zapisz
Się Na Naszą listę |
Proszę
kliknąć na ten link aby dotrzeć do formularza gdzie można zapisać się
na listę dystrybucyjną i w przyszłości otrzymywać biuletyn bezpośrednio od nas.
Aby zapisać się szybko bez wypełniania formularza, proszę wysłać
E-mail bez
żadnego tekstu poprzez kliknięcie tego
linku.
| |
Przyłącz się |
Jeśli masz jakieś informacje
dotyczące polskich wydarzeń i chciałbyś albo chciałabyś podzielić się nimi z
naszymi czytelnikami, to prześlij je do
nas. Mile
widziane są wywiady, felietony, zdjęcia i poezja. Proszę informować
nas o wszystkich
wydarzeniach polonijnych. | |
Promuj polonię |
Każdy z nas może się przyczynić do promowania Polonii w
Winnipegu w bardzo prosty sposób. Mój apel jest aby dodać dwie
linie do waszej stopki (signature) aby zacząć promować Polonijne
wydarzenia w Winnipegu kiedykolwiek wysyłamy maila.
Tutaj są instrukcje jak dodać stopkę używając Outlook Express.
Kliknij Tools-->Options -->
Signatures
Zaznacz poprzez kliknięcie Checkbox
gdzie pisze
Add signature to all outgoing messages
W pole gdzie jest napisane Edit Signature proszę wpisać.
albo
Po tym kliknij Apply
I to wszystko. Od tej pory będziemy promować polskie wydarzanie w
Winnipegu automatycznie kiedy wyślemy maila do kogoś. Wszystkie programy
mailowe mają taką opcję tzw. signature i sposób jej dodania
będzie bardzo podobny do tego co opisałem dla Outlook Express | |
|
Polonijny
Biuletyn Informacyjny w Winnipegu |
INDEX
FAKTY ZE ŚWIATA
|
Środa, 2009-03-11
Naukowiec z USA
sfałszował badania o lekach przeciwbólowych
Prominentny specjalista anestezjolog sfingował dane użyte w swoich
publikowanych szeroko pracach, które ukazywały korzyści ze stosowania
środków przeciwbólowych produkowanych przez znane amerykańskie koncerny.
Naukowiec, dr Scott S. Reuben, zatrudniony w Baystate Medical Center w
Springfield w stanie Massachusetts, fałszował dane do prac publikowanych
w latach 1996-2008 w periodykach z dziedziny anestezjologii. Reklamowały
one takie popularne w USA leki przeciwbólowe jak: Vioxx, produkowany
przez Merck & Co., oraz Bextra wytwarzany przez Pfizer Inc. Oba są już
wycofane z rynku. Reuben dowodził też korzyści z zażywania takich leków
jak Celebrex i Lyrica, produktów Pfizera.
Reuben napisał też do federalnej Agencji Kontroli Leków, aby nie
zabraniała używania wspomnianych leków, gdyż są bezpieczne i skuteczne.
Jak się okazało, jego badania i wystąpienia publiczne były opłacane
przez Pfizera.
Prasa amerykańska podaje co jakiś czas podobne przykłady korumpowania
naukowców przez koncerny farmaceutyczne. Niedawno poinformowano, że
wielu profesorów medycyny na renomowanych uniwersytetach pracuje na boku
jako płatni konsultanci dla tych koncernów.
Tomasz Zalewski PAP
Aresztują "Iwana Groźnego", strażnika obozu zagłady
Prokuratura w Monachium wystawiła nakaz aresztowania mieszkającego w USA
88-letniego Johna Demjaniuka, byłego strażnika obozu zagłady w Sobiborze
- powiedział rzecznik prokuratury Anton Winkler.
Nakaz wydano w związku z zarzutami o współudział Demjaniuka w
zamordowaniu 29 tysięcy europejskich Żydów w Sobiborze pomiędzy marcem a
końcem września 1943 r.
Prokuratura pracuje z niemieckim rządem federalnym nad wnioskiem do USA
o ekstradycję mieszkającego w Ohio Demjaniuka. - Kiedy tylko znajdzie
się on w Niemczech możliwe będzie przedstawienie aktu oskarżenia -
powiedział Winkler.
Według Centrali Ścigania Zbrodni Nazistowskich w Ludwigsburgu istnieją
dokumenty oraz zeznania świadków, z których wynika, że Demjaniuk
osobiście kierował transporty Żydów do komór gazowych w Sobiborze.
Śledczy ustalili, że Demjaniuk był członkiem komanda SS, które zajmowało
się wyłapywaniem i eksterminacją Żydów w Generalnej Guberni. Oprócz
obozu w Sobiborze służył też jako strażnik w obozach na Majdanku, w
Treblince i Flossenburgu. Dawni więźniowie twierdzą, że był nazywany "Iwanem
Groźnym".
Podejrzany nie przyznaje się do zarzutów zbrodni nazistowskich,
twierdząc, że służył w Armii Czerwonej i dostał się do niewoli
niemieckiej w 1942 roku.
Po wojnie Demjaniuk trafił do obozu dla uchodźców w Monachium. W 1952
roku wyemigrował do Stanów Zjednoczonych, gdzie pracował jako robotnik w
fabryce samochodów.
Dwukrotnie pozbawiano go obywatelstwa USA. W 1986 r. został wydany
Izraelowi w związku z oskarżeniem o udział w zagładzie Żydów. Został
skazany na śmierć w procesie dotyczącym czynów, których miał się
dopuścić w czasie, gdy był strażnikiem w obozie w Treblince. Jednak Sąd
Najwyższy Izraela uchylił ten wyrok, uzasadniając, że nie ma
wystarczających dowodów, iż oskarżony był osławionym "Iwanem Groźnym".
Demjaniuk wrócił po tym wyroku do Stanów Zjednoczonych.
Jego rodzina od lat twierdzi, że stan zdrowia Demjaniuka uniemożliwia mu
udział w procesie, a tym bardziej ekstradycję do Niemiec.
Na początku marca syn Demjaniuka, John powiedział niemieckiemu
dziennikowi "Bild", że jego ojciec jest "bardzo niedołężny". Cierpi na
chorobę krwi i szpiku kostnego, z powodu której kilka razy na miesiąc
potrzebuje hospitalizacji i transfuzji krwi. Gdyby został wydany do
Niemiec, musiałby mieć zapewnioną opiekę lekarską przez całą dobę.
- Nie sądzę, by mój ojciec wytrzymał proces - powiedział John Demjaniuk
junior. Dodał, że głęboko wierzy w niewinność swego ojca.
Anna Widzyk PAP
Książę Karol naciąga ludzi na kupno podejrzanej mikstury?
Następca brytyjskiego tronu książę Walii Karol został oskarżony o to, że
jest naciągaczem, ponieważ pod szyldem swojej firmy Duchy Originals
wypuścił na rynek miksturę do detoksykacji, która nie posiada żadnych
właściwości medycznych.
Księcia oskarżył Edzard Ernst, pierwszy w Wielkiej Brytanii profesor
specjalizujący się w medycynie alternatywnej i niekonwencjonalnej,
zajmujący się oceną jej efektów - donoszą brytyjskie media.
Według Ernsta nie ma żadnych medycznych dowodów na działanie tego
produktu, a "książę Karol pogłębia ogólnie zły stan zdrowia
społeczeństwa sugerując, iż można sobie dogadzać, po czym zażyć jego
miksturę i wszystko znów będzie OK.".
Firma Duchy Originals produkuje m.in. herbatniki i dżemy ze składników
nieskażonych sztucznymi nawozami. Firma twierdzi też, że jej ziołowa
nalewka (Duchy Herbals' Detox Tincture) "w naturalny sposób wspomaga
organizm w procesie trawienia i usuwania toksyn".
- W okresie kryzysu finansowego książę Karol wykorzystuje naiwność
opinii publicznej, by samemu odnieść korzyści finansowe - oświadczył
profesor Ernst, który pracuje na uniwersytecie w Exeter.
Mikstura produkowana przez firmę księcia Walii składa się z karczochów i
dmuchawca (mniszka lekarskiego). Za 50-mililitrową butelkę trzeba
zapłacić 10 funtów (ok. 50 zł). Zdaniem profesora karczochy obniżają
cholesterol, ale dmuchawiec nie ma żadnych właściwości leczniczych.
Dyrektor Duchy Originals Andrew Baker powiedział, że nalewka nigdy nie
była opisywana jako lekarstwo na jakąkolwiek chorobę. Nie jest też
produktem żadnych przesądów, szarlatanerii, ani fikcji.
Książę Karol od lat prowadził akcję na rzecz alternatywnej medycyny,
zwłaszcza homeopatii. Jest też przeciwnikiem genetycznie zmodyfikowanej
żywności i nanotechnologii. Broni wizji społeczeństwa, której elementami
jest organiczne rolnictwo, gospodarka oparta na lokalnych produktach i
tradycyjnej architekturze
PAP
Wtorek, 22009-03-10
Litwini jadą na zakupy -
w bankach nie ma złotówek
Okazja! Następna taka będzie dopiero w lipcu. Więc nie ma co czekać.
Litwini masowo wybierają się na zakupy do Polski. Na Litwie 11 marca, to
dzień wolny od pracy - święto uchwalenia Aktu Odrodzenia Niepodległości.
Korzystając z okazji wielu Litwinów wybiera się na kolejne zakupy do
Polski.
Odkąd nowy rząd konserwatysty Andriusa Kubiliusa zwiększył akcyzy na
paliwo, alkohol i wyroby tytoniowe, zwiększył podatek VAT oraz
wprowadził dodatkowe opodatkowanie wynagrodzeń, zaś w tym samym czasie
cena polskiej waluty spadła w stosunku do litewskiej niemalże o połowę,
robienie zakupów w polskich supermarketach na Litwie stało się dobrą
weekendową tradycją. Dodatkowy wolny dzień w środku tygodnia, to więc
kolejna okazja wypadu na zakupy do Suwałk, Augustowa, czy też
Białegostoku.
Okazja tym bardziej większa, bo zaraz Wielkanoc, więc najwyższy czas na
robienie zakupów, po podczas kolejnych weekendów może być prawdziwe
piekło na drogach prowadzących do Polski. A następny dodatkowy wolny
dzień w tygodniu przypada dopiero na poniedziałek 6 lipca. Wtedy na
Litwie będzie obchodzony Dzień Państwowości, czyli dzień domniemanej
koronacji księcia Mendoga na króla Litwy. Nie wiadomo jednak, czy do
tego czasu kurs polskiej waluty utrzyma się na niskim poziomie, czy może
wzrośnie do poziomu z jesieni ubiegłego roku. Wtedy robienie zakupów w
Polsce po prostu przestanie się być opłacalnym zajęciem.
A tym czasem opłaca się jak najbardziej. Na Litwie ostatnio panuje wręcz
gorączka robienia zakupów w polskich supermarketach.
Niektórzy kupujący zwierzyli się nam, że w suwalskich supermarketach i
sklepach czują się niemalże jak u siebie w Maximie (sieć litewskich
supermarketów) na osiedlu. W polskich sklepach również spotykają
znajomych, a nawet sąsiedzi. Pogawędzą więc trochę o trudnościach życia
na Litwie i "prawdziwym raju dla kupujących" w Polsce.
- Koleżanka wybiera się po zakupy, więc zaprosiła mnie. Podobno z
miasteczka wyruszy cały autokar. Jedziemy do Białegostoku, bo mówią, że
w Augustowie, czy Suwałkach zbyt dużo naszych będzie, więc mogą być
kłopoty z zakupami - zwierza się nam mieszkanka jednego z podwileńskich
miasteczek. Zadzwoniła w rozpaczy, że nie może nigdzie w Wilnie kupić
polskich złotówek oraz euro. - Gdy pytałam w bankach o złotówki, to
zbywali mnie uśmiechem, że naiwna jestem, bo złotówek w Wilnie, zresztą
na Litwie podobno w biały dzień ze świecą nie znajdziesz. A euro nie
mają, bo ktoś plotkę puścił o dewaluacji lita. To w ciągu ubiegłego
weekendu ludzie wszystkie eura wykupili. Teraz trzeba zamawiać i czekać
– użalała się kobieta. Poradziliśmy, żeby nie przejmowała się, bo w
polskich supermarketach można kartą rozliczyć się. Wiadomość tę przyjęła
z niedowierzaniem: "Chyba trzeba będzie dolary kupić, ale mówią, że też
nie w każdym banku są".
Sprawdziliśmy. Faktycznie, są problem z walutą polską, europejską oraz
amerykańską, i to poważne..
- Oj Panie, złotych to mam tylko 10, bo akurat przed chwilą ktoś
wymienił. Ale Pana to chyba nie uratuje. Zresztą Panu nie opłaca się
kupować tych 10 złotych, bo za operację pobieramy komisyjne 3 lity (4 zł)
– mówi kasjerka w minibanku Snoras obok Dworca Autobusowego. - Złotówek
faktycznie nie mamy już od kilku dobrych tygodni. Nawet nasza centrala
nie ma - dodaje.
Idziemy do banku Parex co obok Dworca Kolejowego. Kantor bankowy pracuje
24 godziny na dobę. Dużo wyjeżdżających, dużo przyjeżdżających, więc
interes kwitnie. - Złotówki? – pani w okienku patrzy jak na osobę
niespełna rozumu. – Nie mamy teraz. Zresztą bardzo rzadko miewamy -
stara się być grzeczna. Odchodzimy znowu z niczym… Na Litwie już od
dawna nie było tzw. koników. Już są, bo na wymianie waluty można znowu
zarabiać. Jedyny warunek – trzeba mieć walutę.
- …? – mężczyzna patrzy podejrzliwie, gdy pytamy, czy nie ma złotówek. W
końcu chyba stwierdza, że nie jesteśmy od fiskusa.
- Mam tylko trzy dych. Przed chwilą jakiś turysta zrzucił. Akurat
autokar do Warszawy odjechał, więc na drogę flaszkę leciał kupić –
opowiada cinkciarz.
Stwierdzamy, że trzy dychy nas nie ratują, pytamy więc o euro.
– Odkąd ta plotka krąży, to euro już ze trzy dni w ręku nie miałem –
odpowiada.
Proponuje łotewskie łaty, brytyjskie funty, rosyjskie ruble… Nic z tego.
- Zawsze kupuję w dużych sklepach więc nie potrzebuję gotówki. Płacę
kartą. Opłaca się, bo zawsze jest dobry kurs i żadnych dodatkowych opłat
- dzieli się z nami swoim doświadczeniem wilnianka Helena. Mówi, że co
drugi weekend wsiada z rodzinką do samochodu i zapuszcza się w głąb
Podlaskiego.
- Bo do przygranicznych miast zbyt dużo naszych najechało. Więc tłumy,
czasami nawet towaru brakuje – wyjaśnia nam wilnianka. Nie chce jednak
zdradzić, dokąd w Polsce dociera po zakupy.
- Nie zdradzę, bo zaraz rozreklamujecie – odmawia kokietliwie. Ma rację.
Od kilku tygodnie litewskie media prześcigają się w opisywaniu wyjazdów
krajanów na zakupy do Polski. Niektóre gazety zaczęły już regularnie
zamieszczać poradniki, gdzie najlepiej w Polsce kupować oraz drukują
cotygodniowy porównawczy zestaw cen towarów i produktów w litewskich i
polskich supermarketach. Tylko idiota by nie pojechał! Różnica w cenie
na niektóre produkty i towary wynosi nawet 50%, toteż 20-procentowa
różnica w cenie nie robi już żadnego wrażenia i często podawana bywa z
adnotacją *nie opłaca się.
Litewscy klienci w polskich supermarketach wolą jednak sami sprawdzić,
co się opłaca, a co nie. Dlatego też, coraz więcej Litwinów robi zakupy
w Polsce. Jest popyt, jest i podaż. Niektóre litewskie firmy turystyczne
i przewoźnicze, z braku tradycyjnych turystów, uruchomili w weekendy
regularne wyjazdy autokarowe do polskich supermarketów. Wolny dzień na
święto niepodległości, to dla przewoźników również dodatkowa okazja do
podreperowania podmytego kryzysem biznesu.
Tymczasem władze w Wilnie biją na alarm – budżet kraju co miesiąc traci
około 100 mln litów, tylko z powodu, że Litwini robią zakupy w Polsce.
Jest to jednak raczej krzyk rozpaczy, bo nawet propagowane przez
premiera hasło "Kupuj produkt Litewski", jako panaceum na kryzys, nie
chwyta, bo najczęściej ten produkt przegrywa z tanim w polskich
supermarketach.
Stanisław Tarasiewicz Infopol.lt
Były agent CIA zdradza kulisy ucieczki dalajlamy
85-letni John Kenneth Knaus - były agent CIA, który w latach zimnej
wojny dostarczał Tybetańczykom broń - wyjawił, że amerykański wywiad
wiedział o ucieczce dalajlamy do Indii w marcu 1959 roku dzięki
nadajnikom ukrytym w bagażach świty tybetańskiego dostojnika.
Gdy rozpoczęło się powstanie przeciwko chińskiej władzy, John Kenneth
Knaus szkolił tybetańskich powstańców w obozie CIA w Kolorado. Zapewnił,
że przygotowaniu ucieczki dalajlamy CIA nie brało udziału. Tłumaczył, że
amerykańskie służby wywiadowcze wkroczyły do akcji dzięki nadajnikom
radiowym, którymi dysponowała świta dalajlamy.
- Jako pierwsi wiedzieliśmy o ucieczce - powiedział agencji AFP Knaus,
wyjaśniając, że prezydent USA Dwight Eisenhower stale był informowany o
posuwaniu się grupki uciekinierów w stronę granicy. Prezydent miał nawet
"mapę, na której zaznaczał trasę Jego Świątobliwości".
Kiedy w 1960 roku chińska Armia Ludowo-Wyzwoleńcza uzyskała kontrolę nad
całym terytorium Tybetu, tybetańscy powstańcy - głównie Khampowie (ze
wschodnich ziem Wielkiego Tybetu, m.in. terenów obecnej chińskiej
prowincji Sichuan) założyli bazy w nepalskim królestwie Mustang. Khampów
wspierała m.in. CIA.
Knaus nawiązał wtedy kontakt z uchodźcami tybetańskimi, ponieważ CIA
poprosiła go, by przedstawił im, jak wyglądają stosunki Chin ze
Związkiem Radzieckim. Szybko zorientował się, że "interesowało ich to
mniej więcej tak, jak wojny punickie" Rzymu z Kartaginą. Szybko jednak
zaprosili go na obchody tybetańskiego Nowego Roku.
- Zakochałem się w Tybetańczykach - mówi Knaus. - Przedstawiają sobą
wszystko, czego życzylibyśmy sobie u Amerykanów: są otwarci, przyjaźni,
chętni, stali, lojalni. I uparci jak muły - powiedział były agent CIA.
CIA dostarczała tybetańskim rebeliantom broń aż do 1968 roku.
Zaprzestała tego na cztery lata przed zbliżeniem chińsko-amerykańskim,
którego wyrazem była wizyta prezydenta USA Richarda Nixona w Pekinie w
1972 roku. Wielu Tybetańczyków przeszło również przeszkolenie w USA, a
potem na północy Indii, gdzie swoją siedzibę znalazł dalajlama i
tybetański rząd na uchodźstwie.
Agenta zaskoczyło chłodne przyjęcie go przez duchowego przywódcę
tybetańskiego buddyzmu, kiedy spotkali się po raz pierwszy w 1964 roku.
- Nie rozumiałem postawy dalajlamy. Przedstawiłem się jako nawrócony,
konwertyta, uczeń. Znałem sporo Tybetańczyków, ich dzieci, i wszystkich
ich uwielbiałem. Byłem bardzo zawiedziony - wyznał.
- Z czasem zrozumiałem, że to ja stanowię w jego oczach problem: to my
dostarczaliśmy broń jego ludowi, a więc to my podsycaliśmy przemoc,
czyli to, czego z definicji nie akceptował - wytłumaczył. - Czy warto
było? Chcę wierzyć, że tak. To coś bardzo amerykańskiego: pomagać
uciśnionym - dodał Knaus.
PAP
Odkryto najstarszą płaskorzeźbę Majów
Grupa archeologów pod kierownictwem amerykańskiego naukowca Richarda
Hasena natrafiła w tropikalnej dżungli, w Gwatemali, płaskorzeźbę
należącą do cywilizacji Majów, datowaną na ok. 300 lat p.n.e.
Jest to najstarsze znalezisko tego rodzaju i dowodzi, że szczytowy okres
rozwoju cywilizacji Majów przypadał znacznie wcześniej niż sądzono
dotychczas.
Wcześniejsze znaleziska datowano na okres 200-150 lat p.n.e.
Płaskorzeźbę, przedstawiającą bóstwa Ixbalanque i Hunapu, odkryto na
stanowisku archeologicznym El Mirador, w rejonie Peten, odległym o 650
km na północ od stolicy kraju - miasta Gwatemala.
W sobotę znalezisko zaprezentowano dziennikarzom w obecności ministra
kultury Gwatemali Jeronimo Lancerio.
W rejonie El Mirador odkryto słynną już piramidę La Danta, zaliczaną już
do największych budowli świata starożytnego.
PAP
Poniedziałek, 2009-03-09
Naukowcy odkryli w mózgu
"sekret skutecznej reklamy"
Reklamy z udziałem zwłaszcza pięknych, ponętnych kobiet wcale nie
zachęcają do zakupu oferowanych produktów, przeciwnie - odwracają uwagę
konsumentów - ustalili włoscy neurolodzy. Naukowcy ogłosili też, że
odnaleźli w mózgu "sekret skutecznej reklamy".
Zespół badawczy pod kierunkiem Fabio Babiloniego z rzymskiego
uniwersytetu La Sapienza ustalił, że reklama, aby odniosła skutek, nie
może przedstawiać zbyt pięknych kobiet i mężczyzn, co można udowodnić,
obserwując reakcje za pomocą zwykłego elektroencefalogramu.
Pokazawszy wybranej grupie badanych osób spoty reklamowe telefonów
komórkowych, jedzenia, napojów oraz samochodów z udziałem niezwykle
urodziwych modelek, naukowcy stwierdzili, że zawarty w nich przekaz nie
dociera do odbiorców i nie zostaje przez nich zapamiętany. Ich uwaga
skupiona jest na pięknie, a nie na istocie reklamy.
- Pamiętamy spot, ale nie markę i reklamowany produkt - podkreślił
Babiloni, którego ustalenia zostaną opublikowane w najnowszym numerze
przeglądu "Clinical Neurophysiology".
Sylwia Wysocka PAP
Spór o Steinbach zaszkodził Angeli Merkel
Kilka miesięcy przed wyborami do Bundestagu w szeregach niemieckiej
chadecji nasila się krytyka pod adresem przewodniczącej CDU kanclerz
Angeli Merkel.
Konserwatyści atakują szefową rządu głównie za "zbyt socjaldemokratyczną"
politykę gospodarczą w czasie kryzysu, ale także za niedawną krytykę pod
adresem Benedykta XVI oraz powściągliwe stanowisko w sporze wokół Eriki
Steinbach.
Ostrzegają, że brak wyraźnego profilu partii i kompromisy z koalicyjną
SPD grożą chadekom utratą głosów tradycyjnych konserwatywnych wyborców,
bez których trudniej będzie wygrać we wrześniu.
- W temacie papieża oraz w sporze o Erikę Steinbach doszło do lapsusów -
ocenił w rozmowie z poniedziałkowym dziennikiem "Handelsblatt"
przewodniczący grupy bawarskiej CSU w Bundestagu Peter Ramsauer.
Zganił on Merkel za to, że w lutym zażądała wyjaśnień od papieża w
sprawie zdjęcia ekskomuniki z negującego holokaust biskupa lefebrysty
Richarda Williamsona, a także za to, że nie wstawiła się za Steinbach w
trakcie sporu z Polską i SPD o skład rady fundacji poświęconej
wysiedleniom.
- Unia musi skoncentrować się przede wszystkim na swojej stałej
klienteli wyborczej - powiedział z kolei w miniony weekend w Norymberdze
przewodniczący Unii Chrześcijańsko-Społecznej (CSU) Horst Seehofer.
Zaapelował do siostrzanej CDU o "wyraźny kurs" polityczny, ostrzegając
przed popadaniem w "stan nirwany" i zależność od wyborców o zmiennych
preferencjach.
Zdaniem Seehofera do stałych wyborców partii chadeckich należą
środowiska niemieckich wypędzonych. Ocenił on, że zachowanie polskiego
rządu wobec przewodniczącej Związku Wypędzonych Eriki Steinbach było "haniebne".
Niezadowolenie panuje również w samej Unii Chrześcijańsko-Demokratycznej.
Wiceprzewodniczący frakcji CDU/CSU Wolfgang Bosbach ostrzegł w gazecie "Hannoversche
Allgemeine Zeitung", że stali wyborcy chadecji mogą "uciec" do
liberalnej FDP albo nie wezmą udziału w wyborach.
- Musi stać się jasne, że rozdział pod tytułem wielka koalicja (z SPD)
jest zamknięty i otwarty zostanie nowy rozdział, w którym CDU wyraźnie
powie, za czym się opowiada - ocenił z kolei premier landu
Badenia-Wirtembergia Guenther Oettinger.
Powodem do niepokoju niektórych chadeków są nieco niższe notowania CDU i
CSU w sondażach oraz coraz mocniejsza pozycja liberalnej partii FDP.
Gdyby wybory do Bundestagu odbyły się w minioną niedzielę, CDU/CSU
zdobyłyby 37% (o 1 punkt procentowy mniej niż w lutym), FDP - 15% (lepiej
o 2 punkty), socjaldemokratyczna SPD - 24% (gorzej o 1 punkt), a Zieloni
i Lewica - 10%.
- W konserwatywnym skrzydle chadecji panuje spora niechęć. Złamaniem
tabu dla wielu konserwatystów była już publiczna krytyka Merkel pod
adresem papieża - przyznał Stephen Bastos z Niemieckiego Towarzystwa
Polityki Zagranicznej.
Według eksperta, znaczenia zarzutów o pozostawienie na lodzie Eriki
Steinbach nie należy jednak przeceniać; sprawa została rozwiązana
względnie szybko w wyniku "eleganckiej" rezygnacji szefowej BdV, a nie
publicznych wypowiedzi i działań Merkel.
- Sama Steinbach na pewno zyskała na znaczeniu w partii i stała się
swoistą nadzieją dla konserwatywnego skrzydła ugrupowania - ocenił
Bastos.
Jego zdaniem większe znaczenie mają problemy CDU ze sformułowaniem swego
wyraźnego profilu. Kryzys gospodarczy i finansowy zmusza Unię
Chrześcijańsko-Demokratyczną do prowadzenia bardziej
socjaldemokratycznej polityki.
Bastos wskazał m.in. na dyskusję o częściowej nacjonalizacji banków,
planowanym wywłaszczeniu zagrożonego bankructwem banku Hypo Real Estate
oraz drogich pakietach ratunkowych dla gospodarki. - To płachta na byka
dla silnie reprezentowanych w CDU zwolenników wolnego rynku. Merkel jest
pod dużą presją wewnątrz swego ugrupowania - powiedział ekspert.
Sekretarz generalny CDU Ronald Pofalla ostrzegł, że sytuację chadeckich
ugrupowań jeszcze bardziej pogarszają otwarte spory wewnętrzne. -
Kontrowersyjna dyskusja, jaka toczy się w Unii, będzie negatywnie
oddziaływać na notowania w sondażach - ocenił w rozmowie z dziennikiem
"Berliner Zeitung".
Choć CDU/CSU wciąż utrzymuje sporą przewagę nad głównym rywalem, SPD, to
politycy chadeccy dobrze pamiętają wybory sprzed blisko czterech lat,
gdy większość chadeków stopniała w szybkim tempie, zmuszając partię
Merkel do zawarcia niewygodnej wielkiej koalicji z socjaldemokratami.
Anna Widzyk PAP
Niedziela, 2009-03-08
Pies przeszedł prawie 400
km, by wrócić do właścicieli
Pies, który zaginął przed ośmioma miesiącami w Serbii, przeszedł prawie
400 km, by wrócić do swych właścicieli mieszkających w Chorwacji -
poinformowała chorwacka prasa.
Dwuipółletni kundel o imieniu Żucio zniknął w czerwcu zeszłego roku w
Szabacu, na zachodzie Serbii, gdy jego właściciele przeprowadzali się do
Zagrzebia. Państwo Daskalović, mieszkający dziś w stolicy Chorwacji, nie
mogli uwierzyć w jego powrót. - Obchodziliśmy po nim żałobę - mówił
cytowany przez dziennik "Jutarni List" Aleksandar Daskalović.
Zbłąkanego psa na ulicach Zagrzebia w połowie grudnia 2008 roku
odnalazła młoda dziewczyna, która skontaktowała się z miejscowym
towarzystwem opieki nad zwierzętami. Organizacja następnie
zidentyfikowała właścicieli na podstawie danych umieszczonych w
znajdującym się przy zwierzęciu mikrochipie. Pod koniec lutego Żucio był
już u siebie.
PAP
Były więzień Guantanamo opisuje tortury i oskarża MI5
Były więzień Guantanamo, 30-letni Binyam Mohamed, stale mieszkający w
Wielkiej Brytanii, więziony również w Pakistanie, Maroku i Afganistanie,
oskarżył brytyjską służbę bezpieczeństwa MI5 o to, że współpracowała z
jego prześladowcami i przymykała oczy na torturowanie go.
W pierwszym wywiadzie prasowym po odzyskaniu wolności Mohamed powiedział
tygodnikowi "Mail on Sunday", iż funkcjonariusze MI5, z którymi po
aresztowaniu go w Pakistanie rozmawiał swobodnie, licząc na ich pomoc,
opracowali listę pytań, które przedstawili CIA, ta zaś przekazała je
marokańskim władzom śledczym, które mu je zadały.
- Gdy uświadomiłem sobie, że Brytyjczycy współpracują z moimi oprawcami,
poczułem się tak, jakby mnie zupełnie obnażono - powiedział.
Pochodzący z Etiopii Mohamed, ubiegający się w Wielkiej Brytanii o azyl
polityczny, został zwolniony z Guantanamo w lutym br. bez postawienia mu
zarzutu. Aresztowano go w Pakistanie w 2002 r., gdy z fałszywym
paszportem próbował wrócić do W. Brytanii, w kilka miesięcy po zamachach
11 września.
Twierdzi, iż jego ambicją było przejście przeszkolenia, by dopomagać
Czeczenom w charakterze cywilnego ratownika, i że nigdy nie miał w
planach walki zbrojnej z Amerykanami lub Brytyjczykami.
Za najbardziej wyczerpujący epizod w ciągu 6,5 lat pozbawienia wolności
uznał pobyt w miejscu, o którym jest przekonany, iż było to tajne
więzienie CIA w Kabulu.
Przez osiem dni trzymano go w zupełnych ciemnościach, skutego w pozycji,
w której nie mógł ani usiąść, ani stać, karmiono skażoną żywnością, nie
pozwalano umyć się i przez miesiąc 24 godziny na dobę grano ten sam CD
Eminema przez głośniki o mocy ok. 160 watów. Za toaletę służyło mu
wiadro.
W Maroku Mohamed był też torturowany przy użyciu skalpela. W Guantanamo
na krótko przed zwolnieniem prowadził głodówkę.
Etiopczyk mówi, że amerykańska prokurator wojskowa ppłk Yvonne Bradley
pokazała zarówno jemu, jak i jego prawnikom z organizacji charytatywnej
Reprieve dwa telegramy, które w jego sprawie MI5 przesłała CIA w
listopadzie 2002 r., gdy był więziony w Maroku, i że utwierdziły go w
przekonaniu, iż był przesłuchiwany na podstawie pytań dostarczonych
przez Brytyjczyków.
Pod wpływem "średniowiecznych tortur", m.in. z użyciem skalpela,
przyznał się do czynów, których nigdy się nie dopuścił. Jedno z oskarżeń
wobec niego dotyczyło rzekomych planów zdetonowania tzw. brudnej bomby w
amerykańskich środkach transportu.
Członek brytyjskiego konserwatywnego gabinetu cieni Dominic Grieve
powiedział, że "niezwykle poważne" oskarżenia wobec MI5 powinny zostać
zbadane w drodze specjalnego dochodzenia przez komisję z uprawnieniami
sądowymi. Gdyby miało się okazać, że kwalifikują się do postępowania
sądowego, powinna się nimi zająć policja.
Decyzję o ewentualnym wszczęciu dochodzenia w sprawie domniemanej zmowy
MI5 z CIA w sprawie tortur ma podjąć prokurator generalna baronesa
Scotland. Shami Chakrabarti, dyrektor organizacji ochrony swobód
obywatelskich Liberty sądzi, iż dochodzenie jest nieuniknione.
BBC uważa, iż twierdzenia Mohameda o telegramach MI5 do CIA nie będą
trudne do zweryfikowania. Konserwatywny poseł David Davis krytykuje rząd
za to, iż decyzji o wszczęciu dochodzenia nie powierzył generalnemu
urzędowi prokuratorskiemu, tylko prokurator generalnej, a więc osobie
związanej z rządem.
Prawnicy Mohameda jeszcze przed zwolnieniem go z Guantanamo wnieśli
sprawę do sądu Anglii na podstawie konwencji zakazującej stosowania
tortur, oskarżając władze brytyjskie o to, że są winne jej łamania. Rząd
zablokował jednak ujawnienie niektórych tajnych dokumentów pod
pretekstem, iż ich odtajnienie zaszkodziłoby brytyjsko-amerykańskiej
współpracy wywiadowczej.
PAP
Lekarze: przełom w walce z rakiem
Naukowcy informują o kolejnym przełomie w walce z rakiem. Brytyjscy
lekarze odkryli enzym, który odpowiada za powstawanie przerzutów
nowotworowych.
Przerzuty, czyli tak zwane guzy wtórne są bardzo groźne. Odpowiadają za
90% zgonów osób cierpiących na raka i są wyjątkowo trudne w leczeniu.
Naukowcy od dawna wiedzą, że powstrzymanie przerzutów znacznie
ułatwiłoby walkę z chorobą. Do tej pory brakowało jednak szczegółowych
informacji na temat mechanizmów rozprzestrzeniania się nowotworów.
Eksperci z brytyjskiego Instytutu Badań nad Rakiem ustalili teraz, że
niezbędny w tym procesie jest enzym o nazwie LOX (oksydaza lizolowa).
Dowiodły tego badania na myszach cierpiących na raka piersi. Naukowcy są
jednak przekonani, że u człowieka te procesy są bardzo podobne. Mają w
związku z tym nadzieję, że w niedługim czasie uda się stworzyć lek
blokujący działanie enzymu LOX, co może uratować życie wielu pacjentom.
IAR
Sobota, 2009-03-07
Spektakl na podstawie
dzieł Gombrowicza w Paryżu
W paryskim Centrum Pompidou można oglądać w ten weekend autorski
spektakl francuskiego reżysera Didiera Galasa oparty na dziełach Witolda
Gombrowicza. W przedstawieniu u boku aktorów występują zawodowi tancerze.
Spektakl "La Fleche et le Moineau", powstały w Teatrze Bateau Feu w
Dunkierce, przez pięć wieczorów gości na deskach podziemnej sceny
Centrum Pompidou w Paryżu. Galas, reżyser i aktor, stworzył to
przedstawienie na podstawie utworów Gombrowicza, przede wszystkim
powieści "Kosmos" i "Dzienników".
Na scenie pojawia się siedem osób, zgromadzonych przy wspólnym posiłku,
które prowadzą swojego rodzaju policyjne śledztwo, przybierające czasem
postać rozważań metafizycznych nad światem i stosunkami międzyludzkimi.
Spektakl łączy słowo z elementami tańca i pantomimy, a do odtworzenia
dwóch ról reżyser zaangażował profesjonalnych tancerzy.
"La Fleche et le Moineau" jest kolejnym spektaklem Galasa inspirowanym
twórczością Gombrowicza, po pokazywanych w ubiegłym roku na festiwalu
teatralnym w Awinionie "Trzech kamykach" ("3 cailloux").
Jak powiedział Galas, już od czasów swoich studiów teatralnych, ponad
dwadzieścia lat temu, gdy po raz pierwszy zetknął się z książkami
polskiego pisarza, doznał "niepokojącego wrażenia, jakby czytał własne
myśli".
- Gombrowicz towarzyszył mi przez całe lata pracy teatralnej i czułem
silną potrzebę, by przenieść jego dzieła na scenę - podkreślił Galas.
Wyjaśnił, że na początku zafrapował go poruszany u Gombrowicza temat
niedojrzałości, potem zaś zakwestionowanie Formy przez pisarza. - To, co
mnie najbardziej zafrapowało w powieściach Gombrowicza to intymność,
sytuacja, w której np. dwoje ludzi rozmawia siedząc na kanapie i właśnie
wtedy dochodzi do zniszczenia Formy - zaznaczył francuski reżyser.
Didier Galas, związany obecnie z teatrem Bateau Feu w Dunkierce, jest
autorem spektakli wystawianych w Europie, Chinach, Japonii i Wenezueli,
w tym scenicznych adaptacji "Don Kichota" Cervantesa i utworów Francois
Rabelais.
PAP
Teleskop Kepler wyruszył szukać "drugiej" Ziemi
Rakieta z teleskopem Kepler wystartowała w piątek czasu lokalnego (w
sobotę nad ranem czasu polskiego) z Przylądka Canaveral na Florydzie -
poinformowała amerykańska agencja kosmiczna NASA. Celem misji będzie
zbadanie różnorodności systemów planetarnych w naszej galaktyce - Drodze
Mlecznej.
62 minuty po starcie teleskop dotarł na orbitę okołoziemską. Pierwotnie
start był zaplanowany na 5 marca, ale inżynierowie zdecydowali, że
potrzebny jest jeszcze dodatkowy dzień przygotowań.
- Dotąd, chociaż odkryliśmy (poza Układem Słonecznym) ponad 300 planet,
nie natknęliśmy się na żadną drugą Ziemię - powiedział Ed Weiler z NASA.
Menedżer projektu Jim Fanson ocenił natomiast, że "znalezienie planet
wielkości Ziemi jest jak próba dostrzeżenia maleńkiej pchełki".
Głównym celem misji Kepler jest poszukiwanie planet wielkości Ziemi
położonych na orbitach w strefie nadającej się do życia, czyli w
odpowiedniej odległości od swojej gwiazdy, takiej, aby woda na
powierzchni planety mogła występować w stanie ciekłym. Poszukiwaniom
zostanie poddane galaktyczne sąsiedztwo Słońca. Teleskop ma zbadać 100
tysięcy gwiazd podobnych do Słońca.
Misja ma potrwać 3,5 roku, ale możliwe jest jej przedłużenie do sześciu
lat.
Nazwa misji pochodzi od niemieckiego astronoma i matematyka Johannesa
Keplera. Jego najsłynniejszym odkryciem jest sformułowanie trzech praw
ruchu planet, zwanych obecnie prawami Keplera.
Realizacja tego projektu ma kosztować amerykańską agencję ok. 591 mln
dolarów.
PAP
Premier Zimbabwe ranny w wypadku samochodowym
Nowy premier Zimbabwe Morgan Tsvangirai został ranny w wypadku drogowym.
W kolizji zmarła jego żona. Do wypadku doszło kilka tygodni po tym, jak
Tsvangirai, dotychczasowy przywódca opozycji, został zaprzysiężony na
premiera rządu jedności narodowej.
Wypadek miał miejsce na przedmieściach Harare. Tsvangirai i jego żona
wyjeżdżali na weekend poza stolicę, kiedy w bok ich samochodu uderzyła
ciężarówka. Tsvangirai ze szpitala poinformował jednego ze swych
doradców o szczegółach zajścia. Ciężarówka jadąca z naprzeciwka nagle
zmieniła pas i uderzyła jego Land Cruisera, środkowy samochód konwoju
złożonego z trzech pojazdów. Kierowca ciężarówki powiedział policji, że
zasnął za kierownicą, podał Dennis Murira, szef biura spraw publicznych
premiera Zimbabwe.
Tragiczny wpadek wydarzył się kilka tygodni po zaprzysiężeniu
Tsvangirai'ego - dotychczasowego przywódcy opozycji - na premiera. Wraz
z Afrykańskim Narodowym Związkiem Zimbabwe - Frontem Patriotycznym (ZANU-PF)
wieloletniego prezydenta Roberta Mugabe utworzył on rząd jedności
narodowej.
Powstał on w ramach podpisanego we wrześniu porozumienia o podziale
władzy. Brak zgody co do podziału stanowisk z ZANU-PF o wiele miesięcy
opóźnił wprowadzenie porozumienia.
Istnieją podejrzenia, że incydent mógł być zamachem na urzędującego
premiera. Jednak, jak podaje International Herald Tribune, większość
liderów politycznych Zimbabwe twierdzi, że zbyt mało wiadomo na temat
wypadku, by posądzać prezydenta o chęć zabicia konkurenta.
Prezydent Mugabe wraz z małżonką w szpitalu złożyli kondolencje
premierowi Tsvangirai.
Tsvangirai zdobył większość głosów w przeprowadzonych w marcu 2008 roku
wyborach prezydenckich, ale wycofał się z drugiej tury z powodu ataków
na jego sojuszników. Jego partia MDC wygrała też przeprowadzone w tym
samym czasie wybory parlamentarne, zdobywając w nich 100 mandatów i po
raz pierwszy w historii pokonując ZANU-PF, które uzyskało 99 mandatów.
PAP
Piątek, 2009-03-06
Rozmowy Polska - Rosja ws.
limitu przewozów bez postępu
Bez postępu zakończyły się rozmowy na temat limitów na przewóz towarów
prowadzone w Moskwie przez polskiego wiceministra infrastruktury,
Tadeusza Jarmuziewicza z rosyjskim wiceministrem transportu, Jewgienijem
Moskwiczowem.
- Nie ustaliliśmy niczego. Po obu stronach mamy napięcie - powiedział
Jarmuziewicz polskim dziennikarzom w Moskwie.
Wiceszef resortu infrastruktury poinformował, że uzgodniono tylko, że 9
marca w Warszawie spotkają się przedstawiciele firm przewozowych z obu
krajów.
- Skoro sprawa dotyczy przewoźników, to może niech sami usiądą do stołu
i spróbują znaleźć wspólne rozwiązanie - oświadczył.
Dostęp do rynku przewozów w Rosji jest ściśle limitowany. Przewozy mogą
się odbywać tylko na podstawie specjalnych zezwoleń. Od 1996 roku
obowiązuje polsko-rosyjska umowa określająca zasady wymiany zezwoleń na
przewozy. Na każdy rok podpisywany jest szczegółowy protokół.
W sierpniu 2008 roku ustalono, że przewoźnicy z obu krajów otrzymają na
2009 rok po 190 tys. zezwoleń.
W przypadku polskich firm, 30 tys. zezwoleń miało dotyczyć przewozów z
krajów trzecich do Rosji, a 160 tys. przewozów Polska- Rosja oraz
tranzytu przez Rosję. W wypadku przedsiębiorstw rosyjskich 185 tys.
miało obejmować tranzyt przez Polskę, a 5 tys. - przewozy z krajów
trzecich do Polski.
W grudniu 2008 roku strona rosyjska nieoczekiwanie zmniejszyła limit dla
polskich przewoźników do 40 tys. zezwoleń. Wszystkie miały dotyczyć
wyłącznie przewozów Polska-Rosja i tranzytu przez Rosję. Rosyjskie
Ministerstwo Transportu nie sprecyzowało przy tym, czy te 40 tys.
zezwoleń to limit na kwartał czy na cały rok.
Polska odpowiedziała zmniejszeniem kwoty dla przewoźników rosyjskich
również do 40 tys. zezwoleń. Także nie sprecyzowała, czy jest to limit
roczny czy kwartalny.
Według dyrektora Andrzeja Bogdanowicza z polskiego Ministerstwa
Infrastruktury, strona rosyjska od kilku lat prowadzi politykę
zmniejszania udziału przewoźników z innych państw w relacjach kraje
trzecie - Rosja. "W danym wypadku chodzi o to, aby polski przedsiębiorca
nie woził towarów do Rosji z innych państw niż Polska" - powiedział.
Jeśli strony nie dojdą do porozumienia, wielu polskim firmom
transportowym grozić będzie bankructwo.
Jerzy Malczyk PAP
Niemiecki polityk kwestionuje granicę z Polską
Polityk skrajnie prawicowej niemieckiej partii NPD zakwestionował
polsko-niemiecką granicę. Do skandalu doszło na forum parlamentu
krajowego Meklemburgii-Pomorza Przedniego.
Podczas debaty w parlamencie deputowany NPD Tino Mueller powiedział, że
dzisiejsze granice Polski obejmują dużą część, jak to określił, "naszej
niemieckiej ojczyzny". Dodał, że sposób, w jaki wytyczono granice po
drugiej wojnie światowej, łamał prawo międzynarodowe.
- Uznawanie terenów będących ojczyzną 15 milionów Niemców za terytorium
oderwane od Niemiec to historyczne kłamstwo - mówił Mueller, zanim
prowadząca obrady deputowana CDU odebrała mu głos. Wcześniej
kilkakrotnie próbowała przywołać do porządku skrajnie prawicowego
polityka.
To nie pierwszy tego typu wybryk Muellera. W grudniu 2006 roku na forum
meklemburskiego parlamentu powiedział, że dwie trzecie Pomorza jest
obecnie pod administracją Polski. NPD ma sześciu deputowanych w liczącym
71 miejsc parlamencie Meklemburgii-Pomorza Przedniego.
M. Wiśniewski IAR
Mniej niż 1 m kw. na więźnia - takie rzeczy tylko w Rosji
Europejski Trybunał Praw Człowieka w Strasburgu skazał Rosję za warunki
panujące w jej więzieniach, a w szczególności za zamknięcie 38 więźniów
w celi o powierzchni 36 m kw., gdzie mogli spać tylko na zmianę.
Trybunał uznał za zgodny z prawdą zarzut Pawła Biczkowa - byłego
funkcjonariusza policji podatkowej odbywającego karę 12 lat pozbawienia
wolności - który twierdził, że musiał dzielić celę z 37 innymi osobami.
Sędziowie doszli do wniosku, że brak odpowiedzi ze strony władz
rosyjskich na prośbę Trybunału o informację na temat warunków panujących
w więzieniach należy znać za potwierdzenie wersji powoda.
Biczkow od czerwca 2000 do września 2003 r. był przetrzymywany w dwóch
więzieniach, po czym przeniesiono go do kolonii karnej.
Strasburski trybunał uznał, że wobec Biczkowa dopuszczono się złamania
zakazu nieludzkiego lub poniżającego traktowania poprzez "brak
przestrzeni osobistej dla więźniów", i skazał Rosję na zapłacenie mu 15
tys. euro za straty moralne.
PAP
Czwartek, 2009-03-05
Ekspert: bez szans na
układ USA z Rosją ws. tarczy
Zdaniem amerykańskiego eksperta Leona Arona oferta prezydenta Baracka
Obamy złożona Rosji od początku pozbawiona była szans na powodzenie. USA
miałoby odstąpić od planów umieszczenia tarczy antyrakietowej w Polsce i
Czechach, gdyby Rosja pomogła USA zapobiec uzbrojeniu się Iranu w broń
nuklearną.
- Ta oferta jest skazana na niepowodzenie. Po pierwsze, Rosja nie ma aż
wielkiego wpływu na postępowanie Iranu. Można tylko mieć nadzieję, że
przestanie blokować uchwalenie sankcji przez Radę Bezpieczeństwa ONZ.
Trudno natomiast oczekiwać, by mogła przekonać Iran do rezygnacji z
broni atomowej - uważa Aron, czołowy specjalista ds. rosyjskich z
konserwatywnego American Enterprise Institute.
- Po drugie - mówi - Rosja wcale nie chce pomóc Ameryce w sprawie Iranu.
W porównaniu bowiem ze strategicznym znaczeniem jej stosunków z Iranem
uzyskanie amerykańskiej rezygnacji z tarczy w zamian za narażenie na
szwank tych relacji nie ma dla Rosji sensu.
Jak dodaje ekspert współpraca z Iranem przynosi Rosji wiele korzyści,
począwszy od sprzedaży technologii nuklearnych za wiele miliardów
dolarów i broni za setki milionów dolarów. Najważniejsze jednak, że dla
Rosji jest niezmiernie ważne, aby być postrzeganą jako supermocarstwo. -
Rosja nie ma teraz wielu ku temu podstaw. Idea więc, że Rosja wygląda na
obrońcę jednego z najważniejszych krajów muzułmańskich przed USA, jest
bardzo dla niej ważna, także ze względów polityki wewnętrznej - mówi
Aron. - Cała bowiem legitymacja reżimu Putina opiera się na dwóch
podstawach: wzroście gospodarczymi i tym, że przywraca on Rosji wielkość.
Teraz, gdy nie ma już tego wzrostu, tym ważniejsza się staje obecność
Rosji w gronie wielkich mocarstw.
Rosja jego zdaniem także obawia się uzbrojenia Iranu w broń nuklearną,
ale "słusznie uważa, że problemem tym zajmą się Stany Zjednoczone i
Izrael".
Ekspert AEI przyznał, że oferta Obamy może mieć pewną wartość jako
przejęcie inicjatywy w sprawie tarczy i próba upewnienia się co do
intencji Rosji. Jednocześnie jednak - podkreśla - postawiła ona w
niezręcznej sytuacji rządy Polski i Czech, a rządowi rosyjskiemu
sugeruje, że jeśli wywrze wystarczający nacisk, może oddalić kraje
Europy Środkowo-Wschodniej od USA.
Tomasz Zalewski PAP
Ekskomunikowani odpowiedzialni za aborcję u 9-latki
Kościół rzymskokatolicki ogłosił ekskomunikę wszystkich, którzy są
odpowiedzialni za przeprowadzenie aborcji u 9-latki. Dziewczynka była w
bliźniaczej ciąży w wyniku gwałtu dokonanego przez ojczyma.
Arcybiskup Jose Cardoso Sobrinho powiedział, że ekskomunice podlega
matka dziewczynki i zespół lekarzy, który dokonał aborcji. Sankcjom
podlegają też organizacje feministyczne, które wspierały aborcję.
Ekskomunice nie podlega sama ofiara gwałtu.
Czteromiesięczną, bliźniaczą ciążę u dziewięciolatki stwierdzono w
ubiegłym tygodniu, kiedy to trafiła do szpitala z powodu bólu brzucha.
Śledztwo wykazało, że odpowiedzialnym za ciążę jest jej ojczym, który
dopuszczał się molestowania na pasierbicy od trzech lat. Mężczyzna
został aresztowany - grozi mu 15 lat więzienia.
Arcybiskup Sobrinho twierdzi: - Boże prawa są ponad ludzkimi prawami. A
jeśli ludzkie prawa są przeciwne Bożym prawom - ludzkie prawa nie mają
wartości.
Prezydent Brazylii Luiz Inacio Lula da Silva powiedział, że jako
chrześcijanin ubolewa z powodu stanowiska Kościoła. Jego zdaniem lekarze
wykonali swój obowiązek.
- Jako chrześcijanin i jako katolik głęboko ubolewam, że biskup Kościoła
katolickiego myśli w tak konserwatywny sposób - powiedział prezydent,
dodając: - Nie wolno było pozwolić, aby dziewczynka zgwałcona przez
swego ojczyma urodziła, zwłaszcza że zagrażało to jej życiu. Sądzę, że
medycyna w tym przypadku postąpiła bardziej prawidłowo niż Kościół i
zrobiła to, co miała do zrobienia: uratowała życie dziewięciolatki.
Poronienie sprowokowano w środę w 15. tygodniu ciąży środkami
farmakologicznymi. Dziewczynka ważyła 36 kilogramów i w opinii lekarzy
jej macica była za mała, wobec czego ciąża zagrażała poważnie jej życiu.
W Brazylii aborcja jest nielegalna. Wyjątki są możliwe, gdy ciąża
zagraża życiu kobiety, gdy płód nie ma szans przeżycia oraz gdy kobieta
padła ofiarą gwałtu, a ciąża nie przekroczyła 20. tygodnia.
EAI
Jedz mniej słodyczy i żyj długo!
Zbyt dużo glukozy w diecie przyspiesza starzenie się komórek. Najnowsze
badania kanadyjskie tłumaczą dlaczego tak się dzieje - informuje pismo "PLoS
Genetics".
Starzenie się jest złożony zjawiskiem, a mechanizmy, które za nie
odpowiadają są ciągle niedostatecznie poznane. Badania na zwierzętach
wskazują, że nadmiar kalorii w diecie przyspiesza starzenie się. Na
przykład, długość życia myszy na diecie o połowę mniej kalorycznej może
wzrosnąć o 40%.
Według jednej z teorii proponowanej na wyjaśnienie tej prawidłowości, za
starzenie się miałyby odpowiadać głównie uboczne produkty
przekształcania glukozy w energię - tzw. wolne rodniki. Gdy mniej jemy,
dostarczamy sobie mniej glukozy, i co za tym idzie, w naszych komórkach
powstaje mniej wolnych rodników, procesy starzenia się zachodzą wolniej.
Najnowsze badania kanadyjskie dowodzą czegoś innego. Naukowcy z
Uniwersytetu w Montrealu prowadzili doświadczenia na drożdżach, które są
modelowym organizmem do badania procesów biochemicznych zachodzących w
komórkach. Komórki tych grzybów są bowiem pod wieloma względami podobne
do komórek ludzi i innych ssaków - na przykład podobnie się starzeją, a
dodatkowo łatwo je badać.
Badacze potwierdzili, że ograniczenie zawartości glukozy w diecie
przedłużało drożdżom życie. Dalsze analizy wykazały, że wystarczyło
wyłączyć gen odpowiedzialny za wyczuwanie glukozy w komórkach, aby w
podobny sposób wydłużyć życie tych grzybów.
Innymi słowy, na długość życia wcale nie wpływa to ile komórki drożdży
zjadają, ale ile "wydaje" im się, że zjadają, tłumaczą autorzy pracy.
- Nasze badania pozwolą lepiej zrozumieć zależność między zbyt dużą
zawartością słodyczy w diecie współczesnych ludzi, a wzrostem zachorowań
na schorzenia typowe dla starszego wieku - komentuje kierujący
doświadczeniami prof. Luis Rokeach.
Badacz liczy, że praca jego zespołu otwiera drzwi do opracowania nowych
terapii chorób związanych ze starzeniem.
PAP
Nie mają co robić ze śniegiem, więc wrzucają go do morza
Kraje skandynawskie przyzwyczajone są do srogich zim. W tym roku jednak
spadło najwięcej śniegu od ponad 20 lat. Władze Oslo zapełniły
składowisko śniegu przekraczając jego nominalną pojemność trzykrotnie.
Teraz nie mają wyjścia i śnieg z miasta wrzucają do morza.
REUTERS
|
|
INDEX
|