zapisz
Się Na Naszą listę |
Proszę
kliknąć na ten link aby dotrzeć
do formularza gdzie można zapisać się na listę dystrybucyjną i w przyszłości
otrzymywać biuletyn bezpośrednio od nas.
Aby zapisać się szybko bez wypełniania formularza, proszę wysłać E-mail bez
żadnego tekstu poprzez kliknięcie tego
linku.
| |
Przyłącz się |
Jeśli masz jakieś informacje
dotyczące polskich wydarzeń i chciałbyś albo chciałabyś podzielić się nimi z
naszymi czytelnikami, to prześlij je do
nas.
Mile widziane są wywiady, felietony, zdjęcia i poezja. Proszę informować
nas o
wszystkich wydarzeniach polonijnych. | |
Promuj
polonię |
Każdy z nas może się przyczynić do
promowania Polonii w Winnipegu w bardzo prosty sposób. Mój apel jest aby
dodać dwie linie do waszej stopki (signature) aby zacząć promować
Polonijne wydarzenia w Winnipegu kiedykolwiek wysyłamy maila.
Tutaj są instrukcje jak dodać stopkę używając
Outlook Express.
Kliknij Tools-->Options
-->
Signatures
Zaznacz poprzez kliknięcie Checkbox
gdzie pisze
Add signature to all outgoing messages
W pole gdzie jest napisane Edit Signature proszę wpisać.
albo
Po tym kliknij Apply
I to wszystko. Od tej pory będziemy promować polskie wydarzanie w
Winnipegu automatycznie kiedy wyślemy maila do kogoś. Wszystkie programy
mailowe mają taką opcję tzw. signature i sposób jej dodania
będzie bardzo podobny do tego co opisałem dla Outlook Express | |
|
Polonijny
Biuletyn Informacyjny w Winnipegu |
INDEX
WIADOMOŚCI PROSTO Z
POLSKI
|
Środa, 2009-02-25
Niebezpiecznie rośnie
deficyt budżetowy
Na koniec lutego deficyt budżetowy może w Polsce sięgnąć połowy kwoty
planowanej na cały rok - wynika z szacunków "Rzeczpospolitej".
Gwałtownie spadają dochody podatkowe państwa i według ekspertów nie da
się nie da się utrzymać deficytu finansów publicznych poniżej wymaganych
do przyjęcia euro 3% PKB.
Zdaniem gazety, która powołuje się m.in. na byłego ministra finansów
Mirosława Gronickiego, byłego wiceszefa tego resortu prof. Stanisława
Gomułkę oraz Janusza Jankowiaka, ekonomistę Polskiej Rady Biznesu, dla
ratowania sytuacji rząd może być zmuszony podnieść składkę rentową z
obecnych 7% do 13% i przynajmniej na dwa lata zamrozić płace budżetówki
oraz waloryzację rent i emerytur.
Fatalna sytuacja budżetu wynika z gwałtownie spadających dochodów
podatkowych państwa. Z końcem minionego roku wpływy z tego tytułu były
niższe o 8 mld zł od planowanych - wyjaśnił "Rzeczpospolitej" prof.
Gomułka.
W tym roku może być znacznie gorzej. Gronicki szacuje, że przy założeniu
wystąpienia niewielkiej recesji oraz uwzględnieniu dotychczasowych
oszczędności poczynionych przez rząd, spadek wpływów podatkowych
wyniesie 20 mld zł.
Zdaniem cytowanych przez "Rzeczpospolitą" ekonomistów nie da się
utrzymać deficytu finansów publicznych poniżej wymaganych do przyjęcia
euro 3% PKB, czego konsekwencją będzie przesunięcie daty przyjęcia
unijnej waluty nie o miesiące, ale o lata.
PAP
Rybak z siecią" z Gdańska jednak dziełem Wyczółkowskiego
Obraz Leona Wyczółkowskiego "Rybak z siecią" ponownie zostanie
wystawiony w gdańskim Muzeum Narodowym. Przez niektórych ekspertów obraz
jest uważany za falsyfikat, ale po długiej dyskusji, w której wzięła
udział m.in. policja i prokuratura, dyrekcja gdańskiego Muzeum
Narodowego nabrała przekonania, że zakupiony przez nią obraz jest jednak
autentykiem.
Muzeum chce przygotować specjalną wystawę poświęconą sporowi wokół
autentyczności obrazu.
Jak poinformował dyrektor Muzeum Narodowego w Gdańsku, Wojciech
Bonisławski, na wystawie znajdzie się sam przedmiot dyskusji - obraz "Rybak
z siecią" Leona Wyczółkowskiego (1852-1936) oraz wszystkie ekspertyzy i
obszerna dokumentacja dotycząca dzieła.
Wykonany techniką gwaszu i akwareli obraz gdańskie Muzeum Narodowe
kupiło jesienią 2007 r. Sprzedawca - prywatny właściciel, otrzymał za
obraz 80 tys. zł. Dołączył do niego ekspertyzę potwierdzającą
autentyczność dzieła, sporządzoną przez prof. Jerzego Malinowskiego z
Uniwersytetu Mikołaja Kopernika w Toruniu.
Niedługo po nabyciu obrazu dyrekcja Muzeum Narodowego, chcąc mieć
absolutną pewność co do tego, że nie jest on falsyfikatem, zleciła drugą
ekspertyzę - technologiczną. Jej autor, prof. Dariusz Markowski z
Instytutu Zabytkoznawstwa i Konserwatorstwa UMK uznał, że obraz jest
wykonaną już po śmierci Wyczółkowskiego kopią olejnego obrazu
znajdującego się w Muzeum Narodowym w Krakowie.
Głównym argumentem, który wysunął profesor Markowski był fakt, że "użyty
w obrazie pigment tzw. biel tytanowa weszła do użytku już po śmierci
Wyczółkowskiego".
Dysponując rozbieżnymi ekspertyzami dyrekcja muzeum przekazała obraz
prokuraturze i poprosiła o zajęcie się sprawą. Centralne Laboratorium
Kryminalistyczne zbadało autentyczność podpisu umieszczonego na
dostarczonym mu obrazie, ale eksperci orzekli, że nie są w stanie wydać
wiążącej opinii.
Z kolei śledczy z Prokuratury Gdańsk-Śródmieście, postanowili zbadać, co
działo się z obrazem przed sprzedażą. Prokuratorzy ustalili, że od
momentu wystawienia pierwszej - potwierdzającej autentyczność obrazu
opinii, do czasu sprzedaży pracy gdańskiemu muzeum, obraz znajdował się
w prywatnej galerii, z której mógł być wypożyczany. Powzięto
przypuszczenie, że dzieło mogło zostać podmienione.
Teza ta upadła w momencie, gdy autor pierwotnej opinii, prof. Jerzy
Malinowski potwierdził, że "mamy do czynienia z tym samym dziełem, które
badał wcześniej". Śledztwo, dotyczące tego, czy osoba sprzedająca obraz
mogła dopuścić się oszustwa, polegającego na świadomej sprzedaży
fałszywego obrazu, zostało umorzone.
Gdy trwało postępowanie prokuratury i policji, również prof. Malinowski
zlecił dodatkowe badania obrazu. Kompleksową ekspertyzę, obejmującą
badania chemiczne przeprowadzili pracownicy Politechniki Warszawskiej.
Zdaniem autorów badań obraz namalował Wyczółkowski. W ekspertyzie tej
powołano się m.in. na amerykańskich specjalistów, którzy stwierdzili, że
pigment o nazwie biel tytanowa był używany już w czasie, gdy
Wyczółkowski żył.
Muzeum uznało więc, że dzieło jest autentyczne.
PAP
MSZ: wciąż spływają informacje o ciele Polaka
Rzecznik MSZ Piotr Paszkowski powiedział, że trwa weryfikacja
spływających wciąż informacji dotyczących tego, gdzie w Pakistanie
znajduje się ciało zabitego Polaka. W Pakistanie jest wiceminister spraw
zagranicznych Jacek Najder, który pojechał tam z misją odzyskania ciała.
Jak mówił Paszkowski, w Pakistanie jest dużo szumu informacyjnego.
Wyjaśnił, że zgłaszają się różne osoby, które obiecują pośrednictwo,
oferują pomoc i twierdzą, że znają stawiane przez porywaczy warunki
wydania ciała.
Rzecznik MSZ zastrzegł, że doniesienia te należy traktować z dużą
rezerwą.
Zapewnił, że MSZ nadal jest w stałym kontakcie ze swoimi pakistańskimi
partnerami. Przypomniał, że w dalszym ciągu działa wspólna
polsko-pakistańska grupa robocza.
Pracownika Geofizyki Kraków Piotra Stańczaka uprowadzono w Pakistanie 28
września 2008 r. Porywacze grozili zabiciem go, jeśli rząd Pakistanu nie
spełni do 4 lutego ich żądań: wycofania sił bezpieczeństwa z terytoriów
plemiennych i uwolnienia ich towarzyszy. Ultimatum przesunięto o 48
godzin. 7 lutego pakistańska telewizja Geo TV podała, że Stańczaka
zamordowano. Te informacje potwierdziły potem władze pakistańskie.
Szef MSZ Radosław Sikorski ustanowił nagrodę w wysokości 1 miliona
złotych za informacje, które mogą pomóc w doprowadzeniu winnych śmierci
Polaka przed wymiar sprawiedliwości.
PAP
Wtorek, 22009-02-24
Mamy nowego szefa
Państwowej Agencji Atomistyki
Premier Donald Tusk powołał na stanowisko prezesa Państwowej Agencji
Atomistyki profesora Michała Waligórskiego - poinformowało Centrum
Informacyjne Rządu.
Michał Waligórski zastąpił na stanowisku prezesa Państwowej Agencji
Atomistyki (PAA) wieloletniego szefa Agencji prof. Jerzego
Niewodniczańskiego, który przechodzi na emeryturę - poinformowała na
swoich stronach PAA.
Waligórski jest od 1993 roku kierownikiem Zakładu Fizyki Medycznej
Centrum Onkologii, krakowskiego oddziału Instytutu im. Marii
Skłodowskiej-Curie. Od 2005 roku pełni też funkcję prezesa Polskiego
Towarzystwa Fizyki Medycznej. Jest członkiem m.in. Komitetu Narodów
Zjednoczonych ds. Efektów Promieniowania Atomowego (UNSCEAR).
Od 15 lat wykłada na Wydziale Fizyki i Informatyki Stosowanej AGH w
Krakowie. Realizuje międzynarodowe projekty badawcze, przebywał m.in. w
USA i Wietnamie. Jest autorem i współautorem ponad 200 artykułów
dotyczących fizyki medycznej i ochrony radiologicznej.
Zadaniem PAA jest zapewnienie bezpieczeństwa jądrowego i ochrony
radiologicznej m.in. poprzez sprawowanie nadzoru nad wszelką
działalnością związaną z wykorzystaniem materiałów jądrowych i źródeł
promieniowania jonizującego.
W styczniu rząd przyjął uchwałę w sprawie rozwoju energetyki jądrowej w
Polsce. Premier zapowiedział, że do roku 2020 prąd powinien popłynąć z
jednej lub dwóch elektrowni jądrowych.
PAP
IPN ma wstępne wyniki kwerendy dotyczącej zbiorowej mogiły w Malborku
Gdański IPN ma już wstępne wyniki kwerendy dotyczącej zbiorowej mogiły w
Malborku, kryjącej szczątki ok. 1900 osób. Wyniki nie zmieniły hipotezy,
według której w grobie pochowano niemieckich mieszkańców tego miasta
oraz uciekinierów, którzy zmarli lub zginęli na przełomie 1944 i 1945
roku.
Jak poinformował naczelnik oddziałowej Komisji Ścigania Zbrodni
przeciwko Narodowi Polskiemu IPN w Gdańsku, prokurator Maciej Schulz,
kwerenda była prowadzona w zasobach własnych różnych oddziałów samego
IPN, ale też w archiwach państwowych - m.in. w Gdańsku i Elblągu.
Schulz zaznaczył, że kwerenda przyniosła stosunkowo mało dokumentów, ale
są wśród nich m.in. meldunki przedstawicieli polskiej władzy, którzy
pojawili się w Malborku jeszcze w marcu 1945 roku, w czasie, gdy w
mieście rządzili Rosjanie. - Polacy piszą m.in. o oporze, jaki stawiała
strona rosyjska przed oddaniem miasta w administrację polską -
powiedział Schulz.
Prokurator dodał, że w meldunkach Polaków pojawiają się informacje o
przemocy, jaką Rosjanie stosowali wobec ludności cywilnej przebywającej
w Malborku. Schulz zastrzegł, że wyniki kwerendy nie dają podstaw do
zmiany hipotezy, którą IPN przyjął jako najpoważniejszą. Zakłada ona, że
większość osób, które zostały pochowane w zbiorowej mogile, zmarła na
przełomie 1944 i 1945 roku w wyniku głodu, zimna i chorób lub na
początku 1945 roku na skutek przypadkowych ran odniesionych w czasie
działań wojennych toczonych na terenie miasta.
Zdaniem Schulza, w mogile mogli zostać pochowani nie tylko niemieccy
mieszkańcy Malborka, którzy - mimo rozkazu ewakuacji - nie opuścili
miasta. Grób w Malborku, w którym to mieście znajdował się duży węzeł
kolejowy, może kryć też szczątki uciekinierów z Prus Wschodnich oraz
Pomorza, w tym także Polaków oraz osoby innej narodowości pochodzące z
krajów okupowanych w tym czasie przez Niemców.
- Myślę choćby o robotnikach przymusowych zatrudnionych w prowadzonych
przez Niemców gospodarstwach. Nietrudno sobie wyobrazić, że część z nich
postanowiła uciekać przed Rosjanami razem z niemieckimi gospodarzami -
tłumaczył Schulz.
Prokurator zaznaczył, że nie chce zbyt dużo mówić o szczegółach, jakich
dostarczyła IPN kwerenda. - Nie chcę, aby świadkowie, z którymi mamy
rozmawiać, zasugerowali się jakimiś szczegółami - powiedział prokurator.
Z tych samych względów Schulz nie chciał też zdradzać szczegółów z
zeznań kilku osób, które śledczy zdążyli już w tej sprawie przesłuchać.
Jak zaznaczył, IPN wystąpił już do innych oddziałów Instytutu na terenie
kraju z prośbą o przesłuchanie kolejnych świadków - osób, które mogły
przebywać w Malborku w interesującym IPN czasie.
Do śledczych docierają też pocztą internetową relacje osób mieszkających
na terenie Niemiec. - Spróbujemy ustalić ich tożsamość i poprosimy o
zgodę na formalne przesłuchanie - powiedział Schulz.
Na szczątki pochowane na jednej z działek w centrum Malborka natrafiono
w październiku ub.r. podczas prac poprzedzających budowę hotelu. Prace
przy ekshumacji trwają. Według IPN, mogą się zakończyć jeszcze w tym
tygodniu. Dotąd z ziemi wydobyto szczątki około 1900 osób - kobiet,
mężczyzn i dzieci. Kilkanaście czaszek nosi ślady po kulach.
Przy szczątkach nie znaleziono żadnych przedmiotów osobistych czy choćby
fragmentów dokumentów, które mogłyby wskazywać na narodowość pochowanych
osób. Zdaniem Schulza, w miejscu, gdzie znaleziono grób, mogło istnieć
jakieś naturalne zagłębienie - np. lej po bombie, do którego zwieziono
ciała znalezione na terenie miasta wiosną 1945 roku.
Pracownik Muzeum Zamkowego w Malborku i jednocześnie znawca historii
Malborka, Bernard Jesionowski, że w końcu 1944 roku niemieckie dowództwo
rozkazało ludności cywilnej opuścić Malbork, jednak spora grupa osób nie
posłuchała tego nakazu. W mieście miało pozostać około 4 tys. cywilów. -
Los części z nich dotąd był nieznany - powiedział Jesionowski.
Od jesieni ub.r. sprawą zbiorowej mogiły zajmowała się prokuratura
rejonowa w Malborku. IPN zdecydował się przejąć od niej śledztwo w końcu
stycznia tego roku, po konsultacji między obiema instytucjami. W aktach
sprawy przekazanych IPN przez prokuraturę w Malborku znajduje się
udostępniona przez niemieckie organizacje lista ok. 1800 osób, które
mieszkały w Malborku w końcu II wojny światowej, a których losów po 1945
nie udało się dotąd ustalić.
PAP
Prezydent: Steinbach jest problemem dla naszego kraju
Prezydent Lech Kaczyński, komentując wypowiedź ministra spraw
zagranicznych Radosława Sikorskiego na temat szefowej niemieckiego
Związku Wypędzonych Eriki Steinbach, ocenił, że jest ona "pewnym
problemem dla naszego kraju".
W poniedziałek w Brukseli Sikorski zaapelował do Steinbach, aby wzięła
przykład z prezydenta Niemiec, który, choć też urodził się w okupowanej
Polsce, nie nazywa siebie wypędzonym. - Czy ludzie, których rodziny
przez pokolenia tam mieszkały, chcą być identyfikowani z taką osobą jak
pani Steinbach, która przyszła do naszego kraju z Hitlerem i z Hitlerem
musiała się z niego wynosić? Która nie była żadną wypędzoną, tylko
której rodzina, której tatuś, feldfebel Hermann bodajże, musiał
czmychnąć, gdyż zwycięsko nacierała Armia Czerwona i Wojsko Polskie -
powiedział Sikorski.
- Pani Steinbach jest dzisiaj pewnym problemem dla naszego kraju. Jej
postawa, a przede wszystkim fakt, że w jednej z potężnych partii
niemieckich ma istotne wpływy nie może być w Polsce nie zauważane -
powiedział prezydent na konferencji prasowej proszony o skomentowanie
wypowiedzi ministra.
Jak zaznaczył, nie rozumie przenośni ministra Sikorskiego. - Nie będę
liczył lat damie, ale sądzę, że urodziła się znacznie po śmierci Hitlera
i żyje do dzisiaj - dodał Lech Kaczyński.
PAP
Studenci zidentyfikowali 49 grobów wojennych
49 niezidentyfikowanych wcześniej grobów wojennych znaleźli w powiatach
tatrzańskim i nowotarskim studenci pracujący nad Małopolską Internetową
Bazą Grobów Wojennych.
O istnieniu mogił studenci historii z kół naukowych Uniwersytetu
Jagiellońskiego (UJ) i Uniwersytetu Pedagogicznego (UP) w Krakowie
najczęściej dowiadywali się od okolicznych mieszkańców. - Drogi do
odnalezienia nowych obiektów były różne - od rozmów z mieszkańcami i
proboszczami parafii, urzędnikami i pasjonatami historii, po
przeglądanie ksiąg parafialnych i literatury fachowej - mówił Marek
Hańderek z Koła Naukowego Historyków Studentów UJ.
Jak podkreślali studenci UP dla nich udział w tym projekcie był ciekawą
i pouczającą przygodą, a dzięki odkryciu nowych grobów być może uda się
je ocalić od zapomnienia i zniszczenia. Część grobów znajduje się w
miejscach nieoznaczonych - na łąkach i w lasach, np. zbiorowa mogiła
żołnierzy niemieckich w Łopusznej, czy zbiorowa mogiła Żydów w
Tylmanowej.
- Znaleźliśmy dużo więcej niezidentyfikowanych grobów, ale 49 w sposób
bezsporny udało się zakwalifikować jako miejsce pochówku osób, które
zginęły w wyniku działań wojennych - mówił Dawid Golik z biura edukacji
publicznej krakowskiego oddziału IPN.
W 21 innych mogiłach pochowani zostali np. konfidenci lub osoby, które
zmarły w czasie wojny, ale nie w związku z przejściem frontu lub
działaniami okupanta. - Informacje o 37 kolejnych mogiłach wciąż
weryfikujemy. Jestem przekonany, że one także wejdą do bazy grobów
wojennych - dodał Golik.
Nieznane dotąd groby zostaną umieszczone w Małopolskiej Internetowej
Bazie Grobów Wojennych, która zawiera opisy i zdjęcia około tysiąca
mogił z całego regionu. O siedmiu miejscach pochówku żołnierzy
niemieckich - jak zapowiedział Marcin Przewoźniak z Wydziału Polityki
Społecznej Małopolskiego Urzędu Wojewódzkiego - zawiadomiona zostanie
Fundacja Pamięć, a znajdujące się tam szczątki po ekshumacji trafią
najprawdopodobniej na cmentarz w Siemianowicach Śląskich.
Urząd Wojewódzki zawiadamia także władze gmin, że mają na swoim terenie
nieznane wcześniej groby wojenne. W Urzędzie Wojewódzkim otwarta została
wystawa fotograficzna poświęcona odnalezionym grobom, którą można
oglądać do końca marca.
Pomysłodawcą stworzenia Internetowej Bazy Grobów Wojennych był wojewoda
małopolski Jerzy Miller. Punktem wyjścia do jej stworzenia był wykaz
prowadzony od kilkudziesięciu lat w urzędzie wojewódzkim. Jednak
materiały archiwalne oraz dane sprzed wielu lat wymagały weryfikacji i
uzupełnienia, co robią podczas letnich obozów naukowych studenci UJ i
UP. Do tej pory odwiedzili oni powiaty: bocheński, suski, wadowicki,
tatrzański, gorlicki i nowotarski. W tym roku wyruszą prawdopodobnie do
powiatów nowosądeckiego i limanowskiego.
W internetowej bazie "Groby Wojenne na terenie Małopolski" zobaczyć
można opatrzone fotografiami opisy miejsc pochówków, poznać liczbę
poległych, ich narodowość, personalia oraz daty śmierci, a tam gdzie
było to możliwe do ustalenia - także przynależność do formacji bojowych
i stopnie wojskowe. Niekiedy też zamieszczono krótkie informacje nt.
okoliczności śmierci żołnierzy oraz historie powstania obiektów. Miejsca
pochówków są pogrupowane na: okres przedrozbiorowy, konfederację barską,
powstanie kościuszkowskie, okres napoleoński, powstanie listopadowe,
powstanie krakowskie, powstanie styczniowe, I wojnę światową, wojnę
polsko-bolszewicką, II wojnę światową i okres stalinowski.
W przyszłości powstanie wzorowana na małopolskiej ogólnopolska platforma
internetowa z ujednoliconymi bazami grobów wojennych wszystkich 16
województw.
PAP
Poniedziałek, 2009-02-23
Zmarł Franciszek
Starowieyski, polski grafik, malarz i scenograf - podała rodzina
artysty. Miał 79 lat.
Przez wiele lat tworzył na przemian w pracowniach w Warszawie i w
Paryżu. Zrealizował około 300 plakatów i uważany jest za jednego z
najwybitniejszych przedstawicieli "polskiej szkoły plakatu". Na początku
swojej artystycznej drogi Starowieyski wymyślił sobie pseudonim
artystyczny - Jan Byk. - To był po prostu polityczny dowcip - w czasach
stalinowskich wymyśliłem sobie najbardziej proletariackie nazwisko,
jakie mogłem wynaleźć - powiedział w jednym z wywiadów. Tworząc swoje
dzieła antydatował je o 300 lat, bo - jak mówił - XVII wiek jest jego
ulubionym okresem.
Starowieyski urodził się w 8 lipca 1930 roku w Bratkówce koło Krosna.
Studiował malarstwo w Akademii Sztuk Pięknych w Krakowie w pracowni
Wojciecha Weissa i Adama Marczyńskiego, a następnie w ASP w Warszawie w
pracowni Michała Byliny, gdzie uzyskał dyplom w 1955 roku.
Starowieyski zyskał popularność w latach 60. jako autor plakatów
teatralnych i filmowych. Zajmował się także malarstwem, grafika
użytkową, scenografią teatralną i telewizyjną. Jest twórcą tzw. Teatru
Rysowania.
Wielokrotnie wystawiał w galeriach i muzeach w Polsce oraz Austrii,
Belgii, Francji, Holandii, w Kanadzie, Szwajcarii, USA, we Włoszech i
in. Jest laureatem wielu nagród, m.in.: Grand Prix na Biennale Sztuki
Współczesnej w Sao Paulo (1973), Grand Prix za plakat filmowy na
festiwalu w Cannes (1974), Grand Prix na Międzynarodowym Festiwalu w
Paryżu (1975), Annual Key Award gazety Hollywood Reporter (1975-1976),
nagrody na Międzynarodowym Biennale Plakatu w Warszawie i na
Międzynarodowym Festiwalu Filmowym w Chicago (1979-1982).
Jego malarstwo cechuje fascynacja ciałem kobiecym o "rubensowskich"
kształtach oraz refleksja nad przemijaniem i śmiercią. - Nagość na moich
obrazach zwykle nie jest pociągająca. Niewiele kobiet rysuję "na seks",
raczej "na alegorię". Wszystko zależy od idei malarza. Często posługuję
się w rysunkach ciałem kobiety, gdyż ono najlepiej funkcjonuje
symbolicznie - mówił artysta.
Upodobanie do barokowej estetyki przejawiało się również w
charakterystycznym dla Franciszka Starowieyskiego makabrycznym poczuciu
humoru. Na nobliwe spotkanie rodzin ziemiańskich przybył, ku zaskoczeniu
znającej go rodziny, ubrany bardzo przyzwoicie. Szybko jednak wyszło na
jaw, że spod wizytowego fraka Starowieyskiego wystaje długi, diabelski
ogon z nasyconego smołą sznura. Teresa Starowieyska, żona artysty, na
długo zapamiętała dzień, gdy weszła do domu i znalazła męża leżącego na
łóżku, z zakrwawioną twarzą i pływającym we krwi, wyłupionym okiem. Do
tego makabrycznego żartu Starowieyski użył koncentratu pomidorowego i
piłeczki pingpongowej.
Starowieyski znany był także jako kolekcjoner dzieł sztuki. - Całe życie
miałem skłonność do kolekcjonerstwa. Odkąd sięgam pamięcią, zawsze
dzieliłem swój czas między sztukę, a kolekcjonerstwo. Będąc zbieraczem,
nauczyłem się, że z nowych przedmiotów można wyczytać inne rzeczy niż ze
starych. Tu dowiaduję się o fabrykach i gustach ludzi. Do tamtych
przedmiotów dochodzi jeszcze ich los - mówił. Jego zdaniem,
kolekcjonowanie stanowiło pretekst do rozmów o czasie. - Przedmioty mogą
być wieczne i nieskończone. W tym upatruję ich wielkość (...) Zanurzam
się w zbieractwie, by na moment dostąpić nieśmiertelności rzeczy -
deklarował artysta.
Starowieyski w 1994 roku otrzymał Nagrodę "Złotej Maski" za scenografię
do "Króla Ubu" Krzysztofa Pendereckiego w Teatrze Wielkim w Łodzi, a w
2004 Nagrodę Ministra Kultury w dziedzinie sztuk plastycznych. Obraz
Starowieyskiego "Porwanie Europy" jest wystawiony w polskim
przedstawicielstwie w Unii Europejskiej w Brukseli.
PAP
Złoty leży, Litwini się cieszą
Suwalskie markety i bazary masowo odwiedzają mieszkańcy Litwy. Wszystko
przez niski kurs złotówki.
Tego jeszcze nie było. od kilku tygodni, odkąd notowania złotego spadły
na łeb na szyję, miejscowości na Suwalszczyźnie przeżywają najazd
Litwinów, którzy przyjeżdżają do Polski na zakupy. Jeszcze latem
ubiegłego roku za jednego litewskiego lita płacono w kantorach 90
groszy. Dziś kurs tej waluty wynosi blisko 1,4 złotego. Od początku lat
90., kiedy Litwa ogłosiła niepodległość, to Polacy jeździli na Litwę na
tanie zakupy. Teraz kierunek wyjazdów w celach handlowych się odwrócił.
Różnice cen wynoszą przynajmniej kilkanaście procent. W polskich
supermarketach nasi sąsiedzi kupują głównie mąkę, cukier, kawę,
słodycze, olej, a także napoje i nabiał. Na przykład polskie masło jest
tańsze od litewskiego o prawie 20 procent. Z kolei na bazarach wzięciem
cieszą się mięso, warzywa i owoce, głównie jabłka. Także paliwo (choć
minimalnie) stało się u nas tańsze, więc przyjezdni przy okazji tankują
benzynę.
Z tych samych powodów z niskiego kursu złotego cieszą się także
właściciele sklepów i kramów w miejscowościach położonych wzdłuż granicy
z państwami strefy euro, czyli ze Słowacją i z Niemcami.
Igor Ryciak Przekrój
Rozpoczął się pierwszy polski festiwal kulturalny w Szkocji
Koncertem chopinowskim światowej sławy francuskiego pianisty Alexandre
Tharauda zainaugurowano w Perth we wschodniej Szkocji pierwszy polski
festiwal kulturalny Scottish Tides - Polish Spring.
Festiwal, który potrwa około dwóch miesięcy, będzie największym w tym
roku polskim wydarzeniem kulturalnym w Szkocji. Jednym z jego celów jest
uwypuklenie polsko-szkockich więzów kulturalnych, sięgających XVI wieku.
W programie pięciu koncertów fortepianowych, z których cztery upamiętnią
160. rocznicę śmierci Fryderyka Chopina, obok Tharauda wystąpią:
urodzony w Serbii Aleksander Madzar, Polak Piotr Anderszewski, Rosjanka
pochodzenia greckiego Katia Skanavi i Rosjanin Nikolai Demidenko.
Anderszewski wystąpi wraz ze Szkocką Orkiestrą Kameralną, grając utwory
Bacha i Mozarta. Wszystkie koncerty chopinowskie będą nagrywane przez
BBC i zostaną wyemitowane w trzecim programie radiowym stacji.
Na początku marca z koncertem wystąpią także polskie grupy muzyczne Kult
oraz Kapela ze Wsi Warszawa. Ta druga będzie koncertować wraz ze szkocką
grupą Peatbog Faeries w koncercie muzyki folk. Obok muzyki klasycznej i
folk na festiwalu będzie prezentowany jazz w wykonaniu Sing Sing
Penelope z Bydgoszczy.
W drugiej, kwietniowej części Festiwalu wystąpi m.in. Filharmonia
Pomorska z Bydgoszczy z popularną na brytyjskim rynku muzycznym III
Symfonią Henryka Góreckiego.
Utwory Góreckiego znajdą się również w programie koncertu szkockiej
grupy Hebrides Ensemble, a Szkocka Orkiestra Symfoniczna wraz ze
skrzypaczką Tasmin Little wykona koncert skrzypcowy Mieczysława
Karłowicza.
Szkocka publiczność będzie miała też okazję obejrzeć filmową komedię
"Statyści" w reżyserii Michała Kwiecińskiego, popularny w Polsce kabaret
Ani Mru Mru, a także instalacje multimedialne polskich artystów z
wykorzystaniem 22 ekranów w sali koncertowej w Perth na 1,5 tys. osób.
Festiwalowi Scottish Tides - Polish Spring patronują m.in. Szkocka Rada
ds. Kultury i Sztuki, inicjatywa Homecoming Scotland, Instytut Adama
Mickiewicza, Konsulat Generalny RP w Edynburgu oraz Polski Instytut
Kulturalny w Londynie.
Festiwal jest częścią finansowanego przez rząd Szkocji programu
kulturalnego Homecoming Scotland 2009, zorganizowanego w związku z
przypadającą w tym roku 250. rocznicą urodzin szkockiego poety Roberta
Burnsa (1759-96), a jego współorganizatorem jest organizacja Visit
Scotland, zajmująca się turystyczną promocją Szkocji.
W ramach programu Homecoming, który zakończy się 30 listopada,
zaplanowano ok. 300 imprez, które - jak oczekują organizatorzy - ściągną
do Szkocji 100 tys. gości, głównie o szkockich korzeniach, ale też
niemających nic wspólnego ze Szkocją miłośników golfa, whisky, tradycji
i muzyki, którzy wesprą sektor turystyczny kraju.
Obecność sporej liczby artystów z Bydgoszczy tłumaczy to, iż miasto to
łączy partnerska współpraca z Perth.
PAP
Niedziela, 2009-02-22
Niemcy nie otworzą
szybciej rynku pracy - Polska poczeka
Niemcy nie mają planów przyspieszenia otwarcia swojego rynku pracy dla
mieszkańców krajów przyjętych w 2004 r. do Unii. Kryzys finansowy nie
zmienił tego nastawienia - powiedział gazecie "Bild" niemiecki minister
pracy Olaf Scholz.
Scholz mówił, że światowy kryzys jest zagrożeniem dla miejsc pracy nie
tylko w Niemczech, ale na całym świecie. Podkreślał, że nie czas teraz
na otwieranie rynku pracy dla pracowników ze wschodu.
Stanowisko Berlina stoi w sprzeczności z priorytetami czeskiej
prezydencji UE. Praga chce bowiem doprowadzić do jak największej
liberalizacji wewnętrznego rynku pracy we Wspólnocie.
Niemcy, podobnie jak Austria, Belgia i Dania w dalszym ciągu utrzymują
ograniczenia dla pracowników z 12 krajów, które przystąpiły do Unii w
2004 roku i później. Restrykcje te dotyczą również pracowników z Polski.
Ostateczny termin zniesienia restrykcji dla nowych członków Unii to 2011
rok. W Niemczech w styczniu pracy nie miało 3,5 miliona obywateli.
IAR
Sobota, 2009-02-21
Amerykańska premiera
najnowszego dzieła Pendereckiego
W Stanach Zjednoczonych odbędzie się premiera najnowszej kompozycji
Krzysztofa Pendereckiego. Koncert będzie połączony z obchodami 75.
urodzin polskiego kompozytora oraz 25, rocznicy powstania Kwartetu
Szanghaj.
Najnowszy utwór Krzysztofa Pendereckiego nosi tytuł "Kartki z
nienapisanego dziennika". Został skomponowany na specjalne zamówienie
znanego w USA ośrodka sztuki Peak Performances, który działa przy
uniwersytecie stanowym New Jersey w Monclair. Utwór Pendereckiego wykona
świętujący 25-lecie istnienia kwartet smyczkowy Szanghaj. Zespół ten
powstał w Chinach, ale od lat działa w Stanach Zjednoczonych, gdzie
zdobył dużą renomę.
Znany amerykański krytyk muzyczny Alyssa Timin była obecna na próbach
koncertu. Później w swojej recenzji napisała, że choć w ostatnich latach
Krzysztof Penderecki odszedł od awangardowości, to w jego najnowszej
kompozycji jest wiele charakterystycznej dla polskiego kompozytora
intensywności.
Timin opisała jak podczas prób Penderecki popędzał artystów słowami
"szybciej, szybciej". Jeden z członków Kwartetu Szanghaj Nicholas
Tzavaras wyraził przekonanie, że "III Kwartet Smyczkowy - Kartki z
nienapisanego dziennika" staną się jedną z najważniejszych smyczkowych
kompozycji XXI wieku.
PAP
Koszaliński Uniwersytet Dziecięcy rozpoczął działalność
Na Politechnice Koszalińskiej zainaugurował działalność Koszaliński
Uniwersytet Dziecięcy (KUD). Celem nowej inicjatywy uczelni jest
zachęcenie dzieci do poznawania świata oraz różnych dziedzin nauki.
Inauguracja KUD była wzorowana na immatrykulacji dorosłych studentów.
Odegrano "Gaudeumus", dzieci złożyły uroczyste ślubowanie, w którym
m.in. zobowiązały się zdobywania wiedzy i poszerzania swoich
zainteresowań, otrzymały również indeksy.
Witając najmłodszych studentów w murach uczelni jej rektor prof. Tomasz
Krzyżyński mówił, że jest przekonany, iż dzieci dowiedzą się na uczelni
wielu interesujących rzeczy, znajdą odpowiedzi na nurtujące je pytania i
problemy z różnych dziedzin nauki. Wyraził również nadzieję, że
najmłodsi studenci będą pojawiali się na zajęciach z ciekawości i chęci
poznawania nowego, a nie dlatego, że kazali im tu przyjść rodzice.
Koszaliński Uniwersytet Dziecięcy cieszył tak dużym zainteresowaniem
rodziców, już w pierwszych dniach zapisów zabrakło wolnych miejsc. Na
pierwszy semestr, który będzie trwał do czerwca br., zapisano 280
uczniów z klas I- IV w wieku od 7 do 12 lat. 100 kolejnych chętnych
czeka na wolne miejsce na liście rezerwowej.
Zajęcia KUD będą odbywać się raz w miesiącu. W pierwszym semestrze
zaplanowano 5 wykładów, będzie na nich m.in. mowa o informatycznych
sztuczkach w Hogwarcie (szkole czarodziejów w książkach o Harrym
Potterze) i o tym dlaczego jeździ samochód.
Inauguracyjne zajęcia w sobotę poświęcono temu jak powstaje książka.
Poprowadził je prof. Jacek Ojrzanowski, dyrektor Instytutu Wzornictwa
Politechniki Koszalińskiej. Wykład oparł na książce "Puszysta owca",
którą w ramach pracy dyplomowej napisała absolwentka PK Magdalena
Wierzbowska.
Na KUD nie ma egzaminów, są za to symboliczne zaliczenia. Za
uczestnictwo w każdym wykładzie dzieci będą otrzymywać pieczątkę do
indeksu. Do uzyskania dyplomu ukończenia I semestru potrzebne są 3 z 5
pieczątek.
Idea uniwersytetów dziecięcych narodziła się w Niemczech w Tybindze,
gdzie w czerwcu 2002 r. z inicjatywy dwojga dziennikarzy lokalnej gazety
otwarto pierwszy Kinderuni. Na inauguracyjne zajęcia o tym dlaczego
wulkany zieją ogniem przyszło 400 dzieci. Obecnie w Niemczech działa ok.
70 Kinderuni.
Podobne placówki powstały później w Szwajcarii, Austrii, Lichtensteinie,
Wielkiej Brytanii, na Słowacji i Wyspach Kanaryjskich oraz w Kolumbii i
Stanach Zjednoczonych. W Polsce akademickie zajęcia dla dzieci
prowadzone są m.in. w Krakowie, Łodzi, Warszawie i Radomiu.
PAP
Piątek, 2009-02-20
Polscy uczniowie odkryli
dwie nowe planetoidy
Lista najnowszych odkryć i obserwacji dokonanych podczas trwającej od
początku 2009 roku kampanii poszukiwania asteroid została opublikowana w
piątek. Uczniowie z Polski, którzy biorą udział w obserwacjach, mogą
pochwalić się już pierwszymi sukcesami - odkryli m.in. dwie planetoidy.
Kampania poszukiwania asteroid to część projektu International
Astronomical Search Collaboration (IASC), który jest inicjatywą kilku
amerykańskich i europejskich uniwersytetów i towarzystw edukacyjnych.
Ponadto IASC jest wspierany przez Narodową Agencję Aeronautyki i
Przestrzeni Kosmicznej (NASA) oraz Międzynarodową Unię Astronomiczną (IAU).
W poszczególnych kampaniach (na rok 2009 jest ich zaplanowanych aż
sześć) biorą udział zespoły uczniów pracujących pod opieką swoich
nauczycieli. Są to wychowankowie szkół z wielu krajów świata, m.in. z
Włoch, Stanów Zjednoczonych, Portugalii, Chin i Polski.
Zadaniem młodych obserwatorów jest odnajdywanie nieznanych dotąd małych
obiektów Układu Słonecznego oraz potwierdzanie orbit tych asteroid,
które zostały już odkryte. Taka weryfikacja umożliwia ustalenie, czy
badane obiekty mogą być w przyszłości groźne dla Ziemi - w Układzie
Słonecznym jest bowiem bardzo wiele planetoid, które potencjalnie mogą
uderzyć w powierzchnię naszej planety.
Dane nowoodkrytych obiektów trafiają potem do mieszczącego się na
Harvardzie Minor Planet Center. Ośrodek ten gromadzi dane o małych
ciałach Układu Słonecznego dla Międzynarodowej Unii Astronomicznej i
NASA.
W trwającej właśnie kampanii bierze udział siedem polskich szkół. Są to
licea i gimnazja ze Szczecina, Sierpca, Olsztyna, Torunia, Katowic,
Warszawy i Krakowa. Uczniowie i nauczyciele z każdej z tych placówek
mogą się już pochwalić pierwszymi sukcesami.
Dwa obiekty krążące w głównym pasie planetoid pomiędzy orbitami Marsa i
Jowisza odkryli uczniowie Artur Stankiewicz, Paula Dmochowska i Mateusz
Wojciechowski pracujący pod opieką Klemensa Baranowskiego, nauczyciela
fizyki z olsztyńskiego I Liceum Ogólnokształcącego im. Adama
Mickiewicza. Nowo odkrytym asteroidom nadano oznaczenia K09BA3L i
K09BA3K.
Zespołom z pozostałych szkół udało się wykonać szereg poprawnych
obserwacji NEO, a także zdjąć z listy potencjalnych "killerów" jeden
obiekt - asteroidę 2009 CD2 zweryfikowali uczniowie z Gimnazjum
Miejskiego im. Mikołaja Kopernika w Sierpcu, pracujący pod opieką Józefa
Urbańskiego.
Szkoły uczestniczą w kampaniach IASC i NEO Confirmation Campaign w
ramach programu EU-HOU, który w Polsce jest koordynowany przez dr. hab.
Lecha Mankiewicza, dyrektora Centrum Fizyki Teoretycznej PAN.
W projekcie tym udostępniane są nowoczesne narzędzia dydaktyczne
wspomagające nauczanie przedmiotów ścisłych - na przykład program
webkamerkowych obserwacji astronomicznych czy program wykorzystujący
zdalnie sterowane teleskopy i radioteleskopy.
PAP
Kamila Skolimowska odznaczona krzyżem kawalerskim
Kamila Skolimowska, 26-letnia mistrzyni olimpijska w rzucie młotem,
która zmarła w środę w Portugalii, została pośmiertnie odznaczona
Krzyżem Kawalerskim Orderu Odrodzenia Polski.
Prezydent Lech Kaczyński odznaczył ją za wybitne osiągnięcia sportowe,
za zasługi dla rozwoju i upowszechniania sportu - podała w komunikacie
prezydencka kancelaria.
26-letnia mistrzyni olimpijska z Sydney w rzucie młotem zmarła w środę
podczas zgrupowania w Portugalii. Zasłabła kiedy rozpoczynała rozgrzewkę
do treningu siłowego. W drodze do szpitala w Vila Real de Santo Antonio
straciła przytomność i mimo trwającej ponad godzinę reanimacji zmarła.
Według niepotwierdzonych jeszcze informacji Kamila Skolimowska spocznie
na Cmentarzu Powązkowskim, gdzie pochowani są m.in. zmarli tragicznie w
1998 roku mistrzowie olimpijscy - w pchnięciu kulą Władysław Komar i w
skoku o tyczce Tadeusz Ślusarski. Pogrzeb odbędzie się prawdopodobnie w
czwartek 26 lutego.
PAP
Jak SB zaplanowała mord ks. Jerzego
Morderstwo ks. Jerzego Popiełuszki było precyzyjnie zaplanowane. SB
otoczyła kapłana siecią agentów, o represjach wobec kapelana
"Solidarności" informowano najwyższe władze partii i MSW. "Dziennik"
rozmawia na ten temat z historykiem z IPN dr Janem Żarynem.
Zapowiada on opublikowanie przez IPN w najbliższym czasie nieznanych
dotąd dokumentów bezpieki. W książce "Aparat represji wobec księdza
Jerzego Popiełuszki, 1982 - 1984" zostaną ujawnione kolejne nazwiska
osób, które donosiły na ks. Jerzego.
Jak podaje "Dziennik" pierwsze donosy sporządzał tajny współpracownik SB,
który używał kilku pseudonimów, m.in. Miecz czy Tarcza. Ten działacz
Solidarności na Mazowszu, związany z hutnikami, należał do bliskiego
otoczenia kapłana i był bardzo aktywny. Po decyzji o inwigilacji kapłana
w jego otoczenie zostali przesunięci inni agenci. W sumie było to kilka
osób, duchownych i świeckich. Niektórzy są już znani, np. TW o ps.
Jankowski, czyli ks. Michał Czajkowski. Pozostałe osoby zostaną
ujawnione, gdy książka się ukaże. Jest wśród nich inny kapłan
warszawski.
Zapytany czy zgromadzone dokumenty pomogą w odkryciu, kto z ówczesnych
władz zlecił zabójstwo ks. Popiełuszki, Żaryn odpowiada, że "niezależnie
od tego, czy ta zbrodnia była wpisana w myślenie Jaruzelskiego, czy
Kiszczaka, cała dynamika sprawy i nagromadzonych wobec ks. Jerzego
represji wskazuje, że kierownictwo partii i resortu spraw wewnętrznych
dopuszczało taki właśnie skutek swych decyzji i żądań wobec
funkcjonariuszy SB. Nie kłócono się w tej kwestii, także np. w
korespondencji między prokuraturą, urzędem ds. wyznań i SB. Wszyscy oni
równolegle prowadzili rozległą grę operacyjną skierowaną przeciwko ks.
Popiełuszce".
PAP
Czwartek, 2009-02-19
Afganistan zdominował
"szczyt" NATO w Krakowie
W czwartek w Krakowie rozpoczęło się dwudniowe spotkanie ministrów
obrony NATO. Pierwszy dzień rozmów zdominowała sytuacja w Afganistanie i
naleganie, by kraje Europy wysłały tam więcej żołnierzy. Pozostaje
jednak pytanie, czy to wystarczy by wygrać wojnę?
Na dzień przed rozpoczęciem nieoficjalnego szczytu NATO w Krakowie
prezydent USA Barack Obama zapowiedział, że pośle do Afganistanu
dodatkowych 17 tys. żołnierzy. Wcześniej mówił o 30 tys. jednak
prawdopodobnie przez kryzys finansowy i rosnącą niechęć amerykańskiego
społeczeństwa do zaangażowania w wojnę w Afganistanie, musiał zredukować
swoje plany. Obecnie stacjonuje tam około 23 tys. żołnierzy
amerykańskich. Drugie tyle pochodzi z 41 innych krajów z całego świata –
najwięcej z Wielkiej Brytanii (8,9 tys.), Niemiec (3,4 tys.) i Francji
(2,9 tys.).
Gotowość do wysłania kolejnych wojsk zapowiedziała też Australia, jednak
pod warunkiem, że również Europa zaangażują się mocniej w afgańską
wojnę. Nalegali na to także szef Pentagonu i wysłannik USA do Krakowa,
Robert Gates oraz szef NATO Jaap de Hoop Scheffer. - Musimy dostarczyć
więcej żołnierzy, więcej szkoleniowców i więcej pomocy przy wyborach -
mówił w Krakowie Scheffer. Tymczasem państwa starego kontyngentu nie
kwapią się do zwiększania swoich kontyngentów.
Polska misja w Afganistanie liczy 1,6 tys. wojskowych, a minister obrony
narodowej Bogdan Klich wykluczył możliwość jej zwiększenia. -
Dodatkowych żołnierzy do Afganistanu nie zamierzamy wysyłać, a
śmigłowce, którymi dysponujemy, to osiem sztuk i nie będziemy kupować
nowych. Zapewnialiśmy też naszych sojuszników, że nie będziemy
zmniejszać naszego kontyngentu, ponieważ niedawno został zwiększony z
1,2 do 1,6 tys. żołnierzy - powiedział Klich na konferencji
podsumowującej szczyt ministrów obrony państw NATO w Krakowie.
Klich dodał, że podczas krakowskiego szczytu ze strony krajów NATO padło
kilka deklaracji dot. rozmiarów obecności wojskowej w Afganistanie.
– Wycofanie polskiego kontyngentu nie jest najlepszym rozwiązaniem, bo
zyskalibyśmy markę mało wiarygodnego partnera. Nie ma też sensu wysyłać
do Afganistanu więcej żołnierzy, bo nie ma na to finansów – powiedziała
Wirtualnej Polsce dr Joanna Modrzejewska-Leśniewska z Katedry Studiów
Politycznych SGH - Należy raczej wzmocnić bojowo obecny kontyngent, żeby
żołnierze byli lepiej przygotowani i mogli ewentualnie chronić polskich
cywilów w Afganistanie.
Także Niemcy, które czekają we wrześniu wybory parlamentarne,
prawdopodobnie nie zaryzykują niepopularnej decyzji o zwiększeniu
liczebności swoich wojsk w Afganistanie. W dodatku w styczniu w
internecie pojawiło się kilka nagrań, na których zamaskowani talibowie
płynnym niemieckim grożą samochodami-pułapkami, jeśli Merkel nie wycofa
Bundeswery z Afganistanu.
Szanse na dodatkowe wsparcie Amerykanie widzą we Francji, która chce
wrócić do struktur wojskowych NATO. Byłby to właściwie gest symboliczny,
bo Francuzi i tak uczestniczą w wielu natowskich operacjach. Jednak
sytuacja nad Sekwana nie jest taka prosta. Przeciw powrotowi do NATO
występują liderzy lewicowych i centrowych ugrupowań. Francuski rząd
czeka też debata na ten temat w parlamencie, choć zgodnie z konstytucją
prezydent nie jest do niej zobligowany. A premier Francois Fillon
zagroził, że rozwiąże rząd, jeśli parlament nie zgodzi się na bliższą
współpracę z NATO.
Pozostaje pytanie, czy wysłanie dodatkowych sił do Afganistanu pozwoli
zachodnim koalicjantom wygrać wojnę? Według danych oenzetowskiej misji w
Afganistanie UNAMA w 2008 roku zginęło tam najwięcej cywilów od czasu
obalenia rządów talibów i aż o 40% więcej niż rok wcześniej. „Ile
jeszcze wesel trzeba zbombardować, aby zwyciężyć” – pytał na łamach
środowego wydania „Gazety Wyborczej” Roman Kuźniar, doradca ministra
obrony narodowej Bogdana Klicha. „Konieczna jest kooptacja talibów do
rozmów, a następnie do władz w Afganistanie. Talibowie pochodzą z
miejscowej ludności i nie możemy do nich strzelać bez końca” – pisze
dalej Kuźniar.
Takiej ewentualności nie wyklucza też dr Modrzejewska-Leśniewska –
Określamy talibami wszystkich, którzy „są przeciwko”, ale to nie jest
jednolita siła. Część to rzeczywiście religijny radykałowie, ale to
także małe lokalne grupy, które walczą o udział we władzy w swoim
regionie i z nimi można rozmawiać. Jednocześnie pani politolog
zaznaczyła, że nie można wykluczyć, iż ustępstwa mogą się skończyć próbą
wprowadzenia szariatu w części regionów, jak to się stało w Pakistanie.
- Jeśli się powiedziało A, trzeba powiedzieć B. Jednak, żeby operację w
Afganistanie doprowadzić do końca nie wystarczą siły militarne,
niezbędne jest wsparcie finansowe sfery cywilnej. Realna pomoc, a nie
jedynie jej zapowiedzi, która musi dotrzeć do Afgańczyków na prowincji,
a nie tylko w Kabulu. Nie wystarczy zniszczyć upraw opium, z których
utrzymuje się tamtejsza ludność. Trzeba takiemu rolnikowi dać coś w
zamian - podsumowała pani politolog.
W piątek ministrowie mają m.in. rozmawiać o współpracy NATO z Ukrainą i
Gruzją. Oficjalny szczyt Sojuszu odbędzie się w kwietniu tego roku.
Małgorzata Pantke, Wirtualna Polska
Polska i USA podpisały memorandum o współpracy sił specjalnych
Minister obrony narodowej Bogdan Klich i sekretarz obrony USA Robert
Gates podpisali memorandum o współpracy polskich i amerykańskich sił
specjalnych. Jak podkreślili sygnatariusze dokumentu, tworzy on nowe
silne powiązania pomiędzy wojskiem amerykańskim i polskim.
Gates powiedział podczas uroczystości podpisania memorandum, że
wchodzimy w nowe stadium kontaktów obronnych USA i Polski. - Jako
doświadczony żołnierz zimnej wojny poczytuję sobie za zaszczyt podpisać
ten dokument w imieniu Stanów Zjednoczonych. Nasze kraje mają wspólne
interesy, wspólne wartości, łączą nas historia walki o demokrację -
jesteśmy zatem naturalnymi partnerami - podkreślił amerykański sekretarz
obrony. Dodał, że bardzo wysoko ceni polski wkład w misję w
Afganistanie.
Minister Klich powiedział, że strategiczne partnerstwo Polski i Stanów
Zjednoczonych zostało potwierdzone przez braterstwo broni na polach
bitew wcześniej, w Iraku, i obecnie w Afganistanie. - Mówiliśmy wiele o
wyzwaniach stających przed międzynarodową społecznością w Afganistanie.
Obaj sądzimy, że wiarygodność NATO jest sprawdzana tam, w Afganistanie -
zaznaczył.
PAP
|
|
INDEX
|