Środa, 2008-11-26
Prezydent: nie dopuszczę do prywatyzacji
służby zdrowia
Prezydent Lech Kaczyński zawetował trzy z sześciu ustaw zdrowotnych: o
zoz-ach, o pracownikach zoz-ów oraz ustawę wprowadzającą reformę służby
zdrowia. Jak powiedział, "nie dopuści do prywatyzacji służby zdrowia". Dodał
też, że w ten sposób spełnia swoje obietnice wyborcze. Prezydent podpisał
natomiast trzy inne ustawy zdrowotne: o prawach pacjenta i Rzeczniku Praw
Pacjenta, o akredytacji w ochronie zdrowia, oraz o konsultantach w ochronie
zdrowia.
Prezydent podkreślił, że zdecydował się na weto, ponieważ nie otrzymał zgody
na referendum ws. kierunku reformy służby zdrowia. Dodał, że zmiany w
służbie zdrowia są potrzebne, dlatego podpisał trzy z przedstawionych mu
ustaw.
- Zdrowie i życie ludzkie to nie towar. Jestem gotów do rzeczowej dyskusji
na temat zmian zarówno z rządem, jak i z opozycją oraz ze środowiskami
lekarzy, pielęgniarek, związkami zawodowymi i z każdym, kto może przedstawić
rzeczowe, zgodne z konstytucją plany - powiedział prezydent.
- Od początku nie kryłem wątpliwości co do rozwiązań idących w kierunku
komercjalizacji i prywatyzacji służby zdrowia. Jestem gotów do rzeczowej
dyskusji na temat zmian zarówno z rządem, jak i z opozycją oraz ze
środowiskami lekarzy, pielęgniarek, związkami zawodowymi i z każdym, kto
może przedstawić rzeczowe, zgodne z konstytucją plany - powiedział
prezydent.
Podkreślił, że docenia zalety rynku, ale w gospodarce, a nie w tak wrażliwej
sferze, jaką jest ludzkie zdrowie. - Ludzkie zdrowie, pacjent, to nie jest
towar taki jak samochód czy meble - zaznaczył Lech Kaczyński.
Doradca prezydenta Tomasz Zdrojewski powiedział PAP, że na razie trzeba
poczekać na opinie prawników co do tego, czy ustawy mogą wejść w życie na
podstawie obowiązujących przepisów, czy potrzebna jest nowelizacja
podpisanych przez prezydenta ustaw mówiąca o terminie ich wejścia w życie.
Podsekretarz stanu w Kancelarii Prezydenta Andrzej Duda ocenił zaś, że rząd
"rękami posłów" tak przygotował przepisy wprowadzające w życie ustawy, aby
"utrudnić prezydentowi możliwość ich zawetowania".
Niepodpisanie ustaw przez prezydenta oznacza, że ponownie zostaną one
skierowane do Sejmu. Do odrzucenia weta potrzebna jest większość 3/5 głosów
(w obecności co najmniej połowy ustawowej liczby posłów); koalicja PO-PSL
nie ma takiej większości.
Decyzję prezydenta krytykują przedstawiciele koalicji rządowej. Natomiast
poparcie weta do ustawy zakładającej obligatoryjne przekształcanie szpitali
w spółki zapowiedzieli politycy PiS, SLD i SdPl.
Jeszcze zanim Lech Kaczyński ogłosił swą decyzję, o to, by prezydent nie
wetował ustaw reformujących system ochrony zdrowia apelowali premier Donald
Tusk i szef klubu PO Zbigniew Chlebowski. Premier przekonywał, że jeśli
ustawy zdrowotne zostaną zawetowane, to będzie "trudniej i drożej ratować
szpitale".
Tusk oświadczył, że jeżeli prezydent nie wysłucha prośby o niewetowanie
ustaw zdrowotnych, to rząd będzie szukał takich rozwiązań - we współpracy z
samorządem - które tak czy inaczej uczynią szpitale "bardziej gospodarnymi"
i "odpowiedzialnie gospodarującymi środkami finansowymi".
Chlebowski apelował do prezydenta o odpowiedzialność. W jego opinii weto do
ustaw zdrowotnych oznacza uprawianie "polityki na zdrowiu polskich
pacjentów".
Z kolei zdaniem prezesa PiS Jarosława Kaczyńskiego to rząd Donalda Tuska
ucieka od odpowiedzialności za służbę zdrowia. Szef PiS proponuje realizację
planu b. ministra zdrowia prof. Zbigniewa Religi zakładającego m.in. wzrost
nakładów na służbę zdrowia.
Poparcie weta do ustawy zakładającej obligatoryjną komercjalizację szpitali
zapowiedział szef SLD Grzegorz Napieralski. Podkreślił, że nie można w dobie
kryzysu światowego prywatyzować w Polsce służby zdrowia. Jego zdaniem
szpital jest po to, żeby leczyć, a spółka - żeby zarabiać; państwo ma
obowiązek leczyć pacjenta i rozpoczynanie reformy od prywatyzacji szpitali
jest według SLD "nie do przyjęcia".
Za poparciem weta opowiedzieć ma się także koło SdPl-Nowa Lewica. Posłów
tego koła zobowiązał do tego Zarząd Krajowy SdPl. Według SdPl proponowana w
zawetowanej ustawie o zoz-ach obligatoryjna komercjalizacja szpitali
oznaczałaby "ograniczenie dostępu do usług medycznych dla ludzi o średnich i
niskich zarobkach oraz obniżenie jakości opieki medycznej". Co prezydent
podpisał?
Pierwsza z podpisanych ustaw zakłada utworzenie urzędu Rzecznika Praw
Pacjenta, którego na pięcioletnią kadencję będzie powoływał premier.
W ustawie zebrano najważniejsze prawa i obowiązki pacjenta. Obok oczywistych
praw do udzielenia pacjentom świadczenia w stanie nagłego zagrożenia zdrowia
czy porodu, zapisano też prawo do świadczeń zdrowotnych odpowiadających
aktualnej wiedzy medycznej, a w sytuacji ograniczonego do nich dostępu - do
"rzetelnej, opartej na kryteriach medycznych, procedury ustalającej
kolejność dostępu do tych świadczeń". Zgodnie z ustawą, pacjent ma też prawo
żądać, aby udzielający mu świadczeń lekarz zasięgnął opinii innej osoby
wykonującej zawód medyczny lub zwołał konsylium lekarskie (ustawa pozwala
jednak lekarzowi odmówić, jeśli uzna żądanie za "oczywiście bezzasadne").
Ustawa o akredytacji reguluje możliwość wystąpienia przez podmiot
udzielający świadczeń zdrowotnych z wnioskiem o potwierdzenie spełniania
określonych standardów ich udzielania. Potwierdzenie ma wydawać minister
zdrowia, na wniosek Rady Akredytacyjnej, w formie certyfikatu. W przypadku
gdy podmiot nie spełnia wymaganych standardów, nastąpi odmowa akredytacji.
Ustawa o konsultantach w większości sankcjonuje przepisy już obowiązujące w
rozporządzeniach. Określa tryb powoływania i odwoływania konsultantów w
ochronie zdrowia, zarówno na poziomie krajowym, jak i wojewódzkim.
Czego prezydent nie podpisał?
Zgodnie z pierwszą z zawetowanych ustaw, zoz-y byłyby obligatoryjnie
przekształcane w spółki kapitałowe działające w oparciu o prawo handlowe.
Samorządy miały otrzymać 100% kapitału zakładowego, którym mogłyby
dysponować. To one podejmowałyby decyzje o ewentualnej sprzedaży udziałów.
Taki zapis dawał samorządom możliwość całkowitego wyzbycia się kapitału
zoz-ów, ale także zachowania całości lub większości udziałów.
W ustawie wprowadzającej reformę określono m.in. szczegółowe zasady
przekształcenia zoz-ów w spółki. Zakładała ona możliwość umorzenia
zobowiązań publicznoprawnych przekształcającym się zoz-om. Spółki kapitałowe
zarządzające zoz-ami miały otrzymywać ich nieruchomości w dzierżawę.
Ustawa o pracownikach zoz-ów m.in zrównywała ich czas pracy, a tym samym
wydłużała czas pracy zatrudnionych w warunkach, które mogą być szkodliwe,
m.in. radiologów, patomorfologów, pracowników prosektoriów i medycyny
sądowej, którzy do tej pory pracowali 5 godzin dziennie. W myśl ustawy czas
pracy pracowników zoz-ów nie mógłby przekraczać 7 godz. 35 min. dziennie, a
w przypadku pracowników technicznych, obsługi, gospodarczych i
administracyjnych - 8 godz. dziennie.
PAP
6 grudnia - przełomowy dzień dla polskiej armii
Armia żegna się z powszechnym poborem. W przyszłym tygodniu odbędzie się
ostatnie przymusowe wcielenie do sił zbrojnych. - Datą symboliczną będzie 6
grudnia - powiedział szef MON Bogdan Klich. Wtedy wejdzie w życie mała
nowelizacja ustawy o powszechnym obowiązku obrony.
Nowelizacja ustawy o powszechnym obowiązku obrony rozszerza nabór do służby
nadterminowej. - Od tego dnia ma obowiązywać wewnętrzne prawo, które pozwala
obsadzać wszystkie stanowiska przyznane dla służby zawodowej, także
szeregowych zawodowych - powiedział Bogdan Klich.
Pytany o rolę Wojskowych Komend Uzupełnień po uzawodowieniu armii minister
podkreślił, że mają być one instytucjami, które "w pewnym sensie" będą
prowadziły działalność jak firmy headhunterskie, czyli tzw. łowcy głów,
zajmujący się wyszukiwaniem pracowników. Klich przypomniał także, że WKU w
ciągu najbliższych trzech lat czeka reorganizacja - m.in. zmniejszenie
liczby ze 123 do 80, a także dostosowanie ich struktur do nowych zadań.
Szef Sztabu Generalnego Wojska Polskiego gen. Franciszek Gągor przekonywał,
że wojskowe komendy są przygotowane do pełnienia nowej roli, którą będzie
m.in. promowanie wojska i zachęcanie do wstąpienia w jego szeregi.
- Do tej pory oficerowie WKU uczestniczyli w komisjach poborowych, w tej
chwili ich rola będzie podobna w komisjach kwalifikujących; na określonym
etapie będą prowadzić rozmowy z młodymi ludźmi - wskazał.
W Sejmie trwają już prace nad projektem nowelizacji ustawy o powszechnym
obowiązku obrony RP, który przewiduje kwalifikację wojskową.
Po zawieszeniu obowiązku odbywania zasadniczej służby wojskowej pozostanie
obowiązek stawienia się przez poborowego do kwalifikacji. Do kwalifikacji
wojskowej będą mogli się stawić także ochotnicy, w tym kobiety, jeśli
ukończyli 18 lat i zamierzają w przyszłości pełnić służbę w ramach
ochotniczych form służby wojskowej.
W projekcie przewiduje się zmianę sposobu prowadzenia rejestracji osób na
potrzeby powszechnego obowiązku obrony kraju. Dotychczasowe osobiste
stawiennictwo do rejestracji osób, które ukończyły osiemnasty rok życia, ma
zostać zastąpione rejestracją w oparciu o dane znajdujące się w systemie
PESEL.
Zgodnie z założeniami armia w 2010 r. ma liczyć 120 tys. żołnierzy. Wojsko
będzie wyposażone w instrumenty, które pozwolą na przywrócenie obowiązku
służby w sytuacji zagrożenia bezpieczeństwa państwa.
PAP
Zakończono badanie szczątków gen. Sikorskiego
W Zakładzie Medycyny Sądowej w Krakowie zakończono badanie zwłok generała
Władysława Sikorskiego. Znane są już wstępne ich wyniki, według których
charakter obrażeń u gen. Władysława Sikorskiego jest inny niż ten opisany
przez lekarza w 1943 r.
- Badania były prowadzone w nocy. Po kilkugodzinnej przerwie sekcję
wznowiono o godz. 7.30 w środę - powiedziała prokurator Ewa Koj. Dzisiejsza
sekcja ma być prowadzona do godz. 13.00.
Jak powiedziała naczelnik pionu śledczego IPN w Katowicach prokurator Ewa
Koj, wszystkie zaplanowane działania przebiegały bez przeszkód, ale o ich
wyniku opinia publiczna będzie mogła dowiedzieć się z ekspertyzy, która
powstanie za kilka tygodni.
Prokuratorzy IPN mają nadzieję, że uda się ustalić przyczynę zgonu generała.
Takich informacji nie zawiera raport komisji powypadkowej z 1943 r. ani
zeznania lekarza, który dokonywał oględzin po wyciągnięciu zwłok z wody na
nabrzeże.
Jak powiedziała prokurator Koj w radiu RMF, stwierdzony wstępnie charakter
obrażeń u gen. Sikorskiego jest jednak inny, aniżeli opisany wtedy przez
lekarza. - Jak bardzo stwierdzony charakter obrażeń odbiega od tego opisu,
dowiedzą się państwo w ekspertyzie. Jak stwierdziliśmy, jest on inny od
zawartego w opisie - powiedziała prok. Koj.
Prokurator Koj zaznaczyła jednak, że są duże szanse, by naukowcy mogli
określić przyczynę i mechanizm zgonu generała.
Zgodnie z wcześniejszymi założeniami, specjaliści szukali śladów
ewentualnych złamań, urazów i uszkodzeń kości oraz obrażeń wewnętrznych.
Zaplanowano także m.in. analizy DNA, histopatologiczne i toksykologiczne.
Wcześniej, we wtorek wieczorem, szczątki generała przewiezione zostały do
Zakładu Radiologii Collegium Medicum UJ, gdzie poddano je badaniom
tomografem komputerowym. Na podstawie tomografii komputerowej czaszki ma być
odtworzona m.in. twarz generała.
Ekshumacja zwłok gen. Władysława Sikorskiego została przeprowadzona we
wtorek przed południem. Podniesienie sarkofagu i wydobycie trumny odbyło się
bez komplikacji. Po godz. 14 trumna ze szczątkami gen. Władysława
Sikorskiego została przewieziona z Wawelu do Zakładu Medycyny Sądowej w
Krakowie, gdzie została otwarta.
Okazało się, że szczątki są nadal zmumifikowane, ale postąpił ich znaczny
rozkład. Ciało było owinięte w wojskowy koc koloru brunatnego. Podczas
wstępnych oględzin odsłonięto głowę i tułów. Lekarze pobrali próbki do badań
bakteriologicznych i mykologicznych. Możliwe było to jedynie tuż po otwarciu
trumny, zanim doszło do zakażenia bakteriami z powietrza. Ze względu na
bezpieczeństwo osób uczestniczących w badaniach, zrobiono to w minimalnym
składzie lekarskim.
Szczątki generała zobaczyły najpierw wnuczka jego siostry oraz córka
pułkownika Andrzeja Mareckiego, który zginął razem z Sikorskim w katastrofie
nad Gibraltarem. W czynnościach na sali Zakładu Medycyny Sądowej
zaangażowanych było bezpośrednio kilkanaście osób, przede wszystkim lekarze
medycyny sądowej i technicy. Obecni byli też prokuratorzy z katowickiego IPN.
Dyrektor katowickiego oddziału IPN Andrzej Drogoń powiedział w TVN24, że nie
widział śladów po kuli w czaszce generała. Tadeusz Szumowski, ambasador
Polski w Dublinie, który w 1993 r. będąc zastępcą ambasadora w Wielkiej
Brytanii uczestniczył w ekshumacji szczątków generała w Newark, po
zobaczeniu szczątków powiedział dziennikarzom, że odniósł wrażenie, że są te
same zwłoki, które widział 15 lat temu w Newark.
Pożegnanie i ponowne złożenie szczątków gen. Władysława Sikorskiego w
sarkofagu na Wawelu odbędzie się w środę po południu. Ceremonia rozpocznie
się o godz. 16.00 pod Krzyżem Katyńskim u podnóża Wawelu. O godz. 17.00 w
Katedrze na Wawelu odprawiona zostanie msza św., a wieczorem - po złożeniu
trumny w krypcie św. Leonarda - zostanie zamknięty marmurowy sarkofag.
Oficjalna wersja wydarzeń jest taka, że gen. Władysław Sikorski zginął 4
lipca 1943 w katastrofie lotniczej nad Cieśniną Gibraltarską.
PAP
Wtorek, 2008-11-25
Świadek ekshumacji
Sikorskiego: Nie widziałem śladu po kuli
- Nie widziałem w czaszce śladu po kuli - stwierdził w TVN24 Andrzej
Dragoń, szef katowickiego IPN i świadek dzisiejszej ekshumacji ciała
wyjętego z trumny gen. Władysława Sikorskiego. Dodał, że chodzi o część
potyliczną czaszki. Jeśli taka opinia znajdzie się w wynikach sekcji
wyklucza to jedną z hipotez - zabójstwo przez strzał w tył głowy.
Andrzej Drogoń dyrektor katowickiego oddziału Instytutu Pamięci
Narodowej, prowadzącego śledztwo w sprawie śmierci gen. Sikorskiego w
"Magazynie 24 godziny", że nie widział w czaszce ekshumowanego ciała
śladu po kuli. - Spoglądałem dzisiaj na zwłoki złożone w tej trumnie i
mogę stwierdzić, że żadnych śladów po kuli w tej części czaszki, którą
widzieliśmy nie ma. możemy więc już zweryfikować tezę, że generał został
zastrzelony strzałem w tył głowy - stwierdził.
Lekarze sądowi, którzy badali szczątki są ostrożniejsi: - Na razie wiemy
tylko, że jest to ciało mężczyzny - brzmi lakoniczny komunikat.
Wyzwanie dla lekarzy
Ponad 40 minut trwało otwieranie trumny gen. Władysława Sikorskiego.
Najpierw odsłonięto głowę i tułów. Szczątki miały bardzo ciemny kolor i
na pierwszy rzut oka były bardzo wilgotne. Głowa generała był zwrócona w
prawą stronę. Zachowały się pozostałości ubrania. Koc rozwinięto tylko w
części ze względu na planowane później badania radiologiczne.
Badanie przeprowadzają pracownicy Katedry i Zakładu Medycyny Sądowej
Collegium Medicum UJ. - Z informacji, jakie mieliśmy wcześniej,
wynikało, że zwłoki są zmumifikowane, suche. Natomiast to, co teraz
widzimy, wskazuje na to, iż środowisko było dużo bardziej wilgotne niż
było to wcześniej w Anglii. Postąpił dalej rozkład zwłok – relacjonował
dr Tomasz Konopka z Zakładu Medycyny Sądowej
- Na razie wiemy tylko, że jest to ciało mężczyzny – zastrzegł.
Próbki bakteriologiczne
Na wstępie lekarze pobrali próbki do badań bakteriologicznych i
mykologicznych. Możliwe było to jedynie tuż po otwarciu trumny, zanim
doszło do zakażenia bakteriami z powietrza. Ze względu na bezpieczeństwo
osób uczestniczących w badaniach, zrobiono to w minimalnym składzie
lekarskim.
Szczątki zobaczyły najpierw wnuczka jego siostry i córka pułkownika
Andrzeja Mareckiego, który zginął razem z Sikorskim w katastrofie nad
Gibraltarem. Według Tadeusza Szumowskiego, który w 1993 r. jako zastępca
ambasadora w Wielkiej Brytanii uczestniczył w ekshumacji szczątków w
Newark, najprawdopodobniej są te same zwłoki, które widział 15 lat temu.
- Włosy są też ciemniejsze, wtedy były bardziej siwe czy siwo-brązowe.
Twarz była dużo lepiej zachowana. Teraz koc jest wilgotny i bardzo mocno
zespolony z ciałem. To nadal jest mumia, a nie szkielet, ale w znacznie
bardziej mokrym stanie – ocenił Szumowski.
Czas na badanie DNA
Wieczorem szczątki mają być przewiezione do Zakładu Radiologii Collegium
Medicum Uniwersytetu Jagiellońskiego. Zaplanowano, że wszystkie badania
obejmujące m.in. tomografię komputerową, analizy DNA, histopatologiczne
i toksykologiczne potrwają do środy. Ponowne złożenie ciała gen.
Sikorskiego do krypty nastąpi o godz. 16.
Twarz generała ma być odtworzona na podstawie tomografii komputerowej
jego czaszki. Eksperci przeprowadzą identyfikację genetyczną i analizę
toksykologiczną. Badania zakończą się do środy, ale na ich wyniki trzeba
będzie poczekać od kilku do kilkunastu tygodni.
Przykryta biało-czerwoną flagą trumna ok. godz. 14.25 została wyniesiona
z Katedry na Wawelu przez honorową asystę dziewięciu wysokich oficerów
Wojska Polskiego. Kolumnę prowadził ulicami miasta policyjny radiowóz na
sygnale Szef katowickiego oddziału IPN Andrzej Drogoń poinformował, że
trumna zachowała się w bardzo dobrym stanie, była nienaruszona, o czym
świadczyły dwie zalakowane pieczęcie. Według niego ekshumacja zwłok gen.
Sikorskiego może być przełomem w śledztwie. - Ma ona ogromne znaczenie
społeczne i procesowe - powiedział.
Ekshumacja szczątków gen. Sikorskiego ma pomóc w ustaleniu przyczyn
śmierci Naczelnego Wodza i premiera polskiego rządu na uchodźstwie,
który zginął 4 lipca 1943 r. w katastrofie nad Cieśniną Gibraltarską.
Skomplikowane badania
Specjaliści ustalą wzrost, wiek, płeć, zmiany urazowe i chorobowe oraz
dokładnie określą datę śmierci. Po wykonaniu badań będzie można
stwierdzić jakiego rodzaju uszkodzeń ciała doznał generał i jak one
powstały. Następnie wyniki te zostaną skonfrontowane z okolicznościami
śmierci Władysława Sikorskiego, po czym zostanie ustalona przyczyna
zgonu.
- Jeśli była to katastrofa lotnicza, to mogą być obrażenia w obrębie
rusztowania kostnego: kończyn dolnych, górnych, klatki piersiowej i
czaszki - tłumaczył lekarz sądowy Erazm Baran. Podobnie - jeśli doszło
do otrucia generała, na co wskazują niektórzy historycy, to - zdaniem
Barana - uda się wykryć. - Natomiast stwierdzenie uduszenia (inna wersja
śmierci Sikorskiego - red.) będzie bardzo trudne - ocenił medyk.
TVN24, PAP
Prezydent: to oczywiste, że strzelali Rosjanie
- To było oczywiste, że to byli Rosjanie - powiedział prezydent Lech
Kaczyński we wtorek w TVN24, pytany o niedzielny incydent w Gruzji. Jak
podkreślił, w materiale dyplomatycznym czytał o rosyjskim posterunku
kontrolnym.
Prezydent powiedział, że teren, który odwiedził z prezydentem Gruzji
Michaiłem Saakaszwilim to był "teren, który nie był zajęty przez Rosjan
przed 7 sierpnia, a teraz jest". - Trafiliśmy na rosyjski posterunek
kontrolny - dodał.
W opinii Lecha Kaczyńskiego, sytuacja w Gruzji dowodzi, że Rosjanie są
tam, gdzie nie powinno ich być zgodnie z sześciopunktowym planem
pokojowym wynegocjowanym przez francuskiego prezydenta Nicholasa
Sarkozy'ego.
- Nie dotrzymali umów i twierdzenia inne są twierdzeniami wynikającymi z
filozofii: po pierwsze - ustępować Rosji, po drugie - ustępować Rosji,
po trzecie - ustępować Rosji i po czwarte - ustępować Rosji - powiedział
prezydent.
Dopytywany, czy nie żałuje tej "wycieczki" w Gruzji, odpowiedział, że
"nie żałuje" i że nie była to wycieczka.
PAP
Do Polski może wrócić nawet pół miliona emigrantów
Eksperci szacują, że w ciągu kilku lat do Polski może wrócić nawet pół
miliona emigrantów. Resort pracy nie ma jednak dokładnych danych, ilu
Polaków wraca do kraju. - Każdy obywatel UE sam decyduje o terminie i
kierunku wyjazdu - podkreśla dyrektor Departamentu Migracji w
Ministerstwie Pracy i Polityki Społecznej Janusz Grzyb.
Podczas poniedziałkowej wizyty w Londynie premier Donald Tusk
zainaugurował program informacyjny "Masz PLan na powrót?". To program
wsparcia ułatwiający emigrantom powrót do Polski. Przygotowany został
przez rząd we współpracy z organizacjami pozarządowymi i ekspertami. W
najbliższych miesiącach jego działaniami objęte zostaną wszystkie kraje,
w których czasowo przebywają Polacy.
Grzyb powiedział, że należy spodziewać się powrotów pracowników m.in. z
Wielkiej Brytanii, gdy dotrze tam dekoniunktura w budownictwie. - Mamy
sygnały, że i tam deweloperzy nie dostają kredytów na nowe inwestycje, a
co za tym idzie, będą zwalniać pracowników. W związku z tym część osób
pracujących w budownictwie zapewne wróci do kraju. Jednak ci, którzy z
powodu kryzysu zdecydują się wyjechać z kraju, w którym pracują, nie
muszą wracać do Polski, np. część naszych rodaków, którzy pracowali w
Islandii, szuka pracy w Norwegii, która odczuła skutki kryzysu w
znacznie mniejszym stopniu - powiedział Grzyb.
Dodał, że sam fakt podjęcia zatrudnienia nie jest w większości państw
rejestrowany. Choć kursują formularze dotyczące ubezpieczenia
zdrowotnego czy emerytalnego, są problemy z ewidencją mobilnych
pracowników.
Jak informuje Departament na swoich stronach internetowych, w
najbliższych kilku latach może do Polski wrócić co najmniej pół miliona
emigrantów. Przeprowadzone przez socjologów badania wykazały bowiem, że
swój pobyt na emigracji jako czasowy traktuje ponad połowa Polaków.
Ostatnio liczba tych, którzy deklarują chęć powrotu, zaczęła nawet
wzrastać.
Oprócz powodów ekonomicznych, do powrotu do Polski naszych rodaków
skłaniają też m.in. chęć stabilizacji życiowej i wykonywania zawodu
związanego z wykształceniem. Na Wyspach wśród młodych emigrantów panuje
nastrój tymczasowości, a na dodatek aż 90% Polaków wykonuje zajęcia,
które nie wymagają żadnych kwalifikacji.
W ramach programu "Masz PLan na powrót?" przygotowano specjalny poradnik
zatytułowany "Powrotnik. Nawigacja dla powracających", który będzie
dostępny w polskich placówkach konsularnych, polonijnych instytucjach
społeczno-kulturalnych, w wybranych tytułach prasy polonijnej oraz w
specjalnie przygotowanym serwisie internetowym www.powroty.gov.pl. Na
portalu tym Internauci będą mogli również zadawać konkretne pytania, na
które mają odpowiadać eksperci, wyspecjalizowani pracownicy Europejskich
Służb Zatrudnienia (EURES) oraz pracownicy ministerstw i wybranych
urzędów państwowych.
- Nasi rodacy wyjeżdżający do pracy za granicę często nie korzystają z
dostępnych informacji na temat kraju, do którego się wybierają. A tych
informacji nie trzeba długo szukać, są w jednym miejscu, na naszym
portalu - mówił Grzyb. Dodał, że "Powrotnik" ma właściwie pokierować
tych, którzy przygotowują się do powrotu do kraju - żeby wiedzieli, do
kogo się zwrócić po poradę i gdzie szukać kolejnych możliwości.
Podkreślił, że ze swojej strony resort apeluje do urzędów pracy o
odpowiednie traktowanie powracających z emigracji, choć, jak zaznaczył
Grzyb, nie traktuje ich jako potencjalnych bezrobotnych. - Zakładamy, że
większość z nich to ludzie mobilni, którzy wyjechali za granicę, by
szukać lepszych możliwości - powiedział.
PAP
Poniedziałek, 2008-11-24
Montują konstrukcję, by
podnieść sarkofag gen. Sikorskiego
W krypcie św. Leonarda na Wawelu rozpoczęły się przygotowania do
podniesienia sarkofagu gen. Władysława Sikorskiego. Do rana montowana
będzie specjalna konstrukcja, który umożliwi uniesienie w górę ważącej
ponad dwie tony bryły marmuru i wyjęcie znajdującej się w środku trumny.
Podnoszenie sarkofagu rozpocznie się we wtorek rano i zajmie około ośmiu
godzin.
W poniedziałek po południu na Wawel przyjechali przedstawiciele
Instytutu Pamięci Narodowej i firm zaangażowanych w przedsięwzięcie.
- Psychoza uszkodzenia sarkofagu jest duża. Podjęliśmy wszystkie
działania, by zminimalizować ryzyko. Zrobiliśmy specjalny projekt i
skonstruowane zostało specjalne urządzenie. Mam nadzieję, że nie stanie
się nic złego - powiedział Czesław Balak, prezes firmy Eko-Energia,
której zlecono podniesienie sarkofagu.
Wykonany z marmuru ze Sławniowic sarkofag, popękał już przed laty i
został sklejony. W krypcie św. Leonarda jest niewiele miejsca, a pracę
dodatkowo utrudnia to, że sarkofag znajduje się bardzo blisko jednej ze
ścian i innych zabytkowych grobowców, które na czas prac zostaną
zabezpieczone. Eko-Energia ma doświadczenie w wykonywaniu trudnych
zleceń, bo w 2001 r. zajmowała się zdjęciem starego i zawieszeniem
nowego serca Dzwonu Zygmunta.
Trumna ze szczątkami gen. Sikorskiego po wyjęciu z sarkofagu zostanie
przewieziona do Zakładu Medycyny Sądowej. Specjaliści dokonają oględzin
zwłok i pobiorą próbki do specjalistycznych badań. Uroczyste ponowne
złożenie szczątków generała w sarkofagu zaplanowano na środę.
PAP
BOR namawiał prezydenta, by nie jechał na granicę Osetii
Rzecznik Biura Ochrony Rządu Dariusz Aleksandrowicz powiedział, że kiedy
funkcjonariusze BOR zorientowali się, że podążają w kierunku granicy z
Osetią Płd., próbowali odradzić prezydentowi wizytę w tym miejscu. -
Szef ochrony Lecha Kaczyńskiego rozmawiał z nim i namawiał na zmianę
decyzji - mówił Aleksandrowicz. Teraz postępowanie w tej sprawie
prowadzi BOR, ale sprawą zajęło się także MSZ i prokuratura.
MSZ: poprosiliśmy o wyjaśnienia
MSZ zwróciło się o "pełne wyjaśnienie" do strony gruzińskiej oraz "z
zapytaniem" do strony rosyjskiej w związku z niedzielnym incydentem w
Gruzji z udziałem prezydenta Lecha Kaczyńskiego - poinformował szef
resortu Radosław Sikorski. Z kolei minister sprawiedliwości Zbigniew
Ćwiąkalski mówi, że na te informacje czeka prokuratura, która już
wyjaśnia sprawę.
Szef polskiego MSZ zaznaczył, że informacje o niedzielnym incydencie
"otrzymywał na bieżąco" i informował o przebiegu wydarzeń premiera
Donalda Tuska.
W niedzielę po południu w Gruzji konwój samochodów z prezydentami Lechem
Kaczyńskim i Michaiłem Saakaszwilim został zatrzymany przy granicy z
Osetią Południową. W pobliżu rozległy się strzały. Nikomu nic się nie
stało. Kolumna samochodów miała jechać z lotniska w Tbilisi do jednego z
osiedli przy granicy z Osetią Płd. Po incydencie prezydenci wrócili do
Tbilisi.
Według informacji przekazywanych przez stronę gruzińską, strzały padły
zza rosyjskiego posterunku, z terytorium Osetii Południowej. Minister
spraw zagranicznych Rosji Siergiej Ławrow informacje o ostrzelaniu z
terytorium Osetii Płd. kolumny samochodowej z prezydentami Polski i
Gruzji określił mianem prowokacji, która jego zdaniem mogła być częścią
planu zdyskredytowania Rosji i jej sojuszników w separatystycznych
regionach Gruzji.
Prezydent Kaczyński jeszcze w Gruzji pytany, z czego wnosi, iż to
Rosjanie oddali strzały, odpowiadał, że stwierdził to po ich okrzykach w
języku rosyjskim, i że od dawna słyszał od prezydenta Gruzji oraz z
innych źródeł, że w tym miejscu są rosyjskie posterunki, że Rosjanie się
z tej okolicy nie wycofali.
Polska prokuratura zbada sprawę
Sprawę bada również Prokuratura Okręgowa w Warszawie. Śledczy sprawdzą,
czy są podstawy do przyjęcia, że popełniono przestępstwo czynnej napaści
na prezydenta - za co grozi do 5 lat więzienia - lub wymuszenia przemocą
określonego zachowania się - za co grozi do 3 lat pozbawienia wolności.
Prowadzimy czynności sprawdzające. Planujemy zwrócić się do Biura
Bezpieczeństwa Narodowego i Biura Ochrony Rządu o materiały mogące
okazać się pomocnymi w naszym postępowaniu - poinformował rzecznik
prokuratury Mateusz Martyniuk.
Minister sprawiedliwości Zbigniew Ćwiąkalski powiedział, że prokuratura
musi zaczekać na oficjalne materiały z Ministerstwa Spraw Zagranicznych.
- Wydarzenie działo się poza granicami kraju, więc znacznie trudniej
dotrzeć do materiałów, ale ponieważ w tym wypadku, ewentualnie, istnieje
możliwość popełnienia przestępstwa, prokuratura podjęła już stosowne
kroki - dodał minister.
W jego ocenie, "wydarzenie jest dość niejasne". - Nie wiadomo do końca,
czy te strzały oddano w kierunku konwoju, czy to były strzały w górę,
jakie było realne zagrożenie, czy konwój pojechał drogą planowaną, czy
nie planowaną, czy zmieniono trasę. To są pytania do prokuratury,
prokuratura tym będzie musiała się zająć - dodał Ćwiąkalski.
BOR: odradzaliśmy zmianę planów
Również Biuro Ochrony Rządu wyjaśnia okoliczności wydarzenia. Rzecznik
BOR Dariusz Aleksandrowicz informuje, że szef biura - po rozmowie z
ochroniarzami prezydenta Kaczyńskiego - nakazał wszcząć postępowanie
wyjaśniające. Szef BOR chce ustalenia, dlaczego oficjalny program pobytu
Lecha Kaczyńskiego w Gruzji został nagle zmieniony.
Rzecznik Biura Ochrony Rządu podkreślił, że wizyta Lecha Kaczyńskiego w
Gruzji od strony bezpieczeństwa była bardzo starannie przygotowana i
konsultowana. Zaznaczył, że o wyjeździe w kierunku Osetii Południowej
ochrona Lecha Kaczyńskiego dowiedziała się pięć minut przed faktem.
Rzecznik poinformował, że gdy funkcjonariusze BOR zorientowali się,
gdzie jadą, próbowali odradzić prezydentowi wizytę w tamtym miejscu. Z
relacji Dariusza Aleksandrowicza wynika, że szef ochrony Lecha
Kaczyńskiego rozmawiał z nim i namawiał na zmianę decyzji.
Wszczęte przez BOR postępowanie ma wyjaśnić między innymi, kto podjął
decyzję o zmianie programu i jak przygotowała się do tego strona
gruzińska. PAP
Nowa szansa dla pacjentów z guzem mózgu
Po raz pierwszy w Polsce usunięto guz mózgu przy jednoczesnym
obserwowaniu funkcji włókien nerwowych. Operacja przeprowadzona została
przez zespół prof. Mirosława Ząbka z Kliniki Neurochirurgii Szpitala
Bródnowskiego w Warszawie. - Operacje wykonywane przy pomocy tej metody
są wielką szansą na lepszą jakość życia chorych po operacjach mózgu -
podsumował neurochirurg.
Dzięki nowoczesnemu oprogramowaniu StealthViz DTI do tzw. traktografii w
czasie operacji wycięcia guza mózgu u młodego chorego można było
uwidocznić - w czasie rzeczywistym - czynność i funkcje włókien
nerwowych. Dane te zostały następnie wykorzystane przez system do
nawigacji neurochirurgicznej do bardziej precyzyjnego usunięcia
nowotworu, co znacznie zwiększyło bezpieczeństwo operacji oraz obniżyło
ryzyko powikłań.
Jak przypomniał prof. Mirosław Ząbek, ordynator Kliniki Neurochirurgii i
Urazów Układu Nerwowego, operacje mózgu uważa się za jedne z
najtrudniejszych zabiegów chirurgicznych. Wymagają one niezwykłej
precyzji i wiążą się z dużym ryzykiem wystąpienia u chorego ciężkich
neurologicznych powikłań.
Aby ich uniknąć nie wystarczy dobra znajomość anatomii mózgu. Kluczową
rolę odgrywa tu również szczegółowa diagnostyka choroby z wykorzystaniem
najnowocześniejszych metod obrazowania mózgu.
- Przy pomocy tych metod neurochirurg jest w stanie dokładnie
zlokalizować położenie guza mózgu, ocenić jak blisko guza przechodzą
włókna nerwowe i jakie są ich relacje z mózgiem, ale w żaden sposób nie
przekłada się to na przebieg operacji - wyjaśnił prof. Ząbek. Nawet
mając najdoskonalsze oprzyrządowanie na sali, chirurg nie jest bowiem w
stanie ocenić czynności i funkcji tkanki przyległej do guza. - Z tych
przyczyn, aż do chwili obudzenia się chorego po operacji, nie wiemy, czy
operując - tak jak dzisiaj - pacjenta, który ma guza w okolicy ruchowej,
nie uszkadzamy dróg nerwowych w tym obszarze i nie spowodujemy porażenia
- powiedział neurochirurg.
- Dzięki wykorzystaniu nowoczesnego oprogramowania do traktografii, w
czasie operacji lekarze mogli śledzić funkcje poszczególnych dróg
nerwowych i ich relacje z operowanym guzem. Umożliwiło to tak zaplanować
dostęp do guza i jego usunięcie, aby nie uszkodzić żadnej z dróg
nerwowych mózgu - podkreślił prof. Ząbek.
Operację przeprowadzono u 30-letniego chorego, który cierpiał z powodu
guza mózgu o bardzo trudnym i niebezpiecznym położeniu - w okolicy
odpowiedzialnej za ruch jednej połowy ciała. Do szpitala trafił z powodu
nagłego zasłabnięcia, któremu towarzyszył napad drgawek padaczkowych.
- Program do traktografii - StealthViz DTI - wejdzie do praktyki
medycznej w grudniu 2008 r. Klinika Neurochirurgii CMKP Szpitala
Bródnowskiego jest jednym z pierwszych ośrodków w Europie, który dostał
ten program do testów. Ośrodek planuje zakupić to oprogramowanie -
podkreślił prof. Ząbek.
PAP
Niedziela, 2008-11-23
Zakończył się
Festiwal Krzysztofa Pendereckiego
Wykonanie "Siedmiu bram Jerozolimy" w Teatrze Wielkim Operze Narodowej
zakończyło w Warszawie Festiwal Krzysztofa Pendereckiego. Festiwal
odbywał się z okazji przypadających dziś 75 urodzin kompozytora. Dwie
orkiestry - Orkiestrę Teatru Wielkiego Opery Narodowej i Sinfonia
Varsovia poprowadził sam jubilat.
Krzysztof Penderecki dziękował gościom, artystom i publiczności oraz
miastu Warszawie za to, że tutaj odbył się festiwal, "który nie mógł się
odbyć w Krakowie". Kompozytor dziękował też swojej żonie, Elżbiecie
Pendereckiej, za zorganizowanie festiwalu.
Życzenia z okazji 75 urodzin skierowali do Krzysztofa Pendereckiego
między innymi prezydent Lech Kaczyński i premier Donald Tusk. Gościem
uroczystego koncertu była między innymi Irina Szostakowicz, wdowa po
wielkim rosyjskim kompozytorze Dymitrze Szostakowiczu.
Wśród oficjalnych gości byli także Maria Kaczyńska, wicepremier Waldemar
Pawlak, Nuncjusz Apostolski w Polsce arcybiskup Józef Kowalczyk i
metropolita warszawski arcybiskup Kazimierz Nycz.
W czasie koncertu wystąpiły trzy chóry: Opery Narodowej, Filharmonii
Narodowej oraz Opery i Filharmonii Podlaskiej. Solistami byli:
sopranistki - Izabela Matuła i Izabella Kłosińska, Agnieszka Rehlis -
alt, tenor - Adam Zdunikowski, bas - Romuald Tesarowicz i jako recytator
- były śpiewak Boris Carmeli, który recytował Psalmy Dawida w języku
hebrajskim.
Napisany w 1996 roku utwór Krzysztofa Pendereckiego "Siedem bram
Jerozolimy" powstał na zamówienie miasta Jerozolimy z okazji jubileuszu
3000 lat Świętego Miasta. Prawykonanie utworu odbyło się w Jerozolimie w
styczniu 1997 roku.
Dzisiejszy koncert odbywał się w specjalnej oprawie, z udziałem tancerzy
i towarzyszeniem projekcji animacji Tomasza Bagińskiego. Po koncercie
wszyscy artyści odśpiewali jubilatowi "Sto lat".
Nagranie z tego koncertu zostanie zaprezentowanie w styczniu, na
międzynarodowych targach MIDEM w Cann. Program Drugi Telewizji Polskiej
wyemituje je w lutym.
Polskie Radio było patronem medialnym Festiwalu Krzysztofa Pendereckiego.
IAR
Zawieje i burze śnieżne - tysiące osób bez prądu
Do Polski na dobre zawitała zima. Szczególną ostrożność powinni zachować
kierowcy - na drogach mogą się tworzyć zaspy, możliwe są także zawieje i
zamiecie śnieżne. Wiatr zachodni będzie wiał w porywach z prędkością do
70 kilometrów na godzinę. W województwie pomorskim przed południem
przewidywane są lokalnie burze i intensywne opady śniegu. Około 10 tys.
mieszkańców powiatów: drawskiego, białogardzkiego, koszalińskiego i
szczecineckiego nie ma prądu. Także w świętokrzyskim kilkaset osób
pozostaje od piątku bez prądu.
Obfite opady śniegu w całym kraju spowodowały trudne warunki na drogach.
Dotyczy to szczególnie dróg lokalnych, na których jest bardzo ślisko.
Policja i służby drogowe ostrzegają kierowców i proszą o zachowanie
większej ostrożności. Po pierwszych opadach śniegu w całym kraju doszło
do wielu groźnych wypadków.
Lubelszczyzna
W Lublinie w wypadku zginęła jedna osoba, a 4 są ranne. Podczas tego
weekendu na drogach Lubelszczyzny zginęło siedem osób.
Jadąca od strony Kraśnika mazda prawdopodobnie wpadła w poślizg i
stanęła w poprzeg drogi. W bok samochodu uderzył ford jadący od strony
Lublina. 5 osób przewieziono do szpitala, gdzie zmarła 33-letnia
pasażerka mazdy. Ruch na krajowej drodze nr 19-ście odbywa się już
normalnie.
Wszystkie drogi na Lubelszczyźnie są przejezdne. Kilkadziesiąt piaskarek
i solarek przez cały dzień stara się odśnieżać nawierzchnię na drogach
krajowych. Większość tras ma czarne i mokre nawierzchnie.
Większość głównych dróg ma czarne i mokre nawierzchnie. Na trasach
krajowych o niższym standardzie odśnieżania jest błoto pośniegowe -
informuje dyżurny Generalnej Dyrekcji Dróg Krajowych i Autostrad.
Najtrudniejsze warunki są na drodze krajowej nr 74 w rejonie Zamościa.
Gorsze warunki jazdy na drogach wojewódzkich i lokalnych. Według Zarządu
Dróg Województwa na wszystkich trasach jest ślisko. W rejonie Puław,
Łukowa i Zamościa na jezdniach leży warstwa zajeżdżonego śniegu.
Policja apeluje o bardzo ostrożną jazdę, dostosowaną do zimowych
warunków. W sobotę na lubelskich drogach doszło do 9 groźnych wypadków.
Na śliskiej nawierzchni auta wypadały z trasy. Zginęło siedem osób.
Lubuskie
Wszystkie drogi w województwie lubuskim są przejezdne. Na drogach
wojewódzkich jest jednak ślisko. Nawierzchnie tras krajowych są mokre.
Policja apeluje o uwagę, bo temperatura spadła poniżej zera.
W sobotę w nocy i w niedzielę rano doszło do pięciu groźnych wypadków.
Zginęła jedna osoba, a trzy zostały ranne. Zanotowano wiele stłuczek.
Świętokrzyskie
Wszystkie drogi krajowe w regionie świętokrzyskim są przejezdne -
zapewnia dyżurny w kieleckim oddziale Generalnej Dyrekcji Dróg Krajowych
i Autostrad. Trasy w większości są czarne i mokre. Zdarzają się jednak
miejsca, w których na drogi nawiewany jest śnieg z pól.
Kierowcy mogą napotkać utrudnienia na drodze numer 74 z Kielc do
Piotrkowa. Na górze Raszówka kilka kilometrów za Kielcami przejazd mogą
blokować tiry, które mają problem z podjazdem na wzniesienie.
Gorzej jest na drogach wojewódzkich i lokalnych. Policja informuje, że
nieprzejezdna jest trasa wojewódzka numer 751 przy wjeździe do
Suchedniowa, od strony Nowej Słupi. Tu również droga jest zablokowana
przez ciężarówki, które nie radzą sobie z podjazdem. Na miejscu ruchem
kierują policjanci
Pierwszy atak zimy w województwie świętokrzyskim w nocy z piątku na
sobotę - obfite opady śniegu i silny wiatr - spowodował, że prąd nie
docierał do 17 tys. odbiorców. Najwięcej awarii było w okolicach Kielc,
Skarżyska-Kamiennej i Końskich.
W niedzielę późnym wieczorem energetycy usunęli ostatnią z awarii
spowodowanych pierwszym atakiem zimy w województwie świętokrzyskim. Jak
poinformował Ryszard Bryś z Zakładu Energetycznego Okręgu
Radomsko-Kieleckiego, energetycy przed godz. 21.00 usunęli ostatnią
awarię w trudnym terenie w okolicach Stąporkowa, gdzie m.in. musieli
wymienić połamane słupy. Warmia i Mazury
Trudne warunki jazdy na Warmii i Mazurach. Przez całą noc padał śnieg i
miejscami sypie nadal. Tak jest m.in. w Olsztynie i okolicach. W całym
regionie pracuje ponad 40 pługopiaskarek, solarek i pługów. Najwięcej
sprzętu jest na drodze krajowej numer 7, z Warszawy do Gdańska. Drogowcy
zapewniają, że trasa jest czarna i mokra.
W województwie warmińsko-mazurskim częściowo zablokowana jest droga
krajowa numer 7 z Warszawy do Gdańska. W okolicach Komorowa Żuławskiego
koło Elbląga przewrócił się tir. Ruch w tym miejscu odbywa się
wahadłowo.
Przechodząca nad Olsztynem burza śnieżna, wraz z intensywnymi opadami
śniegu spowodowała, że na drogach regionu panują fatalne warunki jazdy.
Niebezpiecznie może być także w rejonie Lidzbarka Warmińskiego,
Bartoszyc, Szczytna i Giżycka, gdzie śnieg zamienił się w błoto.
Podobnie jest w okolicach Elbląga na drodze krajowej numer 22 do przejść
granicznych w Gronowie i Grzechotkach. Droga krajowa numer 7
Gdańsk-Warszawa jest odśnieżona, jej nawierzchnia jest czarna i mokra.
Pomorze
Trudne warunki panują też na drogach Pomorza. Pada śnieg, miejscami
bardzo intensywnie. Najgorsze warunki jazdy panują na lokalnych drogach
na Kaszubach. Dodatkowo na Pomorzu jazdę samochodem i pracę drogowców
utrudniają zawieje i zamiecie śnieżne.
Na gdańskich drogach pracuje ponad dwadzieścia pługopiaskarek. W Sopocie
służby pracowały przez całą noc. Siedem pługów odśnieża trójmiejską
obwodnicę. Przeszła tamtędy burza śnieżna.
W okolicach Sztumu spadło do dziesięciu centymetrów śniegu. Mimo to nie
ma tam na razie większych utrudnień. Od rana w rejonie Lęborka trwa
intensywne odśnieżanie. Na tamtejszych drogach leży sporo śniegu i błota
pośniegowego.
Zachodniopomorskie
W Zachodniopomorskiem porywisty wiatr i śnieżyce uszkodziły 250 stacji
transformatorowych.
Około 10 tys. mieszkańców powiatów: drawskiego, białogardzkiego,
koszalińskiego i szczecineckiego nie ma prądu. Wyłączonych jest 15 linii
średniego napięcia i ok. 500 stacji transformatorowych.
Jak powiedziała PAP Jolanta Szewczyk z koszalińskiego rejonu
energetycznego, powodem awarii jest mokry, ciężki śnieg, spadający z
drzew oraz łamiące się gałęzie pod jego ciężarem, które uszkadzają linie
energetyczne. Wszystkie ekipy zakładu pracują w terenie - dodała.
Trudne warunki jazdy panują też na trasach województwa
zachodniopomorskiego. Jak informują drogowcy, drogi krajowe i
wojewódzkie na Pomorzu Zachodnim są przejezdne. Jednak na większości
wojewódzkich dróg zalega cienka warstwa zajeżdżonego śniegu lub błota
pośniegowego. Na drogach krajowych miejscami występuje błoto pośniegowe.
W zachodniej części regionu na drogach krajowych widać czarną
nawierzchnię. Gorzej jest na południowym-wschodzie, gdzie występują
błoto i zajeżdżony śnieg.
Na drogach krajowych nr 3 i 6 leży błoto pośniegowe. Wszędzie
nawierzchnie są mokre po opadach śniegu. Jak zapewnił dyżurny Generalnej
Dyrekcji Dróg Krajowych i Autostrad pługi i piaskarki od kilku godzin
pracują na drogach.
Jak poinformowano w szczecińskim biurze prognoz meteorologicznych, w
niedzielę nadal spodziewane są w województwie przelotne opady śniegu,
najwięcej ma padać we wschodniej części regionu. Jednak - jak zapewnił
dyżurny synoptyk, opady będą słabsze niż w sobotę. Ma spaść w ciągu 12
godzin do 5 cm śniegu.
W nocy i rano nie doszło do żadnych groźnych wypadków na drogach
regionu. Policja jednak apeluje jednak do kierowców o wyjątkową
ostrożność i spokojną jazdę.
IAR
Sobota, 2008-11-22
Mija 68 lat od pierwszej
masowej egzekucji w Auschwitz-Birkenau
W sobotę 22 listopada mija 68. rocznica pierwszej masowej egzekucji w
byłym niemieckim obozie koncentracyjnym Auschwitz-Birkenau. Niemcy
rozstrzelali wówczas 40 Polaków, w odwecie za działalność ruchu oporu na
Śląsku.
Wydarzenie z 22 listopada 1940 roku dało początek masowym
rozstrzeliwaniom więźniów w obozie. Do 1945 roku zgładzono w ten sposób
co najmniej kilka tysięcy osób.
40 skazanych przywieziono do obozu w Auschwitz z Katowic. Ich nazwiska
wybrał Reichsfuehrer SS Heinrich Himmler z czterech list przekazanych mu
przez niemiecką policję. Polacy trafili do obozu 22 listopada, a
niedługo potem rozpoczęła się egzekucja, która trwała 20 minut.
Najmłodszy z zamordowanych miał 21 lat, a najstarszy - 63 lata.
Egzekucję przeprowadziło 20 SS-manów z załogi wartowniczej obozu.
W 60. rocznicę pierwszej masowej egzekucji w Auschwitz na oświęcimskim
kościele ojców salezjanów odsłonięto tablicę upamiętniającą śmierć
Polaków. Poświęcił ją ordynariusz diecezji bielsko-żywieckiej biskup
Tadeusz Rakoczy.
Hitlerowski obóz zagłady Auschwitz-Birkenau, założony w 1940 roku, był
jednym z największych miejsc męczeństwa i zagłady II wojny światowej.
Przyjmuje się, że mogło tam zginąć nawet półtora miliona osób, głównie
Żydów, a także przedstawicieli kilkudziesięciu innych narodów.
27 stycznia 1945 roku Armia Czerwona uwolniła z Auschwitz-Birkenau
niespełna 8 tysięcy więźniów, w tym ponad 500 dzieci. Pozostałych
więźniów, ponad 56 tysięcy, hitlerowcy ewakuowali wcześniej w głąb
Niemiec w tak zwanym "marszu śmierci", w którym zginęły tysiące ludzi.
IAR
Leczenie chorób reumatycznych będzie szybsze
Pierwszy w Europie Środkowo-Wschodniej nowoczesny system do wykrywania
chorób reumatycznych zaczął działać w krakowskim Szpitalu Uniwersyteckim
- pisze "Dziennik Polski".
Urządzenia będą najbardziej przydatne w badaniu stawów rąk i stóp,
nadgarstka, łokciowych, kolanowych, skokowych i śródstopia.
- Mamy szansę na bardzo wczesne wykrycie zmian reumatycznych - tłumaczy
Andrzej Urbanik, kierownik Zakładu Diagnostyki Obrazowej.
Nowoczesny system, zaproponowany przez Zakład Diagnostyki Obrazowej, ma
też bezpośrednie przełożenie na efekty leczenia. Pod kontrolą USG można
precyzyjnie podawać leki dokładnie w chore miejsce, co w oczywisty
sposób poprawia skuteczność terapii. Jak dotąd podstawowym badaniem w
diagnostyce reumatologicznej jest klasyczny rentgen. Niestety, jeśli
daje on informację o stanie ścięgien lub mięśni, to oznacza, że choroba
jest już mocno zaawansowana.
PAP
Piątek, 2008-11-21
"NIE CHCĘ STAWIAĆ JEJ W
NIEZRĘCZNEJ SYTUACJI"
Andrzej K. opuszcza fundację Kwaśniewskiej
Podejrzany o pranie brudnych pieniędzy Andrzej K. rezygnuje z kierowania
radą fundacji Jolanty Kwaśniewskiej - podaje "Rzeczpospolita". O swojej
decyzji poinformował już żonę byłego prezydenta.
Jak podaje gazeta, Andrzej K. miał rozmawiać z Jolantą Kwaśniewską o
swojej przyszłości w fundacji zaraz po postawieniu zarzutów.
– Umówiliśmy się na kawę jak będzie w Warszawie. Zapowiedziałem jednak
odejście z fundacji, bo nie chciałbym stawiać jej w niezręcznej sytuacji
w związku z moimi problemami – przyznaje w rozmowie z "Rzeczpospolitą".
Stanowisko w sprawie mecenasa podejrzanego o niezgodne z prawem operacje
finansowe, zajął także zarząd fundacji Kwaśniewskiej. "Wierzymy, że nasi
darczyńcy oceniają nas po owocach naszych programów i że medialne
zamieszanie wokół tej sprawy nie będzie miało wpływu na ich hojność" -
czytamy w piśmie zarządu.
Wtorkowe zatrzymanie
Szef rady fundacji Jolanty Kwaśniewskiej Andrzej K. został zatrzymany we
wtorek rano przez CBŚ na polecenie katowickiej prokuratury. Mecenas
podejrzewany jest o pranie brudnych pieniędzy. Zatrzymanie nie ma
związku z fundacją byłej prezydentowej - zapewnia prokuratura.
K. pełnił funkcję prezesa rady fundacji Jolanty Kwaśniewskiej
"Porozumienie bez barier" od lutego 2002 r. Od tego czasu do kwietnia
2004 r. był jednocześnie członkiem Rady Nadzorczej PKN Orlen. (PKN Orlen
był jednym z tzw. złotych sponsorów fundacji).
W grudniu 2004 r. prokuratura i Agencja Bezpieczeństwa Wewnętrznego
przeszukały kancelarię prawną KNS, której K. jest współwłaścicielem. O
zabezpieczenie akt wnosiła komisja śledcza, która chciała dowieść, że za
pośrednictwem tej spółki mogły być transferowane pieniądze z PKN Orlen
do firm powiązanych z politykami lewicy. Prokuratura umorzyła jednak
śledztwo w sprawie podejrzenia prania brudnych pieniędzy przez Andrzeja
K.
Rzeczpospolita
SONDAŻ: CO DRUGI POLAK ŹLE OCENIA ZMIANY W KRAJU
Rośnie lawina niezadowolonych Polaków
Aż 55 proc. Polaków uważa, że zmiany zachodzące w Polsce idą w złym
kierunku - wynika z najnowszego badania TNS OBOP. Szczególnie dużo
niezadowolonych jest wśród ludzi starszych i mieszkańców wsi.
To oznacza pogorszenie nastrojów społecznych - komentują socjologowie i
przypominają, że niezadowolenie odczuwa o 2 pkt. proc. więcej
respondentów niż w październiku i o aż 19 pkt. proc. więcej niż przed
rokiem. Zadowolenie wyraziło tylko 30 proc. respondentów.
Pesymiści
Szczególnie pesymistycznie nastawione są osoby powyżej 60. roku życia.
Tylko 22 proc. spośród nich wierzy, że zmiany będą korzystne dla nich i
dla Polski. Optymizm udzielił się za to aż 43 proc. ankietowanych w
wieku od 20 do 29 lat.
Jak wynika z sondażu, najchętniej narzekają mieszkańcy wsi i małych
miast, osoby niewykształcone, wyborcy PiS, PSL i LPR.
Tylko 19 proc. sympatyzujących z partią Jarosława Kaczyńskiego jest
zadowolonych z obecnej sytuacji społeczno-gospodarczej w Polsce.
Optymiści
Ankietowani odnieśli się także do obecnej sytuacji gospodarczej. Z
optymizmem patrzą ludzie młodzi, wykształceni, wyborcy PO (68 proc.) i
osoby o poglądach centrolewicowych (60 proc.).
39 proc. Polaków nie spodziewa się w ciągu najbliższych trzech lat
zmiany warunków materialnych, 33 proc. obawia się, że ich warunki się
pogorszą, a 23 proc. oczekuje poprawy swojej sytuacji.
Sondaż TNS OBOP przeprowadzono na reprezentatywnej losowej próbie 1001
mieszkańców Polski w dniach od 6 do 10 listopada tego roku.
PAP
Sejm znowelizował Kartę
Nauczyciela
Sejm znowelizował Kartę Nauczyciela. Odrzucono przy tym poprawki i
wnioski zakładające m.in. podwyższenie wynagrodzeń nauczycieli na
wyższych stopniach awansu zawodowego oraz wydłużenie prawa nauczycieli
do wcześniejszych emerytur.
Rządowy projekt nowelizacji Karty Nauczyciela poparło 224 posłów,
przeciw było 127, a 37 wstrzymało się od głosu.
- Głosowanie za tą ustawą to głosowanie za, lub przeciw, podwyżkom dla
nauczycieli - podkreśliła w Sejmie minister edukacji Katarzyna Hall.
Według nowych regulacji, zwiększyć się ma, w stosunku do innych stopni
awansu zawodowego, wynagrodzenie nauczycieli stażystów - czyli
rozpoczynających pracę.
Istnieje też zapis, zgodnie z którym każdy nauczyciel w szkole
podstawowej i w gimnazjum będzie musiał w ramach swojego 40- godzinnego
tygodnia pracy przepracować dodatkowo dwie godziny z uczniami poza ich
obowiązkowymi lekcjami, np. w kółku zainteresowań lub w świetlicy. Każdy
nauczyciel w szkole ponadgimnazjalnej musiałby przepracować w ten sposób
jedną dodatkową godzinę.
Sejm odrzucił w piątek wniosek, w którym proponowano, by średnie
wynagrodzenie nauczyciela stażysty stanowiło co najmniej 100% kwoty
bazowej oraz aby średnie wynagrodzenie pozostałych nauczycieli stanowiło
odpowiedni procent powyższego wynagrodzenia - dla nauczyciela
kontraktowego co najmniej 130% (tego, co otrzymuje stażysta), dla
nauczyciela mianowanego co najmniej 180%, a dla nauczyciela
dyplomowanego co najmniej 230%.
Posłowie odrzucili ponadto poprawkę zakładającą, że nauczyciele urodzeni
po dniu 31 grudnia 1948 r., a przed dniem 1 stycznia 1969 r. zachowają
prawo do przejścia na emeryturę bez względu na wiek, jeżeli spełnili
warunki do uzyskania emerytury i podjęli zatrudnienie jako nauczyciele
przed wejściem w życie ustawy o emeryturach i rentach z Funduszu
Ubezpieczeń Społecznych.
PAP
Czwartek, 2008-11-20
Holland i Warlikowski
laureatami Medali Europejskich
Reżyserzy Agnieszka Holland i Krzysztof Warlikowski oraz historyk prof.
Henryk Samsonowicz są wśród laureatów Honorowych Medali Europejskich,
które przyznano w Warszawie za promowanie tradycji wielokulturowości
oraz idei Unii Europejskiej.
Honorowe Medale Europejskie to wyróżnienia przyznawane wspólnie przez
Urząd Komitetu Integracji Europejskiej (UKIE), Business Centre Club (BCC)
i Europejski Komitet Ekonomiczno-Społeczny.
Oprócz Agnieszki Holland - reżyserki filmowej, Krzysztofa Warlikowskiego
- reżysera teatralnego, dyrektora artystycznego Nowego Teatru w
Warszawie, oraz historyka prof. Henryka Samsonowicza, członka prezydium
PAN, otrzymali je: Krzysztof Czyżewski - poeta i eseista, dyrektor
Ośrodka "Pogranicze" w Sejnach, Stefan Bratkowski - honorowy prezes
Stowarzyszenia Dziennikarzy Polskich, Roman Gutek - prezes firmy Gutek
Film zajmującej się dystrybucją filmową, Maciej Jankowski - b.
przewodniczący "Solidarności" Regionu Mazowsze oraz gen. Andrzej Matejuk
- Komendant Główny Policji.
Medali nie mogli odebrać osobiście Holland i Czyżewski. Pozostali
laureaci byli obecni na ceremonii, którą prowadzili wspólnie prezes BCC
Marek Goliszewski, przewodniczący Rady Głównej BCC Maciej Grelowski oraz
dyrektor Departamentu Analiz i Strategii w UKIE Małgorzata Kałużyńska.
- Uhonorowano osoby pielęgnujące i rozwijające tradycje
wielokulturowości oraz tolerancji w Polsce - wyjaśniła Kałużyńska. -
Nagrodzeni twórcy filmowi i teatralni nie tylko podejmują w swojej
twórczości temat przenikania się kultur i obyczajów, ale rozsławiają
polską sztukę i naukę za granicą. Słowa uznania należą się także tym
animatorom kultury, którzy promują ambitne kino europejskie w Polsce -
powiedziała.
Grelowski dodał natomiast, że doceniono również ludzi, którzy "promują
idee europejskie w Polsce oraz w rzetelny i kompetentny sposób mówią o
konsekwencjach przystąpienia Polski do Unii Europejskiej, wspominając o
dobrych, a także o słabszych stronach integracji".
Podczas ceremonii przyznano ponadto Medale Europejskie dla Wyrobów -
powędrowały one w ręce przedsiębiorców. Wśród prawie setki laureatów są
m.in. firmy: Budvar Centrum SA, Ceramika Paradyż Sp. z o.o., Grupa Lotos
SA, Mazowiecka Spółdzielnia Mleczarska "Ostrowia",
Petrochemia-Blachownia SA, Polski Koncern Naftowy Orlen SA,
Przedsiębiorstwo Wyrobów Cukierniczych Odra SA, Rafineria Trzebinia SA,
Warszawskie Zakłady Zielarskie "Herbapol" oraz Zakłady Mięsne "Sobkowiak".
Medale Europejskie są przyznawane od ośmiu lat w celu wspierania
polskich produktów i usług na rynku Unii Europejskiej oraz w celu
promowania idei UE w środowisku przedsiębiorców. Medalem wyróżniane są
wyroby i usługi spełniające standardy europejskie. Wśród ponad 2 tysięcy
nagrodzonych dotychczas firm są m.in. banki, instytucje ubezpieczeniowe,
firmy działające w branży budowlanej, firmy informatyczne i
telekomunikacyjne.
PAP
Jan Machulski nie żyje
W wieku 80 lat zmarł Jan Machulski, znany aktor, reżyser, pedagog,
ojciec reżysera Juliusza Machulskiego. Zagrał 70 ról teatralnych oraz 45
ról filmowych. Wystąpił m.in. w filmach "Vabank", "Kingsajz", "Rękopis
znaleziony w Saragossie".
Jan Machulski urodził się 3 lipca 1928 roku w Łodzi. W 1954 roku
ukończył wydział aktorski Państwowej Wyższej Szkoły Aktorskiej w Łodzi,
a w 1971 roku uzyskał dyplom wydziału reżyserii Państwowej Wyższej
Szkoły Teatralnej w Warszawie. Zobacz galerię: Nieśmiertelny Kwinto w
obiektywie
Na początku kariery aktorskiej był związany z mniejszymi teatrami,
między innymi, w Opolu i Olsztynie. Potem występował na deskach Teatru
Lubelskiego, Teatru Nowego w Łodzi, teatrów: Polskiego oraz Narodowego w
Warszawie. W 1970 roku był jednym z założycieli Teatru Ochota w
Warszawie.
W latach 70. i 80. zrealizował szereg ambitnych teatralnych projektów
reżyserskich. Wyreżyserował między innymi "Antygonę", "Hamleta" i "Sen
nocy letniej", oraz sztuki własnego autorstwa - "Lęk", "Niebezpieczne
zabawy".
W filmie zadebiutował w 1952 roku rolą w obrazie Ewy Poleskiej "Trzy
opowieści", a w teatrze dwa lata później, tuż po skończeniu studiów.
W 1981 roku po raz pierwszy zagrał w filmie swojego syna - reżysera
filmowego Juliusza Machulskiego. Był to film "Vabank", w którym
Machulski wcielił się w postać Henryka Kwinto. W kolejnych latach
wystąpił w następnych filmach syna, między innymi: "Kingsajz", "Deja vu",
"Kiler", "Vinci". Młodsza widownia znała go z filmu "Wyspa złoczyńców",
gdzie wcielił się w postać Pana Samochodzika i oraz filmu "Podróż za
jeden uśmiech".
Najnowszym przedsięwzięciem filmowym Jana Machulskiego była rola w
filmie Michała Rosy "Co słonko widziało" z 2006 roku. Od 1999 roku
Machulski prowadził prywatną szkołę aktorską.
Jest również autorem książek: "Zawód - aktor: rozmyślania i projekty"
oraz tomu wspomnień "Chłopak z Hollyłódź". W 2003 roku ukazał się
"Benefis" - wywiad-rzeka, przeprowadzony z aktorem przez Marka Pająka.
Jan Machulski został uhonorowany wieloma wyróżnieniami. Przyznano mu
Złoty Krzyż Zasługi. W 2002 roku podczas VII Festiwalu Gwiazd w
Międzyzdrojach odcisnął dłoń na Promenadzie Gwiazd, a rok później
otrzymał "Specjalną Żabą" - nagrodę operatorów dla polskiego aktora
podczas Festiwalu Camerimage 2003.
Jan Machulski od wielu lat mieszkał w Warszawie, ale zawsze podkreślał
swój bliski związek z Łodzią. Był pomysłodawcą łódzkiej "Alei Gwiazd" na
ulicy Piotrkowskiej - polskiego odpowiednika Bulwaru Hollywodzkiego, a
niedawno otrzymał tytuł honorowego obywatela Łodzi.
wp.pl
Porwany Polak napisał list z Pakistanu
Polski geolog porwany przez talibów 28 września w Pakistanie napisał
list do rodziny. List znajduje się w siedzibie Prokuratury Krajowej w
Krakowie, która sprawdza, czy rzeczywiście był pisany przez porwanego.
Prok. Marek Wełna nie chciał zdradzać treści. Tymczasem w rozmowie z
TVN24 siostra porwanego Polaka poinformowała, że rodzina otrzymała 12
listopada inny list - nie od brata, ale od pakistańskiej firmy,
kooperanta Geofizyki Kraków, w której pracował uprowadzony.
Jak wyjaśnił prok. Wełna "dokument został przejęty przez ABW z
Ministerstwa Spraw Zagranicznych". Wełna nie chciał jednak wypowiadać
się na temat treści dokumentu, ani okoliczności jego pozyskania.
Rzecznik ABW mjr Katarzyna Koniecpolska-Wróblewska powiedziała, że
Agencja nie komentuje medialnych doniesień w tej sprawie. Dodała, że
uprawniona do udzielania informacji jest jedynie prokuratura.
Ministerstwo nigdy nie otrzymało i nigdy nie przekazywało napisanego do
rodziny listu od porwanego - poinformował z kolei rzecznik MSZ Piotr
Paszkowski.
- Dostaliśmy list datowany na 10 października. W liście zapewniali mnie,
że zostały podjęte wszelkie możliwe działania zmierzające do uwolnienia
brata - powiedziała siostra porwanego. - Wątpię, czy porywacze
pozwoliliby napisać bratu bezpośrednio do mnie. Czekam i mam nadzieję,
że polski rząd robi wszystko, żeby uwolnić mojego brata - dodała siostra
porwanego.
W piśmie pakistańska firma zapewniała o pełnym zaangażowaniu w sprawę i
przesłała wyrazy współczucia.
Informacji tych nie chce też komentować Magdalena Pachocka, rzeczniczka
Geofizyki Kraków, firmy zatrudniającej porwanego mężczyznę.
Pracownik Geofizyki Kraków został uprowadzony 28 września ok. 200 km na
południowy zachód od Islamabadu. Uzbrojeni napastnicy zabili trzech
towarzyszących mu Pakistańczyków.
W połowie października ujawniono nagranie, na którym porwany Polak
apelował do pakistańskiego rządu o spełnienie żądań talibskich
porywaczy, co ma ocalić mu życie. Według rzecznika talibów warunkiem
uwolnienia Polaka jest zwolnienie talibów przetrzymywanych w
pakistańskich więzieniach. tvn24.pl
|