WIKTOR KSIĘŻOPOLSKI – CALGARY, GRUDZIEŃ 2010
“GWIAZDKA 81 ROKU” – POCO TO KOMU BYŁO?
Zbliża się kolejna 21 rocznica wprowadzenia
przez „WRON-ę” stanu wojennego w Polsce i
internowania uczestników wielkiego
patriotycznego zrywu przeciw bezprawnym
„właścicielom” ich kraju. Z tej okazji
polska telewizja TVN Polonia pokazała nam
ostatnio kabaret „Pod Egidą” Jana Pietrzaka
nawiązujący do niechlubnej peerelowskiej i
„wroniej” przeszłości. Występy jak zwykle w
zwyczaju tego kabaretu zakończyła pieśń
„Żeby Polska była Polską” - nieformalny hymn
„Solidarności”. Ile razy, my Polacy,
słyszymy tę pieśń Jana Pietrzaka wstajemy
oddając hołd jej treści i ocierając
ukradkiem oczy ze wzruszenia, stoimy
nieruchomo słuchając lub śpiewając z
wykonawcą ten symbol tęsknoty za taką
Polską, o jaką walczyli nasi przodkowie. Tak
było i teraz. Bo choć mamy dziś tę Polskę
uwolnioną od okupantów, ponoć niezależną i
„niezwykle” demokratyczną, ciągle, ogromnej
większości słuchaczy, wracają w myślach sny
o innej Ojczyźnie, niż ta, którą mamy. I
wsłuchując się w słowa i melodię tej pieśni
ocieramy łzę w tęsknocie za Krajem, w którym
kiedyś powszechnie znane i wymawiane słowa
„Bóg, Honor, Ojczyzna” były hasłem i odzewem
dla każdego Polaka patrioty oraz
przykazaniem i podporą w jego działaniu.
Dlaczego tak jest? Skąd ta nostalgia? Czy
nie wystarcza nam do wpadania w euforię
pamięć o naszej jedności i sile w burzeniu
mitu o „świetlanej drodze do komunistycznego
nikąd ”, lub sukces w pozbyciu się,
oczywiście, jak twierdzi nasz pierwszy
znakomity prezydent (pseudonim „Bolek”),
bez niczyjej pomocy, projektantów tej drogi?
Czy może narodziny tej naszej wolności przy
„okrągłym stole” jakoś nie są już dla nas
tematem do zachwytu, a autorzy tych narodzin
już nie są naszymi idolami, czy też poprostu
…. nie możemy się jednak pogodzić ze
współczesnym obrazem Ojczyzny, jaki nam
ukazują i rekomendują jej prominentni
wodzowie. Czy jest tak dobrze czy też tak
źle, że dziś stajemy na baczność przed
przeszłością? Co właściwie z tą Ojczyzna się
dzieje?
Ostatnie wybory
samorządowe pokazały, co w większości jej
nie prominentni synowie (czyt. pospólstwo)
mają do powiedzenia. Niewiele lub nic.
Połowa społeczeństwa skorzystała z tego
przywileju, by nic nie mówić. Bo, po co się
odzywać, jeśli ci prominentni z premierem na
czele za nich ten glos zabrali. Oni to
wskazali, zresztą osobiście zachwalając swój
towar, kto dla nich jest ważnym kandydatem
na plemiennego wodza, a kto nie. Oczywiście
wogóle wykluczając kandydatów z poza
własnego „sprawdzonego” podwórka. Bo Oni
przecież wiedzą najlepiej, co jest dobre dla
pospólstwa. Tak jak ci za komuny i PRL-u.
W 2005 roku
zaistniała szansa, że pieśń Jana Pietrzaka
dotarła do sumień i serc jej słuchaczy i
powstanie Polska oparta o zjednoczone,
jednomyślne i patriotyczne siły.
„Szczęśliwie” jednak nie pozwolono tej
pieśni umrzeć naturalną śmiercią. Zabrakło
dobrych chęci, by jak zwykle, ponad prywatą
i splendorami rządzenia, pamiętać o tym, że
jednak Ojczyzna jest najważniejsza. Nie
udała się rewolucja, by Polska stanęła na
silnych nogach wobec swoich sąsiadów, nie
udała się również restauracja starej,
posolidarnościowej pseudo-demokracji.
Objawił się za to, jak pleśń lub grzyb,
obraz Polski „okrągłego stołu” ze
straszącymi dziś widmami jego uczestników.
Może dlatego dalej śpiewamy z szacunkiem i
emfazą tę pieśń.
Czy poza śpiewaniem
naprawdę nas Polaków na więcej dziś już nie
stać?. Czy ta pieśń ma być dziś oznaką
rozpaczy nad niespełnionym marzeniem czy
jękiem nad własną nieudolnością w
rozwiązywaniu własnych problemów? A może to
samoumartwianie się, w którym jesteśmy
specjalistami. Przecież mamy do tego
oczywiste powody. Pewno dziś żałujemy, że
pozwoliliśmy na znęcanie się nad własnym
prezydentem i reprezentantami zdrowej
narodowej myśli tylko dla tego, że zabrakło
nam odwagi by znów się zjednoczyć i stawić
zdecydowany opór oszczercom. Pewno jest nam
dziś głupio, że zgodziliśmy się w końcu
zamilknąć w rozważaniach nad przyczynami
śmierci tych ogólnie przez większość
szanowanych ludzi, ze strachu przed własną
być może prawdziwą wizją przyczyn
katastrofy, opartą na zbudowanej przez nas
wiedzy.
Dziś, zwolennicy
zmian z roku 2005-tego, zamiast budować
naszą przyszłość w silnej i niezawisłej
Polsce (ciągle chyba tylko na papierze),
zwalczają się wzajemnie, pokazując nie
pierwszy raz światu jak wygląda sarmacka
zdolność do tego budowania. A może
wspominając przedwojenny „przewrót majowy”,
bez krwawych rozwiązań nie stać nas na
wzajemne zrozumienie?. A może jednak, by cos
zmienić, potrzeba siły i bezwględności bez
skrupułów?
13 grudnia 1981
roku, gdy byłem wlasnie na kontrakcie w
Libii, radio Wolna Europa podało, że w
Polsce wprowadzono stan wojenny, ponoć po
to, by uchronić zbuntowane i zjednoczone w
ruchu „Solidarności” głodne wolności i
suwerenności społeczeństwo przed agresją
naszego wielce niezadowolonego z sytuacji
Wielkiego wschodniego Brata. Szok, jaki stal
się moim i wielu Polaków udziałem
sprezentował nam wszystkim los wygnańców,
pozostawiając w naszych sercach odgłos
tragicznie brzmiącej pieśni. Nie dotarło do
społeczeństwa, choć Jan Pietrzak zachęcał je
wcześniej, że aby coś zmienić porządnie i
raz na zawsze, należy zrobić porządek z
przeszłością. Niestety nie zrozumiało ono,
że jedyna droga do odnowy prowadzi przez
ukaranie twórców tej przeszłości za ich
okrutny, barbarzyński w tę przeszłość wkład.
I jak zwykle w polskiej historii, zamiast
sukcesu naród poniósł znów klęskę. A
szczęście było tak blisko. I tym razem nie
zabrakło jednak odważnych, by strzelać.
Szkoda, że nie po właściwej stronie.
Pozostała nam pieśń
Jana Pietrzaka, by móc się dziś wzruszać.
Pozostały obrazy i wspomnienia tamtych
tragicznych dni zachowane w naszych myślach,
przynoszące dziś zadumę nad słabościami
naszego narodu. Pozostał też mój wiersz
napisany w tamtym okrutnym czasie, jako moja
reakcja na niepotrzebną nikomu śmierć dziś
zapomnianych już ludzi, którzy mieli dość.
Załączam tu mój ból z tamtej pamiętnej
Gwiazdki Bożego Narodzenia, aby się można
było powzruszać i przy okazji, patrząc dziś
na ten polski świat, zapytać – po co to komu
było?
„Wigilijny obrus
się bielił, świeczki mrok pozapalał drżący,
Nad
głowami niepokój się ścielił, oczy w puste
krzesła patrzące...,
Łzy z opłatkiem łykane po społu,
słowa życzeń w milczeniu zawarte;
Jakże trudno nie widzieć u stołu kolby z
palką butnie rozpartych
Jakże trudno nie słyszeć kroków kolędników
schowanych w pancerze,
Jakże trudno nie pamiętać widoku ciał
złożonych na śniegu w ofierze.
Przystawili lufy do bram, nocą
wtargnęli do domów,
Choć świeża jeszcze
czerwień plam, krwi z nie tak dawnych
pogromów.
Przystawili lufy do bram, wolność zamknęli w
kratach,
„Ruki w wierch” z „Rukow
po szfam” zamienili ludziom po latach.
Przystawili lufy do bram, by swą klęskę
odmieniać siłą,
By krajem rządził
ludzki chłam, bo radości w oczach nie było.
Gwiazdka roku osiemdziesiąt
jeden.
Oficjalnie zabitych siedem.
* * *
Wigilijny obrus się bielił, świeczki mrok
pozapalał drżący,
Pod
choinką cień liter się ścielił, zjednoczonej
Polski Wałczącej.”
WIKTOR
KSIĘŻOPOLSKI - Trypolis, Libia, grudzień
1981 roku
Prawa
autorskie zastrzeżone.