Polonia Winnipegu
 Numer 96

       15 października 2009      Archiwa Home Kontakt

Wydawca


Bogdan Fiedur
Bogdan Fiedur
 

 

zapisz Się Na Naszą listę


Proszę kliknąć na ten link aby dotrzeć do formularza gdzie można zapisać się na listę dystrybucyjną i w przyszłości otrzymywać biuletyn bezpośrednio od nas.

Aby zapisać się szybko bez wypełniania formularza, proszę wysłać E-mail bez żadnego tekstu poprzez kliknięcie tego linku.

 

 

Przyłącz się

Jeśli masz jakieś informacje dotyczące polskich wydarzeń i chciałbyś albo chciałabyś podzielić się nimi z naszymi czytelnikami, to prześlij je do nas. Mile widziane są wywiady, felietony, zdjęcia i poezja. Proszę informować nas o wszystkich wydarzeniach polonijnych.

 

 

Promuj polonię

Każdy z nas może się przyczynić do promowania Polonii w Winnipegu w bardzo prosty sposób.  Mój apel jest aby dodać dwie linie do waszej stopki (signature) aby zacząć promować Polonijne wydarzenia w Winnipegu kiedykolwiek wysyłamy maila.

Tutaj są instrukcj
e jak dodać stopkę używając Outlook Express.

Kli
knij Tools-->Options --> Signatures

Zaznacz poprzez kliknięcie
Checkbox gdzie pisze

Add signature to all outgoing messages


W pole gdzie jest napisane Edit Signature proszę wpisać.

Polonijny link Winnipegu
http://www.polishwinnipeg.com

albo

Polish Link for Winnipeg
http://www.polishwinnipeg.com


Po tym kliknij Apply

I to wszystko. Od tej pory będziemy promować polskie wydarzanie w Winnipegu automatycznie kiedy wyślemy maila do kogoś. Wszystkie programy mailowe mają taką opcję tzw. signature i sposób jej dodania będzie bardzo podobny do tego co opisałem dla Outlook Express

Polonijny Biuletyn Informacyjny w Winnipegu


INDEX

 

WIADOMOŚCI PROSTO Z POLSKI

Środa, 2009-10-14

Akta "cudu w Sokółce" już bada Watykan

Akta dotyczące "cudu w Sokółce" zostały przekazane do Nuncjatury Apostolskiej w Warszawie. Chodzi o zdarzenie z października ubiegłego roku, do którego doszło w miejscowym kościele parafialnym.

Podczas jednej z Mszy świętych w kościele św. Antoniego w Sokółce jeden z księży upuścił hostię, która upadła na ziemię. Według kościelnej procedury, w takim, wypadku hostię należy rozpuścić w naczyniu liturgicznym z wodą. Następnego dnia odkryto, że woda w naczyniu zabarwiła się na czerwono, a zamiast hostii znaleziono w nim w nim kawałek mięśnia sercowego. Autentyczność odkrycia potwierdziło dwóch niezależnych ekspertów - profesorów Uniwersytetu Medycznego w Białymstoku.

Powołana do zbadania zjawisk eucharystycznych archidiecezjalna Komisja Kościelna zakończyła swoje prace. Przebadała świadków wydarzeń i otrzymała orzeczenia patomorfologów. Komisja Kościelna nie stwierdziła ingerencji osób postronnych.

Podobne zdarzenie miało miejsce trzy miesiące później w Argentynie. To pierwszy taki przypadek w białostockiej archidiecezji
IAR

Posypały się dymisje w CBA

Dymisje z funkcji zastępcy szefa Centralnego Biura Antykorupcyjnego odebrali Maciej Wąsik oraz Ernest Bejda. Dyrektor Zarządu Operacji Regionalnych CBA został przeniesiony do dyspozycji szefa. Jego obowiązki objął dotychczasowy zastępca Zarządu Operacji Regionalnych - podaje Wydział Komunikacji Społecznej CBA.

Na stanowisko zastępcy szefa CBA został powołany przez prezesa Rady Ministrów, na wniosek szefa CBA, pan Janusz Czerwiński - dotychczasowy dyrektor Delegatury CBA w Poznaniu.
PAP

Śnieg, woda i mróz - siedem osób poszkodowanych

Setki tysięcy gospodarstw domowych bez prądu, zagrożenie powodzią na niektórych terenach nadmorskich, wielogodzinne opóźnienia pociągów i bardzo trudna sytuacja na drogach - to efekt obfitych opadów śniegu w całym kraju. Jak poinformował rzecznik komendanta głównego Państwowej Straży Pożarnej Paweł Frątczak poszkodowanych jest siedem osób, w tym dziewczynka, przygnieciona konarem drzewa i strażacy.

W związku z załamaniem pogody, strażacy w całym kraju interweniowali już ponad 4,5 tys. razy, usuwając z dróg i ulic połamane konary drzew, wypompowując wodę z piwnic, umacniając wały powodziowe. Najgorsza sytuacja jest nadal w woj. lubelskim, mazowieckim, podkarpackim, warmińsko-mazurskim i pomorskim.

- W tej chwili mamy informacje już o siedmiu osobach poszkodowanych. Wśród nich jest dziewczynka i dwóch strażaków. Życiu żadnej z nich nie zagraża niebezpieczeństwo - poinformował Paweł Frątczak. Jak dodał, w całym kraju w interwencjach związanych z pogorszeniem pogody brało udział ok. 4 tys. jednostek straży pożarnej i w sumie ok. 16,5 tys. strażaków.

- Najwięcej akcji związanych jest z usuwaniem połamanych konarów drzew - już ponad 2,5 tys. ale strażacy pomagają też np. tym kierowcom, których auta utknęły w śniegu - zaznaczył Frątczak.

Żuławy - trwa ewakuacja mieszkańców, Elbląg zalany

Trwa ewakuacja kolejnych rodzin z Nowakowa na Wyspie Nowakowskiej w gminie Elbląg - z najbardziej zagrożonego powodzią terenu na Żuławach. W sumie swoje domy ma opuścić sto osób. Strażacy i władze gminy apelują do pozostałych mieszkańców, by opuszczali gospodarstwa.

Wciąż wieje bardzo silny wiatr z północy, powodując tak zwaną cofkę. Wiatr wpycha wodę z Zalewu Wiślanego do rzeki Elbląg, jeziora Drużno i dopływów. Do akcji skierowano stu strażaków z dwóch kompanii przeciwpowodziowych i żołnierzy z 16 Pomorskiej Dywizji Zmechanizowanej; używany jest ciężki sprzęt - koparki i spychacze.

Zalana była ulica Panieńska w Elblągu. Z informacji przekazanych przez dyżurnego miasta Elbląg Zenona Urbańskiego wynika, że na zalanym obszarze znajdował się camping.

Pomorskie - zamknięte drogi, sztorm na Bałtyku

Z powodu zalania w miejscowości Kąty Rybackie nieprzejezdna jest jedyna droga dojazdowa do Mierzei Wiślanej. Z powodu zalania do odwołania zamknięto także odcinek drogi z Gryfina do niemieckiego Mescherin. Ze względów bezpieczeństwa zamknięte zostało także wejście na molo w Sopocie - fale sztormowe zalewają jego pomost (zobacz zdjęcia).

Zachodniopomorskie - alarm powodziowy na Wyspie Puckiej

W Świnoujściu na morzu sztorm o sile dochodzącej do 8 stopni w skali Beauforta; prezydent Szczecina ogłosił alarm powodziowy dla Wyspy Puckiej, którą zamieszkuje ok. 300-400 osób. Wzmacniane mają być tam wały przeciwpowodziowe i zabezpieczana przed zalaniem przepompownia melioracyjna.

Tysiące osób bez prądu

Jak powiedziała rzeczniczka PGE Dystrybucja Warszawa-Teren Katarzyna Burda-Mazurek, na Mazowszu po południu wciąż nie ma prądu ok. 300 tys. odbiorców, m.in. w podwarszawskich: Józefowie, Karczewie, Wiązownie, Halinowie i Wesołej.

Warunki pogodowe były przyczyną wielu awarii także w północnej części Mazowsza. Według spółki Energa, najtrudniejsza sytuacja wystąpiła w okolicach Ciechanowa, Mławy, Płońska, Pułtuska i Płocka, gdzie prądu pozbawionych zostało blisko 20 tys. odbiorców.

Na Lubelszczyźnie bez prądu pozostawało po południu prawie 70 tys. odbiorców; na Podkarpaciu około 50 tys. W okolicach Mielca bez prądu jest obecnie około 17 tys. gospodarstw; w okolicach Sanoka ponad 10 tys. klientów, a w okolicach Rzeszowa - ok. 9 tys.

Awarie pozbawiły prądu także ok. 40 tys. odbiorców w województwie pomorskim; do największej liczby uszkodzeń linii energetycznych doszło w rejonie Starogardu Gd. i Tczewa. Bez prądu są także mieszkańcy dzielnic Gdańska Osowa i Morena. 40 tys. gospodarstw domowych pozbawionych jest prądu również w Małopolsce, a 30 tys. w Świętokrzyskiem.

Po południu zaczęła poprawiać się sytuacja w północno-wschodniej Polsce; liczba odbiorców pozbawionych prądu zmniejszyła się do 30 tys. Według energetyków, nowych awarii w tym rejonie już nie przybywa.

Zamknięta granica

Z powodu awarii sieci energetycznej na Ukrainie, odprawy na przejściu Medyka-Szeginie po stronie ukraińskiej odbywają się bardzo powoli. Czas odprawy wydłuża się ze względu na niedziałający system komputerowy; rano odprawy były wstrzymane całkowicie.

Drogi - najgorzej na Podhalu

Bardzo trudna sytuacja panuje na podhalańskich drogach - jest ślisko, a nawierzchnia pokryta jest warstwą śniegu lub błota pośniegowego. Ruch na "zakopiance" na terenach podgórskich jest spowolniony - korki tworzą się w okolicach Rabki, Rdzawki i Klikuszowej, w miejscach gdzie samochody bez zimowych opon mają trudności z jazdą pod górę.

W ciągu dnia pogorszyły się warunki na drogach województwa łódzkiego. Na wielu trasach jest ślisko; wiejący w regionie silny wiatr i opady śniegu powodują zamiecie śnieżne.

W woj. dolnośląskim najtrudniejsza sytuacja panuje w Karkonoszach. Z powodu opadów śniegu i śniegu z deszczem utrudniony był ruch na głównych trasach dojazdowych do przejść granicznych z Czechami, m.in. w Jakuszycach. Obecnie nie ma zablokowanych dróg, policjanci apelują jednak o zmianę opon letnich na zimowe. Szlaki turystyczne w Karkonoszach są mokre i śliskie, a w warstwach grzbietowych zalega ponad 10 cm świeżego śniegu. Widoczność jest ograniczona do 30 m. Śniegu przybywa także w Beskidach.

W Gdańsku i w Malborku dwie osoby zostały niegroźnie ranne po tym, jak spadły na nie konary drzew. Około 20 aut zostało zniszczonych na jednym z Gdańskich parkingów. W samym Gdańsku, w dwóch miejscach konary lub całe drzewa spadły na trakcję tramwajową uniemożliwiając komunikację. W Gdyni trzy drzewa przewróciły się na linię energetyczną pozbawiając prądu kilka dzielnic.

Silny wiatr uniemożliwił też lądowanie w Gdańsku lecącego z Warszawy samolotu linii EuroLOT. Po nieudanej próbie lądowania i ponad godzinnym kołowaniu nad gdańskim lotniskiem w Rębiechowie, maszyna zawróciła.

Również na warszawskim lotnisku Okęcie występują opóźnienia w przylotach o odlotach samolotów. Dodatkowo nastąpiła awaria urządzenia ILS i część samolotów musi lądować w Łodzi.

Instytut Meteorologii i Gospodarki Wodnej przypomina, że opady śniegu w październiku są zjawiskiem niezbyt częstym, ale nie niezwykłym, a pokrywa śnieżna nie utrzymuje się wtedy zbyt długo. Ostatnio największe październikowe opady zanotowano w 1997 roku, kiedy w na wielu stacjach IMGiW obserwowano opady śniegu przez pięć dni. Obecnie, poza regionami górskimi, najwięcej śniegu leży w Lublinie - 14 cm.
wp.pl

Wtorek, 2009-10-13

Znamy już nazwiska nowych ministrów

Jak poinformowało Centrum Informacyjne Rządu, Donald Tusk zdecydował też o obsadzie trzech stanowisk ministerialnych. Ministrem spraw wewnętrznych i administracji zostanie Jerzy Miller, funkcję ministra sprawiedliwości obejmie Krzysztof Kwiatkowski, zaś tekę ministra sportu i turystyki szef rządu powierzy Adamowi Gierszowi. Na stanowisku pozostanie też na razie rzecznik rządu Paweł Graś. - Prezydent Lech Kaczyński jest gotów w środę po południu lub wieczorem powołać nowych ministrów w rządzie Donalda Tuska - zapowiedział szef prezydenckiej kancelarii Władysław Stasiak.

Jak dodał Stasiak wnioski o powołanie Jerzego Millera na stanowisko ministra spraw wewnętrznych i administracji, Krzysztofa Kwiatkowskiego na stanowisko ministra sprawiedliwości oraz Adama Giersza na stanowisko ministra sportu i turystyki wpłynęły do kancelarii prezydenta we wtorek po godz. 16:00.

Stasiak podkreślił też, że we wtorek między godz. 14:00 a 15:00 do kancelarii premiera wpłynęły podpisane przez prezydenta postanowienia o odwołaniu ministra sportu - Mirosława Drzewieckiego, sprawiedliwości - Andrzeja Czumy oraz spraw wewnętrznych i administracji - Grzegorza Schetyny.

W ubiegłym tygodniu premier Donald Tusk dokonał rekonstrukcji rządu i zdymisjonował sześciu ministrów. Minister sprawiedliwości Andrzej Czuma oraz Mirosław Drzewiecki minister sportu podali się do dymisji w związku z aferą hazardową, z funkcji szefa klubu parlamentarnego zrezygnował Zbigniew Chlebowski - jego miejsce zajął dotychczasowy wicepremier i szef MSWiA Grzegorz Schetyna. Z kancelarii premiera odeszli także Paweł Graś, Sławomir Nowak oraz Rafał Grupiński.

Jerzy Miller ma 57 lat. Ukończył studia na Akademii Górniczo-Hutniczej w Krakowie, jest specjalistą automatyki cyfrowej. Pracował w Instytucie Obróbki Skrawaniem. Z administracją publiczną i polityką jest związany od początku lat 90., gdy był dyrektorem wydziału w Urzędzie Wojewódzkim w Krakowie, następnie szefem tego urzędu, a w latach 1993-98 wicewojewodą krakowskim. W latach 1998-200 był wiceministrem finansów, w latach 2001-2003 doradcą prezesa Narodowego Banku Polskiego, a następnie prezesem Agencji Restrukturyzacji i Modernizacji Rolnictwa. Później znów pracował w NBP. W 2004 roku został prezesem Narodowego Funduszu Zdrowia, gdzie pracował do 2006 roku. Po odwołaniu z funkcji szefa NFZ został wiceprezydentem Warszawy, zastępcą Hanny Gronkiewicz-Waltz. W listopadzie 2007 został wojewodą małopolskim.

Krzysztof Kwiatkowski ma 38 lat. Ukończył prawo na Uniwersytecie Łódzkim. Był członkiem zarządu krajowego Polskiego Komitetu Paraolimpijskiego. Jest kawalerem Międzynarodowego Zakonu Rycerskiego Świętego Jerzego. Z polityką jest związany od początku lat 90., działał w Akcji Wyborczej Solidarność i Porozumieniu Centrum. W 1993 roku został radnym, a następnie wiceprezydentem Zgierza. W latach 1997-2001 był osobistym sekretarzem premiera Jerzego Buzka. W 2004 roku wstąpił do Platformy Obywatelskiej. W 2006 kandydował na prezydenta Łodzi, w II turze przegrał z Jerzym Kropiwnickim. W tym samym roku uzyskał mandat radnego sejmiku łódzkiego, którego został wiceprzewodniczącym. W 2007 roku dostał się do Senatu z listy PO. W Senacie kierował Komisją Ustawodawczą. W lutym 2009 roku został wiceministrem sprawiedliwości w resorcie kierowanym przez Andrzeja Czumę.

Adam Giersz ma 62 lata. Ukończył Uniwersytet Gdański, jest doktorem nauk ekonomicznych. Przez wiele lat był trenerem tenisa stołowego. Był szefem polskiej reprezentacji w czasach, gdy grali w niej Andrzej Grubba i Leszek Kucharski. W latach 1994-2001 przewodniczył Polskiemu Związkowi Tenisa Stołowego, był też członkiem zarządu Europejskiej Unii Tenisa Stołowego. Z polityką związany jest od początku lat 90., gdy działał w Kongresie Liberalno-Demokratycznym. Z ramienia KL-D kandydował do parlamentu, jednak mandatu nie uzyskał. W 2001 roku został wiceministrem edukacji narodowej i sportu oraz prezesem Urzędu Kultury Fizycznej i Sportu. Wiceministrem edukacji i sportu przestał być w 2004 roku po dojściu do władzy SLD. W rządzie Donalda Tuska był najpierw szefem Gabinetu Politycznego ministra sportu, a następnie wiceministrem sportu.

Centrum Informacyjne Rządu poinformowało też, że decyzja o odwołaniu Pawła Grasia z funkcji rzecznika prasowego rządu została wstrzymana "do czasu ostatecznego podziału zadań w klubie parlamentarnym Platformy Obywatelskiej".
PAP

Milewski i Cegielski laureatami nagrody im. Beaty Pawlak

Jacek Milewski za książkę "Dym się rozwiewa" i Max Cegielski za "Oko świata. Od Konstantynopola do Stambułu" zostali tegorocznymi laureatami nagrody im. Beaty Pawlak, przyznawanej polskim autorom za publikacje na temat innych kultur, religii i cywilizacji - podaje Fundacja Batorego.

Nagroda jest przyznawana każdego roku w rocznicę śmierci Beaty Pawlak, dziennikarki i pisarki, która w 2002 r. zginęła w zamachu terrorystycznym na Bali. Ustanowiony jej testamentem fundusz nagrody powierzony został Fundacji im. Stefana Batorego. W tym roku kapituła konkursu zdecydowała się przyznać dwie równorzędne nagrody za "wieloletnie zaangażowanie i trud w przybliżaniu innych cywilizacji".

Jacek Milewski przez 16 lat pracował jako nauczyciel i dyrektor jedynej w Polsce szkoły dla dzieci romskich w Suwałkach. Swoje obserwacje na temat polskich Cyganów spisał w książce "Dym się rozwiewa" (Zysk i S-ka), która - jak napisało jury w uzasadnieniu werdyktu - przedstawia "nieznany świat, który jest tuż, obok, na wyciągniecie ręki". Milewski opisał ludzi, którzy ten swój świat chronią i ukrywają przed okiem postronnych w sposób daleki zarówno od stereotypów jak i poprawności politycznej. Z jednej strony poznajemy Romów jako uczestników tej samej, "naszej" codzienności - przed telewizorem, ekranem komputera, w szkole i szpitalu. Z drugiej strony Milewski wprowadza czytelnika w świat, gdzie normalne jest wydawanie za mąż trzynastoletnich dziewczynek, a najważniejszym wyznacznikiem społecznych norm jest "romanipen", swoisty cygański kodeks zachowań.

Max Cegielski, dziennikarz, pisarz, prezenter radiowy i telewizyjny swoją pierwszą książkę pt. "Masala" napisał po podróży do Indii. Krajom indyjskiego kręgu kulturowego poświęcił też następną książkę - "Pijani Bogiem". Jego najnowsza książka pt. "Oko świata" to bardzo osobisty przewodnik po Stambule, mieście, gdzie od tysięcy lat Europa spotyka się z Azją.

Nagroda im. Beaty Pawlak przyznawana jest od 2002 roku. Wśród jej laureatów są m.in. Beata Pawlikowska, nagrodzona za książkę "Blondynka na Kubie. Na tropach prawdy i Ernesta Che Guevary", Paweł Smoleński za "Izrael już nie frunie", Andrzej Stasiuk za "Jadąc do Babadag", Mariusz Szczygieł za "Gottland".
PAP

"Przerażający film o praniu mózgów" - nie w Warszawie

Zaplanowany na wtorek na 25. Warszawskim Międzynarodowym Festiwalu Filmowym pokaz dokumentu "Witajcie w życiu!" w reżyserii Henryka Dederki, w którym ujawniono tajemnice korporacji Amway, został odwołany - poinformował dyrektor festiwalu, Stefan Laudyn.

- Pokaz odwołano w następstwie decyzji podjętej przez TVP - wyjaśnił Laudyn. Telewizja Polska jest właścicielem praw majątkowych do tego filmu.

- TVP była zmuszona odmówić zgody na wyświetlenie filmu na Warszawskim Festiwalu Filmowym ze względu na niezakończone procesy sądowe. Udzielenie takiej zgody mogłoby narazić spółkę na poważne konsekwencje prawne - poinformowało biuro prasowe TVP.

Jak ocenił Laudyn w specjalnym komunikacie wydanym we wtorek w południe, "Witajcie w życiu" to "przerażający film o praniu mózgów w korporacji zajmującej się sprzedażą bezpośrednią", "mówiący o istotnym problemie, który dotyczy lub może dotyczyć bardzo wielu polskich obywateli". To film, "który wszyscy powinniśmy zobaczyć" - uważa dyrektor WMFF.

Zaplanowana na wtorkowe popołudnie projekcja miała być pierwszym od 12 lat oficjalnym pokazem dokumentu "Witajcie w życiu!" dla szerszej publiczności. Wcześniej jego rozpowszechnianie było sądownie zakazane.

Laudyn wyjaśnił, że w sierpniu - dwa miesiące przed tegoroczną edycją WMFF - producent dokumentu Jacek Gwizdała, "informując o nowych okolicznościach prawnych w prowadzonym od 1997 r. sporze wokół filmu", postanowił zgłosić ten film na pokazy na festiwalu w Warszawie.

- Po pojawieniu się w mediach informacji o naszym zamiarze wyświetlenia "Witajcie w życiu", osoby, które wcześniej wytoczyły liczne procesy twórcom filmu i producentowi, rozesłały listy, w których informują, że wyświetlenie filmu będzie łamaniem prawa - poinformował Laudyn. Adresatami listów, jak wyjaśnił, byli m.in.: minister kultury i dziedzictwa narodowego, prezydent Warszawy, Polski Instytut Sztuki Filmowej, Przedstawicielstwo Komisji Europejskiej w Polsce, TVP SA i sponsorzy WFF.

- Przed chwilą Jacek Gwizdała z firmy Contra Studio poinformował mnie, że Telewizja Polska S.A. nie wyraża zgody na udzielenie licencji dotyczącej filmu "Witajcie w życiu". Oznacza to, że nie możemy pokazać filmu na WFF" - wyjaśnił we wtorek w południe dyrektor festiwalu.

- Ludzie, którzy w tym filmie wystąpili, chwytają się od 12 lat wszelkich sposobów, żeby nie dopuścić do pokazania "Witajcie w życiu" - podkreślił Laudyn.

Oświadczył, że choć odwołuje pokaz z przykrością, jednocześnie uważa, że "zaistniała sytuacja ma aspekt pozytywny - zwróciła uwagę na problem wolności słowa i swobody wypowiedzi artystycznej".

Tymczasem Gwizdała, powiedział, że z prawnego punktu widzenia od września tego roku można już prezentować ten dokument publicznie. Na pytanie dziennikarzy, "czy TVP mówi prawdę, twierdząc, że ma związane ręce przez wymiar sprawiedliwości", Gwizdała odparł: "Nie mówi prawdy". Producent tłumaczył, że sprawa sądowa, która dotyczyła prawa do emisji filmu "Witajcie w życiu!", toczyła się od listopada 1997 r. do września 2009 r. z powództwa dystrybutorów Amwaya przedstawionych w filmie. Pozwanymi w procesie były TVP, która 12 lat temu zleciła wyprodukowanie tego filmu, oraz firma Contra Studio, producent dokumentu.

Zwrócił jednocześnie uwagę, że w międzyczasie, "w 2005 r. Sąd Apelacyjny w Warszawie wydał wyrok - dla pozwanych Contra Studio i TVP - zakazujący emisji filmu. Wówczas firma Contra Studio od tego wyroku się odwołała, składając kasację do Sądu Najwyższego, i po czterech latach od kasacji uzyskała umorzenie sprawy. Natomiast TVP w 2005 r. nie złożyła wniosku o kasację, skazując się tym samym na dożywotni zakaz emisji". - Nie wiem, dlaczego tak się stało, że telewizja nie wystąpiła wtedy o kasację. Wiem, że firma Amway od dłuższego czasu czyni starania, aby ten film wykupić z telewizji publicznej - powiedział Gwizdała.

Obecna sytuacja, po umorzeniu sprawy sądowej, jest taka, że - jak tłumaczył producent - "telewizja może udzielić licencji na pokazanie filmu i może odstąpić od umowy". - Jeśli TVP odstąpi od umowy, którą zawarła ze mną na produkcję tego filmu w 1997 r., będzie możliwe pokazywanie filmu na różnych nośnikach - w kinie, w telewizji, na DVD - powiedział Gwizdała. Poinformował, że 11 września zwrócił się do TVP z prośbą o spotkanie w tej sprawie. - Chciałem, żeby telewizja odstąpiła od umowy i żeby prawa majątkowe do filmu wróciły do firmy Contra Studio - wyjaśnił Gwizdała.

"Witajcie w życiu!" znalazło się w katalogu Warszawskiego Festiwalu Filmowego już w 1997 r. Nie można było jednak wtedy pokazać tego filmu publicznie, gdyż zakazywała tego decyzja sądu. Film zdradza kilka tajemnic korporacji Amway. Aby zapobiec ujawnieniu ich, korporacja wytoczyła realizatorom filmu kilka procesów pod różnymi zarzutami. Oskarżeni - reżyser i producent, zostali uniewinnieni od zarzutu rozpowszechniania nieprawdziwych informacji. Sprawa stała się głośna. Kilkudziesięciu wybitnych dziennikarzy, w tym Ryszard Kapuściński, Jerzy Turowicz, Stefan Bratkowski i Adam Michnik, podpisało list otwarty domagając się w nim ustanowienia prawa uniemożliwiającego stosowanie procedur, które de facto są cenzurą prewencyjną, ograniczającą prawo twórców do wypowiedzi i prawo obywateli do informacji.
PAP

Poniedziałek, 2009-10-12

Polski film z szansą na Oscara

Polski film "Królik po berlińsku" w reżyserii Bartka Konopki ma szansę na Oscara w kategorii najlepszy krótkometrażowy film dokumentalny - poinformowała Aleksandra Biernacka z TVP.

"Królik po berlińsku" został zrealizowany przy współudziale Telewizji Polskiej. Jak wyjaśniła Biernacka, która zajmuje się w TVP sprawami związanymi z festiwalami filmowymi, film Bartka Konopki znalazł się na utworzonej przez Amerykańską Akademię Filmową krótkiej liście filmów dokumentalnych mających szansę na nominację do Oscara 2010.

Nominacje do Oscarów zostaną ogłoszone 2 lutego przyszłego roku. Dwa miesiące wcześniej, 4 grudnia, odbędzie się ogólnopolska premiera kinowa "Królika...".

"Królik po berlińsku" opowiada o tysiącach dzikich królików, które zamieszkiwały strefę śmierci Muru Berlińskiego. "Pas ziemi między dwoma murami był jakby stworzony dla tych zwierząt - pełno nietkniętej trawy, drapieżniki zostały za murem, strażnicy pilnowali, żeby żaden człowiek nie zakłócał spokoju królików. Przez lata króliki żyły tam zamknięte, ale bezpieczne. Gdy mur runął, króliki musiały poszukać dla siebie nowego miejsca. Film jest alegorią przybliżającą dzieje Europy Wschodniej z króliczej perspektywy" - informuje TVP.
IAR

Traktat podpisany, ale Polska nadal negocjuje

Rząd Tuska chce przekonać przywódców Wspólnoty do okrojenia kompetencji nowych instytucji europejskich powołanych do życia traktatem lizbońskim - dowiedział się "Dziennik Gazeta Prawna".

Traktat wprowadzi poważne zmiany instytucjonalne: powoła stałego przewodniczącego Rady Europejskiej - określanego potocznie prezydentem Europy, a także wysokiego przedstawiciela ds. polityki zagranicznej.

Jak dowiedziała się gazeta, polski rząd przygotował w tej sprawie oficjalne stanowisko, które roześle w tym tygodniu do stolic państw UE. Zamiast prezydenta Europy Polska widzi raczej w Brukseli kogoś na kształt szefa sekretariatu unijnych urzędów, odpowiedzialnego za bieżącą administrację i przygotowywanie szczytów Unii, a nie za podejmowanie strategicznych decyzji. - Przewodniczący Rady UE nie będzie wydawać poleceń polskiemu ministrowi finansów czy spraw wewnętrznych - mówi gazecie minister ds. europejskich Mikołaj Dowgielewicz.

Polskie stanowisko podzielają Holendrzy, Belgowie i Luksemburczycy - czytamy w publikacji "Dziennika Gazety Prawnej".
PAP

Niedziela, 2009-10-11

"Jan Paweł II - Papież wolności" - dziś Dzień Papieski

Niedzielne obchody Dnia Papieskiego rozpoczną się mszą świętą w bazylice Św. Krzyża w Warszawie. Odprawi ją arcybiskup Tadeusz Gocłowski. Tegoroczne hasło Dni Papieskich "Jan Paweł II - Papież Wolności" ma według arcybiskupa wymiar podwójny - dotyczy zarówno wolności politycznej jak i osobistej. Oba wymiary poruszał Jan Paweł II w swojej nauce - podkreśla arcybiskup

Od dziewięciu lat obchodom Dnia Papieskiego towarzyszy zbiórka pieniędzy. Również w tym roku wolontariusze w całej Polsce zbierać będą datki na stypendia dla uzdolnionej młodzieży z małych miejscowości. Fundacja "Dzieło Nowego Tysiąclecia" dzięki hojności Polaków objęła programem stypendialnym ponad 2000 młodych uzdolnionych ludzi z 42 diecezji. Jak podkreśla jedna ze stypendystek Sylwia Gawrysiak, studentka dziennikarstwa i etnologii na UW, bez pomocy stypendium start w dużym mieście często jest po prostu niemożliwy.

W niedzielę wieczorem o godzinie 18.00 rozpocznie się msza w Kościele Akademickim św. Anny w Warszawie. Po mszy na placu przed kościołem odbędzie się koncert "Papież poeta - na spotkanie wolności". Ks. Dariusz Kowalczyk zaznacza, że wydarzenie będzie miało wymiar szczególny - bo połączy element zabawy z przesłaniem Jana Pawła II. W koncercie wezmą udział m. in Kasia Kowalska, Ewelina Flinta, Arka Noego i Ryszard Rynkowski.

Głównym organizatorem Dnia Papieskiego jest Fundacja "Dzieło Nowego Tysiąclecia". Dzień Papieski jest uroczyście obchodzony również w polskich parafiach za granicą.
IAR

"Przetarg na stocznie przebiegał zgodnie z procedurami" 

Prezes Agencji Rozwoju Przemysłu Wojciech Dąbrowski oświadczył, że opublikowane przez "Wprost" wypowiedzi urzędników ARP są wyrwane z kontekstu i zapewnia, że przetarg przy sprzedaży polskich stoczni przebiegał zgodnie z prawem.

Tygodnik "Wprost" opublikował na swoich stronach internetowych podsłuchane przez CBA fragmenty rozmów pracowników Agencji Rozwoju Przemysłu na temat sprzedaży stoczni w Gdyni i Szczecinie.

Według "Wprost", który powołuje się na raport CBA, urzędnicy Agencji Rozwoju Przemysłu., podległej ministerstwu Aleksandra Grada "czynili wszystko co w ich mocy, aby zapewnić zwycięstwo w przetargach na majątek stoczni gdyńskiej i szczecińskiej wybranemu przez siebie katarskiemu inwestorowi Stiching Particulier Fonds Greenrights.

Wojciech Dąbrowski zapewniał, że wszystkie działania agencji miały na celu znalezienie inwestora, który gwarantowałby utrzymanie produkcji w stoczniach w Gdyni i Szczecinie. Prezes ARP zaznaczył też, że przetarg przebiegał zgodnie z wszelkimi procedurami prawnymi.

Według "Wprost", minister Aleksander Grad chciał przerwania przetargu na majątek zakładów, kiedy inwestor postanowił wycofać się z transakcji. Prezes ARP powiedział, że minister skarbu nie rozmawiał z nim o przerwaniu przetargu, ale pytał go, czy istnieje prawna możliwość takiego posunięcia. Dąbrowski oświadczył natomiast, że ustawa kompensacyjna nie określała terminu wpłaty wadium. Zdementował w ten sposób doniesienie "Wprost", który napisał, że inwestorzy zainteresowani przystąpieniem do przetargu, mieli do 30 kwietnia złożyć oświadczenie rejestracyjne i wpłacić wadium.
IAR

Sobota, 2009-10-10

 "Katolickie noble" rozdane

W przeddzień Dnia Papieskiego na Zamku Królewskim w Warszawie wręczono nagrody Totus, określane mianem katolickiego Nobla. Nagrody przyznaje kapituła fundacji Dzieło Nowego Tysiąclecia.

W kategorii "Osiągnięcia w dziedzinie kultury chrześcijańskiej" nagrodę odebrał aktor i reżyser Krzysztof Kolberger. Wyróżniono go za służbę pięknu, utrzymaną w duchu papieskiego "Listu do artystów". Szczególnie zaś został wyróżniony za umiejętność wydobywania sensu ze strof pisanych osobistym cierpieniem.

Kolberger oprócz bogatej kariery aktorskiej i reżyserskiej był też narratorem w "Tryptyku rzymskim", dubbingował także postać Ojca Świętego w polskiej wersji filmu "Jan Paweł II". Za najważniejsze zadanie aktorskie w karierze uważa odczytanie testamentu Papieża, po jego śmierci w kwietniu 2005 roku.

W kategorii "Promocja człowieka, praca charytatywna i edukacyjno-wychowawcza wyróżniono Stowarzyszenie Pomocy Wzajemnej "Być razem" za owocne tworzenie więzi wśród osób wykluczonych społecznie i budowanie społeczeństwa obywatelskiego. Stowarzyszenie uruchomiło placówki dla bezdomnych, uzależnionych, ofiar przemocy, dzieciom i młodzieży ze środowisk zaniedbanych i samotnych matek.

W kategorii "Propagowanie nauczania Ojca Świętego Jana Pawła II" nagrodę odebrał amerykański pisarz, teolog i filozof George Weigel. Wyróżniono go za odważne podążanie drogami wskazywanymi przez Jana Pawła II oraz za konsekwentne i skuteczne propagowanie jego nauczania. Weigel jest autorem 20 książek o tematyce religijnej, w tym obszernej biografii o papieżu-Polaku "Świadek nadziei"

TOTUSA medialnego odebrał zespół twórców filmu "Popiełuszko. Wolność jest w nas". Uhonorowano ich za stworzenie wybitnego filmu, który jest wyrazem dążenia do obrony chrześcijańskiej tożsamości oraz za długoletnią determinację, która doprowadziła do powstania tego dzieła. "Producenci filmu stworzyli lekcję niepodległości wewnętrznej i zewnętrznej dla narodu polskiego." - czytamy w uzasadnieniu.

Decyzją Rady Fundacji "Dzieło Nowego Tysiąclecia" specjalną Nagrodę TOTUS otrzymał kompozytor Wojciech Kilar w uznaniu wytrwałego otwierania dróg piękna, wiodących ku wierze, nadziei i miłości, dokonywanego przez wiele lat i w wielu wymiarach życia.

Nagrody TOTUS powstały z inicjatywy nieżyjącego już, biskupa Jana Chrapka, a ich celem jest promowanie w Polsce nauczania Jana Pawła II. W poprzednich latach otrzymali je między innymi: Polskie Radio, Władysław Bartoszewski, ksiądz Jan Twardowski, Katolicka Agencja Informacyjna oraz Fundacja Świętego Mikołaja.
IAR

Na ten podpis długo czekała Europa 

Prezydent Lech Kaczyński podpisał w Pałacu Prezydenckim Traktat Lizboński. Traktat ten to umowa międzynarodowa zakładająca reformy w rozszerzonej Unii Europejskiej. Prezydencki podpis kończy procedurę ratyfikacji traktatu w Polsce.

Bardzo istotny dzień dla Polski

- Dopiero zmiana decyzji narodu irlandzkiego spowodowała, że Traktat z Lizbony odżył i nie ma żadnych przeszkód, aby ten traktat ratyfikować.

- Dzisiaj nadszedł dzień, z punktu widzenia naszej historii i historii Wspólnoty, bardzo istotny - ocenił Kaczyński.

- W 2007 r. Polacy również zgodzili się na ten traktat - powiedział polski prezydent. Dodał, że Polska dostała to, o co zabiegała przy okazji tego traktatu. Wymienił: przedłużone głosowanie według reguł nicejskich, mechanizm z Joaniny, solidarność energetyczną i zasadę, że "sprawy związane z tzw. kompetencjami dzielonymi między Unią a państwami narodowymi zawsze po części muszą pozostać w kompetencji państw narodowych".

Wskazał, że sukcesy te udało się odnieść dzięki "stanowczości ówczesnego rządu, jego szefa, ówczesnej minister spraw zagranicznych Anny Fotygi, stanowczości ówczesnych negocjatorów".

Prezydent powiedział, że Unia Europejska jest wspaniałym eksperymentem w historii ludzkości, a traktat jest zmianą jakościową. Zaznaczył, że Unia nie może być zamknięta dla tych krajów, które chcą do niej przystąpić.

Prezydent podkreślił, że Polska jest i będzie państwem suwerennym i to Polacy a nie Irlandczycy powinni decydować o akcie ratyfikacji, ale - jak zaznaczył - w UE obowiązuje "zasada jednomyślności". - Więc jeśli ta zasada obowiązuje, to nie ma znaczenia czy odmowa nastąpiła ze strony Niemiec czy Malty, Francji czy Estonii; jeśli ktoś odmówił zgody, znaczy, że traktat zakończył swój byt i dopiero zmiana decyzji narodu irlandzkiego spowodowała, że traktat odżył - dodał Lech Kaczyński.

PE będzie miał więcej do powiedzenia

Po podpisaniu traktatu, głos zabrali goście. - Parlament Europejski będzie miał znacznie więcej do powiedzenia. Ten traktat daje nam nową siłę. Świadczy on o demokratycznej potędze Unii Europejskiej. Jestem przekonany, że ten traktat wejdzie w życie jeszcze w tym roku – ocenił szef europarlamentu Jarzy Buzek tuż po podpisaniu dokumentu.

- Jestem przekonany, że w niedługim czasie 27 państw UE ratyfikuje traktat i że wejdzie on w życie w tym roku. To jest ważny traktat - ważny dla Polski, ważny dla Europy - uważa przewodniczący PE.

Buzek zwrócił uwagę, że Unia Europejska musi pozostać wrażliwa i otwarta na potrzeby zwykłych obywateli.

Szef PE podkreślił, że politycy unijni powinni uważnie słuchać opinii przeciwników integracji europejskiej.

Polska bardziej bezpieczna

- Zdawaliśmy sobie sprawę, że proces ratyfikacji będzie tak skomplikowany. Traktat ten to kolejny etap w zwiększaniu poczucia bezpieczeństwa i solidarności tych najciężej doświadczonych w historii narodów, do których należy również Polska.– mówił z kolei premier Donald Tusk.

- Dzisiejszy podpis - taką mamy wszyscy nadzieję - jest końcem pewnego etapu, etapu bycia nowicjuszem we wspólnocie europejskiej. Krok po kroku budujemy pozycję należną tak dużemu i tak dumnemu narodowi jak naród polski - podkreślił szef rządu.

- Kiedy ponad 500 dni temu podpisywaliśmy Traktat w Lizbonie, mieliśmy jako polski rząd w obecności prezydenta Rzeczpospolitej przekonanie, że decydujemy się na pewien historyczny czyn - nie w imię politycznych kalkulacji, ale w imię autentycznych, najgłębszych interesów polskiego narodu - powiedział Tusk.

- Bez kompleksów, bez lęku decydujemy się na dalszą integrację Unii Europejskiej, bo czujemy się dobrze, pewnie w tej wspólnocie - podkreślił premier.

- Intuicja, wiedza i doświadczenie historyczne podpowiadało Polakom, że prawdziwe bezpieczeństwo, prawdziwa suwerenność - zdolna także do obrony w chwilach zagrożenia będzie lepiej zapewnione we wspólnocie - ocenił premier.

Wielki gest Lecha Kaczyńskiego

- Podpis prezydenta Kaczyńskiego jest bardzo ważnym krokiem we właściwym kierunku - ocenił z kolei premier Szwecji Fredrik Reinfeldt Podziękował on prezydentowi i Polsce.

- Europa wygląda tego podpisu, nie potrzebujemy dalszych opóźnień - powiedział premier Szwecji.

- Unia Europejska byłą siłą napędową tego rozwoju, cały czas podkreślając to, co nas łączyło, a nie to, co nas dzieliło. Polska była w samym sercu tych wydarzeń - powiedział premier Szwecji.

- Dzisiaj jest czas, żeby skonsolidować tę lepszą, większą silniejszą Europę i uczynimy to dzięki Traktatowi z Lizbony. Dzisiaj prezydent Kaczyński podjął ważną decyzję, aby podpisać traktat w imieniu Polski. Jestem bardzo wdzięczny za ten gest - podkreślił.

Możemy iść dalej

Szef Komisji Europejskiej Jose Manuel Barroso powiedział, że ratyfikując Traktat z Lizbony prezydent Lech Kaczyński przypieczętował bardzo ważny rozdział w historii Polski i Unii Europejskiej.

- Bez polskiej walki o wolność nie mielibyśmy zjednoczonej Europy, którą mamy dzisiaj - powiedział Barroso. W ocenie Barroso, Traktat Lizboński daje instrumenty potrzebne do skutecznego, demokratycznego i przejrzystego reagowania na problemy Europy. - Pod wieloma względami traktat to zamknięcie pierwszego etapu rozszerzenia, podczas którego uczyliśmy się nowego sposobu działania i nawiązywania nowych kontaktów - dodał szef KE.

Barroso zwrócił też uwagę, że polski prezydent ratyfikował Traktat z Lizbony w tej samej sali, w której odbywały się historyczne rozmowy Okrągłego Stołu. - Należy oddać hołd Polsce, bez polskiej walki o wolność nie mielibyśmy zjednoczonej Europy, którą mamy dzisiaj - zaznaczył szef KE.

Jak mówił, przy silnych fundamentach, które Europa ma dzięki Traktatowi z Lizbony "możemy iść dalej".

Pamiętajmy też o przeciwnikach traktatu

Prezydent Kaczyński w przemówieniu zamykającym sobotnią uroczystość ratyfikacji Traktatu z Lizbony powiedział, że dzisiejszy dzień jest dniem polskiej pewności siebie. Zaznaczył, że choć większość Polaków popiera i Unię Europejską i Traktat Lizboński, to nie wolno zapominać o tych, którzy mają wątpliwości.

- Oni są też naszymi współobywatelami. Może w Polsce jest ich mniej niż gdzie indziej, ale trzeba ich przekonywać. Mam nadzieję, że to nie przede wszystkim my w Polsce, ale Europa ich przekona, Unia Europejska ich przekona, że dalsze rozwiązania, które pociąga za sobą Traktat Lizboński, to nie są rozwiązania komukolwiek odbierające podmiotowość - powiedział L.Kaczyński.

Wśród zaproszonych gości w prezydenckim pałacu pojawili się: przewodniczący Komisji Europejskiej Jose Manuel Barroso, szef Parlamentu Europejskiego Jerzy Buzek, premier Szwecji Fredrik Reinfeldt, szef polskiego rządu Donald Tusk.

Traktat z Lizbony ma usprawnić funkcjonowanie rozszerzonej UE dzięki uproszczonemu procesowi podejmowania decyzji i odejściu od prawa weta w około 40 dziedzinach. Traktat zakłada utworzenie stanowiska stałego przewodniczącego Rady Europejskiej oraz unijnej służby dyplomatycznej.

Nowy traktat miał wejść w życie na początku 2009 roku, kończąc trwające od 2002 roku dyskusje nad reformą instytucjonalną rozszerzonej UE. Poprzedni projekt traktatu konstytucyjnego UE przepadł w 2005 roku w referendach we Francji i Holandii.

W ubiegły piątek w referendum 67,1% Irlandczyków opowiedziało się za Traktatem z Lizbony. W ubiegłorocznym referendum przeciwko traktatowi było ponad 53%, a za - prawie 47%. Irlandczyków. Obecnie jedynym państwem Unii Europejskiej, które nie podpisało traktatu pozostaną Czechy. W Czechach w sprawie traktatu musi wypowiedzieć się trybunał, który sprawdza zgodność dokumentu z konstytucją. Czeski premier Jan Fisher oczekuje, że orzeczenie będzie pozytywne. A wtedy - jak mówił Fischer - prezydent Vaclav Klaus powinien podpisać traktat.

Tymczasem czeski prezydent chce uzupełnienia treści traktatu uwagami, odnoszącymi się do Karty Praw Podstawowych. - Rozmawiałem dziś przez telefon z prezydentem Klausem. By móc podpisać Traktat, Klaus poprosił o dodanie do niego dwóch zdań, odnoszących się do Karty Praw Podstawowych - powiedział premier sprawującej rotacyjne przewodnictwo UE Szwecji Fredrik Reinfeldt.
wp.pl

Piątek, 2009-10-09

Sensacyjne znalezisko w Częstochowie

Jeszcze jedno sensacyjne znalezisko na Starym Rynku w Częstochowie. Na koniec tegorocznego sezonu archeolodzy odkryli fragmenty kamiennej budowli, w środku wyłożonej drewnem.

- Przedłużyliśmy badania terenowe do końca tygodnia - mówi archeolog Iwona Młodkowska-Przepiórowska, kierująca pracami na Starym Rynku. - To bardzo ciekawe odkrycie. Wstępnie można ocenić, że budowla pochodzić może z XV wieku.

Budowla na planie przypomina podstawę wieży. Ale jeśli była to wieża, to dlaczego jest wyłożona drewnem? I dlaczego w tym miejscu rynku stała wieża.

Kilka tygodni temu, nieco dalej archeolodzy odkryli studnię. Jeszcze wcześniej wagę miejską. Nie ma wątpliwości, że to miejsce kiedyś tętniło życiem. I tylko z szansami na odkrycie śladów ratusza trzeba będzie się chyba pożegnać.

- Wszystko wskazuje, że ratusz mógł stać tam, gdzie teraz są kamienice - mówi Iwona Młodkowska-Przepiórowska. - Nie dostaniemy się tam.

Zebrany już materiał jest bardzo obszerny. Teraz będzie opracowywany każdy detal. Archeolodzy znaleźli między innymi setki kawałków ozdobnych kafli piecowych. To ewidentny ślad, że były tu domy mieszkalne.

Do prac zostaną zaangażowani historycy. Oni będą szukać odpowiedzi na pytanie czym była ostatnio odkryta budowla. Czy jest jakiś ślad, wzmianka o niej w dokumentach historycznych. A może trzeba będzie szukać analogii w innych miastach i na ich podstawie wyciągać wnioski.

Polecamy w wydaniu internetowym www.polskatimes/Częstochowa: Denary jurajskie już trafiły do obiegu
Polska Dziennik Zachodni

Posłowie PO zdecydowali, kto będzie nimi kierował

Klub PO wybrał Grzegorza Schetynę na swojego przewodniczącego. Schetynę poparło 186 członków klubu PO, przeciwnych było 16. - Wielkie oczekiwanie, wielka praca, wielkie wyzwanie - powiedział nowy szef klubu tuż po wyborze.

Poprzedni szef klubu Zbigniew Chlebowski pożegnał się ze swoją funkcją w związku z nieprawidłowościami w pracach nad tzw. ustawą hazardową; miał lobbować na rzecz biznesmenów z branży hazardowej.

W środę premier Donald Tusk poinformował, że z rządu odchodzi trzech ministrów, m.in. właśnie Schetyna - dotychczas wicepremier i szef MSWiA. Jego nazwisko pojawia się w materiałach CBA dotyczących sprawy hazardowej. Schetyna zapewnił, że nie ma żadnego związku z aferą.

Tusk deklaruje, że darzy Schetynę pełnym zaufaniem. Decyzję o rekomendowaniu go na szefa klubu PO uzasadniał, m.in. "bojem" prawdę w sprawie afery hazardowej oraz o wiarygodność Platformy, jaki partia będzie musiała stoczyć teraz w Sejmie.

Wcześniej w piątek do dymisji podało się całe prezydium klubu PO. Schetyna dobierze sobie nowych zastępców.
PAP

"Warszawski bohater wspierał palestyński opór"

"Warszawski bohater wspierał palestyński opór" - piszą palestyńskie media o Marku Edelmanie. Prasa przypomniała list poparcia, jaki zmarły w zeszłym tygodniu ostatni przywódca powstania w getcie warszawskim, wysłał siedem lat temu liderom wszystkich palestyńskich oragnizacji. Wywołało to wówczas oburzenie w Izraelu. Marek Edelman nie był syjonistą i wielokrotnie krytykował politykę Tel Awiwu.

W 2002 roku w Izraelu sądzony był lider Fatahu Marwan Bargouthi. Agencja MaanNews przypomniała, że Marek Edelman w liście do bojowników palestyńskich stwierdził, iż Żydzi w getcie także byli osamotnieni w walce, ale nawet potężna armia nie zdołała złamać słabo uzbrojonych chłopców i dziewcząt. Walczyli oni później w podziemiu i Powstaniu Warszawskim.

Edelman potępił palestyńskie ataki na izraelskich cywilów i zachęcał do przystąpienia do negocjacji. Napisał, że Palestyńczycy są wystarczająco mądrzy, aby zrozumieć, że bez pokoju nie ma przyszłości dla Palestyny.

List wywołał oburzenie ówczesnego izraelskiego rządu i prasy. Izraelczycy krytykowali to, że Edelman solidaryzował się z Palestyńczykami i nazwał ich partyzantami a nie terrorystami. Historyk holokaustu profesor Israel Gutman powiedział wówczas dziennikowi Haaretz, że Edelmen od lat był wrogo nastawiony do Izraela i syjonizmu. Podczas powstania "wyróżniał się się swoimi prowokacjami - otwierał kuchnię nawet w Yom Kippur" - mówił profesor Gutman.
IAR
 

Czwartek, 2009-10-08


Opinia prezydenta o szefie CBA "bez zbędnej zwłoki"

Szef kancelarii prezydenta Władysław Stasiak zapowiedział, że opinia Lecha Kaczyńskiego w sprawie odwołania Mariusza Kamińskiego z funkcji szefa CBA zostanie przesłana premierowi Donaldowi Tuskowi "bez zbędnej zwłoki". Prezydent zapowiedział już, że będzie to opinia negatywna.

- Problem, jak państwo wiedzą, jest tej natury, że w tym wniosku o zaopiniowanie nie podano żadnej podstawy prawnej. Trudno wskazywać jaka jest przesłanka do odwołania, jeśli nie jest podana w dokumencie - powiedział Stasiak w TVN24.

Dopytywany, czy to spowoduje odesłanie wniosku, powtórzył, że prezydent wyda opinię bez zbędnej zwłoki.

Sekretarz rządowego Kolegium ds. Służb Specjalnych Jacek Cichocki powiedział, że podstawa prawna wniosku premiera "jest bardzo wyraźna". - W momencie kiedy szef służby specjalnej, także szef CBA ma postawione zarzuty, to nadzorujący jego pracę premier musi rozstrzygnąć czy charakter tych zarzutów jest na tyle poważny, że szef służby może pozostawać na jej czele - mówił. Zaznaczył, że zarzuty postawione Kamińskiemu są bardzo poważne, dotyczące samej istoty funkcjonowania CBA.

W środę prezydencki minister Andrzej Duda określił wniosek o zaopiniowanie odwołania szefa CBA jako niepełny i dlatego - jak zapowiadał - Lech Kaczyński najprawdopodobniej zwróci go do uzupełnienia.

Kancelaria premiera odpowiedziała, że "obowiązujące przepisy prawa, w tym ustawa o Centralnym Biurze Antykorupcyjnym z dnia 9 czerwca 2006 roku, nie nakładają obowiązku dołączania uzasadnienia do wniosku o opinię ws. odwołania szefa CBA". Kancelaria oświadczyła, że wniosek "spełnia wszystkie wymogi formalne i nie odbiega od dotychczasowej praktyki".

Sejmowa komisja ds. służb specjalnych w czwartek zaopiniowała pozytywnie wniosek premiera. Szef rządu zapowiedział, że na opinię prezydenta będzie czekał do końca tygodnia. Tusk zaznaczył, że - niezależnie od tego czy ją otrzyma - w poniedziałek podejmie decyzję w sprawie Kamińskiego.
PAP

W korowodzie Marka Grechuty

Piosenka poetycka jest potrzebna. Ludzie potrzebują alternatywy dla tego, co serwują im media .

Z Anną Treter, artystką, solistką i pianistką zespołu Pod Budą rozmawia Dagmara Biernacka.

– Trwa właśnie zorganizowany przez pani fundację festiwal twórczości im. Marka Grechuty – Korowód, upamiętniający drugą rocznicę jego śmierci. Dlaczego pani Danuta Grechuta zgłosiła się właśnie do pani? Wynikało to z wcześniejszej znajomości?

– Nie znałyśmy się zbyt dobrze. Spotkałyśmy się dwa razy, opowiedziałam jej o fundacji, zaprosiłam na kilka koncertów. Myślę, że spodobała się jej idea propagowania piosenki artystycznej, w której ważna jest zarówno piękna melodia, jak i niebanalny tekst. Poza tym zobaczyła, z jakim szacunkiem dla twórców przygotowywane są te koncerty, i dlatego zapewne powierzyła mi zorganizowanie koncertu. Od razu zaproponowałam także konkurs dla młodych interpretatorów, bo przecież jeśli szerzyć tę twórczość, to właśnie wśród młodych. Zeszłoroczny zdobywca Serca Szczerozłotego, głównej nagrody festiwalu, zespół Dzień Dobry, nagrał niedawno płytę z piosenkami Marka Grechuty. Inni laureaci to ludzie na tyle ciekawi, że bez wahania zaprosiłam ich do udziału w tegorocznej edycji festiwalu. Poziom konkursowych prezentacji i w tym roku był bardzo wysoki.

– Ile czasu trwały przygotowania?

– Tak naprawdę cały rok. Festiwal jest w październiku, a przygotowania do kolejnego zaczynają się w listopadzie. Trzeba odpowiednio wcześnie wystartować w konkursach o dotacje, aby wiedzieć, jaki budżet będzie do dyspozycji. W tym roku przekształcałam też fundację administracyjnie, gdyż w momencie jej zakładania nie spodziewałam się tak dużych zadań. Udało mi się zebrać małą, ale prężną grupę współpracowników. Nie było to łatwe. Stale poszukuję ludzi, którzy oprócz dobrych chęci mają pewną wiedzę i doświadczenie. Jak zdążyłam się przekonać, liczba skończonych fakultetów o niczym nie świadczy.

– Czy w eliminacjach znowu – jak przed rokiem – dominowało „Dzikie wino”?

– Nie, w tym roku śpiewane były bardzo różne piosenki, co cieszy. Wykonawcy sięgali nie tylko po te najbardziej znane, lecz także po mało popularne i trudniejsze. Także interpretacje były bardzo ciekawe i różnorodne.

– Festiwal nosi nazwę Korowód. Chcą państwo „porwać wszystkich w muzyczny korowód”?

– „Korowód” jest jedną z najbardziej znanych i zarazem wartościowych piosenek Marka Grechuty, notabene tekst do niej napisał Leszek A. Moczulski, czyli bohater jednego z tegorocznych festiwalowych koncertów. Korowód wskazuje na wielość i różnorodność. Taki jest ten festiwal. Wielu ludzi w nim uczestniczy i są oni różnorodni. Także wydarzeń festiwalowych jest dużo: dwa koncerty w operze, konkurs, koncerty laureatów, wystawa. Piosenki też mają różne oblicza. Z dwóch dużych koncertów w Operze Krakowskiej jeden poświęcony jest pamięci Marka Grechuty, a drugi to koncert piosenek z tekstami Moczulskiego pt. „Cała jesteś w skowronkach”. Ileż on napisał przebojów, które śpiewała cała Polska, a które wylansowali Skaldowie, Andrzej Zaucha z grupą Anawa czy Marek Grechuta. To prawdziwa uczta duchowa, której gospodarzem jest Andrzej Poniedzielski. Lista wykonawców obu koncertów przedstawia się imponująco: Prońko, Rybotycka, Markowski, Wodecki, Wójcicki, Radek, Gadowski, Woźniak – to tylko niektórzy. – Ciężko było namówić znane nazwiska na udział w festiwalu?

– Stosunek artystów do tego rodzaju przedsięwzięcia jest bardzo różny. Niektórzy kierują się sentymentem, godzą się na zaproponowane warunki. Wiadomo, że wynagrodzenia nie są ogromne, chodzi o to, by przysłużyć się sprawie. Ale są też tacy artyści, których nazwisko Grechuty nie poruszyło i nie zeszli ze swoich komercyjnych stawek, więc musiałam zrezygnować z ich udziału. To lawirowanie nie jest łatwe, a zależy mi na mistrzowskim poziomie prezentacji i tworzeniu nowych jakości.

– Może nie wszyscy mieli odwagę zmierzyć się z repertuarem Grechuty.

– Myślę, że zmierzyć się każdy miałby ochotę, bo to jest pewnego rodzaju wyzwanie. Ale do tego trzeba się przygotować, trzeba nauczyć się piosenek, przyjechać na próby z zespołem. Nie każdemu się chce, ludzie są zabiegani. Pozyskanie wartościowych artystów wcale nie jest takie proste.

– Wydaje się logiczne, że telewizja powinna wspomóc ten festiwal. Przecież po to jest „misja”.

– Toczyły się rozmowy, ale nic konkretnego z tego nie wyszło. Trudno zrozumieć, że mając taką plejadę gwiazd i tak piękne piosenki w programie, stale muszę zabiegać o względy telewizji. W zeszłym roku zrobiłam dwugodzinny materiał, który telewizja krakowska prezentowała wielokrotnie. Pokazała go też Telewizja Polonia. Nikt jednak wcześniej nie palił się do realizacji takiego pomysłu. W tym roku filmuję i nagrywam cały festiwal. Nie dopuszczę do tego, by trud tak wielu ludzi mogła obejrzeć tylko grupa wybrańców, którzy dostaną się na koncerty do Opery Krakowskiej. To tak wspaniałe i piękne widowiska, że należy je pokazać szerszej publiczności.

– W ubiegłym roku powiedziała pani, że może w przyszłym roku festiwal odbędzie się także w Warszawie. Na stolicę jeszcze za wcześnie?

– Ten główny nurt powinien jednak zostać w Krakowie. Jako poszerzenie działań traktuję koncert w Studiu im. Agnieszki Osieckiej połączony z transmisją w radiowej Trójce. Wybrane fragmenty koncertów galowych zostaną pokazane w Warszawie w późniejszym terminie. W tym miesiącu zagramy taki koncert dla toruńskiej publiczności.

– Nie pierwszy raz współpracuje pani z Trójką.

– Cały poprzedni rok współpracowałam z Programem III. Studio im. Agnieszki Osieckiej cieszy się taką renomą, że daje młodym artystom poczucie uczestniczenia w czymś ważnym. Każdy koncert, który robiłam, bo festiwal Korowód to niejedyny przecież sukces fundacji, powtarzany był później w tym kultowym studiu i na żywo transmitowany w Trójce. Staram się robić różne koncerty. Czasem są poświęcone twórcom, np. Grzegorzowi Tomczakowi, Robertowi Kasprzyckiemu, a czasem np. poezji świata w polskich tłumaczeniach „Poezja nie zna granic”. – Promuje pani młodych artystów. Nie obawia się pani, że staną się dla pani konkurencją?

– To jest bardzo małe myślenie. Na szczęście zupełnie mnie nie dotyka. Jeśli mogę oddać trochę z tego, co mnie dobrego w życiu spotkało, to dlaczego tego nie zrobić? Skończyłam studia ekonomiczne i moje życie mogło się potoczyć zupełnie inaczej. Tak się jednak nie stało. Udało mi się prześpiewać całe życie i jeszcze mieć z tego profity. Myślę, że jestem coś winna innym. Cieszę się, że mam możliwość podzielenia się swoim doświadczeniem, wiedzą, wyczuciem. Mnie to niewiele kosztuje, a dla innych może być cenne.

– Kosztuje. Zarówno pani czas, jak i energię, którą można byłoby spożytkować chociażby na nową płytę.

– Nie wiadomo, czy miałabym tę energię, gdyby nie młodzi ludzie. To wszystko się ze sobą łączy. A nowa płyta powoli powstaje. Nagrania zaczniemy na początku przyszłego roku. Mąż ma już w zanadrzu mnóstwo pięknych kompozycji. A teksty się piszą.

Powiedzieć coś od siebie

– Á propos – Ludwik Stomma umieścił panią wśród najlepszych tekściarzy w Polsce.

– Chcę tą drogą podziękować panu Stommie. Już drugi raz napisał w „Polityce” o mojej skromnej osobie. Jakiś czas temu nazwał mnie jedną z najbardziej niedocenionych artystek polskich, a teraz moje nazwisko znalazło się w jego osobistym rankingu autorów tekstów, obok takich gigantów jak Agnieszka Osiecka, Wojciech Młynarski czy Leszek A. Moczulski. To dla mnie wielka nobilitacja i jednocześnie impuls do przemyśleń. Być może środek ciężkości moich działań zanadto przesunął się w stronę organizacji różnych wydarzeń i dbałości o twórczość innych artystów, może coś ważnego mi umyka? Z drugiej strony działalność w fundacji to także rodzaj tworzenia – aranżacja danego koncertu powstaje najpierw w mojej wyobraźni. Potem zastanawiam się, jak te piękne słowa, nuty i dźwięki, które przed laty napisali i zaśpiewali wielcy artyści, pokazać współcześnie, jak je ocalić od zapomnienia. Jeśli jednak mam się utrzymać w pierwszej dziesiątce rankingu pana Stommy i stworzyć coś, co dostarczy nowych wzruszeń słuchaczom, potrzebuję spokoju i czasu. Zadbam o to po festiwalu.

– Jest pani osobą bardzo zajętą. Fundacja Piosenkarnia, festiwal Grechuty, zespół Pod Budą, do tego jeszcze kariera solowa. Niejedna nastolatka nie wytrzymałaby takiego tempa.

– Myślę, że dla nastolatki to w ogóle byłoby nie do wytrzymania (śmiech). Organizacja tak dużego przedsięwzięcia jak festiwal wymaga dużej odporności psychicznej. Trzeba mieć rozeznanie i doświadczenie w wielu dziedzinach. Bardzo ważne są dobra organizacja i umiejętność przewidywania. Wszystko to sukcesywnie zdobywam, czasem jednak za zbyt wysoką cenę. Cierpi na tym mój wrodzony, przyjazny stosunek do świata i ludzi. Chciałabym, aby praca przy tym – z gruntu miłym – muzycznym święcie opierała się na uśmiechu, wzajemnym zrozumieniu, zaufaniu i chęci wspólnego tworzenia fajnych rzeczy. Napotykam jednak różnych ludzi i różne sytuacje. Nie zawsze wszystko idzie jak po maśle. Stale pracuję nad zdobywaniem dystansu do wielu spraw i umiejętnością nieprzejmowania się wszystkim dookoła. – Mówi się czasem, że pisanie tekstów poetyckich wymaga ekshibicjonizmu. Rzeczywiście tak jest?

– W zespole Pod Budą teksty dla mnie pisali Andrzej Sikorowski, czasem Andrzej Poniedzielski czy Grzegorz Tomczak. To były wspaniałe teksty i wspaniałe czasy, ale śpiewałam słowami innych ludzi, w dodatku mężczyzn. Nie sądziłam wówczas, że potrafię i chcę pisać teksty piosenek, ale około 2000 r. zrodziła się we mnie potrzeba powiedzenia czegoś od siebie. Obok zespołu Pod Budą zaczęłam pracować z innymi muzykami, by rozszerzyć swoje myślenie muzyczne. Z tego wszystkiego urodziła się idea nagrania solowej płyty. Wtedy traktowałam to jako epizod, dziś praca z własnym zespołem to główny nurt moich artystycznych działań. Nie chciałabym, aby słuchacze myśleli, że przeżyłam wszystko to, o czym opowiadam w piosenkach. Czasami są to zasłyszane historie, czasem zainspiruje mnie coś, co zobaczę w telewizji. Później przetwarzam to i staram się ubrać w słowa. Takim utworem jest choćby „Czwarta B” o moich licealnych kolegach, którzy popełnili samobójstwo. To wydarzenie na długie lata pozostawiło we mnie ślad. Bezpośrednią inspiracją do napisania tego tekstu był zaś program telewizyjny opowiadający o podobnym zdarzeniu.

Nie ma życia bez muzyki

– Ludzie chcą słuchać takiej muzyki? Pani koncerty nie są przecież komercyjnymi wydarzeniami.

– Gram praktycznie cały czas. Zagrałam ponad 200 koncertów z moim składem i myślę, że to niemało. Gram zarówno w małych salach, jak i duże, plenerowe koncerty. Od wielu lat ludzie przychodzą także na zespół Pod Budą, którego nie ma w radiostacjach i nie stoi za nim jakaś wielka agencja artystyczna. Takie piosenki są potrzebne. Wskazuje na to ogromna liczba koncertów i festiwali poświęconych piosence poetyckiej, autorskiej. W dalszym ciągu ludzie potrzebują czegoś dla duszy. Brakuje tylko odpowiedniej promocji w mediach.

– Jaka jest dziś kondycja piosenki poetyckiej?

– Media uniemożliwiają ludziom kontakt z tym gatunkiem piosenki, odsuwając ją na margines. Aby stać się gwiazdą mediów, nie trzeba dziś posiadać specjalnych umiejętności ani mieć czegoś istotnego do powiedzenia. Królują stale te same postacie, reprezentujące jedynie mierność i tandetę. Nie propaguje się innych wzorców. Zmieniło się też środowisko studenckie, które jeszcze kilka lat temu było najliczniejszym odbiorcą tego gatunku piosenki. Piosenka poetycka nigdy nie była bardziej popularna od Czerwonych Gitar czy Krzysztofa Krawczyka, ale zawsze miała, i ma w dalszym ciągu, grono wiernych zwolenników. Bo ludzie potrzebują alternatywy dla tego, co serwują im media. Stale powstają nowe projekty, nowe festiwale, nowe płyty – cieszą się one ogromnym powodzeniem. Trzeba udzielić pomocy tego rodzaju twórczości, stąd między innymi założenie przeze mnie fundacji o takim obszarze zainteresowań. Także dlatego, że starzy mistrzowie odchodzą, a młodych wartościowych twórców jest niewielu. Coraz mniej niestety. – Rynek muzyczny jest zdominowany przez popową papkę. Nie kusiło pani nigdy, aby pójść w tę stronę: łatwą, lekką i przyjemną?

– Nie miałam takich pokus. Uważam, że przyjemnie i lekko może być także wtedy, gdy nie schlebia się najniższym gustom. Niejeden raz grałam dla wielotysięcznej publiczności, która doskonale się bawiła przy nieco trudniejszej propozycji. Pod Budą, Raz Dwa Trzy, Wolna Grupa Bukowina, Stare Dobre Małżeństwo to przykłady zespołów długowiecznych i stale kochanych przez publiczność.

– Bez muzyki nie ma życia?

– Mojego chyba nie.

– Mąż, Jan Hnatowicz, jest muzykiem i kompozytorem. W domu nie rozmawia się o niczym innym niż o muzyce?

– Rozmawia się, np. o jedzeniu i niezapłaconych rachunkach (śmiech). Większość naszych znajomych to muzycy, ale nie dajemy się zwariować.

Anna Treter – artystka, solistka i pianistka zespołu Pod Budą, z którym pracuje od początku jego istnienia. Pierwszy solowy album „Na południe” ukazał się w 2003 r., kolejny – „Może tak, może nie” – w 2005 r. Rok później podczas koncertu w krakowskich Krzysztoforach nagrała na żywo album „Bez retuszu”. W tym samym roku powstał dwuczęściowy telewizyjny recital artystki, będący zapisem jednego z koncertów, emitowany na antenach TVP i TV Polonia.

W 2006 r. stworzyła fundację Piosenkarnia. Co miesiąc w Krakowie spotyka się z młodymi, wrażliwymi, mającymi coś do powiedzenia muzykami, poetami, kompozytorami i pieśniarzami. Fundacja stawia sobie za cel wspieranie i propagowanie kultury najwyższych lotów, ratowanie przed zapomnieniem piosenki literackiej, wspomaganie młodych twórców oraz popularyzację wybitnych utworów. Fundacja powołała do życia Korowód. Festiwal Twórczości im. Marka Grechuty, właśnie odbywa się jego druga edycja. Więcej informacji na stronie www.piosenkarnia.pl.
Przegląd 

INDEX


Copyright © Polonijny Link Winnipegu
Kopiowanie w całości jest dozwolone bez zgody redakcji pod warunkiem nie dokonywania zmian w dokumencie.

23-845 Dakota Street, Suite 332
Winnipeg, Manitoba
R2M 5M3
Canada
Phone: (204)254-7228
Toll Free US and Canada: 1-866-254-7228