9 grudzień 2010 | <<< Nr 156 >>>

   W tym numerze

  • Wybory do nowych władz KPK


    Św. Mikołaj w Tow. św. J. Kantego

    Chcesz być naszym korespondentem, autorem napisz do nas
    Chciałbyś/aś umieścić bezpłatne prywatne ogłoszenie kliknij tutaj
    Poleć nam ciekawą stronę
    Chcesz złożyć komuś życzenia
    Masz ciekawe zdjęcie - prześlij do nas
Do Redakcji
Wydarzenia warte odnotowania
Wiadomości z Polski
Wybór nowych władz KPK okręg Manitoba
Dzień Mikołaja w SPK
Zdjęcia z dnia Mikołaja w Towarzystwie św. J. Kantego
Zdjęcia z występów Mazowsza w St. Paul
“GWIAZDKA 81 ROKU” – Po co to komu było?
Tworzenie się nowego porządku świata cz 8
Polska historia i polityka widziana oczami Amerykanina
Humor
Patologiczny XX Wiek
Upadek światowego systemu monetarnego cz 30
1850 Lat Kalisza - Opracowanie Jan A Pecold
Ciekawostki
Manitoba - Grudzień w fotografii
"Koniec?"- książka Jacka Ostrowskiego
Polki w świecie-Monika Markowicz
Kalendarz Wydarzeń
Polsat Centre
Kącik Nieruchomości  
 

 


  Do Redakcji


 

 

 

 

Z okazji zbliżających się Świąt Bożego Narodzenia

oraz nadchodzącego Nowego Roku

w imieniu pracowników

Konsulatu Generalnego RP w Toronto

oraz swoim własnym

składam wszystkim Polakom oraz przyjaciołom Polski

życzenia rodzinnych, wesołych i spokojnych Świąt.

Życzę również, aby w Nowym Roku w Państwa rodzinach zagościło jak najwięcej szczęścia i pomyślności. 

                                Marek Ciesielczuk

                                        Konsul Generalny RP w Toronto

 

Toronto, dnia 05 grudnia 2010 r.

 


 

 


   Wydarzenia warte odonotwania

 



Sylwester 2010

 

 

 

 

   Wiadomości z Polski
Przygotwane przez Tadeusza Michalaka

 

 

 

Zima atakuje

W poniedziałek (29 listopada) przyszły intensywne śniegi na znacznym obszarze Polski, paraliżując ruch w godzinach popołudniowych. W Warszawie powroty z pracy trwały nawet 5 godzin, na drodze między Grodziskiem Mazowieckim a Ożarowem dziesiątki ciężarówek utknęły na 20 godzin. Wtorek prawie bez opadów, ale z mrozem, dziś (1 grudnia) przy kilkunastostopniowym mrozie nasunęła się kolejna fala opadów, na razie zasypało południe kraju, ale w Warszawie też już sypie. Śnieg zasypuje drogi i tory, psują się rozjazdy i siec trakcyjna.

 

Awaria gazowa w Zielonej Górze

Na skutek uszkodzenia reduktora do sieci gazowej w mieszkaniach dostał się wczoraj tj. 30 listopada gaz o wysokim ciśnieniu - z kuchenek i piecyków płomienie buchały wysoko w górę, gaz wybijał na kurkach i złączach. Doszło do kilku wybuchów ulatniającego się gazu, jedna osoba zginęła, spłonęło kilka mieszkań. Ewakuowano 6500 osób, większość wróciła w nocy do domów, oprócz mieszkańców jednego 10-pietrowego bloku, uszkodzonego przez wybuch, ale większość z nich mogła wrócić dzisiaj, (Środa 1 grudnia) mieszkańcy jednej klatki wrócą jutro. Na razie odcięto dostawy gazu do mieszkań - a część z nich, zwłaszcza w osiedlu domów jednorodzinnych, jest ogrzewana właśnie gazem. Mieszkańcy oskarżają służby gazowe o opieszałość - o ulatniającym się gazie informowali pogotowie gazowe na godzinę przed pierwszym wybuchem.

 

Polska gospodarka

Przyśpieszyła. Wzrost PKB w trzecim kwartale przekroczył oczekiwania i wyniósł 4.2%. Gospodarkę napędza głównie sprzedaż detaliczna, a także odbudowywanie zapasów przez firmy realizujące rosnące zamówienia. W bardzo niewielkim stopniu (o 0.4%) Wzrosły inwestycje, ale i to się liczy, bo poprzednio spadały.

 

Zmarli

Gabriela Kownacka - znana aktorka teatralna i filmowa. Debiutowała rolą Zosi w "Weselu" Andrzeja Wajdy (1972), widzowie zapamiętali ją z komedii "Halo Szpicbródka" u boku Piotra Fronczewskiego (1978). W latach 1999-2009 grała (znów z Fronczewskim) w popularnym serialu "Rodzina zastępcza". Miała 58 lat, od 6 lat chorowała na raka.

Irena Anders - wdowa po generale Władysławie Andersie. Miała 90 lat.

 

Sejm uchwalił

Ustawę o parytetach: na liście wyborczej (w wyborach do Sejmu, Senatu, PE, a także lokalnych) ma być, co najmniej 35% kobiet i co najmniej 35% mężczyzn. Inaczej lista wyborcza nie będzie mogła być zarejestrowana. Widzę dwa problemy:, co ma zrobić partia kobiet gdyby chciała startować w wyborach i co zrobić z wyborami w okręgach jednomandatowych, gdzie lista wyborcza ugrupowania może liczyć jedną osobę. Wybory w okręgach, jednomandatowych na razie mamy tylko w małych gminach, ale PO na przykład chce takie wprowadzić w wyborach do Senatu.

 

Sejm nie uchwalił

Ograniczenia subwencji budżetowych dla partii politycznych. Proponowały to (z różnicą na jak długo zawiesić finansowanie): PO oraz nowy klub PJN. Problem z tym jest taki, że kiedyś wprowadzono to finansowanie partii z budżetu, by uniknąć rodzących korupcyjne podejrzenia darowizn od firm i osób prywatnych. Teraz by trzeba to chyba przywrócić, żeby partie miały pieniądze na jakąkolwiek działalność. Eksperci mówią, że zamiast zabierać pieniądze, to należałoby raczej zadbać o większą przejrzystość ich wydawania przez partie.

 

Zaczęła się nagle dyskusja

Co zrobić z wrakiem prezydenckiego Tu-154, gdy już wroci do Polski. Rząd ma już pomysł, żeby wystawić go w warszawskiej Cytadeli. Rodziny ofiar podzielone. Ale przede wszystkim nie wiadomo, kiedy wrak do Polski wróci - obecnie kończy jego badanie MAK, a zaczyna rosyjska prokuratura. Potem

ma go zbadać prokuratura polska. A gdyby się okazało, że komuś postawione zostaną zarzuty, to wrak może się okazać

dowodem rzeczowym i jego wystawianie do zakończenia procesu możliwe nie będzie.

Bardzo zimno

Było przez parę dni (normalka w zimie, głupie kilkanaście stopni). Ale zewsząd doniesienia o awariach. Czekamy na protesty, `Dlaczego rząd nic nie robi'. I wspominamy dawne lata (mróz w stanie wojennym): najlepsze hasełka to było 'Dwa dni zimy i leżymy' albo `Nie potrzeba Bundeswehry, nam wystarczy minus cztery’.

 

 

 

Kolejni dwaj posłowie PiS

Andrzej Sosnierz i Lucjan Karasiewicz, odeszli z klubu PiS i dołączyli do klubu PJN, który w ten sposób liczy już 17 posłów.

 

Znów ktoś kogoś nagrał

W Wałbrzychu przed drugą turą wyborów senator PO Roman Ludwiczak usiłował przekonać członka sztabu startującego w tych wyborach kandydata niezależnego, by poparł kandydata PO. Proponował przy tym stanowiska i wycieczkę zagraniczna. Używając do tego dużej liczby słów niecenzuralnych.

Po opublikowaniu nagrania senator przeprosił mieszkańców Wałbrzycha i zrezygnował z członkostwa w klubie PO.

 

Śledczy z IPN

Przeprowadzili w Wielkiej Brytanii ekshumacje szczątków trzech polskich oficerów, którzy zginęli z gen. Władysławem Sikorskim w katastrofie w Gibraltarze. Szczątki mają być przewiezione do Polski i zbadane. IPN prowadzi śledztwo w sprawie przyczyn tej katastrofy.

 

Jaroslaw Kaczynski

Ma, zgodnie z nieprawomocnym jeszcze wyrokiem sądu, przeprosić spółkę, ITI za stwierdzenie, że "ITI otrzymało od PO darowiznę wysokości 500 mln zł". Chodziło o finansowanie przez miasto przebudowy stadionu Legii, dzierżawionego przez ITI. Zdaniem sądu Kaczyński świadomie podawał fałszywe informacje dla osiągnięcia celów politycznych i naruszył wiarygodność firmy.

 

Wszyscy o prezydencie Miedwiediewie (wizyta)

Po linii politycznej, (jakie akta katyńskie przekaże, kto, z kim się pojedna i jaką w tym celu powołać kolejną komisję). A prawdopodobnie najważniejsze będą negocjacje energetyczne. Rosja chce wybudować elektrownię w Królewcu i linie energetyczna do Polski, by móc eksportować energię do nas i państw nadbałtyckich, Litwa chce budować nową elektrownię zamiast zamkniętej już Ignaliny. A co my popieramy (i włączamy się)? W niedziele premier Donald Tusk miał odbyć konsultacje z premierami krajów nadbałtyckich.

 

Profesor Andrzej Rzapliński

Znany z działalności w Fundacji Helsińskiej, został powołany przez Prezydenta na prezesa Trybunału Konstytucyjnego. Kontr-kandydatka była prof. Ewa Letowska.

 

Sejm uchwalił ustawę o finansach publicznych.

Ustawa wprowadza warunkowo kolejny wzrost stawek VAT o 1 procent w przypadku przekroczenia progu 55% zadłużenia w proporcji do PKB. Wprowadza regułę wzrostu tzw. wydatków elastycznych - najwyżej 1% plus poziom inflacji. Żąda wpłacania wolnych środków w agencjach i wybranych instytucjach w depozyt ministra finansów. To bardzo chytre, nie będzie można w rzeczonych agencjach i instytucjach wpłacić czegoś (na razie) niewydanego na szybką lokatę, i zarobić. Ustawa zawiesza prawo do emerytury tym, którzy kontynuują zatrudnienie a dostają emeryturę (muszą się zwolnić choćby na 1 dzień, i mieć nadzieję, że przyjmą z powrotem).

 

Pieniędzy wyraźnie brak,

Bo Premier mówi, że `podniesienie składki rentowej to byłaby ostateczność'.

 

Eurostat informuje

Że w III kwartale tego roku najszybszy wzrost PKB odnotowała Szwecja (6.8%), dalej - Polska i Estonia (4.7%).

 

Sejm uchwalił ustawę o racjonalizacji zatrudnienia

W państwowych jednostkach budżetowych. Znaczy, około 10% ciec. Nie będzie zwolnień w kancelariach Sejmu, Senatu, Prezydenta, i innych ważnych centralnych. Związkowcy wywalczyli (wbrew projektowi rządowemu) utrzymanie ochrony przed zwolnieniami działaczy związkowych i społecznych inspektorów pracy.

 

Prezydent pojechał do górników ( z okazji Barbórki)

I powiedział, że `Patrząc na tę pogodę, trzeba podkreślić, że górnicy mają zagwarantowane miejsce w gospodarce polskiej, a węgiel jest i jeszcze bardzo długo będzie strategicznym paliwem'.

 

 Wybór nowych władz KPK okręg Manitoba

 

WYNIKI WYBORÓW ZARZĄDU NA 2 LETNIĄ KADENCJĘ 2011 I 2012

4 grudnia 2010r. na walnym zebraniu sprawozdawczo-wyborczym Kongresu Polonii Kanadyjskiej, Okręg Manitoba, zostało udzielone absolutorium ustępującemu zarządowi oraz wybrano władze na lata 2011 i 2012.

 

 


Były i nowy prezes KPK
Zofia DeWitt i Grażyna Gałęzowska

Skład Zarządu Kongresu Polonii Kanadyjskiej, Okręg Manitoba, na 2011 i 2012:

Prezes Grażyna Gałęzowska

Były Prezes Zofia de Witt

Wice Prezes Małgorzata von Lau

Sekretarz Generalny Bogusława Dittmar

Skarbnik Jacek Chojczak

Sekretarz Protokółowy Magdalena Blackmore

Łącznik z Uniwersytetem Manitoba Zofia de Witt

Kurator Funduszu Milenium Zofia de Witt

Komitet Kulturalny Lech Gałęzowski, Wioletta Łos

Media Krystyna Gajda, Jolanta Małek

Członek Zarządu Maria Szymaoska

Komisja rewizyjna Andrzej Skiba

Kazimierz Malkiewicz

Waldemar Małek



 

 

 
 Dzień Mikołaja w SPK

W niedzielę 5 grudnia 2010, Polskie Towarzystwo Kombatanckie, oddział 13 zorganizowało "Mikołaja". Polski zespól taneczny przy SPK "Iskry" wykonał tańce i prezentował sztukę z wytrawnymi aktorami przy sali wypełnionej po brzegi w towarzystwie dostojnego gościa świętego Mikołaja. Po koncercie wszystkie dzieci otrzymały prezenty a rodzice mogli wygrać interesujące nagrody w loterii. Był to miły wieczór spędzony przy zabawie i śpiewach.

 

 

 

 Zdjęcia z dnia Mikołaja w  Towarzystwie św. J. Kantego

 

 

 

 

 

   Zdjęcia z występów Mazowsza w St. Paul

    Zdjęcia Henryk Kuzia

 

 

  GWIAZDKA 81 ROKU” – POCO TO KOMU BYŁO?

WIKTOR KSIĘŻOPOLSKI – CALGARY, GRUDZIEŃ 2010

 

“GWIAZDKA 81 ROKU” – POCO TO KOMU BYŁO?

 

        Zbliża się kolejna 21 rocznica wprowadzenia przez „WRON-ę” stanu wojennego w Polsce i internowania uczestników wielkiego patriotycznego zrywu przeciw bezprawnym „właścicielom” ich kraju. Z tej okazji polska telewizja TVN Polonia pokazała nam ostatnio kabaret „Pod Egidą” Jana Pietrzaka nawiązujący do niechlubnej peerelowskiej i „wroniej” przeszłości. Występy jak zwykle w zwyczaju tego kabaretu zakończyła pieśń „Żeby Polska była Polską” - nieformalny hymn „Solidarności”. Ile razy, my Polacy, słyszymy tę pieśń Jana Pietrzaka wstajemy oddając hołd jej treści i ocierając ukradkiem oczy ze wzruszenia, stoimy nieruchomo słuchając lub śpiewając z wykonawcą ten symbol tęsknoty za taką Polską, o jaką walczyli nasi przodkowie. Tak było i teraz. Bo choć mamy dziś tę Polskę uwolnioną od okupantów, ponoć niezależną i „niezwykle” demokratyczną, ciągle, ogromnej większości słuchaczy, wracają w myślach sny o innej Ojczyźnie, niż ta, którą mamy. I wsłuchując się w słowa i melodię tej pieśni ocieramy łzę w tęsknocie za Krajem, w którym kiedyś powszechnie znane i wymawiane słowa „Bóg, Honor, Ojczyzna” były hasłem i odzewem dla każdego Polaka patrioty oraz przykazaniem i podporą w jego działaniu.

 

        Dlaczego tak jest? Skąd ta nostalgia? Czy nie wystarcza nam do wpadania w euforię pamięć o naszej jedności i sile w burzeniu mitu o „świetlanej drodze do komunistycznego nikąd ”, lub sukces w pozbyciu się, oczywiście, jak twierdzi nasz pierwszy znakomity prezydent (pseudonim „Bolek”), bez niczyjej pomocy, projektantów tej drogi? Czy może narodziny tej naszej wolności przy „okrągłym stole” jakoś nie są już dla nas tematem do zachwytu, a autorzy tych narodzin już nie są naszymi idolami, czy też poprostu …. nie możemy się jednak pogodzić ze współczesnym obrazem Ojczyzny, jaki nam ukazują i rekomendują jej prominentni wodzowie. Czy jest tak dobrze czy też tak źle, że dziś stajemy na baczność przed przeszłością? Co właściwie z tą Ojczyzna się dzieje?

 

  Kontynuacja.....

 

 

 

 

  Tworzenie się nowego porządku świata cz 8.            Index
 

W dzisiejszym wydaniu nowego porządku świata będziemy mówić o możliwości istnienia wszechświata jako hologram.

Naukowcy dowodzą, że wiele niewytłumaczalnych zjawisk fizycznych, metafizycznych i paranormalnych, można łatwo wyjaśnić jeśli się założy że wszechświat jest po prostu hologramem. Źródło światła emanowane w odpowiednich częstotliwościach i pod różnymi kontami, tworzy równoległe rzeczywistości jak też wiele poziomów świadomości. Czas i przestrzeń są iluzją a nasze życie jest ni mniej ni więcej tylko grą, w której jesteśmy zarówno projektorem jak też graczem na ekranie. Wszystkie indywidualności jakie widzimy wokół nas, są efektem świadomości z tego samego źródła i są w rzeczywistości tym samym elementem lecz w wyniku filtrów i różnych częstotliwości wibracji światła (energii) nie jesteśmy w stanie rozpoznać swojego źródła.
Im bardziej stała jest rzeczywistość tym trudniej jest odzyskać świadomość o źródle i rozpoznać cel naszego istnienia. Im wyższa jest wibracja świtała (energii) tym bliżej źródła znajduje się świadomość. Osoby posiadając zdolność podwyższenia wibracji swojego umysłu i DNA do poziomów takich jak fale alfa, delta albo gama, mają zdolność postrzegania form świadomości poza trzecim wymiarem i poza wypływem czasu. Wideo poniżej jest drugim odcinkiem 6 odcinkowego seminarium pokazującego nastolatkę, Meksykankę, która posiada zdolność rozpoznania elementów zdjęcia z zawiązanymi oczyma. Nastolatka ta nie tylko widzi zdjęcie ale także widzi wszystko odnośnie osoby na zdjęciu nawet stan emocjonalny tej osoby podczas robienia zdjęcia. Obecnie w Meksyku zarejestrowano około 1000 dzieci o takich zdolnościach, co dowodzi że młode społeczeństwo rodzi się z cechami, które wykraczają poza sferę rozumianą przez główne nurt fizyki, religii i ogólnej świadomości ludzkości.

Poniższy artykuł wyjaśni na podstawie teorii hologramu, jak jest to możliwe że dziewczyna ta jest w stanie rozpoznawać świat nie używając żadnego z 5 organów fizycznych.

 

 

Holograficzny wszechświat


   

 

 

 

W 1982 roku miało miejsce znaczące wydarzenie. Na Uniwersytecie w Paryżu zespół, którym kierował fizyk Alain Aspekt dokonał istotnego eksperymentu. Może on okazać się jednym z najważniejszych eksperymentów XX wieku. Nie usłyszymy o tym zdarzeniu przy okazji wieczornych wiadomości dziennika TV.
W rzeczywistości, jeżeli nie zaglądasz do naukowych czasopism, nazwisko Aspekt może być ci zupełnie nieznane. Niektórzy jednak są przekonani, iż jego odkrycie może zmienić oblicze nauki.

Aspekt oraz jego zespół odkryli, iż w pewnych warunkach cząstki subatomowe, takie jak elektrony, są w stanie komunikować się ze sobą w natychmiastowy sposób, niezależnie od dzielącej je odległości. Nie ma to znaczenia, czy znajdują się one od siebie o 10 metrów czy też dzieli je dystans bilionów kilometrów. W jakiś sposób każda cząstka wydaję się zawsze wiedzieć, co robią inne cząstki.
To odkrycie obala długo utrzymujące się twierdzenie Einsteina, iż żadna komunikacja nie może następować z prędkością większą niż szybkość światła. Poruszanie się obiektów z prędkością większą niż szybkość światła jest równoznaczne ze zniesieniem bariery czasu. Ta zagrażająca perspektywa spowodowała, iż pewni fizycy w wyrafinowany sposób próbowali odrzucić odkrycia Aspecta. Inni natomiast badacze zostali zainspirowani do tworzenia nawet bardziej radykalnych wyjaśnień.

Fizyk z Uniwersytetu w Londynie, Dawid Bohm, uważa, iż odkrycia Aspecta wskazują na fakt, iż nie istnieje rzeczywistość obiektywna. Niezależnie od tego, że obiekty wydają się być czymś trwałym, wszechświat jest w swej istocie fantastycznym projektem, gigantycznym i wspaniale skomponowanym hologramem. Po to, by zrozumieć, dlaczego Bohm wypowiada tak zaskakujące stwierdzenie, musimy najpierw zrozumieć pojęcie hologramu. Hologram stanowi trójwymiarową fotografię, wykonaną za pomocą lasera.


 Kontynuacja...

 

  Polska historia i polityka widziana oczami Amerykanina
 
Editor’s note: This is the seventh installment in a series of special reports that Dr. Friedman is writing as he travels to Turkey, Moldova, Romania, Ukraine and Poland. In this series, he shares his observations of the geopolitical imperatives in each country and will conclude, in the next installment, with reflections on his journey as a whole and options for the United States.

By George Friedman

To understand Poland, you must understand Frederic Chopin. First listen to his Polonaise and then to his Revolutionary Etude. They are about hope, despair and rage. In the Polonaise, you hear the most extraordinary distillation of a nation’s existence. In the Revolutionary Etude, written in the wake of an uprising in Warsaw in 1830 crushed by Russian troops, there is both rage and resignation. In his private journal, Chopin challenged God for allowing this national catastrophe to happen, damning the Russians and condemning the French for not coming to Warsaw’s aid. Afterward, Chopin never returned to Poland, but Poland never left his mind.

 

 

Poland finally became an independent nation in 1918. The prime minister it chose to represent it at Versailles was Ignacy Paderewski, a pianist and one of the finest interpreters of Chopin. The conference restored the territories of Greater Poland, and Paderewski helped create the interwar Poland. Gdansk (the German Danzig) set the stage for Poland’s greatest national disaster when Germany and the Soviet Union allied to crush Poland, and Danzig became the German justification for its destruction.

 

A History of Tragedy and Greatness

For the Poles, history is always about betrayal, frequently French. Even had France (and the United Kingdom) planned to honor their commitment to Poland, it would have been impossible to carry it out. Poland collapsed in less then a week; no one can aid a country that collapses that fast. (The rest of the invaders’ operations comprised mopping up.)

 

 

  Kontynuacja...

 

 

   Humor


 

 

 Patologiczny XX Wiek

  Ja, moi bracia i reszta naszej ulicy spędzaliśmy dzieciństwo na obrzeżach małego miasteczka-właściwie na wsi. Byliśmy wychowywani w sposób, który psychologom śni się zazwyczaj w koszmarach zawodowych, czyli patologiczny. Na szczęście, nasi starzy nie wiedzieli, że są patologicznymi rodzicami. My nie wiedzieliśmy, że jesteśmy patologicznymi dziećmi. W tej słodkiej niewiedzy przyszło nam spędzić nasz wiek dziecięcy. Wspominany z nostalgią nasze szalone lata 80.:

. Wszyscy należeliśmy do bandy osiedlowej i mogliśmy bawić się na licznych w naszej okolicy budowach. Gdy w stopę wbił się gwóźdź, matka go wyciągnęła i odkażała ranę fioletem. Następnego dnia znowu szliśmy się bawić na budowę. Matka nie drżała ze strachu, że się pozabijamy. Wiedziała, że pasek uczy zasad BHZ (Bezpieczeństwo i Higiena Zabawy).

. Nie chodziliśmy do przedszkola. Rodzice nie martwili się, że będziemy opóźnieni w rozwoju. Uznawali, że wystarczy jeśli zaczniemy się uczyć od zerówki.

. Nikt nie latał za nami z czapką, szalikiem i nie sprawdzał czy się spociliśmy.

. Z chorobami sezonowymi walczyła babcia. Do walki z grypą służył czosnek, herbata ze spirytusem i pierzyna. Dzięki temu nigdy nie stwierdzano u nas zapalenia płuc czy anginy. Zresztą lekarz u nas nie bywał, zatem nie miał szans nic stwierdzić. Stwierdzała zawsze babcia. Dodam, że nikt nie wsadził babci do wariatkowa za raczenie dzieci spirytusem.

. Do lasu szliśmy, gdy mieliśmy na to ochotę. Jedliśmy jagody, na które wcześniej nasikały lisy i sarny. Mama nie bała się ze zje nas wilk, zarazimy się wścieklizną albo zginiemy. Skoro zaś tam doszliśmy, to i wrócimy. Oczywiście na czas. Powrót po bajce był nagradzany paskiem.

. Gdy sąsiad złapał nas na kradzieży jabłek, sam wymierzał nam karę. Sąsiad nie obrażał się o skradzione jabłka, a ojciec o zastąpienie go w obowiązkach wychowawczych. Ojciec z sąsiadem wypijali wieczorem piwo-jak zwykle.

. Nikt nie pomagał nam odrabiać lekcji, gdy już znaleźliśmy się w podstawówce. Rodzice stwierdzali, że skoro skończyli już szkołę, to nie muszą do niej wracać.

. Latem jeździliśmy rowerami nad rzekę, nie pilnowali nas dorośli. Nikt nie utonął. Każdy potrafił pływać i nikt nie potrzebował specjalnych lekcji aby się tej sztuki nauczyć.

. Zimą ojciec urządzał nam kulig starym fiatem, zawsze przyspieszał na zakrętach. Czasami sanki zahaczyły o drzewo lub płot. Wtedy spadaliśmy. Nikt nie płakał, chociaż wszyscy się trochę baliśmy. Dorośli nie wiedzieli do czego służą kaski i ochraniacze.

. Siniaki i zadrapania były normalnym zjawiskiem. Szkolny pedagog nie wysyłał nas z tego powodu do psychologa rodzinnego.

. Nikt nas nie poinformował jak wybrać numer na policję (wtedy MO), żeby zakablować rodziców. Oczywiście, chętnie skorzystalibyśmy z tej wiedzy. Niestety, pasek był wtedy pomocą dydaktyczną, a policja zajmowała się sprawami dorosłych.

. Swoje sprawy załatwialiśmy regularną bijatyką w lasku. Rodzice trzymali się od tego z daleka. Nikt, z tego powodu, nie trafiał do poprawczaka.

. W sobotę wieczorem zostawaliśmy sami w domu, rodzice szli do kina. Nie potrzebowano opiekunki. Po całym dniu spędzonym na dworze i tak szliśmy grzecznie spać.

. Pies łaził z nami-bez smyczy i kagańca. Srał gdzie chciał, nikt nie zwracał nam uwagi.

. Raz uwiązaliśmy psa na "sznurku od presy" i poszliśmy z nim na spacer, udając szanowne państwo z pudelkiem. Ojciec powiązał nas na sznurkach i też wyprowadził na spacer. Zwróciliśmy wolność psu, na zawsze.

. Mogliśmy dotykać innych zwierząt. Nikt nie wiedział, co to są choroby odzwierzęce.

. Sikaliśmy na dworze. Zimą trzeba było sikać tyłem do wiatru, żeby się nie osikać lub "tam" nie zaziębić. Każdy dzieciak to wiedział. Oczywiście nikt nie mył, po tej czynności, rąk.

. Stara sąsiadka, którą nazywaliśmy wiedźmą, goniła nas z laską. Ciągle chodziła na nas skarżyć. Rodzice nadal kazali się jej kłaniać, mówić dzień dobry i nosić za nią zakupy.

. Wszystkim starym wiedźmom musieliśmy mówić dzień dobry. A każdy dorosły miał prawo na nas to dzień dobry wymusić.

. Dziadek pozwalał nam zaciągnąć się swoją fajką. Potem się głośno śmiał, gdy powykrzywiały się nam gęby. Trzymaliśmy się z daleka od fajki dziadka.

. Skakaliśmy z balkonu na odległość. Łomot spuścił nam sąsiad. Ojciec postawił mu piwo.

. Do szkoły chodziliśmy półtorej kilometra piechotą. Ojciec twierdził, że mieszkamy zbyt blisko szkoły, on chodził pięć kilometrów.

. Nikt nas nie odprowadzał. Każdy wiedział, że należy iść lewą stroną ulicy i nie wpaść pod samochód, bo będzie łomot.

. Współczuliśmy koledze z naprzeciwka, on codziennie musiał chodzić na lekcje pianina. Miał pięć lat. Rodzice byli oburzeni maltretowaniem dziecka w tym wieku. My również.

. Czasami mogliśmy jeździć w bagażniku starego fiata, zwłaszcza gdy byliśmy zbyt umorusani, by siedzieć wewnątrz.

. Gotowaliśmy sobie obiady z deszczówki, piasku, trawy i sarnich bobków. Czasami próbowaliśmy to jeść.

. Żarliśmy placek drożdżowy babci do nieprzytomności. Nikt nam nie liczył kalorii.

. Żuliśmy wszyscy jedną gumę, na zmianę, przez tydzień. Nikt się nie brzydził.

. Jedliśmy niemyte owoce prosto z drzewa i piliśmy wodę ze strugi. Nikt nie umarł.

. Nikt nam nie mówił, że jesteśmy ślicznymi aniołkami. Dorośli wiedzieli, że dla nas, to wstyd.

. Musieliśmy całować w policzek starą ciotkę na powitanie-bez beczenia i wycierania ust rękawem.

. Nikt się nie bawił z babcią, opiekunką lub mamą. Od zabawy mieliśmy siebie nawzajem.

. Nikt nas nie chronił przed złym światem. Idąc się bawić, musieliśmy sobie dawać radę sami.

. Mieliśmy tylko kilka zasad do zapamiętania. Wszyscy takie same. Poza nimi, wolność była naszą własnością.

. Wychowywali nas sąsiedzi, stare wiedźmy, przypadkowi przechodnie i koledzy ze starszej klasy. Rodzice chętnie przyjmowali pomoc przypadkowych wychowawców.

Wszyscy przeżyliśmy, nikt nie trafił do więzienia. Nie wszyscy skończyli studia, ale każdy z nas zdobył zawód. Niektórzy pozakładali rodziny i wychowują swoje dzieci według zaleceń psychologów. Nie odważyli się zostać patologicznymi rodzicami. Dziś jesteśmy o wiele bardziej ucywilizowani.

My, dzieci z naszego podwórka, kochamy rodziców za to, że wtedy jeszcze nie wiedzieli, jak należy nas dobrze wychować. To dzięki nim spędziliśmy dzieciństwo bez ADHD, bakterii, psychologów, znudzonych opiekunek, żłobków, zamkniętych placów zabaw i lekcji baletu.

A nam się wydawało, że wszystkiego nam zabraniają!
 

 

Autor nieznany

 


 

   

S  P  O  N  S  O R

 

 

 

  Upadek światowego systemu monetarnego cz. 30

  UK jest zbankrutowane 
  Ekonomiści radzą zaniechać dolara i kupować złoto

 

Setki ludzi odesłano do domu z niczym w Atlancie.

 

Demonstracje studentów w Londynie

Początek rewolucji w Irlandii


 

 

 1850 Lat Kalisza - Opracowanie Jan A Pecold

  1850 LAT

Z lat dziecinnych pamiętam dokładnie huczne obchody 1800 lecie istnienia miasta Kalisza udokumentowanych w najstarszych kronikach światowych.
Dlaczego ponownie o tym piszę. Otóż na ostatniej folkloramie na wystawie prezentowano najstarsze miasta w Polsce które długowiecznością nie sięgają nawet do kostek Kaliszowi.
Również w wydaniach polish winnipeg .com prezentowane były różne polskie miasta ale nie kojarzę sobie miedzy nimi Kalisza.


W tym roku znowu okrągła rocznica 1850 lat istnienia Kalisza.
Warto również pamiętać iż w Kaliszu mieszkali i tworzyli, Adam Asnyk, Maria Konopnicka, Maria Dąbrowska ( „Noce i dnie” – akcja dzieje się w Kaliszu ) oraz podróżnik i geograf Stefan Szolc-Rogoziński, a także twórca Polskiego Teatru Narodowego Wojciech Bogusławski.
Kaliski teatr istnieje już 210 lat. Miasto 110 000 mieszkańców, miasto wielu kościołów i mostów ponieważ przez Kalisz przepływa Rzeka Prosna ze swoimi odnogami, Kanałem Bernardyńskim i Kanałem Rypinkowskim oraz rzeka Swędrnią. W Kaliszu powstał pierwszy w Polsce most żelazny.
Pierwsze wzmianki na temat Kalisza znalazły się w Zarysie geografii Klaudiusza Ptolemeusza pochodzące ze 142 – 147 roku naszej ery. JAP
Kalisz jest najstarszym miastem na ziemiach polskich; w tym roku 2010 święcił uroczyście 1850-lecie swojej udokumentowanej historii.
Tyle właśnie wieków minęło bowiem od czasu, gdy starożytny geograf Klaudiusz Ptolemeusz odnotował istnienie na ziemiach polskich osiedla pod nazwą Kalisia. Następne wzmianki pisane o nim zaczną się pojawiać dopiero po upływie tysiąca lat, ale intensywne poszukiwania archeologiczne prowadzone po II wojnie światowej potwierdziły wiarygodność starożytnego przekazu. Odkryły one w okolicach Kalisza ślady osadnictwa sięgającego aż po epokę brązu (XVII-VII w. p.n.e.).
We wczesnej epoce żelaza (około 700-400 lat p.n.e.) istniały na obszarze dzisiejszego miasta co najmniej dwie zwarte osady mogące nosić tę nazwę. Pochodzi ona od źródłosłowu "kał", w znaczeniu: błoto, bagno, od którego wzięło zresztą na obszarze ziem polskich swą nazwę wiele miejscowości, jak np. Kałek, Kaliska, Kaliszcze, Kalsko itp.

 


 Kontynuacja...
 

 

 

 

   Ciekawostki

Zima w Rosji


 



 


 
 

S  P  O  N  S  O R

 

 

 

  Manitoba- Grudzień w fotografii

 


 



Fot. Bogdan Fiedur

 

 


  "Koniec?"- książka Jacka Ostrowskiego - Część II
Książka „Koniec?” powstała trzydzieści lat temu, kiedy Polska znajdowała się  za żelazną kurtyną i w każdej chwili groził nam wybuch wojny o globalnym  zasięgu. Teraz wprowadziłem tylko poprawki kosmetyczne ( inne daty ).  Czarnoskóry prezydent USA był w wersji oryginalnej, pomyliłem się tylko o
kilka lat. J

Powieść „Koniec?” zapoczątkował moją przygodę z pisaniem. Jednym słowem
zacząłem od końca.

Jacek Ostrowski


 
 
i dziękuje za papierosa – podszedł do drzwi i je otworzył. Zatrzymał się w
progu, spojrzał na profesora i rzucił na pożegnanie – Musi się udać,
naprawdę to ważne, profesorze!! - odwrócił się i wyszedł.

Szulz patrzył za nim i dziwne myśli zaczęły kłębić mu się w głowie. Usiadł
ociężale.

- Nie, to niemożliwe – wyszeptał. – to niemożliwe!







Osiemnasty kwietnia, Waszyngton. Godzina osiemnasta, największa sala Białego
Domu wypełniona jest po brzegi. Zebrało się tu może z dwieście osób  i to
sama śmietanka, najwybitniejsi specjaliści wojskowi ,  fizycy i politycy.
Nikt  z przybyłych nie zna przyczyny, dla której zaproszono ich tu zupełnie
niespodziewa­nie, ale coś wisi w powietrzu, coś niedobrego. Wszyscy wpatrują
się w czarne drzwi w rogu sali , te którymi zawsze wchodzi pierwszy człowiek
Ameryki. Po chwili otwierają się bezszelestnie i na salę w otoczeniu
Sekretarza Stanu i Wiceministra Obrony wchodzi sprężystym krokiem
czterdziestoletni krępej budowy ciała mężczyzna Prezydent  Stanów
Zjednoczonych Ameryki  Północnej James Hart. Jest to człowiek legenda,
człowiek, który wspiął się po drabince społecznej od samego dna aż do tej
zaszczytnej funkcji. Jako tygodniowe dziecko został znaleziony przez siostry
zakonne w ubogiej dzielnicy murzyńskiej Nowego Orleanu. Wychowany w
katolickim domu dziecka zaliczał po kolei wszystkie szczeble edukacji.
Ponieważ zawsze był najlepszy, w nagrodę otrzymał stypendium na
Uniwersytecie Harvarda. Młody, zdolny i głodny wiedzy, został szybko
zauważony przez organizacje murzyńskie. Potrzebowali takich ludzi w swoich
szeregach. Kariera polityczna szła w parze z nauką. W tym samym roku, kiedy
skończył studia, został wybrany wiceprzewodniczącym Partii Republikańskiej.

Był pierwszym człowiekiem, który objął to stanowisko w tak młodym wieku, a
do tego był Afro-Amerykaninem. Po dziesięciu latach kandydował pierwszy raz
na prezydenta. Przegrał, ale dosłownie tysiącem głosów. Po czterech latach
ponownie ubiegał się o prezydencki fotel. Tym razem osiągnął sukces. Został
pierwszym czarnoskórym prezydentem USA. Teraz mija czwarty rok jego
prezydentury - prezydentury ciężkiej i pełnej trudnych decyzji. Dzisiejsze
miały być kluczowymi w jego życiu. Podchodzi do mównicy ozdobionej flagą
narodową. Mocno chwyta lewą ręką uchwyt mikrofonu,  po czym prawą ucisza
zebranych. Rozważania i dyskusje się  urywają i oczy wszystkich zwracają się
w jego kierunku.

-Panie i panowie ! - z namaszczeniem rozpoczyna swoją wypowiedź.

Patrzy po sali, widzi niepokój na twarzach, oczekiwanie.



-Zebrałem was tutaj, byśmy wspólnie podjęli decyzje. Kraj nasz szczyci się
ustrojem demokratycznym i w chwilach wyjątkowych, chwilach ważnych dla
kraju, jak i jego obywateli, decyzje powinny zapadać kolegialnie. To jest
coś, czego nie uniosą pojedyncze barki, a jedynie reprezentatywna część
naszego społeczeństwa. Jesteście tu po to, by dźwigać razem ze mną ten
ciężar, ciężar odpowiedzialności za naszą ukochaną ojczyznę – powiódł
wzrokiem po sali. Strach i skupienie  – to dojrzał na twarzach i tego się
spodziewał.

- Wczoraj w południe nasz wywiad – kontynuował-doniósł o dużych ruchach
wojsk irańskich i wszystko wskazuje na to , że spełnią się najgorsze
przewidywania. Irańczycy od dawna szykują się, by nas zaatakować i może to
nastąpić nawet w dniu dzisiejszym. Nie będę wyjaśniał szczegółów, gdyż nie
ma na to czasu, ale wszystkim tu obecnym jest wiadomo, że system wczesnego
ostrzega­nia poinformuje nas o ataku w chwilę po wystrzeleniu irańskich
RX-23. Oczywiście sparować tego ciosu nie potrafimy , lecz jesteśmy w stanie
uruchomić nasze arsenały nuklearne. Wiecie, co to znaczy?! - przerwał na
chwilę. Cisza, potworna cisza ogarnęła salę   Wszyscy czekali.

- Tak, to może być koniec !!! - głos prezydenta drżał ,załamywał się , ale
kontynuował wystąpienie.- Zebraliśmy się,  by zdecydować: co robić ?
Jesteście elitą naszego społeczeństwa , ludźmi wykształconymi, mądrymi i
chcę, byśmy decyzję podjęli wspólnie. Decyzję – co dalej ???

Znowu rozejrzał się po sali. Widział gromadę przerażonych i wpatrzonych w
niego ludzi jakby czekających na odwołanie tych słów, niedowierzających temu
wszystkiemu.

- Proponuję głosowanie, bo ja sam nie podejmę decyzji, decyzji tak
brzemiennej w skutkach dla kraju i naszego narodu.

Może ktoś chce zabrać głos?.

 I jak do tej  chwili było cicho  i spokojnie na sali, tak ni stąd, ni zowąd
szum zaczął się  robić i tumult. Wizja końca, końca wszystkiego, marzeń,
trosk i radości przera­żała. To, co każdy budował przez całe swoje życie, na
co sił nie żałował, przez co nieraz nocy nie przesypiał miało w najbliższej
przyszłości nie istnieć i, mało tego , miał po tym  ślad nie pozostać.
Dorobek setek pokoleń miał pójść na marne. To nie będzie powrót do początku,
to będzie koniec!

- Panowie ,  uspokójcie  się ! – ostry doniosły głos zelektryzował
wszystkich. Powtórnie zrobiło się zupełnie cicho. Wszyscy spojrzeli do tyłu.

W końcu sali podniósł się  z krzesełka mężczyzna w wieku około
pięćdziesięciu lat, średniego wzrostu, szczupły, lecz dobrze zbudowany.
Miarowym sprężystym krokiem podszedł do mównicy  i zwrócił się w kierunku
zebranych .

- Moi drodzy ! - odezwał się - Nazywam się Dan Howard i je­stem fizykiem , a
moja specjalność to budowa rakiet z gło­wicami atomowymi. Większość broni
tego rodzaju jest zbudowana przy moim dużym udziale - to są moje dzieci !
Zawsze myślałem, że to dobre dzieci, bo gwarantowały równowagę strategiczną.
Byłem zwolennikiem polityki równowagi militarnej na świecie, ponieważ
uważałem, że tylko równowaga będzie gwarantem pokoju. Do tej pory tak było
ale sytuacja zmieniła się radykalnie. Nigdy nawet w najczarniejszych
przypuszczeniach nie myślałem, że można użyć tej broni przeciwko
komukolwiek. To miał być tylko straszak! Teraz w obliczu zagłady pytam się
was - czy jeste­ście upoważnieni do odebrania życia miliardom mężczyzn ,
ko­biet i dzieci ? Czy macie prawo zgładzić może jedyną we wszechświecie
planetę na której istnieje życie ? O to wszyst­ko pytam się was, czyli tych,
którzy w akcie zemsty mogą obró­cić w pył cały dorobek Ludzkości. Czy można,
karząc kilku zbrodniczych przywódców stracić przy okazji miliony niewinnych
istnień??? Chciałbym,  abyście państwo wszystko przemyśleli dobrze i ba­rdzo
pragnę, aby decyzja nasza była decyzją ludzi rozsą­dnych, a nie opętanych
chęcią zemsty. To było wszystko, co miałem państwu do powiedzenia - lekko
skłonił się prezydento­wi i odszedł na swoje miejsce.

Wypowiedź fizyka podgrzała atmosferę do granic wytrzymałości. Szedł pod
prąd – to było widać. Rozgorzały dyskusje i spory, ale nikt więcej nie
chciał zabrać głosu. Rozgardiasz  zapanował na sali.

- Proszę o spokój, proszę o spokój! – próbował opanować sytuację Sekretarz
Stanu i dopiero kilkakrotne próby ostudzenia emocji uciszyły salę.

- Przystępujemy do głosowania! Każdy dostaje dwie kartki:  czarną i białą.
Nie muszę chyba tłumaczyć, co one oznaczają?

Dwaj „smutni” panowie z osobistej ochrony prezydenta rozpoczęli rozdawać
kupony wśród  obecnych i po chwili powrócili  na swoje  stanowiska u boku
szefa.

- Tu przy mównicy stoi urna. Proszę, by wszyscy po kolei podeszli i wrzucili
swój głos – Sekretarz Stanu starał się zapanować nad przebiegiem głosowania.
Rozpoczęło się, w dziwnej ciszy podchodzono powoli do urny i wrzucano
kartki. Nie trzeba było być jasnowidzem, żeby odgadnąć wynik. Czarne
kartoniki wpadały do wnętrza…



-      Ja nic nie rozumiem, panowie, o co właściwie chodzi ? -
Porucznik Jack Adamson szedł prowadzony przez dwóch niezbyt wygadanych typów
.

Najpierw długi korytarz , później windą w dół co najmniej trzydzieści metrów
i znów korytarz, no i w końcu drzwi.

Były to solidne metalowe wrota, takie, jakie często spotyka się w
podziemnych schronach wojskowych. Nie pierwszy raz był w tym schronie, ale
nigdy jeszcze tak głęboko pod ziemią. Słyszał nieraz plotki o tych super
bezpiecznych atomowych bunkrach, skrywających najważniejsze tajemnice
państwa. Wiedział, że chodzi o coś ważnego, ponieważ w innym wypadku nie
przedsięwzięto by takich środków ostrożności.

O co tu chodzi? - głowił się. Trzymano go tyle czasu i tyle samo wiedział,
co w chwili ot­rzymania rozkazu. Rozkaz był lakoniczny i nic nie wyjaśniał.
Jack, specjalista od tajnych prowadzonych w pojedynkę akcji często
otrzymywał dziwaczne zlecenia. Nieraz przewożono go do różnych
zakamuflowanych kryjówek, gdzie spotykał się po cichu z Sekretarzem Obrony,
lub którymś z jego zastępców.

Pukanie do drzwi jednego z opiekunów przerwało jego rozmyślania.  Ze środka
odez­wał się przytłumiony głos: - Proszę wejść !



 Adamson ostrożnie wszedł do środka. Znalazł się w skromnie umeblowanym
pomieszczeniu. Panował tu półmrok i musiał najpierw przyzwyczaić wzrok, by
coś dojrzeć. Przy ścianach stały metalowe szafy, zamknięte, zaplombowane, a
na środku mieściło się wielkie staroświeckie biurko, za którym siedział... i
tu pełne zaskoczenie ..Sekretarz Obrony generał Ekert .

-      Proszę, niech pan usiądzie - szef armii  zrobił zaprasza­jący gest,
wskazując stojące obok krzesło.

Adamson rozsiadł się wygodnie i zwrócił pytające spojrzenie na zwierzchnika.

- No cóż, panie poruczniku, i znów się spotykamy. – twarz generała
wykrzywiła się w dziwnym uśmiechu.

-      Nie był pan tu nigdy, bo i sytuacja nie wymagała takich środków.
Zadanie , które panu zlecam, wymaga dużego zmysłu organizacyjnego , odwagi,
doświadczenia, oraz świetnej znajomości języka polskiego. Po polsku mówi pan
równie dobrze jak po angielsku, a i inne cechy  wymienione przeze mnie nie
są obce pańskiej osobie. – Ekert przerwał swoją wypowiedź. Patrzył badawczo
na Jacka. Jego brązowe oczy wyrażały smutek i jakąś tęsknotę.

-  Wszystko dobrze sprawdziłem – kontynuował – i uważam wybór za udany.
Jeśli panu się nie uda, to nikomu.
Generał wstał i zaczął przechadzać się po pomieszczeniu.

Kiedy przechodził koło Adamsona, zatrzymał się nagle, schylił i spojrzał mu
w oczy – Niech pan pamięta że to ja pana wybrałem, niech pan zawsze o tym
pamięta !!

Znów zaczął się przechadzać. Wyraźnie ułatwiało mu to zebranie myśli lub
sformułowanie wypowiedzi.
 - W tych dniach sytuacja międzynarodowa - kontynuował dalej - uległa dużemu
pogorszeniu i w każdej chwili grozi nam wybuch wojny atomowej na wielką
skalę. Rozumie pan, poruczniku, że w razie konfrontacji, dla naszej ojczyzny
nie ma ratunku, ale istnieje szansa na przetrwanie, chociaż  jest ona
niewielka  i zależy tak od szczęścia, jak i sprawności ludzi. Po
spodziewanym ataku irańskim nastąpi natychmiastowa odpowiedź  z naszej
strony .Rakiety nasze zniszczą Azję i Europę, zaś irańskie obydwie Ameryki.
Chmura radioaktywna pokryje całą kulę ziemską. Śmierć zaatakuje wszystkich i
wszędzie, zarazi Ziemię na jakieś 400 lat!!! Wie pan, co to jest 400 lat?!
Dziwnym trafem w wyniku zderzenia się tych dwóch katastrof nuklearnych nad
terenem Polski wytworzy się coś w rodzaju bańki powietrznej. To coś
powstrzyma radio­aktywność na pewien  krótki okres czasu. Naukowcy oceniają
ten okres na jakieś 10, 12 dni.

Te kilkanaście dni  to jest wasza szan­sa.

- Niesamowite – syknął przez zęby Jack

- Tak, niesamowite i cholernie prawdziwe – dopowiedział generał.

- Obejmie pan dowództwo nad grupą 17-stu osób : 5-ciu fi­zyków,  dwóch ludzi
do wszystkiego - ludzi pewnych i zde­cydowanych na wszystko,  oraz 10-ciu
specjalnie wyselekcjonowanych pasażerów. Jest to śmietanka , sam esencja
naszego narodu.

Słyszał pan o eksperymencie filadelfijskim ? Jeśli nie, to wspomnę tylko, że
dotyczył  zagadnienia pokonywania czasu. Tak, poruczniku !  - zaśmiał się
widząc oznaki zdziwienia na twarzy Adamsona -   ja też na początku nie
bardzo w to wierzyłem, a jednak jest to możliwe. Tamten eksperyment był
połowicznym sukcesem, lecz od tej pory zrobiliśmy duże postępy chociaż
badania nie są  jeszcze ukończone. Tych pięciu fizyków będzie miało około 10
dni na zakończenie pracy.

No to już chyba wszystko! - Ekert odetchnął, tak jakby zrzucił duży ciężar z
pleców. Usiadł ponownie w swoim fotelu i obdarzył ciepłym spojrzeniem
swojego podwładnego.

- Bliższych szczegółów dowie się pan od majora Perkinsa , który już czeka za
drzwiami.- ostatnie słowa oznaczały koniec rozmowy.

Adamson wstał, zasalutował i odwrócił się na pięcie.

Wychodząc, usłyszał, jak generał rzucił mu na pożegnanie- Tylko niech pan
tego nie spieprzy! Powodzenia !

Zamknął drzwi, ale majora jeszcze nie było.

Poczekam – pomyślał i oparł się o ścianę. Jego umysł opanowały najróżniejsze
myśli . Przed oczyma ukaza­ła mu się matka, stara, niska,  zasuszona
kobieta, jedyna osoba  z którą dzielił się radoś­ciami i troskami.
Przypomniał mu się ojciec,   wiecznie zajęty, zagoniony, nigdy nie mający
czasu nawet na rozmowę. Bracia, bratankowie, przyjaciele i tak wielu różnych
znajomych. Straszne!  Czy oni wszyscy mają zginąć?? Dlaczego nie mają
szansy, czym zawinili,  że spotka ich taki los? Już nigdy ich nie zobaczy?
Potworne!

- Poruczniku !  - czyiś głos wyrwał go z zamyślenia. Stał przed nim może
40-to letni , szpakowaty mężczyzna, w randze majora.

- Generał kazał pana odtransportować do  samolotu , czas nagli , spieszmy
się.

Ruszyli szybkim krokiem wzdłuż korytarza , następnie znów windą, lecz tym
razem do góry, a po wydostaniu się na zewnątrz wsiedli do szarego
nieoznakowanego Jeepa i na pełnym gazie skierowali się w kierunku lotniska.
Jechali wielką, szeroką , zaciemnioną aleją.

- Zazdroszczę panu - major przerwał panującą ciszę zakłócaną jedynie
miarowym warkotem silnika. -  Jestem szefem działu , który zajmował się
przygotowaniem wyjścia awaryjnego w przypadku światowego konfliktu. Ponieważ
po takiej wojnie nie ma możliwości przetrwania tu na Ziemi, pozostały dwa
wyjścia: pierwsze to  lot kosmiczny , ale przy obecnej technice nie jesteśmy
jeszcze w stanie utrzymać życia na statku przez okres co najmniej trzystu
lat. Hibernacja i inne techniki są jednak dopiero w stadium pierwszych prób
i raczej niezbyt udanych. Prócz tego zachodziła obawa, czy organizm ludzki
będzie w stanie przystosować  się powtórnie do warunków panujących na naszej
planecie. Drugie wyjście to skonstruowanie urządzenia umożliwiającego
przeniesienie w czasie.  Wielki  fizyk Einstein jako pierwszy zajął się tym
interesującym zagadnieniem . Profesor Jonatan Szulz - szef ekipy naukowców ,
którą ma pan dowodzić, twierdzi, że potrzeba mu jeszcze miesiąc do
zakończenia badań. Ja myślę, że w warunkach wyjątkowych są w stanie to
zrobić w przeciągu 10-ciu dni. Konstruowany przez nich aparat będzie mógł
pomieścić około 12 osób. Eksperyment nie będzie mógł być powtórzo­ny,
ponieważ energia, która spowoduje przeniesienie w czasie, jest tak silna ,
że unicestwi wszystko w promieniu 5-ciu kilometrów. Jednym z pańskich zadań
będzie dopilnowanie,  żeby wszystko poszło zgodnie z planem. Nagrodą, czy
jak pan woli, wynagrodzeniem, będzie jedno miejsce tzn. przepustka do nowego
życia w nowym lepszym świecie. Jeśli wszystko pójdzie zgodnie z planem,
przeniesiecie się o pięćset lat do przodu. Musicie utworzyć nową , mądrą
społeczność, taką, która potrafiłaby wyciągnąć wnioski z tragicznej
przeszłości i poszłaby inną drogą ku lepszemu jutru. Swoją drogą i tak w to
nie wierzę! – major zaśmiał się cynicznie.

- Błędy powtórzycie, to jest pewne. Do ekspedycji wybraliśmy ludzi zdrowych
i, co ważne, sprawdzonych najróżniejszymi testami psychologicznymi. Raczej
nie powinien pan mieć z nimi kłopotów. Otrzyma pan ode mnie kopertę ze
specjalnymi instrukcjami , a prócz tego zawierać ona będzie mapy, na których
zaznaczono kryjówki ze wszyst­kimi zdobyczami dzisiejszej nauki, Znajdziecie
tam specjal­nie zabezpieczone podręczniki z: metalurgii, chemii, fizyki,
biologii, medycyny i odpowiednio zabezpieczoną broń!!! Tak, broń!!! Dziwi
się pan,  ale tak naprawdę nie wiemy, co zastaniecie na Ziemi po powrocie.
Pięćset lat  to szmat czasu. Nie ma gwarancji, że nie spotkacie jakichś
zmutowanych istot. Tego nie można wykluczyć. Będzie to swoisty posag na
waszą nową drogę życia. Nie chcemy usunięcia do lamusa całej wiedzy i
cofnięcia się do epo­ki kamienia łupanego.

- Wiem - kontynuował major - że przed wami duże wyzwanie, ale sam chciałbym
być na pana miejscu. Niestety nie trafiłem w Lotto.. Major zamilkł.

- Pan wierzy w powodzenie misji ? - spytał Adamson .

- Wierzę , przecież nie może się to tak ponuro skończyć,

i pan też powinien.

Jeep zatrzymał się przed bramą tajnego lotniska US NAWY.

Major pokazał przez szybę przepustkę, szlaban uniósł się powoli i ruszyli
dalej. Skierowali się w kierunku olbrzymiego nowoczesnego samolotu stojącego
na najbliższym pasie. Pojazd ten był dumą lotnictwa USA. Posiadał zdolność
pionowego startu oraz pokonywania odległości z szybkością trzy razy większą
niż prędkość dźwięku . Jeep zatrzymał się w tyle kadłuba tuż przy
przenośnych schodach. Major wraz z Adamsonem wysiedli  z samochodu i szybkim
kro­kiem podeszli do maszyny . Zatrzymali się przy schodkach.

- Teraz musimy się pożegnać- major wyciągnął rękę w kierunku porucznika.-
Większość jest już na pokładzie i czekamy tylko na tych wybrańców. Kiedy
przyjadą, samolot zostanie przygotowany do startu. Nikt nie będzie mógł
zejść ani też wejść na pokład. Będziemy czekać na rozwój sytuacji i mam
nadzieje, że odwołają alarm.

- Ma pan rodzinę ? - spytał porucznik.

-         Tak, żonę i dwoje dzieci, dwóch chłopców. Jeśli nadejdzie koniec,
zastrzelę ich,  a potem sobie w łeb palnę - odparł Perkins.- Nie chcę, by
się męczyli!

Adamsom patrzył z rosnącym podziwem na tego człowieka. Spokój i zimne
spojrzenie to naprawdę coś niesamowitego w tej sytuacji.

- Powodzenia! – major zasalutował, odwrócił się na pięcie i ruszył w
kierunku auta. Po chwili silnik zawarczał i zielony woj­skowy łazik w
szybkim tempie zniknął w oddali.



Jack powoli skierował się do schodów. Powoli wspiął się na górę i wszedł na
pokład samolotu. Przy wła­zie oczekiwał na niego dowódca, kapitan Johnson, z
którym znał się od wielu lat. Kilka lat temu brali udział w odbiciu
zakładników z rąk afrykańskich rebeliantów. Cała ta zwariowana wyprawa
została okupiona wieloma ofiarami. Najwyższą cenę zapłaciło wielu ich
przyjaciół i tylko niesamowite umiejętności pilotażowe Johnsona uratowały
tyłki pozostałym. Wspólne akcje bardzo ludzi zbliżają i, co najważniejsze
pokazują prawdziwe oblicza przyjaźni.

- Cieszę się z naszego ponownego spotkania - Jack ściskał rękę przyjaciela.

- Ja również !  - odparł Johnson - Miło mi , że razem będzie­my brać udział
w tej wyprawie. Chodź ! Oprowadzę cię po moim królestwie,  oraz przedstawię
pozostałych.

-      Poczekaj ! — Jack przytrzymał kapitana - Zanim tam wejdę chciałbym
dowiedzieć  się, co o nich myślisz ?

—    Czy ja wiem ? Trudno  cokolwiek powiedzieć - stropił się kapitan - Po
tych fizykach wszystkiego można się spodziewać, lecz sierżant i ten
porucznik to równi goście. Przyznam się, że nie lubię naukowców, ponieważ
odnoszę wrażenie, że brakuje im piątej klepki. Pamiętaj jednak o tym, że
pozory nieraz mylą. A teraz chodź!- to powiedziawszy, ruszył w głąb
samolotu. W chwilę potem znaleźli się w pomieszczeniu pasażerskim. Było ono
niezbyt duże, a prócz tego  zapełnione potężnymi skrzyniami. Na samym
przodzie  znajdowało  się około dwudziestu wygodnych foteli. Siedem było już
zajętych , reszta czekała na pozostałą część ekipy.

- Oto ekipa robocza w  komplecie - zawołał Johnson, wprowadzając
porucznika. – Porucznik Adamsom szef wyprawy, a teraz panowie może się
przedstawią?

- Słusznie, kapitanie - odezwał się stary , całkowicie łysy mężczyzna
siedzący najbliżej kabiny pilotów, będący właściwie karykaturą człowieka.
Drobnej budowy, zgarbiony, o twarzy pokrytej setkami zmarszczek wyglądał
śmiesznie w luksu­sowym, potężnym fotelu,  gdyż wyglądem bardziej pasował do
przydrożnego baru.

-     Nazywam się Szulz i jestem szefem mojej  skromnej ekipy. Obok mnie
siedzi profesor Raszel (wysoki, chociaż drobnej figury mężczyzna skinął
głową), profesor Zimmerman ( wskazał na grubego fizyka wyglądem
przypominającego rozdeptany naleśnik), doktor  Mc Donald (młody wysportowany
blondyn siedzący obok Kazla podniósł rękę), oraz doktor Wilkinson (wskazał
mężczyznę  zajmującego fotel w ostatnim rzędzie). Ci dwaj panowie - tu
wskazał Szulc na siedzących w tym samym rzędzie  co on , lecz po drugiej
stronie – to chyba pańscy ludzie.

- Profesorze , nie  chciałbym nieporozumień między nami,  ale wszyscy
jesteście moimi ludźmi, moją ekipą i od każdego wymagam ślepego wykonywania
rozkazów - ostro zareagował Adamsom.

- Wszyscy tu obecni - kontynuował - są żołnierzami. Panowie, to jak wojna,
tu nie ma żartów.

- Rozśmiesza mnie pan, poruczniku - zaśmiał się Mc Donald - prze­cież i tak
czeka nas śmierć . My mamy skonstruować ten aparat, a następnie wysłać was w
podróż. My zostaniemy i tu skiśniemy w atomowych wyziewach. Uważa pan, że
wskrzesi w nas patriotyzm? Ja bym w to nie wierzył! Ha ha ha!

- Mc Donald,  zawiodłem się na tobie - odezwał się  Szulz -  to nie  jest
walka o nic , lecz  jest to wielka batalia o przetrwanie. Było kiedyś takie
powiedzenie „Ty nie czujesz bluesa”. Powinniśmy być dumn , że to nas wybrano
do tego zadania, że dołożymy rękę do tak ważnego zadania.

- Przepraszam poruczniku - zwrócił się do Adamsona - Ma pan rację i ja
również podporządkuję się pańskim poleceniom.

Johnson, widząc, że sytuacja już na wejściu robi się napięta, pociągnął
Jacka w kierunku pozostałych mężczyzn.

- Oto sierżant Thomson - wskazał na potężnego chłopa mającego około dwóch
metrów wzrostu . Ten zerwał się z miejsca i wyprężył jak struna : Na rozkaz
!

Sprawiał sympatyczne wrażenie. Porucznik wyczuł w nim rasowego żołnierza.

- A to  jest porucznik Max Gotfryd - kapitan przedstawił ostatniego z ekipy.
Tak jak poprzedni wstał, zasalutował i ponownie zajął swoje miejsce.

- A teraz zapraszam do mojego apartamentu - Johnson otworzył kabinę pilotów.
Weszli do mrocznego pomieszczenia oświetlonego  jedynie małymi  światełkami
umieszczonymi w pulpicie sterowniczym. Znajdowały się tam trzy fotele dla
trzech pilotów, lecz były one puste. Załoga znajdowała się na
zewnątrz i nadzorowała tankowanie samolotu .

- Słuchaj  Tom - zwrócił się Adamson do przyjaciela - czy pa­miętasz wykłady
majora Gleena ?

- Oczywiście, to był fajny facet - przytaknął Johnson .

-          Tak , ale  czy pamiętasz jak podkreślał wagę asekuracji przy
wykonywaniu ważnych zadań bojowych ?

- Owszem, ale nie wiem do czego zmierzasz ?

- Przybliż  się i posłuchaj .- rozmowa zamieniła się w szept. Długo
dyskutowali , sprzeczali się.


Waszyngton , osiemnasty kwietnia, godzina dwudziesta. Narada w Białym Domu
zbliża się ku końcowi.

- Panie Ilikolson, proszę opróżnić urnę - prezydent  zwrócił się do  swojego
sekretarza , wysokiego mężczyzny siedzącego obok. Ten wstał, podszedł do
pojemnika, dźwignął go w górę i przyniósł do specjalnie przygotowanego
stołu. Przechylił i wysypał kartoniki na blat. Stół zaczernił się od kartek.
Nie trzeba było liczyć, wszyscy widzieli stertę czarnego papieru .

- Panowie ! – prezydentowi głos zadrżał ze wzruszenia  - ze­brani
opowiedzieli się  za uruchomieniem naszego potencjału nuklearnego, a wola
wasza jest wolą Narodu.

- Panie prezydencie! – młody oficer wbiegł bocznymi drzwiami.

- Zaczęło się. Uderzyli!

Prezydent  zbladł, pomruk przerażenia przeszedł przez salę.

- Generale , proszę o uruchomienie wyrzutni i czekam na potwierdzenie
wykonania rozkazu – zwrócił się do szefa sztabu .

Na sali  zaległa grobowa cisza , każdy wstrzymał oddech i prze­rażonym
wzrokiem wpatrywał się w Hanta.
 

 

Tekst umieszczony w tej kolumnie jest objety ochroną praw autorskich i nie może być wykorzystany bez zgody autora.

 

 

   Polki w świecie-    Monika Markowicz
 

Współpraca Polishwinnipeg.com z  czasopismem
Polki w Świecie”.

Kwartalnik „Polki w Świecie” ma na celu promocję Polek działających na świecie, Polek mieszkających z dala od ojczyzny. Magazyn ten kreuje nowy wizerunek Polki-emigrantki, wyzwolonej z dotychczasowych stereotypów. Kwartalnik „POLKI w świecie” ma także za zadanie uświadomić Polakom mieszkającym nad Wisłą rangę osiągnięć, jakimi dzisiaj legitymują się Polki żyjące i działające poza Polską. Czasopismo w formie drukowanej jest dostępne w całej Polsce i USA. Redaktor naczelna magazynu Anna Barauskas-Makowska zainteresowała się naszym Polonijnym Biuletynem Informacyjnym w Winnipegu, odnalazła kontakt z naszą redakcją proponując współpracę.

Nasza współpraca polega na publikowaniu wywiadów z kwartalnika „Polki w Świecie w polishwinnipeg.com  a wywiady z kobietami, które ukazały się w naszym biuletynie zostaną opublikowane w kwartalniku ”Polki w Świecie”.
 


 

Dlaczego wybrałam… MAROKO


Monika Markowicz – El Baroudi
 

Dwie i pół godziny od Europy. Maroko dla wielu jest krajem nieosiągalnym. Jedni się boją, że to kolejny niebezpieczny kraj arabski, drudzy zakochani w kolorach, tradycjach i inności przyjeżdżają tu tak często jak tylko mogą i marzą tylko o tym by się tu osiedlić.
Czy jest to łatwe?

Praktyczny przewodnik emigrantki

monikaSama zamieszkałam w tym magicznym kraju. W moim przypadku zadecydował głos serca. Na szczęście zakochałam się w tym miejscu i jak na razie nie mam zamiaru ruszać się stąd.
Znam wielu obcokrajowców, którzy po prostu chcą tu mieszkać. Jest w czym wybierać. Jedni, chcąc być bliżej Europy, wybierają Tanger. Kolejni Fes – miasto artystów i rzemieślników. Rabat jest chyba wybierany głównie przez urzędników ambasad a Casablanca to jeden wielki biznes. Turystyczny Agadir i kultową Essaouire wybierają wielbiciele wielkiej fali. Marakesz to już trochę inny świat.

Maroko jest mile nastawione na emigrantów z krajów rozwiniętych. Muszą oni jednak przejść etap załatwiania papierów i chyba wtedy wielu rezygnuje. No, ale aż tak źle nie jest. W Maroku obowiązuje „system połowicznego informowania” o jakie dokumenty w danym momencie chodzi. I tak można do urzędników chodzić tygodniami i za każdym razem dowiadujemy się, że potrzebne są zdjęcia, znaczki skarbowe, kopie kopi, podpisy i pieczątki a i tak nie wiadomo kiedy dossier będzie kompletne. Znajomości są tu mile widziane, wręcz konieczne żeby cokolwiek załatwić. Da się do tego przywyknąć, choć zdarza się, że włosy rwiemy przed wejściem do któregoś z urzędów. No cóż: co kraj to obyczaj!

Kiedy dopełnimy wszelkich formalności, można się zabrać za poszukiwanie sobie jakiegoś godnego lokum. Jest w czym wybierać: apartamenty, wille, riady, farmy, a jedne ładniejsze od drugich. Architekci przebijają się w pomysłach. Wnętrza bajkowe, orientalne, nowoczesne – co kto lubi. Najlepiej korzystać z pomocy dobrych agencji (www.immo-maroc.com). Jest tylko jedno „ale”, marokańscy rzemieślnicy nie są perfekcjonistami i czasami małe defekty mogą się pojawić. Zdarza się, że w najdroższych willach po kilka milionów, gniazdko z prądem jest w najmniej odpowiednim miejscu, że płytka nie pasuje do reszty. Ale w tym tkwi urok. Zresztą, po co przejmować się takimi drobiazgami skoro dookoła jest tak pięknie.
Wystarczy skosztować marokańskiej kuchni. Znana na całym świecie kolorowa kuchnia z aromatycznymi przyprawami i wyjątkowo dobrymi warzywami zauroczy każdego.
Couscous, tajin, sałatki marokańskie to raj dla podniebienia. Nie wspomnę już o miodowych smakołykach. Palce lizać!!
Dla przyjezdnych/emigrantów najlepszym sposobem jest zatrudnienie w domu gosposi, która te wszystkie tradycyjne potrawy przygotuje. Gosposie w domu ma prawie każdy. Taka pani posprząta, zaopiekuje się dziećmi i pysznie ugotuje.Te usługi nie są aż taki drogie (w porównaniu z Europą) i większość rodzin może sobie pozwolić na taki luksus. Trzeba mieć jedynie szczęście (no i znowu znajomości), żeby trafić na dobrą i uczciwą gosposię. Jak się takową panią ma to życie w Maroku jest życiem niczym w bajce.

Dla mnie było to ciekawe doświadczenie. Trzeba umieć zorganizować prace takiej pani, zrozumieć ją i jej sytuację (bo najczęściej ona ma wielkie problemy rodzinne), dostosować i wyznaczyć zasady funkcjonowania naszego domu. Jesteśmy małżeństwem mieszanym, przez co kultury też się mieszają i nie jest zawsze łatwo. Już sama kuchnia stwarza problemy. Kiedy mamy ochotę na inną kuchnię niż marokańska wtedy nasza gosposia patrzy jak przygotowuje się daną potrawę i następnym razem udoskonala ją „a la” Maroko.

Edukacja
Jak jest już lokum i gosposia to można pomyśleć o edukacji naszych dzieci. W Maroku jest bardzo dużo szkół prywatnych, ale trzeba nieźle się naszukać, żeby znaleźć ta dobrą. Są szkoły francuskie i amerykańskie i chyba tam jest najlepiej wysłać swoje pociechy. Systemy w tych szkołach różnią się od siebie. Wakacje i święta nie pokrywają się z dniami wolnymi w Maroku. I tu tkwi problem. Ale nie na tym się kończy. Nauka nauką, ale sam dowóz do szkoły/przedszkola to wielkie wyzwanie. Cztery razy w ciągu dnia trzeba zaliczyć tą sama trasę. Dzieci na lunch wracają do domów.
Jakie wyjście w takiej sytuacji? Najlepiej jest mieć szofera (kolejne wygodne rozwiązanie), albo mieszkać w okolicach szkoły.

Rodzinnie

Miłe jest to, że można wspólnie zjeść lunch i pobyć z dziećmi w ciągu dnia. Maroko jest bardzo rodzinnym krajem. Normalnym widokiem jest spacerujący dziadek z wnukiem. Rodziny na spacerach, pikniki rodzinne w weekendy.

Częste pytania

Co z prawami kobiet w Maroku?
 - Kraj bardzo szybko idzie do przodu i polityka króla Mohammeda VI jest pozytywnie nastawiona na sprawy kobiet. Zmiany są widoczne. Burmistrzem Marrakeszu została kobieta. Coraz to więcej kobiet obejmuje wysokie stanowiska i wchodzą w skład elit rządowych kraju.
Jest też ciemna strona – bieda i analfabetyzm niszczą wszystkie systemy. Kobiety z biednych domów, bez wykształcenia najczęściej, w sytuacjach kryzysowych lądują na ulicy i nie wiedzą, że mają jakieś prawa, że są instytucje, które im mogą pomoc. Stare zasady dominują i one niestety to akceptują.
Maroko zmienia się na lepsze, ale dopiero wtedy można będzie mówić o równości, kiedy zniknie analfabetyzm a na to trzeba czasu.

Kraj kontrastów
Jak tu mówić o normalności skoro otaczają nas i bieda i bogactwo. Marokańczycy chyba przywykli do tych widoków, ale nas przyjezdnych zawsze boli niedola innych. Są miejsca, do których po porostu nie chodzimy.
Wyjeżdżając poza miasta widzimy inny świat. W górach widać, jak ciężko jest żyjącym tam ludziom, w jakich warunkach mieszkają, ale wystarczy pobyć z nimi, by zrozumieć, że nie o luksusy chodzi w życiu. Kobiety z gór, mimo ciągłej i bardzo ciężkiej pracy, są zawsze uśmiechnięte. To te kontrasty, które w Maroku na każdym kroku nas nachodzą, wybudzają w nas chęć do bycia lepszym człowiekiem, szczęśliwszym i nienarzekającym na własny los.

Samotność
Chyba takie słowo w Maroku nie istnieje. Jak można czuć się samotnym skoro już przy wyjściu portier może zagadać nas o swoim życiu, parkingowy z uśmiechem na twarzy życzy miłego dnia, pan na targu pyta o zdrówko i tak dalej w ciągu dnia, zawsze znajdzie się ktoś, kto się do nas serdecznie odezwie. Pogoda też odgrywa ważną rolę. Zawsze jest piękna pogoda, więc znana w Polsce depresja zimowa nie istnieje. Nawet jak się ma zły humor to wystarczy popatrzeć na ten błękit nieba i wszystko się zmienia.

Współpracuje z biurem podróży i godzinami mogę rozmawiać o tradycjach i kulturze z moimi turystami/grupami. Zawsze dostaję ten sam zestaw pytań:
- czy muszę chodzić w chuście na głowie? – NIE
- czy mogę swobodnie wychodzić z domu? – TAK
- czy mąż mnie bije? – NIE. To pytanie mnie rozbraja. Jak można operować tak zacofanymi stereotypami?
Aby uniknąć tych pytań, zaczęłam pisać blog o życiu w Maroku i tam kieruję po więcej informacji. Pytania oparte na mitach nadal się pojawiają, więc walczę z tymi stereotypami niczym z wiatrakami.

Wybrałam

Mój wybór padł na Maroko, a dokładnie na Marakesz. Czuje się tu wspaniale, dobrze, wolna i szczęśliwa. Mam tu swoją rodzinę, przyjaciół i buduję swoje życie takim, jakie sobie wymarzyłam.

Czy tęsknie za Polską?
Nie, dawno temu wyjechałam. Jedynie brakuje mi obecności rodziców i najbliższych. Lubię przyjeżdżać na wakacje do Polski, ale to wszystko.
Staram się nie porównywać krajów, w których mieszkałam (Stany, Holandia, Francja). Każdy był inny, ja w każdym byłam inną osobą.
Bez porównań i stereotypów jedynie można poznać obcą kulturę i obyczajowość i ją zaakceptować, zaadaptować i dorzucić, jako kolejne bogactwo do swojego domu.
A tu właśnie, w Marakeszu, jest mój dom!

Zapraszam serdecznie wszystkich chętnych i podróżników. Służę pomocą i pełną informacją.

Może znajdzie się jakaś Polka, która dołączy do naszego małego grona Polaków w Maroku.


strona www autorki www.marakesz.pl >>>
 

kontakt email: Monika.baroudi@gmail.com Adres poczty elektronicznej jest chroniony przed robotami spamującymi. W przeglądarce musi być włączona obsługa JavaScript, żeby go zobaczyć.

 

 

 

 

   Ogłoszenia

 

 


 


 


Translate this page - Note, this is automated translation meant to give you sense about this document.
 

 
 
 grudzień   2010
Ni Po Wt Śr Cz Pi So
28 29 30 1 2 3 4
5 6 7 8 9 10 11
12 13 14 15 16 17 18
19 20 21 22 23 24 25
26 27 28 29 30 31 1
             

 






Zapisz się na naszą listę
Email
Imie i nazwisko

 

 

Spis Książek Biblioteki SPK
Polsat Centre
Człowiek Roku 2008

Czyszczenie Wentylacji
Duct cleaning


1485 Wellington Avenue
Winnipeg, MB, R3E OK4
Phone: (204) 284-6390
Cell: (204) 997-2000
Fax: (204) 284-0475
email

clean@advancerobotic.com

Kliknij tutaj aby zobaczyć ofertę

 

 

 


Kliknij tutaj aby zobaczyć ofertę



 


 

Irena Dudek zaprasza na zakupy do Polsat Centre Moje motto: duży wybór, ceny dostępne dla każdego, miła obsługa. Polsat Centre217 Selkirk Ave Winnipeg, MB R2W 2L5, tel. (204) 582-2884

Kliknij tutaj aby zobaczyć ofertę
 

 

 



189 Leila Ave
WINNIPEG, MB R2V 1L3
PH: (204) 338-9510

 



Kliknij tutaj, aby wejść na stronę gdzie można pobrać nagrania HYPERNASHION za darmo!!!
 


 

Royal Canadian Legion
Winnipeg Polish Canadian Branch 246
1335 Main St.
WINNIPEG, MB R2W 3T7
Tel. (204) 589-m5493


 



“Klub 13”
Polish Combatants Association Branch #13
Stowarzyszenie Polskich Kombatantów Koło #13
1364 Main Street, Winnipeg, Manitoba R2W 3T8
Phone/Fax 204-589-7638
E-mail: club13@mts.net
www.PCAclub13.com


Zapisz się…
*Harcerstwo
*Szkoła Taneczna S.P.K. Iskry
*Zespół Taneczny S.P.K. Iskry
*Klub Wędkarski “Big Whiteshell”
*Polonijny Klub Sportowo-Rekreacyjny