18 listopad 2010 | Nr 153

Powrót...


 ZATKANE RURY - Wiktor Księżopolski
 

ZATKANE RURY

WIKTOR (VICTOR) KSIĘŻOPOLSKI

 

        Co się dzieje, gdy w naszym ślicznym domku letniskowym, posiadającym własny system wodociągowy i kanalizacyjny, nagle zacznie z kranu ciec jakaś brunatna lura a pompa wydaje jakieś rzężące dźwięki. Oczywiście szybko zaczynamy się rozglądać za odpowiednim fachowcem, który przyjdzie, rozpozna i zaradzi. W końcu hydraulik, expert jest. Po oględzinach i pobieżnym przetestowaniu instalacji expert nam oznajmia – „tu trzeba wymienić kranik przelotowy, kolanko i wejście do baterii, zaworki w pompie też niesprawne i trzeba zwiększyć ciśnienie, bo szybciej płynąca woda przetka zatkane być może rury za czas jakiś i je oczyści”. Diagnoza jak się patrzy, tylko działać. A więc, co trzeba zostało zrobione i system się czyścił, choć pompa dalej z lekka rzęziła.

 

       Minął rok. Nie zmieniło się wiele. Woda dalej leciała lekko brunatna, smak miała jakiś dziwny i do picia nie nadawała się napewno. Trzeba było wołać innego fachowca.

Młody człowiek, z kilkuletnią, lecz dobrze udokumentowaną praktyką, krótko na wejściu spytał: - „A rury były przetykane lub wymieniane?”. „Przecież to ewidęntny przykład kamienia, czyli kalcyfikacji rur i dodatkowo rdzy w wodzie, bo w zużytej pompie nastąpiła korozja materiału”. No cóż pozostało tylko schylić głowę ze wstydem, że tacy jesteśmy ciemni, że do głowy nam nie przyszło, że trzeba coś zrobić innego niż wskazania poprzedniego eksperta.

 

        A co się dzieje, gdy w naszym znakomitym ciele, posiadającym własną sieć rur (żyły, tętnice szyjne, wieńcowe, aorty) i pompę (serce), zacznie występować niedowład funkcjonowania systemu. Oczywiście szukamy eksperta, aby nam pomógł normalnie funkcjonować i zrobił z problemem porządek. W końcu, po kilku miesiącach, mamy tę pilną wizytę u kardiologa experta. Ten, po obejrzeniu EKG, stwierdza autorytatywnie: „Ma pan migotanie przedsionków w pompie (sercu) i będziemy go próbowali usunąć”. No więc proszki różnych gatunków zmieniane co i raz, „bo jak te nie pomogą, to damy inne”, no więc wstrząsy elektryczne mające na celu „przestraszenie” sensorów umieszczonych na powierzchni tych przedsionków, a powodujących migotanie, no więc Holtery, aby sprawdzić, co się wogóle z tym sercem dzieje przez 24 godziny, no więc tzw. Echa serca – wysiłkowe testy wydolności organizmu oraz różne inne testy, mające chyba ocenić datę, kiedy zasłużymy sobie na tzw. ablacje, czyli neutralizacje popsutych sensorów, by-pasy, czy w końcu rozrusznik, gdy ablacja nic nie da. Nic na temat przyczyn takiego stanu rzeczy. Mija tak 6-8 lat i nic. Gorzej niż było. Męczymy się dalej przy zawiązywaniu butów, pod prysznicem, lub wycierając nasze wymyte członki, ubierając się czy schylając pod biurko po spinacz. Oczywiście powoli nie ma już mowy ani o szybkim marszu ani o biegu, ani o wchodzeniu po schodach na chociaż czwarte piętro. A co tu mówić o tenisie, w który się gralo całkiem nieźle przez lata. Słowem koniec nadchodzi i tylko czekać, aż któregoś dnia bezdech spokojnie uśmierci nas w nocy w czasie snu.

 

         Jednak właśnie takiego któregoś dnia, w końcu po latach cierpliwego słuchania zaleceń eksperta-kardiologa, przychodzi otrzeźwienie. Jeśli ta znakomita kuracja nic nie daje, a nawet odczuwamy pogorszenie w funkcjonowaniu naszego organizmu, to po cholerę wydajemy tyle pieniędzy na te proszki, skoro ono niczego nie leczą. I mówimy dość. Koniec kuracji. Albo nie przeżyjemy albo będzie lepiej bez kuracji. I JEST LEPIEJ. Czujemy się przynajmniej tak, jak sześć lat temu, choć problem dalej istnieje. Mierzymy codzień ciśnienia – normalne (nawet po kielichu), mierzymy tętno – skacze, ale w przyzwoitym zakresie (powinniśmy też skakać z radości, że nie musimy się wreszcie truć proszkową chemią) i tak przez kilka miesięcy. Do tego znakomita dieta z Internetu (chudniemy pięć kilo w miesiąc i tak trzymamy). Powoli dochodzimy do wniosku, że w naszym znakomitym ciele, poza pompą, są jeszcze rury, których nikt przez te lata nie tknął, aby sprawdzić, czy przez nie wogóle coś płynie i jak szybko. W końcu uznajemy, że wynikami naszego eksperymentu należy podzielić się z naszym kardiologiem, tym bardziej, że pojawiło się na rynku rewelacyjne bezkolizyjne amerykańskie lekarstwo przywracające miarowość bicia serca. Wysyłamy więc sygnał do naszego opiekuna w formie 3-stronicowego raportu opisującego wszystkie nasze zdrowotne problemy, użyte środki zapobiegawcze i ich efekt i informujemy, bo być może zapomniał, że poza POMPĄ mamy jeszcze RURY.  A jeśli przez te rury krew nie płynie wraz z tlenem w ilości potrzebnej KOMPUTEROWI (mózgowi) i innym organom do prawidłowego wykonywania swoich funkcji, to jakiekolwiek działanie uzdatniania POMPY niczego pozytywnego nie wniesie. Wiec najpierw testy moich rur, potem ich rehabilitacja, jeśli trzeba, a potem sprawa pompy. Albo wogóle nic. Mój znakomity expert – kardiolog wybrał nic. Chyba na zasadzie, że skoro trafia się mądrala, który nie szanuje mądrości eksperta, to niech się rządzi, a my poczekamy na efekt. No i się doczekał.

 

         W październiku podjąłem decyzję, że jadę do Polski na kompleksowe badanie mojego krwioobiegu i serca. Komputer i moi znajomi i bliscy w Polsce i Kanadzie ustalili, że w Warszawie istnieje wiele klinik specjalistycznych, zajmujących się wskazywaniem, co komu dolega i co z tym zrobić i oferującym odpowiedni zabieg. Wystarczy zerknąć na komputer pod hasłem Kliniki Medyczne w ….. i tu podać miasto, i już się wszystko wie, gdzie złożyć swoje ciało w zależności od problemu, by z nim zrobiono porządek. Nie będę niczego sugerował, ani wchodził w szczegóły, bo znów jakiś podejrzliwy oszołom bezpodstawnie mnie posądzi, że próbuje robić biznes na cudzej nędzy lub niewiedzy, wiec radzę tym razem wykazać wszystkim swoją własną inicjatywę w szukaniu rozwiązań. Ja w sprawach serca wybrałem w Internecie Warszawę, a w niej Centrum Medyczne Damiana, a w sprawach laryngologicznych, by usunąć „wyciek z nosa po tylnej ściance gardła” (do dziś problem międzynarodowo nierozwiązany, jak to leczyć lub inwazyjnie usunąć) klinikę MILLE, a dla chrapania i bezdechu, Centrum Medyczne MML. Oczywiście jest wiele innych specjalistycznych klinik, wszystkie kosztowne, bo prywatne.  Za to mające specjalistów klasy światowej i znakomitą i urodziwą opiekę pielęgniarską.

 

         Za pomocą e-mailów i telefonów ustaliłem terminy spotkań w Polsce i już dzień po przyjeździe byłem na czczo w klinice Damiana by rozpocząć badania. Dostałem zaraz jednoosobowy nowoczesny pokój z telewizorkiem, miękkie łóżko z ciepłym miękkim kocykiem, żebym nie zmarzł, przebrałem się w strój szpitalny i, gdy byłem gotów, zaraz zrobiono mi EKG, pobrano częściowo krew (częściowo, bo przywiozłem swoje analizy), umieszczono kranik w żyle dla przyszłych kroplówek, kontrastów czy znieczuleń i rozpoczęły się testy. Najpierw arterie (tętnice) szyjne i kręgowe poszły na pierwszy ogień. Ultrasonography (Ultra Sound) metodą Dopplera i Angiography szybko pokazały gdzie się mieszczą płytki kalcytowe blokujące przepływ krwi powodując zwężenia, z jaką szybkością płynie krew, które tętnice są zwężone a które nie. Pokazały też, że jedna z moich tetnic szyjnych powiedziala dość i przestała przepuszczać krew do mózgu. Przy okazji dowiedziałem się, krew w drożnych tętnicach szyjnych płynie z kosmiczną prędkością 83 cm/sek., a w kręgowych 32-39 cm/sek., a gdy przestanie płynąc, natychmiast podobno krzepnie. Chyba, że ma w sobie odrobinę godziwego alkoholu. Potem przy pomocy Dopplera zabrano się za moje serduszko. Okazało się, że poza migotaniem i trzepotaniem przedsionków, które próbowano mi w Kanadzie usunąć w czasie wieloletnich podchodów, serduszko ma się generalnie dobrze i jest dobrym materiałem do dalszego leczenia.

 

         Potem zaczely się CTs czyli cut-scany, z dość przykro dająca znać o sobie wlewką (kontrastem) do żył, przeznaczone do określenia zatorowości w moich witalnych organach, a więc, czy aby moja czaszka trzyma wymiary i mózg w niej jeszcze nie zbutwiał i czy moje płuca są dalej zdolne to wchłaniania tego pachnącego rafinerią powietrza. Mózg był jakoś w formie, ale w płuckach wykryto jakieś zwłóknienia, no bo trudno, żeby tam nic nie było po 55 latach palenia. Ogólnie jednak uznano, że jestem na plusie i mogę dalej trudnić się pisarstwem. Nie mniej, przy okazji innego CT oceniono zawartość wapnia w moich tętnicach wieńcowych , bo przez te zakłócające obraz trzepotanie i migotanie nic lepszego nie dało się zrobić. Stwierdzono, że tego wapnia uzbierało się trochę i że tylko specjalistyczny test o nazwie „koronarografia” będzie w stanie ocenić, czy przez moje wieńcowe tętnice krew jeszcze jest w stanie przepływać. No w końcu pijało się te bąbelkowe soft drinki, tworzące kwaśny węglan wapnia i strącający się gdzie tylko się dało w formie krystalicznych wapniowych płytek (a szczególnie w nerkach, w postaci kamyków).

 

        W międzyczasie odbyły się inne testy USG badające moją tarczycę, system moczopędny i prostatę które, poza oceną mojej wątroby, że zbyt tłusta (w końcu jednak za kołnierz kiedyś się nie wylewało), uznały, że tarczyca trochę większa niż trzeba, a prostata nieco zawapniona. Konsultacje z exportami i profesorami, których rzadko jednak do expertow można zaliczyć, z racji zbyt naukowego podejścia, pokazały, że wszyscy posiadają bogatą i racjonalną wiedzę i doświadczenie w ocenach mojego stanu zdrowia. Przy ocenach tego stanu towarzyszyło zdziwienie, że te wszystkie testy wykonane przez nich nie zostały wykonane w Kanadzie, choć raz w moim, w końcu długim, życiu.

 

        Na koniec nadeszła wspomniana koronarografia. Znów na czczo i znów z nakłutą do kroplówek i znieczuleń ręką. Tym razem emocje wzięły górę nad spokojem. Przecież będą mi wchodzić przewodem w tętnice wieńcowe aż do serca. I do tego którędy – przez nadgarstek czy pachwinę?. Jak przez pachwinę, to parogodzinny bezruch po zabiegu, by krwotok nie zapaprał pościeli, jak przez nadgarstek, to tylko obserwacja czy aparat ciśnieniowy z okienkiem założony na otwór po rurce w tętnicy nie pozwala na krwawą fontannę. Na szczęście myśli się nieco skołtuniły po tzw. „Głupim Jasiu” i kompletnym znieczuleniu i rozpoczął się zabieg przez nadgarstek. Druty z kamerką tylko śmigały przez arterie pokazując, co na ile jest drożne. No i okazało się szybko, że postępująca choroba wieńcowa narobiła szkód, które na szczęście są do naprawy. W jednej z tętnic okazało się, że w dwóch miejscach jest ona zatkana na 70 i 90% i wymaga tzw. standów. W innych, że przepływ jest tylko na 50%. I znów poszły w ruch druciki, by te standy tam gdzie trzeba umieścić. Wykonujący zabieg chirurg orzekł, że teraz mam milczeć, bo on musi te standy umieścić w mojej tętnicy z dokładnością co do 1 mm. I umieścił. W raporcie odczytałem później, że by je umieścić potrzebne było ciśnienie 14 atm. Jak te nasze rury wytrzymują takie ciśnienia bez narzekania, jeśli my natychmiast zaczynamy stękać, gdy ciśnienie atmosferyczne się wahnie o 0.1 atmosfery?.

 

        Potem była noc pełna wrażeń, czy będzie krwotok czy nie i ile czasu się wytrzyma z zaciśniętą w nadgarstku siniejącą dłonią. Trzeba było jednak w pewnym momencie odpuścić w nocy nieco ciśnienia i miła pielęgniarka strzykaweczką podłączoną do zwisającej z przegubu rurki bezkrwawo zmniejszyła nieco nacisk na tętnicę. Późniejsze próby pokazały, że dalej mamy dziurę w systemie i bezkrwawo więcej się zrobić nic nie da. Dopiero gdzieś koło południa następnego dnia usunięto mi ciśnieniowy opatrunek. Bolało jednak przez

następne 10 dni. ZA TO OKAZAŁO SIĘ, ŻE NAWET TAKI  DROBNY ZABIEG, MOŻE SPOWODOWAĆ, ŻE SZYBKI MARSZ PO ULICY, WCHODZENIE PO SCHODACH  CZY BIEG DO UCIEKAJĄCEGO TRAMWAJU NIE KOŃCZĄ SIĘ CIĘŻKĄ ZAZWYCZAJ ZADYSZKĄ !!!

 

          I tak, za jedyne 5.800 zl dowiedziałem się, że mój kanadyjski kardiolog, to niestety ignorant, choć wyglądało, że uważa się za geniusza, diagnozując niemal w ciemno mój stan zdrowia i próbując zadbać o moją pompę i rury przy pomocy jakichś przedziwnych proszków (jeden z zestawów, był aż tak skuteczny, że usypiając moja przytomność, spowodował rozbicie przeze mnie mojego samochodu, lecz serca nie uzdrowił). Mój zbawca, nawet nie pomyślał przez te 6 lat, że człowiekowi, by zobaczyć, co mu przeszkadza w normalnym codziennym funkcjonowaniu, na które nieustannie narzeka, należą się inne testy niż te nieustannie aplikowane, a nie wykazujące przyczyn problemu. Zignorował też przesłany mu mój raport z leczenia i jego niezadowalających wyników.

 

.         Na szczęście dzięki temu, że jesteśmy Polakami, mamy możliwość uzyskania drugiej opinii u fachowców z drugiej półkuli. Ja skorzystałem z tej opcji natychmiast. Dowiedziałem się tam wreszcie, jak wygląda stan moich rur i, poza odpowiednimi zabiegami, otrzymałem nareszcie prawidłową kurację, co zrobić, by krew w moich tętnicach miała szanse na swobodny przepływ, a język przestał mi wisieć z wysiłku do pasa, gdy próbuję zrobić zakupy. Jeśli zechcemy, dowiemy się wszyscy również, że nasze migotanie przedsionków czy choroba wieńcowa mogą zostać zlikwidowane po użyciu nowych nieznanych lub trudno dostępnych w Kanadzie środków farmaceutycznych i zabiegów, jeśli tylko poszukamy drugiej opinii na innej półkuli. Na podstawie fachowych publikacji i opinii polskich ekspertów jestem dziś pewien, że mój problem zlikwiduje najnowszy amerykański środek kupiony w Polsce, bo niedostępny w Kanadzie, a przepisana mi kuracja oczyszczania rur pozbawi mnie wreszcie w nich nadmiaru złogów. A na pewno mi nie zaszkodzi. Zgodził się już z nią mój nowy kanadyjski kardiolog ekspert, który obiecał absolutną współpracę. Niech żyją polscy fachowcy !

 

         No i byłoby tu na tyle w pokazywaniu obrazka, jak zadbać o swoje zdrowie i jak się ma kanadyjskie leczenie do polskiego.

 

        Czego się nauczyłem za 5.800 zl, to tego, że własne zdrowie w Kanadzie trzeba wziąć w swoje własne ręce, nie czekając zanim lekarz orzeknie, że pozostały nam tylko by-pasy lub rozrusznik, lub, że jesteś człowieku za stary na leczenie. Dowiedziałem się też, że Polska ma znakomity światowej klasy sprzęt diagnostyczny i najlepszą opiekę lekarską na świecie, jeśli tylko stać nas na poniesienie proponowanych kosztów. Otrzymamy to, co ja dostałem za mój finansowy wkład, bez proszenia i czekania. Bo zdrowie jest najważniejsze. Inaczej zapomnijmy o skorzystaniu z naszych zaoszczędzonych na czarna godzinę środków.

MAMY TYLKO JEDNO ŻYCIE. ZRÓBMY SOBIE PRZYJEMNOŚĆ I SKORZYSTAJMY Z WIEDZY NASZYCH ZNAKOMITYCH RODAKÓW LEKARZY W POLSCE, BY MÓC POJECHAĆ NP. NA HAWAJE LUB NA TUNEZYJSKĄ PRZEPIĘKNĄ DZERBĘ I UŻYĆ ŻYCIA BEZ OGRANICZEŃ, ZANIM CZAS NA NAS PRZYJDZIE.   

 

Wiktor (Victor) Księżopolski

Calgary, 14 listopad, 2010

 

 

Powrót...

Zapisz się na naszą listę
Email
Imie i nazwisko

 

 

Spis Książek Biblioteki SPK
Polsat Centre
Człowiek Roku 2008


 


Kliknij tutaj aby zobaczyć ofertę


 



Irena Dudek zaprasza na zakupy do Polsat Centre Moje motto: duży wybór, ceny dostępne dla każdego, miła obsługa. Polsat Centre217 Selkirk Ave Winnipeg, MB R2W 2L5, tel. (204) 582-2884

Kliknij tutaj aby zobaczyć ofertę


 

 Polskie programy telewizyjne w Twoim domu 16 kanałów

TVP1, TVP2, TVN, TVN24, TVN7, Polsat, Polsat2 ,TV Polonia, TVPuls, Eurosport, Polsatsport, Nsport, AXN/Discovery, Boomerang, TV4,

Viva IPMG to system który umożliwi Ci stały odbiór tych programów To nie jest Slingbox czy Hava Potrzebny Telewizor, IPMG box, Router i internet
Box kosztuje 200CDN, miesięczna opłata 50CDN i jednorazowa opłata za aktywacje 50CDN Dzwoń na
282-2090 do Janusza


 



189 Leila Ave
WINNIPEG, MB R2V 1L3
PH: (204) 338-9510



 

 

Kliknij tutaj, aby wejść na stronę gdzie można ściągnąć nagrania HYPERNASHION za darmo!!!

 


 

Royal Canadian Legion
Winnipeg Polish Canadian Branch 246
1335 Main St.
WINNIPEG, MB R2W 3T7
Tel. (204) 589-m5493

 


 

 

189 Leila Ave
WINNIPEG, MB R2V 1L3
PH: (204) 338-9510

“Klub 13”
Polish Combatants Association Branch #13
Stowarzyszenie Polskich Kombatantów Koło #13
1364 Main Street, Winnipeg, Manitoba R2W 3T8
Phone/Fax 204-589-7638
E-mail: club13@mts.net
www.PCAclub13.com


 

Zapisz się…
*Harcerstwo
*Szkoła Taneczna S.P.K. Iskry
*Zespół Taneczny S.P.K. Iskry
*Klub Wędkarski “Big Whiteshell”
*Polonijny Klub Sportowo-Rekreacyjny