Polonia Winnipegu
 Numer 46

              23 października, 2008      Archiwa Home Kontakt

Wydawca


Bogdan Fiedur
Bogdan Fiedur
 

 

zapisz Się Na Naszą listę


Proszę kliknąć na ten link aby dotrzeć do formularza gdzie można zapisać się na listę dystrybucyjną i w przyszłości otrzymywać biuletyn bezpośrednio od nas.

Aby zapisać się szybko bez wypełniania formularza, proszę wysłać E-mail bez żadnego tekstu poprzez kliknięcie tego linku.

 

 

Przyłącz się

Jeśli masz jakieś informacje dotyczące polskich wydarzeń i chciałbyś albo chciałabyś podzielić się nimi z naszymi czytelnikami, to prześlij je do nas. Mile widziane są wywiady, felietony, zdjęcia i poezja. Proszę informować nas o wszystkich wydarzeniach polonijnych.

 

 

Promuj polonię

Każdy z nas może się przyczynić do promowania Polonii w Winnipegu w bardzo prosty sposób.  Mój apel jest aby dodać dwie linie do waszej stopki (signature) aby zacząć promować Polonijne wydarzenia w Winnipegu kiedykolwiek wysyłamy maila.

Tutaj są instrukcj
e jak dodać stopkę używając Outlook Express.

Kli
knij Tools-->Options --> Signatures

Zaznacz poprzez kliknięcie
Checkbox gdzie pisze

Add signature to all outgoing messages


W pole gdzie jest napisane Edit Signature proszę wpisać.

Polonijny link Winnipegu
http://www.polishwinnipeg.com

albo

Polish Link for Winnipeg
http://www.polishwinnipeg.com


Po tym kliknij Apply

I to wszystko. Od tej pory będziemy promować polskie wydarzanie w Winnipegu automatycznie kiedy wyślemy maila do kogoś. Wszystkie programy mailowe mają taką opcję tzw. signature i sposób jej dodania będzie bardzo podobny do tego co opisałem dla Outlook Express

Polonijny Biuletyn Informacyjny w Winnipegu

Poza gniazdem. Wizerunki emigrantki polskiej w Kanadzie w XX wieku. Książka prof. Marii Anny Jarochowskiej.

INDEX

POZA  GNIAZDEM. WIZERUNKI  EMIGRANTKI  POLSKIEJ  W  KANADZIE  W  XX  WIEKU


CZĘŚĆ DRUGA :
W pojedynkę

ROZDZIAŁ II

Imigrantki w miastach


Urbanizacja Kanady naprawdę nabrała rozpędu dopiero od końca II wojny światowej. W okresie poprzedzającym ją istniały w Kanadzie tylko dwa duże miasta : Montreal i Toronto, kilka pomniejszych jak Halifax w Nowej Szkocji, Winnipeg w Manitobie, Calgary i Edmonton w Albercie i Vancouver nad Pacyfikiem. Poza tym były osiedla często zasługujące raczej na nazwę miejscowości, osad lub wsi aniżeli miast. Ogromna większość miast prerii rosła niezwykle szybko, ale ponieważ startowały od budynku stacji kolejowej jako jedynej budowli w "mieście" , więc długo nie mogły dorównać miastom Kanady wschodniej. Po za tym ich rozwój widoczny w stawianiu imponujących gmachów i błyszczących bogactwem pałaców nuworyszów nie szedł w parze z tworzeniem się tkanki społecznej opartej na szerokiej bazie obywateli miejskich Po pierwsze obywatelami miasta byli tylko ludzie, którzy posiadali w tym mieście nieruchomość ziemską, wszyscy inni nie mieli prawa głosu nawet w najbłahszych sprawach municypialnych. Po drugie w miastach prerii przed I wojną światową najlepszym biznesem był obrót ziemią. Ponieważ spekulacja wybuchała co chwila w coraz to innym miejscu prerii, przez które akurat wtedy budowano kolej więc ludzie, posiadający odpowiednie informacje zarabiali fantastycznie na handlu działkami ziemskimi, w zasadzie przeznaczonymi dla osadników. W ten sposób w powstających miastach od pierwszego momentu realna władza pozostawała w rękach przeważnie tych samych członków, albo krewnych i przyjaciół grupy zbierającej śmietankę z otwierania prerii. Dominowali w niej Anglo-Sasi i byli Amerykanie tworząc warstwę uprzywilejowaną i nadającą ton zarówno przez swoje wpływy polityczne jak i przez bogactwo.Warstwy niższe były natomiast wieloetniczne. Ich członkowie nie tylko nie byli uprawnione do glosowania - bo nie posiadali nieruchomości miejskich, ale także jako robotnicy najemni, byli uzależnieni od pracy u bogatych przedsiębiorców. Rozwój miast preriowych był więc z jednej strony bardzo dynamiczny ale z drugiej chaotyczny, nie sprzyjający powstaniu klasy średniej. Istniał antagonizm między oby grupami. Wynikał on z eksploatacji i dyskryminacji siły roboczej w różnych miastach prerii i przybierał słabsze lub ostrzejsze formy, ale zawsze przeszkadzał w powstawaniu tkanki społecznej danego miasta. Jednym z miast w którym istniała ostra eksploatacja i dyskryminacja imigrantów i robotników był Winnipeg , ówczesne centrem przemysłowe prerii. W jego fabrykach odzieżowych pracowało bardzo wiele imigrantek. Ich warunki pracy często urągały regułom zdrowia i hygieny, a ponieważ kobiety tam zatrudnione, pracowały na akord, więc najmniejsze przerwy w pracy oznaczały obniżenie i tak bardzo niskich zarobków. Ponieważ inspektorów pracy nie było więc ta sytuacja nikogo nie interesowała. W 1911 roku, na społecznej scenie Winnipegu pojawiła się Nellie McClung, członek Local Council of Women - Lokalnej Rady Kobiet , która za cel postawiła sobie między innymi poprawę losu robotnic fabrycznych. Dzięki swojej zawziętości i uporowi Nellie McClung szybko zdobyła popularność wśród uboższej ludności miasta, a następnie pozyskała sobie polityczną opozycję rządu Manitoby. Kiedy po kilku latach walki z Liberałami konserwatywny premier Manitoby przegrał wybory i do władzy doszli Liberałowie, najgorsze przekroczenia przeciwko hygienie pracy w fabrykach zostały ujawnione, a w 1916 tym roku rząd Manitoby dał kobietom prawo głosu. W ten sposób w emancypacji kobiet Manitoba wyprzedziła wszystkie inne prowincje Kanady.

Na wschodzie Kanady w tym czasie urbanizacja rozwijała się w sposób bardziej uporządkowany. Tam miasta i miasteczka dawno wytworzyły warstwę średnią wraz z jej lokalnymi odmianami kulturowymi, rozbudowały struktury i instytucje miejskie, rozwinęły dominującą życie mieszkańców lokalną opinię społeczną, opartą na zasadach, przesądach i odmianach ksenofobii, albo tolerancji zgodnej z głównymi zrębami dominującego wyznania i zależnej od stopnia odosobnienia lub kontaktów ze światem zewnętrznym.

Duże miasta z większymi grupami różnych etnicznie imigrantów cechowały się większą tolerancyjnością i do nich to ciągnęły przede wszystkim polskie imigrantki. Wiadomo, że niektóre z nich próbowały ucieczką z pociągu do Winnipegu uwolnić się od podpisanego kontraktu - jak to opisywała Carolina Dziurzyński - i znaleźć pracę na wschodzie Kanady. Rzadko zdarzało się jednak, że po odpracowaniu kontraktu zobowiązującego dziewczynę do pracy służącej na zachodzie Kanady, imigrantka ruszała na wschód szukać lepszych warunków w Toronto lub innym mieście Prowincji Ontario, najczęściej prędko wychodziła zamąż za lokalnego mieszkańca. (Dlatego niektóre dziewczęta pouczone listami krewnych lub przyjaciół odrazu wybierały pracodawców we wschodniej Kanadzie.) A jeśli żona osadnika - imigranta owdowiała lub została opuszczona na farmie, to zwykle, aby przeżyć, musiała farmę sprzedać i przenieść się do pobliskiego miasta. Za pieniądze uzyskane ze sprzedaży farmy mogła wtedy kupić na spłaty, stary i możliwie duży dom, w którym odnajmowała pokoje przejezdnym robotnikom imigrantom. Ten bardzo skromny dochód uzupełniała zwykle praniem dla swoich lokatorów lub okolicznych mieszkańców. Wiele imigrantek nie wiedziało, że w latach dwudziestych były już w miastach Kanady agencje miejskie wspomagające finansowo samotne matki z dziećmi. Podczas wielkiego kryzysu lat 30-tych agencje te, z uwagi na niewielkie własne zasoby zostały zmuszone do ograniczenia swojej pomocy tylko do określonych kategorii dawnych mieszkanek danego miasta. W roku 1932, w Vancouverze inspekcja przeprowadzona przez Charlotte Whitton, specjalnego wysłannika ówczesnego Premiera Kanady R.B. Bennett'a, uznała na przykład, że kobiety w średnim wieku, które nigdy przed kryzysem nie pracowały (bo zgodnie z panującym zwyczajem, żony nie powinny były pracować) nie mają prawa do zasiłków związanych z kryzysem, ponieważ ich potrzeby nie wynikały bezpośrednio z kryzysu. One przedstawiają problem istniejący w każdym czasie i który powinien przede wszystkim dotyczyć lokalnych funduszy. Opuszczone żony i samotne dziewczyny powinny być uczone pracy domowej. Kobiety na zasiłkach macierzyńskich nie są obciążeniem usprawiedliwionym "form a justifiable charge"[90] W ten sposób opuszczone żony lub wdowy wpadały w przegródkę administracyjną, według której ich nędza nie była wynikiem kryzysu, więc pomoc im się nie należała .

Kiedy zaczęła sie imigracja Polek do Kanady wschodniej nie wiadomo. Dokumentacja dotycząca polskich imigrantek na wschodzie Kanady jest bardzo uboga .Dla okresu 1900 - 1940 poza jednym pamiętnikiem[91] nie znalazłam żadnej biografii, ani wspomnień autorstwa kobiety polskiej. Wiadomo jednak, że jeszcze w XIX-tym wieku w Montrealu i Toronto, a także w kilku innych miastach Ontario byli polscy rzemieślnicy, drobni kupcy, przewoźnicy, najemni pracownicy większych przedsiębiorstw kanadyjskich. Niektórzy przybywali z Europy, inni napływali z niedalekiego Detroit, lub z odleglejszego New York. Większość ciągnęła do Toronto, chociaż i w Montrealu rozwinęła się w początkach XX-go wieku grupka polskich imigrantów. Wielu z nich pożeniło się z miejscowymi dziewczynami, inni uporczywie pisali o żony do Polski. Jak pisze żona pończosznika mieszkającego w jednym z quebeckich miast, wracając z wizyty w Polsce w roku 1930-tym spotkała grupę kilkunastu dziewcząt płynących do swoich narzeczonych w Kanadzie albo na kontrakty służących.[92]

Jakie to były dziewczęta, skąd pochodziły i co umiały, trudno dziś dociec. Nie mówią o tym rejestry parafialne ani inne pisane żródła. Niechętne wspomnieniom swoich początków jako służące były także i same kobiety. Te spośród nich, do których się los uśmiechnął wolały nie wspominać doświadczeń pierwszych lat ubóstwa w Nowym Kraju. Mniej szczęśliwe podobnie jak w Kanadzie zachodniej znikały bez słowa lub wspomnienia.

Można jednak oprzeć się na kilku założeniach, które pozwalają nam określić typ kobiety przybywającej z Polski gotowej startować samodzielnie w swoim nowym życiu w Kanadzie. Przede wszystkim taka imigrantka musiała mieć inicjatywę i upór w dążeniu do swoich celów. Następnie musiała być zdolna do zrozumienia różnic pomiędzy marzeniem polskich bezrolnych chłopów o posiadaniu gospodarstwa rolnego, a jej własnymi możliwościami w Nowym Kraju. Jeśli pochodziła z miasta to już siłą rzeczy wolała i w Nowym Kraju urządzać się w mieście. Musiała być samodzielna, aby chcieć decydować o sobie, a nie czekać na decyzje rodziców, lub ewentualnie męża. Wreszcie musiała rozumieć co to znaczy pracować w Kanadzie jako służąca, pomocnica kucharki, niańka do dzieci, albo wyjątkowo jako robotnica w małej fabryce. Prawdopodobnie z listów od krewnych lub przyjaciół dawniej przybyłych do Kanady potrafiła sobie wyrobić opinię, że zdoła się utrzymać przy życiu i może dobrze wyjdzie zamąż. Musiała się prędko nauczyć podstawoweych informacji o warunkach miejskich w Kanadzie ze znacznie wyższymi wymaganiami hygieny[93], punktualności oraz ogólnego sposobu poruszania się wśród obcych, od których była zależna. Musiała też zapomnieć o wielu przesądach polskich, ponieważ przesądy w Kanadzie były inne i te polskie spod zaborów rosyjskiego, niemieckiego lub austriackiego były pogardzane i wyśmiewane.

W pierwszych jej krokach było konieczne oswojenie się z samotnością, z której można było uciec tylko na kilka sposobów. Przede wszystkim przez odnalezienie polskiej parafii, lub jakiegoś polsko-kanadyjskiego związku czy stowarzyszenia, których we wschodniej Kanadzie było więcej niż na zachodzie, następnie przez nawiązanie przyjaśni z niektórymi koleżankami po fachu, imigrantkami bardziej doświadczonymi , choć często innej narodowości i wreszcie przez znalezienie mężczyzny, który by w przyszłości mógł zostać jej mężem.

Zaden z tych celów nie był łatwy ponieważ samotna imigrantka naogół bardzo niewiele wiedziała o społeczności polonijnej i jej organizacji w mieście, do którego skierował ją podpisany kontrakt. W większych miastach było jednak powszechnie wiadomo gdzie znajdują się dzielnice imigrantów i jak się do nich dostać. Już więc na początku swego pobytu mogła zdobyć wiadomości gdzie mieszkają i pracują polscy imigranci, to też poczucie jej samotności wśród społeczeństwa o odmiennych obyczajach i innej kulturze dnia codziennego było o wiele mniejsze aniżeli samotność żony osadnika w preriach pozostawianej samej sobie na wiele miesięcy w mizernej ziemiance lub chałupce.

Pozostawała jednak następna warstwa samotności z braku kogoś bliskiego z którym możnaby porozmawiać, pośmiać się, a nawet robić plany wspólnej przyszłości. Jednak i ten rodzaj samotności mógł dość szybko zniknąć. Z uwagi na coroczny napływ imigrantów, Kanada była krajem, w którym kobiet było ciągle mniej niż mężczyzn. Tym ostatnim samotność doskwierała równie mocno jak nowo przybyłym kobietom. To też każde stowarzyszenie, nie mówiąc o parafii zawsze miało na agendzie życie towarzyskie swoich członków. W soboty urządzano tańce, organizowano miejscowe chóry, grupy muzyczne, festiwale związane ze świętami kościelnymi lub narodowymi, podawano sobie informacje o nowo przybyłych i szukano sposobów, żeby ich włączyć do istniejących już organizacji, zakładano kasy pożyczkowe, później zaczęły być organizowane szkółki parafialne języka polskiego.

Jedną z przedwojennych działaczek polonijnych była Krystyna Idziak, żona polskiego sklepikarza w Toronto, która posiadała duży zmysł organizacyjny. Jej to zawdzięczała Polonia torontońska organizację zespołów śpiewu i tańca, tak dobrze rozwijających się pod jej kierownictwem, że w eliminacjach doszły do występów na festiwalach etnicznych całej Kanady.

Parafie z reguły były ośrodkiem życia społecznego i kulturalnego lokalnej Polonii. Wywieszały tablice, na których poszczególni członkowie wymieniali informacje dotyczące dnia codziennego np.przyjmowanie lokatorów na pokoje, udzielanie porad prawnych , poszukiwanie znajomych, przyjaciół, nawet członków rodzin itp. Równocześnie życie w mieście wywierało wielki nacisk na uczenie się języka i młoda służąca z Polski od pierwszego dnia musiała go używać.

Służba w prywatnych domach zmuszała do stałego poszerzania znajomości kultury angielskiej lub francuskiej. Obyczaje "państwa" odnoszące się do codziennego porządku, posiłków jadanych w domu, przyjmowania gości, chorowania, kłótni domowych i tych wszystkich detali, w których służąca lub niańka automatycznie uczestniczyła, kształtowały jej własne maniery i sposób oceniania świata.

Na ogół służące i niańki należały do zawodów nisko płatnych i pozbawionych wyraźnych godzin wolnych od pracy. Pani domu ustalała ilość wykonywanej pracy i czas jej długości. Od niej zależało czy służąca była wykorzystywana przez rodzinę "państwa", dyskryminowana z powodu śmiesznego akcentu, " przesadnej" religijności, braku znajomości "Canadian way of life" i błędów, które robiła próbując przetlumaczyć sobie niezrozumiałe słowa i reakcje kanadyjskiego społeczeństwa. Zdarzały się wypadki, że służące zmęczone nieustanną dyskryminacją poprostu odchodziły z pracy bez wypowiedzenia, a nawet odebrania ostatniej wypłaty. O takiej "służącej Annie Polce" w Winnipegu krótko wspomina D. Hoerder, podając że poprostu uciekła do Indian[94]. Nie wiemy co spowodowało jej ucieczkę, czy to było zniszczenie jakiegoś sprzętu, zbicie porcelany, lub szkła, które służąca Anna powinna była zapłacić z własnej pensji. Nie wiemy czy przed ucieczką odebrała swoją cotygodniową wypłatę. A może slużąca Anna spała na zimnym strychu lub w wilgotnym i ponurym "bejzmencie". Może ta "ucieczka" spowodowana była uszczypliwymi uwagami pod jej adresem. W tamtych czasach ludność anglosaska patrzała na Polaków z góry i z niechęcią.[95] Uważano, że Polacy są kłótliwi, łatwo unoszą się honorem i wtedy szukają zaczepki albo znikają. A może to "dziwaczna" religijność oparta na chłopskiej obrzędowości przeszkadzała bogatym Anglosasom i Anna wolała ubóstwo " Indian" aniżeli służbę u "państwa." Może wreszcie zaszła w ciążę i zgodnie z obowiązującą moralnością groziło jej wydalenie z awanturą. Nie wiadomo także, co właściwie oznacza określenie , że "uciekła do Indian". W ówczesnej gwarze Indianie uważani byli za najniższą z niskich i najuboższą z grup ludnościowych. Czasami więc pójść do Indian było zwrotem figuratywnym oznaczającym zupełne zniknięcie ze społeczeństwa, dzięki gotowości przyjęcia najgorszych warunków życiowych, takich jakie były udziałem Indian. Nie wiadomo nawet w jakim czasie incydent z Anną Polką miał miejsce.

Z pewnością przyjąć można, że gdyby owa służąca Anna pracowała w mieście Kanady wschodniej, jej ucieczka nie musiałaby się kończyć "u Indian". Po pierwsze dlatego ponieważ w miastach Kanady wschodniej dyskryminacja imigrantów była bardziej ograniczona warunkami ekonomicznymi, a po wtóre ponieważ w obu największych miastach Montrealu i Toronto miałaby pomoc grup polskich istniejących tam już od początku XX-go wieku. Obrotna i zaradna dziewczyna, niezadowolona z kontraktu służącej, dającego jej prawo wstępu do Kanady mogła sobie znależć inne miejsce służby lub zatrudnienia wśród różnych małych i niewielkich fabryk, przedsiębiorstw handlowo- usługowych, które w tych miastach funkcjonowały.

Praca robotnicy nie miała przewagi nad pracą służącej. Warunki pracy w fabrykach bywały bardzo różne od urągających hygienie i zdrowiu aż po znośne. Godziny pracy były długie ( czasami z bardzo krótką przerwą na obiad sięgały 12-14 godzin), ale do czasu wielkiego kryzysu bywały określone, płaca była niska, lecz wypłacana dość regularnie co tydzień, czego nie zawsze można było powiedzieć o wynagrodzeniu służącej, zależnej od kaprysów "pani". Zdarzało się że właściciele fabryk uzurpowali sobie prawo fizycznego karania robotnic, ale służące również nieraz otrzymywały razy od poirytowanych pracodawców. Wreszcie czas wolny po pracy w fabryce nie był kontrolowany przez pracodawcę, ponieważ robotnice nie mieszkały u niego.

Sytuacja pracy w fabrykach mocno bardzo się pogorszyła w okresie kryzysu lat 30-tych. Przede wszystkim godziny pracy bywały wydłużane bezlitośnie, a zarobki były znacznie obniżane i często nie wypłacane na czas.

Oprócz prac w fabryce polska imigrantka mogła znaleźć zatrudnienie w małych przedsiębiorstwach usługowych. Restauracje i jadłodajnie potrzebowały kobiet w kuchni, do smażenia hamburgerów, kelnerek do obsługi gości, zawsze szukano odpowiedzialnych kasjerek. Drobne sklepiki obsługujące przede wszystkim grupy etniczne chętnie przyjmowały do pracy uczciwe i rzetelne imigrantki. Tam też młode kobiety łatwo spotykały samotnych mężczyzn poszukujących życiowych partnerek.

Dziewczęta z którymi płynęła w roku 1930-tym do Kanady żona pończosznika z małego quebeckiego miasta, nie wiedziały jeszcze wtedy, że Kraj, do którego płyną jest bardziej dotknięty kryzysem aniżeli Europa i że "wielka depresja" jak zjawisko to nazywano, będzie trwała w Kanadzie całe 10 lat. Specyficzna struktura gospodarki kanadyjskiej opartej na eksporcie, siedem lat suszy w prowincjach preriowych, dwa lata klęski szarańczy i epidemia chorób pszenicy zniszczyły właściwie w latach 30-tych prawie całą gospodarkę Kanady, a w zachodniej części wyludniły trzy prowincje preriowe. Nieudolne rządy w Ottawie obu głównych partii - konserwatystów i liberałów, ich próby ratowania gospodarki przez organizowanie akcji bardziej zmierzających do skłócenia społeczeństwa aniżeli tworzenia nowych miejsc pracy pogłębiały jeszcze więcej nędzę i głód nękające zarówno wieś jak i miasta. Wprowadzone mizerne zasiłki dla najbardziej poszkodowanych uderzały przede wszyskim w imigrantów, którzy mogli zacząć je otrzymywać dopiero po otrzymaniu obywatelstwa kanadyjskiego. Oskarżenia że imigranci odbierają pracę Kanadyjczykom zamykały ponadto i tak już niewielkie możliwości znalezienia pracy, a najbłahsze podejrzenia o komunizm lub radykalizm kończyły się deportacją

W ciągu pięciu lat, od 1930 - 1935 deportowano z Kanady ponad 28 000 mężczyzn i kobiet ponieważ uznano ich za "radykałów" albo poprostu dlatego że jako imigranci złożyli podanie o zasiłek [96] Odmawiano także zezwoleń na sprowadzanie narzeczonych lub żon, nawet jeśli składający podania imigranci mieli dobrą pracę lub prosperującą farmę.

Zmieniły się także na gorsze wymagania pracodawców. Wielu wielkich pracodawców wykorzystywało istniejące bezrobocie dla obniżania zarobków i przedłużania godzin pracy. W przemyśle odzieżowym, gdzie pracowały w większości kobiety, wielkie magazyny jak np Eaton, Simpson , Woolworth i Kresge prowadziły między sobą wojny cen i w tym celu stosowały politykę obniżania zarobków oraz wydłużania czasu pracy swoich pracowników do ponad 60 albo nawet więcej godzin tygodniowo, uzyskując dzięki temu towar, który następnie sprzedawano poniżej cen konkurencji. Dopiero opublikowany przez Komitet do Badania Warunków Pracy raport o sposobie zatrudnienia w przemyśle i handlu w Kanadzie w roku 1934 wykrył ten niesłychany wyzysk [97] i wymusił stopniową poprawę warunków pracy robotników i robotnic oraz zwiększenie ich zarobków. Jak w tych czasach dawały sobie radę młode samotne Polki, które właśnie przybyły, aby podjąć pracę służących? Jeśli, przed deportacją zdążyły wysiąść w Halifaksie lub Montrealu i zgłosić się na służbę, a przy odrobinie szczęścia pracodawcy je przyjęli to prawie napewno otrzymywały obniżone pensje przy przedłużonych godzinach pracy. Paradoksalnie, ci z pracodawców, którzy nie zostali dotknięci kryzysem zachowali swój standart życia i swoją służbę, a ogólna deflacja powodowała, że wartość realna każdej pensji była wyższa aniżeli przed kryzysem [98] Były to jednak rzadkie wyjątki pomiędzy powszechną i wzrastającą z roku na rok nędzą większości społeczeństwa kanadyjskiego.

Nagminne bankructwa małych i średnich przemysłowców i handlowców wiązały się ściśle z znacznym zmniejszeniem się zapotrzebowania na służące i niańki. Służące zwalniane przez zbankrutowanych pracodawców miały wówczas bardzo nikłą szansę na znalezienie innej pracy, z drugiej strony, jeśli prosiły o zasiłek, to były deportowane z Kanady. W tej sytuacji polskie imigrantki w miastach nie mając innego wyboru najczęściej chwytały się najniżej płatnych prac akordowych szycia odzieży dla wielkich magazynów. Przeważnie zatrudniano je na akord według wzoru chałupniczego lub u subkontraktorów, którzy przez restrykcje i wysokie wymagania wyciskali ostatnie krople potu z zatrudnionych robotnic. Jednocześnie jednak nikogo tam nie obchodziło czy znają język angielski czy nie.

Dla polskich imigrantek z Kanady wschodniej podobnie jak dla ich sióstr z Zachodu małżeństwo było najważniejszym i ostatecznym celem kobiety i dla tego celu gotowe były poświęcić bardzo wiele ze swojej samodzielności. Rozumiały one doskonale, że tylko przez małżeństwo mogły dojść do statusu społecznego cieszącego się pełnym szacunkiem społecznym i co ważniejsze - mogły dojść do posiadania własnego domu. Żadna z nich także nie zamierzała zrezygnować z dzieci, które przecież miały być ukoronowaniem ich życia. Mężów poznawały w parafiach, podczas festiwali etnicznych, czasami w pracy. Przed ślubem omawiano plany życiowe i kobiety chętnie popierały przedsiębiorczość swoich wybrańców. To też już w latach dwudziestych ub. stulecia w Montrealu i Toronto pojawiały się małe rodzinne polskie sklepiki albo przedsiębiorstwa obsługujące lokalne dzielnice, a przy tym i klientelę etniczną. Rześnicy, piekarze, przedsiębiorstwa remontowe i warsztaty (shops) w których reperowano co popadło, budowniczowie, malarze, blacharze, hydraulicy i wiele innych fachów opartych na współpracy małżonków rozwijało się aż do czasu Wielkiego Kryzysu lat 30-tych. Ten ostatni zmiótł z powierzchni Kanady bardzo wiele ze zdobyczy poprzedniego, długiego - bo 35 lat trwającego - okresu pomyślności i drobnych przedsiębiorców w dużej mierze zredukował do roli nędzarzy często bezdomnych. Już w 1932 roku jedna trzecia całej ludności Kanady żyła na rządowych, bardzo mizernych zasiłkach żywnościowych oraz innej pomocy charytatywnej zwykle związanej z denominacją religijną oraz długością pobytu petenta w danym mieście. Nowym imigratom podobnie jak i przesiedleńcom z innego miasta lub wsi pomocy rządowej nie wypłacano. Podobnie działo się w preriach, ale tam do kryzysu z początków lat 30-tych doszło następnie siedem lat wielkiej suszy, głodem wyganiających farmerów i ich rodziny z zagospodarowanych farm w południowych zachodnich częściach Manitoby i południowych częściach Saskatchewanu i Alberty.

Początkowe lata kryzysu były dla imigrantów szczególnie straszne ponieważ widziano w nich "obcych" którzy odbierali pracę miejscowej ludności więc też odpowiednio wrogo się do nich odnoszono. Dopiero nieprzemijająca nędza i bezrobocie końcowych lat tej dekady spowodowały, że zubożeli Kanadyjczycy zaczęli w nich widzieć podobnych sobie biednych i bezrobotnych, a nie wrogów.

Niektórzy imigranci z lat dwudziestych jeszcze przed II wojną światową organizowali swoje polonijne stowarzyszenia, związki, koła itp. Miały one służyć obronie dyskryminowanych polskich imigrantów oraz dawać namiastkę dumy narodowej jak np. Towarzystwo Białego Orła w Montrealu druga najstarsza organizacja polonijna w Kanadzie [99] lub Stowarzyszenie Weteranów Polskich w Toronto grupujące byłych żołnierzy polskich (z I wojny światowej), którzy w latach 20-tych wyemigrowali do Kanady. Były to jednak organizacje męskie. Były też organizacje pomocy jak Polska Liga Katolicka w Montrealu, która została zorganizowana w latach 30-tych przez wspomnianą już działaczkę społeczną pierwszego okresu imigracji - Krystynę Idziak. Ona także była prezeską kółka amatorskiego "Zorza", skupiającego osoby starsze, którym w czasie kryzysu żyło się szczególnie trudno. Krystyna Idziak była także jedną z założycielek Polskiej Szkoły Tańców Ludowych , związanej z Tow. Wzajemnej Pomocy w Montrealu Działała również w polskiej sekcji Kanadyjskiego Czerwonego Krzyża. Tuż przed II wojną światową kierowała stuosobowym zespołem tanecznym, który w roku 1940 nie tylko zdobył pierwszą nagrodę na Festiwalu Grup Etnicznych Kanady, ale także współpracował z Polskim Chórem filharmonicznym w Montrealu, bardzo popularnym wśród Montrealczyków. Krystyna Idziak razem z mężem Stefanem zdołali przetrwać wielki kryzys i po przeprowadzce do Montrealu w poczatkach wojny prowadzili tam sklep żywnościowy chętnie i często odwiedzany przez Starą i następnie, Nową Polonię. Gościnność, życzliwość Idziaków i pomoc udzielana każdemu kto jej potrzebował wypływała z głębokiego poczucia solidarności z Polską i daleko wykraczała poza granice dzielące dwie Polonie. Kiedy w roku 1953 Zofia Romer założyła wraz z grupą kobiet z uchodźctwa wojennego Komitet Pomocy Dzieciom Polskim, a chodziło o sieroty lub zagubione dzieci polskie powracające po wojnie z Niemiec do Polski, Krystyna Idziak natychmiast w tę pracę włączyła się mimo mnóstwa zajęć w swoim sklepie i innych pracach społecznych.

Drobni przedsiębiorcy polscy, to przeważnie rodzinne sklepy, warsztaty naprawcze lub usługowe itp., w których żona była ważnym, a często jedynym pracownikiem. Do jej obowiązków należała zazwyczaj kasa i księgowość. Ona sprzedawała w sklepie, nadzorowała w warsztacie, odbierała telefony i przyjmowała zamówienia. Wiele z tych niewielkich przedsiębiorstw nie przeżyło kryzysu lat 30-tych, inne powstały na początku II wojny światowej i wreszcie spora grupa takich drobnych polskich businessmen'ów skorzystała z szybko rosnącego w latach wojny ekonomicznego dobrobytu Kanady i po wojnie znalazła się już wśród poważnych często bogatych przedsiębiorców. Zwykle wiązała się z tym ewolucja w obowiązkach żony, która w miarę jak przedsiębiorstwo się rozwijało wycofywała się z aktywnego udziału w jego prowadzeniu. Mąż przejmował nadzór, omawiał zamówienia i dostawy, księgowość przechodziła w ręce fachowego specjalisty, w sklepie pracowały zatrudnione sprzedawczynie, co w konsekwencji dawało żonie więcej czasu na zajmowanie się domem i dziećmi i ewentualną pracą społeczną. Ta ewolucja powrotu przedwojennej imigrantki i żony polskiego przedsiębiorcy w miastach Kanady wschodniej do domu zgodna była z linią rozwoju społeczeństwa kanadyjskiego, które nadal w latach wojny i zaraz po jej zakończeniu przestrzegało zasady pozostawiania żon w domu. Była ona także zgodna z wiejskim patriarchalizmem polskich imigrantów, nawet po wielu latach powielających stereotyp rodziny hierarchicznej opartej na podziale ról męża i żony. Wielu polskich imigrantów, stosunkowo młodych jeszcze mężczyzn tego okresu zdołało nabrać przekonania o ograniczeniach umysłowych kobiet wynikających poprostu z faktu ich kobiecości i dlatego jak tylko mogli sobie na to pozwolić ze względów finansowych, to poprostu automatycznie odsuwali swoje żony od udziału w życiu zawodowym lub publicznym. Dziś można powiedzieć, że ta patriarchalna tendencja była związana z asymilacją polskich imigrantów do obyczajów kanadyjskich.

Jednak w latach powojennych dynamika zmian społecznych i gospodarczych Kanady poszła w innym kierunku, a była tak silna, że w ciągu jednego pokolenia zasady dawniej święcie przestrzegane zostały zupełnie zmienione. Na zmiany te zareagowały także dzieci polskich imigrantów Starej Polonii. Nie tylko sięgnęły po wykształcenie, ale i po stanowiska o których ich rodzice nawet nie zamarzyli. Pierwsze kroki robili oczywiście synowie, to oni ruszli w Kanadę studiowali na uniwersytetach i następnie znajdowali pracę i karierę daleko poza domem rodzinnym. Następnie dołączyły do nich i córki lub wnuczki polskich imigrantów. Dzięki temu około lat 60-tych pojawiają się wśród Starej Polonii dyrektorki i prezeski kierujące odziedziczonymi przedsiębiorstwami. Niektóre z nich na dodatek przekroczyły barierę oddzielającą od siebie Starą i Nową Polonię, wychodząc za mąż za Polaków przybyłych do Kanady po II wojnie światowej.

W przekazie słownym polskiej imigracji z czasów po II wojnie światowej istniało w Kanadzie wschodniej kilka przykładów spełnienia się bajki o Kopciuszku, co to zaletami osobistymi zdobyła "księcia" dla siebie. W jednej z tych historii młoda uboga polska imigrantka, która w latach przedwojennych przybyła w poszukiwaniu pracy, znalazła Kanadyjczyka, który nie tylko docenił jej zalety jako pracownicy, ale także jako kobiety i ożenił się z nią, a że był zamożny, więc wprowadził ją w świat dobrobytu. Kopciuszek prędko zasymilowała się i wsiąkła w środowisko kanadyjskie. Po II wojnie światowej, już po śmierci męża i po podziale spadku, owdowiały Kopciuszek była nadal zamożna i mieszkała w pięknym zabytkowym domu w śródmieściu Montrealu, a przypomniawszy sobie swoje polskie korzenie odnalazła wśród emigrantów swoich krewnych i sprowadziła ich do Montrealu. Wśród powojennej Polonii montrealskiej przez lata nie było końca zachwytom nad szlachetnością owej Kanadyjki polskiego pochodzenia[100]. Z osobistych wspomnień dodam, że w pierwszych latach mego pobytu w Kanadzie, to jest około roku 1965 spotkałam inną Kanadyjkę, pasującą także do roli polskiego Kopciuszka. Siostra tej pani, przybyła za chlebem do Kanady w latach dwudziestych ub. wieku i także wyszła zamąż za zamożnego Kanadyjczyka, pana G. Przeżyli ze soba wiele szczęśliwych lat czego dowodem był fakt, że na łożu śmierci żona, zaniepokojona losem pozostawianego męża prosiła go, aby po jej śmierci ożenił się z jej młodszą siostrą, ponieważ w ten sposób będzie znowu miał dobrą i opiekuńczą żonę. Pan G. istotnie sprowadził z Polski znacznie młodszą siostrę swej zmarłej żony i ożenił się z nią. Po wielu latach spotkałam nową panią G., wówczas już wdowę, dobrze zaopatrzoną i kompletnie zasymilowaną i to ona opowiedziała mi historię swojego życia [101]. Oba opisane przypadki rzucają dodatkowe światło na jeszcze jeden atut wielu polskich imigrantek, a mianowicie na ich zalety na rynku małżeńskim w Kanadzie. Polki uważane były za materiał na dobre żony, prędko asymilujące się i nie mające takich "fochów" jak urodzone Kanadyjki.

Po II wojnie światowej polskie imigrantki nadal przyjmowane były do Kanady jako służące lub nianki. Podobnie jak mężczyźni musiały podpisywać kontrakty na rok lub dwa lata pracy u pracodawcy, który zgłosił zapotrzebowanie na służącą. Od roku 1947 Kanada przyjmowała duże grupy polskich "Pestek" z wojskowej pomocniczej służby kobiet i kobiet przeważnie po przejsciu przez Syberię, które nie zawsze były kombatantkami. Wiele dzieci, sierot, pół-sierot lub dzieci zagubionych jeszcze na Syberii, które na tyle dorosły przez czas wojny, że decydowały już same o swoich losach składało podanie o emigrację do Kanady, ponieważ miały tam jakichś krewnych lub przyjaciół. Zgodnie z przepisami imigracyjnymi jeśli dziewczęta te nie miały prywatnych sponsorów to obowiązane były do pracy kontraktowej jako służące lub nianie. Niektóre przybywały do Kanady już jako narzeczone, inne łatwo i prędko poznawały i wiązały się z samotnymi polskimi kombatantami, którzy choć rozproszeni po wsiach na kontraktach rolnych przy każdej okazji ciągnęli do większych miast, gdzie mogli spotkać rodaków i rodaczki. Zdarzało się że niektórzy pracodawcy rozumieli sytuację przymusową młodych samotnych Polek na kontraktach i traktowali je z życzliwością a nawet z serdecznością, godząc się na opuszczenie przez nie pracy z powodu małżeństwa. Byli jednak i tacy, którzy nie chcieli zgodzić się na zwolnienie z kontraktu, grożąc nawet deportacją. Antoni Tomszak w Winnipegu musiał nawet "wykupić" z kontraktu swoją narzeczoną :... Jedną z nich okazała się Bronia Turowska, obecna moja żona. Sama nas zaczepiła śmiejąc się do koleżanki " to chyba Polusy". Mieszkała niedaleko mnie. Pracowała jako pomoc domowa u ukraińskiego dentysty. Pracowała w nienajlepszych warunkach. Spała razem z dziećmi nie miała własnego pokoju. Dentysta nie zgodził się na "wychodne" w Swięto Nowego Roku. Postarałem się dla niej o lepszą pracą. Chcieliśmy się jak najszybciej pobrać. Niestety Bronia była związana kontraktem. Musiałem zapłacić za resztę okresu kontraktowego sumę około 70-ciu dolarów. Zartowaliśmy później, że kupiłem ją sobie jako Arabkę. Mam do dziś pokwitowanie, a agencja sprawdzała potem, czy istotnie wzięliśmy ślub. Była to poważna wówczas suma. Wystarczała jako zadatek na dom, albo przynajmniej parcelę.[102]
 

 
INDEX



Copyright © Polonijny Link Winnipegu
Kopiowanie w całości jest dozwolone bez zgody redakcji pod warunkiem nie dokonywania zmian w dokumencie.

23-845 Dakota Street, Suite 332
Winnipeg, Manitoba
R2M 5M3
Canada
Phone: (204)254-7228
Toll Free US and Canada: 1-866-254-7228