CZĘŚĆ DRUGA
: W pojedynkę
ROZDZIAŁ V Życie domowe
Istnieje pewien schemat sytuacji życia imigrantów polskich w Kanadzie. W latach
początkowych ich pobytu tutaj, niemal cały wysiłek nowo przybyłych jest
kierowany na ustabilizowanie finansowe i raczej powierzchowną adaptację do
Nowego Kraju. Później, w miarę jak warunki życia krzepły i rodzina imigrancka
"zdejmowała koła z wozu" i jako tako osiadła, zaczynały się czasem pojawiać
niezauważane wcześniej rysy na życiu rodzinnym. Niekiedy wyrażały się one w
ochładzaniu się stosunków między małżonkami, kiedy indziej w stosunkach z
podrastającymi dziećmi.
Przyczyn do rozwodów w rodzinach polskich imigrantów w Kanadzie w drugiej
połowie XXgo wieku, jak w każdej innej grupie etnicznej i w każdym innym czasie
i miejscu było zawsze dużo, ale trzy z nich były wyraźnie związane z imigracją.
Pierwszą był stress wywołany obcością kraju i trudnościami adaptowania się do
nowej pracy, nowego otoczenia i nowej kultury, a często także i do nowego
języka.
Drugą był zmieniony status kobiety, która od lat 60-tych w Kanadzie bardzo
zyskiwała poparcie w swoich dążeniach do samodzielności, bądź przez pracę
zarobkową, bądź przez kulturę kanadyjską, zawsze kładącą nacisk na samodzielność
każdej jednostki.
Trzecią przyczyną był samochód.
Stres związany z imigracją w różny sposób oddziałowywał na małżonków. Dla
jednych był spoiwem, które silniej łączyło dobraną parę. Tak właśnie napisała
jednak z respondentek ankiety : ...nasze wzajemne stosunki zacieśniły się,
zwłaszcza , że mamy wspólne dziecko, które razem wychowujemy.[207] Ale dla
innych imigracja była elementem drążącym jedność małżeńską. W takich przypadkach
dla każdej strony jego/jej własny stress stawał się ważniejszy od uczuć partnera
i tak zwolna pretensje zastępowały dawne uczucia między małżonkami. Rozwody
bywały trudne i bolesne pozostawiając nierzadko głębokie ślady na jednej lub obu
stronach, nie mówiąc o dzieciach. Wielu przyjaciół nie rozumiało wówczas
dlaczego po kilkudziesiąciu latach znajome im małżeństwa Polaków się rozpadały.
Inną ważną przyczyną rozwodów była samodzielność kobiet uzyskana w Kanadzie. Dla
bardzo wielu małżeństw imigranckich było nowością, że z przyczyn ekonomicznych
żony nabywały coraz więcej samodzielności.
Rozziew pomiędzy dochodami żony i męża dla wielu małżeństw nie zawsze był
związany z autorytetem męża. Liczni polscy imigranci, chętnie godzili się na
żonine wyższe zarobki, świadomi swoich własnych ograniczeń finansowych w fachu,
który był ich specjalnością. Tułaczka po świecie, przez którą niejeden z nich
przeszedł oraz trudy pierwszych lat imigracji, albo wreszcie jego własny
charakter niejednemu mężczyźnie zmieniły pojęcie istoty małżeństwa. Polska
tradycja, w której mężczyzna miał być głową domu, zarabiającym i utrzymującym
rodzinę i którego decyzjom rodzina, a więc i żona musiały się podporządkować, w
wielu wypadkach w powojennym życiu emigranckim zostawała łatwo zastąpiona przez
zasadę partnerstwa małżeńskiego. Jednak dla innych mężów, wyższe zarobki żony
były upokorzeniem trudno znoszonym. Prowadziło to do niesnasek domowych,
niekiedy tak silnych że rodziny rozpadały się. Pisze o tym Kasia... Przez cały
okres naszego małżeństwa, przez całe 6 lat zrobiłem wszystko co w mojej mocy,
aby cię od siebie całkowicie uzależnić. Nie chciałem abyś umiała dobrze
prowadzić samochód. Nie chciałem, abyś była w stanie zarobić na życie. Chciałem,
abyś była całkowicie zdana na mnie. Wykluczyło by to jakieś szanse na twoje
odejście ode mnie. I nie byłem w stanie tego osiągnąć[208] . Oczywiście Kasia
opisuje skrajny wypadek, ale być może, gdyby Kasia nie wyjechała z Polski, nie
żądała by tak uporczywie swojej samodzielności.
Trzecia częsta przyczyna rozwodów związana jest z samochodem. Dla rodziny
imigrantów polskich nowo przybyłych w pierwszej lub drugiej dekadzie powojennej,
samochód nie tylko ułatwiał i przyspieszał transport, ale był fizycznym wyrazem
statusu społecznego. Kto miał samochód, ten miał więcej praw, więcej wolności
może nawet więcej władzy w rodzinie.
W latach powojennych dla wielu Polaków-imigrantów jeszcze nie bardzo majętnych
samochód oznaczał możliwość wyrwania się na parę godzin z domu i odkrywania
świata na nowo. Ten kto siedział za kierownicą był "kapitanem rodzinnego statku"
i od niego zależało kiedy i gdzie się pojedzie... Jakieś trzy tygodnie po naszym
przyjeździe mój mąż zdecydował się kupić samochód. Początkowo sam prowadził, ale
po paru tygodniach postawiłam na swoim, że i ja muszę zrobić prawo jazdy.
Samochód jednak uważał za soją własność i pozwalał mi prowadzić tylko wtedy gdy
był w bardzo dobrym humorze i tylko wtedy gdy jechaliśmy razem.[209]
Nawet dla najskromniejszego imigranta , kiedy prowadził samochód, były to chwile
dumnej odpowiedzialności głowy rodziny. I tu czasami powstawał konflikt, bo z
czasem wyjazdy z rodziną zaczynały być coraz rzadsze, zastępowane samotnymi
wyjazdami na polowanie, albo na ryby z kolegami, żeby zapomnieć o kłopotach
imigranckiego życia. Zdarzało się także, że właśnie samochód pozwalał na
nawiązanie na uboczu jakiegoś flirtu, czy mniej lub więcej przejściowego
romansu. W tym ostatnim przypadku samochód był przede wszystkim kluczem do
wolności mężczyzny, któremu się jeszcze marzyły podboje świata i swobody
kawalerskie. Ale w miarę uczenia się kanadyjskości, także i żona sięgała po
prawo jazdy i dla tych samych powodów szybkiego transportu i wolności poruszania
się po mieście i prowincji lubiła posiadać samochód. Nawet jeżeli nie prowadziło
to do rozbicia rodziny, jej samodzielność wzrastała, bo mogła wychodzić z domu
dalej i bez proszenia o podwiezienie.
Często nawet prowadzenie samochodu przez żonę stawało się koniecznością,
ponieważ mąż pracował aż do wieczora, więc na żonę spadały obowiązki odwożenia
dzieci do szkoły, lub na dodatkowe zajęcia, przychodzenie na wywiadówki szkolne,
robienie zakupów, wożenie dzieci do dentysty, do doktora itp. sprawy, które
wymagały samochodu. Oprócz możliwości szybkiego poruszania się po mieście,
samochód dawał kobiecie nowe dla niej poczucie własnej sprawności i panowania
nad przestrzenią. Świadomość niezależności od mężczyzny-kierowcy stosunkowo
łatwo mogła się zmienić w poczucie własnej wolności. Kiedy w weekend mąż chciał
jechać z kolegami na ryby prowadząca samochód żona nie musiała już siedzieć w
domu nudząc się lub telefonując po znajomych, lecz poprostu siadała za
kierownicę i także organizowała sobie i dzieciom ich własny fun . A kiedy dzieci
podrosły i już nie potrzebowały opieki matki, wówczas samochód dla domowej żony
stawał się środkiem organizowania nowego życia. Stąd zaś, dla niektórych żon był
już tylko krok do zwiększenia wymagań wobec tego, który poprzednio tę wolność
ograniczał mimowolnie lub umyślnie. Neofitki kanadyjskiej motoryzacji budziły
zazdrość kobiet w średnim wieku w całym sąsiedztwie. W pewnym sensie stawały się
nawet role models dla tych wszystkich kobiet, które brały je sobie za przykład i
mozolnie zbierały pieniądze na kupno używanego samochodu, aby też zdobyć swobodę
poruszania się po mieście kiedy tego zapragną. Ile kobiet wówczas zamieniało łzy
złości i znudzenia w pretensje do tego, od którego zależały nawet w tak drobnych
sprawach jak organizowanie sobie czasu na wizytę u kosmetyczki lub większe
zakupy domowe?
Zaczynały też działać w rodzinach imigrantów polskich nowe kanadyjskie systemy
wartości i sposoby wychowywania dzieci. Nacisk na samodzielność dzieci i ich
inicjatywę, rozwijane w szkole wymagały dopasowania stylu polskiego domu, z jego
nieco staromodnymi obyczajami do kanadyjskiej reality. Niektórzy rodzice mówili
o trudnościach wychowywania dzieci w Kanadzie, ponieważ rodzicielska rózga, a
nawet klapsy były zakazane. Były więc liczne narzekania o braku kinderstuby
kanadyjskich dzieci, ale w rezultacie życie wymagało dostosowania się do norm
Nowego Kraju i matki, nolens volens powoli stawały się bardziej tolerancyjne,
odkładając do lamusa polskie przestarzałe wymogi wychowawcze. "Najazdy" kolegów
i koleżanek na kuchenne lodówki przestawały budzić zgorszenie, tak samo jak
wzrastająca samodzielność młodzieży.
Wytwarzały się dwa typy postępowania imigranckich dzieci w szkole. Jeden był tak
charakterystyczny że prędko zauważali go nauczyciele. Mówili wtedy, że dzieci
imigrantów są lepiej przygotowane do nauki, lepiej rozumieją jej potrzebę i
dlatego bywają prymusami w swoich klasach. To zdarzało się, kiedy rodzice
zdołali wpoić swoim dzieciom dumę ze swego pochodzenia i wiarę, że mają
potencjał, który może doprowadzić je do kariery. W tych przypadkach imigracja
motywowała dzieci do osiągania lepszych wyników.
Drugi typ postępowania wybierały zazwyczaj dzieci, które się wstydziły swego
imigranckiego pochodzenia. Zaczynało się od pokpiwania sobie z rodziców, którzy
robili błędy w angielskim lub francuskim, potem było odmawianie mówienia w domu
po polsku, chłód bariery międzypokoleniewej, który bywało zanikał po jakimś
czasie lub zmieniał się w zwyczajną rodzinną serdeczność i przywiązanie do
rodziców. Bywało jednak, że dzieci odchodziły od rodziców i identyfikowały się z
kolegami i koleżankami gotowymi je przyjąć do "bandy" pod warunkiem, że będą się
zachowywać tak jak jej reszta. Te dzieci robiły uwagi co do pochodzenia rodziców
i podkreślały ich niezaradność ekonomiczną. Jednocześnie ubierały się według
gustów kolegów, mówiły takim samym slangiem jak oni, tak samo opuszczały lekcje
w szkołach i tak samo próbowały papierosów i narkotyków. Niektórym rodzicom
ratowanie dzieci jeszcze się udawało, innym nie. Zawsze wtedy do wszystkich
możliwych pytań, które rodzice sobie stawiali dochodziło pytanie o sens ich
emigracji.
|