Polonia Winnipegu
 Numer 66

         19 marca, 2009      Archiwa Home Kontakt

Wydawca


Bogdan Fiedur
Bogdan Fiedur
 

 

zapisz Się Na Naszą listę


Proszę kliknąć na ten link aby dotrzeć do formularza gdzie można zapisać się na listę dystrybucyjną i w przyszłości otrzymywać biuletyn bezpośrednio od nas.

Aby zapisać się szybko bez wypełniania formularza, proszę wysłać E-mail bez żadnego tekstu poprzez kliknięcie tego linku.

 

 

Przyłącz się

Jeśli masz jakieś informacje dotyczące polskich wydarzeń i chciałbyś albo chciałabyś podzielić się nimi z naszymi czytelnikami, to prześlij je do nas. Mile widziane są wywiady, felietony, zdjęcia i poezja. Proszę informować nas o wszystkich wydarzeniach polonijnych.

 

 

Promuj polonię

Każdy z nas może się przyczynić do promowania Polonii w Winnipegu w bardzo prosty sposób.  Mój apel jest aby dodać dwie linie do waszej stopki (signature) aby zacząć promować Polonijne wydarzenia w Winnipegu kiedykolwiek wysyłamy maila.

Tutaj są instrukcj
e jak dodać stopkę używając Outlook Express.

Kli
knij Tools-->Options --> Signatures

Zaznacz poprzez kliknięcie
Checkbox gdzie pisze

Add signature to all outgoing messages


W pole gdzie jest napisane Edit Signature proszę wpisać.

Polonijny link Winnipegu
http://www.polishwinnipeg.com

albo

Polish Link for Winnipeg
http://www.polishwinnipeg.com


Po tym kliknij Apply

I to wszystko. Od tej pory będziemy promować polskie wydarzanie w Winnipegu automatycznie kiedy wyślemy maila do kogoś. Wszystkie programy mailowe mają taką opcję tzw. signature i sposób jej dodania będzie bardzo podobny do tego co opisałem dla Outlook Express

Polonijny Biuletyn Informacyjny w Winnipegu

INDEX

FAKTY ZE ŚWIATA

Środa, 2009-03-18

Admirał Stavridis zostanie nowym dowódcą NATO w Europie

Amerykański admirał James Stavridis ma zostać mianowany nowym dowódcą sił NATO w Europie - poinformowały amerykańskie źródła rządowe.
Stavridis kieruje obecnie Południowym Dowództwem USA, odpowiedzialnym za aktywność militarną Stanów Zjednoczonych w regionie Ameryki Południowej i Środkowej.
Od grudnia 2006 roku naczelnym dowódcą sił NATO w Europie (skrót nazwy angielskiej SACEUR) jest amerykański generał John Craddock. Oczekuje się, że po przekazaniu stanowiska następcy przejdzie na emeryturę.
PAP

Powstał cykl utworów fortepianowych o Janie Pawle II

Młody włoski pianista Francesco Paniccia skomponował cykl 11 utworów na fortepian, przedstawiających kolejne etapy życia Jana Pawła II.
31-letni artysta zaprezentuje utwory po raz pierwszy na koncercie w Rzymie 1 kwietnia, w przeddzień 4. rocznicy śmierci papieża.
Koncert dedykowany pamięci Jana Pawła II odbędzie się w sali przy kościele Santa Maria in Campitelli niedaleko Placu Weneckiego. Organizatorem wieczoru jest ambasada RP przy Stolicy Apostolskiej, do której sam zgłosił się 31-letni pianista informując o swych kompozycjach, napisanych po śmierci papieża.
Są one niezwykle poruszające. Szczególne wrażenie na słuchaczach zrobi zapewne utwór na fortepian i perkusję, poświęcony zamachowi na Placu świętego Piotra 13 maja 1981 roku.
PAP

Wstrząsające zeznania ofiary "potwora z Amstetten"

Josef Fritzl został zmuszony przed sądem spojrzeć w oczy córki, którą więził w piwnicy i gwałcił przez 24 lata. We wtorek w czasie rozprawy za zamkniętymi drzwiami kontynuowano wyświetlanie sfilmowanych zeznań córki Frtizla, 42-letniej obecnie Elisabeth. Nagranie było wstrząsające i trwało aż 11 godzin. Niektóre fakty z zeznań ujawnia dziennik "Daily Mail".
Nagranie wideo było wyświetlone na olbrzymim ekranie telewizora. Elisabeth opowiadała o pobiciach, gwałtach i upokorzeniach.
Według eksperta jedno z dzieci Fritzla zmarło trzy dni po porodzie.
"Potwór z Amstetten" zwabił córkę do piwnicy 29 sierpnia 1984 roku pod pretekstem pomocy w zainstalowaniu drzwi. Tam ją obezwładnił i zamknął w piwnicy. Następnego dnia wrócił z łańcuchami.
Elizabeth opowiadała o szczurach, prymitywnej wentylacji i wilgoci. Wszystko to utrudniało oddychanie jej i później jej dzieciom. Potrafił wyłączać elektryczność nawet na 10 dni. Dziewczyna nigdy nie wiedziała, kiedy jej oprawca wróci.
Przynosił córce przeterminowane, zimne jedzenie. Żyła w wiecznym strachu, w depresji i z myślami samobójczymi. Straszył ją, że jeśli nie będzie posłuszna to wszystkich ich udusi, albo zostawi na zawsze i bez niego zginą.
Początkowo stawiała opór wobec przemocy ojca, ale potem przestała protestować. Bała się o własne życie i życie swoich dzieci. Myślała o bezpieczeństwie dzieci i najważniejsze stało się dla niej aby przeżyć.
Fritzl nie gwałcił córki tylko wtedy, gdy był na wakacjach. Jak nie wyjeżdżał, do gwałtów dochodziło nawet trzy razy dziennie. Prócz tego bił ją po całym ciele.
Elisabeth zeznała, że ojciec przynosił jej filmy pornograficzne i chciał, żeby odgrywali aktorów. Potrafił ją tak męczyć, że doznawała wewnętrznych obrażeń. Powstrzymywała się od krzyku, by chronić dzieci. Nigdy nie otrzymywała pomocy medycznej. Dostawała jedynie leki na kaszel.
Kładła na podłodze ręczniki, żeby powstrzymać wilgoć, która pojawiała się na ścianach. Myła się razem z dziećmi w zimnej wodzie.
Swoje dzieci rodziła w wilgoci na brudnym materacu. Od Fritzla dostała nożyczki na wypadek gdyby sama musiała urodzić dziecko. Fritzl zostawił ją po porodzie na 10 dni. Dopiero po tym czasie przychodził aby zobaczyć, co dzieje się z nią i dzieckiem.
Po urodzeniu się kolejnych dzieci, Fritzl zabrał trójkę na górę do swojego mieszkania. W piwnicy było już za mało miejsca. Powiększył też piwnicę o dwa pokoje.
Tłumaczyła: Katarzyna Bogdańska, Wirtualna Polska

Sąd: dożywocie dla Fritzla

Josef Fritzl, oskarżony o więzienie własnej córki i spłodzenie z nią siedmiorga dzieci oraz zabójstwo jednego z bliźniaczych synów, został uznany za winnego wszystkich zarzucanych mu czynów. "Potwór z Amstetten" został skazany na dożywocie w zakładzie psychiatrycznym. Wcześniej ława przysięgłych uznała go winnym zabójstwa.
Fritzl oświadczył, że zaakceptował wyrok i zrezygnował z apelacji.
W środę oskarżony nieoczekiwanie przyznał się do wszystkich stawianych mu zarzutów. Fritzl powiedział, że żałuje z całego serca i nic nie może więcej zrobić.
Zarzut zabójstwa przez zaniechanie dotyczy jego własnego dziecka z córką - jednego z bliźniaczych synów, który zmarł wkrótce po urodzeniu w 1996 roku. Dziecko nie otrzymało żadnej pomocy lekarskiej.
Biegła sądowa stwierdziła, że Fritzl ma osobowość psychopatyczną i powinien resztę życia spędzić w zamkniętym zakładzie psychiatrycznym, ale jest świadomy swoich czynów i może odpowiadać przed sądem za popełnione przestępstwa.
Ekspert psychiatrii Adelheid Kastner oceniła przed sądem, że Fritzl powinien zostać zamknięty w zakładzie psychiatrycznym, gdyż istnieje groźba recydywy. - Istnieje niebezpieczeństwo, że jeśli nie będzie leczony, ponownie popełni poważne przestępstwa i dlatego powinien być poddawany terapii do momentu, gdy będzie można powiedzieć, że nie jest już niebezpieczny - powiedziała Kastner.
W 130-stronicowej ekspertyzie dla sądu, której fragmenty przeciekły do prasy, Kastner oceniła, że Fritzl może odpowiadać karnie za swoje czyny, ale zdiagnozowała u niego poważne zaburzenia osobowości oraz dewiacje seksualne.
Prokuratura żądała "maksymalnej kary", czyli dożywocia.
PAP

Wtorek, 22009-03-17

Czeski rząd wycofał z parlamentu umowę o tarczy

Czeski rząd wycofał tymczasowo z procesu ratyfikacyjnego w parlamencie umowy dotyczące rozmieszczenia amerykańskiego radaru na ziemi czeskiej, w obawie przed odrzuceniem ich przez opozycję.
Praga i Waszyngton w zeszłym roku podpisały umowy w sprawie instalacji w Czechach radaru tarczy antyrakietowej mającej chronić USA i ich sojuszników przed atakiem ze strony Iranu czy Korei Północnej. W Polsce w ramach tarczy mają się znaleźć wyrzutnie antyrakiet.
W wystąpieniu telewizyjnym premier Mirek Topolanek powiedział, że odroczenie nie oznacza odstąpienia od procesu ratyfikacji.
Dodał, że rząd wróci to tej sprawy po rozmowach z amerykańską administracją i po szczycie NATO w Strasburgu i Kehl.
Szczyt ma się odbyć 3-4 kwietnia, następnie prezydent USA Barack Obama udaje się do Pragi na spotkanie z przywódcami Unii Europejskiej. W tym półroczu Republika Czeska przewodniczy Unii.
PAP

Terroryści: USA przyznały się do porażki

Przywódca powiązanego z Al-Kaidą irackiego ugrupowania oświadczył, że Stany Zjednoczone przyznały się do porażki, przyjąwszy plan o wycofaniu swoich wojsk z Iraku.
17-minutowe oświadczenie audio Abu Omara al-Bagdadiego, lidera organizacji Islamskie Państwo w Iraku, zamieszczono na stronie internetowej islamistów. Mówi on w nim, że jego plan powiódł się, gdyż zmusił Amerykanów do opuszczenia Iraku. - Ten plan zakończył się ogłoszeniem przez Waszyngton wycofania i przyznaniem się do porażki - powiedział al-Bagdadi według - jak zastrzega agencja Associated Press - tłumaczenia grupy wywiadowczej SITE monitorująca strony bojowników islamskich SITE.
Al-Bagdadi skrytykował też styczniowe wybory lokalne w Iraku, oceniając, że zostały zmanipulowane, przez co władze są nielegalne.
Islamskie Państwo w Iraku poinformowało o swym istnieniu w 2006 roku, po śmierci przywódcy irackiej Al-Kaidy Abu Musaba az-Zarkawiego. Od tego czasu przyznało się do dokonania licznych ataków na siły irackie i amerykańskie, w tym do zestrzelenia kilku śmigłowców USA.
PAP

Już trzeci kraj w UE zalegalizował eutanazję

Luksemburg stał się trzecim krajem Unii Europejskiej, który zalegalizował eutanazję - po Holandii i Belgii.
Tego dnia weszła w życie ustawa, w myśl której "odpowiedź lekarza na prośbę o eutanazję albo pomoc w samobójstwie" nie będzie podlegać karze ani stanowić podstawy do wytoczenia powództwa cywilnego.
Ustawa została dzień wcześniej ogłoszona przez głowę państwa, wielkiego księcia Henriego.
Wejście ustawy w życie było możliwe dzięki zmianom w konstytucji i zmniejszeniu uprawnień wielkiego księcia.
Tekst, przyjęty w drugim czytaniu przez luksemburskich deputowanych 18 grudnia 2008 roku, wzbudził sprzeciw wielkiego księcia, który zagroził, że nie podpisze ustawy, powołując się na swoje przywiązanie do wartości katolickich.
Aby uniknąć kryzysu instytucjonalnego, parlament Luksemburga musiał zmienić konstytucję. Zgodnie z wprowadzonymi zmianami wielki książę już nie "sankcjonuje" ustaw zatwierdzając je, lecz ogranicza się jedynie do promulgacji (ogłoszenia - przyp. red.), niezależnie od swojej aprobaty. Reforma ta sprawiła, że Luksemburg stał się monarchią o funkcjach głównie protokolarnych, do czego zresztą aspirował sam wielki książę.
W Unii Europejskiej dotąd tylko Holandia i Belgia zalegalizowały eutanazję w 2002 roku. W obu tych krajach pacjent musi być świadom swojej decyzji i podjąć ją dobrowolnie w przypadku doznawania nieznośnych cierpień, których nie można złagodzić.
W Szwajcarii lekarz może dostarczyć choremu śmiertelną dawkę leku, który jednak on sam musi zażyć.
PAP

Władze Chin prześladują rodziny ofiar afery melaminowej

Rodziny chińskich dzieci-ofiar skażenia mleka przemysłową melaminą, skarżą się, iż poddawane są naciskom władz lokalnych, usiłujących wymóc na nich rezygnację z dochodzenia ich praw w sądzie, w tym głównie żądań dotyczących wyższych odszkodowań.
Jak wynika z informacji zamieszczonej na portalu internetowym, specjalnie stworzonym przez ojca dziecka, które zachorowało po spożyciu mleka z melaminą, wielu rodziców ofiar spotkało się z podobnymi naciskami. Lokalne władze chcą, by rodziny zaaprobowały rządowe rekompensaty wynoszące dwa tysiące juanów (ok. 290 USD), a nie domagały się w sądach wyższych odszkodowań od producentów. Pod takimi naciskami pozew wycofała już co najmniej jedna rodzina - wynika z informacji przekazanych w chińskim internecie.
Wyższych odszkodowań od oferowanych przez rząd domaga się około 600 rodzin ofiar afery. Przyjęcie rządowej rekompensaty automatycznie oznaczać ma, iż nie dostaną nic od zbankrutowanych obecnie firm mleczarskich, winnych skażenia.
Melamina, dodawana do mleka, by zafałszować wyniki badań jakości produktu, spowodowała w Chinach śmierć co najmniej sześciorga dzieci. 300 tysięcy dzieci zachorowało.
Melaminę wykryto w niemal 70 mlecznych produktach, w tym także w słodyczach, z ponad 20 firm w Chinach, a także poza granicami Chin.
Melamina służy do wyrobu materiałów wiążących, farb, lakierów i przedmiotów gospodarstwa domowego; stosuje się ją też m.in. do modyfikacji betonu. Ze względu na wysoką zawartość azotu była stosowana przez oszustów do zawyżania zawartości białka w mleku. Nieprzyswajalna przez organizm ludzki, prowadzi do kamicy, a nawet niewydolności nerek, co było właśnie przyczyną zgonów lub poważnej choroby większości ofiar afery.
Chińskie sądy skazały już 21 osób odpowiedzialnych za skażenie mleka - wobec trzech z nich orzeczono kary śmierci, a wobec innych kary dożywotniego bądź wieloletniego więzienia. Pozwy sądowe rodzin ofiar - jak się ocenia - stanowią wyzwanie dla chińskiego rządu, próbującego zamknąć sprawę skażonego mleka.
PAP

Poniedziałek, 2009-03-16

7 rzeczy, którymi GPS i zachwyca, i przeraża

Amerykańska technologia wojskowa trafiła pod strzechy. I jak to produkt wojska jest równie atrakcyjna, jak niebezpieczna. Sprawdź, co wiesz o GPS.
1. Rozmaite alarmy i przypominaczki są już po prostu niezbędne. Masz wziąć lekarstwo – ustawiasz alarm w komórce. Zadzwonić do cioci – przypomnienie w kalendarzu. Teraz alarmy zyskały za jednym zamachem trzy dodatkowe wymiary – poruszasz się przecież nie tylko w czasie, ale i w przestrzeni.
Masz więc odebrać rzeczy z pralni. Co z tego, że jakiś dzwonek odezwie się, gdy akurat siedzisz w pracy lub kiedy dotarłeś już do domu. Tobie potrzeba czegoś, co przypomni w odpowiednim momencie, czyli wtedy gdy akurat zbliżasz się do pralni. Proszę bardzo – na niemal każdy telefon wyposażony w GPS znajdziesz program, który będzie śledził twoje położenie i w tym jedynie słusznym momencie narobi wrzasku, dodatkowo wyświetlając, o co mu właściwie chodzi. Bezcenne.
2. Korzystanie z komunikacji miejskiej jest ze wszech miar słuszne i godne pochwały. Bywa też kłopotliwe, bo jeśli już wywalczymy sobie, wracając ze szkoły czy z pracy, miejsce siedzące, to ogromnie rosną szanse na to, że prześpimy nasz przystanek i zwiedzimy odległą od domu pętlę autobusową. Pomocą służą aplikacje budzące – uproszczona odmiana opisywanych wcześniej alarmów. Ot, choćby iNap na iPhone’a – wystarczy zaznaczyć na mapie punkt i określić, ile wcześniej ma się odezwać budzik.
3. Pamiętasz, jak często ładowałeś telefon sześć lat temu? Jeśli nie, to chętnie przypomnę – mniej więcej raz w tygodniu. Potem nastała epoka kolorowych ekranów, później dużych kolorowych ekranów, aż wreszcie sieci trzeciej generacji. Teraz, jeśli masz szczęście, ładowarkę podłączasz co dwa dni, choć raczej musisz to robić codziennie.
Tymczasem moduł GPS w telefonie przebija chyba wszystko – jeśli chcesz korzystać z programu, który stale namierza twoje położenie (a tylko wtedy GPS ma sens), to zapomnij o codziennym ładowaniu komórki. Część, skądinąd bardzo przydatnego, oprogramowania morduje baterię w ciągu jakichś trzech godzin. Oczywiście teoretycznie można ręcznie wyłączyć działanie GPS, ale po co on nam wtedy?
4.Zwykle o tym nie pamiętamy (a może nawet nie wiemy), ale GPS to nic innego jak sieć satelitów i stacji naziemnych zbudowanych na potrzeby amerykańskiej armii i przez nią kontrolowanych. Na co dzień nie zmienia to niczego, ale trzeba pamiętać, że jeszcze 10 lat temu Amerykanie celowo zakłócali sygnał z satelitów, tak by cywilne odbiorniki nie mogły osiągnąć dokładności większej niż sto metrów. Dziś z GPS korzysta cały świat, ale rządzi nim nadal armia USA. Jeśli tylko zajdzie taka potrzeba, sygnał znowu może zostać zakłócony. Co więcej, nie trzeba tego robić na całym świecie – błąd może pojawić się na przykład tylko na obszarze, na którym USA prowadzą działania wojenne. Wojskowy sprzęt zachowa dotychczasową precyzję, a cywilny zgłupieje.
Niby nie ma czym się martwić, ale czemu Stany nie miałyby kiedyś użyć GPS jako narzędzia nacisku politycznego? 5.Zabawa to oprócz wojskowości jeden z silniejszych mechanizmów napędowych rozwoju technologicznego. No, popatrzcie choćby na układy scalone – mało co dało im w ciągu ostatniej dekady takiego kopa jak rozwój kart graficznych.
Tylko czy GPS może być zabawą? Oczywiście. O, na przykład geocaching, czyli poszukiwanie ukrytych skarbów. Wystarczy mieć dowolny odbiornik GPS i nieco wolnego czasu. Na jednej ze stron poświęconych geocachingowi (na przykład Opencaching.pl lub Geocaching.com) znajdujesz lokalizację „skarbu”, czyli ukrytej przez kogoś wodoodpornej skrytki. Namierzasz ją na mapie i wyruszasz na poszukiwania. Po kilku godzinach cierpliwego pełzania po błotnistych parowach, przetrząsania dziupli drzew lub grzebania w śmietnikach odnajdujesz upragnione pudełko, w którym czeka na ciebie jakaś drobna niespodzianka oraz lista osób, które tu już dotarły. Dopisujesz się do listy, zabierasz niespodziankę i wkładasz coś od siebie. Ukrywasz znowu skarb i wracasz szczęśliwie do domu.
Jest też bardziej hi-techowa wersja zabawy. Ściągasz odpowiedni program (na przykład Joyity- na platformę Android) i dołączasz do gry. Gdy wejdziesz w obszar zabawy, twój telefon z GPS poinformuje cię, że polowanie właśnie się zaczęło. Na ekranie widzisz położenie twojej ofiary – innej osoby biorącej udział w grze. Jej pozycja pojawiać się będzie tylko co jakiś czas, a do ciebie należy zlokalizowanie ściganego. Gdy już podejdziesz do niego na odległość mniejszą niż 25 metrów, wciskasz przycisk „fire”. Ofiara jest upolowana. Ale uważaj, bo w tym samym czasie ktoś inny poluje na ciebie!
6.Niedawno Google uruchomił usługę Współrzędne. Choć nie odbiła się ona szerokim echem, to jej znaczenie może być naprawdę duże. Niby to tylko rozwinięcie programu Google Maps na komórki o funkcję wysyłania do Internetu danych o położeniu telefonu, ale daje ogromne możliwości.
Na początek możesz stale informować znajomych o swoim dokładnym położeniu. Nieocenione, gdy chcecie spotkać się na mieście. Można też kogoś perfidnie śledzić – co prawda wymaga to dostania jego telefonu do rąk na parę minut, ale w końcu czego nie zrobi obsesyjnie zazdrosny mąż. Mniej kontrowersyjne zastosowanie to obserwowanie położenia dziecka – dajesz smarkaczowi komórkę z GPS, siadasz przed komputerem i widzisz, jak zamiast iść do szkoły, snuje się po parku. Oby tylko nie snuł się za długo, bo bateria w telefonie mu padnie.
7. Najlepszy aparat fotograficzny to ten, który masz akurat przy sobie. Zgodnie z tą maksymą miliony ludzi robią miliardy zdjęć swoimi komórami. Potem wesoło wrzucają wszystko na liczne internetowe serwisy, takie jak choćby Flickr czy Picasa Web Albums. I... niespodzianka. Wiele telefonów dołącza do zdjęć informacje o miejscu, w którym zostały zrobione. Z kolei serwisy internetowe automatycznie odczytują te dane i nanoszą na mapę. Co z tego? To zależy, co fotografujesz. Jeśli robisz zdjęcia drzew, to wszystko w porządku. Ale jeśli uwieczniasz twoje dziecko bawiące się w ogródku przed domem, to być może nie chcesz, by każdy mógł sprawdzić, gdzie mieszkasz. A jeśli nie masz dziecka, to może zrobiłeś zdjęcie swojego nowiutkiego samochodu stojącego na parkingu? To prawie jak zaproszenie do kradzieży. Albo inny scenariusz. Widzisz piękną dziewczynę robiącą w parku zdjęcie telefonem. Zapamiętujesz to miejsce i po paru dniach zaglądasz na Flickra. Wyszukujesz fotografie zrobione w danym czasie w określonym punkcie. Mała szansa, że więcej osób w tej samej chwili i miejscu pstrykało fotki. Jeśli masz odrobinę szczęścia, to piękna nieznajoma już wrzuciła swoje zdjęcie do sieci. Gdy je znajdziesz, podążasz tropem profilu na Flickrze i docierasz do innych zdjęć autorki. Może robiła jakieś w swoim domu? Jeśli tak, to ty masz szczęście, a ona pecha – znasz jej adres, wiesz, jak wygląda, a jak się postarasz, to na pokrewnych serwisach znajdziesz prywatne informacje z jej bloga. I co, fajnie tak pstrykać zdjęcia?
Piotr Stanisławski Przekrój

Wypędzenie Steinbach

Wycofanie kandydatury Eriki Steinbach do rady „Widocznego Znaku ma niewielkie znaczenie. Polska trwoni energię i prestiż na atakowanie osoby, która i tak miałaby mało do powiedzenia w sprawie dla nas najważniejszej: jak zostaną upamiętnione wypędzenia?
Bitwa skończyła się zaskakująco. Gdy rankiem 4 marca szefostwo Związku Wypędzonych (BdV) powiadomiło, że Erika Steinbach nie jest już kandydatką do rady fundacji Ucieczka, Wypędzenie, Pojednanie, w Warszawie wystrzeliły szampany. Premier Donald Tusk chwalił Władysława Bartoszewskiego za skuteczną presję na niemiecki rząd. Nawet Jarosław Kaczyński wydusił z siebie kilka ciepłych słów pod adresem rządu, choć przestrzegł przed hurraoptymizmem.
No właśnie. Brak Eriki Steinbach w radzie fundacji, która ma nadzorować „widoczny znak”, czyli projekt upamiętniający niemieckich wypędzonych, wcale nie musi oznaczać jej porażki. Przeciwnie – może ją wzmocnić. Warszawa dała się sprowokować osobie, która na prowokacjach od lat zbija kapitał polityczny.
W niedzielę Steinbach porównała swoje ewentualne członkostwo w radzie do miecza Damoklesa. – W każdej chwili mogę do niej wejść – wyznała tygodnikowi „Der Spiegel”.
Historia bez hitlerowców
Wycofanie kandydatury Steinbach to zaskakujący zwrot w serialu, którego akcja ostatnio już i tak mocno przyspieszyła. W grudniu obie izby niemieckiego parlamentu przyjęły ustawę o powołaniu fundacji Ucieczka, Wypędzenie, Pojednanie. W ten sposób upamiętnienie wypędzonych – Centrum przeciw Wypędzeniom – przestało być projektem BdV, bo nadzór nad nim objął rząd.
Tak spełniły się oczekiwania polskiej strony, która obawiała się (zapewne słusznie), że jeśli wypędzeni zabiorą się do upamiętniania siebie samych, to będzie to wizja wojny, którą w pojedynkę rozpętał Adolf Hitler, podczas której większość Niemców była w antyhitlerowskim podziemiu, a na koniec ci Bogu ducha winni anty-faszyści zostali przepędzeni z Breslau i Danzig przez radzieckich komunistów i polskich nacjonalistów.
Przyjęta w grudniu ustawa przewiduje stworzenie „widocznego znaku” w formie stałej ekspozycji muzealnej połączonej z niewielkim ośrodkiem badawczym zajmującym się losem wypędzonych. Miejscem tej wystawy będzie gmach Domu Niemieckiego w centrum Berlina. Całość przedsięwzięcia ma być finansowana ze środków państwowych, a „widoczny znak” instytucjonalnie będzie podlegać pod cieszącą się międzynarodowym prestiżem fundację muzeum historii Niemiec.
Najbardziej konfliktowym elementem tego rządowego pomysłu okazał się skład rady, która ma nadzorować „widoczny znak”. Według ustawy ma do niej wejść 13 przedstawicieli. Trzech z nich nominuje BdV. Gdy w lutym ubiegłego roku nowy rząd Polski powiadomił Berlin o swojej „życzliwej neutralności” względem przyszłego projektu, profesor Bartoszewski przestrzegł jednocześnie stronę niemiecką, mówiąc: „Róbcie, co uważacie, ale uważajcie, co robicie”.
Polskiemu rządowi wydawało się, że postawił sprawę jasno: my dajemy wam wolną rękę w sprawie projektu „widoczny znak”, ale pod warunkiem że w jego władzach nie znajdzie się pani Steinbach. Najwyraźniej Niemcy się nie połapali albo (co jest bardziej prawdopodobne) nie chcieli się połapać, bo przecież żadnego zobowiązania w sprawie Eriki Steinbach nie podpisali.
Dobrze im dowalił
Przewodniczący Bundestagu Norbert Lammert uświadomił to Warszawie 2 stycznia. Zapytany o przyszłość Steinbach w radzie fundacji odrzekł, że nie będzie ingerować w skład personalny rady. Polski rząd zareagował dopiero w ostatnim momencie, ale za to od razu z grubej rury – dzień przed ogłoszeniem kandydatów BdV, gdy już wiadomo było, że wśród nich znajdzie się Steinbach, do Berlina pojechał profesor Bartoszewski i znów nie przebierał w słowach. Oświadczył, że jej nominacja to tak, jakby Watykan wysłał na rozmowy do Izraela biskupa Richarda Williamsona (przywróconego niedawno na łono Kościoła lefebrysty, który zaprzecza istnieniu komór gazowych).
W polskiej prasie pojawiły się komentarze w tonie: „Dobrze im dowalił”. W Niemczech natomiast oburzenie mieszało się z niedowierzaniem, nawet wśród tak przychylnie do nas nastawionych polityków jak Markus Meckel z SPD. Dzień później Związek Wypędzonych zgłosił kandydaturę Steinbach.
Przez następne dwa tygodnie walka toczyła się już na całego. Warszawski korespondent „Süddeutsche Zeitung” Thomas Urban napisał, że „Bartoszewski rozpętał kampanię medialną niespotykaną w demokratycznych krajach Europy”. Z kolei „Frankfurter Allgemeine Zei-tung” przekonywał, że Polacy nie są zdolni do empatii wobec niemieckich wypędzonych.
Do konfliktu o Steinbach doszło również wewnątrz niemieckiej koalicji. Za szefową BdV stanęło konserwatywne skrzydło chadecji z wiceszefem klubu CDU/CSU Wolfgangiem Bosbachem na czele. Po drugiej stronie barykady Frank-Walter Steinmeier, szef MSZ i kandydat socjaldemokratów na kanclerza, wezwał Angelę Merkel do zablokowania kandydatury Steinbach „dla dobra stosunków polsko-niemieckich”. W Polsce używanie miała opozycja. Jarosław Kaczyński z nieukrywaną satysfakcją podsumował, że taktyka „życzliwej neutralności” zawiodła na całej linii.
Wtedy inicjatywę przejął premier. 27 lutego spotkał się z kanclerz Merkel podczas obchodów średniowiecznej uczty świętego Macieja w Hamburgu. Spotkanie musiało być udane, bo po powrocie Tusk zapytany o dalsze kroki polskiego rządu w sprawie Steinbach odparł tylko: „Poczekamy, zobaczymy”. Pięć dni później było już po bitwie. Związek Wypędzonych wycofał kandydaturę Steinbach i zapowiedział, że na znak protestu przeciwko polskim naciskom jej miejsce w radzie pozostanie nieobsadzone.
Szefowa wypędzonych poddała się? Niekoniecznie. Ta dość powszechnie akceptowana interpretacja wydarzeń zawiera jeden słaby punkt.
Wygnani wykorzystani
W Polsce przyjęło się zakładać, że Steinbach jest bezgranicznie oddana sprawie wypędzonych – tłumaczy w rozmowie z „Przekrojem” Bogdan Musiał, historyk zajmujący się stosunkami polsko-niemieckimi. – A co, jeśli przyjąć, że Steinbach to bezwzględny polityk, który wykorzystuje wypędzonych w budowaniu swojej kariery?
W takiej perspektywie cały konflikt wygląda zupełnie inaczej. Steinbach nie należy do żadnej z prawnych kategorii wypędzonych, które zostały wyszczególnione w ustawie z lat 50., bo jak to ujął Radosław Sikorski, „przyszła do Polski z Hitlerem i z Hitlerem musiała się z niej wynosić” – jej ojciec był żołnierzem i w 1939 roku służył na lotnisku w okupowanej polskiej Rumii, gdzie w 1943 roku urodziła się Erika.
Steinbach bardzo późno zaangażowała się w wysiłki wypędzonych. Politykiem została w latach 70. Zapisała się do CDU i w 1990 roku z listy tej partii dostała się do Bundestagu. Dopiero w 1994 roku trafiła do Związku Wypędzonych. Tam przy wsparciu szefa Powiernictwa Pruskiego Rudiego Pawelki (do czego się dziś nie przyznaje) zrobiła błyskawiczną karierę i po czterech latach została szefową związku.
O tym, że Steinbach traktuje środowisko wypędzonych jak trampolinę do kariery, najmocniej świadczą ostatnie miesiące. – Doskonale wiedziała, że jej kandydatura do rady fundacji nie ma szans – przekonuje nas Kai-Olaf Lang, politolog z berlińskiej Fundacji Nauka i Polityka. – Cały rząd musi zaakceptować kandydatów do rady, a ministrowie z SPD na pewno nie zgodziliby się na Steinbach. Ale decyzja o kandydowaniu była strategicznie doskonała. Zgłaszając swoją kandydaturę, Steinbach wyprowadziła Polaków z równowagi. Atakowana przez Warszawę znalazła obrońców najpierw wśród niemieckich dziennikarzy, a potem wśród konserwatywnego skrzydła CDU. – Często byli to ludzie, którzy wcześniej ją krytykowali albo nie mieli pojęcia o jej istnieniu – mówi Musiał. – Cały naród pochylił się nad losem biednej Steinbach.
Postawiła również w patowej sytuacji swoją szefową. – Na jesieni w Niemczech odbędą się wybory parlamentarne, dlatego Merkel nie mogła pozwolić sobie na utratę niewielkiego, ale bardzo zdyscyplinowanego elektoratu ze środowiska wypędzonych – mówi „Przekrojowi” doktor Marek Cichocki, ekspert do spraw niemieckich. – A tym skończyłoby się stanowcze zablokowanie kandydatury Steinbach do rady fundacji Ucieczka, Wypędzenie, Pojednanie. Z kolei publiczne poparcie Merkel dla szefowej BdV skończyłoby się kolejnym kryzysem w relacjach z Warszawą, czyli doskonałym tematem przewodnim dla kampanii wyborczej SPD. Kanclerz Merkel próbowała przeczekać problem i odłożyć wybór członków rady fundacji na czas po wyborach. Ale Steinbach wykorzystała- moment najostrzejszej reakcji na ataki Warszawy i sama się wycofała. – To była świetna decyzja – uważa Cichocki. – Została męczennicą, za którą murem stanęła duża część CDU. Między innymi dzięki zachowaniu strony polskiej umocniła się jej pozycja w chadecji.
Widoczne znamię
Czy o to chodziło Warszawie? Wątpliwe. – Polski rząd wybrał złą bitwę i złe instrumenty do jej prowadzenia – twierdzi Cichocki. Dał się sprowokować Steinbach i zapomniał o tym, co naprawdę ważne w konflikcie z wypędzonymi – o treści wystawy, która powstanie w ramach upamiętnienia ich losów.
– Polska już odniosła w tej dziedzinie prawdziwy, choć nieco przeoczony sukces – przekonuje Lang. – Dzięki ustawie przyjętej w grudniu przez niemiecki parlament za upamiętnieniem wypędzeń miał stanąć rząd federalny. Wpływ Związku Wypędzonych na ten projekt został drastycznie ograniczony (trzy miejsca w 13-osobowej radzie), a trzeba pamiętać, że jeszcze cztery lata temu rząd chciał finansować Centrum jako autorski pomysł BdV.
Takiego wpływu na niemiecką politykę wewnętrzną Polska nie miała nawet w czasach Helmuta Kohla, który przez wiele miesięcy wstrzymywał ratyfikację porozumienia o granicy z Polską, bo nie chciał utracić poparcia wypędzonych. Klaus Bachmann, niemiecki politolog mieszkający w Polsce, 24 lutego napisał w opolskim dodatku do „Gazety Wyborczej”, że „jest to sukces i PiS, i PO”. Bachmann pisze, że Bartoszewskiemu byłoby trudniej negocjować z Berlinem, gdyby wcześniej Merkel nie miała do czynienia z braćmi Kaczyńskimi.
Ale ten sukces „ufederalnienia” „widocznego znaku” trzeba teraz wykorzystać. Po jesiennych wyborach w Niemczech władzę przejmie prawdopodobnie koalicja chadeków i liberałów. Biorąc pod uwagę to, że sprawa wypędzeń (dzięki polskiemu atakowi na Steinbach) stała się znacznie bliższa wielu konserwatywnym chadekom, oraz perspektywę, że w przyszłym rządzie zabraknie od zawsze skonfliktowanych z wypędzonymi socjaldemokratów, ostateczny efekt, czyli treść „widocznego znaku”, może nie być dla Polski taki pozytywny. A chyba właśnie o treść chodziło na początku tej wojny.
Łukasz Wójcik Przekrój

Niedziela, 2009-03-15

Premier Tusk gratuluje Andżelice Borys

Premier Donald Tusk złożył gratulacje Andżelice Borys, ponownie wybranej na przewodniczącą Związku Polaków na Białorusi i zapewnił, że polski rząd podejmie wszelkie działania, by prawa Polaków na Białorusi były chronione. Zadowolone z wyników wyborów jest również polskie MSZ.
"Pragnę zapewnić Panią Prezes, że polski rząd - podobnie jak czynił to dotychczas - podejmie wszelkie działania, aby prawa Polaków na Białorusi były należycie chronione" - napisał premier w depeszy gratulacyjnej.
"Proszę przyjąć najszczersze życzenia pomyślności dla wszystkich członków Związku Polaków na Białorusi oraz szczególne wyrazy uznania dla delegatów na obecny Zjazd" - głosi list premiera.
Zdaniem wiceministra spraw zagranicznych Jana Borkowskiego to, że zjazd Związku Polaków na Białorusi stwarza szansę na jego legalizację w przyszłości. Podkreślił, że mimo nacisków ze strony władz działacze się nie ugięli, a to - jak dodał - świadczy o ich niezłomności, przywiązaniu do polskości i poczuciu, że są tam potrzebni jako reprezentacja Polaków na Białorusi.
Według niego, władze białoruskie stoją przed szansą, aby uznać Związek Polaków jako "realną rzeczywistość Białorusi". - Liczymy, że będą kolejne kroki idące w kierunku normalizacji sytuacji - oświadczył.
- W dialogu między Polską a Białorusią sprawa mniejszości polskiej i ZPB kierowanego przez Andżelikę Borys jest w centrum naszej uwagi i będzie w centrum naszej uwagi - powiedział Borkowski. Zaznaczył, że celem Polski jest doprowadzenie do zalegalizowania Związku, który będzie się zajmował działalnością edukacyjną, kulturalną na rzecz licznych Polaków, mieszkających na Białorusi.
- Polacy na Białorusi są lojalnymi obywatelami tego kraju i w interesie władz białoruskich i Polski jest to, by ta sprawa nie była głównym tematem politycznym i by Polacy mogli się organizować tak jak w innych krajach, gdzie funkcjonują normalne warunki - podkreślił.
Jeszcze w sobotę nie było pewne czy dojdzie do zjazdu, gdyż było wiele sygnałów o wywieraniu presji na delegatów, by nie jechali do Grodna.
Naciski wywierali - według członka ZPB Andrzeja Poczobuta - pracownicy służb ideologicznych i białoruskich służb specjalnych, a także kierownictwo zakładów pracy, gdzie pracują członkowie ZPB. Ci ostatni grozili, że jeżeli w niedzielę delegaci opuszczą miejsce zamieszkania i pojadą do Grodna, to zostaną zwolnieni.
PAP

Radosne spotkanie prezydentów USA i Brazylii

Przywódcy państw, którzy dążą do zacieśnienia stosunków z prezydentem USA Barackiem Obamą, powinni się uczyć tej sztuki od brazylijskiego prezydenta Luiza Inacio Luli da Silvy - zauważa agencja Reutera, nawiązując do sobotniej konferencji prasowej obu liderów, na której panowała bardzo rozluźniona atmosfera.
Konferencję zorganizowano po spotkaniu Obamy i Luli da Silvy w Białym Domu. Brazylijski prezydent rozpoczął ją od wyrazów współczucia dla gospodarza w związku z licznymi kryzysami, w obliczu których stanęły Stany Zjednoczone. Gdy wyjawił, że częściej modli się za amerykańskiego prezydenta, niż za siebie samego, Obama odparł: "Zdaje się, że rozmawiałeś z moją żoną".
Na tym żarty się nie skończyły. Gdy Obama po wyjątkowo długiej wypowiedzi przeprosił za swoją gadatliwość, Lula da Silva wielkodusznie powiedział: "Nie ma problemu, panie prezydencie. Wszyscy zbyt dużo gadamy".
Także problemy w stosunkach bilateralnych przywódcy potrafili obrócić w żarty. Nawiązując do wysokich ceł, jakie USA nakładają na importowane z Brazylii biopaliwo, Lula ds Silva zaproponował Obamie wizytę w swoim kraju, aby ten mógł się przekonać, jak dobrze jeździ się autem napędzanym mieszanką benzyny i etanolu. Gdy amerykański prezydent wyraził chęć przyjazdu, zwłaszcza do Rio de Janeiro, jeden z dziennikarzy zasugerował, że Obama mógłby rozpocząć swoją wizytę od dżungli Amazońskiej.
- Wycieczka do Amazonii bardzo by mi się podobała - powiedział Obama. - Podejrzewam, że spodobałaby się także Partii Republikańskiej, zwłaszcza gdybym się tam zgubił - dodał prezydent USA.
PAP

Sobota, 2009-03-14

Bin Laden: arabscy przywódcy spiskują z Zachodem!

Osama bin Laden oskarżył umiarkowanych przywódców arabskich o wspólne z Zachodem spiskowanie przeciwko muzułmanom w wypowiedzi nadanej przez katarską telewizję satelitarną Al-Dżazira. Wezwał również do świętej wojny ze stacjonującymi w Iraku wojskami amerykańskimi.
- Jasne jest, że niektórzy arabscy przywódcy spiskowali z koalicją syjonistów i krzyżowców przeciwko naszemu muzułmańskiemu narodowi - głosi tekst, odtworzony przez Al- Dżazirę we fragmentach z taśmy magnetofonowej.
Jak zaznacza Reuters, głos na taśmie był podobny do tego, jaki jest znany z wcześniejszych oświadczeń bin Ladena.
- Musimy poważnie pracować i przygotowywać się do dżihadu, by wymusić to co słuszne i znieść to co złe - powiedział przywódca Al-Kaidy, uważany za światowego terrorystę nr 1.
- Cenną i rzadką okazją dla tych, którzy naprawdę chcą wyzwolenia Jerozolimy jest wspieranie mudżahedinów w Iraku wszystkim czego potrzebują dla wyzwolenia kraju - zadeklarował bin Laden, dodając, iż następnym wyzwolonym krajem będzie Jordania, co zapewni bojownikom bezpośredni dostęp do okupowanego przez Izrael Zachodniego Brzegu Jordanu.
Według niego, "holokaust Gazy po długim oblężeniu jest historycznym wydarzeniem i tragedią, która uwidacznia potrzebę oddzielenia muzułmanów od hipokrytów".
PAP

Miasto Romea i Julii chce zostać światową stolicą ślubów


"Weź ze mną ślub w Weronie" - tak władze miasta Romea i Julii nazwały inicjatywę, która ma z niego uczynić światową stolicę ślubów. Zachętą będzie możliwość wypowiedzenia tradycyjnego "tak" w miejscach związanych z parą szekspirowskich kochanków, w tym również na słynnym balkonie domu Capulettich.
Jak wynika z pierwszych sondaży, pomysł przypadł wszystkim do gustu. Miny potencjalnym nowożeńcom zrzedły jednak, gdy dowiedzieli się, ile kosztować będzie ta przyjemność. Za ślub cywilny w domu Julii władze Werony żądają 600 euro od mieszkańców tego miasta, a o sto więcej od osób z innych stron Włoch. Obywatele Unii Europejskiej zapłacą już 800 euro, a spoza granic UE aż tysiąc.
Młodzi Japończycy, zwiedzający w tych dniach Weronę, zapewniają, że przywykli do drożyzny i cena ta ich nie odstraszy. Anglicy liczą na zniżkę - w końcu historię Romea i Julii wymyślił ich rodak, William Szekspir.
IAR

Brazylia i Hiszpania idą na ratunek Kubie

Kuba otrzyma ponad 19 tys. ton ryżu wartości 12 mln dolarów i 406 ton mleka w proszku, w ramach pomocy humanitarnej, którą zaoferowały Brazylia i Hiszpania - poinformowała ambasada Hiszpanii na Kubie.
"Rządy Brazylii i Hiszpanii, wobec zniszczeń spowodowanych na Kubie przez huragany Ike i Gustaw, postanowiły udzielić wspólnie pomocy żywnościowej krajowi dotkniętemu klęską" - głosi pisemny komunikat ambasady hiszpańskiej.
Kuba importuje 80 proc. żywności. W 2008 roku wyspa została zdewastowana przez trzy huragany, które spowodowały straty oceniane przez rząd kubański na 10 mld dol. (20 proc. PKB).
Zgodnie z porozumieniem zawartym podczas szczytu państw Ameryki Łacińskiej w San Salvador (Salwador) w październiku, między prezydentem Brazylii Luizem Inacio Lula da Silvą i jego hiszpańskim odpowiednikiem Jose Luisem Zapatero, Brazylia dostarczy produkty żywnościowe, a Hiszpania zajmie się ich transportem na Kubę.
Pierwszy statek z żywnością oczekiwany jest na Kubie w niedzielę, informuje ambasada Hiszpanii, dodając, że w ramach tej akcji wyspa otrzyma również cztery tony nasion owoców i warzyw.
Rząd Raula Castro utrzymuje bardzo dobre stosunki z prezydentem Silvą, który domaga się zniesienia amerykańskiego embargo wobec Kuby.
Kuba ma też dobre relacje z Hiszpanią, której była kolonią. To głównie Hiszpania wymogła na wspólnocie europejskiej zniesienie embargo wobec wyspy.
PAP

Piątek, 2009-03-13

Amerykańskie ambasady-twierdze w ogniu krytyki

Po atakach terrorystycznych na ambasady USA w Kenii i Somalii w sierpniu 1998 r. zbudowano ponad 60 nowych budynków ambasad i konsulatów amerykańskich, silnie zabezpieczonych przed zamachami. Teraz znalazły się w ogniu powszechnej krytyki.
Budynki te, wznoszone według specjalnego standardowego projektu, aby zapewnić maksimum bezpieczeństwa dyplomatom, przypominają twierdze odizolowane od otoczenia w miastach, w których je zbudowano.
Podnoszą się jednak głosy krytyczne, że są one tak odpychające, iż swym wyglądem zaprzeczają deklaracjom nowej administracji prezydenta Baracka Obamy o przyjaznym otwarciu Ameryki na świat po rządach jego niepopularnego na świecie poprzednika George'a W. Busha.
Najnowszy gmach, 26-piętrowa siedziba przedstawicielstwa USA przy ONZ w Nowym Jorku przy Pierwszej Alei, nie ma okien na pierwszych sześciu piętrach i betonowe ściany 80-centymetrowej grubości. Ma to chronić nie tylko przed staranowaniem przez ciężarówkę z ładunkiem wybuchowym, lecz także atakiem z użyciem broni chemicznej lub biologicznej.
Zdaniem wypowiadającego się w piątkowym "Washington Post" krytyka architektury Stephena Schlesingera, jest to "dziwaczny budynek", który "wysyła zły sygnał dla ONZ i całego świata".
Z kolei niemiecki dziennik "Frankfurter Algemeine Zeitung" skrytykował budynek ambasady amerykańskiej w Berlinie. "Nie ma chyba we współczesnym budownictwie gmachu tak histerycznie odizolowanego od publicznej przestrzeni, jak ta ambasada" - napisał "FAZ".
Tomasz Zalewski PAP

Sławni architekci wymyślają Wielki Paryż jutra

Zespoły światowej sławy architektów i urbanistów przedstawiły zarys planów przekształcenia francuskiej stolicy w Wielki Paryż jutra.
Wśród autorów nowych rozwiązań jest trzech laureatów prestiżowej nagrody Pritzkera, uważanej za Nobla w dziedzinie architektury: Brytyjczyk Richard Rogers (współpracownik Renzo Piano przy centrum sztuki współczesnej im. Pompidou w Paryżu) oraz Francuzi Jean Nouvel i Christian de Portzamparc.
Pomysły przedstawiło komisji złożonej z przedstawicieli państwa i społeczności 10 zespołów, którym prezydent Francji Nicolas Sarkozy w czerwcu ub.r. powierzył opracowanie koncepcji Wielkiego Paryża, bardziej ekologicznego i bardziej do życia.
Architekci po dziewięciu miesiącach prac postawili diagnozę: defaworyzowane przedmieścia, daleko od centrum, handlu i miejsc zatrudnienia, to po prostu aberracja urbanistyczna. - Nie znam żadnego wielkiego miasta, którego serce jest w tym względzie tak odłączone od jego członków - mówi Rogers.
"Grand Paris" ma być metropolią jutra, zgodną z wymaganiami architektury zrównoważonej, czyli spełniającej wymagania zrównoważonego rozwoju, otwartej na tradycje lokalne i ich interpretacje, kształtowanej przez czynniki i konteksty: klimatyczny, kulturalny, moralny, techniczny, estetyczny, przestrzenny, ekonomiczny i socjologiczny. Taki Paryż miałby powstać do 2030 roku.
Jest to największy, złożony projekt miasta, pomyślany z rozmachem przewyższającym słynną XIX-wieczną przebudowę Paryża przez barona Haussmana.
Wtedy dosłownie przepruto miasto szerokimi wielkimi bulwarami, które miały ułatwić rozpędzanie tłumów i gaszenie zamieszek, stworzono wielką oś widokową Pól Elizejskich, aleje obsadzono wielkimi, bo kilkudziesięcioletnimi platanami.
Teraz w miejscu podmiejskiego Corneuve, zamieszkanego przez imigrantów, które jesienią 2005 roku było sceną ostrych zamieszek, Roland Castro proponuje odpowiednik nowojorskiego Central Parku, zapraszający do spacerów. Ten francuski architekt i działacz polityczny w swoim myśleniu o urbanistyce i architekturze kładzie silny nacisk na ich aspekty polityczne i obywatelskie. Przyszły Paryż wyobraża sobie jako ogromy kwiat o ośmiu płatkach.
Inne propozycje mówią o tym, że wielkie arterie miałyby stać się "zielonymi bulwarami", a komunikację z podmiejskimi miasteczkami miałaby zapewnić kolej dużej szybkości wokół właściwego Paryża wzdłuż Periferique (obwodnicy), postrzeganej jako granica miasta. Tak widzi to Portzamparc.
Wśród pracowni biorących udział w opracowaniu planów jest też znana holenderska pracownia MVRDV, której projekty reprezentują wyszukaną architekturę współczesną, sięgająca po rozwiązania oparte na filozofii zagęszczania i wielofunkcyjności przestrzeni. Według MVRDV propozycje rozwiązań dla Wielkiego Paryża można streścić jako "więcej ambicji, więcej zagęszczenia, więcej efektywności, więcej ekologii i więcej zwartości".
Francuski architekt Antoine Grumbach proponuje Wielki Paryż ciągnący się wzdłuż Sekwany aż do... Hawru.
Rogers chciałby 400 km kw. dachów przekształcić w zielone przestrzenie i utworzyć "zielone bulwary". Ale pierwszorzędne znaczenie dla architekta ma zdefiniowanie wpierw porządku politycznego. Według niego, "pierwszą trudność stwarza fragmentacja centrów decyzyjnych". Paryż dzieli się bowiem na 20 dzielnic (arrondisement) z merostwami, a podmiejskie miasteczka należą administracyjnie aż do siedmiu departamentów.
Szerszej publiczności plany zostaną zaprezentowane na wystawie w muzeum architektury i dziedzictwa narodowego w Pałacu Chaillot od 29 kwietnia do 22 listopada. Poprzedzi ją w najbliższy wtorek debata publiczna, nosząca podtytuł: "W poszukiwaniu nowej równowagi".
Tymczasem opozycja socjalistyczna, która kontroluje stołeczne merostwo i region Ile-de-France twierdzi, że Wielki Paryż to projekt prawicy prowadzący do osłabienia regionu paryskiego, najbogatszego w Europie.
PAP

Włoscy posłowie promują "Katyń" i robią specjalny pokaz

Nadzwyczajną projekcję "Katynia" Andrzeja Wajdy organizują w Rzymie szefowie klubów parlamentarnych koalicyjnego bloku Lud Wolności w Izbie Deputowanych i Senacie -Fabrizio Cicchitto i Maurizio Gasparri.
W wydanym komunikacie poinformowali, że pokazowi dzieła polskiego reżysera 19 marca towarzyszyć będzie zorganizowana przez nich debata.
Specjalny pokaz jest reakcją na toczącą się we włoskiej prasie dyskusję na temat kłopotów z dystrybucją "Katynia" i niewielkiego zainteresowania widzów. Wywołał ją publicysta katolickiego dziennika "Avvenire" Luigi Geninazzi, który wyraził opinię, że fakt, iż film pokazywany jest zaledwie w kilku kinach we Włoszech świadczy o tym, że został w tym kraju "ocenzurowany" i "zbojkotowany".
Deputowany Cicchitto i senator Gasparri w oświadczeniu, zapowiadającym projekcję podkreślili: "Faktem jest, że przez ponad pół wieku kłamliwemu reżimowi komunistycznemu słowo 'Katyń' nie przechodziło przez usta".
"Szaleństwem byłoby myśleć, że dzisiaj powróciła ta czarna epoka z przeszłości, a z nią zmowa milczenia i cisza" - stwierdzili czołowi włoscy politycy.
PAP

Czwartek, 2009-03-12

Już po strachu - załoga wróciła do ISS

Trzyosobowa załoga Międzynarodowej Stacji Kosmicznej przeszła do zadokowanego przy niej rosyjskiego statku orbitalnego Sojuz, gdzie przeczekała przelot kosmicznego złomu - poinformowała NASA.
Troje astronautów spędziło w kabinie Sojuza dziesięć minut, po czym powróciło na stację. Jak powiedziała rzeczniczka NASA Laura Rochon, złomem tym był "bardzo drobny element", około jednego centymetra długości, stanowiący wcześniej część pomocniczego silnika rakiety nośnej Delta lub promu kosmicznego.
Według rosyjskiej kontroli lotów złom nie spowodował żadnego zagrożenia i astronauci byli przez cały czas zupełnie bezpieczni. - Nawet nie zamknęli włazu między stacją i Sojuzem i przebywali tam tylko około dziesięciu minut. Nie wiemy, skąd pochodził złom - powiedział rzecznik rosyjskiego ośrodka kontrolnego w rozmowie telefonicznej z Reuterem.
Załogę ISS stanowią obecnie jej amerykański dowódca Michael Fincke, Rosjanin Jurij Łonczakow i astronautka NASA Sandra Magnus, która w najbliższych dniach powróci na Ziemię wahadłowcem Discovery po czteromiesięcznym przebywaniu na orbicie. Jednak wyznaczony pierwotnie na środę start promu kosmicznego na ISS został odłożony do poniedziałku nad ranem czasu polskiego po stwierdzeniu nieszczelności w trakcie tankowania ciekłego wodoru.
PAP

Oszust wszech czasów: przyznaję się i przepraszam

Bernard Madoff, który okradł swych klientów na 65 miliardów dolarów, przyznał się do winy przed sądem w Nowym Jorku. Powiedział też, że przeprasza. Oszust stulecia przez ponad 20 lat prowadził "piramidę Ponziego" pod przykrywką legalnego domu maklerskiego.
Prowadzący sprawę sędzia Denny Chin nakazał uwięzienie 70-letniego Madoffa, uchylając poprzednią decyzję pozwalającą mu pozostać na wolności za kaucją w wysokości 10 milionów dolarów. Od aresztowania w grudniu oskarżony mieszkał w swym luksusowym apartamencie na Manhattanie, w areszcie domowym.
Przyznanie się Madoffa do winy pozwala uniknąć długiego i kosztownego procesu. Grozi mu kara dożywotniego więzienia. Wyrok w jego sprawie zostanie ogłoszony w 16 czerwca.
Madoff przyznał się do wszystkich z zarzucanych mu 11 czynów. Oprócz oszustwa z papierami wartościowymi są to takie m.in. przestępstwa jak krzywoprzysięstwo i pranie pieniędzy w zagranicznych bankach. Powiedział, że "przeprasza" i "wstydzi się" tego, co zrobił.
Decyzja o jego uwięzieniu została przyjęta w sądzie głośnymi brawami.
Prowadzący sprawę prokurator Lev L. Dassin podkreśla, że jego urząd nie zawarł z Madoffem żadnej ugody, na podstawie której w zamian za przyznanie się do winy obiecano by mu łagodniejszy wyrok. Umowy tego rodzaju są normalną praktyką w amerykańskim wymiarze sprawiedliwości.
Komentatorzy podejrzewają, że Madoff liczy jednak na nieco łagodniejsze potraktowanie w zamian za ewentualne zeznania o swoich wspólnikach. Jak na razie, poza nim nikomu nie postawiono żadnych zarzutów. Zdaniem ekspertów, oszust musiał jednak wciągnąć do świadomej współpracy wiele osób.
Madoff, absolwent Uniwersytetu Hofstra na Long Island pod Nowym Jorkiem, działał w sektorze finansowym przez prawie 50 lat i zdobył sobie renomę solidnego i godnego zaufania konsultanta i maklera. W latach 80. zaczął budować swoją "piramidę Ponziego", czyli fundusz inwestycyjny, w którym długi wobec starych inwestorów są regulowane z wpłat inwestorów nowych - aż do wyczerpania się nowych źródeł gotówki.
Oszust wyłudzał pieniądze głównie od bardzo zamożnych Amerykanów i od organizacji charytatywnych obracających miliardami dolarów. Wśród jego ofiar znaleźli się słynni aktorzy i reżyserzy z Hollywood, jak Steven Spielberg, Kevin Bacon, Kyra Sedgwick, a także fundacje prowadzone przez prominentne postacie z żydowsko-amerykańskiej społeczności, jak fundacja Elie Wiesela, świadka i kronikarza holokaustu i laureata pokojowej Nagrody Nobla.
Madoff żerował jednak również na zwykłych, stosunkowo skromnie zarabiających ludziach, którzy stracili na inwestycjach w jego piramidę oszczędności całego życia. Co najmniej dwie jego ofiary popełniły samobójstwo.
W dniu przesłuchania Madoffa w czwartek wiele z tych osób opowiadało w telewizji, jak zostały poszkodowane. Władze zapowiadają wprawdzie, że będą się starały odzyskać 170 mld dolarów w skonfiskowanych aktywach Madoffa, aby zrekompensować im straty, ale nie wiadomo, czy to się uda.
Komentatorzy zwracają uwagę, że Madoff będzie musiał być umieszczony w więzieniu o zaostrzonym reżimie, pod specjalnym nadzorem. W przeciwnym razie może tam zostać zamordowany przez ludzi związanych z licznymi ofiarami jego oszustw.
Madoff prowadził interesy m.in. ze swoimi dwoma synami. W grudniu to oni złożyli na niego doniesienie i umożliwili jego aresztowanie.
Tomasz Zalewski PAP

"Brytyjskie MSZ zdradziło Pileckiego, Polskę i Żydów"

Nowe dowody, które ostatnio wyszły na jaw w Polsce, sugerują, iż Wielka Brytania wiedziała o planie wyzwolenia obozu zagłady w Auschwitz, który opracował rotmistrz Witold Pilecki - pisze na łamach wydania dziennika "The Times" Ben Macintyre.
Pilecki działał w ruchu oporu i w porozumieniu z nim zaaranżował we wrześniu 1940 roku swoje aresztowanie przez Niemców, by zostać zesłanym do Auschwitz i organizować tam konspirację. O panujących tam warunkach i istnieniu komór gazowych informował władze AK, które przekazywały wiadomości do Londynu.
Pilecki przygotowywał różne wersje planu wyzwolenia Auschwitz, w tym takie, które zakładały współudział aliantów (taktyczne zbombardowanie zewnętrznego ogrodzenia lub desant spadochronowy polskiej brygady), ale gdy zorientował się, że są nierealne, po 2,5 roku zbiegł wraz z trzema towarzyszami po obezwładnieniu strażników.
Walczył następnie w Powstaniu Warszawskim, był w obozie niemieckim. Wstąpił do Polskich Sił Zbrojnych, ale wrócił do Polski, by informować Zachód o sowietyzacji kraju. Po aresztowaniu go przez stalinowskie władze został skazany na śmierć w sfingowanym procesie.
Jak pisze Macintyre, brytyjski premier Winston Churchill stosunkowo wcześnie wiedział o akcji zagłady Żydów i poparł plan zbombardowania Auschwitz przez RAF, o czym świadczą jego słowa wypowiedziane w rozmowie z szefem MSZ Anthonym Edenem. Jednak plan nigdy nie został zrealizowany.
Wprawdzie w okolicy bombardowano różne obiekty wojskowe, ponieważ obszar ten był w zasięgu alianckich bombowców, ale nigdy nie zaatakowano torów kolejowych, po których jeździły pociągi transportujące ludzi.
"Obrońcy Churchilla wskazują, iż jego rozkazy ugrzęzły w biurokratycznej machinie rządu, która desperacko koncentrowała się na wygraniu wojny z użyciem środków wojskowych. Decyzja zaniechania bombardowań Auschwitz została najwyraźniej podjęta z "powodów operacyjnych", których nigdy zadowalająco nie wyjaśniono" - zauważył Macintyre.
Oficjalny biograf Churchilla Martin Gilbert twierdzi, że Churchill dowiedział się o tym, co działo się w Auschwitz dopiero w lipcu 1944 roku, gdy poinformowano go o tym, iż do obozu trafia 12 tysięcy węgierskich Żydów dziennie.
Macintyre stwierdza, że "w odróżnieniu od innych polityków, Churchill był konsekwentnym obrońcą Żydów i jednym z niewielu mężów stanu, którzy mieli świadomość ogromu holokaustu" (O zagładzie Żydów był informowany m. in. przez wywiad MI6 i polskie władze za pośrednictwem AK i kurierów - PAP).
"Życie i śmierć Pileckiego muszą napawać głębokim wstydem Brytyjczyków i zachodnich aliantów, którzy przymknęli oczy na polityczne ambicje Stalina, a wcześniej na holokaust. Zdrada Polski przez brytyjskie MSZ jest najczarniejszym rozdziałem w historii tego resortu, nawet jeśli była strategiczną koniecznością" - cytuje "Times", w innym artykule, historyka Michaela R.D. Foota.
PAP

INDEX


Copyright © Polonijny Link Winnipegu
Kopiowanie w całości jest dozwolone bez zgody redakcji pod warunkiem nie dokonywania zmian w dokumencie.

23-845 Dakota Street, Suite 332
Winnipeg, Manitoba
R2M 5M3
Canada
Phone: (204)254-7228
Toll Free US and Canada: 1-866-254-7228