Polonia Winnipegu
 Numer 66

            19 marca 2009      Archiwa Home Kontakt

Wydawca


Bogdan Fiedur
Bogdan Fiedur
 

 

zapisz Się Na Naszą listę


Proszę kliknąć na ten link aby dotrzeć do formularza gdzie można zapisać się na listę dystrybucyjną i w przyszłości otrzymywać biuletyn bezpośrednio od nas.

Aby zapisać się szybko bez wypełniania formularza, proszę wysłać E-mail bez żadnego tekstu poprzez kliknięcie tego linku.

 

 

Przyłącz się

Jeśli masz jakieś informacje dotyczące polskich wydarzeń i chciałbyś albo chciałabyś podzielić się nimi z naszymi czytelnikami, to prześlij je do nas. Mile widziane są wywiady, felietony, zdjęcia i poezja. Proszę informować nas o wszystkich wydarzeniach polonijnych.

 

 

Promuj polonię

Każdy z nas może się przyczynić do promowania Polonii w Winnipegu w bardzo prosty sposób.  Mój apel jest aby dodać dwie linie do waszej stopki (signature) aby zacząć promować Polonijne wydarzenia w Winnipegu kiedykolwiek wysyłamy maila.

Tutaj są instrukcj
e jak dodać stopkę używając Outlook Express.

Kli
knij Tools-->Options --> Signatures

Zaznacz poprzez kliknięcie
Checkbox gdzie pisze

Add signature to all outgoing messages


W pole gdzie jest napisane Edit Signature proszę wpisać.

Polonijny link Winnipegu
http://www.polishwinnipeg.com

albo

Polish Link for Winnipeg
http://www.polishwinnipeg.com


Po tym kliknij Apply

I to wszystko. Od tej pory będziemy promować polskie wydarzanie w Winnipegu automatycznie kiedy wyślemy maila do kogoś. Wszystkie programy mailowe mają taką opcję tzw. signature i sposób jej dodania będzie bardzo podobny do tego co opisałem dla Outlook Express

Polonijny Biuletyn Informacyjny w Winnipegu

O` Canado! czyli zmagania lekarza emigranta książka doktora
Jerzego Pawlaka.

Powrót..

O`KANADO! CZYLI ZMAGANIA LEKARZA EMIGRANTA


„40 lat minęło jak jeden dzień...”

Mówią też, że życie zaczyna się dopiero po czterdziestce. I czy tak będzie naprawdę,
zobaczę na własnym przykładzie. Gorąca Libia to już zamknięty rozdział mojego życia,
który skończył się przed czterdziestką. Dzisiaj jestem w Bonn i zmierzam prosto do
Kanadyjskiego Konsulatu, gdzie już z dala wita mnie klonowy liść dumnie powiewający
na wietrze.

Czuję, że serce bije mi coraz mocniej, ale przecież wiem, głęboko w to wierząc, że
do załatwienia pozostaje tylko zwykła formalność, bo w mojej podświadomości mam
głęboko zakodowane, że emigracja do Kanady jest moim przeznaczeniem. Miałem
też pewność, że w tym drugim rozdziale mojego życia w dalszym ciągu pozostanę
człowiekiem wrażliwym i emocjonalnym.

Pamiętam, że w recepcji Konsulatu po wyjaśnieniu celu mojej wizyty otrzymałem
od sekretarki plik formularzy emigracyjnych dokumentów, jakie należało niezwłocznie
wypełnić. Byłem święcie przekonany, że musiałem to zrobić natychmiast nie tracąc
ani chwili. W rubryce zawód podaję, że jestem lekarzem; ponadto prócz wykształcenia
medycznego posiadam jeszcze studia biologiczne z dużym doświadczeniem
laboratoryjnym – a więc mogę podjąć każdą pracę w laboratorium szpitalnym czy też
naukowym. Pośpiesznie zwróciłem dokumenty sekretarce, która uśmiechała się dość
sympatycznie – tak to wtedy odebrałem. Dopiero po latach nabrałem doświadczenia
w odróżnianiu tego rodzaju sympatycznych uśmiechów przedstawicielek biurokracji
kanadyjskiej od rzeczywistej szczerości. Opuściłem Konsulat głęboko wierząc,
że w najbliższych dniach wrócę tu w celu formalnego załatwienia emigracji. Po
wypełnieniu formularzy uspokoiłem się, wiem bowiem, że moje przeznaczenie jest już
przypieczętowane i że dalszej drogi mojego życia nie da się już zmienić.
Odczułem miłe zaskoczenie, kiedy następnego dnia w skrzynce pocztowej
zobaczyłem kopertę ze znakami Konsulatu Kanadyjskiego. Spodobało mi się szybkie
działanie biurokracji kanadyjskiej. Musi im na mnie zależeć, skoro aprobata nastąpiła
aż tak szybko. I mimo, iż byłem święcie przekonany, że koperta zawiera pozytywną
wiadomość, przy jej otwieraniu drżały mi ręce.

Były w niej wypełnione przez mnie wcześniej w Konsulacie papiery. Nie mogłem wprost uwierzyć, że w rubryce gdzie podałem swój zawód widniała dopisana ręcznie
drukowanymi literami okrutnie brzmiąca dla mnie i zarazem stanowcza uwaga:

„We do not need any doctors in Canada.”

Poczułem się jak spoliczkowany. Dostałem lekkiego bólu głowy, zapiekły mnie
policzki, a serce biło szybko i mocno. Moje zaskoczenie trwało jeszcze przez kilka dni.
Zacząłem tłumaczyć sobie, że nie pozostaje mi nic innego, jak popróbować szczęścia
w innych stronach świata, bo akurat wtedy moje emigracyjne dążenia były znacznie
silniejsze od zdrowego rozsądku.

A więc zacząłem próbować, gdzie się tylko dało, zwłaszcza że miałem obok siebie
niezmordowanego doradcę i poplecznika w osobie mojego szwagra, który ostatecznie
skoncentrował się na dwóch kontynentach – Afryce i Australii, wybierając w końcu
tę ostatnią, do której wreszcie bez większego wysiłku się dostał. Natomiast ja nie
miałem w staraniach o wyjazd do Australii większych szans, ponieważ kraj ten nie
przyjmował przesiedleńców samotnych i kandydaci bez rodzin nie kwalifi kowali się do
zatwierdzenia na wyjazd.

Długo rozmyślałem nad tą życiową decyzją, brałem nawet pod uwagę powrót do
Libii, aby z perspektywy czasu i odległości rozważyć zmiany zachodzące w polskim
politycznym rozgardiaszu. Ale mimo, iż posiadałem nowy kontrakt na zatrudnienie
w Libii, konsulat tego kraju w Bonn typowo po arabsku załatwił mnie odmownie.
Aż któregoś dnia dotarła do nas w Bonn wiadomość, że rząd kanadyjski zaczął
przyjmować imigrantów na różnego rodzaju sponsorstwa jak na przykład prywatne,
kościelne czy też rozmaitych organizacji polonijnych. Postanowiłem więc niezwłocznie
z tego skorzystać i chociaż trudno mi to było sobie wyobrazić, „załapałem się”, według
wyrażenia jednego z poznanych przeze mnie na obczyźnie polonusów. On sam co
prawda „nie załapał się”, ale jego sytuacja była całkiem inna.

Był to ogromnie rozmowny i przyjacielski młody człowiek z żoną i dzieckiem.
Przepadał za kawusią i papieroskami i całymi dniami potrafi ł gaworzyć o planach
i perspektywach na przyszłość. Kiedy większość młodych przesiedleńców uganiała się
za pracą, on popijał kawusię przekąszał ją obfi cie papieroskami. Pewnego dnia jego
małżonka orzekła, że potrzebny im jest komplet garnków i przydałoby się zarobić trochę
grosza. Nasz znajomek posmutniał wtedy i na okoliczność padającego akurat deszczu
zrobił bardzo żałosną minę. Bez większego entuzjazmu oznajmił: – No, dobra, dobra,
pójdę. – Następnego dnia wpatrywał się posmutniały w okno, bo zaczęło śnieżyć, ale
pod strofującym wzrokiem żony nie był już taki rozmowny; wyglądał z niepokojem
dnia tortury, kiedy będzie musiał udać się na zarobek. Pewnego sprzyjającego pod
względem warunków atmosferycznych dnia, wczesnym rankiem rzeczywiście wyjechał
i po trzech godzinach wrócił bardzo radosny i rozmowny, opowiadając o wspaniałej,
dobrze płatnej pracy. Zaczął od tego, że jedzie się do Bonn ponad godzinę i tyle samo
czasu potrzeba na powrót, pracuje się na miejscu tylko cztery godziny i za to wszystko
doskonale płacą. Zapytany, dlaczego jednak tak szybko znalazł się z powrotem w domu,
odpowiedział prawie z triumfem – Bo się nie załapałem.

Ja natomiast „załapałem się” na sponsorstwo prywatnej grupy pięciu osób, które
gwarantowały zaopiekowanie się mną poprzez zapewnienie na początku godziwych warunków bytowych i pomoc w znalezieniu pracy, i urządzeniu się pod ich opiekuńczym
nadzorem. Pozostało mi teraz tylko czekać, co jednak połączone było z pewnym
niepokojem. Często kiedy spacerowałem w pobliżu kolońskiej katedry i podziwiałem
jej architekturę, jednocześnie walczyłem z natrętnymi myślami o tej decyzji, której
jednak z rozmysłem nie chciałem już zmienić.

Ostatni miesiąc pobytu w byłej Republice Federalnej Niemiec spędziłem na mało
zaszczytnej pracy w Kaufhalle, gdzie „załapałem się” do rozładowywania pociągów
przywożących towar do magazynów handlowych. Pomagało mi to zabić czas w ten
sposób, że z jednej strony płynął on szybciej, a z drugiej strony nie miałem go za
wiele na rozmyślanie. Przypominam sobie, że moi towarzysze przesiedleńcy, którzy
nigdzie się nie „załapali”, podkoloryzowywali moje wyobrażenia o Kanadzie. Płynęły
więc z ich ust hymny pochwalne o kanadyjskich lasach pełnych zwierzyny, jeziorach
przepełnionych rybami, oraz opowieści o legendarnych dumnych Indianinach, takich
jak Winnetou.

Czas upływał mi więc bardzo szybko i zarazem bardzo boleśnie wskutek ciężkich
trudów dwunastogodzinnej harówki. Moi towarzysze pracy w większości rekrutowali się
spośród byłych górników ze Śląska. A więc byli to muskularni, zahartowani w ciężkiej
pracy robotnicy. Do mojej brygady trafi ł również drugi lekarz, wykonujący taką samą
ciężką pracę jak ja. On z kolei wraz z rodziną wybierał się na emigrację do Stanów
Zjednoczonych. Pamiętam, że kiedy zgłosiłem się do pracy po raz pierwszy, zostałem
przyjęty na próbę, ponieważ jeden z górników zachorował. Nie wiedziałem, jak długo to
potrwa, ale kiedy po kilku dniach górnik powrócił, nasz niemiecki brygadzista wycedził
przez zęby do ozdrowieńca: – Ty zostaniesz tylko dzisiaj – i wskazując na mnie palcem
dodał: – On będzie na twoim miejscu, bo jest lepszy. – Ale jak na ironię wysłał nas razem
do rozładowania dwóch ciężarówek z ładunkiem pięciokilogramowych paczek. Mój
towarzysz szybko ocenił sytuację i wybrał strategicznie dużo lepszą pozycję i wdrapał
się na szczyt samochodu skąd bombardował mnie paczkami, które leciały jak pociski.
Nie chciałem się poddać, nie mogłem też się skarżyć. A po zakończonej zmianie wyłem
z bólu przez całą noc. Prawie że nie mogłem oddychać i jak tu było myśleć o emigracji.
Z trudnością udało mi się zwlec z łóżka, aby w ciągu godziny stawić się w jednym
szeregu z górnikami, w imię jakiejś wątpliwej satysfakcji. Chciałem chyba upokorzyć
samego siebie. Nie potrafi łem powiedzieć nie i tak ciągnąłem to zajęcie do samego
końca pobytu.

Z emigracyjnej sposobności zamierzali też skorzystać moi przyjaciele z Libii,
którzy po opuszczeniu Afryki zamieszkali w Hamburgu. Oboje lekarze, on internista
a ona dentystka, z dwójką dzieci. Zaadaptowali się w RFN bardzo szybko i mieli
już niebawem rozpocząć pracę zawodową, jako że w tym kraju nie było potrzeby
nostryfi kowania naszych dyplomów aby uzyskać zatrudnienie w zawodzie. Tuż przed
wyjazdem do Kanady zadzwoniłem do nich i z zaskoczeniem dowiedziałem się, że
postąpili dokładnie tak samo jak ja i również oczekują z niepokojem na wyjazd do
Kanady. Zrobiło mi się raźniej, że ktoś z moich przyjaciół dokonał takiego samego
wyboru. Tego dnia opadły ze mnie wątpliwości w sprawie mojego postępowania.
 


Copyright © Polonijny Link Winnipegu
Kopiowanie w całości jest dozwolone bez zgody redakcji pod warunkiem nie dokonywania zmian w dokumencie.

23-845 Dakota Street, Suite 332
Winnipeg, Manitoba
R2M 5M3
Canada
Phone: (204)254-7228
Toll Free US and Canada: 1-866-254-7228