zapisz
Się Na Naszą listę |
Proszę
kliknąć na ten link aby dotrzeć
do formularza gdzie można zapisać się na listę dystrybucyjną i w przyszłości
otrzymywać biuletyn bezpośrednio od nas.
Aby zapisać się szybko bez wypełniania formularza, proszę wysłać E-mail bez
żadnego tekstu poprzez kliknięcie tego
linku.
| |
Przyłącz się |
Jeśli masz jakieś informacje
dotyczące polskich wydarzeń i chciałbyś albo chciałabyś podzielić się nimi z
naszymi czytelnikami, to prześlij je do
nas.
Mile widziane są wywiady, felietony, zdjęcia i poezja. Proszę informować
nas o
wszystkich wydarzeniach polonijnych. | |
Promuj
polonię |
Każdy z nas może się przyczynić do
promowania Polonii w Winnipegu w bardzo prosty sposób. Mój apel jest aby
dodać dwie linie do waszej stopki (signature) aby zacząć promować
Polonijne wydarzenia w Winnipegu kiedykolwiek wysyłamy maila.
Tutaj są instrukcje jak dodać stopkę używając
Outlook Express.
Kliknij Tools-->Options
-->
Signatures
Zaznacz poprzez kliknięcie Checkbox
gdzie pisze
Add signature to all outgoing messages
W pole gdzie jest napisane Edit Signature proszę wpisać.
albo
Po tym kliknij Apply
I to wszystko. Od tej pory będziemy promować polskie wydarzanie w
Winnipegu automatycznie kiedy wyślemy maila do kogoś. Wszystkie programy
mailowe mają taką opcję tzw. signature i sposób jej dodania
będzie bardzo podobny do tego co opisałem dla Outlook Express | |
|
Polonijny
Biuletyn Informacyjny w Winnipegu |
INDEX
WIADOMOŚCI PROSTO Z
POLSKI |
Środa, 2009-11-04
Jan Nowicki kończy 70 lat
Jan Nowicki, jeden z najpopularniejszych polskich aktorów, odtwórca
ponad 150 ról filmowych, tytułowy Wielki Szu w filmie Sylwestra
Chęcińskiego i Kettling w "Panu Wołodyjowskim" Jerzego Hoffmana, wielki
kibic piłki nożnej, kończy w czwartek 70 lat.
Nowicki debiutował na ekranie w "Pierwszym dniu wolności" Aleksandra
Forda (1964). Pierwszą główną rolę - absolwenta studiów wyższych, który
wyrusza w świat - zagrał w "Barierze" Jerzego Skolimowskiego. Wystąpił
także m.in. w "Życiu rodzinnym" Krzysztofa Zanussiego, "Sanatorium pod
Klepsydrą" Wojciecha Jerzego Hasa i "Zmorach" Wojciecha Marczewskiego.
Wielką popularność przyniósł Nowickiemu tytułowy Wielki Szu, oszust
karciany z filmu Sylwestra Chęcińskiego (1982). Rola Nowickiego została
przez wielu okrzyknięta "kultową" i "jednym z najbardziej wyrazistych
portretów filmowych ostatnich dwóch dziesięcioleci". Sam aktor przyznaje,
że nie lubi oglądać filmów ze swoim udziałem, głównie dlatego, że nic
już w nich nie może zmienić.
Jan Nowicki urodził się 5 listopada 1939 roku w kujawskim miasteczku
Kowal koło Włocławka. Studiował na Wydziale Aktorskim Państwowej Wyższej
Szkoły Teatralnej i Filmowej w Łodzi (1958-60), a następnie przeniósł
się do krakowskiej Państwowej Wyższej Szkoły Teatralnej, którą ukończył
w 1964 roku.
Jako aktor teatralny zadebiutował w 1964 roku na deskach Starego Teatru
w Krakowie podwójną rolą braci bliźniaków w "Zaproszeniu do zamku" Jeana
Anouilha. Prawdziwy sukces przyniosła mu jednak rok później rola Artura
w "Tangu" Mrożka w reżyserii Jerzego Jarockiego. Był jednym z ulubionych
aktorów teatralnych Andrzeja Wajdy - grał m.in. Wyganowskiego w "Popiołach",
Stawrogina w "Biesach", Wielkiego Księcia w "Nocy Listopadowej",
Rogożyna w "Nastazji Filipownie".
Nowickiemu przez lata towarzyszyła sława uwodziciela. Sam przyznaje, że
w życiu bardzo ceni towarzystwo kobiet, zwłaszcza pięknych. W maju br. w
swojej rodzinnej miejscowości Nowicki poślubił tancerkę, choreografkę,
twórczynię grupy baletowej Sabat - Małgorzatę Potocką.
Nowicki znany jest także z zamiłowania do piłki nożnej. Jako zagorzały
kibic piłkarski bywa na prawie wszystkich meczach klubu piłkarskiego
Wisła Kraków. Pasjonuje się także występami polskiej reprezentacji. -
Jestem kibicem, a każdy kibic to idiota, który zawsze wierzy w sukces.
Nie mamy w Polsce wielkiej zawodowej piłki, ale stać nas na wspaniałe
zrywy. Znamy to z historii naszego narodu - mówił aktor w jednym z
prasowych wywiadów.
W 2000 r. na polskim rynku wydawniczym ukazała się książka pt. "Między
niebem a ziemią" złożona z felietonów-listów, które Jan Nowicki
adresował do Piotra Skrzyneckiego. Felietony te, pisane od marca 1998 r.
do lutego 2000 r., co tydzień można było przeczytać w "Przekroju". -
Jedyne, nad czym możemy zapanować, to właśnie pamięć. Ja te listy
popełniałem, by pan Piotr jeszcze przez moment tutaj pobył. Wciąż
chciałem go mieć przy sobie, blisko - tłumaczył aktor.
W ostatnich latach Nowicki zagrał m.in. w filmie "Fundacja" w reż.
Filipa Bajona (2006), serialach "Egazmin z życia" i "Magda M." (2007). W
2008 roku wystąpił w filmie "Jeszcze nie wieczór" w reż. Jacka Bławuta.
Zagrał tam "Wielkiego Szu" - siwego playboya, wycieńczonego życiem,
kolejnymi imprezami i romansami, który trafia do Domu Aktora Weterana w
Skolimowie.
W ostatnich dniach ukazała się książka Rafała Wojasińskiego pt. "Jan
Nowicki. Droga do domu". W książce znalazły się m.in. anegdoty i
wspomnienia Nowickiego.
Nowicki jest laureatem wielu nagród - m.in. w 2008 roku, na Festiwalu
Polskich Filmów Fabularnych w Gdyni otrzymał nagrodę dla najlepszego
aktora za rolę w "Jeszcze nie wieczór". Ma dwoje dzieci. Syn Łukasz jest
również aktorem.
(PAP), (fot. Jan Nowicki PAP / Piotr Piotrowski)
Sejm powołał "hazardową" komisję śledczą
Sejm powołał komisję śledczą w sprawie tzw. afery hazardowej. W piątek
rano poznamy skład komisji, kilka godzin później ma odbyć się jej
pierwsze posiedzenie.
Posłowie głosowali nad uchwałą o powołaniu komisji śledczej
przedstawioną przez klub PO. Za jej przyjęciem opowiedziało się 424
posłów, przeciwko było trzech, a od głosu wstrzymało się 12. Głosowało
439 posłów, a większość bezwzględna potrzebna do powołania komisji
wynosiła 220 głosów.
Posłowie przyjęli poprawkę zgłoszoną przez klub Lewicy przewidującą, że
przed komisją będą mogli być przesłuchiwani nie tylko członkowie rządu i
ich współpracownicy, którzy pracowali nad zmianami w projekcie, ale
także posłowie i senatorowie nie koniecznie bezpośrednio uczestniczący w
tych pracach.
Przyjęto też poprawkę Prawa i Sprawiedliwości mówiącą o tym, że komisja
zbada przeciek z Kancelarii Premiera dotyczący prac nad ustawą.
We wtorek komisje przyjęły projekt autorstwa PO, który zakłada, że
śledczy zbadają prace nad tzw. ustawą hazardową w czasie rządów SLD, PiS
i PO, czyli od 2001 do 2009 roku, ale tylko w zakresie automatów o
niskich wygranych i wideoloterii.
Projekt PO przewiduje ponadto, że raport z prac komisji śledczej ma
powstać do 28 lutego 2010 roku. W jej skład miałoby wejść siedmiu
śledczych: trzech z PO, dwóch z PiS i po jednym z PSL i Lewicy.
(wp.pl)
Wtorek, 2009-11-03
TVP ma nowego p.o.
prezesa - Szwedo zrezygnował
Tomasz Szatkowski został nowym p.o. prezesem TVP. Dotychczasowy p.o.
prezes spółki Bogusław Szwedo nieoczekiwanie złożył rezygnację z
zajmowanej funkcji. Inną decyzją Rady Nadzorczej spółki było
unieważnienie konkursu na zarząd TVP.
Z nieoficjalnych informacji Polskiej Agencji Prasowej ze źródeł
zbliżonych do TVP wynika, że powodem unieważnienia konkursu na zarząd
TVP była formuła tego konkursu - nie na pełną, czteroletnią kadencję,
lecz na dokończenie kadencji, zapoczątkowanej w 2006 r. jeszcze przez
Jana Dworaka. W efekcie zarząd z obecnego konkursu mógłby działać
najwyżej przez kilka miesięcy.
Jak nieoficjalnie mówią źródła zbliżone do TVP, część osób, które
wystartowały w konkursie, była zdumiona, że chodzi jedynie o kilka
miesięcy i chciała się wycofać.
Wcześniej ze stanowiska p.o. prezesa TVP zrezygnował Bogusław Szwedo.
Był p.o. prezesa TVP zaledwie od 19 września. Do zarządu został
oddelegowany na trzy miesiące wraz z Małgorzatą Wiśnicką-Hińcza. Oboje
mieli tymczasowo zarządzać telewizją do czasu rozstrzygnięcia konkursu
na docelowy zarząd.
Do zmiany na stanowisku p.o. prezesa doszło właśnie podczas posiedzenia
Rady Nadzorczej TVP, która omawiała dalszy harmonogram konkursu na
zarząd TVP. Rezygnacja Szwedy oznacza, że wraca on do Rady Nadzorczej,
której był przewodniczącym (w czasie delegacji Szwedy do zarządu p.o.
przewodniczącym RN był Bogusław Piwowar).
Biuro prasowe TVP informuje, że rezygnacja Szwedo podyktowana była "względami
osobistymi". Po rezygnacji Szwedo wrócił na stanowisko przewodniczącego
Rady Nadzorczej TVP. Szatkowski będzie pełnił funkcję p.o. prezesa TVP
przez trzy miesiące "nie dłużej jednak niż do wyłonienia nowego zarządu".
Nowy p.o. prezes TVP w przeszłości był m.in. doradcą Ministra
Koordynatora ds. Służb Specjalnych (w 2005 r.), radcą Prezesa Rady
Ministrów. Od września 2006 do lipca 2007 r. przewodniczący Rady
Nadzorczej Bumaru. Był też zatrudniony jako konsultant ds. obrony
narodowej w Klubie Parlamentarnym PiS.
(PAP)
Burzliwe posiedzenie komisji ws. afery hazardowej
W głosowaniu większość posłów wybrała projekt uchwały o powołaniu
komisji śledczej do wyjaśnienia afery hazardowej zaproponowany przez
klub PO, uznając go za wiodący do dalszych prac połączonych komisji
Ustawodawczej i Finansów Publicznych. W głosowaniu nad trzema projektami
uchwał, które trafiły do obu komisji, za projektem autorstwa Lewicy
opowiedziało się 13 posłów, projekt PiS uzyskał 28, a propozycję PO
poparło 42 posłów. W poprzedzającej głosowanie burzliwej dyskusji
posłowie opozycji zwracali uwagę, że do wniosku klubu PO zastrzeżenia
zgłosiło sejmowe Biuro Legislacyjne i nie został on poprawiony.
Beata Kempa (PiS) podkreśliła, że projekt Platformy jest niezgodny z
art. 111 Konstytucji, który zakłada, że "sejm może powołać komisję
śledczą do zbadania określonej sprawy". Podobne uwagi były zgłoszone do
projektów PiS i Lewicy - zwrócił uwagę Robert Węgrzyn (PO). - Ale my
usunęliśmy wady - odpowiedziała Kempa.
- Możemy przepchnąć cokolwiek, tylko czemu to służy - pytała wiceszefowa
Komisji Finansów Aleksandra Natalii-Świat (PiS). Prowadzący wspólne
posiedzenie obu komisji Paweł Arndt (PO) zapewniał z kolei, że wybór
projektu wiodącego jeszcze niczego nie przesądza, ponieważ będzie można
do niego zgłaszać poprawki. - Tylko zacznijmy pracę - apelował Arndt.
Zasadnicza różnica między trzema projektami uchwał powołujących komisję
śledczą dotyczyła zakresu prac komisji. PO chce zbadać tok prac nad tzw.
ustawą hazardową w okresie rządów SLD (od 2002 roku), poprzez rządy PiS,
do momentu wygłoszenia w sejmie informacji rządu PO-PSL w tej sprawie (październik
2009).
PiS i Lewica proponowały, aby komisja zajęła się okresem od listopada
2007 do października 2009 r. Według projektu PiS komisja miałaby zbadać
nieprawidłowości działań parlamentarzystów, członków rządu oraz
pracowników administracji rządowej podczas prac nad projektem ustawy o
grach i zakładach wzajemnych w czasie rządów PO-PSL. Miałaby też
wyjaśnić okoliczności ujawnienia tajemnicy państwowej o przebiegu
postępowania prowadzonego przez CBA. Według projektu uchwały autorstwa
klubu Lewicy, komisja miałaby zbadać, czy podczas prac nad rządowym
projektem ustawy o grach i zakładach wzajemnych doszło do
nieprawidłowości i złamania obowiązujących procedur.
Poprawki
PiS złożyło poprawkę do projektu uchwały ws. komisji śledczej do
zbadania przebiegu prac legislacyjnych nad tzw. ustawą hazardową,
przewidującą, że śledczy będą badać okres od 2001 do 2009 roku. PiS chce
też, by w komisji było rotacyjne kierownictwo. Z kolei PO złożyła
poprawkę, która zobowiązuje komisję do złożenia sprawozdania do 28
lutego 2010 roku.
PiS zaproponowało, by komisja badała przebieg prac legislacyjnych w
trzech etapach. W pierwszej kolejności zajmowałaby się okresem od 17
listopada 2007 do 31 października 2009 roku (szefowałby jej ktoś z PiS
lub SLD); następnie badałaby okres od 1 listopada 2005 do 16 listopada
2007 roku (na czele z przedstawicielem PO, PSL lub SLD); i wreszcie
ostatni okres - między 19 października 2001 a 31 października 2005 roku
(wówczas komisją kierowałby poseł PO lub PiS).
Andrzej Dera (PiS) przekonywał, że takie rozwiązanie jest zgodnie z
zasadą, że nie można być sędzią we własnej sprawie, a przewodniczący
komisji spoza PO zagwarantuje obiektywizm prac komisji.
Swoją poprawkę złożyła również Lewica; powtarza w niej w całości tekst
swojego projektu uchwały. Bartosz Arułkowicz (Lewica) uważa za
niemożliwe rzetelne zbadanie 8 lat procesu legislacyjnego do 28 lutego
przyszłego roku. Jego zdaniem, oznacza to, że komisja pracując
codziennie od rano do wieczora musiałaby "prześwietlić" każdego dnia 45
dni procesu prac nad ustawą hazardową. - Nie jesteśmy w stanie rzetelnie
tego zrobić, dlatego zbadajmy to, czego dotyczy sedno sprawy - apelował.
Sebastian Karpiniuk (PO) mówił, że poprawka jego klubu, która przewiduje
złożenie sprawozdania do końca lutego przyszłego roku, to dowód na to,
że Platforma chce szybkiego zakończenia prac komisji. Przekonywał, że
jest to odpowiedź na oczekiwania nie tylko parlamentarzystów, ale też
opinii publicznej. Ocenił, że zaproponowany termin jest możliwy do
zrealizowania, jeżeli wszyscy posłowie z komisji w pełni zaangażują się
w jej prace.
Poprawkę złożyli również posłowie Polski Plus. Według ich koncepcji,
sejmowe śledztwo obejmowałoby czas od czerwca 2008 roku do października
2009 roku.
(PAP)
Studenci UW wrócili z Ukrainy z objawami grypy
Odwołano zajęcia na wydziale lingwistyki Uniwersytetu Warszawskiego po
tym, jak studenci przebywający w miniony weekend na Ukrainie przyszli z
objawami grypy na zajęcia. Rzeczniczka UW mówi Wirtualnej Polsce, że na
razie nie ma powodów do paniki, ale trzeba "dmuchać na zimne". W związku
z epidemią grypy na Ukrainie mniej studentów dotarło na zajęcia do
Kolegium Polskich i Ukraińskich Uniwersytetów w Lublinie.
- To był wyjazd naukowy 15 naszych studentów. Ta grupa była dziś już na
zajęciach i 4 osoby skarżyły się na dolegliwości podobne do objawów
grypy - mówi Wirtualnej Polsce rzeczniczka UW Anna Korzekwa.
Dziekan podjął decyzję o zawieszeniu zajęć do 8 listopada. -
Poinformowaliśmy już Główny Inspektorat Sanitarny i na razie dmuchamy na
zimne. Nie ma powodów do niepokoju, ale trzymamy rękę na pulsie -
uspokaja rzeczniczka.
Młodzi ludzi przebywali na Ukrainie podczas ostatniego weekendu. Są
studentami Instytutu Lingwistyki Stosowanej UW. O sprawie jako pierwsze
poinformowało radio Tok FM.
Inspektorzy sanitarni docierają do 15 studentów, którzy byli na tym
wyjeździe. - Wiadomo, że dwie z tych osób przebywają w akademiku.
Inspektorzy skontaktowali się już z szóstką studentów. Inspektorzy
sanitarni podejmą decyzję odnośnie dalszych działań - powiedział Tomasz
Misztal z GiS.
Na terenie Polski do tej pory odnotowano 185 przypadków zakażenia
wirusem A/H1N1. Zdecydowana większość z nich miała łagodny przebieg.
W wyniku zachorowań na grypę i wywołanych przez nią powikłań na Ukrainie
zmarło od ubiegłego piątku 71 osób - oświadczyła premier Julia
Tymoszenko, informując we wtorek parlament na temat zdrowotnej sytuacji
w kraju.
Jak podała premier, w ośmiu z dziewięciu obwodów, w których w związku z
grypą ogłoszono kwarantannę, sytuacja z zachorowaniami powoli się
stabilizuje. Wzrost liczby chorych odnotowuje się wyłącznie w obwodzie
wołyńskim. Obwód ten sąsiaduje z Polską.
W Polsce nie zanotowano gwałtownego wzrostu zachorowań na grypę, ale w
wielu aptekach z powodu dużego zainteresowania klientów zabrakło już
maseczek higienicznych na twarz.
(TOK FM)
Poniedziałek,
2009-11-02
A. Seweryn nie przyjął
nagrody za prześladowanie w PRL
Andrzej Seweryn odmówił przyjęcia Nagrody Specjalnej im. Zbyszka
Cybulskiego, przyznanej mu przez Fundację Kino. Jak wyjaśnił aktor w
liście otwartym, nie mógłby przyjąć nagrody za "prześladowanie na polu
artystycznym z powodów politycznych".
Wyjaśniono w nim, że jury Nagrody im. Zbyszka Cybulskiego, przyznawanej
młodym polskim aktorom wyróżniającym się wybitną indywidualnością,
postanowiło przyznać także Nagrody Specjalne trojgu starszym,
doświadczonym aktorom, "którzy w czasach PRL-u nie mogli być uhonorowani
Nagrodą im. Zbyszka Cybulskiego z powodów politycznych". Obok Seweryna
Nagrody Specjalne otrzymali Joanna Szczepkowska i Bogusław Linda.
- Chcecie mnie nagrodzić nie za moją pracę, sztukę, rolę, ale za to, że
wyraziłem kilkakrotnie publicznie mój negatywny stosunek do ówczesnego
systemu politycznego - napisał Seweryn, który w 1968 roku spędził kilka
miesięcy w więzieniu za protest przeciwko wkroczeniu wojsk Układu
Warszawskiego do Czechosłowacji, a po 1976 roku współpracował z KOR-em.
"Bywało, że w związku z aktywną działalnością antykomunistyczną aktorzy
nie otrzymywali ról na miarę swojego talentu" - napisano w uzasadnieniu
decyzji o przyznaniu Nagród Specjalnych. Andrzej Seweryn zaprzeczył tym
słowom. Przypomniał, że np. zaangażowana w działalność opozycyjną Halina
Mikołajska zagrała w filmie Krzysztofa Zanussiego "Barwy ochronne". - Ja
w tym okresie zagrałem m.in. w "Ziemi obiecanej", "Albumie polskim", "Nocach
i dniach", "Polskich drogach", "Bez znieczulenia", "Kung-fu", "Na
srebrnym globie", "Dyrygencie" - wyliczał aktor, wymieniając w sumie 13
tytułów.
- Do 1979 roku zagrałem w pięćdziesięciu teatrach TVP, pracując z
wybitnymi reżyserami - podkreślił, wymieniając m.in. Aleksandra
Bardiniego, Janusza Majewskiego, Jacka Woszczerowicza, Zygmunta Huebnera,
Jana Świderskiego, Bohdana Korzeniowskiego, Janusza Warmińskiego i
innych. Przypomniał, że po studiach otrzymał angaż w Teatrze Ateneum i
nie został z niego wyrzucony, gdy trafił do więzienia.
- Jak mógłbym przyjąć nagrodę, której uzasadnienie mówi o prześladowaniu
mnie na polu artystycznym z powodów politycznych, skoro np. z paszportem
służbowym PAGART-u odwiedziłem z teatrami lub ekipami filmowymi Francję,
Włochy, Niemcy, Mongolię, Związek Radziecki, Węgry, Rumunię, Bułgarię,
Czechosłowację, Norwegię i Szwecję - zaznaczył Seweryn.
Prezes Fundacji Kino przyznającej Nagrody im. Zbyszka Cybulskiego, Jacek
Cegiełka powiedział, że nie będzie komentował decyzji aktora.
Nagroda im. Zbyszka Cybulskiego jest przyznawana od 1969 roku. Jej
pierwszym laureatem był Daniel Olbrychski, w latach kolejnych wśród
nagrodzonych byli m.in. Jadwiga Jankowska-Cieślak, Krystyna Janda,
Maciej Stuhr.
Gala wręczenia tegorocznych nagród zapowiedziana jest na 7 grudnia.
(PAP)
Juszczenko podziękował Polsce za pomoc
Prezydent Ukrainy Wiktor Juszczenko podziękował w rozmowie telefonicznej
Lechowi Kaczyńskiemu za wsparcie, jakiego Polska udzieliła w związku z
epidemią grypy na Ukrainie - poinformował prezydencki minister Mariusz
Handzlik.
- Wiktor Juszczenko podziękował serdecznie panu prezydentowi za to, że
Polska była pierwszym krajem, który przyszedł z pomocą Ukrainie -
powiedział minister Mariusz Handzlik. Jak dodał, ukraiński prezydent
wyraził podziękowanie za polskie wsparcie zarówno na poziomie państwowym,
rządowym, ale także eksperckim i samorządowym. Według Handzlika,
Juszczenko podkreślał bardzo w rozmowie z Lechem Kaczyńskim gest
solidarności Polski z Ukrainą w tej trudnej sytuacji.
Minister relacjonował, że ukraiński prezydent poinformował także
prezydenta o bieżącej sytuacji na Ukrainie w związku z
rozprzestrzenianiem się grypy.
Według ostatnich danych zarejestrowano w tym kraju 225 tys. chorych na
grypę lub ostre infekcje dróg oddechowych, z czego 15 tys.
hospitalizowano. Z powodu ostrych infekcji dróg oddechowych lub grypy
zmarło 67 osób.
Ukraina jest zainteresowana propozycją Polski, by próbki wirusologiczne
pobrane od chorych badane były w Wojskowym Instytucie Higieny i
Epidemiologii w Puławach oraz w tamtejszym Instytucie Weterynaryjnym.
Każde z tych laboratoriów może przebadać do 300 próbek dziennie. Ukraina
ma otrzymać też od Polski pomoc ekspercką.
(PAP)
Drugi Hercules w Polsce - na razie pożyczony
Amerykanie przekazali Polsce drugi samolot transportowy C-130E Hercules.
Z powodu opóźnienia dostaw jest to maszyna wypożyczona do czasu, aż
zostanie przekazany drugi z zamówionych samolotów.
Samolot wylądował w Warszawie, potem odleciał do Powidza, gdzie
stacjonuje 14. eskadra lotnictwa transportowego. Tam samolot, mimo że
formalnie jest własnością Stanów Zjednoczonych, otrzyma polskie
oznaczenia - szachownicę i numer taktyczny.
W marcu - po kilkakrotnych przesunięciach daty - w Polsce wylądował
pierwszy z pięciu zakupionych przez Polskę w ramach bezzwrotnej pomocy
wojskowej Herculesów w wersji E, zmodernizowanej do takiego samego
standardu jak maszyny tej wersji unowocześniane dla amerykańskich sił
powietrznych. Ponieważ również przygotowanie kolejnych samolotów
opóźniło się z powodów technicznych i logistycznych po stronie
amerykańskiej, Amerykanie zaproponowali tymczasową na swój koszt
dzierżawę jednego lub dwóch swoich C-130 z bazy w Ramstein.
Pod koniec września przedstawiciele polskich Sił Powietrznych
informowali, że koszty programu wzrosły z 98,4 mln dolarów do 111,5 mln
dolarów. Strona polska nie zgodziła się ani na przesunięcie dostawy na
koniec roku 2011, ani na ponoszenie dodatkowych kosztów. Blisko połową
dodatkowych kosztów Pentagon obciążył firmę, którą amerykańska strona
rządowa obarczyła winą za błędną ocenę stanu technicznego przewidzianych
do modernizacji samolotów.
Dotychczas w USA przeszkoliło się osiem załóg latających i 25 osób
personelu technicznego; kolejne załogi udadzą się na szkolenia jeszcze w
tym roku i wczesną wiosną przyszłego.
Lockheed C-130 Hercules, mogący zabrać do blisko 20 ton ładunku, będzie
największym z samolotów transportowych polskiego wojska. Koszty
przygotowania bazy lotniczej w Powidzu - nie tylko od stacjonowania
samolotów C-130, ale i przyjmowania latających cystern oraz samolotów
systemu rozpoznania i wczesnego ostrzegania AWACS - wyniosły ponad 700
mln zł. W 2011 r. ma się zakończyć budowa stałego hangaru dla samolotów
C-130.
(PAP)
Niedziela,
2009-11-01
"Nie da się sprowadzić
życia do jego doczesnego wymiaru"
Pierwszego listopada odwiedzamy groby najbliższych. Tradycyjnie -
Wszystkich Świętych i Zaduszki to czas zadumy i wyciszenia. Jak
podkreśla arcybiskup Kazimierz Nycz - Wszystkich Świętych jest dobrym
momentem do tego, by przeżyć głębiej refleksję o śmierci.
- To okazja, żeby w świetle żółtych drzew jesiennych spojrzeć na swoje
życie, które także będzie miało swoją jesień - mówi arcybiskup Nycz.
Jak podkreśla metropolita warszawski - nauka Kościoła akcentuje śmierć i
życie wieczne w kondycji człowieka. - Nie da się myśleć o człowieku bez
perspektywy wieczności - tłumaczy duszpasterz. - Nie da się sprowadzić
życia tylko do jego doczesnego wymiaru - podkreśla arcybiskup.
Uroczystość Wszystkich Świętych wywodzi się z wczesnochrześcijańskiego
kultu oddawanego męczennikom. Do VIII wieku obchodzone było 1 maja.
Papież Grzegorz III, w roku 731 przeniósł to święto na dzień 1 listopada.
(IAR)
W kweście na Powązkach tym razem bez rekordu
W tegorocznej kweście na najstarszej warszawskiej nekropolii na
Powązkach zebrano ok. 200 tys. zł - poinformował przewodniczący Komitetu
Opieki nad Starymi Powązkami Marcin Święcicki. Pieniądze zbierano po raz
35.
W trwającej od soboty kweście, mającej na celu zdobycie funduszy na
renowację zabytkowych nagrobków, wzięło udział ok. 250 osób ze świata
kultury, głównie aktorów teatru i filmu. Tradycyjnie kwestowali też
górale, którzy uroczyście otworzyli "Szlak tatrzański na Powązkach",
upamiętniający osoby blisko związane z Tatrami i Zakopanem, które
spoczywają na Powązkach (m.in. kompozytora Mieczysława Karłowicza).
- W sumie udało się zebrać blisko 200 tys. zł, a także złoty pierścionek
i złoty krzyżyk, który otrzymał jeden z kwestujących, Daniel Olbrychski
- mówił Święcicki i zapowiedział, że w przyszłym roku z zebranych
pieniędzy Komitet planuje odnowić ok. 20 nagrobków, w tym okazałą
kaplicę Znamirowskich, przy której prace konserwatorskie potrwają dwa
lata.
Według niego, sumy zbierane na dorocznych kwestach na Starych Powązkach
od kilku lat regularnie rosną. - W tym roku zebraliśmy trochę mniej, ale
nie jest to efekt kryzysu gospodarczego, a po prostu tego, że w sobotę
na cmentarz przyszło mniej ludzi - wyjaśnił Święcicki.
Jak poinformował, w 2007 r. zebrano 217 tys. zł, natomiast w zeszłym
roku było to 257 tys. Ta kwota, wraz z dotacją z Ministerstwa Kultury i
Dziedzictwa Narodowego (300 tys. zł) oraz dotacją przyznaną komitetowi
przez Urząd Miasta Warszawy (250 tys.) pozwoliły w tym roku na
wyremontowanie 18 zabytkowych nagrobków powązkowskiego cmentarza.
- Chcemy także dokończyć inwentaryzację najcenniejszych zabytków, do
której zakończenia brakuje nam ok. 300 nagrobków. W sumie uda się
zinwentaryzować ok. 2 tys. najciekawszych zabytków - dodał. Jak mówił,
prace inwentaryzacyjne zostaną zakończone w 2010 r. Pierwsze opisy
powązkowskich grobów już teraz można zobaczyć w internecie.
W kweście wzięło udział wielu znanych aktorów starszego i młodszego
pokolenia. Po raz 35. pieniądze na nagrobki zbierały m.in. Alina
Janowska i Maja Komorowska, która od 10.00 zachęcała przechodniów do
składania datków. Jak powiedziała Komorowska, cmentarz na Starych
Powązkach jest pomnikiem historii Polski, a Dzień Wszystkich Świętych
dniem jednoczącym wszystkim Polaków niezależnie od światopoglądu.
Wśród znanych osób, które w niedzielę kwestowały na Starych Powązkach,
był także aktor Mariusz Benoit oraz muzyk Włodzimierz Nahorny. Pojawili
się także aktorzy młodszego pokolenia, jak np. Piotr Adamczyk, Edyta
Olszówka i Michał Żebrowski. Przy II bramie cmentarza kwestowali także
członkowie Komitetu Opieki nad Starą Rossą w Wilnie.
Wśród darczyńców na powązkowskim cmentarzu byli prezydent Lech Kaczyński
z małżonką, a także marszałek sejmu Bronisław Komorowski, który
powiedział, że "kwesta na rzecz Powązek stała się już dobrym warszawskim
zwyczajem". Jak zaznaczył, cmentarz na Powązkach jest "skarbnicą
tradycji i pamięci narodowej".
W Alei Katakumbowej, jak co roku, przed grobem pisarza i wybitnego
krytyka muzycznego Jerzego Waldorffa, który zainicjował kwestę przed 35
laty, wystawiona została skarbonka. Tuż przy grobie stali harcerze,
którzy przyjmowali pieniądze i rozdawali "mapki" z zaznaczonymi
miejscami, gdzie pochowani są wybitni Polacy.
Tradycyjnie kwestarzy wyrobami cukierniczymi częstował prof. Andrzej
Blikle. Jak co roku, przy bramach cmentarza kupowano znicze i kwiaty, a
także kosztowano tzw. "pańskiej skórki", która jest lokalnym warszawskim
smakołykiem sprzedawanym tylko podczas Dnia Wszystkich Świętych (w
Krakowie jego odpowiednikiem jest tzw. "miodek turecki").
Założycielem Społecznego Komitetu Opieki nad Starymi Powązkami był
pisarz, publicysta, krytyk muzyczny i działacz społeczny Jerzy Waldorff,
który kierował pracami Komitetu do śmierci w 1999 r. W ciągu 35 lat
działalności Komitet zadbał o renowację ponad 1250 najcenniejszych
grobów z ok. 1600 ewidencjonowanych zabytków znajdujących się na
warszawskich Powązkach.
Cmentarz Powązkowski powstał dzięki Melchiorowi Szymanowskiemu, który w
1750 r. ofiarował 2,4 ha gruntu z przeznaczeniem na cmentarz katolicki.
Pierwszym pochowanym na Powązkach był ksiądz Wincenty Bartłomiej
Skrzetuski, którego pogrzeb odbył się w 1791 r. Na cmentarzu pochowano
wielu wybitnych Polaków, m.in. Władysława Reymonta, Leopolda Staffa,
Marię Dąbrowską, Stanisława Moniuszkę, Piotra Choynowskiego, Józefa
Elsnera i Jana Kiepurę.
(PAP)
Marynarka USA: strzały w Gdyni przypadkowe
Członek załogi niszczyciela USS Ramage przypadkowo w środę oddał strzały
w polskim porcie. Czyścił akurat broń maszynową - oświadczyła
amerykańska marynarka. O wynikach raportu poinformowała telewizja CNN.
Okręt USS Ramage od niedzieli przebywał w Polsce z wizytą roboczą. We
wtorek odbył się mecz reprezentacji Marynarki Wojennej RP i USA. USS
Ramage prowadził ćwiczenia na Bałtyku, a do portu w Gdyni wpłynął, żeby
załoga mogła odpocząć.
Podczas, gdy USS Ramage cumował w porcie w Gdyni, w środę na pokładzie
wystrzelono trzy serie z karabinu M240 - wynika z oficjalnego komunikatu
marynarki, który opisuje CNN. Jak się okazało jeden z członków załogi
czyścił broń i przypadkowo wystrzelił. Fakt oddania strzałów z okrętu
marynarki wojennej USA potwierdził rzecznik Żandarmerii Wojskowej ppłk
Marcin Wiącek.
Nikt nie został ranny, strzały nie wywołały szkód. Prokuratura i
żandarmeria wojskowa rozpoczęły dochodzenie w tej sprawie.
(CNN/TVN24/wp.pl)
Sobota, 2009-10-31
Rosja ćwiczyła atak
atomowy na Polskę
Odparcie ataku na Gazociąg Północny, desant na plażę imitującą polskie
wybrzeże, stłumienie powstania wywołanego przez polską mniejszość na
Białorusi i testy samolotów rosyjskich sił jądrowych – tak według
informacji „Wprost” wyglądały niedawne rosyjsko-białoruskie manewry
wojskowe „Zapad” i „Ładoga”.
Według Ośrodka Studiów Wschodnich, we wrześniowych ćwiczeniach
uczestniczyło łącznie 30 tys. żołnierzy. Ich głównym punktem było
tłumienie powstania wywołanego na Białorusi przez polską mniejszość
narodową. Z rządowej notatki, do której dotarł „Wprost", wynika, że to
Polska odgrywała w tych manewrach rolę „potencjalnego agresora".
Charakter manewrów tylko teoretycznie był jednak obronny.
„Większość rozgrywanych epizodów (…) wskazuje na zdecydowanie ofensywny
charakter działań” – czytamy w dokumencie. Z naszych ustaleń wynika, że
w ramach tych manewrów rosyjsko-białoruskie wojska ćwiczyły m.in.
odparcie ataku na Gazociąg Północny na Bałtyku oraz desant na plaże
obwodu kaliningradzkiego, która ukształtowaniem terenu miała przypominać
polskie wybrzeże.
Szef resortu obrony Bogdan Klich ocenił niedawno, że
białorusko-rosyjskie ćwiczenia wojskowe to "manifestacja siły". Wyraził
zdziwienie skalą manewrów za wschodnią granicą Polski i tym, że
tamtejsze wojska ćwiczą odparcie ataku państw NATO.
Minister obrony narodowej wyraził przekonanie, że Polska nie ma się
czego obawiać, ponieważ jest członkiem NATO, dysponuje wystarczającym
potencjałem wojskowym oraz zdolnościami dyplomatycznymi, żeby
przeciwstawić się jakiejkolwiek próbie nacisku na nasz kraj.
(Wprost)
Znany malarz pracują nad nową "Bitwą pod Grunwaldem"
Muzeum Warmii i Mazur w Olsztynie kupiło kolekcję 82 obrazów znanego
współczesnego malarza i grafika - Edwarda Dwurnika. Prawdopodobnie jest
to największy zbiór prac tego artysty w kraju.
Kustosz olsztyńskiego muzeum Grażyna Prusińska zdradziła, że wie, iż
Dwurnik obecnie pracuje nad "Bitwą pod Grunwaldem". - To nas bardzo
interesuje, bo w przyszłym roku robimy wiele wystaw związanych z 600.
rocznicą tej bitwy - powiedziała.
Zakupione prace Dwurnika kosztowały 165 tys. zł. - To jest naprawdę
ewenement, że do jednego miejsca, akurat do Muzeum Warmii i Mazur w
Olsztynie, trafia cała kolekcja, licząca 82 prace Edwarda Dwurnika -
powiedziała kustosz.
Prusińska dodała, że zakupione prace powstały na przestrzeni 30 lat - od
lat 70. XX wieku po rok 2000. - Są to, więc dzieła mówiące w pełni o
jego twórczości, ale też bardzo ważne z innego powodu - a mianowicie są
to prace, na których można się uczyć historii Polski współczesnej i z
tego punktu widzenia ten zakup jest dla nas bardzo ważny - podkreśliła
kustosz.
Zakupioną kolekcję Prusińska osobiście wybrała na wystawę prezentowaną w
2002 roku w galerii na strychu olsztyńskiego zamku. Muzeum podpisało z
artystą umowę, która pozwalała zatrzymać tę kolekcję na dłużej, dzięki
czemu następnie była prezentowana w zamkowej galerii w Reszlu, a także
wypożyczana placówkom spoza regionu np. Zamkowi Książąt Pomorskich w
Szczecinie czy miastu Radzymin, gdzie urodził się Dwurnik.
Edward Dwurnik jest jednym z najbardziej znanych współczesnych polskich
malarzy i grafików. Słynie m.in. z wielkiej liczby namalowanych prac (około
4 tys.), z których każda jest numerowana.
- Dwurnik pracuje tworząc jednocześnie wiele prac, ma w różnych
miejscach pracowni rozpięte płótna, a poza tym jest bardzo systematyczny
i bardzo pracowity - powiedziała Prusińska.
Zakupiona kolekcja obrazów Edwarda Dwurnika na razie znajduje się w
muzealnych magazynach, ale Prusińska zapewniła, że przygotowuje katalog
kolekcji i ma plany związane z kolejną publiczną prezentacją tych prac.
Muzeum Warmii i Mazur kupiło kolekcję Dwurnika przy finansowym wsparciu
ministerstwa kultury i samorządu województwa.
(PAP)
Piątek,
2009-10-30
Kraków świętuje 91.
rocznicę odzyskania niepodległości
Tutaj ogłoszona została niepodległość - powiedział prezydent Krakowa
Jacek Majchrowski podczas obchodów 91. rocznicy wyzwolenia tego miasta
spod władzy austriackich zaborców.
31 października 1918 r. polscy oficerowie armii austriackiej pod
dowództwem 29-letniego porucznika Antoniego Stawarza w brawurowej akcji
dokonali bezkrwawego przejęcia władzy w Krakowie. Rankiem tego dnia
zajęli koszary wojskowe na krakowskim Podgórzu, a do południa pozostałe
obiekty wojskowe w mieście. Na koniec polscy żołnierze - ubrani jeszcze
w austriackie mundury - dokonali symbolicznego przejęcia odwachu na
Rynku Głównym.
- Winniśmy cześć tym, dzięki którym Kraków stał się pierwszym wyzwolonym,
pierwszym niepodległym miastem - powiedział prezydent Krakowa podczas
piątkowych uroczystości. - To wymagało wielkiej odwagi, biorąc pod uwagę,
że austriackich żołnierzy było ok. 12 tys., a wśród nich jedynie
kilkuset Polaków - podkreślił Majchrowski.
W południe Historyczny Oddział 13. Galicyjskiego Pułku Piechoty "Krakowskie
Dzieci" dokonał symbolicznej zmiany warty honorowej na Rynku Głównym.
Posterunek pod Wieżą Ratuszową objęła krakowska Straż Miejska. Nowi,
wstępujący do służby strażnicy złożyli uroczyste ślubowanie.
Władze miasta złożyły kwiaty pod tablicą pamiątkową na Wieży Ratuszowej.
Wcześniej na Cmentarzu Rakowickim uczestnicy uroczystości w asyście
Historycznego Oddziału 13. Galicyjskiego Pułku Piechoty złożyli kwiaty
na grobie Antoniego Stawarza, w 120. rocznicę jego urodzin.
Po południu wokół Rynku Głównego odbył się tradycyjny młodzieżowy bieg
sztafetowy o szablę kpt. Antoniego Stawarza.
Pierwsza wojna światowa zakończyła się w Krakowie 31 października 1918
r. Tego dnia Kraków przestał być częścią habsburskiej monarchii,
walczącej od 1914 r. przeciwko Belgii, Czarnogórze, Francji, Italii,
Rosji, Rumunii, Serbii i Wielkiej Brytanii. Kraków stał się zalążkiem
niepodległej Polski - państwa, które oficjalnie miało powstać dopiero 11
listopada 1918 r.
Jesienią 1918 r. dla mieszkających w Galicji Polaków było już oczywiste,
że Austro-Węgry przegrały wojnę. Klęski na frontach i trudne warunki
życia ludności cywilnej spowodowały powszechne zniechęcenie. Panujący od
1916 r. cesarz Karol nie cieszył się już takim autorytetem, jak jego
poprzednik - rządzący przez ponad sześćdziesiąt lat Franciszek Józef I.
W całej monarchii panowało przekonanie, że dalszy sojusz z Niemcami
doprowadzi Austro-Węgry do katastrofy.
Pierwszym austriackim oficerem polskiej narodowości, który wypowiedział
posłuszeństwo Wiedniowi, był właśnie Antoni Stawarz. W cywilu był
studentem prawa UJ. Wojnę zaczął w stopniu kadeta, austriackim
odpowiedniku podchorążego. Walczył na froncie serbskim i włoskim,
uzyskując wysokie odznaczenia bojowe. Z powodu przedwojennej
działalności niepodległościowej uznawany był za podejrzanego politycznie,
dlatego awansował powoli. Służbę w austriackiej armii kończył w stopniu
oberleutnanta, czyli porucznika. Wkrótce po odzyskaniu niepodległości
polski komendant Krakowa awansował Stawarza do stopnia kapitana.
(PAP)
Polska osiągnęła unijny sukces ws. klimatu
Jest porozumienie na unijnym szczycie w sprawie finansowania walki ze
zmianami klimatycznymi. - To sukces Polski - powiedział minister ds.
europejskich Mikołaj Dowgielewicz. - Z satysfakcją ogłaszam, że
osiągnęliśmy kompromis dobry dla klimatu i biedniejszych państw UE -
stwierdził premier Donald Tusk.
Premier kierującej Unią Szwecji Fredrik Reinfeldt oraz szef Komisji
Europejskiej Jose Barroso wspólnie ogłosili sukces zakończonego szczytu
w Brukseli, którego celem było przyjęcie mandatu na konferencję
klimatyczną w Kopenhadze w grudniu br. Europejscy liderzy porozumieli
się, w jaki sposób pomóc najbiedniejszym i rozwijającym się krajom w
świecie w ich walce z globalnym ociepleniem. Państwa Unii musiały
zdecydować, w jaki sposób podzielą między siebie ciężar zobowiązań.
- Osiągnęliśmy sukces. UE utrzymała pozycję lidera w walce ze zmianami
klimatycznymi i silniejsza pojedzie do Kopenhagi - powiedział Reinfeldt.
Tusk: osiągnęliśmy kompromis dobry dla klimatu
- Z satysfakcją mogę zakomunikować, że osiągnęliśmy kompromis dobry dla
klimatu i dobry także dla państw, które ze względu na poziom rozwoju i
zamożności mogły czuć się zaniepokojone brakiem - dotychczas - pewnego
precyzyjnego mechanizmu, który opisywałby sposób finansowania ambitnych
planów klimatycznych - podkreślił polski premier Donald Tusk.
Premier mówił, że dzięki temu porozumieniu Europa podczas grudniowego
szczytu klimatycznego w Kopenhadze będzie mówiła jednym głosem.
- Ustaliliśmy, że państwa UE będą na zasadzie dobrowolności finansowały
szybki start programu, a więc w latach 2010-2012 do 2013 roku, kiedy
powinien ruszyć program, wynikający z Kopenhagi. W przypadku Polski ta
dobrowolność oznaczać będzie poważną kontrybucję, a nie symboliczny
wkład. Jesteśmy gotowi poważnie wspomóc także ten szybki start -
oświadczył Tusk.
- Uzgodniliśmy, że mechanizm finansowania tych działań powinien zależeć
od możliwości finansowych poszczególnych państw UE. Mechanizm ten
zostanie dokładnie ustalony w najbliższym czasie. Ma on umożliwić pełne
zaangażowanie wszystkich państw Unii wg ich możliwości - tłumaczył
premier. Tusk powiedział, że podczas szczytu udało się wskazać zapisy,
które będą popierane na międzynarodowej konferencji klimatycznej w
Kopenhadze dotyczącej globalnej redukcji emisji dwutlenku węgla.
Co ustalono podczas szczytu?
Na szczycie na 100 mld euro określono roczne potrzeby krajów
rozwijających się na walkę ze zmianami klimatycznymi do 2020 roku.
Przywódcom nie udało się jednak ustalić, jaką konkretnie kwotę z tych
100 mld euro UE jako całość jest gotowa dla nich przeznaczyć. Tę kwotę
UE zadeklaruje dopiero, jak swe zobowiązania ujawnią USA, Japonia czy
inne bogate kraje świata.
Uzgodniono natomiast, że przy obliczaniu składki poszczególnych państw
UE na wsparcie państw rozwijających się UE weźmie pod uwagę "zdolność do
ponoszenia kosztów przez mniej zamożne kraje UE". I to ten zapis miał
m.in. przekonać Polskę i inne uboższe nowe kraje UE do zaakceptowania
porozumienia.
Jose Barroso zastrzegł jednak, że to, w jaki sposób dokładnie UE obliczy
udział każdego z krajów, zostanie ustalone dopiero po konferencji w
Kopenhadze, o ile oczywiście zakończy się ona sukcesem. Wcześniej
powstanie w tym celu specjalna grupa robocza.
Polska była w grupie krajów z nowej Unii, która chciała płacić możliwie
najmniej, bo - jak tłumaczyła - nie stać jej na hojne wsparcie.
Zdecydowano, że przy podziale zobowiązań mają być wzięte pod uwagę
różnice między unijnymi krajami, czyli ich możliwości finansowe.
Teraz, po uzgodnieniu wspólnego stanowiska Unia Europejska pojedzie na
międzynarodową konferencję klimatyczną w Kopenhadze, gdzie mają zapaść
decyzje w sprawie globalnej redukcji emisji dwutlenku węgla.
(IAR)
Czwartek, 2009-10-29
Tak będzie wyglądał
najwyższy polski wieżowiec
Sky Tower powstanie do Euro 2012 i będzie najwyższym wieżowcem w Polsce
- taką informację obwieścił Leszek Czarnecki, wrocławski milioner, na
spotkaniu ze studentami Uniwersytetu Ekonomicznego z cyklu "Przedsiębiorczość
- inicjatywa Leszka Czarneckiego".
To pierwsza oficjalna wypowiedź Czarneckiego o Sky Tower od listopada
ubiegłego roku. Wtedy biznesmen postanowił wstrzymać budowę. Ze względu
na kryzys gospodarczy nie było chętnych na zakup mieszkań i biur. Przez
prawie rok milczał jak grób zarówno on, jak i jego współpracownicy,
którzy nie zdradzali jakichkolwiek szczegółów związanych z wieżowcem. W
tym czasie pojawiło się w prasie wiele spekulacji na temat wysokości
budynku. - Teraz mogę powiedzieć, że będzie miał 207 metrów. Projekt nie
zmieni się znacznie. Wizualnie nie będzie właściwie żadnej różnicy -
zdradził Czarnecki.
Ale przyznał, że budynek zostanie "odchudzony". - Jego kubatura będzie
mniejsza niż planowaliśmy pierwotnie - wyjaśnił. Milioner zapewnił
również, że drapacz chmur powinien być gotowy do mistrzostw Europy w
piłce nożnej, czyli w połowie 2012 roku. - Co najwyżej wykańczane będą
łazienki w apartamentach - żartował.
Sky Tower to drapacz chmur budowany na rogu ul. Wielkiej i Powstańców
Śląskich. Początkowo miał wyrosnąć aż na 240 metrów. Zgodnie z planami,
w jego wnętrzu miały się znaleźć przede wszystkim ekskluzywne
apartamenty. Jednak później, z powodu coraz mniejszego zainteresowania
klientów kupowaniem mieszkań, stopniowo zwiększano powierzchnie biurowe.
Czarnecki nie chciał w środę powiedzieć, ile mieszkań powstanie
ostatecznie w wieżowcu, a ile będzie tam biur. - Wciąż trwają prace
projektowe. W marcu przyszłego roku uprawomocni się nowe pozwolenie na
budowę i wtedy poinformujemy o wszystkim dokładnie - zapowiedział
Czarnecki.
Teraz wieżowiec jest budowany w oparciu o stare pozwolenie, jeszcze
sprzed kryzysu. To jednak nie przeszkadza w prowadzeniu prac, bo w teraz
robotnicy budują pasaż handlowe. Dopiero nad nim wyrośnie wieża.
Zapytany o to, czy ciągle mamy w Polsce kryzys, Czarnecki podkreślał, że
warto zobaczyć, co się teraz dzieje na budowie wieżowca. - Budowa idzie
pełną parą. Zatrudniam 400 robotników, a niebawem będzie ich tam w sumie
1000 - opowiadał wrocławski biznesmen.
Budowa najwyższego wieżowca w Polsce pochłonie pół miliarda dolarów.
(Polska Gazeta Wrocławska),
(fot. Materiały inwestora)
Polski architekt wygrał konkurs na most w
Kopenhadze
Polski architekt pracujący w Wielkiej Brytanii Cezary Bednarski wygrał
międzynarodowy konkurs na prestiżowy projekt mostu, który ma stanąć w
centrum Kopenhagi.
- Nasz projekt został uznany za najbardziej wyrafinowany wizualnie i
technicznie spośród dziesięciu przedstawionych do konkursu - powiedział
Bednarski, absolwent architektury na Politechnice Warszawskiej. Projekt
Bednarskiego, opracowany we współpracy z firmą inżynierską Flint&Neill,
wygrał m.in. ze znaną w świecie firmą Arup oraz architektką Zahą Hadid.
Most długości 180 m będzie łączyć starą część Kopenhagi z nową. W
środkowej części będzie się otwierał na szerokość 40 m. Na jego obu
końcach będą place. Wyróżnia go oryginalny mechanizm otwierania -
środkowe ruchome elementy będą się wsuwały między części stałe.
- Na tradycyjnym moście zwodzonym część, po której się jeździ i chodzi,
podnosi się do góry. Na moście, który otwiera się pionowo, nie można
stać. Na naszym moście po prawej i lewej stronie przesuwanych elementów
są platformy, na których można z bliskiej odległości obserwować
przepływające statki, zaś samo przepłynięcie statku nie wstrzymuje ruchu
na moście - wyjaśnił Bednarski.
- Zaletą projektu jest także to, że wymogi energetyczne są minimalne.
Podnoszone mosty muszą przeciwdziałać grawitacji i do podniesienia i
zamknięcia wymagają mnóstwa energii. W przypadku naszego mostu zużycie
energii jest minimalne. W razie awarii można część ruchomą otwierać i
zamykać mechanicznie przy niewielkim wysiłku fizycznym - dodał.
Urodzony w Krakowie Bednarski założył swoją architektoniczną pracownię (Bednarski
Studio) w Londynie w 2001 r. Jest doradcą prezydent Warszawy i
konsultantem UNESCO. Konkurs w Kopenhadze był piątym z kolei, w którym
jego projekt mostu został uznany za najlepszy.
(PAP) Polska
pierwszym celem nowego szefa niemieckiego MSZ
Nowy minister spraw zagranicznych Niemiec Guido Westerwelle przyjedzie w
sobotę do Polski. Poinformował o tym szef polskiej dyplomacji Radosław
Sikorski podczas unijnego szczytu w Brukseli.
Sikorski powiedział, że Warszawa będzie pierwszą europejską stolicą,
którą odwiedzi nowy szef niemieckiej dyplomacji.
- Odnowiłem znajomość z ministrem spraw zagranicznych Niemiec. Miło mi
powiedzieć, że pierwszą stolicą, jaką nowy minister spraw zagranicznych
Niemiec odwiedzi jako minister, będzie już pojutrze Warszawa -
powiedział dziennikarzom szef polskiego MSZ, który wraz z prezydentem
Lechem Kaczyńskim i premierem Donaldem Tuskiem uczestniczy w dwudniowym
szczycie UE w Brukseli.
Guido Westerwelle jest szefem dyplomacji i wicekanclerzem w drugim
rządzie Angeli Merkel. Jej gabinet został zatwierdzony w środę.
(IAR)
W badaniu hostii z Sokółki popełniono "szkolny błąd"
Uniwersytet Medyczny w Białymstoku odcina się w oficjalnym stanowisku od
wyników badań, które zostały przeprowadzone przez pracowników tej
uczelni w sprawie tzw. cudu w Sokółce w woj. podlaskim - poinformował
rzecznik tej uczelni prof. Lech Chyczewski. Chodzi o opinie wydane przez
dwoje patomorfologów z tej uczelni, na które powołuje się komisja
kościelna zajmująca się wydarzeniami w kościele Św. Antoniego.
Na prośbę władz kościelnych przebadali oni próbkę pobraną z hostii, na
którym pojawiła się "plama sprawiająca wrażenie krwi". Według komunikatu
tej komisji, naukowcy ci orzekli zgodnie, że "przysłany do oceny
materiał wskazuje na tkankę mięśnia sercowego, a przynajmniej, ze
wszystkich tkanek żywych organizmu najbardziej ją przypomina".
"To nie były oficjalne badania"
Uniwersytet Medyczny odcina się oficjalnie od wyników tych badań i
podkreśla, że uczelnia ich nie firmuje. Takie jest stanowisko rektora
uczelni, które prof. Chyczewski, jako rzecznik prasowy, prezentuje w
najnowszym numerze wydawanego na uczelni pisma "Medyk białostocki".
- Myśmy tego nie robili, jako uczelnia - powiedział Chyczewski i dodał,
że badania zostały przeprowadzone w sposób nielegalny, "po cichu", poza
oficjalną drogą. Miało to miejsce w Akademickim Zakładzie Diagnostyki
Patomorfologicznej.
Chyczewski podkreśla, że uczelnia nie miała żadnego zlecenia do
wykonania tych badań, badanie nie zostało nigdzie zarejestrowane. -
Proszę nie przypisywać diagnozy żadnemu konkretnemu zakładowi
działającemu w instytucji zwanej Uniwersytetem Medycznym - napisał
Chyczewski w stanowisku.
Chyczewski napisał w oświadczeniu, że szanuje przeświadczenie kolegów o
cudzie przeobrażenia świętej hostii we fragment mięśnia sercowego,
jednak - jak zaznacza - jako człowiek wierzący, a jednocześnie wątpiący
medyk o przyrodniczym spojrzeniu na świat - ma wątpliwości. Chyczewski
napisał, że nie podważa diagnozy kolegów, chociaż "cechuje ich
emocjonalne podejście do wiary".
"Są doświadczonymi patologami, więc z dużym prawdopodobieństwem badana
przez nich tkanka pochodzi z mięśnia serca. Nasuwa się pytanie: z
czyjego serca?" - pisze rzecznik Uniwersytetu Medycznego w Białymstoku.
Podkreśla, że badanie histopatologiczne nie da tu odpowiedzi, a
wątpliwości rozwiałoby badanie genetyczno-molekularne.
Prof. Chyczewski uważa, że koledzy, którzy podjęli się diagnozy
popełnili szkolny błąd, polegający na tym, że próbowali połączyć
teologię i biologię, a to jego zdaniem jest niemożliwe.
Rzecznik poinformował też, że w rozmowie z metropolitą białostockim abp.
Edwardem Ozorowskim zaproponował przeprowadzenie szczegółowych
oficjalnych badań nad tkanką, ale metropolita miał odmówić, tłumacząc,
że sprawa wymaga spokoju. Chyczewski powiedział, że są też oferty badań
od innych doświadczonych specjalistów z innych ośrodków, np. Bydgoszczy.
"Materia niezwykle subtelna"
Już kilka tygodni temu, gdy informacja o badaniach została nagłośniona,
arcybiskup Ozorowski mówił: - Mamy do czynienia z materią niezwykle
subtelną. Jeśli wyznajemy, że jest to ciało Chrystusa, to nie można tak
sobie ciąć na kawałki i poddawać badaniom. Trzeba zachować ostrożność i
swoistą bojaźń.
Przed rokiem w Sokółce, komunikant upuszczony przez kapłana na ziemię w
czasie udzielania komunii umieszczony został - zgodnie z obowiązującymi
w takiej sytuacji zasadami kościelnymi - w specjalnym naczyniu, by
rozpuścił się w wodzie.
Po tygodniu pojawiła się na nim plama, sprawiająca wrażenie krwi. W
styczniu pobrano z niego próbkę, która została niezależnie zbadana przez
dwóch patomorfologów. W rok po wydarzeniach komisja kościelna orzekła,
że nie było ingerencji osób trzecich w sprawie "zjawisk eucharystycznych"
w kościele w Sokółce, a sprawę przekazano do Nuncjatury Apostolskiej.
Stamtąd powinna trafić do Watykanu.
(PAP)
Amerykanie przejęli sprawę strzałów na USS "Ramage"
Strzały, które w środę rano padły z pokładu amerykańskiego okrętu USS
Ramage cumującego w Gdyni, zostały oddane nieumyślnie, w czasie
rutynowej kontroli sprzętu - poinformowała prokuratura wojskowa.
Postępowanie wyjaśniające w tej sprawie poprowadzi strona amerykańska.
Do incydentu, w którym padły trzy strzały z karabinu zamontowanego na
USS Ramage, doszło rano. Nikt nie odniósł obrażeń, choć - jak
poinformował w czwartek po południu w specjalnym komunikacie szef
Wojskowej Prokuratury Garnizonowej w Gdyni kmdr Dariusz Furmański - na "prawdopodobniej
linii ostrzału" znajdowały się budynki Zarządu Morskiego Portu Gdynia,
Bałtycka Baza Masowa oraz trzy statki handlowe obcych bander.
Jak dodał Furmański, amerykański okręt pozostał na redzie portu do
momentu zakończenia czynności, w czasie których sprawdzano czy pociski
nie wyrządziły jakichś szkód materialnych. W środę po południu, gdy
okazało się, że żadnych szkód nie ma, okręt opuścił redę i udał się w
dalszy rejs.
Furmański dodał, że - zgodnie z zapisami umów zawartych między państwami
NATO - postępowanie wyjaśniające w tej sprawie poprowadzi strona
amerykańska.
Amerykański niszczyciel USS Ramage wpłynął do portu w Gdyni w niedzielę.
Okręt prowadził ćwiczenia na Bałtyku, przy tej okazji przypłynął do
Gdyni z wizytą roboczą, a także po to, by załoga mogła odpocząć. Okręt
cumował w cywilnym porcie przy Nabrzeżu Francuskim.
USS Ramage jest wielofunkcyjną jednostką przeznaczoną do zwalczania
statków nawodnych i podwodnych, przystosowany jest też do obrony
przeciwlotniczej. Na jego pokładzie znajduje się około 300 marynarzy.
Jednostka liczy 154 m długości i osiąga prędkość do 30 węzłów (ok. 56
km/h).
(PAP)
|
|
INDEX
|