Polonia Winnipegu
 Numer 88

         20 sierpnia 2009      Archiwa Home Kontakt

Wydawca


Bogdan Fiedur
Bogdan Fiedur
 

 

zapisz Się Na Naszą listę


Proszę kliknąć na ten link aby dotrzeć do formularza gdzie można zapisać się na listę dystrybucyjną i w przyszłości otrzymywać biuletyn bezpośrednio od nas.

Aby zapisać się szybko bez wypełniania formularza, proszę wysłać E-mail bez żadnego tekstu poprzez kliknięcie tego linku.

 

 

Przyłącz się

Jeśli masz jakieś informacje dotyczące polskich wydarzeń i chciałbyś albo chciałabyś podzielić się nimi z naszymi czytelnikami, to prześlij je do nas. Mile widziane są wywiady, felietony, zdjęcia i poezja. Proszę informować nas o wszystkich wydarzeniach polonijnych.

 

 

Promuj polonię

Każdy z nas może się przyczynić do promowania Polonii w Winnipegu w bardzo prosty sposób.  Mój apel jest aby dodać dwie linie do waszej stopki (signature) aby zacząć promować Polonijne wydarzenia w Winnipegu kiedykolwiek wysyłamy maila.

Tutaj są instrukcj
e jak dodać stopkę używając Outlook Express.

Kli
knij Tools-->Options --> Signatures

Zaznacz poprzez kliknięcie
Checkbox gdzie pisze

Add signature to all outgoing messages


W pole gdzie jest napisane Edit Signature proszę wpisać.

Polonijny link Winnipegu
http://www.polishwinnipeg.com

albo

Polish Link for Winnipeg
http://www.polishwinnipeg.com


Po tym kliknij Apply

I to wszystko. Od tej pory będziemy promować polskie wydarzanie w Winnipegu automatycznie kiedy wyślemy maila do kogoś. Wszystkie programy mailowe mają taką opcję tzw. signature i sposób jej dodania będzie bardzo podobny do tego co opisałem dla Outlook Express

Polonijny Biuletyn Informacyjny w Winnipegu


INDEX

 

WIADOMOŚCI PROSTO Z POLSKI

Środa, 2009-08-19

"Premier nie zajmuje stanowiska ws. gen. Skrzypczaka"

Premier Donald Tusk nie zajmuje stanowiska w sprawie przyszłości Dowódcy Wojsk Lądowych gen. Waldemara Skrzypczaka, jest to kompetencja ministra obrony narodowej i prezydenta - powiedział rzecznik rządu Paweł Graś.

- Wiadomo, że dzisiaj pan minister Klich z panem gen. Skrzypczakiem i może z panem prezydentem się w tej sprawie spotka. Trzeba czekać - dodał rzecznik rządu.

Zaznaczył, że posiedzenie rządu dotyczyło wyposażenia naszych żołnierzy w Afganistanie. - Sprawa pana gen. Skrzypczaka nie była przedmiotem dyskusji - odparł Graś pytany, czy premier rozmawiał z ministrem obrony Bogdanem Klichem na temat przyszłości gen. Skrzypczaka.

W poniedziałek gen. Skrzypczak oddał się do dyspozycji prezydenta, motywując to utratą zaufania ze strony ministra obrony. Stało się to po tym, gdy w niedzielę na uroczystości powitania ciała poległego w Afganistanie żołnierza i w poniedziałkowym "Dzienniku" generał winą za niedostatek sprzętu potrzebnego na wojnie w Afganistanie obarczył ministerialną biurokrację.

Minister Klich ocenił to jako podważenie cywilnej kontroli nad armią. Swe pismo z dymisją Skrzypczak przekazał drogą służbową przez szefa sztabu generalnego i ministra obrony. Prezydent ma podjąć decyzję, po otrzymaniu dokumentu wraz z opiniami tych przełożonych generała.

We wtorek szef MON poprosił prezydenta Lecha Kaczyńskiego o spotkanie, by omówić przyszłość Skrzypczaka. Sam generał powiedział, że to, czy pozostanie w wojsku, zależy od przełożonych, którzy zdecydują, czy przyjąć jego dymisję.

Graś powiedział, że lista zakupów dla polskiego kontyngentu w Afganistanie przedstawiona przez szefa MON wymaga dostosowania do rzeczywistych potrzeb żołnierzy. Zaznaczył jednocześnie, że w ciągu kilku miesięcy zostaną zakupione nowe śmigłowce dla polskich żołnierzy w Afganistanie.

Rzecznik powiedział, że w sprawie zakupu sprzętu dla wojska podjęto na posiedzeniu rządu "decyzje kierunkowe", tzn. - jak wyjaśnił - m.in. decyzje co do uproszczenia procedur i rezygnacji przy okazji pilnych zakupów ze zobowiązań offsetowych.

- Te kierunkowe decyzje zapadły. Została przedstawiona przez ministra obrony narodowej Bogdana Klicha lista zakupów. Niektóre pozycje wzbudziły wątpliwości, czy rzeczywiście zgodnie z prawem można je na tej liście umieścić. W związku z tym zostanie ona dostosowana do rzeczywistych potrzeb naszych żołnierzy i znajdą się na niej takie rzeczy, które są rzeczywiście niezbędne i które trzeba tam dostarczyć jak najszybciej - powiedział rzecznik rządu.

Jak zaznaczył decyzja w tej sprawie zostanie podjęta dosyć szybko. - W przypadku sprzętu najważniejszego, najbardziej potrzebnego, ale najtrudniej zdobywalnego - czyli śmigłowców - pewnie kilka miesięcy trzeba poczekać na to, żeby pierwsze dodatkowe śmigłowce tam zaczęły się pojawiać - zaznaczył Graś.

Podkreślił, że jeśli chodzi o wyposażenia polskich żołnierzy "problemem są śmigłowce, transportery opancerzone, które niestety są atakowane niemal codziennie". - W związku z tym, to jest w tej chwili dla nas priorytet, żeby zapewnić polskim żołnierzom w Afganistanie osłonę śmigłowcową z powietrza i żeby zapewniać im w miarę bezpieczny transport, czyli zwiększyć dostawy transporterów opancerzonych Rosomak, które sprawdzają się tam świetnie - mówił rzecznik rządu.

 

 

 

- Sytuacja zmieniła się radykalnie w porównaniu do naszego pierwszego zaangażowania i pierwszych kontyngentów wysyłanych do Iraku - mówił rzecznik rządu. Zaznaczył przy tym, że "w każdej armii, dokładnie każdej armii - dotyczy to i Brytyjczyków i najlepiej wyposażonych i przygotowanych Amerykanów - żołnierze i tak zawsze dodatkowo za własne pieniądze kupują sobie sprzęt najczęściej na miejscu".

Jak powiedział, średnio amerykański żołnierz na dodatkowy sprzęt wydaje około 3 tys. dolarów. - Polscy żołnierze oprócz tego wyposażenia, które otrzymują standardowo i z którym jadą na wojnę, otrzymują dodatkowe środki - 2,5 tys. zł - na to, żeby właśnie jakieś dodatkowe, lepsze wyposażenia kupić sobie na miejscu - dodał Graś. 
PAP

Po raz pierwszy obchodzimy Światowy Dzień Pomocy Humanitarnej

W środę 19 sierpnia po raz pierwszy obchodzimy Światowy Dzień Pomocy Humanitarnej, ustanowiony przez ONZ. Przypada on w szóstą rocznicę zamachu na siedzibę ONZ w Bagdadzie. Zginęły wówczas 22 osoby - pracownicy organizacji pomocowych, a wśród nich przedstawiciel sekretarza generalnego ONZ, Sergio Vieira de Mello.

Mariola Ratschka z warszawskiego Biura Informacji ONZ mówi, że Światowy Dzień Pomocy Humanitarnej ma przypominać o sytuacji tych, którzy pomocy potrzebują, ale też o ludziach, którzy udzielają pomocy mimo zagrożeń.

Rafał Hechmann z Polskiej Akcji Humanitarnej podkreśla natomiast, że w ciągu ostatnich dziesięciu lat czterokrotnie wzrosła liczba ludzi , którzy stracili życie w czasie misji humanitarnych. W ubiegłym roku tak zginęły 122 osoby. W ocenie Rafała Hechmanna, pracownicy organizacji humanitarnych coraz częściej są traktowani jak strona konfliktu, zwłaszcza, gdy działają w krajach takich jak Afganistan Irak, czy Pakistan.

Rafał Hechmann zaznacza, że pracownicy Polskiej Akcji Humanitarnej pomagający cywilnym ofiarom konfliktów zbrojnych mają ściśle określone, i - jak dotąd - skuteczne procedury zachowania bezpieczeństwa. Podkreśla, że pomoc humanitarna, choć ma w sobie element ryzyka, daje satysfakcję.

Polska Akcja Humanitarna (PAH) buduje i remontuje szkoły dla dzieci w Afganistanie, prowadzi też kursy rolnicze dla dorosłych Afgańczyków, którzy chcą uzupełnić edukację. PAH buduje również studnie dla mieszkańców Sudanu i zbiera fundusze na ten cel.

Według danych ONZ, z powodu kryzysu gospodarczego zmniejszają się możliwości udzielania pomocy, natomiast rosną potrzeby - zwłaszcza w krajach zubożałych z powodu konfliktów zbrojnych. Wśród nich są przede wszystkim Afganistan, Pakistan i Irak. Bardzo zła sytuacja jest także w Sudanie, którego mieszkańcy cierpią z powodu ubóstwa, niedostatku wody i na skutek konfliktu trwającego w zachodniej części kraju - Darfurze. 
IAR

Wtorek, 2009-08-18

Finał "afery gruntowej"; Piotr Ryba i Andrzeja K. winni

Piotr Ryba i Andrzeja K. zostali uznani winnymi przez Sąd Rejonowy dla Warszawy-Śródmieścia w procesie o płatną protekcję w sprawie "afery gruntowej". Piotr Ryba dostał dwa i pół roku więzienia, Andrzej K. został skazany na karę grzywny w wysokości 54 tys. zł. Wyrok nie jest prawomocny. Obaj skazani zapowiadają apelację.

Za okoliczności łagodzące wobec obu skazanych - groziło im do ośmiu lat - sąd uznał ich niekaralność. Za obciążające - długotrwały proceder (ponad siedem miesięcy) powoływania się na wpływy, wysokość żądanej łapówki (najpierw 6 mln zł, ostatecznie 2,7 mln zł) oraz to, że powoływali się na wpływy "u wysokich czynników władzy". Wobec Andrzeja K. sąd uznał, że jego wyjaśnienia przyczyniły się do ujawnienia wielu szczegółów sprawy.

Sąd ogłaszając wyrok podkreślił, że wystarczy, aby sprawca powoływał się na wpływy w instytucji państwowej i podjął się załatwienia sprawy za łapówkę. - Nie trzeba naprawdę mieć wpływów ani nawet rozpocząć załatwiania sprawy - podkreśliła sędzia Dorota Radlińska, uzasadniając wyrok. - W ocenie sądu oskarżeni Ryba i K. działali wspólnie i w porozumieniu, i dopuścili się płatnej protekcji - dodała.

"Będziemy się odwoływać"

Obrońcy Piotra Ryby zapowiedzieli apelację. - Sąd nie udźwignął tej sprawy - oświadczył mec. Mariusz Paplaczyk. Apelacji nie wyklucza także prokurator Andrzej Piaseczny, który żądał dla Ryby kary czterech lat więzienia. O odwołaniu myśli też skazany na grzywnę Andrzej K., bo nie chce płacić ponad 7 tys. zł kosztów sądowych.

- Rozstrzygnięto o legalności akcji CBA bez zaglądania do kuchni, a w kuchni był bałagan - mówił broniący Ryby mec. Wojciech Wiza. On i adwokat Paplaczyk będą występować o pisemne uzasadnienie wyroku, co jest zapowiedzią złożenia apelacji.

Taki sam wniosek zapowiedział broniący Andrzeja K. mec. Ryszard Marciniak. Grzywna, jaką sąd wymierzył Andrzejowi K. zostanie w większości przeliczona na półroczny okres spędzony przez niego w areszcie. Do zapłacenia pozostanie 300 zł grzywny i 7 tys. zł kosztów sądowych, na co K. nie chce się zgodzić.

Akcja CBA

Piotr Ryba i Andrzej K. byli oskarżeni o powoływanie się na wpływy w resorcie rolnictwa, które miały doprowadzić do odrolnienia gruntu na Mazurach. W rzeczywistości była to akcja CBA w lipcu 2007 r., w wyniku, której obaj zostali zatrzymani, a ówczesny wicepremier i minister rolnictwa Andrzej Lepper stracił stanowisko. Wszystko skończyło się rozpadem rządzącej koalicji PiS-Samoobrona-LPR i przedterminowymi wyborami.

Po ich zatrzymaniu szef CBA Mariusz Kamiński mówił, że Biuro dostało wiarygodną informację, iż są osoby, które mogą odrolnić dowolny grunt za łapówkę. Agenci CBA podali się za biznesmenów zainteresowanych transakcją i negocjowali stawkę łapówki z Rybą i K. W końcowej fazie akcji doszło do przecieku.

6 lipca 2007 r. Lepper miał się spotkać z Rybą, ale spotkanie odwołał. Andrzej K., który w tym czasie w hotelu przeliczał pieniądze dostarczone przez agentów CBA, zadzwonił do Ryby. Prawdopodobnie został ostrzeżony, bo opuścił hotel; wtedy obu ich zatrzymano. Przeciek z akcji badała stołeczna prokuratura. Nie ustaliła dotąd źródła przecieku. Pod uwagę brana jest także hipoteza, że przecieku w ogóle nie było.

Prokurator Andrzej Piaseczny żądał kary czterech lat więzienia dla Ryby, oskarżonego o to, że pozostając w kontakcie z urzędnikami ministerstwa (w tym z Andrzejem Lepperem i wiceministrem Maciejem Jabłońskim), dopytywał o losy sprawy i przekazywał Andrzejowi K. uwagi ministerstwa. Dla Andrzeja K., który negocjował z podstawionym jako kontrahent agentem CBA - za to, że od początku się przyznawał i złożył obszerne wyjaśnienia - oskarżenie chciało kary grzywny, która pozwoli mu pozostać na wolności. Obrońcy Ryby walczyli o uniewinnienie. Kwestionowali legalność operacji CBA, a fikcyjne dokumenty wytworzone przez Biuro określali jako "owoce z zatrutego drzewa", których sąd nie powinien uwzględnić.

Sąd uznał jednak, że obrona nie ma racji, twierdząc, iż dowody z podsłuchów CBA są nielegalne. Wg sędziny podsłuchy były legalne i zgromadzone zgodnie z przepisami. - Kontrolę operacyjną przeprowadzono za zgodą sądu - podkreśliła sędzia Dorota Radlińska.

 

- Te dowody miały zresztą charakter pośredni. Pierwszoplanową rolę w tej sprawie odgrywały dowody ze źródeł osobowych, czyli świadków - podkreślił sąd. Przede wszystkim chodzi o wyjaśnienia skazanego na karę grzywny Andrzeja K., a także zeznania agenta CBA będącego świadkiem incognito, jak również zeznania przesłuchiwanego jako świadka Andrzeja Leppera.  TVN24

Niemcy zobaczą film o ataku Rzeszy na Polskę

Pierwszy program niemieckiej telewizji publicznej ARD wyemituje późnym wieczorem film dokumentalny pod tytułem "Napad" ("Der Ueberfall") o ataku III Rzeszy na Polskę 1 września 1939 roku.

Dokument w reżyserii Knuta Weinricha zawiera m.in. relacje naocznych świadków wydarzeń w Polsce sprzed 70 lat, oceny historyków, a także przedstawia komentarze ówczesnej prasy, w tym gdańskich gazet polsko- i niemieckojęzycznych.

75-minutowy film przedstawia wydarzenia do kapitulacji Warszawy 28 września 1939 roku i ogranicza się do kilku miejsc, w tym Wielunia i Gdańska.

Dziennik "Frankfurter Allgemeine Zeitung" zauważa, że film "bardzo szybko uzmysławia, jakie znaczenie ma 1 września 1939 roku dla zbiorowej pamięci Polaków".

"Ta data oznacza początek końca samostanowienia, po raz kolejny zniweczonego przez wielkiego sąsiada, które mogło zostać odzyskane dopiero ponad czterdzieści lat później powolnym marszem Solidarności do zwycięstwa. Opisy świadków wydarzeń także pokazują wyraźnie, dlaczego w Polsce zwraca się szczególną uwagę na kulturę pamięci Niemców" - napisał "FAZ". 
PAP

Poniedziałek, 2009-08-17

"Polacy będą przy ekshumacji w Łucku"

Polscy specjaliści z Rady Ochrony Pamięci Walk i Męczeństwa najprawdopodobniej będą obecni przy ekshumacji ciał więźniów zabitych w 1941 r. w Łucku - poinformował sekretarz Rady Ochrony Pamięci Walk i Męczeństwa Andrzej Przewoźnik.

- To są na razie nieformalne informacje, ale najprawdopodobniej polscy eksperci będą obecni przy planowanej przez Ukraińców ekshumacji ciał więźniów zabitych w 1941 roku w Łucku - powiedział Przewoźnik, który w ubiegłym tygodniu wysłał do strony ukraińskiej wniosek w tej sprawie.

- Powiedziano mi, że nie ma przeciwwskazań, aby specjaliści z Polski mogli uczestniczyć w ekshumacji, ale to jednak było powiedziano z taką sporą rezerwą - podkreślił. - Czekamy teraz na formalne potwierdzenie, że rzeczywiście polscy specjaliści będą przy ekshumacji - dodał.

Według niego, odpowiedź Ukraińców w sprawie ewentualnej obecności Polaków przy ekshumacji powinna nadejść w ubiegły piątek. - Z tego, co wiem pan Światosław Szeremieta (sekretarz ukraińskiej Państwowej Komisji Międzyresortowej do spraw Wojen i Represji Politycznych) jeszcze nie zakończył konsultacji z władzami miejskimi w Łucku - tłumaczył.

Jak zaznaczył, w ekshumacji polską stronę będą reprezentować specjaliści z Rady Ochrony Pamięci Walk i Męczeństwa. - To są eksperci, którzy już zajmowali się tego rodzaju pracami m.in. w Katyniu, Charkowie czy na cmentarzu Orląt we Lwowie. To są ludzie, którzy gwarantują najwyższy poziom profesjonalizmu, jeśli chodzi o ekshumacje - powiedział Przewoźnik.

O tym, że rozpoczną się prace ekshumacyjne na terenie więzienia w Łucku na Ukrainie, gdzie w latach wojny NKWD dokonało masowych mordów więźniów politycznych, w tym Polaków, poinformowały media w ubiegłym tygodniu. Oprócz Ukraińców w Łucku mordowano także Polaków, jednak polska strona nie została zawiadomiona przez Ukrainę o planowanej ekshumacji.

W ubiegłą środę szef wydziału kultury i ochrony dziedzictwa historycznego w łuckiej radzie miejskiej Serhij Godlewski poinformował, że ekshumacja ciał więźniów rozpocznie się w poniedziałek 17 sierpnia. Według Godlewskiego, to czy polscy eksperci będą obecni przy ekshumacji zależy od władz w Kijowie.

Fakt ekshumacji zaskoczył Instytut Pamięci Narodowej, który - nie wiedząc o planowanej ekshumacji - kilka tygodni temu umorzył śledztwo w sprawie masakry w Łucku. Umorzenie IPN uzasadnił m.in. śmiercią odpowiedzialnych za ten mord, m.in. szefa NKWD Ławrentija Berii i niewykrycie pozostałych sprawców zbrodni.

Jak powiedział rzecznik IPN Andrzej Arseniuk, śledztwo w tej sprawie może być kontynuowane? - Nic nie stoi na przeszkodzie, żeby wznowić to śledztwo, jeżeli będą znane wyniki tej ekshumacji - dodał.

Szacuje się, że w 1941 roku, uciekając przed natarciem Niemców, NKWD rozstrzelało na terenie więzienia w Łucku 2-4 tys. osób. Większość pomordowanych to Ukraińcy. Zdaniem strony polskiej - 500-1000 osób - to Polacy. 
PAP

Polski emeryt wcale nie ma się źle

Polscy emeryci na tle swoich europejskich kolegów wypadają nieźle, twierdzi "Dziennik" w oparciu o raport Komisji Europejskiej.

Podczas gdy w Unii Europejskiej średnio co piątemu emerytowi grozi życie w biedzie, to w Polsce tylko 8%. Odsetek osób starszych żyjących w ubóstwie jest w naszym kraju jednym z najniższych w Europie, a na dodatek od kilku lat spada.

- Polskie emerytury są niższe niż na Zachodzie, ale inna jest też relacja do średniej płacy. To jest relatywne ubóstwo, a nie bezwzględne, gdy ktoś nie ma co do garnka włożyć - mówi autor ostatniej Diagnozy Społecznej prof. Janusz Czapiński. Jego zdaniem małżeństwo emerytów jest w dużo lepszej sytuacji finansowej niż para z dwójką dzieci na utrzymaniu. - A poza tym emeryt nigdy nie straci pracy i nie zostanie bezrobotnym - dodaje. 
PAP

Niedziela, 2009-08-16

Ciało kapitana Ambrozińskiego jest już w Polsce

Na terenie jednostki w Leźnicy Wielkiej (woj. łódzkie) żołnierze z 25. Brygady Kawalerii Powietrznej (BKPow.) uroczyście pożegnali kpt. Daniela Ambrozińskiego, który zginął w poniedziałek w zasadzce afgańskich talibów. Uroczystości pogrzebowe odbędą się we wtorek w Jarocinie (woj. wielkopolskie).

Samolot CASA z ciałem poległego w Afganistanie kpt. Ambrozińskiego przyleciał z niemieckiego Ramstein. W ceremonii uczestniczyła rodzina poległego, a także Dowódca Wojsk Lądowych gen. broni Waldemar Skrzypczak, dowódca 25. Brygady Kawalerii Powietrznej gen. bryg. Dariusz Wroński oraz żołnierze z 1. batalionu 25. BKPow. w Leźnicy Wielkiej, w której na co dzień służył kpt. Ambroziński.

W asyście kompanii honorowej trumna przykryta polską flagą spoczęła na katafalku na płycie lotniska. Modlitwę za poległego poprowadził ks. kapelan Wiesław Okoń, a pamięć żołnierza uczczono minutą ciszy. Trumna z ciałem została przewieziona do Jarocina, gdzie we wtorek odbędą się uroczystości pogrzebowe.

Gen. broni Waldemar Skrzypczak podkreślił, że śmierć naszego żołnierza jest niewyobrażalnym dramatem, przede wszystkim dla rodziny, ale także dla wszystkich żołnierzy wojsk lądowych. Pytał retorycznie dlaczego dopiero śmierć kpt. Ambrozińskiego wywołała to, że żołnierze będą lepiej wyposażeni i uzbrojeni. - Moi podwładni zrobili wszystko, aby nasze wojsko było dobrze wyposażone. Nie zawsze nasz głos znalazł zrozumienie u tych, którzy powinni to zrozumieć jako rzecz oczywistą - mówił szef Wojsk Lądowych.

- Jako dowódca mam prawo mówić: my wiemy czym walczyć. Nie urzędnicy wojskowi, biurokracja ma nam mówić czym walczyć. To my wiemy czym mamy walczyć i chcemy, żeby nas słuchano. Zabrano nam kompetencje, zostawiając odpowiedzialność. Czy nadejdzie czas, że ktoś, kto zaniedbał te kwestie, poniesie odpowiedzialność? - pytał gen. Skrzypczak.

Generał pytał kiedy nadejdzie czas, że żołnierze przestaną żyć w atmosferze "podejrzeń, w atmosferze histerii, posądzania nas o nieudolność, o słabe wyszkolenie, brak dyscypliny". - To wojna, walka i bój piszą nowe regulaminy, a nie przepisy, które nie przystają do realiów wojny, na której są żołnierze - mówił gen. Skrzypczak. Jak zaznaczył, Polacy wierzą żołnierzom i on im wierzy.

W sobotę premier Donald Tusk podczas wizyty u polskich żołnierzy stacjonujących w bazie Ghazni w Afganistanie przyznał, że polskiemu kontyngentowi potrzeba więcej sprzętu. Zapowiedział zmianę procedur, które - w razie potrzeby - umożliwią Radzie Ministrów zdecydowanie o natychmiastowym zakupie takiego sprzętu, m.in. śmigłowców. We wtorek ma tym problemem zająć się Rada Ministrów.

Kpt. Daniel Ambroziński poniósł śmierć w wyniku ran postrzałowych podczas poniedziałkowego ataku talibów na kilkudziesięcioosobowy polsko-afgański patrol pieszy w dystrykcie Ajristan w północno-zachodniej części prowincji Ghazni. Jego ciało znaleziono po całonocnej akcji poszukiwawczej prowadzonej przez polskich, afgańskich i amerykańskich żołnierzy. Prezydent RP Lech Kaczyński odznaczył pośmiertnie kpt. Ambrozińskiego Krzyżem Komandorskim Orderu Krzyża Wojskowego. Kpt. Ambroziński w Afganistanie pełnił obowiązki specjalisty w Zespole Doradczo-Łącznikowym. Na co dzień służył w 1. batalionie Kawalerii Powietrznej w Leźnicy Wielkiej, miał 32 lata. Pozostawił żonę i córkę. Była to jego druga misja zagraniczna, poprzednio służył w Iraku. Jest on dziesiątym polskim żołnierzem, który zginął w Afganistanie.

Prokuratura wojskowa prowadzi śledztwo w sprawie śmierci żołnierza. Czynności w tej sprawie będzie prowadziła w Afganistanie Żandarmeria Wojskowa. 
PAP

Polskie bociany opuszczają naszą ojczyznę

Bociany, które przyleciały do Polski wiosną, właśnie szykują się do odlotu. Większość z nich wyleci między 15 a 23 sierpnia. - Startują instynktownie, gdy ziemia jest nagrzana i występują tzw. prądy wstępujące. Pokonują nawet 250 kilometrów dziennie - wyjaśniał Ireneusz Kaługa, prezes Towarzystwa Przyrodniczego "Bocian".

 

Wylot ptaków poprzedzają tzw. bocianie sejmiki. Jak wytłumaczył Kaługa, bociany muszą się zgromadzić przed odlotem, bo przemieszczają się też w gromadach. Pojedyncze ptaki nie mają szans by samotnie przelecieć tak długi dystans.

- Bociany z całej okolicy spotykają się w jednym - często tym samym od kilku lat - miejscu. Poznają je instynktownie. Jest to zazwyczaj jakaś polana leśna, rozległe łąki. Przebywają tam od jednego do kilku dni. Często nocują na słupach wysokiego napięcia, drzewach - mówi rozmówca.

Kaługa wyjaśnia, że przed wspólnym startem pojedyncze ptaki startują i próbują szybować. Później podrywają całe stado, które leci w tzw. kominach powietrza.

- Podczas podróży zatrzymują się w optymalnych dla nich miejscach. Podobnie jak miejsca sejmikowania, są to regiony, w których mogą znaleźć pokarm i odpocząć - tłumaczy Kaługa.

Czasami jednak w takich miejscach narażają się na niebezpieczeństwo. Jakiś czas temu zdarzyło się, że grupa polskich bocianów zatrzymała się w zbiorniku retencyjnym w okolicach Izraela. Tam zatruła się usuniętymi przez ludzi związkami żelaza.

Niektóre bociany mogą przelecieć nawet 10 tysięcy kilometrów. Jednak sporo ptaków po drodze ginie. - Bociany to duże ptaki, więc straty są mniejsze niż w przypadku innych gatunków. Podczas lotu może jednak zginąć około 30 proc. młodych osobników. Straty wśród ptaków jednorocznych innych gatunków mogą wynosić nawet 70% - zaznacza Kaługa.

Bociany spotykają się w różnych częściach Afryki. Jak wyjaśnia rozmówca, młode, które wykluły się w Polsce wracają do nas dopiero około trzeciego roku życia. Przez dwa lata tam żerują i dojrzewają. W Afryce jest również niewielka populacja - kilkaset par - która nie wraca wcale.

Pierwsze bociany pojawiają się w polskich gniazdach ponownie około 25 marca, główna fala osiedla się do 10 kwietnia. - Bociany po ponownym przylocie do Polski same szykują sobie optymalne miejsca na siedlisko, więc pomoc ludzka nie zawsze jest im potrzebna - przekonuje Kaługa.

Czasami zdarzają się bocianie bójki o gniazda. - Jeśli bocianom uda się zająć czyjeś siedlisko na początku sezonu to wyrzucają wszystkie złożone tam wcześniej obce jaja. Zdarza się nawet, że wyrzucane są pisklęta - wyjaśnia Kaługa.

Jak tłumaczy, bociany-rodzice wyrzucają z gniazd jedynie jaja niezalężone i przez to lżejsze. Wyrzucane są również młode bociany, które są wyjątkowo małe, mają pasożyty, albo zachowują się nienaturalnie, czyli np. nie proszą o pokarm. Czasami takie młode bywają zjadane.

Bociany nie są szczególnie wymagające w kwestii pożywienia. Prezes PT "Bocian" pytany, czy rzeczywiście żaby są tak ważnym elementem ich pożywienia, jak się powszechnie uważa wyjaśnia, że płazy są dopiero na 9.-10. miejscu w hierarchii bocianich pokarmów, chociaż w latach wilgotnych plasują się wyżej, bo jest ich dużo. - Generalnie bociany są niskopokarmowe, czyli jedzą to, co znajdą - mówi Kaługa. W latach suchych za pokarm służą im też pasikoniki, koniki polne. Dodaje, że bociany nie tracą energii na to by latać daleko od gniazda, tylko szukają dogodnych żerowisk w pobliżu gniazd.

Ptaki te polują też na pisklęta, węże, jaszczurki, a nawet młode zające. Bardzo chętnie jedzą myszy i norniki. Jest to szczególnie widoczne podczas koszenia traw, kiedy chodzą np. za kombajnem, wypłaszającym gryzonie i inne zwierzęta. - To jest dla nich bardzo dobrze odsłonięta stołówka - mówi Kaługa. - Na takiej samej zasadzie polują chodząc między krowami, czy innymi zwierzętami kopytnymi, które wypłaszają drobne żyjątka - dodaje.

Z danych spisu z 2004 roku wynika, że w Polsce wylęgło się 52 tysiące bocianów, co oznaczało, że co czwarty bocian na świecie miał polski rodowód. Zdaniem prezesa PT "Bocian", popularność Polski wśród bocianów wynika z tego, że jest ona wciąż krajem czystym ekologicznie. Mamy optymalne dla bocianów żerowiska i duże doliny rzeczne. Szczególnie wiele tych ptaków występuje w bardzo zasobnych w pokarm dolinach Bugu, Wisły i Narwii. 
PAP

Sobota, 2009-08-15

Młodzież wysłuchała oratorium ku czci Jana Pawła II

Tysiące młodych ludzi uczestniczyły we mszy świętej celebrowanej przez biskupa Jana Szkodonia, która była kulminacyjnym punktem Dnia Młodzieży podczas uroczystości odpustu Wniebowzięcia Matki Bożej w sanktuarium pasyjno-maryjnym w Kalwarii Zebrzydowskiej.

Po mszy świętej wierni wysłuchali premierowej prezentacji "Oratorium kalwaryjskiego", które jest hołdem dla sanktuarium. Stworzyli je scenarzysta i dramaturg Zbigniew Książek oraz kompozytor Bartłomiej Gliniak. U stóp Wzgórza Ukrzyżowania wystąpiło około 160 wykonawców. Solistom, chórom i orkiestrze symfonicznej towarzyszyła sekcja rytmiczna z Krzysztofem Ścierańskim na gitarze basowej.

Kustosz sanktuarium, bernardyn ojciec Damian Muskus poinformował, że oratorium jest artystycznym dziękczynieniem za święte życie Jana Pawła II.

"Oratorium kalwaryjskie" w formie poetyckiej opowiada o trzech Wielkich Postaciach, które Bóg zsyłał na świat w tysiącletnich odstępach: Jezusie z Nazaretu, św. Franciszku z Asyżu i Janie Pawle II.

Przed południem młodzież uczestniczyła w Drodze Krzyżowej, odprawionej w intencjach Benedykta XVI i kanonizacji Jana Pawła II.

W niedzielę w kalwaryjskim sanktuarium odbędzie się zwieńczenie uroczystości odpustowych. Dróżkami Kalwaryjskimi przejdzie radosna procesja Matki Bożej Wniebowziętej. Przed bazyliką odprawiona zostanie suma pontyfikalna, której przewodniczył będzie kardynał Stanisław Dziwisz.

Sanktuarium pasyjno-maryjne w Kalwarii Zebrzydowskiej jest jednym z głównych ośrodków kultu maryjnego w Polsce. Jego fundatorami była w XVII wieku rodzina Zebrzydowskich. Równolegle z sanktuarium wybudowano Dróżki Męki Pańskiej. Uroczystości odpustowe w Kalwarii Zebrzydowskiej organizowane są od początku istnienia klasztoru. Szczególną oprawę otrzymały po II wojnie światowej.
PAP

Madonna: to wy zmieniliście moje życie, dziękuję wam

Ok. 23.20 zakończył się koncert Madonny na warszawskim Bemowie. Nie było bisów, wokalistka wykonała tylko zaplanowane utwory. Tłumy widzów spokojnie rozeszły się do domów. Koncert obejrzało 80 tys. ludzi.

Podczas koncertu fani przygotowali dla artystki niespodziankę - odśpiewali z okazji jej urodzin "Happy birthday", za co piosenkarka podziękowała. - To najpiękniejszy prezent. Każdy koncert, każdy wasz uśmiech, to, że wykonuję pracę, którą kocham... Dziękuję wam za to. To wy zmieniliście moje życie. Następnie Madonna zaśpiewała piosenkę "You must love me", a fani w tym czasie wyciągnęli serduszka z życzeniami dla gwiazdy i z deklaracjami miłości.

Dokładnie o godz. 21.25 Madonna weszła na scenę - entuzjastycznie witana przez fanów, zgromadzonych na lotnisku na warszawskim Bemowie. Zanim gwiazda pop pojawiła się na scenie, publiczność wielokrotnie i głośno skandowała jej imię, a na telebimach wyświetlano filmik z jej piosenkami w tle.

Dla wszystkich fanów piosenkarki bramki zostały otwarte już o 17.30. Wcześniej 200 szczęśliwców zostało wpuszczonych na płytę lotniska. To ci, którzy wygrali specjalne bilety w konkursie allegro.pl i mogli wziąć udział w próbie dźwiękowej gwiazdy.

Wśród fanów, którzy obejrzeli koncert, byli ludzie z Australii, Wielkiej Brytanii i Litwy. Wielu z nich koczowało przy lotnisku od wczesnych godzin porannych, a wraz z upływającymi godzinami plac przy płycie lotniska zapełniał się kolejnymi osobami.

Poza wielbicielami Madonny, przed płytą lotniska koczowały także koniki. - Udało mi się sprzedać sześć biletów, po 200 zł. Ludzie się targują - powiedział jeden z koników.

- Pierwsze były osoby, które czekały tutaj od 5 rano - poinformował pracownik ochrony. Mimo że fani nie mogli jeszcze znaleźć się bezpośrednio pod sceną, ponieważ czekały ich kolejne bramki, nie zważając na apele ochrony o zachowanie spokoju pobiegli w głąb lotniska.

- Do Warszawy przyjechaliśmy w nocy, żeby jak najszybciej znaleźć się koło lotniska. Rozbiliśmy tu coś na kształt obozowiska. Ale było warto - wejdziemy jako jedni z pierwszych - chwaliła się grupa fanów z Gdańska.

Wśród przybyłych na koncert było 400 osób z 21 miast, które w ramach akcji "Pospolite Ruszenie", zorganizowanej przez portal TopBilety, próbowały pobić rekord fanów Metalliki - zgromadzenie i przewiezienie na koncert największej liczby fanów - 1400.

- Niestety nie udało się, ponieważ wiele osób w ostatniej chwili nie opłaciło swoich rezerwacji i przejazdy z niektórych miast zostały odwołane - powiedział organizator akcji.

Fani nie mogli wnosić ze sobą kamer ani aparatów z wymiennymi obiektywami. Taki sprzęt trzeba było zostawić po przejściu przez pierwszą bramkę. Aby zmniejszyć zagrożenie, ochrona wpuszczała oczekujących na koncert partiami.

- Przed przedostatnią bramką fanów czeka rewizja. Po przejściu przez ostatnią bramkę wielbiciele Madonny kierowani są do poszczególnych sektorów - poinformował jeden z obecnych ochroniarzy.

- Można jednak już ponarzekać na organizację koncertu - poinformowali Wirtualną Polskę fani zgromadzeni przed koncertem. - Do plecaków ochrona zajrzała nam dopiero przy czwartej bramce, ale właściwie ich nie przeszukali. Swobodnie można było wnieść wszystko - dodali.

Euforia fanów niekoniecznie udzieliła się mieszkańcom dzielnicy Bemowo, którzy liczyli na spokojny wypoczynek podczas świątecznego weekendu. Z trudem przeciskali się przez tłumy fanów okupujących skrzyżowanie ulic Powstańców Śląskich i Piastów Śląskich.

Przeciwnicy koncertu Madonny, organizowanego w dniu katolickiego święta, którzy wcześniej zapowiadali protesty, pojawili się na Bemowie, ale w bardzo małej grupie. Próbowali stworzyć coś na miarę manifestacji, ale wyglądało to raczej jak mizerny happening. Mimo zainteresowania mediów protestujący nie zwrócili uwagi fanów Madonny.
wp.pl

Piątek, 2009-08-14

Apel Pamięci rozpoczął obchody rocznicy cudu nad Wisłą

Apelem Pamięci rozpoczęły się obchody święta Wojska Polskiego i 89. rocznicy Bitwy Warszawskiej (cudu nad Wisłą). Na Cmentarzu Wojskowym na Powązkach, przy kwaterze żołnierzy poległych w 1920 roku, zapalono znicze i złożono wieńce.

W trakcie uroczystości wiceminister obrony narodowej Czesław Piątas powiedział, że bitwa z bolszewikami była jedną z najważniejszych w historii oręża wojska.

Wiceszef MON podkreślił, że żołnierze, którzy brali udział w Bitwie Warszawskiej, zapewnili nam życie w bezpiecznej i wolnej Polsce. Przypomniał o tych, którzy bohatersko bronili przedpola stolicy w Ossowie, Radzyminie, Modlinie, czy Płocku.

Wiceminister Piątas zaznaczył, że dzień 15 sierpnia jest szczególnie ważny dla wszystkich Polaków. Święto wojska skłania do refleksji nad bogactwem dziejów armii naszego kraju. Jest też idealną okazją do zastanowienia się nad przyszłością Wojska Polskiego.

 

Bitwa Warszawska - zwana też cudem nad Wisłą - została umieszczona na 18 miejscu listy przełomowych bitew w historii świata. Zwycięstwo wojsk polskich zatrzymało ofensywę Armii Czerwonej na zachód tym samym zapobiegając dalszemu rozprzestrzenianiu się rewolucji.

Święto Wojska Polskiego ustanowiono 4 sierpnia 1923 roku na pamiątkę wygranej wojny polsko - bolszewickiej. Decyzję o obchodzeniu dnia 15 sierpnia jako Święta Żołnierza podjął ówczesny minister spraw wojskowych - generał broni Stanisław Szeptycki. Święto było obchodzone do 1947 roku, potem zostało zlikwidowane przez władze. Obchody przywrócono w 1992 roku ustawą Sejmu RP. 
IAR

Jest raport BBN w sprawie starcia w Afganistanie

Biuro Bezpieczeństwa Narodowego przygotowało raport dotyczący poniedziałkowego starcia z talibami w Afganistanie, w wyniku którego zginął kpt. Daniel Ambroziński. - Raport w najbliższych dniach trafi do prezydenta - powiedział rzecznik BBN Jarosław Rybak.

Rybak podkreślił, że dokument ma charakter "niejawny".

Kpt. Ambroziński zmarł w wyniku ran postrzałowych, odniesionych podczas wymiany ognia w ataku talibów na patrol w afgańskim dystrykcie Ajristan. Jego ciało znaleziono we wtorek nad ranem. W tym samym ataku rannych zostało czterech innych polskich żołnierzy.

Swój raport na temat akcji w Afganistanie przygotowało także ministerstwo obrony narodowej. Zapoznał się z nim premier Donald Tusk. Szef Mon Bogdan Klich mówił w środę, że poniedziałkowa akcja nasuwa cztery wątpliwości.

Zdaniem ministra chodzi o to, czy właściwie wykorzystano dane z analiz wywiadowczych i sprzętu rozpoznawczego; czy odpowiednio funkcjonowało naprowadzanie lotnictwa wspierającego; czy system wsparcia polskich sił szybkiego reagowania był zorganizowany właściwie, "bo pojawił się z odsieczą późno", oraz czemu amerykańskie siły szybkiego reagowania także "przybyły późno".

Premier powiedział z kolei w czwartek, że według jego dotychczasowych informacji polskiemu kontyngentowi w Afganistanie potrzeba więcej sprzętu, a nie żołnierzy. Szef rząd zastrzegł, że ciągle jeszcze zbiera dane o ostatnich wydarzeniach, a pełniejszą informację na ten temat przedstawi w najbliższy wtorek, po posiedzeniu rządu.  PAP

Anna Walentynowicz nagrodzona "za odwagę"

Anna Walentynowicz, działaczka "Solidarności", została uhonorowana przez Rzecznika Praw Obywatelskich Janusza Kochanowskiego nagrodą im. Pawła Włodkowica, przyznawaną "za odwagę w występowaniu w obronie podstawowych wartości i prawd nawet wbrew zdaniu i poglądom większości" - poinformował wydział komunikacji społecznej biura RPO.

W przesłanym komunikacie podkreślono, że Walentynowicz "od początku swej drogi związkowej walczyła o niezależność i demokrację wewnątrzzwiązkową". Jak przypomniano, w 1984 roku na znak protestu po śmierci ks. Jerzego Popiełuszki zwróciła wszystkie otrzymane krzyże zasługi. W 2006 roku została odznaczona przez prezydenta Lecha Kaczyńskiego Orderem Orła Białego.

Nagroda im. Włodkowica zostanie wręczona tradycyjnie 10 grudnia - w dniu uchwalenia Powszechnej Deklaracji Praw Człowieka - na Zamku Królewskim w Warszawie.

Paweł Włodkowic (1370-1435) był uczonym, pisarzem religijnym i politycznym, obrońcą interesów Polski w sporach z Krzyżakami. Był rektorem Akademii Krakowskiej w latach 1414-1415. Brał udział w soborze w Konstancji (1414-1418).

W 1950 roku Walentynowicz rozpoczęła pracę w Stoczni Gdańskiej jako spawacz i operator urządzeń dźwigowych. 9 sierpnia 1980 roku została bezprawnie zwolniona z pracy, pięć miesięcy przed przejściem na emeryturę. Jej zwolnienie przyczyniło się do rozpoczęcia strajku w stoczni 14 sierpnia 1980 r., który doprowadził do powstania Niezależnego Samorządnego Związku Zawodowego "Solidarność". Walentynowicz została członkinią Międzyzakładowego Komitetu Strajkowego w Stoczni Gdańskiej.

Odeszła ze związku jeszcze w latach 80., krytykując ówczesne kierownictwo związku skupione wokół Lecha Wałęsy. Istotą sporu stały się podejrzenia wobec Wałęsy o współpracę z SB.

W lipcu 2006 roku gdański Instytut Pamięci Narodowej ujawnił, że Annę Walentynowicz w 1981 r. inwigilowało ponad 100 funkcjonariuszy i tajnych współpracowników SB, planowano m.in. jej otrucie.

Historia Walentynowicz stała się inspiracją dla niemieckiego reżysera Volkera Schloendorffa, który zrealizował dramat "Strajk", oparty na biografii działaczki. Zdjęcia do filmu kręcone były jesienią 2005 roku, głównie na terenie Stoczni Gdańskiej. Obraz wszedł na ekrany w 2007 roku. Sama Walentynowicz po obejrzeniu filmu Schloendorffa na specjalnym pokazie miała do niego wiele zastrzeżeń. Powiedziała m.in., że dzieło niemieckiego twórcy nie podoba się jej, ponieważ "przeinacza historyczne fakty".

W związku z przypadającymi w sierpniu tego roku 80 urodzinami Anny Walentynowicz społeczny komitet blogerów reprezentowany przez Elżbietę Schmidt i Małgorzatę Puternicką zamierzał zorganizować jej benefis z tej okazji. Przeprowadzono nawet zbiórkę pieniędzy na ten cel, do imprezy jednak nie doszło na skutek stanowczego sprzeciwu jubilatki.
PAP

Czwartek, 2009-08-13

Zapłacili ponad 2,5 miliona euro za polskie araby

Dwa miliony 585 tysięcy euro - tyle zapłacili hodowcy z całego świata za polskie araby. Dziś oficjalnie podsumowano 40. jubileuszową aukcję koni w Janowie Podlaskim.

Do licytacji Pride of Poland wystawiono 36 koni, 31 koni sprzedano. W trakcie trwającej przez trzy dni tzw. cichej sprzedaży, nowych nabywców znalazło 17 koni. Najwięcej, pół miliona euro za klacz Pintę z Janowa Podlaskiego zapłacili Shirley i Charlie Wattsowie.

Polskie konie pojadą między innymi do: Wielkiej Brytanii, Stanów Zjednoczonych, Afryki Południowej, Belgii, Francji, Norwegii, Danii, Kataru, Kuwejtu, Australii i Arabii Saudyjskiej.

Klacz Fallada, która na aukcji została wylicytowana za kwotę 480 tysięcy euro, ostatecznie została sprzedana za 465 tys. euro. Kupił ją hodowca z Belgii. 
IAR

Warszawski Mariensztat w rejestrze zabytków

Mariensztat - część warszawskiej dzielnicy Śródmieście - został wpisany do rejestru zabytków przez Barbarę Jezierską, konserwator zabytków województwa mazowieckiego.

Jak rzeczniczka wojewódzkiej konserwator zabytków, Monika Dziekan, granice układu urbanistycznego objętego ochroną konserwatorską przebiegają od północy wzdłuż ulicy Nowy Zjazd, od wschodu wzdłuż ulicy Dobrej, od południa wzdłuż podwórek ulicy Bednarskiej i od zachodu wzdłuż linii dawnych murów miejskich.

Mariensztat był pierwszym wzniesionym po wojnie osiedlem mieszkaniowym; wybudowany został w latach 1948-1955. Architekci Biura Odbudowy Stolicy pod kierunkiem Zygmunta Stępińskiego i Józefa Sigalina przygotowali projekt osiedla dla przodowników pracy - budowniczych Trasy W-Z. Projektanci osiedla próbowali luźno nawiązać do XVIII-wiecznej zabudowy małomiasteczkowej. Niektóre kamieniczki budowano bijąc rekordy szybkości, zaledwie w kilka dni, co odbiło się na kiepskiej jakości murów. Osiedle oddano do użytku 22 lipca 1949 roku, wraz z trasą W-Z.

O Mariensztacie śpiewano piosenki m.in. "Małe mieszkanko na Mariensztacie" czy "Wieczorem na Mariensztacie", osiedle sportretowano też w socrealistycznej komedii muzycznej "Przygoda na Mariensztacie" w reż. Leonarda Buczkowskiego (1954).

Obszar dzisiejszego Mariensztatu już od czasów lokacji Warszawy pełnił ważną funkcję komunikacyjną dla miasta. Od XVII w. aż do wybuchu II wojny światowej był intensywnie zabudowywany. Mieściły się tam hotele, zajazdy oraz obiekty obsługujące ruch na rzece. Na Mariensztacie przed 1939 rokiem stanęły budynki będące dziełami ówczesnych architektów, m.in. Antoniego Corazziego, Szymona Bogumiła Zuga, Alfonsa Kropiwnickiego czy Fryderyka Alberta Lessela. W czasie II wojny światowej zniszczeniu uległa większość zabudowy na terenie dzielnicy.

Mariensztat leży u stóp Zamku Królewskiego; topograficznie przylega - od południa - do Starego Miasta, od którego jest oddzielony nasypem prowadzącym na most Śląsko-Dąbrowski. Od wschodu odseparowany jest od Wisły jedną z głównych arterii Warszawy - Wisłostradą, od południa osiedle wyraźnie oddziela od reszty Powiśla pas zieleni, a na zachodzie granicę stanowi skarpa z ulicą Bednarską, której dolna połowa stoku należy do Mariensztatu.
PAP

 


 

INDEX


Copyright © Polonijny Link Winnipegu
Kopiowanie w całości jest dozwolone bez zgody redakcji pod warunkiem nie dokonywania zmian w dokumencie.

23-845 Dakota Street, Suite 332
Winnipeg, Manitoba
R2M 5M3
Canada
Phone: (204)254-7228
Toll Free US and Canada: 1-866-254-7228