CZĘŚĆ DRUGA : W pojedynkę
ROZDZIAŁ III
Imigrantów przybywa, Kanada się zmienia
Po zakończeniu wojny w 1945 roku przed milionami Polaków rozsianych po całym
świecie stanęła konieczność dokonania wyboru powrotu do Kraju, albo pozostania
na emigracji. Bardzo wielu nie chciało lub nie mogło wracać do Polski pod rządy
komunistów, więc wybierali emigrację. Do Kanady, w latach 1945 - 1957 przybyło
około 65 000 Polaków.[128]
Kanadyjskie urzędy imigracyjne zostały wówczas zalane tysiacami podań o stały
pobyt składanymi przez zdemobilizowanych żołnierzy wojsk alianckich pochodzacych
z Europy wschodniej i bezdomnych ludzi, DiPisów w czasie wojny wywiezionych do
Niemiec przez hitlerowców. Z punktu widzenia rozwijajacej się gospodarczo
Kanady, była to okazja do uzupełnienia swego społeczeństwa przez zdrowych (nie
przyjmowano chorych i ułomnych) i w dużym procencie wykształconych
Europejczyków, którzy nie mogli, albo nie chcieli wrócić do swoich krajów pod
sowiecką okupację[129] . Roczne kwoty ilości imigrantów wpuszczonych do Kanady
zależały od kraju urodzenia. Stąd zdarzało się, że Polak urodzony w Turcji jako
Turek otrzymywał wizę w parę miesięcy, a jego brat urodzony w Polsce musiał na
nią czekać parę lat. Było też sporo innych przepisów, które miały sprawdzać
polityczną orientację petentów, albo kontrolować czy nie wwożą zwierząt lub
rzeczy niepożądanych dla środowiska naturalnego Kanady, jak obowiązkowe w latach
50-tych deklarowanie, że się nie przywozi czerwonych wiewiórek (w Kanadzie są
szare i czarne wiewiórki, a tylko na dalekiej północy kraju są czerwone). Strach
rządu kanadyjskiego przed importem prostytucji odbijał się specjalnym
traktowaniem podań samotnych kobiet przez niektóre urzędy imigracyjne w Europie.
Kiedy od grupy młodych kobiet z Niemiec z podpisanymi kontraktatami na pracę
zażądano medycznych dowodów dziewictwa w prasie kanadyjskiej podniósł się krzyk
o dyskryminowaniu kobiet. Pod naciskiem opinii publicznej paragraf został
wycofany. Zaczynały się nowe czasy.
Wraz z powojennym masowym napływem nowych imigrantów nie zmieniły się jednak
kanadyjskie przepisy dotyczące pracy fizycznej nowo przybyłych sponsorowanych
przez rząd kanadyjski. Według nich każdy młody mężczyzna musiał podpisać
kontrakt robotnika rolnego[130] , a kobieta kontrakt służącej lub
sprzątaczki.[131]. Z drugiej strony jeśli po jakimś czasie pracy zgłaszający
potrzebę robotników lub służących nie mieli dalszej pracy dla zakontraktowanych
imigrantów, to lokalne urzędy imigracyjne łatwo zwalniały tych ostatnich z
reszty zobowiązań kontraktowych. Pisze o tym T. Wydźga[132]w swoich
wspomnieniach. Także jedna z moich znajomych imigrantek, pani Z., która przybyła
do Kanady w latach wojny jako kandydatka na służącą (chociaż się zupełnie nie
nadawała do tego) opowiadała mi, zaśmiewając się przy tym, że kiedy jej
pracodawczyni napisała list do urzędu imigracyjnego o niskich kwalifikacjach
przysłanej służacej, urząd ten zwolnił p. Z. z kontraktu i zalecił jej szukanie
pracy na własną rękę. Po paru krótkotrwałych zajęciach fizycznych, okazało się,
że posiadana przez nią znajomość kilku języków europejskich właśnie jest
poszukiwana w federalnym urzędzie imigracyjnym. Moja znajoma przepracowała w nim
wiele lat, aż do emerytury.
Maria A. Jabłońska, matka znanego kanadyjskiego pianisty, Marka Jabłońskiego (
urodzonego w Polsce na początku wojny) tak zaczyna opowieść o początkach życia
ich rodziny w Kanadzie: "Wylądowaliśmy w Kanadzie w 1949 roku i zaraz jechaliśmy
prosto do Edmonton, gdzie przyjaciel mego męża załatwił nam pracę jako pomoc na
farmie. Oboje z mężem mieliśmy wykształcenie uniwersyteckie, ale tutaj to nic
nie znaczyło. W tamtych czasach było nie możliwe uzyskanie imigracyjnej wizy
kanadyjskiej bez podpisania kontraktu pracy na farmie albo w przypadku kobiet
pracy służącej. Nawet trzy doktoraty nic by w tym zakresie nie zmieniły. Wprost
przeciwnie, mogłyby się przyczynić do zrujnowania szansy otrzymania wizy.
Dlatego najlepiej było udawać zwykłego robotnika. Kanada nie chciała przyjmować
ludzi wykształconych poza jej granicami, więc lepiej było nie przyznawać się do
wyższego wykształcenia. Po kilku latach nagle przepisy zostały zmienione i
głoszono potrzebę ludzi wykwalifikowanych w każdym rodzaju profesji i zawodu.
Niestety dla nas ta zmiana przyszła za późno. Granice wieku przy przyjmowaniu do
pracy w specjalności mego męża były ustalone i on był już za stary. Niemniej
byliśmy szczęśliwi, że nie potrzebowaliśmy już pracować dla naszego
farmera.[133]
Dla rodzin, które zamierzały pozostać w Quebec'u, gdzie było dużo opuszczonych
farm[134], był też możliwy wariant osadzenia na opuszczonej farmie. Farmy te
położone zazwyczaj daleko od miast, na terenach nie najwyższej jakości były
przeważnie w ruinie. Bez inwentarza żywego, bez elektryczności i często bez wody
bieżącej były tak nieatrakcyjne dla Kanadyjczyków, że rząd umyślił osadzać na
nich rodziny emigrantów, którzy byliby obowiązani pracować na nich do pięciu lat
zanim gospodarstwo przeszłoby na ich własność z prawem ewentualnej sprzedaży. W
ten sposób farma zostawała jako tako zagospodarowana, a rząd federalny zostawał
zwolniony z odpowiedzialności za przeżycie pierwszych lat przez imigrancką
rodzinę.
Taką właśnie farmę w Abercorn otrzymala jako środek do życia rodzina hr.
Zamoyskich, którzy chociaż w przedwojennej Polsce mieli ordynację rolną i
rozległe dobra, ale przecież nie mieli pojęcia o tym jak się osobiście pracuje
na roli. Mimo to na farmie w Abercorn przeżyli kilka lat zanim zdołali się
przenieść do Montrealu, gdzie Jadwiga Zamoyska jako jedna z pionierek polskiego
sobotniego szkolnictwa poświęciła polskiej Radzie Szkolnej w Montrealu oraz
sobotniej szkole polskiej im. Emilii Plater, w dzielnicy montrealskiej Notre
Dame de Grace wiele lat swego życia. Długoletnią prezeską Rady Szkolnej i
kierowniczką sobotniej polskiej szkoły im. Emilii Plater była też Irena Zofia
Romanowska, sanitariuszka z Armii Andersa. W szkole im. Emilii Plater uczyła
także Maria Lewicka, członek Szarych Szeregów, jeniec 3 obozów niemieckich. .
Z podobnych "okazji" nabycia farmy na własność skorzystali niektórzy, bardziej
profesjonalnie przygotowani ex-wojskowi z Armii Polskiej na Zachodzie,
szczególnie jeśli ich żony były gotowe żyć i pracować na farmie. W Quebec'u na
kilku takich farmach rozwinęli oni gospodarstwa specjalistyczne, inne zostały
zamienione w przedsiębiorstwa agro-turystyczne. Rotmistrz Janusz Wiązowski
zmienił swoją farmę w szkołę hippiczną dla młodzieży quebeckiej. Dla dzieci
Polaków z Montrealu była to doskonała kombinacja wakacji połączonych z nauką
jazdy konnej bardzo modnej w latach sześćdziesiątych [135]. Kilkadziesiąt
dziewcząt polskich z Montrealu spędziło tam wspaniałe wakacje, a przy okazji
nauczyło się jeździć konno. Innym przykładem sukcesu połączenia rolnictwa z
turystyką była założona przez małżeństwo T. Lintnerów "gospoda na wsi" - lodge
dla gości z Montrealu. W pięknej okolicy L'Estrie pod miasteczkiem Sutton można
było spędzić na niej weekend lub dłuższe wakacje. Jeszcze innym przykładem była
farma pułkownika Wacława Makowskiego w okolicy Covey Hills, nie mniej
malowniczej, południowo- zachodniej części Quebec'u. Urządzane tam pikniki i
spotkania na łonie natury pozwalały licznym Polakom na jednodniowe wypady z
upalnego w lecie Montrealu, a także były okazją do spotkań ze współrodakami.
Jeszcze innym przykładem jest osiągnięcie Władyslawa Żebrowskiego, który znalazł
swoje miejsce w Kanadzie nad Pacyfikiem. Zamieszkał on samotnie na górze
Whistler położonej w pobliżu Vancouveru. Przejęty wspaniałym widokiem i
doskonałymi warunkami dla zimowej turystyki namówił kilku znajomych inwestorów
do zagospodarowania części góry Whistler jako ośrodka narciarskiego. Pomysł
okazał się niezwykłym sukcesem i Whistler stał się znanym międzynarodowym
ośrodkiem turystycznym na zachodnim wybrzeżu Kanady. Jego podmiejskość - jest
położony w odległości mniej więcej godziny jazdy samochodem od Vancouveru,
pozwala turystom na korzystanie w ciągu dnia z warunków śnieżnych góry, a
wieczorem z przyjemności pięknego miasta o kolorycie międzynarodowym.
W latach czterdziestych i pięćdziesiątych życie imigrantów było nadal oparte na
ciężkiej pracy i nie było wolne od dyskryminacji. Wprawdzie ta ostatnia w dużej
mierze zawsze zależała od charakteru poszczególnych ludzi, ale w miarę jak do
Kanady napływali ludzie z demobilu i DiPisi z wyższym wykształceniem
dyskryminowanie imigrantów zaczynało w ośrodkach miejskich graniczyć ze
śmiesznością. Tylko bardzo ograniczeni ludzie mogli nie zauważyć, że przybysze z
Europy ( nawet jeśli pracowali fizycznie) mieli postawę ludzi ogładzonych i
wykształconych, co często imponowało ludziom miejscowym. Zdarzało się jednak, że
w ferworze budowania własnych fortun, dużych lub małych, niektórzy Kanadyjczycy
ignorowali uwagi urzędów imigracyjnych i stosowali wyzysk emigrantów
traktowanych z pozycji lokalnej wyższości. Szczególnie odczuwali to imigranci
kierowani do małych ośrodków, gdzie fizyczne oddalenie od centrów życia
politycznego i kulturalnego Kanady sprawiało, że nie było ani kontroli ich
zachowania, ani lokalnych impulsów do zaniechania dyskryminacji. W większych
miastach Kanady można było natomiast znaleźć przykłady eksploatacji imigrantów
wywołanej zawiścią wobec lepszych fachowców, ale zbyt niepewnych jeszcze swoich
praw, aby się o nie upominać. Jak wspomina Irena Domecka "W latach 50-tych ( w
Albercie - mój dopisek) istniała wyraźna dyskryminacja wobec Polaków. W tym też
czasie grupy etniczne innych narodowości zaczęły występować do rządu
prowincjalnego ze skargami na dyskryminację i z postulatami zmian. W związku z
tym rząd Alberty powołał w 1956 roku Radę Obywatelską ( Citizenship Council ),
która stała się kanałem przekazywania rządowi skarg i postulatów etnicznych.
Jako wiceprezeska Rady mogłam podjąć wiele działań, które odbiły się nie tylko
na moim życiu ale i na polonijnym. Nawiązałam kontakty i współpracę z innymi
grupami etnicznymi w mieście, w tym z najliczniejszymi - włoską i ukraińską.
Chociaż kilka lat później Radę Obywatelską rozwiązano, jej działalność
przyczyniła się istotnie do zorganizowania się grup etnicznych w Albercie, dając
początek ruchowi wielokulturowości"[136]
Barry Broadfoot, który w 1986 roku opublikował wspomnienia imigrantów z lat
1945-1967 cytuje ostre opinie na temat dyskryminacji pozbierane przez niego
wśród Neo-Kanadyjczyków. Opinie cytowane przez B. Broadfoot są skrajne i dlatego
nie często są wzmiankowane w innych publikacjach dotyczących imigrantów
kanadyjskich. Nadal preferowane są opisy które ograniczają się do wychwalania
dzielności nowo przybyłych i ich nadzwyczajnej woli w budowaniu nowego życia w
Kanadzie. Prawda jednak leży po środku. "Dobroczynny" wpływ wojny na Kanadę oraz
powojenne pogłębianie się demokracji w całym Kraju znalazły odbicie w
interwencjach w parlamencie kanadyjskim. Dotyczyły one losu powojennych
imigrantów i domagały się łagodzenia początkowych trudności, na które natrafiali
nowi imigranci. Jedną z takich interwencji była mowa Bernarda Dubieńskiego w
senacie kanadyjskim w 1947 roku podkreślająca potrzebę zmian ustawodawczych
prowadzących do nowej koncepcji społeczeństwa kanadyjskiego[142].
Z chwilą, kiedy do świadomości społecznej dotarł fakt, że Kanada to kraj
imigrantów, dawna idea brytyjskiego kraju ( British Country) została zastąpiona
przez koncepcję mozaiki etnicznej. Dla wielu przedstawicieli kolejnego pokolenia
imigrantów, którzy weszli do kanadyjskiej klasy średniej, różnorodność etniczna
oznaczała bogactwo społeczne. Powiedzenie wszyscy jesteśmy imigrantami, tyle, że
jedni wcześniej, a drudzy później przybyli [143] jest już wyraźnym odrzuceniem
dawnej niechęci do imigrantów. I tak od późnych lat 50-tych w społeczeństwie
kanadyjskim zaczynały się najpierw pojawiać, a następnie dominować cechy
tolerancji i życzliwości wobec przybywających imigrantów. Był to zresztą okres
dobrobytu i świadomości, że świat się zmienił i stare wartości musza być poddane
skrupulatnemu przeglądowi.
O dekadę wcześniej- w latach pięćdziesiątych- zaczęła się w Quebec'u revolution
tranquille, ferment polityczno - społeczny, który wyniósł do władz
prowincjalnych ludzi młodych, dobrze wykształconych i gotowych zmienić oblicze
społeczeństwa qubeckiego z zacofanego na otwarte na zmiany. Stuletnia rocznica
istnienia Kanady jako Dominium przypadająca w roku 1967[144] przyspieszyła
rozlewanie się fali modernizacji na wszystkie inne prowincje.[145] Dostosował
się do niej i rząd federalny wprowadzając zmiany w prawie imigracyjnym.
Jednocześnie coraz wyraźniej zaczynała być odczuwana w Kanadzie świadomość
różnic pomiędzy Europą i Ameryką. Ogrom kataklizmu II wojny światowej przeraził
co wrażliwszych Kanadyjczyków i rozbił w puch dawny podziw prowincjonalnego
Dominium dla Europy. Współczucie dla uciekinierów ze starego kontynentu
nieprawdopodobnie zrujnowanego i wygłodzonego powoli przekładało się na realia.
Działało także zrozumienie potrzeby szybkiego wzrostu ludności. Powojenny
dobrobyt zależał od tego. Canada is coming of age ( Kanada dorosła) mawiano w
Winnipegu w roku 1967 o nowym obliczu tego ogromnego kraju. Wreszcie dzięki II
wojnie światowej Kanada zaistniała na mapie świata jako kraj prawa i porzadku ,
więc rządowi federalnemu chodziło o to, aby świat postrzegał Kanadę także jako
kraj spokoju, tolerancji i dobrobytu. Polityka imigracyjna miała ten obraz
utrwalić i dostosować do niego rzeczywistość w Kraju.
Wprowadzone poprawki do prawa imigracyjnego zmierzały do zapewnienia nowo
przybyłym łatwiejszego startu. Tak postępowały już Stany Zjednoczone,
ofiarowując najlepszym z potencjalnych imigrantów wszelką pomoc w zadomowieniu
się i wielkie zarobki. Tej niełatwej konkurencji swego południowego sąsiada
Kanada musiała sprostać przez odpowiednie poprawki w starym prawie imigracyjnym.
Prędko się także stało wiadome, że przez przyciąganie wykształconych imigrantów,
Kanada oszczędzała na kosztach wykształcenia. Warto zatem było organizować dla
nich bezpłatne kursy języka i ułatwiać im stawianie pierwszych kroków na
kanadyjskiej ziemi dopóki miejscowe uczelnie nie wypuszczą wystarczającej liczby
własnych absolwentów.
|