| 
	 
	Środa, 
	2009-08-19 
	
	
	43-latek po przeszczepie z twarzą innego człowieka  
	
	
	W Hiszpanii dokonano przeszczepu twarzy. Była to druga tego typu operacja w 
	Europie i ósma na świecie. Operacja trwała 15 godzin. Przeprowadzono ją w 
	szpitalu La Fe w Walencji. Pacjentem był 43-letni mężczyzna. Dawcą - 
	mężczyzna, który kilka dni temu zginął w wypadku.  
	
	
	Zespół lekarzy uczestniczących w operacji składał się z 30 osób. Zespołem 
	tym kierował Pedro Cavadas - chirurg, który jako pierwszy na świecie 
	przeszczepił dłonie i ramiona.  
	
	
	Dawcą twarzy był mężczyzna, który kilka dni temu zginął w wypadku 
	samochodowym. Miał podobne rysy, grupę krwi i kolor skóry co operowany 
	pacjent. O tym czy przeszczep się udał będzie wiadomo za kilka dni. 
	 
	
	
	Na przeszczepy twarzy czekają w Hiszpanii jeszcze dwie osoby - jedna w 
	Sewilli i jedna w Barcelonie.   
	IAR 
	
	
	Nauczycielka zmyśliła historię o dwunastoraczkach   
	
	
	Tunezyjka, która twierdziła, że jest w ciąży z dwanaściorgiem dzieci, 
	okazała się oszustką. Kobieta cierpi prawdopodobnie na problemy psychiczne, 
	a jej opowieści to czysta fantazja - podaje "The Daily Mail".  
	
	
	34-letnia nauczycielka z tunezyjskiego miasta Gafsa znana jako "AF" 
	twierdziła, że jej mnoga ciąża jest efektem leczenia bezpłodności. Gdy 
	Ministerstwo Zdrowia zajęło się jej sprawą, okazało się, że kobieta jest 
	chora psychicznie i jest niemożliwe, by była w ciąży. Kobieta wymyśliła 
	sobie, że jest w dziewiątym miesiącu ciąży i wkrótce urodzi sześć 
	dziewczynek i sześciu chłopców.  
	
	
	Lekarze z Gafsy mówią, że 34-latka odmówiła stawienia się na badania. A 
	teraz nawet nie mają z nią kontaktu, gdyż kobieta gdzieś zniknęła. 
	 
	
	
	Według lekarzy kobieta skłamała w sprawie ciąży, ponieważ chciała zaistnieć 
	w mediach i liczyła na występ w programach telewizyjny, za które mogłaby 
	zainkasować duże pieniądze.   
	IAR 
	
	
	Chiny planują największą inwestycję w historii Australii
	 
	 
	Największa w Azji firma petrochemiczna, chińska PetroChina Co., podpisała z 
	Australią wstępny kontrakt wart 41 mld dol. na dostawy 2,25 mln ton rocznie 
	skroplonego gazu ziemnego, pochodzącego terminalu Gorgon, u 
	północno-zachodnich wybrzeży Australii.  
	
	
	Umowa ma obowiązywać przez 20 lat. Australijski minister energetyki i 
	bogactw naturalnych Martin Ferguson powiedział, że jest to umowa na 
	największą inwestycję w historii kraju.  
	
	
	Projekt Gorgon, realizowany jest przez australijskie filie wielkich firm 
	energetycznych - Chevron, ExxonMobil, Royal Dutch Shell, San Ramon i Irving, 
	które wspólnie będą eksploatować podmorskie złoża gazu, transportować go do 
	instalacji skraplających i budować takie terminale.  
	
	
	Gaz przeznaczony dla Chin pochodzić będzie z 25-procentowych udziałów 
	ExxonMobil w projekcie Gorgon.  
	
	
	Jesteśmy krajem zbudowanym na zagranicznych inwestycjach i cieszą nas nadal 
	inwestycje, na których skorzystają wszyscy Australijczycy - powiedział 
	Ferguson w Pekinie, gdzie uczestniczył w ceremonialnym podpisaniu umowy 
	wstępnej.  
	PAP 
	
	Wtorek, 
	2009-08-18 
	
	
	Izrael popiera Rosję: tylko Niemcy winni wojny
	 
	
	
	Prezydenci Rosji i Izraela, Dmitrij Miedwiediew i Szimon Peres wydali 
	wspólne oświadczenie z okazji 70. rocznicy wybuchu II wojny światowej, w 
	którym wyłączną odpowiedzialnością za jej rozpętanie obarczyli władze 
	nazistowskich Niemiec.  
	
	
	Miedwiediew i Peres ogłosili wspólny dokument po swoich rozmowach w Soczi, 
	nad Morzem Czarnym. Izraelski przywódca przebywa z roboczą wizytą w Rosji.
	 
	
	
	"Wyrażamy głębokie oburzenie z powodu prób negowania ogromnego wkładu, 
	wniesionego przez naród rosyjski i inne narody Związku Radzieckiego w 
	zwycięstwo nad hitlerowskimi Niemcami" - oznajmili prezydenci.  
	
	
	Miedwiediew i Peres wyrazili też oburzenie z powodu "prób negowania zbrodni 
	Holokaustu, dokonanych przeciwko europejskim Żydom, ludobójstwa przeciwko 
	nim, które ostatecznie zostało powstrzymane przez Armię Czerwoną i wojska 
	aliantów".   
	PAP 
	
	
	Tego jeszcze nie było - kobieta urodzi dwunastoraczki  
	
	
	Pewna Tunezyjka oczekuje dwunastoraczków. Mimo, że lekarze odradzają jej 
	poród, kobieta zamierza wydać na świat wszystkie dzieci. Według ekspertów 
	tak mnoga ciąża niesie ze sobą ogromne ryzyko - czytamy w brytyjskim 
	tabloidzie "The Sun".  
	
	
	Nauczycielka z tunezyjskiego miasta Gafsa już kilkakrotnie poroniła. Jej 
	mnoga ciąża jest efektem leczenia bezpłodności.  
	
	
	Ojciec dzieci popiera zamiar żony. - Na początku myśleliśmy, że to 
	bliźniaki. Z czasem udało się zobaczyć więcej płodów. Im więcej ich 
	odkrywano, tym większe było nasze szczęście - powiedział na łamach "The 
	Sun".  
	
	
	Tunezyjskie ministerstwo zdrowia oświadczyło, że otoczy przyszłą matkę i jej 
	dzieci opieką.  
	
	
	Jeżeli kobieta urodziłaby wszystkie dzieci i okazałyby się zdrowe, byłby to 
	rekord świata. Największa mnoga ciąża liczyła dziewięcioro dzieci. Niestety 
	wszystkie zmarły po porodzie.  wp.pl. 
	
	
	Poniedziałek, 2009-08-17 
	
	
	W Kenii zmarł najstarszy uczeń świata
	 
	
	
	Kenijczyk, uważany za najstarszego ucznia świata, zmarł w ubiegłym tygodniu 
	w wieku 89 lat. W ciągu równo pięciu lat nauki osiągnął swój najważniejszy 
	cel: mógł czytać Biblię - poinformowała rodzina mężczyzny.  
	
	
	Joseph Maruge zmarł na raka żołądka w domu opieki w stolicy Kenii, Nairobi. 
	Z powodu ciężkiej choroby już od początku roku nie mógł chodzić na lekcje, 
	co bardzo przeżywał - powiedziała jego wnuczka, 18-letnia Anne Maruge.
	 
	
	
	Mężczyzna zapisał się do szkoły podstawowej w mieście Eldoret, na zachodzie 
	kraju, w styczniu 2004 roku, gdy władze zdecydowały, że nauka na najniższym 
	szczeblu będzie bezpłatna.  
	
	
	Jako najstarszy uczeń świata został odnotowany w Księdze Rekordów Guinnessa.
	 
	
	
	Gdy po wyborach prezydenckich w Kenii w grudniu 2007 roku w kraju wybuchły 
	krwawe zamieszki, Maruge musiał uciekać z domu i zamieszkał w obozie dla 
	uchodźców. Nie przeszkodziło mu to jednak w kontynuowaniu nauki. Dopiero w 
	maju 2008 roku dzięki pomocy Czerwonego Krzyża zamieszkał w domu opieki.
	 
	
	
	W 2005 roku Joseph Maruge został zaproszony do Nowego Jorku, gdzie promował 
	światową kampanię na rzecz szkolnictwa. - Nigdy nie jest się za starym na 
	naukę - powiedział w udzielonym wówczas wywiadzie. PAP 
	
	
	Słowa o Holokauście zdenerwowały Niemców i Żydów  
	
	
	Książę Liechtensteinu Hans-Adam II wywołał falę oburzenia w Niemczech, także 
	wśród niemieckich Żydów. Broniąc tajemnicy bankowej, stwierdził, że dzięki 
	niej wielu Żydów zostało uratowanych z Holokaustu - pisze agencja Associated 
	Press.  
	
	
	Berlin domaga się od władz w Vaduz odstąpienia od tajemnicy bankowej, 
	twierdząc, że dotychczasowa praktyka umożliwia wielu Niemcom uciekanie tam 
	przed płaceniem podatków.  
	
	
	W weekendowym wywiadzie z okazji święta narodowego Liechtensteinu książę 
	wytoczył argumenty historyczne. - My i Szwajcaria uratowaliśmy wielu ludzi, 
	zwłaszcza Żydów, dzięki tajemnicy bankowej - powiedział gazecie 
	"Volksblatt". - Niemcy powinni posprzątać u siebie i zastanowić się nad 
	swoją przeszłością - podkreślił monarcha.  
	
	
	Hans-Adam II przypomniał, że niektórzy Żydzi zdołali kupić sobie 
	bezpieczeństwo w czasach Holokaustu za pieniądze, bezpiecznie zdeponowane w 
	Szwajcarii lub Liechtensteinie. Wyraził też opinię, że zasady tajemnicy były 
	pomocne ludziom, prześladowanym przez rządy komunistyczne "i w dalszym ciągu 
	ratują życie (...) w krajach Trzeciego Świata, rządzonych przez krwawych 
	dyktatorów".  
	
	
	"Byłoby lepiej, gdyby książę abdykował"  
	
	
	Książę krytykował też "niewiarygodny bałagan w finansach państwowych", jaki 
	- jego zdaniem - panuje w Niemczech i wielu innych krajach.  
	
	
	Niemiecka społeczność żydowska poczuła się oburzona słowami władcy 
	Liechtensteinu, uznając, że były one kpiną z Holokaustu i tych, którzy 
	zdołali go przeżyć.  
	
	
	Przewodniczący Centralnej Rady Żydów w Niemczech Stephan Kramer podkreślił, 
	że przedstawianie Liechtensteinu jako państwa, które "litościwie pomagało 
	Żydom" jest historycznie niepoprawne. - Byłoby lepiej, gdyby jego wysokość 
	ustąpił - poradził 64-letniemu księciu Kramer, wypowiadając się dla gazety 
	"Bild".  
	PAP. 
	
	
	Niedziela, 2009-08-16 
	
	
	Litwini są podzieleni w ocenie Karty Polaka  
	
	
	Co czwarty Litwin (26%) uważa, że Karta Polaka, czy też Rosjanina wiąże się 
	z zobowiązaniem osoby przyjmującej dokument wobec państwa dającego kartę. Z 
	kolei co piąty (19%) nie widzi żadnych sprzeczności Karty Polaka lub 
	Rosjanina z posiadaniem obywatelstwa litewskiego.  
	
	
	Około 26% respondentów nie ma zdania w ocenie kart, a kolejnych 29% nie 
	ocenia posiadanie karty w kontekście lojalności, czy też nielojalności wobec 
	Litwy posiadaczy tego dokumentu.  
	
	
	Badania przeprowadzone na reprezentatywnej grupie przez spółkę RAIT na 
	zlecenie agencji informacyjnej Baltic News Service wykazały, że litewskie 
	społeczeństwo jest podobnie podzielone zarówno w ocenie Karty Polaka lub 
	Rosjanina, jak też w ocenie osób, które otrzymały karty. Toteż 24% badanych 
	uważa, że osoby, które przyjęły Kartę Polaka lub Rosjanina weszły w kolizję 
	z zobowiązaniami obywatelskimi wobec Litwy. Z kolei 20% osób jest odmiennego 
	zdania, a 29% jest ani na tak, ani na nie. Kolejne 27% nie ma w ogóle zdania 
	w tym temacie.  
	
	
	Przypominamy, że litewskie kontrowersje wokół posiadaczy karty Polaka 
	wywodzą się z oskarżeń posła Gintarasa Songaily wobec dwóch litewskich 
	posłów polskiego pochodzenia. Poseł Songaila zarzucił posiadającym Kartę 
	Polaka kolegom nielojalność wobec Litwy.  
	  
	
	
	Posłowie Waldemar Tomaszewski i Michał Mackiewicz z kolei twierdzili, że 
	przyjęcie Karty Polaka w żaden sposób nie wiąże się ze zobowiązaniami wobec 
	Polski. Chociaż spór ten miał rozstrzygnąć Sąd Konstytucyjny, wciąż jest on 
	obiektem konfrontacji politycznej.  
	
	
	Sejm, mimo zapowiedzi, dotąd nie odważył się bowiem skierować sporawy do 
	trybunału konstytucyjnego.  
	 Infopol.lt  
	
	
	Sensacyjne wakacje rodziny królewskiej Od kilku dni belgijska rodzina 
	królewska nie schodzi z pierwszych stron gazet w Belgii: nowa, starannie 
	przystrzyżona bródka księcia Filipa, nagły powrót z urlopu z powodu 
	zapalenia płuc księcia Wawrzyńca i wreszcie nowy jacht króla Alberta II.
	 
	
	
	O najnowszym nabytku króla Alberta doniósł "Le Soir Magazine", który 
	przyłapał parę królewską na wakacjach we Włoszech. Król Albert miał 
	osobiście stać za sterami nowego jachtu nieopodal portu w Liparii. Jacht 
	nazywa się "Alpa", od pierwszych liter imion króla Alberta i jego żony 
	Paoli. Mierzy 27 metrów długości, 6,5 metra szerokości i osiąga prędkość 
	przynajmniej 30 węzłów. Tak jak i poprzedni jacht króla Alberta, zakupiony 
	raportem dwa lata temu - "Le Quatuor". "Alpa" pochodzi z włoskiej stoczni 
	Rizzardi. Cena katalogowa jachtu to 4,5 mln euro.  
	
	
	I właśnie ta cena oraz nazbyt luksusowe życie pary królewskiej w czasach 
	kryzysu wzbudziło złośliwe komentarze. Niektórzy politycy przypomnieli 
	wystąpienie Alberta II z 21 lipca z okazji narodowego święta, w którym wiele 
	miejsca poświęcił on cierpieniu wielu Belgów z powodu nękającego kraj i 
	świat kryzysu gospodarczego. Ale były też i inne komentarze przypominające, 
	że belgijska rodzina królewska kosztuję podatnika trzy razy mniej niż 
	monarchia w sąsiedniej Holandii.  
	
	
	Mniej poważne, aczkolwiek nie mniej liczne komentarze w prasie wywołał nowy 
	image księcia Filipa, 50-letniego syna króla Alberta. "Czy jest już gotowy 
	do objęcia tronu?" - pytały bulwarówki, kiedy Filip objawił się kilka dni 
	temu z brodą w domu opieki społecznej, gdzie składał wizytę ofiarom 
	niedawnego, groźnego pożaru w Gandawie. "Jest gotowy do tronu. Bródka 
	świadczy o dojrzałości i zaufaniu, dodaje mu majestatu" - dowodził w jednym 
	z flamandzkich dzienników pewien włoski stylista Figaro Pasquale... Pytanie 
	o gotowość do tronu nie jest pozbawione sensu. Wszak Filip to najstarszy syn 
	75-letniego dziś Alberta II. Zdaniem prasy wątpliwości budzi jednak jego 
	"legendarna nieśmiałość".  
	
	
	Najmniej szczęścia miał ostatnio drugi syn Alberta, Wawrzyniec. Z powodu 
	zapalenia płuc musiał nagle przerwać urlop na Sardynii i od niedzieli do 
	środy przebywał w brukselskiej klinice Saint-Luc. Ponoć złapał wirusa od 
	swej córki Ludwiki, która przechodziła lekkie zapalenie oskrzeli. 
	 
	
	
	Wszystkie te doniesienia o belgijskiej rodzinie królewskiej można tylko do 
	pewnego stopnia traktować z przymrużeniem oka. W nękanej problemami 
	separatystycznymi Belgii i wiecznymi kryzysami rządowymi, rola króla jako 
	elementu łączącego Walonów i Flamandów jest politycznie nie do podważenia.
	 
	Inga Czerny PAP 
	
	Sobota, 
	2009-08-15 
	 
	 Kalifornia 
	w ogniu - władze ogłosiły stan wyjątkowy
	 
	
	
	Władze Kalifornii (na zachodzie USA) ogłosiły stan wyjątkowy z powodu 
	pożarów, szalejących w północno-zachodniej części stanu. Ewakuowano ponad 2 
	tys. ludzi.  
	
	
	Jak oświadczył w komunikacie zastępca gubernatora stanu John Garamendi, 
	pożar wybuchł w hrabstwie Santa Cruz. - Widziałem straty, a także byłem w 
	centrum operacyjnym i uważam, że jest jeszcze daleko do końca pożaru - 
	podkreślił.  
	
	
	W bezpośrednim zagrożeniu znalazło się 250 domów. Ewakuowano około 2 400 
	ludzi. Płomienie pochłonęły ponad 1 600 hektarów gruntów.  
	
	
	W gaszeniu ognia uczestniczy ponad 700 strażaków. Pracę utrudnia im wiatr 
	oraz trudny teren.  
	
	
	Ogłoszenie stanu wyjątkowego pomaga władzom stanowym w uzyskaniu wsparcia 
	finansowego na walkę ze skutkami żywiołu i pomocy na odbudowę 
	infrastruktury.  
	
	
	Jak dotąd nie znane są przyczyny pojawienia się ognia.  
	
	
	Kalifornijscy strażacy walczą też z pożarem w gęsto zaludnionej okolicy 
	miasta Santa Barbara. Płoną tam m.in. lasy parku narodowego Los Padres. W 
	akcji gaśniczej uczestniczy około tysiąca funkcjonariuszy straży   
	PAP 
	
	
	Turcja o krok bliżej od Unii Europejskiej  
	
	
	Premier Turcji Tayyip Erdogan podczas spotkania z przywódcami tureckich 
	mniejszości religijnych obiecał przeprowadzenie demokratycznych reform i 
	podkreślił w swym przemówieniu prawa tych mniejszości. Kwestia ta stanowi 
	istotną przeszkodę w zaakceptowaniu przez UE starań Ankary o wejście do Unii 
	- poinformowała agencja Reutera.  
	
	
	Grecki Patriarcha Prawosławny Bartłomiej oraz liderzy wspólnot religijnych 
	Ormian, Żydów, oraz syriackich katolików i prawosławnych spotkali się na 
	oficjalnym obiedzie z Erdoganem i najważniejszymi ministrami jego rządu na 
	wyspie Buyukada, koło Stambułu.  
	  
	
	
	Rząd Turcji stara się też przeprowadzić reformę, która rozwiązałaby 
	zadawnione od dziesięcioleci konflikty z 12 milionami tureckich Kurdów.
	 
	
	
	Erdogan, pobożny muzułmanin, którego gabinet obserwowany jest z pewnym 
	niepokojem ze względu na głębokie zakorzenienie w islamie, odwołał się w 
	swym przemówieniu do procesu reform. - Jest teraz dla nas sprawą zasadniczą 
	objąć szacunkiem i miłością wszystkich 71,5 mln ludzi należących do tego 
	narodu - powiedział premier, podkreślając swą opozycję wobec etnicznego 
	nacjonalizmu. Dodał też, że jego rząd zachowuje jednaki dystans wobec 
	wszystkich religii.  
	
	
	- Czy są niedociągnięcia we wprowadzaniu tej inicjatywy? Tak, są. Pokonamy 
	je razem - powiedział Erdogan i podkreślił, że wierzy, iż ta demokratyczna 
	reforma zmieni wiele w jego kraju - cytuje jego wypowiedź telewizja CNN.
	 
	
	
	W Turcji mieszka ok. 2,5 tys. Greków, 60 tys. Ormian, 20 tys. Żydów i 10 
	tys. osób wyznania syriackiego.  
	
	
	Spotkanie z przedstawicielami mniejszości religijnych zostało zorganizowane 
	przez głównego tureckiego negocjatora do spraw UE Egemena Bagisa.  
	PAP 
	
	
	Piątek, 
	2009-08-14 
	
	
	Radykałowie ogłosili powstanie "emiratu islamskiego"
	 
	
	Co najmniej 16 
	osób zginęło, a 100 zostało rannych podczas strzelaniny, do doszło której w 
	Strefie Gazy między islamskimi radykałami, zainspirowanymi przez Al-Kaidę a 
	rządzącym tam Hamasem. Islamscy radykałowie z palestyńskiej organizacji 
	Dżund Ansar Allah ogłosili utworzenie w tam "emiratu islamskiego". 
	 
	
	Choć ceremonia 
	ogłoszenia emiratu zgromadziła tylko kilkaset osób w meczecie w Gazie, było 
	to kolejne wyzwanie rzucone Hamasowi przez jedną z panarabskich organizacji 
	powiązanych z Al-Kaidą.  
	
	Lider 
	radykałów Abdel-Latif Musa ogłosił przed modlitwą w meczecie początek rządów 
	teokratycznych na terytoriach palestyńskich, poczynając od miejscowości 
	Rafah w południowej części Strefy Gazy.  
	
	- Ogłaszamy 
	narodziny emiratu islamskiego - powiedział Musa, przy którym stało czterech 
	zamaskowanych, ubranych na czarno mężczyzn uzbrojonych w karabiny. Grupa 
	kilkuset mężczyzn, którzy weszli do meczetu wraz z nim, zareagowała na jego 
	przemówienie wiwatami.  
	
	Wkrótce potem 
	wybuchła strzelanina między islamistami a siłami Hamasu. Wśród zabitych jest 
	przywódca zbrojnego skrzydła Hamasu. Informacje o zabitych i rannych 
	przekazały źródła medyczne. Palestyńskie MSW nazwało Musę "wariatem". 
	 
	
	Jego 
	ugrupowanie poinformowało o swoim istnieniu w Strefie Gazy dwa miesiące 
	temu, gdy trzej jego członkowie zginęli, atakując konno izraelską bazę.
	 
	
	Dżund Ansar 
	Allah (z arab. żołnierze Boga) to grupa nawołująca do ścisłego 
	przestrzegania szarijatu (prawa koranicznego). Ugrupowanie zarzuca Hamasowi 
	zbytni liberalizm w kwestiach obyczajów. Według świadków groziło m.in. 
	właścicielom kafejek internetowych spaleniem lokali.  
	
	Hamas odmawia 
	wyrzeczenia się przemocy wobec Izraela, ale krytykuje zamachy bombowe 
	Al-Kaidy w innych krajach.   
	PAP 
	
	
	Najlepiej wynagradzany prezes USA zarobił 700 mln dol.  
	
	Najlepiej 
	wynagradzanym prezesem w USA był w ubiegłym roku szef firmy inwestycyjnej 
	Blackstone Group Stephen Schwarzman, który zarobił 702 mln dol (ponad 2 mld 
	zł). W pierwszej dziesiątce rankingu, opublikowanego przez reprezentującą 
	interesy akcjonariuszy organizację Corporate Library, znaleźli się oprócz 
	niego prawie wyłącznie prezesi spółek surowcowych.  
	
	Schwarzman 
	strącił na drugie miejsce prezesa firmy informatycznej Oracle Larry'ego 
	Ellisona, który zarobił w 2008 r. 557 mln dol., w porównaniu ze 192 mln dol. 
	rok wcześniej.  
	
	Na dalszych 
	pozycjach uplasowali się szefowie koncernów gazowych i naftowych: Occidental 
	Petroleum, Hess, Ultra Petroleum, Chesapeake Energy, XTO Energy, EOG 
	Resources i Nabors Industries. Wynika to z faktu, że mogli oni zrealizować 
	otrzymywane w ramach wynagrodzenia opcje na akcje w momencie, gdy notowania 
	ich spółek były na wysokim poziomie w związku z ubiegłoroczną hossą 
	surowcową.  
	
	Pierwszych 
	pięciu z nich zarobiło w ubiegłym roku ponad 100 mln dol. Łącznie ze 
	Schwarzmanem i Ellisonem prezesów takich było więc w 2008 r. siedmiu, 
	podczas gdy rok wcześniej tak hojne pensje otrzymało tylko trzech szefów, z 
	czego dwóch odchodziło na emeryturę po wieloletniej karierze.  
	
	Pierwszą 
	dziesiątkę zamyka Michael Jeffries, kierujący siecią sklepów z odzieżą 
	Abercrombie & Fitch.  
	
	Raport 
	uszeregował prezesów pod względem "całkowitego zrealizowanego wynagrodzenia". 
	Uwzględniał więc płacę zasadniczą poszczególnych szefów, premie oraz wartość 
	wykorzystanych opcji na akcje lub upełnoprawnionych akcji o ograniczonej 
	zbywalności.  
	
	W przypadku 
	Schwarzmana, aż 699,8 mln dol. pochodziło właśnie ze sprzedaży akcji o 
	ograniczonej zbywalności, które otrzymał w 2007 r., wprowadzając spółkę 
	Blackstone na giełdę. Kolejne transze takich papierów będą odmrażane jeszcze 
	przez cztery lata. - Można bezpiecznie założyć, że Schwarzman będzie na 
	szycie rankingu lub blisko niego jeszcze przez kilka lat - twierdzą autorzy 
	raportu.  
	PAP 
	
	
	Czwartek, 2009-08-13 
	
	
	"Mein Kampf" z podpisem Hitlera sprzedany na aukcji  
	
	Egzemplarz 
	jednego z pierwszych wydań "Mein Kampf", z podpisem Adolfa Hitlera, został 
	sprzedany na aukcji w Wielkiej Brytanii. Anonimowy nabywca zaoferował 21 tys. 
	funtów (24,4 tys. euro).  
	
	Datowana na 
	1925 rok książka nosi dedykację dla Georga Maurera, lokalnego działacza 
	nazistowskiego, którego Hitler spotkał w więzieniu w Landsbergu. 
	Przedstawiciel domu akcyjnego Mullocks zapowiadając licytację, opisywał 
	egzemplarz jako "bardzo, bardzo rzadki".  
	
	Mullocks 
	informował we wtorek, że oczekuje ceny do 20 tys. funtów (23 tys. euro) za 
	to wydanie. PAP 
	
	
	Protest przeciw Madonnie przekroczył granice Polski
	 
	 
	Prawie 3 tysiące osób podpisało się w Pradze pod protestem przed czwartkowym 
	koncertem Madonny w amfiteatrze w dzielnicy Chodov. Organizator protestu 
	Jirzi Styler mówi, że lokalni mieszkańcy obawiają się hałasu i chaosu na 
	drogach, jaki według nich powstanie na skutek koncertu.  
	
	Miejsce 
	występu jest usytuowane między jedną z głównych autostrad a dużym osiedlem 
	mieszkaniowym. Wzmocniono środki bezpieczeństwa i wprowadzono ograniczenia w 
	ruchu kołowym przed koncertem zaplanowanym na godzinę 20.  
	
	Władze lokalne 
	wymusiły na organizatorach godzinę 22.00 jako nieprzekraczalny czas 
	zakończenia imprezy, ponadto zobowiązały do dokładnego uprzątnięcia terenu, 
	który po raz pierwszy stanie się miejscem tak dużego wydarzenia.  
	
	Jirzi Styler 
	twierdzi, że protestujący mieszkańcy są przerażeni perspektywą kolejnych 
	wielkich koncertów, które mogłyby się odbyć w tym samym miejscu.  
	
	
	Szacuje się, że około 40.000 tysięcy osób weźmie udział w koncercie Madonny, 
	będącym częścią jej trasy "Sticky & Sweet"   
	PAP  
			   |