Polonia Winnipegu
 Numer 67

            26 marca 2009      Archiwa Home Kontakt

Wydawca


Bogdan Fiedur
Bogdan Fiedur
 

 

zapisz Się Na Naszą listę


Proszę kliknąć na ten link aby dotrzeć do formularza gdzie można zapisać się na listę dystrybucyjną i w przyszłości otrzymywać biuletyn bezpośrednio od nas.

Aby zapisać się szybko bez wypełniania formularza, proszę wysłać E-mail bez żadnego tekstu poprzez kliknięcie tego linku.

 

 

Przyłącz się

Jeśli masz jakieś informacje dotyczące polskich wydarzeń i chciałbyś albo chciałabyś podzielić się nimi z naszymi czytelnikami, to prześlij je do nas. Mile widziane są wywiady, felietony, zdjęcia i poezja. Proszę informować nas o wszystkich wydarzeniach polonijnych.

 

 

Promuj polonię

Każdy z nas może się przyczynić do promowania Polonii w Winnipegu w bardzo prosty sposób.  Mój apel jest aby dodać dwie linie do waszej stopki (signature) aby zacząć promować Polonijne wydarzenia w Winnipegu kiedykolwiek wysyłamy maila.

Tutaj są instrukcj
e jak dodać stopkę używając Outlook Express.

Kli
knij Tools-->Options --> Signatures

Zaznacz poprzez kliknięcie
Checkbox gdzie pisze

Add signature to all outgoing messages


W pole gdzie jest napisane Edit Signature proszę wpisać.

Polonijny link Winnipegu
http://www.polishwinnipeg.com

albo

Polish Link for Winnipeg
http://www.polishwinnipeg.com


Po tym kliknij Apply

I to wszystko. Od tej pory będziemy promować polskie wydarzanie w Winnipegu automatycznie kiedy wyślemy maila do kogoś. Wszystkie programy mailowe mają taką opcję tzw. signature i sposób jej dodania będzie bardzo podobny do tego co opisałem dla Outlook Express

Polonijny Biuletyn Informacyjny w Winnipegu

O` Canado! czyli zmagania lekarza emigranta książka doktora
Jerzego Pawlaka.

INDEX

O`KANADO! CZYLI ZMAGANIA LEKARZA EMIGRANTA

Wreszcie nastąpił długo oczekiwany dzień – lotnisko we Frankfurcie, samolot do Kanady, długi lot, lądowanie w Toronto, pierwszy kontakt z krajem osiedlenia i potwierdzający to dokument, czyli „landed immigrant” – wiza uprawniająca do stałego pobytu.

Wkrótce potem siedziałem w samolocie mającym zabrać mnie do miejsca docelowego. Tam odebrało mnie z lotniska kilku wiekowych Polonusów i przez kilka miesięcy musiałem żyć zgodnie z ich życzeniami i planami. Nie byłem wtedy w stanie niczego zmienić – bo tak według nich wszystko musiało być. Zresztą z pewnością chcieli jak najlepiej, ale ich własne wartości nie uwzględniały jednak mojego punktu widzenia.

Wylądowałem w miejscu mojego przeznaczenia 28 października 1982 roku. Dni były bardzo słoneczne i ciągle nie było śniegu. Zostałem „porwany” przez Polonusów i prawie co trzeci dzień trafi ała mi się jakaś gościna z dobrymi trunkami i jeszcze lepszą zakąską. Wkrótce zacząłem mieć trudności z rozpoznaniem samego siebie, gdyż moje „pysio” bardzo się zaokrągliło. Na kanadyjskich preriach przeżywałem beztroski okres. Podziwiałem rozległość miasta, różnorodność domków jednorodzinnych, przed którymi rosły przeważnie wspaniałe świerki syberyjskie lub kanadyjskie, ale nigdzie nie widać było tych wspaniałych lasów, o których wspominali towarzysze z pobytu w Niemczech. Wyjeżdżając na wycieczki poza miasto zamiast lasów oglądałem tylko kosodrzewinę, która w tym sezonie pozbawiona liści wyglądała niezwykle ubogo w porównaniu z lasami otaczającymi moje rodzinne miasto Łódź.

Poczułem się prawie Kanadyjczykiem kiedy zdałem pisemny test i przeszedłem sprawdzian w celu uzyskania kanadyjskiego prawa jazdy, najważniejszego dokumentu tożsamości w Ameryce Północnej. Pierwszy miesiąc minął jak błyskawica. Na początku grudnia dostałem list od przyjaciół, którzy podobnie jak ja również wylądowali na preriach, ale z treści listu wynikało, że trafi li w mniej korzystne warunki od moich. List zawierał wiele wyrzutów pod moim adresem. Skoro znalazłem się tutaj znacznie wcześniej od nich, moim obowiązkiem było ostrzec ich przed losem jaki ich miał spotkać. Powrót do RFN był w ich sytuacji już niemożliwy. Zarzucili mi, że zamiast ich uprzedzić, spokojnie oczekiwałem aż wpadną w to samo „bagno”, w którym ja już utkwiłem. Ostatnie zdanie listu wymierzone jednak było przeciwko Kanadyjczykom i „stworowi”, który nazywa się tutaj „garage sale”. Brzmiało ono dosadnie i grubiańsko: „Ci ludzie, gdyby mogli, to sprzedaliby własne gówno”. Patrząc na to z obecnej perspektywy mam wrażenie, że przyczyną ich frustracji i takiego komentarza było
nagłe zderzenie z nową rzeczywistością i wstępnymi trudnościami. Później nigdy już
nie usłyszałem od nich podobnych słów goryczy.

W tym czasie jeszcze nie orientowałem się, na czym polegają popularne tutaj „garage sales”, ale kiedy przyjrzałem się tym kanadyjski „stworom” z bliska, przyznałem rację
moim znajomym, zwłaszcza że rozpieściła ich uprzednia niemiecka rzeczywistość. Podczas pobytu w Hamburgu byli w stanie trzykrotnie zmienić umeblowanie w swoim trzypokojowym mieszkaniu. Zmienić, to znaczy wyszukać i zabrać z ulicy to, co im się podobało, nie wydając przy tym złamanego grosza. Otóż co tydzień inna z kolei hamburska ulica wystawiała niepotrzebne rzeczy na zewnątrz domów. Rzeczy te przez jeden dzień zostawiane były dla tych wszystkich, którzy mogli czegoś poszukiwać, po czym miasto oczyszczało ulice z tego co zostało. A znaleźć można było praktycznie wszystko – od czystej odzieży poskładanej w przysłowiową „kostkę” po telewizory, pralki, lodówki, meble, rowery a nawet pieniądze w skarbonkach. Kiedy pewnego dnia odwiedziłem moich przyjaciół w Hamburgu, zdecydowaliśmy przespacerować się ulicą zamieszkałą głównie przez prostytutki, które właśnie tego dnia wystawiły przed domy rzeczy niepotrzebne, czy też te, które im się za bardzo opatrzyły. Byliśmy ciekawi, co na tej ulicy znajdziemy. Rzeczywistość przeszła nasze oczekiwania; można było znaleźć prawie wszystko za wyjątkiem używanych prezerwatyw. Na początku mojego pobytu w Kanadzie wpadł mi do ręki medyczny artykuł o dziwiącym mnie, choć z pewnością nieco żartobliwym tytule: „Canada: The land of two seasons (winter and mosquito).” Komarów akurat nie było, ale zima właśnie nadchodziła i z dnia na dzień coraz bardziej dawała się we znaki. Najbardziej trafnie zimę taką przedstawił mały chłopiec w liście do swojego dziadka w Polsce. List ten
bardzo przypadł mi do gustu i chciałbym go w tym miejscu zacytować: Kochany Dziadku!
Niedawno do Ciebie pisałem, ale pani z polskiej szkoły zadała nam pracę domową, aby napisać list. Pani w szkole opowiada, że nadchodzi piękna wiosna, a mama twierdzi, że przeklęta zima wcale nie ustępuje. Za dwa tygodnie wybieramy się na kulig. Pani mówi
o przyjemnościach, jakie nas tam spotkają, a mama wymienia, że ta cała przyjemność to
dwa stare konie, które ledwo ciągną platformę, na której siedzimy. Okropny mróz, który
szczypie w „mordy”, i kiełbasa, która mimo trzymania nad ogniskiem zamarza. Nasz
pies ma ochotę na kiełbasę, ale niestety pysk mu od mrozu zesztywniał. Tak więc drogi Dziadku zapraszam Cię do tej przecudnej krainy, przyjedź więc na odwiedziny.

 


Zdarzały się miłe, rodzinne odwiedziny.

Zacząłem uczęszczać do szkoły języka angielskiego. Spodziewałem się chyba zbyt wiele, wyobrażałem sobie, że trafi ę do kilkuosobowej klasy wypełnionej audiowizualną aparaturą. Zamiast tego znalazłem się w klasie, w której jedna nauczycielka uczyła około 25 osób. Audiowizualne wyposażenie istniało tylko w naszej bujnej wyobraźni. W szkole poznałem kolegę po fachu z Krakowa, trochę starszego ode mnie, bez jakiejkolwiek znajomości języka angielskiego, który przyjechał na jednoroczne sponsorstwo rządowe – a więc miał zapewnione na okres jednego roku mieszkanie oraz pieniądze na życie i ubrania. Wydawało mi się to prawie nierealne w świetle moich wrażeń z potraktowania mnie w Konsulacie w Bonn. Ale lekarz ten przybył do Kanady z Rzymu i najprawdopodobniej aktywność polityczna naszego Papieża na tamtym terenie miała decydujący wpływ na stosunek Konsulatu Kanadyjskiego do polskich emigrantów. Na marginesie chciałbym dodać, że lekarz ten nigdy nie wrócił do wykonywania swojego zawodu w Kanadzie. Uczęszczając do szkoły zacząłem równocześnie rozglądać się za pracą. Składałem podania wszędzie, a mianowicie na stacjach benzynowych, w laboratoriach, na uniwersytetach, a nawet w więzieniu na stanowisko strażnika, gdyż jedna z przedstawicielek starej Polonii doradziła mi, że jest to dobrze płatne rządowe stanowisko pracy.
 


 

Po około czterech tygodniach uczęszczania do szkoły otrzymałem telefon, że ktoś
jest zainteresowany moją osobą i chce przeprowadzić ze mną „interview”. Zaskoczył
mnie akcent tego człowieka, co jeszcze bardziej wzmogło moje zainteresowanie jego
osobą. Nie mogłem wprost doczekać się tego dnia i wreszcie ujrzałem Chińczyka średniego wzrostu, trochę młodszego ode mnie, który po krótkiej rozmowie zdecydował, że przyjmuje mnie na próbę. Na wstępie nie poinformował mnie, jakie stanowisko otrzymałem i jakie będą moje obowiązki. Przez kilka dni starałem się być użyteczny, a więc „szwendałem” się po laboratorium obserwując pracę innych. Chcąc kontynuować naukę języka angielskiego w szkole poprosiłem mojego szefa o zezwolenie na to. On popatrzył na mnie zdziwiony i szybko odpowiedział: – Ty tego nie potrzebujesz, będziesz musiał uczyć się wszystkiego, włącznie z językiem angielskim, ode mnie. – I tak zostało, wskutek tego mój angielski ma chińskie naleciałości. Mam nadzieję, że te naleciałości nie przeniosły się na mój język polski. To by dopiero było: polski lekarz w angielskojęzycznym środowisku z chińskimi naleciałościami. Chociaż w kanadyjskim wielokulturowym społeczeństwie wszystko jest możliwe.
 

 
INDEX



Copyright © Polonijny Link Winnipegu
Kopiowanie w całości jest dozwolone bez zgody redakcji pod warunkiem nie dokonywania zmian w dokumencie.

23-845 Dakota Street, Suite 332
Winnipeg, Manitoba
R2M 5M3
Canada
Phone: (204)254-7228
Toll Free US and Canada: 1-866-254-7228