zapisz
Się Na Naszą listę |
Proszę
kliknąć na ten link aby dotrzeć do formularza gdzie można zapisać się
na listę dystrybucyjną i w przyszłości otrzymywać biuletyn bezpośrednio od nas.
Aby zapisać się szybko bez wypełniania formularza, proszę wysłać
E-mail bez
żadnego tekstu poprzez kliknięcie tego
linku.
| |
Przyłącz się |
Jeśli masz jakieś informacje
dotyczące polskich wydarzeń i chciałbyś albo chciałabyś podzielić się nimi z
naszymi czytelnikami, to prześlij je do
nas. Mile
widziane są wywiady, felietony, zdjęcia i poezja. Proszę informować
nas o wszystkich
wydarzeniach polonijnych. | |
Promuj polonię |
Każdy z nas może się przyczynić do promowania Polonii w
Winnipegu w bardzo prosty sposób. Mój apel jest aby dodać dwie
linie do waszej stopki (signature) aby zacząć promować Polonijne
wydarzenia w Winnipegu kiedykolwiek wysyłamy maila.
Tutaj są instrukcje jak dodać stopkę używając Outlook Express.
Kliknij Tools-->Options -->
Signatures
Zaznacz poprzez kliknięcie Checkbox
gdzie pisze
Add signature to all outgoing messages
W pole gdzie jest napisane Edit Signature proszę wpisać.
albo
Po tym kliknij Apply
I to wszystko. Od tej pory będziemy promować polskie wydarzanie w
Winnipegu automatycznie kiedy wyślemy maila do kogoś. Wszystkie programy
mailowe mają taką opcję tzw. signature i sposób jej dodania
będzie bardzo podobny do tego co opisałem dla Outlook Express | |
|
Polonijny
Biuletyn Informacyjny w Winnipegu |
INDEX
FAKTY ZE ŚWIATA
|
Środa, 2009-10-21
Tajne rozmowy Watykanu z
lefebrystami
Przedstawiciele Watykanu rozpoczną w przyszłym tygodniu "tajne rozmowy"
z delegacją Bractwa św. Piusa X - pisze "Le Figaro". Zdaniem
francuskiego dziennika, negocjacje mogą być kolejnym krokiem w stronę
powrotu lefebrystów do Kościoła katolickiego.
Według "Le Figaro", negocjacje mają położyć kres trwającemu od 30 lat
konfliktowi. Pierwszym krokiem w tym kierunku było zdjęcie przez
Benedykta XVI ekskomuniki z czterech biskupów-lefebrystów w styczniu
tego roku. Decyzja papieża wywołała w świecie falę krytyki, gdyż jeden z
lefebrystów, biskup Richard Williamson, okazał się negacjonistą. Po
zdjęciu ekskomuniki deklarację woli przystąpienia do negocjacji z
Kościołem katolickim złożył w marcu przełożony Bractwa św. Piusa X,
biskup Bernard Fellay.
Jak podaje francuska gazeta, rozpoczynające się w najbliższy
poniedziałek w Watykanie rozmowy mają dotyczyć najbardziej spornego
tematu: oceny Soboru Watykańskiego II. Jego postanowień nie chcą uznać
lefebryści, opowiadające się za ortodoksyjną doktryną katolicką i za
mszą łacińską.
Negocjacje mają przebiegać za zamkniętymi drzwiami w siedzibie
watykańskiej Kongregacji Nauki Wiary. Według "Le Figaro", uczestnicy
rozmów mają być całkowicie chronieni przed prasą. Watykan tłumaczy to
tym, że obie strony chcą "uniknąć wszelkiej zewnętrznej presji" na
uczestników rozmów.
Obie strony przewidują długie i trudne rozmowy: Watykan przewiduje, że
potrwają one co najmniej rok, a lefebryści mówią nawet o kilku latach.
Delegacji Watykanu będą przewodniczyć dwaj duchowni: włoski teolog,
ksiądz prałat Guido Pozzo, sekretarz komisji Ecclesia Dei ds. dialogu z
Bractwem św. Piusa X i arcybiskup Luis Ladaria Ferrer, jezuita i
sekretarz Kongregacji Nauki Wiary.
Na czele delegacji lefebrystów ma stać argentyński biskup Alfonso de
Gallareta, jeden z czterech hierarchów, z których papież zdjął w
styczniu ekskomunikę.
Jak podaje "Le Figaro", we Francji żyje jedna z najliczniejszych,
szacowana na 100 tysięcy osób, społeczność lefebrystów - ortodoksyjnych
katolików, zwolenników mszy łacińskiej, sprzeciwiających się
postanowieniom Soboru Watykańskiego II.
Bractwo św. Piusa X zostało założone w 1979 roku przez nieżyjącego już
francuskiego arcybiskupa Marcela Lefebvre'a.
PAP
Piraci zaatakowali w tym roku ponad 300 razy
W pierwszych dziewięciu miesiącach tego roku na wodach całego świata
było więcej ataków pirackich niż w całym roku 2008. Coraz częstsze są
ataki w Zatoce Adeńskiej i u wschodnich wybrzeży Somalii - podało
Międzynarodowe Biuro Morskie.
Między styczniem a wrześniem odnotowano 306 incydentów w porównaniu z
293 atakami przez cały rok 2008. O wiele więcej tegorocznych ataków
przeprowadzono z użyciem broni - wynika z raportu biura z siedzibą w
Kuala Lumpur.
Od początku roku porwano 34 jednostki z ponad 660 członkami załogi.
Zabito sześciu zakładników - poinformowano w kwartalnym zestawieniu.
Liczba ataków z użyciem broni była od stycznia do września ponad dwa
razy wyższa (176 przypadków) niż w tym samym okresie ubiegłego roku
(76).
Wyższa liczba ataków wiąże się głównie ze wzmożeniem aktywności piratów
w Zatoce Adeńskiej, jednym z najruchliwszych szlaków morskich, i u
wschodnich wybrzeży Somalii. W sumie doszło tam do 147 przypadków
pirackich napaści.
Według Międzynarodowego Biura Morskiego ataki somalijskich piratów
osłabły w trzecim kwartale tego roku w porównaniu z pierwszym półroczem,
co ma związek z porą monsunową i złą pogodą. Piraci dysponują
nowoczesnym sprzętem i tzw. statkami-matkami, co umożliwia im
przeprowadzanie ataków setki kilometrów od brzegu.
Wśród innych krajów, które w ciągu dziewięciu miesięcy odnotowały ataki
piratów, były Nigeria z 20 przypadkami, Malezja z 14, Bangladesz (12) i
Indie oraz Peru (po 10).
PAP
Uczciwa studentka oddała kopertę z 10 tys. euro
Młody Francuz, który wybrał się do Niemiec, żeby za gotówkę kupić
używany samochód, zgubił na dworcu w Dortmundzie kopertę z prawie 10
tysiącami euro. Miał jednak szczęście - trafił na uczciwą znalazczynię.
Kopertę z pieniędzmi Francuza znalazła studentka i bez wahania
przekazała ją policji. Francuz, który zgłosił zgubę, potrafił bardzo
dokładnie opisać kopertę i jej zawartość. Policjanci nie mieli żadnych
wątpliwości, że to on jest ich właścicielem i oddali mu pieniądze.
Francuz potrzebuje całej szczęśliwie odzyskanej sumy na zakup samochodu,
więc nie mógł wypłacić studentce znaleźnego. Obiecał jednak, że
pieniądze prześle jej jak najszybciej.
Niemieckie przepisy określające wysokość znaleźnego są skomplikowane. Za
oddanie znalezionej zguby wartej więcej niż 500 euro należy się 25 euro
plus 3% wartości zguby, pomniejszonej o 500 euro.
PAP
Wtorek, 2009-10-20
Wznowiono rozmowy na
temat Iranu
Rozmowy poświęcone wzbogacaniu irańskiego uranu za granicą do celów
cywilnych zostały wznowione w Wiedniu z udziałem wszystkich
zainteresowanych stron. Negocjacje będą kontynuowane w środę -
poinformowała rzeczniczka Międzynarodowej Agencji Energii Atomowej (MAEA).
Na wieczór nie zaplanowano żadnych komunikatów dla prasy.
Szef MAEA Mohamed El Baradei ocenił, że w rokowaniach osiągnięto pewien
postęp, choć "nie tak szybko, jak oczekiwano". Porozumienie jest możliwe
- zapewnił.
Rozmowy pod egidą MAEA, w których uczestniczą: Iran, USA, Rosja i
Francja, wznowiono po zawieszeniu ich w ciągu dnia na czas nieokreślony.
Wbrew zapowiedziom we wtorek od rana odbywały się jedynie spotkania na
szczeblu ekspertów, następnie trójstronne spotkanie Iran-USA-El Baradei,
a dopiero wieczorem wznowiono negocjacje z udziałem wszystkich stron.
- Cały dzień spędziliśmy na konsultacjach dwustronnych i trójstronnych.
Nadal mamy nadzieję na porozumienie w tym złożonym procesie. Musimy
uregulować wiele kwestii technicznych - mówił szef MAEA.
We wtorek rano szef irańskiej dyplomacji Manuszehr Mottaki sprzeciwił
się udziałowi Francji w rozmowach z powodu sporów dotyczących spraw
nuklearnych, które miały miejsce w przeszłości. Szef MSZ Francji Bernard
Kouchner potwierdził jednak wieczorem, że rozmowy będą kontynuowane, a
Francja będzie w nich uczestniczyć.
Przedmiotem rozpoczętych w poniedziałek wiedeńskich rozmów jest kwestia
wzbogacania irańskiego uranu we Francji i w Rosji. Iran, zaprzeczający
zarzutom, że pracuje nad bronią atomową, wstępnie zgodził się na to na
początku października, podczas negocjacji w Genewie ze stałymi członkami
Rady Bezpieczeństwa ONZ i Niemcami. Rozmowy w Wiedniu służą rozwiązaniu
szczegółowych kwestii technicznych.
Agencje prasowe piszą, że cieniem na wiedeńskich rozmowach mogą się
położyć irańskie oskarżenia USA i Wielkiej Brytanii o wspieranie
rebeliantów, którzy w niedzielę dokonali zamachu w mieście Sarbaz, w
niespokojnej południowo-wschodniej prowincji (ostanie) Beludżystan i
Sistan, zabijając 42 ludzi, w tym sześciu wyższych oficerów elitarnej
Gwardii Rewolucyjnej. W regionie tym często dochodzi do starć między
siłami bezpieczeństwa a sunnickimi rebeliantami i przemytnikami
narkotyków.
Teheran grozi posunięciami odwetowymi wobec wywiadów USA i Wielkiej
Brytanii, z którymi jakoby powiązana jest sunnicka grupa Dżundallah,
obwiniana przez władze irańskie o niedzielny zamach.
PAP
Sąd: Polański zostaje w areszcie
Szwajcarski Federalny Sąd Karny w Bellinzonie zdecydował, że Roman
Polański zostanie w areszcie. Tym samym sąd odrzucił wniosek o
zwolnieniu za kaucją polskiego reżysera.
W wydanym komunikacie sąd ocenił, że biorąc pod uwagę motywy reżysera i
środki, którymi rozporządza, istnieje znaczne ryzyko jego ucieczki po
zwolnieniu. Dodał, że zgodnie z prawem szwajcarskim regułą jest
zatrzymanie w areszcie osoby, wobec której toczy się proces
ekstradycyjny w czasie całej procedury.
Zauważył też, że oferowana przez Polańskiego kaucja "w swojej formie nie
jest zgodna z wymogami ustanowionymi przez prawo".
Adwokat Polańskiego Herve Temime zapowiedział odwołanie do Trybunału
Federalnego w Lozannie - najwyższej szwajcarskiej instancji prawnej.
W 17-stronicowym werdykcie sąd wyjaśnił, że Polański zaproponował
oddanie dokumentów niezbędnych do podróżowania i poddanie się codziennej
kontroli policyjnej. Uznano to za niewystarczające, ponieważ mógłby
uzyskać nowy paszport lub nawet wyjechać bez dokumentów do Francji,
która nie wydaje swoich obywateli innym państwom. Trybunał wziął też pod
uwagę, że reżyser mógłby uciec ze Szwajcarii prywatnym samolotem czy
śmigłowcem.
Adwokaci Polańskiego proponowali jako zabezpieczenie jego dom w
szwajcarskim kurorcie Gstaad, argumentując, że stanowi on ponad połowę
osobistego majątku reżysera, a ten musi utrzymać dwójkę będących w wieku
szkolnym dzieci. Sąd uznał jednak, że nawet wysoka kaucja nie jest
wystarczającą gwarancją, że Polański pozostanie w Szwajcarii.
Trybunał pozostawił jednocześnie Polańskiemu możliwość odwołania się od
jego decyzji. Wskazał na kilka możliwości, które mogą pojawić się w
trakcie oczekiwanej długiej batalii prawnej dotyczącej jego ekstradycji.
Polański może odwoływać się do Trybunału Federalnego w Lozannie; może
też starać się o zwolnienie w ministerstwie sprawiedliwości.
Dziennik "Neue Zuercher Zeitung" (NZZ) zauważył, że sąd w Bellinzonie
również "zostawił Polańskiemu furtkę", proponując mu przedłożenie w
resorcie sprawiedliwości "konkretnej propozycji dotyczącej wysokości
kaucji". Według szwajcarskiej gazety, chodzi zapewne o uwzględnienie "płynnych
części majątku", aby kaucja spełniała wymogi prawne.
Natomiast agencja Associated Press pisze, że dalsze postępowanie sądowe
nastąpi po tym, kiedy Stany Zjednoczone złożą formalny wniosek o
ekstradycję Polańskiego, na co mają czas do późnego listopada. Eksperci,
na których powołuje się agencja, oceniają, że reżyser ma małe szanse na
rychłe uwolnienie. Prawo pozostawia bowiem bardzo mało możliwości dla
wyjątków od reguły, która nakazuje trzymanie w areszcie osób, wobec
których toczy się procedura ekstradycji.
To już drugi odrzucony wniosek w sprawie zwolnienia reżysera z aresztu.
6 października podobny wniosek odrzuciło szwajcarski resort
sprawiedliwości. Wtedy ministerstwo zarekomendowało sądowi w Bellinzonie
podjęcie podobnej decyzji.
Roman Polański został zatrzymany 26 września na lotnisku w Zurychu i
umieszczony w areszcie ekstradycyjnym na podstawie amerykańskiego nakazu
aresztowania z 1978 roku. Wymiar sprawiedliwości Stanów Zjednoczonych
zarzuca mu, że w roku 1977 w willi aktora Jacka Nicholsona w Hollywood
uwiódł 13-letnią wówczas Samanthę Gailey. W stanie Kalifornia czyn
lubieżny z nieletnią klasyfikowany jest automatycznie jako gwałt. Przed
zakończeniem rozpoczętego przeciwko Polańskiemu postępowania karnego
zbiegł on do Francji, by uchronić się przed spodziewaną karą więzienia.
PAP
Wojna wisi na włosku - Izrael gotowy do ataku na Iran
"Nowa wojna wisi na włosku. Izrael już jest gotowy do uderzenia na
irańskie instalacje nuklearne" - pisze w dzienniku "Polska The Times"
korespondent z Izraela, Jakub Mielnik. Według autora artykułu, w Izraelu
niemal nikt nie wierzy już w możliwość dyplomatycznego rozwiązania sporu
z Iranem.
Sytuacji na Bliskim Wschodzie nie można już określić jako zwykły "wzrost
napięcia", polityczna temperatura jest tam "bliska wrzenia" - donosi
dziennik "Polska". Teheran oburzony zamachem, w którym zginęli przywódcy
radykalnej gwardii Strażników Rewolucji, szykuje strategię na
potencjalny atak Izraela na irańskie instalacje nuklearne. Na Bliskim
Wschodzie mówi się o niej wprost - Dzień Sądu Ostatecznego.
Dowiedz się jak Izrael może zaatakować Iran - Przeczytaj raport!
Według korespondenta "Polski", jeśli Izrael zbombarduje Iran,
ajatollahowie odpowiedzą zaminowując cieśninę Ormuz, przez którą
transportowana na świat większość ropy z krajów Zatoki Perskiej. To może
spowodować wzrost cen ropy do 300 dolarów za baryłkę. W odwecie Teheran
może również, zdaniem Melnika, użyć mniejszości szyickich w Libanie i
Afganistanie, które przeprowadzą ataki na Izrael oraz siły koalicji
międzynarodowej. W obu tych krajach stacjonują polskie kontyngenty
wojskowe. Nasi żołnierze mogą stać się ofiarami bliskowschodniego
konfliktu.
Nowa intifada?
Zdaniem Mielnika, innym punktem zapalnym, który może dodatkowo zaognić
sytuację w regionie, jest nowe powstanie palestyńskie skierowane przeciw
Izraelowi. O takiej możliwości mówią już nie tylko zwolennicy
radykalnego Hamasu, ale także umiarkowanej partii Fatah. Przywódca tej
partii, Mahmud Abbas jest, jak pisze dziennikarz "Polski", "politycznym
trupem". Aby utrzymać się u władzy, może poprzeć nową intifadę. Jeśli
dodatkowo Izrael uzna, że nie może czekać i zaatakuje Iran, "Bliski
Wschód czeka jatka, wobec której administracja Obamy będzie całkowicie
bezradna" - przewiduje Mielnik.
Z wizytą na Bliskim Wschodzie przebywa obecnie m.in. szef polskiej
dyplomacji, Radosław Sikorski. Wraz z innymi politykami prowadzi on
rozmowy zarówno z przywódcami Izraela, jak i Palestyńczyków. "Cała ta
pielgrzymka dyplomatów, premierów i prezydentów do Jerozolimy wygląda
raczej na zakrojone na szeroką skalę konsultacje przed spodziewanym
atakiem na Iran" - zauważa dziennik "Polska".
Sytuacja może przerodzić się w wojnę, zgubną dla całego świata.
Jeśli Izrael uderzy, USA dołączą
USA dołączą się do Izraela, jeśli ten zdecyduje się zaatakować irańskie
instalacje nuklearne twierdzi dziennik "Haarec". Najbardziej
opiniotwórcza gazeta codzienna Izraela powołuje się przy tym na
wypowiedź amerykańskiego wojskowego Charlesa F. Walda - byłego wiceszefa
Europejskiego Dowództwa armii USA. Zdaniem Walda, Izrael mimo potężnego
potencjału militarnego, nie jest raczej w stanie sam przeprowadzić
operacji przeciw irańskim instalacjom nuklearnym. Amerykański wojskowy
przemawiał podczas dorocznej konferencji Washington Institute for Near
East Policy.
Dodał, że jeśli "nasz wspaniały sojusznik" zdecyduje się uderzyć, by
powstrzymać Iran przed wejściem w posiadanie broni atomowej, powstanie
presja, by USA stanęły u boku Izraela.
Wald, który jest zwolennikiem zdecydowanej politykiem USA wobec Iranu,
zachęcał administrację Obamy na łamach prasy do przygotowania
militarnego ataku na irańskie ośrodki atomowe.
Polska, wp.pl
Poniedziałek,
2009-10-19
Stacja sejsmologiczna u
stóp Mount Everestu
- U stóp najwyższej góry świata - Mount Everestu po stronie tybetańskiej
rozpoczęła działalność stacja sejsmologiczna - poinformował wiceszef
regionalnego biura geologicznego.
- Stacja, zlokalizowana na wysokości około 4255 metrów powyżej poziomu
morza, będzie przekazywać centrom badawczym dane o aktywności
sejsmicznej na granicy Chin z Nepalem - powiedział Shang Rongbo.
Everest leży na styku płyt tektonicznych - euroazjatyckiej i indyjskiej,
których wypiętrzanie się utworzyło himalajski łańcuch.
Płaskowyż Tybetański często nawiedzają pomniejsze trzęsienia ziemi, lecz
zdarzają się również bardzo silne, jak w maju 2008 roku w położonym u
stóp Himalajów Syczuanie, kiedy zginęło blisko 90 tys. ludzi.
Chiny starają się rozbudowywać infrastrukturę wokół Everestu, aby
poradzić sobie z rosnącą liczbą turystów.
Poprawiono drogę z Tingri do obozu bazowego, z którego wyrusza się na
zdobycie legendarnej góry, i ustawiono maszt telefonii komórkowej,
zapewniający zasięg po wierzchołek świętej dla Tybetańczyków Czomolungmy
(Bogini Matki Ziemi).
- Pomiary sejsmologiczne pomogą w badaniach tektonicznej strefy
Himalajów - powiedział wicedyrektor regionalnej administracji ds.
trzęsień ziemi Soiring.
W budowę stacji, rozpoczętą w czerwcu, zainwestowano milion juanów (ponad
140 tys. dolarów) - dodał.
Najwyżej położona stacja sejsmologiczna w Chinach, zbudowana w zeszłym
roku, leży na wysokości 5 tys. metrów w tybetańskiej prefekturze Nagqu.
PAP
"Zostało 50 dni na uratowanie świata"
- Międzynarodowi negocjatorzy mają 50 dni, by ocalić świat przed
globalnym ociepleniem i przełamać impas w tej sprawie. Plan awaryjny nie
istnieje - powiedział brytyjski premier Gordon Brown na forum MEF (Major
Economies Forum) w Londynie zrzeszającym 17 państw wydzielających
największe ilości CO2.
- Wielkiej Brytanii grozi apokaliptyczny scenariusz żywiołowych
katastrof z powodu wzrostu poziomu mórz, powodzi, suszy i zabójczych fal
upałów, jeśli na grudniowym szczycie klimatycznym w Kopenhadze nie uda
się osiągnąć porozumienia przeciwdziałającego zmianom klimatu - ostrzegł
Gordon Brown.
W grudniu w stolicy Danii odbędzie się światowy szczyt klimatyczny ONZ,
którego celem jest zastąpienie protokołu z Kioto z 1997 r. wygasającego
w 2012 r. i nieratyfikowanego przez niektóre czołowe gospodarki świata.
Według Browna globalne porozumienie klimatyczne jest wciąż możliwe, choć
następuje zbyt wolno, mimo palących potrzeb chwili. Na kopenhaskiej
konferencji kraje wysoko uprzemysłowione muszą przyjąć wiążące cele
redukcji emisji CO2 i dopomóc krajom biednym w uporaniu się ze skutkami
globalnego ocieplenia.
Brytyjski premier przypomniał, że w czasie fali upałów w Europie w 2003
r. w różnych państwach zmarło ponad 35 tys. ludzi. Takie wydarzenia mogą
w przyszłości stać się normą, w perspektywie kilku dekad.
- Koszty zaniechania działań przewyższą połączone skutki dwóch
niszczycielskich wojen światowych i Wielkiej Depresji - dodał.
Zwrócił też uwagę, iż zmiany klimatyczne mogą spowodować nowe ruchy
migracyjne ludności, a do 2080 r. dodatkowo 1,8 mld ludzi może mieć
trudności z powodu braku wystarczającej ilości wody pitnej.
PAP
"Talent nie może usprawiedliwiać Polańskiego"
W artykule na temat aresztowania Romana Polańskiego komentator prawny
włoskiej gazety "Corriere della Sera" wyraził opinię, że talent
artystyczny czy wręcz geniusz nie zwalniają z obowiązku respektowania
prawa ani stawania przed sądem i poniesienia kary w razie udowodnienia
odpowiedzialności.
Polański został pod koniec września zatrzymany na lotnisku w Zurychu na
mocy amerykańskiego nakazu aresztowania, wydanego ponad 30 lat temu w
związku z zarzutem gwałtu na nieletniej.
"Dwumian geniusz i rozpasanie nie może nigdy służyć za usprawiedliwienie"
- podkreślił Vittorio Grevi.
Polemizując z argumentami wysuwanymi w obronie reżysera komentator
stwierdził: "jeśli chodzi o upływ czasu, wydaje się wręcz, że w
przypadku Polańskiego wszystko uzależnione było od tego, że na
przestrzeni ponad 30 lat on zawsze unikał amerykańskiego sądu żyjąc w
istocie jako uciekinier".
"Absurdalne jest twierdzenie, że tego rodzaju postępowanie powinno
zostać wynagrodzone, do tego stopnia, by zwolnić go z konieczności
zapłacenia długów wobec wymiaru sprawiedliwości" - napisał publicysta
włoskiego dziennika w komentarzu zatytułowanym: "Polański i reguły
praworządności, których czas nie może zmienić".
PAP
Gorbaczow: wybory w Rosji to kpina z ludzi
Na oczach wszystkich wybory przekształcono w kpinę z ludzi - tak były
prezydent ZSRR Michaił Gorbaczow skomentował wyniki wyborów
municypalnych (samorządowych) w Federacji Rosyjskiej z 11 października,
które, jak alarmuje opozycja, zostały sfałszowane na korzyść kierowanej
przez premiera Władimira Putina partii Jedna Rosja.
- Pożądany przez partię władzy rezultat uzyskano przez dyskredytację
instytucji politycznych i samej partii - oświadczył Gorbaczow, cytowany
przez niezależną "Nową Gazietę".
Komentując akcję klubów parlamentarnych Komunistycznej Partii Federacji
Rosyjskiej (KPRF), nacjonalistycznej Liberalno-Demokratycznej Partii
Rosji (LDPR) i socjalistycznej Sprawiedliwej Rosji, które w zeszłą środę,
protestując przeciwko sfałszowaniu wyborów, demonstracyjnie opuściły
salę posiedzeń Dumy Państwowej, niższej izby rosyjskiego parlamentu,
były prezydent ZSRR zauważył, że skoro na taką manifestację zdobyli się
tak zdyscyplinowani, zbliżeni do władzy i ostrożni ludzie, to oznacza
to, iż zaufanie do takiej instytucji politycznej, jak wybory, zostało
bezpowrotnie utracone.
- Jest to klęska speców od politycznej reklamy, którzy kierowali się
nieakceptowalną zasadą, iż "nie jest ważne, kto jak głosuje, lecz to,
kto liczy głosy" - powiedział.
Gorbaczow podkreślił, że "obszar dla wyrażania poglądów i interesów
został ostro ograniczony". - Partiom, które nie dostały się do
zgromadzeń ustawodawczych, pozostaje tylko bronienie swoich poglądów na
drodze walki pozaparlamentarnej - dodał.
Fałszerstwa wyborcze w poniedziałek ostro skrytykował też
wielkonakładowy "Moskowskij Komsomolec", który przypomniał, że "eksperymenty
wyborcze" byłych prezydentów Gruzji i Ukrainy, Eduarda Szewardnadzego i
Leonida Kuczmy doprowadziły w tych krajach do "pomarańczowych rewolucji".
"W Rosji nie będzie 'pomarańczowej rewolucji' - ani jutro, ani pojutrze,
ani popojutrze. Jeśli jednak władze chcą mieć w naszym kraju 'pomarańczowy
pożar', to niech nadal działają w tym duchu, co obecnie" - pisze gazeta,
mająca opinię sympatyzującej z prezydentem Dmitrijem Miedwiediewem.
"Nikt nie lubi, gdy jest oszukiwany. Jeśli wyborca nie może wyrazić
swojej woli za pomocą wyborów, to wychodzi na ulice" - przestrzega "Moskowskij
Komsomolec".
Gazeta dodaje że najstraszniejsze dla każdej władzy jest utracenie
szacunku ze strony ludzi. "Przykład Leonida Breżniewa, Konstantina
Czernienki i ich kompanów pokazał, iż można rządzić bez szacunku ze
strony społeczeństwa. Jednak procesy wewnętrznego gnicia przekształcają
organizm państwowy w na wpół pustą skorupę" - konstatuje "Moskowskij
Komsomolec".
Lokalnych deputowanych i samorządowców 11 października wybierano w 75 z
83 regionów Federacji Rosyjskiej. Praktycznie wszędzie triumfowała Jedna
Rosja. I praktycznie zewsząd napłynęły informacje o naruszeniach
ordynacji.
Największe oburzenie wywołał przebieg wyborów do Moskiewskiej Dumy
Miejskiej. Zgodnie z oficjalnymi wynikami, Jedna Rosja zdobyła 32 z 35
miejsc w nowym parlamencie Moskwy. Pozostałe trzy mandaty przypadły KPRF.
Inne ugrupowania nie przekroczyły 7-procentowego progu wyborczego. Do
udziału w wyborach dopuszczono tylko jedną demokratyczną partię -
umiarkowane Jabłoko.
Wychodząc z Dumy Państwowej, KPRF, LDPR i Sprawiedliwa Rosja zażądały
pilnego spotkania z prezydentem Dmitrijem Miedwiediewem, któremu
zamierzały przedstawić dowody fałszerstw wyborczych. Domagały się też
unieważnienia rezultatów głosowania z 11 października i przeprowadzenia
powtórnych wyborów. Chciały powołania specjalnej komisji parlamentarnej,
która miałaby przeprowadzić śledztwo w sprawie domniemanych fałszerstw.
W piątek, uzyskawszy od Kremla zapewnienie, że prezydent jeszcze w tym
miesiącu przyjmie przywódców wszystkich partii reprezentowanych w Dumie
Państwowej, deputowani Sprawiedliwej Rosji i LDPR wrócili na salę obrad.
KPRF nadal domaga się pilnego spotkania z Miedwiediewem.
Natomiast Jabłoko żąda powtórzenia wyborów do Moskiewskiej Dumy
Miejskiej i odwołania Moskiewskiej Komisji Wyborczej.
PAP
Niedziela,
2009-10-18
Obama nie wyśle więcej
żołnierzy do Iraku
Pentagon postanowił zrezygnować z wysłania do Iraku brygady złożonej z
3500 żołnierzy, co pozwoli na ewentualne użycie tej jednostki do
wzmocnienia sił amerykańskich w Afganistanie.
Jak podał Pentagon w komunikacie cytowanym przez amerykańskie media, 1.
Polowa Brygada Piechoty miała być wysłana do Iraku w styczniu przyszłego
roku.
Jak podkreślił Departament Obrony, poprawa stanu bezpieczeństwa w Iraku
sprawiła, że dowództwo postanowiło nie wysyłać brygady, która miała
zastąpić jednostkę powracającą z Iraku.
Ta decyzja "jest następstwem stałej poprawy skuteczności irackich sił
bezpieczeństwa w wykonywaniu zadania ochrony instytucji i obywateli
swego kraju" - stwierdza komunikat Pentagonu. Ukazał się on w chwili,
gdy prezydent Barack Obama pracuje nad nową strategią w Afganistanie.
Dowódca wojsk NATO w tym kraju, amerykański generał Stanley McChrystal,
wystąpił do prezydenta o zwiększenie liczebności sił USA nawet o 40 tys.
ludzi.
Brytyjska telewizja BBC zapewniała w ubiegłym tygodniu, że prezydent USA
postanowił spełnić postulaty McChrystala.
Biały Dom ogłosił jednak, że Obama, który odbył już pięć narad
poświęconych sytuacji w Afganistanie, potrzebuje jeszcze "kilku tygodni",
aby podjąć decyzję, czy wysłać tam posiłki.
Obecnie Stany Zjednoczone mają w Afganistanie 65 tys. żołnierzy, czyli
więcej niż kiedykolwiek od początku wojny przed ośmiu laty.
PAP
Putin sfałszował wybory? Demokraci żądają powtórki
Demokratyczna partia Jabłoko zażądała powtórzenia wyborów do
Moskiewskiej Dumy Miejskiej. Według niej, wyniki wyborów z 11
października zostały sfałszowane na korzyść kierowanej przez premiera
Władimira Putina partii Jedna Rosja.
Jabłoko oświadczyło, że nie uznaje oficjalnych rezultatów głosowania.
Oficjalny wynik swojego moskiewskiego oddziału ugrupowanie to oceniło
jako "kradzież głosów wyborców".
Jako przykład Jabłoko podało oficjalne rezultaty wyborów w obwodzie nr
192 w dzielnicy Chamowniki, gdzie wraz z rodziną głosował lider partii
Siergiej Mitrochin, a gdzie mimo to Jabłoko nie uzyskało ani jednego
głosu. Z 1020 oddanych tam głosów 904 padły jakoby na Jedną Rosję, 87 -
na Komunistyczną Partię Federacji Rosyjskiej (KPRF) i 29 - na
socjalistyczną Sprawiedliwą Rosję.
Zgodnie z oficjalnymi wynikami, Jedna Rosja zdobyła 32 z 35 miejsc w
nowej Moskiewskiej Dumie Miejskiej. Pozostałe trzy mandaty przypadły
KPRF. Inne ugrupowania nie przekroczyły 7% progu wyborczego. Jabłoko
otrzymało tylko 4,7% głosów.
W dotychczasowym parlamencie Moskwy ugrupowanie to miało dwa miejsca.
Sondaże przedwyborcze dawały Jabłoku 13% głosów. W okręgu, w którym
głosował Putin, partię tę poparło 18% wyborców.
Lokalnych deputowanych i samorządowców 11 października wybierano też w
74 innych z 83 regionów Federacji Rosyjskiej. Praktycznie wszędzie
triumfowała Jedna Rosja. I praktycznie zewsząd napłynęły informacje o
naruszeniach ordynacji.
Frakcje parlamentarne KPRF, Sprawiedliwej Rosji i nacjonalistycznej
Liberalno-Demokratycznej Partii Rosji (LDPR) w minioną środę ostro
zaprotestowały przeciwko sfałszowaniu wyborów, demonstracyjnie wychodząc
z sali posiedzeń Dumy Państwowej, izby niższej parlamentu Rosji.
Zbuntowane partie zażądały pilnego spotkania z prezydentem Dmitrijem
Miedwiediewem, któremu zamierzały przedstawić dowody fałszerstw
wyborczych. Domagały się też unieważnienia rezultatów niedzielnego
głosowania i przeprowadzenia powtórnych wyborów. Chciały również
powołania specjalnej komisji parlamentarnej, która miałaby przeprowadzić
śledztwo w sprawie domniemanych fałszerstw.
W piątek, uzyskawszy od Kremla zapewnienie, że prezydent jeszcze w tym
miesiącu przyjmie przywódców wszystkich partii reprezentowanych w Dumie
Państwowej, deputowani Sprawiedliwej Rosji i LDPR wrócili na salę obrad.
KPRF nadal domaga się pilnego spotkania z Miedwiediewem.
Cytowany przez dziennik "Kommiersant" pierwszy zastępca szefa
administracji (kancelarii) prezydenta Rosji Władisław Surkow oświadczył,
że Jedna Rosja nie ma powodów, by tłumaczyć się wobec opozycji i powinna
wierzyć w swoje zwycięstwo. Jego zdaniem, reakcja Jednej Rosji na
żądania opozycji powinna być twardsza.
- Po ogłoszeniu wyników wyborów nie idzie się na kompromisy. Nie trzeba
się wstydzić zasłużonego zwycięstwa - oznajmił Surkow, uważany za
głównego ideologa Kremla.
Przewodniczący Dumy Państwowej Borys Gryzłow zarzucił opozycyjnym
partiom destabilizowanie sytuacji w Rosji. Jego zdaniem, postępowanie
opozycji "jest na rękę siłom, które chcą rzucić Rosję na kolana".
Postawę opozycji skrytykował wcześniej premier Putin, oświadczając, że
jeśli ktoś ma jakieś wątpliwości co do uczciwości wyborów, to powinien
zwrócić się z tym do sądu. - Ja jestem zadowolony z ich rezultatów -
wyznał.
Miedwiediew już w poniedziałek pogratulował Jednej Rosji wyborczego
sukcesu. Według niego, potwierdził on jej autorytet i prawo do
kształtowania organów władzy wykonawczej w regionach. Miedwiediew
wyraził także zadowolenie z przebiegu wyborów, podkreślając, że odbyły
się one z poszanowaniem wszystkich wymogów prawa.
Innego zdania byli niezależni obserwatorzy. Stowarzyszenie Gołos,
organizacja pozarządowa od kilku lat monitorująca wybory w Rosji,
poinformowała o licznych nieprawidłowościach w czasie głosowania.
PAP
"Wojna w Afganistanie to marnotrawstwo i daremny trud"
Wojna w Afganistanie jest "zwariowanym pomysłem", "daremnym wysiłkiem",
"marnotrawstwem zasobów ludzkich i materialnych" i w żaden sposób nie
służy brytyjskiemu interesowi narodowemu - uważa Christopher Meyer, były
ambasador W. Brytanii w Waszyngtonie (1997-2003).
Wojna w Afganistanie jest tematem nowej książki Meyera. Uprzednio
napisał on "DC Confidential", w której odsłonił kulisy zamachów z 11
września 2001 r., przygotowań do wojny z Afganistanie i Iraku.
"Po blisko ośmiu latach w Afganistanie wciąż nie ma jasności, po co tam
jesteśmy. Czy po to, by nie dopuścić do tego, by Al-Kaida znów się tam
usadowiła, trzymając się nogawek talibów. Czy też jesteśmy tam po to, by
stworzyć warunki do przekształcenia systemu rządów i społeczeństwa?" -
cytuje fragment książki Meyera tygodnik "Sunday Times".
- W zależności od tego, komu zadać to pytanie: Brytyjczykowi czy
Amerykaninowi, otrzymuje się inną odpowiedź. Jest to jedno albo drugie,
albo coś po środku - dodaje.
- Karna ekspedycja przeciwko Al-Kaidzie, to jedna sprawa, ale dążenie
wbrew naukom historii do oddolnej przebudowy Afganistanu na modłę
zachodnich koncepcji demokratycznych i praw człowieka jest próżnym
wysiłkiem - twierdzi.
- Jeśli to zwariowane przedsięwzięcie ma zająć 40 lat, jak zapewniał
gen. David Richards (nowo mianowany brytyjski szef sztabu ), to taka
dziwaczna koncentracja (brytyjskich) zasobów w kraju o marginalnym
znaczeniu nie może służyć żadnemu narodowemu interesowi - wskazuje.
- Nasza piechota może wygrać tysiąc potyczek w Helmandzie, sumienni
urzędnicy w ministerstwie ds. międzynarodowego rozwoju mogą zaplanować
gdzieś most albo tamę gdzieś indziej, ale dopóki te działania nie będą
elementem politycznego procesu, opartego na demokracji, pozostaną tylko
stratą krwi i zasobów - podkreśla Meyer.
PAP
Polityka finansowa Niemiec pod znakiem zapytania
Rozmowy koalicyjne z udziałem liderów niemieckiej chadecji CDU i CSU
oraz liberalnej FDP nie doprowadziły do przełomu w spornej sprawie
polityki finansowej i podatkowej przyszłego rządu Niemiec.
- Mamy znaczący postęp, ale jeszcze nie jesteśmy u celu - oświadczył
polityk FDP Herman Otto Solms. Dodał, że negocjacje o podatkach będą
kontynuowane w grupie roboczej, tak by w środę przedstawić konkretne
propozycje rozwiązań.
W rozpoczętej w sobotę tzw. dużej rundzie koalicyjnej uczestniczą
przewodniczący trzech ugrupowań, które zamierzają utworzyć nowy
niemiecki rząd: kanclerz Angela Merkel (CDU), szef bawarskiej CSU Horst
Seehofer oraz przewodniczący liberałów Guido Westerwelle.
Cel to wypracowanie kompromisu w obszarach programu przyszłego rządu, w
których nie udało się osiągnąć porozumienia w ciągu minionych dwóch
tygodni rozmów w grupach roboczych. Merkel chce, by negocjacje
koalicyjne zakończyły się w nadchodzącym tygodniu, a rząd powstał przed
końcem października.
Jak podała gazeta "Bild am Sonntag", doszło do silnego spięcia między
Westerwelle a wiceprzewodniczącym CDU, premierem Dolnej Saksonii
Christianem Wulffem, który ostro skrytykował propozycje FDP dotyczące
obniżenia podatków.
Wulff uznał, że pomysły liberałów są "w dużej mierze niepoważne", "dalekie
od rzeczywistości", a ich realizacja byłaby "lotem na oślep".
Wobec tej krytyki Westerwelle zagroził przerwaniem rozmów, otrzymując
poparcie od szefa CSU Horsta Seehofera; jego partia również żąda
redukcji ciężarów podatkowych.
FDP zapowiadała w swoim programie wyborczym obniżki podatków na łączną
kwotę 35 mld euro oraz gruntowną reformę systemu podatkowego. Przeszkodą
w realizacji tych planów jest jednak trudna sytuacja budżetowa Niemiec.
Według prognoz w przyszłym roku deficyt przekroczyć może 5%. Eksperci
ostrzegają, że ewentualnych cięć podatkowych rząd nie powinien
finansować w drodze zwiększania zadłużenia, lecz głównie poprzez
ograniczenie wzrostu wydatków socjalnych.
CDU zaproponowała kompromisowe rozwiązanie, zakładające odciążenia
podatkowe na kwotę 20 mld euro do 2013 r.
Kolejnym punktem spornym jest finansowanie niemieckiego funduszu zdrowia,
którego likwidacji chce FDP. Do funduszu wpływają składki na
ubezpieczenie zdrowotne, rozdzielane później pomiędzy kasy chorych.
W ciągu minionych dwóch tygodni chadecy i liberałowie uzgodnili m.in.,
że niemieckie elektrownie atomowe pracować będą dłużej niż do 2021 r.
Wyłączenie reaktorów w tym terminie przewidywał harmonogram przyjęty
jeszcze w 2002 r. przez rząd SPD i Zielonych. Jak powiedział minister
gospodarki Karl-Theodor zu Guttenberg (CSU), energia atomowa powinna
pozostać "technologią przejściową", do czasu, aż w wystarczającym
stopniu rozwinie się energetyka bazująca na źródłach odnawialnych.
To postanowienie przyszłych partnerów koalicyjnych wywołuje jednak w
Niemczech sporo emocji. Przed budynkiem, w którym prowadzone są rozmowy,
około 20 osób protestowało przeciwko energetyce jądrowej, a w sobotniej
demonstracji uczestniczyło około 400 osób.
PAP
Sobota, 2009-10-17
Francja uczciła wielkiego
Polaka
Na paryskim cmentarzu Pere Lachaise kilkadziesiąt osób uczciło 160.
rocznicę śmierci Fryderyka Chopina. Przy grobie genialnego kompozytora
zabrzmiały słowa poświęconych mu utworów autorstwa wybitnych twórców
epoki romantycznej.
Mimo rzęsistego deszczu przy grobowcu Chopina zebrali się w sobotnie
popołudnie polscy i francuscy wielbiciele talentu artysty.
Biało-czerwone wieńce kwiatów złożyli przedstawiciele Polskiego
Towarzystwa Historyczno-Literackiego w Paryżu i francuskiego Towarzystwa
Chopinowskiego.
Zebrani usłyszeli fragmenty wspomnień o Chopinie, opublikowanych wkrótce
po jego śmierci: wiersz Cypriana Kamila Norwida i relację z pogrzebu
kompozytora pióra wybitnego francuskiego pisarza Theophile'a Gautier.
Ceremonię zakłóciła nieco ulewa, która uniemożliwiła odegranie przy
grobie artysty fragmentów chopinowskiej sonaty.
Jak przypomniał w rozmowie z PAP prezes francuskiego Towarzystwa
Chopinowskiego w Paryżu Antoine Paszkiewicz, pogrzeb kompozytora w 1849
roku zgromadził w paryskim kościele La Madeleine (św. Marii Magdaleny)
tysiące jego miłośników, w tym śmietankę francuskich i polskich elit.
Po ceremonii na Pere Lachaise odbyła się msza pamięci polskiego
kompozytora w paryskim kościele św. Ludwika, a na wieczór zaplanowano
koncert muzyki Chopina i Mieczysława Karłowicza w gmachu paryskiej
Biblioteki Polskiej.
Obchody rocznicy śmierci Chopina zorganizowały wspólnie Polskie
Towarzystwo Historyczno-Literackie w Paryżu i francuskie Towarzystwo
Chopinowskie.
PAP
Erika Steinbach znów atakuje
Nowemu niemieckiemu rządowi grozi kolejny spór o przewodniczącą Związku
Wypędzonych (BdV) Erikę Steinbach - podaje w najnowszym wydaniu
niemiecki tygodnik "Der Spiegel".
Jak informuje gazeta, szefowa BdV zapowiedziała, że chce wkrótce objąć
jedno z przysługujących organizacji trzech miejsc w radzie fundacji "Ucieczka,
Wypędzenie, Pojednanie", która ma zbudować w Berlinie centrum
muzealno-dokumentacyjne poświęcone przymusowym wysiedleniom Niemców.
- Mój związek skorzysta ze swojego prawa - powiedziała Steinbach,
cytowana przez "Spiegla". Dodała, że decyzja prezydium BdV jest
niezależna od toczących się właśnie rozmów koalicyjnych pomiędzy
chadeckimi CDU i CSU a liberalną FDP. - Nie zawieram wcześniej żadnych
umów - powiedziała Steinbach.
Na początku tego roku BdV nominował Steinbach do rady fundacji, jednak
po protestach Polski, współrządzącej Niemcami SPD i partii opozycyjnych,
kandydatura ta została wycofana, a jedno miejsce w radzie pozostało
nieobsadzone.
Według "Spiegla" postanowienie Steinbach stawia kanclerz Angelę Merkel w
trudnej sytuacji zarówno z punktu widzenia polityki wewnętrznej, jak i
polityki zagranicznej. Jak przypomina tygodnik, członkowie rady fundacji
muszą zostać zatwierdzeni przez rząd federalny.
Przede wszystkim konserwatywni politycy chadecji oczekują teraz, że
kanclerz Merkel wstawi się za Steinbach - pisze "Spiegel". Sekretarz
generalny bawarskiej CSU Alexander Dobrindt oświadczył, że Steinbach ma
tak jak wcześniej poparcie jego partii. Według niego nowy rząd
zagwarantuje, by wypędzeni mogli autonomicznie decydować o swych
przedstawicielach w radzie fundacji "Ucieczka, Wypędzenie, Pojednanie".
Ocenił on też, że Erika Steinbach jest "idealną osobą" na to stanowisko.
Jednak liberalna FDP jest przeciwna szefowej BdV. Typowany na przyszłego
szefa niemieckiej dyplomacji Guido Westerwelle nie chce obciążać
stosunków z Polską poprzez nową debatę o Steinbach - informuje tygodnik,
powołując się na źródła w FDP.
PAP
Zmarł strażnik hitlerowskich obozów koncentracyjnych
W szpitalu Wilhelminenspital w Wiedniu zmarł w wieku 84 lat Josias Kumpf,
były strażnik hitlerowskich obozów koncentracyjnych, oskarżony o udział
w masakrze 8 tys. Żydów w 1943 r., w okupowanej Polsce - poinformował
tygodnik "Profil" w swoim wydaniu internetowym.
Rzecznik szpitala Wilhelminenspital odmówił ustosunkowania się do
informacji tygodnika.
Josias Kumpf, były członek SS, został w marcu br. wydalony ze Stanów
Zjednoczonych po pozbawieniu go obywatelstwa amerykańskiego, które
uzyskał w 1964 r.
Amerykańskie Biuro ds. Śledztw Specjalnych (OSI), wyspecjalizowane w
ściganiu nazistowskich zbrodniarzy wojennych, ustaliło, że Kumpf był
strażnikiem w hitlerowskich obozach koncentracyjnych w Sachsenhausen i w
Trawnikach. Miał w tym okresie uczestniczyć w masakrach 42 tys. Żydów.
Kumpf przyznał się przed amerykańskimi organami śledczymi, że mając 18
lat uczestniczył osobiście w egzekucjach 8 tys. Żydów, w tym 400 dzieci.
Austriacki wymiar sprawiedliwości nie prowadził postępowania przeciwko
Kumpfowi motywując to przepisem przewidującym przedawnienie zbrodni
dokonanych przez osoby, które miały w okresie II wojny światowej mniej
niż 20 lat. Kumpf jest natomiast poszukiwany listem gończym przez
Hiszpanię.
Urodzony w Serbii Kumpf wstąpił do SS w wieku 17 lat. Po wojnie opuścił
w 1956 r. Austrię i osiedlił się w USA (w stanie Wisconsin), gdzie
został zdemaskowany dopiero po prawie 50 latach.
PAP
Piątek,
2009-10-16
Dzieci nie powinny iść do
szkoły przed 6. rokiem życia
Dzieci nie powinny rozpoczynać nauki w szkołach podstawowych przed 6.
rokiem życia; obecnie w Wielkiej Brytanii większość idzie do szkoły w
wieku 4 lat. Do takiego wniosku dochodzą autorzy specjalnego raportu
uniwersytetu w Cambridge. Raport jest najbardziej dogłębnym przeglądem
systemu oświaty na szczeblu podstawowym od 40 lat.
Brytyjski rząd oświadczył już, że nie zastosuje się do jego zaleceń, i
uznał, że raport jest nie na czasie, ponieważ prace nad nim zajęły aż
osiem lat.
Według raportu młodsze dzieci reagują lepiej na naukę, której elementem
jest gra i zabawa, a nie konwencjonalne metody nauczania. - Dzieci w
wieku 4-5 lat są na etapie dostrajania się do nauki i mogą się łatwo
wyłączyć, jeśli każe im się stosować do formalnego programu -
powiedziała autorka raportu Gillian Pugh. Jej zdaniem nie ma dowodów na
to, że opóźnienie wieku szkolnego odbije się negatywnie na przyszłym
rozwoju dziecka. Przeciwnie - są dowody, że rozpoczęcie nauki zbyt
wcześnie może dziecko zniechęcić.
Raport zaleca reformę systemu nauczania dzieci przed 6. rokiem życia. -
Jeżeli dziecko zostanie wprowadzone do formalnego programu nauczania,
zanim do niego dojrzało, to stanie się to z pominięciem jego naturalnych
zdolności do uczenia się i rozwoju - dodaje Pugh.
Niemal wszystkie dzieci w Anglii i Walii w wieku 4 lat mają co najmniej
12,5 godzin nauki w tygodniu. Szkoły oferują też zajęcia dla dzieci w
wieku lat 3 (tzw. pre-school), choć na tym etapie rodzice mogą posłać
dziecko do żłobka lub opiekować się nim sami.
Jednym z powodów tak wczesnego kierowania dzieci do szkół jest słabo
rozwinięta sieć żłobków i przedszkoli. W większości państw UE dzieci
rozpoczynają naukę w szkołach od 6. lub 7. roku życia.
Raport zaleca też zniesienie testów, do których dzieci przystępują
kończąc naukę w szkole podstawowej. Testy te krytykowane są jako zbyt
wąskie. Zdaniem autorów raportu, powinna je zastąpić ogólna ocena
zdolności ucznia z różnych przedmiotów.
Szczegółowe zalecenia dotyczą również systemu szkolnych inspekcji,
przerw wakacyjnych, zatrudnienia nauczycieli. Według raportu ingerencja
centralnej biurokracji rządowej w nauczanie w szkołach poszła za daleko.
PAP
Nieograniczony dostęp do internetu? Przeprowadź się do Finlandii
Finlandia stała się pierwszym krajem, który gwarantuje każdemu
obywatelowi dostęp do szybkiego Internetu. Zgodnie z nowym prawem, firmy
telekomunikacyjne będą musiały zapewnić taką usługę na terenie całego
kraju.
Minimalna wymagana prędkość Internetu to jeden megabit na sekundę. Na
taki dostęp będzie mógł liczyć każdy z ponad pięciu milionów fińskich
obywateli. Laura Vikkonen z ministerstwa transportu i komunikacji
zauważa, że nie jest to zbyt duża przepustowość, ale w ciągu
najbliższych pięciu lat obowiązkowa prędkość ma wzrosnąć do stu
megabitów na sekundę.
Fińscy eksperci podkreślają, że bez Internetu wielu ludzi nie może
normalnie pracować, wykonywać domowych prac czy kontaktować się z
przyjaciółmi. Z nowego prawa skorzystają przede wszystkim mieszkańcy
terenów wiejskich, gdzie - ze względu na duże odległości i chłód -
bezpośrednia komunikacja jest utrudniona.
IAR
Znowu wyrzucili nas z amerykańskiej loterii wizowej
Polacy znowu zostali wykluczeni z loterii wizowej do USA – ustalił
serwis internetowy tvp.info. O Zieloną Kartę obok Polaków nie mogą też
się starać m.in. Brazylijczycy, Kanadyjczycy, Meksykanie, Jamajczycy czy
Pakistańczycy.
Polska została wykluczona z loterii już po raz kolejny. Władze USA
tłumaczą, że stało to się automatycznie. - Polakom wydano ponad 50 tys.
wiz imigracyjnych w ciągu ostatnich pięciu lat - wyjaśnia tvp.info
konsul generalny ambasady USA w Warszawie Philip Min, a po przekroczeniu
tego progu wykreśla się państwo z listy krajów, których obywatele mogą
się starać o Zieloną Kartę.
Min podkreśla jednak, że przyszłości Polska może wrócić na tę listę.
Liczba wydawanych wiz imigracyjnych z roku na rok spada. Jeszcze w 2002
r. w Warszawie wydano ich ponad 15 tys., a rok później 14, 5 tys. W
ubiegłym roku Zielone Karty dostało tylko 5100 Polaków.
W sumie w tym roku z loterii oprócz Polaków wykluczono także
Brazylijczyków, Kanadyjczyków, Chińczyków, Kolumbijczyków, mieszkańców
Dominikany, Ekwadorczyków, Salwadorczyków, Gwatemalczyków, Haitańczyków,
Hindusów, Jamajczyków, Meksykanów, Pakistańczyków, Peruwiańczyków,
mieszkańców Korei Południowej i Brytyjczyków.
Loteria wizowa ruszyła na początku października, zgłaszać się do niej
można do 30 listopada. Pomiędzy uczestników zostanie rozlosowanych 55
tys. wiz pozwalających na legalne osiedlenie się i pracę w USA.
Karolina Woźniak tvp.info
Czwartek, 2009-10-15
Putin ma bunt w Dumie
Posłowie aż trzech klubów w rosyjskim parlamencie opuścili salę obrad w
proteście przeciwko fałszerstwom Kremla w niedzielnych wyborach
samorządowych. Czegoś takiego Rosja jeszcze nie widziała - akcentuje "Gazeta
Wyborcza".
Kierowana przez premiera Władimira Putina partia Jedna Rosja odniosła w
niedzielnych wyborach miażdżące zwycięstwo. Zdaniem opozycji: żyrinowców,
komunistów i reprezentantów centrolewicowej Sprawiedliwej Rosji - dzięki
masowym przekrętom. - Protest jest dowodem na to, że na szczytach władzy
toczy się walka - mówi gazecie socjolog prof. Wiktor Szejnis.
PAP
"Obama wyciągnął rękę do człowieka splamionego krwią"
Irańska laureatka Pokojowej Nagrody Nobla Szirin Ebadi (2003 r.)
skrytykowała politykę USA wobec Iranu za nadmierny, jej zdaniem, nacisk
na program nuklearny, zamiast na tłumienie demokracji przez islamski
reżim.
- Jeżeli Zachód skupia się wyłącznie na problemie nuklearnym,
Ahmadineżad może powiedzieć swemu narodowi, że Zachód występuje przeciw
narodowym interesom Iranu i zmobilizować ludzi dla swojej sprawy. Jeśli
natomiast Zachód położy również nacisk na prawa człowieka, społeczna
baza Ahmadineżada będzie słabnąć z każdym dniem - powiedziała pani Ebadi
w wywiadzie dla "Washington Post".
Administracja prezydenta Baracka Obamy zabiera czasem głos na temat
prześladowań opozycji w Iranie, ale zdaniem noblistki czyni to zbyt
rzadko.
Ebadi zasugerowała, że charakter reżimu w Iranie jest ważniejszy dla
bezpieczeństwa USA niż jakiekolwiek konkretne układy na temat energii
nuklearnej. Jest nieprawdopodobne, by demokratyczny rząd w Iranie
zbudował bombę atomową, a nawet gdyby to zrobił, broń ta nie byłaby
zagrożeniem w rękach rządu, który nie postrzegałby Ameryki lub Izraela
jako wrogów - streszcza dziennik opinię noblistki.
Ebadi krytycznie wypowiedziała się o planach bezpośrednich rozmów USA z
Iranem, zapowiadanych wcześniej przez Obamę.
- Obama wyciągnął przyjazną rękę do człowieka, który ma krew na swoich
rękach. Może przynajmniej uniknąć uścisku przyjaźni z nim - powiedziała.
PAP
"Za 20 lat w Arktyce nie będzie latem lodu"
- Za 20 lat w Arktyce nie będzie już pokrywy lodowej latem z powodu
globalnego ocieplenia, na czym ucierpią dzikie zwierzęta, takie jak
niedźwiedzie polarne i foki - poinformował czołowy brytyjski oceanograf
Peter Wadhams z uniwersytetu w Cambridge.
Zdaniem Wadhamsa, większa część pokrywy lodowej będzie topnieć latem w
ciągu najbliższych 10 lat, choć zimą będzie się ona utrzymywać jeszcze
setki lat.
Zmiany te sprawią, że powierzchnia Ziemi będzie się wydawać z kosmosu
raczej niebieska niż biała, a na północ od Rosji otworzy się nowy szlak
żeglugowy.
Zdaniem naukowców topnienie lodów Arktyki jest jedną z najbardziej
widocznych oznak globalnego ocieplenia i powinno być potraktowane jako
ostrzeżenie przez światowych przywódców, którzy spotkają się w grudniu w
Kopenhadze na rozmowach o nowym traktacie klimatycznym.
"Dane potwierdzają nowy zgodny pogląd - oparty na sezonowych różnicach w
rozległości i grubości pokrywy lodowej, zmianach temperatur, wiatru, a
zwłaszcza składu lodu - że Arktyka będzie latem wolna od lodu w ciągu
około 20 lat" - napisał Wadhams w oświadczeniu. "Większa jego część
stopnieje w ciągu 10 lat" - dodał.
Wadhams porównał grubość pokrywy lodowej zmierzoną w 2007 r. przez okręt
podwodny marynarki brytyjskiej z danymi uzyskanymi przez brytyjskiego
badacza Pena Hadowa w bieżącym roku.
Hadow i jego zespół podczas 450-kilometrowej wyprawy po Arktyce
wydrążyli 1500 dziur i stwierdzili, że przeciętna grubość kry lodowej
wynosi 1,8 m. Jest to za mało, by lód przetrwał letnie topnienie.
Martin Sommerkorn z programu arktycznego organizacji obrony przyrody WWF
podkreślił, że topnienie pokrywy lodowej może mieć daleko idące
konsekwencje dla świata. - Może to prowadzić do powodzi dotykających
jedną czwartą ludności świata, znacznego wzrostu emisji gazów
cieplarnianych i ekstremalnych zmian pogody - zaznaczył Sommerkorn.
PAP
|
|
INDEX
|