zapisz
Się Na Naszą listę |
Proszę
kliknąć na ten link aby dotrzeć do formularza gdzie można zapisać się
na listę dystrybucyjną i w przyszłości otrzymywać biuletyn bezpośrednio od nas.
Aby zapisać się szybko bez wypełniania formularza, proszę wysłać
E-mail bez
żadnego tekstu poprzez kliknięcie tego
linku.
| |
Przyłącz się |
Jeśli masz jakieś informacje
dotyczące polskich wydarzeń i chciałbyś albo chciałabyś podzielić się nimi z
naszymi czytelnikami, to prześlij je do
nas. Mile
widziane są wywiady, felietony, zdjęcia i poezja. Proszę informować
nas o wszystkich
wydarzeniach polonijnych. | |
Promuj polonię |
Każdy z nas może się przyczynić do promowania Polonii w
Winnipegu w bardzo prosty sposób. Mój apel jest aby dodać dwie
linie do waszej stopki (signature) aby zacząć promować Polonijne
wydarzenia w Winnipegu kiedykolwiek wysyłamy maila.
Tutaj są instrukcje jak dodać stopkę używając Outlook Express.
Kliknij Tools-->Options -->
Signatures
Zaznacz poprzez kliknięcie Checkbox
gdzie pisze
Add signature to all outgoing messages
W pole gdzie jest napisane Edit Signature proszę wpisać.
albo
Po tym kliknij Apply
I to wszystko. Od tej pory będziemy promować polskie wydarzanie w
Winnipegu automatycznie kiedy wyślemy maila do kogoś. Wszystkie programy
mailowe mają taką opcję tzw. signature i sposób jej dodania
będzie bardzo podobny do tego co opisałem dla Outlook Express | |
|
Polonijny
Biuletyn Informacyjny w Winnipegu |
INDEX
FAKTY ZE ŚWIATA
|
Środa, 2009-06-10
Chiny chcą odkopać
resztę terakotowej armii
Chiny planują dalszy ciąg wykopalisk w Xian w środkowych Chinach,
gdzie ponad 30 lat temu odkryto słynną terakotową armię - pisze
dziennik "China Daily".
Orszak terakotowego wojska to kilka tysięcy postaci żołnierzy,
koni, wozów i rydwanów, strzegących grobowca cesarza Shi Huangdi
z dynastii Qin, który w starożytności pierwszy zjednoczył
walczące ze sobą chińskie królestwa (w 221 r. p.n.e.).
Archeolodzy mają nadzieję, że uda im się odsłonić kolejne figury.
Będą przy tym starali się zachować ich polichromie, rzeźby były
bowiem malowane. Niestety kolory zblakły niemal momentalnie pod
wpływem powietrza z chwilą ich odsłonięcia. Jak powiedział
dyrektor muzeum terakotowej armii Cao Wei, uratowanie barw
żołnierzy to o wiele większe wyzwanie niż samo odsłonięcie
postaci.
Prace rozpoczną się w sobotę na największym z trzech
archeologicznych stanowisk, gdzie, jak się ocenia, straż przy
zmarłym cesarzu pełni dalsze 5 tysięcy wojska z terakoty -
podała administracja ds. dziedzictwa kultury na swojej stronie
internetowej. Jak dotąd na światło dzienne wydobyto w Xianie
około 2 tys. figur.
Nie wiadomo, jak długo potrwają prace archeologiczne, ale muzeum
terakotowej armii, w trzech ogromnych pawilonach, utworzone w
1994 roku, cały czas będzie czynne. Ocenia się, że cała armia,
stworzona do ochrony ogarniętego obsesją nieśmiertelności
cesarza, liczy 8 tys. naturalnej wielkości łuczników, piechurów,
jazdy, rydwanów, urzędników, akrobatów i 670 koni. Pojedyncza
figura waży około 180 kg. Nie ma wśród nich dwóch jednakowych.
Terakotowa armia określana bywa jako ósmy cud świata. Zespół
wpisano na światową listę dziedzictwa kulturowego UNESCO w 1987
r.
PAP
Alarmujący raport nt. sytuacji milionów dzieci
Około 100 mln dzieci pracuje na świecie, w tym wiele w warunkach
poważnie zagrażających ich bezpieczeństwu i zdrowiu - informuje
Międzynarodowa Organizacja Pracy (MOP) ostrzegając, że liczba ta
może wzrosnąć na skutek kryzysu.
W raporcie opublikowanym z okazji przypadającego 12 czerwca
Światowego Dnia przeciwko Pracy Dzieci, MOP wiele miejsca
poświęca sytuacji dziewczynek, które mają dużo gorszy dostęp do
edukacji niż chłopcy.
W 2006 roku - to ostatni rok, za który MOP dysponuje danymi -
około 53 mln dziewczynek wykonywało "niebezpieczne prace", z
czego 20 mln miało mniej niż 12 lat.
Z badania przeprowadzonego w 16 państwach wynika, że większość
dziewczynek (61% w wieku 5-14 lat) pracuje w rolnictwie. "Jest
to jeden z trzech najbardziej niebezpiecznych sektorów pod
względem zgonów, wypadków, chorób i schorzeń pochodzenia
zawodowego" - napisano w raporcie.
W dokumencie podkreślono, że wiele dziewczynek pracuje bez
wynagrodzenia w domu, w wyniku czego częściej niż chłopcy jest
zmuszonych zrezygnować z nauki szkolnej. Na świecie procent
dziewczynek w wieku 5-14 lat pracujących w domu jest o 15%
wyższy niż chłopców.
MOP ostrzega, że obecny kryzys może pogorszyć sytuację
dziewczynek, gdyż "kiedy rodziny coraz bardziej pogrążają się w
ubóstwie i muszą wybierać między wysłaniem synów lub córek do
szkoły, przegrywają te ostatnie".
Jak zaznaczono w raporcie, "z 16% ludności świata, która nie
umie czytać i pisać, dwie trzecie stanowią kobiety".
Dziewczynki często są też "redukowane do towaru, który się
kupuje, sprzedaje, przewozi i odsprzedaje w celu wykorzystywania
do pracy, seksu lub innych przestępczych celów".
"Nie sposób ocenić rzeczywiste rozmiary tych praktyk, ale MOP
szacuje, że co najmniej 1,8 mln dzieci na całym świecie jest
wykorzystywanych seksualnie za pieniądze lub w pornografii, a
dziewczynki stanowią zdecydowaną większość z nich" - czytamy w
raporcie.
PAP
Obama chce zdobyć serca Muzułmanów
Amerykański prezydent zaapelował na uniwersytecie Kairskim o „nowy
początek” w relacjach między Zachodem i islamem.
Długo zapowiadane przemówienie, które 4 czerwca przyciągnęło
przed telewizory około 500 milionów muzułmanów, wielokrotnie
było przerywane oklaskami.
Barack Hussein Obama na samym początku przypomniał o swoich
związkach z islamem, gdy jako dziecko mieszkał w Indonezji.
Przekonywał, że te doświadczenia pozwalają mu lepiej zrozumieć
muzułmanów. Zaapelował również o szersze otwarcie sfery
publicznej dla muzułmańskich kobiet.
Osią przemówienia była jednak polityka. Słowa o Iraku,
Afganistanie i Iranie Obama przeplatał cytatami z Koranu.
Zapewniał, że Amerykanie nie chcą zostać w Afganistanie oraz że
zgodnie z planem do 2012 roku cały Irak zostanie zwrócony
Irakijczykom. Najwięcej czasu poświęcił konfliktowi
izraelskopalestyńskiemu. W przeciwieństwie do poprzednich
prezydentów USA mówił o Palestynie, a nie o „przyszłym państwie
palestyńskim”, co dzień później podkreślały egipskie gazety.
Jednocześnie zaapelował do wszystkich muzułmanów o uznanie prawa
Izraela do istnienia i w stanowczych słowach potępił
antysemityzm. Większość komentatorów, zarówno w krajach
muzułmańskich, jak i na Zachodzie, jest przekonanych o
przełomowym charakterze tego przemówienia. Wskazują oni na
pozytywną moc przekazu, ale również na charyzmę i zdolności
oratorskie amerykańskiego prezydenta. Prasa na Bliskim Wschodzie
podkreśla, że za słowami o wolnej Palestynie stoi ostra reakcja
Waszyngtonu na dalszą rozbudowę izraelskich osiedli na Zachodnim
Brzegu Jordanu. Krytycy wypominają Obamie, że mówił o demokracji
i prawach człowieka, będąc jednocześnie gościem Hosniego
Mubaraka, prezydenta Egiptu oskarżanego o brutalne tłumienie
opozycji.
– luc Przekrój
Wtorek, 2009-06-09
40 krajów myśli,
co zrobić z somalijskim piractwem
Na konieczność "globalnego rozwiązania" problemu piractwa
morskiego zwrócił uwagę minister spraw zagranicznych Włoch
Franco Frattini w Rzymie podczas spotkania międzynarodowej grupy
kontaktowej w sprawie Somalii. W naradzie uczestniczą
reprezentanci 40 krajów.
- Piractwo to przestępstwo o niedopuszczalnych rozmiarach,
którego nie można zwalczać przy pomocy samych patroli - mówił
Frattini.
Szef włoskiego MSZ wyraził jednocześnie opinię, że piractwo to "tylko
czubek góry lodowej problemów Somalii". - Są one spuścizną po 18
latach wojny domowej - przypomniał.
- Przyczyny piractwa i jego głębokie korzenie tkwią w kryzysie
politycznym i społeczno-gospodarczym, którego doświadcza ten
kraj na lądzie, a nie na morzu - powiedział Frattini, otwierając
dwudniową rzymską naradę, której przewodniczy razem z szefem
dyplomacji Somalii Abdullahi Omaarem.
Minister Frattini mówił, że pokoju w Somalii potrzebuje cała
społeczność międzynarodowa, ponieważ "piractwo, ale także
nielegalna imigracja, handel żywym towarem i terroryzm stanowią
zagrożenie dla wszystkich".
W trakcie narady Włochy zadeklarowały gotowość szkolenia policji
i straży przybrzeżnej w Somalii, by formacje te były zdolne
walczyć z plagą piractwa, skutecznie reagować i przeciwdziałać.
Międzynarodowe Biuro Morskie podało, że od początku tego roku
piraci dokonali 114 prób ataków na statki, porwali 29 jednostek
i wzięli 478 zakładników.
Sylwia Wysocka PAP
Genialna 2-latka ma iloraz inteligencji jak Bill Gates
2-letnia Brytyjka Karina Oakley ma IQ równe 160 - tyle samo, ile
znani w świecie geniusze Bill Gates i Stephen Hawking - podaje
"Daily Mail".
Testy na inteligencję wykazały, że Karina jest najmądrzejszym
dzieckiem w Wielkiej Brytanii. Jej inteligencja jest równa IQ
znanego fizyka, autora "Krótkiej historii czasu" - 67-letniego
Stephena Hawkinga oraz twórcy Microsoftu, 53-letniego miliardera
Billa Gatesa.
Chociaż dwulatka może pochwalić się poziomem inteligencji dużo
wyższym od przeciętnego dorosłego, ma zainteresowania jak
zwyczajna dziewczynka w jej wieku. Lubi się przebierać, malować,
bawić zabawkami i grać w różne gry.
Według psychologów, dziewczynka ma jednak psychikę dziecka w
wieku 4-5 lat. Specjalne testy wykazały, że ma wyjątkową pamięć
oraz zdolności werbalne, a także ogromną wyobraźnię.
Matka Kariny, Charlotte Fraser mówi, że od momentu urodzenia
dziewczynki, przebywała z nią cały czas w domu. Przez ten czas
dużo do niej mówiła, zawsze starała się odpowiadać na pytania
dziecka. Karina zawsze była ciekawa, dużo pytała i miała wiele
obserwacji dotyczących otaczającego świata - mówi Charlotte.
Przeciętna inteligencja dorosłego człowieka mieści się w
przedziale 90-109. Osoby z IQ powyżej 140 uważane są już za
wyjątkowo uzdolnione.
wp.pl
Juszczenko: Ukraina była o krok od puczu
Ukraina była o krok od puczu - oświadczył prezydent Wiktor
Juszczenko, komentując krach rozmów o zmianach konstytucyjnych,
do których dążyła premier Julia Tymoszenko i przywódca opozycji
Wiktor Janukowycz.
- W ciągu ostatnich dwóch tygodni mieliśmy do czynienia z
ukraińską wersją puczu moskiewskiego - oświadczył, nawiązując do
nieudanej próby przejęcia władzy w b. ZSRR w 1991 r. przez "twardogłowych"
komunistów. Na konferencji prasowej z okazji Dnia Dziennikarza
prezydent zwrócił uwagę, że do spisku Tymoszenko z Janukowyczem
nie doszło właśnie dzięki staraniom dziennikarzy.
O rozmowach koalicyjnych Bloku Tymoszenko z Partią Regionów
Ukrainy Janukowycza media ukraińskie poinformowały ponad tydzień
temu. Jako pierwsza uczyniła to niezależna i opiniotwórcza
gazeta internetowa "Ukrainska Prawda".
Juszczenko oznajmił w odpowiedzi, że obie strony dążą do zmian w
konstytucji, których ostatecznym celem jest w rzeczywistości
podział władzy między Tymoszenko i Janukowyczem. Według
prezydenta ustalili oni, że Tymoszenko przez najbliższe 10 lat
zachowa stanowisko premiera, a Janukowycz zostanie wybrany w
parlamencie na prezydenta. Mieli też zaproponować przedłużenie
kadencji obecnego parlamentu.
Założenia projektowanego sojuszu zostały umieszczone w projekcie
nowej ukraińskiej konstytucji, którą opublikował poczytny
tygodnik "Dzerkało Tyżnia". Wywołało to szeroką dyskusję
społeczną i protesty elit politycznych; prawdopodobnie wskutek
nich w minioną niedzielę Janukowycz ogłosił, że wycofał się z
rozmów z Tymoszenko. - Prezydent Ukrainy powinien być wybierany
wyłącznie przez naród - oświadczył, dodając, że wyłanianie
prezydenta przez parlament byłby dla ukraińskiej demokracji "krokiem
wstecz".
Tego samego dnia, w ubiegłą niedzielę, z orędziem do narodu
wystąpiła premier Tymoszenko. Zaprzeczyła, że omawiała z
Janukowyczem pomysł wybierania prezydenta w parlamencie i
oświadczyła, że celem ich negocjacji było utworzenie koalicji,
która miała efektywniej walczyć z obecnym na Ukrainie kryzysem.
Kolejnej wypowiedzi na ten temat Tymoszenko udzieliła we wtorek,
w czasie konferencji prasowej Juszczenki. - Żałuję, że jeszcze
przed wniesieniem projektu zmian konstytucyjnych do parlamentu
rozpoczęła się taka zmasowana, ogólna histeria, która zniszczyła
naszą pracę i która mogła dać państwu normalną konstytucję
jeszcze przed wyborami prezydenckimi - oświadczyła.
Do wyborów prezydenckich na Ukrainie powinno dojść w styczniu
przyszłego roku. Wtedy właśnie kończy się pięcioletnia kadencja
Wiktora Juszczenki.
Jarosław Junko PAP
Skradziono szkicownik Picassa wart 47 mln zł
Szkicownik Pabla Picassa został skradziony z muzeum w Paryżu.
Notes zawierał 33 szkice autorstwa Picassa - informuje serwis
Sky News.
Kolekcja rysunków legendarnego malarza z Hiszpanii jest warta 47
mln zł (9 mln funtów).
Szkicownik został skradziony z Picasso Museum w centrum Paryża.
Pracownicy muzeum zorientowali się, że brakuje zbioru rysunków
zaraz po otwarciu placówki.
Policja prowadzi w tej sprawie intensywne śledztwo. Na razie nie
wytypowano podejrzanych, ale zabezpieczono kilka śladów, które
mogą doprowadzić do wykrycia sprawcy.
Picasso Museum, mieszczące się w XVII-wiecznym hotelu w centrum
Paryża, ma zostać zamknięte latem tego roku na co najmniej dwa
lata prac restauratorskich i duży remont, który ma kosztować 20
mln euro.
Jest to kolejna kradzież prac Picassa w Paryżu. W 2007 r.
skradziono z domu jego wnuczki, Diany Widmaier-Picasso, dwa
obrazy wartości 50 mln euro. Policja odzyskała je pół roku
później.
W styczniu 2004 r. z Muzeum Pompidou skradziono natomiast martwą
naturę autorstwa Picassa, którą znaleziono trzy miesiące później.
wp.pl
Poniedziałek,
2009-06-08
Nie żyje
prezydent Gabonu
Prezydent Gabonu Omar Bongo Ondimba zmarł w szpitalu w
Barcelonie, gdzie przebywał z powodu ciężkiej choroby -
potwierdzono w poniedziałek po południu w klinice Quiron.
Odczytano im wiadomość od premiera Gabonu Jeana Eyeghe Ndonga.
Bongo zmarł z powodu zatrzymania akcji serca. Zgon nastąpił
około południa, w kilka godzin po informacjach z urzędu
prezydenta, że Bongo żyje i ma się dobrze.
Tygodnik "Le Point" w niedzielę informował na swej stronie
internetowej, powołując się na nieokreślone bliżej źródło z
otoczenia prezydenta Gabonu, że Bongo zmarł na raka w wieku 73
lat. Informację tę powtórzyły inne francuskie media.
Omar Bongo Ondimba doszedł do władzy w 1967 roku.
PAP
Polacy okupują szkołę w Atenach
W Atenach rozpoczęła się okupacja polskiego liceum, o zamknięciu
którego zdecydowało Ministerstwo Edukacji Narodowej w Warszawie.
Decyzja o zamknięciu polskiego liceum została ogłoszona na
początku czerwca i, jak podkreślają protestujący, oznacza
poważne trudności dla polskich uczniów, pozbawionych możliwości
dalszej nauki. Wieczorem do okupujących mają dołączyć następne
osoby.
Przedstawiciele Polonii ze stolicy Grecji powiedzieli, że
zapowiadają serię akcji protestacyjnych przeciwko decyzji o
zamknięciu szkoły. Chcą między innymi przyjechać do Warszawy, by
manifestować przed siedzibą ministerstwa.
Napisali również list w tej sprawie do prezydenta Lecha
Kaczyńskiego.
O problemie braku funduszy na prowadzenie szkół przy ambasadach
mówił już w piątek na konferencji prasowej w Warszawie
wiceminister edukacji Krzysztof Stanowski. Według niego, w
związku z deprecjacją złotego, MEN stanęło wobec sytuacji, że
pieniądze na prowadzenie wszystkich szkół przy ambasadach mogą
skończyć się już w połowie sierpnia.
- Jeżeli nie uda się uzyskać dodatkowych środków z Ministerstwa
Finansów, to chcemy zaproponować starszym uczniom - licealistom
naukę w trybie korespondencyjnym - dodał. Zauważył, że w
większości szkół przy ambasadach już teraz licealiści uczą się
korespondencyjnie. Wiceminister zapewnił, że liceum w Atenach
nie zostanie zlikwidowane, nadal będzie prowadzony nabór uczniów
do I klasy, zmieni się tylko tryb nauczania w szkole - na
korespondencyjny. - Decyzja ta jest podyktowana troską o poziom
nauki i możliwość dalszego kształcenia uczniów - zaznaczył
Stanowski.
- Ważną przesłanką do podjęcia tej decyzji jest bardzo niski
poziom egzaminu maturalnego w ubiegłym roku - dodał wiceminister.
- Nauka wszystkich absolwentów gimnazjów będzie odbywała się na
tych samych zasadach, a nie na różnych dla wybranych grup, jak
było w latach poprzednich - zauważył.
Stanowski poinformował także, że od nowego roku szkolnego w
zespole szkół w Atenach zwiększona będzie liczba godzin języka
greckiego.
Szkół i punktów konsultacyjnych przy ambasadach polskich jest
76, uczy się w nich blisko 12 tys. uczniów; około tysiąca z nich
to licealiści. Według danych MEN, w zespole szkół w Atenach
kształci się 1508 uczniów, z czego 88 to licealiści.
PAP
Zobacz ile będą zarabiać nasi eurodeputowani
Od lipca, czyli od inauguracyjnej sesji Parlamentu Europejskiego,
obowiązywać będzie nowy statut europosła, na podstawie którego
eurodeputowani z 27 krajów UE będą otrzymywać jednakowe
wynagrodzenie w wysokości 7665,31 euro.
Obecnie eurodeputowani otrzymują wynagrodzenie z budżetów krajów,
w których są wybierani, w tej samej wysokości co ich koledzy z
parlamentów krajowych. To powodowało ogromne różnice w zarobkach
np. między europosłami z Węgier i Włoch, którzy teoretycznie
wykonują w Brukseli i Strasburgu taką samą pracę.
Gdy już eurodeputowani zasiądą w lipcu w ławach poselskich, będą
mieli prawo do wynagrodzenia na nowych, jednolitych zasadach.
Zamiast takiej samej pensji jak poseł krajowy, wszyscy będą
dostawać po 7665,31 euro brutto miesięcznie (ponad 5,9 tysiąca
euro na rękę) z budżetu UE. Każdy poseł będzie mógł zdecydować,
czy woli płacić podatki do budżetu UE, czy do budżetu krajowego,
ale wówczas będą one zapewne znacznie większe.
Podstawą do obliczenia pensji eurodeputowanego jest pensja
sędziego Trybunału Sprawiedliwości UE. Eurodeputowany zarabia
38,5% jego zarobków.
Od zasady jednolitej pensji mogą być wyjątki. Na wniosek posła i
pod warunkiem, że zasiadał on w PE wcześniej, przed 2009 rokiem,
będzie on mógł otrzymywać wynagrodzenie na starych narodowych
zasadach (co może się opłacać tylko Włochom, którzy dotychczas
zarabiali około 12 tys. euro). Ponadto każdy kraj UE może
zdecydować, że chce sam płacić z własnego budżetu pensje swym
europosłom na starych zasadach, nie dłużej jednak niż przez dwie
najbliższe kadencje PE.
Ponadto nowy statut przewiduje, że każdy eurodeputowany otrzyma
z budżetu UE emeryturę. Jej wysokość wyniesie 3,5% pensji za
każdy rok spędzony w PE, ale nie więcej niż 70% pensji.
Oprócz pensji każdy deputowany otrzymuje dietę w wysokości 298
euro za każdy dzień posiedzenia plenarnego lub komisji PE czy
frakcji partyjnej (ok. 4,2 tys euro miesięcznie). PE wypłaca
dietę pod warunkiem złożenia przez posła podpisu na oficjalnej
liście obecności.
Ponadto europosłom przysługuje miesięcznie do 17,5 tys. euro na
biura poselskie, w tym na wynagrodzenie swoich asystentów (w tym
ubezpieczenia i podatki) i zlecone ekspertyzy (maks. jedna
czwarta tej sumy) oraz 4 tys. euro na działalność biur krajowych.
Wraz z nowym statutem zmianie ulegną też zasady rozliczania
kosztów podróży. Zwrot kosztów przelotów do Brukseli czy
Strasburga na sesje, czy posiedzenia komisji będzie rozliczany
na podstawie biletów (w tym także w klasie business). Czyli nie
- jak obecnie - na podstawie zwykłych deklaracji, co powodowało
wiele nadużyć. Europejska prasa wielokrotnie rozpisywała się o
europosłach dostających zwrot ceny biletu lotniczego, tymczasem
przyjeżdżali oni do Strasburga w trójkę jednym samochodem.
Ponadto, według nowego statutu, każdy poseł będzie mógł
rozliczyć rocznie 24 dni podróży w swym własnym kraju oraz do 4
tys. euro kosztów służbowych podróży zagranicznych.
Obecność podczas debat plenarnych i na posiedzeniach komisji nie
jest obowiązkowa. Jednakże poseł, który opuści ponad połowę
sesji plenarnych zostaje pozbawiony części świadczeń.
Inga CzernyPAP
Niedziela, 2009-06-07
Polacy na Litwie
będą mieli swojego eurodeputowanego
Wybory do Parlamentu Europejskiego (PE) na Litwie wygrali
konserwatyści. Akcja Wyborcza Polaków na Litwie (AWPL) wprowadzi
do europarlamentu jednego deputowanego.
Po obliczeniu 70% głosów, partia konserwatywna Związek
Ojczyzny-Litewscy Chrześcijańscy Demokraci uzyskała ponad 25%
głosów, co daje jej cztery mandaty.
Na drugim miejscu jest Litewska Partia Socjaldemokratyczna,
uzyskała ona ponad 19%, a więc trzy mandaty.
Partia Porządek i Sprawiedliwość zdobyła poparcie ponad 12% i
dwa mandaty.
Po jednym mandacie uzyskały Partia Pracy, Ruch Liberałów i Akcja
Wyborcza Polaków na Litwie.
AWPL uzyskało poparcie ponad 8% i będzie miała po raz pierwszy
swego przedstawiciela w Parlamencie Europejskim.
Jak zaznaczył w rozmowie z PAP szef AWPL Waldemar Tomaszewski,
eurodeputowany Akcji Wyborczej Polaków na Litwie skoncentruje
się przede wszystkim na trzech sprawach: kwestiach
energetycznych, prawach człowieka, m.in. mniejszości narodowych,
a także kwestii ideologicznej - propagowania chrześcijańskich
wartości.
O 12 miejsc przypadających Litwie w PE walczyło 15 partii.
Aleksandra Akińczo PAP
Castro śmieje się z afery szpiegowskiej w USA
Były przywódca Kuby Fidel Castro określił aresztowanie
emerytowanego pracownika amerykańskiego Departamentu Stanu oraz
jego żony pod zarzutem szpiegostwa na rzecz Kuby jako "śmieszne"
i wyraził pogląd, że było to posunięcie motywowane względami
politycznymi.
W oświadczeniu odczytanym przez prezentera w kubańskiej
telewizji, Castro zauważył, że 72-letni Walter Kendall Myers
oraz jego 71-letnia żona Gwendolyn zostali zatrzymani po upływie
zaledwie 24 godzin od przywrócenia Kubie przez Organizację
Państw Amerykańskich (OPA) pełnych praw członkowskich.
Rząd USA ostatecznie poparł uchwałę OPA, ale początkowo domagał
się aby "odwieszenie" członkostwa było poprzedzone dalszą
demokratyzacją na Kubie.
Castro określił głosowanie w OPA jako "klęskę amerykańskiej
dyplomacji" i dodał, że sprawa małżeństwa Myersów jest "komiksem
politycznym".
Reuters zauważa, że 82-letni były przywódca Kuby nie
ustosunkował się do kwestii zasadności zarzutów wysuniętych
przeciwko Myersowi i jego żonie, którzy mieli prowadzić
działalność szpiegowską na rzecz Hawany przez prawie 30 lat.
Według Departamentu Sprawiedliwości, małżeństwo Myersów nie
działało z pobudek finansowych lecz motywowane było chęcią
pomocy kubańskim władzom, z których ideologią się identyfikowało.
Ocenia się, że sprawa Myersów może skomplikować podejmowane
ostatnio przez USA próby złagodzenia stosunków z Kubą.
PAP
Korea Płn. może znów trafić na "czarną listę" USA
USA zastanawiają się nad ponownym wpisaniem Korei Płn. na listę
państw wspierających terroryzm, w odpowiedzi na przeprowadzenie
przez nią w ubiegłym miesiącu próby nuklearnej - oświadczyła
sekretarz stanu USA Hillary Clinton.
- Zamierzamy się temu przyjrzeć. Jest na to odpowiednia
procedura. Oczywiście chcielibyśmy zobaczyć świeże dowody na
popieranie przez nich międzynarodowego terroryzmu - powiedziała
Clinton w wywiadzie dla telewizji ABC.
Zapytana, czy posiada odpowiednie dowody sekretarz stanu USA
odparła: - Dopiero zaczynamy się temu przyglądać.
Stany Zjednoczone usunęły Koreę Płn. z listy państw
wspierających terroryzm w październiku 2008 roku w nadziei na
wznowienie negocjacji sześciostronnych dotyczących rozbrojenie
nuklearnego. Korea Płn. zgodziła się wtedy na inspekcje w swoich
instalacjach jądrowych.
Skreślenie z listy oznaczało dla niej lepszy dostęp do
międzynarodowego finansowania i zniesienie niektórych sankcji
handlowych.
Po ostatnich wydarzeniach Clinton spodziewa się wprowadzenia
przez Radę Bezpieczeństwa ONZ znaczących sankcji przeciwko Korei
Płn., które tym razem zyskają poparcie Rosji i Chin
sprzeciwiających się im wcześniej. Jej zdaniem USA powinny
postarać się odciąć napływ pieniędzy do Korei Płn.
- Jeśli teraz nie podejmiemy znaczących i efektywnych działań
przeciwko Korei Płn. doprowadzimy do nowego wyścigu zbrojeń w
Azji. Nie wydaje mi się, aby ktokolwiek tego chciał - ostrzegła
Clinton.
PAP
Sobota, 2009-06-06
Weteran I wojny
światowej świętował 113. urodziny
Najstarszy Anglik, jeden z dwóch żyjących jeszcze brytyjskich
weteranów I wojny światowej, Henry Allingham skończył właśnie
113 lat.
Tort urodzinowy dostarczyli mu żołnierze Royal Marines (piechoty
morskiej), a nad jego domem przeleciał śmigłowiec marynarki
wojennej.
Allingham, który urodziny obchodził w gronie rodzinnym, był
wyraźnie poruszony. Powiedział, że "nigdy nie spodziewał się
takiego zaszczytu".
Do wojska Allingham wstąpił w 1915 roku. Rok później wziął
udział w bitwie jutlandzkiej - największej batalii morskiej I
wojny światowej.
W marcu br. Allinghamowi przyznano francuską Legię Honorową.
Drugi z żyjących weteranów I wojny światowej w Wielkiej Brytanii
- Harry Patch - ma obecnie 110 lat.
PAP
Nowe fakty w sprawie zaginionego airbusa
Automatyczne sygnały wysłane w ostatnich minutach lotu przez
zaginionego nad Atlantykiem airbusa linii Air France wskazują,
że jego autopilot był wyłączony - poinformował szef francuskiej
instytucji prowadzącej dochodzenie Paul-Louis Arslanian.
Arslanian powiedział, że nie wiadomo czy autopilot został
wyłączony przez pilotów, czy przestał działać ponieważ otrzymał
sprzeczne dane dotyczące prędkości lotu.
Producent samolotu firma Airbus twierdzi, że dochodzenie w
sprawie katastrofy wykazało, iż przyrządy pokładowe podawały
sprzeczne informacje, kiedy samolot wleciał w strefę silnej
burzy.
Agencja prowadząca dochodzenie poinformowała, że Air France nie
wymieniły w samolocie przyrządów do pomiaru prędkości, pomimo
zaleceń producenta.
Arslanian powiedział, że obecnie analizowane są 24 wiadomości
wysłane automatycznie przez samolot w ciągu ostatnich minut lotu.
Dodał, że w poszukiwaniu szczątków samolotu nadal przeczesywana
jest strefa o powierzchni kilkuset kilometrów kwadratowych.
Obecnie kluczowe jest odnalezienie tzw. czarnych skrzynek
zawierających informacje dotyczące lotu i nagrania z kabiny
pilotów.
Osoby prowadzące poszukiwania próbują określić położenie
szczątków na podstawie wysokości i prędkości samolotu w momencie
otrzymania ostatniej automatycznej wiadomości. Szczątki samolotu
mogły być jednak rozrzucone przez prądy morskie.
Władze francuskie wysłały w rejon katastrofy atomową łódź
podwodną wyposażoną w sonary, która ma się tam zjawić w
przyszłym tygodniu. Do poszukiwań użyte zostaną również
urządzenia akustyczne dostarczone przez Stany Zjednoczone.
W kierunku miejsca katastrofy płynie francuski statek
poszukiwawczy, na którego pokładzie znajduje się łódź podwodna "Nautile"
oraz bezzałogowa łódź "Victor 6000"; obie mogą zejść na
głębokość 6 tys. metrów.
Airbus A330 lecący z Rio de Janeiro do Paryża w nocy z niedzieli
na poniedziałek zniknął z radarów po czterech godzinach od
startu. Na jego pokładzie znajdowało się 228 osób.
PAP
Targi o VAT - Amerykanie nie chcą go w Polsce płacić
Na przełomie lipca i sierpnia strona polska chce zakończyć
rozmowy o umieszczeniu w naszym kraju baterii Patriot -
dowiedziała się "Gazeta Wyborcza". Dziennik powołuje się na
zachodnie źródła dyplomatyczne. W całej sprawie jest zgrzyt, bo
Amerykanie chcą być zwolnieni w Polsce z podatku VAT.
Rozmowy muszą się zakończyć porozumieniem o statusie
amerykańskich wojsk w Polsce. Porozumienie jest niezbędne, bo
już wiadomo, że Patrioty będą obsługiwane tylko przez żołnierzy
amerykańskich. Wraz z Patriotami w Polsce będzie stacjonować
około 120 żołnierzy z USA.
Ale w całej sprawie jest punkt sporny - informuje "Gazeta
Wyborcza". Chodzi o... stawkę VAT za kupowane w Polsce przez
Amerykanów towary i usługi. Amerykanie chcą być zwolnieni z
płacenia podatku, strona polska chciałaby, aby Amerykanie byli
traktowani tak, jak Polscy.
Gazeta Wyborcza
Piątek,
2009-06-05
Prawica krytykuje
przemówienia Obamy do muzułmanów
Prawicowi komentatorzy w USA krytykują prezydenta Baracka Obamę
za jego przemówienie do świata muzułmańskiego w Kairze oraz
wypowiedzi na temat stosunków z islamem podczas wystąpienia w
Niemczech.
- Obama przemawiał do krajów, które są nam bliskie, do reżimów
takich jak Iran i Syria, które nie są nam przyjazne, do
radykałów- dżihadystów oraz do środowisk demokratycznych. Musiał
znaleźć odpowiednie przesłanie skierowane do nich wszystkich.
Dżihadyści powiedzą teraz: prezydent USA przyznał, że Ameryka
popełniała błąd za błędem i przez ostatnie 9 lat nie miała racji.
A więc to my mamy rację i będziemy nadal iść tę samą drogą, aż
uzyskamy więcej ustępstw. - powiedział ekspert ds. islamu Walid
Phares.
Jak dodał - Mógł poza tym wspomnieć kto odpowiada za religijne
prześladowania w Sudanie, ale tego nie zrobił. Nie powiedzenie
arabskiej opinii publicznej wprost kim są dżihadyści, kto jest
ich ofiarą - kobiety, mniejszości i inni - zachęci islamistów,
by kontynuować swoją działalność. -
Jak twierdzi jeden z amerykańskich konserwatywnych dzienników,
Obama w przemówieniu do muzułmanów w istocie powtórzył to, co
mówił jego poprzednik George W. Bush. Tyle, że jego osobowość i
biografia pierwszego czarnego prezydenta USA, w dodatku z
muzułmańskimi przodkami, przydaje mu większej wiarygodności w
oczach świata arabskiego.
PAP
"Wall Street Journal": polskie wybory miały efekt domina
"Wall Street Journal" przypomniał 20. rocznicę wyborów do sejmu
i senatu w Polsce 4 czerwca 1989 r. jako wydarzenie dowodzące
siły ludzkiego pragnienia wolności.
W artykule redakcyjnym nowojorski dziennik zwraca uwagę, że tego
samego dnia, gdy czołgi masakrowały chińskich studentów na placu
Tiananmen, w Europie rządzonej przez ZSRR nastąpił "rozkwit
wolności".
"Wall Street Journal" opisuje, jak doszło do wyborów 4 czerwca,
wyjaśnia, że nie były one w pełni wolne, co komuniści traktowali
jako gwarancję, że utrzymają się u władzy i przypomina ich wynik:
zdobycie przez Solidarność maksimum możliwych do uzyskania
mandatów w Sejmie i 99 na 100 miejsc w Senacie.
Dziennik podkreśla wreszcie, że polskie wybory miały efekt
domina. "Spontaniczne i podobnie pokojowe rewolucje obaliły
komunizm w innych państwach komunistycznych do końca 1989 r." -
czytamy w komentarzu. Edytorial zilustrowano reprodukcją
słynnego plakatu wyborczego "W samo południe, 4 czerwca 1989",
na którym Gary Cooper, szeryf z filmu "High Noon" (W samo
południe), ma zamiast gwiazdy na kamizelce znaczek Solidarności,
a w ręku kartkę do głosowania.
"Historia upadku komunizmu, która zaczęła się tego samego dnia,
kiedy studenci na Tiananmen byli miażdżeni przez czołgi, jest
aktualnym przypomnieniem głęboko zakorzenionego ludzkiego
pragnienia wolności. A także antidotum na fatalizm, który głosi,
że Rosjanie, Irańczycy, Chińczycy lub Egipcjanie są w jakiś
sposób skazani na to, by żyć pod dyktaturą" - konkluduje
dziennik.
Tomasz Zalewski PAP
Czwartek, 2009-06-04
Burmistrz Berlina
podziękował Polsce za 4 czerwca
Możemy być wdzięczni Polakom, że 20 lat temu mieli odwagę wybrać
demokratyczną drogę i przyczynić się do tego, by w Europie
zapanowała wolność - powiedział burmistrz Berlina Klaus Wowereit
na uroczystości z okazji 20. rocznicy pierwszych wolnych wyborów
w Polsce.
Podkreślił on, że mieszkańcy Polski, popierając w wyborach 4
czerwca 1989 r. Solidarność, udowodnili, że pod silną presją
narodu komunistyczny reżim musi się poddać.
- To także naród, nie politycy, doprowadzili w listopadzie 1989
r. do zburzenia muru berlińskiego - powiedział Wowereit.
Zaapelował też o udział w wyborach do Parlamentu Europejskiego,
które i w Polsce i w Niemczech odbędą się w najbliższą niedzielę.
- 20 lat temu walczyliście o to, by móc głosować w wolnych
wyborach, więc korzystajcie z tego prawa - powiedział.
Jak przekonywał ambasador RP w Niemczech Marek Prawda, pokojowa
rewolucja 1989 r. jest "wspólną opowieścią" wszystkich krajów
dawnego bloku wschodniego - zarówno Berlina, jak i Warszawy,
Gdańska, Pragi czy Budapesztu. - Nasze losy są częścią
europejskiej pamięci historycznej - powiedział.
Rocznicowe przyjęcie, wydane przez ambasadę polską w Berlinie,
odbyło się w jednym z klubów w mieście. Uświetnił je popularny w
Polsce aktor i artysta kabaretowy Steffen Moeller. W trakcie
uroczystości prezentowano materiały oraz inscenizacje filmowe na
temat wydarzeń 1989 r. w Polsce i innych krajach dawnego bloku
komunistycznego.
W stolicy Niemiec główne obchody 20. rocznicy zburzenia muru
berlińskiego oraz upadku komunizmu w d. NRD odbędą się w 9
listopada.
Anna Widzyk PAP
Największy laser na świecie
Naukowcy mają nadzieję, że ten laser zmieni sposób w jaki świat
będzie produkował energię. National Ignition Facility, ośrodek
znajdujący się w San Francisco w Kalifornii, połączy energię
swoich 192 laserów, aby wytworzyć taką temperaturę i ciśnienie
jakie panują na słońcu.
REUTERS
65 lat temu alianci wylądowali w Normandii
65 lat temu, rankiem 6 czerwca 1944 roku, na
kilkudziesięciokilometrowym odcinku normandzkiego wybrzeża - od
ujścia rzeki Orne do półwyspu Contentin - rozpoczęła się
największa w dziejach operacja desantowa, otwierająca drugi
front w zachodniej Europie.
Wspierane przez 1200 okrętów wojennych i 7,5 tys. samolotów 150
tysięcy żołnierzy pierwszego rzutu skierowało się na ponad 3,5
tys. okrętów i barek desantowych ku pięciu sektorom wybrzeża o
kryptonimach - od wschodu ku zachodowi - "Sword", "Juno",
"Gold", "Omaha" i "Utah". Na trzech pierwszych działała 2. Armia
Brytyjska (obejmująca także wojska z dominiów, przede wszystkim
Kanady) gen. Milesa Dempseya, dwa pozostałe atakowała 1. Armia
USA gen. Omara Bradleya. Łącznie siły te tworzyły 21. Grupę
Armii, którą na niemieckich tyłach wsparł desant trzech dywizji
powietrznodesantowych - dwóch amerykańskich i jednej brytyjskiej.
Naczelnym dowódcą alianckich sił inwazyjnych był amerykański
generał Dwight Eisenhower, wspomagającą je flotą wojenną
dowodził brytyjski admirał Bertram Ramsay. Lądowanie w Normandii
znane jest powszechnie jako "Operacja Overlord", ale faktycznie
kryptonim ten oznaczał plan całej wstępnej fazy działań na
kontynencie. Sam desant morski nosił kryptonim "Neptune".
Siły niemieckie w Normandii były zbyt słabe, by skutecznie
przeciwstawić się inwazji, ale lokalna obrona poszczególnych
plaż zdołała zadać aliantom poważne straty. Pierwszego dnia
wyniosły one ponad dziesięć tysięcy ludzi, z których 4,5 tys.
poległo. Jednak zanim zakończył się "najdłuższy dzień" 6 czerwca,
na ziemi francuskiej było już ponad 100 tysięcy alianckich
żołnierzy.
Najistotniejsze dla powodzenia operacji okazało się panowanie
sprzymierzonych w powietrzu. Wyniszczona wcześniejszymi walkami
z aliantami Luftwaffe była nad normandzkimi plażami praktycznie
niewidoczna.
Polskie jednostki lądowe nie brały udziału w samym desancie 6
czerwca, wspierały go natomiast polskie lotnictwo i marynarka. W
osłonie powietrznej uczestniczyły dwa polskie skrzydła
myśliwskie (łącznie pięć dywizjonów), a krążownik "Dragon" i
niszczyciel "Ślązak" bezpośrednio interweniowały swą artylerią w
walki na lądzie. 8 czerwca wieczorem "Dragon" udaremnił
kontratak oddziałów niemieckiej 21. Dywizji Pancernej, niszcząc
6 jej czołgów.
W armadzie transportowej, przewożącej wojska i sprzęt na plaże
Normandii, znalazło się osiem statków Polskiej Marynarki
Handlowej - "Kmicic", "Kordecki", "Chorzów", "Narew", "Wilno", "Katowice",
"Kraków" i "Poznań".
Do 12 czerwca siły z poszczególnych pięciu plaż zdołały utworzyć
wspólny przyczółek 100 kilometrów szerokości i 30 kilometrów
głębokości, obsadzony przez 330 tysięcy żołnierzy z 54 tysiącami
pojazdów. Niemieckie dowództwo nie podjęło kontrofensywy na
większą skalę, krępowane przekonaniem Hitlera, że desant w
Normandii to jedynie wybieg taktyczny, mający odwrócić uwagę od
przyszłego głównego lądowania w rejonie Calais. Dlatego
większość spośród 58 stacjonujących we Francji niemieckich
dywizji skoncentrowano na północny wschód od Paryża.
31 lipca, gdy alianci mieli już do dyspozycji we Francji około
miliona żołnierzy, przeszli od walk pozycyjnych do wojny
manewrowej - absolutnie zgubnej dla Niemców, pozbawionych
większych zapasów paliwa i ustawicznie atakowanych z powietrza.
Ich odwrót z Normandii zakończył się w "kotle Falaise", z jedyną
drogą ewakuacyjną, blokowaną przez polską 1. Dywizję Pancerną
gen. Stanisława Maczka. Przed ostatecznym zamknięciem kotła 19
sierpnia wyrwało się z niego pieszo około 50 tysięcy żołnierzy,
w dalszych walkach 10 tysięcy poległo, a 45 tysięcy wzięto do
niewoli. Niemieckie straty materiałowe w tej największej bitwie
frontu zachodniego (nazywanej niekiedy, raczej z przesadą, "normandzkim
Stalingradem") wyniosły ponad 400 czołgów, 7 tysięcy innych
pojazdów i blisko tysiąc dział.
Klęska pod Falaise obróciła wniwecz niemieckie plany utrzymania
Francji. Przekroczenie Sekwany 19 sierpnia ostatecznie
zakończyło operację "Overlord". W sześć dni później alianci
faktycznie bez walki weszli do Paryża, a do końca września
wyzwolili cały kraj - nie licząc kilku ufortyfikowanych portów
na wybrzeżu atlantyckim i brytyjskich Wysp Normandzkich,
utrzymywanych przez Niemców aż do kapitulacji III Rzeszy.
PAP
Francja odznaczy orderami amerykańskich weteranów
65 lat po swojej pierwszej wizycie w Normandii podczas inwazji
D-Day, John "Harry" Kellers odbędzie drugą podróż do Francji.
Tym razem jako bohater.
REUTERS
|
|
INDEX
|