zapisz
Się Na Naszą listę |
Proszę
kliknąć na ten link aby dotrzeć
do formularza gdzie można zapisać się na listę dystrybucyjną i w przyszłości
otrzymywać biuletyn bezpośrednio od nas.
Aby zapisać się szybko bez wypełniania formularza, proszę wysłać E-mail bez
żadnego tekstu poprzez kliknięcie tego
linku.
| |
Przyłącz się |
Jeśli masz jakieś informacje
dotyczące polskich wydarzeń i chciałbyś albo chciałabyś podzielić się nimi z
naszymi czytelnikami, to prześlij je do
nas.
Mile widziane są wywiady, felietony, zdjęcia i poezja. Proszę informować
nas o
wszystkich wydarzeniach polonijnych. | |
Promuj
polonię |
Każdy z nas może się przyczynić do
promowania Polonii w Winnipegu w bardzo prosty sposób. Mój apel jest aby
dodać dwie linie do waszej stopki (signature) aby zacząć promować
Polonijne wydarzenia w Winnipegu kiedykolwiek wysyłamy maila.
Tutaj są instrukcje jak dodać stopkę używając
Outlook Express.
Kliknij Tools-->Options
-->
Signatures
Zaznacz poprzez kliknięcie Checkbox
gdzie pisze
Add signature to all outgoing messages
W pole gdzie jest napisane Edit Signature proszę wpisać.
albo
Po tym kliknij Apply
I to wszystko. Od tej pory będziemy promować polskie wydarzanie w
Winnipegu automatycznie kiedy wyślemy maila do kogoś. Wszystkie programy
mailowe mają taką opcję tzw. signature i sposób jej dodania
będzie bardzo podobny do tego co opisałem dla Outlook Express | |
|
Polonijny
Biuletyn Informacyjny w Winnipegu |
INDEX
WIADOMOŚCI PROSTO Z
POLSKI
|
Środa, 2008-11-12
PREZYDENCKA GALA
PRZEGRAŁA Z SERIALAMI
Wielu na balu nie zatańczyło, niewielu go oglądało
Lech Wałęsa "nie zasłużył", premier nie chciał, a Polacy woleli co
innego... byle tylko nie oglądać wielkiej prezydenckiej gali w Teatrze
Wielkim. Transmisję w TVP1, mimo, że władze publicznej robiły co mogły,
widział ledwie co piąty Polak, który tego wieczora siedział przed
telewizorem. Gala przegrała z serialami emitowanymi w tym czasie w
innych telewizjach.
Według danych AGB Nielsen Media Research koncert "Nasza Niepodległa"
zgromadził przed telewizorami 8,7 proc. Polaków (3,2 mln widzów). Ten
wynik dał TVP1 około 18 proc. udziałów w rynku i nie pomogło nawet, że
władze TVP2 zdecydowały nie robić w tym czasie konkurencji "Jedynce" i
nie wyemitowały super-popularnego "M jak miłość" (średnio ponad sześć
milionów widzów), a drugi odcinek cieszących się mniejszym entuzjazmem
wśród widzów "Barw szczęścia".Serial i tak pobił prezydencką galę, bo
zgromadził przed telewizorami blisko 4,5 miliona rodaków.
Wyznania ciekawsze niż śpiew Maryli
Szef TVP2 Wojciech Pawlak zaprzecza w rozmowie z "Dziennikiem", że
zmiana ramówki na ten wieczór miała coś wspólnego z próbą
"podciągnięcia" popularności gali w bratniej stacji. - Emisja drugiego
odcinka "Barw szczęścia" zamiast "M jak miłość" była podyktowana chęcią
wcześniejszego rozpoczęcia "Kabaretowej Nocy Listopadowej", która
okazała się największym przebojem telewizyjnym świątecznego wieczoru.
Emisja "M jak Miłość" oznaczałaby start gali kaberetowej dopiero około
21.40, a tym samym obniżenie widowni programu - tłumaczy Pawlak.
Ale nawet pomimo braku popularnego serialu w ramówce TVP2 Polacy i tak
chętniej niż głosu Maryli Rodowicz słuchali "Wyznań gejszy", filmu który
po 20:00 wyemitował Polsat (3,7 miliona widzów). Mniej więcej tylu samo
Polaków między 20:00 a 21:30 śledziło co dzieje się "Na Wspólnej" i u
policjantów z "W-11 wydziału śledczego".
TVN24
NIE ŻYJE BP MARIAN ZIMAŁEK
Odszedł przyjaciel młodzieży
Bp Marian Zimałek zmarł w wieku 77 lat
TVN24W wieku 77. lat zmarł Marian Zimałek, emerytowany biskup pomocniczy
diecezji sandomierskiej i wieloletni nauczyciel młodzieży - poinformował
w czwartek Ks. Dariusz Woźniczka z biura prasowego Konferencji
Episkopatu Polski.
Święcenia kapłańskie otrzymał w 1955 roku. Był notariuszem Sądu
Biskupiego i prefektem młodzieży szkół średnich w Sandomierzu, później
został dyrektorem Wydziału Duszpasterstwa i rektorem kościoła Świętego
Ducha.
Od 1972 r. pełnił funkcję profesora, w 1973 r. mianowany został
wicerektorem, a trzy lata później rektorem Wyższego Seminarium
Duchownego w Sandomierzu. Działał również jako moderator Diecezjalnego
Ośrodka Powołań, był egzaminatorem prosynodalnym i sędzią Sądu
Biskupiego.
25 marca 1992 r. został przeniesiony do diecezji sandomierskiej na
stanowisko biskupa pomocniczego. Od 29 grudnia 2007 roku przebywał na
emeryturze.
TVN24
SPOTKANIE Z PREZESEM EUROPEJSKIEGO BANKU CENTRALNEGO
Premier leci do Niemiec w sprawie euro
Data wprowadzenia w Polsce euro dzieli polską scenę polityczną. Mimo to
premier Donald Tusk w środę leci do Niemiec, by tam o wprowadzeniu
europejskiej waluty rozmawiać z prezesem Europejskiego Banku
Centralnego, Jean-Claudem Trichetem.
Przed tygodniem rząd przyjął mapę drogową wejścia Polski do strefy euro.
Rada Ministrów chce, aby wspólna europejska waluta została wprowadzona 1
stycznia 2012 r.
W ubiegły wtorek szef rządu przekonywał do euro z szefami partii i
klubów parlamentarnych.
Szybkie wejście do strefy euro popiera Platforma Obywatelska, Polskie
Stronnictwo Ludowe ora SLD. Z kolei Prawo i Sprawiedliwość jest zdania,
że termin zaproponowany przez rząd jest zbyt szybki.
Aby euro mogło zostać wprowadzone w Polsce konieczna będzie zmiana
konstytucji. By mogło do tego dojść, konieczne będą głosy posłów Prawa i
Sprawiedliwości. Ponadto partia Jarosława Kaczyńskiego opowiada się za
przeprowadzeniem referendum co do terminu przyjęcia europejskiej waluty.
PAP
"KAŻDY CZŁOWIEK MA POCZUCIE WŁASNEJ GODNOŚCI"
Kaczyński wyjaśnia, dlaczego nie zaprosił Wałęsy
- Trudno od kogokolwiek (...) wymagać tego, aby siadał przy jednym stole
z człowiekiem, który go w sposób niezwykle grubiański lżył - tak
prezydent Lech Kaczyński odpowiedział na pytanie, dlaczego na galę z
okazji 90. rocznicy odzyskania niepodległości nie został zaproszony Lech
Wałęsa.
Już po zakończeniu uroczystości prezydent udzielił wywiadu telewizji
publicznej. Na pytanie, czy nie było błędem niezaproszenie dawnego
lidera Solidarności i późniejszego prezydenta Rzeczpospolitej, aktualny
prezydent odparł, że od nikogo nie można wymagać, by usiadł przy jednym
stole z człowiekiem, który go "lżył". - Każdy człowiek ma poczucie
własnej godności. Na pewno to, że prezydent jest najwyższym
przedstawicielem RP, nie oznacza, że jego poczucie godności polega na
tym, iż wolno mu ubliżać, najbardziej grubiańskimi słowami, jaki zna
język polski. A ja - skądinąd i mój brat (...) - słyszeliśmy te słowa
wielokrotnie - mówił.
Lech Kaczyński podkreślił, że nie kwestionuje zasług Lecha Wałęsy "w
końcu lat siedemdziesiątych, w latach osiemdziesiątych". - I wtedy byłem
obok niego - dodał.
Kaczyński u boku Wałęsy, a Tusk gdzie?
- Nie przypominam (sobie) z tych czasów obok niego obecnego premiera -
chociaż działał w podziemiu, co uczciwie przyznaję - czy obecnego
marszałka
Sejmu - chociaż też działał w podziemiu, też to przyznaję - natomiast ja
byłem. Był też na pewną odległość, bo mieszkał w Warszawie, mój brat -
kontynuował dalej Lech Kaczyński.
- Jeżeli Lech Wałęsa, po pierwsze przeprosi za to, co mówił. Po drugie,
jeżeli oceni w sposób obiektywny swoje rządy z pierwszej połowy lat
dziewięćdziesiątych, kiedy to do olbrzymich wpływów doszli ludzie z
dawnego aparatu bezpieczeństwa - to trzeba sobie jasno powiedzieć, kiedy
do olbrzymich wpływów doszli ludzie podobni do pana Mieczysława
Wachowskiego, to wszystko jest wtedy możliwe - dodał prezydent.
Prezydent zadał też retoryczne pytanie, dlaczego w Polsce "niektórym
wolno wszystko, a niektórym nie wolno nic". Dodał, że chciałby, aby to
pytanie usłyszało wiele milionów Polaków, bo - jak zaznaczył - jego
"największym kłopotem" jest "umożliwienie mu kontaktu z narodem".
Pytany o nieobecność premiera Tuska na gali z okazji 90. rocznicy
odzyskania niepodległości, Lech Kaczyński powiedział: "no cóż, dziwię
się, no ale cóż mogę zrobić, przecież to rząd wyłoniony w
demokratycznych wyborach". "Powstaje tylko pytanie, czy Polacy w zeszłym
roku istotnie wiedzieli między kim a kim i miedzy czym a czym wybierają.
Myślę, że tutaj było jedno wielkie nieporozumienie, no ale tak wybrali"
- dodał.
Patriotyzm dzisiaj
W dalszej części wywiadu prezydent mówił także o patriotyzmie. Jego
zdaniem niezbędnym elementem tego, "żeby być dobrym Polakiem" jest
"szczególne poczucie związku emocjonalnego z ojczyzną". - A to poczucie
jest przez niektórych kwestionowane. Nie można powiedzieć, że
współczesny patriotyzm to jest tylko silna gospodarka i zamożni
obywatele - zaznaczył Lech Kaczyński.
Zastrzegł, że silna gospodarka jest nam niezwykle potrzebna, ale też
potrzebny jest - jak mówił - "język, kultura, poczucie tożsamości,
znaczenie w Europie i w miarę naszych możliwości - na świecie".
Lech Kaczyński ocenił też, że "niepodległość jest rzeczą niezmiernie
cenną". - I chociaż dziś nie wymaga krwi - nie wiadomo, jak będzie
jutro, ale dziś nie wymaga - to wymaga olbrzymiego wysiłku" - mówił.
- Patriotyzm jako przywiązanie głębokie do ojczyzny, jako poczucie
tożsamości z krajem, poczucie, że jest się (...) ze Śląska lub Warszawy,
jest się góralem lub Kaszubem, ale przede wszystkim jest się Polakiem,
jest w dalszym ciągu nam niezmiernie potrzebne - zaznaczył Lech
Kaczyński.
- Niemcy, Francuzi - wszystko nasi sojusznicy - oni świetnie o tym
pamiętają, jeżeli obserwuję posiedzenia Rady Europejskiej, to znakomicie
to widzę - dodał.
PAP
Wtorek, 2008-11-11
JAK POLACY ŚWIĘTOWALI
ROCZNICĘ NIEPODLEGŁOŚCI
Wojsko na ulicach, Piłsudski w Warszawie
Były parady, przemarsze, a nawet biegi. Polska świętowała 90 rocznicę
odzyskania przez Polskę niepodległości. Zwieńczeniem obchodów jest
wieczorna prezydencka gala w Teatrze Wielkim.
Na gali, która rozpocznie się o godzinie 20, zjawić ma się ponad 800
gości z kraju i zagranicy.
Wśród gości Lecha Kaczyńskiego nie zabrakło szefów rządów i prezydentów
obcych państw. Będą prezydenci: Gruzji Michail Saakaszwili, Litwy Valdas
Adamkus, czy Ukrainy Wiktor Juszczenko. Są także przywódcy z
Afganistanu, Chorwacji, Czarnogóry, Estonii, Łotwy, Macedonii, Serbii,
Słowacji, Słowenii, Węgier, a także opozycjoniści z Białorusi.
Defilada za defiladą
Tymczasem, w ramach obchodów 90. rocznicy odzyskania przez Polskę
niepodległości, Traktem Królewskim do Muzeum Wojska Polskiego przeszła w
Warszawie defilada historyczna.
Wielka parada w Warszawie
Dyrekcja warszawskiego muzeum zaprosiła do oglądania współczesnego i
historycznego sprzętu wojskowego. Warszawiacy mogli też obejrzeć
strzelnicę elektroniczną i wystawę poświęconą Legionom Polskim.
"Dotykaliśmy Niepodległości"
Wszystkie imprezy w stolicy organizowało miasto stołeczne Warszawa,
ministerstwo obrony narodowej i Muzeum Wojska Polskiego.
Inscenizacje, pokazy i parady noszą jedno wspólne hasło "Dotknij
Niepodległości". Po raz pierwszy taką akcję zorganizowano rok temu.
Przyciągnęła ona ponad 120 tysięcy warszawiaków i turystów.
Bieg Niepodległości w Warszawie
W Warszawie o godzinie 12 rozpoczął się również szesnasty Bieg
Niepodległości. Trasa ma ponad 11 kilometrów. Tegoroczna edycja odbyła
się pod hasłem "Twoja lekcja historii" i wzięło w niej udział kilka
tysięcy ludzi.
Uczestnicy biegli z placu Zamkowego do Wilanowa. Prawo startu miały
osoby, które ukończyły 16 lat.
Piłsudski przybył do stolicy
W uroczystym witaniu komendanta na Dworcu Centralnym wzięły udział setki
warszawiaków. I nic to, że marszałek na swoje wielkie "entre", czekał
cierpliwie kilkadziesiąt minut w dworcowych podziemiach
Wojsko na ulicach Wrocławia
Wojskowa parada przeszła ulicami Wrocławia. - Jeżeli mi ich nie
nauczymy, to zapomną - takie głosy można było słyszeć wśród obecnych
ludzi, którzy tłumaczyli, że warto uczyć młodzież, w jaki sposób
obchodzić dzisiejsze święto.
Wrocławianie świętują rocznicę
Głódź: Konieczne jest zrozumienie przeszłości
Podczas kazania w Bazylice Mariackiej arcybiskup Leszek Sławoj Głódź
podkreślił, że dla zrozumienia niepodległości konieczne jest zrozumienie
przeszłości.
"Otwieramy nasze serca na głos przeszłości"Jego zdaniem, obowiązkiem
wolnego państwa jest utrwalenie historycznej pamięci.
Dziwisz: Odpowiedzialnie korzystajcie z wolności
Metropolita krakowski kard. Stanisław Dziwisz podczas mszy św.
odprawionej we wtorek w Katedrze na Wawelu życzył Polakom, aby ciesząc
się z odzyskanej wolności, odpowiedzialnie z niej korzystali.
Kard. Dziwisz podczas mszy w Katedrze na Wawelu- Wszystkim Rodakom
życzę, aby cieszyli się z odzyskanej wolności, cenili ją i
odpowiedzialnie z niej korzystali. Wolności trzeba bowiem strzec przed
zagrożeniami zewnętrznymi, ale także przed jej nadużywaniem - powiedział
w homilii kardynał. - Życzę również, aby ich prawa były szanowane, a
spoczywające na nich obowiązki uczciwie wypełniane - dodał.
TVN24, PAP, IAR
HYMN NA OTWARCIE, POTEM UROCZYSTY KONCERT
Prezydencka gala bez trzech prezydentów
Ponad ośmiuset gości z kraju i zagranicy, w tym szefowie rządów,
wspólnie z polskim prezydentem świętowało 90. rocznicę odzyskania przez
nasz kraj niepodległości. Na gali nie pojawili się jednak wcześniej
zapowiadani prezydenci Gruzji Michael Saakashwili, Ukrainy - Wiktor
Juszczenko oraz Afganistanu - Hamid Karzaj.
Wszyscy oni uczestniczyli we wtorkowych oficjalnych uroczystościach, ale
późnym popołudniem odlecieli do swych krajów. Zgodnie z zapowiedzią
także kanclerz Niemiec Angela Merkel, która brała udział w
uroczystościach na Placu Piłsudskiego, wkrótce potem powróciła do
Niemiec.
Wielka gala w Teatrze Wielkim
Gala rozpoczęła się od wystąpienia prezydenta Lecha Kaczyńskiego. -
Chciałbym, aby ten koncert i spotkanie, które po nim nastąpi, pozostało
w państwa pamięci jako świadectwo naszego triumfu, bo odnieśliśmy triumf
90 lat temu, zwyciężyliśmy przed 20 laty, jestem przekonany, że
zwyciężymy także w przyszłości - powiedział m.in. Lech Kaczyński.
Następnie goście wysłuchali koncertu pieśni patriotycznych "Nasza
Niepodległa". Potem zaplanowano uroczystą kolację; będzie też - jak
zapowiadał szef prezydenckiej kancelarii Piotr Kownacki - "możliwość
tańczenia".
Wśród gości Lecha Kaczyńskiego byli m.in. prezydent Litwy Valdas Adamkus
i przywódcy Chorwacji, Czarnogóry, Estonii, Łotwy, Macedonii, Serbii,
Słowacji, Słowenii, Węgier, a także opozycjoniści z Białorusi.
Wśród polskich gości znaleźli się m.in. marszałek Senatu Bronisław
Borusewicz, ostatni prezydent RP na uchodźstwie Ryszard Kaczorowski,
były prezydent Aleksander Kwaśniewski, byli premierzy: Tadeusz
Mazowiecki, Jan Krzysztof Bielecki, Jan Olszewski, Józef Oleksy,
Jarosław Kaczyński. Do Teatru Wielkiego przybyła także prezydent
Warszawy Hanna Gronkiewicz-Waltz, a także posłowie z różnych ugrupowań
m.in. szef klubu Lewicy Wojciech Olejniczak i szef klubu PiS Przemysław
Gosiewski.
Tusk i Wałęsa - nieobecni
W Teatrze Wielkim nie było m.in. polskiego szefa rządu. Zdaniem Donalda
Tuska gala, to jedynie "bardzo ważne polityczno-towarzyskie wydarzenie"
z punktu widzenia Kancelarii Prezydenta. - Mamy dziś Święto
Niepodległości, więc wolałbym nie używać takich sformułowań, które by
zepsuły atmosferę - zastrzegł premier w rozmowie z dziennikarzami przed
galą.
Jednym z powodów jego nieobecności na gali było niezaproszenie na nią
byłego prezydenta Polski - Lecha Wałęsy. Zdaniem Tuska, media nadają za
dużą rangę tej uroczystości. - Nie ma powodu, aby tak trochę bulwarowo
szukać sensacji. To nie jest tak, że każda polska rodzina żyje galą i
tym, kto jest zaproszony, a kto nie - dodał.
TVN24
Poniedziałek, 2008-11-10
IPN I KARD. DZIWISZ O
ZBADANIU SZCZĄTKÓW GEN. SIKORSKIEGO
Kurtyka zdradza szczegóły ekshumacji
- Ekshumacja generała Sikorskiego odbędzie się 25 listopada w godzinach
porannych - powiedział szef IPN Janusz Kurtyka potwierdzając
wcześniejsze nieoficjalne informacje TVN24. Jak podkreślił, to wspólne
ustalenie kard. Stanisława Dziwisza i IPN-u.
Janusz Kurtyka spotkał się w poniedziałek z kard. Dziwiszem, by ustalić
szczegóły operacji wydobycia szczątków generała. - Po wydobyciu szczątki
generała zostaną przewiezione do Instytutu Analiz Sądowych, gdzie
szczegółowo przebadają je eksperci - powiedział Kurtyka dziennikarce
TVN24 po rozmowie z kardynałem. Jak dodał, następnie szczątki generała w
asyście wojska wrócą na Wawel, gdzie nastąpi uroczysta msza i ponowny
pochówek.
Akcja odbędzie się 25 listopada we wczesnych godzinach porannych.
Kurtyka zaznaczył też, że "techniczną" stroną wydobycia szczątków
naczelnego wodza zajmie się wynajęta firma, która zapewni sarkofagowi
bezpieczeństwo, a jednocześnie odpowiedni szacunek dla szczątek
Sikorskiego. - Zapewniam, że wszystko jest dobrze zorganizowane. Ale nie
chcę, by pracownicy tej firmy stali się bohaterami mediów. Tak będzie
lepiej dla całej sprawy - zaznaczył.
Jak zginął generał?
Kurtyka powtórzył, że cała akcja ma na celu ustalenie, czy naczelny wódz
zginął w wyniku katastrofy lotniczej, czy wcześniejszego zamachu. -
Wokół tej kontrowersji powstało wiele spekulacji i naszym obowiązkiem
jest te spekulacje przeciąć - mówi prezes IPNu. Na pytanie, dlaczego nie
przeprowadzono ekshumacji wcześniej, gdy tylko ciało generała trafiło na
Wawel, Kurtyka odpowiada: - Po prostu nikt o tym nie pomyślał, że takie
badania mogą być bardzo ważne dla świadomości historycznej całego
społeczeństwa. Polacy powinni mieć świadomość, że państwo zrobiło
wszystko, by to wyjaśnić.
Podkreślił też, że wszystkie ustalenia zapadły w pełnym porozumieniu z
kard. Stanisławem Dziwiszem.
"Jego śmierć to historyczna cezura"
Jak mówi historyk z Discovery TVN Historia, sprawa wyjaśnienia śmierci
generała jest ważna dla całej Polski. - Śmierć generała to cezura
historyczna, bo od tego momentu Polska przestała się liczyć na mapie
świata. Dlatego ważne jest, by wyjaśnić, jak to się stało – podkreśla.
Przyznaje też, że sam opowiada się za tezą, że generał zginął w wyniku
spisku. Jak dodaje jednak, nie można mieć pewności, że ekshumacja to
potwierdzi. – Poznamy odpowiedź jeśli znajdziemy wyraźny ślad, bo nie
wiadomo, w jakim stanie jest tkanka po 65 latach – zauważa.
Tajemnica śmierci generała
Śledztwo w sprawie śmierci gen. Sikorskiego katowicki IPN wszczął 3
września. Instytut uznał, że są przesłanki do postawienia hipotezy, iż
Sikorski zginął w wyniku spisku. Wcześniej szczeciński oddział IPN
odmawiał rozpoczęcia śledztwa uznając, że generał zginął w katastrofie,
a nie w zamachu.
Postępowanie wszczęto „w sprawie zbrodni komunistycznej polegającej na
sprowadzeniu niebezpieczeństwa katastrofy w komunikacji powietrznej 4
lipca 1943 r. w Gibraltarze w celu pozbawienia życia premiera i
naczelnego wodza".
Gen. Sikorski zginął w katastrofie lotniczej 4 lipca 1943 r. w
Gibraltarze, powracając z inspekcji wojsk na Środkowym Wschodzie.
Przyczyn katastrofy samolotu Liberator, należącego do brytyjskich
Królewskich Sił Powietrznych, nie wyjaśniono do dziś. Niektórzy badacze
uważają, że Sikorski zginął w wyniku spisku; inni uważają, że był to
wypadek.
TVN24, PAP
TAK NISKICH CEN PALIW NIE
BYŁO OD WIELU MIESIĘCY
Tankowanie tanie niesłychanie
Za tę samą kwotę co w lipcu, dziś kierowca może wlać do baku blisko
litrów benzyny więcej. Olej napędowy - według Polskiej Izby Paliw
Płynnych - kosztował w poniedziałek średnio cztery złote. Popularna "95"
była o pięć groszy droższa. Ostatni raz takie ceny można było zobaczyć
na stacjach dwa lata temu.
Z obecnej sytuacji cieszą się nie tylko kierowcy. Lepszych czasów
doczekali także właściciele stacji paliw, którzy jeszcze cztery miesiące
temu, gdy ropa była rekordowo droga - musieli zadowalać się ledwie
kilkugroszową marżą na każdym sprzedanym litrze.
- Jeżeli przyjrzymy się średnim cenom detalicznym paliw w Polce, to
widać, że ceny są dosyć stabilne z tendencją spadkową, natomiast ceny w
hurcie potrafiły być i większe, i mniejsze. Przy większych cenach
sprzedawcy kumulowali marżę nawet 50 groszy - wyliczał w rozmowie z
dziennikarzem TVN CNBC Biznes Włodzimierz Ostaszewski z PETROexpress.
Regionem, który wiedzie prym jeśli chodzi o najniższe ceny jest górny
Śląsk
Będzie jeszcze taniej?...
To dane za październik. Dziś właściciele stacji zarabiają równie
przyzwoicie, bo blisko 30 groszy na każdym sprzedanym litrze paliwa.
Dlatego, według ekspertów, benzyna i olej napędowy mogą być jeszcze
tańsze.
- Ceny paliw na stacjach powinny spadać z dwóch powodów. Marże stacyjne
są bardzo wysokie i marże rafineryjne, szczególnie polskie, są też
bardzo wysokie. To jest naturalne zjawisko przy spadkach cen ropy i cen
paliw na rynkach światowych. Ono przechodzi potem na rynek i ceny w
skutek tego spadają - tłumaczy Andrzej Szcześniak, ekspert rynku paliw.
Ropa tanieje i będzie tanieć
Rynek ropy jest jednak rozchwiany i nikt nie może dać gwarancji, że jej
cena nagle nie pójdzie do góry. Akurat w poniedziałek na światowych
giełdach ropa mocno drożała. Po ogłoszeniu w Chinach pakietu
stymulującego dla gospodarki o wartości prawie 500 miliardów dolarów,
baryłka podrożała o ponad 3 dolary. W poniedziałek w USA baryłka ropy
kosztuje ok. 64 USD
Co będzie dalej? - Na dziś cena powyżej 50 - 55 dolarów za baryłkę nie
ma żadnego uzasadnienia - uważa Włodzimierz Ostaszewski.
Gaz nieugięty
Na niskie ceny ropy nie reaguje natomiast gaz LPG, bo jest częściowo
wytwarzany z ropy, a częściowo z gazu ziemnego. Gazprom zapowiada
obniżkę cen gazu
- Cena rosyjskiego gazu ziemnego dla Europy zacznie spadać w drugiej...
czytaj więcej »Jego cena na stacjach w ostatnich tygodniach o kilka
groszy wzrosła. W poniedziałek średnio litr LPG kosztował 2 złote i 25
groszy.
TVN CNBC Biznes
Niedziela, 2008-11-09
LISTY UWIERZYTELNIAJĄCE
PODPISANE ZZA GROBU
Syn Kim Ir Sena mieszka w Polsce
Kim Pyong Il, syn północnokoreańskiego dyktatora Kim Ir Sena i przyrodni
brat obecnego - Kim Dzong Ila, jest ambasadorem w Warszawie. Listy
uwierzytelniające podpisał mu, już zza grobu, ojciec. Całą sprawę
relacjonuje "Dziennik".
Kim Pyong Il od 10 lat mieszka w Warszawie, a konkretnie przy ulicy
Bobrowieckiej 1A, bo tam właśnie mieści się północnokoreańska ambasada.
Choć jest uznawany przez polski MSZ, początki jego pobytu nad Wisłą były
kuriozalne.
Wiecznie żywy podpisuje dokument
"Protokół dyplomatyczny wymaga od każdego ambasadora listów
uwierzytelniających, a Kim Pyong Il ich nie miał. Sytuacja była
delikatna i drażliwa, naciskaliśmy, by sprawę załatwić jak najszybciej"
- zrelacjonował "Dziennikowi" pracownik MSZ. Sytuacja była niecodzienna
i nie wiedzieliśmy, jak do tego podejść. Zastanawialiśmy się, czy z ich
strony to przejaw prawdziwego kultu, czy cynizmu połączonego z paranoją.
Zwróciliśmy uwagę, że podpisy są mocno nieaktualne. Odpowiedziano nam,
że Kim Ir Sen jest wiecznym prezydentem, co oznacza, że żyje wiecznie.
pracownik polskiego MSZ
"Po kilku miesiącach przyszły z KRLD listy uwierzytelniające podpisane
przez... wielkiego wodza Kim Ir Sena, który nie żył już wtedy od dobrych
czterech lat. Sytuacja była niecodzienna i nie wiedzieliśmy, jak do tego
podejść. Zastanawialiśmy się, czy z ich strony to przejaw prawdziwego
kultu, czy cynizmu połączonego z paranoją. Zwróciliśmy uwagę, że podpisy
są mocno nieaktualne. Odpowiedziano nam, że Kim Ir Sen jest wiecznym
prezydentem, co oznacza, że żyje wiecznie. Wreszcie po kilku miesiącach
listy podpisał szef północnokoreańskiego MSZ i od 17 listopada 1998 roku
Kim Pyong Il oficjalnie jest ambasadorem" - dodał urzędnik, cytowany
przez gazetę.
Permanentna inwigilacja
Zdaniem "Dziennika", Polska jest dla Kim Pyong Ila złotą klatką. Choć
nie cierpi głodu jak duża część mieszkańców Północnej Korei i żyje na
przyzwoitej stopie, wciąż podlega inwigilacji.
Po części to wina więzów krwi, sugeruje gazeta, bo starszy brat - Kim
Dzong Il - chce mieć na niego oko. Jak mawia znane powiedzenie "nic w
przyrodzie nie ginie". Każdy jednak przyznałby, że lepiej w spokoju
mieszkać w nad Wisłą, ze świadomością pisanych do Phenianu tajnych
raportów, niż mieszkać w Koreańskiej Republice Ludowo-Demokratycznej...
z tą samą świadomością.
Dziennik
NA MIEJSCU PREZYDENTA WYMIENIŁBYM WSPÓŁPRACOWNIKÓW"
Sikorski: Musiałem się tłumaczyć za Polskę
- Jest mi bardzo niemiło, że musiałem się dzisiaj na bardzo wysokim
szczeblu w Departamencie Stanu tłumaczyć za Polskę - powiedział w
"Magazynie 24 Godziny" Radosław Sikorski. Szef MSZ skomentował w ten
sposób wpadkę Kancelarii Prezydenta, która po telefonie Baracka Obamy
ogłosiła, że popiera on projekt tarczy antyrakietowej. W rzeczywistości
takie słowa ze strony Obamy nie padły.
Minister nie chciał zdradzić żadnych szczegółów swoich rozmów z
Departamentem Stanu. Powiedział tylko, że co kilka dni ma jakąś sprawę,
z której "musi się tłumaczyć za granicą" i nie ułatwia mu to pracy.
Sikorski stwierdził, że na miejscu Lecha Kaczyńskiego zmieniłby
współpracowników. - Ja wiem, co ja bym zrobił gdyby moi współpracownicy
narazili mnie na takie kłopoty. Taki zgrzyt na początek, może rzucić
cień na dalszą współpracę - powiedział.
- To jest elementarna nieznajomość świata i tego co może paść w takich
rozmowach. Barack Obama nie jest jeszcze prezydentem i takich deklaracji
nie może składać. To była rozmowa kurtuazyjna, a w takich nie mówi się o
sprawach tak szczegółowych jak tarcza - tłumaczył Sikorski. Jego zdaniem
po rozmowie Obamy z Lechem Kaczyńskim można się było ewentualnie
spodziewać "jakiejś bardzo mglistej zapowiedzi". - Ale nawet tego nie
było - podkreślił szef polskiej dyplomacji.
Zdaniem Sikorskiego "wpadka Kancelarii Prezydenta przeminie, ale zamiast
podkreślać to, że Obama, przyszły lider USA dzwoni do Polski do dwóch
liderów, to czytamy w zagranicznych mediach, o tym kto się u nas mija z
prawdą". - Obawiam się, że teraz Obama nie będzie się spieszył z
kolejnym telefonem do Polski - zaznaczył.
Kancelaria się plącze
W komunikacie Kancelarii Prezydenta RP po rozmowie telefonicznej obu
polityków podano, że Obama powiedział, iż "projekt obrony antyrakietowej
będzie kontynuowany". Zaraz potem starszy doradca prezydenta-elekta
Denis McDonough ogłosił oświadczenie dementujące ten fragment
komunikatu. "Prezydent Kaczyński poruszył sprawę obrony antyrakietowej,
ale prezydent-elekt Obama nie podjął żadnych zobowiązań na ten temat" -
czytamy w oświadczeniu McDonougha.
Media w USA przypominają, że Obama zawsze był sceptyczny wobec planów
tarczy w Polsce i podkreślał, że środki na jej budowę powinny być
przyznane dopiero, gdy system zostanie sprawdzony pod kątem
niezawodności.
Sejm to nie bar
W "Magazynie 24 Godziny" Sikorski odniósł się też do sejmowego
wystąpienia posła PiS Artura Górskiego. W środę Górski stwierdził m.in.,
że zwycięstwo Baracka Obamy to "koniec cywilizacji białego człowieka". W
niedzielę MSZ skrytykował posła w oficjalnym oświadczeniu. - Uznaliśmy,
że wypowiedź ta jest tak skandaliczna, że wymaga reakcji MSZ. Co innego
można mówić po pięciu piwach w barze, a co innego w Sejmie - powiedział
w TVN24 szef polskiej dyplomacji. - Zawsze miałem go za nieszkodliwego
monarchistę, ale tym razem pojechał po bandzie i z niej wyleciał -
podsumował wystąpienie Górskiego.
Sikorski stwierdził, że sprawa wypowiedzi Górskiego nie była jednak
poruszana podczas jego rozmowy z przedstawicielami Departamentu Stanu. -
Na szczęście Departament Stanu żyje w błogiej ignorancji istnienia kogoś
takiego jak poseł Górski - powiedział.
Na galę z dyskomfortem
Sikorski o gali u prezydenta
Sikorski potwierdził też, że będzie obecny na gali w Teatrze Wielkim z
okazji uroczystości 90. rocznicy odzyskania niepodległości. - Moim
obowiązkiem jest być i asystować panu prezydentowi wobec gości
zagranicznych - zaznaczył. Sikorski przyznał jedna, że odczuwa
dyskomfort w związku z nieobecnością na gali Lecha Wałęsy. - Od wczoraj
myślę intensywnie i nie znajduję odpowiedzi co ja powiem gościom
zagranicznym, jak mnie spytają dlaczego nie zaprosiliście najlepiej
znanego Polaka na świecie, o którym sądzimy, że obalił komunizm i wniósł
olbrzymi wkład w uwolnienie Polski i świata od totalitaryzmu -
stwierdził Sikorski.
Pytany, dlaczego na uroczystościach nie będzie też premiera szef MSZ,
odrzekł: - Premier będzie na uroczystościach państwowych, a tu będzie
przyjemność. Zaznaczył też, że z tego, co wie, nie będzie jedynym
ministrem rządu Donalda Tuska obecnym na gali.
Szesnastu szefów państw i rządów przyjedzie na organizowane 11 listopada
przez prezydenta Lecha Kaczyńskiego uroczystości 90. rocznicy odzyskania
niepodległości przez Polskę. Łącznie weźmie w nich udział 800 gości z
Polski i zagranicy. O godz. 20.00 rozpocząć się ma uroczysta gala w
Teatrze Wielkim, gdzie ma zabrać głos prezydent.
TVN24
Sobota, 2008-11-08
OSTATNI PREMIER PRL MIAŁ
81 LAT
Mieczysław Rakowski nie żyje
Ostatni I sekretarz PZPR, premier PRL - Mieczysław Rakowski nie żyje.
Zmarł w sobotę. To z jego ust padły znane wszystkim słowa, które
oznaczały koniec PZPR: "Sztandar Polskiej Zjednoczonej Partii
Robotniczej wyprowadzić".
- To była osoba, która wywarła znaczny wpływ na to, co działo się w
Polsce - tak o roli Rakowskiego w polskiej polityce mówił Waldemar
Pawlak prezes PSL.
Polityk, dziennikarz - dziennikarz, polityk
Mieczysław Franciszek Rakowski urodził się 1 grudnia 1926 w Kowalewku.
Po wyzwoleniu Polski wstąpił do Ludowego Wojska Polskiego, ukończył
szkołę oficerów polityczno-wychowaczych w Łodzi i w charakterze oficera
politycznego służył do 1949 roku w wojsku i w PO "Służba Polsce"
(istniejąca w czasach stalinowskich zmilitaryzowana organizacja pracy).
Chociaż z zawodu był historykiem i dziennikarzem, to jednak ludzie
zapamiętają go z jednej strony jako polityka, znanego z niechęci do
"Solidarności", z drugiej zaś jako "cywilizatora komuny".
Rakowski uczestniczył w przygotowaniach do wprowadzenia stanu wojennego
i czynnie współtworzył politykę PZPR w pierwszej połowie lat 80. Do
historii przeszło burzliwe spotkanie Rakowskiego z robotnikami Stoczni
Gdańskiej w sierpniu 1983 r., m.in. z udziałem Lecha Wałęsy, podczas
którego wicepremier uzasadniał politykę stanu wojennego. W 1985 roku
stracił na politycznym znaczeniu, "lądując" na stanowisku wicemarszałka
Sejmu. W 1988 roku gen. Jaruzelski ponownie wciągnął Rakowskiego do
ścisłej elity władzy PRL.
Ostatni I sekretarz
W tym samym roku objął on stanowisko szefa rządu (pełnił tę funkcję do
1989 r.). Jedną z pierwszych decyzji Rakowskiego jako premiera było
postawienie Stoczni Gdańskiej w stan likwidacji. Była to decyzja
precedensowa - żadna z wielu deficytowych fabryk nie została bowiem
przedtem zlikwidowana przez władze PRL. Decyzja o likwidacji zakładu
nastąpiła krótko po zakończeniu strajku w tej stoczni (już drugiego w
1988 roku), który spełnił ważną rolę w wymuszeniu na władzach zgody na
negocjacje z "Solidarnością".
W lipcu Mieczysław Rakowski '89 stanął na czele PZPR. Jak się okazało -
na krótko. Doprowadził do rozwiązania Polskiej Zjednoczonej Partii
Robotniczej w styczniu 1990 roku i przekształcenia jej w SdRP, której
został szeregowym członkiem.
- Gdyby nie Rakowski, nie byłoby też nowej lewicy w Polsce. Miał wielki
wpływ na to co działo się w SdRP, a później w SLD. Gdybyśmy słuchali
jego rad myślę, że lewica nie miałaby tylu kłopotów co dzisiaj - uważa
szef Sojuszu Grzegorz Napieralski.
Kontrowersje
W 1993 roku, kiedy przeciwko Rakowskiemu postawiono zarzut przestępstwa
dewizowego, związany z tzw. moskiewską pożyczką, były premier wycofał
się z czynnego życia politycznego.
Nadal brał jednak udział w debatach publicznych, często "na papierze".
Był redaktorem naczelnym pisma "Dziś", pisywał do "Trybuny" i "Gazety
Wyborczej", wydał dzienniki (10 tomów obejmujących lata 1958-1989). W
2005 roku był członkiem komitetu wyborczego Włodzimierza Cimoszewicza w
wyborach prezydenckich. Prywatnie był mężem aktorki Elżbiety Kępińskiej.
tvn24.pl, PAP
NOMINACJA DO EUROPEJSKIEGO OSKARA
"Katyń" doceniony przez Europę
„Katyń” Andrzeja Wajdy to jedyny polski film wśród obrazów nominowanych
do Nagród Europejskiej Akademii Filmowej za rok 2008. Wcześniej obraz
uzyskał nominację między innymi do Oscara, lecz przegrał z rosyjską
wersją słynnych "Dwunastu gniewnych ludzi", zatytułowaną "12".
Jak poinformowała koordynator festiwali filmowych TVP SA Aleksandra
Biernacka, wśród innych filmów "Katyń" laureatem Orła za najlepszy film
Film "Katyń" w reżyserii Andrzeja Wajdy nagrodzono Orłem 2008 w
kategorii... czytaj więcej »nominowanych w poszczególnych kategoriach
dominują dwa włoskie filmy: "Il Divo" Paola Sorrentino oraz "Gomorra"
Matteo Garrone. Każdy z nich otrzymał pięć nominacji. Cztery nominacje
otrzymały hiszpański "El Orfanato" Juana Antonio Bayona i izraelski "Waltz
Wth Bashir" Ari Folmana, a po dwie nominacje – francuski The Class
Laurenta Canteta i angielski Happy-Go-Lucky Mike'a Leigh.
Tegorocznymi laureatami Nagrody Europejskiej Akademii Filmowej za
Całokształt Twórczości są Judi Dench oraz reżyserzy manifestu twórczego
Dogma: Soren Kragh-Jacobsen, Kristian Levring, Lars von Trier i Thomass
Vinterberg.
W innych kategoriach nominację otrzymała Magdalena Biedrzycka za
kostiumy do filmu Wajdy "Katyń".
Gala ogłoszenia zwycięzców i przyznania Nagród Europejskiej Akademii
Filmowej odbędzie się 6 grudnia w Kopenhadze.
PAP
Piątek, 2008-11-07
ROSTOWSKI U PREZYDENTA O
POLSKIM STANOWISKU NA SZCZYT
Prezydent nagrywał. Minister się dziwił
Pan prezydent nagrywał nasze spotkanie. To mnie trochę zdziwiło, ale nie
obraziło - powiedział po spotkaniu z Lechem Kaczyńskim minister finansów
Jacek Rostowski. W czwartek w pałacu prezydenckim Rostowski przedstawiał
prezydentowi rządowe stanowisko na europejski szczyt ws. kryzysu
finansowego.
- Konstytucja jest jasna, politykę zagraniczną Polski kształtuje rząd,
nie wyobrażam sobie, żeby pan prezydent chciał łamać konstytucję -
powiedział Rostowski odpowiadając w piątkowym "Kontrwywiadzie" radia RMF
FM na pytanie, czy Lech Kaczyński obiecał mu, że w Brukseli będzie się
trzymał stanowiska rządu.
Dopytywany, czy prezydent obiecał, że powie podczas spotkania unijnych
przywódców o rządowych planach wprowadzenia euro w styczniu 2012 roku,
Rostowski odparł: - Tak, powiedział. Jestem pewny, że tak będzie.
Minister finansów powiedział też, że wprowadzenie Polski do strefy euro
w 2012 roku to bardzo ambitny projekt, ale - jak podkreślił - jest to
realne.
Na uwagę, że bez zgody politycznej tego planu nie da się wprowadzić,
Rostowski powiedział: - Będziemy przekonywali i prezydenta, i PiS, no i
w końcu ostateczne słowo nie zostało powiedziane, jeśli chodzi o
konieczność zmiany konstytucji w tej sprawie - zaznaczył. Dodał, że ma
wątpliwości, czy rzeczywiście zmiana konstytucji w związku z
wprowadzeniem wspólnej europejskiej waluty jest potrzebna.
O czym powie prezydent?
CIR podało w czwartek, że w stanowisku rządu przygotowanym na szczyt
znalazł się zapis, że Polska zdecydowanie popiera dialog prowadzony
wewnątrz UE (i na forach międzynarodowych) w celu podejmowania wspólnych
działań na rzecz wzmocnienia i utrzymania stabilności finansowej.
Ponadto Polska deklaruje wolę jak najszybszego wejścia do strefy euro.
Zgodnie z przyjętą przez rząd "Mapą drogową przyjęcia euro przez Polskę"
nasz kraj byłby gotowy przyjąć walutę euro w połowie 2011 roku (po
wypełnieniu wszystkich kryteriów) - napisano w komunikacie.
Według komunikatu, rząd opowiedział się też w przyjętym stanowisku za
jak najszybszym zakończeniem procesu ratyfikacji Traktatu z Lizbony.
Stanowisko, nie instrukcja
Szef Kancelarii Prezydenta Piotr Kownacki zaznaczył, po czwartkowym
spotkaniu, że jest to stanowisko rządu, a nie instrukcja. - Prezydent je
akceptuje i przedstawi na piątkowym spotkaniu - powiedział. -
Poinformuje obecnych o rządowej uchwale - tzw. mapie drogowej dojścia do
euro. O tym, że cel, jaki w tym dokumencie jest postawiony, to 1
stycznia 2012 i taki termin wskazuje rząd - dodał.
Sam prezydent mówił zaś w środę, że instrukcje rządu na szczyt UE mają
"umiarkowany związek z przedmiotem obrad". Zapowiedział, że przedstawi
je w zakresie, w którym będą dotyczyły tematu szczytu. Dodał, że wspomni
o planie np. przyjęcia euro w 2012 r., natomiast - jak mówił -
ratyfikacja Traktatu Lizbońskiego "to jest to zupełnie inna sprawa". -
To jest w ogóle moje uprawnienie, więc instrukcja rządu w sprawie
ratyfikacji traktatu może budzić zasadnicze wątpliwości - powiedział
Lech Kaczyński.
PAP
NIKT NIE ZGARNĄŁ 40 MILIONÓW
Lotto: postawił 2 zł, wygrał 8 milionów
Nie będzie rekordu indywidualnej wygranej w Totolotku. Historyczną pulę
40 milionów złotych podzieli między sobą pięć osób. Szczęśliwcy, którzy
skreślili 8, 13, 18, 21, 24, 47 dostaną po ponad osiem milionów złotych.
Za losy zapłacili w sumie 100 złotych...
Szansa na trafienie "szóstki" była niewielka - 1 do 14 milionów. Ale
Polacy to marzyciele - przez cały dzień przed kolekturami ustawiały się
tłumy chętnych. I pięć kuponów okazało się szczęśliwymi. Mimo, że
wygraną trzeba się podzielić, chyba żaden ze zwycięzców nie poczuje się
rozczarowany. Każdy z nich zainkasuje dokładnie 8 093 234,30 zł.
W czwartkowym losowaniu Dużego Lotka do wygrania było aż 40 milionów
złotych. Tak wysokiej puli na wygrane pierwszego stopnia w historii
Totalizatora Sportowego jeszcze nie było. Stało się to możliwe, bo w
poprzednich siedmiu losowaniach żaden z graczy nie trafił "szóstki".
Mała inwestycja - duża wygrana
100 złotych - za tyle w sumie piątka szczęśliwców kupiła losy. Zwycięzca
z Białegostoku sam wytypował szczęśliwe cyfry, inwestując 2 złote (tyle
kosztuje jeden los). Kolektura na ulicy Pogodnej jest jak widać
szczęśliwa - to już bowiem druga szóstka, która w niej padła (pierwsza w
2005 r.)
Największą inwestycję w szczęście poczynił gracz ze Szczecina. Typując
na chybił-trafił, zawarł zakłady na "aż" 56 złotych.
Poprzednia rekordowa pula z końca lipca tego roku zamknęła się kwotą 37
796 996 zł. Podzieliło się nią wówczas czterech graczy.
Duży Lotek jest najstarszą i najpopularniejszą grą liczbową Totalizatora
Sportowego. Chociaż - jak podaje Totalizator Sportowy -
prawdopodobieństwo trafienia przysłowiowej "szóstki" wynosi 1:13 983
816, to od 1996 roku ponad 600 osób zostało milionerami.
Jak bywa w grach liczbowych, już zakup jednego zakładu za dwa złote może
uczynić z gracza milionera.
Połowa gra na "chybił-trafił"
Średnio połowa graczy całkowicie zawierza swojemu szczęściu grając
metodą "chybił-trafił", część typuje swoje szczęśliwe czy ulubione
liczby, a są też tacy, którzy po analizie wyników poprzednich losowań
skreślają liczby, których prawdopodobieństwo pojawienia się w
najbliższym losowaniu jest ich zdaniem największe.
Zatem metod jest wiele, ale cel jeden – główna wygrana.
Rekordowy 1995 rok
Przypomnijmy, że pierwsza wygrana powyżej miliarda starych złotych padła
23 listopada 1991 w Zabrzu i wyniosła dokładnie 1,5 mld zł. Do historii
Dużego Lotka przeszedł rok 1995. Wówczas to po raz pierwszy i – jak
dotąd jedyny - dwie szóstki zasiliły konto jednego gracza.
Najwyższa w historii wygrana padła 2 czerwca 2004 roku w Warszawie i
wynosiła 20 119 858.20; druga rekordowa wygrana 17 017 899.80 padła w
Gdyni 19 stycznia 2008. Pierwsza kumulacja w historii Totalizatora
Sportowego miała miejsce 4 stycznia 1997 roku, z kolei pierwsza podwójna
– 5 marca 1997 roku.
Lubimy grać
Polacy lubią gry losowe. W Dużego Lotka - jak wynika z danych
Totalizatora Sportowego - gra połowa Polaków, w mniej popularnego Multi
Lotka - 16 procent.
Miesięcznie sprzedaje się średnio 25 milionów kuponów Dużego Lotka i 15
milionów kuponów Multi Lotka za łączną wartość 230 mln zł.
TVN24/PAP
DRAMATYCZNA SYTUACJA W KONGU
Foremniak: dramat, dzieci umierają tam na wszystko
- Dzieci umierają tam niemal na wszystko – powiedziała o sytuacji w
Kongu Małgorzata Foremniak w „Poranku TVN24”. Znana polska aktorka jest
ambasadorem dobrej woli UNICEF-u. Wojna domowa w Kongo zmusiła setki
tysięcy ludzi do ucieczki. Ich sytuacja jest dramatyczna.
Aktorka zachęca do wysyłania SMS-ów o treści "UNICEF" pod numer 7245
(koszt: 2 zł plus VAT). Pieniądze zebrane w ten sposób przeznaczone
zostaną na pomoc humanitarną dla najbardziej potrzebujących w Kongo.
Pomoc humanitarna zagrożona.
- Nie ma co mówić, trzeba działać - przekonywała Foremniak, która
wielokrotnie wyjeżdżała do Afryki. Jej zdaniem sytuacja jest jeszcze
gorsza niż przed rokiem. 10-osobowa rodzina musi przeżyć przez miesiąc
mając jedynie jedną czwartą litra oleju i 3 kilogramy mąki. - To
niemożliwe, żeby się z tego wyżywić - podkreślała ambasador UNICEF-u.
Pomoc dociera mimo przeszkód
Magdalena Hernandez z UNICEF Polska powiedziała, że w ostatnich dniach
250 tys. ludzi trafiło do obozów w Kongu.
Potrzebują przede wszystkim jedzenia, czystej pitnej wody i leków. Choć
UNICEF rozpoczął udzielanie takiej pomocy, potrzebuje naszego wsparcia,
by uratować jak największą liczbę ludzi.
Hernandez przyznała, że część pomocy rozkradana jest przez rebeliantów,
ale większość dociera do najbardziej potrzebujących. - Rozmawiałam z
moimi kolegami w Kongo, którzy dostarczają pomoc i mówią, że udaje im
się do uchodźców dotrzeć z transportami - zapewniła Hernandez. Jeśli
świat się nie zmobilizuje i nie zacznie działać, to ta klęska która
trwała do tej pory (...) gdzie co roku umiera pół miliona dzieci, będzie
niczym wobec tego, co zacznie się dziać.
Magdalena Hernandez, UNICEF
- Jeśli świat się nie zmobilizuje i nie zacznie działać, to obecna
klęska, gdzie co roku umiera pół miliona dzieci, będzie niczym wobec
tego, co zacznie się dziać - ostrzegła.
Kończą się możliwości pomocy
- W tej chwili od 2 dni w Kongo jest spokój – powiedziała przebywająca w
kongijskim Rutshuru polska misjonarka siostra Dominika Laskowska, ale od
razu dodała, że "w tej chwili nie mamy już nic".
W miejscowości tej nie ma zorganizowanego obozu. Ludzie chronią się w
pobliskim kościele, klasach szkolnych. - Gdziekolwiek znajdą jakiś
kawałem muru, to się chowają i tak śpią - powiedziała siostra.
- Żadna pomoc humanitarna do nas nie dotarła - zdradziła Laskowska. -
Dzieliłyśmy się, czym mogłyśmy, ale w tej chwili nam się pomoc kończy.
Nie wiem, co będziemy dalej robić. Po prostu ludzie muszą przetrzymać
trudny czas - dodała.
Najkrwawszy konflikt od czasów II wojny
W toczących się w latach 1998-2003 wojnach we wschodniej Demokratycznej
Republice Kongo, życie straciło - według ostrożnych szacunków - prawie
5,5 miliona ludzi. To najkrwawszy konflikt na świecie od zakończenia II
wojny światowej.
W ostatnich tygodniach, w związku z ofensywą antyrządowych rebeliantów
sytuacja jeszcze się pogorszyła.
TVN24
Czwartek, 2008-11-06
KOWNACKI:
NAJPRAWDOPODOBNIEJ BĘDZIE WETO
Parlament zgodził się na prywatyzację służby zdrowia
Sejm przyjął wszystkie poprawki Senatu do ustawy o zakładach opieki
zdrowotnej. Przygotowana przez PO reforma zakłada obowiązkowe
przekształcenie zoz-ów w spółki. Ustawa trafi teraz do prezydenta. Piotr
Kownacki, szef Kancelarii Prezydenta Lech Kaczyńskiego zapowiedział weto
ustawy.
Przyjęta poprawka rozbudowuje katalog stanowisk medycznych w zoz-ach i
wprowadza: zastępcę kierownika do spraw pielęgniarstwa, naczelną
pielęgniarkę albo położną oddziałową oraz kierownika do spraw opieki
pielęgniarskiej.
Sejm poparł także zmianę wycofującą możliwość przeprowadzenia lokalnego
referendum w przypadku zamiaru rozwiązania spółki zarządzającej zoz lub
zbycia przez samorząd jej udziałów albo akcji. Pozostałe zmiany mają
charakter doprecyzowujący i redakcyjny.
ZOZy będą spółkami
Zgodnie z ustawą zoz-y zostaną obligatoryjnie przekształcone w spółki
kapitałowe działające w oparciu o prawo handlowe (w ciągu dwóch lat,
licząc od stycznia 2009 r.). Samorządy otrzymają 100 proc. kapitału
zakładowego, którym będą mogły dysponować. To one będą podejmować
decyzje o ewentualnej sprzedaży udziałów. Taki zapis daje samorządom
możliwość całkowitego wyzbycia się kapitału zoz-ów, ale także zachowania
całości lub w większości udziałów.
Gdy ustawa wejdzie w życie, zoz będzie przedsiębiorstwem w rozumieniu
kodeksu cywilnego. Spółka może prowadzić więcej niż jeden zakład oraz
prowadzić inną działalność gospodarczą, jeżeli nie ogranicza ona dostępu
do świadczeń zdrowotnych udzielanych w tym zakładzie.
Ministerstwo może wykupić szpital
Inny zapis mówi, że na terenie zoz-ów nie może być prowadzona
działalność uciążliwa dla pacjenta lub przebiegu leczenia, w
szczególności działalność polegająca na świadczeniu usług pogrzebowych i
ich reklamie.
W przypadku rozwiązania spółki (z udziałem samorządu terytorialnego albo
publicznej uczelni medycznej) prowadzącej zoz udzielający świadczeń
zdrowotnych jako jedyny w województwie, i gdy nie jest możliwe dalsze
udzielanie tych świadczeń w innym zakładzie, minister zdrowia może nabyć
udziały spółki lub akcje reprezentujące cały kapitał zakładowy. Minister
zdrowia zapewnia spółce środki finansowe na dalsze jej funkcjonowanie
przez okres nie krótszy niż 6 miesięcy.
Prezydent: jestem przeciw
W ubiegłym tygodniu Senat odrzucił wniosek prezydenta Lecha Kaczyńskiego
o przeprowadzenie referendum w sprawie kierunku reformy służby zdrowia.
Prezydent nie ukrywał swojego krytycznego stosunku wobec planowanych
przez koalicję PO-PSL zmian w służbie zdrowia, przede wszystkim wobec
przepisów umożliwiających przekształcanie szpitali w spółki kapitałowe.
Pod koniec października w Wierzchosławicach prezydent zapowiedział: - Ja
powiem "weto" w stosunku do tej ustawy; nigdy tego nie ukrywałem, że
jestem przeciwnikiem tego rodzaju rozwiązania. Lech Kaczyński mówił
również, że w jego przekonaniu zgodność ustaw zdrowotnych z konstytucją
"jest wątpliwa".
Po przyjęciu ustawy Piotr Kownacki powiedział, że weto "wydaje się
bardziej prawdopodobne". Szef Kancelarii Prezydenta zaznaczył, że
decyzja w tej sprawie zostanie podjęta w ustawowym terminie 21 dni. - (Prezydent)
czekać na nic nie będzie, natomiast na pewno zostanie przeprowadzona
analiza, przedstawione będą wszystkie za i przeciw, także to trochę trwa.
Nie sądzę, żeby to miało być po dwóch trzech dniach - oświadczył
Kownacki.
Zgodnie z konstytucją prezydent może podpisać ustawę, zawetować ją lub
skierować do Trybunału Konstytucyjnego. Minister zdrowia Ewa Kopacz
podkreślała, że ewentualne weto prezydenta nie zdejmuje z rządu
obowiązku pracy nad reformą systemu ochrony zdrowia. - Będzie trudniej,
ale pamiętajmy, że rząd musi być przygotowany również na ten wariant i
takie rozwiązanie posiadamy - zaznaczyła Kopacz.
PAP
Rząd dostanie siedem miesięcy na ratowanie stoczni
Jak dowiedziała się TVN24, rząd dostanie czas do 6 czerwca na ratowanie
stoczni w Gdyni i Szczecinie. - Teraz ich los jest w rękach rządu i
polskich posłów – mówią źródła w Komisji Europejskiej i dodają, że
stocznie zostały "podłączone do respiratora" dzięki osobistemu
wstawiennictwu szefa KE Jose Manuela Barroso.
W czwartek Komisja Europejska podejmie formalną decyzję o przyjęciu
planu polskiego rządu i da mu siedem miesięcy na jego realizację.
Oznacza to, że dokładnie do 6 czerwca stocznie dostaną czas na zwrot
pomocy, jaką nielegalnie otrzymały z polskiego budżetu.
Jak twierdzą informatorzy, Bruksela poinformuje, że "zgadza się co do
sposobu zwrotu pomocy państwa przyznanej stoczniom i zgadza się co do
warunków dla przyszłej działalności". Jak napisano w uzasadnieniu
decyzji, przyjęte rozwiązanie "powinno zminimalizować potencjalne skutki
społeczne (utrata miejsc pracy) poprzez szybkie umożliwienie rozpoczęcia
rentownej działalności na terenie stoczni.
60 proc. załogi uratuje posady
Proponowane rozwiązanie daje szansę na ratowanie stoczni, ale pod
warunkiem, że znajdzie się inwestor, który zakupi stoczniowy majątek,
zatrudni pracowników i zechce w Polsce budować statki. Jeśli to się nie
uda, plan zakończy się fiaskiem. Według rzecznika Komisji Jonathana
Todda, pracę uratuje więcej niż 60 proc. obecnej załogi stoczni.
Pomogła interwencja Barroso
Zdaniem rozmówców TVN24 z KE to, co się udało uzyskać, to efekt
osobistego zaangażowania Przewodniczącego Komisji Europejskiej, Jose
Manuela Barroso, który nie chciał doprowadzić do upadku stoczni.
W obliczu kryzysu finansowego, Barroso, który chce być wybrany na drugą
kadencję, był skłonny "szukać elastycznego rozwiązania". Urzędnicy
niższego szczebla KE, proponowali natychmiastowy zwrot pomocy państwa,
co oznaczałoby upadłość stoczni i wyprzedaż majątku przez syndyka.
Kontrolę ma rząd
Uzgodnione z Brukselą rozwiązanie przewiduje, że kontrolę nad sprzedażą
będzie miał rząd. Stocznie sprzedadzą swój trwały majątek, z uzyskanych
funduszy spłacą długi, a potem upadną.
To do polskiego rządu należy podział majątku wystawianego na sprzedaż.
Wbrew środowym wypowiedziom rzecznika KE, nie będzie w decyzji mowy o
tym, że sprzedawane części majątku muszą być tak małe, że ich zakup nie
będzie się wiązał z jednoczesnym przejęciem pracowników przez nowego
inwestora.
Komisja zażąda, aby do budżetu wróciło kilka miliardów złotych. Stocznia
Szczecińska "Nowa" ma do zwrotu mniej, 60 proc. sumy, którą ma zwrócić
Stocznia Gdynia.
"Inwestorzy się znajdą"
Nowy inwestor, o ile będzie chciał, będzie mógł prowadzić działalność
stoczniową, wolną od długów stoczni i bez limitów produkcji. W Komisji
panuje przekonanie, że w obecnej, bardzo złej sytuacji stoczni, to
najlepsze możliwe rozwiązanie.
Według źródeł TVN24 w KE "znajdą się inwestorzy", ale "żeby zdążyć,
trzeba zaangażowania rządu i parlamentu". Chodzi o szybkie pogrupowanie
majątku do sprzedaży i sprzedaż w wolnym przetargu. - Do grudnia powinna
też być specustawa, mam nadzieję, że polscy posłowie, którzy tak
deklarowali, że chcą ratować stocznie, nie będą jej opóźniać – mówią
TVN24, źródła KE.
SŁYNNY DYRYGENT UHONOROWANY PRZEZ GDAŃSKĄ AKADEMIĘ
Penderecki honorowym doktorem
Krzysztof Penderecki otrzyma w czwartek tytuł doktora honoris causa.
Najwyższe akademicki odznaczenie przyzna mu Akademia Muzyczna w Gdańsku,
która w tym roku świętuje 60-lecie istnienia.
Słynny kompozytor i dyrygent, jak mówi sam o sobie: "wszystko robi pod
prąd". I być może doceniony właśnie za bezkompromisową postawę otrzyma w
czwartek tytuł doktora honoris causa gdańskiej Akademii Muzycznej.
Uroczystość będzie zwieńczeniem obchodów jubileuszu 60-lecia gdańskiej
uczelni.
Po ceremonii wręczenia najwyższego akademickiego tytułu, Krzysztof
Penderecki ma poprowadzić koncert. Zgromadzeni na nim usłyszą na nim
m.in. jedno z najsłynniejszych dzieł kompozytora - "Concerto grosso".
Utwór zostanie wykonany na trzy wiolonczele z orkiestrą - informują
organizatorzy przedsięwzięcia.
TVN24
TVN24.PL UJAWNIA PENSJĘ GRZEGORZA LATY
Zobacz, ile zarabia prezes PZPN
- Grzegorz Lato nie zarabia złotówki więcej niż Michał Listkiewicz -
mówi w rozmowie z tvn24.pl tymczasowy rzecznik związku Andrzej Strejlau.
Jak zdradził nam były selekcjoner reprezentacji, Grzegorz Lato będzie
inkasował każdego miesiąca 28,5 tysiąca złotych brutto.
Strejlau rzecznikiem, Koźmiński w odstawkę
Pierwszy dzień pracy Grzegorza Laty i pierwsze decyzje za nami. Nowy
prezes... czytaj więcej »
Miła pogawędka rzeczniczki Marty Alf i Ebiego Smolarka (PAP)Andrzej
Strejlau powiedział również, że sam nie zamierza dalej być rzecznikiem
związku. Odejdzie z tej funkcji po powstaniu profesjonalnego biura
prasowego, a jako osobę odpowiedzialną za kontakt z mediami najchętniej
widziałby... kobietę.
Jak zdradził Andrzej Strejlau naszemu portalowi, Grzegorz Lato dotrzymał
przedwyborczej obietnicy i będzie zarabiał dokładnie tyle, co jego
poprzednik Michał Listkiewicz. - Nowy prezes będzie zarabiał dokładnie
28 i pół tysiąca złotych - ujawnił Andrzej Strejlau.
Kobieta dla mediów
Były asystent Kazimierza Górskiego w zeszłym tygodniu został mianowany
tymczasowym rzecznikiem prasowym związku. "Na okres 10 dni", jak mówił
wtedy Grzegorz Lato.
Na miejsce tymczasowego rzecznika ma zostać powołane profesjonalne biuro
prasowe. - Na dzisiejszym spotkaniu zarządu o tym nie rozmawialiśmy -
powiedział nam Strejlau. Rzecznik wyjaśnił, że nie będzie się starał
uczestniczyć w pracach biura. - Są inni. Najlepiej, jakby na czele
stanęła kobieta - powiedział Andrzej Strejlau.
Warto przypomnieć, że rzecznikiem kadry Leo Beenhakkera jest Marta Alf.
TVN24
|
|
INDEX
|