Artur Cehak
|
Kierownik
Anastazy - Cz. I
Czytaj cz. II
Czytaj cz. III
(Wszystkie sytuacje i zdarzenia są autentyczne!
Zmieniono jedynie,
spolszczono imiona osób występujących w opowiadaniu)
Odcinek Pierwszy, ale nie
ostatni!!!
Budzik zadzwonił o 5:30 nad ranem. Anastazy z
niechęcią zwlókł się z łóżka. Plecy bolały go
niemiłosiernie. "Ach, ten pieprzony materac"- pomyślał
Anastazy z niechęcią i zaczął powoli ubierać ciepłe gacie. Na dworze
było już o tej porze minus 31 stopni. Anastazy
był emigrantem z tak zwanego
"byłego obozu". Musiał otworzyć firmę jako pierwszy. Od
kiedy objął
stanowisko kierownika działu w pod-zakładzie, wprowadził
wiele zmian z
czego najbardziej zadowoleni byli jego podwładni.
Właśnie wczoraj wspólnie wysprzątali dwa
magazyny, wyciągając z nich rupiecie, które zalegały przez
ponad piętnaście lat. Teraz, Anastazy, pijąc w pośpiechu herbatę,
myślał, co z tym wszystkim zrobić.
"Wywaliliśmy to przed zakład" - myślał siorbiąc gorący płyn -
"ale co dalej"? Zamknął cicho za sobą drzwi i ruszył w kierunku firmy.
Po dwudziestu minutach szybkiego marszu był na miejscu. Otworzył ciężkie
wrota, zapalił światła, po chwili zasiadł za biurkiem.
Rupieci były tony. Głównie drewno w rożnych
rozmiarach. "Do garbicza się to nie zmieści"-
pomyślał po swojemu. Popatrzył na zegar. Dochodziła
ósma. "Długo myślałem ale wymyśliłem"- pomyślał Anastazy, i ujął
słuchawkę telefonu.
-Dzień dobry Pani Danusiu- zaszczebiotał do telefonu, jako że
rozmawiał z jedną, ze swoich szefowych- hał ar
ju?
-Ajm fajn, ajm fajn -odpowiedziała zaspanym głosem pani Danka- łot ebałt
ju?- odpowiedziała pytaniem na pytanie, mimo, że miała
dokładnie "gdzieś" i "głęboko" to ,jak czuje się
dziś Anastazy.
W kraju tym było przyjęte, że, czy kogoś to obchodzi , czy też nie,
zawsze pyta drugiego, nawet dwa razy dziennie, jak on się dziś czuje.
-Not so bed- grzecznie odparł Anastazy mimo, ze dalekie było
to od prawdy.- "Słuchaj, mam taki drobny problem"- kontynuował.
"Potrzebuje ,żeby ciężarówka z bazy głównej zabrała rożnego rodzaju
rupiecie, głownie drewniane, na wysypisko. Niektóre kawałki są duże, i
jest tego mnóstwo, więc myślę, najprościej będzie
jak ciężarówka zabierze to z pod zakładu bo..."
...Biedny Anastazy zapomniał, że od myślenia to jest Danusia
-szefowa, a nie on, zwykły kierownik działu.
-Nie! przerwała tym samym zaspanym głosem szefowa.- Nie mam kierowcy, i
nie mam ciężarówki-.
-To co mam zrobić. Tego są...tony...-
- Kierowca przywiezie ci piłę tarczową.. taką elektryczną, potniesz to
na
małe kawałki i wrzucisz do centralnego garbicza na parkingu. Potem trak
z miasta to zabierze i po kłopocie" -
zawyrokowała szefowa i odłożyła słuchawkę.
Cóż miał robić Anastazy. Uczono go, że w kapitalizmie, ciężka
praca,
pomysłami, rzetelnością można daleko zajść.
Popatrzył Anastazy za okno. Zaspy. Śniegu pełno. I gdzie tu można
zajść??
Po godzinie dostarczono piłę i Anastazy zaczął ciąć. Ciął... i ciął.. i
ciął.
Zajęło mu to trzy dni. Centralny garbicz już był pełny, a pod zakładem
dalej pozostawały tony rupieci.
"Przecież ja mam mnóstwo innych ,ważnych spraw do załatwienia a nie
tylko ciąć to pieprzone drewno"- myślał Anastazy
z niechęcią i... ciął dalej. Wszak był tylko
kierownikiem pod - zakładu.
Szefowie z centrali, oddalonej jakieś 5 km w linii prostej-
wiedzą lepiej. Wyszkoleni.. wyuczeni. I ciąłby
Anastazy to drewno może jeszcze i z tydzień gdyby nie... jak w
bajce... pojawił się dyrektor pod-zakładu.
Patrząc jak Anastazy walczy z piłą i drewnem, niewiasta ta (bo była to
kobieta) zapytała, jak było w zwyczaju:- Hał ar ju tudej??"
- Not so bed- skłamał Anastazy i szybko opowiedział o swoim problemie.
-Ależ to niemożliwe!!! I ten cały lamber leży tu już cztery dni? A jak
ktoś
to podpali?? - zaniepokoiła się Pani Dyrektor
-Też o tym pomyślałem- skromnie odparł Anastazy jako, że był tylko
skromnym kierownikiem działu..
-Zaraz to załatwimy- zagrzmiała dyrektorka co zupełnie nie było w
zwyczaju obywateli tego kraju.
Jak się Anastazy później dowiedział zadzwoniła do jeszcze wyższego szefa
i po wstępnych pytaniach o samopoczucie
wyłuszczyła sprawę. Duży Szef obiecał zająć się sprawa. Dyrektorka
zadowolona opuściła zakład. Ale ciężarówka nie pojawiła się ani tego
dnia , ani następnego.
Śnieg już przyprószył rupiecie pod zakładem kiedy nieoczekiwanie
znowu zjawiła się na zakładzie Pani Dyrektor.
-Hał ar ju- rzucila radośnie w kierunku Anastazego, i spojrzała na
piętrzące się pod firma rupiecie.
Anastazy nie musiał już nic mówić.
Ludwika, bo tak miała na imię Dyrektorka, z wyrazem szarości
na twarzy ujęła telefon. Po chwili Anastazy słyszał:
- Haj..to ty Franciszko? (Franciszka była szefem najwyższym i Ludwika
miała z nią dobre układy) Ty wiesz.. te rupiecie dalej leża pod moimi
oknami. Przecież to jest fajerhazard!! Tak?? obiecujesz? Dobrze. No to
baj, baj"-i, odkładając słuchawkę zwróciła się do
Anastazego:
- Za godzinę przyjadą i wszystko zabiorą...
Siedział Anastazy w swoim biurze podczas gdy ludzie ładowali rupiecie na
ciężarówkę i myślał:" Mój Boże. Przyjechałem do kraju,
gdzie, jak mówiono, przedsiębiorczość,
oszczędność, pomysły, inteligencja... gdzie dwa razy
ogłada się dolara, zanim się go wyda.. a tutaj, jak za
dobrych czasów w
komunie. Prawie dwa tygodnie, mnóstwo straconego czasu,
dziesięć telefonów, pięć osób uwikłanych w problem, który praktycznie
nie powinien zaistnieć.
Czyżby zły sen.. bo nie możliwe, żeby to jawa. Nie tutaj. Nie w tym
kraju"- myślał z niepokojem Anastazy. Bo do
emerytury zostało mu jeszcze wiele lat.
Artur Cehak
Czytaj cz. II
Czytaj cz. III |