Środa, 2010-06-23
Sztaby się dogadały: będą dwie debaty
Komorowski-Kaczyński
Przed II turą wyborów prezydenckich odbędą się dwie debaty między kandydatem
PO Bronisławem Komorowskim a kandydatem PiS Jarosławem Kaczyńskim. Pierwsza
- w niedzielę, kolejna zaplanowana została na środę.
Poinformowali o tym rzeczniczka sztabu Komorowskiego Małgorzata
Kidawa-Błońska i rzecznik PiS Adam Bielan.
Producentami debat będą trzy główne stacje telewizyjne - TVP, TVN i Polsat.
Każda z trzech stacji deleguje także swojego dziennikarza. Sygnał będzie zaś
- jak zaznaczył Bielan - bezpłatnie udostępniony także innym zainteresowanym
transmisją stacjom.
Obie debaty mają być podzielone na trzy bloki tematyczne: polityka społeczna,
gospodarka i polityka zagraniczna.
Kidawa-Błońska powiedziała, że na razie ustalono miejsce pierwszej debaty.
Będzie ona realizowana w studiu TVP, rozpocznie się o godz. 20.00.
(PAP)
Premier do powodzian: wspólnie wyjdziemy z tego dramatu
Mam nadzieję, że wspólnie wyjdziemy z tego dramatu - mówił premier Donald
Tusk podczas spotkania z mieszkańcami dotkniętego powodzią Bierunia na
Śląsku. - Wiem, że zmarnowanego czasu nikt wam nie odda, ale przynajmniej
postaramy się sobie nawzajem pomóc, żeby te szkody były do naprawienia w jak
największym stopniu - powiedział premier.
Mieszkańcy Bierunia pytali Tuska m.in., na jaką pomoc mogą liczyć
przedsiębiorcy, których dotknęła powódź. Tusk mówił w tym kontekście o dwóch
ustawach, które mają wejść w życie w lipcu. Ustawy te przewidują m.in., że
pracodawca prowadzący działalność gospodarczą, który przejściowo zaprzestał
jej prowadzenia (lub istotnie ją ograniczył - w związku z powodzią) i nie ma
środków na wypłaty będzie mógł uzyskać nieoprocentowaną pożyczkę z Funduszu
Gwarantowanych Świadczeń Pracowniczych. Firmy, które przez powódź utraciły
przynajmniej 15% obrotów gospodarczych, będą mogły korzystać z rozwiązań
ustawy o łagodzeniu skutków kryzysu gospodarczego.
- Jeśli pracodawca utrzyma stan zatrudnienia (mimo obniżonych z konieczności
obrotów), to pracownicy ci będą wynagradzani częściowo z Funduszu Pracy.
Rozwiązanie to ma funkcjonować do końca 2011 roku - do czasu, kiedy firmy
nie odzyskają poziomu wydajności sprzed powodzi - mówił premier.
Tusk tłumaczył też, że rząd przeprowadza przez sejm tego typu ustawy, bo
pomagając firmom, nie może złamać przepisów, w tym europejskich o
niedozwolonej pomocy publicznej. - Państwo nie może po prostu dawać
pieniędzy firmom - tłumaczył szef rządu.
Premier powiedział też, że rząd zakłada, iż każda firma jest ubezpieczona. -
Zakładamy, że każda firma uzyska odszkodowanie, a państwo musi się w tej
sytuacji troszczyć o to, aby utrzymać zatrudnienie - deklarował szef rządu.
Tusk przypomniał też, że w samym województwie śląskim jest ponad 150 gmin
dotkniętych powodzią, a w całej Polce - 666 gmin.
(PAP)
Przełom ws. śmierci Olewnika? Znaleziono dokumenty
Ok. 60 tomów akt operacyjnych radomskiej policji odkryli śledczy z Gdańska
badający sprawę zabójstwa Krzysztofa Olewnika i nieprawidłowości w
śledztwach w tej sprawie – dowiedziała się tvp.info. Akta prawdopodobnie
zawierają kluczowe dokumenty w wątku postępowania dotyczącego przekazania
okupu porywaczom.
Według ustaleń serwisu tvp.info, wspomniane dokumenty to ok. 60 teczek akt
operacyjnych Wydziału Techniki Operacyjnej Komendy Wojewódzkiej w Radomiu.
Nie wiadomo, dlaczego dopiero kilka tygodniu temu teczki „odnalazły” się w
policyjnych archiwach.
Prokuratorzy nie kryją, że liczą przede wszystkim na dokumenty związane z
przekazaniem okupu porywaczom Krzysztofa Olewnika. Do tej pory, jak twierdzą,
dostali szczątkowe dokumenty dotyczące kluczowej operacji. – Nie chcemy
spekulować na temat zniknięcia tych teczek. Dokumenty te mogą być bardzo
ważne, o ile nie kluczowe w wątku dotyczącym nieprawidłowości w pracy
organów ścigania – stwierdził jeden ze śledczych.
Do porwania Krzysztofa Olewnika doszło w nocy z 26 na 27 października 2001
roku. Sprawcy, żądając okupu, kilkadziesiąt razy kontaktowali się z jego
rodziną. W lipcu 2003 r. porywaczom przekazano 300 tys. euro okupu, jednak
porwany nie został uwolniony. Jak się później okazało, miesiąc po odebraniu
przez przestępców pieniędzy Krzysztof Olewnik został zamordowany. Jego ciało
zakopano w lesie w pobliżu miejscowości Różan (Mazowieckie). Odnaleziono je
w 2006 r., a w 2010 r. po ekshumacji na cmentarzu w Płocku i badaniach
genetycznych ostatecznie potwierdzono tożsamość Krzysztofa Olewnika.
(tvp.info)
Wtorek, 2010-06-22
Tłumaczenie akt w sprawie Smoleńska potrwa
miesiąc
Około miesiąca potrwa tłumaczenie rosyjskich akt ze śledztwa w sprawie
katastrofy prezydenckiego samolotu - poinformował rzecznik Naczelnej
Prokuratury Wojskowej płk Zbigniew Rzepa. Dokumenty - łącznie sześć tomów
akt, czyli 1300 kart - od poniedziałku są w Polsce, dotarły pocztą
dyplomatyczną z Rosji do polskiej Prokuratury Generalnej.
Wśród przekazanych dokumentów, jak informowano, znajdują się zeznania
świadków, protokoły i dokumentacja fotograficzna z oględzin miejsca
katastrofy oraz protokoły z identyfikacji ciał ofiar. - Jaka jest
szczegółowa zawartość przekazanych dokumentów, okaże się dopiero po ich
przetłumaczeniu - powiedział Rzepa.
Jak mówił rzecznik Prokuratury Generalnej, prok. Mateusz Martyniuk,
prokuratura rosyjska przygotowuje do przekazania Polsce kolejne trzy tomy
akt smoleńskiego śledztwa. Prokurator dodał, na razie nie ma informacji,
jakie dokumenty zawarte są w tych tomach.
O tym, że do Polski trafi z rosyjskiej prokuratury pierwsze sześć tomów akt
śledztwa smoleńskiego, mówiono już w zeszłym tygodniu, po wizycie w Moskwie
naczelnego prokuratora wojskowego pułkownika Krzysztofa Parulskiego i szefa
MSWiA Jerzego Millera. Nie mogło się to odbyć wcześniej z formalnego powodu
braku podpisu osoby, która była przez pewien czas nieobecna.
Już w końcu maja Prokuratura Generalna twierdziła, iż "przedmiotowe
materiały obejmują m.in. protokoły przesłuchania świadków, protokoły
oględzin przedmiotów zabezpieczonych na miejscu katastrofy i protokoły z
identyfikacji ciał ofiar katastrofy". Prokuratura wojskowa musi powołać
biegłych tłumaczy przysięgłych, którzy dokonają przekładu akt na język
polski. Martyniuk mówił w poniedziałek, że na razie nie można dokładnie
określić, czy w przesłanej dokumentacji są zeznania wszystkich świadków - w
tym wszystkich kontrolerów z lotniska Smoleńsk Siewiernyj, czy są protokoły
identyfikacji wszystkich ciał, itp.
Podczas wizyty w Moskwie w pierwszej połowie czerwca szef NPW rozmawiał też
na temat rozpatrzenia i realizacji pozostałych polskich wniosków o pomoc
prawną. Do tej pory strona polska wystosowała pięć takich wniosków. Ostatni
z nich został formalnie wysłany do Rosji dwa tygodnie temu. Polska
prokuratura prosi w nim o "czasowe wydanie czarnych skrzynek jako
niezbędnych dowodów w postępowaniu karnym".
Śledztwo w sprawie katastrofy prezydenckiego samolotu pod Smoleńskiem - poza
Wojskową Prokuraturą Okręgową w Warszawie - równolegle prowadzi prokuratura
rosyjska. Okoliczności katastrofy bada również w Rosji Międzypaństwowy
Komitet Lotniczy (MAK), a w Polsce komisja kierowana przez szefa MSWiA
Jerzego Millera.
(PAP)
Polsko-norweska wystawa rzeźby w Oslo i Krakowie
Dzieła najwybitniejszego norweskiego rzeźbiarza Gustava Vigelanda zestawione
z pracami 11 współczesnych mu polskich artystów będzie można zobaczyć
jesienią w Krakowie na wystawie "Na drogach duszy. Gustav Vigeland a rzeźba
polska ok. 1900".
Wystawa ukazująca wpływ Vigelanda na polską rzeźbę lat 1890-1914 to wspólny
projekt Muzeum Narodowego w Krakowie i Muzeum Vigelanda w Oslo -
poinformowali organizatorzy na konferencji prasowej w Krakowie.
Ponad 30 rzeźb 11 polskich twórców z przełomu XIX i XX w. od 4 czerwca
prezentowane jest u boku dzieł Vigelanda w jego dawnym domu w Oslo, obecnie
muzeum rzeźbiarza. W ciągu pierwszych dwóch tygodni ekspozycję obejrzało
kilka tysięcy osób. Norwedzy będą mogli oglądać wystawę do 22 sierpnia.
Potem przyjedzie ona do Polski, od 6 października do 26 grudnia będzie
pokazywana w Muzeum Narodowym w Krakowie.
Polską rzeźbę reprezentują prace: Bolesława Biegasa, Xawerego Dunikowskiego,
Franciszka Flauma, Józefa Gardeckiego, Stanisława Jagmina, Henryka Kunzka,
Konstantego Laszczki, Stanisława Szukalskiego, Wacława Szymanowskiego,
Edwarda Wittiga i Stanisława Wyspiańskiego.
Muzeum w Oslo wypożyczy na wystawę w Krakowie ok. 30 rzeźb Vigelanda. Na
ekspozycji znajdzie się też jedyna w polskich zbiorach praca rzeźbiarska
tego artysty - "Pocałunek" z 1897 r., podarowana Muzeum Narodowemu w
Krakowie w 1920 r. przez Feliksa Jasieńskiego.
Obydwu wystawom towarzyszy obszerny katalog prac artystów. Wstępem do
jesiennej ekspozycji w Krakowie będzie międzynarodowa konferencja naukowa.
Wystawy w Oslo i Krakowie są finansowane z funduszy Mechanizmu Finansowego
Europejskiego Obszaru Gospodarczego oraz Norweskiego Mechanizmu Finansowego.
Łączna kwota dofinansowania wspólnego projektu wynosi 750 tys. zł.
Dotąd rzeźby Vigelanda były pokazywane w Polsce tylko raz. Poprzednia
wystawa odbyła się w 1976 r. w Muzeum Narodowym w Krakowie, następnie
pokazano ją w Warszawie. Miała trochę inną formułę, prezentowała 115 rzeźb
Vigelanda i ponad 300 dzieł malarza i grafika Edwarda Muncha.
Gustav Vigeland (1869-1943) stworzył specyficzną odmianę symbolizmu,
opartego na naturalistycznym studium ludzkiej postaci. Dziś znany jest
przede wszystkim jako twórca słynnego parku rzeźb w Oslo. Jego muzeum
znajduje się w pobliskim domu, gdzie artysta żył i tworzył. Dom ten
podarowało mu miasto Oslo w zamian za stworzenie parku i prawa do dzieł
artysty. We wczesnym okresie twórczości, w latach 90. XIX w., Vigeland
przebywał w Berlinie, gdzie poznał międzynarodowe środowisko
artystyczno-literackie. Przyjaźnił się z Munchem i Przybyszewskim.
- Wystawa obejmie dzieła Vigelanda z tego właśnie okresu. Zestawienie ich z
pracami polskich rzeźbiarzy dowiedzie, że jego twórczość wywołała rezonans w
sztuce polskiej - wyjaśnia kuratorka wystawy, Agata Małodobry, która
przygotowała ją wraz z norweską kuratorką ekspozycji Trine Otte Bak Nielsen
z Muzeum Vigelanda.
Twórczość Vigelanda spopularyzował wśród polskich artystów już na przełomie
XIX i XX w. Stanisław Przybyszewski, który poznał Norwega dzięki swej żonie
- Dagny. Była ona rodaczką wielkiego rzeźbiarza. Przybyszewski 1899 r.
zamieścił w krakowskim "Życiu" dwie reprodukcje fragmentów reliefu "Piekło"
Vigelanda. Jedna z nich przedstawiała postać szatana: nagiego, muskularnego
młodzieńca. Pruderyjne, mieszczańskie środowisko Krakowa potraktowało to
jako obrazę moralności.
Przybyszewski, zafascynowany sztuką Vigelanda, poświęcił słynnemu
rzeźbiarzowi rozdział swej książki "Na drogach duszy", do której nawiązuje
tytuł obecnej wystawy.
(PAP)
Pniedziałek,
2010-06-21
Ostateczne wyniki pierwszej tury - zobacz
dane z PKW
PKW podała wyniki ze 100% okręgów wyborczych. Frekwencja wyniosła 54,94%.
Bronisław Komorowski otrzymał 41,54% ważnych głosów. Jarosław Kaczyński
zdobył 36,46% ważnych głosów. Żaden z nich nie otrzymał więcej niż połowę
ważnych głosów. Będzie więc druga tura.
- Wyjaśniliśmy nurtujące nas wątpliwości co do procesu dokumentowania
pewnych czynności wyborczych - mówił przewodniczący PKW Stefan Jaworski. To
właśnie te wątpliwości były powodem opóźnienia w podaniu pełnych wyników.
Po przeliczeniu głosów ze wszystkich okręgowych komisji wyborczych PKW
podała, że Bronisław Komorowski zdobył 41,54% głosów ważnych czyli ponad 6
milionów 980 tysięcy głosów. Jarosław Kaczyński uzyskał 36,46% głosów -
czyli blisko 6 milionów 130 tysięcy głosów.
Trzecie miejsce pod względem uzyskanego poparcia zajął kandydat SLD Grzegorz
Napieralski, który otrzymał 13,68% głosów wyborców. Pozostali kandydaci
otrzymali: Janusz Korwin-Mikke - 2,48% głosów, Waldemar Pawlak - 1,75%,
Andrzej Olechowski - 1,44%, Andrzej Lepper - 1,28%, Marek Jurek - 1,06%
Bogusław Ziętek - 0,18%, Kornel Morawiecki - 0,13%.
Zaskakująco dobrą frekwencję zanotowano w większości gmin dotkniętych przez
powódź - poinformowała Państwowa Komisja Wyborcza.
Jak powiedział sędzia Stanisław Zabłocki z PKW w gminie Słubice w
województwie mazowieckim, powiecie płockim do urn poszło 40,87% uprawnionych
do głosowania. W Tarnobrzegu, w województwie podkarpackim zagłosowało 54,69%
osób, w gminie Wilków w województwie lubelskim frekwencja wyniosła - 40,28%,
w Sandomierzu w województwie świętokrzyskim 50,60%, a w gminie Gorzyce w
województwie podkarpackim 41,61%.
Zabłocki zauważył, że warto te wyniki porównać z miejscami, gdzie zanotowano
najniższą frekwencję w kraju. Szczególnie w województwie opolskim niewiele
osób poszło zagłosować. W gminie Radłów było to zaledwie 27,30%, w gminie
Imielnica - 31,48%, w gminie Strzeleczki - 32,03%, w gminie Walce - 32,49%.
Niską frekwencję zanotowano też w gminie Stary Dzierzgoń w województwie
pomorskim, gdzie do urn poszło zaledwie 31,08% uprawnionych do głosowania.
Po przeliczeniu głosów ze wszystkich okręgowych komisji wyborczych pierwszą
turę wyborów prezydenckich wygrał Bronisław Komorowski, zdobywając 41,54%
głosów ważnych - ponad 6 milionów 980 tysięcy głosów. Tuż za nim jest
Jarosław Kaczyński, który uzyskał 36,40% głosów - czyli blisko 6 milionów
130 tysięcy głosów.
Frekwencja wyniosła 54,94%, a kart wyborczych wydano 16 mln 929 tys. Przez
pełnomocnika głosowało 6 tysięcy 456 osób. Oddano 117 tysięcy 662 nieważnych
głosów.
(wp.pl)
"Przeszedł zły i jeszcze gorszy, będę głosował na złego"
Nie jestem zaskoczona, że Bronisław Komorowski nie miał większej przewagi,
kampania bez entuzjazmu, a we wczorajszym przemówieniu wypadł dużo gorzej
niż pełen demagogicznej energii pan Kaczyński - mówi jedna z popierających
Bronisława Komorowskiego podczas sondy Wirtualnej Polski. - Jarosław
Kaczyński jest bardziej wyrazisty i łatwiej trafia do ludzi - przyznaje
kolejny zwolennik kandydata PO. Na kogo oddadzą głos nasi rozmówcy, których
kandydaci nie przeszli do drugiej tury? Większość się zastanawia ale wybiorą
mniejsze zło: - Do drugiej tury przeszedł kandydat zły i jeszcze gorszy, ja
będę głosował na tego złego - mówi jeden z zapytanych.
(wp.pl)
Niedziela,
2010-06-20
Komorowski przed Kaczyńskim, Napieralski na
podium
Pierwszą turę wyborów prezydenckich w 2010 roku wygrał Bronisław Komorowski
- otrzymał 40.7% głosów. Pierwsze sondażowe wyniki TNS OBOP dla TVP wskazują
na to, że będziemy mieli II turę wyborów prezydenckich. Z sondażu wynika, że
Jarosław Kaczyński otrzymał 35.8% głosów, a Grzegorz Napieralski 14.0%.
Według TNS OBOP Janusz Korwin-Mikke otrzymał - 3%, Waldemar Pawlak - 1,9%,
Andrzej Olechowski - 1,6%, Marek Jurek - 1,3%, Andrzej Lepper - 1,2%,
Bogusław Ziętek - 0,3%, Kornel Morawiecki - 0,2%.
Zakończyło się głosowanie w wyborach prezydenckich. Polacy oddawali głosy na
terenie całego kraju oraz w ponad 260 obwodach wyborczych poza granicami.
Komorowski: dogrywka jest najtrudniejsza
Bronisław Komorowski serdecznie podziękował za każdy oddany na niego głos.
Podkreślił jednak, że najtrudniejsze dopiero przed nim. - Miejmy świadomość,
że dogrywka jest najtrudniejsza Mobilizujmy siły na 4 lipca, który będzie
finałem wyścigu prezydenckiego - oświadczył.
Komorowski gratulował swoim konkurentom, a w szczególności liderowi SLD. -
Chciałbym również pogratulować znakomitego wyniku Grzegorzowi Napieralskiemu.
Chciałbym, aby ten wynik oznaczał lepsze czasy dla polskiej lewicy, bo jest
ona na polskiej scenie absolutnie niezbędna
- Będę zabiegał o wszystkie głosy, bo każdy głos w tej II turze może okazać
się na wagę złota - zapowiedział kandydat PO na prezydenta.
Kaczyński: wybory nie są zakończone
- Dziękuje wszystkim za udział w wyborach - powiedział Jarosław Kaczyński. -
Kluczem do zwycięstwa, do ostatecznego zwycięstwa, bo te wybory nie są
zakończone, jest nasza wiara, nasze przekonanie, że zwyciężyć można i trzeba
- przekonywał.
- Musimy zwyciężyć dla naszej ojczyzny, dla Polski, ale musimy też pamiętać,
że to ma być zwycięstwo w ramach demokracji, tej demokracji, o której
odnowie mówiłem w czasie kampanii wyborczej - podkreślił.
Kandydat PiS na prezydenta zaznaczył, że w drugiej turze dojdzie do
pojedynku dwóch wizji. - W drugiej turze dojdzie do wyboru między dwiema
wizjami polityki, dwiema wizjami Polski, bo są zasadnicze różnice pomiędzy
mną a panem Komorowskim - oświadczył.
- My chcemy polityki na poważnie, my chcemy państwa na poważnie, my chcemy,
by polskie problemy, które nie pozostały rozwiązane znalazły w końcu drogę
ku rozwiązaniu - powiedział Jarosław Kaczyński.
Uprawnionych do głosowania w wyborach prezydenckich było ponad 30 mln
Polaków.
Głosować można było w 25 506 lokalach wyborczych w kraju, 263 obwodach
głosowania za granicą oraz na pokładach trzech statków morskich i dwóch
platform wiertniczych. Blisko 7 tys. lokali wyborczych przystosowanych było
dla potrzeb wyborców niepełnosprawnych.
W Polsce wybory prezydenta odbywają się co 5 lat, chyba że urząd zostanie
opróżniony. Ta sama osoba może sprawować urząd prezydenta jedynie przez dwie
kadencje.
Prezydentem zostaje ten kandydat, który otrzyma ponad połowę wszystkich
ważnie oddanych głosów. Frekwencja wyborcza nie wpływa na ważność wyborów
Państwowa Komisja Wyborcza zarejestrowała 10 kandydatów, którzy wystartowali
w wyborach na stanowisko prezydenta Rzeczypospolitej Polskiej.
1) JUREK Marek, lat 49, wykształcenie wyższe historyczne, wykonujący zawód
historyka, miejsce pracy: Fundacja Św. Benedykta, zamieszkały w Wólce
Kozodawskiej gmina Piaseczno, członek Prawicy Rzeczypospolitej;
2) KACZYŃSKI Jarosław Aleksander, lat 61, wykształcenie wyższe prawnicze,
poseł na Sejm Rzeczypospolitej Polskiej, zamieszkały w Warszawie;
3) KOMOROWSKI Bronisław Maria, lat 58, wykształcenie wyższe historyczne,
poseł na Sejm Rzeczypospolitej Polskiej, zamieszkały w Warszawie, członek
Platformy Obywatelskiej Rzeczypospolitej Polskiej;
4) KORWIN-MIKKE Janusz Ryszard, lat 67, wykształcenie wyższe filozoficzne,
wykonujący zawód publicysty i wydawcy, miejsce pracy: Oficyna Konserwatystów
i Liberałów, zamieszkały w Józefowie, powiat otwocki, członek partii
politycznej Wolność i Praworządność;
5) LEPPER Andrzej Zbigniew, lat 56, wykształcenie średnie, wykonujący zawód
rolnika, miejsce pracy: własne gospodarstwo rolne, zamieszkały w Zielnowie
gmina Darłowo;
6) MORAWIECKI Kornel Andrzej, lat 69, wykształcenie wyższe w zakresie nauk
fizycznych, emerytowany nauczyciel akademicki, zamieszkały we Wrocławiu;
7) NAPIERALSKI Grzegorz Bernard, lat 36, wykształcenie wyższe politologiczne,
poseł na Sejm Rzeczypospolitej Polskiej, zamieszkały w Szczecinie, członek
Sojuszu Lewicy Demokratycznej;
8) OLECHOWSKI Andrzej Marian, lat 62, wykształcenie wyższe ekonomiczne,
wykonujący zawód ekonomisty, miejsce pracy: samodzielna działalność
gospodarcza, zamieszkały w Warszawie, który złożył następujące oświadczenie:
byłem współpracownikiem organów bezpieczeństwa państwa w rozumieniu
przepisów powołanej ustawy;
9) PAWLAK Waldemar, lat 50, wykształcenie wyższe techniczne, zajmujący
kierownicze stanowisko państwowe, pełniący funkcję Wiceprezesa Rady
Ministrów, Ministra Gospodarki, zamieszkały w Kamionce gmina Pacyna, członek
Polskiego Stronnictwa Ludowego;
10) ZIĘTEK Bogusław Zbigniew, lat 45, wykształcenie średnie, wykonujący
zawód polityka, miejsce pracy: Wolny Związek Zawodowy „Sierpień 80",
zamieszkały w Markowiźnie gmina Ogrodzieniec, członek Polskiej Partii Pracy
- Sierpień 80.
(wp.pl)
W trzech miastach Polski dwie karty do głosowania
Wyborca biorący udział w głosowaniu w okręgach wyborczych w Katowicach,
Krośnie i Płocku w lokalu wyborczym dostaje dwie karty do głosowania: białą
w wyborach prezydenckich i żółtą w uzupełniających wyborach do Senatu.
Wybory te okazały się konieczne z powodu tragicznej śmierci trzech senatorów
w katastrofie samolotu TU154 pod Smoleńskiem. Wybory do Senatu są
większościowe, więc w przypadku rezygnacji lub śmierci któregoś z senatorów
konieczne jest przeprowadzenie wyborów uzupełniających.
Na senatora głosować może tylko osoba mieszkająca w okręgu wyborczym, w
którym odbywają się wybory. Wyborcy udający się do lokali wyborczych powinni
zabrać ze sobą dokument tożsamości ze zdjęciem.
Wyborcy otrzymują karty do głosowania z nazwiskami kandydatów na senatora.
Karty są koloru żółtego. Nazwiska są umieszczone w kolejności alfabetycznej.
Przy nazwiskach jest podana nazwa komitetu wyborczego, który wystawił
kandydata lub skrót tej nazwy.
Głosuje się stawiając znak "x" w kratce znajdującej się z lewej strony
nazwiska kandydata. Aby głos był ważny, trzeba postawić znak "x" przy
nazwisku jednego kandydata. Głos jest nieważny, jeśli znak "x" nie pojawi
się przy żadnym nazwisku lub przy nazwiskach większej niż jeden liczby
kandydatów.
Znaki, dopiski, a nawet rysunki na karcie do głosowania nie powodują
unieważnienia karty i głosu, o ile znajdują się poza kratką, przeznaczoną do
wpisania znaku "x".
W okręgu wyborczym nr 30 w Katowicach, który obejmuje powiaty:
bieruńsko-lędziński oraz miasta na prawach powiatu: Katowice, Chorzów,
Mysłowice, Piekary Śląskie, Rude Śląską, Siemianowice Śląskie,
Świętochłowice i Tychów uprawnionych do głosowania jest 825 tys. osób.
Pierwsze, cząstkowe wyniki wyborów Państwowa Komisja Wyborcza poda tej nocy.
Ostateczne wyniki mają być znane jutro. Jeśli żaden z kandydatów na
prezydenta nie otrzyma więcej niż 50% głosów, to za dwa tygodnie odbędzie
się druga tura wyborów.
(IAR)
Sobota, 22010-06-19
Według Polaków cisza wyborcza jest potrzebna
59% Polaków uważa, że cisza wyborcza jest potrzeba - wynika z sondażu SMG/KRC
dla TVN24.
Według badania, 35% ankietowanych sądzi, że cisza wyborcza, która obowiązuje
od piątku o północy do czasu zakończenia głosowania w niedzielę jest
zdecydowanie potrzebna, 24% osób ocenia, że jest raczej potrzebna. Zdaniem
21% cisza wyborcza raczej nie jest potrzebna, jej zdecydowanymi
przeciwnikami jest 13% respondentów.
72% Polaków deklaruje, że zagłosuje w w towarzystwie najbliższej rodziny,
20% osób pójdzie do lokalu samotnie, a 8% ze znajomymi.
Większość badanych głosuje w godz. 10-14 (38%) i od 14 do 18 (36%). Przed
godziną 10 udaje się do lokalu wyborczego 13% ankietowanych, po godzinie 18
- 9%
51% Polaków - odpowiadając na pytanie przy jakiej okazji bierze udział w
wyborach - deklaruje, iż do lokalu wyborczego idzie specjalnie, by oddać
swój głos. 28% głosuje po mszy, 13% w trakcie wyjścia na spacer. 2% osób
pojawia się przy urnie wyborczej przed lub po wyjeździe na weekend; tyle
samo przed lub po pracy.
(PAP)
Naukowcy zbadali DNA kobiety sprzed 4 tys. lat
Profil genetyczny kobiety ze schyłku neolitu, czyli sprzed ok. 4 tys. lat
udało się odtworzyć naukowcom z Zakładu Medycyny Sądowej Pomorskiej Akademii
Medycznej (PAM). Genetycy badają szczątki znalezione w grobie w Czelinie (Zachodniopomorskie).
- Poznaliśmy profil genetyczny człowieka sprzed czterech tys. lat po
wielokrotnych, potwierdzonych badaniach. Nie mamy co do niego wątpliwości -
zaznaczył prowadzący badania Andrzej Ossowski z PAM.
- Wyizolować DNA jądrowe z materiału sprzed kilku tysięcy lat jest niezwykle
trudno - podkreślił Ossowski. Wyjaśnił, że tak stary materiał jest zwykle
bardzo zniszczony.- Kluczową rolę gra tu czas od momentu wydobycia
znaleziska do podjęcia badań. Aby była szansa na wyizolowanie DNA, kości
natychmiast po wydobyciu muszą być zamrożone, nie może też ich dotykać przed
badaniami żadna osoba - wyjaśnił Ossowski. Tym razem udało się natychmiast
zabezpieczyć materiał do badań, bo genetycy byli wraz z archeologami w
trakcie wykopalisk.
Nietypowy grób sprzed czterech tysięcy lat, ze szczątkami trzech osób,
znaleźli szczecińscy archeolodzy półtora roku temu. Jak powiedział Krzysztof
Kowalski archeolog ze Szczecińskiego Muzeum Narodowego szczegółowych badań
znalezionych kości podjęto się, bo jest to szczególnie rzadkie znalezisko na
terenie Zachodniopomorskiego.
- W tym okresie chowano ludzi w pojedynczych grobach, natrafiamy jednak
czasami na groby zbiorowe. Pierwsza myśl to taka, że pochowano razem
członków rodziny - ale tego nic nie potwierdza. Mogą być to równie dobrze
zupełnie obcy ludzie grzebani razem z jakichś nieznanych jeszcze powodów.
Kowalski ma nadzieję, że po zakończeniu badań będzie wiadomo, czy
pokrewieństwo łączyło tych ludzi sprzed 4 tys. lat.
Przebadania pod kątem genetycznym podjęli się naukowcy z PAM, którzy na co
dzień zajmują się badaniami szczątków szczególnie zniszczonych np. spalonych
lub bardzo starych dla potrzeb medycyny sądowej. Ossowski powiedział, że
rozpoznano profil genetyczny jednej z trzech osób z grobu. Kolejne badania
zmierzają do ustalenia pokrewieństwa między pochowanymi razem ludźmi.
- Genetyka jest dziedziną rozwijającą się niezwykle szybko, opracowywane są
nowe metody badawcze. Sadzę, że w niedalekiej przyszłości będziemy mogli
przebadać to DNA pod kątem zmian i ustalić np. na jakie choroby cierpiał
człowiek z neolitu - powiedział Ossowski.
(PAP)
Magdalena Abakanowicz kończy 80 lat
Magdalena Abakanowicz - jedna z najwybitniejszych polskich plastyczek,
której nazwisko znajduje się we wszystkich leksykonach sztuki współczesnej;
twórczyni abakanów, które zrewolucjonizowały rzeźbę i tkaninę artystyczną -
kończy w niedzielę 80 lat.
Prace artystki - liczący 83 rzeźby cykl "Bambini" (1998-2007) oraz
monumentalną "Głowę" - można aktualnie oglądać, na otwartej 12 czerwca,
wystawie "Abakanowicz. Nareszcie w Warszawie!" w ogrodach Zamku Królewskiego.
"Jeśli ktoś stojąc przed moim dziełem pyta: 'co ono znaczy?', ja odwracam
pytanie. 'Co pan czy pani myśli, że ono znaczy?' Dowiaduję się jak oni je
interpretują, to szalenie interesujące" - mówiła Abakanowicz na wernisażu w
Warszawie. Jak oceniła, jej sztuka jest w pewnym stopniu opowieścią o
niepewnościach i wątpliwościach, które towarzyszą ludzkiej egzystencji.
Przegląd twórczości artystki - od lat 60. do początku XXI wieku -
zaprezentowany zostanie również w Krakowie. Na otwartej w piątek wieczorem
ekspozycji zaprezentowane zostały m.in. "Abakan okrągły" (1967) czy tłum
rzeźbionych w tkaninie postaci bez twarzy - "Plecy" (1976).
Magdalena Abakanowicz urodziła się 20 czerwca 1930 r. w Falentach niedaleko
Warszawy. Studiowała na Akademii Sztuk Pięknych w Warszawie i w Wyższej
Szkole Sztuk Plastycznych w Sopocie, w pracowniach: Marka Włodarskiego i
Eleonory Plutyńskiej. Studia nie spełniły jednak jej marzeń. "Nauka sztuki
była strasznym rozczarowaniem. Okazało się od razu, że moja wyobraźnia nie
daje się nagiąć do obowiązujących reguł i przepisów, że moja skóra jeży się
wobec uprawianej estetyki, że wreszcie modne filozofie nie dają się pogodzić
z moją własną. Było mi źle. Byłam złą studentką" - napisała po latach
Abakanowicz.
Zaraz po studiach tworzyła monumentalne gwasze, pełne dzikich barw,
fantastycznych roślin i stworzeń. Szybko jednak odeszła od malarstwa. Zajęła
się tkaniną, starała się nadać jej trójwymiarowość. Od połowy lat 60.
tworzyła olbrzymie prace wykonane tradycyjną techniką tkacką z barwionego
sizalu, które miały cechy w pełni przestrzenne: jednocześnie rzeźbiarskie i
architektoniczne. Zrewolucjonizowały one spojrzenie na tkaninę artystyczną -
zrywały całkowicie z płaszczyznowością tkanin przeznaczonych do dekoracji
wnętrz. Od nazwiska twórczyni nazwano je abakanami.
"To samoistne twory, zawieszone swobodnie w przestrzeni, bez ścian w roli
tła bądź podpory, zapętlone w środku, a przy tym otwarte, dostępne zmysłom
ze wszystkich stron, również od wewnątrz" - tak Ewa Hornowska opisała
abakany w katalogu jednej w wystaw artystki.
Abakany wywoływały wiele dyskusji w środowisku, spotykały się zarówno z
zachwytem - artystka otrzymała za nie Złoty Medal na Biennale w Sao Paulo w
1965 r., jak i z ostrą krytyką - tak było na wystawie indywidualnej artystki
w Zurychu dwa lata później.
Międzynarodową pozycję artystki ugruntowały jej prace z lat 70. z cykli "Alteracje"
(obejmujący serie takie jak m.in. "Głowy", "Plecy", "Postaci siedzące") oraz
"Embriologia" - ewoluujące od wydrążonych bezgłowych ludzkich tułowiów i
sylwetek do form organicznych przypominających jaja. Są one także tworami
pomiędzy tradycyjną rzeźbą i tradycyjną tkaniną - zostały wykonane z lin
konopnych i płótna z juty nasyconych i utwardzonych żywicą syntetyczną. "Embriologia"
wzbudziła ogólny aplauz na Biennale w Wenecji w 1980 r.
W latach 80. artystka zaczęła pracować w tradycyjnych materiałach
rzeźbiarskich, takich jak brąz, kamień i drewno. Podobnie, jak w przypadku
tkanin, wyraźnie zaznaczała ich właściwości, w tym organiczność, tak było np.
w cyklu "Gry wojenne", gdzie wykorzystywała pnie i konary starych drzew
ściętych przez drogowców.
Lata 80. oraz następne to także czas tworzenia przez Abakanowicz wielkich
realizacji przestrzennych na wolnym powietrzu, m.in. we Włoszech, Izraelu,
Niemczech, Stanach Zjednoczonych, Korei Południowej, na Litwie. Jedna z
największych z nich "Nierozpoznani" - tworzy ją 112 postaci odlanych z
żeliwa - znajduje się w poznańskim parku na Cytadeli.
"Będę zapewne zawsze porzucała jedne techniki i materiały na rzecz drugich
(...) Najciekawiej jest posługiwać się techniką, której się jeszcze nie zna,
i budować formy, których się jeszcze nie zna" - przyznała kiedyś artystka.
W latach 90. rzeźbiarka zafascynowana japońskim tańcem butoh - tworzyła
choreografie dla tancerzy polskich i japońskich. Wzięła też udział w
konkursie ogłoszonym przez władze Paryża na opracowanie planu dzielnicy,
która ma być przedłużeniem osi stolicy Francji w kierunku zachodnim, poza
dzielnicą La Defence. Abakanowicz, która wygrała konkurs, zaproponowała
nowatorską koncepcję stworzenia idealnej ekologicznej dzielnicy -
wzniesienia kilkudziesięciu budynków o wysokości ok. 25 pięter. Miały mieć
one kształty organiczne, nawiązujące do drzew - stąd nazwa koncepcji "Architektura
arborealna". Od dołu do góry pokrywać je miała pnąca roślinność, wyrastającą
na różnych poziomach fasad.
Choć sama artystka nie wspominała dobrze swoich studiów, przez wiele lat -
od 1965 r. do 1990 r. - prowadziła zajęcia w Państwowej Wyższej Szkole Sztuk
Plastycznych w Poznaniu (obecnie noszącej nazwę Akademia Sztuk Pięknych); od
1979 r. ma tytuł profesorski. Prowadziła też zajęcia na uczelniach za
granicą (m.in. w Kalifornii w Stanach Zjednoczonych, w Kanadzie i Australii).
Ma doktoraty honoris causa m.in. Royal College of Art w Londynie i Pratt
Institute w Nowym Jorku.
Prace Abakanowicz znajdują się w zbiorach ponad 70 muzeów i kolekcji
publicznych na całym świecie m.in. Muzeum Narodowego w Warszawie, Wrocławiu
i Poznaniu, Muzeum Sztuki w Łodzi oraz Centre George Pompidou w Paryżu,
Metropolitan Museum w Nowym Jorku i Museum of Modern Art w Kioto.
(PAP)
Watykan: nie będzie rehabilitacji abp. Paetza
Rzecznik Watykanu ksiądz Federico Lombardi oświadczył, że nie zdjęto
restrykcji, nałożonych na arcybiskupa Juliusza Paetza, zdymisjonowanego 8
lat temu w związku z zarzutami molestowania seksualnego seminarzystów.
- Kryteria i restrykcje, ustalone w 2002 roku i do tej pory przestrzegane,
nie zostaną zmienione - powiedział ks. Lombardi podczas rozmowy z
dziennikarzami.
- Bezpodstawne jest mówienie w tym przypadku o rehabilitacji - dodał. Tak
odniósł się do rozgłosu, jaki nadano sprawie byłego metropolity poznańskiego
we włoskich mediach. Za polską prasą informowały one o tym, że Watykan
cofnął wydany arcybiskupowi Paetzowi zakaz publicznego odprawiania liturgii
i udzielania sakramentów.
Ksiądz Lombardi wyjaśnił, że przedmiotem korespondencji z Watykanem była
sprawa udzielenia zgody na przewodniczenie uroczystości liturgicznej na
zaproszenie jednego z proboszczów. W sytuacji, w jakiej jest arcybiskup
Paetz, wymagało to zgody Stolicy Apostolskiej.
Watykański rzecznik podkreślił, że całkowicie bezpodstawne są również
doniesienia o tym, jakoby obecny metropolita poznański arcybiskup Stanisław
Gądecki zrezygnował z urzędu lub rozważał taką możliwość.
W 2002 roku dziennik "Rzeczpospolita" w tekście "Grzech w Pałacu
Arcybiskupim" napisał, że abp Paetz molestował seksualnie kleryków i księży.
Według dziennika, o skłonnościach homoseksualnych hierarchy wiadomo było
wtedy od co najmniej dwóch lat. Metropolita ustąpił ze stanowiska, ale
pozostał w Poznaniu jako biskup senior. Nigdy nie potwierdził stawianych mu
zarzutów. Żaden z rzekomo pokrzywdzonych kleryków nie złożył zawiadomienia w
sprawie molestowania, więc sprawa nie była badana też przez prokuraturę.
Polscy biskupi dementują doniesienia dotyczące przywrócenia arcybiskupa
Juliusza Paetza i związanej z tym rezygnacji metropolity poznańskiego
arcybiskupa Stanisława Gądeckiego. Poinformował o tym podczas konferencji
podsumowującej konferencję episkopatu polski w seminarium Hosianum w
Olsztynie, sekretarz generalny episkopatu biskup Stanisław Budzik.
Hierarchowie podkreślili, że żadna rezygnacja nie została złożona, a
rozporządzenie sprzed kilku lat odnośnie arcybiskupa Paetza pozostaje w mocy.
Szef Katolickiej Agencji Informacyjnej Marcin Przeciszewski uważa, że
oświadczenie rzecznika Watykanu na temat sytuacji arcybiskupa Juliusza
Paetza pokazuje prawdę. Zwraca uwagę, że żadne nowe decyzje Stolicy
Apostolskiej w sprawie hierarchy nie zapadły, a oświadczenie zamyka dyskusję
i ucina spekulacje, z którymi mieliśmy do czynienia w ostatnim czasie.
Marcin Przeciszewski podkreśla, że w sprawie arcybiskupa Paetza była
prowadzona korespondencja, ale nie zapadły żadne decyzje. Szef KAI pytany,
czy arcybiskup poznański Stanisław Gądecki mógłby złożyć posługę
odpowiedział, że hierarcha sprzeciwił się jedynie zmianom stanowiska
Kościoła odnośnie arcybiskupa Paetza i jego zdanie zostało uszanowane.
(PAP) Piątek,
2010-06-18
Ostatecznie pochowali Stanisława
Pyjasa
Na cmentarzu w Gilowicach odbył się pochówek ekshumowanych dwa miesiące temu
szczątków Stanisława Pyjasa. Uroczystość zgromadziła grono najbliższych.
Trumna ze szczątkami spoczęła ponownie w rodzinnym grobie. Modlitwę nad
otwartą mogiłą zmówił proboszcz miejscowej parafii ksiądz Wacław Kozicki.
Szczątki Stanisława Pyjasa, członka przedsierpniowej opozycji demokratycznej,
ekshumowane zostały 20 kwietnia na potrzeby śledztwa, prowadzonego przez
krakowski IPN, a mającego wyjaśnić okoliczności i przyczyny śmierci
krakowskiego studenta. Wkrótce po ekshumacji w innej trumnie pochowane
zostały szczątki pozostałych członków rodziny, spoczywających w tym samym
grobie.
Ciało Pyjasa znaleziono 7 maja 1977 r. w bramie kamienicy przy ul. Szewskiej
w Krakowie. Prokuratura umorzyła wówczas śledztwo, uznając, iż zebrany
materiał dowodowy prowadzi do wniosku, że wyłączną przyczyną śmierci
Stanisława Pyjasa był nieszczęśliwy wypadek spowodowany przez niego samego.
Według prokuratury, najprawdopodobniej znajdujący się w stanie "poważnego
stanu nietrzeźwości" student potknął się o nierówności posadzki. - To
spowodowało nieamortyzowany rękami upadek, utratę przytomności, obrażenia i
krwotok, w wyniku którego nastąpiło zachłyśnięcie się i uduszenie -
stwierdziła prokuratura.
Dla przyjaciół i znajomych Pyjasa ta wersja okoliczności jego śmierci była
od początku niewiarygodna, wiedzieli, że interesowała się nim SB. Śledztwo
wznowiono w 1991 r., a potem jeszcze kilkakrotnie podejmowano i umarzano z
powodu niemożności wykrycia sprawców. Według ustaleń, Stanisław Pyjas został
śmiertelnie pobity. Jego śmierć była impulsem do utworzenia w 1977 r.
Studenckiego Komitetu Solidarności.
Obecnie sprawę bada krakowski IPN. Jest to już piąte śledztwo ws. śmierci
Pyjasa. IPN przejął je formalnie 21 maja 2008 roku w związku z pojawieniem
się nowych dokumentów. W toku śledztwa przesłuchano kilkudziesięciu nowych
świadków. Z nowych ustaleń wyłoniło się przekonanie, że sprawa dotyczy nie
śmiertelnego pobicia, ale zabójstwa krakowskiego studenta.
W ramach tego śledztwa 20 kwietnia odbyła się ekshumacja szczątków
Stanisława Pyjasa. Po oględzinach w krakowskim Zakładzie Medycyny Sądowej
przewieziono je do ZMS we Wrocławiu. Biegli mają odpowiedzieć na 22 pytania,
sformułowane przez IPN. Jak wynika z informacji uzyskanych przez PAP,
wstępna opinia z badania szczątków ma być znana po wakacjach.
(PAP)
Eksperci tłumaczą, skąd się biorą różnice w sondażach
Różnice w wynikach sondaży są naturalne; wynikają ze stosowania przez
pracownie różnych metod doboru próby i przeprowadzania wywiadu, a także
formułowania pytań i prezentacji wyników - uważają eksperci z TNS OBOP i
CBOS.
Dyrektor CBOS Mirosława Grabowska mówi, że różnice w wynikach sondaży
różnych pracowni w odniesieniu do tych samych kandydatów są naturalne. -
Biorą się one stąd, że firmy badawcze pracują na różnych próbach, robią
badania w różny sposób - niektóre telefonicznie, inne osobiście - inaczej
formułują pytania i inaczej prezentują wyniki. Wziąwszy pod uwagę te cztery
różnice, rozbieżności w wynikach poszczególnych pracowni nie są niczym
dziwnym - zaznaczyła.
- Jeżeli chodzi o pierwszy element - próbę - to może ona być wylosowana lub
dobrana, może dotyczyć ludzi albo numerów telefonicznych. Jeżeli chodzi o
sposób przeprowadzania wywiadów, to albo są one bezpośrednie, albo
telefoniczne - podkreśliła.
- Osobiście mam nieco większe zaufanie do wywiadów "face-to-face", ale to
nie oznacza, że badania realizowane przez telefon są złe, bo gdyby były złe,
nikt by ich nie robił. Po prostu wydaje mi się, że bardziej wiarygodne
odpowiedzi uzyskuje się w rozmowie bezpośredniej niż telefonicznej - oceniła.
Jak dodała Grabowska, jeśli zamawiającemu sondaż zależy na czasie, to
badanie musi zostać przeprowadzone telefonicznie, bo nie jest możliwe
bezpośrednie przebadanie 1000 osób w ciągu jednego dnia. Grabowska
zaznaczyła, że CBOS nie przeprowadza badań telefonicznych.
Lider Sektora Badań Społecznych i Politycznych TNS OBOP Urszula Krassowska
wskazała, że na zjawisko zróżnicowania wyników sondaży wpływa także czas
przeprowadzania badania. - Nawet to, w jakich godzinach sondaż był
realizowany. Szczególnie w ostatnich dniach kampanii wyborczej, kiedy do
wyborców na bieżąco docierają nowe informacje - powiedziała.
- Bardzo ważny jest też sposób sformułowania pytania i co za tym idzie,
sposób obliczania i prezentowania wyników - zaznaczyła. Oceniła, że obecnie
panuje bałagan w prezentowaniu wyników sondaży, które - mówiła - nie są
sprowadzane do jednego wspólnego mianownika. - Różnice w wynikach biorą się
stąd, że wyniki nie są podawane według tej samej formuły procentowania,
według tego samego sposobu obliczania - powiedziała.
Jak tłumaczyła, jeżeli poparcie dla kandydatów jest podawane w odniesieniu
do wszystkich ankietowanych - łącznie z tymi, którzy udzielili odpowiedzi "trudno
powiedzieć" albo "nie wiem na kogo zagłosuję" - będzie ono niższe niż w
przypadku, gdy jest podawane w odniesieniu tylko do osób zdeklarowanych, na
kogo zagłosują. Podobnie dzieje się w wypadku, gdy wskaźniki sympatii
politycznych są obliczane w odniesieniu do całej grupy badanych bądź tylko
do grupy osób, które deklarują udział w wyborach.
- Znaczenie ma też sposób dobierania próby i docierania do respondentów -
powiedziała Krassowska. Zaznaczyła, że wiele osób odmawia udziału w badaniu
i stąd się biorą niedoszacowania niektórych kandydatów. Jak tłumaczyła,
jeśli pewne grupy odmawiają udziału w badaniu, to siłą rzeczy nie będą one w
tym badaniu reprezentowane.
Jak mówiła, udziału w badaniach odmawiają często osoby popierające skrajnych
kandydatów oraz takich, którzy w swoich wystąpieniach sami podważają
wiarygodność sondaży. - Jeżeli elektoraty nie uczestniczą w sondażach, to
koło się zamyka, ponieważ nie ma możliwości, by sondaż precyzyjnie
zdiagnozował wielkość tego elektoratu - zaznaczyła Kossowska.
Jak wyjaśniła, elektoraty kandydatów są zróżnicowane także pod względem
korzystania z telefonii komórkowej, co ma znaczenie przy sondażach
przeprowadzanych telefonicznie. - Można powiedzieć, że w badaniach
telefonicznych mogą być niedoszacowane młode grupy wiekowe, które są trudne
do uchwycenia pod telefonem stacjonarnym - powiedziała.
- Z drugiej strony pojawia się pytanie, czy rzeczywiście te młode grupy
pójdą głosować i czy rzeczywiście ich niedoszacowanie w sondażach przełoży
się potem na efekt zgodności wyników z rzeczywistymi efektami wyborów -
zaznaczyła.
- TNS OBOP stosuje metodę łączenia prób, dzwoniąc na telefony stacjonarne i
komórkowe. Wykorzystujemy też taki model, w którym - jeśli badanie
realizujemy w ciągu dnia - dzwonimy również do zakładów pracy i docieramy
wtedy do osób pracujących, a dzwoniąc na telefony stacjonarne docieramy do
osób, które w danym momencie nie pracują - powiedziała Krassowska.
- Nie można też zapominać, że to wszystko jest statystyka - podkreśliła.
Zaznaczyła, że wyniki sondaży należy czytać z uwzględnieniem maksymalnego
błędu statystycznego, który dla próby 1000-osobowej wynosi plus/minus 3%, a
dla próby 500-osobowej 4,5%. - Im mniejsza próba, tym większy błąd - dodała.
Oznacza to - wyjaśniła - że podany wynik na przykład 51% poparcia dla danego
kandydata to tak naprawdę przedział 48-54% przy próbie 1000-osobowej.
Z kolei politolog dr Jarosław Flis zwrócił uwagę, że część wyborców udziela
takich odpowiedzi na pytania ankieterów, które - ich zdaniem - mogą się
ankieterowi spodobać. Unikają - mówił - odpowiedzi niepoprawnych politycznie.
Zaznaczył, że jest też grupa takich respondentów, którzy nie zamierzają
pójść do urn wyborczych, ale wiedzą, że poprawnie jest zadeklarować udział.
Ta grupa - powiedział dr Flis - często podaje w badaniu, że będzie głosować
na najpopularniejszego kandydata, stąd bywa, że jest on przeszacowany. -
Zwykle jest tak, że lider jest przeszacowany, bo ludzie wiedzą, że jest
popularny i dobrze jest deklarować głosowanie na niego, a później nie
głosują w ogóle - powiedział.
- Sondaże to obraz krótkowidza bez okularów, zawsze jest trochę rozmyty.
Może to i dobrze, bo inaczej wybory nie byłyby potrzebne - dodał.
(PAP)
Do Polski przyleciało ciało kpr. Grzegorza Bukowskiego
Na wojskowej części warszawskiego lotniska Okęcie wylądował samolot z trumną
zabitego w Afganistanie kaprala Grzegorza Bukowskiego. Żołnierz zginął we
wtorek w trakcie ostrzału rakietowego polskiej bazy Warrior.
Przywitanie poległego na afgańskiej misji kaprala Bukowskiego odbędzie się
zgodnie z wojskowym ceremoniałem.
W powitaniu żołnierza biorą udział między innymi marszałek Bronisław
Komorowski oraz szef MON Bogdan Klich.
(IAR)
Czwartek, 2010-06-17
Polski MSZ do MSZ Rosji ws. dokumentów ze
śledztwa smoleńskiego
Rzecznik MSZ Piotr Paszkowski powiedział, że resort wystosował notę
dyplomatyczną do rosyjskiego MSZ, w której wyraził oczekiwanie, że
dokumentacja dotycząca śledztwa ws. katastrofy pod Smoleńskiem będzie
przekazywana stronie polskiej "możliwie szybko".
- W ogólnej nocie, którą przekazaliśmy niedawno stronie rosyjskiej
wzmiankowaliśmy, że oczekujemy, że dokumentacja odnosząca się do
postępów śledztwa w sprawie katastrofy smoleńskiej będzie przekazywana
polskiej prokuraturze, organom śledczym możliwie szybko - powiedział
Paszkowski. Jak dodał, nota ta została przekazana w ostatnich dniach.
W śledztwie prowadzonym przez Wojskową Prokuraturę Okręgową w Warszawie
w sprawie katastrofy prezydenckiego samolotu pod Smoleńskiem 10 kwietnia
strona polska wystosowała do tej pory pięć wniosków o pomoc prawną.
Chodzi w nich m.in. o przekazanie dokumentów, dodatkowe oględziny
miejsca katastrofy i przesłuchanie niektórych świadków w obecności
polskiego prokuratora.
W ubiegłym tygodniu w Moskwie był szef MSWiA Jerzy Miller. Był z nim tam
też naczelny prokurator wojskowy, który rozmawiał o przyśpieszeniu
współpracy śledczych i przekazaniu Polsce dokumentów ze śledztwa.
Pod koniec maja szef MSWiA, jednocześnie szef polskiej komisji badającej
sprawę katastrofy, przywiózł z Rosji stenogram z rozmów załogi,
przygotowany przez tamtejszych ekspertów, a także kopie nagrań z
czarnych skrzynek samolotu, na podstawie których polscy specjaliści będę
mogli przygotować własne odczyty. Stenogram z Rosji został upubliczniony.
(PAP)
Talibowie wiedzą wszystko o Polsce i dlatego atakują
Talibowie są zorganizowanym ruchem oporu. Mają rozwinięty system
zbierania informacji. Wiedzą, że u nas są wybory i nie jest wykluczone,
że właśnie dlatego atakują Polaków - twierdzi na łamach "Polski The
Times" gen. Waldemar Skrzypczak, były dowódca sił lądowych.
Jego zdaniem "być może zaistniał tutaj casus hiszpański. Pamiętamy
wszyscy wybory w Hiszpanii w 2004 r. i ówczesne deklaracje lidera lewicy
Jose Zapatero, że gdy on i jego ugrupowanie zwyciężą w głosowaniu do
parlamentu, natychmiast wycofają żołnierzy hiszpańskich z Iraku. Podczas
tej kampanii zaczęły się kumulować ataki na hiszpańskie cele. Doszło do
serii zamachów terrorystycznych na dworce w Madrycie. Hiszpańscy
żołnierze stacjonujący w Iraku byli częściej i bardziej zajadle
atakowani. Tak więc to, co działo się w Hiszpanii, miało bezpośredni
wpływ na działania irackich rebeliantów i niejako dopingowało ich do
dalszych wzmożonych działań".
W nawiązaniu do zapowiedzi rychłego wycofania polskich żołnierzy z
Afganistanu, Skrzypczak mówi, że byłaby to zła decyzja, chociażby w
kontekście tego, że musimy pamiętać wszyscy, iż NATO jest gwarancją
naszego bezpieczeństwa. NATO jest systemem kolektywnej obrony, a my
jesteśmy elementem w tym systemie. Nasze wyłamanie się teraz podważa
naszą wiarygodność jako elementu całego tego systemu zbiorowego.
Sojusz północnoatlantycki jest szacowną instytucją i oczywiście przyjmie
do wiadomości nasze stanowisko, uważa generał. Należy jednak pamiętać,
że będzie to miało jakieś konsekwencje dla nas jako członka sojuszu.
Staniemy się mało wiarygodni.
(PAP)
|