Po powrocie z Palm Spring znów monotonia codziennego
dnia pracy, czas mija dość
szybko. Każdy dzień wprawdzie różni się od następnego, niektóre bywają nudne,
inne
zaś mniej czy bardziej wypełnione ciekawymi przypadkami czy też co bardzo lubię
zabawnymi historyjkami, w których bohaterami są sami pacjenci. Dziecięca
ekspresja
czy spontaniczność zawsze mnie fascynowała. Okolice mojej kliniki były
zamieszkane
przez ubogą część społeczeństwa w większości pobierającą zasiłki socjalne. Te
rodziny odżywiały się dość stereotypowo, używając w nadmiarze słodycze oraz tzw
„fast
food”-bogaty w tłuszcze zwierzęce i ubogi w warzywa i owoce. Dlatego też w
grupie
tej można było zaobserwować wiele przypadków otyłości zarówno wśród dorosłych
jak i dzieci. Przodowali w tym miejscowi Indianie, którzy będąc ofi arami
błędnego
odżywiania byli też ofi arami chorób takich jak otyłości, cukrzycy, nadciśnienia
tętniczego i niewydolności nerek. W większości małe indiańskie dzieci wykazywały
nadmierną pobudliwość ruchową, dotykając wszystkiego co się da i wchodząc na
wszystko co się da. W pierwszym okresie istnienia kliniki w poczekalni był
zawieszony
telewizor na którym pewnego dnia zobaczyłem siedzącego pięcioletniego przyszłego
wojownika.
W poczekalni mieliśmy też kącik z zabawkami zasłonięty balustradą i
zauważyliśmy,
że ciągle bawią się tam dzieci, które zarówno nie były pacjentami jak i nie
towarzyszyły
dorosłym pacjentom. Okazało się, że matki, które planowały zakupy w sąsiednim
sklepie wpuszczały swoje pociechy na nasze podwórko. Ponieważ tym zabawom zwykle
towarzyszył hałas oraz różne akrobacje zdecydowaliśmy się na likwidacje
telewizora
i kącika z zabawkami. Pamiętam niezwykle aktywną parę dzieci, których widok
zawsze wywoływał przestrach w moich oczach, a włosy stawały przysłowiowego dęba.
Kiedyś zobaczyłem ich znowu, zakryłem uszy i uciekłem do pokoju, pragnąc uciec
przed hałasem zanim recepcjonistka przygotuje historię chorób i umieści
delikwentów
w pokoju. Panowała jednak niepokojąca cisza. Nie miałem pojęcia co to ma znaczyć
i pomyślałem sobie, że rodzeństwo musi dzisiaj być bardzo chore. W gabinecie
lekarskim również panowała cisza i kiedy wszedłem zobaczyłem chłopca z bardzo
poważnym wyrazem twarzy co było dla niego czymś nadzwyczajnym. Zacząłem badać
najpierw siostrę, a brat spokojnie czekał na swoją kolej. Kiedy skończyłem jej
badanie
on zbliżył się szybko do mnie i bardzo poważnie powiedział:
”Czy ty wiesz, że moja mama ma dziurę w majtkach?
Byłem bardzo tym zaskoczony, spojrzałem na purpurową mamę, która w zakłopotaniu
wyszeptała:
„Słuchaj, doktor nie musi wszystkiego naprawdę
wiedzieć.”
Tym razem zgodziłem się z jej opinią.
Innym razem mała dziewczynka miała zapalenie ucha ale bardzo nie lubiła pobierać
doustnych antybiotyków i uparcie powtarzała swojej babci, że nie będzie ich
połykała.
Babcia oczywiście zwróciła się do mnie o pomoc, a ja oświadczyłem, że jest to
konieczne
bo w przeciwnym razie gdy choroba się pogorszy to mała pacjentka będzie zabrana
do
szpitala. Na to padła szybka odpowiedź:
„Ja bardzo lubię szpital bo tam wszyscy grają w chowanego.”
Zaskoczona babcia odpowiedziała, że przecież ty
dziecko nigdy nie leżałaś
w szpitalu, to skąd ty to wiesz. Na to rozbrajająca odpowiedź:
„Ja tam nie leżałam ale byłam z mamusią w poczekalni szpitalnej i tam
słyszałam
jak wołali doktorów:”
„Dr John ICU, Dr Peter ICU”
I tam naprawdę grają w chowanego.
Nie mogłem się powstrzymać ze śmiechu i muszę natychmiast wyjaśnić, że ICU
to skrόt od - Intensive Care Unit, który brzmi przez megafon jak:
I see you - czyli może znaczyć-
Dr John, Peter widzę cię - zabawne, prawda?
Przyznałem dziecku ze śmiechem,
że ma rację, ale powinna jednak unikać szpitala
mimo, że tam grają w chowanego.
Kiedyś młoda dziewczyna skarżąca się na bóle brzucha i cuchnące upławy
przyszła
w towarzystwie siedmioletniej siostry, z którą weszła do gabinetu
lekarskiego, prosząc
aby mała była obecna w trakcie jej badania. Nie sprzeciwiłem się temu, bo
byłem
przyzwyczajony do różnych czasami dziwacznych próśb. Diagnoza w tym
przypadku
była dość prosta bo kiedy włożyłem wziernik dopochwowy to zobaczyłem dużą
ilość
pienistej wydzieliny i jakieś ciało obce, które po wyciągnięciu było
szaro-zielone
i kształtem przypominało mysz i oczywiście strasznie cuchnęło. Ponieważ
dziecko
z przerażeniem obserwowało moje czynności zażartowałem:
„Nie bój się wszystko będzie
już teraz dobrze. Twoja siostra miała tam
myszkę.”
Oczy dziecka powiększyły się prawie dwukrotnie, a ja pomyślałem sobie czy
aby
żart był na miejscu.
Przypomniałem sobie inny przypadek kiedy to inna młoda kobieta zgłosiła się
z podobnymi dolegliwościami. Negowała użycia tamponu, a dość silne bóle dołu
brzucha zmusiły ją do powrotu z rajdu motocyklowego. Wsadzony wziernik
natychmiast
wyjaśnił sprawę. Zapach był tak okrutny, że asystująca mi pielęgniarka
zemdlała i już
więcej nie wróciła do pracy w naszej klinice. Kobieta miała dużo szczęścia
bo tampon
leżał w pochwie więcej niż miesiąc i mógł być powodem uogólnionej sepsy i
śmierci.
Jak już jesteśmy wciągnięci w” śmierdzący” temat to przypomniał mi się inny
przypadek kiedy to bezdomny mężczyzna zgłosił się do mojego kolegi z
problemami oddawania moczu. Objawy, które miał sugerowały problemy z
prostatą, ale ten ostatni
nie zgodził się na badanie przez odbytnicę. W dwa dni później pojawił się
ponownie
z tymi samymi objawami i tym razem wyraził zgodę na badanie prostaty.
Założyłem
rękawiczki i kiedy chciałem przystąpić do badania, zamarłem z przerażenia bo
dosłownie całe spodnie były wypełnione masą kałową i ja nie byłem w stanie
go zbadać,
potrzebowałem raczej rękawiczki hydraulicznej, a nie lekarskiej, jaką
posiadałem.
Zaproponowałem pacjentowi dwa rozwiązania - pierwsze, że powróci za dwa dni,
ale
przed tym wykąpie się albo drugie zrobię mu wizytę u urologa i dodałem, że
przed nią
musi się też wykąpać. Na moje szczęście pacjent zdecydował się na drugą
wersję.
Zdarza się od czasu do czasu, że zaniepokojony pacjent przynosi w papierowej
serwetce czy jakimś pojemniku swoją plwocinę lub stolec, aby zademonstrować
to
co odkrztusił, czy też wydalił z ustroju; co przynieśli z sobą zaniepokojeni
rodzice
czternastoletniej pociechy zaskoczyło mnie ogromnie. Otόź mama z tatą
przybyli do
kliniki i jedno przeszkadzając drugiemu opowiadało o wyczynie syna.
Poprzedniego dnia wrócili z
zakupów żywnościowych a jeden produkt szczególnie
przypadł do gustu synowi.
Był to dwulitrowy koktajl mleczno-jajeczny dość obfi cie osłodzony, który w
przeciągu
piętnastominutowym znalazł się w jego brzuchu i po godzinie został w całości
wydalony
zmieniając w niewielkim tylko stopniu kolor. W tym momencie mama z kieszeni
płaszcza usiłowała wyjąć duży plastykowy pojemnik w kόrym znajdował się
opisany
wydalony koktajl, ktόry został umieszczony w torbie przetrzymanej w
zamrażalniku.
Oto był dowόd rzeczowy, że czasami nasz stolec może być płynny i nawet
biały.
Zdarzają się też tacy, których
ja nazywam „łowcami”, ponieważ przynoszą do
kliniki najczęściej uwięzione w plastikowej torebce „zwierzęta schwytane na
swym
ciele.” Muszę dodać, że dzięki nim miałem możność utrwalić wygląd tych
„potworów”
na zdjęciach.
Jak już zahaczamy o higienę osobistą to często zadawałem pytanie
Kanadyjczykom
czym się różni polski alkoholik od kanadyjskiego. Nikt nie był mi w stanie
odpowiedzieć
prawidłowo. Otóż polski pije cały tydzień, a w niedzielę kąpie się, zakłada
biała koszulę
i idzie do kościoła po czym znów pije. Kanadyjski alkoholik natomiast pije
ciągle i myślę,
że nigdy się nie myje. Zarzucam niektórym Kanadyjczykom brak higieny
osobistej, ale
przecież w Polsce zdarzały się też podobne przypadki. Kiedy pracowałem w
Pogotowiu
Ratunkowym odwiedziłem kiedyś czterdziesto-paroletnią kobietę z bólami
brzucha.
W małym pokoju na brudnym łóżku spoczywała kobieta, która wyglądała
nieświeżo.
Wiedziałem, że muszę ją zbadać ale przed tym wyraziłem swoje zdziwienie
dlaczego tu
jest tak brudno - ona popatrzyła na mnie z lubieżnym uśmiechem i
odpowiedziała:
„Panie Doktorze, Pan jest
jeszcze bardzo młody i nie zna życia, a mój stary to
lubi jak dupa, dupą pachnie.”
Nie pozostało mi nic innego jak zamilknąć i skończyć badanie.
|