| 
	 
  
	
	  
  
Rozpocząłem swoją pracę w kompanii zwanej MedicAid, 
założonej przez grupę Anglików, którzy planowali otworzyć sieć klinik w 
Północnej Ameryce w powiązaniu z Shoppers Drug Mart - kompanią, która zajmowała 
się sprzedażą leków, kosmetyków oraz innych drogeryjnych przedmiotów. Klinika na 
przekór angielskiej tradycji przyjmowała pacjentów bez umówionych 
uprzednio wizyt. Liczba takich klinik zwiększała się z dnia na dzień, budząc tym 
niepokój wśród tradycjonalistów i również sferze rządzących notabli. 
	 
 
 
Zaczęło panować przekonanie, że tego rodzaju kliniki idą na łatwiznę i masowość, 
odbierając chleb tradycjonalistom. Dawało się słyszeć wypowiadane z przekąsem 
zdania „no wiesz poszedł do Walking Clinic (klinika gdzie pacjent przychodzi nie 
umawiając się wcześniej na wizytę) i tam właśnie tak go leczono” itp. 
	 
A muszę zaznaczyć, że trochę bolały mnie te 
wypowiedzi, bo rzeczywistość była 
zupełnie inna. Milczałem więc wysłuchując tych sloganów. 
Zacząłem aktywnie uczestniczyć w zebraniach 
medycznych organizowanych przez 
kompanie farmaceutyczne. Tematy zebrań były zwykle dość ciekawe. Po części 
oficjalnej 
i dyskusji karmiono nas obficie i oczywiście nie brakowało napojów alkoholowych. 
Jednym słowem kompanie farmaceutyczne rozpieszczały nas swoją hojnością. 
 
Kiedyś będąc na takim spotkaniu zaczęliśmy dyskutować o sprawach 
palestyńsko-izraelskich. Będąc w Libii i dzieląc swoje mieszkanie z młodym 
Palestyńczykiem bardziej poznałem sedno problemu i porównywałem tą sytuację 
polityczną z naszą historią, kiedy to Polska utraciła niepodległość i latami 
następne pokolenia walczyły o jej odzyskanie. Zająłem więc bardziej zdecydowane 
stanowisko, że Palestyna powinna być wyzwolona spod okupacji Izraela. Kiedy 
wypowiadałem te słowa zauważyłem swego rodzaju niepokój na twarzach osób mi 
towarzyszących. Niektórzy odwracali się patrząc bacznie czy ktoś z innego stołu 
nie usłyszał tej dyskusji. Zamilkłem więc po tym oświadczeniu doszukując się 
jakiegoś nietaktu z mojej strony. Pomyślałem jednak, że ci ludzie obawiali się 
czegoś co można nazwać cenzurą polityczną. Ja byłem świeżym nabytkiem tej 
kanadyjskiej demokracji i nie zdawałem sobie wtedy sprawy, że ta demokracja w 
tym kraju ma swoje granice, których przekroczenie może być niebezpieczne. 
 
A więc czyżby to była tylko przysłowiowa wolność słowa? 
	Szybko mijały dni, tygodnie i miesiące. 
	Pieniążków było znacznie więcej i pacjentów 
	przybywało. Około 40% stanowili Indianie lub też Metysi, resztę stanowiła po 
	prostu 
	reszta świata z przewagą polskiej i ukraińskiej narodowości. 
	Pamiętam doskonale młodego 
	polskiego schizofrenika, który odwiedzał moją klinikę 
	dość często. Pierwszy raz spotkałem go jako pacjenta na oddziale 
	psychiatrycznym, 
	kiedy to szef tego oddziału przedstawił go jako polskiego schizofrenika, 
	który 
	opowiadając swoją historię życia czy też choroby bardzo często używał 
	przerywnika fucking 
	Kanada(p........a Kanada). Nie czułem się wtedy najlepiej, ponieważ był to 
	mój 
	biedny chory rodak, a z drugiej strony wydawało mi się wtedy, że ten kraj 
	był dla mnie 
	swego rodzaju dobroczyńcą. W kilka tygodni po rozpoczęciu mojej samodzielnej 
	pracy 
	pojawił się w mojej klinice. Posługiwał się dość dobrą znajomością języka 
	polskiego. 
	Był wychudzony, z oczami błyszczącymi, w których można było dostrzec 
	niepokój, 
	oraz bardzo pożółkłymi palcami od palenia papierosów. Mówił bardzo szybko 
	jakby 
	spiesząc się, że nie zdąży opowiedzieć wszystkiego. Mieszkał obecnie z 
	siostrą, 
	która stara się mu pomagać, ale zaraz z żalem dodał, że jak był mały to 
	siostra mu 
	obiecała zabierać go wszędzie- a teraz ona sama wyjeżdża na urlopy. Nagle 
	przerwał 
	opowiadanie, spojrzał na mnie badawczo i oświadczył , a jednocześnie zadał 
	pytanie: 
	 
	„Panie doktorze mam bardzo głupiego psychiatrę - może Pan zostanie moim 
	lekarzem.” 
	Nie czekając na odpowiedź zaczął 
	ponownie kontynuować swoje opowieści. Tego 
	dnia przybył lekko zaniepokojony i domagał się natychmiastowej wizyty. 
	Jednym 
	z symptomów tej choroby jest myślenie oderwane od rzeczywistości i właśnie 
	tego 
	dnia mój pacjent dał temu przykład. Kiedy wszedł do pokoju natychmiast 
	oznajmił 
	mi: 
	 
	”Panie Doktorze bolą mnie tak jajka, jakby ktoś kopnął kobitę w cycki.” 
	Starałem się utrzymać powagę i 
	oznajmiłem mu, że muszę te „jajka” zbadać. 
	On natychmiast opuścił spodnie i spoglądając badawczo na mnie kiedy 
	zakładałem 
	rękawiczki powiedział: 
	„Cieszę się, że Pan te 
	rękawiczki założył, bo wczoraj byłem w szpitalu i tam taki 
	jakiś badał mnie bez rękawiczek i teraz boję się, że mógł mnie czymś 
	zarazić.” 
	Po kilku miesiącach pracy 
	zaproponowano nam kupno kliniki, która to wtedy 
	przynosiła niezłe dochody. W tym jednak czasie myśleliśmy o otwarciu kliniki 
	lekarza 
	rodzinnego w tzw. lepszej części miasta. W międzyczasie coś tajemniczego 
	zaczęło się 
	dziać w naszej klinice - telefony, kontrole itp. Okazało się, że właściciele 
	kliniki weszli 
	w porozumienie z laboratorium diagnostycznym, z którym dzielili się 
	dochodami 
	zwiększając znacznie ilość badań laboratoryjnych. A więc „skrwawiano 
	pacjentów” 
	aby obustronnie pomnożyć dochody. 
	 
	Przeciętnie około 80% pacjentów było kierowanych na badania laboratoryjne, 
	a zdarzały się skrajności bo przykładowo pacjent ze skaleczonym palcem był 
	skierowany na badanie wykluczające mononukleozę. Ten taktyczny manewr był 
	dość prymitywny i łatwy do wykrycia. Zabawne to ale i prawdziwe. Te fakty 
	miały 
	miejsce przed rozpoczęciem mojej pracy kiedy to klinika egzystowała prawie 
	przez rok 
	i pracowali w niej ci angielscy dżentelmeni. I właśnie bomba wybuchła bo 
	prezydent 
	naszej kompanii popełnił samobójstwo, a trzech współwłaścicieli klinik 
	opuściło na 
	zawsze Kanadę uciekając przed rozprawą sądową. W międzyczasie okazało się, 
	że 
	kliniki te były zadłużone i zostały przejęte przez” Shoppersa”, który to 
	wystąpił do nas 
	z intratną propozycją przejęcia i prowadzenia kliniki. I w ten właśnie 
	sposób staliśmy 
	się jej dumnymi właścicielami. 
	Pewnego dnia zgłosił się do nas 
	Indianin w średnim wieku z raną przedramienia dość 
	znacznie krwawiącą. Natychmiast obecna recepcjonistka umieściła delikwenta w 
	pokoju 
	zabiegowym. Takie przypadki oczywiście były załatwiane w pierwszej 
	kolejności 
	i dlatego udałem się do niego natychmiast. Nie miałem żadnej wątpliwości, że 
	rana 
	wymaga opracowania chirurgicznego i zaszycia. Przystąpiłem do 
	przygotowywania tacy 
	do szycia oraz znieczulenia. Przez ten cały okres mój pacjent siedział 
	bardzo spokojnie 
	i przypatrywał się moim czynnościom. Kiedy zbliżyłem się do niego ze 
	strzykawką 
	wypełnioną środkiem znieczulającym on dość spokojnie ale stanowczo 
	powiedział: 
	 
	„Doktorze ja chcę tylko opatrunek, nie opłaca się zaszywać bo ja idę się 
	bić 
	ponownie.” 
	Zaskoczyła mnie ta szczerość, 
	zrobiłem to co sobie życzył. Nie znanym też mi było 
	jakich ran doznał po następnej walce. 
	  
	W Kanadzie warto było zaprzyjaźnić się z wodzem. 
  
	Inny z kolei potomek Apaczόw 
	zgłosił się do mnie prosząc abym sprawdził - bo coś 
	mu rośnie na skόrze głowy. Kiedy odsłoniłem jego gęste czarne włosy 
	zobaczyłem, że 
	duży obszar skόry pokryty jest dość gęsto szwami, ktόre powrastały w skόrę. 
	Był tym bardzo zaskoczony bo nie 
	mόgł sobie przypomnieć kiedy to miało miejsce. 
	Niestety spożycie alkoholu na głowę mieszkańca w Kanadzie corocznie zwiększa 
	się... 
	 
	Do naszej kliniki bardzo często trafiali Indianie z rezerwatu szukając 
	porady 
	lekarskiej, ale też często docierali tacy, ktόrzy odwiedzali swoje rodziny w 
	Winnipegu 
	a wizyta lekarska była pretekstem, aby przedstawić rządowi koszty podrόży i 
	otrzymać 
	zwrot wydanych pieniędzy. Czyli i tu sprawdza się stare przysłowie: 
	 
	„Każdy orze jak może.” 
	Nigdy nie zapomnę spokojnego 
	Indianina, na którego obu przedramieniach 
	widoczne były zrobione w dość nieudolny sposób tatuaże nagich kobiet. 
	Któregoś 
	dnia zgłosił się do kliniki prosząc o opatrunek po-oparzeniowy. Kiedy 
	obnażył swoje 
	przedramienia zobaczyłem, że tatuaże były pokryte drugiego i w niektórych 
	miejscach 
	trzeciego stopnia oparzeniami skóry. 
	 
	Zaskoczony zapytałem o przyczynę tych oparzeń. On spokojnie odpowiedział, że 
	nie 
	mógł dużej patrzeć na te tatuaże, a z drugiej strony nie miał pieniędzy na 
	ich usunięcie 
	laserowe i dlatego wybrał tańszą drogę działania - usuwając je samemu przy 
	użyciu 
	rozgrzanego do czerwoności noża. Spojrzałem na niego z dozą sympatii, 
	podziwiając 
	zarazem jego odwagę. 
	  
	Byłem pełen podziwu dla tego człowieka. 
	  
	Kiedyś odwiedził mόj gabinet 
	przedstawiciel gangu motocyklowego, ktόry tu 
	w Kanadzie nazywają „Angelsami”. Ubrani w czarne skόry z rόżnymi dość 
	okrutnymi 
	malowidłami na plecach oraz tatuażami, ktόre często pokrywają ich całe torsy 
	i ramiona. 
	 
	Ten prosił mnie o sprawdzenie u niego obecności tzw. STD (sexual transmited 
	disease) czyli chorόb przenoszonych drogą płciową. Kiedy przystąpiłem do 
	badania 
	i popatrzyłem na „gangstera” prawie byłem bliski śmiechu. Stał przede mną 
	mężczyzna 
	czterdziestoparoletni z opuszczonymi spodniami i olbrzymim brzuchem, spod 
	którego 
	nie można było dostrzec z jaką ludzką płcią mam do czynienia. 
	 
	Jego przerażone oczy obserwowały bacznie moje czynności. 
	Prόbował dojrzeć jak i co będę 
	pobierał, ale jego brzuch stanął mu na przeszkodzie. 
	Ja rόwnież miałem problemy z pobraniem wymazόw, bo ta część jego ciała, 
	ktόrą od 
	czasu do czasu szczycą się podobno prawdziwi mężczyźni u niego była w 
	prawdziwej 
	konspiracji. 
	 
	Pomyślałem sobie, że te długie godziny związane z jazdą i siedzeniem na 
	motorze 
	były przyczyną zaniku tej części jego ciała. Trudno było mi też uwierzyć w 
	to, że mając 
	tak pokaźny brzuch, a jednocześnie tak szczątkowy narząd można było „złapać” 
	jakąś 
	chorobę weneryczną. Spełniłem jednak swoje obowiązki i prośbę pacjenta. 
	Jednym z moich pacjentόw był 
	osiemdziesięcioczteroletni samotny weteran 
	polskiego pochodzenia- spod Monte Cassino. Mieszkał od dawna w małym domku, 
	ktόry ja nazywałem na” kurzej nόżce”. Domki były wybudowane dla żołnierzy 
	emigrujących z Europy po drugiej wojnie światowej. Dzielnica była bardzo 
	zaniedbana 
	i niebezpieczna, a mieszkańcy dość ubodzy. Od czasu do czasu odwiedzałem 
	tego 
	człowieka w domu bo dość trudno było mu docierać do kliniki. Był bardzo 
	uprzejmy i też 
	z przyjemnością słuchałem jego opowiadań. Pewnego dnia nawet starałem się 
	nakłonić 
	tego pana, aby zmienił miejsce zamieszkania na dom starcόw, gdzie 
	prawdopodobnie 
	mieszkałoby mu się i lepiej i bezpieczniej. On odpowiedział: 
	 
	„Wie pan ja mam tutaj jednego przyjaciela - starego kota i z uwagi na 
	niego 
	muszę tu pozostać, chyba, że on zdechnie to może wtedy zmienię zdanie.” 
	Nie wracałem już więcej do tej 
	rozmowy. Odwiedziłem tego pana na tydzień 
	przed świętami Wielkanocnymi nie zdając sobie sprawy, że będzie to nasze 
	ostatnie 
	spotkanie. Na dzień przed świętami zadzwonił do mnie ktoś z policji 
	wypytując 
	dokładnie kiedy to wizytowałem tego pacjenta ostatni raz. Po chwili 
	mężczyzna 
	oznajmił mi, że znaleziono go w domu leżącego na podłodze z ustami otwartymi 
	wypełnionymi krwią. Na zakończenie ten sam policjant zapytał mnie jakie mogą 
	być 
	przyczyny zgonu kiedy to pacjent ma krew w ustach. Wyliczyłem kilka i 
	rozmowa 
	się skończyła. W kilka minut pόźniej kiedy znalazłem się w samochodzie i 
	włączyłem 
	radio usłyszałem o szczegόłach tego zabόjstwa. Pacjent został zamordowany, 
	doznając 
	urazu czaszki w swoim własnym domu. Zaskoczyły mnie te nie mające żadnego 
	sensu 
	w tym przypadku pytania inspektora policji. 
	 
	Po skończonym śledztwie ukazała się notatka w prasie. Pacjenta zamordował 
	jeden 
	z sąsiadόw, który pomagał mu regularnie w robieniu zakupόw. Wiedział on o 
	pobranych 
	czternastu tysiącach dolarόw z banku, ktόre mόj pacjent miał zamiar zabrać 
	ze sobą do 
	Polski przy najbliższym wyjeździe. 
	Rόżne bywają ceny za życie człowieka... 
	Na tydzień przed wyjazdem na konferencję do Palm Spring w Stanach 
	Zjednoczonych odwiedził mnie trzydziestoparoletni mężczyzna, który zapytany 
	o problem starał mi się 
	wyjaśnić, że dostał „coś” po kąpieli w jacquzii. Pomyślałem sobie bez 
	wahania - jakie 
	imię miała ta w jacquzii. Pobrałem badania na choroby weneryczne i dałem mu 
	leki nie 
	czekając na wyniki. 
	 
	Muszę się przyznać, że zostałem ukarany za to, że nie wierzyłem temu 
	pacjentowi 
	bo w kilka tygodni później sam dostałem coś naprawdę od jacquzii. Wracając 
	do hotelu 
	z konferencyjnych wykładów zawsze wieczorami spędzałem 30 do 40 minut w tych 
	wannach rozkoszy i któreś to nocy obudziło mnie niesamowite pieczenie tej 
	części 
	ciała. Przesiedziałem resztę nocy, próbując prawie co pięć minut oddawać 
	mocz. Teraz 
	uwierzyłem, że naprawdę można „coś” dostać od jacquzii. Kiedy rano 
	spoglądałem 
	przez okno zobaczyłem jak zatrudniony Meksykanin dolewa obficie chemikalia 
	do tej sadzawki brudu. Od tej pory obchodzę te miejsca z daleka, jak również 
	z respektem 
	wysłuchuję i leczę chore z banalnym zapaleniem pęcherza moczowego. 
	Zrozumiałem 
	dlaczego kiedyś w Polsce uciszyłem koleżankę dentystkę życząc jej zapalenia 
	pęcherza. 
	Otóż siedziałem na fotelu dentystycznym i właśnie jedna z zaprzyjaźnionych 
	dentystek 
	próbowała znieczulić mój ząb przed ekstrakcją. W tym momencie do gabinetu 
	weszła 
	druga, która na mój widok zaczęła dogadywać, że tym okropnym chłopom powinno 
	się 
	wyrywać zęby bez znieczulenia itp. Mało myśląc odpowiedziałem: 
	 
	„Obyś ty dostała zapalenia pęcherza moczowego.” 
	Proszę sobie wyobrazić, że 
	skutek był natychmiastowy. Zapanowała cisza. Teraz 
	wiem, że trafiłem w dziesiątkę widocznie kiedyś takie zapalenie już miała i 
	przestraszyła 
	się mojej klątwy. 
	A teraz wracając do Palm Spring kiedy niespokojnie przechadzałem się po holu 
	lotniska w oczekiwaniu na walizkę zagadnęła do mnie jedna ze sprzątających 
	lotnisko. 
	Zaskoczyło mnie bardzo jej pytanie, które zrozumiałem jednoznacznie i które 
	brzmiało: 
	 
	Are you girls player? (Czy interesujesz się dziewczynami?) 
	Odpowiedziałem szybko: 
	 
	No, Of course (Nie, oczywiście) No (Nie) i szybko oddaliłem 
	się od pytającej. 
	Dopiero po chwili uprzytomniłem sobie, że pytanie było inne i powinienem je 
	zrozumieć zupełnie inaczej. Palm Spring to miejscowość golfowa, pytanie było 
	zupełnie 
	na miejscu i brzmiało: 
	 
	Are you golf player? (Czy grasz w golfa?) 
	 
	Byłem zaskoczony i jeszcze mało osłuchany z różnymi amerykańskimi akcentami. 
	   |