zapisz
Się Na Naszą listę |
Proszę
kliknąć na ten link aby dotrzeć do formularza gdzie można zapisać się
na listę dystrybucyjną i w przyszłości otrzymywać biuletyn bezpośrednio od nas.
Aby zapisać się szybko bez wypełniania formularza, proszę wysłać
E-mail bez
żadnego tekstu poprzez kliknięcie tego
linku.
| |
Przyłącz się |
Jeśli masz jakieś informacje
dotyczące polskich wydarzeń i chciałbyś albo chciałabyś podzielić się nimi z
naszymi czytelnikami, to prześlij je do
nas. Mile
widziane są wywiady, felietony, zdjęcia i poezja. Proszę informować
nas o wszystkich
wydarzeniach polonijnych. | |
Promuj polonię |
Każdy z nas może się przyczynić do promowania Polonii w
Winnipegu w bardzo prosty sposób. Mój apel jest aby dodać dwie
linie do waszej stopki (signature) aby zacząć promować Polonijne
wydarzenia w Winnipegu kiedykolwiek wysyłamy maila.
Tutaj są instrukcje jak dodać stopkę używając Outlook Express.
Kliknij Tools-->Options -->
Signatures
Zaznacz poprzez kliknięcie Checkbox
gdzie pisze
Add signature to all outgoing messages
W pole gdzie jest napisane Edit Signature proszę wpisać.
albo
Po tym kliknij Apply
I to wszystko. Od tej pory będziemy promować polskie wydarzanie w
Winnipegu automatycznie kiedy wyślemy maila do kogoś. Wszystkie programy
mailowe mają taką opcję tzw. signature i sposób jej dodania
będzie bardzo podobny do tego co opisałem dla Outlook Express | |
|
Polonijny
Biuletyn Informacyjny w Winnipegu |
INDEX
FAKTY ZE ŚWIATA
|
Środa, 2009-11-04
"Oto tajemnica wywiadu:
zamach na Jana Pawła II miał umożliwić interwencję w Polsce"
Francuski sędzia twierdzi, że zamach na Jana Pawła II w 1981 roku był
częścią wewnętrznych rozgrywek między radzieckimi organizacjami
wywiadowczymi a Kremlem. Taką tezę sędzia Jean-Louis Bruguiere,
specjalizujący się w walce z terroryzmem, stawia w swej nowej książce.
Jego zdaniem gdyby zamach się udał, do Polski wkroczyłyby radzieckie
wojska.
W wywiadzie dla tygodnika "L'Express" Bruguiere streścił fragment
książki poświęcony zamachowi na Jana Pawła II.
W roku 1984 Bruguiere zajmował się sprawą zwykłego oszustwa, o które
oskarżony był Francuz pochodzenia bułgarskiego. W pewnym momencie
podejrzany wyjawił sędziemu swoją tajemnicę. Był on w rzeczywistości
agentem bułgarskiego wywiadu, który obawiał się, że jego pracodawcy
zlikwidują go ze względu na "wpadkę" za oszustwo. By ocalić swoje życie,
zaczął współpracować z władzami francuskimi.
Bułgar ujawnił między innymi, że zamach na papieża był dziełem
radzieckiego wywiadu wojskowego GRU, a jego celem było zdestabilizowanie
cywilnego wywiadu KGB i jego ówczesnego szefa Jurija Andropowa, który
był przeciwnikiem interwencji w Polsce.
Zamach na papieża miał wywołać rozruchy w Polsce, a te z kolei
pozwoliłyby na przekonanie Kremla, wbrew woli KGB, by nakazać zbrojną
interwencję w naszym kraju.
(IAR), (fot. W chwilę po zamachu na Jana Pawła II PAP/CAF)
Chińskie władze: szczepionki nie wywołały epidemii A/H1N1
Chińskie Ministerstwo Zdrowia zaprzecza, że przyczyną epidemii grypy
A/H1N1 są masowe szczepienia przed uroczystościami z okazji 60. rocznicy
powstania komunistycznych Chin. W ubiegłym tygodniu ministerstwo
poinformowało, że na nową grypę zachorowało ponad 42 tysiące osób.
- Plotki przeczą naukowym teoriom i nie mają nic wspólnego z prawdą. Ta
historia jest całkowicie zmyślona - oświadczył rzecznik chińskiego
resortu zdrowia. W ten sposób skomentował doniesienia, dotyczące
szczepienia dzieci z podstawówek i szkół średnich przed uroczystościami
rocznicowymi. Rzecznik powiedział, że przed 1 października w Pekinie nie
prowadzono masowych szczepień dzieci i młodzieży szkolnej.
Chińczycy coraz sceptyczniej oceniają pomysł masowych szczepień
przeciwko wirusowi A/H1N1. W tamtejszych mediach można znaleźć
wypowiedzi rodziców, którzy w obawie przed ewentualnymi skutkami
ubocznymi nie zgadzają się na zaszczepienie swych dzieci przeciwko
wirusowi A/H1N1.
W Chinach do końca roku szczepionkę przeciwko wirusowi A H1N1 otrzymać
ma około 65 mln osób.
(IAR)
Angielskie supermarkety
sprzedają polskie jedzenie
Sieć supermarketów Asda wychodzi na przeciw oczekiwaniom Polakom na
Wyspach. W zachodnim Londynie otwarto właśnie pierwszy World Food Store,
gdzie znajduje się wielki dział z polskimi produktami - czytamy w
portalu MojaWyspa.co.uk.
W nowym markecie otwartym kilka dni temu w Hounslow - zachodniej
dzielnicy Londynu – znalazły się przede wszystkim bogato zaopatrzone
działy produktów z krajów śródziemnomorskich, Irlandii, Polski, a także
z rejonu azjatyckiego i afrykańskiego. Można tam kupić nie tylko nasze
ulubione świeże i mrożone produkty spożywcze, ale także ubrania,
kosmetyki i produkty zdrowotne. W sklepie znajduje się także specjalne
stoisko delikatesowe z polskimi i hinduskimi produktami.
Szefowie sieci Asda twierdzą, że otwarcie nowego marketu to odpowiedź na
zapotrzebowania okolicznych mieszkańców, których spora grupę stanowią
imigranci z różnych grup etnicznych. Większość z nich chciała robić
zakupy w jednym miejscu i właśnie tam mieć pod ręką ulubione produkty
pochodzące z ich rodzimych krajów - czytamy w serwisie foodweek.com.au.
- Staramy się na bieżąco kontrolować, co powinno znajdować się na
półkach naszych sklepów, dlatego też jesteśmy w stałym kontakcie z
naszymi okolicznymi klientami. W ten sposób staramy się im zapewnić
wszystko, czego potrzebują - czytamy w oświadczeniu sieci Asda.
Dwa najbardziej popularne miejsca w nowym markecie to delikatesowy dział
z polskimi frykasami pod nazwą "Delicja" oraz dział ze specjalnie
przygotowanymi produktami mięsnymi dla Hindusów.
Według analityków Asda, w ich sklepach co roku widać około 40-procentowy
wzrost sprzedaży produktów etnicznych. Potwierdza to fakt, że na te
towary cały czas jest spory popyt.
("Moja Wyspa", Małgorzata Jarek)
Wtorek, 2009-11-03
Kraje afrykańskie
wznowiły negocjacje ws. klimatu
Kraje afrykańskie zgodziły się, po jednodniowym bojkocie, wznowić udział
w negocjacjach dotyczących nowego porozumienia klimatycznego,
prowadzonych przez 175 krajów w ramach ONZ.
- Udało nam się znaleźć rozwiązanie - oświadczył John Ashe,
przewodniczący grupy prowadzącej negocjacje w Barcelonie.
Kraje afrykańskie zbojkotowały część negocjacji w proteście przeciwko
nieadekwatnym ich zdaniem obietnicom składanym przez kraje rozwinięte,
dotyczącym zmniejszenia emisji gazów cieplarnianych do 2020 roku w
ramach porozumienia, które ma być zawarte w grudniu w Kopenhadze.
Delegaci z Afryki uważają, że ich kraje są najbardziej narażone na susze,
powodzie, pustynnienie, pożary lasów i niebezpieczeństwa związane z
podwyższaniem się poziomu oceanów, przewidywane przez ONZ-owskie badania,
jako wynik globalnego ocieplenia.
Zgodnie z osiągniętym porozumieniem sześć z 10 pozostałych jeszcze
posiedzeń w Barcelonie będzie poświęconych redukcji emisji gazów
cieplarnianych przez kraje uprzemysłowione.
Państwa afrykańskie przekonują, że kraje rozwinięte powinny do 2020 roku
zmniejszyć emisje do poziomu co najmniej o 40% niższego niż w 1990 roku.
Obrady w Barcelonie są ostatnią sesją ONZ przed szczytem w Kopenhadze.
(PAP)
Myśliwce NATO przechwyciły rosyjski samolot wojskowy
Stacjonujące na Litwie w ramach obrony powietrznej nadbałtyckiej flanki
NATO niemieckie myśliwce przechwyciły u wybrzeży Estonii rosyjski
wojskowy samolot wczesnego ostrzegania, a gdy stały się obiektem pościgu
myśliwców rosyjskich, otrzymały pomoc samolotów fińskich - podał na swej
stronie internetowej niemiecki dziennik "Rheinische Post".
Ten utajniony początkowo incydent wydarzył się 15 września, a jako
pierwsze poinformowało o nim w reportażu czasopismo branży militarnej
"Loyal". Według niego, dwie niemieckie maszyny Eurofighter zbliżyły się
nad Bałtykiem na zachód od Tallina do czterosilnikowego odrzutowego
samolotu Beriew A-50, daremnie próbując nawiązać z nim łączność radiową.
Jeden z niemieckich pilotów sfotografował intruza. Wtedy znienacka ku
niemieckim samolotom nadleciały z prędkością naddźwiękową dwa myśliwce
Su-27, ale nikt nie otworzył ognia.
Wszystkich pięć samolotów znalazło się wkrótce w przestrzeni powietrznej
Finlandii, gdzie wyleciały ku nim fińskie myśliwce F-18. Zmusiły one
Rosjan do odwrotu, eskortując ich aż nad międzynarodowe wody Bałtyku.
Indagowany w poniedziałek przez "Rheinische Post" rzecznik
stacjonującego w Kolonii dowództwa niemieckiego lotnictwa potwierdził,
że jego Eurofightery musiały dwukrotnie dokonywać nad Bałtykiem "wizualnej
identyfikacji nieznanych statków powietrznych". Pierwszy taki incydent
wydarzył się na początku września i dotyczył wojskowego odrzutowego
samolotu transportowego An-72, podającego się w korespondencji radiowej
za maszynę cywilną.
Ponieważ siły zbrojne Litwy, Łotwy i Estonii nie dysponują samolotami
bojowymi, obronę powietrzną zapewniają im myśliwce innych państw NATO,
bazujące na zasadzie rotacyjnej na lotnisku koło litewskiego miasta
Szawle.
(PAP)
Zmarł Claude Levi-Strauss, "ostatni gigant intelektu"
Słynny francuski myśliciel, twórca nowoczesnej antropologii i ojciec
strukturalizmu Claude Levi-Strauss zmarł w nocy z soboty na niedzielę w
wieku 100 lat - poinformowała Akademia Francuska. 28 listopada
skończyłby 101 lat. We Francji nazywany "ostatnim żyjącym gigantem",
Levi-Strauss był jednym z największych intelektualistów i humanistów
dwudziestego wieku.
Prezydent Francji Nicolas Sarkozy w specjalnym komunikacie oddał hołd "wielkiemu
uczonemu", "niestrudzonemu humaniście wciąż poszukującemu wiedzy", "człowiekowi
wolnemu od sekciarstwa i wszelkiej indoktrynacji". Akademia Francuska,
która przyjęła Levi-Straussa w 1973 roku jako pierwszego antropologa w
swoim gronie, zapowiedziała, że odda mu specjalny hołd podczas swej
cotygodniowej sesji w czwartek.
Claude Levi-Strauss urodził się w Brukseli w rodzinie alzackich Żydów.
Początkowo studiował prawo i filozofię na paryskiej Sorbonie. Po
ukończeniu studiów filozoficznych swoje zainteresowania zwrócił w stronę
antropologii.
W latach 1935-1939 prowadził w brazylijskim regionie Mato Grosso i
dżungli amazońskiej swoje pierwsze terenowe badania etnograficzne. Na
podstawie tych podróży powstała w 1955 roku książka "Smutek tropików",
która przyniosła Levi-Straussowi światową sławę. Autor snuje tam
rozważania o człowieku postrzeganym w kontekście cywilizacji różnych od
europejskiej. Wspomnienie prymitywnych szczepów, z którymi Levi-Strauss
zetknął się podczas podróży do Brazylii, skłania go do uznania wyższości
stanu naturalnego nad europejskim modelem kultury.
W czasie drugiej wojny światowej zmuszony do opuszczenia Francji przez
reżim Vichy ze względu na żydowskie pochodzenie, Levi-Strauss wyjechał
do Nowego Jorku. Nawiązał tam kontakty z uczonymi amerykańskimi, m.in.
amerykańskim językoznawcą rosyjskiego pochodzenia Romanem Jakobsonem i
antropologiem Franzem Boasem.
Po powrocie do kraju w 1949 roku pracował m.in. w College de France i w
Muzeum Człowieka w Paryżu. Dzięki jego pracom antropologia awansowała do
rangi jednej z najważniejszych nauk społecznych.
Levi-Strauss stał się też jednym z głównych teoretyków francuskiego
strukturalizmu, nurtu badawczego zajmującego się analizą struktury
badanych zjawisk, a nie ich genezą lub funkcją. Strukturalizm wpłynął
silnie na rozwój filozofii, antropologii, socjologii, historii,
literatury i psychoanalizy. Do najbardziej znaczących dzieł Levi-Straussa
należą: "Antropologia strukturalna" (1958 r.), "Myśl nieoswojona",
poświęcona formom myślenia pierwotnego (1962 r.), oraz czterotomowy cykl
"Mythologiques" (1964-1971).
Był członkiem Akademii Francuskiej, otrzymał wiele odznaczeń, w tym
francuską Legię Honorową. W ubiegłym roku Francuzi hucznie obchodzili
setne urodziny mistrza, organizując liczne sesje, wystawy i publiczne
maratony czytania jego dzieł. Jednak sam Levi-Strauss nie chciał
pokazywać się publicznie, gdyż - jak mówił - czuł się znużony
współczesnym światem.
W jednym z ostatnich wywiadów telewizyjnych z 2005 roku powiedział
gorzko: - Zauważam straszliwe zniszczenia, stopniowe zanikanie całych
gatunków roślin i zwierząt, a także to, że ludzkość z powodu swej
rosnącej liczebności żyje w stanie wewnętrznego zatrucia. Świat, w
którym kończę egzystencję, nie jest światem, który mógłby mi się podobać.
(PAP)
Traktat Lizboński będzie obowiązywał od 1 grudnia
Czeski prezydent Vaclav Klaus poinformował, że podpisał unijny Traktat z
Lizbony. Czechy były ostatnim krajem, który nie ratyfikował Traktatu.
Dokument z Lizbony wejdzie w życie 1 grudnia tego roku.
Wcześniej czeski Trybunał Konstytucyjny uznał Traktat z Lizbony za
zgodny w całości z czeską konstytucją. Ta decyzja otworzyła drogę do
podpisania Traktatu przez Vaclava Klausa, który jako ostatni przywódca w
UE jeszcze tego nie uczynił.
Pozew w sprawie Traktatu Lizbońskiego złożyła w Trybunale Konstytucyjnym
29 września grupa czeskich senatorów, reprezentujących głównie prawicową
Obywatelską Partię Demokratyczną (ODS).
Wystąpili oni o zbadanie konstytucyjności całego Traktatu z Lizbony, gdy
jesienią ubiegłego roku Trybunał, również z inicjatywy Senatu,
przeanalizował najbardziej kontrowersyjne fragmenty unijnego dokumentu,
nie znajdując w nich sprzeczności z ustawą zasadniczą. Autorzy pozwu
uważają, że przyjęcie Traktatu Lizbońskiego przez Republikę Czeska
spowoduje ograniczenie jej suwerenności państwowej.
Po decyzji Trybunału senatorowie zapowiadają zaskarżenie sprzecznego
według nich z prawem postępowania Trybunału. Senator Jirzi Oberfalzer z
ODS nie wykluczał wcześniej wystąpienia w tej sprawie do sądów
europejskich.
Na unijnym szczycie w ubiegłym tygodniu Czechy, zgodnie ze swoim
żądaniem, zostały wyłączone spod zapisów Karty Praw Podstawowych,
będącej integralną częścią traktatu. Ma to ma uchronić Czechy przed
ewentualnymi roszczeniami majątkowymi Niemców sudeckich wysiedlonych po
wojnie.
Według szefa Komisji Europejskiej Jose Barroso, nie powinno już być
żadnych opóźnień i traktat lizboński wejdzie w życie w grudniu lub w
styczniu.
Szwecja, kierująca pracami Unii zadeklarowała wcześniej, że gdy Vaclav
Klaus podpisze dokument, wtedy zajmie się ona obsadą najwyższych
stanowisk przewidzianych w traktacie. Chodzi o przewodniczącego Rady
Europejskiej, potocznie zwanego unijnym prezydentem, oraz ministra spraw
zagranicznych.
Będzie specjalny szczyt
Po ratyfikacji przez Vaclava Klausa Traktat będzie mógł wejść w życie
już 1 grudnia, a wcześniej przywódcy państw UE wybiorą na nadzwyczajnym
szczycie planowanym w połowie listopada nowego przewodniczącego Rady
Europejskiej i szefa unijnej dyplomacji.
"Traktat wchodzi w życie pierwszego dnia miesiąca następującego po
złożeniu (w Rzymie) do depozytu dokumentu ratyfikacyjnego ostatniego
kraju UE" - czytamy w traktacie. Czyli 1 grudnia, gdyż Czechy były
właśnie ostatnim krajem UE, który do tej pory nie ratyfikował Traktatu z
Lizbony.
W Brukseli oczekuje się, że szwedzkie przewodnictwo ogłosi teraz datę
nadzwyczajnego szczytu UE w Brukseli (najpewniej około 12 listopada) w
sprawie nominacji na utworzone w Traktacie z Lizbony stanowisko
przewodniczącego Rady Europejskiej, a także nowego Wysokiego
Przedstawiciela UE ds. polityki zagranicznej.
"Traktat otwiera drogę do skutecznej Unii"
- Jestem bardzo zadowolony, że prezydent Klaus podpisał Traktat z
Lizbony. Jego podpis kończy zbyt długi okres zajmowania się w UE
sprawami instytucjonalnymi. Otwiera drogę do bardziej demokratycznej,
przejrzystej i skutecznej Unii - komentował premier przewodniczącej UE
Szwecji Frederik Reinfeldt .
Szwedzki premier zapowiedział, że w ramach przygotowań do wejścia w
życie Traktatu z Lizbony "rozpocznie" teraz konsultacje w sprawie
kandydatów na nowe stanowiska stworzone w lizbońskim dokumencie. - Tak
szybko, jak to będzie możliwe zwołam też szczyt UE - dodał.
Ruszą przesłuchania kandydatów na komisarzy
Przewodniczący Parlamentu Europejskiego Jerzy Buzek zapowiedział z kolei,
że PE jest gotów do przesłuchań kandydatów do nowej Komisji Europejskiej,
która będzie zatwierdzona już na podstawie nowego Traktatu.
- To wspaniała wiadomość. Wiadomość, na którą czekaliśmy tak długo -
powiedział Buzek. - Potrzebujemy nowej i silnej KE jak najszybciej. PE
będzie gotów do rozpoczęcia pierwszych przesłuchań kandydatów na
komisarzy już od 25 listopada.
Buzek podkreślił, że wraz z wejściem w życie nowego Traktatu 1 grudnia,
zdecydowanie wzmocniona zostanie rola Parlamentu Europejskiego w
procesie podejmowania decyzji w UE. Ostatnia bariera zniesiona
Z ratyfikacji Traktatu przez Czechy ucieszył się też przebywający z
wizytą w USA szef Komisji Europejskiej Jose Barroso; ocenił, że podpis
Klausa "znosi ostatnią barierę" na drodze do wejścia Traktatu w życie.
- Mam nadzieję, że możemy teraz tak szybko, jak to możliwe nominować
przewodniczącego Rady Europejskiej oraz wiceprzewodniczącego Komisji
Europejskiej, który będzie Wysokim Przedstawicielem (ds. polityki
zagranicznej). Od razu, kiedy otrzymam już pełną listę kandydatów na
komisarzy następnej KE, będę mógł rozpocząć jej formowanie - powiedział
Barroso.
Formalnie pięcioletni mandat obecnej Komisji skończył się 31
października. Ale go przedłużono w związku z niejasnością co do podstawy
prawnej, na jakiej powstanie nowa KE (Traktatu z Nicei czy z Lizbony).
Obecna KE może się jednak zajmować tylko tzw. sprawami bieżącymi,
zapewne będzie unikać ważnych decyzji z dziedziny konkurencji, które
mogłyby być zakwestionowane w Trybunale Sprawiedliwości UE.
Kto będzie kim?
Nieoficjalne źródła w Brukseli potwierdziły, że już około 20 państw
zgłosiło Barroso kandydatów na komisarzy w nowej KE, w tym Polska -
Janusza Lewandowskiego. Swych kandydatów nie podały jeszcze m.in. takie
kraje jak Szwecja, Wielka Brytania, Irlandia, Włochy, Holandia i Dania.
Brak informacji ze Szwecji, Holandii, Włoch czy Wielkiej Brytanii można
łączyć z tym, iż kraje te są faworytami, jeżeli chodzi o obsadzenie
stanowiska nowego Wysokiego Przedstawiciela ds. polityki zagranicznej (następca
Javiera Solany). Wraz z Traktatem z Lizbony stanie się on jednocześnie
członkiem KE - komisarzem w randze wiceszefa KE. By nie tracić szans na
to stanowisko niektóre kraje wolą wstrzymać się ze wskazaniem kandydata
na komisarza.
Faworytami na szefa unijnej dyplomacji po Solanie są aktualny szwedzki
minister spraw zagranicznych Carl Bildt, szef brytyjskiej dyplomacji
David Miliband, były sekretarz NATO Holender Jaap de Hoop de Scheffer
oraz nieoczekiwanie także były lewicowy premier i minister spraw
zagranicznych Włoch Massimo D'Alema.
Z konieczności respektowania równowagi politycznej, lewicowe kandydatury
D'Alemy i Milibanda (z Partii Pracy) mają spore szanse, o ile
przewodniczący Rady Europejskiej, tak jak i Barroso i Buzek, będzie
pochodził z chadeckiej rodziny politycznej.
A na to się zanosi, bo główni faworyci na stanowisko pierwszego stałego
przewodniczącego Rady Europejskiej, potocznie zwanego na wyrost
prezydentem UE, to obecnie centroprawicowi premierzy Belgii (Herman Van
Rompuy) i Holandii (Jan Peter Balkanende). Wciąż wymienia się także
innych centroprawicowych kandydatów: premiera Jean-Claude'a Junckera i
byłego kanclerza Austrii Wolfganga Schuessela.
Z wyścigu praktycznie odpadł już były brytyjski premier Tony Blair,
którego nie popierają nawet europejscy socjaliści, wytykając mu, iż jest
zbyt liberalny, a także współodpowiedzialny za wojnę w Iraku. Ogólnie
jednak uważa się, że pierwszy "prezydent" powinien pochodzi z kraju,
które przyjęło euro i jest w Schengen, co wyklucza Wielką Brytanię. Ale
odpadnięcie Blaira zwiększyło szanse Milibanda w rywalizacji o
stanowisko szefa unijnej dyplomacji, gdzie euro i Schengen już się tak
nie liczą.
(PAP)
Poniedziałek,
2009-11-02
Obama po roku bez
sukcesów w polityce zagranicznej
Z okazji pierwszej rocznicy wyboru Baracka Obamy na prezydenta w USA
podkreśla się, że chociaż cieszy się on wielką popularnością na świecie,
nie odniósł dotychczas namacalnych sukcesów w polityce międzynarodowej.
Komentatorzy zauważają, że Obama wprowadził nową atmosferę dialogu i
współpracy do polityki zagranicznej, której brakowało w okresie
prezydentury George'a W.Busha, oskarżanego o działania jednostronne i
nieliczenie się nawet z sojusznikami USA.
Nie doprowadziło to jednak do rozwiązania najpoważniejszych konfliktów,
np. w Afganistanie i na Bliskim Wschodzie i w związku z programem
nuklearnym Iranu.
"W dziesięć miesięcy po objęciu władzy przez Obamę stosunki
transatlantyckie znowu pełne są znaków zapytania. Europa i Stany
Zjednoczone przynajmniej częściowo nie zgadzają się w sprawie
Afganistanu, Bliskiego Wschodu, Iranu i zmiany klimatu" - pisze
poniedziałkowy "New York Times".
"Washington Post" wyraża opinię, że w swej polityce zagranicznej Obama
przejawia sposób myślenia, który wyniósł z okresu, kiedy był działaczem
społecznym w Chicago, pomagającym biednym Afroamerykanom organizować się
dla obrony swoich wspólnych interesów.
"Podejście prezydenta Obamy do świata jako wspólnoty narodów, które w
swoich poglądach i interesach są raczej do siebie podobne niż różniące
się między sobą, podniosło prestiż Ameryki za granicą i przyniosło mu
Pokojową Nagrodę Nobla. Jeżeli jednak idzie o najważniejsze wyzwania
polityki zagranicznej, Obamie wciąż nie udaje się przełożyć swej
popularności na wpływ Ameryki na świecie, i to nawet wobec sojuszników,
którzy świętują jego zerwanie z naciskiem administracji Busha na siłę
wojskową, jednostronne działania USA i osobistą zażyłość między
przywódcami" - pisze waszyngtoński dziennik.
Inne kraje, zarówno nieprzyjaciele, jak i sojusznicy USA - argumentuje w
tej gazecie Scott Wilson - są głuche na apele amerykańskiego prezydenta
odwołujące się do wspólnych interesów. Interesy te - podkreśla autor -
są rozbieżne i podniosła retoryka tu nie pomoże.
Stąd m.in. odmowa krajów zachodnioeuropejskich przysłania do Afganistanu
większej liczby wojsk i dlatego próby dyplomacji z Iranem nie przynoszą
efektów.
(PAP)
Nowy bilans ofiar grypy na Ukrainie
70 osób zmarło na Ukrainie w wyniku grypy lub ostrych infekcji dróg
oddechowych - mówią dane ministerstwa zdrowia w Kijowie według stanu z
godziny 17.00 czasu lokalnego (16.00 czasu polskiego). Wcześniej media
ukraińskie podawały liczbę 68 osób.
Wśród ofiar śmiertelnych są dwie ciężarne kobiety oraz troje dzieci (dane
te nie zmieniły się od poprzednio podawanych bilansów). W obwodzie
lwowskim zmarło 30 osób, w tarnopolskim 16, w iwanofrankowskim - 12.
Pięć zmarło w obwodzie czerniowieckim, po dwie osoby w obwodach:
wołyńskim, zakarpackim i rówieńskim, jedna w obwodzie chmielnickim. Są
to regiony w zachodniej części Ukrainy.
Z danych resortu wynika, że w całym kraju odnotowano 255516 przypadków
zachorowań. Hospitalizowano 15810 osób, w tym 375 chorych to dzieci w
wieku do sześciu lat, 4362 - dzieci i młodzież w wieku 6-18 lat, 373 -
kobiety w ciąży i rodzące.
(PAP)
"Szwecji groziła druga Hiroszima"
Niewiele brakowało, by na początku lat 80. w pobliżu szwedzkiego
wybrzeża doszło do eksplozji jądrowej porównywalnej z wybuchem bomby
atomowej zrzuconej na Hiroszimę. Rewelacje te wypłynęły na światło
dzienne wraz z publikacją książki Wasilija Biesedina - byłego oficera
rosyjskiej marynarki wojennej.
Biesedin w swojej książce wspomina incydent znany na świecie pod nazwą
"Whiskey on the rocks".
W październiku 1981 r. uzbrojony w torpedy z głowicami jądrowymi okręt
podwodny radzieckiej marynarki wojennej osiadł na skałach w pobliżu
szwedzkiego brzegu. Biesedin będący na nim oficerem politycznym twierdzi,
iż spowodowane było to błędem nawigacyjnym. Już wcześniej kapitan okrętu
uskarżał się na źle działający kompas pokładowy. Jak informują niektóre
źródła, gdy okręt osiadł na skałach kapitan miał być zdziwiony, że nie
są to polskie wody terytorialne.
Jak wspomina Biesedin, gdy unieruchomiony okręt tkwił na skałach koło
bazy szwedzkiej marynarki wojennej w Karlskronie, z Moskwy otrzymano
rozkaz wysadzenia go w powietrze, gdyby Szwedzi próbowali go opanować.
Miały wówczas eksplodować jądrowe głowice torped, w które okręt był
uzbrojony.
Po 10 dniach konflikt został na szczęście zażegnany. Przy wydatnej
szwedzkiej pomocy jednostkę uwolniono ze skalnej pułapki, po czym o
własnych siłach wróciła ona do bazy.
Radziecki okręt podwodny klasy W (zwany popularnie Whiskey) był kopią
niemieckiego U-137 walczącego jeszcze w trakcie II wojny światowej. Jak
twierdzili eksperci NATO - kopią nieudaną. W latach 80. był powoli
wycofywany z użytku, jednak w wojskach Układu Warszawskiego służyło
wtedy jeszcze ponad 20 takich okrętów.
(IAR)
Niedziela,
2009-11-01
Pekin obudził się pod
warstwą sztucznego śniegu
Stolica Chin przebudziła się pod grubą warstwą białego puchu: pierwszą w
tym sezonie śnieżycę nad Pekinem wywołano sztucznie, aby przeciwdziałać
skutkom długotrwałej suszy - podała oficjalna chińska agencja Xinhua.
Pokrywa śniegu w większości dzielnic Pekinu pozostanie zapewne na dłużej,
ponieważ nad stolicę nadciągnął w sobotę w nocy rozległy zimny front
atmosferyczny.
Chiny nie po raz pierwszy zastosowały metodę sztucznego wywoływania
opadów śniegu za pomocą bombardowania chmur odpowiednimi środkami
chemicznymi.
W lutym tego roku, po przeszło 100 dniach suszy, z 28 wyrzutni
rozstawionych w mieście wystrzelono ponad 500 ładunków jodku srebra o
rozmiarach naboju karabinowego, aby wywołać reakcję chemiczną: w
kontakcie z chmurami uwalnia on wodór, ten zaś łącząc się z tlenem
atmosferycznym powoduje, zależnie od temperatury, opady deszczu lub
śniegu.
W kwietniu 2007 roku chińscy naukowcy zdołali spowodować sztuczną
śnieżycę w tybetańskim okręgu Nagqu, na wysokości 4500 metrów n.p.m. w
celu złagodzenia skutków suszy na najwyżej położonym płaskowyżu świata.
Opady sprawiły, że wyschnięte pastwiska w tym rejonie znów się
zazieleniły.
Sztucznie wywołana w nocy z soboty na niedzielę śnieżyca miała też
skutki dla ruchu drogowego: rano w Pekinie tworzyły się korki. Mimo
wysiłków miejskich służb, niektóre skrzyżowania były trudno przejezdne z
powodu zasp śnieżnych.
W Pekinie termometry wskazywały w ciągu dnia około 3 stopni Celsjusza
powyżej zera i wiały silne wiatry.
(PAP)
Epidemia grypy zabiła już 53 osoby na Ukrainie; Polska pomogła jako
pierwsza
53 osoby zmarły dotychczas wskutek epidemii grypy na Ukrainie - to
oficjalne dane ministerstwa zdrowia. Pierwszym państwem, które udzieliło
Ukrainie pomocy humanitarnej w związku z epidemią grypy, jest Polska -
poinformowała rzeczniczka prezydenta Wiktora Juszczenki, Iryna Wannikowa.
Według resortu zdrowia ogólna liczba chorych wyniosła prawie 185 tysięcy
ludzi, w tym ponad 82,6 tys. to osoby w wieku do 18. roku życia.
Wcześniejszy komunikat ministerstwa zdrowia (z soboty z godz. 8. czasu
polskiego) mówił, że wskutek ostrych infekcji dróg oddechowych lub grypy
na Ukrainie zmarło 39 osób, w tym dwoje dzieci.
Ministerstwo zdrowia w dalszym ciągu nie wyodrębnia w swych komunikatach
liczby chorych i zmarłych na grypę A/H1N1 oraz ofiar zwykłej grypy i
wywołanych przez nią powikłań.
Tymoszenko: 14 zarażonych A/H1N1
W sobotę wieczorem premier Julia Tymoszenko informowała, że liczba
zarażonych wirusem grypy A/H1N1 wynosi 14 osób.
Wcześniej sekretarz prezydenckiej Rady Bezpieczeństwa Narodowego i
Obrony (RNBiO) Raisa Bohatyriowa podawała, że obecność wirusa H1N1
potwierdzono na Ukrainie u 16 osób. Według niej zmarły cztery osoby.
Zgodnie z niedzielnym komunikatem resortu zdrowia najgorsza sytuacja
panuje w sąsiadującym z Polską obwodzie lwowskim. Choruje tam ponad 69
tys. osób, w tym prawie 26 tys. dzieci. 24 osoby zmarły.
W obwodzie tarnopolskim liczba chorych wynosi ponad 39 tys., a zmarłych
14. W obwodzie iwano-frankowskim zachorowało 27 tys. osób, a 8 zmarło.
W związku z epidemią grypy w dziewięciu regionach zachodniej Ukrainy
ogłoszono w piątek kwarantannę, a w całym kraju na trzy tygodnie
zamknięto placówki oświatowe i odwołano imprezy masowe.
Leki, maski i testy z Polski
"Pomoc z Polski stała się możliwa dzięki ustaleniom między prezydentami
Ukrainy i Polski, Wiktorem Juszczenką i Lechem Kaczyńskim" - napisała
agencja informacyjna UNIAN, cytując słowa rzeczniczki.
Wannikowa podała, że podczas sobotnich rozmów telefonicznych szefów
dwóch krajów padła deklaracja, że Polska przekaże Ukrainie "duże ilości"
preparatu tamiflu oraz milion masek ochronnych z gazy.
Prezydent Kaczyński "obiecał także przekazanie ze szpitala
prezydenckiego 300 testów na obecność wirusa grypy A/H1N1 oraz
udzielenie pomocy związanej z udostępnieniem Ukraińcom ruchomych
laboratoriów diagnostycznych" - napisała agencja.
Wannikowa poinformowała, że pierwsze transporty pomocy humanitarnej z
Polski dotarły już do Lwowa.
Według biura prasowego Lwowskiej Państwowej Administracji Obwodowej do
Lwowa nadszedł ładunek pomocy z województwa małopolskiego, zawierający
80 opakowań tamiflu, aparat podtrzymujący oddychanie, 300 masek
ochronnych oraz 70 kompletów kombinezonów ochronnych dla medyków.
Jarosław Junko (PAP)
Clinton wzywa do wznowienia rokowań izraelsko-palestyńskich
Sekretarz stanu USA Hillary Clinton wezwała Izraelczyków i
Palestyńczyków do wznowienia rokowań pokojowych "tak szybko jak to
będzie możliwe" i bez warunków wstępnych.
Występując na wspólnej konferencji prasowej z izraelskim premierem
Benjaminem Netanjahu, Clinton oświadczyła, że kwestia żydowskiego
osadnictwa na terytoriach okupowanych powinna być rozstrzygnięta podczas
rokowań.
Strona palestyńska domaga się natomiast aby Izrael całkowicie wstrzymał
budowę nowych osiedli przed wznowieniem rozmów.
Netanjahu powiedział, że jest to pretekst mający na celu uniemożliwienie
wznowienia rozmów. Dodał, że wcześniej Palestyńczycy nigdy nie
traktowali wstrzymania osadnictwa jako warunku wstępnego wznowienia
rokowań pokojowych.
Clinton wskazała, że Izrael w sposób znaczący ograniczył budowę osiedli
i dodała, że ograniczenia te "są bez precedensu".
Wcześniej Clinton spotkała się w Abu Dabi z prezydentem Autonomii
Palestyńskiej Mahmudem Abbasem. Spotkanie nie przyniosło istotnych
rezultatów. Abbas, który uchodzi za polityka umiarkowanego, uzależnił
wznowienie rozmów z Izraelem od całkowitego wstrzymania budowy nowych
osiedli żydowskich na terytoriach okupowanych.
Głównym celem bliskowschodniej misji sekretarz stanu jest danie nowego
impulsu znajdującemu się w impasie bliskowschodniemu procesowi
pokojowemu.
(PAP)
Sobota, 2009-10-31
Kohl, Gorbaczow i Bush w
Berlinie - spotkanie ojców jedności Niemiec
Trzej architekci zjednoczenia Niemiec: byli przywódcy ZSRR i USA,
Michaił Gorbaczow i George Bush senior oraz były kanclerz Helmut Kohl
spotkali się w Berlinie na uroczystej konferencji w związku z obchodzoną
tej jesieni 20. rocznicą zburzenia muru berlińskiego.
W uroczystości wzięli również udział premier pierwszego demokratycznego
polskiego rządu Tadeusz Mazowiecki oraz były szef polskiej dyplomacji,
obecnie minister w kancelarii premiera Władysław Bartoszewski.
Dwugodzinna konferencja w berlińskim teatrze Friedrichstadtpalast
zgromadziła ponad 1000 gości. Obecni byli kanclerz Niemiec Angela Merkel
i prezydent Horst Koehler.
- Niemcy nie mają wielu powodów, by odczuwać dumę ze swej historii. Ale
wydarzenia sprzed 20 lat pozwalają na to. Ja nie mam lepszego powodu do
dumy, niż niemiecka jedność - mówił wyraźnie wzruszony 79-letni Kohl,
który poruszał się na wózku inwalidzkim i miał nieco trudności z
mówieniem. Kohl przyznał również, że siedzących u jego boku Gorbaczowa i
Busha, uważał za swoich najważniejszych partnerów na świecie, pomimo
wielu różnic zdań. - Miałem szczęście, że mogłem z nimi współpracować -
mówił. Kohl zapewnił, że Niemcy dotrzymają swych zobowiązań na
przyszłość.
85-letni George Bush, prezydent USA w latach 1989-1993, podkreślił, że
drogę ku zjednoczeniu Niemiec 3 października 1990 r. utorowano nie tylko
w stolicach, lecz w "sercach i umysłach ludzi, którzy długo musieli
walczyć o swoje prawa, dane im przez Boga". Jak dodał, żaden mur nie
mógł pozbawić ludzi w bloku komunistycznym marzeń o wolności.
Z kolei Gorbaczow przyznał, iż jeszcze latem 1989 r. sądził, że
zjednoczenie Niemiec to kwestia XXI wieku. - Tymczasem kilka miesięcy
później otwarto drogę ku niemieckiej jedności - dodał. Wezwał, by
wyciągnąć lekcję z ówczesnych wydarzeń. - Nie doprowadzimy projektu
europejskiego do dobrego końca, jeśli oparty on będzie na antyrosyjskich
i antyamerykańskich nastrojach - ocenił 78-letni Gorbaczow.
Prezydent Niemiec Horst Koehler podziękował w swym wystąpieniu trzem
mężom stanu za ich wkład w zwycięstwo wolności w 1989 r. - Umiłowanie
wolności przez narody, pokojowe rewolucje 1989 r. i kunszt polityczny
tych trzech mężczyzn otworzyły bramy milionom ludzi, zmieniły mapę
Europy i podarowały światu zupełnie nowe szanse oraz zadania - mówił
Koehler.
Zaapelował przy tej okazji o kontynuację budowania na zdobyczach 1989 r.
i wypracowanie mocnej europejskiej polityki zagranicznej i
bezpieczeństwa, która uwzględniałaby partnerstwo z Rosją, jako
uzupełnienie partnerstwa transatlantyckiego.
- Propozycja Hansa-Dietricha Genschera, by stworzyć przestrzeń
bezpieczeństwa, wolności i dobrobytu od Vancouveru po Władywostok,
pozostaje opcją na przyszłość - dodał.
Po uroczystości Tadeusz Mazowiecki przyznał, że nieco zabrakło mu w jej
trakcie słowa "Solidarność". - Być może musimy być bardziej obecni i o
tym przypominać, ale nie należy się skarżyć. Cieszę się, że mogłem być
na tej uroczystości, że Polska była tu obecna - powiedział Mazowiecki.
W chwili, gdy w nocy 9 listopada 1989 r. otwarto granicę między NRD, a
Berlinem Zachodnim, Helmut Kohl był z oficjalną wizytą w Polsce.
Przerwał ją, by w historycznej chwili być w Berlinie.
Bartoszewski zauważył z kolei, że berlińska uroczystość, która miała
głównie na celu uhonorowanie schorowanego Helmuta Kohla, świadczy m.in.
o tym, że "myślenie Kohla się przebiło i wraca". Jak dodał, jest tym
bardziej pełen optymizmu, że nowym ministrem spraw zagranicznych Niemiec
został Guido Westerwelle, polityk wywodzący się z partii
Hansa-Dietriecha Genschera (FDP). Za kraj swej pierwszej wizyty
zagranicznej wybrał Polskę.
Anna Widzyk (PAP)
Obama znosi zakaz dyskryminujący ciężko chorych ludzi
Po 22 latach zakazu osoby zarażone wirusem HIV będą mogły legalnie
wjechać do Stanów Zjednoczonych. Potwierdził to prezydent USA Barack
Obama - donosi portal bbc.com.
Obama stwierdził, że jeśli Ameryka chce być światowym liderem w walce z
HIV, to nie może stygmatyzować chorych i zabraniać im wjazdu na swoje
terytorium. Poza USA tego typu restrykcje obowiązują tylko w ok. 12
krajach.
Prezydent USA argumentował, że zakaz został uchwalony pod wpływem
strachu, a nie w oparciu o fakty. Oficjalny dokument ma zostać
upubliczniony w przyszłym tygodniu, a sam zakaz ma zostać zniesiony na
początku 2010 roku. Procedura zniesienia tej restrykcji została
rozpoczęta jeszcze za kadencji George'a W. Busha.
(wp.pl)
Spędziła 18 lat w dżungli, ciągle "zachowuje się jak małpa"
Mieszkanka Kambodży, która przez 18 lat żyła w dżungli, wciąż nie
potrafi odnaleźć się w cywilizowanym świecie. Zdaniem ojca, wciąż
zachowuje się jak małpa - informuje portal telegraph.co.uk.
Pomimo starań rodziny, kobieta ciągle nie potrafi mówić, zrywa z siebie
ubrania i stara się uciec do dżungli. Ojciec dziewczyny przyznaje, że
jego córka jest w gorszym stanie, niż była, gdy ją odnaleziono.
Rochom P'ngieng spędziła w dżungli 18 lat. W wieku ośmiu lat zapadła się
pod ziemię. Odnaleziono ją przypadkiem, gdy została schwytana przez
rolnika na próbie kradzieży. Kobieta była brudna, zupełnie naga i
zachowywała się jak małpa. Rodzina rozpoznała ją po charakterystycznej
bliźnie na twarzy.
(wp.pl)
Piątek,
2009-10-30
Mniej rozwodów w USA
przez kryzys
Zazwyczaj pieniądze dzielą ludzi, ale obecny kryzys gospodarczy w USA
przyczynił się do mniejszej liczby rozwodów, gdyż mniej osób stać na
kosztowne procesy - napisała agencja Reutera.
Jak podało amerykańskie stowarzyszenie prawników ds. małżeńskich (AAML),
ponad połowa respondentów ankiety przeprowadzonej wśród 1600 członków
organizacji zwróciła uwagę na spadek liczby rozwodów w okresie recesji.
Wynikało to - jak twierdzi - m.in. z likwidacji miejsc pracy, obniżek
pensji i niższej wartości nieruchomości.
(PAP)
Unia Afrykańska nakłada sankcje na Gwineę
Unia Afrykańska (UA) oświadczyła, iż bezzwłocznie nakłada sankcje na
przywódców rządzącej w Gwinei junty wojskowej, która przejęła władzę w
drodze zamachu stanu w grudniu 2008 roku.
- Sankcje wymierzone są w urzędników i personel wojskowy, które w Gwinei
dokonują działań sprzecznych z konstytucją. Nie są skierowane do
obywateli Gwinei - powiedział na spotkaniu w Abudży (Nigeria) komisarz
UA ds. pokoju i bezpieczeństwa Lamamra Ramtane.
Ramtane podkreślił, że represje przewidują m.in. zamrożenie kont
bankowych i wstrzymanie procedury wydawania wiz dla przedstawicieli
władz w Konakry.
Junta pod dowództwem kapitana Musy Dadisa Camary doszła do władzy po
śmierci wieloletniego gwinejskiego przywódcy Lansany Conte. Wojskowi
krwawo stłumili protesty przeciwników przewrotu; lokalni obrońcy praw
człowieka szacują liczbę ofiar na 157 osób.
Gwinea jest jednym z najbiedniejszych krajów świata. Tamtejsza
gospodarka opiera się głównie o prymitywne rolnictwo i górnictwo. Kraj
zajmuje drugą w świecie pozycję pod względem wydobycia boksytów.
(PAP)
"Prezydent Klaus pogłębił izolację Czech w UE"
Czeski minister bez teki ds. praw człowieka Michael Kocab ocenił, że
prezydent Vaclav Klaus pogłębił izolację Czech w Unii Europejskiej przez
swoje żądanie, by zostały one objęte wyłączeniem z obowiązywania Karty
Praw Podstawowych (tzw. opt-out), na co Unia zgodziła się w czwartek
wieczorem na szczycie w Brukseli.
W dzienniku "Pravo" minister, który jako jedyny z członków gabinetu
wstrzymał się podczas głosowania nad mandatem dla premiera Jana Fischera
na unijny szczyt, oznajmił: "Karta ma na celu chronienie nas przed
instytucjami europejskimi. To dokument, który uważam za bardzo ważny".
Skrytykował też prezydenta za wysuwanie żądań poniewczasie.
Państwa UE zgodziły się w czwartek na dopisanie Czech do
polsko-brytyjskiego protokołu do Traktatu z Lizbony, który wyłącza te
kraje z obowiązywania karty. Klaus, ostatni przywódca UE, który nie
podpisał ratyfikacji Traktatu z Lizbony, argumentował, że opt-out dla
Czech wyeliminuje istniejącą - jego zdaniem - groźbę zgłaszania w
Trybunale Sprawiedliwości UE roszczeń majątkowych przez wysiedlonych w
1945 roku na podstawie dekretów Benesza Niemców sudeckich.
Według piątkowych "Lidovych Novin" żądanie Klausa to podejście odwrotne
od tego, które Czechy i Niemcy wyraziły we wspólnej deklaracji z 1997
roku. "Jej głównym mottem było osiąganie porozumienia z samymi Niemcami,
bez arbitrażu innych (...), niepozwolenie im (zagranicy) mówić o tym, z
czym nie mają nic wspólnego i czego nie rozumieją" - zauważa dziennik.
"Lidove Noviny" wskazują, że potencjalne problemy dotyczące spraw
własności nie są głównym zastrzeżeniem, jakie do Unii Europejskiej żywi
prezydent Klaus, jednak to właśnie je zdecydował się wysunąć jako
argument. "Paradoksalnie, Klaus być może uczynił nas bardziej zależnymi
od Unii" - ocenia dziennik.
(PAP)
Czwartek, 2009-10-29
a.Unia zgadza się na wyjątek
dla Czech; Klaus zadowolony
Kraje członkowskie zaakceptowały na szczycie UE derogację dla Czech
dotyczącą Karty Praw Podstawowych, która ma umożliwić prezydentowi
Vaclavowi Klausowi podpisanie aktu ratyfikacyjnego Traktatu z Lizbony -
poinformował w Brukseli rzecznik czeskiego rządu. Premier Czech oznajmił,
że prezydent Vaclav Klaus jest zadowolony z deklaracji przywódców Unii
Europejskiej.
- Daliśmy Czechom to, czego chcieli, w taki sposób, by wszystkie
pozostałe 26 krajów to zaakceptowało - ogłosił na konferencji prasowej
po zakończeniu pierwszego dnia szczytu premier Szwecji Fredrik Reinfeldt.
Chodzi o dopisanie Czech do polsko-brytyjskiego protokołu do Traktatu z
Lizbony, który wyłącza te kraje z obowiązywania Karty Praw Podstawowych.
- Słowo Czechy ma być dodane po przecinku po Polsce i Wielkiej Brytanii
- tłumaczył czeski dyplomata.
Ustalono, że zmieniony protokół zostanie dodany dopiero do następnego
traktatu UE (najpewniej będzie to traktat akcesyjny Chorwacji) i
ratyfikowany wówczas przez wszystkie kraje UE. To zapobiegnie ponownej
długiej ratyfikacji Traktatu z Lizbony we wszystkich krajach UE, co
byłoby konieczne w przypadku dodania do traktatu (lub protokołu
traktatowego) jakiegokolwiek zmieniającego go nowego słowa, a nawet
przecinka.
Negocjacje na szczycie w imieniu Czech prowadził premier Jan Fischer.
Znany z eurosceptycznych poglądów prezydent Klaus - ostatni przywódca UE,
który nie podpisał ratyfikacji lizbońskiego traktatu - nie uczestniczy w
szczycie. Ale wydaje się, że powinien respektować porozumienie ze
szczytu, gdyż to sam w takiej wersji je zaproponował.
Trzymając w zawieszeniu całą UE, Klaus domagał się, by Czechy zostały
objęte wyłączeniem z obowiązywania Karty Praw Podstawowych (tzw.
opt-out), argumentując, że wyeliminuje to istniejącą - jego zdaniem -
groźbę zgłaszania w Trybunale Sprawiedliwości UE roszczeń majątkowych
przez wysiedlonych w 1945 roku na podstawie dekretów Benesza Niemców
sudeckich.
- Usunęliśmy ostatnią polityczną przeszkodę (do wejścia w życie Traktatu
z Lizbony), o ile oczywiście Trybunał Konstytucyjny w Czechach uzna
jeszcze zgodność Traktatu z czeską konstytucją - powiedział
przewodniczący Komisji Europejskiej Jose Barroso.
Jeśli Klaus rzeczywiście dochowa obietnicy i uszanuje porozumienie ze
szczytu, na drodze do podpisania przez niego Traktatu z Lizbony i
wejścia w życie tego dokumentu w UE pozostanie już tylko jedna
przeszkoda. Czeski Trybunał Konstytucyjny ogłosił we wtorek, że
najwcześniej 3 listopada zapadnie wyrok o zgodności Traktatu z Lizbony z
czeską konstytucją. Przed tym terminem Klaus nie podpisze więc
ratyfikacji. Prezydent Czech zadowolony
Prezydent Czech Vaclav Klaus jest zadowolony z deklaracji przywódców
Unii Europejskiej, mającej na celu zakończenie procesu ratyfikacji
Traktatu z Lizbony - powiedział w pierwszym dniu unijnego szczytu w
Brukseli, czeski premier Jan Fischer.
- Vaclav Klaus jest zadowolony z tekstu. Został poinformowany o
wszystkich modyfikacjach i nie ma z tym żadnego problemu - przekazał
dziennikarzom szef rządu w Pradze.
Fischer dodał, że gdy tylko czeski Trybunał Konstytucyjny wyda zgodę na
ratyfikację porozumienia, w Czechach nic już nie będzie stanowiło
przeszkody dla podpisania unijnego traktatu.
- Potrafiliśmy wypełnić nasze zobowiązanie, przyjęte jeszcze w czasie
naszego przewodnictwa na czerwcowej Radzie UE, że Republika Czeska
będzie ratyfikować porozumienie w taki sposób, aby mogło wejść w życie
do końca tego roku - powiedział.
Według czeskiego premiera, Czechy będą mogły teraz uzyskać wyłączenie z
Karty Praw Podstawowych, które już wcześniej wynegocjowały Polska i
Wielka Brytania.
- Uważam to za dobry rezultat - podkreślał szef kancelarii Klausa Jirzi
Weigl. Jego zdaniem postulat prezydenta został spełniony, a sam Klaus
nie będzie już stawiał żadnych warunków.
Szwedzki premier Fredrik Reinfeldt zaznaczył, że czeski opt-out nie
będzie miał żadnego prawnego wpływu na kraje sąsiadujące z Czechami.
Szef rządu w Sztokholmie dodał, że Vaclav Klaus ma teraz wolną drogę do
podpisania traktatu.
Obawy w sprawie czeskiego "opt-outu" wyrażała przede wszystkim Słowacja,
która bała się, że zostanie poszkodowana w jego wyniku. Prezydent Klaus
domagał się bowiem derogacji głównie z powodu dekretów Benesza z 1945
roku, na mocy których wysiedlono z Czechosłowacji Niemców sudeckich, a
będących również zapisem prawa słowackiego.
(PAP)
Pierwsze włoskie wydanie poezji ks. Twardowskiego
W średniowiecznym kościele w Rzymie uroczyście zaprezentowano pierwsze
włoskie wydanie poezji księdza Jana Twardowskiego. O tomie tym można
przeczytać w piątkowym wydaniu watykańskiego dziennika "L'Osservatore
Romano".
Wieczór dedykowany pamięci zmarłego w 2006 roku poety zorganizowano w
kościele San Giorgio in Velabro w ramach trwającego w Wiecznym Mieście
festiwalu kultury polskiej Corso Polonia. Na spotkanie przybyli włoscy
poeci, wśród nich Elio Pecora.
We Włoszech poezja księdza Twardowskiego jest prawdziwym odkryciem.
Wybór jego wierszy przygotował szef katedry polonistyki na uniwersytecie
w Bolonii Andrea Ceccherelli, który przetłumaczył je wraz z Lucią Petti.
Tom zatytułowany po włosku "Spieszmy się kochać" ukazał się nakładem
wydawnictwa Marietti, w którym redaktorem odpowiedzialnym za serię
poetycką jest poeta Davide Rondoni. To do niego Ceccherelli zgłosił się
z propozycją wydania wyboru wierszy księdza poety. Po przeczytaniu kilku
wierszy Rondoni natychmiast zdecydował się na wydanie, bo jak pokreślił:
- Twardowski to jedno z największych nazwisk poezji polskiej, czyli
jednej z najlepszych na świecie, jeśli weźmiemy pod uwagę fakt, iż z
Polski pochodzą tak wielcy poeci jak Herbert, Miłosz, Hartwig,
Szymborska.
O księdzu Twardowskim opowiadała w rzymskim kościele redaktorka jego
poezji i jego spadkobierczyni Aleksandra Iwanowska, podkreślając, że
wiele osób w Polsce traktowało te wiersze jako "receptę na życie".
W artykule "Oczarowanie światem" na łamach watykańskiego dziennika "L'Osservatore
Romano" redaktor tomu Andrea Ceccherelli napisał: "Nie ma w Polsce poety
bardziej kochanego, bardziej wydawanego, bardziej czytanego od Jana
Twardowskiego".
"U Twardowskiego kapłaństwo i poezja stanowią nierozerwalną więź i
dalekie są od tego, aby sobie szkodzić, karmią się nawzajem" - dodał.
Włoski polonista podkreślił: "Jego franciszkanizm cechuje nade wszystko
pozytywna postawa wobec świata, a obejmuje on takie aspekty, jak
wysławianie tego, co małe, proste, ubogie, niewinnej dziecięcej wiary;
pogodna nieufność wobec racjonalizmu, która popycha autora do stawiania
nad nim zdumienia, jako narzędzia odkrywania boskiego śladu w każdej
rzeczy".
"Prostoduszny, a zarazem mądry głos Jana od Biedronki, jak chciał się
nazywać, trafia do nas, sceptycznych mieszkańców trzeciego tysiąclecia,
z całą kruchością i mocą jego poetyki" - dodał Ceccherelli na łamach
watykańskiej gazety.
Przed ukazaniem się tomu we Włoszech Aleksandra Iwanowska prowadziła w
czterech ośrodkach polonistycznych w tym kraju wykłady i zajęcia dla
studentów.
Książka ukazała się pod patronatem Instytutu Polskiego w Rzymie.
Zostanie zaprezentowana także 1 listopada we Florencji i 3 listopada w
Bolonii, gdzie na uroczysty wieczór przyjedzie Anna Dymna.
(PAP)
Dzieci ze "Slumdoga" wagarują; mogą stracić stypendia
Dwóm dziecięcym gwiazdom filmu "Slumdog.
Milioner z ulicy" grozi utrata wypłacanych co miesiąc stypendiów i
środków zgromadzonych na specjalnym funduszu, jeśli nie zaczną
regularnie chodzić do szkoły w swoim rodzinnym Bombaju.
11-letni obecnie Azharuddin Mohammed Ismail i 10-letnia Rubina Ali
zagrali w oscarowej produkcji, która zdobyła osiem statuetek
amerykańskiej Akademii Filmowej i zarobiła ponad 370 mln dolarów.
Dadrawala sądzi, że to właśnie "obowiązki zawodowe" młodych gwiazd i ich
napięty harmonogram sprawiają, że dzieci w szkole są zaledwie gośćmi. W
czwartek uczestniczyły np. w przyjęciu w jednym z bombajskich hoteli,
ale przyjaciel ich rodzin zapewniał, że tego dnia nie było zajęć
szkolnych.
- Ciągle jeżdżą to do Paryża, to do Koczin, to Madrasu. W porządku, ale
niech jeżdżą tam w weekendy, a nie kosztem szkoły - mówił Noshir
Dadrawala, która pomaga zarządzać funduszem. Tymczasem zgodnie z umową
zawartą z rodzicami młodych aktorów, stracą oni comiesięczne stypendium
w wysokości 120 dolarów, jeśli ich frekwencja będzie poniżej 70%. Gdyby
nie udało im się przejść z klasy do klasy, stracą pewną kwotę ulokowaną
na założonym przez filmowców funduszu, który ma zapewnić pochodzącym z
bombajskich slumsów dzieciom lepszą przyszłość.
Matka Azhara tłumaczyła, że chłopiec przez dwa ostatnie miesiące nie
chodził do szkoły, bo nie mógł dojść do siebie po śmierci ojca, który
zmarł we wrześniu na gruźlicę. Zapewniła, że dopilnuje, by frekwencja
Azhara poprawiła się. Taką samą obietnicę złożył ojciec Rubiny, który
wyjaśniał, że dziewczynka została skaleczona w nogę kawałkiem szkła w
czasie rozbiórki ich domu w dzielnicy slumsów.
W lipcu Azhar przeprowadził się z matką i bratem do nowego domu w
Bombaju, kupionego przez twórców filmu. Jednopokojowe mieszkanie warte
50 tys. dolarów ma zostać przepisane na chłopca, gdy skończy on 18 lat i
jeśli ukończy szkołę. Trwają poszukiwania mieszkania dla Rubiny.
Twórców filmu, opowiadającego historię chłopca ze slumsów, który wygrywa
główną nagrodę w teleturnieju, krytykowano, że nie podzielili się
zyskami z mieszkańcami slumsów, gdzie realizowany był film. Zarzucano im,
że aby się wzbogacić, wykorzystali jako aktorów dwoje dzieci z
bombajskich dzielnic biedy.
(PAP), (fot. Azharuddin Mohammed Ismail - AFP / Indranil MUKHERJEE)
W Pakistanie znaleziono paszport islamisty związanego z zamachem na
WTC
Pakistańscy żołnierze prowadzący ofensywę przeciwko talibom w
Południowym Waziristanie przy granicy z Afganistanem znaleźli paszport
islamisty powiązanego z ludźmi, którzy zaplanowali zamachy na Nowy Jork
z 11 września 2001 roku - poinformowała pakistańska telewizja.
Paszport należący do Saida Bahajiego, obywatela Niemiec pochodzenia
marokańskiego, znajdował się wśród dokumentów, broni i pism dotyczących
dżihadu, przejętych przez siły rządowe. Został pokazany grupie
dziennikarzy podczas ich oficjalnej wizyty w regionie. - Z paszportu
wynika, że dotarł do Karaczi zaledwie kilka dni przed 11 września -
informuje telewizja DawnNews.
Rzecznik armii generał Athar Abbas, którzy towarzyszył dziennikarzom
podczas podróży do Południowego Waziristanu, nie chciał komentować
sprawy. - Nie widziałem paszportu. Ale dziennikarze mogli go widzieć -
powiedział.
Nazwisko Bahajiego pojawiło się w raporcie komisji badającej zamachy na
World Trade Center. Stwierdza się tam, że między listopadem 1998 roku a
lipcem 1999 spędził on osiem miesięcy z pilotem-samobójcą Mohamedem Attą
i podejrzanym o odegranie kluczowej roli w przygotowaniu zamachów z 11
września Ramzim Binalshibhem.
"Opisywany jako chwiejny wyznawca, bez osobowości i z ograniczoną wiedzą
na temat islamu, Bahaji wyraził jednak gotowość uczestniczenia w aktach
przemocy" - napisano w raporcie.
Atta i Binalshibh wykorzystali komputer Bahajiego do przeszukiwania
internetu. Świadczą o tym dowody zebrane przez niemiecką policję po
zamachach z 11 września. Binalshibh został aresztowany w Pakistanie z
pomocą FBI i CIA w 2002 roku.
Po ukończeniu szkoły w Maroku Bahaji wrócił do Niemiec, żeby studiować
elektrykę na Uniwersytecie Technicznym w Hamburgu. Przez pięć miesięcy
służył w niemieckiej armii, zanim uzyskał zwolnienie z powodów
zdrowotnych. Obecnie jest poszukiwany listem gończym.
(PAP)
Polski architekt wygrał konkurs na most w Kopenhadze
Polski architekt pracujący w Wielkiej Brytanii Cezary Bednarski wygrał
międzynarodowy konkurs na prestiżowy projekt mostu, który ma stanąć w
centrum Kopenhagi.
- Nasz projekt został uznany za najbardziej wyrafinowany wizualnie i
technicznie spośród dziesięciu przedstawionych do konkursu - powiedział
Bednarski, absolwent architektury na Politechnice Warszawskiej. Projekt
Bednarskiego, opracowany we współpracy z firmą inżynierską Flint&Neill,
wygrał m.in. ze znaną w świecie firmą Arup oraz architektką Zahą Hadid.
Most długości 180 m będzie łączyć starą część Kopenhagi z nową. W
środkowej części będzie się otwierał na szerokość 40 m. Na jego obu
końcach będą place. Wyróżnia go oryginalny mechanizm otwierania -
środkowe ruchome elementy będą się wsuwały między części stałe.
- Na tradycyjnym moście zwodzonym część, po której się jeździ i chodzi,
podnosi się do góry. Na moście, który otwiera się pionowo, nie można
stać. Na naszym moście po prawej i lewej stronie przesuwanych elementów
są platformy, na których można z bliskiej odległości obserwować
przepływające statki, zaś samo przepłynięcie statku nie wstrzymuje ruchu
na moście - wyjaśnił Bednarski.
- Zaletą projektu jest także to, że wymogi energetyczne są minimalne.
Podnoszone mosty muszą przeciwdziałać grawitacji i do podniesienia i
zamknięcia wymagają mnóstwa energii. W przypadku naszego mostu zużycie
energii jest minimalne. W razie awarii można część ruchomą otwierać i
zamykać mechanicznie przy niewielkim wysiłku fizycznym - dodał.
Urodzony w Krakowie Bednarski założył swoją architektoniczną pracownię (Bednarski
Studio) w Londynie w 2001 r. Jest doradcą prezydent Warszawy i
konsultantem UNESCO. Konkurs w Kopenhadze był piątym z kolei, w którym
jego projekt mostu został uznany za najlepszy.
(PAP)
|
|
INDEX
|