Copyright ©
Polonijny Link Winnipegu
Kopiowanie w całości jest dozwolone
bez zgody redakcji pod warunkiem nie dokonywania zmian w
dokumencie.
9 grudzień 2010 | <<< Nr 156 >>> |
W tym numerze | ||||||||||||
|
||||||||||||
Do Redakcji | ||||||||||||
Wydarzenia warte odnotowania | ||||||||||||
Wiadomości z Polski | ||||||||||||
Wybór nowych władz KPK okręg Manitoba | ||||||||||||
Dzień Mikołaja w SPK | ||||||||||||
Zdjęcia z dnia Mikołaja w Towarzystwie św. J. Kantego | ||||||||||||
Zdjęcia z występów Mazowsza w St. Paul | ||||||||||||
“GWIAZDKA 81 ROKU” – Po co to komu było? | ||||||||||||
Tworzenie się nowego porządku świata cz 8 | ||||||||||||
Polska historia i polityka widziana oczami Amerykanina | ||||||||||||
Humor | ||||||||||||
Patologiczny XX Wiek | ||||||||||||
Upadek światowego systemu monetarnego cz 30 | ||||||||||||
1850 Lat Kalisza - Opracowanie Jan A Pecold | ||||||||||||
Ciekawostki | ||||||||||||
Manitoba - Grudzień w fotografii | ||||||||||||
"Koniec?"- książka Jacka Ostrowskiego | ||||||||||||
Polki w świecie-Monika Markowicz | ||||||||||||
Kalendarz Wydarzeń | ||||||||||||
Polsat Centre | ||||||||||||
Kącik Nieruchomości | ||||||||||||
Do Redakcji |
|
Wydarzenia warte odonotwania | ||||
|
Wiadomości z Polski | ||||
|
Wybór nowych władz KPK okręg Manitoba | |||
|
Dzień Mikołaja w SPK | |||
|
Zdjęcia z dnia Mikołaja w Towarzystwie św. J. Kantego | |||
|
Zdjęcia z występów Mazowsza w St. Paul | ||
|
“GWIAZDKA 81 ROKU” – POCO TO KOMU BYŁO? | ||
|
Tworzenie się nowego porządku świata cz 8. Index | ||
|
Polska historia i polityka widziana oczami Amerykanina | ||
|
Humor |
|
Patologiczny XX Wiek | |||
|
S P O N S O R |
Upadek światowego systemu monetarnego cz. 30 |
UK jest zbankrutowane
Setki ludzi odesłano do domu z niczym w Atlancie.
Demonstracje studentów w Londynie
Początek rewolucji w Irlandii
|
1850 Lat Kalisza - Opracowanie Jan A Pecold | |||
|
Ciekawostki | ||
|
S P O N S O R |
|
"Koniec?"- książka Jacka Ostrowskiego - Część II |
Książka „Koniec?” powstała
trzydzieści lat temu, kiedy Polska
znajdowała się za żelazną
kurtyną i w każdej chwili groził nam
wybuch wojny o globalnym
zasięgu. Teraz wprowadziłem tylko
poprawki kosmetyczne ( inne daty ).
Czarnoskóry prezydent USA był w
wersji oryginalnej, pomyliłem się
tylko o kilka lat. J Powieść „Koniec?” zapoczątkował moją przygodę z pisaniem. Jednym słowem zacząłem od końca. Jacek Ostrowski
i
dziękuje
za
papierosa
–
podszedł
do
drzwi
i je
otworzył.
Zatrzymał
się
w
progu, spojrzał na profesora i rzucił na pożegnanie – Musi się udać, naprawdę to ważne, profesorze!! - odwrócił się i wyszedł. Szulz patrzył za nim i dziwne myśli zaczęły kłębić mu się w głowie. Usiadł ociężale. - Nie, to niemożliwe – wyszeptał. – to niemożliwe! Osiemnasty kwietnia, Waszyngton. Godzina osiemnasta, największa sala Białego Domu wypełniona jest po brzegi. Zebrało się tu może z dwieście osób i to sama śmietanka, najwybitniejsi specjaliści wojskowi , fizycy i politycy. Nikt z przybyłych nie zna przyczyny, dla której zaproszono ich tu zupełnie niespodziewanie, ale coś wisi w powietrzu, coś niedobrego. Wszyscy wpatrują się w czarne drzwi w rogu sali , te którymi zawsze wchodzi pierwszy człowiek Ameryki. Po chwili otwierają się bezszelestnie i na salę w otoczeniu Sekretarza Stanu i Wiceministra Obrony wchodzi sprężystym krokiem czterdziestoletni krępej budowy ciała mężczyzna Prezydent Stanów Zjednoczonych Ameryki Północnej James Hart. Jest to człowiek legenda, człowiek, który wspiął się po drabince społecznej od samego dna aż do tej zaszczytnej funkcji. Jako tygodniowe dziecko został znaleziony przez siostry zakonne w ubogiej dzielnicy murzyńskiej Nowego Orleanu. Wychowany w katolickim domu dziecka zaliczał po kolei wszystkie szczeble edukacji. Ponieważ zawsze był najlepszy, w nagrodę otrzymał stypendium na Uniwersytecie Harvarda. Młody, zdolny i głodny wiedzy, został szybko zauważony przez organizacje murzyńskie. Potrzebowali takich ludzi w swoich szeregach. Kariera polityczna szła w parze z nauką. W tym samym roku, kiedy skończył studia, został wybrany wiceprzewodniczącym Partii Republikańskiej. Był pierwszym człowiekiem, który objął to stanowisko w tak młodym wieku, a do tego był Afro-Amerykaninem. Po dziesięciu latach kandydował pierwszy raz na prezydenta. Przegrał, ale dosłownie tysiącem głosów. Po czterech latach ponownie ubiegał się o prezydencki fotel. Tym razem osiągnął sukces. Został pierwszym czarnoskórym prezydentem USA. Teraz mija czwarty rok jego prezydentury - prezydentury ciężkiej i pełnej trudnych decyzji. Dzisiejsze miały być kluczowymi w jego życiu. Podchodzi do mównicy ozdobionej flagą narodową. Mocno chwyta lewą ręką uchwyt mikrofonu, po czym prawą ucisza zebranych. Rozważania i dyskusje się urywają i oczy wszystkich zwracają się w jego kierunku. -Panie i panowie ! - z namaszczeniem rozpoczyna swoją wypowiedź. Patrzy po sali, widzi niepokój na twarzach, oczekiwanie. -Zebrałem was tutaj, byśmy wspólnie podjęli decyzje. Kraj nasz szczyci się ustrojem demokratycznym i w chwilach wyjątkowych, chwilach ważnych dla kraju, jak i jego obywateli, decyzje powinny zapadać kolegialnie. To jest coś, czego nie uniosą pojedyncze barki, a jedynie reprezentatywna część naszego społeczeństwa. Jesteście tu po to, by dźwigać razem ze mną ten ciężar, ciężar odpowiedzialności za naszą ukochaną ojczyznę – powiódł wzrokiem po sali. Strach i skupienie – to dojrzał na twarzach i tego się spodziewał. - Wczoraj w południe nasz wywiad – kontynuował-doniósł o dużych ruchach wojsk irańskich i wszystko wskazuje na to , że spełnią się najgorsze przewidywania. Irańczycy od dawna szykują się, by nas zaatakować i może to nastąpić nawet w dniu dzisiejszym. Nie będę wyjaśniał szczegółów, gdyż nie ma na to czasu, ale wszystkim tu obecnym jest wiadomo, że system wczesnego ostrzegania poinformuje nas o ataku w chwilę po wystrzeleniu irańskich RX-23. Oczywiście sparować tego ciosu nie potrafimy , lecz jesteśmy w stanie uruchomić nasze arsenały nuklearne. Wiecie, co to znaczy?! - przerwał na chwilę. Cisza, potworna cisza ogarnęła salę Wszyscy czekali. - Tak, to może być koniec !!! - głos prezydenta drżał ,załamywał się , ale kontynuował wystąpienie.- Zebraliśmy się, by zdecydować: co robić ? Jesteście elitą naszego społeczeństwa , ludźmi wykształconymi, mądrymi i chcę, byśmy decyzję podjęli wspólnie. Decyzję – co dalej ??? Znowu rozejrzał się po sali. Widział gromadę przerażonych i wpatrzonych w niego ludzi jakby czekających na odwołanie tych słów, niedowierzających temu wszystkiemu. - Proponuję głosowanie, bo ja sam nie podejmę decyzji, decyzji tak brzemiennej w skutkach dla kraju i naszego narodu. Może ktoś chce zabrać głos?. I jak do tej chwili było cicho i spokojnie na sali, tak ni stąd, ni zowąd szum zaczął się robić i tumult. Wizja końca, końca wszystkiego, marzeń, trosk i radości przerażała. To, co każdy budował przez całe swoje życie, na co sił nie żałował, przez co nieraz nocy nie przesypiał miało w najbliższej przyszłości nie istnieć i, mało tego , miał po tym ślad nie pozostać. Dorobek setek pokoleń miał pójść na marne. To nie będzie powrót do początku, to będzie koniec! - Panowie , uspokójcie się ! – ostry doniosły głos zelektryzował wszystkich. Powtórnie zrobiło się zupełnie cicho. Wszyscy spojrzeli do tyłu. W końcu sali podniósł się z krzesełka mężczyzna w wieku około pięćdziesięciu lat, średniego wzrostu, szczupły, lecz dobrze zbudowany. Miarowym sprężystym krokiem podszedł do mównicy i zwrócił się w kierunku zebranych . - Moi drodzy ! - odezwał się - Nazywam się Dan Howard i jestem fizykiem , a moja specjalność to budowa rakiet z głowicami atomowymi. Większość broni tego rodzaju jest zbudowana przy moim dużym udziale - to są moje dzieci ! Zawsze myślałem, że to dobre dzieci, bo gwarantowały równowagę strategiczną. Byłem zwolennikiem polityki równowagi militarnej na świecie, ponieważ uważałem, że tylko równowaga będzie gwarantem pokoju. Do tej pory tak było ale sytuacja zmieniła się radykalnie. Nigdy nawet w najczarniejszych przypuszczeniach nie myślałem, że można użyć tej broni przeciwko komukolwiek. To miał być tylko straszak! Teraz w obliczu zagłady pytam się was - czy jesteście upoważnieni do odebrania życia miliardom mężczyzn , kobiet i dzieci ? Czy macie prawo zgładzić może jedyną we wszechświecie planetę na której istnieje życie ? O to wszystko pytam się was, czyli tych, którzy w akcie zemsty mogą obrócić w pył cały dorobek Ludzkości. Czy można, karząc kilku zbrodniczych przywódców stracić przy okazji miliony niewinnych istnień??? Chciałbym, abyście państwo wszystko przemyśleli dobrze i bardzo pragnę, aby decyzja nasza była decyzją ludzi rozsądnych, a nie opętanych chęcią zemsty. To było wszystko, co miałem państwu do powiedzenia - lekko skłonił się prezydentowi i odszedł na swoje miejsce. Wypowiedź fizyka podgrzała atmosferę do granic wytrzymałości. Szedł pod prąd – to było widać. Rozgorzały dyskusje i spory, ale nikt więcej nie chciał zabrać głosu. Rozgardiasz zapanował na sali. - Proszę o spokój, proszę o spokój! – próbował opanować sytuację Sekretarz Stanu i dopiero kilkakrotne próby ostudzenia emocji uciszyły salę. - Przystępujemy do głosowania! Każdy dostaje dwie kartki: czarną i białą. Nie muszę chyba tłumaczyć, co one oznaczają? Dwaj „smutni” panowie z osobistej ochrony prezydenta rozpoczęli rozdawać kupony wśród obecnych i po chwili powrócili na swoje stanowiska u boku szefa. - Tu przy mównicy stoi urna. Proszę, by wszyscy po kolei podeszli i wrzucili swój głos – Sekretarz Stanu starał się zapanować nad przebiegiem głosowania. Rozpoczęło się, w dziwnej ciszy podchodzono powoli do urny i wrzucano kartki. Nie trzeba było być jasnowidzem, żeby odgadnąć wynik. Czarne kartoniki wpadały do wnętrza… - Ja nic nie rozumiem, panowie, o co właściwie chodzi ? - Porucznik Jack Adamson szedł prowadzony przez dwóch niezbyt wygadanych typów . Najpierw długi korytarz , później windą w dół co najmniej trzydzieści metrów i znów korytarz, no i w końcu drzwi. Były to solidne metalowe wrota, takie, jakie często spotyka się w podziemnych schronach wojskowych. Nie pierwszy raz był w tym schronie, ale nigdy jeszcze tak głęboko pod ziemią. Słyszał nieraz plotki o tych super bezpiecznych atomowych bunkrach, skrywających najważniejsze tajemnice państwa. Wiedział, że chodzi o coś ważnego, ponieważ w innym wypadku nie przedsięwzięto by takich środków ostrożności. O co tu chodzi? - głowił się. Trzymano go tyle czasu i tyle samo wiedział, co w chwili otrzymania rozkazu. Rozkaz był lakoniczny i nic nie wyjaśniał. Jack, specjalista od tajnych prowadzonych w pojedynkę akcji często otrzymywał dziwaczne zlecenia. Nieraz przewożono go do różnych zakamuflowanych kryjówek, gdzie spotykał się po cichu z Sekretarzem Obrony, lub którymś z jego zastępców. Pukanie do drzwi jednego z opiekunów przerwało jego rozmyślania. Ze środka odezwał się przytłumiony głos: - Proszę wejść ! Adamson ostrożnie wszedł do środka. Znalazł się w skromnie umeblowanym pomieszczeniu. Panował tu półmrok i musiał najpierw przyzwyczaić wzrok, by coś dojrzeć. Przy ścianach stały metalowe szafy, zamknięte, zaplombowane, a na środku mieściło się wielkie staroświeckie biurko, za którym siedział... i tu pełne zaskoczenie ..Sekretarz Obrony generał Ekert . - Proszę, niech pan usiądzie - szef armii zrobił zapraszający gest, wskazując stojące obok krzesło. Adamson rozsiadł się wygodnie i zwrócił pytające spojrzenie na zwierzchnika. - No cóż, panie poruczniku, i znów się spotykamy. – twarz generała wykrzywiła się w dziwnym uśmiechu. - Nie był pan tu nigdy, bo i sytuacja nie wymagała takich środków. Zadanie , które panu zlecam, wymaga dużego zmysłu organizacyjnego , odwagi, doświadczenia, oraz świetnej znajomości języka polskiego. Po polsku mówi pan równie dobrze jak po angielsku, a i inne cechy wymienione przeze mnie nie są obce pańskiej osobie. – Ekert przerwał swoją wypowiedź. Patrzył badawczo na Jacka. Jego brązowe oczy wyrażały smutek i jakąś tęsknotę. - Wszystko dobrze sprawdziłem – kontynuował – i uważam wybór za udany. Jeśli panu się nie uda, to nikomu. Generał wstał i zaczął przechadzać się po pomieszczeniu. Kiedy przechodził koło Adamsona, zatrzymał się nagle, schylił i spojrzał mu w oczy – Niech pan pamięta że to ja pana wybrałem, niech pan zawsze o tym pamięta !! Znów zaczął się przechadzać. Wyraźnie ułatwiało mu to zebranie myśli lub sformułowanie wypowiedzi. - W tych dniach sytuacja międzynarodowa - kontynuował dalej - uległa dużemu pogorszeniu i w każdej chwili grozi nam wybuch wojny atomowej na wielką skalę. Rozumie pan, poruczniku, że w razie konfrontacji, dla naszej ojczyzny nie ma ratunku, ale istnieje szansa na przetrwanie, chociaż jest ona niewielka i zależy tak od szczęścia, jak i sprawności ludzi. Po spodziewanym ataku irańskim nastąpi natychmiastowa odpowiedź z naszej strony .Rakiety nasze zniszczą Azję i Europę, zaś irańskie obydwie Ameryki. Chmura radioaktywna pokryje całą kulę ziemską. Śmierć zaatakuje wszystkich i wszędzie, zarazi Ziemię na jakieś 400 lat!!! Wie pan, co to jest 400 lat?! Dziwnym trafem w wyniku zderzenia się tych dwóch katastrof nuklearnych nad terenem Polski wytworzy się coś w rodzaju bańki powietrznej. To coś powstrzyma radioaktywność na pewien krótki okres czasu. Naukowcy oceniają ten okres na jakieś 10, 12 dni. Te kilkanaście dni to jest wasza szansa. - Niesamowite – syknął przez zęby Jack - Tak, niesamowite i cholernie prawdziwe – dopowiedział generał. - Obejmie pan dowództwo nad grupą 17-stu osób : 5-ciu fizyków, dwóch ludzi do wszystkiego - ludzi pewnych i zdecydowanych na wszystko, oraz 10-ciu specjalnie wyselekcjonowanych pasażerów. Jest to śmietanka , sam esencja naszego narodu. Słyszał pan o eksperymencie filadelfijskim ? Jeśli nie, to wspomnę tylko, że dotyczył zagadnienia pokonywania czasu. Tak, poruczniku ! - zaśmiał się widząc oznaki zdziwienia na twarzy Adamsona - ja też na początku nie bardzo w to wierzyłem, a jednak jest to możliwe. Tamten eksperyment był połowicznym sukcesem, lecz od tej pory zrobiliśmy duże postępy chociaż badania nie są jeszcze ukończone. Tych pięciu fizyków będzie miało około 10 dni na zakończenie pracy. No to już chyba wszystko! - Ekert odetchnął, tak jakby zrzucił duży ciężar z pleców. Usiadł ponownie w swoim fotelu i obdarzył ciepłym spojrzeniem swojego podwładnego. - Bliższych szczegółów dowie się pan od majora Perkinsa , który już czeka za drzwiami.- ostatnie słowa oznaczały koniec rozmowy. Adamson wstał, zasalutował i odwrócił się na pięcie. Wychodząc, usłyszał, jak generał rzucił mu na pożegnanie- Tylko niech pan tego nie spieprzy! Powodzenia ! Zamknął drzwi, ale majora jeszcze nie było. Poczekam – pomyślał i oparł się o ścianę. Jego umysł opanowały najróżniejsze myśli . Przed oczyma ukazała mu się matka, stara, niska, zasuszona kobieta, jedyna osoba z którą dzielił się radościami i troskami. Przypomniał mu się ojciec, wiecznie zajęty, zagoniony, nigdy nie mający czasu nawet na rozmowę. Bracia, bratankowie, przyjaciele i tak wielu różnych znajomych. Straszne! Czy oni wszyscy mają zginąć?? Dlaczego nie mają szansy, czym zawinili, że spotka ich taki los? Już nigdy ich nie zobaczy? Potworne! - Poruczniku ! - czyiś głos wyrwał go z zamyślenia. Stał przed nim może 40-to letni , szpakowaty mężczyzna, w randze majora. - Generał kazał pana odtransportować do samolotu , czas nagli , spieszmy się. Ruszyli szybkim krokiem wzdłuż korytarza , następnie znów windą, lecz tym razem do góry, a po wydostaniu się na zewnątrz wsiedli do szarego nieoznakowanego Jeepa i na pełnym gazie skierowali się w kierunku lotniska. Jechali wielką, szeroką , zaciemnioną aleją. - Zazdroszczę panu - major przerwał panującą ciszę zakłócaną jedynie miarowym warkotem silnika. - Jestem szefem działu , który zajmował się przygotowaniem wyjścia awaryjnego w przypadku światowego konfliktu. Ponieważ po takiej wojnie nie ma możliwości przetrwania tu na Ziemi, pozostały dwa wyjścia: pierwsze to lot kosmiczny , ale przy obecnej technice nie jesteśmy jeszcze w stanie utrzymać życia na statku przez okres co najmniej trzystu lat. Hibernacja i inne techniki są jednak dopiero w stadium pierwszych prób i raczej niezbyt udanych. Prócz tego zachodziła obawa, czy organizm ludzki będzie w stanie przystosować się powtórnie do warunków panujących na naszej planecie. Drugie wyjście to skonstruowanie urządzenia umożliwiającego przeniesienie w czasie. Wielki fizyk Einstein jako pierwszy zajął się tym interesującym zagadnieniem . Profesor Jonatan Szulz - szef ekipy naukowców , którą ma pan dowodzić, twierdzi, że potrzeba mu jeszcze miesiąc do zakończenia badań. Ja myślę, że w warunkach wyjątkowych są w stanie to zrobić w przeciągu 10-ciu dni. Konstruowany przez nich aparat będzie mógł pomieścić około 12 osób. Eksperyment nie będzie mógł być powtórzony, ponieważ energia, która spowoduje przeniesienie w czasie, jest tak silna , że unicestwi wszystko w promieniu 5-ciu kilometrów. Jednym z pańskich zadań będzie dopilnowanie, żeby wszystko poszło zgodnie z planem. Nagrodą, czy jak pan woli, wynagrodzeniem, będzie jedno miejsce tzn. przepustka do nowego życia w nowym lepszym świecie. Jeśli wszystko pójdzie zgodnie z planem, przeniesiecie się o pięćset lat do przodu. Musicie utworzyć nową , mądrą społeczność, taką, która potrafiłaby wyciągnąć wnioski z tragicznej przeszłości i poszłaby inną drogą ku lepszemu jutru. Swoją drogą i tak w to nie wierzę! – major zaśmiał się cynicznie. - Błędy powtórzycie, to jest pewne. Do ekspedycji wybraliśmy ludzi zdrowych i, co ważne, sprawdzonych najróżniejszymi testami psychologicznymi. Raczej nie powinien pan mieć z nimi kłopotów. Otrzyma pan ode mnie kopertę ze specjalnymi instrukcjami , a prócz tego zawierać ona będzie mapy, na których zaznaczono kryjówki ze wszystkimi zdobyczami dzisiejszej nauki, Znajdziecie tam specjalnie zabezpieczone podręczniki z: metalurgii, chemii, fizyki, biologii, medycyny i odpowiednio zabezpieczoną broń!!! Tak, broń!!! Dziwi się pan, ale tak naprawdę nie wiemy, co zastaniecie na Ziemi po powrocie. Pięćset lat to szmat czasu. Nie ma gwarancji, że nie spotkacie jakichś zmutowanych istot. Tego nie można wykluczyć. Będzie to swoisty posag na waszą nową drogę życia. Nie chcemy usunięcia do lamusa całej wiedzy i cofnięcia się do epoki kamienia łupanego. - Wiem - kontynuował major - że przed wami duże wyzwanie, ale sam chciałbym być na pana miejscu. Niestety nie trafiłem w Lotto.. Major zamilkł. - Pan wierzy w powodzenie misji ? - spytał Adamson . - Wierzę , przecież nie może się to tak ponuro skończyć, i pan też powinien. Jeep zatrzymał się przed bramą tajnego lotniska US NAWY. Major pokazał przez szybę przepustkę, szlaban uniósł się powoli i ruszyli dalej. Skierowali się w kierunku olbrzymiego nowoczesnego samolotu stojącego na najbliższym pasie. Pojazd ten był dumą lotnictwa USA. Posiadał zdolność pionowego startu oraz pokonywania odległości z szybkością trzy razy większą niż prędkość dźwięku . Jeep zatrzymał się w tyle kadłuba tuż przy przenośnych schodach. Major wraz z Adamsonem wysiedli z samochodu i szybkim krokiem podeszli do maszyny . Zatrzymali się przy schodkach. - Teraz musimy się pożegnać- major wyciągnął rękę w kierunku porucznika.- Większość jest już na pokładzie i czekamy tylko na tych wybrańców. Kiedy przyjadą, samolot zostanie przygotowany do startu. Nikt nie będzie mógł zejść ani też wejść na pokład. Będziemy czekać na rozwój sytuacji i mam nadzieje, że odwołają alarm. - Ma pan rodzinę ? - spytał porucznik. - Tak, żonę i dwoje dzieci, dwóch chłopców. Jeśli nadejdzie koniec, zastrzelę ich, a potem sobie w łeb palnę - odparł Perkins.- Nie chcę, by się męczyli! Adamsom patrzył z rosnącym podziwem na tego człowieka. Spokój i zimne spojrzenie to naprawdę coś niesamowitego w tej sytuacji. - Powodzenia! – major zasalutował, odwrócił się na pięcie i ruszył w kierunku auta. Po chwili silnik zawarczał i zielony wojskowy łazik w szybkim tempie zniknął w oddali. Jack powoli skierował się do schodów. Powoli wspiął się na górę i wszedł na pokład samolotu. Przy włazie oczekiwał na niego dowódca, kapitan Johnson, z którym znał się od wielu lat. Kilka lat temu brali udział w odbiciu zakładników z rąk afrykańskich rebeliantów. Cała ta zwariowana wyprawa została okupiona wieloma ofiarami. Najwyższą cenę zapłaciło wielu ich przyjaciół i tylko niesamowite umiejętności pilotażowe Johnsona uratowały tyłki pozostałym. Wspólne akcje bardzo ludzi zbliżają i, co najważniejsze pokazują prawdziwe oblicza przyjaźni. - Cieszę się z naszego ponownego spotkania - Jack ściskał rękę przyjaciela. - Ja również ! - odparł Johnson - Miło mi , że razem będziemy brać udział w tej wyprawie. Chodź ! Oprowadzę cię po moim królestwie, oraz przedstawię pozostałych. - Poczekaj ! — Jack przytrzymał kapitana - Zanim tam wejdę chciałbym dowiedzieć się, co o nich myślisz ? — Czy ja wiem ? Trudno cokolwiek powiedzieć - stropił się kapitan - Po tych fizykach wszystkiego można się spodziewać, lecz sierżant i ten porucznik to równi goście. Przyznam się, że nie lubię naukowców, ponieważ odnoszę wrażenie, że brakuje im piątej klepki. Pamiętaj jednak o tym, że pozory nieraz mylą. A teraz chodź!- to powiedziawszy, ruszył w głąb samolotu. W chwilę potem znaleźli się w pomieszczeniu pasażerskim. Było ono niezbyt duże, a prócz tego zapełnione potężnymi skrzyniami. Na samym przodzie znajdowało się około dwudziestu wygodnych foteli. Siedem było już zajętych , reszta czekała na pozostałą część ekipy. - Oto ekipa robocza w komplecie - zawołał Johnson, wprowadzając porucznika. – Porucznik Adamsom szef wyprawy, a teraz panowie może się przedstawią? - Słusznie, kapitanie - odezwał się stary , całkowicie łysy mężczyzna siedzący najbliżej kabiny pilotów, będący właściwie karykaturą człowieka. Drobnej budowy, zgarbiony, o twarzy pokrytej setkami zmarszczek wyglądał śmiesznie w luksusowym, potężnym fotelu, gdyż wyglądem bardziej pasował do przydrożnego baru. - Nazywam się Szulz i jestem szefem mojej skromnej ekipy. Obok mnie siedzi profesor Raszel (wysoki, chociaż drobnej figury mężczyzna skinął głową), profesor Zimmerman ( wskazał na grubego fizyka wyglądem przypominającego rozdeptany naleśnik), doktor Mc Donald (młody wysportowany blondyn siedzący obok Kazla podniósł rękę), oraz doktor Wilkinson (wskazał mężczyznę zajmującego fotel w ostatnim rzędzie). Ci dwaj panowie - tu wskazał Szulc na siedzących w tym samym rzędzie co on , lecz po drugiej stronie – to chyba pańscy ludzie. - Profesorze , nie chciałbym nieporozumień między nami, ale wszyscy jesteście moimi ludźmi, moją ekipą i od każdego wymagam ślepego wykonywania rozkazów - ostro zareagował Adamsom. - Wszyscy tu obecni - kontynuował - są żołnierzami. Panowie, to jak wojna, tu nie ma żartów. - Rozśmiesza mnie pan, poruczniku - zaśmiał się Mc Donald - przecież i tak czeka nas śmierć . My mamy skonstruować ten aparat, a następnie wysłać was w podróż. My zostaniemy i tu skiśniemy w atomowych wyziewach. Uważa pan, że wskrzesi w nas patriotyzm? Ja bym w to nie wierzył! Ha ha ha! - Mc Donald, zawiodłem się na tobie - odezwał się Szulz - to nie jest walka o nic , lecz jest to wielka batalia o przetrwanie. Było kiedyś takie powiedzenie „Ty nie czujesz bluesa”. Powinniśmy być dumn , że to nas wybrano do tego zadania, że dołożymy rękę do tak ważnego zadania. - Przepraszam poruczniku - zwrócił się do Adamsona - Ma pan rację i ja również podporządkuję się pańskim poleceniom. Johnson, widząc, że sytuacja już na wejściu robi się napięta, pociągnął Jacka w kierunku pozostałych mężczyzn. - Oto sierżant Thomson - wskazał na potężnego chłopa mającego około dwóch metrów wzrostu . Ten zerwał się z miejsca i wyprężył jak struna : Na rozkaz ! Sprawiał sympatyczne wrażenie. Porucznik wyczuł w nim rasowego żołnierza. - A to jest porucznik Max Gotfryd - kapitan przedstawił ostatniego z ekipy. Tak jak poprzedni wstał, zasalutował i ponownie zajął swoje miejsce. - A teraz zapraszam do mojego apartamentu - Johnson otworzył kabinę pilotów. Weszli do mrocznego pomieszczenia oświetlonego jedynie małymi światełkami umieszczonymi w pulpicie sterowniczym. Znajdowały się tam trzy fotele dla trzech pilotów, lecz były one puste. Załoga znajdowała się na zewnątrz i nadzorowała tankowanie samolotu . - Słuchaj Tom - zwrócił się Adamson do przyjaciela - czy pamiętasz wykłady majora Gleena ? - Oczywiście, to był fajny facet - przytaknął Johnson . - Tak , ale czy pamiętasz jak podkreślał wagę asekuracji przy wykonywaniu ważnych zadań bojowych ? - Owszem, ale nie wiem do czego zmierzasz ? - Przybliż się i posłuchaj .- rozmowa zamieniła się w szept. Długo dyskutowali , sprzeczali się. Waszyngton , osiemnasty kwietnia, godzina dwudziesta. Narada w Białym Domu zbliża się ku końcowi. - Panie Ilikolson, proszę opróżnić urnę - prezydent zwrócił się do swojego sekretarza , wysokiego mężczyzny siedzącego obok. Ten wstał, podszedł do pojemnika, dźwignął go w górę i przyniósł do specjalnie przygotowanego stołu. Przechylił i wysypał kartoniki na blat. Stół zaczernił się od kartek. Nie trzeba było liczyć, wszyscy widzieli stertę czarnego papieru . - Panowie ! – prezydentowi głos zadrżał ze wzruszenia - zebrani opowiedzieli się za uruchomieniem naszego potencjału nuklearnego, a wola wasza jest wolą Narodu. - Panie prezydencie! – młody oficer wbiegł bocznymi drzwiami. - Zaczęło się. Uderzyli! Prezydent zbladł, pomruk przerażenia przeszedł przez salę. - Generale , proszę o uruchomienie wyrzutni i czekam na potwierdzenie wykonania rozkazu – zwrócił się do szefa sztabu . Na sali zaległa grobowa cisza , każdy wstrzymał oddech i przerażonym wzrokiem wpatrywał się w Hanta.
|
Tekst umieszczony w tej kolumnie jest objety ochroną praw autorskich i nie może być wykorzystany bez zgody autora. |
Polki w świecie-
Monika Markowicz |
Współpraca
Polishwinnipeg.com z czasopismem Kwartalnik „Polki w Świecie” ma na celu promocję Polek działających na świecie, Polek mieszkających z dala od ojczyzny. Magazyn ten kreuje nowy wizerunek Polki-emigrantki, wyzwolonej z dotychczasowych stereotypów. Kwartalnik „POLKI w świecie” ma także za zadanie uświadomić Polakom mieszkającym nad Wisłą rangę osiągnięć, jakimi dzisiaj legitymują się Polki żyjące i działające poza Polską. Czasopismo w formie drukowanej jest dostępne w całej Polsce i USA. Redaktor naczelna magazynu Anna Barauskas-Makowska zainteresowała się naszym Polonijnym Biuletynem Informacyjnym w Winnipegu, odnalazła kontakt z naszą redakcją proponując współpracę.
Nasza
współpraca polega na publikowaniu wywiadów
z kwartalnika „Polki
w Świecie”
w polishwinnipeg.com a
wywiady z kobietami, które ukazały się w naszym biuletynie zostaną
opublikowane w kwartalniku ”Polki
w Świecie”.
|
|
|
|
|
Translate this page - Note, this is automated translation meant to give you sense about this document.
Polsat Centre
Człowiek Roku 2008
Czyszczenie
Wentylacji |
|
Irena Dudek
zaprasza na zakupy do Polsat Centre
Moje motto:
duży wybór, ceny dostępne dla każdego,
miła obsługa.
Polsat Centre217 Selkirk Ave
Winnipeg, MB R2W 2L5,
tel. (204) 582-2884 |
|
|
|
|