Polonia Winnipegu
 Numer 63

             26 lutego, 2009      Archiwa Home Kontakt

Wydawca


Bogdan Fiedur
Bogdan Fiedur
 

 

zapisz Się Na Naszą listę


Proszę kliknąć na ten link aby dotrzeć do formularza gdzie można zapisać się na listę dystrybucyjną i w przyszłości otrzymywać biuletyn bezpośrednio od nas.

Aby zapisać się szybko bez wypełniania formularza, proszę wysłać E-mail bez żadnego tekstu poprzez kliknięcie tego linku.

 

 

Przyłącz się

Jeśli masz jakieś informacje dotyczące polskich wydarzeń i chciałbyś albo chciałabyś podzielić się nimi z naszymi czytelnikami, to prześlij je do nas. Mile widziane są wywiady, felietony, zdjęcia i poezja. Proszę informować nas o wszystkich wydarzeniach polonijnych.

 

 

Promuj polonię

Każdy z nas może się przyczynić do promowania Polonii w Winnipegu w bardzo prosty sposób.  Mój apel jest aby dodać dwie linie do waszej stopki (signature) aby zacząć promować Polonijne wydarzenia w Winnipegu kiedykolwiek wysyłamy maila.

Tutaj są instrukcj
e jak dodać stopkę używając Outlook Express.

Kli
knij Tools-->Options --> Signatures

Zaznacz poprzez kliknięcie
Checkbox gdzie pisze

Add signature to all outgoing messages


W pole gdzie jest napisane Edit Signature proszę wpisać.

Polonijny link Winnipegu
http://www.polishwinnipeg.com

albo

Polish Link for Winnipeg
http://www.polishwinnipeg.com


Po tym kliknij Apply

I to wszystko. Od tej pory będziemy promować polskie wydarzanie w Winnipegu automatycznie kiedy wyślemy maila do kogoś. Wszystkie programy mailowe mają taką opcję tzw. signature i sposób jej dodania będzie bardzo podobny do tego co opisałem dla Outlook Express

Polonijny Biuletyn Informacyjny w Winnipegu


INDEX

 

WIADOMOŚCI PROSTO Z POLSKI

Środa, 2009-02-25

Niebezpiecznie rośnie deficyt budżetowy

Na koniec lutego deficyt budżetowy może w Polsce sięgnąć połowy kwoty planowanej na cały rok - wynika z szacunków "Rzeczpospolitej". Gwałtownie spadają dochody podatkowe państwa i według ekspertów nie da się nie da się utrzymać deficytu finansów publicznych poniżej wymaganych do przyjęcia euro 3% PKB.
Zdaniem gazety, która powołuje się m.in. na byłego ministra finansów Mirosława Gronickiego, byłego wiceszefa tego resortu prof. Stanisława Gomułkę oraz Janusza Jankowiaka, ekonomistę Polskiej Rady Biznesu, dla ratowania sytuacji rząd może być zmuszony podnieść składkę rentową z obecnych 7% do 13% i przynajmniej na dwa lata zamrozić płace budżetówki oraz waloryzację rent i emerytur.
Fatalna sytuacja budżetu wynika z gwałtownie spadających dochodów podatkowych państwa. Z końcem minionego roku wpływy z tego tytułu były niższe o 8 mld zł od planowanych - wyjaśnił "Rzeczpospolitej" prof. Gomułka.
W tym roku może być znacznie gorzej. Gronicki szacuje, że przy założeniu wystąpienia niewielkiej recesji oraz uwzględnieniu dotychczasowych oszczędności poczynionych przez rząd, spadek wpływów podatkowych wyniesie 20 mld zł.
Zdaniem cytowanych przez "Rzeczpospolitą" ekonomistów nie da się utrzymać deficytu finansów publicznych poniżej wymaganych do przyjęcia euro 3% PKB, czego konsekwencją będzie przesunięcie daty przyjęcia unijnej waluty nie o miesiące, ale o lata.
PAP

Rybak z siecią" z Gdańska jednak dziełem Wyczółkowskiego


Obraz Leona Wyczółkowskiego "Rybak z siecią" ponownie zostanie wystawiony w gdańskim Muzeum Narodowym. Przez niektórych ekspertów obraz jest uważany za falsyfikat, ale po długiej dyskusji, w której wzięła udział m.in. policja i prokuratura, dyrekcja gdańskiego Muzeum Narodowego nabrała przekonania, że zakupiony przez nią obraz jest jednak autentykiem.
Muzeum chce przygotować specjalną wystawę poświęconą sporowi wokół autentyczności obrazu.
Jak poinformował dyrektor Muzeum Narodowego w Gdańsku, Wojciech Bonisławski, na wystawie znajdzie się sam przedmiot dyskusji - obraz "Rybak z siecią" Leona Wyczółkowskiego (1852-1936) oraz wszystkie ekspertyzy i obszerna dokumentacja dotycząca dzieła.
Wykonany techniką gwaszu i akwareli obraz gdańskie Muzeum Narodowe kupiło jesienią 2007 r. Sprzedawca - prywatny właściciel, otrzymał za obraz 80 tys. zł. Dołączył do niego ekspertyzę potwierdzającą autentyczność dzieła, sporządzoną przez prof. Jerzego Malinowskiego z Uniwersytetu Mikołaja Kopernika w Toruniu.
Niedługo po nabyciu obrazu dyrekcja Muzeum Narodowego, chcąc mieć absolutną pewność co do tego, że nie jest on falsyfikatem, zleciła drugą ekspertyzę - technologiczną. Jej autor, prof. Dariusz Markowski z Instytutu Zabytkoznawstwa i Konserwatorstwa UMK uznał, że obraz jest wykonaną już po śmierci Wyczółkowskiego kopią olejnego obrazu znajdującego się w Muzeum Narodowym w Krakowie.
Głównym argumentem, który wysunął profesor Markowski był fakt, że "użyty w obrazie pigment tzw. biel tytanowa weszła do użytku już po śmierci Wyczółkowskiego".
Dysponując rozbieżnymi ekspertyzami dyrekcja muzeum przekazała obraz prokuraturze i poprosiła o zajęcie się sprawą. Centralne Laboratorium Kryminalistyczne zbadało autentyczność podpisu umieszczonego na dostarczonym mu obrazie, ale eksperci orzekli, że nie są w stanie wydać wiążącej opinii.
Z kolei śledczy z Prokuratury Gdańsk-Śródmieście, postanowili zbadać, co działo się z obrazem przed sprzedażą. Prokuratorzy ustalili, że od momentu wystawienia pierwszej - potwierdzającej autentyczność obrazu opinii, do czasu sprzedaży pracy gdańskiemu muzeum, obraz znajdował się w prywatnej galerii, z której mógł być wypożyczany. Powzięto przypuszczenie, że dzieło mogło zostać podmienione.
Teza ta upadła w momencie, gdy autor pierwotnej opinii, prof. Jerzy Malinowski potwierdził, że "mamy do czynienia z tym samym dziełem, które badał wcześniej". Śledztwo, dotyczące tego, czy osoba sprzedająca obraz mogła dopuścić się oszustwa, polegającego na świadomej sprzedaży fałszywego obrazu, zostało umorzone.
Gdy trwało postępowanie prokuratury i policji, również prof. Malinowski zlecił dodatkowe badania obrazu. Kompleksową ekspertyzę, obejmującą badania chemiczne przeprowadzili pracownicy Politechniki Warszawskiej. Zdaniem autorów badań obraz namalował Wyczółkowski. W ekspertyzie tej powołano się m.in. na amerykańskich specjalistów, którzy stwierdzili, że pigment o nazwie biel tytanowa był używany już w czasie, gdy Wyczółkowski żył.
Muzeum uznało więc, że dzieło jest autentyczne.
PAP

MSZ: wciąż spływają informacje o ciele Polaka

Rzecznik MSZ Piotr Paszkowski powiedział, że trwa weryfikacja spływających wciąż informacji dotyczących tego, gdzie w Pakistanie znajduje się ciało zabitego Polaka. W Pakistanie jest wiceminister spraw zagranicznych Jacek Najder, który pojechał tam z misją odzyskania ciała.
Jak mówił Paszkowski, w Pakistanie jest dużo szumu informacyjnego. Wyjaśnił, że zgłaszają się różne osoby, które obiecują pośrednictwo, oferują pomoc i twierdzą, że znają stawiane przez porywaczy warunki wydania ciała.
Rzecznik MSZ zastrzegł, że doniesienia te należy traktować z dużą rezerwą.
Zapewnił, że MSZ nadal jest w stałym kontakcie ze swoimi pakistańskimi partnerami. Przypomniał, że w dalszym ciągu działa wspólna polsko-pakistańska grupa robocza.
Pracownika Geofizyki Kraków Piotra Stańczaka uprowadzono w Pakistanie 28 września 2008 r. Porywacze grozili zabiciem go, jeśli rząd Pakistanu nie spełni do 4 lutego ich żądań: wycofania sił bezpieczeństwa z terytoriów plemiennych i uwolnienia ich towarzyszy. Ultimatum przesunięto o 48 godzin. 7 lutego pakistańska telewizja Geo TV podała, że Stańczaka zamordowano. Te informacje potwierdziły potem władze pakistańskie.
Szef MSZ Radosław Sikorski ustanowił nagrodę w wysokości 1 miliona złotych za informacje, które mogą pomóc w doprowadzeniu winnych śmierci Polaka przed wymiar sprawiedliwości.
PAP

Wtorek, 22009-02-24

Mamy nowego szefa Państwowej Agencji Atomistyki

Premier Donald Tusk powołał na stanowisko prezesa Państwowej Agencji Atomistyki profesora Michała Waligórskiego - poinformowało Centrum Informacyjne Rządu.
Michał Waligórski zastąpił na stanowisku prezesa Państwowej Agencji Atomistyki (PAA) wieloletniego szefa Agencji prof. Jerzego Niewodniczańskiego, który przechodzi na emeryturę - poinformowała na swoich stronach PAA.
Waligórski jest od 1993 roku kierownikiem Zakładu Fizyki Medycznej Centrum Onkologii, krakowskiego oddziału Instytutu im. Marii Skłodowskiej-Curie. Od 2005 roku pełni też funkcję prezesa Polskiego Towarzystwa Fizyki Medycznej. Jest członkiem m.in. Komitetu Narodów Zjednoczonych ds. Efektów Promieniowania Atomowego (UNSCEAR).
Od 15 lat wykłada na Wydziale Fizyki i Informatyki Stosowanej AGH w Krakowie. Realizuje międzynarodowe projekty badawcze, przebywał m.in. w USA i Wietnamie. Jest autorem i współautorem ponad 200 artykułów dotyczących fizyki medycznej i ochrony radiologicznej.
Zadaniem PAA jest zapewnienie bezpieczeństwa jądrowego i ochrony radiologicznej m.in. poprzez sprawowanie nadzoru nad wszelką działalnością związaną z wykorzystaniem materiałów jądrowych i źródeł promieniowania jonizującego.
W styczniu rząd przyjął uchwałę w sprawie rozwoju energetyki jądrowej w Polsce. Premier zapowiedział, że do roku 2020 prąd powinien popłynąć z jednej lub dwóch elektrowni jądrowych.
PAP

IPN ma wstępne wyniki kwerendy dotyczącej zbiorowej mogiły w Malborku

Gdański IPN ma już wstępne wyniki kwerendy dotyczącej zbiorowej mogiły w Malborku, kryjącej szczątki ok. 1900 osób. Wyniki nie zmieniły hipotezy, według której w grobie pochowano niemieckich mieszkańców tego miasta oraz uciekinierów, którzy zmarli lub zginęli na przełomie 1944 i 1945 roku.
Jak poinformował naczelnik oddziałowej Komisji Ścigania Zbrodni przeciwko Narodowi Polskiemu IPN w Gdańsku, prokurator Maciej Schulz, kwerenda była prowadzona w zasobach własnych różnych oddziałów samego IPN, ale też w archiwach państwowych - m.in. w Gdańsku i Elblągu.
Schulz zaznaczył, że kwerenda przyniosła stosunkowo mało dokumentów, ale są wśród nich m.in. meldunki przedstawicieli polskiej władzy, którzy pojawili się w Malborku jeszcze w marcu 1945 roku, w czasie, gdy w mieście rządzili Rosjanie. - Polacy piszą m.in. o oporze, jaki stawiała strona rosyjska przed oddaniem miasta w administrację polską - powiedział Schulz.
Prokurator dodał, że w meldunkach Polaków pojawiają się informacje o przemocy, jaką Rosjanie stosowali wobec ludności cywilnej przebywającej w Malborku. Schulz zastrzegł, że wyniki kwerendy nie dają podstaw do zmiany hipotezy, którą IPN przyjął jako najpoważniejszą. Zakłada ona, że większość osób, które zostały pochowane w zbiorowej mogile, zmarła na przełomie 1944 i 1945 roku w wyniku głodu, zimna i chorób lub na początku 1945 roku na skutek przypadkowych ran odniesionych w czasie działań wojennych toczonych na terenie miasta.
Zdaniem Schulza, w mogile mogli zostać pochowani nie tylko niemieccy mieszkańcy Malborka, którzy - mimo rozkazu ewakuacji - nie opuścili miasta. Grób w Malborku, w którym to mieście znajdował się duży węzeł kolejowy, może kryć też szczątki uciekinierów z Prus Wschodnich oraz Pomorza, w tym także Polaków oraz osoby innej narodowości pochodzące z krajów okupowanych w tym czasie przez Niemców.
- Myślę choćby o robotnikach przymusowych zatrudnionych w prowadzonych przez Niemców gospodarstwach. Nietrudno sobie wyobrazić, że część z nich postanowiła uciekać przed Rosjanami razem z niemieckimi gospodarzami - tłumaczył Schulz.
Prokurator zaznaczył, że nie chce zbyt dużo mówić o szczegółach, jakich dostarczyła IPN kwerenda. - Nie chcę, aby świadkowie, z którymi mamy rozmawiać, zasugerowali się jakimiś szczegółami - powiedział prokurator. Z tych samych względów Schulz nie chciał też zdradzać szczegółów z zeznań kilku osób, które śledczy zdążyli już w tej sprawie przesłuchać. Jak zaznaczył, IPN wystąpił już do innych oddziałów Instytutu na terenie kraju z prośbą o przesłuchanie kolejnych świadków - osób, które mogły przebywać w Malborku w interesującym IPN czasie.
Do śledczych docierają też pocztą internetową relacje osób mieszkających na terenie Niemiec. - Spróbujemy ustalić ich tożsamość i poprosimy o zgodę na formalne przesłuchanie - powiedział Schulz.
Na szczątki pochowane na jednej z działek w centrum Malborka natrafiono w październiku ub.r. podczas prac poprzedzających budowę hotelu. Prace przy ekshumacji trwają. Według IPN, mogą się zakończyć jeszcze w tym tygodniu. Dotąd z ziemi wydobyto szczątki około 1900 osób - kobiet, mężczyzn i dzieci. Kilkanaście czaszek nosi ślady po kulach.
Przy szczątkach nie znaleziono żadnych przedmiotów osobistych czy choćby fragmentów dokumentów, które mogłyby wskazywać na narodowość pochowanych osób. Zdaniem Schulza, w miejscu, gdzie znaleziono grób, mogło istnieć jakieś naturalne zagłębienie - np. lej po bombie, do którego zwieziono ciała znalezione na terenie miasta wiosną 1945 roku.
Pracownik Muzeum Zamkowego w Malborku i jednocześnie znawca historii Malborka, Bernard Jesionowski, że w końcu 1944 roku niemieckie dowództwo rozkazało ludności cywilnej opuścić Malbork, jednak spora grupa osób nie posłuchała tego nakazu. W mieście miało pozostać około 4 tys. cywilów. - Los części z nich dotąd był nieznany - powiedział Jesionowski.
Od jesieni ub.r. sprawą zbiorowej mogiły zajmowała się prokuratura rejonowa w Malborku. IPN zdecydował się przejąć od niej śledztwo w końcu stycznia tego roku, po konsultacji między obiema instytucjami. W aktach sprawy przekazanych IPN przez prokuraturę w Malborku znajduje się udostępniona przez niemieckie organizacje lista ok. 1800 osób, które mieszkały w Malborku w końcu II wojny światowej, a których losów po 1945 nie udało się dotąd ustalić.
PAP

Prezydent: Steinbach jest problemem dla naszego kraju

Prezydent Lech Kaczyński, komentując wypowiedź ministra spraw zagranicznych Radosława Sikorskiego na temat szefowej niemieckiego Związku Wypędzonych Eriki Steinbach, ocenił, że jest ona "pewnym problemem dla naszego kraju".
W poniedziałek w Brukseli Sikorski zaapelował do Steinbach, aby wzięła przykład z prezydenta Niemiec, który, choć też urodził się w okupowanej Polsce, nie nazywa siebie wypędzonym. - Czy ludzie, których rodziny przez pokolenia tam mieszkały, chcą być identyfikowani z taką osobą jak pani Steinbach, która przyszła do naszego kraju z Hitlerem i z Hitlerem musiała się z niego wynosić? Która nie była żadną wypędzoną, tylko której rodzina, której tatuś, feldfebel Hermann bodajże, musiał czmychnąć, gdyż zwycięsko nacierała Armia Czerwona i Wojsko Polskie - powiedział Sikorski.
- Pani Steinbach jest dzisiaj pewnym problemem dla naszego kraju. Jej postawa, a przede wszystkim fakt, że w jednej z potężnych partii niemieckich ma istotne wpływy nie może być w Polsce nie zauważane - powiedział prezydent na konferencji prasowej proszony o skomentowanie wypowiedzi ministra.
Jak zaznaczył, nie rozumie przenośni ministra Sikorskiego. - Nie będę liczył lat damie, ale sądzę, że urodziła się znacznie po śmierci Hitlera i żyje do dzisiaj - dodał Lech Kaczyński.
PAP

Studenci zidentyfikowali 49 grobów wojennych

49 niezidentyfikowanych wcześniej grobów wojennych znaleźli w powiatach tatrzańskim i nowotarskim studenci pracujący nad Małopolską Internetową Bazą Grobów Wojennych.
O istnieniu mogił studenci historii z kół naukowych Uniwersytetu Jagiellońskiego (UJ) i Uniwersytetu Pedagogicznego (UP) w Krakowie najczęściej dowiadywali się od okolicznych mieszkańców. - Drogi do odnalezienia nowych obiektów były różne - od rozmów z mieszkańcami i proboszczami parafii, urzędnikami i pasjonatami historii, po przeglądanie ksiąg parafialnych i literatury fachowej - mówił Marek Hańderek z Koła Naukowego Historyków Studentów UJ.
Jak podkreślali studenci UP dla nich udział w tym projekcie był ciekawą i pouczającą przygodą, a dzięki odkryciu nowych grobów być może uda się je ocalić od zapomnienia i zniszczenia. Część grobów znajduje się w miejscach nieoznaczonych - na łąkach i w lasach, np. zbiorowa mogiła żołnierzy niemieckich w Łopusznej, czy zbiorowa mogiła Żydów w Tylmanowej.
- Znaleźliśmy dużo więcej niezidentyfikowanych grobów, ale 49 w sposób bezsporny udało się zakwalifikować jako miejsce pochówku osób, które zginęły w wyniku działań wojennych - mówił Dawid Golik z biura edukacji publicznej krakowskiego oddziału IPN.
W 21 innych mogiłach pochowani zostali np. konfidenci lub osoby, które zmarły w czasie wojny, ale nie w związku z przejściem frontu lub działaniami okupanta. - Informacje o 37 kolejnych mogiłach wciąż weryfikujemy. Jestem przekonany, że one także wejdą do bazy grobów wojennych - dodał Golik.
Nieznane dotąd groby zostaną umieszczone w Małopolskiej Internetowej Bazie Grobów Wojennych, która zawiera opisy i zdjęcia około tysiąca mogił z całego regionu. O siedmiu miejscach pochówku żołnierzy niemieckich - jak zapowiedział Marcin Przewoźniak z Wydziału Polityki Społecznej Małopolskiego Urzędu Wojewódzkiego - zawiadomiona zostanie Fundacja Pamięć, a znajdujące się tam szczątki po ekshumacji trafią najprawdopodobniej na cmentarz w Siemianowicach Śląskich.
Urząd Wojewódzki zawiadamia także władze gmin, że mają na swoim terenie nieznane wcześniej groby wojenne. W Urzędzie Wojewódzkim otwarta została wystawa fotograficzna poświęcona odnalezionym grobom, którą można oglądać do końca marca.
Pomysłodawcą stworzenia Internetowej Bazy Grobów Wojennych był wojewoda małopolski Jerzy Miller. Punktem wyjścia do jej stworzenia był wykaz prowadzony od kilkudziesięciu lat w urzędzie wojewódzkim. Jednak materiały archiwalne oraz dane sprzed wielu lat wymagały weryfikacji i uzupełnienia, co robią podczas letnich obozów naukowych studenci UJ i UP. Do tej pory odwiedzili oni powiaty: bocheński, suski, wadowicki, tatrzański, gorlicki i nowotarski. W tym roku wyruszą prawdopodobnie do powiatów nowosądeckiego i limanowskiego.
W internetowej bazie "Groby Wojenne na terenie Małopolski" zobaczyć można opatrzone fotografiami opisy miejsc pochówków, poznać liczbę poległych, ich narodowość, personalia oraz daty śmierci, a tam gdzie było to możliwe do ustalenia - także przynależność do formacji bojowych i stopnie wojskowe. Niekiedy też zamieszczono krótkie informacje nt. okoliczności śmierci żołnierzy oraz historie powstania obiektów. Miejsca pochówków są pogrupowane na: okres przedrozbiorowy, konfederację barską, powstanie kościuszkowskie, okres napoleoński, powstanie listopadowe, powstanie krakowskie, powstanie styczniowe, I wojnę światową, wojnę polsko-bolszewicką, II wojnę światową i okres stalinowski.
W przyszłości powstanie wzorowana na małopolskiej ogólnopolska platforma internetowa z ujednoliconymi bazami grobów wojennych wszystkich 16 województw.
PAP

Poniedziałek, 2009-02-23

Zmarł Franciszek Starowieyski, polski grafik, malarz i scenograf - podała rodzina artysty. Miał 79 lat.

Przez wiele lat tworzył na przemian w pracowniach w Warszawie i w Paryżu. Zrealizował około 300 plakatów i uważany jest za jednego z najwybitniejszych przedstawicieli "polskiej szkoły plakatu". Na początku swojej artystycznej drogi Starowieyski wymyślił sobie pseudonim artystyczny - Jan Byk. - To był po prostu polityczny dowcip - w czasach stalinowskich wymyśliłem sobie najbardziej proletariackie nazwisko, jakie mogłem wynaleźć - powiedział w jednym z wywiadów. Tworząc swoje dzieła antydatował je o 300 lat, bo - jak mówił - XVII wiek jest jego ulubionym okresem.
Starowieyski urodził się w 8 lipca 1930 roku w Bratkówce koło Krosna. Studiował malarstwo w Akademii Sztuk Pięknych w Krakowie w pracowni Wojciecha Weissa i Adama Marczyńskiego, a następnie w ASP w Warszawie w pracowni Michała Byliny, gdzie uzyskał dyplom w 1955 roku.
Starowieyski zyskał popularność w latach 60. jako autor plakatów teatralnych i filmowych. Zajmował się także malarstwem, grafika użytkową, scenografią teatralną i telewizyjną. Jest twórcą tzw. Teatru Rysowania.
Wielokrotnie wystawiał w galeriach i muzeach w Polsce oraz Austrii, Belgii, Francji, Holandii, w Kanadzie, Szwajcarii, USA, we Włoszech i in. Jest laureatem wielu nagród, m.in.: Grand Prix na Biennale Sztuki Współczesnej w Sao Paulo (1973), Grand Prix za plakat filmowy na festiwalu w Cannes (1974), Grand Prix na Międzynarodowym Festiwalu w Paryżu (1975), Annual Key Award gazety Hollywood Reporter (1975-1976), nagrody na Międzynarodowym Biennale Plakatu w Warszawie i na Międzynarodowym Festiwalu Filmowym w Chicago (1979-1982).
Jego malarstwo cechuje fascynacja ciałem kobiecym o "rubensowskich" kształtach oraz refleksja nad przemijaniem i śmiercią. - Nagość na moich obrazach zwykle nie jest pociągająca. Niewiele kobiet rysuję "na seks", raczej "na alegorię". Wszystko zależy od idei malarza. Często posługuję się w rysunkach ciałem kobiety, gdyż ono najlepiej funkcjonuje symbolicznie - mówił artysta.
Upodobanie do barokowej estetyki przejawiało się również w charakterystycznym dla Franciszka Starowieyskiego makabrycznym poczuciu humoru. Na nobliwe spotkanie rodzin ziemiańskich przybył, ku zaskoczeniu znającej go rodziny, ubrany bardzo przyzwoicie. Szybko jednak wyszło na jaw, że spod wizytowego fraka Starowieyskiego wystaje długi, diabelski ogon z nasyconego smołą sznura. Teresa Starowieyska, żona artysty, na długo zapamiętała dzień, gdy weszła do domu i znalazła męża leżącego na łóżku, z zakrwawioną twarzą i pływającym we krwi, wyłupionym okiem. Do tego makabrycznego żartu Starowieyski użył koncentratu pomidorowego i piłeczki pingpongowej.
Starowieyski znany był także jako kolekcjoner dzieł sztuki. - Całe życie miałem skłonność do kolekcjonerstwa. Odkąd sięgam pamięcią, zawsze dzieliłem swój czas między sztukę, a kolekcjonerstwo. Będąc zbieraczem, nauczyłem się, że z nowych przedmiotów można wyczytać inne rzeczy niż ze starych. Tu dowiaduję się o fabrykach i gustach ludzi. Do tamtych przedmiotów dochodzi jeszcze ich los - mówił. Jego zdaniem, kolekcjonowanie stanowiło pretekst do rozmów o czasie. - Przedmioty mogą być wieczne i nieskończone. W tym upatruję ich wielkość (...) Zanurzam się w zbieractwie, by na moment dostąpić nieśmiertelności rzeczy - deklarował artysta.
Starowieyski w 1994 roku otrzymał Nagrodę "Złotej Maski" za scenografię do "Króla Ubu" Krzysztofa Pendereckiego w Teatrze Wielkim w Łodzi, a w 2004 Nagrodę Ministra Kultury w dziedzinie sztuk plastycznych. Obraz Starowieyskiego "Porwanie Europy" jest wystawiony w polskim przedstawicielstwie w Unii Europejskiej w Brukseli.
PAP

Złoty leży, Litwini się cieszą

Suwalskie markety i bazary masowo odwiedzają mieszkańcy Litwy. Wszystko przez niski kurs złotówki.
Tego jeszcze nie było. od kilku tygodni, odkąd notowania złotego spadły na łeb na szyję, miejscowości na Suwalszczyźnie przeżywają najazd Litwinów, którzy przyjeżdżają do Polski na zakupy. Jeszcze latem ubiegłego roku za jednego litewskiego lita płacono w kantorach 90 groszy. Dziś kurs tej waluty wynosi blisko 1,4 złotego. Od początku lat 90., kiedy Litwa ogłosiła niepodległość, to Polacy jeździli na Litwę na tanie zakupy. Teraz kierunek wyjazdów w celach handlowych się odwrócił.
Różnice cen wynoszą przynajmniej kilkanaście procent. W polskich supermarketach nasi sąsiedzi kupują głównie mąkę, cukier, kawę, słodycze, olej, a także napoje i nabiał. Na przykład polskie masło jest tańsze od litewskiego o prawie 20 procent. Z kolei na bazarach wzięciem cieszą się mięso, warzywa i owoce, głównie jabłka. Także paliwo (choć minimalnie) stało się u nas tańsze, więc przyjezdni przy okazji tankują benzynę.
Z tych samych powodów z niskiego kursu złotego cieszą się także właściciele sklepów i kramów w miejscowościach położonych wzdłuż granicy z państwami strefy euro, czyli ze Słowacją i z Niemcami.
Igor Ryciak Przekrój

Rozpoczął się pierwszy polski festiwal kulturalny w Szkocji

Koncertem chopinowskim światowej sławy francuskiego pianisty Alexandre Tharauda zainaugurowano w Perth we wschodniej Szkocji pierwszy polski festiwal kulturalny Scottish Tides - Polish Spring.
Festiwal, który potrwa około dwóch miesięcy, będzie największym w tym roku polskim wydarzeniem kulturalnym w Szkocji. Jednym z jego celów jest uwypuklenie polsko-szkockich więzów kulturalnych, sięgających XVI wieku.
W programie pięciu koncertów fortepianowych, z których cztery upamiętnią 160. rocznicę śmierci Fryderyka Chopina, obok Tharauda wystąpią: urodzony w Serbii Aleksander Madzar, Polak Piotr Anderszewski, Rosjanka pochodzenia greckiego Katia Skanavi i Rosjanin Nikolai Demidenko.
Anderszewski wystąpi wraz ze Szkocką Orkiestrą Kameralną, grając utwory Bacha i Mozarta. Wszystkie koncerty chopinowskie będą nagrywane przez BBC i zostaną wyemitowane w trzecim programie radiowym stacji.
Na początku marca z koncertem wystąpią także polskie grupy muzyczne Kult oraz Kapela ze Wsi Warszawa. Ta druga będzie koncertować wraz ze szkocką grupą Peatbog Faeries w koncercie muzyki folk. Obok muzyki klasycznej i folk na festiwalu będzie prezentowany jazz w wykonaniu Sing Sing Penelope z Bydgoszczy.
W drugiej, kwietniowej części Festiwalu wystąpi m.in. Filharmonia Pomorska z Bydgoszczy z popularną na brytyjskim rynku muzycznym III Symfonią Henryka Góreckiego.
Utwory Góreckiego znajdą się również w programie koncertu szkockiej grupy Hebrides Ensemble, a Szkocka Orkiestra Symfoniczna wraz ze skrzypaczką Tasmin Little wykona koncert skrzypcowy Mieczysława Karłowicza.
Szkocka publiczność będzie miała też okazję obejrzeć filmową komedię "Statyści" w reżyserii Michała Kwiecińskiego, popularny w Polsce kabaret Ani Mru Mru, a także instalacje multimedialne polskich artystów z wykorzystaniem 22 ekranów w sali koncertowej w Perth na 1,5 tys. osób.
Festiwalowi Scottish Tides - Polish Spring patronują m.in. Szkocka Rada ds. Kultury i Sztuki, inicjatywa Homecoming Scotland, Instytut Adama Mickiewicza, Konsulat Generalny RP w Edynburgu oraz Polski Instytut Kulturalny w Londynie.
Festiwal jest częścią finansowanego przez rząd Szkocji programu kulturalnego Homecoming Scotland 2009, zorganizowanego w związku z przypadającą w tym roku 250. rocznicą urodzin szkockiego poety Roberta Burnsa (1759-96), a jego współorganizatorem jest organizacja Visit Scotland, zajmująca się turystyczną promocją Szkocji.
W ramach programu Homecoming, który zakończy się 30 listopada, zaplanowano ok. 300 imprez, które - jak oczekują organizatorzy - ściągną do Szkocji 100 tys. gości, głównie o szkockich korzeniach, ale też niemających nic wspólnego ze Szkocją miłośników golfa, whisky, tradycji i muzyki, którzy wesprą sektor turystyczny kraju.
Obecność sporej liczby artystów z Bydgoszczy tłumaczy to, iż miasto to łączy partnerska współpraca z Perth.
PAP

Niedziela, 2009-02-22

Niemcy nie otworzą szybciej rynku pracy - Polska poczeka

Niemcy nie mają planów przyspieszenia otwarcia swojego rynku pracy dla mieszkańców krajów przyjętych w 2004 r. do Unii. Kryzys finansowy nie zmienił tego nastawienia - powiedział gazecie "Bild" niemiecki minister pracy Olaf Scholz.
Scholz mówił, że światowy kryzys jest zagrożeniem dla miejsc pracy nie tylko w Niemczech, ale na całym świecie. Podkreślał, że nie czas teraz na otwieranie rynku pracy dla pracowników ze wschodu.
Stanowisko Berlina stoi w sprzeczności z priorytetami czeskiej prezydencji UE. Praga chce bowiem doprowadzić do jak największej liberalizacji wewnętrznego rynku pracy we Wspólnocie.
Niemcy, podobnie jak Austria, Belgia i Dania w dalszym ciągu utrzymują ograniczenia dla pracowników z 12 krajów, które przystąpiły do Unii w 2004 roku i później. Restrykcje te dotyczą również pracowników z Polski. Ostateczny termin zniesienia restrykcji dla nowych członków Unii to 2011 rok. W Niemczech w styczniu pracy nie miało 3,5 miliona obywateli.
IAR

Sobota, 2009-02-21

Amerykańska premiera najnowszego dzieła Pendereckiego

W Stanach Zjednoczonych odbędzie się premiera najnowszej kompozycji Krzysztofa Pendereckiego. Koncert będzie połączony z obchodami 75. urodzin polskiego kompozytora oraz 25, rocznicy powstania Kwartetu Szanghaj.
Najnowszy utwór Krzysztofa Pendereckiego nosi tytuł "Kartki z nienapisanego dziennika". Został skomponowany na specjalne zamówienie znanego w USA ośrodka sztuki Peak Performances, który działa przy uniwersytecie stanowym New Jersey w Monclair. Utwór Pendereckiego wykona świętujący 25-lecie istnienia kwartet smyczkowy Szanghaj. Zespół ten powstał w Chinach, ale od lat działa w Stanach Zjednoczonych, gdzie zdobył dużą renomę.
Znany amerykański krytyk muzyczny Alyssa Timin była obecna na próbach koncertu. Później w swojej recenzji napisała, że choć w ostatnich latach Krzysztof Penderecki odszedł od awangardowości, to w jego najnowszej kompozycji jest wiele charakterystycznej dla polskiego kompozytora intensywności.
Timin opisała jak podczas prób Penderecki popędzał artystów słowami "szybciej, szybciej". Jeden z członków Kwartetu Szanghaj Nicholas Tzavaras wyraził przekonanie, że "III Kwartet Smyczkowy - Kartki z nienapisanego dziennika" staną się jedną z najważniejszych smyczkowych kompozycji XXI wieku.
PAP

Koszaliński Uniwersytet Dziecięcy rozpoczął działalność

Na Politechnice Koszalińskiej zainaugurował działalność Koszaliński Uniwersytet Dziecięcy (KUD). Celem nowej inicjatywy uczelni jest zachęcenie dzieci do poznawania świata oraz różnych dziedzin nauki.
Inauguracja KUD była wzorowana na immatrykulacji dorosłych studentów. Odegrano "Gaudeumus", dzieci złożyły uroczyste ślubowanie, w którym m.in. zobowiązały się zdobywania wiedzy i poszerzania swoich zainteresowań, otrzymały również indeksy.
Witając najmłodszych studentów w murach uczelni jej rektor prof. Tomasz Krzyżyński mówił, że jest przekonany, iż dzieci dowiedzą się na uczelni wielu interesujących rzeczy, znajdą odpowiedzi na nurtujące je pytania i problemy z różnych dziedzin nauki. Wyraził również nadzieję, że najmłodsi studenci będą pojawiali się na zajęciach z ciekawości i chęci poznawania nowego, a nie dlatego, że kazali im tu przyjść rodzice.
Koszaliński Uniwersytet Dziecięcy cieszył tak dużym zainteresowaniem rodziców, już w pierwszych dniach zapisów zabrakło wolnych miejsc. Na pierwszy semestr, który będzie trwał do czerwca br., zapisano 280 uczniów z klas I- IV w wieku od 7 do 12 lat. 100 kolejnych chętnych czeka na wolne miejsce na liście rezerwowej.
Zajęcia KUD będą odbywać się raz w miesiącu. W pierwszym semestrze zaplanowano 5 wykładów, będzie na nich m.in. mowa o informatycznych sztuczkach w Hogwarcie (szkole czarodziejów w książkach o Harrym Potterze) i o tym dlaczego jeździ samochód.
Inauguracyjne zajęcia w sobotę poświęcono temu jak powstaje książka. Poprowadził je prof. Jacek Ojrzanowski, dyrektor Instytutu Wzornictwa Politechniki Koszalińskiej. Wykład oparł na książce "Puszysta owca", którą w ramach pracy dyplomowej napisała absolwentka PK Magdalena Wierzbowska.
Na KUD nie ma egzaminów, są za to symboliczne zaliczenia. Za uczestnictwo w każdym wykładzie dzieci będą otrzymywać pieczątkę do indeksu. Do uzyskania dyplomu ukończenia I semestru potrzebne są 3 z 5 pieczątek.
Idea uniwersytetów dziecięcych narodziła się w Niemczech w Tybindze, gdzie w czerwcu 2002 r. z inicjatywy dwojga dziennikarzy lokalnej gazety otwarto pierwszy Kinderuni. Na inauguracyjne zajęcia o tym dlaczego wulkany zieją ogniem przyszło 400 dzieci. Obecnie w Niemczech działa ok. 70 Kinderuni.
Podobne placówki powstały później w Szwajcarii, Austrii, Lichtensteinie, Wielkiej Brytanii, na Słowacji i Wyspach Kanaryjskich oraz w Kolumbii i Stanach Zjednoczonych. W Polsce akademickie zajęcia dla dzieci prowadzone są m.in. w Krakowie, Łodzi, Warszawie i Radomiu.
PAP

Piątek, 2009-02-20

Polscy uczniowie odkryli dwie nowe planetoidy

Lista najnowszych odkryć i obserwacji dokonanych podczas trwającej od początku 2009 roku kampanii poszukiwania asteroid została opublikowana w piątek. Uczniowie z Polski, którzy biorą udział w obserwacjach, mogą pochwalić się już pierwszymi sukcesami - odkryli m.in. dwie planetoidy.
Kampania poszukiwania asteroid to część projektu International Astronomical Search Collaboration (IASC), który jest inicjatywą kilku amerykańskich i europejskich uniwersytetów i towarzystw edukacyjnych. Ponadto IASC jest wspierany przez Narodową Agencję Aeronautyki i Przestrzeni Kosmicznej (NASA) oraz Międzynarodową Unię Astronomiczną (IAU).
W poszczególnych kampaniach (na rok 2009 jest ich zaplanowanych aż sześć) biorą udział zespoły uczniów pracujących pod opieką swoich nauczycieli. Są to wychowankowie szkół z wielu krajów świata, m.in. z Włoch, Stanów Zjednoczonych, Portugalii, Chin i Polski.
Zadaniem młodych obserwatorów jest odnajdywanie nieznanych dotąd małych obiektów Układu Słonecznego oraz potwierdzanie orbit tych asteroid, które zostały już odkryte. Taka weryfikacja umożliwia ustalenie, czy badane obiekty mogą być w przyszłości groźne dla Ziemi - w Układzie Słonecznym jest bowiem bardzo wiele planetoid, które potencjalnie mogą uderzyć w powierzchnię naszej planety.
Dane nowoodkrytych obiektów trafiają potem do mieszczącego się na Harvardzie Minor Planet Center. Ośrodek ten gromadzi dane o małych ciałach Układu Słonecznego dla Międzynarodowej Unii Astronomicznej i NASA.
W trwającej właśnie kampanii bierze udział siedem polskich szkół. Są to licea i gimnazja ze Szczecina, Sierpca, Olsztyna, Torunia, Katowic, Warszawy i Krakowa. Uczniowie i nauczyciele z każdej z tych placówek mogą się już pochwalić pierwszymi sukcesami.
Dwa obiekty krążące w głównym pasie planetoid pomiędzy orbitami Marsa i Jowisza odkryli uczniowie Artur Stankiewicz, Paula Dmochowska i Mateusz Wojciechowski pracujący pod opieką Klemensa Baranowskiego, nauczyciela fizyki z olsztyńskiego I Liceum Ogólnokształcącego im. Adama Mickiewicza. Nowo odkrytym asteroidom nadano oznaczenia K09BA3L i K09BA3K.
Zespołom z pozostałych szkół udało się wykonać szereg poprawnych obserwacji NEO, a także zdjąć z listy potencjalnych "killerów" jeden obiekt - asteroidę 2009 CD2 zweryfikowali uczniowie z Gimnazjum Miejskiego im. Mikołaja Kopernika w Sierpcu, pracujący pod opieką Józefa Urbańskiego.
Szkoły uczestniczą w kampaniach IASC i NEO Confirmation Campaign w ramach programu EU-HOU, który w Polsce jest koordynowany przez dr. hab. Lecha Mankiewicza, dyrektora Centrum Fizyki Teoretycznej PAN.
W projekcie tym udostępniane są nowoczesne narzędzia dydaktyczne wspomagające nauczanie przedmiotów ścisłych - na przykład program webkamerkowych obserwacji astronomicznych czy program wykorzystujący zdalnie sterowane teleskopy i radioteleskopy.
PAP

Kamila Skolimowska odznaczona krzyżem kawalerskim

Kamila Skolimowska, 26-letnia mistrzyni olimpijska w rzucie młotem, która zmarła w środę w Portugalii, została pośmiertnie odznaczona Krzyżem Kawalerskim Orderu Odrodzenia Polski.
Prezydent Lech Kaczyński odznaczył ją za wybitne osiągnięcia sportowe, za zasługi dla rozwoju i upowszechniania sportu - podała w komunikacie prezydencka kancelaria.
26-letnia mistrzyni olimpijska z Sydney w rzucie młotem zmarła w środę podczas zgrupowania w Portugalii. Zasłabła kiedy rozpoczynała rozgrzewkę do treningu siłowego. W drodze do szpitala w Vila Real de Santo Antonio straciła przytomność i mimo trwającej ponad godzinę reanimacji zmarła.
Według niepotwierdzonych jeszcze informacji Kamila Skolimowska spocznie na Cmentarzu Powązkowskim, gdzie pochowani są m.in. zmarli tragicznie w 1998 roku mistrzowie olimpijscy - w pchnięciu kulą Władysław Komar i w skoku o tyczce Tadeusz Ślusarski. Pogrzeb odbędzie się prawdopodobnie w czwartek 26 lutego.
PAP

Jak SB zaplanowała mord ks. Jerzego

Morderstwo ks. Jerzego Popiełuszki było precyzyjnie zaplanowane. SB otoczyła kapłana siecią agentów, o represjach wobec kapelana "Solidarności" informowano najwyższe władze partii i MSW. "Dziennik" rozmawia na ten temat z historykiem z IPN dr Janem Żarynem.
Zapowiada on opublikowanie przez IPN w najbliższym czasie nieznanych dotąd dokumentów bezpieki. W książce "Aparat represji wobec księdza Jerzego Popiełuszki, 1982 - 1984" zostaną ujawnione kolejne nazwiska osób, które donosiły na ks. Jerzego.
Jak podaje "Dziennik" pierwsze donosy sporządzał tajny współpracownik SB, który używał kilku pseudonimów, m.in. Miecz czy Tarcza. Ten działacz Solidarności na Mazowszu, związany z hutnikami, należał do bliskiego otoczenia kapłana i był bardzo aktywny. Po decyzji o inwigilacji kapłana w jego otoczenie zostali przesunięci inni agenci. W sumie było to kilka osób, duchownych i świeckich. Niektórzy są już znani, np. TW o ps. Jankowski, czyli ks. Michał Czajkowski. Pozostałe osoby zostaną ujawnione, gdy książka się ukaże. Jest wśród nich inny kapłan warszawski.
Zapytany czy zgromadzone dokumenty pomogą w odkryciu, kto z ówczesnych władz zlecił zabójstwo ks. Popiełuszki, Żaryn odpowiada, że "niezależnie od tego, czy ta zbrodnia była wpisana w myślenie Jaruzelskiego, czy Kiszczaka, cała dynamika sprawy i nagromadzonych wobec ks. Jerzego represji wskazuje, że kierownictwo partii i resortu spraw wewnętrznych dopuszczało taki właśnie skutek swych decyzji i żądań wobec funkcjonariuszy SB. Nie kłócono się w tej kwestii, także np. w korespondencji między prokuraturą, urzędem ds. wyznań i SB. Wszyscy oni równolegle prowadzili rozległą grę operacyjną skierowaną przeciwko ks. Popiełuszce".
PAP

Czwartek, 2009-02-19

Afganistan zdominował "szczyt" NATO w Krakowie

W czwartek w Krakowie rozpoczęło się dwudniowe spotkanie ministrów obrony NATO. Pierwszy dzień rozmów zdominowała sytuacja w Afganistanie i naleganie, by kraje Europy wysłały tam więcej żołnierzy. Pozostaje jednak pytanie, czy to wystarczy by wygrać wojnę?
Na dzień przed rozpoczęciem nieoficjalnego szczytu NATO w Krakowie prezydent USA Barack Obama zapowiedział, że pośle do Afganistanu dodatkowych 17 tys. żołnierzy. Wcześniej mówił o 30 tys. jednak prawdopodobnie przez kryzys finansowy i rosnącą niechęć amerykańskiego społeczeństwa do zaangażowania w wojnę w Afganistanie, musiał zredukować swoje plany. Obecnie stacjonuje tam około 23 tys. żołnierzy amerykańskich. Drugie tyle pochodzi z 41 innych krajów z całego świata – najwięcej z Wielkiej Brytanii (8,9 tys.), Niemiec (3,4 tys.) i Francji (2,9 tys.).
Gotowość do wysłania kolejnych wojsk zapowiedziała też Australia, jednak pod warunkiem, że również Europa zaangażują się mocniej w afgańską wojnę. Nalegali na to także szef Pentagonu i wysłannik USA do Krakowa, Robert Gates oraz szef NATO Jaap de Hoop Scheffer. - Musimy dostarczyć więcej żołnierzy, więcej szkoleniowców i więcej pomocy przy wyborach - mówił w Krakowie Scheffer. Tymczasem państwa starego kontyngentu nie kwapią się do zwiększania swoich kontyngentów.
Polska misja w Afganistanie liczy 1,6 tys. wojskowych, a minister obrony narodowej Bogdan Klich wykluczył możliwość jej zwiększenia. - Dodatkowych żołnierzy do Afganistanu nie zamierzamy wysyłać, a śmigłowce, którymi dysponujemy, to osiem sztuk i nie będziemy kupować nowych. Zapewnialiśmy też naszych sojuszników, że nie będziemy zmniejszać naszego kontyngentu, ponieważ niedawno został zwiększony z 1,2 do 1,6 tys. żołnierzy - powiedział Klich na konferencji podsumowującej szczyt ministrów obrony państw NATO w Krakowie.
Klich dodał, że podczas krakowskiego szczytu ze strony krajów NATO padło kilka deklaracji dot. rozmiarów obecności wojskowej w Afganistanie.
– Wycofanie polskiego kontyngentu nie jest najlepszym rozwiązaniem, bo zyskalibyśmy markę mało wiarygodnego partnera. Nie ma też sensu wysyłać do Afganistanu więcej żołnierzy, bo nie ma na to finansów – powiedziała Wirtualnej Polsce dr Joanna Modrzejewska-Leśniewska z Katedry Studiów Politycznych SGH - Należy raczej wzmocnić bojowo obecny kontyngent, żeby żołnierze byli lepiej przygotowani i mogli ewentualnie chronić polskich cywilów w Afganistanie.
Także Niemcy, które czekają we wrześniu wybory parlamentarne, prawdopodobnie nie zaryzykują niepopularnej decyzji o zwiększeniu liczebności swoich wojsk w Afganistanie. W dodatku w styczniu w internecie pojawiło się kilka nagrań, na których zamaskowani talibowie płynnym niemieckim grożą samochodami-pułapkami, jeśli Merkel nie wycofa Bundeswery z Afganistanu.
Szanse na dodatkowe wsparcie Amerykanie widzą we Francji, która chce wrócić do struktur wojskowych NATO. Byłby to właściwie gest symboliczny, bo Francuzi i tak uczestniczą w wielu natowskich operacjach. Jednak sytuacja nad Sekwana nie jest taka prosta. Przeciw powrotowi do NATO występują liderzy lewicowych i centrowych ugrupowań. Francuski rząd czeka też debata na ten temat w parlamencie, choć zgodnie z konstytucją prezydent nie jest do niej zobligowany. A premier Francois Fillon zagroził, że rozwiąże rząd, jeśli parlament nie zgodzi się na bliższą współpracę z NATO.
Pozostaje pytanie, czy wysłanie dodatkowych sił do Afganistanu pozwoli zachodnim koalicjantom wygrać wojnę? Według danych oenzetowskiej misji w Afganistanie UNAMA w 2008 roku zginęło tam najwięcej cywilów od czasu obalenia rządów talibów i aż o 40% więcej niż rok wcześniej. „Ile jeszcze wesel trzeba zbombardować, aby zwyciężyć” – pytał na łamach środowego wydania „Gazety Wyborczej” Roman Kuźniar, doradca ministra obrony narodowej Bogdana Klicha. „Konieczna jest kooptacja talibów do rozmów, a następnie do władz w Afganistanie. Talibowie pochodzą z miejscowej ludności i nie możemy do nich strzelać bez końca” – pisze dalej Kuźniar.
Takiej ewentualności nie wyklucza też dr Modrzejewska-Leśniewska – Określamy talibami wszystkich, którzy „są przeciwko”, ale to nie jest jednolita siła. Część to rzeczywiście religijny radykałowie, ale to także małe lokalne grupy, które walczą o udział we władzy w swoim regionie i z nimi można rozmawiać. Jednocześnie pani politolog zaznaczyła, że nie można wykluczyć, iż ustępstwa mogą się skończyć próbą wprowadzenia szariatu w części regionów, jak to się stało w Pakistanie.
- Jeśli się powiedziało A, trzeba powiedzieć B. Jednak, żeby operację w Afganistanie doprowadzić do końca nie wystarczą siły militarne, niezbędne jest wsparcie finansowe sfery cywilnej. Realna pomoc, a nie jedynie jej zapowiedzi, która musi dotrzeć do Afgańczyków na prowincji, a nie tylko w Kabulu. Nie wystarczy zniszczyć upraw opium, z których utrzymuje się tamtejsza ludność. Trzeba takiemu rolnikowi dać coś w zamian - podsumowała pani politolog.
W piątek ministrowie mają m.in. rozmawiać o współpracy NATO z Ukrainą i Gruzją. Oficjalny szczyt Sojuszu odbędzie się w kwietniu tego roku.
Małgorzata Pantke, Wirtualna Polska

Polska i USA podpisały memorandum o współpracy sił specjalnych

Minister obrony narodowej Bogdan Klich i sekretarz obrony USA Robert Gates podpisali memorandum o współpracy polskich i amerykańskich sił specjalnych. Jak podkreślili sygnatariusze dokumentu, tworzy on nowe silne powiązania pomiędzy wojskiem amerykańskim i polskim.
Gates powiedział podczas uroczystości podpisania memorandum, że wchodzimy w nowe stadium kontaktów obronnych USA i Polski. - Jako doświadczony żołnierz zimnej wojny poczytuję sobie za zaszczyt podpisać ten dokument w imieniu Stanów Zjednoczonych. Nasze kraje mają wspólne interesy, wspólne wartości, łączą nas historia walki o demokrację - jesteśmy zatem naturalnymi partnerami - podkreślił amerykański sekretarz obrony. Dodał, że bardzo wysoko ceni polski wkład w misję w Afganistanie.
Minister Klich powiedział, że strategiczne partnerstwo Polski i Stanów Zjednoczonych zostało potwierdzone przez braterstwo broni na polach bitew wcześniej, w Iraku, i obecnie w Afganistanie. - Mówiliśmy wiele o wyzwaniach stających przed międzynarodową społecznością w Afganistanie. Obaj sądzimy, że wiarygodność NATO jest sprawdzana tam, w Afganistanie - zaznaczył.
PAP

INDEX


Copyright © Polonijny Link Winnipegu
Kopiowanie w całości jest dozwolone bez zgody redakcji pod warunkiem nie dokonywania zmian w dokumencie.

23-845 Dakota Street, Suite 332
Winnipeg, Manitoba
R2M 5M3
Canada
Phone: (204)254-7228
Toll Free US and Canada: 1-866-254-7228