| 
	 A więc 
	pożegnanie z „bronią” odbyło się i nic już nie stało na przeszkodzie aby 
	po skończonych studiach medycznych rozpocząć swoją wymarzoną afrykańską 
	przygodę. Kiedy byłem na szόstym roku medycyny zacząłem sobie zdawać sprawę, 
	że jednym z warunkόw wyjazdu do Afryki będzie uzyskanie specjalizacji 
	medycznej. 
	Byłem niecierpliwy i za wszelką cenę usiłowałem skrόcić ten okres 
	oczekiwania. 
	Niespodziewanie wpadł mi do głowy pomysł, ktόry teraz z perspektywy czasu 
	uznaję 
	za szalony. 
	Otόź, kończąc studia medyczne zdecydowałem się na kontynuowanie 
	mikrobiologii 
	na Uniwersytecie Łόdzkim. Dostałem się na drugi rok mikrobiologii i 
	planowałem 
	zakończenie tego kierunku w rok po ukończeniu dwuletniego stażu medycznego. 
	Wydawało mi się, że mając w ręku 
	dyplom lekarza oraz magisterium z mikrobiologii 
	będę mόgł bez żadnych problemόw zrealizować moje plany wyjazdowe. Staż 
	medyczny 
	skończyłem i rozpocząłem pracę magisterską. Temat pracy był dość imponujący 
	z dziedziny immunologii i dotyczył podstaw transplantologii, czyli 
	konkretnie w moim 
	przypadku mechanizmόw odrzucania przeszczepόw. 
	Ponieważ w ciągu dnia wykonywałem badania nad moimi świnkami morskimi 
	a jednocześnie zacząłem specjalizować się w chorobach wewnętrznych 
	postanowiłem 
	w jakiś sposόb zarobić na życie pracą na pełnym etacie w Pogotowiu 
	Ratunkowym. 
	Proszę sobie wyobrazić, że uznałem potrzebę snu 
	za nonsens. Praca w Pogotowiu 
	była swego rodzaju szkołą podejmowania szybkich decyzji medycznych, ktόre 
	przydały 
	mi się w następnych latach mojej medycznej kariery. 
	Ta praca była dość ciężka, ale bardzo przypadła mi do gustu-czułem się po 
	prostu 
	w swoim żywiole. Pomimo dużej dozy stresu ja tego osobiście nie odczuwałem, 
	czułem się tam naprawdę potrzebny. I z tamtego okresu pamiętam wiele 
	zabawnych 
	historii. W karetce pogotowia zwykle był lekarz, kierowca i sanitariusz. 
	Pamiętam, że 
	mieliśmy nowego sanitariusza, ktόry po raz pierwszy towarzyszył mi do 
	wezwania, 
	ktόre brzmiało: 
	 
	„76 letni mężczyzna z zatrzymaniem moczu.” 
	 
	Poinstruowałem sanitariusza co powinien zabrać na taką wizytę i kiedy 
	wszystko 
	już było gotowe wyruszyliśmy pod wskazany adres. 
	Sanitariusz był dość niespokojny i zarazem ciekawy jak takie cewnikowanie 
	się 
	odbywa i jaka będzie jego rola w trakcie tego zabiegu. Opowiedziałem mu o 
	całej 
	procedurze dość dokładnie dodając, że w przypadku kiedy po włożeniu cewnika 
	nie 
	udaje się uzyskać moczu on musi mi w tym pomόc przez delikatne zassanie 
	cewnika 
	podobnie jak to ma miejsce przy ściąganiu wina z balonu. 
	Pocieszyłem go, że zdarza się to bardzo rzadko i jeśli to nastąpi to musi to 
	robić 
	bardzo delikatnie, aby nie doszło do zakrztuszenia się moczem. Dyskusja 
	została zakończona i zapanowała głęboka cisza przez następną chwilę zanim 
	nie dojechaliśmy 
	pod wskazany adres. Kierowca z trudem hamował śmiech, a nasz młody 
	praktykant 
	niespokojnie kręcił się w samochodzie. Kiedy wykonywałem cewnikowanie on 
	istotnie 
	gotowy do akcji stał bardzo blisko mnie. Kiedy strumień moczu wypłynął jego 
	napięta 
	twarz rozpromieniła się uśmiechem. 
	 
	Po rocznej pracy w pogotowiu obroniłem swoją pracę magisterską z 
	mikrobiologii 
	i osiadłem na stałe w jednym z łόdzkich szpitali, gdzie pracowałem na 
	oddziale 
	internistycznym i z czasem objąłem funkcję kierownika laboratorium w 
	tamtejszym 
	szpitalu. Po zrobieniu drugiego stopnia specjalizacji z chorόb wewnętrznych 
	pomyślałem 
	o doktoracie, ktόry udało mi się zrobić dzięki pomocy kolegi, z ktόrym 
	mieszkałem na 
	WAM-ie oraz pod kierunkiem pro-rektora WAM-u. 
	W tym momencie z moimi kwalifikacjami mogłem kandydować na stanowisko 
	ordynatora chorόb wewnętrznych. 
	Zaproponowano mi ordynaturę rehabilitacji kardiologicznej z możliwością 
	specjalizowania się w kardiologii na Łόdzkiej Akademii Medycznej. Funkcję 
	tą przyjąłem i rozpocząłem od organizowania tego oddziału, ktόry mieścił się 
	w podłόdzkiej miejscowości w dawnym pałacyku przedwojennego właściciela 
	zakładόw 
	farmaceutycznych w Pabianicach. Posiadłość otoczona była kilkoma hektarami 
	parkόw 
	i lasόw i po kilku miesiącach wstępnej organizacji zaczęła tętnić życiem. 
	Moje kontakty 
	zarόwno zawodowe jak i polityczne stabilizowały się i pewnego dnia z 
	okolicznych 
	plotek dowiedziałem się, że moja kandydatura jest poważnie rozpatrywana na 
	stanowisko 
	ordynatora oddziału kardiologicznego w szpitalu wojewόdzkim. Jednak 
	szczepionka 
	zwana „afrykańską przygodą” wzmagała swe działanie z roku na rok. 
	Złożyłem więc podanie do Polserwisu i rozpocząłem moje starania o wyjazd. W 
	tym 
	czasie rekrutowano lekarzy głόwnie do Libii oraz Nigerii w strefi e 
	angielskiej, oraz do 
	Algierii w strefie francuskiej. Mόj francuski był niestety bardzo mierny i 
	teraz dopiero 
	żałowałem, że nie przykładałem się do jego opanowania w szkole średniej. 
	Kiedy 
	zapytano mnie do jakiej strefy języcznej mam zamiar pojechać nie miałem 
	większego 
	wyboru. Pani, ktόra przeprowadzała rozmowę ze mną była jednak innego zdania 
	i zaproponowała mi abym raczej wybrał Libię, gdzie warunki życia i pracy 
	były nieco 
	lepsze. Przez moment starałem się jej wytłumaczyć, że niestety mόj angielski 
	jest zerowy 
	i w takim przypadku chyba nie mam większych szans. Ona uśmiechnęła się 
	pogodnie 
	i odpowiedziała, że na wszystko znajdzie się sposόb. Lektor angielskiego, 
	ktόry jest 
	ich pracownikiem jest jednocześnie przewodniczącym komisji egzaminacyjnej i 
	potrafi 
	mnie przygotować do zdania tego egzaminu. Natychmiast więc skontaktowałem 
	się 
	z tym panem i rozpoczęła się moja angielska edukacja, a ściśle mόwiąc 
	jednostronna 
	konwersacja, bo mόj nowy nauczyciel mówił do mnie większości po angielsku, a 
	ja 
	słuchałem go w milczeniu. 
	Otrzymałem też zestaw pytań, ktόre najczęściej są zadawane kandydatom i 
	miałem je 
	dobrze przygotować. Po około trzech miesiącach tej edukacji doszła do mnie 
	wiadomość, 
	że jeden z najgroźniejszych członkόw komisji egzaminacyjnej będzie nieobecny 
	na 
	najbliższym egzaminie ponieważ wyjeżdża do Anglii. Postanowiłem skorzystać z 
	tej 
	sposobności i prόbować zdawać egzamin. Oczywiście zapytałem o zgodę mojego 
	nauczyciela, ktόry dziwnie po tym pytaniu na mnie patrzył, ale w końcu 
	powiedział: 
	 
	„Jak chcesz sprόbować - to prόbuj...” 
	 
	Miałem około trzech tygodni czasu i ” obkułem” dość dobrze pytania. Egzamin 
	składał się z dwóch części-pisemnej i ustnej. 
	Po części pisemnej byłem bardzo załamany i w dziesięć minut pόźniej 
	usłyszałem 
	swoje nazwisko, na ktόre nie zareagowałem, ponieważ wyczytywano osoby, ktόre 
	oblały i nie miały prawa podejść do egzaminu ustnego. Mόj nauczyciel był 
	nieobecny 
	w trakcie tego wyczytywania i moje milczenie okazało się dobrą taktyką. 
	Natychmiast 
	kiedy go zobaczyłem oznajmiłem mu o mojej „przegranej.” On popatrzał na mnie 
	i odpowiedział: 
	 
	„Nie martw się nie teraz to może następnym razem, ale mimo wszystko 
	czekaj, 
	bo ja sprόbuję coś załatwić.” 
	Czekałem dość długo ale się 
	opłaciło, bo znużona komisja przystąpiła do 
	egzaminowania mojej osoby. Kilka wstępnych pytań poszło dość gładko i 
	wreszcie 
	nieco skomplikowane, ale dość dobrze „obkute”. Widocznie moja odpowiedź 
	spodobała 
	się jednej młodej lektorce, ktόra miała dość dobry akcent brytyjski i po 
	pierwszych 
	kilku minutach mojego monologu na temat starożytnych zabytkόw libijskich 
	zaczęła 
	zadawać mi dość podchwytliwe pytania, udawadniająca tym samym mόj brak 
	zrozumienia tekstu, ktόry wygłaszałem. Mόj nauczyciel stanął jednak w mojej 
	obronie 
	i nakłonił komisję do przysłowiowego „przepchania” mojej osoby tłumacząc, że 
	będę 
	tylko pracował w laboratorium i z czasem angielskiego się nauczę. 
	Teraz pozostało tylko uczyć się angielskiego już dla siebie i czekać na 
	zapotrzebowanie. Oczekiwanie przedłużało się, byłem nieco zniecierpliwiony, 
	aż 
	wreszcie radosny telefon oznajmiający o nadesłanym kontrakcie libijskim dla 
	mnie. Teraz 
	pozostała następna rozgrywka szachowa aby uzyskać zgodę lekarza 
	wojewόdzkiego na 
	ten długo oczekiwany i wymarzony wyjazd. 
	I tu poszło dość gładko ale rόwnież dzięki poparciu „silnych” ludzi w 
	wojewόdztwie 
	i pod warunkiem, że po roku powrόcę na stare „śmieci” do nowej działalności. 
	I tak oto 
	21 listopada 1979 roku znalazłem się na gorącej ziemi libijskiej...  |