CZĘŚĆ PIERWSZA : Etapy imigracji
ROZDZIAŁ I
O emigracji polskiej w Kanadzie wogóle
Dla zrozumienia polskiej emigracji do Kanady w wieku XX-tym wydaje się ważne
podkreślenie dziwaczności jej korzeni. Ta dziwaczność wynikała ze sprzeczności
pomiędzy decyzją polityczną rządu dominialnego, a dokładnie Ministra Spraw
Wewnętrznych Clifforda Siftona dotyczącą otwarcia prerii kanadyjskich dla
biednych Europejczyków i zasadą zachowywania "czystości anglosaskiej rasy"
głoszoną zarówno przez rząd jak i w pełni akceptowaną przez ówczesne
społeczeństwo Dominium. Przez pierwsze połowę ub. wieku społeczeństwo
kanadyjskie wcale nie chciało przyjmować Polaków i innych Słowian jako
emigrantów, pogardzało nimi, uważając że nie nadają się na obywateli
kanadyjskich. Zostali mu oni narzuceni przez Clifforda Siftona, ministra Spraw
Wewnętrznych Kanady na przełomie XIXgo i XXgo wieku i jego linię polityczną
dążącą do szybkiego zaludnienia powstających trzech prowincji preriowych.
Zbieżne z tym były też interesy transkontynentalnej kompanii kolejowej Canadian
Pacific Railway (CPR ), która dążyła do szybkiego wzrostu zaludnienia Kanady
zachodniej , aby zapewnić sobie zyskowność przez przewozy pszenicy produkowanej
na preriach.[15]
Clifford Sifton istotnie doprowadził do szybkiego zaludnienia prerii, przyjmując
do Kanady osadników z całej Europy, ale społeczeństwo kanadyjskie zareagowało
niechęcią na masowy napływ imigrantów z centralnej, wschodniej i południowej
Europy. Dyskryminacja ich stała się ich chlebem powszednim przez następne
dziesiątki lat.
Potem przyszła II wojna światowa i naciski Wielkiej Brytanii przyczyniły się do
narzucenia Kanadzie imigrantów, których Dominium Kanadyjskie do czasu wojny nie
chciało, nie wpuszczało i nadal nie miało zamiaru wpuszczać. Tym razem chodziło
o wykształconych fachowców pochodzenia nie brytyjskiego. W. Brytania także
wymogła na Kanadzie przyjęcie europejskich uciekinierek wojennych pochodzących z
wyższych klas społecznych ich krajów, ponieważ brytyjskie zapasy żywnościowe
podczas hitlerowskiej blokady prędko się kurczyły, więc Anglia pozbywała się z
wyspy kogo tylko było można.
Obie grupy wojennych przybyszów spełniły bardzo ważne role dla Polonii i Kanady.
Stworzyły bowiem nowe role-models dla Polaków na emigracji w Kanadzie (powielane
później masowo) i w społeczeństwie kanadyjskim wypracowały miejsce dla polskiej
kultury, równocześnie zachowując swój udział w zmienianiu rolniczego Dominium w
kraj o zaawansowanej gospodarce przemysłowej . Ten udział wojennej emigracji w
prawie błyskawicznym przekształcaniu prowincjonalnego, a przy tym bardzo słabo
zaludnionego państwa w kraj, należący do pierwszej dziesiątki najbardziej
rozwiniętych krajów na świecie był niezwykłym dowodem elastyczności jego
społeczeństwa, ale także wprowadził do niego ferment, który spowodował głębokie
przemiany w tymże społeczeństwie, paręnaście lat później stawianym już jako wzór
humanitarnego traktowania przybywających emigrantów. Wszystkiego tego dokonało
społeczeństwo kanadyjskie nasycone tysiącami imigrantów, w tym Polaków, mężczyzn
i kobiet tęskniących za Polską, obolałych psychicznie konsekwencjami traktatu
jałtańskiego, a równocześnie zmagających się ze zwykłymi trudnościami
ubiegłowiecznego życia emigranckiego.
Tożsamość imigrancka
Asymilacja do Nowego Kraju wiąże się ściśle z tożsamością imigrancką. Im większe
są różnice pomiędzy kulturami obu krajów (Starego i Nowego) tym wyraźniejsze i
bardziej widoczne stają się przemiany zachodzące w tożsamości przybysza
asymilującego się do Nowego Kraju. Asymilacja jest długim procesem, czasami
trwającym przez całe życie i przeważnie nie odbywa się łatwo. Jej pierwszym
elementem jest nauka nowego języka i swoboda posługiwania się nim. Elementem
równie ważnym jest zrozumienie, później przyswajanie sobie nowych sposobów
bycia, typowych dla Nowego Kraju, przejmowanie sposobów życia i świętowania
istniejących w Nowym Kraju, akceptowanie przekonań, którymi posługuje się na
codzień jego społeczeństwo, udział w kształtowaniu się tego społeczeństwa,
rozumienie jego norm, nakazów i zakazów, według których toczy się życie i
układają się wszystkie elementy stosunków międzyludzkich.
Tożsamością imigrantów polskich w Ameryce zajmowano się w Ameryce od czasów I
wojny światowej . Jednym z najbardziej znanych pośród socjologów był Florian
Znaniecki, który wspólnie z Williamem Thomasem opublikował dwa grube tomy
Pamiętników Chłopów Polskich w Europie i Ameryce. Autorzy omawiali zebrane przez
siebie życiorysy imigrantów polskich przede wszystkim z końca XIX-go wieku.
Zdaniem obu autorów asymilacja jest wynikiem rozwoju grup emigranckich, a nie
jednostek . Polsko-Amerykańskie społeczeństwo owego czasu - według nich -
ewoluowało powoli jako całość od polonizmów do amerykanizmów. Dowodzi tego fakt,
że członkowie jego, szczególnie druga generacja, nabywali coraz więcej postaw
amerykańskich i byli pod coraz większym wpływem amerykańskiej cywilizacji.
Według obu autorów ta "asymilacja jest na tyle zjawiskiem grupowym, że można ją
porównać z takimi procesami jak germanizacja społeczeństwa czeskiego, trwająca
od stu lat, albo jak przyjmowanie w ciągu XVIII wieku kultury francuskiej przez
polską, rosyjską i niemiecką arystokrację"[16]. Dla naszego opracowania dwa
punkty są tu ważne. Pierwszy, że proces asymilacji , tak jak pojmowali go Thomas
i Znaniecki jest długi i powolny. Rozciąga się najczęściej na drugą generację
imigrantów. Drugim ważnym punktem jest opinia autorów, że asymilacja może się
odbywać tylko grupowo, poparta jakimś centrum, które musiało wcześniej
wykrystalizować najważniejsze dla siebie elementy polskości na obczyźnie, a
dopiero potem narzucało je wprost albo pośrednio jednostkom które skupiły się
wokoło niego. Obaj autorzy są świadomi, że badane przez nich grupy
polsko-amerykańskie miały jednorodne pochodzenie chłopskie lub chłopsko
robotnicze i że ten fakt ułatwiał tworzenie się lokalnych polsko-amerykańskich
centrów przyciągania.
W badanych przez nas etapach emigracji polskiej do Kanady w XX-tym wieku, a
więc, w czasie późniejszym od okresu opisywanego przez Thomasa i Znanieckiego
uderza brak podobieństw do sposobów asymilacji arystokracji polskiej, rosyjskiej
i niemieckiej XVIII-go wieku do kultury francuskiej. Wynika to zapewne zarówno z
odmiennego charakteru etapów imigracji polskiej do Kanady jak i z odmienności
jej przyczyn. Oprócz tego naszym zdaniem liczni imigranci polscy pozostawali
długi czas w rozproszeniu, np. polskie służące na kanadyjskich farmach, lub w
miastach często asymilowały się poza ośrodkami krystalizującymi i dlatego ten
proces nie wszędzie przechodził w taki sam sposób. Nie mówiąc o tym, że o
asymilowaniu się do kultury francuskiej decydowała moda, a o asymilacji w nowym
kraju - życiowa konieczność.
W okresie miedzy wojennym pamiętnikami Polaków w Kanadzie zajmował się Instytut
Gospodarstwa Społecznego w Warszawie. W roku 1936-tym ogłosił on konkurs z
nagrodami na życiorysy członków wychodźctwa polskiego planując publikacje tych
pamiętników jeszcze w roku 1939-tym[17]. Prace zostały przerwane wojną, a
ocalałe oryginały pamiętników oraz ocalała odbitka drukarska przygotowanego do
druku tomu pamiętników z Kanady pozwoliły Instytutowi Gospodarstwa Wiejskiego w
Warszawie w roku 1971 na publikację p.t. Pamiętniki emigrantów. Kanada. Nr
1-16. To opracowanie Instytutu Gospodarstwa Wiejskiego nie pretenduje jednak do
analizy procesów asymilacyjnych.[18]
Za czasów PRL-u próbowano kontynuować zbieranie pamiętników emigrantów, ale dla
nas nie przedstawiają one żadnej wartości ze względu na swój bardzo
propagandowy, a mało prawdziwy charakter.
Po drugiej wojnie światowej tożsamością imigrantów polskich w Stanach
Zjednoczonych zajmowała się socjolog i imigrantka dr Danuta Mostwin, również
zamieszkała w Stanach Zjednoczonych. Jej opracowanie Trzecia wartość[19]
poświęcone jest dyskusji na temat stanu i rozwoju tożsamości emigranckiej
Polaków w US. Uwzględniając powolne przeistaczanie się indywidualnego Polaka w
Amerykanina. Mostwin zastanawia się nad pytaniem czy asymilujący się w Stanach
Zjednoczonych imigranci przestawali być Polakami. W tym celu wprowadza pojęcie
trzeciej wartości [20] i następnie opiera na nim klasyfikację stopni asymilacji
równorzędnej do zachowywania lub tracenia poczucia polskości. W ten sposób
otrzymuje 5 kategorii opartych na wyrażaniu stopnia polskiej lub amerykańskiej
tożsamości.
1 - tożsamość polska
2 - tożsamość polska zmierzająca ku tożsamości dwukierunkowej
3 - tożsamość dwukierunkowa
4 - tożsamość amerykańska
5 - sprzeczności w obrębie tożsamości etnicznej. Tej ostatniej kategorii używa
Mostwin w szerszym niż poprzednie znaczeniu.
Imigranci 1-szej kategorii uważają się za Polaków i są tak samo oceniani przez
Amerykanów. W drugiej i trzeciej, procesy odchodzenia od polskości i adaptacja
do amerykańskości są już w toku.
Osoby drugiej kategorii uważają się za Polaków, lecz wiedzą, że Polacy w Polsce
mówią o nich jako o Amerykanach, podczas gdy oni sami czują się w nowym
środowisku przybyszami dostatecznie różnymi, aby Amerykanie traktowali ich jako
Polaków. Jak uważa Mostwin przyczyną tego odizolowania subiektywnie odczuwanego,
jest brak pełnego udziału w życiu jednej i drugiej narodowości.
Osoby trzeciej kategorii uważają się za Polaków, lecz wiedzą, że są uważani za
Amerykanów zarówno przez Polaków jak i Amerykanów. Ich tożsamość jest bezpieczna
i chłonna, ponieważ, pisze D. Mostwin, mają nieprzerwaną więź z kulturowymi
wartościami dawnego i nowego środowiska i wpływami ich wzorców wychowawczych.
"Tożsamość dwukierunkowa jest nieszkodliwa dla równowagi psychicznej i dla
członka grupy etnicznej jest tożsamością - idealną..".[21].
Kategoria czwarta obejmuje osoby, które Polacy nazywają zazwyczaj Amerykanami
polskiego pochodzenia. Ich tożsamość jest wyłącznie amerykańska. Wprowadzając tę
klasyfikacje Danuta Mostwin zakłada, że tożsamość amerykańska powoli wypycha ze
świadomości imigranta jego tożsamość polską i że dopiero po zakończeniu tego
procesu następuje pełna asymilacja.
W dalszym ciągu rozważań D. Mostwin zastanawia się nad zachowaniem i
przekazywaniem wartości kultury polskiej poza krajem[22] Przy tej okazji próbuje
ustalić teoretyczny układ dziesięciu wartości kulturowych polskich, jak twierdzi
zależnych jedna od drugiej, ułożonych hierarchicznie, a następnie omawia
tożsamość etniczną podkreślając, że ... etniczność nie równa się zakresowi
pojęcia kultura... Równa się natomiast układowi polskich wartości kulturalnych
przeniesionych w klimat kultury niepolskiej. Dynamika interakcji pomiędzy tymi
dwoma kulturami wytwarza elementy nowe... prowadzi do wytworzenia etniczności.
[23] Stąd D. Mostwin rozróżnia odcienie etniczności odpowiadające krajom, w
których polska diaspora znajduje się i wymienia 3 typy etniczności : kulturalną,
religijną i narodową. Dla naszych rozważań nad wizerunkami imigrantki polskiej
propozycje dr. Mostwin nie są konieczne, ponieważ nam zależy przede wszyskim na
skutkach asymilacji, czyli na reakcjach imigrantek i imigrantów na Nowy Kraj.
Mniej interesuje nas natomiast teoretyczne budowanie modeli tożsamości
imigranckiej
Interesujące jest jednak kiedy Mostwin porównuje swoje kategorie tożsamości z
satysfakcją zawodową i przynależnością do amerykańskich organizacji społecznych
i przytacza przy tym urywki wypowiedzi niektórych respondentów na rozesłaną
przez nią ankietę. Dla nas może najciekawszą jest wypowiedź respondenta, który
liczbę lat potrzebnych do tego, aby móc się uważać za Amerykanina uzależnia od
:" 1) rodzaju wspomnień (szczęśliwych lub nie) jakie zachowujemy z życia w
dawnej Ojczyźnie; 2) liczby lat przeżytych w Starym Kraju; 3) postawy ludzi
tutejszych jak i od postawy ludzi z autorytetem. Te postawy uważam za bardzo
pozytywne, tzn. przyspieszające proces asymilacji..."[24] Z punktu widzenia
niniejszego opracowania wydaje się, że o stosunku imigranta do jego nowej
ojczyzny decyduje jednak więcej czynników. Ważne są pytania czy imigrant
dobrowolnie opuścił starą ojczyznę, czy też pod przymusem? Ile lat liczył w
chwili przybycia do Nowego Kraju Czy jego kulturalne uwarunkowanie było zgodne z
planami ponownego rozpoczynania życia na nowej ziemi? Jakie plany albo
oczekiwania poprawy/ pogorszenia losu , kariery wiązał z emigracją i czy te
plany miały możliwości spełnienia się, czy wyjazd miał charakter emocjonalnie
negatywny, to znaczy czy dominowała chęć opuszczenia Starego Kraju za wszelką
cenę, czy też pozytywny - budowania nowego życia dla siebie i rodziny? Jak
znosił początkowy okres wyobcowania i samotności i co w nim z tego okresu
pozostało? Czy w Starym Kraju, tak jak w Polsce po roku 1989, zaszły ważne
zmiany? I wreszcie czy decyzja wyjazdu była jego własna czy też nie? Dla kobiet
imigrantek wszystkie te pytania są bardzo ważne, a szczególnie ostatnie pytanie
ma dużą wagę, ponieważ bardzo wiele emigrantek przybyło do Kanady jako
towarzyszki swoich mężów. Ich priorytetem często bywało zatem uniknięcie rozłąki
rodzinnej, a opuszczenie kraju i wyjście z polskiego kręgu kulturowego
znajdowało się na drugim albo trzecim miejscu. W ciągu dwudziestego wieku nie
wszystkie imigrantki naprawdę chciały opuścić swoje rodziny i grupy przyjaciół w
Polsce. Niektóre uległy namowom narzeczonych, lub mężów, inne myślały, że ich
pobyt za granicą będzie chwilowy, jeszcze inne przed wyjazdem budowały sobie
obraz Kanady na wzór Polski. Wreszcie spora ich część opuściła Polskę podczas
wojny i po 1945 roku obawiała się powrotu do Polski pod reżymem komunistycznym.
Stąd nawet pobieżna znajomość Nowego Kraju zastępowana była często
wyobrażeniami, które mogły mieć charakter marzeń nie wiele mających wspólnego z
krajem i jego społeczeństwem. Ten rozdźwięk pomiędzy oczekiwaniami i
rzeczywistością mógł następnie zamienić się w nieusprawiedliwioną pretensję,
którą jedna z moich znajomych zamknęła w retorycznym pytaniu dlaczego Kanada
jest tak bardzo inna? Tak jakby to było winą Kanady, że jest inna niż Polska. W
miarę upływu czasu rozdźwięk pomiędzy początkowymi marzeniami i rzeczywistością
na ogół zanikał, ale czasami wraz ze świadomością, że to już jest stały pobyt w
tym nowym obcym kraju - przeradzał się w gorycz, która hamowała możliwości
głębszej asymilacji. Przykładem są tu ostre słowa jednej z respondentek na
mini-ankietę z roku 1998/99. Na pytanie czy uważa się za osobę o podwójnej
kulturze : polskiej i kanadyjskiej, respondentka oznaczona symbolem ZC
odpowiedziała : tylko polskiej, bo nie cierpię quebeckiej kultury.[25]
(Respondentka mieszka w prowincji Quebec). Jakże gorzka jest wypowiedź autorki
ukrytej pod pseudonimem Malwa. W życiorysie zatytułowanym To nie jest Kraj moich
marzeń pisze ona :...Jestem coraz więcej podenerwowana, ogarnia mnie coraz
większa niechęć do tego kraju. Sama wybrałam moją drogę, zdecydowałam się
przyjechać tutaj, więc nie mogę i nie powinnam się skarżyć, zresztą komu .
W Polsce pracowałam w swoim zawodzie, miałam rodzinę, przyjaciół, ludzi bliskich
i kochanych a wybrałam niepewność, obcość /autorka przybyła do Kanady, aby wyjść
zamąż za człowieka, którego wcześniej poznała - mój przypisek/ . Zastanawiam się
teraz dlaczego myślałam że Kanada jest czymś lepszym od Polski, dlaczego
oczekiwałam czegoś dobrego od tych obcych ludzi? Dlaczego nie pomyślałam
wcześniej o wyobcowaniu i samotności jaka musiała mnie tu spotkać... [26]
Dalsza różnica pomiędzy założeniami D.Mostwin i naszymi polega na rozumieniu
słowa polskość i kultura polska dnia codziennego. Mostwim nie definiuje swojego
pojęcia polskości. Wydaje się jednak, że dla niej polskość oznacza przede
wszystkim stosunek emocjonalnej przynależności imigranta do Starego Kraju, jego
losów, historii, tradycji i kultury pisanej wielką literą. Kultura dnia
codziennego, która obejmuje postawy jakimi reaguje się na drobne codzienne
wydarzenia i preferencje w wyborze norm społecznych, jest dla Mostwin zamknięta
w dziesięciu wybranych przez nią wartościach, które ułożyła według pewnej
hierarchii. Mają one tworzyć harmonijną całość i zbiorowo odpowiadającą na
pytanie jak należy postępować[27] . Ma to więc być wzorzec postępowania
emigranta a nie jego postępowanie. Natomiast dla nas ważna jest przede wszystkim
kultura dnia codziennego, ten automatyczny, niekontrolowany sposób reagowania na
środowisko, na sposób wychowywania dzieci, na rozładowywanie napięć w rodzinie,
na ocenianie postępowania ludzi spotkanych na ulicy, lub w sklepie według
standartów Starego lub Nowego Kraju, a nawet na układanie sobie tych bajek,
które każda i każdy z nas opowiada sobie codziennie o sobie i które decydują o
naszym poczuciu wartości. świetnie ilustruje to Marie A. Jabłońska w swoim
życiorysie ... Co zamierzam tu opisać to serię kulturalnych szoków jakie
przeciętny Europejczyk ze średniej klasy doświadcza po swoim przybyciu do
Północnej Ameryki jako ubogi imigrant. Zanim zacznę to opisywać...chcę dodać, że
dziś jestem doskonale zaadaptowana do życia tutaj i nie zamierzam wrócić do
Europy. Po wtóre nie chcę być źle zrozumiana. Moim celem nie jest krytykowanie
albo wyśmiewanie czegokolwiek w Kanadzie. Poprostu chcę podkreślić różnice w
postawach i zachowaniach tak jak je widziałam wtedy, kiedy się tu znalazłam. I
wierzcie mi, byłam nieustannie zdziwiona, zaszokowana i często bardzo krytyczna.
Nic w tym nie było dziwnego, ponieważ przywiozłam ze sobą cały bagaż
europejskiego snobstwa i przesądów.[28] W ciągu lat pobytu na obczyźnie ten
bagaż kulturalny codziennego użytku modyfikuje się pod wpływem wieku, stanu
zdrowia, ale także pod uderzeniami codziennej rzeczywistości Nowego Kraju.
Asymilujący się imigranci prędzej czy później zastępują w nim dawne postawy
sposobami nabytymi od lokalnych ludzi, w czasie interakcji z instytucjami,
urzędami itd. Zaobserwowane i może nawet nieświadome przyswajanie sobie nowych
form i nawyków jest poszukiwaną przez nas podstawą odbywającej się asymilacji
imigranta. Drugie pokolenie wyrosłe już na nowej ziemi ma znacznie mniejszy
zasób bagażu kulturalnego ze Starego Kraju, ponieważ od młodości chłonie
zwyczaje i postawy kolegów szkolnych i środowiska, w którym wzrasta przy
jednoczesnej coraz słabszej znajomości zwyczajów i postaw Starego Kraju.
Nawet jednak te i ci imigranci, którzy świadomie lub nieświadomie bronią się
przed asymilacją wprowadzają zmiany w przywiezionym ze sobą bagażu polskiej
kultury dnia codziennego. Czasami w rezultacie tych zmian następuje automatyczne
odrzucanie wszystkiego co pochodzi z Nowego Kraju, kiedy indziej swoista i
spontaniczna selekcja przestarzałych odruchów przetwarza przywiezioną kulturę
dnia codziennego w wyidealizowany obraz, który jednocześnie pozwala na pozorną
adaptację do kultury życia codziennego Nowego Kraju. Wygląda to wówczas tak,
jakgdyby imigrant lub imigrantka mówili sobie "wszyscy zachowujemy się tak, jak
tego wymagają normy Nowego Kraju, ale tak naprawdę wiemy, że tylko nasze dawne
postępowanie jest wyrazem prawdziwej kultury". To też jest sposób na
rozładowywanie swoich kompleksów niższości wynikających z poczucia izolacji w
Nowym Kraju. Większość wytwarza sobie swoją osobistą mieszankę kulturową, którą
posługuje się na codzień, powoli zwiększając w niej swój wkład kanadyjski, aż do
punktu kiedy kultura dnia codziennego Polski jest używana tylko przy spotkaniach
z rodakami i to nie ze wszystkimi.
Wśród imigrantów Kanady zachodniej z pierwszej połowy XX-go wieku istniał
szczególny rozziew pomiędzy nagromadzeniem doświadczenia kanadyjskiego przez
mężczyzn, którzy zwykle przybywali pierwsi i przez przybywające później kobiety.
Ponieważ w praktyce uzbieranie kwoty pieniędzy potrzebnej na sprowadzenie
rodziny często zajmowało sporo lat, więc w chwili kiedy rodzina wreszcie
przybywała, mężczyzna był już "doświadczonym Kanadyjczykiem", podczas gdy jego
żona i dzieci zaczynały się dopiero oswajać z nową rzeczywistością.Ta różnica
dawała mężczyznom dodatkową przewagę w rodzinie. Stąd polski ludowy
patriarchalizm i hierarchiczna forma struktury rodzinnej wyniesione ze wsi
Starego Kraju bywały w Kanadzie wzmacniane przez nabytą przez ojca znajomość
Nowego Kraju i jego praw. W początkowych latach imigracji dla rodziny, czyli
kobiet i dorastających dzieci, decyzje ojca były więc w wielu rodzinach
absolutnie niepodważalne W tamtych latach dzieci nie mogły się nie zgodzić z
decyzją rodziców, musiały słuchać[29] Agata Puzianowski autorka powyższej uwagi
nie odważyła się wprost odmówić swemu ojcu wyboru męża dla niej, ale broniąc się
przed narzuconym narzeczonym za namową swojej kanadyjskiej znajomej poprostu
uciekła z domu. Czyli milcząco przyjmując wybór dokonany przez ojca zachowała
się jak Polka, ale uciekając z domu przed narzuconym narzeczonym postąpiła już
jak dziewczyna kanadyjska.
W Kanadzie wschodniej, gdzie emigranci polscy z XIX-go wieku i z pierwszej
połowy XX-go osiedlali się przede wszystkim w miastach, patriarchalizm rodzin
polskich mógł [30] nie występować w tak jaskrawych formach jak na zachodzie
Kanady, dlatego że zarówno większa gęstość zaludnienia, jak i ciągłe kontakty z
różnorodnymi kulturami etnicznymi mogły działać łagodząco na polskie wiejskie
tradycje. Ponadto, w miastach łatwiej było się wyłamywać spod kontroli ojca,
ponieważ było znacznie więcej okazji do usamodzielnienia się. Z większymi
możliwościami zarobkowymi córek, łączyła się większa możliwość wyprowadzenia się
z domu. Wreszcie w ośrodkach miejskich Kanady wschodniej osiedlały się także
emigrantki z Polski, przybyłe samotnie. W środowisku polskiej imigracji były one
traktowane jako potencjalne żony, które mogły sobie wybierać mężów według swojej
woli. Z tych co jechali doKanady było parę rodzin rusińskich, kilkanaście
dziewcząt, które jechały jako służące albo do narzeczonych, a reszta to żony z
dziećmi . Był to rok 1930.[31]
Aż do przełomu lat 50-tych i 60-tych ub. wieku emigrantka w mieście miała bardzo
niewielki wybór zawodów. Najczęściej zatrudniana była jako służąca,
niańka,
ewentualnie opiekunka małych dzieci. Rzadziej, dopóki II wojna światowa nie
wywołała boomu produkcyjnego w miastach Kanady wschodniej , znajdowała miejsce
pracy w różnych mniejszych lub większych fabrykach rozwijających się w takich
ośrodkach jak Montreal lub Toronto, ponieważ brak znajomości języka zwykle
uniemożliwiał jej pracę w środowisku fabrycznym, z wyjątkiem pracy w sweatshops
bardzo popularnych w czasie Wielkiego Kryzysu.
Po zakończeniu wojny i powrocie kanadyjskich żołnierzy do domów Kanadyjki masowo
rzucały pracę zawodową i wracały do domów, aby zakładać rodziny i rodzić
dzieci.[32] , stąd nieznaczny procent imigrantek biegłych w języku angielskim i
znających maszynopisanie oraz inne prace biurowe mógł teoretycznie już wówczas
szukać prac sekretarek, recepcjonistek, telefonistek itp. Nieco później po
wojnie wielkie magazyny i duże sklepy zaczęły także przyjmować imigrantki jako
sprzedawczynie, lub kasjerki, a małe przedsiębiorstwa usługowe, powstające
licznie w latach powojennych, chętnie zatrudniały osoby znające różne
europejskie języki, ponieważ ich klientela często tylko takimi władała.
Imigrantki z krajów Europy wschodniej były także chętnie widziane w urzędach
rządu federalnego, gdzie znajomość różnych języków była potrzebna w pracy. W
sklepach nikt się nie zastanawiał, czy nowo przyjęta sprzedawczyni jest zamężna
czy nie, ponieważ wiadomo było, że imigrantki mężatki są tak samo gotowe
pracować jak kobiety niezamężne [33] Prace zarobkowe podejmowane przez nie
często pozwalały mężowi, jeszcze niepracującemu, na znalezienie lepiej płatnej
pracy, albo zrobienie kursu językowego lub zawodowego, który z kolei mógł mu
zapewnić lepsze zarobki i wyższy dochód w rodzinie. Stąd zarobkowanie mężatek w
większości traktowane było wśród Polaków jako chwilowe i mąż nadal był uważany
za głównego żywiciela rodziny. Mimo tej idee generale dominującej wśród Polonii
z lat wojennych i powojennych praca zawodowa imigrantek przeważnie wydłużała się
w czasie, bo w miarę powstawania nowych planów życia powstawały nowe potrzeby,
jak np. studia dla dzieci, lub kupno nowego domu. Zachęcała kobiety do pracy
zawodowej także i ogólna atmosfera kraju, gdzie wzrost potrzeb imigrantów był
pochwalany jako normalny element asymilacji, a samodzielność była jednym ze
świętych przykazań społeczeństwa kanadyjskiego. Polskie imigrantki na ogół
chętnie podejmowały pracę zarobkową. Czasami szczególnie atrakcyjna była ona dla
młodych mężatek, które w pracy zawodowej widziały dla siebie furtkę uwalniającą
je od roli housewife, skoncentrowanej wyłącznie na prowadzeniu domu i
wychowywaniu dzieci i z którą "mąż nigdy nie rozmawiał o swojej pracy zawodowej,
a nawet nie potrafił sobie wyobrazić, że o sprawach publicznych i zawodowych
można by rozmawiać z kobietą"[34] Bunt przeciwko tej patriarchalnej postawie
męża znalazł się w odpowiedzi jednej z respondentek na mini-ankietę, imigrantki
po wyższych studiach przybyłej do Kanady 10 lat po drugiej wojnie. Pisze ona że
pierwszą swoją pracę zawodową " podjęła wbrew woli męża. Mąż pogodził się z moją
decyzją, ale na jego warunkach. Gdy nie kolidowało to z planami jego i dzieci."
W dalszym ciągu ta sama respondentka tłumaczy dlaczego nie lubiła swojej
pierwszej pracy : " Pracowałam tam gdzie miałam środek transportu, lub możność
dojścia w czasie wolnym od obowiązków domowych. Z powodu częstej przeprowadzki z
miasta do miasta ( awanse męża w pracy) musiałam brać prace bez dłuższego
zobowiązania."[35]
Ta "chwilowość" zatrudnienia kobiety powodowała, że etapy jej asymilacji
opierały się przede wszystkim na osobistej zdolności adaptacji imigrantki do
otaczającego ją środowiska od którego uczyła się języka, postaw i manier w
kontaktach z ludźmi oraz noszenia się po kanadyjsku. Etapy tej adaptacji
przebiegały w różnych częściach Kanady w różny sposób. Także czas przybycia
imigrantki, jej status społeczny w Starym Kraju oraz jej wiek odgrywały poważną
rolę w procesie asymilacji do kultury kanadyjskiej. To też inaczej przechodziły
proces asymilacji Polki które przybyły do Kanady podczas wojny, albo zaraz po
niej, a inaczej te, które później uciekały z komunistycznej Polski, lub przybyły
na fali "solidarnościowej" emigracji.
Wydaje się, że po wojnie w zetknięciach z Polonią zadomowioną już w Kanadzie,
nowo przybyłe kobiety odczuwały potrzebę publicznego podkreślania swoich więzów
ze Starym Krajem. Imigrantki z okresu wojennego i powojennego często niejako z
obowiązku patriotycznego czuły potrzebę publicznego wyrażania swego przywiązania
do Polski, swojej dumy z polskiego pochodzenia, tak jakby w ten sposób chciały
zbalansować odczuwane w Kanadzie izolację i wykorzenienie.[36] W miarę
przedłużania się pobytu na obczyźnie ten stan emocjonalnej egzaltacji mijał i
sprawy ongiś w Polsce uważane za ważne większości respondentek obojętniały,
chociaż dla wielu z nich ich stosunek do Starego Kraju i jego kultury się nie
zmienił[37]
Niewątpliwie kobiety, które przybyły do Kanady przed 1939-tym rokiem zaczynały
swą adaptację do Kanady przez najniżej kwalifikowaną pracę zarobkową podobnie
jak ich mężowie lub ojcowie. One wiedziały, że wyjazd ze Starego Kraju miał
oznaczać wypracowanie sobie lepszego losu i uzyskanie tego celu było zależne od
szybkości ich adaptacji i od ilości zebranych przez nie pieniędzy. "Czas płynął.
Zaczęłam lubić moją pracę (autorka smażyła hamburgery) Dolary stale napływały.
Co tydzień odnosiłam do banku $ 3, kupując sobie coś do mojej wyprawy. Po ośmiu
czy dziewięciu miesiącach miałam odłożone 180 dolarów, wyreperowane zęby i
wszystkie ubrania jakie mogłam nosić. Dobrze mi się powodziło."[38] A skoro
poprawa losu oznaczała adaptację do zwyczajów i sposobów życia w Nowym Kraju, to
jak najszybciej należało dostosować się do lokalnej społeczności, ponieważ wtedy
można było łatwiej i lepiej zarobić. Czasami jednak przywiązanie do postaw
wyniesionych ze Startego Kraju bywało silniejsze aniżeli chęć zarobku. Taki
przykład podaje D. Hoerder cytując Annę Polkę, która uciekła do" Indian" ze
służby u "bogatego państwa", w domyśle, ponieważ nie traktowali jej tak jak ona
by sobie życzyła[39]
Emigrantki czasu II wojny światowej i pierwszych lat powojennych, osiadłe przede
wszystkim w miastach Kanady wschodniej znajdowały w swoich pracach zarobkowych
znacznie mniej zachęty do asymilacji. Otwarte dla nich zawody sprzątaczki,
służącej, lub niańki były i nadal są w pojęciu ogromnej większości Polek
imigrantek poniżeniem społecznym, którego należało unikać. Nieco lepiej było być
robotnicą w fabryce lub sprzedawczynią w sklepie, chociaż i to było wyrazem
deklasacji społecznej, a i zarobki w większości oznaczały raczej przeżycie
aniżeli perspektywy poprawy losu. Jednak już 10 lat po wojnie, kiedy Kanadyjki
nadal licznie zakładały rodziny[40] zaczęły się pojawiać wolne miejsca w
zawodach biurowych. Imigrantki znające wystarczająco angielski lub francuski
mogły więc, przy odrobinie szczęścia przejść od pracy fizycznej do pracy
biurowej. Bardzo powoli zaczęto także brać pod uwagę możliwości zatrudnienia
imigrantek odpowiednio do ich wykształcenia, co do czasów wojny światowej było
poprostu nie do pomyślenia. Powojenne braki na rynku pracy przy jednoczesnej
kontynuacji rozwoju gospodarczego Kanady powoli wymuszły więc lepsze prace także
i dla kobiet.
Ta nowa pozycja polskiej imigrantki na rynku pracy zaskoczyła do pewnego stopnia
niektórych członków Polonii. Fakt, że dawała ona kobietom więcej samodzielności
i lepsze pensje nie zawsze spotykał się z aprobatą ich mężów. Niektórzy z nich
byli zadowoleni, że w ten sposób rodzina miała więcej pieniędzy, inni jednak
reagowali na nową samodzielność ich kobiet niezadowoleniem i poczuciem
zagrożenia własnej pozycji żywiciela i pana domu. Z drugiej strony samodzielność
finansowa mężatki potrafiła czasami bardzo zmienić na gorsze jej stosunek do
męża. Drobne rodzinne nieporozumienia zaczynały w takich rodzinach urastać do
poważnych problemów. Niekiedy trwało to miesiącami, kiedy indziej latami, aż
dodatkowe presje związane z pracą i trudnościami adaptacji w Nowym Kraju jednej
lub drugiej strony doprowadzały do rozłamu w rodzinach. Wiele małżeństw poprostu
nie wytrzymywało takiej próby.[41] Kasia, autorka życiorysu "Wolna i niezależna"
pisze następująco ..." Bardzo dużo miejsca poświęciłam w niniejszym opracowaniu
mojemu małżeństwu. Były ku temu dwa powody. Po pierwsze zdarzenia te były
przedmiotem największej mojej troski w tym okresie. Po drugie zdarzenia te w
sposób pośredni ilustrowały moje przejście z jednej kultury w drugą. W Polsce
tragiczna sytuacja polityczna i ekonomiczna nie sprzyjała dojrzewaniu
psychicznemu młodych ludzi. Nie kształtuje się w nich w sposób naturalny
odpowiedzialności za własne życie. Dlatego też przez lata na wysiłki mego męża
zmierzające ku uzależnieniu mnie, reagowałam po przez próby albo zgody na jego
warunki, albo przez wypracowanie sobie większej wolności. Trochę jak nastolatek
starający się albo być grzeczny, albo wywalczyć sobie większą wolność ze strony
rodziców, gdybym była dojrzałą kobietą taka sytuacja nigdy nie zaistniała by.
Odpowiedzialność za własne postępowanie i za własne decyzje brałabym jako
pewnik. Byłabym przeświadczona o swoim prawie do samostanowienia, a jakiekolwiek
próby uzależnienia mnie trafiałyby w próżnię. Ponieważ nigdy przed ślubem takiej
dojrzałości nie osiągnęłam to i prawo do samostanowienia nie było czymś
naturalnym dla mnie."[42] Jeden ze znajomych polskich lekarzy, u którego leczy
się wiele rodzin polskich imigrantów, uważa że do dziś częściej mężowie aniżeli
żony nie wytrzymują stresów związanych z imigracją.
Od czasu II wojny światowej w takich miastach jak Montreal lub Toronto rozwój
społeczności polonijnej następował bardzo szybko. Duży napływ imigrantów z
rodzinami po zdemobilizowaniu wojska polskiego na Zachodzie oraz DiPisów z
różnych obozów rozsianych po różnych kontynentach sprzyjał powstawaniu dość
zwartych grup polskich kontynuujących tradycje i zwyczaje Starego Kraju, według
których kobieta uważana była za strażniczkę ogniska domowego i do jej obowiązków
należało przechowywanie kultury i tradycji narodowych. Żołnierze armii polskiej
na Zachodzie, którzy ściągali swoje narzeczone z Polski, albo szukali Polek na
żony także oczekiwali od swoich wybranek, że stworzą im domy na modłę polską,
kontynuując polskie katolickie wartości kultury i tradycji i przekazując te
wartości ich dzieciom. W tych oczekiwaniach brała często udział miejscowa
Polonia pielęgnując atmosferę tradycyjnej roli Polki urządzającej święta według
polskich tradycji, biorącej udział w imprezach polonijnych, włączającej się w
działalności społeczne : polskie szkółki sobotnie lub niedzielne, zespoły tańców
polskich, udział w organizowaniu kas samopomocowych, witanie nowo przybyłych,
przygotowywanie kursów języka angielskiego, a także organizowanie różnych
związków lub komitetów pomocy imigrantom oraz społeczeństwu polskiemu.
W pojęciu społeczności polonijnej natomiast asymilacja kobiet do Kanady była
sprawą drugorzędną, prywatną każdej nowo-przybyłej emigrantki i jako taka nie
była w planach zainteresowań społeczności polonijnej. Nie było na przykład
polonijnych kursów językowych dla kobiet, chociaż Polonia organizowała kursy
zawodowe i językowe dla mężczyzn. Stąd dla wielu imigrantek mężatek drugiego i
trzeciego etapu (1940-1979) najczęstsza droga do asymilacji prowadziła albo
przez pracę zarobkową albo przez bezpośredni kontakt ze społeczeństwem
kanadyjskim, na przykład podczas cotygodniowych zakupów żywnościowych w wielkich
magazynach żywnościowych, w których wystarczała nawet minimalna znajomość
języka. O tym jak bardzo kulawa bywała taka asymilacja świadczy montrealska
anegdota ze środowiska kanadyjskich sędziów przepytujących kandydatów na
obywateli kanadyjskich. Otóż na standartowe pytanie jednego z nich co kandydatka
robi w Kanadzie, pewna polska starsza pani odpowiedziała szczerze Me, go to
Steinberg, then push, push my cart. Na szczęście w latach powojennych sędziowie
kanadyjscy przejęci zasadą łączenia rodzin przyjęli to kulawe zdanie jako
wystarczającą znajomość wymaganego języka angielskiego i dali jej obywatelstwo
kanadyjskie[43]. W nieco lepszej sytuacji asymilacyjnej znajdowały się
imigrantki matki mające dzieci w wieku szkolnym. Obowiązek uczestniczenia w
szkolnych zebraniach rodziców, współpraca z nauczycielami, udział w
organizowaniu różnych szkolnych imprez oraz wszystkie inne kontakty ze szkołą
zmuszały polską matkę do rozszerzania swego minimum językowego, a także
zapoznawały ją z różnymi kanadyjskimi instytucjami życia społecznego. W
rezultacie przy dobrej woli imigrantki asymilacja osiągnięta dzięki tym
kontaktom bywała nieraz o wiele głębsza aniżeli można było przypuszczać.
|