zapisz
Się Na Naszą listę |
Proszę
kliknąć na ten link aby dotrzeć do formularza gdzie można zapisać się
na listę dystrybucyjną i w przyszłości otrzymywać biuletyn bezpośrednio od nas.
Aby zapisać się szybko bez wypełniania formularza, proszę wysłać
E-mail bez
żadnego tekstu poprzez kliknięcie tego
linku.
| |
Przyłącz się |
Jeśli masz jakieś informacje
dotyczące polskich wydarzeń i chciałbyś albo chciałabyś podzielić się nimi z
naszymi czytelnikami, to prześlij je do
nas. Mile
widziane są wywiady, felietony, zdjęcia i poezja. Proszę informować
nas o wszystkich
wydarzeniach polonijnych. | |
Promuj polonię |
Każdy z nas może się przyczynić do promowania Polonii w
Winnipegu w bardzo prosty sposób. Mój apel jest aby dodać dwie
linie do waszej stopki (signature) aby zacząć promować Polonijne
wydarzenia w Winnipegu kiedykolwiek wysyłamy maila.
Tutaj są instrukcje jak dodać stopkę używając Outlook Express.
Kliknij Tools-->Options -->
Signatures
Zaznacz poprzez kliknięcie Checkbox
gdzie pisze
Add signature to all outgoing messages
W pole gdzie jest napisane Edit Signature proszę wpisać.
albo
Po tym kliknij Apply
I to wszystko. Od tej pory będziemy promować polskie wydarzanie w
Winnipegu automatycznie kiedy wyślemy maila do kogoś. Wszystkie programy
mailowe mają taką opcję tzw. signature i sposób jej dodania
będzie bardzo podobny do tego co opisałem dla Outlook Express | |
|
Polonijny
Biuletyn Informacyjny w Winnipegu |
INDEX
FAKTY ZE ŚWIATA
|
Środa, 2009-06-17
Clinton przeciwko
kolonizacji Zachodniego Brzegu Jordanu
Amerykańska sekretarz stanu Hillary Clinton podtrzymała sprzeciw wobec
nowego osadnictwa izraelskiego na Zachodnim Brzegu Jordanu; jednocześnie
zapowiedziała, że wysłannik USA na Bliski Wschód George Mitchell w
nadchodzących rozmowach z Izraelem poruszy "kwestie o zasadniczym
znaczeniu".
Po spotkaniu z Clinton w Waszyngtonie szef izraelskiego MSZ Awigdor
Lieberman oświadczył, że jego kraj nie może zaakceptować "całkowitego"
zamrożenia osadnictwa.
- Nie mamy żadnego zamiaru modyfikować równowagi demograficznej w Judei
i Samarii - powiedział Lieberman, używając biblijnego określenia
Zachodniego Brzegu Jordanu. - Nie możemy zaakceptować tej wizji
absolutnego i całkowitego zamrożenia kolonizacji - dodał izraelski
minister, szef nacjonalistycznej partii Nasz Dom Izrael. - Myślę, że
musimy zachować przyrost naturalny - oświadczył.
Władze Autonomii Palestyńskiej, które domagają się od obecnego rządu
Izraela zadeklarowania zgody na utworzenie państwa palestyńskiego,
wzywają ten rząd do powstrzymania dalszej rozbudowy kolonii żydowskich
na terytoriach palestyńskich.
PAP
Zmasakrowane, nagie ciała katastrofy airbusa - samolot rozpadł się w
powietrzu
U ofiar katastrofy airbusa A330 linii Air France stwierdzono wielokrotne
złamania nóg, rąk i bioder - powiedział przedstawiciel zespołu
brazylijskich patologów, zastrzegając sobie anonimowość. Zdaniem
ekspertów takie obrażenia sugerują, że samolot rozpadł się w powietrzu.
Według mediów niektóre z ciał były także bez ubrań - ściągnął je pęd
powietrza.
Airbus linii Air France, lecący z Rio de Janeiro do Paryża z 228 osobami
na pokładzie, spadł 1 czerwca do Atlantyku. Wydobyto dotychczas ok. 50
zwłok i fragmenty samolotu.
Zdaniem Franka Ciacco, specjalisty w dziedzinie medycyny sądowej, byłego
eksperta amerykańskiej agencji bezpieczeństwa transportu (U.S. National
Transportation Safety Board) opis stanu zwłok i wydobytych fragmentów
samolotu wskazuje na to, że maszyna rozpadła się w powietrzu.
Brazylijska gazeta "O Estado de S. Paulo" kilkakrotnie pisała ostatnio,
powołując się na niewymienionych z nazwiska śledczych, że niektóre
ofiary znaleziono bez ubrania. Jack Casey, ekspert w dziedzinie
bezpieczeństwa lotnictwa, uważa, że to także może wskazywać, iż Airbus
A330 rozpadł się w locie; ubrania zerwał z ludzi pęd powietrza.
Casey podziela opinię, że wielokrotne złamania również wskazują na to,
iż maszyna rozpadła się w powietrzu. Przypuszcza też, że większość ludzi
nie żyła na długo przed uderzeniem o powierzchnię oceanu.
PAP
Bułgaria w szoku po ujawnieniu afery handlu noworodkami
Trzech Bułgarów, w tym dwóch adwokatów, oskarżono o organizowanie handlu
noworodkami - podała Państwowa Agencja Bezpieczeństwa Narodowego (DANS).
Według śledczych, grupa rekrutowała kobiety w ciąży w celu sprzedaży ich
dzieci. W ciągu roku sprzedano 16 niemowląt, z tego 13 w Grecji a troje
w Bułgarii.
Matki dostawały za transakcję od 3.000 do 5.000 lewów (równowartość
6.500-11.000 zł). Dzieci były sprzedawane greckim rodzinom za
135.000-180.000 zł, przy czym chłopcy kosztowali więcej. Pary bułgarskie
płaciły za dziecko ok. 45.000 zł.
Większość rodziców w Grecji było przekonanych, że zastosowano procedurę
adopcji z zagranicy, ponieważ pary te były zarejestrowane w bułgarskim
Ministerstwie Sprawiedliwości - podała DANS.
Według kodeksu karnego, oskarżonym grozi do 10 lat więzienia.
PAP
Sklonowano psa, który szukał ofiar ataków z 11 września
Kalifornijscy naukowcy poinformowali o sklonowaniu psa, który pomagał w
poszukiwaniu ofiar ataków terrorystycznych w Nowym Jorku z 11 września
2001 roku - poinformowała agencja Associated Press.
Pięć szczeniaków, sklonowanych z owczarka niemieckiego imieniem Trakr
dostarczono Jamesowi Symingtonowi, byłemu kanadyjskiemu policjantowi,
mieszkającemu obecnie w Los Angeles. Trakr padł w kwietniu br. Wcześniej
Symington wygrał konkurs sponsorowany przez kalifornijską firmę BioArts
International, w którym nagrodą było bezpłatne sklonowanie psa.
Po zamachach z 11 września Symington zabrał Trakra do Nowego Jorku.
Mówił, że pies znalazł pod gruzami World Trade Center żywą kobietę.
Associated Press dodaje, że Symington miał trochę kłopotów, gdy okazało
się, że poszukiwał ofiar zamachów z 11 września, podczas gdy oficjalnie
przebywał wtedy na zwolnieniu lekarskim.
PAP
Wtorek, 2009-06-16
Próbowali zabić byłego
prezydenta USA
Nieznani sprawy próbowali dokonać zamachu na byłego prezydenta USA
Jimmy'ego Cartera, który przybył z wizytą do Strefy Gazy. Ukryte pod
ziemią ładunki wybuchowe znaleziono koło przejścia Erez, przez które
miał wracać z Gazy do Izraela konwój Cartera.
Źródła palestyńskie w Strefie Gazy twierdzą, że za próbą zamachu mogą
stać członkowie zbrojnego ramienia Hamasu, którzy wystąpili z tej
organizacji, tworząc odrębne struktury o nazwie "Dżaldżalat". Odłam ten
związany jest ściśle z al-Kaidą.
Kierownictwo Hamasu oznajmiło, że nic nie wie o jakichkolwiek planach
zamachu na Cartera.
Były prezydent Stanów Zjednoczonych został przyjęty w Gazie przez lidera
Hamasu i byłego premiera Ismaila Haniję. Ich rozmowa dotyczyła usunięcia
zniszczeń wojennych, spowodowanych w czasie izraelskiej operacji "Płynny
Ołów" z początku roku.
Jimmy Carter wyraził ubolewanie, że zniszczeń tych dokonano między
innymi przy użyciu amerykańskiego sprzętu wojskowego, będącego na
wyposażeniu armii Izraela.
Komentatorzy twierdzą, że Carter prawdopodobnie przekazał liderom Hamasu
list, który rodzice uprowadzonego trzy lata temu izraelskiego żołnierza
Gilada Szalita wręczyli mu w poniedziałek w Jerozolimie.
Anna Librowska IAR
Kanadyjscy policjanci odpowiedzą za śmierć Dziekańskiego
Policjanci, którzy na kanadyjskim lotnisku śmiertelnie porazili
paralizatorem Roberta Dziekańskiego nie unikną odpowiedzialności. Sąd
Najwyższy Kolumbii Brytyjskiej odrzucił ich wniosek, który mógłby
zablokować prace komisji śledczej badającej tę sprawę - ustalił portal
tvp.info.
Czterej policjanci, którzy uczestniczyli w wydarzeniach na lotnisku w
Vancouver, próbowali zablokować prace tzw. Komisji Braidwooda, która
bada sprawę na zlecenie władz Kolumbii Brytyjskiej (jednej z prowincji
Kanady). Twierdzili, że są pracownikami służby federalnej i dlatego
komisja jednej z prowincji nie może ich osądzać (mimo, że to prowincja
płaci im pensje). W tej sprawie skierowali wniosek do Sądy Najwyższego
Kolumbii Brytyjskiej. Zdecydowali się na taki krok, po tym jak sędzia,
który prowadzi przesłuchania, powiadomił ich, że jego dochodzenie
sprawdzi czy funkcjonariusze nie działali niewłaściwie i czy nie
próbowali zatrzeć potem śladów.
Wczoraj Sąd Najwyższy wydał decyzję, w której odrzuca wniosek
policjantów. Sędzia Arne Silverman uznał, że komisja śledcza działa
zgodnie z kanadyjskimi przepisami. I jedyne, co Sąd Najwyższy Kolumbii
Brytyjskiej może brać pod uwagę, to rzetelność i obiektywność jej prac.
Zygmunt Riddle, z Kanadyjskiego Ruchu Obrony Praw Człowieka, który
zajmuje się sprawą Dziekańskiego, powiedział tvp.info, że matka zabitego
Polaka przyjęła z ulgą tę decyzję i "po raz pierwszy od dwóch nocy mogła
spokojnie usnąć".
Wczorajsza decyzja Sądu Najwyższego oznacza, że komisja śledcza badająca
sprawę śmierci Polaka może kontynuować swoje prace. Ostatnie
przesłuchania zaplanowano na najbliższy piątek. Raport z jej prac ma być
zaś opublikowany jesienią.
Do tragicznego wydarzenia doszło w październiku 2007 r.. Polak, który do
Kanady przyjechał odwiedzić matkę, nie znał języka angielskiego i nie
umiał wydostać się z vancouverskiego lotniska. Po dziesięciogodzinnym
oczekiwaniu był tak wyczerpany, że próbował przekroczyć bramkę i - z
niewiadomych przyczyn - rzucił w przesuwane drzwi krzesłem. Gdy na
miejsce przybyła policja, poraziła Polaka paralizatorem. Mężczyzna zmarł
na miejscu.
Karolina Woźniak tvp.info
Wybito 36 tys. psów - Chiny walczą z wścieklizną
W mieście Hanzhong w prowincji Shaanxi, na północy Chin, wybito 36 tys.
psów - bezpańskich, ale i tych, które miały właścicieli - żeby zapanować
nad wścieklizną - poinformowały państwowe media.
Od marca w Hanzhong ponad 6 tys. ludzi zostało pogryzionych przez psy.
Dwunastu zmarło na wściekliznę - podała gazeta "China Daily". Władze
uznały, że zagrożenie tą chorobą wymaga radykalnych rozwiązań.
Organizacje obrońców praw zwierząt wyrażają zaniepokojenie. To już
kolejna taka akcja w Chinach. W 2006 roku wielkie oburzenie wywołała
brutalna rozprawa z psami w mieście Mouding w prowincji Yunnan, na
południowym zachodzie Chin, również spowodowana przypadkami wścieklizny
u ludzi. Wybito wtedy 50 tys. psów. Dochodziło do tego, że milicjanci
odbierali psy właścicielom na ulicy i zabijali je pałkami na miejscu.
Tylko kilka procent psów w Chinach jest szczepionych. Co roku ponad 2
tys. ludzi, pokąsanych przez zarażone psy, umiera w tym kraju na
wściekliznę.
PAP
British Airways do pracowników: pracujcie za darmo
Kierownictwo British Airways zwróciło się do 40 tys. pracowników, by
wnieśli osobisty wkład w uratowanie linii przed upadkiem, godząc się na
przepracowanie bez wynagrodzenia do czterech tygodni w roku - informują
brytyjskie media.
Apel do pracowników, skierowany do nich imiennie oraz za pośrednictwem
wewnętrznego biuletynu "British Airways News", idzie znacznie dalej, niż
wcześniejsze sugestie, by zgodzili się na zamrożenie płac lub bezpłatny
urlop - jest jednoznaczny z obcięciem płac.
Z punktu widzenia związków zawodowych, negocjujących pakiet działań
oszczędnościowych, oznacza to podkopanie ich pozycji przetargowej. Dla
kierownictwa jest to sposób na zmniejszenie kosztów i oszczędzenie
gotówki.
Kierownictwo linii negocjuje ze związkami zawodowymi m.in. plany
zmniejszenia zatrudnienia o 4 tys. osób (10%), z czego 2 tys. miałyby
stanowić dobrowolne zwolnienia wśród personelu pokładowego liczącego 14
tys. pracowników.
Szef British Airways Willie Walsh ogłosił ostatnio, że zrezygnował z
wynagrodzenia za pracę w lipcu wskazując, iż linie walczą o przetrwanie
w warunkach dekoniunktury. Za jego przykładem poszedł dyrektor finansowy
Keith Williams.
Apel do pracowników zapewnia, iż kierownictwo pomoże im w
zminimalizowaniu skutków finansowych nieodpłatnej pracy i zaprzecza, by
osoby, które pozytywnie na niego odpowiedziały miały pierwszeństwo w
zatrudnieniu przy podejmowaniu przyszłych decyzji w sprawie zwolnień.
W ostatnim roku obrachunkowym linie British Airways odnotowały stratę w
wysokości 401 mln funtów. Głównym powodem było drogie paliwo lotnicze w
okresie, gdy spadła liczba pasażerów. Od lata 2008 roku z linii
zwolniono ponad 2500 pracowników, w tym 780 menedżerów.
PAP
Poniedziałek,
2009-06-15
Naukowcy uruchamiają
Wielki Zderzacz Hadronów
Wielki Zderzacz Hadronów najpotężniejsza na świecie maszyna do
eksperymentów fizycznych znowu rusza. W niedzielę rozpoczęły się testy
przed ponownym włączeniem urządzenia.
Wielki Zderzacz Hadronów, LHC (z ang. Large Hadron Collider) jest
największym na świecie akceleratorem cząstek (hadronów). Mieści się ok.
100 metrów po ziemią na terenie Szwajcarii i Francji w pobliżu Genewy.
Jak mówił dziennikarzom fizyk pracujący w CERN (Europejskie Laboratorium
Fizyki Cząstek) dr Andrzej Siemko, jest to najbardziej złożone
urządzenie, jakie człowiek do tej pory wymyślił. Dlatego jego włączanie
- jeśli wszystko pójdzie zgodnie z planem - potrwa aż do jesieni. - To
nie jest coś takiego, że to włączymy i będzie działało. Sam proces
uruchamiania trwa wiele miesięcy. W tym tygodniu się rozpoczął -
podkreślił Siemko.
Jak to wszystko działa? W 27-kilometrowej rurze za pomocą fal radiowych
przyspieszane są dwie przeciwbieżne wiązki cząstek elementarnych,
przeważnie protonów. Osiągają one niemal prędkość światła, a następnie
zderzają się ze sobą.
Zderzające się protony rozpadają się, a następnie tworzą się inne
cząstki. Naukowcy, obserwując, co powstaje w wyniku zderzeń, mogą
dokładniej poznać właściwości poszczególnych cząstek oraz wzajemne
oddziaływania między nimi.
We wrześniu zeszłego roku uruchomiono maszynę, jednak kilka dni później
okazało się, że nastąpiła awaria i eksperymenty nie mogły być
kontynuowane.
- Staramy się zobaczyć coś, czego nikt inny jeszcze nie widział -
tłumaczył sens eksperymentów Siemko. Zderzacz porównał do gigantycznego
mikroskopu, za pomocą którego fizycy będą mogli obserwować rozpadanie
się cząsteczek.
- Chcemy odkryć cząstkę, która się nazywa cząstką Higgsa, która tak -
jak wierzą fizycy - odpowiada za masę. Umożliwi nam to zrozumienie skąd
się ona bierze - mówił naukowiec.
Inne cele badawcze dotyczą m.in. lepszego poznania dodatkowych wymiarów,
zrozumienie asymetrii pomiędzy materią i antymaterią, a także lepsze
zbadanie nowego stanu skupienia - plazmy kwarkowo-gluonowej.
- To są takie oficjalne cele badawcze, ale tak naprawdę to, czego wielu
fizyków oczekuje, to jest odkrycie czegoś, czego nie znamy, czegoś,
czego nie potrafimy dzisiaj nazwać, a ponieważ wkraczamy na terytorium,
które jest zupełnie nieznane, jestem przekonany, że coś takiego
odkryjemy - mówił Siemko.
Krzysztof Strzępka PAP
Laureaci Nobla apelują o zniesienie blokady Strefy Gazy
202 eurodeputowanych z 27 państw oraz 56 laureatów Nagrody Nobla
podpisało apel o zdjęcie "blokady" Strefy Gazy i uwolnienie więźniów
przez obie strony: izraelską i palestyńską - poinformowała organizacja
pozarządowa Peacelines, prowadząca tę kampanię. Wśród noblistów, którzy
sygnowali apel, jest przywódca duchowy Tybetańczyków Dalajlama XIV i
laureatka Pokojowej Nagorody Nobla Szirin Ebadi z Iranu.
Dokument został opracowany przez sześciu autorów, w tym amerykańskiego
językoznawcę Noama Chomsky'ego, polskiego Żyda, który uczestniczył w
powstaniu w getcie warszawskim, Martina Graya i byłego premiera Francji
Michela Rocarda. Wśród polskich eurodeputowanych, którzy podpisali apel,
są Adam Gierek, Urszula Krupa i Tadeusz Zwiefka.
"Izrael powinien zakończyć blokadę Gazy, położyć kres wszystkim
zabójstwom i pozwolić Gazie otworzyć się na świat w sposób umożliwiający
funkcjonowanie gospodarcze" - napisano w apelu powstałym w ramach
kampanii "Otwórzcie drzwi". "Palestyńczycy powinni zakończyć wszystkie
ataki rakietowe przeciw Izraelowi i Izraelczykom. (...) Palestyńczycy
powinni uwolnić żołnierza izraelskiego Gilada Szalita, którego więżą od
prawie trzech lat" - podkreślają sygnatariusze.
PAP
Sikorski: walczymy o polskich kandydatów z determinacją
Szef polskiej dyplomacji Radosław Sikorski ocenił, że szanse Jerzego
Buzka na objęcie stanowiska przewodniczącego Parlamentu Europejskiego
(PE) są nadal bardzo wysokie. Szef Sikorski zapewnił jednocześnie, że
Polska walczy o wszystkich polskich kandydatów z równą determinacją, ale
będzie musiała iść na pewne kompromisy.
Odnosząc się do spekulacji mediów, że Polska będzie musiała za
stanowiska przewodniczącego Parlamentu Europejskiego zapłacić wysoką
cenę, np. straci szanse na ważną tekę dla polskiego reprezentanta w
Komisji Europejskiej, Sikorski apelował o rozsądek. - Bądźmy dojrzali.
To są negocjacje bardzo podobne do negocjacji koalicyjnych przy
tworzeniu rządu, czy narodowego parlamentu. Jeżeli jedna z grup dostaje
powiedzmy marszałka sejmu, to jasne, że czegoś innego nie dostanie -
powiedział szef dyplomacji.
- Ale to jest tego warte, bo to będzie najbardziej prominenta i
najbardziej prestiżowa i wpływowa posada Polaka po naszym przystąpieniu
do UE. Więc ja rozumiem, że jesteśmy mistrzami w samobiczowaniu się, ale
kibicujmy naszemu kandydatowi do zwycięstwa, a nie martwmy się, czy
warto zwyciężać - zaapelował Sikorski. Szef MSZ zapewnił jednocześnie,
że Polska walczy o wszystkich polskich kandydatów z równą determinacją.
"Zarówno o Włodzimierza Cimoszewicza, (który stara się o stanowisko
sekretarza generalnego Rady Europy), jak i o polskiego komisarza z
ważnym portfolio i walczymy także o komisję w PE. Ale z góry mówię, że
to polityka demokratyczna i jakieś kompromisy trzeba będzie zawrzeć" -
powiedział Sikorski.
Polski eurodeputowany Jerzy Buzek jest jednym z dwóch kandydatów
zwycięskiej w wyborach do Parlamentu Europejskiego chadeckiej rodziny
politycznej - Europejskiej Partii Ludowej. Drugim kandydatem jest Włoch
Mario Mauro.
EPL, do której należy m.in. Platforma Obywatelska i PSL, wybierze swego
kandydata na przewodniczącego PE 7 lipca, a inauguracyjna sesja nowego
PE odbędzie się 14 lipca. Warunkiem, by to kandydat EPL został
przewodniczący PE, jest zawarcie porozumienia koalicyjnego w tej sprawie
z inną grupą polityczną - np. z socjalistami. Sami chadecy, choć będą
najliczniejsza grupą (264 mandaty) nie mają bowiem większości w liczącym
736 deputowanych PE.
Inga Czerny PAP
Niedziela, 2009-06-14
Klinika pomyliła zarodki
i kobieta poddała się aborcji
Walijska klinika dokonująca zabiegów in vitro pomyliła zarodki i
omyłkowo implantowała innej kobiecie ostatni zarodek pary, która chciała
mieć drugie dziecko - donosi Press Association. Kobieta zdecydowała się
na aborcję, gdy zorientowała się, co zaszło.
Zarząd publicznej służby zdrowia (Cardiff&Vale Trust) wypłacił
odszkodowanie parze, która straciła zarodek. Do zdarzenia doszło w
grudniu 2007 r.
Para, znana jako 38-letnia Deborah i jej partner Paul, po przyjściu na
zabieg dowiedziała się, że nie może on zostać przeprowadzony, ponieważ
praktykant-embriolog pomylił zarodki, biorąc je ze złej półki inkubatora.
Według adwokata pary Guya Fostera w walijskiej klinice nie przestrzegano
zasad obchodzenia się z zarodkami. Nakazują one przechowywanie zarodków
każdego pacjenta w osobnych inkubatorach.
Adwokat przekonany jest, że zdarzenie było do przewidzenia i w
przeszłości w dwóch innych przypadkach o mało nie doszło do podobnej
pomyłki.
PAP
Przyjaciółka Jana Pawła II była jego agentką?
"Wanda, 007 dla Wojtyły" - to tytuł artykułu opublikowanego w dzienniku
"La Stampa", kolejnego na tych łamach w całej serii publikacji na temat
roli polskiej przyjaciółki Jana Pawła II Wandy Półtawskiej.
Włoski dziennik nazywa "jednym z najlepiej chronionych sekretów na
świecie" dochodzenie, jakie Wanda Półtawska prowadziła po zamachu na
Jana Pawła II, a dotyczące tajemniczych zdjęć papieża z czasu jego
rekonwalescencji w Watykanie.
O fotografiach tych "La Stampa" pisała niedawno ujawniając, że ktoś
bardzo silnym obiektywem w czerwcu 1981 roku zrobił zdjęcia Jana Pawła
II w trakcie odpoczynku na watykańskim tarasie, w towarzystwie lekarzy.
Zrobiono je prawdopodobnie z kopuły bazyliki św. Piotra.
Na podstawie tych zdjęć, podkreśliła gazeta, wyciągnięto w Watykanie
wniosek, że istnieją poważne luki w systemie bezpieczeństwa Jana Pawła
II, skoro można fotografować go z dużej odległości.
To Wanda Półtawska wzięła w swoje ręce "śledztwo" w sprawie zdjęć -
pisze "La Stampa". Przypomina wcześniejsze swe ustalenia, że pomagał jej
w tym m.in. ówczesny papieski fotograf Arturo Mari.
Po analizie tych zdjęć poradzono papieżowi, aby unikał przebywania w
miejscach łatwo dostępnych dla fotografów. Ponadto po prywatnym
dochodzeniu w sprawie tajemniczego "paparazzo" wyrażono przypuszczenie,
że w Watykanie jest "agent", którego motywy działania nie są jasne.
Arturo Mari powiedział turyńskiej gazecie, że jego udział w wyjaśnianiu
sprawy fotografii był "niewielki" i nie pamięta tego zbyt dobrze.
Inni rozmówcy gazety z Watykanu, którzy byli wówczas zaangażowani w
wyjaśnianie okoliczności zrobienia zdjęć, wspominają natomiast, że panią
Półtawską traktowali jako osobę, cieszącą się "pełnym zaufaniem papieża".
To jej przekazano całą zebraną dokumentację, m.in. zrobione przez
Mariego zdjęcia z pobytu papieża w szpitalu po zamachu. Nie została ona
nigdy ujawniona.
"La Stampa" pisze, że nie wiadomo, gdzie znajduje się to dossier. Czy ma
ją watykański sekretariat stanu, czy też trafiła ona do walizki Wandy
Półtawskiej, która wywiozła ją do Polski?- zastanawia się gazeta.
Sylwia Wysocka PAP
Doszło do powolnej degradacji Airbusa"
W Airbusie A330 z 228 osobami na pokładzie, który 31 maja spadł do
oceanu, po kolei psuły się wszystkie systemy. Przez cztery minuty doszło
do degradacji samolotu - wynika z oceny komunikatów, jakie przed
katastrofą wysyłał samolot Air France. Do listy usterek dotarł TVN24.
TVN24 dotarł do zapisu 24 komunikatów, jakie wysyłał Airbus tuż przed
tym, jak zniknął z radarów. Samolot nadawał automatyczne komunikaty o
usterkach przez 4 minuty - od 2.10 do 2.14.
Jak powiedział doświadczony pilot samolotów pasażerskich kpt. Jarosław
Stan, zapisy wysyłane przez samolot drogą radiową wskazują, że wystąpiły
poważne problemy ze sterowaniem samolotu.
W ocenie Stana, w samolocie zostały uszkodzone m.in. systemy, które
informują o położeniu przestrzennym samolotu, autopilot oraz system
automatycznej kontroli ciągu silników. - Nie było podstawowych
wskaźników pilotażowych, samolot ulegał powolnej degradacji - powiedział
doświadczony pilot.
Airbus A330 lecący z Rio de Janeiro do Paryża w trudnych warunkach
atmosferycznych zniknął z radarów i runął do Atlantyku 31 maja. Na jego
pokładzie było 228 osób, w tym dwóch Polaków.
Jak do tej pory, udało się odnaleźć 50 ciał pasażerów oraz kilkanaście
części samolotu, w tym fragment ogona, dwa fotele pasażerskie, maski
tlenowe. Trwa wstępna identyfikacja zwłok.
Poszukiwania ciał pasażerów mają potrwać przynajmniej do 19 czerwca.
Wciąż trwają poszukiwania czarnych skrzynek, zawierających m.in nagrania
z kabiny pilotów, które mogłyby dokładnie wskazać przyczyny katastrofy
samolotu. Do przeczesania jest ogromny obszar, a poszukiwacze mają
jeszcze tylko 15 dni na ich znalezienie. Bowiem tylko przez tyle czasu
skrzynki będą emitować sygnały wskazujące ich położenie. Sygnał ze
skrzynek może być odbierany w odległości ok. 6 kilometrów.
Skrzynek szuka francuska podwodna łódź atomowa Emeraude oraz bezzałogowe
łodzie podwodne, które mogą zejść na głębokość 6 tys. metrów. W akcji
poszukiwawczej uczestniczą także statki i samoloty brazylijskie.
Wykorzystywane są również użyczone przez Pentagon urządzenia nasłuchowe.
Magdalena Grabowska, Wirtualna Polska
Kubańska dysydentka po 15 latach rozłąki spotka się z rodziną
Kubańska dysydentka, której od lat odmawiano prawa do odwiedzin żyjącej
zagranicą rodziny, opuściła w sobotę Kubę i wyjechała do Argentyny.
Neurochirurg Hilda Molina na lotnisku w Hawanie popłakała się z radości,
wiedząc, że wkrótce zobaczy swą 90-letnią matkę, syna oraz wnuki.
- To zbyt wiele - mówiła. - Dzieci, mój syn, którego nie widziałam od 15
lat, wnuki, których nigdy nie spotkałam i chora matka.
Dokumenty podróżne pani doktor wydano na kilka miesięcy. Molina na razie
nie potrafiła powiedzieć, czy wróci na wyspę. Opuszczając kraj radziła
innym dysydentom "zabiegać o ich prawa", jak to sama uczyniła.
- Nie mogą milczeć - podkreśliła. - Nie mogą stwarzać problemów, jedynie
muszą żądać swych praw rodzinnych, co jest oczywiste i proste - zaleciła.
66-letnią doktor Molinę w 1994 roku poróżnił z władzami stosunek do
leczenia za pomocą komórek macierzystych. Krytycznie wyrażała się też o
kubańskiej służbie zdrowia, mówiąc, że Kuba zapewnia wyjątkową opiekę
zagranicznym, dewizowym pacjentom i wysyła tysiące lekarzy do innych
krajów.
Jej syn Roberto Quinones w tym samym czasie przeprowadził się do
Argentyny, skąd pochodzi jego żona. Matce Moliny pozwolono opuścić Kubę
kilka miesięcy temu.
PAP
Sobota, 2009-06-13
Wkrótce pierwszy tom
gigantycznego słownika biograficznego
Hiszpańska Królewska Akademia Historii opublikuje jeszcze w tym roku
sześć tomów Hiszpańskiego Słownika Biograficznego, którego pełne wydanie
liczące łącznie 50 tomów ukaże się w ciągu dwóch lat i
najprawdopodobniej trafi też do internetu w 2010 roku.
Jak powiedział dyrektor Akademii, Gonzalo Anes, słownik zostanie
przetłumaczony również na język angielski, aby w sieci internetowej "zapewnić
mu światowy zasięg". W najbliższy poniedziałek król Hiszpanii Juan
Carlos i królowa Sofia wezmą udział w uroczystości zaprezentowania w
siedzibie Akademii pierwszego tomu słownika.
Zamysł stworzenia słownika narodził się w samych początkach Akademii
założonej w 1735 roku. Jednak złożoność zadania opóźniła wykonanie tego
pomysłu. Na realizację projektu rząd przeznaczył w 1999 roku 800 mln
peset (4,8 mln euro).
Każdy z 50 tomów ma liczyć 800 stron, a całość słownika obejmie ponad 40
tysięcy biogramów postaci z wszystkich epok historycznych, co - jak
powiedział dyrektor Akademii, "sytuuje Hiszpanię na czele
najważniejszych krajów świata". Słownik będzie zawierać też biogramy
postaci z kolonii hiszpańskich, Filipin i terytoriów należących do
korony w wiekach XVI i XVII.
Nad opracowaniem biogramów pracowało 5500 specjalistów, w tym wielu
historyków hispanoamerykańskich i hispanistów z całego świata.
PAP
Obama tnie koszty, aby zapewnić powszechną opiekę medyczną
Prezydent USA Barack Obama "zetnie" o 313 miliardów dolarów "zbędne
koszty" na programy zdrowia publicznego, aby uzyskać środki na
zapewnienie opieki medycznej 46 milionom osób w Stanach Zjednoczonych,
które nie mają do niej dostępu.
- Ogłaszam dziś (uzyskanie) 313 miliardów dodatkowych dolarów
oszczędności poprzez zahamowanie zbędnych wydatków i zwiększenie
skuteczności i jakości ochrony zdrowia - oświadczył Obama.
Amerykański prezydent wyjaśnił, że te pieniądze zaoszczędzi "redukując
nadmierne opłaty" dla prywatnych ubezpieczycieli w systemie Medicare,
programie ochrony zdrowia emerytów.
Zamierza także wyeliminować "wszelkie marnotrawstwo", zarówno jeśli
chodzi o ten program, jak o Medicaid, który oferuje ochronę zdrowia
osobom mało zarabiającym.
Oba te programy obsługują miliony Amerykanów i w ich ramach działają
tysiące lekarzy, szpitali, domów starców i innych instytucji.
- Gdy więcej Amerykanów będzie miało ubezpieczenia, będziemy mogli
zredukować wydatki na udzielanie przez szpitale pomocy pacjentom, którzy
nie mają ubezpieczenia - powiedział Obama.
Jednym z ważnych źródeł środków na wprowadzenie powszechnej opieki
medycznej dla mieszkańców USA ma być przemysł farmaceutyczny. - Jeśli
producenci leków będą płacić to, co po sprawiedliwości się należy,
możliwe będzie ograniczenie wydatków rządu na lekarstwa sprzedawane na
receptę - oświadczył Obama.
PAP
Berlusconi: mamy rywala, Polskę
Premier Włoch Silvio Berlusconi wyraził nadzieję, że Mario Mauro
zostanie przewodniczącym Parlamentu Europejskiego, bo jego zdaniem w tej
rywalizacji to Włoch ma większe szanse niż Jerzy Buzek.
W przemówieniu do młodych przedsiębiorców szef rządu oświadczył: mamy
doskonałego kandydata, Mario Mauro. Dodał następnie: mamy rywala, Polskę,
odnosząc się do kandydatury Jerzego Buzka.
Berlusconi, cytowany przez Ansę, podkreślił następnie, że Włochy są w
tej rywalizacji w bardziej korzystnej sytuacji.
Premier zaznaczył, że Włochy mają "świetne argumenty" po swojej stronie.
Wśród nich wymienił liczbę eurodeputowanych jego partii Lud Wolności -
35 w Europejskiej Partii Ludowej wobec 24 przedstawicieli Polski.
Według danych Parlamentu Europejskiego, opublikowanych na jego stronie
internetowej, Włosi będą mieli 35 mandatów w EPL, a Polska 28 (PO i PSL).
Według Ansy jako kolejny argument na korzyść Włoch premier wymienił fakt,
że Warszawa jest, jak to ujął, "eurosceptyczna" wobec Traktatu z Lizbony.
Piątek,
2009-06-12
Obama zrezygnował z
przesiedlenia więźniów Guantanamo
Administracja prezydenta Baracka Obamy praktycznie zrezygnowała z planu
osiedlenia w USA więźniów zwolnionych z kontrowersyjnego więzienia w
amerykańskiej bazie Guantanamo na Kubie - podał "Washington Post".
Decyzja ta wynikła ze zdecydowanego oporu w Kongresie przeciw osiedleniu
w USA więźniów, którzy byli bezterminowo przetrzymywani w Guantanamo
jako podejrzani o terroryzm. Dziennik zwraca jednak uwagę, że może ona
skomplikować dyplomatyczne wysiłki na rzecz przekonania krajów
europejskich do przyjęcia byłych więźniów z Guantanamo. Działania w tym
kierunku prowadzi specjalny wysłannik administracji Daniel Fried, były
ambasador USA w Polsce.
W czwartek czterech Ujgurów, aresztowanych w Pakistanie i Afganistanie w
2002 r. i oczyszczonych z podejrzeń, że zagrażają USA, zwolniono z
więzienia w Guantanamo i przewieziono na należące do Wielkiej Brytanii
Bermudy, gdzie mają się osiedlić i podjąć pracę. Muzułmańscy Ujgurzy
zamieszkują północno-zachodnie Chiny.
Pozostałych 13 przebywających w Guantanamo Ujgurów zostanie
przewiezionych prawdopodobnie do Palau, niepodległego państwa na
Pacyfiku, które zgodziło się ich przyjąć. Fakt, że Ujgurów nie
przesiedlono do USA, wykorzystuje rząd Niemiec w rozmowach na temat
przyjęcia przez ten kraj więźniów Guantanamo.
Wielu Ujgurów mieszka w Monachium, ale niemiecki minister spraw
wewnętrznych Wolfgang Schaeuble odmówił przyjęcia ich współrodaków z
Guantanamo, pytając Frieda, dlaczego USA nie chcą ich przyjąć, skoro -
jak twierdzą - nie stanowią oni żadnego zagrożenia.
Tomasz Zalewski PAP
Nawet Rosja i Chiny chciały zaostrzenia sankcji dla Korei Płn.
Rada Bezpieczeństwa ONZ przyjęła jednomyślnie rezolucję zaostrzającą
sankcje wobec Korei Północnej z powodu przeprowadzenia przez ten kraj 25
maja próby nuklearnej. Zarówno Chiny, jak i Rosja, które w przeszłości
niechętnie wspierały sankcje przeciwko Korei Północnej, poparły
amerykański projekt rezolucji.
Sankcje przewidują zakaz eksportu wszelkiej broni z Korei Płn. i importu
większości rodzajów broni do tego kraju. Rezolucja nr 1874 zezwala
krajom członkowskim ONZ na kontrolę towarów przesyłanych z Korei
Północnej i w odwrotnym kierunku drogą lądową, powietrzną i morską w
celu przechwycenia np. materiałów nuklearnych albo części rakiet;
zobowiązuje te kraje do skonfiskowania i zniszczenia wszelkich
transportowanych dóbr, jeśli sankcje zostaną naruszone.
W tekście jest również mowa o zaostrzeniu sankcji finansowych wobec
Phenianu, rozszerzeniu listy osób i firm północnokoreańskich, których
aktywa finansowe za granicą zostały zamrożone. Amerykanie podejrzewają,
że część północnokoreańskich aktywów może się znajdować w bankach
chińskich. Rezolucja przewiduje także zapobieganie działalności
nuklearnej i balistycznej reżimu w Phenianie i zmniejszanie wpływów,
które cięgnie ze sprzedaży broni i technologii.
Według amerykańskiej telewizji informacyjnej Fox News, powołującej się
na źródła w CIA, Phenian zamierza odpowiedzieć nową próbą nuklearną na
nową rezolucję RB ONZ. Ponadto kontynuuje przygotowania do kolejnego
odpalenia rakiety dalekiego zasięgu Tepodong-2.
W maju Korea Północna przeprowadziła drugą próbę nuklearną, a w kwietniu
odpaliła po raz pierwszy rakietę dalekiego zasięgu. Wycofała się też z
sześciostronnych rokowań, prowadzonych pod egidą USA, poświęconych jej
programowi nuklearnemu.
O wzmocnienie sankcji wobec Phenianu, wprowadzonych w ramach rezolucji
1718 już po pierwszej próbie jądrowej, jakiej Korea Północna dokonała w
2006 roku, zabiegał Waszyngton. Wprowadzono wówczas embargo na dostawy
do KRLD wszelkich materiałów i urządzeń, które mogłyby zostać
wykorzystane do produkcji broni atomowej czy rakietowej. Phenianowi
zabroniono także eksportu broni i materiałów nuklearnych.
PAP
"Lotniskowa cenzura" Air France
Linie lotnicze Air France "cenzurują" informacje dotyczące tragedii
airbusa - podaje radio RMF FM. Reporter radia dotarł do dokumentu, w
którym przewoźnik zakazał personelowi, w tym na lotnisku w Warszawie,
rozdawania pasażerom dziennika "Le Figaro" z informacjami obciążającymi
Air France.
Dokument jest telexem wysłanym z centrali przewoźnika do biur
regionalnych na lotniskach w różnych krajach. Władze firmy zakazały w
nim udostępnienia jednego z numerów "Le Figaro" podróżnym na pokładach
samolotów, przy wejściu do nich oraz w strefach dla vipów.
O co pyta "Le Figaro"?
Kontrowersje wzbudziło czwartkowe wydanie gazety. Dziennikarze sugerują,
że przyczyną katastrofy mogło być wadliwe działanie czujników prędkości,
które już wcześniej spowodowały serię problemów w samolotach Air France.
"Le Figaro" zapytało też, dlaczego urządzenia nie zostały wymienione.
Rzeczniczka firmy odmówiła skomentowania "lotniskowej cenzury", nie
zaprzeczyła jednak, że takie pismo rzeczywiście trafiło do oddziałów
przewoźnika.
O tym, że automatyczne wiadomości, wysyłane tuż przed zaginięciem
francuskiego airbusa wskazują na "niespójność pracy" systemów samolotu
odpowiedzialnych za podawanie do kokpitu prędkości mówił w CNN kilka dni
po katastrofie także przedstawiciel producenta maszyny.
Dyrektor Airbusa: "nieodpowiedzialny" artykuł
Teraz Airbus uspokaja. Dyrektor operacyjny Airbusa Fabrice Bregier
zapewnił we francuskim dzienniku "La Depeche du Midi", że budowane przez
koncern samoloty są "bezpieczne". Jednocześnie ostrzegł przed
wyciąganiem przedwczesnych wniosków, zanim nie zostaną zbadane przyczyny
katastrofy.
Dyrektor Airbusa określił artykuł w "Le Figaro" jako "nieodpowiedzialny".
- Na tym etapie dochodzeń nic nie wskazuje na związek między wypadkiem
samolotu Air France a jakimiś problemami z nawigacją - zapewnił.
Ta pierwsza oficjalna wypowiedź prasowa przedstawiciela Airbusa jest
zbieżna ze stanowiskiem Biura Badań i Analiz (BEA) oraz Air France,
właściciela samolotu.
Dyrektor generalny Air France Pierre-Henri Gourgeon wypowiedział się
jednak mniej zdecydowanie, twierdząc, że "nie jest przekonany", aby
zachodził związek między usterką szybkościomierza a katastrofą.
Przypomniał on, że obecnie lata 600 samolotów A330 podobnych do tego,
który uległ katastrofie nad Atlantykiem. Mają za sobą 13 milionów godzin
lotu i Airbus AF447 był pierwszy, który uległ katastrofie zakończonej
śmiercią ludzi znajdujących się na pokładzie.
RMF FM
Czwartek, 2009-06-11
WHO ogłosiła najwyższy
stopień zagrożenia grypą A/H1N1
Światowa Organizacja Zdrowia nakazała swoim krajom członkowskim
ogłoszenie pandemii grypy typu A/H1N1, pierwszej globalnej epidemii
grypy od 41 lat. Decyzja zapadła po tym, jak wzrosła liczba zachorowań w
USA, Europie, Australii i Afryce oraz innych regionach. Grypą A/H1N1
zaraziło się już ponad 26,5 tys. ludzi w 73 krajach. Liczba zgonów na
świecie spowodowanych wirusem sięgnęła według WHO 139.
"Zaczęła się pandemia"
WHO ogłosiła pandemię nowej grypy A/H1N1, zwiększając alert z obecnego
piątego poziomu do najwyższego - poinformowała w Genewie dyrektor
generalna Światowej Organizacji Zdrowia, dr Margaret Chan. - Oznacza to,
że świat w szedł w okres pierwszej w XXI wieku pandemii grypy - dodała
pani Chan. Poinformowała jednocześnie, że WHO nie zaleciła zamknięcia
granic i nie będzie ograniczeń w przemieszczaniu się ludzi, towarów i
usług.
"To niczego nie zmieni w Polsce"
- To niczego nie zmieni. My naprawdę jesteśmy przygotowani - powiedziała
w TVN24 minister zdrowia Ewa Kopacz. Dodała, że w przypadku Polski
obowiązuje taka sama procedura jak w okresie, kiedy obowiązywał piąty i
czwarty stopień zagrożenia. Zdaniem minister wprowadzenie szóstego
stopnia zagrożenia spowodowane jest szybkim rozprzestrzenianiem się
wirusa A/H1N1, a nie wzrostem jego zjadliwości.
Kopacz zapowiedziała, że w piątek zbierze się sztab kryzysowy, jednak
nie będzie zmian w sposobie prowadzenia przygotowań do walki z wirusem w
Polsce. - Wysłałam także stosowne zawiadomienie do premiera, ponieważ
taki jest obowiązek w przypadku wprowadzenia najwyższego stopnia
zagrożenia pandemią - powiedziała minister zdrowia.
Kopacz pytana, czy zostaną podjęte dodatkowe środki w związku z decyzją
WHO, stwierdziła, że "jedyna rzecz, która mogłaby się wydarzyć, gdyby
tych zachorowań było rzeczywiście bardzo dużo, to decyzja ministra
zdrowia o uruchomieniu rezerw leków". Dodała jednak, że obecnie rezerwy
nie muszą być uruchamiane.
A/H1N1 to mieszanka świńskich, ludzkich i ptasich wirusów grypy
W środę w Polsce wykryto siódmy przypadek nowej grypy - pierwszy
przypadek przeniesienia wirusa A/H1N1 z człowieka na człowieka. Polska
od dwóch lat, zgodnie z zaleceniem WHO, ma przygotowany plan pandemiczny,
w którym określono działania podejmowane w sytuacji rozprzestrzeniania
się grypy. W jego ramach działa Komitet Krajowy ds. Pandemii Grypy.
Wirus A/H1N1 to mieszanka świńskich, ludzkich i ptasich wirusów grypy.
Pierwsze przypadki zachorowań pojawiły się w kwietniu tego roku w
Meksyku i USA. Objawy nowej grypy są podobne do tych towarzyszących
grypie sezonowej. Występuje gorączka, osłabienie, brak apetytu, kaszel,
a u niektórych osób także katar, ból gardła, nudności, wymioty i
biegunka. Państwowa Inspekcja Sanitarna podaje, że zarażenie tym typem
wirusa może nastąpić poprzez kontakt z chorym zwierzęciem lub chorym
człowiekiem, natomiast nie jest groźne jedzenie wieprzowiny. Według
ekspertów, przenoszenie się wirusa A/H1N1 z człowieka na człowieka może
doprowadzić do zwiększenia jego zjadliwości, a tym samym do zaostrzenia
przebiegu choroby i trudności w jej kontrolowaniu.
PAP
Szczyt G8 na celowniku terrorystów; rozbito groźną grupę
Sześć osób, powiązanych z lewackimi grupami wzorowanymi na Czerwonych
Brygadach, aresztowano we Włoszech na wniosek rzymskiej prokuratury do
walki z terroryzmem - podała włoska agencja prasowa Ansa. Według niej,
osoby te planowały dokonać zamachu w czasie szczytu przywódców G8, który
ma odbyć się od 8 do 10 lipca w mieście L'Aquila.
Wśród zatrzymanych jest Luigi Fallico, były członek Czerwonych Brygad z
najbardziej aktywnego okresu ich działalności terrorystycznej. Wraz z
innymi wspólnikami próbował on odbudować organizację.
Podejrzenia dotyczące przygotowań do ataku terrorystycznego to rezultat
podsłuchów, założonych ludziom, przeciwko którym prowadzono śledztwo.
W ramach operacji aresztowano także mieszkańców Genui, Mediolanu i
Sardynii oraz starszą osobę, u której znaleziono broń. W trakcie
przeszukania policja natrafiła na bombę - podała Ansa.
PAP
"Tylko jej ufał Jan Paweł II"
Włoski dziennik "La Stampa" opublikował artykuł pod tytułem "Papież ufał
tylko Wandzie". To kolejny głos w dyskusji o przyjaźni Jana Pawła II z
Wandą Półtawską. Według rozmówcy gazety, znała ona najstraszliwsze
tajemnice pontyfikatu papieża Polaka.
"La Stampa" przytacza w artykule wypowiedzi włoskiego sędziego Rosario
Priore, który prowadził dochodzenie w sprawie zamachu na polskiego
papieża 13 maja 1981 r. Sędzia twierdzi, że Wanda Półtawska nie tylko
prowadziła prywatną korespondencję z Janem Pawłem II, ale także znała "najbardziej
straszliwe tajemnice tego pontyfikatu".
"Sędzia odkrył ze zdumieniem, że w godzinach po zamachu papież zerwał
kontakty z Kurią i Sekretariatem Stanu, zawierzając się tej nieznanej
Polce, lekarce z Krakowa, którą obdarzał największym zaufaniem" - pisze
"La Stampa".
Cytuje słowa Rosario Priore, który powiedział, że "Jan Paweł II otoczył
się bardzo wąską grupą zaufanych Polaków, zrywając mosty ze wszystkimi
innymi".
"Dedukcja jest oczywista: nie ufał reszcie Watykanu" - stwierdza
dziennik.
W artykule mowa jest o sekretnych zdjęciach, wykonanych w dniach
rekonwalescencji papieża w Watykanie, prawdopodobnie w czerwcu 1981 r.,
przy pomocy "silnego teleobiektywu". Jak dotarły za Spiżową Bramę i kto
je zrobił - nie wiadomo. Fotografie te - według gazety - były "wstrząsające":
przedstawiały cierpiącego papieża na tarasie w otoczeniu lekarzy.
Jeden z watykańskich prałatów, w którego ręce trafiły te zdjęcia,
przekazał je pani Półtawskiej. Uznał, że jej należy powierzyć tę
delikatną sprawę, dotyczącą według niego "osobistego bezpieczeństwa
papieża".
To pani Półtawska - relacjonuje dziennik - zrozumiała od razu, że sprawa
jest bardzo poważna i zasygnalizowała "braki" w ochronie Jana Pawła II.
Wszczęła również tajne "wewnętrzne dochodzenie".
"Ewidentnie w Watykanie był agent, być może w ochronie" - stwierdza
dziennik, rekonstruując dyskusje w Watykanie o tym, kto mógł wykonać
takie zdjęcia.
PAP
|
|
INDEX
|