zapisz
Się Na Naszą listę |
Proszę
kliknąć na ten link aby dotrzeć
do formularza gdzie można zapisać się na listę dystrybucyjną i w przyszłości
otrzymywać biuletyn bezpośrednio od nas.
Aby zapisać się szybko bez wypełniania formularza, proszę wysłać E-mail bez
żadnego tekstu poprzez kliknięcie tego
linku.
| |
Przyłącz się |
Jeśli masz jakieś informacje
dotyczące polskich wydarzeń i chciałbyś albo chciałabyś podzielić się nimi z
naszymi czytelnikami, to prześlij je do
nas.
Mile widziane są wywiady, felietony, zdjęcia i poezja. Proszę informować
nas o
wszystkich wydarzeniach polonijnych. | |
Promuj
polonię |
Każdy z nas może się przyczynić do
promowania Polonii w Winnipegu w bardzo prosty sposób. Mój apel jest aby
dodać dwie linie do waszej stopki (signature) aby zacząć promować
Polonijne wydarzenia w Winnipegu kiedykolwiek wysyłamy maila.
Tutaj są instrukcje jak dodać stopkę używając
Outlook Express.
Kliknij Tools-->Options
-->
Signatures
Zaznacz poprzez kliknięcie Checkbox
gdzie pisze
Add signature to all outgoing messages
W pole gdzie jest napisane Edit Signature proszę wpisać.
albo
Po tym kliknij Apply
I to wszystko. Od tej pory będziemy promować polskie wydarzanie w
Winnipegu automatycznie kiedy wyślemy maila do kogoś. Wszystkie programy
mailowe mają taką opcję tzw. signature i sposób jej dodania
będzie bardzo podobny do tego co opisałem dla Outlook Express | |
|
Polonijny
Biuletyn Informacyjny w Winnipegu |
INDEX
WIADOMOŚCI PROSTO Z
POLSKI |
Środa, 2009-06-24
Danuta Szaflarska
laureatką nagrody im. Norwida
Danuta Szaflarska została tegoroczną laureatką nagrody im. Cypriana
Kamila Norwida w kategorii "dzieło życia". W środę ogłoszono również
nominacje w pozostałych czterech kategoriach nagrody, przyznawanej od
pięciu lat przez samorząd województwa mazowieckiego. Laureatów poznamy
we wrześniu.
Danuta Szaflarska, aktorka teatralna i filmowa, kreuje zazwyczaj postaci
kobiet pełnych życia, emanujących kobiecością, "z krwi i kości" - jak
napisano w uzasadnieniu wyboru jury. Dobrze czuje się zarówno w
kostiumie "z epoki" jak i w rolach współczesnych, komediowych i
dramatycznych.
Powszechnie uznawana była za pierwszą powojenną gwiazdę polskiego kina,
popularność przyniosły jej role w takich filmach jak "Zakazane piosenki"
czy "Skarb". Cenione są jej role w filmach "Dolina Issy", "Pora umierać",
"Przedwiośnie" czy "Ile waży koń trojański". Ostatnio można ją zobaczyć
na deskach TR Warszawa, gdzie gra w sztuce "Między nami dobrze jest"
Doroty Masłowskiej w reżyserii Grzegorza Jarzyny.
Aktorka otrzymała już w 2008 roku nagrodę im. Norwida w kategorii "teatr"
za rolę Babki w przedstawieniu "Daily Soup" w Teatrze Narodowym.
W środę ogłoszono też nominacje w pozostałych kategoriach nagrody im.
Norwida. W kategorii "literatura" otrzymali je: Ernest Bryll za książkę
"Trzecia nad ranem. Wiersze z lat 2006-2007", Jerzy Jedlicki za "Błędne
koło (1832-1864)" - II tom "Dziejów inteligencji polskiej do roku 1918"
oraz Eugeniusz Kabatc za "Czarnoruską kronikę trędowatych". W kategorii
"sztuki plastyczne" nominowano: Magdalenę Abakanowicz za wystawę "Cysterna"
w warszawskim CSW, Wojciecha Fangora za instalację przestrzenną "Sygnatury"
w Centrum Rzeźby Polskiej w Orońsku oraz Włodzimierza Pawlaka za wystawę
"Autoportret w powidokach" w Zachęcie.
W kategorii "muzyka" jury nominowało: Władysława Kłosiewicza za
kierownictwo muzyczne i dyrygenturę opery Georga Friedricha Haendla "Giulio
Cezare" w Warszawskiej Operze Kameralnej, Jadwigę Mackiewicz za
rekordowy, 49 sezon koncertów dla dzieci "Niedzielne spotkania z ciocią
Jadzią" w Filharmonii Narodowej oraz Tadeusza Wieleckiego za kompozycję
"Concerto for Piano and Orchestra". W kategorii "teatr" szansę na
nagrodę mają: Jadwiga Jankowska-Cieślak za rolę Ursulki w spektaklu
"Trash Story albo sztuka (nie)pamięci" w Teatrze Ateneum, Barbara
Krafftówna za rolę Anastazji R. w przedstawieniu "Oczy Brigitte Bardot"
w Teatrze na Woli oraz Franciszek Pieczka za rolę Ala w spektaklu "Słoneczni
chłopcy" w Teatrze Powszechnym.
Nagroda im. Cypriana Kamila Norwida została ustanowiona przez samorząd
województwa mazowieckiego w 2001 roku. Jej celem jest uhonorowanie
wybitnych dzieł i artystów mazowieckich - z pochodzenia lub z wyboru -
którzy "przyczyniają się do wzrostu rangi naszego regionu na mapie
kulturalnej Polski i Europy" - jak głosi regulamin nagrody. Laureaci
otrzymują statuetkę, dyplom oraz 20 tys. zł, a w przypadku nagrody "dzieło
życia" - 25 tys. zł. Wśród dotychczasowych laureatów są m.in. Erwin Axer,
Jan Ekier, Tadeusz Konwicki, Andrzej Sadowski, Piotr Fronczewski,
Zbigniew Zapasiewicz, Mariusz Treliński.
PAP
Andrzej Halicki nowym szefem Komisji Spraw Zagranicznych
Andrzej Halicki (PO) został nowym szefem sejmowej Komisji Spraw
Zagranicznych. Zastąpił na tym stanowisku swego partyjnego kolegę
Krzysztofa Liska, który z listy Platformy Obywatelskiej dostał się do
Parlamentu Europejskiego.
Wiceszefem komisji został poseł PiS Karol Karski (były wiceminister
spraw zagranicznych, doktor nauk prawnych), który wszedł do prezydium po
tym jak mandat europosła zdobył poprzedni zastępca przewodniczącego,
jego klubowy kolega Paweł Kowal.
Kandydatury obu posłów zostały poparte jednomyślnie. Za ich powołaniem
opowiedziało się 13 osób. Nikt nie był przeciwny; sami zainteresowani
wstrzymywali od głosu.
Halicki dziękując za wybór obiecywał, że będzie prowadził komisję "bez
politycznych zawirowań, merytorycznie, ale też z otwartym dialogiem o
polskiej polityce zagranicznej". Nowy szef Komisji Spraw Zagranicznych
jest absolwentem handlu wewnętrznego na warszawskiej SGPiS (obecnie SGH)
w dziedzinie ekonomiki transportu lotniczego. W latach 1986-1989 był
działaczem opozycji, m.in. członkiem krajowych władz Niezależnego
Zrzeszenia Studentów i liderem NZS na SGPiS.
W latach 1990-92 pełnił funkcję rzecznika prasowego oraz członka władz
krajowych Kongresu Liberalno-Demokratycznego oraz rzecznika prasowego
klubu parlamentarnego KLD (w Sejmie I kadencji w latach 1991-1992).
W latach 1996 - 2007 prowadził agencję GGK Public Relations, w latach
1992-1996 pracował jako szef działu public affairs, a następnie dyrektor
w amerykańskiej agencji Burson-Marsteller.
10 stycznia 2007 roku został zaprzysiężony na posła V kadencji z
ramienia PO, zastępując w Sejmie Jacka Wojciechowicza. W wyborach
parlamentarnych jesienią 2007 roku po raz drugi uzyskał mandat poselski,
startując w okręgu warszawskim.
Jest członkiem zespołu parlamentarnego na rzecz solidarności z
Białorusią, Zespołu Polsko-Tybetańskiego, a także członkiem
Polsko-Ukraińskiej Grupy Parlamentarnej.
Halicki jest żonaty, jego żona Agnieszka Sowa jest dziennikarką. Syn
Armin ma 15 lat.
Pasjami Halickiego - jak podaje na swojej stronie internetowej - jest
nurkowanie i narciarstwo oraz sporty zespołowe. Od ponad 30 lat kibicuje
wiernie Legii Warszawa. Inne hobby posła PO to geografia i zoologia.
Oprócz akwariów, których miał kilkanaście, hodował m. in. żółwie, kraby
i papugi. Obecnie jego pasją jest kynologia, wraz z żoną prowadzi
hodowlę dogów niemieckich.
PAP
Huebner złożyła rezygnację ze stanowiska komisarza UE
Danuta Huebner złożyła rezygnację ze stanowiska unijnego komisarza ds.
polityki regionalnej. Jej rezygnacja wpłynęła do marszałka sejmu
Bronisława Komorowskiego.
Huebner, która w czerwcowych wyborach uzyskała z listy PO mandat
europosła, musiała wybrać czy obejmuje mandat, czy pozostaje na
stanowisku komisarza. We wtorek w Brukseli ogłosiła, że przyjmuje
miejsce w Parlamencie Europejskim.
Danuta Huebner od listopada 2004 roku odpowiadała w Komisji Europejskiej
za fundusze regionalne.
Premier Donald Tusk zapowiedział, że jeszcze tego dnia będzie rozmawiał
z przewodniczącym Komisji Europejskiej Jose Manuelem Barroso i być może
przedstawi mu kandydaturę unijnego komisarza, który dokończy kadencję
Huebner.
Pięcioletnia kadencja obecnej KE teoretycznie mija jesienią, ale wiele
wskazuje na to, że zostanie przedłużona do końca roku, gdyby okazało się,
że Traktat z Lizbony jednak wejdzie życie od 1 stycznia, po udanym
ponownym referendum w Irlandii.
PAP
Jarosław Kaczyński zrzekł się immunitetu
Prezes PiS Jarosław Kaczyński złożył do marszałka sejmu oświadczenie o
zrzeczeniu się immunitetu poselskiego - poinformował szef komisji
regulaminowej i spraw poselskich Jerzy Budnik (PO).
Jak podkreślił Budnik, oświadczenie J.Kaczyńskiego o zrzeczeniu się
immunitetu trafi teraz do komisji regulaminowej, która zbada jego
formalną poprawność. Wniosek o uchylenie immunitetu byłemu premierowi
złożył b. minister spraw wewnętrznych i administracji Janusz Kaczmarek w
związku z wypowiedziami lidera PiS. W maju "Rzeczpospolita" podała, że z
prywatnego aktu oskarżenia, dołączonego do wniosku o uchylenie
immunitetu wynika, że chodzi o trzy wypowiedzi J.Kaczyńskiego z lat
2007-2008.
W sierpniu 2007 r. w tygodniku "Wprost" prezes PiS stwierdził, że
Kaczmarek był "w układzie biznesowo-korupcyjnym, czym działał na szkodę
Polski". W styczniu w 2008 r. w "Gościu Niedzielnym" sugerował, że były
szef MSWiA "blokował śledztwa", m.in. w sprawie mafii paliwowej. Z kolei
w lipcu 2008 r. na spotkaniu samorządowym w Tarnowskich Górach prezes
PiS miał nazwać Kaczmarka "agentem śpiochem" i powtórzyć, że ten "blokował
śledztwa" - pisała "Rzeczpospolita".
Komisja już w ubiegły piątek wysłała do J.Kaczyńskiego pismo z datą
spotkania z komisją regulaminową, które - jak podkreślił Budnik - jest
normalną procedurą, jaką podejmuje się przy uchyleniu posłowi immunitetu.
Datę tego spotkania wyznaczono na 1 lipca.
Już w maju prezes PiS zapowiedział, że jest bliski decyzji w sprawie
zrzeczenia się immunitetu poselskiego, ale chciałby, żeby przedtem
premier Donald Tusk zwolnił go, a także kilku innych urzędników jego
rządu, z tajemnicy państwowej. Wyjaśniał wówczas, że dopiero, gdy
premier zwolni go z tajemnicy państwowej, "będzie można się bronić i
będzie można łatwo udowodnić Kaczmarkowi, że jeszcze bardzo niewiele o
nim żeśmy się dowiedzieli".
PAP
Wtorek, 2009-06-23
Bulwersująca groźba rady
Lwowa wobec Polski
Deputowani lwowskiej rady obwodowej grożą usunięciem kamiennej rzeźby
Szczerbca na tamtejszym Cmentarzu Orląt. Ma to być odwet za zniszczenie
wiosną w Polsce pomnika UPA. Rada zażądała też od władz obwodowych
inwentaryzacji pomników i innych miejsc pamięci, zawierających treści
antyukraińskie oraz symbole militarne obcych państw.
Pomniki, które budzą sprzeciw
- Militarnym i antyukraińskim symbolem jest miecz Szczerbiec,
nielegalnie znajdujący się na Cmentarzu Orląt Lwowskich - powiedział
radny nacjonalistycznej partii "Swoboda" Ołeh Pankewycz.
Wykuty w kamieniu Szczerbiec od początku budził sprzeciw miejscowych
władz, bowiem zgodnie z legendą został uszkodzony przez Chrobrego, gdy
ten uderzył nim o Złotą Bramę w Kijowie w XI wieku. Uwiecznił to na
swoim obrazie Jan Matejko. Dlatego przez ukraińskich nacjonalistów
Szczerbiec jest uznawany za polski symbol militarny. Według historyków,
zarówno miecz, jak i Złota Brama powstały kilka wieków później.
Zdaniem przewodniczącego Rady Ochrony Pamięci Walk i Męczeństwa Andrzeja
Przewoźnika zrealizowanie tego pomysłu byłoby bulwersujące. Historyk
wyraził zdumienie, że lwowscy deputowani w ogóle debatują na ten temat.
Jeśli takie informacje się pojawią, Rada zamierza wystąpić do MSZ z
prośbą o reakcję. Andrzej Przewoźnik zaznaczył, że do całej sprawy
trzeba podchodzić spokojnie, ale należy ją wyjaśnić.
Innym pomnikiem, który budzi sprzeciw lwowskiej rady jest pomnik we wsi
Huta Pieniacka. W 1944 roku wymordowano tam od 800 do 1200 Polaków.
Strona polska twierdzi, że dokonali tego żołnierze składającej się z
Ukraińców brygady SS-Galizien. Zdaniem strony ukraińskiej
odpowiedzialność za mord ponoszą Niemcy.
"Polacy, odbudujcie pomnik w Bieszczadach"
W uchwale Lwowskiej Rady Obwodowej jej deputowani zwrócili się do
prezydenta Wiktora Juszczenki i ukraińskiego Ministerstwa Spraw
Zagranicznych o stanowcze potępienie "barbarzyńskiego zniszczenia"
pomnika UPA w Bieszczadach.
Radni podkreślili, że wielokrotnie zwracali się do władz Polski z prośbą
o przeciwdziałanie aktom wandalizmu wobec ukraińskich miejsc pochówku,
lecz apele te "nie zostały wysłuchane".
- Jeśli Polacy dopuścili się takiego aktu na Chryszczatej, to powinni
liczyć się z odpowiednią reakcją z naszej strony - oświadczył Pankewycz.
Pomnik gloryfikujący UPA pojawił się na Chryszczatej w ubiegłym roku.
Powstał w miejscu, w którym znajdował się podziemny szpital UPA. Media
przypuszczały, że monument postawiła wycieczka Ukraińców z Kanady. "Cześć
pamięci żołnierzom UPA poległym 23.01.1947 w walce z żołnierzami Wojska
Polskiego w obronie podziemnego szpitala. Towarzysze broni" - głosił
umieszczony na nim napis.
Otoczony krzyżami monument został zbudowany bez uzgodnienia z władzami,
więc nadzór budowlany nakazał go rozebrać. Polecenie to nie zostało
wykonane. Pomnik został zniszczony przez nieznanych sprawców.
PAP
Burze nad Polską; zniszczone domy, tysiące ludzi bez prądu
Powalone na drogi drzewa i słupy energetyczne; ponad siedem tysięcy
gospodarstw bez prądu - to skutki burzy i ulewy, która przeszła nad
województwem podlaskim. Na Dolnym Śląsku co najmniej 20 gospodarstw i
domów zostało zalanych i podtopionych. W dwóch małopolskich gminach
obowiązuje alarm powodziowy. Na Opolszczyźnie strażacy musieli
interweniować ponad 160 razy po przejściu nawałnicy. To nie koniec,
synoptycy zapowiadają ulewy przez najbliższe trzy dni. Miejscami opady
będą bardzo intensywne.
Podlaskie: bez prądu siedem tysięcy gospodarstw
Po burzach, które przetoczyły się nad woj. podlaskim ponad siedem tys.
gospodarstw pozbawionych zostało prądu. Obecnie dzięki wysiłkom
energetyków liczba gospodarstw bez energii elektrycznej zmalała do ok.
1,8 tys. Najtrudniejsza sytuacja jest w okolicach Łomży, Wizny i Rutki.
Energetycy nie wykluczają, że awarii może jeszcze przybywać. Możliwe, że
niektóre uszkodzenia uda się naprawić dopiero rano w środę.
Podlascy strażacy odnotowali ponad sto interwencji związanych z
powalonymi na drogi drzewami lub konarami tarasującymi przejazd, mieli
też zgłoszenia o podtopieniach. Na szczęście nie było żadnych zdarzeń, w
których odnieśliby obrażenia ludzie. Nad województwem podlaskim do
późnych godzin wieczornych przechodziły gwałtowne burze z gradem i
wiatrem dochodzącym w porywach do 90 km/h.
Dolny Śląsk: zalane domy i gospodarstwa
W gminie Sobótka koło Wrocławia fala kulminacyjna na Potoku
Sulistrowskim, która przeszła przez wieś Świątniki, miała ponad metr
wysokości. Jak powiedział Ryszard Godek, sołtys Świątnik, woda z koryta
potoku zaczęła występować ok. godz. 13:00. - Dzwoniliśmy do gminy,
prosiliśmy o worki i piasek, ale do tej pory ich nie dowieźli - mówił
Godek.
Dodał, że mieszkańcy sami, z prywatnego piasku, kto miał, usypywali wał
ochronny. W Świątnikach zalało ok. 15 domów i gospodarstw. Obecnie na
miejscu pracują strażacy, którzy wypompowują wodę.
Nieco lepsza jest sytuacja w Nasławicach, gdzie, jak powiedziała sołtys
Maria Pietyra, zalało na razie trzy domy. - Woda przerwała jednak wały w
dwóch miejscach i staramy się workami z piaskiem ją zatrzymać - mówiła.
Strażacy odebrali pół tysiąca zgłoszeń o podtopieniach
Po burzach, które przeszły nad Małopolską sytuacja została tam opanowana,
choć strażacy musieli interweniować w ok. 500 przypadkach. Na rzece
Uszwica poziom wody podniósł się o trzy metry w ciągu ostatniej doby. W
Krakowie na ponad godzinę wyłączono z ruchu jedną z ulic, którą woda
zalała na odcinku pod wiaduktem kolejowym. Po południu alarm ogłoszono w
gminie - Dębno. Od rana alarm obowiązywał w innej gminie tego powiatu -
Borzęcin.
W całym powiecie brzeskim utrzymywany jest stan pogotowia
przeciwpowodziowego. Rzeczniczka wojewody małopolskiego Małgorzata
Woźniak poinformowała, że poziom większości rzek w regionie po południu
zaczął się obniżać. Niestety rósł poziom Wisły w Jawiszowicach,
wieczorem rzeka przekraczała stan ostrzegawczy o 52 cm, podczas gdy
przed południem przekroczenie wynosiło 23 cm. Według Wojewódzkiego
Centrum Zarządzania Kryzysowego, po nocnych i porannych opadach doszło
do lokalnych podtopień piwnic, budynków mieszkalnych oraz dróg w
regionie. W Myślenicach na krótko wezbrały potoki Bysinka i Jasienica,
jednocześnie doszło do przepełnienia kanalizacji burzowej, która nie
nadążała z odprowadzaniem wody deszczowej. Podtopionych zostało kilka
ulic i dziesiątki położonych przy nich budynków, m.in. przedszkole, dwie
stacje benzynowe, biblioteka, szpital, a w nim agregat prądotwórczy i
aparatura do dializ.
W wyniku ulewy zostało zalanych ok. 60 budynków. Po burzy strażacy
przyjęli z terenu miasta prawie 300 różnego rodzaju zgłoszeń. Przy
usuwaniu skutków ulewy na terenie miasta pracuje ok. 150 strażaków z
Myślenic oraz z Krakowa.
Sytuacja w powiecie tarnowskim uspokaja się. Nie ma żadnych nowych
zgłoszeń o podtopieniach, strażacy kończą już prace w miejscach, w
których pomagali uporać się z wodą.
W ciągu dnia odnotowano tam podtopienia w 13 miejscach. W miejscowości
Chojnik zabezpieczono workami z piaskiem kościół, szkołę podstawową oraz
dwa budynki mieszkalne i cztery gospodarstwa. W Melsztynie zalana
została droga wojewódzka nr 978. W powiecie brzeskim służby
interweniowały 32 razy m.in. w miejscowościach Doły, Porąbka Uszewska,
Łoniowa, Biesiadki i w Porębie Spytkowskiej. Z prognoz wynika, że do
czwartku w Małopolsce spodziewane są przelotne deszcze i lokalne burze z
możliwym gradobiciem.
Rzecznik małopolskiej straży pożarnej młodszy brygadier Andrzej Siekanka
poinformował, że od wtorku rano w regionie, w związku z intensywnymi
opadami, strażacy interweniowali ok. 500 razy.
Alarm powodziowy dla części Rzeszowa
Na Podkarpaciu, po obfitych opadach deszczu, które przeszły w nocy,
ogłoszono alarm powodziowy dla części Rzeszowa. Stan alarmowy na rzece
Strug został przekroczony o 20 cm. Rzeka Stobnica przekroczyła w
powiecie Strzyżowskim stan ostrzegawczy o 32 cm. Pogotowie
przeciwpowodziowe obowiązuje w powiatach: strzyżowskim,
ropczycko-sędziszowskim, przeworskim, rzeszowskim dla gmin: Lubenia,
Tyczyn i w części miasta Rzeszowa.
Po południu burza sparaliżowała także Lublin. Nad miastem oberwała się
chmura. Woda płynęła strumieniami po ulicach, porywisty wiatr łamał
gałęzie drzew. Synoptycy zapowiadają na wieczór gradobicie.
Opole: ulewy zamieniły ulice w rwące potoki
Intensywne opady deszczu zamieniły opolskie ulice w rwące potoki. W
nieckach i zagłębieniach utworzyły się kałuże a kratki ściekowe nie
nadążały z odprowadzaniem wody.
Podtopienia wystąpiły również w Brzegu. Zalana była między innymi
jednostka wojskowa. Strażacy mieli tak dużo interwencji, że do pracy
ściągnięto nawet tych, którzy we wtorek mieli wolne. Najwięcej wyjazdów
do pompowania wody z zalanych piwnic, pomieszczeń gospodarczych,
podwórek zanotowano w gminie Grodków, także w samym Brzegu oraz w
okolicznych miejscowościach. Deszczówka po intensywnych opadach
podtopiła część wsi Przylesie. Zapełnione są wiejskie stawy retencyjne,
rowy melioracyjne.
Przez kilka godziny była zamknięta autostrada A4 w rejonie Strzelec
Opolskich. Przejazd na węźle Olszowa był niemożliwy ze względu na
gromadzącą się tam w dużych ilościach wodę. Na górnej Odrze mogą zostać
przekroczone stany ostrzegawcze. Możliwe będą podtopienia niżej
położonych terenów i występowanie niektórych rzek ze swoich koryt.
Oberwanie chmury w pobliżu Kielc
Burze, które przeszły nad regionem świętokrzyskim, wyrządziły najwięcej
szkód w gminie Bieliny w powiecie kieleckim. Wieczorem oberwała się tam
chmura - nawałnica spowodowała poważne straty. Woda wdarła się do piwnic
i pomieszczeń gospodarskich, zniszczyła też drogi i uprawy rolne. W
środę rano rozpocznie się szacowanie strat. Zdaniem wójta Bielin,
Sławomira Kopacza, największe zniszczenia będą w infrastrukturze
drogowej i uprawach.
Świętokrzyscy strażacy interweniowali kilkanaście razy w związku z
burzami i intensywnymi opadami deszczu. Najwięcej zgłoszeń odebrali
ratownicy w Ostrowcu Świętokrzyskim - jedenaście. Woda zalała tam między
innymi pomieszczenia Domu Pomocy Społecznej. Natomiast strażacy z
powiatu sandomierskiego interweniowali dziewięć razy, głównie przy
usuwaniu połamanych drzew i konarów.
Tymczasem - jak ostrzegają służby wojewody świętokrzyskiego - niektóre
rzeki w województwie do środy rano mogą przekroczyć stany ostrzegawcze.
W związku z zapowiadanymi intensywnymi opadami deszczu w regionie
wprowadzono drugi stopień zagrożenia powodziowego.
W zlewni Nidy, Czarnej Staszowskiej oraz Kamiennej spodziewane są
gwałtowne wzrosty poziomu wody z możliwością przekroczenia stanów
ostrzegawczych.
IAR/PAP/TVN24
Danuta Huebner podjęła ostateczną decyzję
Komisarz ds. polityki regionalnej Danuta Huebner ogłosiła w Brukseli, że
przyjmuje mandat eurodeputowanej, rezygnując tym samym ze stanowiska
unijnego komisarza. Dała jednak do zrozumienia, że jest gotowa wrócić do
Komisji Europejskiej.
- Podjęłam decyzję. Jutro przekażę panu marszałkowi sejmu Bronisławowi
Komorowskiemu moje oświadczenie o przyjęciu mandatu posła do Parlamentu
Europejskiego - powiedziała Huebner, która dostała się do PE z
pierwszego miejsca warszawskiej listy PO.
Polska komisarz, odpowiadająca w KE za fundusze regionalne od listopada
2004 roku, miała czas do środy na złożenie oświadczenia o rezygnacji z
zajmowanego stanowiska. W przeciwnym przypadku straciłaby mandat do PE.
Huebner, wymieniania przez premiera obok innych eurodeputowanych PO:
Janusza Lewandowskiego i Jacka Saryusz-Wolskiego jako kandydat na
przyszłego polskiego komisarza, dała do zrozumienia, że jest gotowa
wrócić do KE.
- I moje doświadczenie, i to poparcie w wyborach, które nadało dodatkowy
sens temu wszystkiemu, co robiłam do tej pory i co mogę zrobić - to
wszystko upoważnia mnie do powiedzenia, że mogę pracować, robiąc dużo
dobrych rzeczy zarówno w PE jak i KE. O tym, że niczego nie wykluczam,
mówiłam wielokrotnie - powiedziała Huebner.
PAP
Poniedziałek,
2009-06-22
J.Kaczyński: lepszego
prezydenta jeszcze nie było
- Nie przejmujemy się sondażami, które są niepewnym źródłem informacji,
jeśli chodzi o realne szanse kandydatów w wyborach prezydenckich -
powiedział prezes PiS Jarosław Kaczyński. Podkreślił, że kandydatem jego
partii będzie Lech Kaczyński. - Sądzimy, że do społeczeństwa dotrze, że
nie miało dotąd lepszego prezydenta - dodał szef PiS.
Na konferencji prasowej szef PiS skomentował wyniki sondażu dla "Rzeczpospolitej".
Wynika z niego, że największe szanse, aby zostać prezydentem ma premier
Donald Tusk, a jedynie Jolanta Kwaśniewska mogłaby stoczyć z nim w miarę
wyrównaną walkę. Z badania wynika, że gdyby rywalizowała w II turze z
szefem rządu, mogłaby liczyć na 47% głosów. 53% otrzymałby premier. W
tym samym badaniu obecnego prezydenta Lecha Kaczyńskiego poparło 26%
ankietowanych.
- My się sondażami nie przejmujemy. Będziemy mieli kandydata, który się
nazywa Lech Kaczyński. Sądzimy, że do społeczeństwa dotrze, że nie miało
dotąd lepszego prezydenta - powiedział J. Kaczyński. - Jak ma się coś
dobrego, to lepiej tego nie zmieniać - dodał.
Według niego, wielu krytyków obecnego prezydent przyznaje jednak, że to
najlepszy prezydent od 1989 roku.
Jarosław Kaczyński uznał również, że do sondaży należy podchodzić z
rezerwą, co - jak mówił - pokazały wyniki ostatnich wyborów do
europarlamentu, w których Platforma Obywatelska zdobyła dużo mniejsze
poparcie niż zakładały to badania.
- Sondaże prezydenckie są, łagodnie mówiąc, bardzo niepewnym źródłem
informacji na temat realnych szans za kilkanaście miesięcy - ocenił szef
PiS.
PAP "Polska
dogadała się z Hitlerem, by napaść na ZSRR"
Ambasada RP w Moskwie poinformowała, że przygotowuje list protestacyjny
do państwowej telewizji Rossija, która wyemitowała materiał, zarzucający
Polsce próbę utworzenia przymierza z hitlerowskimi Niemcami i Japonią
przeciwko ZSRR.
Według rosyjskiej stacji telewizyjnej, Polska uważała Hitlera za
sojusznika, a ówczesny polski minister spraw zagranicznych Józef Beck
miał nawet w swoim gabinecie jego portret.
Rossija nadała materiał w magazynie informacyjnym "Wiesti Niedieli".
Poinformowała przy tym, że wykorzystano w nim fragmenty filmu "Pakt
Mołotowa-Ribbentropa", który pokaże pod koniec sierpnia w ramach
większego cyklu poświęconego 70. rocznicy wybuchu II wojny światowej.
"Stalin już w maju (1939 roku) wiedział, że Hitler przygotował plan
Weiss - plan ataku na Polskę. Atak miał nastąpić 26 sierpnia. Jednak
zaczął się 1 września. A Polacy próbowali wszystkich przechytrzyć,
proponując Japonii otwarcie drugiego frontu przeciwko Sowietom. Niemcy i
Polska - z zachodu, Japonia - ze wschodu" - podkreśliła rosyjska
telewizja.
"Polska miała podstawy, by uważać Hitlera za sojusznika - układ z 1934
roku. W jego tajnej części Berlin i Warszawa obiecały sobie wzajemnie
pomoc wojskową" - dodała.
W materiale wystąpiło m.in. dwoje członków powołanej niedawno przez
rosyjskiego prezydenta Dmitrija Miedwiediewa Komisji ds.
przeciwdziałania próbom fałszowania historii na szkodę Rosji - Natalia
Narocznicka i Aleksandr Czubarian.
Ta pierwsza podkreśliła, iż za sprawą paktu Ribbentrop-Mołotow "sferą
wpływów Związku Radzieckiego stały się terytoria, które 20 lat wcześniej
były ziemiami imperium rosyjskiego".
PAP
Czemu Polacy nie wznawiają śledztwa ws. Dziekańskiego?
Prokurator Radosław Woźniak przyznał, że do prokuratury wpłynęło pismo
mec. Piotra Banasika - pełnomocnika matki Dziekańskiego - w którym
prawnik domaga się podjęcia zawieszonego postępowania ws. śmierci Polaka
na kanadyjskim lotnisku. Tłumaczył jednak, że zostanie ono wznowione
dopiero wówczas, gdy Kanadyjczycy prześlą do Polski materiały z własnego
śledztwa.
Robert Dziekański zmarł w 2007 r. na lotnisku w Vancouver na skutek
interwencji policji po tym, gdy został porażony policyjnym paralizatorem.
Radosław Woźniak przypomniał, że gliwicka prokuratura już dawno zwróciła
się do strony kanadyjskiej o przekazanie materiałów z prowadzonego w tym
kraju śledztwa. Dotychczas otrzymała jedynie protokół z sekcji zwłok
Polaka. W Polsce wykonano już wszystkie możliwe czynności i z tego
powodu po kilku miesiącach postępowanie zostało zawieszone.
- Jeśli zostaną przysłane materiały z Kanady, wtedy ustaną przesłanki
zawieszenia postępowania i zostanie ono podjęte - poinformował
prokurator. Śledczy chcieliby zapoznać się m.in. z protokołami
przesłuchań i oględzin miejsca tragedii oraz procedurami istniejącymi w
policji kanadyjskiej.
W ocenie mec. Piotra Banasika, zniknęły już przesłanki zawieszenia
śledztwa, ponieważ większość dokumentów, o które wystąpiły polskie
organy ścigania, jest od pewnego czasu dostępna publicznie. Według niego,
mocne podstawy do wszechstronnego wyjaśnienia sprawy, a przede wszystkim
ustalenia osób odpowiedzialnych za interwencję funkcjonariuszy
kanadyjskiej policji, dają dowody ujawnione przez komisję Braidwooda,
powołanej w Kanadzie do zbadania okoliczności śmierci Dziekańskiego.
Prokurator Woźniak podkreśla, że materiały z komisji Braidwooda - nawet
jeśli są możliwe do znalezienia w internecie - nie stanowią dokumentu w
rozumieniu polskiego prawa, a więc nie mogą być uznane za dowód. -
Musielibyśmy mieć ich uwierzytelnioną kopię - powiedział. Poza tym
gliwiccy prokuratorzy zastanawiają się nad możliwością wykorzystania
materiałów z kanadyjskiej komisji. Nie jest to typowy organ wymiaru
sprawiedliwości, przypomina nieco polskie sejmowe komisje śledcze.
Polski pełnomocnik matki Dziekańskiego podkreślił, że istotną rzeczą
jest zwiększenie zaangażowania rządu polskiego w działania mające na
celu uzyskanie od Kanady niezbędnych dokumentów. Jak przypomina, polskie
władze udzieliły kanadyjskiej policji natychmiastowej pomocy prawnej
podczas śledztwa prowadzonego na terenie Polski.
Historia Roberta
40-letni Robert Dziekański zmarł porażony policyjnym paralizatorem w
hali przylotów lotniska Vancouver w nocy z 13 na 14 października 2007
roku. Zamierzał na stałe osiedlić się w Kanadzie. Miał dołączyć do
swojej matki, mieszkającej w Kamloops, w prowincji Kolumbia Brytyjska.
10 godzin oczekiwał na swoją matkę, która nie mogła się z nim
skontaktować, bowiem Polak przebywał w tzw. strefie bezpieczeństwa.
Okoliczności śmierci Polaka zostały ujawnione dzięki amatorskiemu
nagraniu wideo, które zostało wyemitowane w stacjach telewizyjnych na
wszystkich kontynentach. Nie potwierdziło ono twierdzeń policji, że
Polak dostał ataku szału.
Śledztwo wszczęte przez gliwicką prokuraturę w listopadzie 2007 r.
dotyczy przekroczenia uprawnień przez funkcjonariuszy i nieumyślnego
spowodowania śmierci Polaka. Polskie śledztwo zostało wszczęte z urzędu,
na podstawie informacji przekazanych przez polskich dyplomatów
Prokuraturze Krajowej, skąd sprawa trafiła do Gliwic.
Nasze prawo pozwala na ściganie obywateli obcych krajów za przestępstwa
popełnione na szkodę Polaków za granicą. Warunkiem byłaby zgoda Kanady
na przekazanie ich stronie polskiej. Według polskiego kodeksu karnego,
za nieumyślne spowodowanie śmierci grozi do pięciu lat więzienia.
PAP
Niedziela, 2009-06-21
Wybrano Polkę 20-lecia
Wręczeniem tytułu Polki 20-lecia Henryce Krzywonos-Strycharskiej
zakończył się Kongres Kobiet Polskich. Wprowadzenie parytetów na listach
wyborczych i powołanie niezależnego Rzecznika ds. Kobiet i Równości to
główne postulaty dwudniowego kongresu, który od soboty odbywał się w
Warszawie.
Henryka Krzywonos-Strycharska - uczestniczka i organizatorka gdańskich
strajków w 80 r. i sygnatariuszka Porozumień Sierpniowych, zastępcza
matka dla dwanaściorga dzieci - otrzymała nagrodę Polki 20-lecia
przyznaną przez organizatorki i uczestniczki kongresu.
Gościem specjalnym kongresu była Pełnomocnik ds. Globalnych Problemów
Kobiet w Departamencie Stanu USA Melanne Verveer. - Łączy nas nie tylko
proces globalizacji, ale ponadnarodowy charakter problemów, z jakimi
borykają się kobiety. () Jestem przekonana, że wspólnie stworzyłyście
nowy paradygmat oparty na waszej różnorodności. Różnorodności, która
stanowi waszą siłę - mówiła Verveer. Hilary Clinton, która nie mogła
przyjechać na kongres zwróciła się do jego uczestniczek za pośrednictwem
nagrania wideo. Verveer powiedziała, że Hilary Clinton śledzi
warszawskie spotkanie.
Podczas kongresu często zwracano uwagę na potrzebę kobiecej solidarności.
"Kobieca solidarność - wciąż obśmiewana i demaskowana jako fikcja - jest
naszym obowiązkiem" - przekonywała w wykładzie inauguracyjnym prof.
Maria Janion. - Solidarność zamiast jednolitości, bo kobiety nie są
jednolitą grupą. Musimy dostrzegać różnice, które nas dzielą, a nie
przechodzić nad nimi do porządku dziennego - mówiła Agnieszka Graff w
panelu kończącym kongres.
Podczas drugiego dnia kongresu odbyło się 10 paneli, podczas których
dyskutowano o roli kobiet w rozmaitych dziedzinach życia, m.in. panel "Kobiety
50+ - aktywność zawodowa kobiet dojrzałych", w którym udział wzięła m.in.
wiceminister pracy i polityki społecznej Agnieszka Chłoń-Domińczak. W
panelu "Kobiety w kulturze" uczestniczyły m.in. Agnieszka Holland,
Krystyna Janda, Manuela Gretkowska, Katarzyna Grochola i Kazimiera
Szczuka.
Uczestniczki panelu "Kobiety, szkoła i stereotypy" zastanawiały się,
dlaczego polskie szkoły, zdominowane przez kobiety, wciąż pełne są
stereotypów. Zdaniem Anny Wołosik, autorki podręczników i założycielki
Stowarzyszenia "W stronę dziewcząt", podręczniki, z których uczą się
dzieci, nie realizują zasady równego traktowania - kobiety przedstawiają
wyłącznie w rolach tradycyjnie związanych z ich płcią, nie ma kobiet
jako ekspertów czy na ważnych stanowiskach, często są ośmieszane.
- Jest coraz więcej wykształconych kobiet, ale w zawodach
humanistycznych, mało jest natomiast kobiet inżynierów, informatyków czy
w zawodach przyrodniczych. A są to zwody lepiej płatne, które zmieniają
świat - mówiła. Według niej winne jest w dużej mierze stereotypowe
myślenie przypisujące dziewczętom mniejsze zdolności matematyczne, co
zniechęca je do tego przedmiotu. - Nawet nauczyciele podświadomie mniej
od dziewczynek w tej dziedzinie oczekują - przekonywała. Dlatego - jej
zdaniem - tak ważna jest edukacja nauczycieli.
Na znaczenie edukacji dorosłych - nie tylko nauczycieli, także
urzędników - zwracała uwagę również dr Monika Kieniewicz z Departamentu
ds. Kobiet, Rodziny i Przeciwdziałania Dyskryminacji w MIPS. - Jeden z
naszych programów - Gender mainstraming jako narzędzie zmian - uczy, jak
wykorzystywać fundusze unijne, by promować politykę równouprawnienia.
Tymczasem niektórzy urzędnicy zarządzający pieniędzmi w UE nie potrafią
nawet wypowiedzieć prawidłowo terminu "gender" - mówiła.
Przypomniała, że w zmienionej podstawie programowej dla szkół ma znaleźć
się wiele ważnych tematów, dotąd pomijanych w procesie edukacji, np. na
lekcjach biologii uczniowie mają się uczyć o anoreksji, bulimii,
przeszczepach i badaniach prenatalnych. Mają poruszane być także tematy
przemocy wobec kobiet czy handlu ludźmi. Zwróciła uwagę, że MEN
przetłumaczyło niedawno "Kompasik" - unijny podręcznik na temat praw
człowieka. Za pozytywny sygnał uznała także zamieszczony na stronach
resortu list minister edukacji Katarzyny Hall do rzeczoznawców
oceniających podręczniki, w którym apeluje, by zwracali uwagę na
zagadnienia związane z dyskryminacją.
Zdaniem prof. Magdaleny Środy choć podstawa programowa zmienia się na
poziomie wiedzy, która przekazywana ma być uczniom, wciąż za mało jest
zmian ukierunkowanych na kształtowanie właściwych postaw. - Młodych
ludzi trzeba uczyć myślenia, etyki ograniczającej nasz konsumpcjonizm,
edukować proekologicznie, aby mieli świadomość, że są częścią tego
świata, a nie jego centrum, kształtować postawy obywatelskie, bo
informacje bez trudu można znaleźć w sieci, przekazywać wiedzę seksualną,
bo seksuologia jest nauką, a nie przygotowywać do życia w rodzinie
katolickiej, bo rodziny są różne i nie każdy je zakłada. Tego
wszystkiego wciąż brakuje - mówiła Środa.
Uczestniczki kongresu postanowiły powołać biuro kongresu, które będzie
działało do następnego spotkania i pracowało nad postulatami, których
zebrano wiele podczas licznych paneli tematycznych. Podczas dwóch dni
dyskutowano m.in. o roli kobiet w polityce, nauce, sporcie, samorządach,
biznesie, o sytuacji na rynku pracy, trudności z godzeniem życia
rodzinnego z zawodowym, zdrowiu kobiet. Przed kongresem opracowano
szczegółowy raport na temat sytuacji kobiet w Polsce w minionym
20-leciu.
Kongres był społecznym przedsięwzięciem zorganizowanym m.in. przez żonę
b. prezydenta Jolantę Kwaśniewską, prezydent KPP Lewiatan Henrykę
Bochniarz i prof. Magdalena Środę. W spotkaniu uczestniczyło wiele
kobiet reprezentujących m.in. środowiska naukowe, biznesowe, artystyczne,
a także rząd i parlament. Partnerem kongresu było m.in. Ministerstwo
Pracy i Polityki Społecznej. W kongresie wzięła udział małżonka
prezydenta Maria Kaczyńska.
PAP
Dzień otwarty u Rzecznika Praw Obywatelskich
Liczba skarg wpływających do biura Rzecznika Praw Obywatelskich
corocznie wzrasta - w ubiegłym roku było ich 61 tys. Najczęściej dotyczą
one spraw karnych, mieszkaniowych, ubezpieczeń i prawa pracy -
powiedział Janusz Kochanowski. Niedziela to dzień otwarty u Rzecznika
Praw Obywatelskich.
Jak ocenił Janusz Kochanowski, rosnąca liczba spraw kierowanych do biura
rzecznika wynika z jednej strony z rosnącej świadomości dotyczącej praw
obywatelskich i tego, że urząd rzecznika istnieje, z drugiej zaś - z
niedowładu szeregu innych instytucji.
Dzień otwarty w biurze rzecznika zorganizowany został po raz trzeci. W
jego organizację w siedzibie rzecznika przy ul. Długiej 26 w Warszawie
włączyły się Fundacja Uniwersyteckich Poradni Prawnych, Polskie Centrum
Mediacji, Centrum Edukacji Obywatelskiej i Stowarzyszenie Mediatorów
Rodzinnych. Do godz. 15 skorzystać można z udzielanych porad prawnych i
mediacji. Dla dzieci i młodzieży przygotowane zostały gry i zabawy
edukacyjne. W tym roku dzień otwarty odbywa się także w Gdańsku,
Katowicach i Wrocławiu, gdzie urzędują pełnomocnicy RPO.
- Tego dnia szeroko otwieramy podwoje urzędu, aby wszyscy mogli zapoznać
się ze sposobem naszej pracy i przyjmujemy skargi tych, którzy nie mieli
możliwości, czy czasu, aby składać je w dniu powszednim. Wszystkie
zespoły czekają na interesantów, którzy są mile widziani - powiedział
rzecznik Kochanowski.
Jak dodał, dzień otwarty jest też okazją do promocji utworzonego z
inicjatywy rzecznika poradnika pt. "Codziennik prawny". Znaleźć można w
nim m.in. wzory pism procesowych i umów oraz odpowiedzi na pytania
dotyczące szeroko rozumianych praw obywatelskich. W poradniku zapoznać
można się m.in. z prawami pacjenta i prawem pracy oraz dowiedzieć się
jak przebiega postępowanie przed sądami. "Codziennik prawny" wyjaśnia
także na czym polega obowiązek szkolny, a także czy można poprawiać
wynik egzaminu maturalnego. Wszystkie informacje wydane zostały w formie
książkowej; znaleźć można je jednak także na portalu internetowym
www.codziennikprawny.pl.
Kochanowski podkreślił, że Rzecznik Praw Obywatelskich ma szerokie
kompetencje i może pomóc w bardzo wielu dziedzinach życia. - Rzecznik
może podjąć nieomal każdą sprawę, która dotyczy naruszenia praw i
wolności obywatelskich. Może zwracać się z nią do sądu, Trybunału
Konstytucyjnego i wszystkich organów wykonawczych - przypomniał.
PAP
Najdłuższy dzień roku
W niedzielę rozpoczął się najdłuższy dzień roku. Obchodzimy także
pierwszy dzień astronomicznego lata.
21 czerwca o godzinie 7.45 naszego czasu rozpoczęł się astronomiczne
lato. Słońce wejszło w znak Raka, co oznacza początek lata na półkuli
północnej.
W różnych miejscach Polski długość tego dnia była różna. W Warszawie
Słońce wzeszło o godzinie 4.14, a zaszło o 21.01. Dzień trwał 16 godzin
i 47 minut i jest to najdłuższy dzień tego roku. Od 21 czerwca,
nazywanego też momentem przesilenia letniego, dni będą się stawały
powoli coraz krótsze. Krótki dzień pociąga za sobą "białe noce". Słońce
chowa się wtedy płytko pod horyzontem i noce nie są tak ciemne jak zimą.
Każdego roku lato rozpoczyna się w innym momencie ze względu na to, że w
naszym kalendarzu liczba dni wynosi 365 lub 366, natomiast pełen obieg
Ziemi dookoła Słońca zajmuje 365,24 dnia. Różnice w początku lata
wynoszą zazwyczaj kilka godzin. Stąd też biorą się lata przestępne.
Zmianę pór roku zawdzięczamy odpowiedniemu nachyleniu osi obrotu naszej
planety do słońca. Przez pół roku na działanie promieni słonecznych
bardziej wystawiona jest półkula północna, a przez drugie pół roku -
półkula południowa.
Astronomiczne lato nie zawsze pokrywa się z latem klimatycznym. W
ostatnim stuleciu pierwszy dzień lata był najcieplejszy w Polsce w 1917
roku - termometry wskazywały wówczas ponad 35 stopni. Najchłodniej -
poniżej 13 stopni - było w tym dniu w 1923 roku.
Klimatyczne lato trwa, dopóki średnia dobowa temperatura przekracza 15
stopni. Taka sytuacja ma miejsce zazwyczaj do połowy października. Lato
astronomiczne zakończy się 23 września, kiedy to nadejdzie astronomiczna
jesień.
W języku starosłowiańskim "leto" było nazwą roku, dlatego mówi się na
przykład "od wielu lat", a nie "od wielu roków".
IAR
Sobota, 2009-06-20
"Kobiety dla Polski,
Polska dla kobiet"
W sobotę w Warszawie rozpocznie się dwudniowy Kongres Kobiet Polskich.
Pod hasłem "Kobiety dla Polski, Polska dla kobiet" blisko 3 tys. pań z
całego kraju spotka się, by podsumować 20 lat transformacji.
Organizatorkami Kongresu są m.in. prezydent KPP Lewiatan Henryka
Bochniarz, żona b. prezydenta Jolanta Kwaśniewska, prof. Magdalena Środa
i wójt gminy Kowale Oleckie Helena Żukowska.
Kongres łączyć ma kobiety z różnych środowisk, o różnych poglądach. W
Kongresie mogą wziąć udział tylko kobiety - spotkanie jest zamknięte dla
mężczyzn. Jak tłumaczyły organizatorki, chodzi o to, by kobiety
porozmawiały we własnym gronie o tym, co już osiągnęły i o tym, co mają
jeszcze do zrobienia.
Kongres rozpocznie się w południe w Pałacu Kultury i Nauki. Wykład
inauguracyjny wygłosi prof. Maria Janion. Cześć dyskusyjną kongresu
rozpocznie panel plenarny "Kobiety dla Polski: 20 lat transformacji" z
udziałem prof. Leny Kolarskiej-Bobińskiej, Małgorzaty Chmielewskiej,
Izabeli Cywińskiej, Ireny Eris, Hanny Gronkiewicz-Waltz, Izabeli
Jarugi-Nowackiej, Olgi Krzyżanowskiej, Barbary Labudy oraz Małgorzaty
Niezabitowskiej. Zaplanowano również panel z udziałem pierwszej damy
Marii Kaczyńskiej oraz dwóch byłych pierwszych dam: Danuty Wałęsy i
Jolanty Kwaśniewskiej.
W czasie dwudniowego spotkania przewidziano inne dyskusje m.in. na
tematy: "Kobiety na rynkach pracy" - prowadzoną przez minister pracy i
polityki społecznej Jolantę Fedak oraz posłankę Joannę Kluzik-Rostkowską;
"Kobiety w kulturze" - moderowaną przez Kazimierę Szczukę.
W trakcie Kongresu zaplanowano też: szkolenia, np. "Sztuka
autoprezentacji", "Kobieta wobec mobbingu w pracy", wernisaże, koncerty
i happeningi. Uczestniczki będą mogły wziąć udział w różnego rodzaju
warsztatach. Pierwszy dzień Kongresu zakończy występ Kory.
Drugiego dnia swój udział zapowiedziała Hillary Clinton. Jednak jej
przyjazd jest wątpliwy, ponieważ - jak poinformował w czwartek
amerykański Departament Stanu - złamała rękę i prawdopodobnie w
przyszłym tygodniu będzie musiała poddać się operacji łokcia.
Podstawą do diagnozy sytuacji kobiet w Polsce i ich roli w okresie
transformacji będą raporty przygotowywane przez zespoły ekspertek,
dotyczące m.in. aktywności politycznej kobiet, ich roli i miejsca w
samorządach i organizacjach pozarządowych, w biznesie, na rynkach pracy,
w kulturze, nauce i edukacji.
Kongres Kobiet Polskich to społeczna inicjatywa zrzeszająca osoby
indywidualne, organizacje pozarządowe, przedstawicielki biznesu,
polityki, świata nauki, sztuki, samorządów, związków zawodowych,
związków pracodawców i wiele innych środowisk.
W jego organizację włączyły się: małżonka prezydenta Maria Kaczyńska,
byłe pierwsze damy Jolanta Kwaśniewska i Danuta Wałęsa. W Radzie
Programowej znalazły się m.in.: prezydent Warszawy Hanna
Gronkiewicz-Waltz, Irena Eris, Janina Ochojska, Krystyna Janda, Elżbieta
Penderecka, Danuta Huebner, posłanki np.: Joanna Kluzik-Rostkowska i
Izabela Jaruga-Nowacka oraz przedstawicielki rządu: minister pracy
Jolanta Fedak i minister rozwoju regionalnego Elżbieta Bieńkowska
PAP
Ciąg dalszy w sprawie śmierci Roberta Dziekańskiego
Piotr Banasik, polski pełnomocnik Zofii Cisowskiej, matki tragicznie
zmarłego na lotnisku w Vancouver imigranta, wziął udział w piątkowym
posiedzeniu komisji Braidwooda - poinformowała Agnieszka Krupak,
rzecznik prasowy Zofii Cisowskiej z ramienia Kanadyjskiego Ruchu Obrony
Praw Człowieka.
Według cytowanego przez nią Banasika, polska prokuratura powinna wznowić
śledztwo w sprawie śmierci w Kanadzie Roberta Dziekańskiego. Mecenas
Banasik przesłał do Prokuratury Okręgowej w Gliwicach wniosek o podjęcie
postępowania karnego dotyczącego wyjaśnienia okoliczności śmierci
Dziekańskiego na lotnisku w Vancouver. Postępowanie to było zawieszone
od marca 2008 roku z uwagi na nieprzekazanie przez prokuraturę
kanadyjską dokumentów z prowadzonego tam śledztwa. - W mojej ocenie
zniknęły już przesłanki zawieszenia, ponieważ większość dokumentów, o
które wystąpiły polskie organy ścigania jest od pewnego czasu dostępna
publicznie - stwierdził mec. Banasik w rozmowie z Krupak.
Jego zdaniem, dowody ujawnione przez komisję Braidwooda (niezależną
komisję śledczą, powołaną do zbadania okoliczności śmierci Roberta
Dziekańskiego) dają mocne podstawy do przeprowadzenia w Polsce
postępowania przygotowawczego i doprowadzenia do wszechstronnego
wyjaśnienia sprawy, a przede wszystkim ustalenia osób odpowiedzialnych
za brutalną interwencję funkcjonariuszy policji wobec bezbronnego i
wycieńczonego długą podróżą obywatela Polski.
- Analiza materiałów dowodowych zgromadzonych przez komisję Braidwooda
powinna być kluczowa dla polskiej prokuratury. Wskazują one na brak
wiarygodności w zeznaniach policjantów, którzy użyli przemocy wobec
Roberta Dziekańskiego, a także wskazują na działania niektórych osób i
organów w Kanadzie, mające na celu przedstawienie nieprawdziwego opisu
tego tragicznego zdarzenia - stwierdził Piotr Banasik.
Polski adwokat podkreśla, że istotną rzeczą jest zwiększenie
zaangażowania rządu polskiego w działania mające na celu uzyskanie od
Kanady niezbędnych dokumentów. Jak przypomina, polskie władze udzieliły
kanadyjskiej policji natychmiastowej i profesjonalnej pomocy prawnej
podczas śledztwa prowadzonego na terenie Polski.
Przed opuszczeniem lotniska w Vancouver mec. Banasik złożył w miejscu
upamiętniającym śmierć Roberta Dziekańskiego bukiet biało-czerwonych
kwiatów.
Robert Dziekański zmarł porażony policyjnymi paralizatorami w hali
przylotów lotniska Vancouver w nocy z 13 na 14 października 2007 roku.
Polski emigrant miał dołączyć do swojej matki, mieszkającej w Kamloops,
w prowincji Kolumbia Brytyjska. Zarówno władze lotniska, jak i śledczy
RCMP (Królewskiej Kanadyjskiej Policji Konnej, jednej z trzech formacji
policyjnych w Kanadzie) usiłowały zataić przed opinią publiczną fakty
związane z tym tragicznym wydarzeniem. Okoliczności śmierci Polaka
zostały ujawnione dzięki amatorskiemu nagraniu wideo, które zostało
wyemitowane w stacjach telewizyjnych na wszystkich kontynentach.
PAP
Piątek,
2009-06-19
Rozpoczął się festiwal
filmowy Cinemagic.pl
Koncert wirtuoza gitary Ala Di Meoli, będący częścią jego światowego
tournee w ramach nowego projektu "New World Sinfonia", otworzył w Płocku
trzydniowy IV Międzynarodowy Festiwal Filmowy Cinemagic.pl.
Oprócz utworów w klimacie jazzowym i etno publiczność usłyszała
przygotowane specjalnie na ten występ słynne tematy filmowe.
Podczas inauguracji Cinemagic.pl jego szef Tadeusz Paradowicz wręczył
specjalną festiwalową statuetkę, przyznaną za całokształt twórczości,
reżyserowi Jerzemu Hoffmanowi, twórcy m.in. ekranizacji
sienkiewiczowskiego "Potopu" i "Ogniem i Mieczem".
"To statuetka dla człowieka, który stworzył dzieła filmowe bliskie
naszym sercom, które nie starzeją się, nie przemijają" - powiedział
Paradowicz. Dodał, że ideą festiwalu są właśnie spotkania widzów z
twórcami filmowymi. - Serdeczne dzięki. Cieszę się, że mogę odebrać tę
nagrodę w tym pięknym mieście, podczas tego festiwalu - powiedział
Hoffman.
Najważniejszym wydarzeniem Cinemagic.pl będzie sobotni benefis 45-lecia
pracy artystycznej Jana Nowickiego. W spektaklu pt. "Siedem grzechów
głównych Jana Nowickiego", który został przygotowany przez żonę aktora
Małgorzatę Potocką, wystąpią m.in.: Jerzy Trela, Jan Kanty Pawluśkiewicz
oraz zespół Sabat. Będą też strażacy z Kowala niedaleko Płocka, gdzie
aktor mieszka.
Szczególną atrakcją Cinemagic.pl będzie przedpremierowa projekcja filmu
pt. "Fenomen", polskiej komedii o miłości i show biznesie z tajemnicą w
tle. Będzie to pierwsza w Polsce projekcja w najnowocześniejszej
technologii obrazu 4 K, w której dotychczas nakręcono na świecie
kilkanaście obrazów, w tym kolejny odcinek przygód Jamesa Bonda pt.
"Casino Royale".
O tym, jak powstają cyfrowe postacie i efekty wizualne opowie światowej
sławy specjalista w tej dziedzinie Max Naporowski z Sony Pictures w Los
Angeles (USA) podczas pokazu fragmentu filmu fantasy "live action" pt.
"Dawn of Darkness". Podczas prezentacji widzowie zobaczą jak od strony
technicznej powstaje ujęcie i interakcja między postaciami cyfrowymi i
żywymi aktorami, w tym uchwycenie ruchu, wyczyny kaskaderskie,
kompozycja obrazu i oświetlenie.
W ramach cyklu "Prawda i Fabuła", który prezentuje filmy fabularne i
dokumentalne o tej samej tematyce, odbędą się projekcje: fabularnego "Pana
Tadeusza" w reżyserii Andrzeja Wajdy i dokumentu "Pan Tadeusz, czyli
Matecznik" w reżyserii Anny Górnej i Pawła Kędzierskiego oraz
fabularnego "Pianisty" w reżyserii Romana Polańskiego i dokumentu "Władysław
Szpilman 1911-2000. Własnymi Słowami" w reżyserii Marka Drążewskiego, a
także kultowego filmu "Casablanca" w reżyserii Michaela Curtiza i
dokumentu "Powrót do Casablanki" w reżyserii Małgorzaty Gago i Bolesława
Sulika o polskim agencie wywiadu z okresu II wojny światowej.
W niedzielę na zakończenie festiwalu Cinemagic.pl odbędzie się Koncert
Polskiej Piosenki Filmowej, podczas którego zaprezentowane zostaną
najpiękniejsze utwory z polskich filmów, od przedwojennych po najnowsze
produkcje. Imprezę poprowadzą śpiewający aktorzy Joanna Trzepiecińska i
Tomasz Stockinger, a oprócz nich wystąpią m.in: Anna Dereszowska,
Agnieszka Włodarczyk, Artur Chamski i Piotr Polk.
PAP
99 skoczków na polskim niebie
99 skoczków - tyle liczyła największa od ponad 20 lat międzynarodowa
formacja w Europie. Skoczkowie utworzyli ją po zaledwie pięciu próbach.
W czwartek atak na formację 102-osobową nie powiódł się.
Najbardziej udana była piąta próba zbudowania formacji. Wówczas na 102
skaczących spadochroniarzy za ręce i nogi chwyciło się 99. Pełni nadziei
skoczkowie zaraz po wylądowaniu zdecydowali się powtórzyć skok. Niestety
pochmurne niebo okazało się dodatkową przeszkodą. Skoczkowie w trakcie
dokowania, czyli chwytania się za ręce i nogi wlecieli w gęstą i grubą
chmurę, która ograniczyła widoczność.
Warunkami pogodowymi najbardziej niesprzyjającymi skokom jest deszcz,
zbyt silny wiatr, niski pułap chmur oraz zbyt gruba ich warstwa. Przy
dobrej pogodzie skakać można jednak cały rok. Zgodnie z zasadą "safety
first" (tłum. przede wszystkim bezpieczeństwo) przed budowaniem wielkich
formacji oczekuje się na idealne warunki. Przy figurach liczących
kilkudziesięciu lub kilkuset skoczków czyste niebo jest koniecznością,
bowiem gwarantuje dobrą widoczność, a co za tym idzie bezpieczeństwo
znajdujących się blisko siebie spadochroniarzy. Przy tak licznych
skokach dobra pogoda jest istotna również dla pilotów samolotów, z
których wyskakują skoczkowie.
W piątek, jeśli pogoda będzie sprzyjała, skoczkowie podejmą kolejne
próby utworzenia stuosobowej figury.
wp.pl
Gazprom chce więcej
Rosyjski monopolista gazowy Gazprom chce, aby białoruska spółka
Biełtransgaz zapłaciła za otrzymany gaz zaległą kwotę 231 milionów
dolarów. Gazprom zgłosił roszczenia kilka dni temu. Według niezależnego
portalu Karta-97 rosyjski monopolista żąda również wypłacenia odsetek od
zaległej kwoty oraz kar umownych przewidzianych za nieodebrany gaz.
Oficjalnie rosyjski koncern twierdzi, że 231 milionów dolarów to różnica,
jaka powstała między należnością a wpłaconymi już przez Białoruś
pieniędzmi. Białorusko - rosyjskie rozliczenia dotyczą pierwszych
czterech miesięcy tego roku. Mińsk zapewnia, że wpłacił należne
pieniądze licząc po 150 dolarów za tysiąc metrów sześciennych gazu.
Natomiast Moskwa upiera się, że cena była wyższa i wynosiła 210 dolarów.
Jak twierdzi Karta-97 kwota, jakiej domaga się Gazprom, może być
znacznie wyższa od wcześniej wymienianych 231 milionów dolarów, bowiem
Rosjanie doliczyli jeszcze odsetki i kary za przyjęcie mniejszej niż
zakontraktowana ilości błękitnego paliwa.
Zdaniem niezależnych ekspertów na linii Mińsk - Moskwa może wybuchnąć
nowy konflikt, którego skutki w znaczący sposób odczuje białoruska
gospodarka.
IAR
Czwartek, 2009-06-18
Komisja negatywnie o
wykonaniu budżetu Kancelarii Prezydenta
Sejmowa Komisja Regulaminowa i Spraw Poselskich negatywnie zaopiniowała
w czwartek wykonanie budżetu Kancelarii Prezydenta za 2008 rok.
Zastrzeżenia do wykonania budżetu przez Kancelarię Prezydenta zostały
zwarte w raporcie Najwyższej Izby Kontroli, która jednak ostatecznie
pozytywnie zaopiniowała jego wykonanie.
Wiceprezes NIK Stanisław Jarosz powiedział, że całościowa ocena
wykonania budżetu jest pozytywna, ale z zastrzeżeniami.
Wystąpiły nieprawidłowości, głównie, jeśli chodzi o księgi rachunkowe i
one miały znaczący wpływ na ocenę - dodał.
Jarosław Urbaniak (PO), który - opierając się na wynikach kontroli NIK -
przedstawił obecnym na posiedzeniu komisji posłom i gościom zastrzeżenia,
co do prawidłowości wykonania budżetu Kancelarii Prezydenta, powiedział,
że już dawno nie spotkał się z raportem NIK-u z tak licznymi uwagami, co
do wykonania budżetu.
Podkreślił, że NIK zarzuca kancelarii nieprawidłowości formalne w
dowodach księgowych polegające na tym, że brakuje ostatecznego podpisu
głównego księgowego na dokumentach opiewających na kwoty przekraczające
nawet 6 mln zł.
Poseł mówił, że NIK wspomina także o braku akceptacji merytorycznej, co
do niektórych wydatków.
Nie ukrywam, że w związku z pewnymi doniesieniami medialnymi o dziwnych
zakupach Kancelarii Prezydenta, nie zawsze w ekonomicznych opakowaniach,
niektórych towarów, oraz innych gadżetów, można zadać pytanie, czy to
właśnie na fakturach dotyczących tych zakupów brak jest jednego lub
drugiego podpisu - mówił Urbaniak.
Dodał, że niejasność w rozliczeniach to jeden z głównych zarzutów do
sprawozdania kancelarii. W jego ocenie, zamazuje to rzeczywisty obraz
gospodarki finansowej prezydenckiej kancelarii.
Urbaniak zwrócił uwagę także na rozliczenia Kancelarii Prezydenta z
gospodarstwem pomocniczym.
Poważnym zarzutem jest to, że przy fakturach już realizowanych brak jest
jasnych zapisów dotyczących tego, które z zaliczek są daną fakturą
rozliczane - powiedział. Jak mówił, NIK zwróciła uwagę, że może dojść do
sytuacji, iż za to samo świadczenie kancelaria zapłaci dwukrotnie.
Poseł mówił, że w raporcie NIK pojawiają się także uwagi, iż zapisy
księgowe oraz pewne płatności były wykonywane z opóźnieniem. Kolejnym
zarzutem - dodał - wobec prezydenckiej kancelarii jest brak uzasadnienia
dla zwiększenia wydatków na zakupy inwestycyjne.
Zwrócił uwagę na zwiększenie funduszu dyspozycyjnego oraz pieniędzy na "wynagrodzenia
bezosobowe". Podkreślił, że w jego odczuciu przesunięcie prawie 900 tys.
zł. na fundusz dyspozycyjny, a następnie wydanie ich na nagrody dla
pracowników kancelarii jest naruszeniem przepisów.
Szef Kancelarii Prezydenta Piotr Kownacki odnosząc się do uwag NIK
dotyczących możliwości dwukrotnego zapłacenia za to samo świadczenie
mówił, że rozumie to, jako "pewną potencjalną możliwość, a nie, że coś
takiego stwierdzono". Według niego, nigdy nie zdarzyło się, aby dwa razy
zapłacono za to samo świadczenie.
Zaznaczył, że kancelaria nie zlekceważyła uwag NIK-u i od maja
naprawiony został błąd braku podpisu głównego księgowego. Zwrócił także
uwagę, że kancelaria zmieniła część błędnych procedur i jest w trakcie
zmiany kolejnych.
Dodał, że Kancelaria Prezydenta nie kwestionuje zastrzeżeń NIK, a
traktuje je, jako zwrócenie uwagi na nieprawidłowości i wskazówkę na
przyszłość, by nie dopuszczać do podobnych sytuacji.
Po posiedzeniu komisji Kownacki powiedział dziennikarzom, że negatywna
rekomendacja sejmowej komisji go nie dziwi.
Komisja jest ciałem politycznym i dokonuje ocen politycznych, natomiast
NIK stosuje pewne mierniki, i zgodnie z tymi regułami Izba oceniła
wykonanie budżetu pozytywnie z zastrzeżeniami - podkreślił Kownacki. Jak
dodał, ubolewa nad tą oceną NIK, ale ją rozumie. "Traktuję ją, jako
surową, ale sprawiedliwą i zrozumiałą" - zaznaczył.
Sejmowa komisja pozytywnie zaopiniowała natomiast w czwartek wykonanie
budżetu Kancelarii Sejmu za ubiegły rok.
Jednak i w przypadku wykonania budżetu przez sejmową kancelarię NIK
wskazała uchybienia. Jedno z nich polega na tym, że ani kancelaria, ani
firmy, które wynajmują od niej powierzchnię (głównie restauratorzy
sejmowi) nie płacą w należnej wysokości podatku od nieruchomości. Z tego
tytułu - jak poinformowano na posiedzeniu komisji - straty stolicy,
której należał się podatek wyniosły prawie 50 tys. zł w 2008 roku.
Przedstawiciele Kancelarii Sejmu wyjaśniali, że Kancelaria nie prowadzi
działalności gospodarczej i wobec tego nie odprowadzała podatku.
Rekomendacja komisji regulaminowej zostaną teraz przekazana sejmowej
Komisji Finansów Publicznych
PAP Ile będą
zarabiać nowi europosłowie?
Ponad 7,5 tysiąca euro miesięcznie plus około 300 euro diety za każdy
dzień pobytu w Brukseli - tyle w nowej kadencji będzie wynosiło
uposażenie eurodeputowanego. Do tego dochodzi jeszcze 20 tysięcy euro na
tzw. wydatki reprezentacyjne oraz na utrzymanie asystentów.
Do tej pory europosłowie otrzymywali wynagrodzenie odpowiadające
świadczeniom wypłacanym w parlamencie narodowym plus dodatki m.in. na
prowadzenie biura, podróże służbowe.
W nowej kadencji ujednolica się wynagrodzenia przedstawicieli ze
wszystkich krajów Unii Europejskiej - wyjaśnia wiceszef Platformy
Obywatelskiej Grzegorz Dolniak. Dodaje, że życie w Brukseli czy
Strasburgu jest znacznie droższe, a dodatkowo europosłowie są wybierani
w znacznie większych okręgach niż posłowie sejmu. Stąd też chcąc być
aktywnymi w swoich okręgach, europarlamentarzyści ponoszą znacznie
większe wydatki.
W myśl projektu nowo wybrani posłowie mają otrzymywać wynagrodzenie na
nowych zasadach, natomiast ci, którzy zostali wybrani na kolejną
kadencję mogą dokonać wyboru - czy ich uposażenie pozostanie takie jak
do tej pory, czy też zdecydują się otrzymywać je na nowych zasadach.
Wydaje się, że w tym przypadku nie będą mieli trudności z wyborem.
IAR
Polska "Irena" nie spodobała się Amerykanom
Sztuka "Irena's Vow", czyli "Przysięga Ireny", której bohaterką jest
Polka Irena Gut, niespodziewanie zejdzie z afisza na Broadwayu. Sztuka
opowiada o tym, jak Irena Gut ukrywała podczas wojny grupę 12 Żydów.
Dyrekcja Kerr Theater w Nowym Jorku poinformowała, że ostatnie
przedstawienie sztuki "Irena's Vow" odbędzie się 28 czerwca. Według
pierwotnych zamierzeń teatru miała ona być wystawiana co najmniej do 6
września.
Wydany przez teatr komunikat mówi między innymi o nie najlepszej
frekwencji w ostatnich kilku tygodniach. Przyczyną mogło być to, że
wbrew oczekiwaniom sztuka została całkowicie pominięta przez
organizatorów tegorocznych nagród teatralnych Tony Awards.
Do nagrody tej nie była nominowana wykonawczyni tytułowej roli Tovah
Feldshuh, która w swojej karierze otrzymała już cztery takie nominacje.
Nominacji nie otrzymał również - mimo bardzo dobrych recenzji - autor
sztuki Dan Gordon.
Sztuka "Irena's Vow" jest oparta na autobiograficznej książce Ireny Gut.
Była początkowo wystawiona poza Broadwayem. Sukces przedstawienia
sprawił, że przeniesiono ją do Kerr Theater na Broadwayu.
IAR
|
|
INDEX
|