Polonia Winnipegu
 Numer 51

              27 listopada, 2008      Archiwa Home Kontakt

Wydawca


Bogdan Fiedur
Bogdan Fiedur
 

 

zapisz Się Na Naszą listę


Proszę kliknąć na ten link aby dotrzeć do formularza gdzie można zapisać się na listę dystrybucyjną i w przyszłości otrzymywać biuletyn bezpośrednio od nas.

Aby zapisać się szybko bez wypełniania formularza, proszę wysłać E-mail bez żadnego tekstu poprzez kliknięcie tego linku.

 

 

Przyłącz się

Jeśli masz jakieś informacje dotyczące polskich wydarzeń i chciałbyś albo chciałabyś podzielić się nimi z naszymi czytelnikami, to prześlij je do nas. Mile widziane są wywiady, felietony, zdjęcia i poezja. Proszę informować nas o wszystkich wydarzeniach polonijnych.

 

 

Promuj polonię

Każdy z nas może się przyczynić do promowania Polonii w Winnipegu w bardzo prosty sposób.  Mój apel jest aby dodać dwie linie do waszej stopki (signature) aby zacząć promować Polonijne wydarzenia w Winnipegu kiedykolwiek wysyłamy maila.

Tutaj są instrukcj
e jak dodać stopkę używając Outlook Express.

Kli
knij Tools-->Options --> Signatures

Zaznacz poprzez kliknięcie
Checkbox gdzie pisze

Add signature to all outgoing messages


W pole gdzie jest napisane Edit Signature proszę wpisać.

Polonijny link Winnipegu
http://www.polishwinnipeg.com

albo

Polish Link for Winnipeg
http://www.polishwinnipeg.com


Po tym kliknij Apply

I to wszystko. Od tej pory będziemy promować polskie wydarzanie w Winnipegu automatycznie kiedy wyślemy maila do kogoś. Wszystkie programy mailowe mają taką opcję tzw. signature i sposób jej dodania będzie bardzo podobny do tego co opisałem dla Outlook Express

Polonijny Biuletyn Informacyjny w Winnipegu

Poza gniazdem. Wizerunki emigrantki polskiej w Kanadzie w XX wieku. Książka prof. Marii Anny Jarochowskiej.

INDEX

POZA  GNIAZDEM. WIZERUNKI  EMIGRANTKI  POLSKIEJ  W  KANADZIE  W  XX  WIEKU


CZĘŚĆ DRUGA : W pojedynkę

ROZDZIAŁ III  "Białe kołnierzyki" dla imigrantek .

Dla uchodźców wojennych i powojennych niemożność powrotu do rodzinnego Kraju, a także szok kulturowy związany z pierwszymi przeważnie trudnymi doświadczeniami kanadyjskimi były bardzo ważnymi czynnikami w procesie adaptacji do Kanady. Dla wielu starszych mężczyzn emigracja do Kanady po II wojnie światowej była życiową porażką. Nie tylko stracili cały majątek pozostawiony w Polsce, zostali rozłączeni z rodziną, ale często "utracili twarz". W obcym kraju, przy słabej znajomości języka i przekroczonej młodości czuli się bezradni i byli tym upokorzeni. Niektórzy nie mogąc przejść nad tą porażką do porządku gorzknieli i zamykali się w sobie, czasami poprostu zatrzymując się mentalnie na roku 1939-tym. Inni odmawiali akceptacji zmian w obyczajach wywołanych upływem czasu i kanadyzacją. Dla jednych i drugich spotkania z współrodakami o podobnych poglądach były jedyną terapią im dostępną. Z drugiej strony wielu imigrantów, którzy przeszli przez zsyłki na Sybir i do Kazachstanu widziało Kanadę jako nagle dany im raj.[146]

Ogromna większość nowo przybyłych natychmiast zabierała się do budowania swego nowego życia, szukała pracy zarobkowej, uczyła się języka angielskiego, poznawała swoich sąsiadów.

Kobiety na ogół mniej ulegały stresowi imigracyjnemu aniżeli mężczyźni. Większość trzeźwo widziała rzeczywistość kanadyjską i była gotowa w niej funkcjonować. Zawierano wiele nowych małżeństw. Wdowy i wdowcy wojenni i powojenni chętnie wiązali się ze sobą, licząc, że nowa rodzina zapewni im kontynuację kultury polskiej. Samotni, zdemobilizowani żołnierze także chętnie żenili się z Polkami, stęsknieni do domów, w których żony nie przychodziły do stołu wigilijnego w papilotach i w fartuchu kuchennym, święta rozpoczynając dopiero 25 grudnia tradycyjnym kanadyjskim indykiem. Dla Polaków z trudem posługujących się angielskim lub francuskim nie bez znaczenia była możliwość używania polskiego na codzień w domu.

Kobiety, które nie miały prywatnego sponsora szły do pracy kontraktowej, ale po jej zakończeniu szybko rozglądały się za zajęciami bardziej odpowiadającymi ich poziomowi. Inne odrazu próbowały wykorzystać swoje umiejętności albo wykształcenie, chociaż to nie było łatwe, ponieważ w latach powojennych w społeczeństwie kanadyjskim ciągle jeszcze pokutowało przekonanie, że kobiety wogóle nie nadają się do prac wymagających wyższych umiejętnoćci, a mężatki ponadto dla honoru męża powinny się były zadawalać tym co on zarobił. Praca zawodowa mężatki była więc uznawana za swego rodzaju upokorzenie dla obojga małżonków. Powojenna sytuacja Kanady była jednak tak wyjątkowa i braki na rynku pracy tak dotkliwe, że nawet Kanadyjczycy zaczynali doceniać pracę imigrantek z cenzusami.Pierwsza polska lekarka w Montrealu - Petronela Buckiewiczowa - otworzyła swój gabinet lekarski już w roku 1952. Garnęli się do niej liczni pacjenci z grup etnicznych. Aż do swej śmierci była cenioną i kochaną lekarką w Montrealu. Drugim podobnym przykładem jest Jadwiga Maria Sangowicz, która podczas wojny przeszła przez zielone granice czterech krajów uciekając z Polski do Szwajcarii, gdzie studiowała i skończyła medycynę. Po przybyciu do Montrealu w roku 1951 praktykowała w szpitalu psychiatrycznym Hotel Dieu, a później wykładała psychiatrię na McGill University , w ALLAN Memorial Institute of Psychiatry oraz na Universite de Montreal . W innych zawodach przełamanie tradycyjnej niechęci do zatrudniania kobiet - fachowców było jednak znacznie trudniejsze, mimo, że rynek pracy ciągle był nienasycony. Pojawiały się więc rozwiązania połowiczne. W różnych biurach, instytucjach i przedsiębiorstwach zaczynano zatrudniać wykształcone imigrantki z Europy środkowej i wschodniej, ale na niższych stanowiskach. Nie mogły przecież jako kobiety być równie profesjonalne jak mężczyźni. Przykładem kłopotów stąd wynikających może być los DiPiski, Jadwigi Ostrowskiej, architekta z zawodu i samotnej matki, która poszukując pracy w swoim zawodzie dowiadywała się, że albo jest zbyt kwalifikowana na stanowisko zajmowane w biurze architektonicznym przez kobiety, albo, ponieważ jest kobietą, nie może zająć stanowiska odpowiadającego jej kwalifikacjom. Wreszcie, nie przyznając się do swoich pełnych kwalifikacji znalazła pracę jako kreślarz. Podobny los spotkał Irenę Sikorę, inżyniera chemii, która ilekroć stawała przed możliwymi pracodawcami słyszała pytanie szukasz pracy dla męża czy brata, kiedy odpowiadała, że dla siebie następowała chwila zdumienia i zaambarasowania, a następnie grzeczna lecz stanowcza odmowa. [147] I ona musiała się wreszcie zadowolić pozycją kreślarki jako szczytu możliwych osiągnięć kobiety w latach 50-tych ub. wieku.

Kobiety pracujące zarobkowo po niedługim pobycie w Kanadzie adaptowały swoje ubranie i sposób noszenia się do środowiska, w którym pracowały, starając się przynajmniej zewnętrznie nie odbijać od współkoleżanek. Wśród Polaków jednak odzyskiwały natychmiast swoją polską tożsamość. Kiedy szły do kościoła albo w odwiedziny, to po ubraniu i sposobie chodzenia przypadkowi przechodnie łatwo rozpoznawali w nich polskie imigrantki. Podwójność kulturowa, cytowanej we wstępie Danuty Mostwin jako "trzecia wartość" wkraczała nieuchronnie w miejskie środowiska polonijne. Jej wpływ na pojmowanie świata i kultury obu krajów był jednym z wyników adaptacji do Nowego Kraju.

Przymusowa imigracja powojenna często zwiększała kobiece zdolności przeżycia. Praktyczność, zdrowy rozsądek i przyziemne priorytety, takie jak co ugotować na obiad, jak zabezpieczyć dzieci przed zimą, gdzie wysłać je na obozy letnie i skąd wziąć na to pieniądze , czy dom kupić czy nie kupić itp. sprawy były nieocenionymi kotwicami pomagającymi w adaptowaniu się do Nowego Kraju. Imigrantki odkrywały w sobie ukryte talenty, łatwo otwierały się na życzliwość środowiska, skwapliwie wyłapywały okazje na poszerzającym się rynku pracy.

Zmiany też już wisiały w powietrzu. Kanada wyraźnie bogaciła się i jej pozycja w świecie rosła. Razem z tym rosły aspiracje tej części społeczeństwa kanadyjskiego, która chciała widzieć Kanadę jako kraj dobrobytu, spokoju i tolerancji. Ta swoista noblesse oblige wśród praktycznych Kanadyjczyków przekładała się naturalnie na wprowadzanie odpowiednich zmian ustawodawczych. Najpierw zniesiono obowiązek kontraktów na pracą fizyczną, zastępując je kontraktami zawieranymi pomiędzy firmą albo instytucją poszukującą wykwalifikowanych pracowników, a poszczególnymi imigrantami.

Na tę zmianę w polityce imigracyjnej wpłynął także fakt preferowania przez rząd kanadyjski imigrantów wykształconych, którzy wyraźnie nie nadawali się do prac robotników niewykwalifikowanych i którzy imigracją do Kanady byli zainteresowani tylko wówczas, kiedy zapewniała im ona możliwości rozpoczęcia lub kontynuowania kariery. To wszystko odbiło się także na nowym wizerunku polskich imigrantów. Dla nich sprawą naturalną było, że robiąc karierę w Kanadzie i asymilując się do społeczeństwa kanadyjskiego zachowują swoją własną polską tożsamość kulturalną. Stąd formy asymilacji przedwojennych, wojennych i powojennych przybyszów z Polski ewoluowały równolegle ze zmianami w społeczeństwie kanadyjskim, ale nie były identyczne.

Na przełomie lat 50-tych i 60-tych wprowadzono także zmiany dla imigrantek. Stereotyp imigrantki jako służącej, niańki lub sprzątaczki w mieście albo robotnicy na wsi, powielany przez rząd kanadyjski z żelazną konsekwencją przez wiele dziesięcioleci został najpierw poszerzony o prace w fabrykach. Przez Polki również i te prace były bardzo źle widziane. Wszystkie polskie imigrantki, które mogły sobie na to pozwolić wykręcały się od nich jak od zarazy. Ale zwolnione od nich były tylko kobiety sponsorowane przez rodziny lub prywatnych sponsorów. Te kobiety mogły sobie szukać pracy na własną rękę. Z tej właśnie grupy rekrutują się pierwsze powojenne polskie urzędniczki, agentki, księgowe itp. pracownice biur, podczas gdy reszta szła do fabryk. Niektóre Polki przyjeżdżały w grupach sponsorowanych przez przedsiębiorców różnych fabryk, przeważnie szycia odzieży. Z taką grupą 100 Polek przybyła do Kanady Katarzyna Marszałek, sprowadzona na dwuletni kontrakt przez przemysłowca quebeckiego jako robotnica do jego fabryki tekstylnej w Saint-George-de Beauce, małej mieściny quebeckiej położonej daleko na północny wschód od Montrealu. Kontrakt zapewniał Katarzynie Marszałek płacę w wysokości 16 centów za godzinę oraz zakwaterowanie u sióstr zakonnych zgromadzenia Bon Pasteur. Praca była nisko płatna i mało atrakcyjna, ale w najtrudniejszym okresie adaptacji do Kanady zapewniała dach nad głową i zarobek wystarczający na przeżycie. Po roku pracy w fabryce Katarzyna Marszałek wyszła za mąż, dzięki czemu uwolniła się od nielubianej pracy i przeniosła się do Montrealu. Podobnie i inne Polki chętnie opuszczały nisko płatne kontrakty, uważając słusznie, że nie dawały one żadnych perspektyw na przyszłość. Jeszcze wiele lat później wśród polskich imigrantek pokutowało porzekadło, że wszystkie imigrantki muszą zaczynać w Kanadzie albo od sprzątaczki, albo od "przyszywania guzików" w fabryce konfekcji.

Ciągle panujący wyzysk imigrantów był powodowany z jednej strony brakiem kontroli wywiązywania się kanadyjskich pracodawców ze swoich zobowiązań, a z drugiej brakiem znajomości praw i obowiązków wśród imigrantów

Gwoli sprawiedliwości dodać należy, że chociaż Kanada już zaczynała się czuć bogata i powoli otwierała się na świat, to jednak w latach 1945 -1957 przeciętny Kanadyjczyk nadal nie był przygotowany na spotkanie imigrantek ubogich, lecz dobrze wykształconych i bardziej od niego światowych. Wielu poprostu nie wiedziało jak się zachować wobec kobiety, która jako jego koleżanka po fachu mogłaby go poprawiać w sprawach zawodowych, więc po prostu wolało unikać takiej właśnie sytuacji. Aby nie przyznać się do tych obaw często zasłaniano się tym, że klienci wolą o sprawach biznesu rozmawiać z mężczyznami, albo, że kobiety nie znają kodu profesjonalnego zachowania, albo, że ich kobiecość będzie taką dystrakcją dla klientów, że zakład pracy na tym ucierpi itp. Nieco później, kiedy jednak kobiety pojawiły się w biurach wymyślano dla nich specjalny kod ubrania, odpowiednią długość spódniczki i rękawów i ach, broń Boże nie noszenia spodni do biura. Były też poważnie roztrząsane problemy o ile mniej powinna zarabiać kobieta, aniżeli jej kolega na tym samym stanowisku, albo jak daleko może ona awansować bez posądzania jej o posiadanie specjalnych względów szefa. Wreszcie sporo było zwykłej ludzkiej zazdrości o kwalifikacje, o posadę, o stanowisko przy oknie (to zarezerwowane dla bardziej cenionych pracowników), o przydzielanie grantów, projektów, spraw do opracowywania w biurach, w których akurat nie było nikogo, kto by się przejmował nadużywaniem pracy imigrantów i ich niskimi zarobkami wywołanymi zarówno brakiem znajomości własnych praw jak i ich przymusową sytuacją. Zdarzało się, że właśnie przez zazdrość przyszłych kolegów i koleżanek imigrantka nie mogła uzyskać nostryfikacji swoich dyplomów, a przez to otrzymać pracy zgodnej ze swoimi kwalifikacjami.

Wyniesione z Polski wykształcenie zaczynało jednak na przełomie lat 50-tych i 60-tych być przydatne przy poszukiwaniu lepszej pracy. Nie wyrażało już "arystokratycznych fanaberii", mogło stanowić natomiast o lepszym starcie w Nowym Kraju. Rząd kanadyjski wyraźnie chciał docenić wkład imigrantów w rozwój gospodarczy i kulturalny Kraju. II wojna światowa dowiodła bowiem, że wpuszczanie do Kanady wyłącznie ludzi bez wykształcenia nie tylko wypaczało strukturę społeczeństwa, ale także hamowało rozwój gospodarczy kraju. Sytuację z lat wojny uratował przecież masowy napływ imigrantów posiadających wyższe wykształcenie, lub dobre kwalifikacje. To też kiedy powojenny kanadyjski dobrobyt wymagał fachowców, których ciągle było mało, rząd federalny ostrożnie dopasowywał swoją politykę imigracyjną do potrzeb Kraju, zachęcając do przybycia do Kanady dobrze wykształconych kandydatów na imigrantów. Oczywiście przesądy i animozja społeczne pokutowały jeszcze przez lata i to odbijało się szczególnie na rynku pracy imigrantek, którym było trudniej znaleźć pracę odpowiadającą posiadanemu wykształceniu. Wiele z nich przez lata na przykład w Brytyjskiej Kolumbii musiało się przekwalifikowywać, ponieważ bez lokalnego dyplomu nie mogły dopełnić warunków otrzymania pracy.

Niemniej od przełomu lat 50-tych i 60-tych młodsze wiekiem Polki z zapałem poszukiwały furtek, które pozwoliły by im znaleźć pracę w sferze "białych kołnierzyków" (white collars) . Pomagała dobra angielszczyzna i znajomości. Wielkie magazyny handlowe jak Eaton's, Ogilvy, lub Morgan (późniejszy The Bay ) poszukiwały sprzedawczyń, kasjerek, kontrolerek, którym potrzebne były rekomendacje. Tak na przykład generałowa Zofia Kasprzycka, znana z elegancji i dobrego smaku została zaangażowana u Eatona w Montrealu, w dziale eleganckich i kosztownych strojów kobiecych (w Ensemble Shop) . Z jej usług korzystały najbogatsze Kanadyjki poszukujące strojów na przyjęcia lub bale. A jak bardzo sobie ceniły jej rady świadczy fakt, że Eaton zatrudniał ją jeszcze wiele lat po dojściu do wieku emerytalnego.[148] Dopóki zdrowie jej na to pozwalało generałowa Kasprzycka brała także udział w pracach przy bazarach polonijnych.

Czasami, także wystarczała jedna polska imigrantka, jak na przykład Róża Maria Szyllingowa, która w firmie RCA Victor doszła do stanowiska dyrektora personelu żeńskiego, aby wiele nowo przybyłych Polek i Polaków znalazło tam swoją pierwszą pracę.

Oficjalna polityka tolerancji były nieustępliwa i kładziono na nią coraz większy nacisk. Rasistowskie albo dyskryminujące zachowanie było bardzo źle widziane, a nawet karane. Rząd federalny i rządy prowincjalne dawały społeczeństwu do zrozumienia, że czasy się zmieniły, i że Kanada potrzebując imigrantów musi ich traktować z szacunkiem należnym każdemu człowiekowi. Urzędy imigracyjne zobowiązano do większej opieki nad nowo przybywającymi, a nawet do udzielania im pomocy w postaci wyszukiwania im okresowo bezpłatnych mieszkań, kursów językowych i zawodowych, prawa do bezpłatnej pomocy medycznej, itd.

Urzędnicy imigracyjni znali też awersję imigrantek do pracy sprzątaczek i służących i w miarę możliwości starali się znajdywać inne zawody. Zamiast przydzielania poszczególnych imigrantów do indywidualnych pracodawców zaczęto kierować przybywających z zagranicy fachowców do małych osiedli i miast potrzebujących odpowiednich specjalistów. Zazwyczaj były to miejscowości nowo otwarte lub otwierane przez jakąś kompanię, która właśnie zbudowała nowy ośrodek wzbogacania rudy, lub wydobywania diamentów, produkowania energii hydroelektrycznej itp. i potrzebowała odpowiednich fachowców dla siebie oraz do dziedzin usług świadczonych załodze przedsiębiorstwa. A że ten nowy ośrodek był na bezludziu, strasznie daleko od miast, więc Kanadyjscy specjaliści nie chcieli się tam osiedlać. To też rząd starał się umieszczać tam nowych imigrantów.

Zaraz po wojnie rząd federalny zaczął zatrudniać imigrantki poliglotki jako tłumaczki, lub w departamentach , gdzie znajomość języków ułatwiała pracę z klientami. W przełomowym okresie 50-tych i 60-tych lat wraz ze zwiększaniem agend rządowych szukano pracowników do nowo powstających departamentów, takich jak np. kartograficznego lub statystycznego. Przyjmowano kreślarki, kartografki, statystyczki oprócz zawsze poszukiwanych recepcjonistek i telefonistek. Prawie równocześnie agencje ubezpieczeniowe, które sprzedawały klientom swoje polisy zaczęły przyjmować kobiety do pracy " na komisję". później firmy pośredników obrotu nieruchomościami w miastach zaczęły zatrudniać agentki, które pokazywały klientom domy na sprzedaż. Te dwa ostatnie zawody do dziś są cenione przez matki dzieciom w wieku szkolnym, ponieważ nie wiążą się ze sztywnymi godzinami pracy.

W latach 50-tych w większych miastach pojawiały się już pierwsze polskie dentystki, lekarki, fizjoterapeutki i pielęgniarki. Dla otrzymania zezwolenia na pracę musiały nostryfikować się, albo dorabiać dyplomy kanadyjskie, mimo, że jeszcze z Polski przywiozły odpowiednie dyplomy. Podczas studiów kanadyjskich, były częstymi obiektami żartobliwych docinków, lub złośliwości ze strony kolegów, dla których studiujące kobiety były dziwnym, a często, jeśli były lepsze niż oni, irytującym zjawiskiem. One jednak nie przerywały studiów nawet jeśli były w ciąży.

W Prowincji Quebec według obowiązujących starodawnych przepisów mężatki nie mogły samodzielnie dokonywać większych zakupów. Jak opowiadała mi znajoma dentystka, kupując na przełomie lat 50-tych i 60-tych wyposażenie swego gabinetu musiała na kontrakcie kupna mieć podpis swego męża wyrażający zgodę na taki duży wydatek, chociaż zarabiała już wtedy więcej niż on. To głębokie przekonanie, że mąż jest odpowiedzialnym właścicielem żony i że on decyduje co żona może kupić długo jeszcze pokutowało w kanadyjskich umysłach. Kiedy w latach 80-tych Jadwiga Urbańska razem z mężem zdecydowali się kupić dom i zapisać go na jej nazwisko, prawne załatwienie kupna nadal wymagało pisemnej zgody doktora W. Urbańskiego.

Pisząc o imigrantkach z lat powojennych nie sposób pominąć osoby Alicji Poznańskiej-Parizeau, żony profesora uniwersyteckiego i następnie zamożnego polityka quebeckiego, Jacques'a Parizeau, który wyrósł na fali revolution tranquille i przez następne czterdzieści lat odgrywał jedną z najważniejszych ról w Partie Quebecois, partii politycznej Quebeku dążącej do oderwania Prowincji od Kanady. Alicja Poznańska-Parizeau urodziła się koło Krakowa, jako 11-letnie dziecko utraciła oboje rodziców rozstrzelanych przez Gestapo.W Powstaniu Warszawskim była łączniczką i za odwagę została odznaczona Krzyżem Walecznych. Po wojnie w Paryżu poznała Jacques'a Parizeau, za którego wyszła za mąż w 1955 r. W jej życiu w Kanadzie dominowała dwutorowość: głębokie przejęcie się sprawami Polski oraz zrozumienie Quebeku i jego żądań[149]. Była wybitną postacią zarówno wśród Polonii jak i w społeczeństwie quebeckim. Będąc profesorem kryminologii na Universite de Montreal współpracowała jednocześnie z pięcioma najpoczytniejszymi pismami Prowincji, a także pisała powieści. Za jedną z jej ostatnich powieści, napisaną po francusku - Bzy kwitną w Warszawie- otrzymała pierwszą nagrodę na konkursie Związku Pisarzy Języka Francuskiego w Paryżu[150] W roku 1987, a więc w czasach gorących kłótni na temat niepodległości Quebeku została mianowana oficerem Orderu Kanady, jako jedna z niewielu Polek, które zostały zaliczone w poczet kawalerów tego orderu. Bardzo zaangażowana w politykę quebecką nie zapomniała o swoich polskich korzeniach. W czasie, kiedy wykładała na Universite de Montreal brała czynny udział w rozdzielaniu stypendiów studentom po doktoratach. Jej więc staraniom, szereg młodych polskich uczonych zawdzięczał swoje stypendialne wizyty w Montrealu.




 

 
INDEX



Copyright © Polonijny Link Winnipegu
Kopiowanie w całości jest dozwolone bez zgody redakcji pod warunkiem nie dokonywania zmian w dokumencie.

23-845 Dakota Street, Suite 332
Winnipeg, Manitoba
R2M 5M3
Canada
Phone: (204)254-7228
Toll Free US and Canada: 1-866-254-7228