolska
Alarm powodziowy obowiązuje w sumie w 74 gminach oraz w miastach Kraków i
Nowy Sącz, a pogotowie powodziowe w 37 gminach. Wicewojewoda małopolski
Stanisław Sorys wystąpił o pomoc wojska. Minister Obrony Narodowej Bogdan
Klich polecił skierować do akcji w gminach Bochnia i Kłaj dwa pływające
transportery samobieżne wraz z załogą z 3 batalionu ratownictwa
inżynieryjnego.
Według służb kryzysowych wojewody małopolskiego w Małopolsce stan alarmowy
na rzekach przekroczony jest w 42 miejscach, a stan ostrzegawczy w 19
miejscach. Najtrudniejsza jest sytuacja w powiatach: bocheńskim, brzeskim,
wielickim, oświęcimskim i nowosądeckim.
W poniedziałek zawieszone zostały zajęcia w kilkudziesięciu szkołach oraz w
przedszkolach. Lekcji nie będzie w tych placówkach także we wtorek, a w
niektórych, np. w Szkole Podstawowej w Krzeczowie (powiat myślenicki), także
w środę. Gimnazjum nr 2 w Bochni zostało zamknięte aż do odwołania.
Intensywne opady powodują podtopienia pól uprawnych i łąk oraz coraz
większej liczby domów. Woda przerwała wały kilku mniejszych rzek Małopolski.
Na południu regionu uaktywniły się osuwiska ziemi.
Jak podała wieczorem rzeczniczka wojewody małopolskiego Joanna Sieradzka, w
całym regionie ewakuowano już 850 osób.
Doszło do awarii sieci energetycznej w Dobczycach, Stróży, Pcimiu oraz w
Krakowie - Nowym Bieżanowie. W związku z zalaniem ujęcia wody pitnej w
Bochni skierowano tam mobilną stację uzdatniania wody.
Według strażaków najtrudniejsza jest sytuacja wzdłuż rzeki Raby w centralnej
części województwa.
Utrudnienia w ruchu występują w kilkudziesięciu punktach na ośmiu drogach
krajowych w regionie. Nieprzejezdnych jest bardzo dużo odcinków dróg
powiatowych i gminnych. Woda podmyła też tory na dwóch szlakach kolejowych:
Kraków-Zakopane i Tarnów-Krynica; pociągi mają kursować okrężnymi trasami.
Małopolski Zarząd Melioracji i Urządzeń Wodnych w Krakowie podał, że z
magazynów przeciwpowodziowych w Małopolsce wydano już 140 tys. sztuk worków
na piasek i 15 agregatów pompowych dużej wydajności. W magazynach jest
jeszcze 870 tys. worków. Z uwagi na prognozy hydrologiczne przygotowywane są
łodzie ratunkowe, którymi będzie dysponować Komenda Wojewódzka Państwowej
Straży Pożarnej. W magazynie wojewódzkim jest 68 łodzi i 12 agregatów
pompowych. Służby kryzysowe zaapelowały do mieszkańców Małopolski o
pozostanie w domach i w miarę możliwości o nieprzemieszczanie się po terenie
województwa.
Wicewojewoda zwrócił się do szefa MSWiA o wydanie czasowego zakazu
poruszania się ciężarówek o masie przekraczającej 12 ton.
Na Dunajcu między Czchowem a Zakliczynem udało się przechwycić 20-tonowy
prom, który zerwał się w miejscowości Piaski-Drużków. Niesiony wezbranym
nurtem prom groził uszkodzeniem filarów mostów na rzece. Zanim do tego
doszło, prom udało się osadzić na mieliźnie.
W walce z powodzią na terenie Małopolski bierze udział ok. 7 tys. strażaków
OSP i PSP. Pracują m.in. przy udrażnianiu przepustów, obronie mostów i
podwyższaniu wałów. Usuwają też powalone drzewa. W samym tylko Krakowie w
nocy z niedzieli na poniedziałek drzewa przygniotły 27 samochodów.
Śląsk
Co najmniej 1,5 tys. strażaków pracuje w woj. śląskim, walcząc ze skutkami
nieprzerwanych opadów deszczu. W wielu miejscach ewakuowano mieszkańców
zalanych domów. Zdezorganizowany jest ruch na drogach i kolei.
Jak powiedział po południu rzecznik śląskiej straży pożarnej Jarosław
Wojtasik, przy uszczelnianiu i umacnianiu wałów przeciwpowodziowych,
pompowaniu wody z zalanych budynków i obszarów, udrażnianiu przepustów i
usuwaniu powalonych drzew, w każdej chwili pracuje co najmniej 1,5 tys.
strażaków; kolejne siły przesuwane są z północnej części regionu.
Najtrudniejsza sytuacja panuje w południowej i zachodniej części regionu - w
dorzeczu Wisły oraz wokół stale podnoszącej się Odry. Jak relacjonował
Wojtasik, w Skoczowie Wisła po południu płynęła na szerokości ok. 100 metrów,
również wokół wałów. Zalane zostały m.in. dojazdy do części mostów na rzece.
- Wszędzie jest tragicznie, woda przelewa się wokół mostów. Trudno ocenić ew.
uszkodzenia wałów czy dróg, bo wszystko jest pod wodą - zaznaczył Wojtasik.
Jak wyjaśnił, w wielu miejscach nie sposób już prowadzić prac na wałach, bo
woda przeszła ponad nimi.
Według informacji czeskich służb hydrologicznych, fala kulminacyjna na Odrze
dotrze na polską stronę prawdopodobnie wieczorem i w nocy. Na wodowskazie w
Raciborzu - Miedoni poziom wody może wówczas sięgnąć 9 metrów. Rano było 6,7
metra (stan ostrzegawczy wynosi 4 metry, alarmowy - 6 metrów). W 1997 r.
woda sięgnęła tam prawie 10,5 m.
Pogotowie przeciwpowodziowe obowiązuje na terenie: Bytomia, Jastrzębia
Zdroju, Piekar Śląskich, Rudy Śląskiej, Rybnika, Zabrze i Żor, powiatów
będzińskiego, gliwickiego, raciborskiego, tarnogórskiego, żywieckiego, a
także gminy Rudziniec. Alarmowy stan wód został przekroczony na ok. 25 z
blisko 40 głównych punktów pomiarowych na rzekach regionu.
Podkarpacie
W związku z intensywnymi opadami deszczu podnosi się poziom niektórych rzek
na Podkarpaciu. W kilkunastu powiatach i miastach regionu obowiązują alarmy
i pogotowia przeciwpowodziowe.
Jak poinformował rzecznik podkarpackich strażaków kpt. Marcin Betleja,
najtrudniejsza sytuacja jest obecnie w Dębicy, gdzie podnosi się poziom
Wisłoki. Tam też kierowane są służby ratownicze. Na razie jednak nie
przeprowadza się ewakuacji mieszkańców.
Alarmy powodziowe obowiązują w powiatach: ropczycko-sędziszowskim,
jasielskim, sanockim, dębickim, strzyżowskim i rzeszowskim oraz w miastach:
Rzeszowie, Dynowie i Tyczynie. Pogotowia ogłoszono w kilku powiatach, m.in.:
brzozowskim, łańcuckim oraz w Dębicy.
Na skutek intensywnych opadów wystąpiły także lokalne podtopienia w
powiatach: jasielskim, krośnieńskim, dębickim, sanockim, brzozowskim,
ropczycko-sędziszowskim, strzyżowskim i w samym Krośnie. W Ropczycach woda z
wystąpiła z koryta rzeki Wielopolki i podtopiła część miasta. W nocy
zamknięto drogę krajową nr 4. Jednak w poniedziałek rano woda ustąpiła i
przywrócono ruch na tej trasie.
Prognozowane są umiarkowane i silne opady deszczu. Przewidywana wysokość
opadów: od 10 do 20 mm, w dorzeczu Wisłoki około 40 mm - podaje IMiGW.
Świętokrzyskie
Stany alarmowe są przekroczone na wodowskazach na siedmiu rzekach w
województwie świętokrzyskim. Dużo pracy, w związku z pogodą, mają strażacy.
Poziom wody przekroczył stany alarmowe na Kamiennej, Koprzywnicy, Czarnej,
Mierzawie, Bobrzy, Nidzie Czarnej i na Wiernej. Przekroczenia nie są duże. W
innych miejscach, m.in. na Nidzie i Czarnej Staszowskiej przekroczone są
stany ostrzegawcze - poinformował dyżurny Centrum Zarządzania Kryzysowego w
Kielcach Jerzy Szeląg. Dodał, że od soboty przygotowane są worki i piasek,
służby są w gotowości.
Na Pilicy i jej dopływach w ciągu najbliższej doby IMiGW przewiduje dalsze
wzrosty stanu wody, w tym przekroczenie stanu alarmowego na Czarnej
Włoszczowskiej w Januszewicach.
128 interwencji związanych z pogodą podjęli w ciągu ostatniej doby strażacy.
Większość zgłoszeń dotyczyła usuwania połamanych drzew i konarów oraz
wypompowywania wody z piwnic - poinformował dyżurny świętokrzyskiej straży
pożarnej.
Podbeskidzie
Wody w rzekach na Podbeskidziu wciąż przybywa, a deszcz nadal intensywnie
pada - wynika ze słów służb ratunkowych. Dramatycznie jest na Śląsku
Cieszyńskim. Alarmy powodziowe zostały ogłoszone w powiatach wadowickim i
oświęcimskim. Pod wodą znalazł się fragment ekspresowej "jedynki" w
okolicach Czechowic-Dziedzic koło Bielska-Białej. W rejonie Wadowic
najtrudniejsza sytuacja była w Andrychowie. Tam groziło, że wystąpi z
brzegów i wedrze się centrum miasta rzeka Wieprzówka. Strażacy wznieśli
sprawnie wał z worków z piaskiem i opanowali sytuację. W Wadowicach z brzegu
wystąpiła Choczenka zalewając niektóre obszary miasta.
Pod wodą znalazł się fragment ekspresowej "jedynki" w okolicach
Czechowic-Dziedzic koło Bielska-Białej. Policjanci zorganizowali objazdy -
poinformowała rzecznik bielskiej policji Elwira Jurasz. Problemy są także w
woj. małopolskim.
Z prognoz synoptyków Instytutu Meteorologii i Gospodarki Wodnej wynika, że w
poniedziałek opady będą intensywne.
Opolszczyzna
Stany alarmowe na rzekach Opolszczyzny przekroczone są w 13 miejscach. W
nocy na Odrze ma przemieścić się fala kulminacyjna. Według prognoz, ma być o
1/3 mniejsza niż ta z 1997 roku.
- Spodziewany przepływ fali powodziowej na Odrze wynosić będzie ok. 1,9 tys.
metrów sześciennych na sekundę na odcinku od granicy państwa do
Kędzierzyna-Koźla, a więc będzie o ok. 1/3 mniejszy niż w 1997 roku -
poinformowały służby wojewody.
Na zwołanym po południu posiedzeniu zespołu wsparcia Wojewódzkiego Centrum
Zarządzania Kryzysowego wojewoda ogłosił alarm powodziowy dla powiatów
kędzierzyńskiego, krapkowickiego, opolskiego ziemskiego oraz miasta Opola.
Według prognoz służb kryzysowych najbardziej zagrożone powodzią tereny leżą
w dolinie Odry, w gminach Bierawa i Cisek. Do tej pory w obu gminach
ewakuowano jedno gospodarstwo. - Jesteśmy przygotowani do ewakuacji dwóch
kolejnych, ale na razie nie ma takiej potrzeby - powiedział Andrzej Chromik
z Powiatowego Centrum Zarządzania Kryzysowego starosty kędzierzyńskiego.
Lubelskie
Przybierają rzeki na Lubelszczyźnie, nadal jednak - z wyjątkiem Bugu w
Dorohusku i Krzny w Malowej Górze - płyną poniżej stanów ostrzegawczych.
Poziom Wisły w Annopolu podniósł się w ciągu doby o ponad 30 cm, w Puławach
i Dęblinie przyrosty były symboliczne. Do stanów ostrzegawczych brakuje od
prawie 60 cm do metra.
Poziom wody w Bugu podniósł się od 2 do 13 cm, najwięcej w Strzyżowie. W
Dorohusku stan ostrzegawczy jest przekroczony o 70 cm, a do stanu alarmowego
pozostało niespełna 30 cm. W Strzyżowie i Włodawie rzeka płynie nieznacznie
poniżej stanów ostrzegawczych - od 7 do 15 cm.
O 5 cm podniósł się poziom rzeki Wieprz w Krasnymstawie, do stanu
ostrzegawczego pozostało ponad 20 cm.
Łódzkie
Instytut Meteorologii i Gospodarki Wodnej ostrzega przed przebywaniem nad
rzekami w woj. łódzkim. W związku z intensywnymi opadami deszczu Instytut
przewiduje dalsze wzrosty stanu wody na rzekach województwa.
W związku z obserwowanymi i prognozowanymi intensywnymi opadami deszczu, na
Pilicy i jej dopływach w ciągu najbliższej doby przewiduje się dalsze
wzrosty stanu wody - poinformował IMiGW.
Na Pilicy w Sulejowie przewidywane jest przekroczenie stanu alarmowego, na
Czarnej Malenieckiej w Dąbrowie - przekroczenie stanu ostrzegawczego.
Przekroczenie stanu ostrzegawczego będzie się utrzymywać na Luciąży w
Kłudzicach.
Przebywanie nad brzegami rzek może być niebezpieczne; mogą również wystąpić
utrudnienia w prowadzeniu prac hydrotechnicznych.
Mazowieckie
W ciągu najbliższej doby na rzekach województwa mazowieckiego przewiduje się
dalsze wzrosty stanu wody, szczególnie na Pilicy w Białobrzegach oraz na
Liwcu w Zaliwiu-Piegawkach - informuje Instytut Meteorologii i Gospodarki
Wodnej
W związku z występującymi i prognozowanymi intensywnymi opadami deszczu, w
ciągu najbliższej doby w rzekach województwa Instytut przewiduje dalsze
wzrosty stanu wody. Na Pilicy w Białobrzegach przewiduje się przekroczenie
stanu ostrzegawczego w ciągu najbliższych godzin, na Liwcu w
Zaliwiu-Piegawkach - przekroczenie stanu alarmowego. Instytut prognozuje
także znaczne wzrosty stanu wody na pozostałych rzekach regionu.
IMiGW ostrzega jednocześnie, że przebywanie nad brzegami tych rzek może być
niebezpieczne; mogą także wystąpić utrudnienia w prowadzeniu prac
hydrotechnicznych.
Sprawdź aktualną prognozę pogody na www.pogoda.wp.pl
(wp.pl)
Sąd nie zgodził się na zniszczenie rzeczy ofiar Tu-154
Sąd wojskowy nie zgodził się na żądanie polskich prokuratorów, którzy
chcieli, aby zniszczono niektóre osobiste rzeczy należące do ofiar
katastrofy Tu-154 - poinformował portal tvn24.pl. Śledczy uzasadniali swoją
decyzję tym, że rzeczy te mogły być "źródłem zagrożenia dla bezpieczeństwa
powszechnego". - Wskazywano na zagrożenie epidemiologiczne - powiedział
rzecznik sądu płk. Rafał Korkus. - Ten wniosek to absurd - komentują
karniści i inspektorat sanitarny.
Jak poinformował portal tvn24.pl wniosek o wydanie zgody na "zarządzenie
zniszczenia" wybranych przedmiotów znalezionych na miejscu katastrofy
prezydenckiego samolotu wpłynął do Wojskowego Sądu Okręgowego w Warszawie w
ubiegłym tygodniu. Jak tłumaczył Korkus, prokuratorzy prowadzący
postępowanie powoływali się na artykuł 232a Kodeksu Postępowania Karnego.
- Uznaliśmy, że przesłanki z art. 232a w tym przypadku nie zachodzą, pomimo,
że do wniosku dołączona była fachowa opinia, która potwierdzała stanowisko o
zagrożeniu epidemiologicznym - dodał pułkownik Korkus.
Pułkownik Ireneusz Szeląg tłumaczył, że "są to przedmioty ściśle osobiste,
dotyczące osób pokrzywdzonych". Z uwagi na dobro tych pokrzywdzonych
prokuratura nie będzie jednak ich szczegółowo określać. Szef prokuratury,
która prowadzi polskie śledztwo w sprawie katastrofy, zastrzegł jednak, że
nie chodzi o przedmioty "uznane przez prokuraturę za dowody rzeczowe". - Z
punktu widzenia prokuratury, nie mają one żadnego znaczenia dla toczącego
się śledztwa - zaznaczył Szeląg.
(TVN24)
Niedziela,
2010-05-16
Pierwszy laureat nagrody im. Ryszarda
Kapuścińskiego
Po raz pierwszy przyznano nagrodę im. Ryszarda Kapuścińskiego za reportaż
literacki. Laureatem został Jean Hatzfeld - autor książki "Strategia antylop"
- To książka o trudnym pojednaniu po krwawej wojnie domowej w Ruandzie -
powiedziała przewodnicząca jury nagrody, Małgorzata Szejnert.
"Strategia antylop" to trzecia książka Hatzfelda dotycząca ruandyjskiej
wojny domowej, podczas której, w 1994 roku z rąk Hutu zginęło ponad milion
przedstawicieli ruandyjskiej mniejszości - Tutsich; zabójcy i ofiary przed
rzezią byli często sąsiadami.
W dwóch pierwszych, nie przetłumaczonych na polski książkach, "Dans le nu de
la vie. Recits des marais rwandais" oraz "Une saison de machettes" - autor
udziela głosu zabójcom i ich ofiarom, odsłaniając przed czytelnikiem świat
pełen niewyobrażalnego okrucieństwa. Opisuje historie mieszkańców konkretnej
wioski - Nyamata. Jej mieszkańcy dwanaście lat po ludobójstwie próbują
opisać, jak teraz wygląda ich życie.
W "Strategii antylop" Hatzfeld wraca do Ruandy, by raz jeszcze porozmawiać z
przedstawicielami obu stron, po tym jak część Hutu została wypuszczona z
więzienia lub wróciła z wygnania w Kongu. Tutsi muszą na nowo przyjąć ich
jako sąsiadów.
- Jak radzą sobie z pojednaniem? Czy możliwe jest prawdziwe przebaczenie?
Czy pojednanie oznacza zdradę wobec ofiar zbrodni? To niektóre pytania,
jakie stawia Hatzfeld. W przyjętej przez siebie konwencji mininarracji jest
wierny swoim informatorom - sprawia, że niemal widzimy ich twarze, słyszymy
ich głosy, poznajemy sposób formułowania myśli - mówiła przewodnicząca jury,
Małgorzata Szejnert.
Jean Hatzfeld odebrał czek na 50 tys. zł, a 15 tys.zł dostał tłumacz - Jacek
Griszczak.
Ustanowione przez miasto stołeczne Warszawa oraz "Gazetę Wyborczą"
wyróżnienie ma na celu nagrodzenie najlepszych opublikowanych w danym roku
książek reporterskich oraz autorów ich przekładów. Jury pod przewodnictwem
dziennikarki i pisarki Małgorzaty Szejnert wybierało w tym roku spośród 50
nadesłanych książek 38 autorów polskich i 12 zagranicznych.
Laureat nagrody - Jean Hatzfeld (ur. 1949) - przez wiele lat był
korespondentem "Liberation". Opisywał powstanie "Solidarności" w Polsce,
upadek muru berlińskiego i reżimu Ceauescu. Trzy lata spędził w byłej
Jugosławii, został ranny podczas ostrzału Sarajewa. W 1994 r. wyruszył do
Ruandy. Za "Strategię antylop" otrzymał w 2007 r. Prix Medicis.
Tłumacz, Jacek Giszczak (ur. 1956) ukończył filologię polską na KUL i
literaturę na Sorbonie. W ostatnich latach specjalizuje się w przekładach z
czarnej literatury frankofońskiej takich pisarzy jak Ken Bugul, Dany
Laferriere czy Lyonel Trouillot.
Książka "Strategia antylop" ukazała się nakładem wydawnictwa Czarne.
(PAP)
Najstarszy biskup w Polsce obchodzi 40-lecie posługi
Msza św. dziękczynna za 40-lecie posługi biskupiej ks. Albina Małysiaka
odprawiona została w Katedrze Wawelskiej. 93-letni biskup senior
archidiecezji krakowskiej jest najstarszym hierarchą w Polsce.
Nabożeństwu przewodniczył sam jubilat, a koncelebransami byli metropolita
krakowski kard. Stanisław Dziwisz i kard. Franciszek Macharski. Homilię
wygłosił bp Jan Szkodoń. W imieniu wiernych podziękowania dla bp. Małysiaka
złożył aktor Tadeusz Szybowski.
Metropolita krakowski kard. Dziwisz, przywołując słowa papieża Pawła VI z
bulli nominacyjnej biskupa Małysiaka, powiedział, że nadzieje Ojca Świętego
w niej wyrażone spełniły się.
- Zgromadzeni w katedrze na Wawelu na eucharystii dziękujemy Bogu za
wszelkie dobro, które stało się udziałem naszej archidiecezji przez
pasterską posługę księdza biskupa Albina, spełnianą z wielkim zaangażowaniem
duszpasterskim - mówił Dziwisz.
Podkreślił, że biskup Małysiak przez lata swojej posługi zasłużył na uznanie
i wdzięczność krakowskich biskupów, także cała archidiecezja darzyła go i
nadal darzy ogromną sympatią i miłością.
- Budujemy się jego niezachwianą wiernością Kościołowi i Ojczyźnie.
Współczesne pokolenie, zwłaszcza młodych ludzi, może uczyć się od niego
miłości Kościoła i zdrowego patriotyzmu - podkreślił.
Jubileuszowe uroczystości miały się odbyć 16 i 17 kwietnia, ale ze względu
na żałobę narodową po katastrofie lotniczej pod Smoleńskiem zostały
przełożone. W poniedziałek w Teatrze im. Juliusza Słowackiego odbędzie się
wieczór jubileuszowy, podczas którego zaprezentowany zostanie fabularyzowany
film dokumentalny "Z wiarą na głęboką wodę" o bp. Małysiaku.
Bp Albin Małysiak urodził się w 1917 r. w Koconiu niedaleko Żywca. Mając 19
lat - w kwietniu 1936 r. - złożył śluby wieczyste w Zgromadzeniu Księży
Misjonarzy św. Wincentego a Paulo w Krakowie. Święcenia kapłańskie przyjął 1
maja 1941 r. w Krakowie z rąk bp. Stanisława Rosponda.
Pracował początkowo jako wikariusz i katecheta w Zembrzycach koło Wadowic,
gdzie w czasie okupacji organizował "dożywialnię" dla dzieci i osób
wysiedlonych, a w latach 1942-47 był kapelanem krakowskiego Zakładu Helclów
- ośrodka dla osób niedołężnych i starszych.
W czasie okupacji ks. Małysiak wspólnie z dyrektorką zakładu siostrą
Bronisławą Wilemską pomógł pięciorgu Żydom. Ksiądz wydał im metryki chrztu i
zaopatrzył ich w inne niezbędne dokumenty. Kiedy ośrodek został ewakuowany
do Szczawnicy, żydowscy podopieczni wraz z innymi pensjonariuszami
zamieszkali w willi "Adria", oddalonej zaledwie o trzysta metrów od
posterunku niemieckiej żandarmerii. Mężczyźni doczekali w ośrodku końca
wojny, żydowskie pensjonariuszki zmarły jesienią 1944.
Ks. Albin Małysiak i s. Bronisława Wilemska w 1993 r. zostali uhonorowani
tytułem "Sprawiedliwy wśród Narodów Świata". W październiku 2007 r.
prezydent Lech Kaczyński za ratowanie Żydów odznaczył biskupa Krzyżem
Komandorskim Orderu Odrodzenia Polski.
Po wojnie ks. Małysiak był katechetą w szkole średniej i wikariuszem parafii
pw. Najświętszej Rodziny w Krakowie. W 1950 uzyskał tytuł magistra teologii
na Uniwersytecie Jagiellońskim, a w 1952 doktorat z teologii. Pracował m.in.
w Zakładzie Wychowawczym im. ks. Siemaszki w Krakowie, a od 1954 wykładał w
Instytucie Teologicznym Księży Misjonarzy w Krakowie.
W 1959 r. został proboszczem krakowskiej parafii Księży Misjonarzy pw. NMP Z
Lourdes na miasteczku studenckim, gdzie rozwinął duszpasterstwo akademickie.
W styczniu 1970 r. został mianowany biskupem pomocniczym archidiecezji
krakowskiej. Sakrę biskupią przyjął z rąk kard. Karola Wojtyły 5 kwietnia
1970 r. Jego biskupia dewiza to "Ave Maria".
Brał udział w pracach wielu komisji Episkopatu Polski, m.in. przewodniczył
Podkomisji ds. Zakonów Klauzurowych i troszczył się o zaangażowanie mediów w
dzieło nowej ewangelizacji.
Od 1993 r. bp Albin Małysiak przebywa na emeryturze. Wciąż aktywnie
uczestniczy w organizowanych w Krakowie uroczystościach patriotycznych. W
2005 r. Rada Miasta Krakowa nadała mu honorowe obywatelstwo miasta.
Bp Albin Małysiak interesuje się historią, geografią, jego ulubione zajęcia
to turystyka i jazda na rowerze, a ulubione lektury to dzieła teologiczne i
książki o historii Kościoła i świata. Zna doskonale łacinę i grekę oraz
język niemiecki.
W 2008 r. bp Małysiak jako pierwszy polski biskup od czasów reformy
liturgicznej udzielił grupie wiernych bierzmowania i odprawił mszę
pontyfikalną w nadzwyczajnej formie rytu rzymskiego, nazywanej potocznie
liturgią starą lub trydencką.
(PAP)
Sobota, 22010-05-15
Świadkowie historii podczas Nocy Muzeów w
Katowicach
Świadkowie historii - uczestnicy strajku w katowickiej kopalni "Wujek" w
grudniu 1981 r. - oprowadzali w sobotę zwiedzających po muzealnej izbie
pamięci, upamiętniającej tragiczne wydarzenia w tej kopalni, zakończone
śmiercią 9 zastrzelonych górników.
Muzeum Izba Pamięci Kopalni "Wujek", we współpracy z IPN, włączyło się w Noc
Muzeów. Wśród przewodników byli m.in. przywódca strajku sprzed blisko 30 lat
Stanisław Płatek, szef społecznego komitetu pamięci poległych górników
Krzysztof Pluszczyk i uczestnik strajku Jerzy Wartak. Odbył się też wieczór
wspomnień z uczestnikami tamtych wydarzeń.
Podczas Nocy Muzeów przez izbę pamięci "Wujka" przewinęło się ok. 100 osób.
Zwiedzający obejrzeli film o tragedii tej kopalni, rozmawiali z uczestnikami
strajku. Interesowali się szczegółową makietą, przedstawiającą teren kopalni
sprzed 30 lat oraz obrazującą przebieg pacyfikacji zakładu przez oddziały
ZOMO.
- Na pewno warto było dziś tu przyjść. To historia na żywo. Co innego
oglądać i słuchać o tym w telewizji, a co innego odwiedzić to miejsce
osobiście i zetknąć się z ludźmi, którzy uczestniczyli w tych wydarzeniach -
powiedziała Barbara Tomala z Gorzowa, która w sobotni wieczór przyszła do
muzeum "Wujka".
Na wizytę w katowickim muzeum swoich gości z Gorzowa namówili państwo
Purgolowie ze Świętochłowic. Jak powiedział Henryk Purgol, dzięki Nocy
Muzeów możliwe było przyjście tu wieczorem, poza standardowymi godzinami
otwarcia. Niektórzy zwiedzający zapalali znicze przed Krzyżem-Pomnikiem przy
kopalni.
"Przekrój wiekowy odwiedzających jest zróżnicowany - są ludzie młodzi,
rodzice z dziećmi; dominują osoby w średnim wieku. Widać, że jest potrzeba,
aby Noc Muzeów przybliżała też nieco trudniejsze tematy, nie tylko te
rozrywkowe. Jedni chcą się przede wszystkim zabawić, inni dowiedzieć się
czegoś o historii, jeszcze inni szukają dziś jednego i drugiego" - ocenił
Krzysztof Pluszczyk.
Chętnych do poznania najnowszej historii Polski nie zabrakło również w
katowickim oddziale IPN. Instytut zorganizował bezpłatny transport ze swojej
siedziby, gdzie odbywały się m.in. pokazy, prelekcje i koncerty, do muzeum "Wujka".
W siedzibie IPN można było m.in. przejść kurs drukowania na powielaczu i
zobaczyć, jak powstawały podziemne wydawnictwa. O swojej pracy opowiadali
także archiwiści.
Atrakcją Nocy Muzeów w katowickim IPN były m.in. adresowane do dzieci gry
edukacyjne, głównie opowiadający o czasach stanu wojennego "Wroniec". "Kącik
gier cieszył się wielkim zainteresowaniem. Najmłodsi uczestnicy mieli 4-5
lat. - Cieszymy się, że udało się tak przygotować program Nocy Muzeów, by
był adresowany właściwie do wszystkich grup wiekowych - oceniła Monika
Kobylańska z katowickiego IPN.
Jej zdaniem, Noc Muzeów to świetna okazja, by w przystępnej i atrakcyjnej
formie przybliżyć chętnym - szczególnie młodym ludziom - tajniki pracy
Instytutu oraz wydarzenia z historii Polski.
W programie Nocy Muzeów z IPN był także koncert zespołu De Press na placu
Sejmu Śląskiego w Katowicach, podczas którego zabrzmiały "Piosenki Żołnierzy
Wyklętych - Myśmy rebelianci". Koncert, przy nie najlepszej pogodzie,
zgromadził ponad sto osób.
Prezydent Katowic, Piotr Uszok, podkreślił, że w sobotni wieczór, oprócz
imprez związanych z Nocą Muzeów, w Katowicach odbywają się także liczne
koncerty związane z oficjalną inauguracją starań miasta o tytuł Europejskiej
Stolicy Kultury w 2016 roku.
- Dziś mamy wiele wydarzeń w wielu różnych miejscach. Wiele jeszcze będzie
się działo. Te wydarzenia będą trwały ciągle, z różnym nasileniem, aż do
sierpnia - zapewnił Uszok, otwierając koncert grupy De Press.
W sobotę, z okazji Nocy Muzeów, w Katowicach można było również zwiedzić
teren byłej kopalni "Katowice", gdzie do 2012 r. ma powstać nowa siedziba
Muzeum Śląskiego. W sobotę w jednym z po-kopalnianych budynków zaplanowano
m.in. koncert Józefa Skrzeka. W obecnej siedzibie Muzeum Śląskiego pokazano
m.in. "arcydzieła z depozytu" - rarytasy na rynku antykwarycznym autorstwa
m.in. Alfreda Wierusza Kowalskiego, Eugeniusza Zaka, Jerzego Nowosielskiego,
Tamary Łempickiej, Jacka Malczewskiego, Juliana Fałata czy Tadeusza
Makowskiego.
(PAP)
Gen. Potasiński pośmiertnie wyróżniony przez
Dowódca Wojsk Specjalnych gen. Włodzimierz Potasiński, który zginął 10
kwietnia w katastrofie pod Smoleńskiem, znalazł się w gronie uhonorowanych
prestiżowym odznaczeniem Amerykańskiego Dowództwa Operacji Specjalnych.
Medal ustanowiono w 1994; otrzymują go osoby szczególnie zasłużone dla
rozwoju wojsk specjalnych. Przez ponad 16 lat odznaczenie nadano ok. 50 osób.
Gen. Potasiński jest - jak podkreślił rzecznik DWS ppłk Ryszard Jankowski -
drugim obcokrajowcem, któremu zostało ono przyznane.
Dowództwo Operacji Specjalnych Stanów Zjednoczonych zdecydowało o
wyróżnieniu Potasińskiego jeszcze przed tragedią w Smoleńsku. Generał nie
miał jednak okazji odebrać Medalu osobiście. Teraz wręczono go jego żonie -
Marcie Murzańskiej-Potasińskiej. W ostatnich dniach z wizytą w Polsce
przebywał bowiem Dowódca Operacji Specjalnych USA admirał Eric Olson.
Przekazując odznaczenie, Olson określił gen. Potasińskiego jako "silnego
przywódcę, wizjonera i wielkiego przyjaciela", "ważnego dowódcę o ogromnych
dokonaniach".
W uzasadnieniu nadania odznaczenia wskazano, że generał był przekonany - o
czym wielokrotnie mówił podczas międzynarodowych spotkań i konferencji
akademickich - że operacje specjalne będą w przyszłości narzędziem obrony
demokracji.
- Jego sposób myślenia w kwestii wojsk specjalnych doprowadził do uczynienia
w 2007 r., po raz pierwszy, operacji specjalnych kluczowym elementem
Strategii Bezpieczeństwa Narodowego Polski. Jego wizja cieszyła się szerokim
uznaniem, była inspiracją dla innych państw do naśladowania polskich
doświadczeń - podkreślił Olson.
W uzasadnieniu oceniono, że generał "stał się kluczową osobowością w
podejmowaniu wojskowych decyzji międzynarodowych poprzez wspieranie
specjalnych sił operacyjnych NATO i dążeniu do celu, jakim było wejście
Polski do Operacji Specjalnych NATO do 2012 roku".
- Jego mocna wiara w siły specjalne znalazła uznanie w najwyższych sferach
polskiego rządu zwłaszcza wtedy, kiedy silne więzi pomiędzy Polskim a
Amerykańskim Dowództwem Operacji Specjalnych przyniosły podpisanie (w lutym
2009 r.) umowy o współpracy, opartej wyłącznie na narodowym zaangażowaniu w
operacje specjalne - podkreślono.
- Przywództwo, pomysłowość, determinacja i charakter Włodzimierza stały się
fundamentem dla polskich Wojsk Specjalnych i sukcesu, jaki osiągnęły. Mam
wyjątkowy zaszczyt nadać Medal Dowództwa Operacji Specjalnych Stanów
Zjednoczonych generałowi broni Włodzimierzowi Potasińskiemu - głosi rozkaz.
Generał zginął 10 kwietnia w katastrofie pod Smoleńskiem. Miał 54 lata; w
wojsku był od 30-tu. Służył m.in. w 16. Batalionie Powietrzno-Desantowym, 3.
Brygadzie Zmechanizowanej oraz 25. Brygadzie Kawalerii Powietrznej. Był
zastępcą dowódcy, a następnie dowódcą polskiego kontyngentu sił pokojowych
ONZ w Syrii. Był także dowódcą brygady wchodzącej w skład polskiego
kontyngentu wojskowego w Iraku, a następnie zastępcą dowódcy polskiego
kontyngentu w tym kraju. W sierpniu 2007 r. prezydent mianował gen.
Potasińskiego na dowódcę Wojsk Specjalnych.
(PAP)
Edmund Klich: wiemy jaki był przebieg katastrofy Tu-154
Badanie okoliczności katastrofy samolotu Tu-154M pod Smoleńskiem jest na
końcowym etapie zbierania danych - poinformował przewodniczący polskiej
Państwowej Komisji Badania Wypadków Lotniczych Edmund Klich. - Wiemy już, co
się stało, jaki był przebieg zdarzenia. Teraz nastąpi cały proces analizy,
stawiania pewnych hipotez roboczych i weryfikowania ich - dodał.
Przekazał też, że wstępny raport Międzypaństwowego Komitetu Lotniczego (MAK)
w Moskwie, wyjaśniającego przyczyny tragedii, powinien zostać opublikowany w
ciągu dwóch-trzech tygodni. Nie wykluczył wszelako, iż nastąpi to wcześniej,
nawet w przyszłym tygodniu.
- Zasada jest taka, że wstępny raport powinno się publikować w ciągu 30 dni
od zdarzenia. Jednak przy tak potężnej katastrofie jeden miesiąc to trochę
za mało. Informacja musiałaby być bardzo szczątkowa, często niepotwierdzona
w 100%. Ustaliliśmy ze stroną rosyjską, że w okresie do dwóch miesięcy od
wypadku jakaś forma wstępnego raportu zostanie opublikowana. Myślę, że
najpóźniej w ciągu dwóch-trzech tygodni coś powinno być. Być może nastąpi to
nawet już w przyszłym tygodniu - powiedział.
Według Klicha, który z upoważnienia rządu Polski uczestniczy w badaniach
prowadzonych przez MAK, nie można mówić o jednej przyczynie katastrofy. -
Wypadek dobrze zbadany przez specjalistów to kilkanaście przyczyn i
kilkanaście bądź nawet kilkadziesiąt okoliczności, które miały wpływ na to,
co się stało - powiedział.
Jako przykład szef Państwowej Komisji Badania Wypadków Lotniczych wymienił
dochodzenie w sprawie niebezpiecznego zbliżenia dwóch samolotów nad Warszawą
we wrześniu 2006 roku. - Ustalono tam 12 lub 13 przyczyn i 18 "okoliczności
sprzyjających". A nic się nie stało. Żadna maszyna nie spadła, nikt nie
został ranny. Wystąpiło jednak zagrożenie w ruchu lotniczym, pewne procedury
nie zostały zachowane - wskazał.
Klich zauważył, że przyczyny wypadku zwykle zaczynają się wysoko. - Badanie
zaczyna się jednak od dołu. Oceniane jest działanie załogi, środków,
kontrolerów ruchu lotniczego, sprawność tego wszystkiego. Dobrze zbadany
wypadek, to niekiedy dojście aż do prawa lotniczego. Prawo lotnicze nie może
być przyczyną wypadku, może jednak być okolicznością pośrednią. Na przykład
- złe zbadanie jakiegoś poprzedniego wypadku sprawia, że w systemie tkwi
błąd. To dotyczy nie tylko pilotów. Trzeba ocenić całą infrastrukturę -
oświadczył.
Przewodniczący Państwowej Komisji Badania Wypadków Lotniczych zaznaczył, że
nie ma odpowiedniej wiedzy, ani nie został upoważniony, by "ocenić ciężar
gatunkowy przyczyn; tego, czy to będzie bardziej na załogę". - Wiadomo było
od początku, że lotnisko w Smoleńsku to lotnisko wojskowe. A lotnisko
wojskowe nie ma takich wymagań jak lotnisko międzynarodowe. Ma swoje
przepisy wewnętrzne, dostosowane do swoich możliwości finansowych, swoich
potrzeb. To samo dotyczy szkolenia pilotów. Lotnictwo wojskowe może się
rządzić swoimi prawami - powiedział Klich.
- Jeśli skoncentrujemy się na działaniu pilota, to wnioski będą bardzo
płytkie. Trzeba sprawdzić cały system, który - mówiąc nieładnie - "wyprodukował"
tego pilota, przygotował do działania w sposób niewłaściwy. Problem
bezpieczeństwa lotów zaczyna się bowiem na poziomie prawa lotniczego -
podkreślił.
Szef Państwowej Komisji Badania Wypadków Lotniczych podał, że wszystkie
rejestratory z rozbitego samolotu zostały odczytane, również te zapisujące
rozmowy w kabinie. - Potrzebne są jeszcze pewne uściślenia. Nie ma jeszcze
formy pisemnej. Pracuje się nad tym. Jest to bardzo żmudna praca -
powiedział.
- Przed tygodniem miałem w ręku jedną kartkę z przygotowywanego transkryptu.
W nawiasach zapisano kilka punktów, które były niezrozumiałe. Były to jakieś
dźwięki. Ich odczytanie wymaga ekspertyz na specjalnych urządzeniach. Może
to trwać nawet dwa tygodnie albo dłużej - dodał. - Główne elementy są jednak
zakończone. Zakończone jest także odczytywanie danych o stanie samolotu. Na
tej podstawie już oceniono, że maszyna była sprawna - ani nie było
sygnalizacji na urządzeniach, ani załoga nie zgłaszała żadnych problemów. W
kabinie nie było żadnych rozmów, z których by wynikało, że załogę coś
zaniepokoiło; że coś się dzieje. Z całą pewnością można powiedzieć, że
samolot był sprawny - poinformował Klich.
- Wiemy już, co się stało, jaki był przebieg zdarzenia. Będą jeszcze różne
obliczenia, na przykład - wyważenia, ciężaru. Teraz nastąpi cały proces
analizy, stawiania pewnych hipotez roboczych, weryfikowania ich. To ten etap
odpowie, dlaczego się stało - wskazał.
Przewodniczący Państwowej Komisji Badania Wypadków Lotniczych nie wykluczył,
że na tym etapie "sięgać trzeba będzie aż do szkoły lotniczej, tworzenia
pewnych nawyków, procedur, może nawet do prawa lotniczego". - Zdarzenie
trzeba ocenić systemowo. Jeśli będziemy oceniać tylko działania pilotów, to
cały ten system wyszkoli następnych, a w danym wypadku piloci działali
nieprofesjonalnie, bo gdyby działali profesjonalnie, to nie powinno dojść do
wypadku - oświadczył.
- Pogoda sama w sobie nie może być przyczyną wypadku. Pogoda może utrudnić
działanie, może spowodować większe obciążenie pracą, skomplikować ją -
podkreślił Klich.
Szef Państwowej Komisji Badania Wypadków Lotniczych uznał za dyskusyjne
opinie, iż lotnisko w Smoleńsku w tak złych warunkach pogodowych, jak te 10
kwietnia, powinno być zamknięte. - Mogą być warunki, które nie pozwalają na
lądowanie, ale pozwalają na start. Lotnictwo wojskowe jest przygotowane do
działań bojowych. Jeśli ma możliwość wystartowania, to wystartuje i wykona
zadanie. Dopiero potem ci na ziemi będą się martwić, gdzie samolot posadzić
- wyjaśnił.
- Nie znalazłem żadnego dokumentu, który wskazywałby na istnienie systemu
zamykania lotniska. Nawet nie jestem przekonany, czy w Polsce jest taki
system zamykania kompletnego - zaznaczył Klich.
Współpracę ze stroną rosyjską przewodniczący Państwowej Komisji Badania
Wypadków Lotniczych ocenił jako bardzo dobrą. - Jest szczególnie dobra, od
kiedy ustalono, że badanie odbywa się według załącznika 13. do konwencji o
międzynarodowym lotnictwie cywilnym, która określa szczegółowe zasady
badania wypadków w lotnictwie cywilnym. Jesteśmy w lepszej sytuacji, niż
gdyby to był samolot cywilny jakiejś linii lotniczej. Wtedy MAK mógłby
procedować według wewnętrznych przepisów. My nie jesteśmy zdani na
wewnętrzne prawa czy przepisy danego państwa - wyjaśnił.
(PAP) Piątek,
2010-05-14
POLSKI PREMIER DOSTAŁ NAGRODĘ KAROLA
WIELKIEGO
Donald Tusk otrzymał najważniejsze niemieckie wyróżnienie dla polityka -
nagrodę Karola Wielkiego. Wygłaszając laudację na cześć polskiego premiera,
kanclerz Angela Merkel powiedziała: - Wolność i jedność Europy zaczęła się u
bramy Stoczni Gdańskiej i dotarła do Bramy Brandenburskiej. Donald Tusk od
początku brał w tym udział. Sam laureat zadedykował nagrodę "swojemu
pokoleniu, pokoleniu Solidarności".
Według Merkel, walka o wolność zawsze była "przewodnim motywem polskiej
historii". - To polski naród zdecydowanie przygotował drogę do wolności dla
całej Europy - podkreśliła niemiecka kanclerz. - Tak jak Donald Tusk przez
całe życie ufał w siłę wolności, tak my wszyscy w Europie musimy być
świadomi: wolność nie jest nigdy oczywistością - dodała.
"Przekonujący Europejczyk"
- Europa potrzebuje nadal - bardziej niż czegokolwiek innego - przekonanych
i przekonujących Europejczyków, którzy wypełniają nasz wspólny dom życiem,
rozbudowują go i utrzymują. Donald Tusk jest jednym z nich - dodała Merkel.
- Bez nich integracja europejska byłaby jeszcze dziś tylko ideą, nadzieją na
trwały pokój i porozumienie - powiedziała Merkel. - Z nimi jednak ta
nadzieja mogła się spełnić. Z nimi i dzięki nim Europa dziś jest zjednoczona
- podkreśliła kanclerz Niemiec.
Angela Merkel podkreślała też zaangażowanie polskiego premiera na rzecz
różnorodności w Europie oraz tolerancji. - Europa żywi się swą
różnorodnością: narodów, regionów, języków i mentalności - mówiła.
Przypomniała o więzach Tuska z jego rodzinnym Gdańskiem, symbolem
regionalnej różnorodności, która - jak pokazuje historia miasta - "może
prowadzić do napięć i konfliktów, ale też może być wielkim skarbem, który
wzbogaca i zachwycać".
Kanclerz zapewniła, że Niemcy będą wspierać Polskę w trakcie jej
przewodnictwa w UE w 2011 roku.
Czas Europy dopiero nadchodzi"
Tusk - odbierając nagrodę - powiedział, że odczuwa dumę, kiedy patrzy na
listę wcześniejszych laureatów. Jak dodał, ta duma wynika z faktu, że stąd,
z Akwizgranu, jednej z symbolicznych stolic kontynentu, "po raz kolejny
dostrzegliście, że doświadczenie, które było naszym (polskim) udziałem,
przybliża Europę Europejczykom".
Tusk ocenił, że epopeja Solidarności jest nie tylko fragmentem jego
biografii, ale składa się na zbiorową biografię pokolenia, które
współtworzyło ten wielki ruch społeczny. - Dzisiaj wiemy także, że był to
pierwszy krok na polskiej drodze do Europy i naszej obecności w UE -
podkreślił. Przypomniał też, że Sierpień 1980 roku zaczął się w Gdańsku, w
stoczni im. Lenina.
- Europa to wiara, to nadzieja, najwięcej Europy można znaleźć w pojedynczym
człowieku - podkreślił Tusk. Zapewnił, że Polacy wierzą w Europę i jej
przyszłość. Jak dodał, Europa potrzebuje przywódców, którzy w nią wierzą. -
Czas Europy dopiero nadchodzi - podkreślił.
Drugi Polak
Polski premier został pierwszym laureatem, któremu nagrodę wręczył
urzędujący kanclerz Niemiec - Angela Merkel. Nagroda przyznawana jest
corocznie od 1950 r. ludziom bądź instytucjom za zasługi na rzecz jedności
europejskiej; jest najbardziej znaną i prestiżową polityczną nagrodą w
Niemczech. W 1998 roku otrzymał ją ówczesny polski minister spraw
zagranicznych Bronisław Geremek.
Na zaproszenie Tuska w uroczystości w Akwizgranie udział wzięli m.in.: b.
prezydent Aleksander Kwaśniewski, szef Parlamentu Europejskiego Jerzy Buzek,
b. premierzy: Marek Belka, Jan Krzysztof Bielecki, Kazimierz Marcinkiewicz,
Józef Oleksy, prezydent Warszawy Hanna Gronkiewicz-Waltz, unijny komisarz
Janusz Lewandowski, prof. Norman Davies i Andrzej Wajda.
Przed uroczystością wręczenia nagrody Tusk wziął udział, razem z kanclerz
Merkel, w mszy św. w katedrze w Akwizgranie.
(tvn24)
Pełny raport ws. katastrofy na pewno nie
przed wyborami
- Przed wyborami prezydenckim nie będzie raportu końcowego ws. katastrofy
pod Smoleńskiem - zapowiedział szef MSWiA Jerzy Miller, stojący na czele
polskiej komisji wyjaśniającej okoliczności katastrofy. Dodał, że niebawem
spodziewa się raportu cząstkowego.
- Ze względu na emocje w polskim społeczeństwie w trakcie swojej rozmowy z
panią Tatianą Anodiną, czyli przewodniczącą komisji rosyjskiej, poruszyłem
kwestię, czy strona rosyjska uważa za możliwe, aby cząstkowy raport był
ujawniony w trakcie prowadzenia badań. Strona rosyjska podchodzi do tego
postulatu ze zrozumieniem, bo też obserwują nagłówki polskich gazet, tytuły
- powiedział Miller w radiu TOK FM.
- W związku z tym ja się spodziewam, że taki raport cząstkowy będzie -
zaznaczył. Nie chciał podać konkretnej daty, odpowiedział jedynie: "ja bym
ten termin oczekiwania naprawdę określił jako krótki. Ale decyzja należy do
strony rosyjskiej".
Jednocześnie szef MSWiA zaznaczył, że przed zbliżającymi się wyborami
prezydenckimi na pewno nie będzie raportu końcowego ws. katastrofy pod
Smoleńskiem, "ponieważ tego typu raport buduje się miesiącami".
Miller pytany, co znajdzie się w raporcie cząstkowym, powiedział, że "to, co
jest stwierdzeniem faktów". - Faktów, które potwierdzają urządzenia; faktów,
które potwierdzają zeznania osób, świadków; faktów, które są udokumentowane
odpowiednio twardymi zeznaniami, odczytami - dodał.
Pytany o wstępną hierarchię przyczyn katastrofy, Miller odpowiedział, że nie
da się namówić na spekulacje. - Prawda jest taka, że od czasu podpisania
konwencji chicagowskiej, czyli od 44 roku zawsze dochodzi do ujęcia w
raporcie końcowym szeregu przyczyn, które zakończyły się tak tragicznie,
czyli wypadkiem lotniczym - powiedział. Dodał, że za każdym razem w takiej
sytuacji analizuje się, która z przyczyn była dominująca, a która
towarzysząca.
Samolot Tu-154 wiozący delegację na rocznicę zbrodni katyńskiej rozbił się
10 kwietnia pod Smoleńskiem przy próbie lądowania. W katastrofie zginęło 96
osób - wśród nich prezydent Lech Kaczyński z małżonką, parlamentarzyści,
najwyżsi dowódcy wojska, duchowni i przedstawiciele rodzin polskich
obywateli zamordowanych przed 70 laty w Katyniu.
(PAP)
Najstarszy biskup w Polsce szykuje się do swojego święta
W niedzielę w Krakowie odbędą się uroczystości związane z 40-leciem posługi
biskupiej ks. Albina Małysiaka. 93-letni biskup senior archidiecezji
krakowskiej jest najstarszym hierarchą w Polsce.
Za ratowanie Żydów podczas okupacji został uhonorowany tytułem "Sprawiedliwy
wśród Narodów Świata"
Jubileuszowe uroczystości miały się odbyć 16 i 17 kwietnia, ale ze względu
na żałobę narodową po katastrofie lotniczej pod Smoleńskiem zostały
przełożone.
W niedzielę o 17.30 w Katedrze na Wawelu zostanie odprawiona dziękczynna
msza św., której przewodniczyć będzie sam jubilat, a koncelebransami będą
kard. Stanisław Dziwisz i kard. Franciszek Macharski. Homilię wygłosi bp Jan
Szkodoń. W imieniu wiernych podziękowania dla bp. Małysiaka złoży aktor
Tadeusz Szybowski. W poniedziałek w Teatrze im. Juliusza Słowackiego
odbędzie się wieczór jubileuszowy, podczas którego zaprezentowany zostanie
fabularyzowany film dokumentalny "Z wiarą na głęboką wodę" o bp. Małysiaku.
- Bp Małysiak to było objawienie, bardzo dynamiczny duszpasterz akademicki
na krakowskim miasteczku studenckim w bardzo trudnych latach. Zdolny i
posiadający umiejętność podejścia do ludzi, gromadził wokół siebie tłumy.
Zafascynowany tym bp Wojtyła powołał go do posługi biskupa pomocniczego -
powiedział bp Tadeusz Pieronek.
- To jest człowiek niespożytej energii. Mając 92 lata wygląda na
sześćdziesiątkę, ma niesłychaną żywotność, którą pożytkuje jak potrafi -
mówił bp Pieronek. Dodał, że prywatnie bp Małysiak jest niezwykle serdeczny.
Ks. infułat Jerzy Bryła, który zna bp. Małysiaka od 58 lat, podkreślił, że
jubilat jako kapłan ze Zgromadzenia Księży Misjonarzy przemierzył z
kazaniami całą Polskę. - Wygłosił ok. 10 tys. kazań. Wszędzie znajdował
wielki posłuch. Mówił żywo i interesująco. Ks. kard. Wojtyła widząc kiedyś,
jak ks. Małysiak z zapałem przemawiał na zebraniu katechetów powiedział:
swoją drogą ten Małysiak to jest ogień - opowiedział ks. Bryła.
Dodał, że ks. Małysiak niezwykle zasłużył się jako duszpasterz akademicki,
wówczas 32 razy był przesłuchiwany przez SB, dwukrotnie był wzywany do
odbycia kary więzienia za swoją działalność (do czego nie doszło). -
Usiłowano też dokonać zamachu na niego - jego samochód próbowała najechać
ciężarówka - mówił ks. Bryła.
- To jest człowiek, który z całego serca kocha Polskę. Mówi, że dwie godziny
swojego cennego czasu poświęca na przeczytanie prasy, żeby zobaczyć, czy w
końcu jest ktoś, kto uratuje naszą ojczyznę. Wzywa, żeby dobrze się
zastanowić, na kogo się głosuje i sam zawsze uczestniczy w głosowaniu -
powiedział ks. infułat Bryła. - Bp Albin Małysiak ma niesamowite poczucie
humoru, nie obraża się - dodał.
Bp Małysiak urodził się w 1917 r. w Koconiu niedaleko Żywca. Mając 19 lat -
w kwietniu 1936 r. - złożył śluby wieczyste w Zgromadzeniu Księży Misjonarzy
św. Wincentego a Paulo w Krakowie. Święcenia kapłańskie przyjął 1 maja 1941
r. w Krakowie z rąk bp. Stanisława Rosponda.
Pracował początkowo jako wikariusz i katecheta w Zembrzycach koło Wadowic,
gdzie w czasie okupacji organizował "dożywialnię" dla dzieci i osób
wysiedlonych, a w latach 1942-47 był kapelanem krakowskiego Zakładu Helclów
- ośrodka dla osób niedołężnych i starszych.
W czasie okupacji ks. Małysiak wspólnie z dyrektorką zakładu siostrą
Bronisławą Wilemską pomógł pięciorgu Żydom. Ksiądz wydał im metryki chrztu i
zaopatrzył ich w inne niezbędne dokumenty. Kiedy ośrodek został ewakuowany
do Szczawnicy, żydowscy podopieczni wraz z innymi pensjonariuszami
zamieszkali w willi "Adria", oddalonej zaledwie o trzysta metrów od
posterunku niemieckiej żandarmerii. Mężczyźni doczekali w ośrodku końca
wojny, żydowskie pensjonariuszki zmarły jesienią 1944.
Ks. Albin Małysiak i s. Bronisława Wilemska w 1993 r. zostali uhonorowani
tytułem "Sprawiedliwy wśród Narodów Świata". W październiku 2007 r.
prezydent RP Lech Kaczyński za ratowanie Żydów odznaczył biskupa Krzyżem
Komandorskim Orderu Odrodzenia Polski.
Pod wojnie ks. Małysiak był katechetą w szkole średniej i wikariuszem
parafii pw. Najświętszej Rodziny w Krakowie. W 1950 uzyskał tytuł magistra
teologii na Uniwersytecie Jagiellońskim, a w 1952 doktorat z teologii.
Pracował m.in. w Zakładzie Wychowawczym im. ks. Siemaszki w Krakowie, a od
1954 wykładał w Instytucie Teologicznym Księży Misjonarzy w Krakowie. W 1959
r. został proboszczem krakowskiej parafii Księży Misjonarzy pw. NMP Z
Lourdes na miasteczku studenckim, gdzie rozwinął duszpasterstwo akademickie.
W styczniu 1970 r. został mianowany biskupem pomocniczym archidiecezji
krakowskiej. Sakrę biskupią przyjął z rąk kard. Karola Wojtyły 5 kwietnia
1970 r. Jego biskupia dewiza to "Ave Maria".
Brał udział w pracach wielu komisji Episkopatu Polski, m.in. przewodniczył
Podkomisji ds. Zakonów Klauzurowych i troszczył się o zaangażowanie mediów w
dzieło nowej ewangelizacji.
Od 1993 r. bp Albin Małysiak przebywa na emeryturze. Wciąż aktywnie
uczestniczy w organizowanych w Krakowie uroczystościach patriotycznych.
W 2005 r. Rada Miasta Krakowa nadała mu honorowe obywatelstwo miasta jako
wybitnemu kapłanowi, duszpasterzowi kilku pokoleń krakowskiej młodzieży,
Polakowi odznaczonemu Medalem "Sprawiedliwy wśród Narodów Świata". Bp Albin
Małysiak interesuje się historią, geografią, jego ulubione zajęcia to
turystyka i jazda na rowerze, a ulubione lektury to dzieła teologiczne i
książki o historii Kościoła i świata. Zna doskonale łacinę i grekę oraz
język niemiecki.
W 2008 r. bp Małysiak jako pierwszy polski biskup od czasów reformy
liturgicznej udzielił grupie wiernych bierzmowania i odprawił mszę
pontyfikalną w nadzwyczajnej formie rytu rzymskiego, nazywanej potocznie
liturgią starą lub trydencką.
(PAP)
Bronili ciała prezydenta przed Rosjanami? "Nieprawda"
Jak podaje "Nasz Dziennik", oficerowie Biura Ochrony Rządu, którzy czekali
10 kwietnia na płycie lotniska w Smoleńsku i byli jako jedni z pierwszych na
miejscu katastrofy, nie chcieli wydać Rosjanom ciała prezydenta Lecha
Kaczyńskiego. Według gazety, podczas ochraniania ciała prezydenta mieli użyć
broni, za co zostali zawieszeni w czynnościach. Jednak rzecznik BOR mjr
Dariusz Aleksandrowicz w rozmowie z Wirtualną Polską zdementował te
doniesienia.
Według "Naszego Dziennika" na polecenie władz rosyjskich wszystkie ciała
miały zostać przewiezione do Moskwy. Zdaniem jednego ze świadków zajścia,
funkcjonariusze BOR utworzyli wokół ciała prezydenta kordon, nie godząc się
na jego wydanie Rosjanom. Ciało prezydenta szybko zlokalizowano dzięki
chipowi zainstalowanemu w marynarce. Funkcjonariusze widzieli też ciało
Marii Kaczyńskiej, ale nie byli już w stanie go zabezpieczyć.
Za służbę do końca zostali zawieszeni w czynnościach. Jako powód podano
nieautoryzowane użycie broni - czytamy w "Naszym Dzienniku". Rzecznik BOR
zdementował jednak doniesienia gazety. Jako pierwsze poinformowało o tym
radio RMF FM. Informację tę potwierdziła także Wirtualna Polska.
Według mjr. Dariusza Aleksandrowicza jedyną prawdziwą informacją podaną
przez "Nasz Dziennik" jest fakt, że dwaj funkcjonariusze byli na miejscu
tragedii jako jedni z pierwszych. Natomiast ciała Lech Kaczyńskiego nie
zlokalizowano dzięki specjalnemu chipowi, bo takiego urządzenia w ogóle nie
było. Wbrew doniesieniom gazety oficerowie nie użyli też broni i nie zostali
zawieszeni.
Biuro Ochrony Rządu zapowiada wydanie oficjalnego dementi tych rewelacji
prasowych.
(PAP)
Czwartek, 2010-05-13
Ikar dla Porozumienia Wydawców Książki
Historycznej
Ikar - nagroda Sezonu Wydawniczo-Księgarskiego - został w tym roku
przyznany Porozumieniu Wydawców Książki Historycznej - ogłoszono
pierwszego dnia I Warszawskich Targów Książki.
Porozumienie Wydawców Książki Historycznej od 18 lat organizuje w
Warszawie Targi Książki Historycznej. Jury Ikara pod przewodnictwem prof.
Janusza Tazbira przyznało nagrodę za "efektowne wprowadzenie Targów
Książki Historycznej w dorosłość".
Przyznano także dwa wyróżnienia specjalne. Laureatem pierwszego z nich
został Artur Burszta, twórca wydawnictwa i cyklu imprez Biuro Literackie
Wrocław. Drugie wyróżnienie przypadło Jerzemu Kuniewskiemu z wydawnictwa
Książnica Olsztyńska.
Ikarem nagradzane są od 1995 roku najciekawsze i najbardziej pożyteczne
inicjatywy na polskim rynku wydawniczym. W latach 2004-2008 nagrody nie
przyznawano. Organizatorem Ikara jest Polskie Towarzystwo Wydawców
Książek.
Tegoroczne nagrody Ikar wręczono pierwszego dnia odbywających się w
Pałacu Kultury i Nauki Warszawskich Targów Książki. Ceremonia ogłoszenia
laureatów odbyła się podczas Wieczoru Wydawców. W trakcie tego spotkania
prezes PTWK Rafał Skąpski wręczył w imieniu ministra kultury Bogdana
Zdrojewskiego pisarzom i działaczom rynku książki odznaczenia państwowe.
Jarosław Marek Rymkiewicz i Ernest Bryll otrzymali Złote Medale Gloria
Artis. Artur Mularczyk odebrał Srebrną Glorię Artis, a Andrzej Zaniewski
- brązową.
Podczas gali wręczono także trzy odznaki Zasłużony dla kultury polskiej:
redaktor naczelnej "Stolicy" Ewie Kielak-Ciemniewskiej, tłumaczce
literatury rosyjskiej Walentynie Trzcińskiej i prezesowi Izby
Księgarstwa Polskiego Janowi Lusowi. Ogłoszono także tegorocznych
laureatów nagrody za promocję literatury polskiej w świecie. Są to:
wydawnictwo Nowoje Literaturnoje Abazrjenije z Moskwy i główna tłumaczka
tego wydawnictwa Ksenia Starosielska. Nagrody zostaną wręczone we
wrześniu podczas międzynarodowych targów książki w Moskwie.
I Warszawskie Targi Książki w Pałacu Kultury i Nauki potrwają do
niedzieli.
(PAP/IAR)
Wiemy dlaczego Polska nie przejęła od Rosjan śledztwa
Minister sprawiedliwości Krzysztof Kwiatkowski powiedział, że to, iż
Polska nie przejęła od Rosjan "ścigania karnego" ws. katastrofy pod
Smoleńskiem wynika z polsko-rosyjskiej umowy o pomocy prawnej w sprawach
cywilnych i prawnych z 1996 roku.
Zgodnie z umową, przekazanie "ścigania karnego" możliwe będzie dopiero,
gdy postępowanie karne będzie prowadzone przeciwko konkretnej osobie, a
nie w sprawie, jak jest w tej chwili.
- W chwili obecnej prokuratorzy wyjaśniają okoliczności katastrofy.
Jeśli te czynności zakończą się i prokuratura rosyjska będzie chciała
postawić zarzuty konkretnej osobie, wtedy może polska prokuratura
wystąpić z wnioskiem, aby to ona już stawiała zarzuty - powiedział
Kwiatkowski, pytany na czwartkowym spotkaniu z dziennikarzami w Łodzi,
dlaczego Polska nie przejęła śledztwa w sprawie katastrofy.
Poinformował również, że podpisał porozumienie ze wszystkimi samorządami
prawniczymi w sprawie udzielania bezpłatnej pomocy wszystkim rodzinom
ofiar katastrofy pod Smoleńskiem. Dodał, że z tej pomocy skorzystało już
kilkadziesiąt osób.
W czwartek Jarosław Zielinski (PiS) poinformował, że p.o szefa klubu PiS
Marek Kuchciński wysłał do prokuratora generalnego Andrzeja Seremeta
list z prośbą o odpowiedź na pytania, dotyczące badania katastrofy
samolotu prezydenckiego pod Smoleńskiem. - Chcemy wiedzieć, jak
wyjaśniane są okoliczności katastrofy, co się dzieje z dowodami, jaki
jest do nich dostęp polskich przedstawicieli - mówił Zieliński.
Rzecznik Prokuratora Generalnego Mateusz Martyniuk powiedział, że "gdy
się z nim (listem) zapoznamy, udzielimy odpowiedzi w zgodnym z prawem
zakresie".
(PAP)
"Śledztwo ws. katastrofy nie odpowiada standardom"
- Warunki, w jakich prowadzone jest śledztwo po katastrofie w Smoleńsku,
nie odpowiadają zachodnim standardom - twierdzi francuski ekspert od
spraw katastrof samolotowych Gerard Feldzer w rozmowie z RMF FM. Jak
dodał fakt, że miejsce katastrofy nie zostało odpowiednio zabezpieczone,
może przekreślić szanse na odkrycie przyczyn katastrofy.
- Najbardziej zaskakujące jest to, że na teren, na którym doszło do
katastrofy, mogli wchodzić przypadkowi ludzie, w tym okoliczni
mieszkańcy, i wynosić znalezione tam rzeczy, np. dokumenty i drobne
części maszyny - uważa francuski ekspert. Sprawą kluczową w prowadzeniu
każdego śledztwa po katastrofie lotniczej jest zabezpieczenie miejsca
wypadku. - Nie można pozwolić sobie na to, by cokolwiek stamtąd zginęło.
Najdrobniejsza rzecz może mieć ogromne znaczenie w śledztwie - dodaje
Feldzer.
Symulacja ostatnich sekund katastrofy prezydenckiego tupolewa nie
tłumaczy, dlaczego pilot mimo ostrzeżeń nie odleciał na lotnisko
zapasowe do Witebska bądź Mińska, tylko podchodził do lądowania w
Smoleńsku. Pilot Tu-154, gdy zorientował się, że jest za nisko, próbował
poderwać maszynę, ale zabrakło mu około pięciu sekund.
Samolot Tu-154 wiozący delegację na rocznicę zbrodni katyńskiej rozbił
się 10 kwietnia pod Smoleńskiem przy próbie lądowania. W katastrofie
zginęło 96 osób - wśród nich prezydent Lech Kaczyński z małżonką Marią,
parlamentarzyści, najwyżsi dowódcy wojska, duchowni i przedstawiciele
rodzin polskich obywateli pomordowanych przed 70 laty w Katyniu.
(RMF FM)
|