zapisz
Się Na Naszą listę |
Proszę
kliknąć na ten link aby dotrzeć
do formularza gdzie można zapisać się na listę dystrybucyjną i w przyszłości
otrzymywać biuletyn bezpośrednio od nas.
Aby zapisać się szybko bez wypełniania formularza, proszę wysłać E-mail bez
żadnego tekstu poprzez kliknięcie tego
linku.
| |
Przyłącz się |
Jeśli masz jakieś informacje
dotyczące polskich wydarzeń i chciałbyś albo chciałabyś podzielić się nimi z
naszymi czytelnikami, to prześlij je do
nas.
Mile widziane są wywiady, felietony, zdjęcia i poezja. Proszę informować
nas o
wszystkich wydarzeniach polonijnych. | |
Promuj
polonię |
Każdy z nas może się przyczynić do
promowania Polonii w Winnipegu w bardzo prosty sposób. Mój apel jest aby
dodać dwie linie do waszej stopki (signature) aby zacząć promować
Polonijne wydarzenia w Winnipegu kiedykolwiek wysyłamy maila.
Tutaj są instrukcje jak dodać stopkę używając
Outlook Express.
Kliknij Tools-->Options
-->
Signatures
Zaznacz poprzez kliknięcie Checkbox
gdzie pisze
Add signature to all outgoing messages
W pole gdzie jest napisane Edit Signature proszę wpisać.
albo
Po tym kliknij Apply
I to wszystko. Od tej pory będziemy promować polskie wydarzanie w
Winnipegu automatycznie kiedy wyślemy maila do kogoś. Wszystkie programy
mailowe mają taką opcję tzw. signature i sposób jej dodania
będzie bardzo podobny do tego co opisałem dla Outlook Express | |
|
Polonijny
Biuletyn Informacyjny w Winnipegu |
INDEX
WIADOMOŚCI PROSTO Z
POLSKI
|
Środa, 2008-12-17
IPN chce sprawdzić trop
ws. śmierci gen. Sikorskiego
Katowicki IPN zweryfikuje sensacyjne doniesienia niemieckiego historyka
Alfreda Schickla, który twierdzi, że dotarł do dokumentów sugerujących
udział premiera Winstona Churchilla w zamachu na życie gen. Władysława
Sikorskiego. - Zwrócimy się do tego historyka. Zależy nam na wskazaniu
konkretnych dokumentów dotyczących śmierci gen. Władysława Sikorskiego i
miejsca ich przechowywania - mówi serwisowi tvp.info prok. Ewa Koj,
naczelnik pionu śledczego śląskiego IPN.
Niemiecki prawicowy tygodnik "Junge Freiheit" opublikował tekst Alfreda
Schickla, który twierdzi, że odnalazł w waszyngtońskich archiwach
stenogram rozmowy telefonicznej między Winstonem Churchillem a
prezydentem USA Franklinem D. Rooseveltem, przeprowadzonej 29 lipca 1943
r. po śmierci Sikorskiego. Z dokumentu wynikać ma, że obaj przywódcy
byli zgodni, że usunięcie polskiego naczelnego wodza było konieczne aby
nie zaszkodzić koalicji ze Stalinem.
"Byliśmy zgodni, że ta osoba powodowała wielkie napięcia i
niezadowolenie na Kremlu i przez swoje stanowisko tworzyła podziały
między nami wszystkimi. Ale nas nie stać w tych czasach na podziały" -
miał mówić do Roosevelta Churchil.
- Stenogram ten brzmi bardzo sensacyjnie, jednak musimy do niego
rzeczywiście dotrzeć, a nie opierać się na artykułach prasowych - mówi
prok. Koj.
Jak ustalił serwis internetowy tvp.info, gdyby okazało się, że stenogram
jest autentyczny prokuratorzy IPN mogą rozważyć przyjęcie nowej hipotezy
śledztwa zakładającej, że śmierć Sikorskiego była wynikiem spisku nie
jednego, ale kilku państw sojuszniczych. Na razie jednak śledczy chcą
dotrzeć do oryginałów. - Okazuje się, że sprawa wyjaśnienia śmierci gen.
Sikorskiego budzi zainteresowanie poza Polską - mówi jeden ze śledczych.
tvp.info
Bogdan Rymanowski dziennikarzem roku
Dziennikarz TVN24 Bogdan Rymanowski otrzymał tytuł Dziennikarza Roku
2008 w konkursie branżowego miesięcznika "Press". Nagrodą jest czek o
równowartości 10 tys. euro oraz statuetka Grand Press.
Nagrodę w kategorii news otrzymał Krzysztof Kowalczyk; wyróżniono go za
cykl 19 tekstów "Piekło starców w Radości". Nagrodę miesięcznika "Press"
w kategorii dziennikarstwo śledcze otrzymali Roman Daszczyński i Paweł
Wiejas za tekst "Grzech ukryty w Kościele".
Dziennikarz gazety "Polska" Krzysztof Kowalczyk ujawnił, że w
podwarszawskim pensjonacie osoby, które miały się opiekować starszymi
ludźmi, znęcały się nad nimi fizycznie i psychicznie. Cykl tekstów
odkrył istnienie nielegalnych domów opieki i doprowadził negatywnych
bohaterów przed sąd - podkreślono w uzasadnieniu jury konkursu.
Nagrodzeni w kategorii dziennikarstwo śledcze Roman Daszczyński ("Gazeta
Wyborcza Gdańsk") i Paweł Wiejas ("Gazeta Wyborcza") ujawnili, że ksiądz
pracujący w Ognisku im. św. Brata Alberta w Szczecinie molestował
nieletnich podopiecznych. Tytuł przyznawany jest głosami kolegiów
redakcyjnych polskich mediów za "profesjonalizm, promowanie światowych
standardów pracy w mediach i przestrzeganie etycznych kanonów zawodu".
Oprócz tytułu "Dziennikarz Roku" w konkursie nagradzani są też autorzy
najlepszych materiałów prasowych, radiowych i telewizyjnych z danego
roku. Do tegorocznych nagród Grand Press zgłoszono 665 prac, najwięcej w
12-letniej historii konkursu. Jury Grand Press 2008 zakwalifikowało do
finału 46 prac.
Miesięcznik "Press" przyznaje swoje nagrody od 1997 roku.
PAP
Wałęsa i Balcerowicz wyróżnieni przez "The Warsaw Voice"
Były prezydent Lech Wałęsa i prof. Leszek Balcerowicz otrzymali w tym
roku Krzesło Dwudziestolecia, nagrodę przyznawaną przez redakcję
tygodnika "The Warsaw Voice". Z kolei prezydent Łodzi Jerzy Kropiwnicki
został Człowiekiem Roku 2008 "Tygodnika Solidarność".
"Krzesła 'The Warsaw Voice' symbolizują reżysera, który ma zdolność
projektowania rzeczywistości i wpływania na nią. Bez żadnych wątpliwości
obaj laureaci mieli wielki wpływ na rzeczywistość. I to zarówno na lata,
gdy bezpośrednio kształtowały ją ich decyzje, jak i na lata późniejsze,
gdy wypełniał się scenariusz napisany przy ich walnym udziale" - napisał
Andrzej Jonas, redaktor naczelny "The Warsaw Voice" w uzasadnieniu
wyboru.
Jonas podkreślił, że obecnie przyszedł czas tworzenia nowego
scenariusza, ale "logika i następstwo czasu sprawią, że tak czy inaczej
będzie on dzieckiem scenariusza Lecha Wałęsy i Leszka Balcerowicza".
Nagrodę Krzesło Roku tygodnik przyznaje od 20 lat, dlatego w tym roku
jest to Krzesło Dwudziestolecia. Wałęsa i Balcerowicz już po raz drugi
otrzymali to wyróżnienie. Lech Wałęsa był laureatem tej nagrody w 1989
roku, a Leszek Balcerowicz - w 1990 roku.
Wręczenie Krzeseł Dwudziestolecia odbędzie się 26 lutego 2009 roku. W
2007 r. Krzesło Roku otrzymał Donald Tusk, a w 2006 r. - polska
gospodarka. W poprzednich latach laureatami nagrody byli: Rafał Blechacz,
Marek Belka, Jerzy Hausner, Danuta Huebner, Adam Małysz, Aleksander
Kwaśniewski, Bronisław Geremek, Jerzy Buzek, Tadeusz Mazowiecki i Roman
Kluska (obaj dostali Krzesło Dziesięciolecia), Hanna Gronkiewicz-Waltz,
Hanna Suchocka, Jan Krzysztof Bielecki.
Krzesło Roku otrzymał także samochód osobowy (1996), Izba
Administracyjna Pracy i Ubezpieczeń Społecznych Sądu Najwyższego (1995)
i Giełda Papierów Wartościowych (1993).
"The Warsaw Voice" jest polskim tygodnikiem wydawanym w języku
angielskim, opisującym wydarzenia w Polsce i Europie Środkowej.
Skierowany jest głównie do obcokrajowców - biznesmenów i przedstawicieli
instytucji międzynarodowych. Prezentuje wiadomości polityczne,
ekonomiczne i społeczno-kulturalne.
"Tygodnik Solidarność" przyznał prezydentowi Łodzi Jerzemu
Kropiwnickiemu tytuł Człowieka Roku 2008 za "podtrzymanie i wierność
tradycji 'Solidarności'"
"Uporządkowany. Stabilny w poglądach. Potrafi walczyć jak wojownik,
nigdy nie odpuszcza. Życzliwy ludziom. I absolutnie lojalny. Komunizm
rozwalał z pasją. To naprawdę przyzwoity człowiek" - napisano w artykule
"Wojownik Solidarności" prezentującym sylwetkę laureata w najnowszym
wydaniu Tygodnika.
Również ośrodek badania opinii publicznej Pentor Research International
opublikował w środę wyniki sondażu, w którym Polacy odpowiadali na
pytanie kto ich zdaniem zasługuje na miano Człowieka Roku 2008. 30%
badanych uznało, że nikt, tyle samo odpowiedziało, że nie wie, 12%
wskazało premiera Donalda Tuska, 5% - prezydenta Lecha Kaczyńskiego, po
2% - prof. Władysława Bartoszewskiego i kierowcę rajdowego Roberta
Kubicę.
Pentor przeprowadził badanie od 2 do 7 grudnia na liczącej 1000 osób
reprezentatywnej próbie Polaków powyżej 15. roku życia.
PAP
Wtorek, 2008-12-16
Prof. Stanisław
Woronowicz laureatem Humboldt Research Award
Prof. dr hab. Stanisław Lech Woronowicz z Wydziału Fizyki UW otrzymał
niezwykle prestiżową nagrodę naukową Fundacji Aleksandra von Humboldta.
Humboldt Research Award otrzymują wyróżniający się naukowcy, spoza
Niemiec, których badania, teorie lub odkrycia miały znaczący wpływ na
rozwój danej dyscypliny naukowej.
Nagrodzeni naukowcy są zapraszani do poprowadzenia na jednym z
niemieckich uniwersytetów własnego projektu naukowego. Prof. Woronowicz
będzie prowadził badania na Georg-August-Universitńt Göttingen,
współpracując z prof. Ralfem Meyerem z Instytutu Matematyki oraz prof.
Detlevem Buchholzem z Instytutu Fizyki Teoretycznej.
Prof. Woronowicz na początku swej kariery naukowej zajmował się
aspektami matematycznymi teorii kwantów i aksjomatycznej kwantowej
teorii pola oraz algebrą operatorów. Od blisko 30 lat jego badania
skupiają się na zagadnieniach związanych z teorią grup kwantowych; przez
wielu uznawany jest za jednego z współtwórców tejże teorii.
Badania prof. Woronowicza cieszą się wielkim uznaniem na całym świecie.
Współpracuje on m.in. z Institute for Advanced Study w Princeton, Centr
de Physique Theorique CNRS w Marsylii, Zentrum for Interdisziplinare
Forschung w Bielefeld, Institut for Theoretische Physik ETH w Zurychu
oraz Research Institute for Mathematical Study Kyoto University. Jest
laureatem wielu nagród, m.in.: Nagrody im. Stefana Banacha Polskiego
Towarzystwa Matematycznego, Nagrody Fundacji Alfreda Jurzykowskiego oraz
Nagrody Fundacji na rzecz Nauki Polskiej w dziedzinie nauk ścisłych.
W latach 1977-1984 prof. Woronowicz był prodziekanem a następnie
dziekanem Wydziału Fizyki UW; w latach 1993-1996 pełnił funkcję
kierownika Katedry Metod Matematycznych Fizyki UW, której pracownikiem
jest do dnia dzisiejszego.
PAP
J. Kaczyński kazał umorzyć postępowanie wobec Kurskiego
Marek Suski nie zdążył wręczyć Jackowi Kurskiemu pisemnego upomnienia za
słynną drogową szarżę. Jak to możliwe? Zanim obaj politycy się spotkali,
Jarosław Kaczyński kazał umorzyć całe postępowanie - podaje serwis
internetowy tvp.info. Efekt jest taki, że Kurski nie dostanie nawet
upomnienia.
Cała sprawa wygląda zadziwiająco. Suski, który jest rzecznikiem
dyscypliny w klubie PiS, chciał przekazać pisemne upomnienie Jackowi
Kurskiemu. - Zapoznałem się z informacją policji, która wpłynęła do
Sejmu i z wyjaśnieniami złożonymi przez Jacka Kurskiego. Doszedłem do
wniosku, że nie zachował się jak poseł, który powinien być wzorem.
Postanowiłem więc udzielić mu upomnienia na piśmie - tłumaczył w
rozmowie z tvp.info Suski.
Problem jednak w tym, że nie zdążył wręczyć mu tego upomnienia. Bo zanim
się spotkali, Kurski - wg. informacji serwisu - poskarżył się
Jarosławowi Kaczyńskiemu. Ten kazał Suskiemu anulować decyzję o
upomnieniu i umorzyć całe postępowanie.
- Prezes uznał, że skoro sejmowa komisja, w której PO i PSL mają
większość, uniewinniła Kurskiego, to my nie możemy być bardziej święci
od papieża - mówi tvp.info jeden ze współpracowników Jarosława
Kaczyńskiego.
Co na to poseł Suski? - Decyzja rzeczywiście została w ciągu ostatnich
kilku godzin zmieniona - mówi serwisowi rzecznik dyscypliny klubu PiS i
utrzymuje, że pisemne upomnienie było "tylko jego propozycją".
Jacek Kurski nie kryje z kolei zadowolenia. - Nie mogło być inaczej.
Uniewinniła mnie przecież nawet nieprzychylna mi komisja sejmowa -
chwali się. Cała sprawa dotyczy sytuacji z początku listopada. Kurski
"podpiął" się wówczas swoim samochodem do konwoju CBA. Z dużą prędkością
pędził za nim z Gdańska do Ostródy. Dopiero tam został wylegitymowany
przez funkcjonariuszy, którzy obawiali się, że drogowa szarża posła była
próbą odbicia przestępcy z konwoju. Kurski tłumaczył się potem, że
myślał, iż w kolumnie samochodów jechał marszałek Senatu Bogdan
Borusewicz. Mówił też, że śpieszył się na spotkanie z Jarosławem
Kaczyńskim, a z powodu mgły z trójmiejskiego lotniska nie startowały
samoloty. Michał Krzymowski
tvp.info
Olejniczak wygrał z Napieralskim; pozostaje szefem klubu
Jednym głosem Wojciech Olejniczak zwyciężył na posiedzeniu klubu Lewicy
w głosowaniu podczas którego miało dojść do zmiany przewodniczącego
klubu. Na tej funkcji Olejniczaka chciał zastąpić szef SLD Grzegorz
Napieralski.
- Głosowanie było trudne, ale rozstrzygnięte na moją korzyść - mówił
Olejniczak, który tuż po głosowaniu wyszedł do dziennikarzy w
towarzystwie szefa SLD Grzegorza Napieralskiego.
- Klub Lewicy podjął decyzję w demokratycznym głosowaniu, szanujemy ją -
powiedział z kolei przewodniczący SLD Grzegorz Napieralski.
W październiku zarząd SLD rekomendował Napieralskiego na nowego szefa
klubu Lewicy. W głosowaniu na wtorkowym posiedzeniu klubu 20 posłów
poparło Olejniczaka, 19 opowiedziało się za odwołaniem go z funkcji
szefa klubu.
Pytany, czy jest zawiedziony wynikiem głosowania Napieralski powiedział,
że nie. - Klub Lewicy podjął decyzję w demokratycznych wyborach.
Szanujemy ją i pracujemy razem - dodał szef SLD.
Olejniczak powiedział, że "lewica ma wielką rolę do odegrania pod
warunkiem, że będzie w zgodzie współdziałać". - Wyciągniemy wnioski z
tego, co było wcześniej. Nie można doprowadzać do sytuacji, kiedy jest
jakaś gra w pojedynkę bądź sprzeczne sygnały dochodzą do wyborców -
powiedział Olejniczak.
To głosowanie na szefa klubu Lewicy - zdaniem komentatorów - było bardzo
ważne dla ewentualnego odrzucenia wet prezydenta podczas obecnego
posiedzenia Sejmu. Być może posłowie będą decydowali również o
odrzuceniu weta dotyczącego ustawy o emeryturach pomostowych.
Grzegorz Napieralski opowiadał się za głosowaniem, które nie pozwoliłoby
odrzucić weta w sprawie "pomostówek". Wojciech Olejniczak natomiast
uważa, że należy w tej sprawie współpracować z Platformą Obywatelską.
PAP
Jacek Najder został wiceministrem spraw zagranicznych
Premier Donald Tusk powołał Jacka Najdera - dotąd ambasadora w
Afganistanie - na podsekretarza stanu w resorcie spraw zagranicznych -
poinformowało Centrum Informacyjne Rządu.
Jacek Najder urodził się w Warszawie w 1960 r. Jest absolwentem
Uniwersytetu Warszawskiego. W 1985 r. uzyskał dyplom magistra
socjologii.
Z Ministerstwem Spraw Zagranicznych związany jest od roku 1992 r.
Pracował m.in. w Departamencie Afryki, Azji, Australii i Oceanii jako
ekspert, a w Departamencie Azji i Pacyfiku jako dyrektor.
Ma za sobą pracę w ambasadach Polski w Pakistanie i Korei Płd. Od wiosny
2007 roku pełnił funkcję ambasadora RP w Afganistanie, gdzie wcześniej -
od 1992 roku Polska nie miała przedstawiciela w tej randze.
Najder zna język angielski. Ma żonę i dwójkę dzieci.
30 listopada na placówkę w Madrycie w randze ambasadora wyjechał
wiceminister spraw zagranicznych Ryszard Schnepf.
PAP
Poniedziałek, 2008-12-15
Prezydent zawetował
ustawę o emeryturach pomostowych
Prezydent Lech Kaczyński zdecydował się zawetować ustawę o emeryturach
pomostowych, zaś podpisał ustawę o emeryturach kapitałowych (OFE).
Prezydent podkreślił, że nikt na tym nie straci.
Nie ma zagrożenia, że teraz w ciągu kilku dni trzeba uchwalić ustawę
przedłużeniową - mówił prezydent.
Nie ma takich osób, które dzisiaj mają emerytury, a od 1 stycznia ich
mieć nie będą - wyjaśnił. W moim przekonaniu ta ustawa jest
niesprawiedliwa. Jednym osobom przyznaje prawo do emerytury pomostowej a
innym, którzy zaczęli pracę kilka dni później, nie przyznaje.
Lech Kaczyński powiedział, że przy pracach nad ustawą zabrakło mu
dialogu społecznego. Jego zdaniem w Polsce istnieje problem zbyt
wcześnego kończenia aktywności zawodowej, dlatego w interesie obywateli
musimy dążyć do podwyższenia wieku przechodzenia na emerytury.
Chodzi jednak o znalezienie rozwiązania systemowego opartego o umowę
społeczną - podkreślił prezydent. Dodał, że wszelkie ustalenia muszą być
wypracowane z dużym wyprzedzeniem.
Ustawa o pomostówkach ograniczała liczbę uprawnionych do wcześniejszego
kończenia aktywności zawodowej z ponad miliona do około 260 tysięcy
osób. Dodatkowo przewiduje ona, że na wcześniejsze emerytury będą mogły
przechodzić osoby, które rozpoczęły pracę w szkodliwych warunkach przed
1 stycznia 1999 roku i przepracowały w ten sposób co najmniej 15 lat.
Zawetowana ustawa o emeryturach pomostowych, po decyzji prezydenta Lecha
Kaczyńskiego, trafi ponownie do Sejmu. Do odrzucenia prezydenckiego weta
potrzebna jest większość 3/5 głosów (w obecności co najmniej połowy
ustawowej liczby posłów).
Prezydent podpisał ustawę o dożywotnich emeryturach kapitałowych.
Określa ona zasady wypłacania emerytur na nowych zasadach, czyli
gromadzonych na indywidualnych kontach w Otwartych Funduszach
Emerytalnych.
Prezydent na konferencji prasowej powiedział, że dostrzegł błędy w tej
ustawie, np. brak waloryzacji, ale zaznaczył, że na ich poprawę jest
jeszcze 5 lat.
Jako pierwsze nowe emerytury otrzymają po 1 stycznia 2009 r. osoby
urodzone w 1949 roku, czyli najstarszy rocznik uprawniony do korzystania
z II filara. Trafią one wyłącznie do kobiet. Mężczyźni, ze względu na
wyższy o 5 lat wiek emerytalny, po raz pierwszy otrzymają je w 2014 r.
Doktor Marek Rymsza nie jest zaskoczony decyzją prezydenta o zawetowaniu
ustawy o emeryturach pomostowych. Socjolog z Instytutu Spraw Publicznych
uważa, że wpisuje się to w politykę Lecha Kaczyńskiego, który w
zdecydowanie większym stopniu niż ekipa rzadząca opowiada się za
rozwiązaniami prosocjalnymi.
Przeciwko emeryturom pomostowym protestowały między innymi związki
nauczycielskie. Według doktora Marka Rymszy, aby usatysfakcjonować
nauczycieli, należy przede wszystkim podnieść ich zarobki.
Gdyby więcej zarabiali, byliby mniej zainteresowani utrzymaniem zdobyczy
socjalnych - dodał socjolog z Instytutu Spraw Publicznych.
Ekonomista Ryszard Petru uważa, że Lech Kaczyński podjął złą decyzję,
gdyż emerytury pomostowe są Polsce potrzebne.
Ryszard Petru podkreśla, że brak ustawy oznacza, że albo Sejm odrzuci
weto prezydenta albo w przyszłym roku nie będzie w ogóle emerytur
pomostowych ani wcześniejszych.
Zdaniem ekonomisty rządowe propozycje zawarte w ustawie były przejawem
kompromisu, gdyż gabinet Donalda Tuska zgodził się nie tylko na
powiększenie grupy osób uprawnionych do przechodzenia na emerytury
pomostowe, ale także zaproponował rozwiązania przejściowe.
Ryszard Petru uważa, że decyzja prezydenta wynika z faktu, że uważał on
ustawę za niedoskonałą, a z drugiej strony wiedział, że jego weto
zostanie najprawdopodobniej odrzucone przez koalicję PO-PSL wspartą
przez SLD.
Przewodniczący Związku Nauczycielstwa Polskiego Sławomir Broniarz
powiedział IAR, że decyzja Lecha Kaczyńskiego oznacza konieczność
szybkiego przyjęcia prawa regulującego kwestię przechodzenia na
emerytury pomostowe.
Szef ZNP podkreśla, że rządowa ustawa zawetowana przez prezydenta
zawierała zapisy regulujące status nauczycieli pracujących z trudną
młodzieżą. Dodaje, że te kwestie wymagają uregulowania.
Sławomir Broniarz przypomniał, że nauczyciele przygotowali własną wersję
ustawy o emeryturach pomostowych. Jego zdaniem choć rozwiązanie to może
budzić kontrowersje, to jest alternatywą dla przechodzenia na emeryturę
w powszechnym wieku 60 lat dla kobiet i 65 dla mężczyzn.
IAR, PAP, WP
Jest decyzja ws. współpracującego z SB profesora z UMK
Prof. Andrzej Kus, współpracujący przez 17 ze Służbą Bezpieczeństwa,
pozostanie na stanowisku dyrektora Centrum Astronomii Uniwersytetu
Mikołaja Kopernika (UMK) w Toruniu - zdecydował rektor prof. Andrzej
Radzimiński.
"Po zapoznaniu się ze stanowiskami Rady Centrum Astronomii UMK oraz Rady
Wydziału Fizyki, Astronomii i Informatyki UMK, rektor prof. Andrzej
Radzimiński informuje, że prof. Andrzej Kus pozostaje na stanowisku
dyrektora Centrum Astronomii" - głosi komunikat opublikowany na stronie
internetowej uczelni.
Najpierw wotum zaufania prof. Kusowi udzieliła Rada Wydziału Centrum
Astronomii, a później za pozostawieniem naukowca na dotychczas
zajmowanym stanowisku opowiedziała się Rada Wydziału Fizyki, Astronomii
i Informatyki. Centrum Astronomii jest instytutem tego wydziału.
Po wyjściu na jaw agenturalnej przeszłości prof. Kusa władze uczelni
informowały, że w grę wchodzić jedynie odwołanie naukowca ze stanowiska
kierowniczego, a nie jego usunięcie z UMK ze względu na brak podstaw
prawnych.
Z dokumentów IPN wynika, że prof. Kus, noszący pseudonim "Orion",
donosił na przełożonych i kolegów astronomów od 1972 do 1989 r.
Naukowiec spotkał się z oficerami SB 81 razy.
Naukowiec nie pisał raportów osobiście, a jedynie podpisywał notatki ze
spotkań sporządzane przez funkcjonariuszy. Wiele rozmów utrwalonych
przez esbeków dotyczyło charakterystyk pracowników UMK, przełożonych i
kolegów naukowca z UMK i PAN.
Zachowały się także dwa pokwitowania przyjęcia gotówki i notatki o
wręczonym dwukrotnie w podarunku przez SB alkoholu. Po wyjściu na jaw
współpracy prof. Kusa z bezpieką, wielu pracowników i studentów stanęło
po jego stronie. Studenci w specjalnym oświadczeniu wyrazili zrozumienie
i zapewnili o pełnym zaufaniu do naukowca.
W mediach pojawiły się też informacje, że oprócz profesorów Wolszczana i
Kusa agentami SB byli dwaj inni toruńscy astronomowie - nestor
radioastronomii prof. Stanisław Gorgolewski i prof. Andrzej Strobel.
PAP
Naukowcy z Olsztyna odnaleźli owada uważanego za wymarły gatunek
Olsztyńscy naukowcy odnaleźli gatunek owada uważany do niedawna za
wymarły w Polsce, chruścika - niprzyrówkę rzeczną (łac. leptocerus
interruptus) z rodziny wąsatkowatych.
Jak poinformował prof. Stanisław Czachorowski z Uniwersytetu
Warmińsko-Mazurskiego w Olsztynie, owad został złowiony w rzece Łynie w
olsztyńskich Brzezinach.
- Nasze badania wskazują, że gatunek ten się odradza i ponownie pojawia
się w miejscach, w których wcześniej wyginął. Przykładem jest Olsztyn -
podkreślił.
Zdaniem Czachorowskiego, powrót tego gatunku chruścika oznacza poprawę
czystości wody w rzece Łynie, ponieważ niprzyrówka rzeczna występuje
tylko w bardzo czystych rzekach i jest gatunkiem wskaźnikowym do oceny
stanu wód.
Niprzyrówka rzeczna do niedawna znajdowała się na Czerwonej Liście
Zwierząt Ginących i Zagrożonych w Polsce jako gatunek prawdopodobnie
wymarły.
Chruściki (Trichoptera) to rząd owadów wodnych o przeobrażeniu zupełnym.
Wcześniej ich nazwę zapisywano jako "chróściki" (taki zapis spotkać
można w publikacjach do połowy XX w.), regionalnie nazywane są także
kłódkami (od kłoda, mała kłódka), klajdukami, obszywkami. Nazwę łacińską
- Trichoptera, czyli włoskoskrzydłe - zawdzięczają obecnym na skrzydłach
postaci dorosłych licznym włoskom. W Polsce występuje blisko 290
gatunków, w Europie ponad 900, zaś na całym świecie opisano ponad 11
tysięcy gatunków.
Chruściki zwracają uwagę ciekawym zachowaniem - larwy budują norki i
przenośne domki. Używają do tego części roślin wodnych, nasion, ziarenek
piasku i kamyków lub muszli mięczaków, spajanych przędzą jedwabną.
Często w strukturę domków wbudowywane są nawet żywe ślimaki. Sposób, w
jaki tworzone są domki oraz materiał do tego użyty często jest
charakterystyczny dla określonego rodzaju, a nawet gatunku chruścików.
Olsztyńscy naukowcy popularyzują dzień chruścika; wyznaczyli go na 11
grudnia.
PAP
Niedziela, 2008-12-14
"Polskie służby poradziły
sobie, Europa jest bezpieczna"
Europa to ścisła współpraca, wspólne działanie - mówił w niedzielę
podczas konferencji prasowej w Goerlitz z okazji rocznicy wejścia Polski
do strefy Schengen niemiecki minister spraw wewnętrznych Wolfgang
Schauble. Wicepremier Grzegorz Schetyna dodał, że dla Polaków otworzenie
granic był symbolicznym momentem. Przyznał też, że były obawy, czy
Polska zapewni bezpieczeństwo Europie. - Nic złego się nie stało. Nasze
służby poradziły sobie - stwierdził jednak.
Z okazji pierwszej rocznicy przystąpienia Polski i Czech do strefy
Schengen przedstawiciele Polski, Czech i Niemiec spotkali się najpierw w
Zgorzelcu (woj. dolnośląskie), a potem po niemieckiej stronie w Goerlitz,
aby wraz z mieszkańcami świętować rocznicę.
Wicepremier, szef MSWiA mówił podczas konferencji prasowej, że co prawda
minął dopiero rok od przystąpienia Polski do strefy Schengen, ale dla
Polski to był bardzo intensywny rok. - Dla krajów zza żelaznej kurtyny,
dla Polaków, zniesienie kontroli granicznej było dopełnieniem
przynależności do Europy. To był symboliczny moment - mówił Schetyna.
Przyznał, wspominając o granicy wschodniej, że strona polska obawiała
się, czy będzie w stanie zapewnić bezpieczeństwo państwom zrzeszonym w
Schengen. - Europa jest bezpieczna. Nic złego się nie stało. Nasze
służby poradziły sobie - mówił Schetyna.
Natomiast niemiecki minister Schauble mówił, że dzięki otworzeniu granic
wiele inicjatyw ruszyło do przodu, wiele udało się zdziałać. -
Wiedzieliśmy, że pojawią się małe problemy, ale poprawiły się też nasze
stosunki, coraz lepiej współpracujemy. I dalej chcemy iść w tym kierunku
- mówił niemiecki minister.
Jednocześnie dziękował policji pracującej w przygranicznych regionach,
która wykonała ogromną pracę, aby przestępczość się nie rozwijała, nie
rozprzestrzeniała. Schauble zauważył, że zniesienie granic dało wolność
nie tylko ludziom, ale i grupom przestępczym. - A my nie chcemy tworzyć
przestrzeni dla struktur przestępczych - mówił minister, tłumacząc
kontrole w przygranicznych regionach.
Schauble dziękował też Polakom, którzy przyczynili się do upadku
żelaznej kurtyny. - Polska zawsze nas wspierała historycznie i za to
dziękujemy - mówił niemiecki minister.
Obecny na konferencji prasowej wojewoda dolnośląski Rafał Jurkowlaniec
powiedział z kolei, że dopiero teraz dzięki otworzeniu granic, pewne
inicjatywy mogły się rozwinąć. Goerlitz-Zgorzelec staje się jednym
wielkim, międzynarodowym miastem. - Coraz więcej Polaków chce mieszkać
po tej stronie granicy - mówił Jurkowlaniec wymieniając jako wspólne
inicjatywy m.in. polsko-niemieckie przedszkola, szkoły czy gospodarcze
działania.
Przed konferencją prasową ministrowie wspólnie zjedli obiad po stronie
polskiej, a później Mostem Staromiejskim po wysłuchaniu "Ody do radości"
przeszli na konferencję prasową na stronę niemiecką.
Mieszkańcy Goerlitz i Zgorzelca niemal od rana świętowali z okazji
pierwszej rocznicy zniesienia granicy. Na ulicach można było spróbować
specjałów niemieckich i polskich, obejrzeć występy ulicznych teatrów jak
i popisy szczudlarzy.
Polacy zadowoleni z wejścia do Schengen
Jak wynika z badań CBOS przeprowadzonych na zlecenie Kancelarii Premiera,
Polacy są zdecydowanie zadowoleni z przystąpienia Polski do strefy
Schengen. Co piąty respondent (21%) ma poczucie, że "wydarzenia to miało
wpływ na jego życie", w tym 19% stwierdza "wpływ na życie osobiste", a
10% "zawodowe".
Na pytanie czy przystąpienie Polski do strefy Schengen było dla naszego
kraju wydarzeniem "bardzo ważnym" odpowiedziało 39%, "dość ważnym" -
45%, "niezbyt ważnym" - 7%, a "zupełnie nieważnym" jedynie 1%.
Ponadto Polacy - jak wynika z badania - mają poczucie, że zostali
przyjęci pozytywnie, a otwarcie granic miało pozytywny wpływ na nasz
wizerunek.
PAP
Betlejemskie Światło Pokoju po raz 18 w Polsce
Betlejemskie Światło Pokoju po raz 18 dotarło do Polski. W niedzielę
harcerze ze Związku Harcerstwa Polskiego uroczyście odebrali Światło od
słowackich skautów na rynku w Kieżmarku.
- Tegoroczne przesłanie, które towarzyszy wędrówce Światła, brzmi "Nieśmy
płomień braterstwa". Ogień z Groty Narodzenia Pańskiego z Betlejem staje
się znakiem naszej miłości wobec bliźniego - powiedziała instruktor
schroniska ZHP "Głodówka", phm. Margaret Wilczyńska.
Podobnie, jak w latach ubiegłych, zostanie przekazane Prezydentowi RP,
Premierowi, Marszałkom Sejmu i Senatu oraz do wielu urzędów, instytucji.
Betlejemskie Światło Pokoju przekazywane jest przez ZHP skautom z
Białorusi, Litwy, Ukrainy i Rosji.
Betlejemskie Światło Pokoju przywiezione jest przez austriackich skautów
z Groty Narodzenia Jezusa Chrystusa w Betlejem do katedry wiedeńskiej.
Stamtąd odbierane jest przez skautów z pobliskich krajów i przekazywane
krajom sąsiednim.
Akcja "Betlejemskie Światło Pokoju" została zorganizowana po raz
pierwszy w 1986 roku w Linz, w Austrii.
PAP
Raporty płk. Kuklińskiego dostępne w internecie
Zeskanowane dokumenty CIA przekazane przez płk. Ryszarda Kuklińskiego są
dostępne na stronach internetowych Polskiej Agencji Prasowej. Z
raportami - w języku angielskim - można się zapoznać po kliknięciu w
odnośnik na stronie www.pap.pl.
W czwartek Centralna Agencja Wywiadowcza (CIA) odtajniła ponad tysiąc
stron raportów przekazywanych do USA przez płk. Kuklińskiego, oficera
Sztabu Generalnego WP, który współpracował z amerykańskim wywiadem. Są
tam informacje potwierdzające znaną wiedzę o kryzysie w Polsce w latach
1980-81.
Kukliński relacjonował m.in. o wahaniach i rozterkach gen. Wojciecha
Jaruzelskiego w sprawie stanu wojennego i o naciskach ZSRR, żeby stłumić
"Solidarność". Pisał, że władze ZSRR chciały uniknąć interwencji w
Polsce, ale też "czyniły bardzo intensywne i konkretne przygotowania" w
tym kierunku.
Zapoznaj się z raportami płk. Ryszarda Kuklińskiego
PAP
Sobota, 2008-12-13
Msza w intencji ofiar
stanu wojennego
Mszę św. w intencji ofiar stanu wojennego odprawiono w sobotę w
warszawskim kościele akademickim pod wezwaniem św. Anny.
- Gdy mroczna siła systemu pogwałciła prawa i wolności ludzi, Kościół
był znakiem nadziei - powiedział w homilii ks. ks. Henryk Małecki,
przyznając, że nie myślał, iż dożyje wolnej Polski, gdy 27 lat temu
wprowadzano stan wojenny.
- Różne państwa uprawiają dziś politykę historyczną, więc zapominanie
przez nas o tamtych wydarzeniach, które były początkiem końca starego
ustroju, byłoby głupotą - argumentował kapłan.
Dodał, że nawet dzisiejsze sondaże pokazują, jak wiele osób ma fałszywy
obraz naszej historii. - Liczymy, że stan wojenny doczeka się
sprawiedliwego osądu - także prawnego - zakończył ks. Siekierski
sobotnią homilię.
PAP
W Sejmie uczczono 85. rocznicę urodzin Wiesława Chrzanowskiego.
Profesor ma wykształcenie prawnicze i od ponad pół wieku zaangażowany
jest w życie publiczne. Był między innymi marszałkiem Sejmu I kadencji.
Znajomi i przyjaciele profesora Chrzanowskiego wskazywali na jego wiedzę,
uczciwość i wytrwałość w podejmowaniu działań w służbie dla Polski przy
zachowaniu kultury bycia.
Profesor Chrzanowski proszony o ocenę obecnej sceny politycznej w Polsce
mówi, że patrzy na nią z nadzieją wyłącznie w dalekiej perspektywie. Jak
mówi, najbardziej razi to, politykom we wzajemnych sporach, które - jak
zauważa - są potrzebne - nie chodzi o sprawy, tylko o ludzi. - To
niestety spłyca, a przede wszystkim nie rozwija - podkreśla profesor
Wiesław Chrzanowski. Zauważa jednocześnie, że jeśli się w Sejmie mówi: "Panie
Marszałku, Wysoka Izbo - to się oddaje jej szacunek", a wypowiadane
przez polityków kolejne słowa mówią coś zupełnie innego.
Odnosząc się do wyzwań stojących przed Polską, jako członkiem Unii
Europejskiej, profesor Wiesław Chrzanowski podkreślał, że brakuje
poważnej dyskusji dotyczącej przyszłego kształtu Wspólnoty. - Od tego
zależy pozycja Europy w świecie, a my jesteśmy jej częścią - mówi
profesor Chrzanowski. Zauważa także, że potrzebny jest dialog nie nie
tylko z formalnymi unijnymi strukturami, ale także różnymi nurtami
społecznymi, które we Wspólnocie istnieją.
Spotkanie jubileuszowe profesora Wiesława Chrzanowskiego odbyło się w
Sejmie pod patronatem marszałka Izby - Bronisława Komorowskiego.
Profesor Wiesław Chrzanowski urodził się 20 grudnia 1923 roku w
Warszawie. Był w 1989 roku jednym z założycieli Zjednoczenia
Chrześcijańsko-Narodowego, a do 1994 roku pełnił funkcję prezesa zarządu
głównego tej partii.
W maju 2005 roku został odznaczony przez prezydenta Aleksandra
Kwaśniewskiego Orderem Orła Białego. W 2007 roku - prezydent Lech
Kaczyński powołał profesor Wiesława Chrzanowskiego do kapituły tego
orderu.
wp.pl
Dziennikarz, którego nienawidziły miliony Polaków
- Uznałem, że ubranie prezenterów w mundur to niezły pomysł - mówi w
rozmowie z TVP Info Marek Tumanowicz, były prezenter "Dziennika
Telewizyjnego" z czasów stanu wojennego. - Uważałem, że mundur podkreśli
tę sytuację. Później pomysł ten okazał się fatalny w skutkach - wyjaśnia.
Jak się czuł z tym, że nienawidziły go miliony Polaków?
Gdy codziennie o 19.30 Marek Tumanowicz pojawiał się w „Dzienniku”, na
wezwanie opozycji, Polacy całymi rodzinami wychodzili na spacery, by w
ten sposób zademonstrować bojkot telewizji stanu wojennego. - Nie uważam
jednak, że zaangażowanie w ówczesną telewizję to błąd mojego życia -
mówi TVP Info Tumanowcz, który dał swoją twarz stanowi wojennemu.
Przez cały okres stanu wojennego gmachu telewizji pilnowali żołnierze.
Nikt nie uprawniony nie mógł dostać się do środka. Działały komisje
weryfikacyjne, które sprawdzały przeszłość każdego pracownika. Ci, co do
których były jakieś wątpliwości w sprawie ich działalność opozycyjnej,
nie mieli szans na powrót do pracy.
Zatrudnienie straciło wówczas około dwóch tysięcy pracowników telewizji
w całej Polsce. Ale zdarzały się także próby np. pokazania na wizji
planszy z napisem "DTV łże jak łgał”. - Żadna z nich się nie powiodła, a
winowajcy zostali zatrzymani - mówi Tumanowicz.
Tumanowicz przyznaje, że "zielony ogon” munduru ciągnął się za nim przez
wiele lat. Po 1989 roku miał trudności ze znalezieniem pracy. Trzy razy
był zarejestrowany jako bezrobotny. Pracował jako stróż oraz szef
ochrony.
Umundurował dziennikarzy
Kiedy 13 grudnia 1981 roku ogłoszono stan wojenny, zamknięto studia TVP
przy Placu Powstańców w Warszawie (stąd nadawane są dziś TVP Info, "Wiadomości”,
"Panorama" i "Teleexpress"). Marka Tumanowicza oddelegowano do
specjalnego studia w jednostce wojskowej, skąd nadano najpierw
przemówienie gen. Jaruzelskiego, a potem emitowano „Dziennik Telewizyjny”.
- Uznałem, że ubranie prezenterów w mundur to niezły pomysł - mówi były
prezenter. Poszedł z nim do Stanisława Cześnina, ówczesnego redaktora
naczelnego Dziennika, który z kolei przekazał to generałowi Albinowi
Żyto, komisarzowi wojskowemu radiokomitetu. Propozycja spotkała się z
aprobatą.
Program z bunkra
Pierwsze wydania DTV nadawane były z tzw. studia bunkier, które
przygotowane zostało w jednostce wojskowej przy ul. Żwirki i Wigury.
Tumanowicz przyznał w rozmowie z TVP Info, że znał to miejsce, bo studio
zostało przygotowane jeszcze przed wprowadzeniem stanu wojennego i
dziennikarz zapoznawał się z nim wcześniej, choć, jak twierdzi, wybuch
stanu wojennego go zaskoczył.
Wszystkie teksty czytane na wizji przygotowywane były w Urzędzie Rady
Ministrów. Często zawierały odręczne poprawki generała Jaruzelskiego. -
To było bardzo drobne pismo, denerwowałem się, żeby niczego nie
przekręcić, zwłaszcza, że materiały te docierały do nas nawet 10 minut
przed emisją – wspomina Tumanowicz.
Z czasem na antenie zaczęto pokazywać materiały, które miały pokazać, że
społeczeństwo przychylnie odnosi się do zaistniałej sytuacji. Pokazywano
np. mieszkańców miast, którzy przynoszą żywność i herbatę w termosach
żołnierzom i milicjantom stacjonującym na ulicach, grzejącym się przy
koksownikach.
- W redakcji, oprócz cenzora, panowała cenzura wewnętrzna. Wszystko po
to, by materiały były po linii. Wiadomo było, że musimy wykonywać
polecenia i robiliśmy to – mówi Tumanowicz. - Ale zdarzały się przypadki
nadgorliwości – dodaje. I przytacza historię, kiedy jeden z dziennikarzy
został wysłany, by przygotować reportaż o przypadkach podpalenia flagi
narodowej. Ponieważ nie znalazł żadnej zniszczonej flagi, postanowił na
potrzeby materiału telewizyjnego osobiście podpalić symbol. Doniósł na
niego operator kamery. - Dziennikarz o mało nie stracił pracy, chciano
go także wykluczyć z partii – opowiada Tumanowicz.
Anita Blinkiewicz tvp.info
Zakończył się szczyt klimatyczny w Poznaniu
W Poznaniu zakończył się światowy szczyt klimatyczny. Zdaniem jego
organizatorów - ONZ oraz polskiego rządu, konferencja spełniła
oczekiwania.
Najważniejszym osiągnięciem dwutygodniowych negocjacji przedstawicieli
ponad 190 państw jest zgoda na uruchomienie tak zwanego Funduszu
Adaptacyjnego. Są to środki, dzięki którym kraje rozwijające się będą
mogły przystosowywać się do zmian klimatu. Prezydent konferencji,
minister środowiska Maciej Nowicki, uważa to za prawdziwy sukces szczytu.
Między innymi dlatego, że pomysł stworzenia funduszu pojawił się w
ubiegłym roku podczas konferencji na Bali, ale dopiero w Poznaniu nabrał
realnych kształtów.
Minister Nowicki uważa, że z tych ustaleń mogą być zadowolone wszystkie
strony konferencji. Zwłaszcza kraje słabo rozwinięte i dotknięte
bezpośrednio skutkami zmian klimatycznych.
Według polskiej delegacji, sporym sukcesem jest też fakt, iż wszystkie
państwa są zgodne co do potrzeby zawarcia globalnego porozumienia na
rzecz walki ze zmianami klimatycznymi za rok w Kopenhadze. Konkretne
osiągnięcie to wyznaczenie mapy drogowej przed przyszłorocznym szczytem,
czyli szczegółowego kalendarza działań.
IAR
Piątek, 2008-12-12
"Wynik szczytu sukcesem
Unii Europejskiej i Polski"
Sukcesem Polski jest wynegocjowanie korzystniejszych warunków realizacji
pakietu klimatyczno- energetycznego - uważa prezes demosEuropa-Centrum
Strategii Europejskiej Paweł Świeboda. Według niego, wynik szczytu UE,
jest przede wszystkim sukcesem Unii Europejskiej.
- W ostatecznym kompromisie mamy de facto to co proponowała Komisja
Europejska, tylko w mocno rozwodnionej postaci - podsumował Świeboda
wynik zakończonego tego dnia szczytu UE.
Według niego, Polska wynegocjowała co prawda bardziej dogodne warunki
wdrożenia pakietu klimatyczno-energetycznego - zwłaszcza w
elektroenergetyce - ale nie jest to nowy system, o który strona polska
zabiegała w ostatnich miesiącach.
- Polska osiągnęła sukces przede wszystkim w tym znaczeniu, że podpisała
się pod pakietem klimatyczno-energetycznym, który był przez ostatnich
kilka miesięcy gremialnie krytykowany przez polski rząd - powiedział
Świeboda.
Przyznał rację premierowi Donaldowi Tuskowi, który podkreślił, że teraz
trzeba się skoncentrować na tym, żeby elektroenergetyka podjęła wyzwania
wynikające z przyjęcia unijnego pakietu.
Zwrócił uwagę, że "nie jest to takie oczywiste", ponieważ dotychczas
polskie elektrownie nie musiały kupować na aukcjach praw do emisji CO2,
a i tak w elektroenergetykę bardzo mało się inwestuje.
Szef demosEuropa podkreślił, że sukcesem Unii Europejskiej jest to, że
osiągnęła kompromis w najważniejszych obszarach wykazując sprawność w
działaniu "w bezprecedensowo trudnej sytuacji".
- Przede wszystkim jeżeli chodzi o Traktat z Lizbony i perspektywy jego
wejścia w życie, po drugie przyjmując pakiet klimatyczno-energetyczny, a
trzecia rzecz, to pakiet finansowy, który był najprostszą z decyzji do
podjęcia na szczycie, bo wiadomo było, że europejska gospodarka
potrzebuje bodźca, a jest to sygnał, że Unia jest zdeterminowana walczyć
z recesją - powiedział Świeboda.
Pakiet klimatyczno-energetyczny zakłada redukcję emisji CO2 i zużycia
energii o 20% do 2020 roku oraz zwiększenie w tym samym czasie udziału
energii odnawialnych o 20%. W ramach mechanizmu solidarności w pakiecie
Polska uzyska 60 mld złotych w latach 2013-2020.
Radzie Europejskiej udało się też zobowiązać Irlandię do wznowienia
procesu ratyfikacji Traktatu z Lizbony. Irlandczycy otrzymali też
polityczne zobowiązania, że ich obawy (wyrażone w pierwszym referendum
12 czerwca br., kiedy odrzucili traktat) dotyczące neutralności kraju
oraz polityki rodzinnej i podatkowej zostaną uwzględnione w odpowiednich
protokołach prawnych.
Te zostaną dołączone nie do Traktatu z Lizbony - bo wówczas ratyfikację
należałoby powtórzyć w pozostałych krajach UE - ale do traktatu
akcesyjnego Chorwacji, która jest pierwsza w kolejce do wejścia do UE,
prawdopodobnie w 2010 lub 2011 roku.
Ponadto przywódcy unijnych państw zaakceptowali skoordynowany plan
pobudzania unijnej gospodarki o wartości 1,5% PKB UE (200 mld euro).
Zobowiązali się do wykorzystania wszystkich instrumentów, w tym
podatkowych, by przeciwdziałać recesji i pobudzać zatrudnienie. Każdy
kraj ma jednak sam zdecydować - według potrzeb i możliwości - jak chce
wspierać inwestycje i popyt.
PAP
Odtajnione dokumenty CIA pogrążają gen. Jaruzelskiego
To może być przełom w narodowej dyskusji o stanie wojennym. Po tym jak
Amerykanie upublicznili prawie dwa tysiące stron dokumentów Centralnej
Agencji Wywiadowczej (CIA), z których jasno wynika, że 13 grudnia 1981
r. nie groziła nam interwencja ZSRR, obrońcy generała Jaruzelskiego i
jego ekipy mają coraz mniej argumentów - czytamy w "Polsce".
"Polska", nim jeszcze zaczęła się konferencja w siedzibie agencji w
Langley, dotarła do większości tajnych dotąd dokumentów. Niemal każda
kolejna kartka robi wrażenie.
W dokumencie CIA z 13 grudnia z godzin porannych jest wyraźnie napisane:
"Nie ma żadnego dowodu wskazującego, żeby siły sowieckie były w stanie
podwyższonej gotowości lub by trwały przygotowania do przemieszczania
oddziałów".
Dokumenty potwierdzają także informacje, że inwazja była możliwa, ale w
grudniu 1980 r. ostrzegał przed nią Amerykanów płk Ryszard Kukliński.
Tymczasem główna linia obrony generała Wojciecha Jaruzelskiego w
toczącym się procesie przeciwko autorom stanu wojennego, powtarzana
zresztą od lat, oparta jest na twierdzeniu, że 13 grudnia 1981 r. był
mniejszym złem.
W odtajnionym pliku dokumentów znalazły się raporty Central Intelligence
Agency National Foreign Assessment Center (ośrodka amerykańskiego
wywiadu zajmującego się monitoringiem sytuacji za granicą) z 1980 i 1981
r., mapy "Siły Paktu Warszawskiego wewnątrz i wokół Polski", "Sowieckie
Dywizje Wojsk Lądowych wokół i wewnątrz Polski - według typu" oraz
specyfikacja jednostek wojskowych Układu Warszawskiego rozmieszczonych
wokół Polski, a także memoranda szefa CIA Stansfielda Turnera. Klauzula
tajności z tych dokumentów była zdejmowana w 2007 i 2008 r.
Natomiast w grudniu 1980 r. administracja prezydenta Jimmy'ego Cartera
była przekonana, że Polsce grozi interwencja wojsk sowieckich. Ówczesny
dyrektor CIA Turner przedstawił prezydentowi specjalny raport pt.
"Możliwość sowieckiej interwencji militarnej w Polsce". W
trzystronicowym dokumencie oznaczonym klauzulą najwyższej tajności "top
secret" dyrektor alarmował: "Jestem przekonany, że Sowieci przygotowują
swoje siły do dokonania wojskowej interwencji w Polsce".
Polska
Zakończenie roku Herberta
W Warszawie kończy się konferencja pt. "Herbert na językach". Jest to
uroczyste zakończenie i podsumowanie 2008 roku, ogłoszonego rokiem
Zbigniewa Herberta.
Podczas dzisiejszej sesji polscy historycy i krytycy rozmawiać będą o
odbiorze Herberta w naszym kraju. Przypomniane zostaną najważniejsze
spory ideowe toczone wokół postaci twórcy "Pana Cogito".
Na konferencji będzie także poruszona - mniej znana - dramaturgiczna
twórczość Zbigniewa Herberta. Mało kto o tym pamięta, ale "książę
poetów" był także autorem kilku słuchowisk radiowych. W Polskim Radiu
zostały zrealizowane takie sztuki Herberta jak "Drugi pokój",
"Rekonstrukcja poety", "Lalek", "Listy naszych czytelników", "Jaskinia
filozofów".
Na konferencji wypowiadać się będą, między innymi, Przemysław Czapliński,
Maciej Urbanowski, Anna Nasiłowska, Piotr Śliwiński i Jacek Kopciński.
Organizatorami konferencji "Herbert na językach" są Biblioteka Narodowa,
Instytut Badań Literackich PAN oraz Instytut Książki.
Rok 2008 w Polsce był rokiem Zbigniewa Herberta
IAR
Czwartek, 2008-12-11
Do piątku trwa akcja "Szlachetna
Paczka" dla ubogich rodzin
Do piątku 12 grudnia można przygotować świąteczną paczkę dla ubogiej
rodziny w ramach akcji Stowarzyszenia Wiosna "Szlachetna Paczka". Na
pomoc czeka jeszcze ponad 750 rodzin, przeszło 4 tys. otrzymało już
pomoc.
Ogólnopolska akcja "Szlachetna Paczka" organizowana jest już po raz ósmy.
Jak tłumaczą jej organizatorzy, jest próbą zareagowania na prawdziwą
biedę, zwłaszcza tę ukrytą. Ich zdaniem dobra pomoc - to pomoc skuteczna,
która powinna wiązać się z wcześniejszym rozpoznaniem potrzeb i
konkretną odpowiedzią na te potrzeby.
Żeby uniknąć przypadkowych działań wolontariusze sami znajdują
potrzebujących i pytają, czego najbardziej im brakuje. Mechanizm akcji
jest prosty: wolontariusze szukają w swoim otoczeniu osób, które często
wstydzą się prosić o pomoc, choć jej potrzebują, w ten sposób powstaje
internetowa baza opisów ubogich rodzin i ich najpilniejszych potrzeb,
każdy może wybrać z niej rodzinę, której chce pomóc. Baza jest aktywna
do 12 grudnia.
W bazie można przeczytać opis sytuacji potrzebującej rodziny. Po
wybraniu konkretnych osób, e-mailem otrzymuje się listę ich potrzeb.
Paczkę należy zawieźć do najbliższego magazynu, którego adres podano w
e-mailu. Stamtąd wolontariusze rozwiozą paczki do rodzin.
W całej Polsce działa 189 lokalnych sztabów akcji, w których pracuje ok.
2 tys. wolontariuszy.
Już 4 tys. rodzin z tegorocznej bazy znalazło swoich darczyńców, ale na
świąteczną pomoc wciąż czeka ponad 750 rodzin. Część z nich mieszka w
polskich ośrodkach biedy - na Podkarpaciu, Warmii, w Lubuskiem - dlatego
nie może liczyć na paczkę przygotowaną przez darczyńców w swoim regionie.
Najwięcej potrzebujących rodzin jest w województwach kujawsko- pomorskim
(136), śląskim (142), łódzkim (117), opolskim (108), świętokrzyskim
(138) i lubuskim (149).
Według GUS, w Polsce obecnie 4,5 mln osób żyje na skraju ubóstwa, co
oznacza, że aż 12% ludzi pozostaje poniżej granicy tak zwanego minimum
egzystencjalnego - brakuje im pieniędzy na jedzenie, ubranie, środki
higieny i czystości.
PAP
Trzy ostatnie F-16 są już w Polsce
Trzy ostatnie z 48 zakupionych przez Polskę samolotów F-16 dotarły do
Polski - poinformował rzecznik sił powietrznych ppłk Wiesław
Grzegorzewski.
Przed godz. 15 samoloty wylądowały w Poznaniu na Krzesinach. Siły
Powietrzne mają już 36 samolotów w jednomiejscowej wersji C oraz 12
dwumiejscowych, w wersji D. Po zakończeniu procedur sprawdzających
dostarczone w czwartek samoloty znajdą się na wyposażeniu 10. Eskadry
Lotnictwa Taktycznego w Łasku.
Umowę o dostawie 48 wielozadaniowych samolotów bojowych F-16 Block 52+
podpisano 18 kwietnia 2003 w Dęblinie. Samoloty stacjonują w 31. Bazie
Lotnictwa Taktycznego w Poznaniu oraz 32. Bazie Lotniczej w Łasku.
Pierwsze maszyny przyleciały do Polski w listopadzie 2006. Zakończenie
dostaw nie kończy procesu wdrożenia "Jastrzębi", jak nazwano w Polsce te
samoloty. Stan dostaw sprzętu i uzbrojenia do F-16 MON ocenia na 64
proc., dostawy mają się zakończyć w 2011 roku.
Zakończyły się szkolenia personelu technicznego za granicą. Dobiega
końca szkolenie pilotów w Stanach Zjednoczonych. Przebywa tam obecnie 12
polskich pilotów, z których pięciu szkoli się na F-16 w Tucson w
Arizonie, a siedmiu na samolocie treningowym T-38 w bazie USAF w
Randolph. Powrót wszystkich polskich pilotów jest planowany na wrzesień
2009 roku. Jednocześnie w Polsce w ponad 60% zaawansowane jest
przeszkolenie personelu lotniczego i naziemnego przez amerykański zespół
szkolenia lotniczego.
Cały program wdrożenia F-16 do polskiego wojska, tj. realizacja
ostatniej zakontraktowanej usługi, ma się zakończyć w 2014 roku.
Dostawom F-16, produkowanym przez koncern Lockheed Martin, od początku
towarzyszyły niesprawności. Przylot pierwszych dwóch maszyn opóźnił się
o dwa dni - samoloty zawróciły, gdy w jednym z nich aparatura pokładowa
zasygnalizowała niesprawność pewnych systemów.
W ub. roku odnotowano ponad tysiąc niesprawności i usterek w samolotach
F-16, które jednak według statystyk nie są najbardziej usterkowym
samolotem polskiego wojska. Na kilkaset nieprawidłowości tylko w kilku
przypadkach załoga przerywała lot. Przedstawiciele Sił Powietrznych
podkreślają, że F-16 dzięki rozbudowanej elektronice pozwala wcześnie
dostrzec najdrobniejsze nieprawidłowości. Ze względu na procedury
bezpieczeństwa przerywa się wtedy zadania, które w warunkach bojowych
można by kontynuować.
Codziennie loty odbywa 10-13 samolotów tego typu, a piloci F-16 spędzają
w powietrzu co najmniej 180 godzin rocznie - zgodnie z normą NATO -
podczas gdy piloci innych statków powietrznych - nie więcej niż 120
godzin.
Zgodnie z ustawą offsetową zakupowi zagranicznego uzbrojenia powyżej
określonej wartości muszą towarzyszyć zamówienia w krajowym przemyśle
kompensujące zakup. Największy offset - którego wartość zaliczona przez
Ministerstwo Gospodarki wynosi 6 mld dolarów - towarzyszy właśnie
zakupowi F-16. Zdaniem niektórych komentatorów niektóre z projektów
offsetowych przynoszą korzyści wyłącznie Amerykanom, wytykają też
kolejnym ekipom w MON opóźnienia w programach szkolenia i wdrażaniu
F-16.
Prace nad F-16 rozpoczęto na początku lat 70. Pentagon szukał lekkiego
samolotu bojowego tańszego niż wprowadzony wtedy do uzbrojenia myśliwiec
przewagi powietrznej F-15. Prototyp oblatano w 1974 r., pięć lat później
pierwsze egzemplarze weszły do służby. Poza USA wybrały go Belgia i
Holandia, z czasem na F-16 zdecydowały się 23 państwa, kupując 4,4 tys.
samolotów. Polska została ósmym europejskim użytkownikiem F-16.
Zamówiony przez Polskę wariant Block 52+ dla Polski to
najnowocześniejsza wersja spośród F-16 w armiach NATO. Jest on platformą
zdolną przenosić m.in. kierowane rakiety powietrze-powietrze AMRAAM,
powietrze-ziemia Maverick, bomby kierowane i niekierowane, a łączna masa
podwieszanego uzbrojenia może wynosić blisko 10 ton.
PAP
Dalajlama o rozmowie z L.Kaczyńskim: ważne spotkanie
- Nie dbam o protokół, to było ważne spotkanie twarzą w twarz -
powiedział duchowy i polityczny przywódca Tybetu Dalajlama XIV pytany,
jak ocenia fakt, że jego rozmowa z Lechem Kaczyńskim miała charakter
prywatny, a nie oficjalny. Polski prezydent spotkał się z Dalajlamą w
środę. Rozmowa trwała około pół godziny.
- Nie chcę nikomu stwarzać żadnych problemów i trudności - podkreślił
Dalajlama XIV, który był w czwartek gościem specjalnym sejmowej Komisji
Spraw Zagranicznych.
Duchowy przywódca Tybetu był pytany także o protest władz Chin w związku
z jego spotkaniem z polskim prezydentem. Odpowiedział ironicznie, że już
jest rutyną, iż wszędzie tam, gdzie się pojawia, spotyka "go chińskie
błogosławieństwo", właśnie w postaci protestu. - To błogosławieństwo -
jak mówił Dalajlama - dotyka nawet europejskie i amerykańskie uczelnie.
Polski ambasador w Chinach został wezwany w trybie pilnym do
Ministerstwa Spraw Zagranicznych w Pekinie. W czwartek rano, rzecznik
chińskiego MSZ Liu Jianchao poinformował, że Chiny przekazały oficjalny
protest ambasadzie Polskiej w Pekinie, wyrażając tym samym głębokie
niezadowolenie z faktu spotkania Lecha Kaczyńskiego z Dalajlamą XIV.
Podobnie zareagowały chińskie władze po spotkaniu w Gdańsku prezydenta
Francji Nicolasa Sarkozy`ego z dalajlamą.
PAP
Prezydent wraz z premierem przybyli na szczyt
Samolot specjalny z prezydentem i premierem Polski na pokładzie
wylądował w Brukseli. Niestety polska delegacja nieznacznie spóźniła się
na szczyt UE, który rozpoczął się o godzinie 15.00. Z niespełna
półgodzinnym opóźnieniem prezydent i premier przybyli do budynku, w
którym toczą się obrady.
Premier miał lecieć na szczyt z Warszawy o godz. 9.45 samolotem rejsowym.
Lot Brussels Airlines został jednak odwołany z powodu usterki
technicznej samolotu.
Prezydent Lech Kaczyński podjął decyzję, aby wysłać do Warszawy po
premiera samolot specjalny, którym rano przyleciał do Poznania na szczyt
klimatyczny.
- Jak tylko prezydent dowiedział się o przykrości, jaka spotkała pana
premiera, natychmiast zadecydował, aby tak zorganizować lot samolotu (specjalnego),
aby wrócił on do Warszawy tak, by mogli razem polecieć na szczyt -
powiedział prezydencki minister Michał Kamiński.
Odnosząc się do awarii samolotu podkreślił, że to jest złośliwość rzeczy
martwych. - Przede wszystkim chodzi o to, żeby premier dotarł do
Brukseli i najlepszym sposobem jest użycie samolotu TU-154, bo te
mniejsze (Jak-40) muszą mieć miedzylądowania - zaznaczył.
Zapytany, czy doszło do porozumienia między podziałami pomiędzy
prezydentem i premierem Kamiński podkreślił, że ze strony prezydenta
nigdy nie było "tendencji do złośliwości w takich kwestiach".
- Lech Kaczyński zawsze mówił, żeby premier i prezydent bywali na
szczytach w Brukseli i prezentowali polskie stanowisko - dodał
prezydencki minister.
Jak mówił, wszyscy wiedzą, że w Polsce jest kohabitacja i jak trudne są
relacje pomiędzy obozami politycznymi prezydenta i premiera. - Jeżeli
oni razem występują w Brukseli i razem mówią jednym głosem o polskich
problemach, to wzmacnia nasze stanowisko - powiedział Kamiński.
W jego ocenie, to pokazuje że Polacy mogą się kłócić w środku, tak jak w
każdym kraju, mają różne zdania, głosują na różne partie, ale są rzeczy
takie jak pakiet energetyczno-klimatyczny, "które nas jednoczą i
walczymy o nie razem".
W czwartek przed godziną 13 samolot specjalny z premierem Donaldem
Tuskiem oraz delegacją rządową na pokładzie wyleciał z Warszawy do
Poznania.
PAP
|
|
INDEX
|