Dr Krassimir
Petrov (2006)
Państwo narodowe
opodatkowuje
własnych
obywateli;
imperium
opodatkowuje
inne państwa
narodowe (...) W
XX wieku, po raz
pierwszy w
historii,
Ameryce udało
się opodatkować
świat nie wprost
- za
pośrednictwem
inflacji.
Zamiast
bezpośrednio
domagać się
podatku, jak
czyniły to
wszystkie
poprzednie
imperia, USA
rozprowadziły po
świecie, w
zamian za towary,
własną walutę
bez pokrycia -
dolary - z
zamiarem
późniejszego
doprowadzenia do
ich inflacji i
dewaluacji. To z
kolei
umożliwiało
odkupienie
każdego
następnego
dolara za
mniejszą ilość
dóbr. Owa
różnica
stanowiła
imperialny
podatek
spływający do
Stanów
Zjednoczonych. A
oto, jak do tego
doszło.
I.
Ekonomia
imperiów
Państwo narodowe
opodatkowuje
własnych
obywateli;
imperium
opodatkowuje
inne państwa
narodowe.
Historia
imperiów, od
hellenistycznego
i rzymskiego po
osmańsko-tureckie
i brytyjskie,
poucza nas, że
ekonomicznym
fundamentem
każdego bez
wyjątku imperium
jest
opodatkowanie
innych narodów.
Zdolność
imperium do
narzucania
podatków zawsze
opiera się na
lepszej i
silniejszej
gospodarce, a w
konsekwencji -
na lepszym i
silniejszym
wojsku. Część
podatków
ściąganych od
poddanych szła
na podnoszenie
stopy życiowej
obywateli
imperium; część
zaś służyła
dalszemu
wzmacnianiu
dominancji
militarnej
niezbędnej do
egzekwowania
owych podatków.
Historycznie
rzecz biorąc,
kraje
podporządkowane
składały daniny
w rozmaitych
formach - zwykle
w złocie i
srebrze tam,
gdzie kruszce te
miały walor
pieniądza, ale
nieraz także w
postaci
niewolników,
żołnierzy,
ziemiopłodów,
bydła czy innych
produktów i
surowców
naturalnych, w
zależności od
tego, jakich
dóbr
gospodarczych
imperium żądało
a kraj podwładny
był w stanie
dostarczyć.
Dawniej
opodatkowanie na
rzecz imperium
miało zawsze
formę
bezpośrednią:
państwo
podporządkowane
przekazywało te
dobra
gospodarcze
wprost do
imperium.
W XX wieku, po
raz pierwszy w
historii,
Ameryce udało
się opodatkować
świat nie wprost
- za
pośrednictwem
inflacji.
Zamiast
bezpośrednio
domagać się
podatku, jak
czyniły to
wszystkie
poprzednie
imperia, USA
rozprowadziły po
świecie, w
zamian za towary,
własną walutę
bez pokrycia -
dolary - z
zamiarem
późniejszego
doprowadzenia do
ich inflacji i
dewaluacji. To z
kolei
umożliwiało
odkupienie
każdego
następnego
dolara za
mniejszą ilość
dóbr - właśnie
owa różnica [między
ilością dóbr
importowanych a
eksportowanych]
stanowiła
imperialny
podatek
spływający do
Stanów
Zjednoczonych. A
oto, jak do tego
doszło.
W początkach XX
wieku gospodarka
USA uzyskała
dominującą
pozycję w
świecie. Dolar
amerykański był
wówczas ściśle
związany ze
złotem, toteż
jego wartość ani
nie rosła, ani
nie malała, lecz
była wciąż równa
tej samej ilości
złota. Wielki
Kryzys, z
poprzedzającą go
inflacją w
latach 1921 -
1929 oraz
napęczniałymi
deficytami
budżetowymi w
latach
następnych,
pokaźnie
zwiększył ilość
waluty w obiegu
- dalsze
utrzymywanie jej
pokrycia w
złocie stało się
niemożliwe. To
skłoniło
Roosevelta do
zniesienia w
1932 r.
sprzężenia
między wartością
dolara a
wartością złota.
Aż do tego
momentu USA
mogły co prawda
dominować w
gospodarce
światowej, ale,
w sensie
ekonomicznym,
nie były jeszcze
imperium. Stała
wartość dolara i
jego
wymienialność na
złoto nie
pozwalała
Amerykanom
ekonomicznie
wykorzystywać
innych krajów.
Amerykańskie
imperium w
sensie
ekonomicznym
narodziło się w
Bretton Woods w
1945 r.
Wprawdzie dolar
nie był już w
pełni
wymienialny na
złoto, ale ową
wymienialność na
złoto
zagwarantowano
rządom innych
państw - i tylko
im. Tym samym
dolar stał się
walutą rezerwową
całego świata.
Było to możliwe,
ponieważ w
czasie II wojny
światowej Stany
Zjednoczone
zaopatrywały
aliantów żądając
zapłaty w złocie,
dzięki czemu
zgromadziły u
siebie znaczną
część światowych
zasobów tego
kruszcu.
Imperium nie
mogłoby
zaistnieć, gdyby,
zgodnie z
postanowieniami
z Bretton Woods,
podaż dolara
pozostała
ograniczona i
nie przekraczała
wartości
dostępnego złota.
Umożliwiałoby to
pełną wymianę
dolarów z
powrotem na
złoto. Jednak
polityka "armaty
i masła" z lat
sześćdziesiątych
miała typowy
charakter
imperialny:
podaż dolara
zwiększano
nieustannie,
żeby finansować
wojnę w
Wietnamie i
projekt "wielkiego
społeczeństwa"
L. B. Johnsona.
Większość owych
dolarów trafiała
za granicę w
zamian za towary
sprzedawane do
USA bez szans na
odkupienie ich
po tej samej
cenie. Wzrost
zasobów
dolarowych
zagranicy
wywoływany przez
nieustanny
deficyt handlowy
Stanów
Zjednoczonych
był równoznaczny
z opodatkowaniem
- z klasycznym
podatkiem
inflacyjnym
nakładanym przez
dany kraj na
własnych
obywateli, tyle
że tym razem był
to podatek
inflacyjny
nałożony przez
USA na resztę
świata.
Kiedy zagranica
zażądała w
latach 1970-1971
wymiany
posiadanych
dolarów na złoto,
15 sierpnia 1971
rząd USA ogłosił
niewypłacalność.
Wprawdzie opinię
publiczną
karmiono
frazesami o "zerwaniu
więzi między
dolarem a złotem",
ale w
rzeczywistości
odmowa spłaty w
złocie była
aktem bankructwa
rządu Stanów
Zjednoczonych. W
gruncie rzeczy
USA ogłosiły się
wtedy imperium.
Wyciągnęły z
reszty świata
ogromną ilość
dóbr, nie mając
zamiaru ani
możliwości ich
zwrócić, a
bezsilny świat
musiał się z tym
pogodzić - świat
został
opodatkowany i
nic nie mógł na
to poradzić.
Od tego momentu,
aby Stany
Zjednoczone
mogły utrzymać
status imperium
i nadal ściągać
podatki, reszta
świata musiała w
dalszym ciągu
akceptować -
jako zapłatę za
dobra
ekonomiczne -
stale tracące na
wartości dolary.
Musiała też
gromadzić ich
coraz więcej.
Trzeba było więc
dać światu jakiś
powód do
gromadzenia
dolarów, a
powodem tym
stała się ropa.
Gdy coraz
wyraźniej było
widać, że rząd
USA nie zdoła
wykupić swych
dolarów płacąc
za nie złotem,
zawarł on w
latach 1972-73
żelazną umowę z
Arabią Saudyjską:
USA będą
wspierać władzę
królewskiej
rodziny Saudów,
a w zamian za to
kraj ten będzie
sprzedawał ropę
wyłącznie za
dolary. Śladem
Arabii
Saudyjskiej
miała podążyć
reszta państw
OPEC. Ponieważ
świat musiał
kupować ropę od
arabskich krajów
naftowych,
utrzymywał
rezerwy dolarowe,
aby mieć czym za
nią płacić.
Świat
potrzebował
coraz więcej
ropy, a jej ceny
szły stale w
górę, toteż
popyt na dolary
mógł tylko
wzrastać.
Wprawdzie
dolarów nie
można już było
wymienić na
złoto, ale za to
stały się one
wymienialne na
ropę naftową.
Sens ekonomiczny
wspomnianej
umowy sprowadzał
się do tego, że
dolar miał
pokrycie w ropie
naftowej. Dopóki
tak było, świat
musiał gromadzić
coraz większe
sumy dolarów,
ponieważ były
one niezbędne,
aby móc kupić
ropę. Tak długo
jak dolar był
jedynym
dopuszczalnym
środkiem
płatności za
ropę, miał on
zagwarantowaną
dominację w
świecie, a
amerykańskie
imperium mogło
dalej ściągać
podatki z całego
świata. Gdyby
dolar, z
jakiegokolwiek
powodu, stracił
pokrycie w ropie
naftowej,
amerykańskie
imperium
przestałoby
istnieć. Trwanie
imperium
wymagało więc,
aby ropa była
sprzedawana
wyłącznie za
dolary. Wymagało
ponadto, aby
rezerwy ropy
pozostawały
rozproszone
pomiędzy osobne,
suwerenne
państwa nie dość
silne
politycznie bądź
militarnie, żeby
móc żądać
zapłaty za ropę
w jakiejś innej
formie. Gdyby
ktoś zażądał
innej zapłaty,
należało go
przekonać do
zmiany zdania -
poprzez naciski
polityczne albo
środkami
militarnymi.
Człowiekiem,
który faktycznie
zażądał za ropę
zapłaty w euro
był, w 2000 r.,
Saddam Hussein.
W pierwszej
chwili jego
życzenie zostało
wyśmiane,
później było
lekceważone, ale
kiedy stawało
się coraz
jaśniejsze, że
jego zamiary są
poważne, zaczęto
wywierać na
niego polityczną
presję, aby
zmienił zdanie.
Kiedy również
inne kraje,
takie jak Iran,
zażyczyły sobie
zapłaty w innych
walutach, przede
wszystkim w euro
i w jenach,
dolar znalazł
się w realnym
niebezpieczeństwie.
Taka sytuacja
wymagała akcji
karnej. W
Bushowskiej
operacji "Szok i
Przerażenie" w
Iraku nie
chodziło o
nuklearny
potencjał
Saddama, o
obronę praw
człowieka, o
propagowanie
demokracji, ani
nawet o
zagarnięcie pól
naftowych;
chodziło o
obronę dolara, a
tym samym -
amerykańskiego
imperium.
Chodziło o
pokazanie światu,
że każdy kto
zażąda zapłaty
za ropę w
walucie innej
niż dolar USA,
będzie
przykładnie
ukarany.
Wielu
krytykowało
Busha za to, że
wszczął wojnę,
aby zająć
irackie pola
naftowe. Krytycy
ci jednak nie
potrafili
wytłumaczyć,
dlaczego Bushowi
zależało na
zajęciu owych
złóż - przecież
mógł po prostu
wydrukować puste
dolary i uzyskać
za nie tyle
ropy, ile tylko
mu było potrzeba.
Musiał więc mieć
inny powód do
inwazji na Irak.
Historia uczy,
że imperium ma
dwa uzasadnione
powody do
toczenia wojen:
(1) w obronie
własnej; albo
(2) aby uzyskać
poprzez wojnę
jakieś korzyści.
W każdym innym
wypadku, co po
mistrzowsku
wykazał Paul
Kennedy w "The
Rise and Fall of
the Great
Powers", wysiłek
wojenny
wyczerpie jego
zasoby
ekonomiczne i
przyczyni się do
jego rozpadu.
Mówiąc językiem
ekonomicznym,
aby imperium
wszczęło i
prowadziło wojnę,
korzyści muszą
przewyższać
koszty militarne
i społeczne.
Korzyści z
opanowania
irackich złóż
ropy z trudem
usprawiedliwiają
długofalowe,
rozłożone na
wiele lat koszty
operacji
wojskowej. Bush
musiał natomiast
uderzyć na Irak,
aby bronić swego
imperium.
Potwierdzają to
fakty: w dwa
miesiące od
momentu inwazji,
program "Ropa za
żywność" został
wstrzymany,
irackie konta
prowadzone w
euro
przestawione z
powrotem na
dolary, a ropa
znów była
sprzedawana
wyłącznie za
walutę USA.
Przywrócono
globalną
supremację
dolara. Bush
triumfalnie
zstąpił z
myśliwca i
obwieścił
pomyślne
zakończenie
misji - udało mu
się obronić
dolara, a wraz z
nim -
amerykańskie
imperium.
II.
Irańska Giełda
Naftowa
Władze Iranu w
końcu opracowały
ostateczną broń
"jądrową", która
może
błyskawicznie
unicestwić
system finansowy
leżący u podstaw
amerykańskiego
imperium. Tą
bronią jest
Irańska
Giełda Naftowa,
której
inaugurację
planowano na
marzec 2006 [otwarcie
giełdy opóźniło
się, ale ma
nastąpić w
najbliższym
czasie - przyp.
red.]. Ma ona
być oparta na
mechanizmie
handlu ropą
rozliczanym w
euro. W
kategoriach
ekonomicznych
projekt ten
stanowi znacznie
większą groźbę
dla hegemonii
dolara niż
wcześniejsze
posunięcie
Saddama. W
ramach
transakcji
giełdowych
bowiem każdy
chętny będzie
mógł kupić albo
sprzedać ropę za
euro, bez
żadnego
pośrednictwa
dolara. Możliwe,
że w takiej
sytuacji prawie
wszyscy chętnie
przyjmą system
rozliczeń w
euro.
Europejczycy,
zamiast kupować
i trzymać dolary,
aby zabezpieczyć
swe płatności za
ropę, będą mogli
płacić własną
walutą.
Przejście na
rozliczenia w
euro w
transakcjach
naftowych
nadałoby euro
status światowej
waluty
rezerwowej - z
korzyścią dla
Europejczyków, z
niekorzyścią dla
Amerykanów.
Chińczycy i
Japończycy będą
szczególnie
zainteresowani
nową giełdą,
gdyż umożliwi im
drastyczne
zmniejszenie
swych ogromnych
rezerw
dolarowych i ich
dywersyfikację,
co będzie dla
nich ochroną
przed
następstwami
deprecjacji
dolara. Część
posiadanych
dolarów będą
chcieli nadal
zatrzymać;
drugiej części
być może w ogóle
się pozbędą;
trzecią część
zachowają na
pokrycie
dolarowych
płatności w
przyszłości, tym
razem już bez
odnawiania tych
rezerw, a
przechodząc
stopniowo na
rezerwy w euro.
Rosjanie mają
żywotny interes
ekonomiczny w
przejściu na
euro - większość
wymiany
handlowej
prowadzą właśnie
z krajami
europejskimi, z
krajami -
eksporterami
ropy naftowej, z
Chinami oraz z
Japonią.
Przejście na
rozliczeniach w
euro natychmiast
uwidoczni się w
handlu z
pierwszymi dwoma
blokami, a z
czasem także
ułatwi handel z
Chinami i
Japonią. Ponadto
Rosjanie, zdaje
się, z niechęcią
trzymają dolary,
które tracą na
wartości, skoro
ich nowym
objawieniem jest
rozliczanie się
w złocie. Poza
tym, w Rosji
odżył
nacjonalizm, i
jeśli przejście
na euro miałoby
być dotkliwym
ciosem dla
Ameryki, z
przyjemnością go
zadadzą i będą z
satysfakcją się
przyglądać, jak
imperium krwawi.
Arabskie kraje
eksportujące
ropę chętnie
będą przyjmować
euro jako środek
dywersyfikacji
ryzyka wobec
piętrzących się
gór
dewaluujących
się dolarów. Te
kraje także,
podobnie jak
Rosja, handlują
przede wszystkim
z krajami Europy,
a zatem będą
preferować
walutę
europejską,
zarówno ze
względu na jej
stabilność, jak
i dla
ograniczenia
ryzyka
walutowego, nie
mówiąc już o
motywie
ideologicznym -
dżihadzie
przeciwko
Niewiernemu
Wrogowi.
Tylko
Brytyjczycy
znajdą się
między młotem a
kowadłem. Ze
Stanami
Zjednoczonymi
łączy ich
wieczne
strategiczne
partnerstwo, ale
równocześnie
naturalnie ciążą
ku Europie. Jak
dotąd mieli
wiele powodów,
aby trzymać z
tym, który
wygrywa. Kiedy
jednak zobaczą,
że ich blisko
stuletni partner
upada, czy będą
wytrwale trwać u
jego boku, czy
też go dobiją?
Nie należy
jednak zapominać,
że obecnie dwie
wiodące giełdy
naftowe to
nowojorski NYMEX
i londyńska
Międzynarodowa
Giełda Ropy
Naftowej
(International
Petroleum
Exchange - IPE),
obie praktycznie
w rękach
Amerykanów.
Bardziej
prawdopodobne
wydaje się, że
Brytyjczycy będą
musieli pójść na
dno razem z
tonącym okrętem,
w przeciwnym
bowiem razie
strzeliliby
sobie w nogi,
szkodząc własnym
interesom na
londyńskiej IPE.
Warto zauważyć,
że bez względu
na retorykę
objaśniającą
powody
utrzymania funta
szterlinga,
Brytyjczycy nie
przeszli na euro
najprawdopodobniej
właśnie dlatego,
że sprzeciwiali
się temu
Amerykanie:
gdyby tak się
stało, londyńska
IPE musiałaby
się przestawić
na euro, tym
samym zadając
śmiertelną ranę
dolarowi i
strategicznemu
partnerowi
Wielkiej
Brytanii. W
każdym razie bez
względu na to,
co postanowią
Brytyjczycy,
jeśli Irańska
Giełda Naftowa
nabierze tempa,
liczące się siły
interesu -
europejskie,
chińskie,
japońskie,
rosyjskie i
arabskie - z
zapałem przyjmą
w rozliczeniach
euro, a wówczas
los dolara
będzie
przypieczętowany.
Amerykanie nie
mogą do tego
dopuścić, i
użyją, jeśli
zajdzie
konieczność,
szerokiego
wachlarza
strategii, aby
powstrzymać lub
zahamować
funkcjonowanie
planowanej
giełdy:
-
Sabotaż
giełdy -
mógłby
polegać na
wprowadzeniu
wirusa
komputerowego,
ataku na
sieć, system
łączności
lub serwery,
rozmaitych
naruszeniach
bezpieczeństwa
serwerów,
albo też na
zamachu
bombowym na
główne i
pomocnicze
obiekty
giełdy w
stylu 11
września.
-
Zamach stanu
-
zdecydowanie
najlepsza
strategia
długoterminowa,
jaką
dysponują
Amerykanie.
-
Wynegocjowanie
takich
warunków i
ograniczeń
prowadzenia
giełdy,
które będą
do przyjęcia
dla USA -
inne
znakomite
rozwiązanie
dla
Amerykanów.
Oczywiście,
rządowy
zamach stanu
jest
strategią
wyraźnie
preferowaną,
gdyż
zagwarantowałby,
że giełda
wcale nie
będzie
funkcjonować,
a więc
niebezpieczeństwo
dla
amerykańskich
interesów
będzie
zażegnane.
Gdyby jednak
próby
sabotażu czy
zamachu
stanu się
nie
powiodły,
wówczas
negocjacje
byłyby z
pewnością
najlepszą
dostępną
opcją.
-
Wspólna
rezolucja
wojenna ONZ
- tę będzie
bez
wątpienia
trudno
uzyskać,
zważywszy na
interesy
wszystkich
pozostałych
państw
członkowskich
Rady
Bezpieczeństwa.
Gorączkowa
retoryka o
tym, jak to
Irańczycy
opracowują
broń jądrową
niewątpliwie
ma na celu
utorowanie
drogi do
tego typu
działań.
-
Jednostronne
uderzenie
nuklearne -
to byłby
straszliwy
wybór
strategiczny,
z tych
samych
względów, co
strategia
następna -
jednostronna
wojna
totalna. Do
wykonania
tej brudnej
roboty
Amerykanie
prawdopodobnie
posłużyliby
się
Izraelem.
-
Jednostronna
wojna
totalna - to
jawnie
najgorszy
możliwy
wybór
strategiczny.
Po pierwsze,
zasoby
wojskowe USA
zostały już
nadwerężone
przez dwie
poprzednie
wojny. Po
drugie,
Amerykanie
jeszcze
bardziej
zraziliby do
siebie inne
silne
narody. Po
trzecie,
państwa
posiadające
największe
rezerwy
dolarowe
mogłyby się
zdecydować
na cichą
zemstę w
postaci
pozbycia się
swoich gór
dolarów, tym
samym
utrudniając
Stanom
Zjednoczonym
dalsze
finansowanie
ich
ambitnych
wojowniczych
planów. Po
czwarte
wreszcie,
Iran ma
strategiczne
sojusze z
innymi
silnymi
narodami, co
mogłoby
doprowadzić
do ich
zaangażowania
się w wojnę;
mówi się, że
Iran ma
takie
przymierze z
Chinami,
Indiami i
Rosją, znane
pod nazwą
Szanghajskiej
Grupy
Współpracy,
a także
osobny pakt
z Syrią.
Bez względu na
to, która
strategia
zostanie wybrana,
z czysto
ekonomicznego
punktu widzenia
można stwierdzić,
że o ile Irańska
Giełda Naftowa
nabierze rozpędu,
główne potęgi
gospodarcze z
zapałem zaczną z
niej korzystać,
a to pociągnie
za sobą zgon
dolara. Upadanie
dolara
dramatycznie
przyspieszy
amerykańską
inflację i
stworzy presję
na dalszy wzrost
długoterminowych
stóp
procentowych w
USA. W tym
momencie Bank
Rezerwy
Federalnej
znajdzie się
między Scyllą a
Charybdą -
między groźbą
deflacji a
hiperinflacji -
i będzie musiał
pospiesznie albo
zażyć swoje "klasyczne
lekarstwo"
deflacyjne,
polegające na
podniesieniu
stóp
procentowych, co
wywoła poważną
depresję
gospodarczą,
zapaść na rynku
nieruchomości
oraz załamanie
się rynku
obligacji, akcji
i walorów
pochodnych, a w
następstwie -
totalny krach
finansowy, albo,
alternatywnie,
wybrać wyjście
weimarskie,
czyli inflacyjne,
a więc utrzymać
na siłę
oprocentowanie
obligacji
długoterminowych,
odpalić "helikoptery"
i "zatopić"
rynek powodzią
dolarów, ratując
przed
bankructwem
liczne fundusze
długoterminowe (LTCM)
i wywołując
hiperinflację.
Austriacka
teoria pieniądza,
kredytu i cykli
gospodarczych
uczy nas, że
pomiędzy ową
Scyllą a
Charybdą nie ma
rozwiązania
pośredniego.
Prędzej czy
później system
monetarny musi
się przechylić w
jedną lub w
drugą stronę, co
zmusi Rezerwę
Federalną do
podjęcia decyzji.
Głównodowodzący
Ben Bernanke (nowy
prezes Fed -
przyp. red.),
renomowany
znawca Wielkiego
Kryzysu i
wprawny pilot
śmigłowca "Black
Hawk", bez
wątpienia
wybierze
inflację. "Helikopterowy
Ben" nie pamięta
wprawdzie
America's Great
Depression
Rothbarda, ale
dobrze
zapamiętał
lekcje płynące z
Wielkiego
Kryzysu i zna
niszczycielskie
działanie
deflacji.
Maestro nauczył
go, że panaceum
na każdy problem
finansowy jest
wywołanie
inflacji, choćby
się paliło i
waliło. Uczył on
nawet
Japończyków
własnych
niekonwencjonalnych
metod zwalczania
deflacyjnej
pułapki
płynności.
Podobnie jak
jego mentorowi,
marzy mu się
przezwyciężenie
"zimy
Kondratiewa".
Żeby nie
dopuścić do
deflacji,
ucieknie się do
drukowania
pieniędzy;
odwoła wszystkie
helikoptery z
800 zamorskich
baz wojskowych
USA; a jeśli
będzie trzeba,
nada stałą
wartość
pieniężną
wszystkiemu, co
mu się nawinie.
Jego ostatecznym
dokonaniem
będzie
hiperinflacyjna
destrukcja
amerykańskiej
waluty, z której
popiołów
powstanie nowa
waluta rezerwowa
świata -
barbarzyński
relikt zwany
złotem.
tłumaczenie:
Paweł Listwan
zdjęcie/photo
credit:
peasat /
flickr
- George is
Keeping an Eye
On You! -
Courtesy of
Creative Commons
Licence
Krassimir Petrov
uzyskał doktorat
z ekonomii w
USA, a obecnie
wykłada
makroekonomię,
finanse
międzynarodowe i
ekonometrię na
Uniwersytecie
Amerykańskim w
Bułgarii.
Tegoż autora:
"China's Great
Depression"
"Masters of
Austrian
Investment
Analysis"
"Austrian
Analysis of U.S.
Inflation" "Oil
Performance in a
Worldwide
Depression"
Zalecana lektura:
William Clark
"The Real
Reasons for the
Upcoming War in
Iraq" William
Clark "The Real
Reasons Why Iran
is the Next
Target" |