zapisz
Się Na Naszą listę |
Proszę
kliknąć na ten link aby dotrzeć
do formularza gdzie można zapisać się na listę dystrybucyjną i w przyszłości
otrzymywać biuletyn bezpośrednio od nas.
Aby zapisać się szybko bez wypełniania formularza, proszę wysłać E-mail bez
żadnego tekstu poprzez kliknięcie tego
linku.
| |
Przyłącz się |
Jeśli masz jakieś informacje
dotyczące polskich wydarzeń i chciałbyś albo chciałabyś podzielić się nimi z
naszymi czytelnikami, to prześlij je do
nas.
Mile widziane są wywiady, felietony, zdjęcia i poezja. Proszę informować
nas o
wszystkich wydarzeniach polonijnych. | |
Promuj
polonię |
Każdy z nas może się przyczynić do
promowania Polonii w Winnipegu w bardzo prosty sposób. Mój apel jest aby
dodać dwie linie do waszej stopki (signature) aby zacząć promować
Polonijne wydarzenia w Winnipegu kiedykolwiek wysyłamy maila.
Tutaj są instrukcje jak dodać stopkę używając
Outlook Express.
Kliknij Tools-->Options
-->
Signatures
Zaznacz poprzez kliknięcie Checkbox
gdzie pisze
Add signature to all outgoing messages
W pole gdzie jest napisane Edit Signature proszę wpisać.
albo
Po tym kliknij Apply
I to wszystko. Od tej pory będziemy promować polskie wydarzanie w
Winnipegu automatycznie kiedy wyślemy maila do kogoś. Wszystkie programy
mailowe mają taką opcję tzw. signature i sposób jej dodania
będzie bardzo podobny do tego co opisałem dla Outlook Express | |
|
Polonijny
Biuletyn Informacyjny w Winnipegu |
INDEX
WIADOMOŚCI PROSTO Z
POLSKI |
Środa, 2009-09-30
Holland wyreżyserowała
spot promujący Warszawę
Krystyna Janda, Maria Peszek, Andrzej Wajda, Leszek Możdżer, Krzysztof
Warlikowski i Grzegorz Jarzyna znaleźli się wśród artystów, którzy
wystąpili w czterominutowym spocie filmowym promującym Warszawę jako
miasto kultury. Reżyserami filmu są Agnieszka Holland i Magdalena
Łazarkiewicz.
Spot jest częścią kampanii promocyjnej zmierzającej do uzyskania przez
Warszawę tytułu Europejskiej Stolicy Kultury 2016. Agnieszka Holland
podkreśliła, że chciała pokazać Warszawę jako "miasto, którego duszą
jest kultura".
- Warszawa zachowała swoją tożsamość i przetrwała wszelkie tragedie
właśnie dlatego, że bije w niej żywe źródło kultury, nawet tej kultury,
której już nie ma, która umarła, np. żydowskiej kultury. W Warszawie
obecna jest każda kultura - niska, wysoka, masowa, elitarna, plebejska i
awangardowa - mówiła Holland.
Holland i Łazarkiewicz pokazały w swoim filmie m.in. polskich twórców
przy pracy: Mariusza Trelińskiego podczas reżyserowania spektaklu na
deskach Teatru Wielkiego-Opery Narodowej w Warszawie, Leszka Możdżera
grającego na fortepianie w warszawskich Łazienkach, Danutę Szaflarską w
teatralnej garderobie, a potem w przedstawieniu Teatru Narodowego, Marię
Peszek w trakcie koncertu. Film zilustrowany jest muzyką Fryderyka
Chopina.
- Zdjęcia do tego kilkuminutowego filmu kręcone były wiosną, powstało aż
90 godzin materiału. Musieliśmy wybrać najciekawsze cztery minuty. To
było bardzo trudne zadanie - mówiła Holland.
Zdaniem prezydent Warszawy Hanny Gronkiewicz-Waltz, "film oddaje ducha
Warszawy, jej dynamikę i zmienność". - Pokazuje miasto kontrastów -
tradycyjne, ale też pełne nowej energii - oceniła Gronkiewicz-Waltz.
Pełnomocnik prezydenta Warszawy ds. uzyskania przez miasto tytułu
Europejskiej Stolicy Kultury 2016 Ewa Czeszejko-Sochacka tłumaczyła, że
od 5 do 17 października będzie pokazywany na ekranach znajdujących się
na stacjach metra oraz w wagonach pociągu. Od października spot będzie
wyświetlany także w kinach i teatrach. Będzie również pokazywany w
telewizji, podczas zagranicznych uroczystości kulturalnych, na stronach
internetowych miasta i instytucji kulturalnych w Warszawie.
Film wyświetlany będzie w dwóch wersjach - czterominutowej i
30-sekundowej.
PAP
"Jan Paweł II - papież wolności"
Pod hasłem "Jan Paweł II - papież wolności" 11 października będzie
obchodzony, już po raz dziewiąty, Dzień Papieski - zapowiedział w w
Warszawie przewodniczący Rady Fundacji "Dzieło Nowego Tysiąclecia", abp
Tadeusz Gocłowski.
Z tej okazji w całej Polsce odbywać się będzie zbiórka pieniężna do
puszek na fundusz stypendialny dla uzdolnionej młodzieży z najuboższych
rodzin wiejskich i małych miast. Obchodom Dnia Papieskiego towarzyszyć
będą koncerty, konferencje naukowe, panele dyskusyjne. Odprawiane będą
msze św., podczas których wierni modlić się będą o rychłą beatyfikację
Jana Pawła II.
Abp Gocłowski powiedział, że sprawa tej beatyfikacji zaczyna się powoli
konkretyzować. - Wszędzie się mówi i słyszy, że przyszły rok może być
sensacyjny i pozytywny pod tym względem - zaznaczył hierarcha. Dodał, że
ogłoszenie beatyfikacji mogłoby nastąpić w Święto Miłosierdzia Bożego
W niedzielę, 4 października - poinformował abp Gocłowski - odczytany
będzie w kościołach całej Polski list pasterski biskupów polskich,
poświęcony obchodom Dnia Papieskiego. Hierarchowie podkreślają w nim, że
Jan Paweł II pilnował, by solidarność stała się bezkrwawym sposobem
zdobywania wolności, czyli troski o człowieka i jego prawa.
Odnosząc się do tegorocznego hasła obchodów Dnia, hierarcha podkreślił,
że nawiązuje ono też do przypadających w tym roku: 70. rocznicy wybuchu
II wojny światowej, 20-lecia odzyskania przez Polskę pełnej wolności
oraz 30. rocznicy pierwszej pielgrzymki Jana Pawła II do Polski.
Zdaniem abp. Gocłowskiego, Jan Paweł II w swym nauczaniu dokonał analizy
wolności jako swobód praw obywatelskich, praw społeczeństwa, wolności
narodu i państwa. - Jan Paweł II, mówiąc o wolności, mówił o niej
zwłaszcza w tych krajach, które zmagały się po II wojnie światowej ze
zniewoleniem systemu komunistycznego - zaznaczył hierarcha.
Wiceprzewodniczący Zarządu Fundacji "Dzieło Nowego Tysiąclecia" Andrzej
Cehak poinformował, że fundusz stypendialny obejmuje obecnie 2175
stypendystów. Kampanii promocyjnej towarzyszy trwająca od 15 września do
31 października akcja SMS-owa. W tym czasie wysyłając SMS o treści "Pomoc"
pod numer 7250 (koszt 2,44 zł z VAT) lub dzwoniąc pod numer 0704 20 7250
(koszt 2,48 zł z VAT) można zasilić fundusz stypendialny Fundacji.
W przededniu Dnia Papieskiego, w sobotę 10 października, na
Uniwersytecie Warszawskim obradować ma międzynarodowa konferencja
naukowa pt. "Jan Paweł II - papież wolności". Na Zamku Królewskim
odbędzie się uroczysta gala wręczenia Nagrody Totus za rok 2009, a o
godz. 20.00 prymas Polski kardynał Józef Glemp wygłosi orędzie
telewizyjne, transmitowane przez Program 1 TVP.
Następnego dnia wieczorem na Placu Zamkowym odbędzie się koncert galowy
"Papież poeta - na spotkanie wolności". Wezmą w nim udział znani polscy
artyści, m.in. Kasia Kowalska, Ewelina Flinta, Robert Chojnacki, Ryszard
Rynkowski, a także zagraniczni, a wśród nich: David A. Vogel (USA) i
Carlo Checchi (Włochy).
PAP
Polski szpital zdobył tytuł przyjaznego dziecku
Szpital Uniwersytecki nr 2 im. dr. Biziela w Bydgoszczy zdobył tytuł
lecznicy przyjaznej dziecku.
Poszanowanie godności matki, zapewnienie jej kontaktu z dzieckiem po
porodzie, pomoc przy karmieniu - takie m.in. wymogi należało spełnić, by
zasłużyć na to przyjazne miano. Mało tego. W szpitalu przyjaznemu
dziecku propagowane jest karmienie piersią. Młode matki mogą liczyć na
dostęp do poradni laktacyjnej również po opuszczeniu oddziału.
Biziel prawie cztery lata starał się o tytuł przyznawany przez WHO i
UNICEF. Prócz odpowiedniego podejścia do mam i dzieci musiał też m.in.
zakończyć remont oddziału położniczego, gdzie rocznie odbiera się ponad
trzy tysiące porodów.
Polecamy w wydaniu internetowym www.polskatimes/Bydgoszcz: Biziel
przyjazny dziecku
Naszemiasto.pl)
Od 30 września dzwonimy bez "0"
Od 30 września 2009 r., aby uzyskać połączenie w sieciach stacjonarnych,
wystarczy wybrać numer kierunkowy, pomijając cyfrę "0" na początku.
W okresie przejściowym, od 30 września br. do 15 maja 2010 r.
funkcjonować będą równolegle dwa schematy wybierania - z cyfrą "0" i bez
cyfry "0".
Po 15 maja 2010 r. po wybraniu cyfry "0" przed numerem abonenta nie
uzyskamy połączenia. Usłyszymy jednak komunikat informujący o zmianie w
sposobie wybierania numerów, po którym połączenie zostanie rozłączone.
Komunikaty takie będą nadawane do 15 stycznia 2011 r.
PAP
Wtorek, 2009-09-29
Cimoszewicz przegrał
wybory w RE
Były premier Włodzimierz Cimoszewicz przegrał wybory na sekretarza
generalnego Rady Europy stosunkiem głosów 165 do 80. Cimoszewicz walczył
o to stanowisko z byłym szefem norweskiego rządu Thorbjoernem Jaglandem.
W kuluarach w Strasburgu mówiło się wcześniej, że szanse obu kandydatów
są wyrównane. - To kolejna klęska polskiej dyplomacji. Włodzimierz
Cimoszewicz poszedł w ślady Radosława Sikorskiego, który też nie został
szefem NATO - komentuje dla Wirtualnej Polski europarlamentarzystka SLD
Joanna Senyszyn.
Premier uważa, że dotarcie Włodzimierza Cimoszewicza do finału wyborów
na sekretarza generalnego Rady Europy jest sukcesem Polski. Donald Tusk
powiedział, że niezależnie od wyniku dzisiejszego głosowania starania
polskiego kandydata o to stanowisko wzmocniły prestiż naszego kraju.
Premier zwrócił uwagę, że w kampanię Włodzimierza Cimoszewicza,
związanego z lewicą zaangażowała się koalicja PO-PSL, która reprezentuje
inny obóz polityczny. Zdaniem Tuska, Cimoszewicz nadal pozostaje ważnym
atutem Polski na arenie międzynarodowej i może się ubiegać o inne ważne
stanowiska.
Krytycznie o kampanii towarzyszącej wyborowi Cimoszewicza wypowiada się
eurodeputowana SLD. - Widać wyraźnie, że starania premiera Donalda Tuska
w celu promowania kandydatury Cimoszewicza nie były tak intensywne, jak
w przypadku Jerzego Buzka. Tyle, że sprawa Buzka była elementem kampanii
wyborczej, a więc całe siły zostały zmobilizowane. W przypadku
Cimoszewicza para poszła w gwizdek - mówi w rozmowie z Wirtualną Polską
Senyszyn.
Europosłanka SLD zwraca uwagę, że jeszcze o godzinie 14 można było
przeczytać przewidywania naszych służb dyplomatycznych, według których
Cimoszewicz ma szansę wygrać. - Najwyraźniej nasze służby dyplomatyczne
mocno szwankują, ale trudno się dziwić, skoro minister spraw
zagranicznych jest w tej chwili zajęty wyłącznie obroną pedofila Romana
Polańskiego - konkluduje europosłanka.
Jeszcze przed głosowaniem Cimoszewicz podkreślał, że jest optymistą w
kwestii głosowania. - Miałem tak wiele sygnałów poparcia i sympatii, że
pozwalają one na duże nadzieje - mówił były polski premier.
Co mówiono wcześniej w kuluarach?
Według przedstawiciela polskiej delegacji w ZPRE Jana Kaźmierczaka układ
sił był dynamiczny. - Coś innego było w niedzielę, coś innego było
wczoraj rano, a co innego po południu - powiedział Kaźmierczak. Jego
zdaniem, szef największej chadeckiej frakcji Zgromadzenia
Parlamentarnego RE Luc Van den Brande po spotkaniu z obu kandydatami
miał powiedzieć na zamkniętym posiedzeniu, że poprze Cimoszewicza.
Powołał się przy tym na argument, że Cimoszewicz pochodzi z tego samego
kraju, co obecny przewodniczący Parlamentu Europejskiego Jerzy Buzek, co
mogłoby zacieśnić współpracę między Radą Europy a Unią Europejską.
Podkreślił, że to zmieniło sytuację na korzyść polskiego kandydata, gdyż
jeszcze wcześniej w poniedziałek Van den Brande miał sugerować - według
marszałka polskiego Senatu Bogdana Borusewicza - że nie będzie głosował
na byłego premiera RP.
Dla wyniku głosowania znaczenie miały sympatie narodowe poszczególnych
delegacji. Według Kaźmierczaka, większość członków znacznej liczebnie
delegacji rosyjskiej (18 delegatów) miało głosować za Norwegiem.
Jak powiedział Dariusz Lipiński, szef polskiej delegacji w Zgromadzeniu
Parlamentarnym RE, Cimoszewicz liczył na poparcie delegatów niemieckich,
równie licznych jak rosyjscy.
Jednak problemem jest to, że tylko kilku z 18-osobowej delegacji Niemiec
przyjechało na wybory sekretarza generalnego do Strasburga. Lipiński
powiedział, że to jest "największy problem". Mimo to - jak dodał - "czeka
na wynik głosowania z umiarkowanym optymizmem", gdyż liczy na poparcie
mniejszych delegacji, np. z byłych republik ZSRR.
Jak dowiedziała się nieoficjalnie PAP od polskich źródeł w RE, polskie
służby dyplomatyczne na podstawie ocen deklaracji delegacji rządów
poszczególnych państw liczyły na wygraną Cimoszewicza.
Wybory nowego przywódcy Rady Europy miały pierwotnie odbyć się w czerwcu.
Zostały jednak wtedy przełożone z powodu niezadowolenia części
deputowanych, zwłaszcza Europejskiej Partii Ludowej (EPL), z zawężenia
listy kandydatów tylko do dwóch nazwisk, i to obu wywodzących się z
lewicy.
Kandydatury Cimoszewicza i Jaglanda zatwierdził 12 maja w Madrycie
Komitet Ministrów Rady Europy (ministrowie spraw zagranicznych 47 państw
członkowskich). Komitet przekazał następnie listę proponowanych nazwisk
Zgromadzeniu Parlamentarnemu RE. Zgromadzenie, które ma 636 członków -
318 przedstawicieli parlamentów krajowych i 318 zastępców
przedstawicieli - wyłania nowego sekretarza generalnego w tajnym
głosowaniu absolutną większością. W głosowaniu bierze udział maksymalnie
318 osób. Jeśli w pierwszej turze nie dojdzie do rozstrzygnięcia, to w
drugiej zwycięski kandydat musi uzyskać poparcie względnej większości
głosujących.
Szef Rady Europy jest wybierany na pięcioletnią kadencję. Powstała w
1949 roku Rada Europy z siedzibą w Strasburgu skupia 47 państw i zajmuje
się przede wszystkim działaniem na rzecz ochrony praw człowieka,
demokracji parlamentarnej i rządów prawa.
Włodzimierz Cimoszewicz ma bardzo bogatą przeszłość polityczną. Był
wiceprezesem Rady Ministrów, ministrem sprawiedliwości i prokuratorem
generalnym w latach 1993–1995, wicemarszałkiem sejmu w latach 1995–1996
i prezesem Rady Ministrów na przełomie 1996–1997. W latach 2001-2005 był
ministrem spraw zagranicznych a w 2005 roku marszałkiem sejmu.
Cimoszewicz jest z wykształcenia prawnikiem. Urodzony w 1950 roku
Jagland jest z wykształcenia ekonomistą; w 1975 roku ukończył
uniwersytet w Oslo. Jego trwająca od lat 70. kariera polityczna związana
była z Norweską Partią Pracy (Ap). Od 2005 roku jest szefem parlamentu -
Stortingu. Jest przewodniczącym Norweskiego Komitetu Noblowskiego -
głosi jego biografia, zamieszczona na oficjalnej stronie internetowej
poświęconej jego kandydaturze do RE.
Piastował dwa najważniejsze w Norwegii stanowiska rządowe - premiera
(1996-7) i ministra spraw zagranicznych (2000-2001). Od 1993 roku jest
deputowanym do Stortingu, w którym zajmował szereg stanowisk: m.in.
kierował komisją ds. zagranicznych oraz parlamentarną delegacją ds.
stosunków z Parlamentem Europejskim.
Jego doświadczenie w polityce międzynarodowej obejmuje również
członkostwo w delegacji Norwegii do Zgromadzenia Parlamentarnego NATO
(2001-2005) i Rady Nordyckiej (1993-1996 i 1997-2000). Był również
wiceprzewodniczącym Międzynarodówki Socjalistycznej (1999-2008). Jest
prezesem Centrum na rzecz Pokoju i Praw Człowieka w Oslo (Oslo Centre
for Peace and Human Rights), niezależnej fundacji zajmującej się prawami
człowieka
Przez dziesięć lat był przewodniczącym Partii Pracy (1992-2002), a w
latach 1987-1992 jej sekretarzem. Odnowił i unowocześnił stronnictwo,
choć zarazem był krytykowany za brak szacunku wobec tradycjonalistów w
partii - głosi rys biograficzny Jaglanda na stronie norweskiego MSZ.
Karierę w partii rozpoczął od jej młodzieżowego skrzydła: w 1973 roku
został szefem lokalnej młodzieżowej organizacji Ap w okręgu Buskerud, w
latach 1977-81 był szefem krajowej "młodzieżówki".
Kandydatura Jaglanda na sekretarza Rady Europy miała w Norwegii szerokie
poparcie polityczne, ze strony rządu i wszystkich partii politycznych
reprezentowanych w parlamencie. W ciągu ostatnich dwóch dekad ogłosił
wiele publikacji poświęconych zwłaszcza sprawom międzynarodowym i
europejskim. Wydał w Norwegii cztery książki; ostatnia, z 2003 roku,
nosi tytuł "Dziesięć tez na temat UE i Norwegii".
Jagland jest żonaty z dziennikarką Hanne Grotjord. Mają dwoje dzieci.
wp.pl
Dukaj laureatem Europejskiej Nagrody Literackiej
Rozdano Europejskie Nagrody Literackie. Jednym z laureatów został Jacek
Dukaj.
Polski pisarz nie wziął udziału w ceremonii, nagrodę odebrała za niego
Vera Michalski, założycielka wydawnictwa Noir sur Blanc. Polskę
reprezentowali także Jerzy Jarzębski, przewodniczący krajowego jury,
które wyłoniło polskiego laureata, oraz dyrektor Instytutu Książki,
Grzegorz Gauden. Poza laureatami w uroczystości uczestniczyli
przewodniczący Komisji Europejskiej Jose Manuel Barroso i popularny
szwedzki pisarz Henning Mankell, który wybrany został na ambasadora
Europejskiej Nagrody Literackiej na nadchodzący rok.
Regulamin nagrody pozwala nominować do niej pisarzy, którzy w ciągu
pięciu lat przed daną edycją opublikowali od dwóch do pięciu książek.
Dzieła nominowanego autora powinny też być tłumaczone na co najmniej
jeden, ale nie więcej niż cztery języki europejskie. - Europejska
Nagroda Literacka jest więc wyróżnieniem dla pisarzy raczej "na dorobku"
niż "z dorobkiem" - ocenił prof. Jerzy Jarzębski, przewodniczący
polskiego jury.
Poszczególnych laureatów wskazały jury z 12 krajów. Poza Jackiem Dukajem
nagrody otrzymali: Paulus Hochgatterer (Austria), Mila Pavicevic (Chorwacja),
Emmanuelle Pagano (Francja), Szecsi Noemi (Węgry), Karen Gillece (Irlandia),
Daniele Del Giudice (Włochy), Laura Sintija Cerniauskaite (Litwa), Carl
Frode Tiller (Norwegia), Dulce Maria Cardoso (Portugalia), Pavol Rankov
(Słowacja), Helena Henschen (Szwecja). Unia Europejska będzie wspierać
tłumaczenie powieści nagrodzonych autorów na inne języki. Ich dzieła
zostaną też wystawione na najbliższych targach książki we Frankfurcie
nad Menem.
Nagrody (po 5 tys. euro dla każdego laureata) są współfinansowane przez
UE, Europejską Federację Księgarzy, Radę Pisarzy Europejskich (EWC) oraz
Federację Wydawców Europejskich (FEP). Celem wyróżnienia jest zwrócenie
uwagi na kreatywność i różnorodność współczesnej literatury europejskiej,
jej promowanie, a także zwiększanie zainteresowania dziełami z innych
krajów.
Regulamin nagrody jest dosyć skomplikowany, co zauważają sami
organizatorzy. Kraje biorące udział w konkursie podzielono losowo na
trzy grupy. Każdego roku nagradzani są laureaci z jednej z tych grup.
Laureatów zawsze jest 12 - i to równorzędnych - a wybierają ich jurorzy
z ich rodzinnych krajów. Polska uczestniczyła w konkursie w pierwszej
grupie, której narody zostały przyznane w tym roku, następna szansa dla
polskiego pisarza pojawi się więc za trzy lata. W przyszłym roku poznamy
laureatów Europejskiej Nagrody Literackiej z Belgii, Cypru, Danii,
Estonii, Finlandii, Niemiec, Luksemburga, Rumunii, Słowenii, Hiszpanii i
Macedonii.
PAP
Działaczki irańskie odebrały Nagrodę Lecha Wałęsy
Shadi Sadr oraz siostry Ladan i Roya Boroumand - irańskie działaczki na
rzecz praw człowieka, wolności słowa i demokracji - odebrały w Gdańsku
Nagrodę Lecha Wałęsy.
- Mam nadzieję, że to nie była pomyłka i ta nagroda zachęci was do
dalszej walki. W tym regionie świata, z którego pochodzicie jest jeszcze
wiele do zrobienia. Nam, Solidarności, też nie dawano wielu szans -
powiedział Wałęsa do laureatek.
Iranki otrzymały ozdobne plakiety i dyplomy, a także równowartość w
złotych czeku na 100 tys. euro, którego fundatorem jest Bank Pekao S.A.
200 tys. zł przypadło Shadi Sadr, drugie 200 tys. zł siostrom Boroumand.
PAP
Poniedziałek,
2009-09-28
Oględziny w "Wujku":
miejsce wybuchu wciąż nieustalone
Kolejne oględziny miejsca katastrofy w kopalni "Wujek-Śląsk" wciąż nie
dały odpowiedzi, gdzie dokładnie doszło do zapalenia i wybuchu metanu.
Badania i analizy będą kontynuowane w najbliższych dniach.
Pierwszych oględzin rejonu katastrofy, gdzie 18 września zginęło 18
górników, a ponad 30 zostało rannych, dokonano w czwartek i piątek. Rano
eksperci ponownie zjechali pod ziemię. Pracę zakończyli późnym
popołudniem.
- Uczestnicy wizji nadal nie byli w stanie określić dokładnego miejsca
zapłonu metanu. Będzie to nadal analizowane - powiedział rzecznik
Wyższego Urzędu Górniczego (WUG) w Katowicach, Krzysztof Król.
Określenie miejsca zapalenia metanu jest bardzo istotne dla
wiarygodności hipotez o tym, skąd w wyrobisku wzięła się duża ilość tego
gazu, która zapaliła się i wybuchła.
Jedna z hipotez mówi, że metan mógł zgromadzić się w nielikwidowanych
zgodnie z projektem technicznym chodnikach przyścianowych. Wstępne
ustalenia potwierdziły, że chodniki były zbyt długie (czyli
niezasypywane na bieżąco), ale nie ma pewności, że to tam nagromadził
się metan. Tym bardziej, że - według dyrekcji kopalni - w jednym z tych
chodników był prawidłowo zabudowany czujnik metanu.
Jak informował w zeszłym tygodniu, po pierwszych oględzinach, szef
Okręgowego Urzędu Górniczego w Katowicach Jerzy Kolasa, w wyrobiskach
widać, że płomień metanu objął całą ścianę na długości 240 metrów i
wyrobiska przyścianowe, został zatrzymany przez tamy wentylacyjne,
wyważając zamknięte drzwi tamy.
Jeden z ekspertów, który uczestniczył w oględzinach, powiedział , że
zatrzymanie płomienia i podmuchu przez tamę wentylacyjną świadczy o tym,
że wybuch nie był bardzo silny. Tama wentylacyjna nie ma bowiem
właściwości przeciwwybuchowych - wybuch o dużej sile zniszczyłby ją.
Ekspert ocenił także, że w chodniku nie widać wielu śladów działania
żywiołu - są okopcenia, stopione osłony kabli itp., ale nie ma wrażenia
katastrofy, np. zrujnowanych instalacji czy deformacji obudowy.
Rzecznik WUG zdementował doniesienia, jakoby wstępnie potwierdzono, że w
rejonie katastrofy - np. w tzw. strefach szczególnego zagrożenia
tąpaniami, gdzie liczba osób jest ograniczona - przebywało zbyt wielu
ludzi. Mówili o tym wcześniej anonimowi górnicy. Król podkreślił, że
jest takie przypuszczenie, ale jest to dopiero wyjaśniane.
- Szczegółowe ustalenia w tym zakresie wymagają przesłuchania wielu
świadków, także spośród tych, którzy zostali poszkodowani i znajdują się
w szpitalach. Dopiero, gdy komisja będzie miała pełny obraz, będzie
można ocenić, czy ilość osób w poszczególnych miejscach była prawidłowa
i zgodna z przepisami - powiedział Król.
PAP
Kości i szczątki węży - niezwykłe odkrycie koło Kielc
Ludzkie kości i szczątki węży w kamiennych grobach sprzed sześciu
tysięcy lat - to jedno z najciekawszych odkryć archeologicznych tego
sezonu w powiecie opatowskim. Odkrycia dokonano w Tominach koło Ożarowa.
Archeolodzy, badający osadę neolityczną niespodziewanie natrafili na
wcześniejsze ślady ludzkiej obecności na tym obszarze. Świadczy o niej
cmentarzysko z IV tysiąclecia p.n.e. Kamienne groby są bardzo dobrze
zachowane. Oprócz szczątków ludzkich były tam również różne przedmioty
codziennego użytku między innymi pięknie zdobiony kubek z uchem w
kształcie półksiężyca.
Jak poinformował doktor Marek Florek z Urzędu Ochrony Zabytków w
Sandomierzu, rewelacją okazało się odkrycie szczątków węży, znajdujących
się w dwóch grobach przy ludzkich szkieletach.
Po odpowiednim zabezpieczeniu zabytków i ich skatalogowaniu, część z
nich trafi na wystawę do Muzeum Okręgowego w Sandomierzu.
IAR
Niedziela,
2009-09-27
"Polacy nigdy nie godzą
się z utratą niepodległości"
Polskie Państwo Podziemne to dowód, że Polacy nigdy nie godzą się z
utratą niepodległości - powiedział prezydent Lech Kaczyński w Warszawie
podczas obchodów 70. rocznicy powstania Polskiego Państwa Podziemnego.
- Polskie Państwo Podziemne jest dowodem, że Polacy nigdy z utratą
niepodległości pogodzić się nie mogą; Armia Krajowa, Powstanie
Warszawskie, akcja "Burza", wojna partyzancka w latach 1943-44 to rzeczy,
które przynoszą chwałę polskiego oręża, to oczywiście chwała naszego
narodu - mówił prezydent. Podkreślił, że Polskie Państwo Podziemne
przynosi Polsce chwałę - "tym bardziej, że było tak znakomicie
zorganizowane".
Prezydent przypomniał także, że Polskie Państwo Podziemne powstało w
dużej mierze dzięki osiągnięciom II Rzeczpospolitej. - II Rzeczpospolita
w pokoju trwała niewiele ponad 18 lat, licząc od traktatu ryskiego, ale
zdołała zbudować państwo, jak na tamte okoliczności, sprawne, miała
olbrzymie sukcesy, i w budowie struktur państwowych i w edukacji, co
było przecież niezwykle ważne - mówił.
- To właśnie wychowankowie II Rzeczpospolitej stworzyli później
największą armię podziemną Europy, Armię Krajową; oni też brali udział w
tworzeniu Polskiego Państwa Podziemnego - podkreślił prezydent.
- Ta tradycja w jakimś stopniu przetrwała. 13 grudnia 1981 r. w Polsce
ogłoszono stan wojenny; oczywiście podziemne struktury Solidarności z
tymczasową komisją koordynacyjną to formalnie nie był polski rząd, tak
samo ówczesny przywódca Solidarności nie był formalnie głową podziemnego
państwa, ale struktury te obejmowały tak szeroki zakres zadań i miały
tak silne poparcie społeczne, że można powiedzieć, że był to rodzaj
władzy - powiedział Lech Kaczyński.
Prezydent podkreślił, że tradycje Polskiego Państwa Podziemnego są ważne
także dla współczesnych Polaków. - Zadanie budowy sprawnego, silnego
państwa stoi przed nami - zaznaczył. Jego zdaniem, także dziś "jest
tendencja do tego, żeby nasze państwo regularnie osłabiać". - Tej
tendencji trzeba się przeciwstawić. Jakie ona ma źródła? Różne: chęć
różnych korporacji do wybicia się na całkowitą niepodległość i zdobycia
olbrzymiej władzy nad innymi ludźmi, różnego rodzaju interesy, którym
silne państwo przeszkadza - mówił.
Dodał, że wydarzenia ostatnich tygodni potwierdzają, że "także poza
granicami Rzeczpospolitej są siły dobrze zorganizowane, sprawnie
działające, dla których licząca się w Europie Polska jest kolcem w bucie".
- Trzeba o tym pamiętać - podsumował prezydent.
Podczas uroczystości Lech Kaczyński wręczył odznaczenia państwowe m.in.
Krzyż Oficerski Orderu Odrodzenia Polski, historykowi dr. Andrzejowi
Krzysztofowi Kunertowi i Henrykowi Piskunowiczowi "za wybitne zasługi w
dokumentowaniu i upamiętnianiu prawdy o najnowszej historii Polski, w
szczególności dziejów Polskiego Państwa Podziemnego".
Ponadto odznaczenia z rąk prezydenta otrzymali Marek Ney-Krwawicz,
Krystyna Dunaj-Jeż, Henryk Szostakowski, Kazimierz Krajewski, Wiesław
Wysocki, Stanisław Rubkiewicz i Zdzisław Mioduszewski. Pośmiertnie
Krzyżem Oficerskim Orderu Odrodzenia Polski odznaczony został Jerzy
Staniszkis.
Po uroczystości wręczenia odznaczeń w Arkadach Kubickiego odbyła się
konferencja "Polskie Państwo Podziemne - w służbie państwu i wolności",
podczas której historyk prof. Wojciech Roszkowski powiedział, że po 1918
r. "potencjał obronny Polski stale rósł, ale na miarę możliwości
gospodarczych". - Wobec ogromnej przewagi w rozmiarach gospodarki
Niemiec i Związku Sowieckiego ten potencjał nie mógł stawić czoła tym
państwom w 1939 r. - powiedział Roszkowski, ale podkreślił, że II
Rzeczpospolita i tak dokonała ogromnego wysiłku na rzecz uzbrojenia w
dwudziestoleciu międzywojennym.
- W roku 1918, w listopadzie, ta armia liczyła 5 tys. żołnierzy
stacjonujących tu w Warszawie pod wdzięczną nazwą "Polnische Wehrmacht",
a w lecie 1920 r. ta armia liczyła milion żołnierzy. Takiej improwizacji
militarnej chyba nie znała historia - mówił historyk.
Zdaniem dr Andrzeja Krzysztofa Kunerta, we wrześniu 1939 r. "siła i
skala polskiego oporu musiała odpowiadać nie mającej precedensu w naszej
historii sile i skali obcego zagrożenia". - Pamiętajmy, że poczynając od
18 września 1939 r. wszystkie wspólne komunikaty niemiecko-sowieckie
mówiły o tym, że Polska nie pojawi się już na mapie Europy i że biorą za
to odpowiedzialność i gwarantują to Niemcy i Rosja, nazistowska III
Rzesza i stalinowski Związek Sowiecki - mówił Kunert, podkreślając
fenomen na skalę światową istnienia Polskiego Państwa Podziemnego.
Jak powiedział obecny na konferencji prezes Światowego Związku Żołnierzy
Armii Krajowej ppłk Czesław Cywiński, ogromną rolę w powstaniu Polskiego
Państwa Podziemnego spełniała edukacja. - Nie można rozpatrywać
Polskiego Państwa Podziemnego bez wrócenia do dwudziestolecia
międzywojennego. Żeby to nie ten okres w historii Polski to praktycznie
tego państwa podziemnego by nie było - mówił Cywiński.
27 września 1939 r. powołano Służbę Zwycięstwu Polski, zalążek Polskiego
Państwa Podziemnego, unikalnej w skali światowej organizacji, w której
mimo terroru okupanta funkcjonowały wszystkie ograny państwowe, zarówno
cywilne, jak i wojskowe. Działało ono w latach 1939-1945, kierowane z
wolnych krajów sojuszniczych przez w pełni legalne władze naczelne:
prezydenta, rząd i naczelnego wodza oraz ich krajowe przedstawicielstwa.
Polskie Państwo Podziemne wypełniało wszystkie obowiązujące go funkcje:
władczą, organizatorską, wojskową i opiekuńczą.
PAP
70 lat Szarych Szeregów
Siedemdziesiąt lat temu- 27 września 1939 roku, w oblężonej Warszawie
władze Związku Harcerstwa Polskiego zdecydowały, że związek przejdzie do
konspiracji, pod nazwą "Szare Szeregi". Harcerze, podzielili się według
grup wiekowych - najstarsi stworzyli grupy szturmowe, młodsi - bojowe
szkoły, najmłodsi 12 -14 letni- zawiszacy- uczyli się konspiracji -
stworzyli w czasie powstania Harcerską Pocztę Polową.
Janusz Badura- był w Szarych Szeregach od samego początku. W czasie
wojny służył w mokotowskim bloku "Radiostacja" Jak wspomina, w Warszawie
harcerze prowadzili małą pracę wywiadowczą, a w czasie powstania
włączyli się w walkę o wolną stolicę. On sam zaopatrywał walczących
powstańców.
Anna Mizikowska pseudonim "Grażka" była łączniczką batalionu "Parasol" -
brała udział m.in w walkach o pałacyk Michla. Jak podkreśla dzisiaj, w
czasach pokoju najważniejszym zadaniem dla harcerzy jest nauka. - Tak
zresztą było i podczas wojny - dodaje Anna Idzikowska.
Historycy oceniają, że w Szarych Szeregach w całej okupowanej Polsce
służyło około 30 tysięcy harcerzy. Poległo około 4,5 tys z nich.
IAR
Sobota, 2009-09-26
30 lat Ruchu Młodej
Polski
Ruch Młodej Polski obchodzi w tym roku 30. rocznicę swego powstania. Na
dwudniowe uroczystości do Gdańska przybyli byli działacze tej
organizacji.
Na Uniwersytecie Gdańskim odbywa się konferencja pod hasłem "Korzenie
Solidarności 30-lecie Ruchu Młodej Polski". Na uczelni pojawili się
marszałkowie Sejmu i Senatu Bronisław Komorowski i Bogdan Borusewicz, a
także Aleksander Hall, czy Arkadiusz i Sławomir Rybiccy.
Ruch Młodej Polski pełnił bardzo ważną rolę w opozycji demokratycznej
PRL i w odzyskaniu niepodległości - twierdzi historyk profesor Andrzej
Friszke. Jego zdaniem organizacja pomogła w budowaniu struktur
solidarnościowych w latach 80-tych i w organizacji strajków sierpniowych.
Zdaniem historyka Ruch stworzył pokoleniową organizację wymagającą od
swoich działaczy wielkiej odwagi i determinacji.
Jutro, podczas drugiego dnia konferencji, wręczone zostaną odznaczenia
ministra edukacji narodowej w Dworze Artusa. Złożone zostaną też kwiaty
pod pomnikiem Jana III Sobieskiego i na skwerze im. Dariusza Kobzdeja
przy pamiątkowym kamieniu.
Ruch Młodej Polski powstał w 1979 roku i uważany jest za organizację,
która dała podwaliny pod powstanie "Solidarności". W czasie strajków w
Stoczni Gdańskiej działacze ruchu Maciej Grzywaczewski i Arkadiusz
Rybicki namalowali na drewnianych tablicach słynne 21 postulatów.
IAR
Tadeusz Dąbrowski laureatem Nagrody Kościelskich
Poeta Tadeusz Dąbrowski otrzymał Nagrodę Kościelskich 2009 za zbiór
wierszy "Czarny kwadrat".
Uroczystość wręczenia Nagrody, połączona z festiwalem literackim "Wielkie
Nocne Czytanie", odbędzie się 10 października w Krakowie.
30-letni Tadeusz Dąbrowski to wielka nadzieja polskiej poezji.
Mieszkający w Gdańsku artysta pisze też eseje oraz zajmuje się krytyką
literacką. Dąbrowski jest również redaktorem dwumiesięcznika
literackiego "Topos". Publikował między innymi w: "Tygodniku Powszechnym",
"Polityce", "Rzeczpospolitej", "Dzienniku", czy "Gazecie Wyborczej".
Wcześniejsze tomy poezji tego autora to między innymi "E-mail" z 2000
roku czy "Te Deum" z 2005-ego.
Nagroda Kościelskich jest najstarszą niezależną polską nagrodą literacką.
Przyznawana jest od 1962 roku przez Fundację im. Kościelskich - jedną z
najstarszych polskich instytucji kulturalnych, działającą w Genewie.
Powstała ona na mocy testamentu zmarłej w lipcu 1959 Moniki Kościelskiej,
wdowy po Władysławie Auguście Kościelskim, wydawcy, poecie i mecenasie
sztuki.
Celem Fundacji jest wspieranie rozwoju literatury i poezji polskiej
poprzez przyznawanie nagród młodym twórcom polskim (głównie pisarzom i
krytykom literackim), zamieszkałym w kraju bądź na emigracji. Laureatów
wybiera Jury, powoływane przez Radę Fundacji.
IAR
Kucharze z Kudowy Zdroju najlepsi w Polsce
Kucharze z Kudowy Zdroju serwujący regionalne potrawy z Dolnego Śląska,
zostali laureatami Ogólnopolskiego Przeglądu Kuchni Regionalnych, jaki
odbył się w Kroczycach na Jurze Krakowsko-Częstochowskiej.
O miano najlepszej kuchni rywalizowały reprezentacje wszystkich
województw. Każda z drużyn stworzonych przez kucharzy z najlepszych i
najbardziej renomowanych restauracji, musiała przygotować zarówno dania
regionalne, jak i wykwintne oraz desery. Jurorami była publiczność,
która głosowała "bonami - cegiełkami" wspierającymi Ośrodek Pomocy
Dziecku i Rodzinie w Górze Włodowskiej.
IAR
Piątek,
2009-09-25
"Noc Naukowców" w Poznaniu
185 wydarzeń naukowych i z pogranicza nauki przygotowały dla poznaniaków
uczelnie oraz centrum komputerowe w ramach zorganizowanej w Poznaniu
europejskiej "Nocy Naukowców". Pomysł został zaczerpnięty z "Nocy Muzeów",
która w całej Europie przyciąga do sal muzealnych tłumy zwiedzających.
- Również i my chcemy pokazać, że nocą widać lepiej, zaś naukowcy to
ludzie z poczuciem humoru - powiedziała PAP prof. Aleksandra Rakowska,
prorektor ds. Nauki Politechniki Poznańskiej.
Tym razem atrakcje dla odwiedzających przygotowały trzy poznańskie
uczelnie: Politechnika Poznańska, Uniwersytet Przyrodniczy, Uniwersytet
im. Adama Mickiewicza oraz Poznańskie Centrum Superkomputerowo-Sieciowe.
Politechnika Poznańska zaproponowała "Festiwal wysokich napięć", czyli
pokazy burzy wywoływanej w laboratorium, a także prezentacje "Fizyka
Ekstremalna Show".
Pokazy fizyki ekstremalnej w auli Politechniki Poznańskiej oglądało
kilkaset osób. Prezentowano m.in. przykłady bardzo wysokich i bardzo
niskich temperatur, a także wizualizacje w zwolnionym tempie, m.in.
wystrzału z broni palnej czy rozbijanego talerza. Były też pokazy
oddziaływania sił przy zderzeniach i eksperymenty z ciśnieniem.
Prezentacje oglądały całe rodziny. Jak powiedział Polskiej Agencji
Prasowej jeden z widzów, Eugeniusz z Konina, największe wrażenie zrobił
na nim pokaz zamrażania napompowanych balonów w ciekłym azocie.
Uniwersytet Przyrodniczy przygotował m.in. prezentację "Czy widać
dwutlenek węgla i metan w atmosferze?" oraz wykład o naturalnych
barwnikach "Dlaczego łosoś jest różowy".
Uniwersytet im. Adama Mickiewicza zaproponował wykłady: "Dlaczego
zabijamy? Psychologia ewolucyjna w kryminologii i wiktymologii", a także
pokazy najpiękniejszych eksperymentów fizycznych.
Poznańskie Centrum Superkomputerowo-Sieciowe pokazało zwiedzającym
serwerownię i zaprezentowało obraz z poznańskiego systemu monitoringu
podczas spotkania "Gdzie są teraz twoi znajomi".
Podobne nocne imprezy odbędą się w placówkach naukowych w całej Europie.
W Polsce, oprócz Poznania, naukowcy organizują "Noc Naukowców" również w
Gliwicach, Krakowie, Tarnowie, Nowym Sączu i Szczecinie.
PAP
"Prezydent objął patronatem sojusz PiS i SLD"
Politycy koalicji PO-PSL zarzucają prezydentowi Lechowi Kaczyńskiemu, że
nie decydując się na przerwanie kadencji KRRiT "objął patronatem
porozumienie PiS i SLD w mediach publicznych". SLD zaprzecza, jakoby
takie porozumienie istniało. Według PiS, nie było powodu, aby przerywać
kadencję Rady.
Lech Kaczyński uznał, że przerwanie kadencji KRRiT oddaliłoby znacząco
perspektywę stabilizacji funkcjonowania nadawców publicznych oraz
pogłębiłoby "panujący chaos". Prezydent ocenił jednocześnie, że "sytuacja,
w jakiej od kilku miesięcy znajdują się media publiczne, a w
szczególności Telewizja Polska S.A., budzi powszechną dezaprobatę i
niepokój o przyszłość największego polskiego nadawcy publicznego".
Sprawozdanie KRRiT odrzuciły Sejm i Senat. Zgodnie z Ustawą o radiofonii
i telewizji w wypadku odrzucenia sprawozdania przez obie izby parlamentu
kadencja wszystkich członków Krajowej Rady wygasa w ciągu 14 dni,
liczonych od dnia ostatniej uchwały o odrzuceniu sprawozdania.
Rozwiązanie KRRiT nie następuje, jeśli prezydent nie podejmie żadnej
decyzji.
Rzecznik klubu PiS Mariusz Błaszczak podkreślił, że jego ugrupowanie od
początku uważało, że sprawozdanie KRRiT jest "jak najbardziej poprawne".
- Nie ma w działaniu KRRiT takich uchybień, które powinny skłaniać Sejm
czy Senat do odrzucenia tego sprawozdania. Nasi posłowie i senatorowie
głosowali za jego przyjęciem, ale większość Platformy Obywatelskiej była
za jego odrzuceniem - zaznaczył.
Zdaniem Błaszczaka, nie ulega żadnej wątpliwości, że Piotr Farfał "wykorzystuje
każdy pretekst, aby nie opuszczać fotela prezesa Telewizji Polskiej". -
Wiele takich pretekstów stwarzał Farfałowi minister skarbu Aleksander
Grad. A niewątpliwie rozwiązanie KRRiT sprawiłoby, że rządy Piotra
Farfała trwałyby do czasu ukonstytuowania się nowej Rady. Dlatego
rozwiązywanie KRRiT - z punktu widzenia interesu Telewizji Polskiej -
byłoby szkodliwe - ocenił poseł PiS.
Wiceszef klubu PO Grzegorz Dolniak powiedział, że nie zaskakuje go
decyzja prezydenta. Jak dodał, od początku spodziewał się, że Lech
Kaczyński nie zdecyduje się na przerwanie kadencji KRRiT, mimo - jak
podkreślił - odmiennego zdania obu izb parlamentu.
- Pan prezydent potwierdził swoją dzisiejszą decyzją, że objął
patronatem porozumienie PiS i SLD dotyczące urządzenia nowego ładu
zarówno w telewizji jak i w radiu publicznym. Lech Kaczyński od samego
początku dzielnie sekundował temu porozumieniu, a w tej chwili stało się
ono faktem publicznym - dodał Dolniak.
Szef klubu PSL Stanisław Żelichowski powiedział, że gdyby Lech Kaczyński
chciał ratował media publiczne, to nie miałby innego wyboru, jak tylko
sprawozdanie odrzucić. - Ale rozumiem, że tworzy się nowa koalicja,
trudno, żeby prezydent ją teraz zepsuł, bo to przecież koalicja PiS i
SLD. Życzę im, żeby uratowali media publiczne, bo na razie jest tam
potworny bałagan - ocenił Żelichowski.
- Mamy teraz dwa zarządy, bałagan na bałaganie. Jedyną szansą na
stabilizację było nieprzyjmowanie tego sprawozdania. A teraz te
prowizorki, które kiedyś zrobiły PiS, Samoobrona i LPR będą trwały nadal
- dodał.
Jolanta Szymanek-Deresz (SLD) nie zgadza się, że SLD wchodził w
porozumienie z PiS ws. mediów publicznych. - Sojusz z innych powodów niż
PiS poparł weto prezydenta (do ustawy medialnej), które utrzymało
dotychczasowy stan w telewizji. Prezydent zapewne wpisał się w
stanowisko PiS, bo chyba nie wartości chrześcijańskie w ustawie
medialnej przeszkadzały Prawu i Sprawiedliwości. Włączanie SLD pod
skrzydła prezydenta nie ma żadnego uzasadnienia - podkreśliła.
Posłanka Lewicy oceniła, że w tej chwili nie ma dobrej recepty na
sytuację KRRiT i mediów publicznych. - Najlepszą receptą była ustawa
medialna, którą robiliśmy z PO. Wycofanie się z tej ustawy premiera
Donalda Tuska spowodowało ten cały chaos - zaznaczyła.
"To stracona szansa"
Decyzja prezydenta o nieprzerwaniu kadencji KRRiT to stracona szansa by
media publiczne zbudować na nowo - ocenia prof. Wiesław Godzic,
medioznawca z warszawskiej Szkoły Wyższej Psychologii Społecznej.
Ekspert ds. mediów Andrzej Zarębski podkreślił, że to polityczne ryzyko
prezydenta, który legitymizuje tym samym sojusz PiS i Lewicy we władzach
publicznych mediów.
Motywując swoją decyzję prezydent uznał, że przerwanie kadencji KRRiT
znacząco oddaliłoby perspektywę stabilizacji funkcjonowania nadawców
publicznych oraz pogłębiłoby "panujący chaos" - czytamy w komunikacie
prezydenckiej kancelarii. L. Kaczyński przyznał jednocześnie, że "działania
naprawcze, jakie próbowali podejmować przewodniczący i członkowie
Krajowej Rady, przez dłuższy czas nie przynosiły efektów stabilizujących
sytuację w mediach publicznych, co budziło zastrzeżenia".
- To smutne i przykre. Liczyłem, że prezydent da szansę, by media
publiczne zbudować na nowo. Liczyłem, że jakiś doradca prezydenta
spowoduje jednak decyzję pozwalającą to osiągnąć. Szansa została jednak
stracona - powiedział prof. Godzic.
Odnosząc się do argumentu o możliwości pogłębienia chaosu w mediach,
ekspert ocenił, że mogło być inaczej. - Gdyby zdecydował się nie
przedłużać kadencji rady, mielibyśmy niezwykle interesującą szansę
odświeżenia składu mediów publicznych i nowe otwarcie - powiedział prof.
Godzic.
Inny ekspert, sekretarz KRRiT pierwszej kadencji Andrzej Zarębski
podkreślił, że przyjęcie sprawozdania Rady "oznacza aprobatę prezydenta
dla działań rady także w sprawie powołania przez nią nowych rad
nadzorczych Polskiego Radia i TVP, które z kolei dokonały zmian w
zarządach tych spółek".
Jego zdaniem, to decyzja polityczna, bo po odrzuceniu sprawozdań KRRiT
przez Sejm i Senat prezydent miał klucz do rozwiązania Rady lub jej
pozostawienia. "I wybrał jak wybrał - podejmując polityczne ryzyko
legitymizacji sojuszu PiS i Lewicy we władzach mediów publicznych" -
zaznaczył.
Zarazem Zarębski zwrócił uwagę, że działań KRRiT tej kadencji nie można
potępiać w całości, bo na pochwałę zasługuje aktywność szefa Rady
Witolda Kołodziejskiego w dziedzinie cyfryzacji. "W porozumieniu z
Urzędem Komunikacji Elektronicznej i mimo braku strategii państwa te
procesy zostały uruchomione" - podkreślił.
PAP
Czwartek, 2009-09-24
Nagroda Miasta
Stołecznego Warszawy dla Józefa Hena
Józef Hen, pisarz, publicysta, dramaturg, scenarzysta i
reportażysta znalazł się wśród laureatów drugiej edycji Nagrody
Literackiej Miasta Stołecznego Warszawy. Uhonorowano go jako "warszawskiego
twórcę".
Wręczenie nagród odbyło się w Galerii Skwer na Skwerze Hoovera (Galeria
jest filią sławnej "Fabryki Trzciny"). Warszawiacy mogli oglądać
uroczystość na umieszczonych na zewnątrz ekranach plazmowych.
W kategorii "literatura piękna dla dorosłych" uhonorowano Annę
Piwkowską za tomik poezji "Farbiarka", a w dziedzinie literatury
dla dzieci i młodzieży - Macieja Wojtyszko za książkę "Bromby i
Fikandra Wieczór Autorski".
W kategorii "edycja o tematyce warszawskiej" nagrodzono książkę
"Gawędy Warszawskie" profesora Marka Kwiatkowskiego - byłego
dyrektora Łazienek Królewskich i znakomitego varsavianisty.
Nagroda Literacka Miasta Stołecznego Warszawy jest, w
zamierzeniu inicjatorów, kontynuacją tradycji wyróżnienia o tej
samej nazwie, przyznawanego w latach 1926-38. Pierwszym jego
laureatem był najstarszy syn Adama Mickiewicza - Władysław,
ostatnim - Leopold Staff (1938). Nagrodą tą wyróżniono również
twórców takich jak Wacław Berent (1929), Tadeusz Boy-Żeleński
(1933), Pola Gojawiczyńska (1935), Maria Kuncewiczowa (1937). W
okresie powojennym istniały w Warszawie nagrody o podobnym
charakterze, nie było jednak konsekwencji ani w nazwie, ani w
zasadach ich przyznawania. Spośrod nazwisk laureatów nagród
powojennych warto przypomnieć m.in. Mirona Białoszewskiego,
Kazimierza Brandysa, Ernesta Brylla, Juliusza Wiktora
Gomulickiego, Hannę Januszewską czy Jerzego Waldorffa.
Wręczająca nagrody prezydent Warszawy, Hanna Gronkiewicz-Waltz
zachecała do czytania i obiecała warszawiakom przywrócenie
tradycyjnego kiermaszu ksiażek w Alejach Ujazdowskich.
Uroczystość uświetniły występy miedzy innymi Ireny Santor,
Stanisława Soyki, Muńka Staszczyka i Tadeusza Sznuka oraz
reżyserującej wydarzenie Magdy Umer.
Coroczna nagroda przyznawana jest w czterech kategoriach:
warszawski twórca, literatura piękna dla dorosłych, literatura
piękna dla dzieci i młodzieży, edycja o tematyce warszawskiej.
Największy prestiż i najwyższą wartość finansową - 100 tys. zł -
ma kategoria "warszawski twórca". Pozostali laureaci otrzymują
po 20 tys. zł. Dyplomy i medale otrzymują także wydawcy
nagrodzonych książek .
PAP
Medal Gloria
Artis dla Tadeusza Mazowieckiego
Złotym Medalem "Zasłużony Kulturze - Gloria Artis" odznaczył w
Krakowie minister kultury i dziedzictwa narodowego Bogdan
Zdrojewski premiera pierwszego niekomunistycznego rządu -
Tadeusza Mazowieckiego.
- To nie jest nagroda ode mnie, to nie jest wyróżnienie dane
przez ministra. To jest podziękowanie świata kultury dla pana,
panie premierze. To jest ukłon tych wszystkich, którzy wiedzą,
że pana aktywność w każdym momencie i w każdym słowie służy
najwyższym wartościom - powiedział m.in. Zdrojewski.
- Dziękuję za tę nagrodę, ale przyjmuję ją z pokorą, jako nie
dość zasłużoną. Dlatego, że nie wiem, czy wystarczająco dużo dla
kultury mój rząd zrobił - powiedział Mazowiecki.
Były premier podzielił się z zebranymi kilkoma refleksjami na
temat kultury. Przywołał m.in. swoje rozterki poprzedzające
akcesję Polski do UE - czy jest to połączenie, czy też tylko
przyłączenie. Według Mazowieckiego, w sferze ekonomii i polityki
szybko "musiało się okazać, że to jest przyłączenie". Natomiast
w sferze ducha, kultury, problem "połączenia tego różnego
dziedzictwa" jest - zdaniem Mazowieckiego - wciąż otwarty dla
Europy.
Tadeusz Mazowiecki dodał też, że wciąż czeka i ma nadzieję, że w
Polsce lub w innym kraju powstanie jakieś wielkie dzieło sztuki
"o tym, co stało się w Polsce w 1989 r.".
Trzecia refleksja dotyczyła sytuacji w TVP. Mazowiecki wyraził
niedowierzanie i oburzenie tym, co się dzieje w publicznej
telewizji.
- To, co się dzieje z głównym polskim medium - polską telewizją
państwową, to jest groteska obrażająca polskie państwo. Ja nie
mogę uwierzyć, że nie ma sposobu na uzdrowienie tego; że nie
może być większości politycznej dla posunięć koniecznych do tego,
aby zrozumieć, że ten najsilniejszy środek oddziaływania
kulturalnego, jakim jest telewizja, nie może być ciągle
rozgrywany tylko w kategoriach "czy nasza, czy wasza", a nie w
kategoriach, że to ma być coś ani nasze, ani wasze, ale wspólne
- powiedział.
Mazowiecki dodał, że gdy tworzono Krajową Radę Radiofonii i
Telewizji, zakładano, że będzie to instytucja na wzór Trybunału
Konstytucyjnego, który - jak podkreślił premier - "wykazał swoją
pozapolityczność i nadrzędność".
Podsumowując, Mazowiecki ocenił, że wokół możliwości uzdrowienia
sytuacji w TVP wytworzył się w Polsce nastrój bezradności i
kapitulacji. - Otóż ja mówię: Nie. To można uzdrowić i to trzeba
uzdrowić - podkreślił.
Zaznaczył przy tym, że duchowa transformacja Polaków nie dokona
się, lub dokona się źle, jeżeli ten tak ważny środek
oddziaływania na społeczeństwo będzie znajdował się "w tym
stanie szanowania standardów życia publicznego, w jakim jest".
Medal "Zasłużony Kulturze - Gloria Artis" jest przyznawany przez
Ministra Kultury od 2005 r. wybitnym postaciom świata kultury.
Na awersie ma wizerunek orła w koronie. Na rewersie widnieje
twarz kobiety z wieńcem z liści laurowych i półkolisty napis
"Gloria Artis".
Złoty Medal "Gloria Artis" otrzymali wcześniej m.in. Władysław
Bartoszewski, Adam Hanuszkiewicz, Gustaw Holoubek, Ryszard
Kapuściński, Krzysztof Penderecki, Roman Polański, Franciszek
Starowieyski, Andrzej Wajda i Wisława Szymborska.
PAP
|
|
INDEX
|