Środa, 2010-06-02
Rosyjscy piloci: wieża w Smoleńsku też popełniła błędy
Piloci i nawigatorzy w Rosji, którzy zapoznali się ze stenogramem rozmów w
kokpicie polskiego Tu-154M, mówią zgodnie, że błędy popełniła zarówno załoga
prezydenckiego samolotu, jak i obsługa wieży na lotnisku w Smoleńsku. Ich
opinie zebrało radio Echo Moskwy.
Zdaniem Nikołaja z Moskwy, kapitana samolotu Tu-154M, kontroler zbyt późno
wydał komendę odejścia na drugi krąg. - Wydał ją dopiero wtedy, gdy maszyna
praktycznie była już na ziemi - podkreślił.
- Błąd popełniła też załoga samolotu, od razu nie podejmując decyzji o
odejściu na drugi krąg. Błędem załogi było także to, że nie przestudiowała
podejścia na lotnisko; że nie zapoznała się z profilem terenu, który się tam
obniża. Ponadto nawigator posługiwał się wysokościomierzem radiowym, a nie
barycznym. W efekcie znaleźli się poniżej glisady, tj. właściwej ścieżki
zniżania. Gdyby się przygotowywali do lotu, to zapewne wzięliby poprawkę na
ukształtowanie terenu - oświadczył pilot.
Według Nikołaja, zachętą do lądowania dla załogi Tu-154M mogło być to, że
ktoś przed nią wylądował (polski Jak-42). - To mogło ich sprowokować. Ktoś
wylądował, to dlaczego my nie mielibyśmy tego zrobić - powiedział.
Zdaniem pilota, nie wolno było podchodzić tym samolotem na lotnisko wojskowe,
na którym nie ma systemu lamp wysokiej intensywności. - Lądowanie w
warunkach dziennych przy takim oświetleniu, jakie jest tam, przy
widzialności 200 metrów, to samobójstwo - wskazał.
- Błąd kontrolera polegał również na tym, że nie wymusił odejścia na drugi
krąg. Widać było, że ludzie się zabiją. Zbyt długo milczał - powiedział
Nikołaj.
W ocenie Aleksandra, nawigatora samolotów wojskowych, załoga polskiego
Tu-154M zachowywała się nieprofesjonalnie. - Nawigator stale podawał
wysokość, jednak w czasie zniżania ani razu nie skonfrontował jej z
odległością od lotniska. Nawigator miał nalatane na tym typie samolotu
zaledwie 30 godzin. Mam poważne wątpliwości, czy posiadał uprawnienia do
lądowania przy minimum pogodowym tego lotniska - oświadczył.
Rosyjski nawigator zauważył, że częstą przyczyną katastrof lotniczych jest
to, że załoga nie ufa przyrządom, lecz zdaje się na swoje odczucia. -
Zniżali się tak szybko, że nawet kontroler nie nadążał z wydawaniem komend -
oznajmił. - Kontroler powinien był bardziej stanowczo zażądać, by załoga
odeszła na drugi krąg - dodał.
Z kolei Aleksandr z Moskwy, nawigator Tu-154M, zwrócił uwagę, że lotnisko w
Smoleńsku nie jest przystosowane do przyjmowania samolotów w takich
warunkach, jakie panowały 10 kwietnia.
- Podejście do lądowania odbywa się tam z pomocą dwóch radiolatarni. Nie
mieli prawa schodzić poniżej 100 metrów. Glisady jako takiej tam nie ma. Na
wysokości 100 metrów trzeba wyrównać samolot i przelecieć horyzontalnie do
punktu 1 km od progu pasa. Dopiero po minięciu znajdującej się w tym punkcie
radiolatarni można zniżać się dalej. Nie widząc ziemi na wysokości 100
metrów, nie mieli prawa kontynuowania zniżania - powiedział.
Według nawigatora, kontrolerzy mogli być niedoświadczeni. - To kontrolerzy
wojskowi. Zabrakło im bezczelności, by wydać komendę natychmiastowego
odejścia na drugi krąg. Powinni byli zrobić to, gdy samolot był na 100
metrach - podkreślił.
Także w opinii Aleksandra, nawigator powinien był podawać nie tylko wysokość,
lecz również odległość od lotniska. - Nawigator był niedoświadczony. Przy
nalocie 30 godzin nie miał prawa wchodzić do takiego samolotu - powiedział.
Jako jedyny załogę Tupolewa w obronę wziął Andriej, były pilot z Petersburga.
- Błąd popełniła załoga. Chciałbym jednak wziąć ją w obronę, gdyż znajdowała
się pod presją. Nie miała jasności, czy ma lądować, czy nie. Za plecami
dowódca Sił Powietrznych. Plus Lech Kaczyński, który nie podjął decyzji -
argumentował.
Również zdaniem tego pilota, kontroler powinien był wyraźniej zażądać
przerwania zniżania. - Przy wyposażeniu, jakie jest na tamtym lotnisku, przy
widzialności pionowej poniżej 50 metrów, nie da się wylądować - podkreślił.
(PAP)
Powódź znów groźna - zalewa środkową Europę
Słowacja wciąż walczy z powodzią. Deszcz pada nieprzerwanie od poniedziałku.
Na wschodzie kraju obowiązuje stan klęski żywiołowej, dziesiątki strażaków,
żołnierzy i ochotników umacniają wały. Ewakuowano setki mieszkańców. Jest
już pierwsza ofiara powodzi - mężczyzna, który utonął w swoim samochodzie w
miejscowości Szebastova. Silny prąd wody ściągnął samochód do rzeki.
Lista zagrożonych miejscowości jest długa. Dziewięć dużych rzek przekroczyło
stany alarmowe. Powódź zagraża okolicom Nitry, Velkiego Krtisza, Trebiszova
i Koszyc. Woda podchodzi pod Zlate Moravce. Rzeka Latorica wdziera się do
Preszova.
Strazacy walczą z powodzią w okolicach Spiskiej Novej Vsi, Gelnicy i Koszyc.
W ciągu nocy przybrały rzeki Hornad, Roniava, Olszava, Hnilec, Torysa i
Latorica. Występują z brzegów potoki na Oravie przy granicy z Polską. Drugi
stopień zagrożenia obowiązuje na rzece Poprad w Kezmarku. W Bardejovie
wylała rzeka Topla.
W środkowej Słowacji ewakuowano setki Romów z małych osad nad rzekami. Wielu
mieszkańców nie chce jednak opuścić swoich domów.
Pogarsza się również sytuacja powodziowa na Węgrzech. Rozpoczęto ewakuację
2300 osób z miejscowości Paszto w pobliżu zbiornika retencyjnego w powiecie
Nograd. W całym kraju zagrożonych jest 630 kilometrów wałów. Wiele wsi
zostało odciętych od świata, a drogi zalała woda.
Ulewny deszcz pada również w Austrii. W Dolnej Austrii w ciągu nocy spadło
70 litrów wody na metr kwadratowy. Niebezpiecznie przybiera Dunaj.
(IAR)
Barack Obama złożył kondolencje premierowi Turcji
Prezydent USA Barack Obama rozmawiał telefonicznie z premierem Turcji
Recepem Tayyipem Erdoganem o izraelskim ataku na flotyllę transportującą
pomoc humanitarną do Strefy Gazy. Obama złożył Erdoganowi kondolencje z
powodu śmierci tureckich aktywistów propalestyńskich, którzy zginęli w tym
incydencie - poinformował Biały Dom.
Podczas ataku izraelskich komandosów na turecki statek, należący do konwoju
wiozącego pomoc do Gazy, zginęło dziewięć osób. Wśród ofiar jest
przynajmniej czterech Turków - powiedział premier Erdogan w tureckim
parlamencie, nazywając incydent "krwawą masakrą".
Turcja, która jest ważnym sojusznikiem USA, zareagowała oburzeniem na
poniedziałkowe wypadki. W rozmowie z premierem Erdoganem Obama powiedział,
że Stany Zjednoczone wesprą zdecydowanie "wiarygodne, bezstronne i
przejrzyste śledztwo dotyczące faktów związanych z tą tragedią."
"Prezydent podkreślił konieczność znalezienia lepszych metod dostarczania
pomocy humanitarnej ludziom w Strefie Gazy", które nie podważałyby
bezpieczeństwa Izraela - poinformował Biały Dom w oficjalnym komunikacie.
Atak wywołał bezprecedensowy kryzys w stosunkach turecko - izraelskich. Do
tej pory Ankara uznawana była za najważniejszego sojusznika Izraela w
świecie arabskim. Mimo gwałtownych protestów strony tureckiej, anonimowi
przedstawiciele rządu w Ankarze powiedzieli, że nie ma on zamiaru rezygnować
z wartej 183 mln dol. transakcji, w ramach której Izrael dostarczy Turcji w
tym roku samoloty bezzałogowe typu Heron.
Turcja była jednym z pierwszych państw arabskich, które uznały Izrael w 1948
roku. Relacje tych krajów stały się jeszcze bliższe, gdy w 1996 roku
podpisano umowy o izraelsko - tureckiej współpracy militarnej.
Konwój, który zostały zaatakowany przez izraelskich komandosów został
zorganizowany przez muzułmańską organizację charytatywną z siedzibą w
Stambule, pod nieoficjalnymi auspicjami tureckiego rządu. Podczas ataku
zginęło czterech tureckich aktywistów, ale możliwe jest, że pozostałe pięć
ofiar, to również obywatele tureccy. Władze izraelskie starają się ustalić
ich tożsamość.
W składającej się z sześciu jednostek ekspedycji z pomocą humanitarną
uczestniczyło ponad 700 osób reprezentujących 50 krajów; ponad połowę
pasażerów stanowili Turcy. Wśród działaczy płynących do Gazy byli też Niemcy,
Francuzi, Włosi, Brytyjczycy Irlandczycy i Grecy. Akcja sił izraelskich
wywołała falę oburzenia i protestów na całym świecie.
(PAP)
Wtorek, 2010-06-01
70 lat temu uratowali 383 tysiące żołnierzy
Na francuskiej plaży w Dunkierce między 26 maja a 4 czerwca 1940 roku doszło
do jednego z najważniejszych wydarzeń II wojny światowej . Brytyjska
marynarka wojenna wraz z tysiącami cywilnych łodzi dzielnie próbowała
ratować niemal pół miliona brytyjskich i francuskich żołnierzy, którzy
utknęli na brzegu, odcięci przez armię niemiecką. W wyniku całej operacji
uratowano 338 tysięcy żołnierzy. W tym tygodniu Wielka Brytania wspomina
tych żołnierzy, którzy polegli na plaży Dunkierki 70 lat temu oraz tych,
którzy zginęli podczas ucieczki.
(REUTERS)
"Ważą się losy Angeli Merkel"
Najbliższy tydzień może rozstrzygnąć o dalszym sprawowaniu urzędu kanclerza
przez Angelę Merkel - czytamy w niemieckim dzienniku "Bild"
"Chaos z euro. Dziura budżetowa. Trzęsienie w koalicji. I teraz do tego
dezerterujący prezydent. Nie miejmy złudzeń: mamy już części składowe
rozległego kryzysu zaufania w Niemczech. To trucizna dla gospodarki,
trucizna dla państwa. Człowiekowi może się zrobić nieswojo. Jednak w
przeciwieństwie do Horsta Koehlera Angela Merkel nie może spakować manatków.
Musi się postawić. I nawet jeśli nie pasuje to do jej stylu, obowiązuje
stara zasada: w krytycznym momencie droga pośrednia oznacza śmierć" -
napisała gazeta.
"Sama pani kanclerz nie jest bez winy za falstart czarno-żółtej (tzn.
chadecko-liberalnej) koalicji. Nie da się już kontynuować połowicznych
rozwiązań. Jest zatem całkiem możliwe, że następne siedem dni zadecyduje o
pełnieniu urzędu kanclerza przez Angelę Merkel. Jedno jest bowiem jasne:
choć ludzie mogą coraz głośniej wybrzydzać na polityków w Berlinie, to mimo
wszystko oczekują od nich rozwiązania coraz większych problemów" - zaznacza
"Bild".
(PAP)
Ukraina zmienia front - "jednak nie chcemy do NATO"
Ukraina nie chce już być członkiem NATO, lecz nadal będzie dążyć do
uzyskania członkostwa w Unii Europejskiej - wynika z projektu ustawy o
zasadach polityki wewnętrznej i zewnętrznej, który przedstawił prezydent
Wiktor Janukowycz.
Jego propozycje zostały zatwierdzone przez Radę Bezpieczeństwa Narodowego i
Obrony (RBNiO) w Kijowie, po czym od razu zarejestrowano je w Radzie
Najwyższej (parlamencie) Ukrainy. Do debaty nad zmianami w polityce Ukrainy
może dojść w najbliższych dniach.
Obowiązująca dotychczas ustawa z 2003 roku głosi, że priorytetem dla
interesów narodowych Ukrainy jest uzyskanie członkostwa w Unii Europejskiej
i NATO. Janukowycz zaproponował parlamentowi, by słowa o NATO teraz
wykreślić.
Prezydent wskazał w swym projekcie, że Ukraina nie będzie członkiem
międzynarodowych bloków wojskowych.
"Ukraina, jako państwo będące poza blokami militarnymi, prowadzi otwartą
politykę zagraniczną i pragnie współpracować ze wszystkimi zainteresowanymi
partnerami, unikając jednocześnie zależności od innych państw, grup państw,
bądź struktur międzynarodowych" - czytamy.
Zaproponowana przez Janukowycza nowa ustawa o zasadach ukraińskiej polityki
zagranicznej i wewnętrznej odzwierciedla jego poglądy, które głosi od kilku
lat: Ukraina nie może wejść do NATO, gdyż nie chce tego większość obywateli.
Przeciwko członkostwu Ukrainy w NATO występuje także Rosja, której kontakty
z Kijowem uległy znacznemu ochłodzeniu, kiedy ukraińskim prezydentem był
poprzednik Janukowycza i główny orędownik integracji z Sojuszem, Wiktor
Juszczenko.
Janukowycz, który doszedł do władzy w lutym, oświadcza, że chce naprawić
zepsute przez Juszczenkę stosunki z Rosją.
W kwietniu, w zamian za zniżkę cen importowanego z Rosji gazu, zgodził się,
by stacjonująca na Krymie rosyjska Flota Czarnomorska mogła pozostać tam co
najmniej do 2042 roku, a więc 25 lat dłużej niż początkowo zakładano.
Prozachodnia opozycja uznała to za zdradę interesów narodowych.
(PAP)
Obama zapowiada ukaranie winnych wycieku ropy
Prezydent USA Barack Obama oświadczył, że jeśli przy katastrofalnym wycieku
ropy naftowej w Zatoce Meksykańskiej doszło do złamania prawa, to winne tego
osoby zostaną pociągnięte do odpowiedzialności.
Występując przed dziennikarzami przed Białym Domem po rozmowie z dwoma
współprzewodniczącymi nowej komisji do spraw wycieku prezydent dodał, że
koncern energetyczny BP zostanie obciążony stratami finansowymi, jakie
spowodowała "największa tego rodzaju katastrofa ekologiczna w naszych
dziejach".
- Tym, co jest zagrożone, tym, co zostało utracone jest nie tylko źródło
dochodów, ale sposób życia - powiedział w Obama w Ogrodzie Różanym Białego
Domu. Towarzyszyli mu były senator Bob Graham i były szef Agencji Ochrony
Środowiska (EPA) William Reilly.
Katastrofę w Zatoce Meksykańskiej spowodował wybuch i pożar na platformie
wiertniczej Deepwater Horizon 20 kwietnia, w wyniku czego zginęło 11
pracujących na niej osób.
Prokurator generalny USA Eric Holder odwiedził po raz pierwszy wybrzeże
Zatoki Meksykańskiej, by zapoznać się z rozmiarami szkód przed spodziewanym
przez ekspertów wszczęciem postępowania karnego w związku w wybuchem na
platformie wydobywczej i wyciekiem ropy. Postępowanie to może się zakończyć
sądowym orzeczeniem kar pieniężnych w rekordowej wysokości.
- Jesteśmy zobowiązani do zbadania, co poszło źle i do określenia, jakich
reform potrzeba, byśmy nigdy ponownie nie doświadczali takiego kryzysu jak
ten - powiedział Obama.
- Jeśli obowiązujące u nas prawo nie wystarcza by zapobiec takiemu wyciekowi,
to prawo musi się zmienić. Jeśli nadzór był niewystarczający do
wyegzekwowania tego prawa, należy zreformować nadzór. Jeśli nasze prawo
zostało złamane, prowadząc do tych śmierci i zniszczenia, to solennie
obiecuję, że pociągniemy winnych tego do odpowiedzialności w imieniu ofiar
tej katastrofy i ludności regionu Zatoki - dodał prezydent.
(PAP)
Rosjanie wydali zgodę na wjazd polskich archeologów
Jest zgoda Rosjan na wyjazd polskich archeologów do Smoleńska - dowiedziało
się Radio Zet. Naukowcy mają przeszukać miejsce katastrofy prezydenckiego
Tupolewa.
Wyjazd może dojść do skutku w drugiej połowie czerwca. Grupie archeologów w
czasie prac będą towarzyszyć polski konsul i polski prokurator wojskowy. To
właśnie do nich będzie należała decyzja, co zrobić z materiałami i
szczątkami, które mogą być odnalezione na miejscu katastrofy.
Na pomysł wyjazdu grupy polskich archeologów do Rosji naukowcy z Instytutu
Archeologii i Etnologii Polskiej Akademii Nauk i Uniwersytetu Marii Curie-Skłodowskiej
w Lublinie wpadli jeszcze pod koniec kwietnia. Jednak nie zostały wówczas
podjęte żadne kroki w celu załatwienia pozwoleń na przyjazd.
Polska dopiero 21 maja poprosiła Rosjan o pozwolenie na przyjazd archeologów
do Smoleńska. Chodziło o zezwolenie na powtórne przeszukanie miejsca
katastrofy pod Smoleńskiem przez polskich archeologów i geofizyków. Polscy
specjaliści jeszcze raz przeszukaliby teren i pozbierali wszelkie szczątki
samolotu, rzeczy należące do ofiar i ewentualne szczątki ludzkie.
Parę tygodni wcześniej minister w kancelarii premiera Michał Boni zapowiadał,
że do Smoleńska pojedzie grupa naukowców w liczbie 5-7 osób. Minister mówił,
że badania te są potrzebne dlatego, iż wraz z upływem czasu i opadami
deszczu może następować wypłukiwanie z ziemi tych rzeczy, które po
katastrofie znalazły się głęboko w ziemi. Koszty wyprawy ma pokryć m.in.
kancelaria premiera.
(Radio Zet)
Pniedziałek,
2010-05-31
Miedwiediew spotkał się z kierownictwem UE
Przywódcy Rosji i Unii Europejskiej przyjechali do Rostowa nad Donem, na
południu Rosji, na dwudniowy szczyt Rosja-UE, który - jak się oczekuje -
będzie poświęcony ruchowi bezwizowemu i modernizacji gospodarki rosyjskiej.
Rosja będzie zapewne znów naciskać na liderów Unii, co robi od wielu lat, by
UE zniosła wizy dla Rosjan. Będzie też zabiegać o dostęp do zachodnich
technologii, aby próbować zdywersyfikować swą gospodarkę zależną od eksportu
surowców - głównie gazu ziemnego i ropy naftowej.
Według agencji ITAR-TASS, strony będą kontynuować rozmowy o nowej
podstawowej umowie, która ma zastąpić porozumienie o partnerstwie i
współpracy. Porozumienie to wygasło 1 grudnia 2007 roku.
Szczyt Rosja-EU odbywa się dwa razy w roku. Spotkania takie rozpoczęły się w
roku 1998. Obecny szczyt jest pierwszym od wejścia w życie Traktatu
Lizbońskiego, toteż odbędzie się w nowym składzie. Rozmówcami rosyjskiego
prezydenta Dmitrija Miedwiediewa są przewodniczący Rady Europejskiej Herman
Van Rompuy, przewodniczący Komisji Europejskiej Jose Manuel Barroso oraz
szefowa unijnej dyplomacji Catherine Ashton, a także komisarz UE ds. handlu
Karel De Gucht.
Oficjalne rozmowy mają się odbyć we wtorek. Miedwiediew, Van Rompuy i
Barroso spotkali się na kolacji w restauracji "Pietrowskij priczał" na lewym
brzegu Donu. Sfotografowali się przed restauracją, a następnie udali się na
posiłek złożony głównie z rybnych dań kuchni dońskiej.
(PAP)
Prokurator: śledztwa katyńskiego nie można wznowić
Nie ma podstaw prawnych do wznowienia dochodzenia w sprawie rozstrzelania
przez NKWD w roku 1940 polskich jeńców, bo sprawa uległa przedawnieniu -
powiedział główny prokurator wojskowy Federacji Rosyjskiej Siergiej
Fridinski.
Zainteresowanie wznowieniem śledztwa w sprawie masakry katyńskiej z roku
1940 wzrosło w ostatnim czasie, gdy doszło do rosyjsko-polskiego zbliżenia -
pisze agencja Associated Press.
Władze radzieckie przyznały w roku 1990, że zbrodni katyńskiej dokonało NKWD,
lecz w roku 2004 śledztwo katyńskie zostało umorzone. Uzasadnienie umorzenia
pozostaje tajne.
Jak powiedział niedawno sekretarz Rady Ochrony Pamięci Walk i Męczeństwa
Andrzej Kunert, wszystko wskazuje na to, że umorzenie było wynikiem uznania
przez rosyjską prokuraturę wojskową mordu katyńskiego nie za zbrodnię
wojenną ani przeciwko ludzkości, tylko za zbrodnię o charakterze kryminalnym.
Przed kilkoma dniami rosyjskie stowarzyszenie Memoriał zaapelowało do
prezydenta Rosji Dmitrija Miedwiediewa, by zlecił prokuratorowi generalnemu
Federacji Rosyjskiej skontrolowanie jakości śledztwa w sprawie Katynia,
przeprowadzonego przez Główną Prokuraturę Wojskowa (GPW) FR.
Memoriał - organizacja pozarządowa, broniąca praw człowieka i dokumentująca
zbrodnie stalinowskie - ponowił też swój wcześniejszy apel o wznowienie
śledztwa katyńskiego. Chodzi m.in. o to, by ofiary zbrodni katyńskiej można
było uznać za ofiary represji politycznych, które podlegają rehabilitacji.
(PAP)
Prezydent Niemiec ustąpił ze stanowiska
Prezydent Republiki Federalnej Niemiec Horst Koehler oświadczył, że ustępuje
w trybie natychmiastowym ze stanowiska. Jako powód rezygnacji podał
kontrowersje wokół swej niedawnej wypowiedzi na temat interwencji wojskowej
w Afganistanie.
Prezydent zaznaczył, że pomówienie, jakoby opowiadał się za sprzecznym z
konstytucją użyciem Bundeswehry do zabezpieczania niemieckich interesów
gospodarczych, nie ma jakichkolwiek podstaw. Świadczy ono o braku
niezbędnego respektu wobec najwyższego urzędu w państwie - powiedział
67-letni Koehler.
Poinformował również, że o swej decyzji zawiadomił socjaldemokratycznego
przewodniczącego Bundesratu Jensa Boehrnsena. Zgodnie z niemiecką ustawą
zasadniczą, w razie wakatu na stanowisku głowy państwa obowiązki prezydenta
tymczasowo przejmuje szef Bundesratu - drugiej izby parlamentu federalnego,
złożonej z reprezentantów rządów krajów związkowych.
Koehler uzasadniał zagraniczne misje Bundeswehry również ochroną niemieckich
interesów ekonomicznych, wywołując gwałtowną debatę na ten temat. Potem
wypowiedzi swe uściślił. Jak oświadczył w ubiegłym tygodniu jego rzecznik,
prezydent nie miał tutaj na myśli działań w Afganistanie.
Za pośrednictwem swej rzeczniczki kanclerz Angela Merkel zadeklarowała w
piątek, że nie będzie komentować wypowiedzi prezydenta, który w dodatku
sprecyzował swe słowa. - I do tego nie ma niczego do dodania - zaznaczyła
szefowa rządu.
W niemieckim systemie konstytucyjnym prezydent pełni głównie funkcje
ceremonialne, ale w ostatnim czasie Koehler, uznany ekspert ekonomiczny i
były prezes Międzynarodowego Funduszu Walutowego, publicznie wyrażał
zaniepokojenie rozmiarami niemieckiego kryzysu finansów publicznych.
Jako kandydat chadecji Koehler został w maju ubiegłego roku wybrany przez
obie izby parlamentu na prezydenta państwa na drugą pięcioletnią kadencję.
(PAP)
Gruzini wybrali władze lokalne - wstępne wyniki
51% Gruzinów wzięło udział w wyborach do władz lokalnych. Wybierano radnych
w 64 Sakrebulo czyli polskich odpowiednikach powiatów i w 5 największych
miastach Gruzji. Po raz pierwszy w wyborach powszechnych wybrano również
mera Tbilisi.
Według nieoficjalnych danych w stolicy z ponad 60 procentowym poparciem
zwyciężył kandydat partii rządzącej "Ruchu Narodowego", dotychczasowy mer
Gigi Uguława. Pokonał on lidera opozycji Irakliego Alasanię z "Paktu o
Gruzję", którego poparło tylko 17% wyborców. Kandydaci popierani przez
prezydenta Micheila Saakaszwilego według wstępnych, nieoficjalnych danych
zebrali prawie 58% głosów. Ponad 17% przypadło opozycyjnemu paktowi "W
imieniu Gruzji". Natomiast pozostałe ugrupowania opozycyjne uzyskały
poparcie wahające się od 6,5 do 0,1%.
Najwyższą frekwencję odnotowano w Inocminda. Tam do urn poszło aż 75%
wyborców, a najniższą bo 34 procentową w regionie Kutaisi. Gruzińskie media
odnotowują również udział w wyborach ponad 350 mieszkańców separatystycznego
regionu Abchazji, którym udało się przekroczyć granicę.
(IAR)
Niedziela,
2010-05-30
W Islandii wygrała rzeczywiście Najlepsza Partia
"Najlepsza Partia", żartobliwe ugrupowanie założone po kryzysie finansowym w
Islandii przez telewizyjnego komika Jona Gnarra, wygrała weekendowe wybory
komunalne w Reykjaviku, zdobywając aż 34,7% głosów.
Żartownisie, którzy w kampanii wyborczej obiecywali bezpłatne ręczniki dla
każdego przy każdym gejzerze oraz sprowadzenie misia polarnego do
stołecznego zoo, będą mieli sześciu ludzi w 15-osobowej radzie miejskiej
stolicy Islandii, tzn. będą w tym gremium największą frakcją.
Gnarr przyznawał w kampanii wyborczej, że jego Najlepsza Partia może
obiecywać więcej niż ktokolwiek inny, ponieważ w żadnym razie nie zamierza
dotrzymywać obietnic. Najwyraźniej trafiło to do przekonania wyborcom.
Teraz komik zgłasza roszczenie do urzędu burmistrza stolicy.
Socjaldemokratyczna premier Islandii Johanna Sigurdardottir nazwała wyniki
wyborów komunalnych "szokiem". Uznała je za wyraz protestu przeciwko
politycznemu establishmentowi, współodpowiedzialnemu za krach islandzkich
banków półtora roku temu.
Islandczycy, których jest 320 tys., płacą za tamten krach wyższymi podatkami,
cięciami rent i emerytur oraz redukcjami świadczeń socjalnych.
(PAP)
"To watykańska klątwa rzucona na księży pedofilów"
Watykańska klątwa wobec księży pedofilów - tak włoska prasa określa słowa
promotora sprawiedliwości z Kongregacji Nauki Wiary, czyli prokuratora w
powołanym do takich spraw trybunale kanonicznym, które wypowiedział on w
sobotę w bazylice św. Piotra.
Podczas sobotniego nabożeństwa pod przewodnictwem księdza Charlesa Scicluny
z Malty modlono się za ofiary pedofilii i za ich sprawców.
Prasa podkreśla, że nigdy dotąd żaden przedstawiciel Watykanu nie użył tak
mocnych słów potępienia pod adresem pedofilów w szeregach duchowieństwa.
W swych medytacjach ksiądz Scicluna zacytował fragment z Ewangelii świętego
Marka: - Kto by się stał powodem grzechu dla jednego z tych małych, którzy
wierzą, temu byłoby lepiej uwiązać kamień młyński u szyi i wrzucić go w
morze.
Dziennik "Corriere della Sera" odnotowuje, że ksiądz Scicluna powiedział
wręcz, że "byłoby naprawdę lepiej", gdyby przestępstwa księży pedofilów były
dla nich "przyczyną śmierci".
- Ich udręka w piekle będzie straszniejsza - mówił autor rozważań w bazylice
watykańskiej. Największa włoska gazeta podkreśla, że ksiądz Scicluna
poruszył fundamentalną kwestię, dotyczącą skandalu pedofilii, zwracając
uwagę na jasną różnicę między przestępstwem popełnianym wewnątrz Kościoła i
poza nim. Mówił, że ksiądz pedofil posługuje się "strasznym szantażem swego
autorytetu duchowego".
Według "Corriere della Sera" stanowczość słów bliskiego współpracownika
Benedykta XVI potwierdza wysiłki jego samego na rzecz "epokowego przełomu"
wobec postępowania niektórych duchownych. Jest to - stwierdza dziennik - "operacja
niełatwa, gdyż wola postępowania tą drogą napotyka na silny opór lub tylko
formalne przyzwolenie".
"La Repubblica" pisze, że "watykański prokurator" w trybunale sądzącym
księży pedofilów kategorycznie zaapelował do kapłanów o zerwanie "ryzykownych
przyjaźni" mówiąc: - Jeżeli mój przyjaciel, mój towarzysz, droga mi osoba,
stanowi dla mnie okazję do grzechu, nie mam innego wyjścia według wskazań
Pana, jak zerwać ten związek.
(PAP)
Światowej sławy muzyk apeluje o pomoc dla powodzian
Światowej sławy skrzypek Nigel Kennedy zaapelował o pomoc dla ofiar powodzi
w Polsce, żegnając się z publicznością, która entuzjastycznie przyjęła jego
występ w Royal Festival Hall w Londynie.
- Doświadczenie kapitalizmu w Polsce jest wciąż stosunkowo nowe i większość
powodzian nie miała ubezpieczenia - powiedział artysta stale mieszkający w
Krakowie, który po raz pierwszy koncertował w Londynie ze swą własną
orkiestrą - Orchestra of Life.
53-letni Kennedy zapowiedział, że osobiście na pomoc powodzianom przeznaczy
1 tys. funtów od każdego utworu, który wykonał na koncercie. Dodał, że na
pomoc powodzianom potrzeba 5 mld - choć nie sprecyzował, czy funtów, czy
złotych - i że jak dotąd zebrano 1 mld.
Przed wyjściem z sali koncertowej ustawiono dużej wielkości puszkę, do
której wychodzący wrzucali pieniądze.
Publiczność gorąco oklaskiwała pełen fantazji i dynamiki występ wirtuoza,
który grał repertuar klasyczny i jazzowy (m.in. Bacha i Duke'a Ellingtona) z
tymi samymi muzykami, co jest nietypowe, ponieważ wymaga od nich dużego
kunsztu. Kennedy kilka razy dawał wyraz swego uznania dla talentu muzyków.
Artysta dwukrotnie bisował, za pierwszym razem wykonując czardasza z
wplecionymi elementami improwizowanymi.
W ramach obecnego muzycznego weekendu w Southbank Centre, zorganizowanego
jako część festiwalu Polska!Year, Kennedy wystąpi w niedzielę z klezmerskim
kwartetem Kroke wykorzystującym elementy jazzu i muzyki orientalnej.
Powstały przed 15 laty Kroke ma światową renomę i wydał dotąd osiem albumów.
W Londynie zagra po raz drugi po kilkuletniej przerwie.
W poniedziałek Kennedy weźmie udział w koncercie Chopin Super Group wraz z
Januszem Olejniczakiem i innymi artystami, w tym Anną Marią Jopek. Ten sam
utwór Chopina będzie interpretowany na trzy sposoby: na pianinie przez
Olejniczaka, na skrzypcach przez Kennedy'ego oraz przez Annę Marię Jopek we
współczesnej aranżacji.
W Southbank Centre koncertowały w sobotę również grupy muzyczne Majewski &
Friends oraz Zakopower.
(PAP)
Próba zatamowania wycieku ropy nie powiodła się
Koncern British Petroleum (BP) poinformował, że porażką zakończyła się
najnowsza próba zatamowania katastrofalnego wycieku ropy naftowej w Zatoce
Meksykańskiej, powstałego po wybuchu na platformie wiertniczej Deepwater
Horizon 20 kwietnia.
- Po trzech dniach bezustannych starań nie byliśmy w stanie zatamować
wycieku - oświadczył na konferencji prasowej menedżer firmy Doug Suttles.
Dodał, że koncern zamierza zastosować teraz inną metodę.
Zakończona porażką próba zatamowania wycieku metodą "top kill" zakładała
wpompowanie mułu (ściślej: gliny zmieszanej z chemikaliami), który miał
powstrzymać wyciek w rejonie głowicy przeciwerupcyjnej, a następnie -
zatkanie uszkodzonego szybu cementem. Wykorzystano ponad 4,5 miliona litrów
specjalnego mułu.
Metodę tę stosowano już wcześniej, ale nigdy na tak znacznej głębokości, jak
w wypadku wycieku w zatoce - 1,5 km pod powierzchnią wody.
Prezydent USA Barack Obama zapewnił, że władze podejmą wszelkie "odpowiedzialne"
kroki w celu zatamowania wycieku ropy naftowej w Zatoce Meksykańskiej.
- Każdy dzień wycieku to gwałt na mieszkańcach wybrzeża zatoki i bogactwach
naturalnych, które należą do nas wszystkich - oświadczył.
Białemu Domowi zarzucano, że nie dość szybko i zdecydowanie odpowiedział na
kryzys.
Ropa wyciekająca od ponad miesiąca tworzy w Zatoce Meksykańskiej plamę,
która powoduje spustoszenia ekologiczne. Dotarła już do wybrzeży stanu
Luizjana, niszcząc miejscową faunę. Giną ptaki wodne, a władze zamykają
kolejne tereny połowu ryb. Walka z wyciekiem wcześniej polegała na próbach
rozcieńczania plamy ropy za pomocą dyspergentów rozpylanych z samolotów.
Planuje się też wypalanie ropy.
W piątek do Luizjany udał się prezydent Barack Obama, który zapowiedział "potrojenie
środków" przeznaczonych na walkę z wyciekiem.
(PAP)
Sobota, 22010-05-29
Szwecja świętuje 70. rocznicę przybycia polskich marynarzy
Dzień Polski obchodzono w miejscowości Mariefred, 70 kilometrów od
Sztokholmu. Święto zorganizowano z okazji 70. rocznicy przybycia do
miasteczka polskich marynarzy z okrętów podwodnych ORP Sęp, Ryś i Żbik.
Polscy podwodniacy, rozbrojeni w 1939 roku w podsztokholmskiej twierdzy
Vaxholm, w 1940 roku trafili do strzeżonego ośrodka pod Mariefred na
jeziorem Melaren. Internowanie marynarzy wstrząsnęło miejscową ludnością,
która po wojnie pozytywnie przyjęła przybyszów z Polski. Wielu z marynarzy
założyło w Szwecji rodziny, a dziś w Mariefred i okolicach żyją osoby mające
polskie korzenie.
- Właśnie dla tych następnych pokoleń zorganizowaliśmy Dzień Polski w
Mariefred. Nie ma co ukrywać, że wraz z odejściem ostatnich marynarzy,
istnieje groźba, że historia, która łączy Szwedów i Polaków może zostać
zapomniana. Robimy wszystko, aby tak się nie stało - powiedział Radomir
Wojciechowski, konsul RP w Sztokholmie i główny organizator polskiego święta.
W bibliotece miejskiej otwarto wystawę pamiątek, a w domu parafialnym
pokazano wspomnieniowy film dokumentalny współautorstwa Szweda Johana
Pieniowskiego, wnuka jednego z marynarzy. Przyznaje on, że nie jest łatwo
zainteresować historią młodych ludzi. - Zastanawiam się, co jeszcze można
zrobić, aby moi rówieśnicy wiedzieli więcej o przeszłości. Takie święto to
dobry pomysł - twierdzi Pieniowski.
Dzień Polski w Mariefred miał nie tylko oficjalny, wspomnieniowy charakter.
Oprócz ceremonii na cmentarzu, gdzie spoczywają polscy podwodniacy, przez
całą sobotę odbywały się imprezy kulturalne oraz sportowe. Szwedzi mogli
m.in. spróbować polskich potraw, poznać folklor oraz wysłuchać koncertu
chopinowskiego. Odbył się też szwedzko-polski bieg sztafetowy oraz mecz
piłki nożnej z udziałem polonijnej drużyny ze Sztokholmu Polonia Falcons.
Polskę promowały również stoiska armatora Polferries oraz Polskiej
Organizacji Turystycznej. Do Mariefred przyjechali też przedstawiciele
Olsztynka, miasta partnerskiego miejscowej gminy Straengnaes.
W piątek z okazji polskiego święta na Zamku Gripsholm w Mariefred odbyło się
polsko-szwedzkie Forum Kobiet Biznesu. Właścicielki firm z obu krajów mogły
wymienić doświadczenia oraz nawiązać współpracę.
Daniel Zyśk
(PAP)
Obama na miejscu katastrofy ekologicznej
Prezydent Barack Obama obiecał potrojenie liczby osób walczących ze skutkami
zanieczyszczenia ropą naftową wód i wybrzeży Zatoki Meksykańskiej i zapewnił
mieszkańców rejonów skażonych, że "nie będą pozostawieni samym sobie".
Obama, który udał się do stanu Luizjana aby osobiście przekonać się o
skutkach katastrofy ekologicznej wywołanej przez eksplozję na platformie
wiertniczej koncernu BP, przeprowadził serię narad z lokalnymi politykami i
przedstawicielami Straży Przybrzeżnej.
Prezydent udał się na skażoną ropą plażę, gdzie podnosił z piasku grudki
ropy. Później zapowiedział na konferencji prasowej, że dodatkowi ludzie
wesprą akcję zakładania pływających zapór powstrzymujących
rozprzestrzenianie się ropy wydobywającej się z uszkodzonego odwiertu oraz
będą czyścić plaże i obserwować wpływ zanieczyszczeń na dziką faunę i florę.
- Nie jesteście sami, nie zostaniecie opuszczeni i zapomniani. Media mogą
się znudzić tym tematem, ale my nie. Będziemy po waszej stronie i
dopilnujemy wszystkiego - obiecywał Obama mieszkańcom Luizjany.
Tymczasem jeden z dyrektorów koncernu BP, Tony Hayward, oświadczył, że
operacja tamowania wycieku ropy przy zastosowaniu metody "top kill", trwa i
jej rezultat może być znany najwcześniej po 48 godzinach. Metoda "top kill"
polega na tamowaniu wycieku "zastrzykami" specjalnej substancji.
Obama zapowiedział, że zespół ekspertów i naukowców pod kierownictwem
sekretarza energetyki Stevena Chu opracowuje plan wariantowy zatamowania
wycieku jeśli metoda "top kill" nie sprawdzi się. Prezydent wziął na siebie
odpowiedzialność za "rozwiązanie tego kryzysu", ale zapowiedział, że koncern
BP będzie musiał zapłacić za wyrządzone szkody.
Agencja Associated Press zauważa, że wobec obaw, iż katastrofa ekologiczna
może mieć również wpływ na jego prezydenturę, Obama postanowił
zademonstrować, że działa aktywnie w tej sprawie. Temu właśnie służyła
krótka, bo zaledwie kilkugodzinna, podróż do Luizjany.
Mieszkańcy skażonych terenów, a zwłaszcza rybacy, którym grozi utrata
środków utrzymania, mają obecnie pretensję nie tylko do koncernu BP ale
także do Obamy, bowiem coraz silniejsze jest przekonanie, że prezydent nie
dość zdecydowanie objął przywództwo w tej sprawie.
Zdaniem części komentatorów, dotychczasowe postępowanie Obamy w sprawie
katastrofy w Zatoce Meksykańskiej, pierwszego tak poważnego kryzysu
krajowego podczas jego prezydentury, nie przysporzyło mu popularności ani
nie umocniło wiary w jego przywództwo.
Do administracji mają pretensje mieszkańcy Luizjany i republikański
gubernator tego stanu Bobby Jindal. Demokratyczna senator z Luizjany Mary
Landrieu powiedziała, że prezydent "zapłaci, niestety, polityczną cenę" za
katastrofę.
Platforma wiertnicza koncernu BP Deepwater Horizon eksplodowała 20 kwietnia
powodując śmierć 11 pracowników i zapoczątkowując trwający do dziś wylew
milionów litrów ropy do wód Zatoki Meksykańskiej.
(PAP)
Piątek,
2010-05-28
Rosja ostrzega Polskę
i NATO; "Odczuwamy niepokój"
Rozmieszczenie na stałe w Polsce rakiet Patriot byłoby poważnym
naruszeniem podstawowej umowy między Rosją a NATO - uważa rosyjskie MSZ.
Jeśli rozmieszczenie amerykańskich rakiet Patriot w Polsce przybierze
charakter stały, będzie to naruszeniem Aktu Stanowiącego Rosja-NATO z
roku 1997 - taką opinię wyraził wiceminister spraw zagranicznych Rosji
Aleksandr Gruszko.
System rakiet Patriot, rozlokowany w Morągu w poniedziałek, będzie
przyjeżdżał do Polski cyklicznie - co kwartał na jeden miesiąc. Od 2012
roku miałby trafić tutaj na stałe.
Niepokój całkiem naturalny
- Naturalnie, rozmieszczenie rakiet wywołuje niepokój - powiedział
dyplomata. - Nie ukrywamy swej reakcji, pilnie obserwujemy ten proces -
dodał, podkreślając, że "nie ma żadnych powodów uzasadniających
rozmieszczenie amerykańskich rakiet w pobliżu granicy rosyjskiej".
Wiceminister Gruszko powiedział, że "jeśli proces przybierze stały
charakter, będzie to naruszeniem aktu między Rosją a NATO, w którym jest
mowa o tym, że strony będą się powstrzymywać przed rozmieszczaniem
stałych sił bojowych w regionach leżących w pobliżu granic (partnera), w
tym na terenie nowych państw członkowskich".
- Mamy zamiar popracować z NATO nad rozszyfrowaniem tego dokumentu i
zapisać to w postaci obowiązujących ustaleń - powiedział dyplomata.
Nie stanowią zagrożenia
W przeddzień minister spraw zagranicznych Rosji Siergiej Ławrow
powiedział, że Rosja oczekuje od USA i Polski "sensownych wyjaśnień" w
sprawie dyslokacji baterii Patriot w pobliżu rosyjskiej granicy. -
Jesteśmy przeciwni temu, aby w Europie rozkręcał się nowy wyścig zbrojeń
- podkreślił.
Były szef Sztabu Głównego Strategicznych Wojsk Rakietowych Rosji,
generał Wiktor Jesin oświadczył w piątek, że rozmieszczona w Morągu, 70
km od obwodu kaliningradzkiego, bateria rakiet Patriot nie stanowi
zagrożenia dla jego kraju.
(PAP)
Holendrzy pomogą powodzianom
Specjalistyczna pompa do usuwania wody z zalanego kaliskiego osiedla
Piskorzewie dotrze do Kalisza z zaprzyjaźnionego holenderskiego miasta
Heerhugowaard.
- Na wieść o tym, że Kalisz został dotknięty powodzią, rada
holenderskiego miasta zareagowała natychmiast. Zdecydowała, by wesprzeć
działania miejskich służb w usuwaniu skutków powodzi - poinformowała
rzeczniczka prezydenta Kalisza Karina Zachara.
Według Iwony Dudy z miejskiego wydziału promocji i współpracy
międzynarodowej, Holendrzy zaoferowali pompę, ponieważ o taki sprzęt
prosiły władze Kalisza. Przyjedzie także obsługa tego urządzenia.
Pompa ma wydajność 6 tys. litrów na minutę. Posiada własny napęd. W
sobotę rozpocznie pompowanie wody z ogromnego rozlewiska, jakie powstało
w rejonie kilku ulic na osiedlu Piskorzewie. Holendrzy są jedynymi z
kilkunastu partnerów zagranicznych Kalisza, którzy zaoferowali pomoc
powodzianom.
W piątek wieczorem stan wody na kaliskim odcinku Prosny wynosił 266 cm i
był wyższy od stanu alarmowego o 46 cm. W mieście nadal obowiązuje alarm
powodziowy.
(PAP)
Prezydent Gruzji zaprasza dzieci powodzian na wakacje
Prezydent Gruzji Micheil Saakaszwili zdecydował o zaproszeniu na wakacje
do tego kraju 100 dzieci z rodzin, które najbardziej ucierpiały podczas
powodzi w Polsce - poinformowała ambasada Gruzji w Polsce.
Polskie dzieci, które pojadą do Gruzji, spędzą wakacje z gruzińskimi
rówieśnikami w ośrodkach dla młodzieży nad wybrzeżem Morza Czarnego. Jak
poinformowała ambasada, list w tej sprawie prezydent Gruzji wystosował
do pełniącego obowiązki prezydenta Polski marszałka sejmu Bronisława
Komorowskiego.
Pomoc dla powodzian organizowana jest także w innych krajach. Ukraiński
rząd podjął decyzję o przeznaczeniu 5 mln hrywien (ok. 2,1 mln zł)
pomocy dla Polski.
Na Litwie rada samorządu rejonu solecznickiego, który w 80% zamieszkują
Polacy, przyznała w czwartek z własnego budżetu 10 tys. litów (ok. 12
tys. zł) dla powodzian w Polsce. Ogłoszono też powszechną zbiórkę
środków dla poszkodowanych przez żywioł. Od poniedziałku wśród Polaków
zamieszkałych na Litwie trawa akcja pt. Wileńszczyzna - powodzianom. W
ciągu pierwszych dwóch dni na konto wpłacono ok. 10 tys. litów.
Pieniądze na pomoc dla poszkodowanych przez powódź w Polsce zbierają
także Polacy na Białorusi. Na konferencji w Lublinie poinformowała o tym
Andżelika Borys - prezes nieuznawanego przez Mińsk Związku Polaków na
Białorusi (ZPB).
Borys powiedziała, że akcja pomocy została ogłoszona we wtorek i będzie
trwała do 25 czerwca. Na zakończenie planowany jest koncert z udziałem
zespołów działających przy ZPB.
(PAP)
Czwartek, 2010-05-27
USA: nie będziemy tłumaczyć się Rosji
Administracja USA odmawia komentarza na temat wystąpienia ministra spraw
zagranicznych Rosji Siergieja Ławrowa, który poprosił USA o "rozsądne
wyjaśnienia" w sprawie rozmieszczenia w Polsce rakiet Patriot, które
jego zdaniem nakręcają wyścig zbrojeń.
- Biały Dom nie będzie komentował tych doniesień. Prezydent mówił już,
że amerykańskie systemy obrony rakietowej nie są zagrożeniem dla Rosji,
tylko mają się przeciwstawić wspólnym zagrożeniom z innych regionów, np.
z Iranu - powiedział rzecznik Białego Domu Ben Chang.
- Nasze stanowisko w sprawie obrony Polski jest znane, zostało określone
przez wiceprezydenta Bidena, kiedy tam był - dodał.
Inny przedstawiciel administracji USA, ale zastrzegający sobie
anonimowość, powiedział, że sprawa rakiet Patriot w Polsce jest
przedmiotem rozmów amerykańsko-rosyjskich.
- Prowadziliśmy na ten temat rozmowy z rządem Rosji i nadal będziemy to
robili. Nie jest pomocne składanie publicznych oświadczeń w tej sprawie
- powiedział.
(PAP)
"Chwilowo" zatamowano wyciek ropy naftowej przy
Ekipom koncernu BP i ekspertom rządowym udało się chwilowo zatamować
wyciek ropy naftowej zanieczyszczającej Zatokę Meksykańską po wypadku na
platformie wiertniczej Deepwater Horizon 20 kwietnia - informują
przedstawiciele władz amerykańskich.
Inżynierowie z BP podjęli próbę powstrzymania wycieku ropy metodą "top
kill". Polega ona na wpompowaniu w rejon głowicy przeciwerupcyjnej w
szybie naftowym, gdzie nastąpił wyciek, specjalnych substancji
przypominających muł, które mają zatamować ropę. Następnie pompuje się
cement, który trwale zatka nieszczelność w szybie.
Jak powiedział dowódca amerykańskiej Straży Przybrzeżnej, admirał Thad
Allen, ekipy ratunkowe "przynajmniej tymczasowo" zatamowały wyciek.
Telewizja Fox News podała początkowo, że operacja "zakończyła się
sukcesem", ale potem rząd federalny sprostował tę wiadomość, informując,
że chodzi o chwilowe powstrzymanie wycieku.
Dalsze prace trwają. Zacementowanie nieszczelności w szybie będzie
możliwe dopiero, gdy ciśnienie ropy spadnie do zera.
Jak podał "Los Angeles Times", Allen zapowiedział też, że
międzyresortowa komisja ogłosi skorygowane szacunki, ile ropy wydostało
się z uszkodzonego szybu do zatoki.
Straż Przybrzeżna podała najpierw, że dziennie do morza wypływa 5000
baryłek ropy, ale niezależni eksperci twierdzą, że wycieka jej dużo
więcej - być może dziesiątki tysięcy baryłek dziennie.
Eksperci rządowi przyznali w czwartek, że wyciek ropy w Zatoce
Meksykańskiej jest największą tego rodzaju katastrofą ekologiczną w
historii USA. Do zatoki wypłynęło już więcej ropy, niż w czasie
katastrofy tankowca Exxon Valdez w pobliżu Alaski w 1989 r. - być może
nawet dwa razy więcej.
Prezydent Barack Obama zapowiedział zamrożenie na sześć miesięcy
wydawania dalszych pozwoleń na wiercenia naftowe w Zatoce Meksykańskiej.
Wiadomo już, że do katastrofy doprowadziły zaniedbania środków
bezpieczeństwa przez BP. Przymykała na nie oczy rządowa agencja MMS,
odpowiedzialna za nadzór nad wierceniami.
(PAP)