Polonia Winnipegu
 Numer 80

        25 czerwca 2009      Archiwa Home Kontakt

Wydawca


Bogdan Fiedur
Bogdan Fiedur
 

 

zapisz Się Na Naszą listę


Proszę kliknąć na ten link aby dotrzeć do formularza gdzie można zapisać się na listę dystrybucyjną i w przyszłości otrzymywać biuletyn bezpośrednio od nas.

Aby zapisać się szybko bez wypełniania formularza, proszę wysłać E-mail bez żadnego tekstu poprzez kliknięcie tego linku.

 

 

Przyłącz się

Jeśli masz jakieś informacje dotyczące polskich wydarzeń i chciałbyś albo chciałabyś podzielić się nimi z naszymi czytelnikami, to prześlij je do nas. Mile widziane są wywiady, felietony, zdjęcia i poezja. Proszę informować nas o wszystkich wydarzeniach polonijnych.

 

 

Promuj polonię

Każdy z nas może się przyczynić do promowania Polonii w Winnipegu w bardzo prosty sposób.  Mój apel jest aby dodać dwie linie do waszej stopki (signature) aby zacząć promować Polonijne wydarzenia w Winnipegu kiedykolwiek wysyłamy maila.

Tutaj są instrukcj
e jak dodać stopkę używając Outlook Express.

Kli
knij Tools-->Options --> Signatures

Zaznacz poprzez kliknięcie
Checkbox gdzie pisze

Add signature to all outgoing messages


W pole gdzie jest napisane Edit Signature proszę wpisać.

Polonijny link Winnipegu
http://www.polishwinnipeg.com

albo

Polish Link for Winnipeg
http://www.polishwinnipeg.com


Po tym kliknij Apply

I to wszystko. Od tej pory będziemy promować polskie wydarzanie w Winnipegu automatycznie kiedy wyślemy maila do kogoś. Wszystkie programy mailowe mają taką opcję tzw. signature i sposób jej dodania będzie bardzo podobny do tego co opisałem dla Outlook Express

Polonijny Biuletyn Informacyjny w Winnipegu

O` Canado! czyli zmagania lekarza emigranta książka doktora
Jerzego Pawlaka.

INDEX

O`KANADO! CZYLI ZMAGANIA LEKARZA EMIGRANTA

Chyba zbyt długo zabawiliśmy w tej Libii, ale chyba nie było to nudne. Ktoś by
pomyślał, że materiał się już wyczerpał i niewiele pozostało już do pisania. To prawda,
że dni są bardzo podobne do siebie i prawdą jest, że czas mija bardzo szybko nawet gdy
nic ciekawego się nie dzieje. Ale myślę, że znów coś nowego mamy na horyzoncie.
Kolejnymi emocjami zapewne będzie nowa skarga z College of Physician and Surgeons
of Manitoba.

Epidemia grypy i zatrzęsienie pacjentów. Widziałem pięcioosobową rodzinę
w tym trzymiesięczne niemowlę. Wszyscy mają zapalenie gardła, a niemowlę
jeszcze do tego zapalenie dziąseł. Są więc problemy z karmieniem, bo nabrzmiałe
małe dziąsła są zbyt bolesne aby ssać butelkę czy też pierś matki. Zdecydowałem się
pomóc maleństwu przepisując antybiotyk i do tego dodałem1,5cc roztworu xylocaine
viscous 2% do smarowania dziąseł niemowlęcia. Roztwór ten znieczulał śluzówki
i powinien być podany w ilości nie przekraczającej 2cc co 6-8 godzin ponieważ mógł
być powodem objawów ubocznych. W pełni zdawałem sobie sprawę, że lek ten mogę
podać przestrzegając wszystkich zasad zwłaszcza, że podaję go niemowlęciu. Roztwór
xylocainy viscous miałem w klinice i odlałem matce 1,5cc, jednocześnie informując,
że ma na waciku przed karmieniem posmarować dziąsła dziecka i ma to jej wystarczyć
na 5 do 6 razy. Skarga trochę mnie zirytowała, ale nie brałem jej poważnie i uznałem,
że zwykłe wyjaśnienie zakończy to nieporozumienie. W międzyczasie otrzymałem
list od specjalisty chorób dziecięcych pracującego w szpitalu, w którym autorka
przestrzegała mnie przed stosowaniem tego leku u niemowląt z uwagi na istniejące
powikłania przy przedawkowaniu leku. Natychmiast odpisałem na ten list, tłumacząc
autorce, że doskonale są mi znane powikłania w przypadku stosowania tego leku
i oczywiście podziękowałem za koleżeńskie rady, uspakajając ją jednocześnie, że w tym wypadku zachowałem pełną ostrożność dając matce dawkę leku, która była
mniejsza niż dozwolona jednorazowa dawka leku w tym przypadku. Oczekując na
odpowiedź wzrastał mój niepokój i napięcie. Tłumaczyłem sobie, że nic absolutnie nic
złego nie zrobiłem ale pozostawało ciągle niedopowiedzenie ale... I wreszcie po kilku
miesiącach oczekiwania list opatrzony tym samym dobrze już znanym znakiem:

”CONFIDENTIAL” (Ściśle tajne).

Otworzyłem list drżącymi rękami, a jego treść wprost mnie zaskoczyła:

Moja sprawa została przekazana do rozpatrzenia w wyższej instancji tzw.
Inwestygatora medycznego.

Tysiące myśli nurtowało moją głowę, serce biło mocno i przez cały ten dzień nie
byłem się w stanie skoncentrować. Patrzyłem z niepokojem na zegarek ponieważ
chciałem jak najszybciej zamknąć klinikę i przez moment sam na sam rozważyć jeszcze
raz to co się stało. Przeczytałem kilkakrotnie treść skargi, moje odpowiedzi i ten fatalny
ostatni list z decyzją dalszej inwestygacji.

Pytałem sam siebie co to ma znaczyć, czego mogę oczekiwać, jakie mogą być tego
dalsze konsekwencje. Mnóstwo pytań bez sensownej odpowiedzi. Powróciłem do
domu zgnębiony i już na wstępie załamany. Pierwsza noc była fatalna, przewracając
się z boku na bok oczekiwałem nadejścia dnia. Mijały tygodnie i miesiące i wreszcie
nowy list, w którym powiadomiono mnie o terminie mojego spotkania z medycznym
inwestygatorem. Termin był dość odległy bo dopiero za pięć miesięcy miało się odbyć
to pierwsze starcie. Byłem zdesperowany i zmęczony, i zdawałem sobie sprawę, że to
pięciomiesięczne oczekiwanie będzie dla mnie prawdziwym koszmarem. Czas dłużył
mi się bardzo, niepokój wzrastał, a bezsenność stała się rutyną. Bałem się prosić,
o jakąkolwiek pomoc lekarską, bojąc się aby nie dolać tzw. oliwy do ognia i nie zostać
uznany za niekompetentnego w dalszej mojej pracy lekarskiej w Kanadzie. Wszystkie
zarobione dotychczas pieniądze zostały ulokowane w budowie nowego domu, który
przestał mnie absolutnie cieszyć. Zacząłem myśleć o jego jak najszybszym sprzedaniu,
ale sytuacja na rynku sprzedaży domów z tygodnia na tydzień zaczynała się drastycznie
pogarszać. Zalegałem z jednorocznym zapłaceniem podatków i przerażała mnie myśl
utraty licencji i pracy. Pytałem sam siebie:

”Co będzie dalej?”

-niestety odpowiedź nie przychodziła. Bałem się dnia konfrontacji. Zdawałem
sobie sprawę, ze żyję w kraju demokracji, ale czy ja naprawdę rozumiem tę kanadyjską
demokrację z jednej strony uprzejmą ale z drugiej zimną, typowo angielską, wyrachowaną,
a jeszcze do tego przebiegłą i chytrą. No cóż ten naród zwany kanadyjskim to zlepek
setki narodów, które już od zarania miały budować i kochać swoją wspaniałą ojczyznę. Wielu przybyło tu z nędzy i już na początku ta ziemia była dla nich” świętą.” Ale każde
dziesięciolecie przynosi zmiany i czasami niespodzianki związane z wzrastającą siłą
nowych nacji, a więc mieliśmy od początku wpływy angielskie i ich prawa zakorzeniły
się najbardziej głęboko. Oczywiście żyli tu też Żydzi, którzy z pokolenia na pokolenie
umacniali swoje pozycje w walce o tak zwaną sprawiedliwość, czyli obronę praw
obywateli. Myślę, że obecnie ilość żydowskich adwokatów przekracza 50% wszystkich
obrońców. Są wszędzie tam gdzie potrzeba bronić pokrzywdzone grupy społeczne, za
których obroną kryją się olbrzymie pieniądze.

Mam tu na myśl indiańską rzeczywistość. Zadawnione sprzed dwustu lat konflikty
są wygrywane przez Indian. Najlepsze jest to, że społeczność indiańska niewiele z tego
ma bo pieniądze zostają podzielone między obrońców i przywódców indiańskich
z ich rodzinami. Biedni Indianie nadal pozostają biedni, bogacą się indiańscy obrońcy
i wodzowie, rośnie jednocześnie niezadowolenie wśród społeczeństwa.

W kilku ostatnich latach liczba hinduskich emigrantów uległa znacznemu zwiększeniu
i tym samym siła tej grupy społecznej spowodowała demokratyczne pomyłki.
Przykładem tego były Premier B. Mulroney - naciskany różnymi metodami zatwierdził
absurdalne prawo, w którym zezwolił Hindusowi, służącemu w policji kanadyjskiej na
ubiór turbanu. Był to szok dla wielu Kanadyjczyków. Był to swego rodzaju szok dla mnie
- świeżo upieczonego obywatela. Symbol kanadyjskiego policjanta był swego rodzaju
świętością i obok klonowego liścia był tandemem niepowtarzalnym i niezmiennym.
Myślę, że ktoś tu popełnił fatalną pomyłkę. Ja osobiście nie jestem przeciwnikiem
turbanu, ale może jestem zwolennikiem tradycjonalizmu i uważam, że kulturalnych
symboli nikt nie ma prawa niszczyć. O boy.. zagalopowałem się zbyt mocno. Nie wiem
czy to ma sens, ale polityka w jakiś sposób zawsze mnie interesowała.

Tym razem o dziwo czas mijał bardzo wolno i nie mogłem doczekać się dnia
konfrontacji. Desperacja pogłębiała się a ja sam zacząłem nawet akceptować to
najgorsze, czyli utratę licencji. Oby to już było za mną-powtarzałem sam sobie. Niestety
nie zmieniało to niczego.

Pewnego dnia otrzymałem znów znajomy list opatrzony tym samym okrutnym dla
mnie znakiem. Uciekłem z listem do ostatniego pokoju w naszej klinice i drżącymi
rękami go otworzyłem. Nie byłem przygotowany na to co zawierał.

Następna kolejna skarga. Czytałem ją i zupełnie nie byłem w stanie zrozumieć
jej treści, a tym bardziej uwierzyć w to co wymierzone było przeciwko mnie. Byłem
przekonany, że nastąpiła jakaś fatalna pomyłka bo ja absolutnie nie pamiętałem tych
faktów, o których autor skargi wspominał. Otóż z treści listu wynikało, że osoba, która
wysłała skargę doznała fatalnego urazu palca, który bardzo krwawił i w wyniku znacznej
utraty krwi, była bliska omdlenia. Kiedy przybyła do kliniki zastała drzwi zamknięte
wcześniej niezgodnie z godzinami urzędowania. Ponieważ przez oszklone drzwi
widziała mnie i recepcjonistkę postanowiła zapukać do drzwi i poprosić o medyczną
pomoc. Rzekomo osobiście otworzyłem drzwi i po ujrzeniu silnie krwawiącego
palca, wykonałem kilka niekonwencjonalnych ruchów rękami i z głośnym śmiechem zamknąłem drzwi przed nosem delikwenta, który słaniając się na nogach dotarł
wreszcie do innej kliniki, gdzie udzielono mu pomocy. Nie było wątpliwości, że był
to obrzydliwy paszkwil. Tego dnia po zakończeniu pracy dowiedziałem się, że jedna
z recepcjonistek, która cierpiała na stwardnienie rozsiane miała kłopoty z transportem
do domu i ja zaoferowałem jej swoją pomoc. Wychodząc z kliniki udałem się do recepcji
aby powiadomić ją, że podjadę samochodem i zabiorę ją za kilka minut. Nie widziałem
nikogo w drzwiach kliniki i nikomu tych drzwi nie otwierałem.

Zdecydowałem się następnego dnia udać do adwokata i wystąpić na drogę sądową
przeciwko temu oszczerstwu. Mój adwokat okazał się” człowiekiem” i w sposób
logiczny wytłumaczył mi bezsens takiego postępowania. Podsumował, że sprawa byłaby
sensacją dla miejscowej prasy, że lekarz sądzi pacjenta, a nie odwrotnie jak to zawsze
bywa. Skontaktowałem się z moją recepcjonistką i poprosiłem ją o pisemne złożenie
zeznania po przeczytaniu skargi wymierzonej przeciwko mnie. Muszę przyznać, że
ona podobnie jak ja była bardzo zaskoczona ale jej bardzo sensowne sprostowanie
zakończyło ten nieprzyjemny dla mnie epizod.

I wreszcie doczekałem się dnia konfrontacji, która okazała się jednostronną wymianą
zdań. Pytano mnie wprawdzie o to i tamto aby po prostu zakończyć, czy podsumować
sprawę tak jak uprzednio założono. Przestrzegano ustalonego programu i wniosek był
już uprzednio z góry ustalony. Inwestygującego lekarza poznałem znacznie wcześniej
ponieważ był on szefem działu medycyny rodzinnej na manitobskim uniwersytecie.

Muszę przyznać, że nie zabierał za wiele głosu i nie zadawał zbyt wielu pytań. Za to
piastujący w tym czasie pozycję „Registar”(szef College), chciał chyba zaimponować
samemu sobie. Każda moja odpowiedź była negowana i interpretowana w jego sposób.
Suchy język przylepiał się do podniebienia i z trudnością odpowiadałem na czasami
bezsensowne pytania. Przestałem zupełnie mówić kiedy oznajmiono mi, że koniecznym
jest sprawdzenie mojej działalności lekarskiej poprzez kontrolę mojej pracy w klinice.
Ręce moje zaczęły drżeć, natomiast całe ciało zastygło w bezruchu. Inwestygujący
lekarz starał się mnie uspokoić, tłumacząc, że kontrola wcale nie musi wypaść źle,
ale z ich punktu widzenia jest konieczna. Wiedziałem, że dalsza dyskusja jest zbędna,
podziękowałem i opuściłem pośpiesznie pomieszczenie. Byłem pewny, że znów czekają
mnie tygodnie, a może miesiące długiego oczekiwania.

Coraz częściej zaczynałem krytykować swoje postępowanie, w wyniku którego
znalazłem się tu w Kanadzie. Zostawiłem wszystko, zamieniając karierę ordynatora
rehabilitacji kardiologicznej w Polsce na pozycję kanadyjskiego „omnibusa”. Czy to
było tego warte pytałem sam siebie. Niestety wszystko już minęło i niczego nie dało
się zmienić.
Po kilku miesiącach oczekiwania otrzymałem list, w którym powiadomiono mnie
kiedy i jak ma się odbyć oczekiwana kontrola.

Komisja składająca się z dwóch lekarzy rodzinnych i przedstawiciela „College”
przybyła około godziny 2 po południu. Dwaj lekarze zasiedli do przeglądania
wybranych historii chorób, natomiast przedstawiciel komórki kontrolującej, również lekarz rozpoczął swoją pracę zadając mi różne pytania dotyczące prowadzenia kliniki.
Najbardziej nurtowało go pytanie czy znam osobiście lekarza X, który był zatrudniony
w jednej z klinik opłacanych przez rząd. Po około trzech godzinach pracy para
lekarzy zakończyła swą pracę informując nas, że nie znalazła większych problemów
w prowadzeniu historii czy też leczeniu chorych.
Po tym oświadczeniu przewodniczący komisji zmienił nieco stosunek do mnie, stając
się być bardziej przyjacielskim. Ponownie jednak zadał pytanie dotyczące lekarza X
i oświadczył mi, że ten ostatni był lekarzem rodzinnym niemowlęcia leczonego przeze
mnie.
To właśnie za jego poradą matka dziecka wystosowała skargę przeciwko mnie
a on poparł tę skargę własnym listem, w którym przestrzegał College przed moją”
niebezpieczną działalnością medyczną”. Zostałem więc rozgrzeszony wprawdzie
nie ze wszystkiego bo w korespondencji z College był również list do osoby, która
wystosowała skargę. Osobę tą poinformowano, że dokonano kontroli mojej pracy
lekarskiej i błąd, który mi zarzucano był sporadyczny. Nie pozostało mi już za wiele sił
ani dalszej dyskusji z ” College”. A więc trzeba było zabrać się do pracy aby nadrobić
zaległości, których się namnożyło w tym ciężkim dla mnie okresie. Próbowałem o tej
sprawie zapomnieć, ale nie udawało to mi się bo ciągle jak bumerang drażniła mój
umysł, który stawał się z roku na rok coraz mniej odporny. Miałem też zamiar spotkać
się z lekarzem X, ale doszedłem do wniosku, że chyba to nie miało najmniejszego
sensu. Najbardziej zabawne było to, że my lekarze otrzymywaliśmy listy z nadrukiem
„CONFIDENTIAL” w przypadku jakichkolwiek skarg, natomiast biuletyn College
dostarczany był drogą pocztową i niejednokrotnie umieszczano tam nazwiska
ukaranych lekarzy. Proszę sobie wyobrazić, że ten biuletyn był dostarczany w formie
otwartej. Każdy dostarczający go pracownik poczty miał szansę na zapoznanie się
z jego treścią. Z podobną dyskryminację zawodową można się było spotkać na łamach
internetowych, gdzie zarobki każdego lekarza były dostępne do publicznego wglądu.
Nikt nie komentował tego, że pracujący lekarz musiał utrzymać swoją klinikę, a więc
płacić rent, czy też wypłacać wynagrodzenia zatrudnionym w niej pracownikom. Samo
życie w tym, co cały świat był przekonany, kipiącym demokracją kraju.

W klinice dużą grupę stanowili pacjenci z tzw. WCB (Workers Compensation
Board), czyli pacjenci po urazach doznanych w miejscach pracy. Będąc w kraju ze
słowem Kanada kojarzyło mi się coś naprawdę niezwykłego i niepowtarzalnego.
Tu na miejscu czasami w zderzeniu z rzeczywistością moje opinie o Kanadzie
ulegały zmianie. Warunki pracy, ochrona środowiska, bezpieczeństwo pracy
w niektórych zakładach były poniżej krytyki. Najczęściej tego rodzaju niedociągnięcia
można spotkać w małych prywatnych zakładach. Kilku moich pacjentów pracowało
w garbarni skór, gdzie warunki sanitarne, oraz wentylacja pomieszczeń była wręcz
krytyczna. Po wielu latach pracy jeden z nich zachorował na białaczkę limfatyczną,
a drugi, znacznie młodszy zmarł w kilka miesięcy po rozpoznaniu choroby Hodgkina.
Nie wiem dlaczego właśnie teraz to wspominam, chyba dlatego, że chciałem teraz
przytoczyć dość zabawny rodzaj urazu w miejscu pracy. Otóż pewnego dnia zgłosiła się do mnie młoda dziewczyna skarżąc się na bóle
ramienia, które wystąpiły po podniesieniu ciężkiej paczki. Dziewczyna ta została
zatrudniona kilka dni temu do nowo otwartego sklepu z odzieżą damską. Ponieważ
w trakcie mojego badania z trudnością poruszała prawym ramieniem, które też było
dość tkliwe przy dotyku, zdecydowałem dać jej kilka dni zwolnienia. Decyzję moją
przyjęła z zadowoleniem i dziarsko opuściła gabinet. Trochę byłem zaskoczony, bo
inną pozę przyjmowała wchodząc do gabinetu. W godzinę później jej szef prosił mnie
o telefoniczną rozmowę. Zwykle nie jestem zbyt zadowolony w takich sytuacjach
i odmawiam telefonicznej konwersacji tłumacząc się tym, że moje wnioski w sprawie
pacjenta zostały dość jasno sprecyzowane w medycznym raporcie, który zwykle zostaje
przefaksowany do WCB zaraz po wizycie. Tym razem nie byłem w stanie odmówić
rozmowy, ponieważ delikwent okazał się bardzo uprzejmy, a zarazem uparcie domagał
się rozmowy ze mną. Zniecierpliwiony podniosłem słuchawkę i dość służbowo zapytałem
go o co mu właściwie chodzi. On bardzo uprzejmie odpowiedział, że jest w stanie dać
pracownicy taką pracę jaką ja określę i dodał, że właśnie jest przed otwarciem sklepu
i każda ręka będzie mu pomocna. Zgodziłem się z nim i zaproponowałem dla mojej
pacjentki, a jego pracownicy, pracę przy użyciu tylko lewej ręki. Nie zaskoczyło to
mojego rozmówcy, który grzecznie podziękował i oświadczył, że taką pracę na pewno
znajdzie. Następnego dnia moja pacjentka pojawiła się ponownie, była zdenerwowana
i domagała się wypisania do pracy bez ograniczeń. Zaskoczyło mnie to bardzo
i zapytałem ją czy aby jej dolegliwości już ustąpiły, na co odpowiedziała, że jeszcze nie,
ale nie chce wykonywać tego co robi teraz. Zaciekawiłem się więc jaką pracę dostała
i czy aby na pewno używała tylko zdrowej ręki. Odpowiedziała dość szybko i nerwowo,
że jej pracodawca ustawił ją na wystawie sklepu i kazał jej machać na przywitanie
klientów używając tylko lewej ręki. Powstrzymałem śmiech i pomyślałem, że jej
pracodawca okazał się lepszym psychologiem niż ja lekarzem i jego recepta okazała się
znaczniej skuteczniejsza.

 
INDEX


Copyright © Polonijny Link Winnipegu
Kopiowanie w całości jest dozwolone bez zgody redakcji pod warunkiem nie dokonywania zmian w dokumencie.

23-845 Dakota Street, Suite 332
Winnipeg, Manitoba
R2M 5M3
Canada
Phone: (204)254-7228
Toll Free US and Canada: 1-866-254-7228