A teraz może cofniemy się do dość odległej
przeszłości kiedy to i dlaczego
zdecydowałem się być lekarzem. To był czysty przypadek, bo chciałem za
wszelką cenę
rozpocząć i kontynuować karierę zawodowego oficera. Oczywiście tak jak
wszyscy
młodzi chłopcy marzyłem aby zostać lotnikiem, niestety na przeszkodzie
stanęła wada
wzroku i tu moje szansę dość szybko zostały przekreślone. Zdesperowało mnie
to na
tyle, że postanowiłem złożyć papiery do oficerskiej szkoły politycznej,
tłumacząc sobie
że politrukiem można być nawet z jednym czynnym okiem, bo drugie wprawdzie
też
miałem ale spełniało ono rolę raczej oka towarzyszącego z dość upośledzoną
ostrością
wzroku. Przerzedzone włosy mojego ojca stanęły „dęba” skoro tylko usłyszał
tę nowinę
i jego perswazja zadziałała na tyle, że postanowiłem spróbować szczęścia na
WAM -ie.
(Wojskowa Akademia Medyczna z siedzibą w Łodzi), który właśnie rezydował w
moim
rodzinnym mieście. Ponieważ przy składaniu papierów brakowało mi kilka
miesięcy do
ukończenia 17 lat, a od kandydata wymagano pełnoletności musiałem wystosować
list
do Ministra Obrony celem uzyskania zgody na studia w tej uczelni.
Próba zakończyła się pełnym powodzeniem i już jako siedemnastolatek
paradowałem
w mundurze podchorążego.
Przysięga...
Dwutygodniowe przygotowania do kompanii
honorowej na przyjęcie Marszałka
Polski pozostały tylko wspomnieniem. Wszyscy liczyliśmy na sukces i urlop
jako
nagrodę po trudnych ćwiczeniach. Niestety, tuż przed przybyciem Marszałek
Polski
odwołał tą ceremonię.
A właśnie tak przyjęliśmy tą wiadomość. Na
niewielu twarzach pojawił się
uśmiech.
W chwilach wolnych czasami pozowaliśmy do zdjęć.
Każdy z moich kolegów marzył o gwiazdkach oficerskich, które miałem otrzymać
po skończeniu drugiego roku medycyny. Niestety jak zdałem drugi to obiecano
po
trzecim, a jak ten zaliczyłem to przyszedł rozkaz, że absolwenci będą ofi
cerami dopiero
po uzyskaniu dyplomu lekarskiego. Nie wiem co mnie zniechęciło ale na
trzecim roku
ogarnęła mnie nostalgia i tęsknota za wolnością i podróżami.
Przyszły marzenia o odległym lądzie jakim była
Afryka i nie mogłem doczekać się
tego dnia kiedy rozpalony piasek tego kontynentu będzie parzył moje stopy.
Ale najpierw musiałem przeskoczyć poprzeczkę zwaną „wolnością” i dokonałem
tego ponownie z pomocą mego ojca i zarazem najlepszego przyjaciela. Zawsze
będę pamiętał niezwykłą, dość przypadkową i równocześnie bardzo zabawną
historię, która
miała miejsce na kilka miesięcy przed opuszczeniem WAM-u. Otóż dostałem
wiadomość
od dyżurującego kolegi, że jakieś papiery są do odebrania u sekretarki
generała i Rektora
WAM-u w jednej osobie. Natychmiast udałem się tam i kiedy odebrałem papiery
i byłem gotowy do wyjścia usłyszałem za drzwiami głos generała i meldujących
mu
się ofi cerów. Sekretarka chwyciła mnie za rękę i zdecydowała wypuścić mnie
przez
pokój generała, abym temu ostatniemu nie przeszkadzał, bo w takich
sytuacjach miałem
obowiązek złożenia meldunku generałowi. Oczywiście nie oponowałem i
wyszedłem
wskazaną drogą w momencie kiedy generał wszedł do sekretariatu. Wychodząc z
pokoju
generała prawie wpadłem na dowódcę mojej kompanii, słynnego służbistę, u
którego
dostrzegłem szalone zaskoczenie i wprost przerażenie.
Zrozumiałem w pełni jego zachowanie, bo z jednej strony obowiązywała mnie
droga
służbowa przed wizytą u generała z drugiej strony ten stary żołdak nie był w
stanie
podważyć decyzji generała. Zasalutowałem dumnie wiedząc, że tajemnicę tej
dziwnej
wizyty u generała dzielę tylko z jego sekretarką.
Wreszcie doczekałem się ostatniej wizyty w klinice okulistycznej, po której
miała
nastąpić upragniona-
„wolność”.
Po krótkiej szczerej rozmowie z jednym z adiunktów kliniki szef kliniki
podszedł do mnie i dość ciepło pożegnał mnie życząc sukcesów w dalszym życiu
osobistym.
Byłem znów szczęśliwy...
Zaczął się nowy rok akademicki, a moje zwolnienie przeciągało się ciągle z
takich
czy innych przyczyn. Zdecydowałem się na kontynuowanie zajęć medycznych na
czwartym roku Akademii Medycznej w Łodzi będąc ciągle studentem WAM-u.
Oczywiście musiałem wystąpić z prośbą do moich zwierzchników aby otrzymać na
to zgodę. Mimo obaw sprawa została załatwiona przychylnie. Miałem już w
kieszeni
ten bardzo ważny wtedy dla mnie papier czyli medyczne orzeczenie-
„Niezdolny do służby wojskowej w czasie pokoju.”
i dziwiłem się czemu to wszystko się tak przeciąga. Moi towarzysze niedoli z
WAM-u
na zajęciach wojskowych zaczęli przygotowywać do użytku zmagazynowane
narzędzia
chirurgiczne i wtedy skojarzyłem sobie te fakty z napiętą sytuacją
międzynarodową,
którą spowodowała sprawa kubańska w 1962 roku. Trzecia światowa wojna
istotnie
wisiała w powietrzu. Całe sześć miesięcy spędziłem w wojsku. Teraz po latach
jest to
dość zabawna dla mnie historia, w której porównuję siebie do
„Dobrego wojaka Szwejka”
z tą różnicą, że on wywołał drugą wojnę światową, a ja swoją gotowością
bojową
zatrzymałem trzecią. |