zapisz
Się Na Naszą listę |
Proszę
kliknąć na ten link aby dotrzeć do formularza gdzie można zapisać się
na listę dystrybucyjną i w przyszłości otrzymywać biuletyn bezpośrednio od nas.
Aby zapisać się szybko bez wypełniania formularza, proszę wysłać
E-mail bez
żadnego tekstu poprzez kliknięcie tego
linku.
| |
Przyłącz się |
Jeśli masz jakieś informacje
dotyczące polskich wydarzeń i chciałbyś albo chciałabyś podzielić się nimi z
naszymi czytelnikami, to prześlij je do
nas. Mile
widziane są wywiady, felietony, zdjęcia i poezja. Proszę informować
nas o wszystkich
wydarzeniach polonijnych. | |
Promuj polonię |
Każdy z nas może się przyczynić do promowania Polonii w
Winnipegu w bardzo prosty sposób. Mój apel jest aby dodać dwie
linie do waszej stopki (signature) aby zacząć promować Polonijne
wydarzenia w Winnipegu kiedykolwiek wysyłamy maila.
Tutaj są instrukcje jak dodać stopkę używając Outlook Express.
Kliknij Tools-->Options -->
Signatures
Zaznacz poprzez kliknięcie Checkbox
gdzie pisze
Add signature to all outgoing messages
W pole gdzie jest napisane Edit Signature proszę wpisać.
albo
Po tym kliknij Apply
I to wszystko. Od tej pory będziemy promować polskie wydarzanie w
Winnipegu automatycznie kiedy wyślemy maila do kogoś. Wszystkie programy
mailowe mają taką opcję tzw. signature i sposób jej dodania
będzie bardzo podobny do tego co opisałem dla Outlook Express | |
|
Polonijny
Biuletyn Informacyjny w Winnipegu |
INDEX
FAKTY ZE ŚWIATA
|
Środa, 2009-07-08
Świat lubi Obamę, ale nie
lubi Ameryki
Prezydent Obama jest wciąż popularny w większości krajów świata, ale
Stany Zjednoczone uważane są za aroganckie supermocarstwo nieliczące się
z innymi państwami - wynika z najnowszego sondażu. Taka opinia panuje
również w Polsce.
Z sondażu przeprowadzonego od kwietnia do połowy czerwca przez ośrodek
badania opinii publicznej Uniwersytetu Maryland w 19 krajach i w
Autonomii Palestyńskiej wynika, że średnio 61% ich mieszkańców ma
zaufanie do Obamy, uważając, że "zrobi on słuszne rzeczy w sprawach
światowych".
Prezydent USA cieszy się największym uznaniem w Wielkiej Brytanii (92%
pozytywnych ocen), Niemczech (89%) i we Francji (88%). Negatywne oceny
przeważają w krajach muzułmańskich i w Rosji (55%).
Jednak w 15 spośród objętych sondażem państw większość społeczeństwa
uważa, że USA "nadużywają swej potęgi, aby przymusić nas do zrobienia
tego, czego od nas chcą". W Polsce pogląd taki podziela 65%
ankietowanych.
Jest to podobny odsetek, jak w kilku innych krajach europejskich: w
Wielkiej Brytanii, Francji i na Ukrainie. W Europie tylko w Niemczech
przeważa przeciwna opinia - że "USA traktują nas sprawiedliwie".
W 17 na 19 przebadanych krajów większość opinii publicznej jest też
przekonana, że USA nie przestrzegają prawa międzynarodowego. Dwie
trzecie ogółu ankietowanych jest zdania, że "Ameryka stara się promować
prawo międzynarodowe w innych krajach, ale to hipokryzja, gdyż sama nie
przestrzega jego reguł".
Sondaż przeprowadzono m.in. w największych krajach świata, jak USA,
Chiny, Rosja i Indie oraz kilku dużych krajach Europy i Azji.
Amerykę Łacińską reprezentował w sondażu tylko Meksyk, gdzie odnotowano
bardzo silne nastroje antyamerykańskie - 87% respondentów uważa, że USA
nadużywają swej wielkomocarstwowej potęgi.
PAP
Kolejne ważne unijne stanowiska dla Polski
Polityk SLD Bogusław Liberadzki zostanie wiceprzewodniczącym Parlamentu
Europejskiego, a europosłanka SLD Lidia Geringer de Oedenberg obejmie
ważną funkcję kwestora europarlamentu - dowiedział się portal tvp.info.
- Jesteśmy już po rozmowach wewnątrz Europejskiej Partii Socjalistów,
której jesteśmy członkiem. W tej połowie kadencji wiceprzewodniczącym z
naszej grupy będzie polityk z Czech, a w drugiej Polak, czyli ja -
potwierdza Bogusław Liberadzki (SLD).
- Nie upieraliśmy się przy odwrotnej kolejności, bo skoro Jerzy Buzek ma
być szefem europarlamentu, to pewne proporcje narodowe muszą być
zachowane. Nie będziemy mu robić konkurencji - zaznacza. Dodaje, że w
pierwszej połowie kadencji Polskę w prezydium Parlamentu Europejskiego
będzie reprezentowała Lidia Geringer de Oedenberg jako kwestorka.
Te informacje potwierdza rzecznik SLD Tomasz Kalita. - Mamy już
potwierdzenie od szefa Europejskiej Partii Socjalistów Martina Schulza,
że te kandydatury są niemal pewne - informuje. - Przewodniczący SLD
Grzegorz Napieralski wybiera się jeszcze na ostateczne konsultacje z
liderem Czeskiej Partii Socjaldemokratycznej Jiřím Paroubekiem.
Przedmiotem konsultacji ma być udział partii lewicowych z Europy
środkowej i wschodniej we władzach instytucji europejskich - dodaje.
Wiceprzewodniczących jest w europarlamencie czternastu. Do ich głównych
obowiązków należy prowadzenie obrad. Najwięcej wiceprzewodniczących mają
największe frakcje, czyli socjaliści i chadecy. Przykładowo w drugiej
połowie poprzedniej kadencji chadecy mieli przewodniczącego Parlamentu
Europejskiego i czterech wiceprzewodniczących, a socjaliści pięciu
wiceprzewodniczących.
Kwestorów jest z kolei pięciu. Zajmują się sprawami organizacyjnymi.
Polska lewica miała już swojego przedstawiciela na tym ważnym stanowisku.
W pierwszej połowie poprzedniej kadencji kwestorką była Genowefa
Grabowska z SdPl. Zajmowała się m.in. organizacją wystaw. - Choć wydaje
się, że to funkcja czysto techniczna, zaskakująco często wywoływała
emocje polityczne - przypomina Liberadzki. Jedną z wystaw, które
wywołały najwięcej kontrowersji, była ta, którą eurodeputowany LPR
Maciej Giertych poświęcił sprawie aborcji.
Kwestorzy dzielą się obowiązkami już po wyborze. Jednak według
Liberadzkiego jest duża szansa na to, że Geringer de Oedenberg zachowa
tekę związana z organizacją wystaw. - Ma przecież duże doświadczenie
związane z działalnością kulturalną - podkreśla Liberadzki.
Zdaniem Tomasza Kality, politycy wybrani z list SLD-UP
najprawdopodobniej zostaną też wiceszefami dwóch ważnych komisji w
Europarlamencie.
Wiktor Ferfecki, Karolina Woźniak tvp.info
Dwa zoo chciały misia, jedno musiało słono zapłacić
Polarny niedźwiedź Knut, który podbił serca opinii społecznej,
pozostanie w ogrodzie zoologicznym w Berlinie. Zoo zgodziło się zapłacić
w przeliczeniu ok. 1,9 mln zł innej placówce, roszczącej sobie prawa do
słynnego misia.
Zoo w Neumuenster, skąd pochodzi ojciec Knuta, rościło sobie prawa nie
tylko do samego misia, lecz także do generowanych przez jego sławę
dochodów i żądało od berlińskiego ogrodu w przeliczeniu ponad 3 mln
złotych.
Knut, urodzony w 2006 roku w Berlinie, stał się sławny, kiedy odrzuciła
go matka i maluchowi trzeba było zapewnić opiekę. Miś został wykarmiony
z butelki przez opiekuna. W samym tylko 2007 roku przysporzył
berlińskiemu zoo ponad pięć milionów euro dodatkowych dochodów z biletów
i związanych z nim gadżetów.
Zoo w Neumunster wypożyczyło do Berlina ojca Knuta w 1999 roku w celach
rozrodczych. Umowa przewidywała, że pierwszy spłodzony przez niego miś
zostanie przekazany do ojczystego zoo.
PAP
Obama nie chciał podnieść
prezentu od Berlusconiego
Premier Włoch Silvio Berlusconi wręczył każdemu z szefów państw i rządów
podczas szczytu G8 w L'Aquili księgę, ważącą 24 kg. Okładka podarunku
wykonana jest z marmuru karraryjskiego. Nawet wysportowany prezydent USA
Barack Obama nie chciał jej podnieść.
Niezwykle cenny album, prawdziwe arcydzieło sztuki i poligrafii,
poświęcony jest twórczości włoskiego rzeźbiarza doby klasycyzmu Antonio
Canovy. Do jego wykonania użyto także złota i najszlachetniejszych
tkanin. Marmurowa oprawa księgi waży 9,5 kilograma. Tom ma rozmiary
71x44 cm.
Księgę o trudnej do oszacowania wartości, przygotowaną tylko w 10
egzemplarzach, dostali ją także szef Komisji Europejskiej Jose Manuel
Barroso i premier Szwecji, przewodniczącej w tym półroczu Unii
Europejskiej - Fredrik Reinfeldt.
Aby światowi przywódcy mogli bezpiecznie zawieźć ten podarunek do domu,
otrzymali również specjalną skrzynkę, która waży 49 kilogramów.
Media odnotowały, że księga zrobiła duże wrażenie na Baracku Obamie,
który widząc ją powiedział rozbawiony do swego osobistego asystenta
Reggiego Love: "Tobie przyjdzie ją dźwigać; nie wiem, jak ją włożysz do
swego bagażu".
Sylwia Wysocka PAP
Wtorek, 2009-07-07
Ostatnie pożegnanie
Michaela Jacksona
W hali Staples Center w Los Angeles zakończyła się uroczystość
pożegnalna zmarłego 25 czerwca Michaela Jacksona. Uczestniczyło w niej
ok. 17 tys. fanów artysty, a także ponad 3 tys. zaproszonych gości.
Kolejnych 6,5 tys. wielbicieli Jacksona śledziło uroczystości w
pobliskim Nokia Theater. Na całym świecie transmisję z prawie
trzygodzinnej ceremonii oglądały miliony ludzi.
Krótko przed uroczystościami z udziałem gości i widzów na cmentarzu
Forest Lawn w Los Angeles odbył się zarezerwowane tylko dla rodziny i
bliskich uroczystości żałobne. Następnie ciało Jacksona w złoconej
trumnie przewieziono zamkniętymi na ten czas ulicami miasta do Staples
Center.
Złotą trumnę z ciałem Jacksona przywieziono rano z cmentarza Hollywood
Hills. Wnieśli ją tam ubrani na czarno bracia zmarłego. W hali czekało
20 tysięcy ludzi - zaproszeni goście, w tym największe sławy show
businessu i 17 tysięcy fanów, którzy wylosowali bezpłatne bilety na
uroczystość. Na wielkim ekranie zawieszonym w hali pokazano m.in.
Jacksona wykonującego jedną ze swych młodzieńczych piosenek.
Uroczystości rozpoczęły od występu chóru gospel oraz odczytania słów
pożegnania przesłanych przez piosenkarkę Dianę Ross oraz byłego
prezydenta RPA Nelsona Mandelę.
Uczestnicy ceremonii otrzymali kolorowe programy wypełnione zdjęciami
Króla Popu, na których artyście towarzyszą członkowie jego rodziny, inne
gwiazdy muzyki oraz światowi przywódcy.
Artyści i politycy w hołdzie Królowi Popu
Diana Ross podkreśliła, że Jackson był "cenną częścią jej życia".
Przesłanie artystki odczytał amerykański piosenkarz Smokey Robinson. Z
kolei Mandela nazwał zmarłego "gigantem, legendą w przemyśle muzycznym".
- Dziś opłakujemy go razem z milionami fanów na całym świecie -
przekazał Robinson słowa byłego południowoafrykańskiego przywódcy.
Czarnoskóra kongresmenka Sheila Jackson-Lee z Teksasu przypomniała
działalność dobroczynną zmarłego - Król Popu należał do najbardziej
hojnych darczyńców na pomoc dla biednych i dla ubogich krajów Trzeciego
Świata. Bojownik walki o równouprawnienie Afroamerykanów, pastor Al
Sharpton, podkreślił epokowe znaczenie Jacksona dla obalania barier
rasowych w przemyśle rozrywkowym.
Artystę pożegnali następnie Mariah Carey i Trey Lorenz, którzy w duecie
wykonali balladę "I'll Be There" z repertuaru zespołu The Jackson Five z
1970 r.
- Michael był największa gwiazdą na ziemi - powiedziała amerykańska
wokalistka i aktorka Queen Latifah. Podkreśliła, że na scenie
reprezentuje miliony fanów, których zainspirował Michael.
Stevie Wonder pożegnał swego wieloletniego przyjaciela piosenką "Never
Dreamed You'd Leave in Summer". - Niezależnie od tego, jak bardzo my
potrzebujemy Michaela, Bóg musiał potrzebować go o wiele bardziej -
powiedział przed występem.
"Nasze serca bolą"
Jennifer Hudson wykonała słynny przebój Michaela Jacksona "Will You Be
There" z płyty "Dangerous". Wieloletnia przyjaciółka Jacksona, aktorka
Brooke Shields, nazwała piosenkarza "człowiekiem pełnym troski, uczciwym
i kochającym życie". - Nasze serca bolą - powiedziała, wyraźnie
wzruszona.
Artystę pożegnał także jego starszy brat Jermaine, który przez lata
pełnił najczęściej rolę jego nieformalnego rzecznika. Wykonał utwór
"Smile", napisany przez Charliego Chaplina, ulubioną piosenkę Michaela.
Jermaine występował z Michaelem w zespole The Jackson Five. Podziękował
również w imieniu rodziny zebranym za udział w uroczystości.
Popularny piosenkarz Usher, który tak jak Shields walczył ze łzami,
zaśpiewał piosenkę "Gone Too Soon" z albumu "Dangerous". Pod koniec
wykonania swego utworu zaczął szlochać; bracia Jacksona podeszli do
niego, aby go uspakajać.
Jednym z artystów, którzy pojawili się na scenie, był Shaheen Jafargholi,
młody finalista brytyjskiej wersji programu "Mam Talent".
Na zakończenie artyści żegnający króla pop wspólnie zaśpiewali utwór
napisany wspólnie przez Michaela Jacksona i Lionela Richie, którego
celem było zebranie pieniędzy dla głodującej Afryki, "We Are The World".
Następnie razem wykonali "Heal The World" z repertuaru Jacksona.
Chwilę później na scenę wyszli członkowie rodziny artysty. - Michael,
kiedy nas zostawiłeś, odeszła razem z tobą część mnie. A część ciebie
zawsze będzie żyć ze mną, a także na zawsze z nami wszystkimi - mówił
brat gwiazdora, Marlon.
- Był najlepszym ojcem, jakiego można było sobie wyobrazić. Chciałam
tylko powiedzieć, że bardzo go kocham - wyznała na zakończenie córka
Jacksona, Paris-Michael Katherine, po czym została wyprowadzona przez
siostrę Michaela, Janet.
Mimo obaw policji, która zmobilizowała dodatkowe posiłki by zapanować
nad tłumami w Los Angeles w dniu pogrzebu, w mieście nie doszło do
żadnych incydentów.
PAP
Brzeziński o szczycie w Moskwie: realistyczna umowa
"Bardzo trzeźwą, realistyczną umową" nazwał Zbigniew Brzeziński
podpisane w Moskwie porozumienie rosyjsko-amerykańskie o redukcji
strategicznej broni nuklearnej.
- Trzeba jednak pamiętać, że porozumienie zostało zawarte, zanim szczyt
się zaczął. Prezydent Obama i prezydent Miedwiediew w istocie je
ratyfikowali. Negocjacje prowadzone były przed spotkaniem w Moskwie -
powiedział w wywiadzie dla telewizji MSNBC były doradca ds.
bezpieczeństwa narodowego za prezydentury Jimmy'ego Cartera w latach
1977-1981.
- Spotkanie w Moskwie było w zasadzie sygnałem, że oba kraje coraz
bardziej zdają sobie sprawę, że muszą kierować swoimi wzajemnymi
stosunkami w sposób stabilny i przewidywalny - powiedział Brzeziński.
Były doradca prezydenta Cartera podkreślił, że naprawdę poważną dyskusją
było spotkanie prezydenta Obamy z premierem Putinem. - Nie mamy wielu
szczegółów o tym, co sobie nawzajem powiedzieli, ale wyobrażam sobie, że
była to rozmowa bardziej o sprawach, co do których się (z Rosją) nie
zgadzamy. W tych sprawach nie nastąpił wielki postęp na szczycie, ale
istnieje teraz może większe zrozumienie, dlaczego jedna strona nie
zgadza się z drugą - ocenił.
Tomasz Zalewski PAP
Poniedziałek,
2009-07-06
Udany szczyt Obamy
Jak uważają eksperci moskiewskie spotkanie Baracka Obamy z Dmitrijem
Miedwiediewem było sukcesem amerykańskiego prezydenta.
Zdanie to podziela Charles Kupchan z Rady Stosunków Międzynarodowych.
Jak twierdzi spotkanie okazało się krokiem na rzecz poprawy stosunków z
Rosją bez większych ustępstw ze strony amerykańskiej.
- Szczyt dał impuls do przyspieszenia procesu zbliżenia między obu
krajami, który musi trwać długo. Obama potrzebował czegoś konkretnego w
polityce zagranicznej, gdyż niektórzy wytykają mu, że chociaż jest
popularny na świecie, niewiele z tego na razie wynika. Przywożąc
porozumienie rozbrojeniowe, może pokazać coś konkretnego, co przyniosła
jego dyplomacja - powiedział Kupchan, profesor Uniwersytetu Georgetown i
były wysoki urzędnik Białego Domu.
- Ważna jest także umowa o dostępie do Afganistanu przez rosyjskie
terytorium, potrzebna do skutecznego prowadzenia wojny - dodał.
Zapytany o tarczę rakietową w Polsce i Czechach, Kupchan odpowiedział,
że "jest wątpliwe, by na szczycie doszło do jakiegoś układu w tej
sprawie, podobnie zresztą jak w kwestii dalszego rozszerzenia NATO".
PAP
Zmarł Wasilij Aksionow, "rosyjski pisarz antysowiecki"
W wieku 76 lat zmarł w poniedziałek w Moskwie Wasilij Aksionow, rosyjski
pisarz i dysydent. Był ciężko chory po poważnym udarze mózgu, który
przeszedł w 2007 roku. Sam nazywał siebie "rosyjskim pisarzem
antysowieckim".
Był dzieckiem ofiar stalinowskich represji - jego matka Jewgienija
Ginzburg spędziła kilkanaście lat w łagrach i napisała głośne
wspomnienia "Stroma droga", poświęcone tym przeżyciom.
Z wykształcenia był lekarzem, ale po kilku latach pracy w zawodzie
poświęcił się literaturze. Pisał powieści, scenariusze filmowe, sztuki
dramatyczne. Wraz z końcem "odwilży" zaczął mieć kłopoty z publikacją i
wzmagały się ataki na jego twórczość jako "nienarodową" i "nieradziecką".
Pod koniec lat 70. powieści Aksionowa zaczęły ukazywać się za granicą. W
1980 roku pisarz wyjechał do USA i został pozbawiony obywatelstwa ZSRR.
Najbardziej znane jego dzieła to m.in. "Oparzenie", oparte na
przeżyciach z młodości, którą spędził w Magadanie (powieść ta
przyczyniła się do wymuszonej emigracji pisarza) i "Wyspa Krym" - wizja
"alternatywnej historii", w której niezdobyty przez bolszewików Krym
staje się demokratycznym państewkiem, ale ginie w końcu pod naporem ZSRR.
Trzytomowa "Moskiewska saga" kreśli dzieje inteligenckiej rodziny
żyjącej w Moskwie w latach staliznimu.
Do Rosji Aksionow powrócił w 2004 roku.
Jego dzieła były tłumaczone i wydawane również w Polsce.
PAP
USA i Rosja - Romeo i Julia światowej polityki
Dzisiejsze stosunki amerykańsko-rosyjskie przypominają historię Romea i
Julii. Szczyt w Moskwie ma sprawić, by niespełnieni kochankowie się na
końcu nie pozabijali.
Oficjalnie obie strony deklarują chęć zbliżenia. Był nawet przycisk
resetujący wzajemne stosunki. Jednak dzisiaj, bardziej niż kiedykolwiek,
relacje USA i Rosji są zaplątane w sieć polityki globalnej, której nie
da się, ot tak, zresetować.
Romeo z Waszyngtonu i Julia z Moskwy (bądź odwrotnie) są zależni od
własnych klanów, powinowatych i krewnych - nawet tych nielubianych.
Borys Jelcyn wierzył, że losy świata zależą od jego rozmowy z "przyjacielem
Billem". Barack Obama może rozmawiać z Dmitrijem Miedwiediewem godzinami,
ale ostateczną decyzję i tak podejmie Władimir Putin.
Miedwiediew - mniej już uległy niż na początku prezydentury - próbuje
walczyć o własną strefę wpływów. Wizytę amerykańskiego prezydenta
wykorzysta więc pewnie do poszerzenia relacji wewnątrz aparatu władzy.
Fotografując się z Obamą, pokaże światu, że to on jednak rządzi Rosją.
Premier Putin natomiast będzie chciał wypaść na polityka nowoczesnego,
świadomego, że zimna wojna dobiegła końca - na przekór słowom Baracka
Obamy. Będzie więc odgrywał rolę dobrego teścia, który potencjalnego
zięcia poklepie po ramieniu, ale ukradkiem wrzuci mu muchę do zupy.
W końcu młodzieniec stara się o jego córkę, a to nie byle co! Rosjanie
też są przyzwyczajeni do mocarstwowej wizji własnego kraju, odbudowanej
i utwierdzanej przez Władimira Putina. Kryzys gospodarczy tę ufność
nadszarpnął, momentami zaczynało się robić gorąco. Sukces szczytu w
Moskwie (rozumiany jako przeforsowanie rosyjskich postulatów) ma pokazać,
że Rosja dalej liczy się w świecie.
Baracka Obamę wiążą bardziej kwestie zewnętrzne niż wewnętrzne. W
Ameryce jest akurat dobry czas dla trudnych rozmów: trwa debata o
reformie służby zdrowia, przyszłości politycznej Sarah Palin, czy w
końcu przygotowanie do pogrzebu Michaela Jacksona. Można więc spokojnie
rozmawiać.
Jednak są i kwestie mniej wygodne, jak sprawa tarczy antyrakietowej w
Polsce i Czechach, ewentualne poszerzenie NATO, Iran i Korea Północna.
Gruzja - jako taka - przestała się liczyć, chociaż nie tak dawno dostała
kartę o strategicznym partnerstwie - na otarcie łez.
Tarcza antyrakietowa to dla administracji Obamy tylko zbędne wydatki (a
mamy kryzys!), a dodatkowo - przeszkoda w porozumieniu z Rosją. Jednak
kwestionowane wybory w Iranie nieco tę sytuację zmieniły.
Zielona rewolucja została zduszona przez władze irańskie, być może
dlatego, że prezydent USA długo w tej sprawie milczał. Ponoć do użycia
ostrych słów skłoniła go w końcu Hillary Clinton. Natychmiast zareagował
jednak, gdy w Hondurasie obalono Manuela Zalayę - sojusznika Hugo
Chaveza, z którego to krajem USA niedawno odnowiły stosunki
dyplomatyczne.
W imię dopiero co reaktywowanych relacji z Wenezuelą, Obama zareagował
natychmiast, ostro potępiając odsunięcie Zalayi od władzy. Prawicowi
komentatorzy zarzucili prezydentowi, że opowiedział się po tej samej
stronie, co Fidel Castro, a wcześniej długo wstrzymywał się z krytyką
Ahmadineżada, potępiając w końcu abstrakcyjną "przemoc", a nie samego
prezydenta Iranu. lt;br / gt; Całe to zamieszanie zaczęło się -
paradoksalnie - od dobrze przyjętego także przez krytyków Obamy
kairskiego przemówienia, w którym prezydent USA zadeklarował chęć "nowego
początku" w relacjach ze światem muzułmańskim. Nie mieszając się w
sprawy Iranu, chciał pokazać, że Ameryka szanuje suwerenność innych
państw.
Co więcej, administracja Obamy otwarcie zadeklarowała, że zielona
rewolucja w Iranie nie wpłynie na gotowość USA do rozmów z Ahmadineżadem.
Prezydent Iranu może więc, chcąc zademonstrować własną siłę, zamiast
rozmawiać - rozwijać program nuklearny. Wtedy tarcza antyrakietowa
przestanie być drogą fanaberią.
Rosja - jeśli nie uda jej się wejść w rolę mediatora między USA a Iranem
- nie będzie mogła też dłużej wysuwać argumentu o "zbędności"
amerykańskiej tarczy w Polsce i Czechach.
Pozostaje jeszcze kwestia Korei Północnej. Rosjanie poparli rezolucję
ONZ przyjętą w odpowiedzi na próby nuklearne północnokoreańskiego reżimu.
Wiedząc jednak, że sprawy Korei nie rozwiąże się od ręki, administracja
Baracka Obamy skupia się na tych punktach zapalnych, które mogą
rozprzestrzenić na inne kraje i dziedziny stosunków międzynarodowych.
Zresztą, jest też tarcza antyrakietowa na Hawajach - tak na wszelki
wypadek.
Te - pozornie odległe od stosunków USA z Rosją - kwestie, niechybnie
jednak wpływają na relacje obu państw. Nie można ich zresetować, odciąć
się od uwarunkowań. lt;br / gt; Nie zapominajmy przecież, że cała Europa,
a zwłaszcza Polska, pilnie czeka na wynik moskiewskiego szczytu. Jednak
aby mógł się on zakończyć sukcesem, trzeba się skupić na tym problemie,
który stał się przyczyną spotkania przywódców państw: renegocjacji
układu START.
Zarówno USA (wyraźniej), jak i Rosja (mniej wyraźnie) podkreślają chęć i
potrzebę redukcji arsenałów jądrowych. Zważywszy, że oba kraje dysponują
95 proc. broni atomowej na świecie, ich stanowisko w tej sprawie może
być decydujące - także w skali międzynarodowej, służąc jako silny,
jednoznaczny przekaz skierowany w stronę Korei Północnej i Iranu.
Barack Obama zadeklarował, że celem jego rządu jest przeforsowanie
globalnego układu o zakazie prób jądrowych. Nowe porozumienie z Rosją ma
być wstępem do realizacji tych ambitnych planów. Zamiast walczyć o każdą
zredukowaną głowicę, sukcesem szczytu w Moskwie byłoby wypracowanie
mechanizmów monitoringu, kontroli, i standardów przejrzystości w
kwestiach broni nuklearnej.
To jednak zadanie prezydenci powinni pozostawić negocjatorom, ekspertom
- techniczne szczegóły nie są przedmiotem rokowań prowadzonych przez
głowy państw. W efekcie - cały szczyt może sprowadzać się do tego, że
Rosjanie będą próbowali objąć zakresem traktatu jak najwięcej elementów
amerykańskiej polityki bezpieczeństwa w regionie Europy Wschodniej i nie
tylko.
Chodzi więc o długoterminowe zobowiązania strategiczne, które - dzięki
wiążącej mocy traktatu - leżą w interesie Moskwy. Stanom Zjednoczonym,
przecież optującym za transparentnością, może być trudno wychwycić
moment, kiedy przejrzystość staje się ingerencją w sprawy wewnętrzne.
W wywiadzie dla ITAR-TASS, Barack Obama zadeklarował chęć "nowego
początku w stosunkach z Rosją", opartego na dialogu jak równy z równym.
Brzmi znajomo? Amerykański Romeo może powinien pomyśleć nad nowymi
strategiami uwodzenia.
Magdalena Górnicka
Portal Spraw Zagranicznych pełni rolę platformy swobodnej wymiany opinii
- powyższy artykuł wyraża poglądy autora psz.pl
Przegląd filmów Kieślowskiego w Tokio
W Tokio odbywa się przegląd filmów Krzysztofa Kieślowskiego. Japońscy
widzowie mają okazję obejrzeć prawie wszystkie produkcje polskiego
reżysera.
Przegląd obejmuje również 5 filmów, które pokazywane są w Japonii po raz
pierwszy. Są to pochodzące z lat 70. "Przejście podziemne", "Pierwsza
miłość", "Personel" i "Spokój" oraz nakręcony w latach 80. "Krótki dzień
pracy".
Oprócz dzieł Kieślowskiego Japończycy mogą zobaczyć film "Still alive"
Marii Zmarz-Koczanowicz, prezentujący sylwetkę reżysera.
Krzysztof Kieślowski należy do najbardziej znanych - obok Andrzeja Wajdy
- polskich reżyserów w Japonii. Jego filmy można znaleźć z
wypożyczalniach DVD. Klasyka jego dzieł była niedawno prezentowana w
jednym z kanałów telewizji kablowej. Wielbiciele twórczości
Kieślowskiego mogą przy okazji przeglądu kupić jedną z kilku wydanych po
japońsku książek o jego twórczości.
Przegląd filmów Krzysztofa Kieślowskiego w Tokio potrwa do 17 lipca.
IAR
Niedziela, 2009-07-05
Mario Mauro wyjaśnia
przyczyny rezygnacji
- W porozumieniu z kierownictwem mojej partii i frakcji Europejskiej
Partii Ludowej postanowiliśmy wycofać moją kandydaturę - oświadczył
Mario Mauro, kontrkandydat jerzego Buzka na szefa Parlamentu
Europejskiego.
Włoski eurodeputowany Mario Mauro ogłosił w wieczornym komunikacie dla
włoskiej agencji Ansa, że wycofuje swą kandydaturę na stanowisko
przewodniczącego Parlamentu Europejskiego. Jego decyzję potwierdziła w
komunikacie chadecka frakcja w Parlamencie Europejskim EPL.
W wydanej nocie wyjaśnił, że czyni tak, by podczas głosowania 7 lipca
uniknąć "niepotrzebnego i szkodliwego rozłamu".
Włoski polityk stwierdził, że rozłam ten doprowadziłby w konsekwencji do
podziału w EPL na początku nowej kadencji Europarlamentu, kiedy - jak
dodał - trzeba wskazać wyraźnie cele polityczne w interesie obywateli
europejskich.
Mario Mauro podziękował następnie z całego serca rządowi Włoch za
starania na rzecz jego kandydatury, a "przede wszystkim tym, którzy
popierali tę próbę".
Mauro zapewnił, że swą decyzją chciał "wnieść odpowiedzialny wkład w
rolę, jaką politycy EPL powinni odgrywać, aby polityka i projekt
europejski były postrzegane szczególnie jako dążenie do dobra wspólnego
i miłości do przeznaczenia naszych narodów".
W komunikacie Mario Mauro wyraził również przekonanie, że można jeszcze
"zaradzić" sytuacji, jaka powstała po odmowie przez niektóre grupy w PE
udzielenia poparcia dla Jose Manuela Barroso na następną kadencję
przewodniczącego Komisji Europejskiej.
Może to być jego zdaniem "niezrozumiałe dla obywateli w momencie, w
którym panuje potrzeba wielkiej determinacji i jedności, by europejskie
instytucje mogły wyjść z kryzysu".
- Właśnie dlatego, że uważam za istotne to, aby obywatele nie utracili
dalszego zaufania do projektu europejskiego, zamierzam sprzyjać gestem
odpowiedzialności wyznaczeniu ze strony frakcji EPL kandydatury na
stanowisko przewodniczącego Parlamentu Europejskiego- oświadczył Mauro.
PAP
Mały aktor z "Milionera z ulicy" ma już dach nad głową
Jeden z odtwórców głównej roli dziecięcej w nagrodzonym Oscarami filmie
"Milioner z ulicy" Azharuddin Ismail, wprowadził się wraz rodzicami do
80 metrowego mieszkania w Bombaju. Do tej pory małoletni aktor żył wraz
z rodziną w dzielnicy bombajskich slumsów.
Wiosną tego roku w ramach likwidowania slumsów władze Bombaju zburzyły
jego nędzny domek. Od tego czasu rodzina Ismaila koczowała na ulicy.
Sprawą zainteresowali się twórcy filmu. Za pośrednictwem specjalnie
stworzonego funduszu rodzinie małego aktora kupiono przyzwoite
mieszkanie. Na razie właścicielem lokalu jest fundacja. Pełnoprawnym
właścicielem mieszkania Ismail zostanie po ukończeniu 18. roku życia.
Mały aktor jest zadowolony, ale żałuje, że będzie teraz mieszkał z dala
od swych kolegów ze slumsów.
W filmie "Milioner z ulicy" wystąpiło kilkoro dzieci wywodzących się z
bombajskich dzielnic biedoty. Na razie nie wiadomo, czy podobne wsparcie
od twórców filmu otrzymają także pozostali mali aktorzy.
Krzysztof Renik IAR
Pałac Władców - prezent dla Litwy na jej tysiąclecie
Odbudowany wileński Zamek Dolny, dawny pałac wielkich książąt litewskich
i królów polskich, zwany dziś Pałacem Władców, ma być prezentem
mieszkańców Litwy dla swego kraju, który w tym roku obchodzi jubileusz
tysiąclecie pierwszej pisemnej wzmianki o swym istnieniu.
Uroczyste otrawcie Pałacu odbędzie się poniedziałek z udziałem
zaproszonych na uroczystości jubileuszowe królów, prezydentów i
premierów.
Otwarcie będzie miało jednak charakter symboliczny, bo z powodu kryzysu
zabrakło pieniędzy na zakończenie prac. Za miesiąc Pałac Władców
ponownie przekształci się w plac budowy.
Decyzja o odbudowie Zamku Dolnego, a właściwie jednego z jego elementów
- pałacu królewskiego, wybudowanego w XVI wieku z inicjatywy króla
Zygmunta Starego, została podjęta przed 10 laty, przez rządzących
wówczas socjaldemokratów, a największym zwolennikiem budowy, nazywanym
jej "ojcem chrzestnym" jest były premier i prezydent, wieloletni lider
partii socjaldemokratycznej Algirdas Brazuskas.
Pomysł budowy nie podobał się natomiast ówczesnej opozycji i
prezydentowi Valdasowi Adamkusowi. Przez lata wywoływał też wiele
kontrowersji w społeczeństwie.
Po pierwsze nie zachowały się materiały źródłowe, które pozwoliłyby
odtworzyć wygląd zburzonego na przełomie XVIII i XIX w. budynku. Po
drugie, koszta samej budowy (bez wyposażenia wnętrz) przekroczyły już
176 mln litów (ok. 140 mln zł).
Zamek Dolny w Wilnie, zbudowany w stylu renesansowym, znajdował się u
podnóża Góry Gedymina i był połączony krużgankiem z katedrą. Został
zniszczony w 1655 roku, gdy wojska moskiewskie zajęły Wilno. Przez wiele
dziesięcioleci okazałe ruiny wznosiły się w centrum miasta, ale po
rozbiorach Rzeczypospolitej, w latach 1799-1803 władze carskie wyburzyły
Zamek Dolny do fundamentów.
Od 1987 roku w miejscu, gdzie stał Zamek były prowadzone badania
archeologiczne. Odsłoniły one duże fragmenty starych fundamentów,
sklepień piwnic, brukowanych dziedzińców. Znaleziono też dużą ilość
ceramiki, przeważnie kafli, wyroby metalowe, skórzane i drewniane,
biżuterię, a także fragmenty architektoniczne. Ogółem ponad trzy tysiące
znalezisk. Około tysiąca najcenniejszych wystawiono w muzeum na wystawie
poświęconej Zamkowi Dolnemu. W ten sposób zwolennicy budowy chcą
przekonać sceptyków do swej idei.
Aleksandra Akińczo PAP
Sobota, 2009-07-04
Polacy w finale
prestiżowego konkursu technologicznego
Polski zespół Demoscene Spirit z Poznania awansował do ścisłego finału
największego na świecie technologicznego konkursu dla studentów
Microsoft Imagine Cup, organizowanego w tym roku w Egipcie.
Po raz pierwszy zespół z Polski awansował grona sześciu najlepszych
zespołów w najbardziej prestiżowej kategorii - projektowanie
oprogramowania.
Demoscene Spirit to grupa studentów z Uniwersytetu im. Adama Mickiewicza,
Akademii Sztuk Pięknych oraz Uniwersytetu Medycznego w Poznaniu. Ich
projekt o nazwie ISIS - umożliwia wczesne wykrycie patologii ciąży. Jest
to nowoczesny system medyczny, który może być zastosowany na komputerach
osobistych w domu kobiety ciężarnej i może zastąpić dotychczasowe drogie
stacjonarne urządzenia diagnostyczne.
W skład zespołu wchodzą: Marta Łuczak, Agata Majewska, Szymon Majewski i
Łukasz Michniewicz. Opiekunem drużyny jest mgr Tomasz Gdala.
Finałowe prezentacje zaplanowano na niedzielę - wyniki konkursu zostaną
ogłoszone we wtorek.
Od piątku w ramach Microsoft Imagine Cup w stolicy Egiptu rywalizuje 444
studentów ze 124 zespołów reprezentujących 70 krajów świata. Studenci
startują w dziewięciu głównych kategoriach: projektowanie oprogramowania,
projektowanie systemów wbudowanych, fotografia, film krótkometrażowy,
design, Mush-UP czyli tworzenie wyspecjalizowanych wyszukiwarek
internetowych, robotyka i algorytmy, projektowanie gier edukacyjnych i
nowoczesne technologie.
Polskę reprezentuje w konkursie sześć zespołów, z czego cztery - w
kategoriach głównych i dwa - w dodatkowych.
Szanse na ostateczne zwycięstwo w innych kategoriach niż oprogramowanie
zachował zespół Monastery of Innovations z Politechniki, który startował
w kategorii Mashup czyli wyszukiwarek tematycznych. Zaprezentowany
program HospFinder przy pomocy istniejących w sieci informacji pozwala
na wyszukiwanie szpitali według wielu kryteriów medycznych - podając
jednocześnie wszystkie potrzebne dana teleadresowe.
Kolejnym polskim zespołem, który ma szanse na zwycięstwo w kategorii
fotografia jest Zglad TEAM z Politechniki Radomskiej. Uczestnicy tej
konkurencji muszą w ciągu 36 godzin zrealizować fotoreportaż na temat
Egipt starożytność i nowoczesne technologie.
Szansy nie straciły także FteamS z Politechniki Łódzkiej startujący w
kategorii interoperacyjność rozwiązania i kAMUflage - drużyna z
Uniwersytetu im. Adama Mickiewicza oraz Politechniki Poznańskiej w
konkursie edukacyjnym zorganizowanym z inicjatywy pierwszej damy Egiptu
H. E. Suzanne Mubarak.
Nie udało się zakwalifikować do następnej fazy konkursu zespołowi Krejzi
Dzepetto z Politechniki Poznańskiej w kategorii Embedded Development (Projektowanie
Systemów Wbudowanych).
Tegoroczne światowe finały Imagine Cup przebiegają pod hasłem "Wyobraź
sobie świat, w którym technologia pomaga rozwiązać najtrudniejsze
problemy ludzkości". W eliminacjach tegorocznej edycji konkursu wzięło
udział ponad 300 tys. studentów z ponad 100 krajów.
Światowy finał Imagine Cup organizowany jest od 2004 roku. W 2010
gospodarzem imprezy będzie Polska.
PAP
Statua Wolności znów otwarta dla turystów
Statua Wolności - symbol Nowego Jorku i całych USA - znowu otwarta dla
turystów. Pierwszy raz od pamiętnego zamachu 11 września 2001 roku
będzie można wejść na koronę najsłynniejszego pomnika USA.
Ostatni turyści podziwiali panoramę Nowego Yorku z korony Statuy
Wolności 10 września 2001 roku. Dzień później, po dramatycznych
wydarzeniach, które były politycznym początkiem XXI wieku punkt widokowy
zamknięto - ze względu na możliwy zamach terrorystyczny.
Trzeba było ośmiu lat, by władze Wielkiego Jabłka zdecydowały się na
ponowne otwarcie statuy. Do tej pory można było wejść jedynie na cokół,
na którym stoi pomnik. Choć korona nie jest najwyższym punktem statuy,
to jest jej swoistym szczytem. Aby nań wejść trzeba pokonać 354 stopnie
schodów, ostatnie 150 w stosunkowo ciasnej i krętej klatce schodowej.
Nie wszyscy chętni będą jednak mogli wejść na tę wyjątkową wieżę
widokową. Dzienny limit odwiedzin wynosić bowiem będzie 240 osób, w
grupach nie większych niż dziesięciu ludzi. Aby wejść na statuę, trzeba
będzie z wyprzedzeniem zarezerwować sobie miejsce.
Symbol USA został ponownie otwarty w Dniu Niepodległości, w trakcie
święta ku czci zwycięskiej rewolucji, po której stany oddzieliły się od
korony brytyjskiej. Statuę zbudowano w 100 rocznice ogłoszenia
Deklaracji Niepodległości z 4 lipca 1776 roku. Była darem Francji dla
Stanów Zjednoczonych. Znajduje się ona na Wyspie Wolności w Nowym Jorku.
wp.pl
Korea Płn. odpaliła siódmą rakietę - seria trwa!
Korea Płn. wystrzeliła w kolejną rakietę krótkiego zasięgu -
poinformowały światowe media. Reżim z Phenianu wystrzelił jeszcze sześć
innych rakiet balistycznych. Próby stanowią pogwałcenie rezolucji Rady
Bezpieczeństwa ONZ i prowokację pod adresem USA, Korei Południowej i
Japonii.
Ministerstwo obrony Korei Płd. potwierdziło informacje o wystrzeleniu
rakiet i oceniło, że przeleciały one około 400-500 km zanim wpadły do
morza. Rakiety wystrzelone przez Koreę to koreańska wersja scudów. Mogą
osiągnąć cele w Korei Południowej oraz prawdopodobnie w Japonii.
Według południowokoreańskiego sztabu generalnego, rakiety wystrzelono z
bazy Kitdaeryong. Baza ta ulokowana jest na północnowschodnim wybrzeżu
Korei Północnej, nieopodal portu w Wonsan.
Południowokoreańskie media poinformowały, że były to rakiety krótkiego
zasięgu (300 - 500 km); jednak według źródeł rządowych w Tokio i Seulu
mogły to być średniego zasięgu rakiety typu Rodong.
Zasięg trzech pierwszych rakiet wyniósł około 400 km; Korea Płn. "wystrzeliła
dwie rakiety, które wyglądają na typ Scud" - powiedział wcześniej
agencji Yonhap anonimowy przedstawiciel rządu w Seulu.
Dwie następne rakiety, odpalone w około dwugodzinnych odstępach mogą być
również rakietami tego typu, ale jak pisze agencja Kyodo - Phenian mógł
wystrzelić przynajmniej jedną rakietę Rodong -czyli rakietę balistyczną
średniego zasięgu (1000 - 1400 km), która mogłaby dosięgnąć celów w
dowolnym punkcie Korei Płd. i na znacznym obszarze Japonii.
Ustalenie jakie rakiety zostały wystrzelone przez Phenian podczas
poprzednich testów zajęło wiele godzin - przypomina Reuters.
"Armia [południowokoreańska] dzięki ścisłemu sojuszowi obronnemu z USA
jest w pełni przygotowana, by odpowiedzieć na każde zagrożenie czy
prowokacje ze strony Północy" czytamy w oświadczeniu sztabu generalnego
Korei Północnej.
Pokaźny arsenał
Ocenia się, że Północ ma ponad 600 rakiet typu Scud - w tym rakiety
Hwasong-5 o zasięgu około 300 km i Hwasong-6 o zasięgu 500 km.
Wywiady państw zachodnich od kilku tygodni ostrzegały, iż Phenian
przygotowuje się do takich prób.Według wywiadu południowokoreańskiego,
Korea Północna miałaby rzeprowadzić w tych dniach m.in. test rakiety
dalekiego zasięgu, mogącej razić cele w USA. Rakieta Tepodong-2
zostałaby wystrzelona w kierunku Hawajów.
Władze w Phenianie ostrzegły obce jednostki by w pierwszej dekadzie
lipca trzymały się z dala od wschodnich wybrzeży Półwyspu Koreańskiego.
W maju Korea Północna dokonała swej drugiej już próby jądrowej; w tym
samym czasie testowała też pociski rakietowe o krótkim i średnim zasięgu.
Kim prowokuje wuja Sama
- Próby rakietowe z czwartku były najwyraźniej częścią ćwiczeń
wojskowych, jednak dzisiejsze testy, jakie przeprowadzono w przeddzień
amerykańskiego święta niepodległości, zdają się mieć cele polityczne -
ocenił anonimowy przedstawiciel południowokoreańskiego rządu, cytowany
przez AFP.
Phenian po raz kolejny przeprowadza testy rakietowe podczas
amerykańskiego Dnia Niepodległości. Jak podkreślają komentatorzy to znak
lekceważenia i militarnego zagrożenia wysłany pod adresem USA. Również 4
lipca 2006 roku Korea przeprowadziła serię testów rakietowych. Tego dnia
wystrzelono również rakietę dalekiego zasięgu Teapodong-2. Próba okazała
się jednak porażką. Po kilkudziesięciu sekundach lotu, chluba
koreańskiej myśli technicznej, która miała być zdolna do uderzenia w
cele na terytorium USA, spadła do morza.
Zdaniem analityka telewizji France24 Phenian chce bezpośrednich
negocjacji w Waszyngtonem. Takie rozmowy mogłyby zmniejszyć
międzynarodowe napięcie. Obserwatorzy zgadzają się, że Korea Północna
chce być uznana za równorzędnego partnera dla światowych mocarstw.
Zdaniem ekspertów Phenian chce uzyskać międzynarodową pomoc humanitarną
i energetyczną.
"Tylko spokojnie!"
Tymczasem Chiny i Rosja zaapelowały o spokój. Jak głosi oświadczenie
rosyjskiego ministerstwa spraw zagranicznych, Moskwa i Pekin zgadzają
się co do tego, że wszystkie strony powinny powstrzymać się od
jakichkolwiek kroków, które mogłyby dodatkowo zdestabilizować region.
Oba kraje wezwały do wznowienia sześciostronnych rozmów (z udziałem obu
państw koreańskich, USA, Rosji, Chin i Japonii) na temat demontażu
północnokoreańskiego potencjału broni masowego rażenia - dodaje
oświadczenie.
PAP, wp.pl
Piątek,
2009-07-03
Bilety na pogrzeb
Jacksona darmowe, dla wylosowanych
W Los Angeles ogłoszono już oficjalnie, że publiczne uroczystości
pogrzebowe zmarłego 25 czerwca Michaela Jacksona odbędą się w najbliższy
wtorek w hali widowiskowej Staples Center w tym mieście.
Ponad 17 tys. biletów na ceremonię, która ma się rozpocząć o godz. 10.00
rano czasu miejscowego - czyli o godz. 20.00 czasu polskiego - zostanie
rozprowadzonych za darmo, w drodze losowania. Resztę otrzyma rodzina,
przyjaciele króla popu i wybrani VIP-owie.
Na konferencji prasowej organizatorzy uroczystości podkreślili, że
wszystkie bilety będą darmowe. Kilka dni temu podano, że Staples Center
będzie sprzedawał bilety po 25 dolarów lub drożej, co wywołało liczne
głosy oburzenia.
Rzecznik rodziny Jacksona zaapelował, aby nie handlować biletami.
Przedstawiciel policji zaznaczył, że osoby bez biletów - które mają być
rozprowadzone w niedzielę - nie będą wpuszczane "nie tylko do budynku
Staples Center, lecz nawet w jego pobliże.
Władze Los Angeles obawiają się, że ceremonia żałobna już w weekend może
przyciągnąć do miasta setki tysięcy fanów i stworzy to problemy z
utrzymaniem porządku.
Nie podano bliższych szczegółów wtorkowych uroczystości informując
jedynie, że nie będzie żadnej procesji żałobnej. Nie ustalono też
jeszcze - powiedział przedstawiciel Staples Center - jaka będzie obsługa
medialna ceremonii.
Tymczasem była żona Jacksona, Debbie Rowe, zapowiedziała, że będzie się
starać o uzyskanie opieki nad ich dwojgiem dzieci.
Rowe, która donosiła dzieci zapłodnione w próbówce - a według niektórych
doniesień Jackson nie jest nawet ich biologicznym ojcem - po rozwodzie
pary w 1999 r. zrzekła się praw rodzicielskich - podobno w zamian za 8
milionów dolarów.
Sąd przyznał niedawno tymczasową opiekę nad dziećmi matce zmarłego
piosenkarza, Katherine Jackson.
Mimo to zdaniem prawników Rowe ma spore szanse na przyznanie jej opieki,
ponieważ prawo stanu Kalifornia silnie faworyzuje matki biologiczne.
Tomasz Zalewski PAP
Jedno z największych odkryć; 3 nowe gatunki dinozaurów
W Australii odkryto szkielety trzech nieznanych gatunków dinozaurów.
Naukowcy natknęli się na szczątki zwierząt podczas wykopalisk w stanie
Queensland.
Dinozaurom nadano nazwy łacińskie oraz potoczne, zaczerpnięte od imion
bohaterów związanych z jedną z australijskich piosenek ludowych,
Waltzing Matilda.
Banjo - Australovenator wintonensis - był krwiożerczą bestią o długich
pazurach; z łatwością potrafił doścignąć swoje ofiary. Clancy -
Witonotitan wattsi - był długim i wysokim roślinożercą przypominającym
żyrafę; z kolei Matilda - Diamantinasaurus matildae - również
odżywiająca się roślinami, wyglądała niemal jak hipopotam.
Należały do rodziny tyranozaurów, największych zwierząt jakie
kiedykolwiek chodziły po Ziemi. Ich wiek szacuje się na 98 milionów lat.
Zdaniem ekspertów jest to jedno z największych odkryć paleontologicznych
w Australii od początku lat 80.
Zrekonstruowane ciała dinozaurów będzie można oglądać powstającym Muzeum
Historii Naturalnej w stanie Queensland; ukończenie muzeum planowane
jest na rok 2015.
Rafał Motriuk IAR
Nie ma rąk ani nóg, ale pływa i gra w piłkę nożną
Urodził się bez rąk i nóg, ale nauczył się pisać, pływać, szurfować,
grać w piłkę i golfa. Podróżuje przez świat, by motywować ludzi do
korzystania z życia i czerpania z niego jak najwięcej. Amerykanin
australijskiego pochodzenia Nick Vujicic ma niespełna 27 lat i mówi o
sobie, że… po prostu jest szczęśliwy.
Nick urodził się w 1982 r. bez kończyn, ma jedynie małą stopę po lewej
stronie ciała. Jego rodzice byli zdrowi, a jego rodzeństwo urodziło się
pełnosprawne. Lekarze tłumaczyli – to bardzo rzadka wada rozwojowa
nazywana fokomelią.
Rodzice posłali go do szkoły i nauczyli radzić sobie w życiu. Za pomocą
stopy, chłopak nauczył się poruszać specjalnym wózkiem inwalidzkim. Gdy
miał zaledwie osiemnaście miesięcy, ojciec nauczył go utrzymywać się na
wodzie.
- Brak kończyn tylko mi pomaga. Mój środek ciężkośći jest dość nisko,
dzięki czemu potrafię łatwo zachować równowagę – opowiada Nick i dodaje,
że jego stopa jest jak śruba okrętowa.
- Nauczyłem się też grać w piłkę nożną i jeździć na deskorolce.
Uwielbiam angielską Premier League – mówi Vujicic.
Na Hawajach spotkał surferkę, której rekin odgryzł rękę, gdy była
dzieckiem. Kobieta nauczyła go jak utrzymać deskę, będąc na fali i Nick
szybko trafił na okładkę jednego z magazynów poświęconych surfingowi.
Mężczyzna opowiada, że gdyby nie jego mała stopa, „zginąłby”. - Nazywam
ją „pałeczką perkusyjną”. Dzięki niej umiem też pisać na komputerze czy
czyścić zęby wykałaczką – tłumaczy.
Vujicic ukończył studia z planowania finansowego i zarządzania
nieruchomościami. Założył też organizację pomocy niepełnosprawnym Life
Without Limbs. Organizuje też spotkania na całym świecie, podczas
których opowiada zgromadzonym o nadziei i zachęca niepełnosprawnych do
aktywnego życia. Zwiedził już w ten sposób 24 kraje.
Nick pochodzi z rodziny protestanckiej, toteż podczas swoich prelekcji
wielokrotnie odwołuje się do Chrystusa. – Bóg dał mi siłę, by
przezwyciężać to, co inni nazwaliby niemożliwym. Zaszczepił we mnie też
nieugaszoną pasję dzielenia się nadzieją i szczerą miłością, których
doświadczyłem od miliona osób z całego świata – wyznaje Vujicic.
Zobacz filmu o Nicku Vujicic
wp.pl (fot.Nick Vujicic cieszy się życiem Zdjęcie z profilu Nicka w
serwisie MySpace)
Czwartek, 2009-07-02
"Katyń" Andrzeja
Wajdy najlepszym filmem europejskim
"Katyń" Andrzeja Wajdy otrzymał tegoroczną nagrodę
Stowarzyszenia Prasy Zagranicznej we Włoszech dla najlepszego
filmu europejskiego. "Katyń" został wybrany spośród 15 filmów.
Nagrodę przyznawaną przez dziennikarzy z całego świata
akredytowanych w Rzymie otrzymał też włoski dystrybutor dzieła
polskiego reżysera - Movimento Film.
Uroczystość wręczenia nagród Globo d'Oro, przyznawanych przez
największe tego typu stowarzyszenie korespondentów zagranicznych
na świecie, działające od ponad 90 lat, odbyła się w Wiecznym
Mieście.
W czasie ceremonii w rzymskiej Villa Massimo odczytano list,
jaki z tej okazji nadesłał Andrzej Wajda. Napisał w nim między
innymi: "Nagroda Globo d`Oro jest dla mnie wyróżnieniem
szczególnym, gdyż potwierdza katyńską prawdę o zbrodni Stalina,
tak długo ukrywaną przed włoskim społeczeństwem".
"Film ten jest dla mnie szczególnie ważny - dedykowałem go moim
rodzicom: ojcu - kapitanowi Wojska Polskiego zamordowanemu przez
NKWD w Charkowie i mojej matce, która czekała nadaremnie na jego
powrót aż do swojej śmierci"- przypomniał reżyser.
"Jestem też dumny - dodał - z faktu, że kino w Polsce nadal
odgrywa ważną rolę w ukazywaniu na ekranie wydarzeń tragicznych
i bolesnych".
"'Katyń' jest też ostatnim, jak sądzę, filmem polskiej szkoły
filmowej, którym żegnam się z tematem wojny" - podkreślił
Andrzej Wajda.
Jego list odczytał dyrektor Instytutu Polskiego w Rzymie
Jarosław Mikołajewski, który w imieniu reżysera odebrał nagrodę
dla "Katynia".
Sylwia Wysocka PAP
Ujawniono sensacyjne materiały z przesłuchań Saddama Husajna
W Stanach Zjednoczonych ujawniono treść przesłuchań Saddama
Husajna, które po jego schwytaniu przeprowadziło amerykańskie
FBI. Wynika z nich, że były dyktator obawiał się Iranu i dlatego
utrzymywał świat w przekonaniu, że Irak może mieć broń masowego
rażenia.
Zapisy przesłuchań Saddama Husajna ujawniono na wniosek
pozarządowej organizacji, która powołała się na obowiązującą w
USA ustawę gwarantującą obywatelom dostęp do informacji
niewymagających klauzuli tajności.
Dokumenty zawierają szczegółowy opis dwudziestu rozmów jakie z
Husajnem przeprowadził agent FBI George Piro. Wynika z nich, że
Husajn postrzegał Iran jako największe zagrożenie dla swego
kraju.
Piro po jednym z przesłuchań napisał, że zagrożenie ze strony
Iranu było głównym powodem odmowy wpuszczenia inspektorów ONZ-u,
którzy mieli zbadać, czy Irak ma broń masowego rażenia. Husajn
tłumaczył, że bardziej obawiał się okazania słabości wobec
Teheranu niż konsekwencji ze strony USA.
Były dyktator zaprzeczył jakimkolwiek związkom z Osamą Bin
Ladenem. Oświadczył wówczas, że wierzy w Boga ale nie jest
religijnym fanatykiem i powiedział, że uważa, iż nie powinno się
mieszać władzy i religii.
Husajn powiedział również, że nie postrzegał Stanów
Zjednoczonych jako wroga choć zdecydowanie sprzeciwiał się
amerykańskiej polityce i działaniom Waszyngtonu na Bliskim
Wschodzie.
Marek Wałkuski IAR
Ocalała z katastrofy airbusa 12-latka wróciła do Francji
Widziałem moją córeczkę, jestem szczęśliwy - powiedział Kassim
Bakari, wyraźnie wzruszony ojciec 12-letniej Bahii, dziewczynki
cudem ocalałej z katastrofy jemeńskiego airbusa w rejonie
Komorów, która rządowym samolotem wróciła do Francji.
- Rozmawiałem z nią, czuje się dobrze - oznajmił ojciec
dziewczynki dziennikarzom na lotnisku Le Bourget pod Paryżem
ledwo słyszalnym, lecz pełnym emocji głosem.
Bahia, która w przyszłym miesiącu kończy 13 lat, mieszka wraz z
rodziną w regionie podparyskim. Wróciła samolotem wraz z
francuskim sekretarzem ds. współpracy i frankofonii Alainem
Joyandetem, który poleciał na Komory zaraz po katastrofie.
Bakari powiedział, że jest "bardzo, bardzo wdzięczny" ratownikom,
którzy wyciągnęli z wody dziewczynkę, przez kilkanaście godzin
uczepioną części samolotu. Dodał, że nie wypytywał córki o
katastrofę samolotu. - Na to jeszcze za wcześnie - powiedział.
Nastolatka, osłabiona, z opuchniętą buzią i pod kroplówką,
podczas lotu do Francji była pod opieką ekipy medycznej.
Dziewczynka ma złamany obojczyk, na pokład samolotu została
wniesiona na noszach. Po przylocie do Paryża przewieziono ją do
szpitala Trousseau, jednego z głównych szpitali dziecięcych w
stolicy Francji, gdzie zostanie poddana wszechstronnym badaniom.
Podczas lotu do kraju dziewczynka sama wróciła do katastrofy
samolotu, którą jako jedyna przeżyła. - Opowiedziała, że
najpierw załoga dała pasażerom instrukcje, potem poczuła jakby
prąd, usłyszała wielki hałas i znalazła się w wodzie -
przekazywał sekretarz Joyandet.
Bahia podróżowała razem z matką z Marsylii, gdzie znajduje się
liczna komoryjska wspólnota, na Komory do rodziny. Miały tam
spędzić lato. W Sanie, stolicy Jemenu, przesiadły się do
samolotu, którym miały pokonać ostatni odcinek podróży do
stolicy Komorów, Moroni. Większość z ok. 140 pasażerów
jemeńskiego airbusa stanowili Komoryjczycy, na pokładzie było
też ponad 60 Francuzów.
Nastolatka jest jak dotąd jedyną osobą ocalałą z katastrofy, do
której doszło na Oceanie Indyjskim w nocy z poniedziałku na
wtorek. Na pokładzie Airbusa A310 znajdowały się 153 osoby -
pasażerowie i członkowie załogi.
PAP
Korea Płn. wystrzeliła kolejne rakiety
Korea Północna wystrzeliła dwa pociski rakietowe krótkiego
zasięgu - podała południowokoreańska agencja prasowa Yonhap.
Zdaniem analityków, może to być zapowiedź kolejnej serii
północnokoreańskich testów rakietowych.
Wywiady państw zachodnich od kilku tygodni ostrzegały, iż
Phenian przygotowuje się do takich prób. Korea Północna może
przeprowadzić w najbliższych dniach również test rakiety
dalekiego zasięgu, mogącej razić cele w USA. Rakieta Tepodong-2
zostałaby wystrzelona w kierunku Hawajów.
Władze w Phenianie nie potwierdziły takich informacji, jednakże
ostrzegły obce jednostki, by w pierwszej dekadzie lipca trzymały
się z dala od wschodnich wybrzeży Półwyspu Koreańskiego.
W maju Korea Północna dokonała swej drugiej już próby jądrowej.
W tym samym czasie testowała też pociski rakietowe o krótkim i
średnim zasięgu.
PAP
|
|
INDEX
|