zapisz
Się Na Naszą listę |
Proszę
kliknąć na ten link aby dotrzeć
do formularza gdzie można zapisać się na listę dystrybucyjną i w przyszłości
otrzymywać biuletyn bezpośrednio od nas.
Aby zapisać się szybko bez wypełniania formularza, proszę wysłać E-mail bez
żadnego tekstu poprzez kliknięcie tego
linku.
| |
Przyłącz się |
Jeśli masz jakieś informacje
dotyczące polskich wydarzeń i chciałbyś albo chciałabyś podzielić się nimi z
naszymi czytelnikami, to prześlij je do
nas.
Mile widziane są wywiady, felietony, zdjęcia i poezja. Proszę informować
nas o
wszystkich wydarzeniach polonijnych. | |
Promuj
polonię |
Każdy z nas może się przyczynić do
promowania Polonii w Winnipegu w bardzo prosty sposób. Mój apel jest aby
dodać dwie linie do waszej stopki (signature) aby zacząć promować
Polonijne wydarzenia w Winnipegu kiedykolwiek wysyłamy maila.
Tutaj są instrukcje jak dodać stopkę używając
Outlook Express.
Kliknij Tools-->Options
-->
Signatures
Zaznacz poprzez kliknięcie Checkbox
gdzie pisze
Add signature to all outgoing messages
W pole gdzie jest napisane Edit Signature proszę wpisać.
albo
Po tym kliknij Apply
I to wszystko. Od tej pory będziemy promować polskie wydarzanie w
Winnipegu automatycznie kiedy wyślemy maila do kogoś. Wszystkie programy
mailowe mają taką opcję tzw. signature i sposób jej dodania
będzie bardzo podobny do tego co opisałem dla Outlook Express | |
|
Polonijny
Biuletyn Informacyjny w Winnipegu |
INDEX
WIADOMOŚCI PROSTO Z
POLSKI |
Środa, 2009-11-25
Licealiści z Dolnego
Śląska pionierami w Unii
Sycowscy licealiści, jako jedni z nielicznych, mogli wziąć udział w
pierwszej w całej Unii Europejskiej próbnej maturze. Trzecioklasiści
pisali ją, wykorzystując komputery i internet.
Uczniowie sycowskiego Liceum Ogólnokształcącego, jako jedni z
nielicznych w Polsce mogli, wziąć udział w próbnej maturze z matematyki
za pośrednictwem internetu.
29 października 10 tysięcy uczniów z całej Polski brało udział w
pionierskiej e-maturze przygotowanej przez Politechnikę Łódzką. Do tej
pory w żadnym kraju Unii Europejskiej nie przeprowadzono matury w tej
formie i na taką skalę. W naszej placówce przystąpiło do niej 39
licealistów. Wynik próbnego egzaminu maturalnego przyniósł uczniom
sycowskiego liceum spokój przed najważniejszą rozgrywką, ponieważ
wszyscy zdali. Uczeń z najsłabszym wynikiem zdobył 40 proc., a z
najwyższym osiągnął 82 proc. Średnia wyników wyniosła 63 proc.
- Ten sprawdzian był ciekawy i nietrudny. Jednak z uwagi na to, że w
zadaniach otwartych uczniowie musieli rozwiązywać zadania wg ustalonych
"sztywnych" schematów, wielu z nich potraciło punkty. Nie mogli
rozwiązywać zadań swoimi sposobami, które dawały również dobre efekty -
tłumaczy Anna Chowańska - Morozowicz nauczycielka matematyki z ogólniaka.
W kolejnym zmaganiu, jakim była próbna matura z matematyki, ale
przeprowadzana już w tradycyjny sposób, brali udział wszyscy uczniowie z
klas maturalnych. Pieniądze na ten cel pochodziły z Europejskiego
Funduszu Społecznego w ramach programu Kapitał Ludzki. 3 listopada z
królową nauk zmagało się w LO 138 maturzystów.
- Poziom próbnej matury z tą prawdziwą pokrywa się. Uczniowie z klas o
profilach, gdzie przedmioty ścisłe są wiodące wychodzili zadowoleni z
sali. Gorsze nastawienie do sprawy mają uczniowie, którzy zdają
matematykę z przymusu. Sądzę jednak, że mają dużą szansę zdobyć co
najmniej 30 proc. - uspokaja Anna Chowańska- Morozowicz. Wyniki
listopadowej matury poznamy w grudniu.
Około 140 uczniów zmaga się od wczoraj z próbną maturą, która została
ufundowana z pieniędzy unijnych. Arkusze przygotuje Wydawnictwo
Pedagogiczne "Operon". Egzamin z języka polskiego odbył się 24 listopada,
dziś maturzyści piszą "matmę", w czwartek język obcy, a w piątek
przedmiot dodatkowy.
Młodzież z sycowskiego liceum nie ma czasu na wytchnienie. Starostwo
Powiatowe w Oleśnicy zdecydowało się zakupić diagnozy, które zostały
opracowane przez Wydawnictwa Szkolne i Pedagogiczne, dla klas programowo
najwyższych. Próbne egzaminy maturalne na poziomie podstawowym odbędą
się między 8 a 10 grudniem 2009 r. Język polski zaplanowano na 8 grudnia,
matematykę na 9, a test z języka obcego na 10 grudnia.
Dyrekcja Liceum Ogólnokształcącego w Sycowie nie marnuje żadnej okazji i
wykorzystuje wszystkie możliwe szanse. Do końca roku rusza projekt o
nazwie "Z peryferii do centrum" finansowany ze środków unijnych przy
udziale budżetu państwa. Wykonawcą tego przedsięwzięcia będzie firma
Optima z Opola. Projekt przewiduje systematyczną pracę edukacyjną z
uczniami dwóch kolejnych roczników. Podstawowym schematem działań będzie
utworzenie pięciu kół z matematyki, fizyki, chemii, biologii i języka
angielskiego, na dwóch poziomach: dla uczniów mających trudności i dla
tych bardziej uzdolnionych.
(Polska Gazeta Wrocławska)
Kolejna kontrowersyjna wypowiedź o. Rydzyka
- Hitler nie miał Boga w sercu. To tak jak Unia Europejska teraz - mówił
ojciec Tadeusz Rydzyk podczas spotkania Rodziny Radia Maryja w parafii
św. Jerzego w Kętrzynie. Szef Radia Maryja skomentował w ten sposób
niedawny wyrok Europejskiego Trybunału Praw Człowieka w Strasburgu,
który nakazał usunięcie krzyża w jednej z włoskich szkół. O sprawie
można przeczytać na blogu "Głos Rydzyka".
O. Ryzyk porównał Unię Europejską do Hitlera podczas spotkania w
Kętrzynie, czyli w pobliżu Wilczego Szańca. Stąd też prawdopodobnie
pojawiło się to dość szokujące zestawienie.
O. Rydzyk nawiązał również do inicjatywy posłanki Joanny Senyszyn, która
chce usunąć krzyże z polskich szkół. - I co jedna tam jakaś niby
profesorka, nie wiem po jakich akademiach pierwszomajowych czy innych,
mówi: krzyże pousuwać! Boże mój, toż to przecież kara Boska, zgodzicie
się czy nie? – mówił szef Radia Maryja. Wierni odpowiedzieli mu zgodnie:
tak.
- Przecież tylko pod tym krzyżem, pod tym znakiem Polska jest Polską, a
Polak Polakiem – przekonywał redemptorysta. - I trzymajcie się, nawet
gdyby was młodzież nazywała „moherowe berety”. Dla Chrystusa, dla
ojczyzny cierpieć, to jest duma. Tak czy nie? – pytał wiernych. I znów
padła chóralna odpowiedź: tak.
Wyrok Trybunału
Kilka tygodni temu Europejski Trybunał Praw Człowieka w Strasburgu
orzekł, że wieszanie krzyży w klasach to naruszenie "prawa rodziców do
wychowania dzieci zgodnie z własnymi przekonaniami" oraz "wolności
religijnej uczniów". Orzeczenie to wydał w związku ze skargą na obecność
krzyża, złożoną przez obywatelkę włoską pochodzącą z Finlandii. Ponadto
trybunał nakazał państwu włoskiemu wypłatę kobiecie odszkodowania w
wysokości 5 tysięcy euro za "straty moralne".
Wyrok Trybunału w Strasburgu jest szeroko komentowany m.in. we Włoszech
i w Polsce. W Święto Niepodległości Prezydent RP Lech Kaczyński mówił
m.in., że "nikt nie będzie w Polsce przyjmował do wiadomości, że w
szkołach nie wolno wieszać krzyży".
Metropolita krakowski kard. Stanisław Dziwisz określił natomiast
orzeczenie jako "niezrozumiałe i budzące obawy o przyszłość wolności
religijnej w Europie". W stanowisku przekazanym mediom 5 listopada
kardynał napisał m.in., że werdykt Trybunału "nie ma nic wspólnego z
ideą założycielską twórców Unii Europejskiej".
(wp.pl)
Dzieła największych polskich artystów na aukcji charytatywnej
Już po raz czwarty, 26 listopada w Muzeum Narodowym w Warszawie odbędzie
się Aukcja Charytatywna „ziarno SZTUKI – ogród NADZIEI”. Wśród prac
przekazanych na licytację znalazły się dzieła polskich i zagranicznych
artystów, w tym m. in. Andrzeja Pągowskiego, Leona Tarasewicza, Andrzeja
Dudka – Durera, Joanny Pawlik, Dariusza Mląckiego, Rafała Olbińskiego.
Dochód z inicjatywy zostanie przekazany na organizację Integralnego
Programu Pomocy Psychoonkologicznej dla osób chorych na nowotwory i ich
najbliższych w 2010 r. Organizatorem inicjatywy jest Fundacja
Psychoonkologii „Ogród Nadziei”.
W tym roku aukcja „ziarno SZTUKI – ogród NADZIEI” odbędzie się już po
raz czwarty. Dochód ze sprzedaży prac podczas zeszłorocznej edycji
projektu został w całości przekazany na realizację Integralnego Programu
Pomocy Psychoonkologicznej, w ramach której przeprowadzono bezpłatne
warsztaty psychoedukacyjne, 3-miesięczną grupę terapeutyczną według
Programu Simontona, 6-miesięczną grupę terapii tańcem i ruchem, sesje
grupowe jogi leczniczej oraz ok. 250 sesji psychoterapii indywidualnej.
Z pomocy Fundacji skorzystało dotychczas ponad 700 osób chorych na
nowotwory i ich bliskich.
- Podczas aukcji planujemy zlicytować ponad 170 prac. Wszyscy, którzy
nie będą mogli pojawić się tego dnia osobiście, będą mogli wylicytować
prace podczas równolegle prowadzonej licytacji internetowej na portalu
artinfo.pl. Ceny wywoławcze obiektów to 100 zł. Wierzę, że znajdą tam
Państwo prace swoich ulubionych artystów, a przy okazji wesprą
działalność naszej fundacji. – mówi Oliwia Szczuka - Rodzeń, koordynator
projektu z Fundacji Psychoonkologii „Ogród Nadziei”.
Parterem Aukcji jest Muzeum Narodowe w Warszawie. Miejsce: w holu
głównym Muzeum Narodowego, Al. Jerozolimskie 3, Warszawa. Termin: 26
listopada, czwartek o godzinie 17.00, licytacja od godziny 18.00.
Sponsorzy: Bracia Majewscy, City Self-Storage, Niespodzianki.pl,
Siódemka, Soft Script. Patronat Honorowy: Business Centre Club oraz
Akademia Sztuk Pięknych w Warszawie.
(wp.pl)
Wtorek, 2009-11-24
Polska rodzina
wyeksmitowana przez Niemkę ma już dom
Rodzina Głowackich z Nart koło Szczytna (warmińsko-mazurskie), której
sąd nakazał eksmisję z gospodarstwa należącego do Agnes Trawny, przyjęła
mieszkanie zaproponowane przez wojewodę. W mieszkaniu w Kamionku koło
Szczytna mają zamieszkać młodzi Głowaccy z dwójką dzieci.
W ubiegłym tygodniu Sąd Rejonowy w Szczytnie nakazał eksmisję rodzin
Moskalików i Głowackich, w sumie 12 osób, z siedliska, które na mocy
wyroku Sądu Najwyższego odzyskała w 2005 roku Agnes Trawny.
Jeszcze przed sprawą o eksmisję wojewoda warmińsko-mazurski zaoferował
rodzinom mieszkania z zasobu Agencji Nieruchomości Rolnej.
We wtorek Władysława Głowacka powiedziała, że jej syn z rodziną przyjmą
60-metrowe mieszkanie w Kamionku, które zaproponował wojewoda
warmińsko-mazurski Marian Podziewski.
- Ja z mężem się nigdzie nie wyprowadzę. W Nartach mam 92-metrowe
mieszkanie. Czekam, aż nadleśnictwo w Szczytnie przekaże mnie i mężowi
mieszkanie, w przeciwnym razie wytoczę nadleśnictwu sprawę o
odszkodowanie - powiedziała Władysława Głowacka.
Podkreśliła, że ma ogromny żal do nadleśnictwa, ponieważ jej mąż, który
pracował przez kilkadziesiąt lat w Lasach Państwowych, teraz staje się
osobą bezdomną.
Nadleśniczy nadleśnictwa w Szczytnie Janusz Kleszczewski powiedział, że
nie ma w zasobach mieszkania, które mógłby przekazać Głowackim.
Podkreślił, że jeśli Głowaccy założą Lasom Państwowym sprawę w sądzie,
to on czekać będzie na rozstrzygnięcie.
Moskalikowie nie przyjęli oferty mieszkaniowej od wojewody. Krystyna
Moskalik powiedziała, że wyprowadzka daleko od Nart może wiązać się z
utratą pracy czy zmianą szkół dzieci.
- To nie jest takie proste. My chcielibyśmy mieszkanie blisko
dotychczasowego miejsca zamieszkania- powiedziała Moskalik.
Sąd Rejonowy w Szczytnie orzekł w czwartek, że rodziny Moskalików i
Głowackich muszą opuścić dom w Nartach, który formalnie należy do
obywatelki Niemiec Agnes Trawny. Sąd uznał, że lokale zastępcze obu
rodzinom się nie należą, m.in. dlatego że dorośli członkowie obu rodzin
mają dochody - pracują lub są na emeryturze.
Pomoc rodzinom Głowackich i Moskalików zaoferował klub PiS, który ma na
ich rzecz przekazać 50 tys. zł.
Trawny odzyskała gospodarstwo w Nartach, które jest jej ojcowizną,
wyrokiem Sądu Najwyższego w grudniu 2005 r. Zgodnie z ustawą o ochronie
praw lokatorów, Moskalikowie i Głowaccy mogli mieszkać w Nartach do 13
grudnia 2008 roku. Ponieważ do tej pory nie wyprowadzili się dobrowolnie,
Trawny założyła im sprawę o eksmisję.
Agnes Trawny - mieszkająca na Mazurach do połowy lat 70. - otrzymała w
1970 roku jako ojcowiznę działki w Nartach i Witkówku o łącznej
powierzchni 59 ha. Gdy w 1977 r. wyjechała na stałe do Niemiec, ówczesny
naczelnik gminy Jedwabno wydał decyzję o przejściu tej nieruchomości na
rzecz Skarbu Państwa. Nieruchomość w Nartach przeszła pod zarząd Lasów
Państwowych i zamieszkali tam pracownicy leśni.
(PAP)
Józef Glemp przestaje być prymasem Polski
Emerytowany metropolita warszawski kard. Józef Glemp 18 grudnia skończy
80 lat i - zgodnie z decyzją papieża Benedykta XVI - zakończy 28-letnią
posługę jako urzędujący prymas Polski. Z tej okazji w środę biskupi
polscy podczas mszy św. na Jasnej Górze podziękują mu za jego pracę.
W sobotę 19 grudnia tytuł prymasa Polski przejmie abp Henryk Muszyński,
obecny metropolita gnieźnieński. Od tej chwili tytuł prymasa powróci do
gnieźnieńskiej stolicy biskupiej, z którą jest historycznie związany.
Kard. Józef Glemp od poniedziałku bierze udział w rekolekcjach biskupów
polskich na Jasnej Górze, które zakończą się w czwartek zebraniem
plenarnym Konferencji Episkopatu Polski. To ostatnie wydarzenia, w
których kardynał występuje jako urzędujący prymas. Z tej okazji, biskupi
polscy podczas środowej mszy św. w Kaplicy Matki Bożej podziękują mu za
jego 28-letnią pracę. Homilię wygłosi przewodniczący Episkopatu, abp
Józef Michalik. Prymas otrzyma w darze od biskupów kielich mszalny.
52-letni Józef Glemp został mianowany arcybiskupem metropolitą
warszawskim i gnieźnieńskim 7 lipca 1981 r. po śmierci Prymasa
Tysiąclecia kard. Stefana Wyszyńskiego. Po reorganizacji struktur
Kościoła w Polsce 25 marca 1992 kard. Glemp pozostał arcybiskupem
metropolitą warszawskim, zachował jednak godność prymasa Polski jako
kustosz relikwii św. Wojciecha.
Do osiągnięcia wieku emerytalnego w grudniu 2004 r. kard. Józef Glemp
był przewodniczącym Rady Stałej (dawniej Rady Głównej) i Konferencji
Episkopatu Polski. Był także przewodniczącym II Synodu Plenarnego w
Polsce, który obradował w latach 1991-99. W latach 1981-2004 kard. Glemp
przewodził Konferencji Episkopatu Polski i polskiemu Kościołowi. Przez
pierwsze 13 lat pełnił tę funkcję z urzędu. Natomiast przez następne 10
lat - zgodnie z nowym statutem Episkopatu Polski - z wyboru.
Posługa prymasowska kard. Glempa rozpoczęła się w latach burzliwego
okresu politycznego, kiedy rodziła się Solidarność. Już w pierwszym roku
na urzędzie prymasa kard. Glempa zastał stan wojenny. Jego wezwania o
zachowanie spokoju i zaniechanie bratobójczej walki, wygłoszone 13
grudnia 1981 r. w warszawskim kościele Matki Boskiej Łaskawej,
komunistyczna propaganda usiłowała wykorzystać do wmówienia, że prymas
kolaboruje z władzą, przypinać mu łatkę "czerwonego prymasa". Dopiero po
25 latach arcybiskup gdański Tadeusz Gocłowski wyznał, że papież Jan
Paweł II popierał postawę prymasa Glempa.
W 2005 r. Katolicka Agencja Informacyjna ujawniła materiały z IPN, z
których wynika, że przez 15 lat SB próbowała bezskutecznie skłonić
Glempa do współpracy. Inwigilowano go w latach 1964-79; uznano nawet za
kandydata na tajnego współpracownika. Teczka ks. Glempa kończy się
uznaniem, że nie nadaje się on na tajnego współpracownika.
Z zemsty za odmowę współpracy władze PRL udaremniły w 1975 r. nominację
Glempa na arcybiskupa wrocławskiego, a w 1977 - na arcybiskupa
poznańskiego. Wpis zamykający sprawę SB sporządziła w momencie, gdy ks.
Glemp został mianowany biskupem warmińskim - 4 marca 1979 r.
Po 1989 r., prymas Glemp patronował stronie solidarnościowej przy
Okrągłym Stole. Po powołaniu pierwszego niekomunistycznego rządu dbał o
obecność religii w życiu publicznym. To wtedy do szkół wróciły lekcje
religii (1992 r.), a rząd Hanny Suchockiej podpisał konkordat ze Stolicą
Apostolską (1993 r.).
Prymas był krytykowany za kontrowersyjne wypowiedzi w czasie konfliktu o
klasztor karmelitanek na tzw. żwirowisku na terenie byłego obozu
hitlerowskiego w Birkenau. Rabin Weiss domagał się, by siostry opuściły
to miejsce. Osoby krytykujące postawę Glempa, który sprzeciwiał się temu,
prymas nazwał "kundelkami".
Glemp był też inicjatorem modłów za Żydów pomordowanych w Jedwabnem, a w
jubileuszowym dla Kościoła 2000 roku w wielkim nabożeństwie w Warszawie
publicznie wyznał swe winy i przepraszał za popełnione błędy. Łamiącym
głosem mówił, że do dziś ma sobie za złe, że nie ustrzegł od śmierci
księdza Jerzego Popiełuszki, zamordowanego przez SB w 1984 r. To uważa
prymas za swoją największą porażkę.
Dziełem, któremu kard. Glemp poświęcił się w ostatnich latach, była
budowa Świątyni Opatrzności Bożej w warszawskim Wilanowie.
Po przejściu na emeryturę zamieszkał w przygotowanym dla niego domu w
Wilanowie, w pobliżu Kościoła św. Anny.
(PAP)
Poniedziałek,
2009-11-23
Na drinka tylko do Polski
POLSCY BARMANI NAJLEPSI NA ŚWIECIE
Do jakiego baru najlepiej pójść na drinka? Do polskiego, oczywiście.
Podczas Mistrzostw Świata Barmanów nasi rodacy zdeklasowali swoich
rywali. Pierwsze miejsce zajął Tomasz Małek, a drugie Marek Posłuszny.
Na trzecim miejscu uplasował się Włoch Marco Canova.
Zawody odbyły się w niedzielę w klubie Champions w hotelu Marriott. O
tytuł najlepszego walczyli profesjonaliści z całego świata, m.in.
Wielkiej Brytanii, Włoch, Francji i Łotwy.By przyjechać na finał do
Polski musieli wcześniej wygrać lokalne eliminacje w swoich krajach.
Każdy z uczestników miał za zadanie w sześć minut przygotować cztery
drinki. Jednak poza podaniem smacznych i oryginalnych napojów, barmani
musieli wykazać się swoimi umiejętnościami żonglerskimi i zrobić
prawdziwe show.
Polacy na podium
Bezkonkurencyjny okazał się Tomasz Małek. Polak tytuł mistrza świata
zdobył po raz piąty.
- To wspaniałe uczucie. Jestem naprawdę szczęśliwy, bo ćwiczyłem
naprawdę ciężko. Jeśli nie trenuję, to albo śpię, albo spędzam czas ze
swoją dziewczyną - opowiadał zwycięzca.
TVN24
Naukowcy ostrzegają - Bałtyk zaleje nadbrzeżne miasta
Fińscy eksperci ostrzegają przed stopniowym wzrostem poziomu wód Bałtyku.
Zjawisko to może zagrażać zalaniem części nadbrzeżnych miast.
Jak powiedział fińskiemu publicznemu radiu przedstawiciel państwowej
służby ochrony środowiska, poziom Bałtyku może się podnieść w ciągu
kilkudziesięciu lat od 50 centymetrów do trzech metrów. Będzie to
zależeć od wielu czynników, w tym: kierunku wiatru, siły i liczby
sztormów.
Eksperci uważają, że fakt wzrostu poziomu morza trzeba brać już teraz
pod uwagę przy planowaniu przestrzennym w rejonach nadmorskich.
Zdaniem fińskich specjalistów, nie powinno się już budować domów na
miejscach położonych poniżej czterech metrów nad średnim poziomem
Bałtyku. Finowie twierdzą w związku z tym, że istnieje konieczność
opracowania nowych map topograficznych, precyzyjnie odwzorowujących
rzeczywiste wysokości nad poziomem morza.
(IAR)
Poznań czeka najazd młodych ludzi
Przygotowania do Europejskiego Spotkania Młodych w Poznaniu wkraczają w
decydującą fazę. Za miesiąc i pięć dni do stolicy Wielkopolski może
przyjechać aż 70 tysięcy młodych ludzi nie tylko ze Starego Kontynentu,
ale także z Azji i Afryki. Wczoraj z apelem o gościnność zwrócił się do
archidiecezjan arcybiskup Stanisław Gądecki, metropolita poznański.
Europejskie Spotkanie Młodych organizuje ekumeniczna Wspólnota z Taizé
od 1980 roku. Poznań jest trzecim polskim miastem po Wrocławiu i
Warszawie, które będzie organizatorem tego wydarzenia. Wstępne szacunki
wskazują, że w Poznaniu na przełomie roku spotka się nawet 70 tysięcy
młodych ludzi. Już 15 tysięcy osób z różnych krajów świata oficjalnie
potwierdziło swój przyjazd do Poznania. A trzeba pamiętać, że większość
Polaków zgłosi się zapewne na ostatnią chwilę.
Taka liczba zgłoszeń to między innymi efekt działań promocyjnych. Poznań
pokazał się w wakacje w samej wsi Taizé we Francji. Młodzi w koszulkach
"See you in Poznań" zapraszali do Polski gości z licznych krajów świata.
Na Jasnej Górze w Częstochowie umieszczono ogromny baner reklamowy z
zaproszeniem do Poznania.
Na pewno przyjadą młodzi z Francji, Portugalii, Włoch i Niemiec, ale też
z Ukrainy, Białorusi, Rosji, Turkmenistanu i z Uzbekistanu. Jest również
dwanaście zgłoszeń z Togo, republiki w zachodniej Afryce nad Zatoką
Gwinejską. Z kolei kilkudziesięciu młodych ludzi z włoskiej L'Aquili,
dotkniętej w tym roku trzęsieniem ziemi, przybędzie na koszt
organizatorów.
Miniony weekend w poznańskim centrum przygotowań upłynął pod znakiem
odwiedzin parafialnych koordynatorów przygotowań, którzy przekazali
informacje dotyczące m.in. liczby osób gotowych przyjąć młodych ludzi w
swoich domach. Za tydzień okaże się, czy spełni się marzenie
organizatorów, by wszystkich zakwaterować u rodzin.
- Rozdaliśmy ponad sto tysięcy broszurek na temat spotkania. A w
przygotowania zaangażowało się aż 158 parafii w Poznaniu i okolicach -
podkreśla brat Marek ze Wspólnoty z Taizé, poznaniak z urodzenia.
O wielkopolską gościnność apelują hierarchowie archidiecezji poznańskiej.
- Zwracam się do wszystkich naszych archidiecezjan z apelem o
poszerzenie serc - mówi arcybiskup Stanisław Gądecki, metropolita
poznański. - Mam nadzieję, że wszyscy, którzy przyjadą, znajdą
zakwaterowanie w rodzinach, a nie szkołach. Dlatego zachęcam, by jak
najszybciej zgłosić organizatorom deklarację gościnności. Trzeba pozbyć
się lęku, bo młodzi nie są uciążliwi. Bracia podkreślają, że pielgrzymi
potrzebują tylko dwa metry kwadratowe i przebywają w domach tylko od
godziny 22 do ósmej rano. Byłoby więc rzeczą niewyobrażalną, gdyby ten
moment szczególny dla archidiecezji, Polski i Kościoła w Europie,
przeszedł niezauważony i nienależycie przeżyty - podkreśla arcybiskup
Gądecki.
Europejskie Spotkanie Młodych będzie dużym przedsięwzięciem. W jego
przygotowanie zaangażowały się władze miasta, powiatu i województwa.
Uruchomionych zostanie dwadzieścia specjalnych pociągów, dzięki którym
młodzi przyjadą na spotkania z okolicznych miejscowości - Gniezna, Środy
Wielkopolskiej czy Kościana. Modlitwy będą odbywały się w halach MTP,
które według organizatorów na pięć dni staną się wielką bazyliką.
Europejskie Spotkanie Młodych w Poznaniu rozpocznie się we wtorek 29
grudnia i potrwa do soboty 2 stycznia.
- Chcielibyśmy, by to wydarzenie było przypowieścią o zaufaniu
opowiedzianą przez młodych - podkreśla brat Marek.
Program ramowy spotkań młodych
29 grudnia: Przyjęcie uczestników. Wieczorem na terenie MTP kolacja i
modlitwa.
30 grudnia: Rano w parafiach spotkania w grupach. Po południu spotkania
tematyczne prowadzone przez braci z Taizé i zaproszonych gości.
31 grudnia: Od rana program jak dzień wcześniej. O godzinie 23 w
parafiach czuwanie w intencji pokoju na świecie i powitanie Nowego Roku
– Święto Narodów.
1 stycznia: Od rana spotkania w parafiach. W południe świąteczny obiad z
rodzinami. Po południu spotkania w grupach narodowych lub regionalnych.
Wieczorem kolacja i wspólna modlitwa.
2 stycznia: Rano w parafiach modlitwa pożegnalna. W południe wyjazd.
(Polska Głos Wielkopolski)
Niedziela,
2009-11-22
Polacy odznaczeni
medalami "Sprawiedliwy wśród Narodów Świata"
Siedmioro Polaków zostało pośmiertnie odznaczonych medalami "Sprawiedliwy
wśród Narodów Świata". Odznaczenia przekazał krewnym uhonorowanych osób
wiceambasador Izraela w Polsce Yahel Vilan podczas uroczystej ceremonii
w Książnicy Pomorskiej w Szczecinie.
Od 1963 roku Instytut Yad Vashem w Jerozolimie przyznaje tytuły "Sprawiedliwy
wśród Narodów Świata" osobom, które w czasie Holokaustu bezinteresownie
niosły pomoc prześladowanym Żydom.
Jak podkreślił wiceambasador, nie ma bardziej zaszczytnego zadania dla
izraelskiego dyplomaty niż wręczanie tego odznaczenia. Przypomniał
sentencję wyrytą na medalu: "Kto ratuje jedno życie, ratuje cały świat".
Odznaczenie przyznane Marii Karpiuk za uratowanie sześcioosobowej
rodziny Soroków odebrał jej wnuk Henryk Łuczak. W czasie wojny pani
Maria, samotnie wychowująca troje dzieci w swoim gospodarstwie we wsi
Motwica, w pow. Włodawa, w ziemiance wykopanej pod stodołą ukrywała
rodzinę Soroków.
Maria i Jan Lisowscy mieszkający w Wilnie, tuż przed ostateczną
likwidacją tamtejszego getta we wrześniu 1943 r. przyjęli do swojego
domu czworo uciekinierów. Ukrywali ich dziesięć miesięcy.
Jak opowiadał Janusz Lisowski, syn odznaczonych, rodzina Lisowskich
wybudowała specjalny bunkier dla czworga Żydów. Budowali go nocą; ziemię
wynosili także pod osłoną nocy nad rzekę. Do zamaskowanego schronu
wchodziło się przez szafę.
Medal przyznano także Łucji i Witalisowi Łukasiewiczom, którzy w czasie
wojny uratowali z getta małego chłopca, Romana Liebesa.
Uhonorowani Maria i Andrzej Tkaczowie w czasie wojny w swoim
gospodarstwie w Bieszczadach udzielili schronienia żydowskim uchodźcom,
ukrywającym się w okolicznych lasach. Sami mieli dziewięcioro dzieci.
Wśród uciekinierów znajdowała się rodzina Segal, z której wojnę przeżył
jedynie nastoletni Melech. Tkaczowie ukrywali go przez osiem miesięcy.
Po wojnie Melech Segal wyjechał do Izraela, a Tkaczowie zamieszkali w
Kołobrzegu.
- Chcemy, żeby świat wiedział, że warto ponieść ryzyko, bo nasz ojciec
ryzykował jedenastoosobową rodziną i swoim dobytkiem. Nie dla medalu mój
ojciec to zrobił, co zrobił, nie dla zaszczytu. Cieszymy się bardzo, że
Melech Segal przeżył i żyje - powiedział syn Tkaczów, Mikołaj.
Uroczystości towarzyszyła wystawa "Uczynki, za które nie ma zapłaty.
Sprawiedliwi z Zachodniopomorskiego", przygotowana przez szczeciński
oddział Instytutu Pamięci Narodowej.
Medalem "Sprawiedliwy Wśród Narodów Świata" odznaczono dotychczas ponad
21 tys. osób, z czego największą liczbę - ponad 6 tys. - stanowią Polacy.
(PAP)
Zmarła wybitna profesor Maria Kobuszewska-Faryna
W Warszawie zmarła prof. dr hab. med. Maria Kobuszewska-Faryna. Miała 89
lat. Wybitna patomorfolog, nauczyciel akademicki, siostra aktora Jana
Kobuszewskiego. Już jako studentka medycyny działała w oddziałach
sanitarnych w czasie Powstania Warszawskiego. Wcześniej była krótko
więźniem Pawiaka. W czasie okupacji uczyła się medycyny na tajnych
kompletach.
Profesor Maria Kobuszewska-Faryna była organizatorem i wieloletnim
kierownikiem Zakładu Patomorfologii Szpitala Bielańskiego w Warszawie.
Zasłużony pedagog, wykształciła ogromną rzeszę lekarzy. Stworzyła
Centrum Medycznego Kształcenia Podyplomowego. Przez wiele lat
organizowała kursy, szkolenia i egzaminy dla lekarzy z całej Polski.
Profesor Maria Kobuszewska-Faryna jest autorką wielu publikacji, między
innymi, podręcznika histopatologii ginekologicznej. Działała też w wielu
polskich i zagranicznych stowarzyszeniach, między innymi Europejskim
Towarzystwie Patologów i Europejskim Towarzystwie Nauczania.
Za swoją pracę otrzymała wiele nagród i odznaczeń, między innymi,
godność "Medicus Nobilis" od Polskiego Towarzystwa Lekarskiego, Krzyż
Kawalerski, Krzyż Komandorski Odrodzenia Polski, medal Komisji Edukacji
Narodowej.
(IAR)
Ruszają konsultacje ws. "rewolucji Tuska"
W najbliższych dniach zaczną się konsultacje z szefami klubów
parlamentarnych w sprawie zaproponowanych przez premiera Donalda Tuska
zmian w konstytucji - zapowiedział wiceszef klubu PO, były minister w
kancelarii premiera, Rafał Grupiński.
Jak powiedział Rafał Grupiński konsultacje ruszą w najbliższym czasie,
bo premierowi zależy, by "w miarę szybko" rozpocząć prace nad projektami
zmian w konstytucji. Jego zdaniem opozycja powinna wstrzymać się z
ocenianiem propozycji do czasu, kiedy pozna ich szczegóły.
- Opozycja nie poznała jeszcze szczegółów tych propozycji, a już je
neguje. To nie jest odpowiedzialne podejście - zaznaczył. Dlatego - jak
dodał - uważa, że to zachowanie "niepoważne".
W sobotę premier przedstawił propozycje zmian w konstytucji, zgodnie z
którymi pełną odpowiedzialność za władzę wykonawczą w państwie ponosiłby
"gabinet, wspierany przez większość parlamentarną". Już w kolejnych
wyborach prezydent miałby być wybierany przez Zgromadzenie Narodowe, nie
powinien też mieć prawa weta. Premier chciałby również zmniejszenia
wielkości obu izb - sejmu i senatu. Opowiada się też za wyborem
senatorów w okręgach jednomandatowych, a posłów - według ordynacji
mieszanej.
(PAP)
Sobota, 2009-11-21
Aukcja Wielkiego Serca
przyniosła ponad 450 tys. zł
Ponad 450 tys. złotych przyniosła XVIII aukcja Wielkiego Serca w
Krakowie, podczas której licytowano dzieła najwybitniejszych polskich
artystów. Cały dochód z licytacji przeznaczony zostanie na rzecz
Specjalnego Ośrodka Szkolno-Wychowawczego nr 1 w Krakowie.
Najdrożej - za 16 tys. zł - sprzedany został obraz olejny Grupy The
Krasnals "Wielki Krasnal Wielkie Serce Michaela Jacksona i Jeffa Koonsa
od Krasnali dla dzieci" razem z mniejszym, wykonanym kredką, o tym samym
tytule. Publiczność aukcji o autorstwo "Krasnali" podejrzewała Wilhelma
Sasnala, ale nie zostało to oficjalnie potwierdzone.
Wysoką cenę 15 tys. zł zapłacono za "Dachy" Jacka Sienickiego, za 13 tys.
zł wylicytowano obraz "Mały łuk cytrynowy" Jerzego Kałuckiego.
W tegorocznej aukcji wystawiono 209 prac. Cena wywoławcza każdej pracy
wynosiła 100 zł. Obrazy podarowali na aukcję artyści, ich rodziny lub
marszandzi. Aukcję w Muzeum Sztuki i Techniki Japońskiej Manggha
tradycyjnie prowadził Andrzej Starmach, gospodynią była Anna Dymna.
Podczas aukcji sprzedano prawie wszystkie prace.
Uczestnicy licytowali m.in. dzieła Wilhelma Sasnala, Jerzego
Nowosielskiego, Jerzego Panka, Małgorzaty Abakanowicz.
Aukcja Wielkiego Serca to wyjątkowa okazja dla miłośników i
kolekcjonerów polskiej sztuki współczesnej, którzy co roku przyjeżdżają,
by w niej uczestniczyć. Jej organizatorzy szczycą się zaufaniem
najwybitniejszych twórców.
- Jesteśmy bardzo zadowoleni z przebiegu tegorocznej aukcji. Wszystkie
zdobyte pieniądze przeznaczymy jak zawsze na potrzeby naszych
wychowanków, głównie ich rehabilitację i wypoczynek - powiedział po
aukcji prezes Stowarzyszenia "Wielkie Serce" na rzecz Specjalnego
Ośrodka Szkolno-Wychowawczego nr 1 w Krakowie Jarosław Statek.
Specjalny Ośrodek Szkolno-Wychowawczy nr 1, noszący imię Jana Matejki,
to najstarsza tego typu placówka oświatowa w Krakowie. Obecny rok
szkolny to 63. rok istnienia ośrodka.
W ośrodku uczy się obecnie ok. 400 dzieci, z czego 80 mieszka w
internacie. Na ośrodek składają się dwie szkoły: Zasadnicza Szkoła
Zawodowa nr 30 i Szkoła Przysposabiająca do Pracy nr 2. Wychowankowie
ośrodka to dzieci o specjalnych potrzebach edukacyjnych, bardzo często
pochodzące z rodzin biednych. Prawie połowa wychowanków pozostaje pod
stałą opieką lekarską.
Podczas ubiegłorocznej licytacji, Stowarzyszenie "Wielkie Serce" -
organizator przedsięwzięcia, zebrało ponad 460 tysięcy złotych.
Pieniądze uzyskane z licytacji pozwoliły realizować program wyjazdów
terapeutyczno-rehabilitacyjnych podopiecznych ośrodka.
(PAP)
Zwolennicy zmian w Konstytucji: trzeba uzdrowić ustrój
Premier Donald Tusk zaproponował zmiany w konstytucji, które mają m.in.
wzmocnić rolę rządu i premiera, a osłabić pozycję prezydenta. Wiceszef
klubu PO Rafał Grupiński uważa, że to uzdrowi ustrój polityczny w Polsce.
- Kierunek zmian jest dobry, choć nie pokrywa się całkowicie z naszymi
pomysłami - ocenił z kolei Jerzy Stępień, były prezes Trybunału
Konstytucyjnego i współautor propozycji zmian w ramach konwersatorium "Doświadczenie
i Przyszłość".
Na specjalnej konferencji prasowej Donald Tusk zaproponował zmiany w
polskiej Konstytucji. Wśród pomysłów są wybory prezydenta przez
Zgromadzenie Narodowe (połączone izby sejmu i senatu), rezygnacja z
prawa weta dla głowy państwa i zmniejszenie liczby posłów i senatorów.
Szef rządu powiedział, że Konstytucję można zmienić w ciągu kilku
miesięcy, wprowadzając do niej proponowane zasady. Zaproponował też
wybieranie senatorów według ordynacji większościowej, a posłów według
ordynacji mieszanej.
Politycy zrozumieją?
- Uważam, że propozycje przedstawione przez premiera idą w dobrym
kierunku i są poważną podstawą dalszych prac - powiedział Jerzy Stępień.
- Wierzę, że świat polityki zrozumie, iż w jego interesie jest
uporządkowanie relacji między prezydentem i premierem - dodał, pytany o
możliwość przeprowadzenia takich zmian.
Według Stępnia, propozycje przedstawione przez "Doświadczenie i
Przyszłość" nie były tak radykalne, jak to, co zaproponował Donald Tusk.
- My na przykład opowiadaliśmy się za utrzymaniem prawa prezydenta do
wetowania ustaw, choć byliśmy za obniżeniem progu głosów potrzebnego do
jego odrzucenia: z obecnych 3/5 do bezwzględnej większości - powiedział
Stępień. Jego zdaniem jednak, odebranie prezydentowi prawa weta jest
dobrym pomysłem, bo rolę "obrońcy konstytucji" skutecznie przejmuje
Trybunał Konstytucyjny - od czasu, kiedy jego orzeczenia są ostateczne.
Uda się? "Nie jestem wróżką"
- Zmiany są rewolucyjne, ale są zgłaszane w takim momencie, w którym
jest możliwe ich przeprowadzenie. Będą rozmowy i konsultacje polityczne,
zobaczymy jakie będą ich efekty. Na chwilę obecną nie wiem, nie jestem
wróżką - powiedział wiceszef klubu PO Rafał Grupiński.
Jego zdaniem, jeden z pomysłów powinien znaleźć uznanie PiS. Jak
tłumaczył chodzi o ograniczenie liczby posłów. - Mam nadzieję, że uda
się z nimi porozmawiać - zaznaczył polityk Platformy.
"Politycy nie są gotowi"
Politolog prof. Kazimierz Kik uważa, że zaproponowane przez premiera
Donalda Tuska propozycje zmiany konstytucji doprowadziłyby do zmiany
jakości klasy politycznej. Ale - zdaniem Kika - w tej chwili jest ona
niegotowa na taką zmianę.
- Jako obywatel podpisuję się dwiema rękoma pod wszystkimi zmianami,
trzymam za premierem kciuki w tej dziedzinie, ale uważam, że klasa
polityczna jest do tego niegotowa - powiedział Kik.
Jego zdaniem, na szczególną uwagę zasługuje propozycja dotycząca
ordynacji. - Dotychczasowa ordynacja proporcjonalna prowadziła do tzw.
ilościowego charakteru polskiej klasy politycznej. Teraz byłaby to
raczej rywalizacja osobowości, autorytetów, jakości. W efekcie zmieniłby
się skład parlamentu, nastąpiłoby przejście z ilości na jakość - ocenił
politolog.
Zdaniem Kika zaproponowane zmiany konstytucyjne są jednak "absolutnie
nierealne w tej konfiguracji sił parlamentarnych". - Partie będą broniły
się przed tym zwrotem ku jakości, ponieważ one żyją dzięki bylejakości -
powiedział Kik.
(PAP)
Piątek,
2009-11-20
Senat przyjął ustawę
hazardową - bez poprawek
Senat przyjął ustawę hazardową bez poprawek. "Za" głosowało 48 senatorów,
30 wstrzymało się od głosu, 3 przeciw. W czwartek ustawa została
zatwierdzona przez sejm.
Nie uwzględniono 10 poprawek, które do ustawy zgłosili senatorowie Prawa
i Sprawiedliwości. Chcieli oni zaostrzenia niektórych przepisów.
Przewodniczący komisji finansów Kazimierz Kleina z Platformy mówił, że
gdyby wprowadzić zmiany proponowane przez PiS, podatek od hazardu byłby
de facto wyższy od dochodów uzyskiwanych przez przedsiębiorców.
Teraz ustawa zostanie przekazana prezydentowi, który może ją podpisać,
odmówić złożenia podpisu albo skierować do Trybunału Konstytucyjnego.
(IAR)
MON potwierdza: skończyliśmy negocjacje z Amerykanami
Zakończyły się polsko-amerykańskie negocjacje w sprawie statusu
stacjonujących w Polsce wojsk amerykańskich w związku z planami
umieszczenia elementów systemu antyrakietowego - powiedział wiceminister
obrony Stanisław Komorowski. Prowadził on negocjacje ze strony MON. - Na
naszym szczeblu zakończyłem negocjacje, ostateczna wersja została
przedstawiona do akceptacji premierowi - dodał.
Wiceminister nie chciał ujawnić szczegółów porozumienia o statusie
amerykańskich wojsk zanim nie poda ich kancelaria premiera, jednak
pytany o będącą swego czasu przedmiotem sporu kwestię podległości
amerykańskich wojskowych polskiej jurysdykcji, dał do zrozumienia, że "skoro
negocjacje zostały zakończone, można się domyślać, że coś osiągnęliśmy".
Umowa o statusie wojsk ma zostać ogłoszona publicznie po akceptacji
przez premiera i "lingwistycznym czyszczeniu tekstu".
W sierpniu ub. roku Polska i USA podpisały umowę o umieszczeniu w Polsce
elementów systemu obrony przeciwrakietowej mającego chronić terytorium
Stanów Zjednoczonych i amerykańskie wojska stacjonujące za granicą. W
Polsce miała zostać ulokowana baza 10 rakiet przechwytujących, w
Czechach planowano zainstalować radar. We wrześniu bieżącego roku
administracja Baracka Obamy ogłosiła rezygnację z planów forsowanych
przez rząd George'a W. Busha na rzecz rozmieszczenia w Europie mobilnych
naziemnych rakiet SM-3, dotychczas wytwarzanych w wersji morskiej.
W październiku asystent sekretarza stanu USA ds. bezpieczeństwa
międzynarodowego Alexander Vershbow zadeklarował w Warszawie, że USA
chcą, by Polska była krajem-gospodarzem dla jednego z dwóch naziemnych
zestawów rakiet krótkiego i średniego zasięgu SM-3. Już w negocjacjach
dotyczących poprzedniej wersji tarczy antyrakietowej strona polska
stawiała warunek, by instalacji towarzyszyło wzmocnienie polskiej obrony
powietrznej, np. przez włączenie do niej zestawu przeciwrakietowego i
przeciwlotniczego Patriot. Po rozmowach z Vershbowem Komorowski
zapowiedział, że wkrótce w Polsce będzie stacjonować rotacyjnie bateria
Patriot - z rakietami w wersji bojowej, a nie ćwiczebnej, jak wcześniej
proponowali Amerykanie - i zostanie ona włączona w polski system obrony
powietrznej.
Mimo zawarcia umowy głównej przeciągały się negocjacje dotyczące
porozumienia SOFA (Status of Forces Agreement), które regulowałoby
status amerykańskiego personelu obsługującego m. in. zestaw Patriot.
Rozbieżności dotyczyły regulacji podatkowych i podległości
stacjonujących w Polsce Amerykanów polskim sądom w razie naruszenia
przez nich polskiego prawa.
(PAP)
"Sygnał od polskiego sejmu dla włoskich obrońców krzyża"
Ponad 2/3 klubu Platformy podpisało się pod projektem uchwały
potępiającej wyrok Trybunału w Strasburgu ws. krzyży - dowiedziała się
Wirtualna Polska. Wśród sygnatariuszy są m.in. przewodniczący Grzegorz
Dolniak, Waldy Dzikowski, Sławomir Nowak oraz minister ds. równego
statusu Elżbieta Radziszewska. Głosy wśród posłów PO zbierał poseł
Jarosław Gowin. - Włoscy obrońcy krzyża powinni otrzymać czytelny sygnał
poparcia ze strony polskiej opinii publicznej, a sejm reprezentuje
polskie społeczeństwo - mówił.
Przeczytaj też Katolicy domagają się krzyża w polskim godle, wywiad z
ateistą "Drażnią mnie krzyże w szkołach" oraz tekst "Katolicy vs.
ateiści: nie damy ruszyć krzyży!"
W sumie zebrano ponad 116 podpisów przedstawicieli klubów PO, PiS, PSL i
koła poselskiego Polska Plus (inicjatora uchwały). Jej sygnatariusze
stawiają sobie za cel wskazanie, że krzyż to nie tylko symbol religijny,
ale także element polskiej tradycji narodowej. "Znak krzyża w sferze
publicznej przypomina o gotowości do poświęcenia dla drugiego człowieka
i ofiary, wyraża wartości budujące szacunek dla godności każdego
człowieka, praw osoby ludzkiej i praw wspólnot" - możemy przeczytać w
projekcie, który trafił do laski marszałkowskiej w środę.
W uchwale zawarte są również sformułowania sugerujące, że Trybunał
zakazuje obecności krzyży w klasach szkolnych we Włoszech. Nie jest to
prawdą, bo orzeczenie jest "unikatowe" - dotyczy konkretnej szkoły i
nikt na jego podstawie nie może domagać się ogólnego zakazu wieszania
krzyży. - Domaganie się zakazu ogólnego narusza prawa tych osób, które
są zainteresowane tym, żeby krzyż był obecny w klasie - mówi Wirtualnej
Polsce prof. Artur Nowak-Far, szef Katedry Prawa Europejskiego Szkoły
Głównej Handlowej.
Poseł PO Jarosław Gowin, który zbierał głosy poparcia dla uchwały w
obronie krzyży wśród posłów Platformy, ma nadzieję, że będzie o niej
głośno w całej Europie. - Chciałbym, żeby głos naszego parlamentu
zabrzmiał jak najszerzej w Europie, dlatego do rozpropagowania
inicjatywy będę namawiał naszych europarlamentarzystów - dodaje.
Gowin orzeczenie Trybunału w Strasburgu uważa za"przejaw nietolerancji i
zamach na wolność sumienia". Jak mówi we współczesnej Europie jest wiele
przejawów takiej nietolerancji. Jako przykład wymienia skandaliczną -
jego zdaniem - decyzję rządu francuskiego zakazującą muzułmankom
noszenia czadorów w szkołach. - Tożsamość europejska opierała się na
zasadzie pluralizmu. Różnorodność jest ogromnym bogactwem Europy i
trzeba ją szanować - mówi poseł PO.
Projekt uchwały potępiającej wyrok Trybunału wsparł również poseł PSL
Franciszek Stefaniuk. Z jakiego powodu? - To chyba oczywiste, słowa są
tu zbędne. Trybunał podjął decyzję, która godzi w uczucia wszystkich
wierzących Polaków. Krzyż to symbol naszej religii i każdy, dlatego ten,
kto nosi w sercu uczucia religijne, powinien zabrać taki głos, jak my
zabraliśmy - mówi z przekonaniem poseł PSL.
- Ta uchwała to będzie przekaz o tolerancji dla Europy. Jeśli ktoś jest
ateistą, to ja jako katolik nie zwracam mu uwagi, nie wywieram żadnej
presji na jego przekonania, więc dlaczego, ci którzy są niewierzący mają
wywierać presję na ludzi wierzących? Ja tak pojmuję tolerancję. Zdanie
jednostki trzeba uszanować, ale jednostka nie może dyktować zdania
większości - mówi Stefaniuk.
W opinii Krzysztofa Jurgiela projekt uchwały to inicjatywa zasadna i
cenna. - Polska w 966 roku przyjęła chrześcijaństwo, krzyż to element
naszej kultury. Krzyże powinny wisieć w miejscach publicznych i nikt z
zagranicy nie może dyktować nam, co w Polsce powinniśmy w tym zakresie
robić - uważa poseł PiS.
Zapytaliśmy posłów, czy zapoznali się z pisemnym uzasadnieniem wyroku
Trybunału (jego treść na razie nie jest dostępna w języku polskim. Jako
pierwszy tłumaczenie zamieścił serwis wolnomyślicielski Racjonalista.pl).
- Czytałem jedynie omówienia prasowe, które są wiarygodne - mówi w
rozmowie z WP Gowin. - Nie będę się w ogóle do uzasadnienia odnosił, bo
to nie jest konieczne - dodaje Jurgiel.
- Nie jest przyjęte w Europie, by parlamenty narodowe podejmowały
uchwałę potępiającą wyrok europejskiego sądu - mówi Wirtualnej Polsce
specjalista prawa europejskiego prof. Artur Nowak-Far. - To raczej
rzadki precedens, który nie będzie miał absolutnie żadnych skutków
prawnych. Trybunał nie uwzględni tego głosu - mówi ekspert. Jak dodaje
Nowak-Far, informacja na temat uchwały na pewno przebije się do
europejskich mediów, co zapewni jej spory rozgłos.
Europejski Trybunał Praw Człowieka w Strasburgu orzekł na początku
listopada, że wieszanie krzyży w klasach to naruszenie "prawa rodziców
do wychowania dzieci zgodnie z własnymi przekonaniami" oraz "wolności
religijnej uczniów". Orzeczenie to wydał w związku ze skargą na obecność
krzyża, złożoną przez obywatelkę włoską pochodzącą z Finlandii. Ponadto
trybunał nakazał państwu włoskiemu wypłatę kobiecie odszkodowania w
wysokości 5 tysięcy euro za "straty moralne".
Joanna Stanisławska, Wirtualna Polska
(wp.pl)
Czwartek, 2009-11-19
Sejm uchwalił ustawę
hazardową
Sejm przyjął ustawę hazardową. Poparło ją 234 posłów, przeciw było 8, a
177 - głównie z PiS i Lewicy - wstrzymało się od głosu.
Ustawa o grach hazardowych podnosi podatki od hazardu i ogranicza
istnienie automatów o niskich wygranych do czasu wygaśnięcia obecnych
zezwoleń. Nowe zezwolenia nie będą wydawane, a gra na automatach będzie
możliwa tylko w kasynach. Ustawa określa też warunki funkcjonowania
kasyn i limit automatów.
W piątek ustawą o grach hazardowych zajmie się senat. Jeśli senatorowie
nie wprowadzą do ustawy poprawek, to zostanie ona przekazana do
podpisania prezydentowi. Prezydent ma na decyzję 21 dni. Może ustawę
podpisać, zawetować lub skierować do Trybunału Konstytucyjnego.
Wcześniej prezydencki minister Paweł Wypych zapowiedział, że prezydent
Lech Kaczyński podpisze ustawę hazardową, jeśli będzie ona zgodna z
konstytucją, ograniczy dostępność do hazardu, zwłaszcza dla osób
niepełnoletnich, ureguluje rynek hazardowy i nie spowoduje, że "znaczna
część tego rynku zejdzie do hazardowego podziemia".
(IAR)
Wałęsa: to nie tak miało być
Nie tak wyobrażałem sobie historyczne wybory prezydenta UE. Zamiast
przejrzystości i jasnych reguł mamy zakulisowe gry i zamknięte rozmowy.
Tak wybranemu prezydentowi trudno będzie o poparcie narodów i pozycję
prawdziwego lidera Europy.
Stanowisko prezydenta UE to przede wszystkim symbol, pokazujący, że
państwa Unii chcą iść w jednym kierunku pod mądrym, silnym społecznie
przywództwem. To podstawowa legitymacja do skutecznego prowadzenia Unii
ku przyszłości i rywalizacji z coraz silniejszymi tygrysami z innych
kontynentów. Zamiast tego obserwujemy niejasną biurokratyczną grę. Nie
zgodzono się nawet na oficjalną prezentację kandydatów, którzy
najwyraźniej "chcieliby, a boją się".
Jakim prezydentem może być kandydat, który nie ogłosi swojej chęci, nie
powalczy swoją wizją o to przywództwo, bo się boi przegranej i trudnego
powrotu do kraju. Nie można być trochę w ciąży. A Unia i kandydaci chyba
tak chcą i próbują. Trudno więc o dobry efekt. Nie wróżę tak wybranemu
prezydentowi przełomowości jego urzędowania. Będzie to raczej ciche
niezauważalne administrowanie biurokratycznym molochem bez wizji i
determinacji znajdującej zawsze siłę w społecznym poparciu.
Nie pierwszy to raz Unia ucieka od fundamentalnie demokratycznych zasad
funkcjonowania i decydowania. Obserwowaliśmy niedawno gremialne odejście
od praktyki referendum. Odbiera się w ten sposób narodom szansę na
zabieranie głosu, na angażowanie się w sprawy całego kontynentu. To nie
jest dobry sposób na pozbycie się opozycji unijnej. Jeśli ona nie będzie
brać udziału w debacie, jeśli nie zaangażujemy szerszych mas do
aktywności, to kiedyś i tak eksploduje ta energia społeczna, co
odczujemy boleśnie. A przecież okazało się, choćby w przypadku jednego z
niewielu w Europie referendów traktatowych w Irlandii, że naród potrafi
wyrazić swoją mądrość, dojrzałość i odpowiedzialność, że można przez
argumenty i dyskusję przekonać do wizji i do konieczności. Nie trzeba
wszystkiego przeprowadzać pokątnie. Unia musi mieć większe zaufanie do
mądrości zbiorowej narodów, przy odpowiedzialnym podejściu,
przekonywaniu i argumentach.
Chciałbym taką, jak zamknięta zakulisowa procedura wyboru prezydenta UE,
spisać na karb przejściowości systemu. Po wejściu koniecznego, chociaż
niedoskonałego Traktatu Lizbońskiego, będzie czas na poprawę tych
mechanizmów. Będzie czas na powrót do fundamentów Unii: zaangażowania
społecznego i demokratycznych narzędzi decydowania. Potrzebna jednak
będzie wola i wizja. Także nowego prezydenta Unii, który wybrany nie
całkiem demokratycznie będzie jednak potrafił wyjrzeć dalej z okien
swojego gabinetu i przypomnieć UE o jej prawdziwych fundamentach.
(wp.pl)
Jest wyrok ws. lekarki pomagającej bezdomnym
Krakowski sąd umorzył sprawę lekarki Ilony Rosiek-Koniecznej, która
wypisywała bezpłatne recepty dla bezdomnych. Sąd umorzył sprawę ze
względu na znikomą szkodliwość społeczną. Podkreślono fakt, że
przemawiała za tym szczera i bezinteresowna chęć oskarżonej niesienia
pomocy bezdomnym i najbiedniejszym. Media nazwały lekarkę "Janosikową".
Lekarka była oskarżona o to, że od grudnia 1998 r. do grudnia 1999 r.
wystawiła, łamiąc prawo, ponad 2 tys. w pełni refundowanych recept dla
inwalidów wojennych. Tym samym doprowadziła NFZ do niekorzystnego
rozporządzenia mieniem, wyłudzając ponad 101 tys. zł.
Lekarka przed sądem przyznała się do wypisywania bezdomnym bezpłatnych
recept, ale zaprzeczyła, by robiła to w celu wyłudzenia pieniędzy. - Po
prostu leczyłam bezdomnych - wyjaśniła. W ostatnim słowie stwierdziła,
że wyrok dotyczy nie tylko jej osobiście, ale całej grupy ludzi. -
Chodzi o nadzieję dla tych ludzi, że warto im pomóc bez względu na
wszystko - mówiła.
"Lekarka nie odniosła żadnych korzyści z procederu"
Ze względu na motywy, jakimi się kierowała, prokuratura wniosła o
nadzwyczajne złagodzenie kary i wymierzenie lekarce 2 miesięcy
ograniczenia wolności w postaci obowiązku pracy na rzecz Fundacji, w
której już działa. Obrońcy chcieli uniewinnienia oskarżonej,
podkreślając, że lekarka nie odniosła jakiejkolwiek korzyści. - Ona jest
po prostu dobrym człowiekiem. Daje tego dowód całym swoim życiem i to
był motyw jej działania - podkreślił mecenas Edward Pabian.
- Na szczęście sąd w tej sprawie nie musiał wybierać, co jest
ważniejsze: człowiek czy prawo. To nie jest problem sądu, to jest
problem systemowy do rozwiązania. W tym systemie lekarz bardzo często
staje przed wyborem, czy pomóc człowiekowi, czy dostosować się do
wymogów prawa i tej pomocy odmówić. I lekarz, który wybierze pomoc
człowiekowi łamiąc przepisy prawa, musi liczyć się z odpowiedzialnością
prawną - stwierdziła w uzasadnieniu wyroku sędzia Małgorzata Bartuzi.
Jak wyjaśniła, sąd w tym przypadku kierował się jednak motywami
działania oskarżonej, uznając, iż społeczna szkodliwość jej czynu jest
znikoma, a jej chęć pomocy ludziom z miłości do nich jest szczera i
autentyczna.
Dla wyroku istotne znaczenie miało również to, że prokurator nie ustalił
wysokości szkody, tj. nie wydzielił recept wystawionych dla konkretnych
osób, uprawnionych do refundacji, od tych recept, które były
przeznaczone dla osób nieuprawnionych.
"Nie miała czasu jeść, mieszkała w strasznych warunkach"
- Oskarżona nierzadko nie miała czasu jeść, mieszkała w warunkach, które
dla wielu ludzi byłyby nie do zniesienia, ponieważ zorganizowała w
mieszkaniu przytulisko dla bezdomnych, leczyła ludzi za darmo kosztem
swoich relacji z córką. Te okoliczności przekonują sąd, że jej
motywacja, czyli bezinteresowna chęć pomocy ludziom, jest szczera i
autentyczna. I właśnie ta motywacja, w sytuacji, kiedy nie udało się
ustalić szkody, przekonała sąd, że to działanie należy określić jako
znikomą szkodę społeczną i postępowanie umorzyć - powiedziała sędzia.
"Nie czułam się przestępcą"
- Myślałam, że ten wyrok, który proponowała prokuratura, będzie
podtrzymany, bo to było takie wyjście salomonowe z sytuacji. Ale ja się
cieszę, że jest to uniewinnienie, bo nie czułam się przestępcą i bycie
oskarżonym nie jest miłe. I tak sobie myślę, że chociaż przekroczyłam
prawo, to nie byłoby właściwe skazanie mnie - powiedziała oskarżona
dziennikarzom po ogłoszeniu wyroku.
- Dziś też są takie trudne sytuacje, że lekarze bez przerwy stoją przed
trudnymi problemami. A pacjent nawet nie widzi, że to nie lekarz jest
winny - dodała.
Pytana o plany na przyszłość stwierdziła, że "jej życie jest już
ustabilizowane". - Ja mam swoją służbę wśród bezdomnych. Marzę, żeby
apteki darów jeszcze funkcjonowały, bo ich działalność ma się ku
końcowi, a ja na tym bazuję. A moje życie jest cały czas takie samo i
będzie takie samo - wyjaśniła, zapowiadając dziękczynną modlitwę do Boga
po powrocie do hostelu.
Lekarka wraz z mężem prowadzi obecnie w Krakowie hostel dla bezdomnych,
w którym mieszka ok. 30 osób. Wydaje też obiady dla kilkudziesięciu
osób. Jej podopieczni korzystają z pomocy lekarskiej, a leki otrzymują z
darów.
- To nasza Boża mama. Cieszę się, że Ilonka dalej będzie z nami. Ona mi
uratowała życie - płakała po ogłoszeniu wyroku jedna z podopiecznych
lekarki Małgorzata Kopacz. - To sprawiedliwy wyrok - mówił inny
podopieczny z całej grupy, która towarzyszyła lekarce w sądzie. Wszyscy
podopieczni lekarki bili brawo po ogłoszeniu wyroku.
Wyrok jest nieprawomocny. Prokuratura nie podjęła jeszcze decyzji, czy
będzie składała odwołanie.
(PAP)
|
|
INDEX
|