Mariusz-Orion Jędrysek: Jesteśmy przegrani
O
znaczeniu geologicznych zasobów Polski i o tym, jak utraciliśmy
kontrolę nad gazem łupkowym, rozmawiamy z prof.
Mariuszem-Orionem Jędryskiem, Głównym
Geologiem Kraju w latach 2005-2007.Mariusz-Orion Jędrysek
Jak
działa w Polsce system przyznawania koncesji na eksploatację
złóż surowców?
Mariusz-Orion Jędrysek: Koncesje są wydawane przez trzy organy,
różnego stopnia: powiatowego (w imieniu starosty), wojewódzkiego
(w imieniu marszałka) oraz Głównego
Geolog
Kraju, który reprezentuje ministra środowiska. Koncesje na
odsłonięcia do 2 hektarów na żwir, piasek itp. wydaje geolog
powiatowy. Tam, gdzie używa się środków wybuchowych, albo
odsłonięcia są większe niż dwa hektary lub produkcja większa niż
20 tys. ton rocznie, decyzję podejmuje geolog wojewódzki. Główny
Geolog Kraju ma w swojej pieczy pozostałe koncesje, główne
kopaliny o znaczeniu strategicznym dla Polski.
Mankament istniejącej sytuacji polega na tym, że każdy z
nich jest pozostawiony sam sobie, bez pomocy organów
pomocniczych, bez współpracy. Nie ma służby geologicznej, która
mogłaby reprezentować państwo. W związku z tym jej rolę pełni
Państwowy Instytut Geologiczny, który jednak nie ma obowiązku
myślenia kategoriami propaństwowymi. To zasadnicza wada tkwiąca
w fundamentach, wynikająca z faktu, iż jest to jednostka przede
wszystkim naukowa. Minister środowiska nie ma żadnej możliwości
wpływu na to, co dzieje się w Instytucie. PIG może uczestniczyć
w międzynarodowych grantach czy brać pieniądze z różnych źródeł,
także obcych.
Taka
sytuacja jest niedopuszczalna dla instytucji mającej kluczowy
wpływ na strategiczne zasoby kraju.
Wydaje
się, że tutaj dość dobrym przykładem będzie gaz łupkowy, na
wydobycie którego koncesje przejęły międzynarodowe korporacje.
Jak do tego doszło?
M-O.
J: W 2005 r., gdy zostałem Głównym Geologiem Kraju, wiedziałem,
że łupki zawierać mogą znaczne ilości metanu. Takie pomysły
zrodziły się nie tylko z dotychczasowej działalności naukowej,
którą stanowiły m.in. badania mechanizmów powstawania i migracji
metanu w osadach, ale „chodziło” to za mną od czasów
studenckich, gdzie na ćwiczeniach terenowych śp. dr Adam
Haydukiewicz pokazywał studentom występujące na powierzchni
skały bogate w węglowodory. Niestety budżet GGK na potencjalne
poszukiwania był bardzo mały, tymczasem mówimy o miliardowych
inwestycjach. Żadna polska firma nie jest w stanie wyłożyć
takich pieniędzy. Przy czym podkreślę, że nie jest argumentem
to, iż dziś nie mamy technologii do wydobywania gazu łupkowego.
Spore części tych technologii w Polsce są, a zanim się gaz
znajdzie, jest czas, aby technologie opracować, pozyskać
licencje, podjąć współpracę, poszukiwać wspólnie itd.
Pierwszego inwestora, na moją prośbę, sprowadził z USA dr Jan
Krasoń, który od wielu lat prowadzi działalność geologiczną w
USA i który umocnił mnie w przekonaniu, że w łupkach należy
szukać gazu. Na moją prośbę dr Krasoń spędził wiele godzin w
Departamencie Geologii i Koncesji Geologicznych w Ministerstwie
Środowiska, tłumacząc od podstaw sprawę gazu łupkowego w USA. W
tym czasie ani w Departamencie, ani w PIG-u wiedzy na ten temat
nie było nawet takiej, żeby móc przygotować choćby notatkę.
Zrobił to dla mnie w 2006 r., opierając się głownie na tym, co
znalazł w Internecie, mgr Paweł Poprawa, pracownik PIG.
W USA
rozpoczęto wydobycie na większą skalę w 2003 r., w 2006 r.
mieliśmy szanse być drudzy. Moje działania polegały na
przyznaniu po kilka koncesji różnym, obcym firmom, które mają
rozwinięte technologie poszukiwawcze. „Rozrzuciłem” je po
różnych częściach Polski, żeby były jak najdalej od siebie, aby
nie tylko utrudnić im ewentualną współpracę bez naszego udziału,
ale aby uzyskać w oparciu o ich weryfikowane raporty jak
najszerszą wiedzę o jak największym i geologicznie różnorodnym
terenie, z zamiarem wstrzymania koncesjonowania po udzieleniu
kilkunastu koncesji i po zorganizowaniu Polskiej Służby
Geologicznej. Miałem nadzieję sfinansować pieniędzmi uzyskanymi
z opłat za koncesje dalsze polskie badania i rozwój polskich
elementów technologii poszukiwań i wydobycia.
Jak
miała wyglądać Polska Służba Geologiczna?
M-O.
J.: Miała być wyspecjalizowanym organem państwa, o dużych
kompetencjach działania w imieniu państwa. Służba miałaby
merytorycznie i prawnie „pilnować geologicznego interesu”, a
także weryfikować wiarygodność zainteresowanych firm, wspierać
działania Ministerstwa Środowiska, Ministerstwa Spraw
Zagranicznych, Ministerstwa Gospodarki itd. Miało w niej
pracować ok. 200 osób, ekspertów (nie urzędników). PSG miała być
merytorycznym organem do tworzenia strategii dotyczącej surowców
i struktur geologicznych, w tym choćby naszego udziału w
przyszłej eksploatacji zasobów den oceanicznych. Finansowanie
Służby miało pochodzić z opłat eksploatacyjnych, które i tak są
dziś przeznaczane w największym stopniu na działania PIG-u. Jej
trzon mieli stanowić najlepsi polscy geolodzy (choć nie tylko),
ponadto mogłaby ona korzystać ze specjalistów pracujących w
różnych regionach kraju. W tym celu zainicjowałem utworzenie
bazy eksperckiej Gea, złożonej nie tylko z geologów i górników.
Jednak
aby taka instytucja mogła zaistnieć, należało zmienić Prawo
geologiczne i górnicze (Pgg). Przy okazji myślałem o kilku
niezbędnych zmianach, w tym zliberalizowaniu działań
geologicznych w Polsce, żeby miały one bardziej pozytywny wpływ
na gospodarkę. Polska jest najbardziej surowcowym krajem w Unii
Europejskiej, to jest podstawa gospodarki.
We
wrześniu 2007 r. nowe PGG było przygotowane, niestety zmienił
się rząd i stwierdziłem, że nie będę przekazywał ustawy do
Sejmu, bo automatycznie trafi ona do kosza. Uznałem, że lepiej
pozostawić je następcy, by to on „pociągnął” sprawę dalej.
Aby
prawo geologiczne funkcjonowało, dyskutowałem sprawy z tym
związane z Radą Geologiczną (społeczny organ doradczy głównego
geologa kraju). Powołałem analogiczną Radę Górniczą, złożoną z
praktyków i naukowców pracujących w różnych dziedzinach nauk
górniczych, a także działający społecznie organ doradczy
Ministra Środowiska – Honorowy Komitet Głównych Geologów Kraju,
do którego weszli niemal wszyscy moi poprzednicy, łącznie z
pełniącym tę funkcję w czasach PRL. Wszystkie te rady działały
społecznie, a więc ich istnienie nie obciążało budżetu. Chodziło
o oparcie się na ciągłości wiedzy i działań, bo w geologii
wszystkie inwestycje są wieloletnie, w związku z tym nie można
doprowadzić do nieciągłości polityki. Te organy konsultowały
nowe prawo. Wszystkie one widziały konieczność powołania PSG.
Po
zmianie rządu wszystkie rady zostały natychmiast rozwiązane i
zrezygnowano z powołania Służby. Niemal gotowy projekt ustawy o
PGG przejęto, ale poczyniono zmiany – zostało ono rozdęte do
1200 stron (z załącznikami będącymi częścią tej ustawy),
skomplikowane i stało się wewnętrznie sprzeczne. Pewne regulacje
zostały niekorzystnie zmienione. Komisja sejmowa w 2009 r.
poprosiła mnie o opinię. Napisałem ją w dość krytycznym tonie,
pokazując, co i dlaczego powinno być inaczej zapisane. Moje
uwagi nie zostały uwzględnione. Rok później o to samo poprosił
mnie Senat – zrobiłem aktualizację w podobnym duchu. Niestety ta
opinia również niczego nie zmieniła, podobnie zresztą jak często
się pokrywające tysiące (sic!) uwag wynikających z konsultacji
społecznych.
W tym
samym czasie głośna stała się sprawa gazu łupkowego. Wydano nowe
koncesje, na
niesprzyjających Polsce warunkach. Czym innym jest wydać kilka
pierwszych koncesji na
warunkach, które przewiduje prawo, żeby pilnie rozpocząć
poszukiwania, gdy zależy nam na
czasie, a inwestor ponosi 100% ryzyka, zaś czym innym na tych
samych warunkach oddać kontrolę nad całością.
Czy
Polska odniesie jakąś korzyść z tych koncesji?
M-O.
J.: W tej chwili opłata za wydanie koncesji poszukiwawczej jest
niska – powinna zależeć choć trochę od ryzyka inwestora. Do tego
Pgg ma zawierać przygotowane przeze mnie rozporządzenie Ministra
Środowiska, które zakładało stałe i dość niskie opłaty
eksploatacyjne za wydobycie każdego surowca, zmieniane w oparciu
o czynnik inflacji. Takie rozwiązanie było dobre jako
rozporządzenie, które w każdej chwili można zmienić. Wstawiając
to rozporządzenie do ustawy, utrudnia się możliwość późniejszego
regulowania opłat i ewentualnego zwiększenia przychodów
budżetowych, np. w oparciu o gaz łupkowy. To także utrata
narzędzia negocjacyjnego i kontroli. Teraz firmy, które dostają
koncesje, praktycznie nie płacą za informację geologiczną, która
czasem jest warta miliardy złotych i w którą Polska włożyła
bardzo dużo wysiłku intelektualnego i finansowego. Nie ma
kontroli, czy te informacje nie wypływają gdzieś dalej.
A jak
Pan myśli – wypływają?
Jakie
są następstwa tego rozdawnictwa koncesji?
M-O.
J.: Rynek wycenił wartość koncesji na poszukiwanie gazu
łupkowego od 50 do 100 mln zł, co oznacza, że koncesjobiorcy
zapłacili Skarbowi Państwa za uzyskanie koncesji na poszukiwania
drobny ułamek tego, ile są one warte na rynku. W świetle
proponowanego Pgg i podjętych już nieuzasadnionych decyzji
udzielenia koncesji na poszukiwania, podobny problem strat
Skarbu Państwa będzie dotyczył późniejszych koncesji na
eksploatację, a przez to i samej eksploatacji. Większość
sensownych koncesji zostało wydanych podmiotom zagranicznym, o
których nic nie wiemy. Za mojej kadencji nieliczne koncesje
wydałem znanym obcym firmom, których zachowanie jest
przewidywalne, a także jednej firmie polskiej. Jeśli zacznie się
śledzić proweniencję firm, którym później wydawano koncesje, to
ta jasność czasem urywa się gdzieś na znikomym poziomie wiedzy.
Dobry gospodarz na własnej ziemi nie dopuszcza do poszukiwań
kogoś, o kim niczego nie wie i nie pozbawia się sam narzędzi
kontroli. Tym bardziej, że są to surowce kluczowe, mogące
zmienić w zupełności układ geopolityczny w Europie.
Jakie
są możliwości odzyskania kontroli nad tymi zasobami?
M-O.
J.: W tej chwili nie możemy już zrobić dosłownie nic albo bardzo
niewiele. Polska jest w jakimś autoklinczu. Zgodnie z
obowiązującym Pgg, pierwszeństwo ubiegania się o koncesje na
eksploatację złóż ma firma, która dokonała odkrycia, w oparciu o
wcześniejszą koncesję na poszukiwania. Tylko ta firma ma prawo
do informacji geologicznej. Teoretycznie musi złożyć raport z
wyników poszukiwań, ale co z tego, skoro może tam napisać coś
trudno weryfikowalnego, jeśli nie ma PSG, która dysponuje
warsztatem do zweryfikowania takich informacji. Nie ma żadnej
służby, która mogłaby sprawdzić prawdziwość takiego raportu.
Jesteśmy petentami u koncesjobiorców! To, że pan premier
deklaruje, iż to będzie jego oczko w głowie, niewiele faktycznie
znaczy, a wręcz trudno zrozumieć, co w ogóle znaczy. Gdyby
chciał którejkolwiek z firm odebrać koncesje czy zmieniać
warunki, to nie ma ku temu żadnych podstaw prawnych. Przegrałby
sprawę w każdym polskim sądzie.
Niestety państwo utraciło kontrolę nad tym, co się dzieje.
Trzeba szukać współpracy. Możliwe, że posłowie na ten temat
milczą, bo nie za bardzo rozumieją zagadnienie – stąd zostawiają
wolną rękę rządowi. W rządzie też nikt się w tym nie orientuje,
więc zostawiają sprawę Ministrowi Środowiska. Minister się nie
orientuje, ale uważa, że zastępcę, podsekretarza, ma po to, żeby
ten wiedział, co robi. No i ten coś robi…
Wspomniał Pan, że Polska jest najbardziej surowcowym krajem
Europy.
M-O.
J.: Zdecydowanie tak. Mamy ponad 80 procent zasobów węgla
kamiennego, ok. 14
miliardów ton. Warto spojrzeć na koncentrację tych zasobów –
powierzchnia Polski wynosi 312 tysięcy km2, a jeśli policzymy
stosunek zasobów do powierzchni, to współczynnik wynosi ok. 750.
Dla pozostałej części Unii Europejskiej jest on mniejszy niż 50.
Węgla
brunatnego mamy pomiędzy 10 a 20% zasobów unijnych. Chyba tylko
Niemcy mają trochę więcej od nas. Jeśli chodzi o miedź, to ten
współczynnik mamy na poziomie 160, podczas gdy dla pozostałej
części Unii Europejskiej wynosi on 2,5. Jesteśmy drugim
producentem srebra na świecie i piątym czy szóstym miedzi. Mamy
szansę na eksploatację pierwiastków ziem rzadkich i to w dużych
ilościach, a one są teraz kluczowe. Ale jesteśmy w zasadzie
jedynym europejskim krajem bez własnej służby geologicznej, bo
dziś PIG i wiele innych podmiotów wykonują zadania służby, ale
żaden nią nie jest, nikt tej wiedzy strategicznie nie „spina”.
W
ostatnim czasie węgiel jest mocno deprecjonowany jako surowiec
energetyczny. Z jednej strony mamy porozumienia międzynarodowe o
ograniczaniu emisji CO2, z drugiej strony nowe możliwości w
energetyce. W jaki sposób można wykorzystać nasze zasoby węgla,
jednocześnie nie łamiąc porozumień międzynarodowych?
M-O.
J.: Istnieją rozwinięte technologie mikrobiologicznego
zgazowania węgla, pozwalające
uzyskać metan i wodór, a także cenne nawozy naturalne, które też
wpłyną na ograniczenie emisji CO2 do atmosfery, emitowanego przy
produkcji nawozów sztucznych. Mało tego, CO2 może być zatłaczany
do złóż metanu (czy ropy) w celu wydobycia tego ostatniego na
powierzchnię, a więc nie miałaby miejsce jego emisja do
atmosfery (technologia EGR). Jest to pomysł zbliżony do
promowanego w Unii zatłaczania CO2 do struktur geologicznych (CCS).
Warto zwrócić uwagę, że EGR zastosowaliśmy jako pierwsi w
Europie (PGNiG i INiG), a „gazowych” krajów jest trochę na
kontynencie, np. Holandia czy Norwegia. Niestety, ze względu na
politykę koncesyjną, na CCS/EGR w łupkach też nie zrobimy raczej
tak dobrego interesu, na jaki niewątpliwe mieliśmy szanse.
Dziękuję za rozmowę.
Rozmawiał Konrad Malec, 19 kwietnia 2011 r.
|